Sissi – kosmitka (IV) – bukiet fiołków

2 czerwca 2018

Opowiadanie z serii:
Sissi – kosmitka

36 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Poniższy tekst jest czwartym, ostatnim odcinkiem powieści zatytułowanej: "Sissi – kosmitka". Powieść ta, po opublikowaniu tekstu "Przybysze z M31", jest drugą składowa sequelu. W treści tego opowiadania są już wzmianki o wydarzeniach omawianych w innej, istniejącej powieści, przedstawiającej dalsze losy przybyszy z kosmosu i ich przyjaciół.

Warto także przeczytać „epilog od autora”, umieszczony na końcu tego tekstu.

Kolacja w restauracji „Churchill Place”

Gdy cumowaliśmy w porcie Câmara do Lobos, dostrzegliśmy na nadbrzeżu naszych przyjaciół. Siedząc na kamiennych ławkach, opalali się w słabnących już teraz promieniach słońca. Vivian i Tim weszli na pokład i dokładnie zlustrowali jacht. Orzekli „może być”, chyba uda się dopłynąć tym do Lizbony. Tim odnalazł nadzorcę tutejszej mariny i wniósł odpowiednią opłatę portową. Zaczęliśmy podążać w górę skarpy.

– Popatrz, to tam jest ta słynna restauracja „Churchill Place” – pokazała palcem Vivian.

Już stąd widzieliśmy, że mieści się ona na trzech piętrach i ma oszklony taras. Weszliśmy do środka. Bardzo nam się tu spodobało. Na ścianach widniały reprodukcje obrazów wykonanych przez Churchilla, z których większość przedstawiała tutejszą zatokę, port rybacki i malowniczą skarpę nad oceanem. Jak wiadomo, jego pięćset czterdzieści namalowanych obrazów oceniono wysoko, tak iż otrzymał on nawet dyplom Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych, mimo iż nie był jej studentem.

Usiedliśmy przy stoliku na oszklonym tarasie. Zamówimy oczywiście dania z espady. Nie wiem, czy wiecie, że na łowisku Câmara de Lobos odławiana jest na haczyk głębinowa ryba Espada Preta, zwana czarną espadą, żyjąca na głębokości 1000 m. Jak każda ryba głębinowa posiada długie szpilkowate zęby i duże soczewkowate oczy. Rybę tego gatunku łowi się jeszcze tylko na łowisku w pobliżu Japonii. Jest poławiana tylko w dwóch miejscach na świecie.

Nasi przyjaciele byli w świetnych nastrojach. Tim był wszystkim żywo zainteresowany. Co się dziwić, dla niego, jak dla dziecka wszystko było tu ciągle jeszcze zupełnie nowe i niezwykłe.

– Wiecie, czytałem wczoraj o Churchillu. Zauważyłem jednak, że wszystkie osoby znane z waszej, tutejszej historii, są w jakiś sposób powiązane albo przez zazębiającą się sekwencję wydarzeń historycznych, albo wręcz znały się osobiście.

– Tim mówi o znanym fenomenie, o którym pisał kiedyś Tedeus, że istotne osoby ustanawiają taką sieć poznawczą, sieć nadwrażliwców, która działa jak ów VALIS Philipa Dicka – czyli Vast Active Living Intelligence System. Madera to jest taki węzeł owego VALIS. No bo zauważcie, Sissi był żoną przedostatniego Cesarza Austro- Węgier, a ostatni cesarz Karol I też tu był, tyle że nie z własnej woli, lecz zesłany przez Entente Cordial, która wygrała Pierwszą Wojnę Światową. Churchill był już aktywnym politykiem na początku tej wojny. W sierpniu 1914 roku po ataku wojsk cesarstwa Niemieckiego na neutralną Belgię – Churchill, wówczas Pierwszy Lord Admiralicji postawił Royal Navy w stan gotowości bojowej, co w znacznym stopniu przyczyniło się do przystąpienia Wielkiej Brytanii do wojny. Ogłoszenie mobilizacji było w tych czasach trudne do odwołania. Główny rezultat Pierwszej Wojny Światowej to rozpad ówczesnych imperiów i powstanie wielu państw narodowych. Pierwszym takim znaczącym państwem narodowym, które wyłoniło się z otchłani tej wojny, była Polska. Walnie przyczynił się do tego Józef Piłsudzki, pierwszy marszałek powstającej Polski. On także odwiedził Maderę.

