Pająk
18 lutego 2021
Gdy stała w lecie na swym balkonie.
A, że się bardzo pająków bała,
To jak osika ze strachu drżała.
Gdy zaś wychodzić mu się nie śniło,
A wziąć go w ręce chęci nie było,
Więc w tej panice bluzkę rozbiera,
- Może wypadnie z niej ta cholera.
Lecz z niej nie wypadł, z tego wynika,
Że się już schował do jej stanika
I się tam tuli w jej piersi obie.
Tego wybaczyć nie mogła sobie.
W nocnych koszmarach tego nie śniła.
Dlatego szybko stanik zrzuciła.
Lecz się jej po tym nie polepszyło,
Bo pośród piersi też go nie było.
Gdzie on się podział? Wciąż nie wiedziała,
Że jest gdzieś niżej myśleć nie chciała.
I choć to brzmiało niewiarygodnie,
Pomimo wszystko zrzuciła spodnie.
I chociaż nimi wciąż potrząsała,
To się zagadka nie rozwiązała.
Bo on nie wypadł z żadnej nogawki,
Przez co nerwowe miała już drgawki.
Wciąż nie wiedziała, gdzie on się chowie,
Najgorsze myśli miała więc w głowie.
W swej wyobraźni już go widziała,
Jak w jej intymną wchodzi część ciała.
I w tym co zdobi każdą dziewczynę,
Z nici wytwarza swych pajęczynę.
A przez te myśli co w głowie miała,
Mało zawału już nie dostała.
Decyzję zatem szybką podjęła
I swoje skąpe majteczki zdjęła.
Tam go na szczęście także nie było,
Co bardzo wtedy ją ucieszyło.
Lecz na swe oczy nagle przejrzała,
Że na balkonie swym naga stała.
Bo przez panikę i strach pospołu,
Tam rozebrała się do rosołu.
I może nic by to nie szkodziło,
Gdyby sąsiadów w koło nie było.
A było dużo ich o tej porze,
I każdy przez nią w dobrym humorze.
Lecz do tej pory cichutko byli,
Bo się na występ tak zapatrzyli.
Gdy zaś już wszystko było skończone,
O bis prosili speszoną żonę.
Gdyż pod wrażeniem byli jej ciała,
Kiedy jak Ewa w raju tak stała.
Lecz ona schować już się pragnęła,
Dlatego swoje ubrania wzięła.
I zawstydzona, choć nie wiem czemu?
Bo podobało się to każdemu,
Schować się w domu miała ochotę.
I przez pająka, i przez głupotę.
Na koniec jeszcze dla niej w podzięce
Unosząc tłumnie do góry ręce,
Gdy uciekała z balkonu żwawo,
Wszyscy sąsiedzi bili jej brawo!
Zamiast morału, mam do pająka
Prośbę – niech więcej już się nie błąka.
Przy dziennym świetle, gdzieś na balkonie,
Tego nie robi się mojej żonie.
Zwłaszcza, gdy w koło patrzą sąsiedzi,
Lecz niech sypialnie naszą odwiedzi,
Żeby w niej żona się przestraszyła,
I przedstawienie dla mnie zrobiła!
Komentarze (0)
brak komentarzy