Dialog poetycki dżentelmena z damą (w wersji zapamiętanej przez mężczyznę)
18 grudnia 2022
- Choć dżentelmen, widzę, z pana.
Zerkasz wciąż na me kolana...
Choć masz panie, zacny gust...
Ciągle zerkasz na mój biust...
~ Bo choć dama, widzę, z pani,
bardzo skąpy nosisz stanik.
Więc się nie dziw, że tak czule
pieszczę wzrokiem twe półkule.
- Miło słyszeć komplimenta,
od takiego delikwenta,
miło słyszeć, żem ja dama,
chociaż zawstydzona sama.
Przeto mam spłonione lica,
chociaż długa ma spódnica,
ale patrzą na mnie wzroki
bo mój dekolt zbyt głęboki.
~ Oj, głęboki tak jak studnia,
a spódnica jakże cudna.
Chciałbym podejść o krok bliżej
i podciągnąć ją ciut wyżej,
by zobaczyć, co za kwiatki
ten materiał zdobią rzadki.
Musiał być on bardzo drogi,
skoro damy skrywa nogi.
- By zobaczyć co za kwiatki?
Oczywiście, bardzo proszę,
Lubię wszak ozdobne szatki,
Więc spódnicę już podnoszę…
~ Więc już śpieszę, żeby zoczyć
co przykuło moje oczy.
Czy to bratki? Czy stokrotki?
Sam już nie wiem, Boże słodki...
Ale, ale, pod spódnicą
się koronki jakieś świcą.
Czy to aby nie haleczka
opatula twe udeczka?
- Drogi panie, mistrzu gadki,
Powiem panu w tajemnicy
Te kwiatuszki to są bratki,
Które zdobią rąb spódnicy
Ależże pan wzrok masz baczny,
Nie ukryję tajemnicy…
Że koronek wzorek znaczny…
Widzisz spod mojej spódnicy.
~ Wybacz, pani, żem jest gamoń
i kwiatuszków nie poznałem,
ale moja droga damo,
to nie na nie spojrzeć chciałem.
Pięknie proszę, unieś deczko
te koronki śnieżnobiałe,
bo wciąż skrywasz pod haleczką
twoje zgrabne łydki całe.
Ich widoku jam nie godzien,
o to proszą zwykle chamy,
lecz mi się nie zdarza co dzień
w towarzystwie bywać damy.
- Jesteś panie łaskaw wielce
Dziwię się doprawdy sama
Skromnej mnie, nauczycielce
Przypisujesz miano – dama?
~ Uczycielka, moja damo,
nawet skromna tak jak trusia,
zasługuje na to miano -
tak prawiła mi mamusia.
- Choć to prośby dżentelmena
Lecz czy nie jest to krok brzydki?
„Ależ mię ponosi wena…”
- Chcieć zobaczyć moje łydki?
- „Ach podciągam wnet spódnicę
I swą halkę też podciągam
Już on widzi moją giczę…
Ależ na nią się ogląda!”
- Drogi panie, bardzo miły
Czy to aby to uchodzi?
By tak oczka się gapiły!
By tak wzrok po nodze wodził?
~ Ależ czemu nie uchodzi,
skoro one takie zgrabne?
Patrzeć mógłbym wiele godzin,
bo niezwykle są powabne.
Nie wypada, by ich krasę
ciągle skrywać pod spódnicą.
Tę ich smukłość odsłoń czasem -
niech i innych też zachwycą.
Ale czy też zwiewna dama,
tak paradna i wyniosła,
równie śliczne ma kolana?
Czy rąb wyżej byś uniosła?
- Ależ, ależ proszę pana!
Czy to nie jest nazbyt wielce…
Mam pokazać i kolana?
To przystoi uczycielce?
Taka pańska propozycja,
rodzi tu niejaki zgrzyt…
Chociaż myślę to nic, ja...
Jednak mi po prostu wstyd.
Jednak jakaś dziwna siła
każe być dla pana miła…
Poczuję się rozebrana…
Oto moje są kolana!
~ No i czego tu się wstydzić?
Nikt nas obcy wszak nie widzi,
a i nawet jak i zoczy,
to nacieszy też swe oczy.
Takich kształtnych kolan przecie
nie ma żadna z dam na świecie.
Gdybym dłońmi je choć musnął,
to bym w nocy dziś nie usnął.
Ale nie mam tej śmiałości
i powstrzymam grzeszne ręce,
bom tu zaszedł tylko w gości
i nie godnym czegoś więcej.
- Gdy tak słyszę komplimenta
wszak nie pierwsze przecie już to
jakie śliczne me nóżęta,
wnet dygocze me serduszko.
Wnet dygoczę cała sama,
drżę ja wówczas drogi panie
kiedy słyszę to ja, dama,
wyraz taki to - muskanie.
~ Komplimenta i te słowa
płyną z głębi mojej duszy.
Wszak nie każda białogłowa
lód w mym sercu umie skruszyć.
Widzę ci ja, jak dygoczesz
i spłoniłaś się rumieńcem.
Markizami rzęs łopocesz,
jakbyś chciała rzec coś więcej.
- Kiedy słyszę takie słowa,
to wyznanie co do lodu
skruszeń, aż mi moja głowa
szumi, ode tego miodu.
Rzeczywiście, żem spłoniona,
powiem jeszcze i co
widząc, czuję się jako ikona,
pański wzrok pod mą spódnicą.
~ Wyznam to, jak na spowiedzi,
żeś ikoną jako żywo.
Jak bogini tutaj siedzisz
z jasnych włosów bujną grzywą.
Czy to jaki złudny omam
mami teraz me źrenice,
lecz wrażenie, pani, to mam,
żeś uniosła ciut spódnicę.
- „Ach, on widzi, że me loki
kręcę tak kokieteryjnie
pewnie kręcą go widoki
Nieco zbyt ostentacyjnie.”
Czy podobnie go podnieca,
aż dodaje mi to trwogi,
że uniosła się ma kieca?
Lepiej widzi moje nogi.”
- Ależ, ależ panie drogi…
Masz li mnie za obłudnicę?
bym swe tak ukazywała nogi?
Bym uniosła swą spódnicę?
~ „Damęm spłoszył, o, ja głupi,
a liczyłem, że się uda
w łaski jej się bardziej wkupić
i ponętne ujrzeć uda.”
~ Ależ skądże, droga pani,
obłudnicą taka dama?
Widać to mój wzrok mnie mami.
Czy wybaczysz mi ten blamaż?
- Możem nieco staroświecka,
Taka jestem, taka Marta.
Chyba jednak moja kiecka
Była nieco i zadarta…
Oczywiście, że przypadkiem,
Przeto jestem tak przejęta,
Jednak chyba to ukradkiem
obejrzał pan me nóżęta…
~ Ach, więc, pani, tyś jest Marta.
Piękne imię, damo, nosisz!
Czyś naprawdę grzechu warta,
jak przysłowie pewne głosi?
- Nie mnie sądzić czegom warta,
sam słowami tutaj szastaj.
Wszak zakryta zawszeć karta
taką każda jest niewiasta.
~ Nim to powiem, zacna damo,
pozwól zrobić mi to samo,
więc ci wprzódy się przedstawię -
otóż, pani, jam jest Paweł.
U twych stópek kornie padam
i całuję dłoń twą, Madame.
Och, zaiste, piękna Marto,
niecnych grzechów tyś jest wartą!
- Jakich grzechów? Niecnych czemu?
Czyżby to… bałamutnemu,
słowu, wierzyć w słowa..
Przeciem skromna białogłowa.
~ Owszem, skromna, aleć kusisz
przypadkowym nawet ruchem.
Sama wszak to przyznać musisz,
że nie jesteś marnym puchem,
lecz niewiastą z krwi i kości,
która wielkie ma pragnienia,
Czyż uciekasz od miłości
i ciągłego uwielbienia?
- Jestem skromną białogłową,
jeśli kuszę – przypadkowo…
jeśli prowokuję strojem,
cóż, no takie są dziewoje…
- „Czemu jego gadka śmiała
tako na mnie mocno działa?
Czyżby taka mię myśl tchnie,
By zdobywał mocno mnie?”
~ Oj, kokietką, jesteś, Marto,
nibyś skromna i cnotliwa,
ale dobrze znasz swą wartość
i być lubisz nienobliwa.
~ „Ale cwana z niej bestyja
niby cnotka, niby dama,
a wciąż wije się jak żmija
i odsłania swe kolana.”
- „A niech facet się podnieca!
A niech kuszą go me nogi!
Niech podwija się ma kieca.
Miło czuć jest wzrok ten srogi.”
~ Nibyś skromna, a twe stroje
eleganckie są nad podziw.
Na pończoszki cienkie twoje
aż mi patrzeć się nie godzi.
Takie duże w nich otworki
i misternie mają wzorki,
lecz nie widać jest niestety,
jakie zdobią je manszety.
Wiem, że prośba to jest śmiała,
lecz ciekawość aż mnie zżera,
bo jak magnes na mnie działasz,
gdy tę kieckę tak zadzierasz.
W myślach błąka się pytanie:
czy prócz kolan, także uda,
wzrok by przykuć były w stanie,
czy to jednak próżna złuda?
~ „Ot, damulka, twarda sztuka,
niby kusi, niby nęci,
a wymówek tylko szuka
i udaje wciąż brak chęci.”
- Ach, że panie ty kobietę
prosisz abym ci manszetę
moich pończoch ukazała...
i koronki też... bez mała
Ach mój panie, nadzbyt śmiało,
ale skoro dziać się miało,
chybam nie jest ja paskuda...
proszę bardzo, oto uda...
~ Nawet nie myśl tak, ma droga,
ktoś o takich zgrabnych nogach
wszak paskudą - prawię szczerze -
być nie może w żadnej mierze!
Toż te twoje piękne uda
to doprawdy istne cuda
ni za chude, ni za grube -
moim oczom niosą zgubę!
Z alabastru czas je wykuł,
by wzrok męski mogły przykuć.
By z zachwytu wznosić ochy,
widząc na nich te pończochy.
- „Ach on patrzy na me uda…
cóż za wzrok jest tego pana!
Ach, mych uczuć amplituda!
Ależ żem skonsternowana!
Jego wzrok badawczo bada…
widzi dobrze me pończochy…
Serce kłuje słowo - biada!
Nie pokażę mu wszak psiochy…”
- Ależ pańskie cne pochwały,
mocno mnie zmitygowały…
W duchu myśląc - „Ach łobuzie”
- Zali ja mam zgrabne nózie?
~ „Co tam nózie! Marzy mi się,
żeby ujrzeć też jej pisię.
Gdyby wyżej był rąb kiecki,
dojrzałbym już jej majteczki!
Pożądanie we mnie zbiera,
kutas rośnie coraz bardziej,
w spodniach mocno mnie uwiera,
bo się robi z niego twardziel.
Choć spoziera do lusterka
i poprawia niby loczek,
to ukradkiem - widzę - zerka
na wypukłe moje krocze.”
~ Twoje nózie, luba Marto,
godne psalmów i eposów.
Im poświęcić odę warto,
bo nie wielbić ich nie sposób!
- „Gdy zadarta moja kieca
tak na oczach tego typa
wręcz szalenie mnie podnieca.
Ależ ze mnie głupia pipa!”
~ „Skoro kieckę unieść chciała,
bym na uda jej się gapił,
ciekawm, czyby się wzbraniała,
gdybym dłońmi je obłapił.”
- „Kiecka moja stroje szyta
teraz jeszcze tak zadarta,
niech napatrzy się do syta
niechaj widzi, żem otwarta.”
~ „Widzę prawie już jej dupę.
Czas, bym w końcu wziął się w kupę.
Ot, najwyżej da mi w papę,
kiedy ją za uda złapię.”
~ Skoro kiecka tak zadarta,
czy pozwoli pani Marta,
że palcyma chociaż troszki
musnę teraz te pończoszki?
Chcę to zrobić z tej przyczyny,
żeby sprawdzić empirycznie,
z jakiej tkano je tkaniny,
że aż takie są prześlicznie.
Czy koronki i manszety
są tak miękkie jak się zdają,
czy to jednak czar kobiety
sprawia, że tak zachwycają...
- Ale czy to jakieś czary?
„Kiedy on tak sobie mniema.
mnie parują okulary
i wręcz zjada jakaś trema.”
Skoro tak ciekawość zżera…
jakież to pończochy noszę…
zatem będę szczera…
i zobaczyć bardzo proszę.
~ Lecz, czy aby to wypada?
czy ja damie nie ubliżę?
Wszak, by krój twych pończoch zbadać,
siąść bym musiał znacznie bliżej.
No i co by to się stało,
gdybym nawet i niechcący,
twych ud gładkość śnieżnobiałą
przez przypadek dłońmi trącił?
Czybyś zaraz nie uciekła,
jak spłoszona w lesie łania,
cała w pąsach oraz wściekła,
że jest ze mnie kawał drania?
- Tako ufna żem kobieta
której obce jakieś fochy
wierzę, że wiesz, gdzie jest meta
Zatem badaj mi pończochy…
~ „Więc damulka się odkrywa...
Może tylko cnotkę zgrywa,
a w swej główce roi sobie,
że coś więcej tu z nią zrobię?
Spodnie mało mi nie pękną,
będę musiał przed nią klęknąć -
może wtedy zamaskuję
to, co mi w nich tak pulsuje.”
~ Pozwól, Pani, że przyklęknę,
bo pończochy Twoje piękne
lepiej mieć na linii oczu,
by fakturę móc ich poczuć.
Nie do wiary, rety, rety,
jakżeż miękkie te manszety!
A koronki to zaiste
arcydzieła sztuki istne!
- „Gdy tak patrzy na nylony,
bacznie, że aż, wszyscy święci
wzrok ma wręcz rozanielony
Boże! Ależ mnie to kręci!
Zmyślna ta jego taktyka.
Wręcz podstępna jest bez mała,
przy okazji mnie dotyka.
Cała żem mocno zadrżała.
Taka to żem jest dziewczyna,
że aż mnie przechodzą ciary.
Gdzie powiedzie go ścieżyna?
Aby nie na złe obszary?”
~ „Ręka mi się ciut omsknęła
nagie udo jej musnęła,
lecz nic jakoś się nie stało,
tylko ciało jej zadrżało.
Po mnie także chodzą dreszcze,
bo jak jedwab jest jej skóra,
więc pogłaszczę ją raz jeszcze -
nie sięgnęła mnie wszak bura...”
- „Ręka chyża mnie omiata,
wywołując mocne dreszcze
hojna dla mnie to zapłata
chciało by się prosić: - jeszcze.
Baczna ze mnie jest niewiasta
widzę jako mu urasta
spodnie chcąc uwolnić z pęt
jakiś pewnie prężny sprzęt.
A on znów mych nóg dotyka.
Ależ jego polityka...
Ależ mnie przechodzą ciary,
jakież jego są zamiary?
Dłonią znowu mnie zahaczy...
Ależ mnie przechodzą ciarki!
Moje majtki wnet zobaczy!
Byleby nie dostrzegł szparki.”
~ „Delikatnie sunę dłonią
po jej udzie jak śnieg białym.
Wszystkie zmysły we mnie płoną
i jak piec buzuję cały.
Jakoś ciągle nie ucieka,
tylko lekko oczy mruży.
Czy naprawdę na to czeka -
bym ją pieścił jak najdłużej?
Przecież czuję poprzez dotyk,
jak jest także rozżarzona.
Widzę, że od mej pieszczoty
jej twarz wciąż jest rozmarzona...
Dreszcz jej ciało przeszedł nagle
i złączyła swe kolana.
Dłoń mą więzi jak w imadle,
ciut speszona i zmieszana.
Lica zdobią jej rumieńce,
lecz nie puszcza mojej dłoni.
Widać pragnie czegoś więcej,
choć się przed tym jeszcze broni.”
- „Taka ze mnie to niewiasta
nie oznajmiam wcale: basta!
nie wydaję z siebie krzyku
wszak ja tak pragnę dotyku…
Choć to prawda oczywista,
ta koronka przezroczysta,
kiedy on na tyle blisko,
by zobaczyć prawie wszystko.
Czuję wziętą się w dwa ognie,
wszak on nader to swobodnie
może zerkać w mój gorsecik
poznając damski sekrecik…”
~ „Ten mój dotyk ją podniecił,
więc mą drugą dłonią czule,
przez wykwintny jej gorsecik,
pieszczę kształtne dwie półkule.
Nie wydaje się speszona
i nie krzyczy: „Przestań! Basta!”.
Z pożądania chyba skonam,
bo do granic ze mnie wzrasta...”
- Ależ to zaborca z pana…
jestem tęgo zdobywana…
Pozwolenia pan nie pyta…
myśląc, żem taka kobita?
~ Miła pani, ależ skądże!
Widać źlem odczytał znaki,
żem postąpił tak niemądrze...
Nierozważny jestem taki!
Lecz, nadobna Marto, zrozum,
żem przy tobie stracił rozum.
Jeślim tobie w czym uchybił,
dłoń mą cofnę, ani chybi.
- „Ciągle on przekracza progi,
i zerkając mi pod halki
wodząc wzrokiem wielce srogim
ewidentnie szuka szparki”...
(10-15.12.2022 r.)
Komentarze (4)
Rymokleta · 18 grudnia 2022 ·
Mniej zorientowanym Szanownym Czytelnikom chciałem tylko donieść, że pomysłodawczynią i inicjatorką powstania tego utworu była pewna doskonale Wam znana Historyczka, a wszystkie błyskotliwe i niepodrabialne kwestie wypowiadane przez Damę są oczywiście Jej autorstwa . :-) Moja wersja tej rozmowy różni się nieco kolejnością i ilością zwrotek od tej, którą Ona zapamiętała. :-) Potwierdzam też to, co napisała Ona w komentarzu pod swoją wersją - mnie też pisało się z Tobą tak, jakbyśmy znali się od lat. :-)
Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?
historyczka · 19 grudnia 2022
Doskonale udał się zabieg w pokazaniu różnych autorów, za pomocą różnych znaków. Gdy mi to pisałeś, byłam przekonana, że mnie będzie drażnić. A tu niespodzianka. Jest świetnie!
Oczywiście nie mogę nie dać łapki w górę 🙂
Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?
Rymokleta · 19 grudnia 2022
Byłaś sceptyczna do tego pomysłu, bo gdy Ci proponowałem takie rozwiązanie, pisałem o znaku równości i to on wydał się Tobie drażniący. Dopiero później pomyślałem, że tylda będzie bardziej pasować wizualnie. :-)
Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?
Tomasz · Autor · 19 grudnia 2022
Wiersz czytałem z ciekawością do pewnego momentu. W pewnej chwili doszedłem do wniosku, że gdybym to ja był tym mężczyzną z wiersza i wiedziałbym, że się podobam kobiecie z którą rozmawiam, to szybko zaproponowałbym jej spotkanie w zacisznym miejscu. Dlatego trudno mi jest uwierzyć w autentyczność tej rozmowy. Pozdrawiam 🙂
Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?