– Pierwszy raz słyszę o „sieci nadwrażliwców”, ale jak już to należy zauważyć, że Sissi była fanką zwariowanego króla Bawarii Ludwika II, budowniczego bajkowych zamków. Król Ludwig II sponsorował z kolei Wagnera. Sissi odwiedziła nawet Bayreuth i oglądał przedstawienie Parsifla, które wywarło na niej ogromne wrażenie. Jak wiadomo, wielbicielem Wagnera był także Fryderyk Nietsche, którego wystawienie Parsifala akurat bardzo rozsierdziło i spowodował zerwanie znajomości z Wagnerem – powiedziała Rose.

– No tak, a Nietsche sformułował teorię „odwiecznych powrotów”, która jest w istocie najogólniejszą wersją naszej i także Tedeusa „Teorii współudziału inteligentnych cywilizacji w nawrotowym odtwarzaniu wszechświata” – stwierdziła Vivian.

– Nietsche sformułował jednak również koncepcje „nadludzi” i ogłosił śmierć Boga – powiedziała Rose.

– Tak, ale on miał na myśli po prostu ludzi, którzy stają się potężni poprzez samodoskonalenie i nabywanie niezależności, a nie przez urodzenie, czy też przynależność do jakiejś grupy.

– Rzadko podkreśla się, że Churchill był laureatem literackiej Nagrody Nobla, którą otrzymał za swoje dzieła historyczne. Jednym z najważniejszych z nich była jego historia Pierwszej Wojny Światowej – dodał Tim.

– Napisał też historię Drugiej Wojny Światowej, którą przecież współtworzył. Jego energia życiowa była niespożyta – dodała Rose.

– Gdy zastanawiam się nad waszymi wojnami światowymi, to uderza mnie kompletny brak sensu milionów ofiar Pierwszej Wojny Światowej. Rozumiem, że po przeinaczeniu teorii Nietschego naziści zagrozili niemal wszystkim i wszystkiemu. Nie było wtedy innej rady. Trzeba było podjąć walkę. Natomiast Pierwsza Wojna Światowa była wynikiem zagnieżdżenia się w umysłach ówczesnych ludzi kilku bzdur.

– Masz rację Tim. Kiedyś próbowałam to pojąć – temat podjęła Rose. Próbowałam to sobie uporządkować w głowie. Pamiętam, że trzeba było najpierw założyć, że każde z owych imperiów uważało, że koniecznie musi powiększać się, dokonywać dalszych podbojów. Sąsiadów traktowano jako potencjalne pole nowych łupów, co uzasadniano spaczoną teorią tak zwanego darwinizmu społecznego, to znaczy przekonania, że prawo do życia ma silniejszy. Nawet podobne do siebie etnicznie ludy europejskie, różniące się jedynie językiem i tradycją historyczną mogły przeistaczać się w śmiertelnych wrogów. Podboje kolonialne, z tych samych powodów, traktowano jako rzecz normalną. Starano się wydzierać sobie nawzajem podbite krainy. Planów podbojów nie trzeba było zresztą uzasadniać przed społeczeństwem, gdyż władza w większości krajów miała charakter autorytarny. Rozpętano walki na dziesiątkach frontów. W rezultacie imperia rozpadły się, ale niestety z podświadomości owych ludów wyłoniły się zalążki jeszcze bardziej toksycznych koncepcji nazizmu i rewolucji uzasadnionej walką klasową.

– Dla nas, nawet ta skrótowa opowieść o sensie Pierwszej Wojnie Światowej jest jednak użyteczna – powiedziała Vivian – dziewięć milionów zabitych są niezbitym dowodem, że irracjonalne myślenie może prowadzić do fatalnych skutków. Zachodzi pytanie, czy mało sprawne, nieprecyzyjne ówczesne myślenie o sprawach społecznych miało odpowiednik w postawach i zwyczajach na poziomie rodzin i pojedynczych osób.

– Tak chyba było i nadal tak u was jest – powiedział Tim. Przecież dopiero po Pierwszej Wojnie Światowej kobiety uzyskiwały prawa wyborcze i inne należnych im przywileje. Sissi była jedną ze znaczących prekursorek feminizmu. Wiedza o jej życiu ułatwia zrozumienie stanu ducha współczesnych ludzi i znacznej jeszcze irracjonalności waszego myślenia. Krótko mówiąc, nie umiecie jeszcze okiełznać zawiści i zazdrości.

– Zależy mi na tym, abyś dokończyła twoją opowieść o cesarzowej Sissi. Wspomniałaś, że stosowała ona w życiu niecodzienne rozwiązania.

– To prawda, w oczach potomnych były one zdumiewające. Ambasador niemiecki, książę Filip Eulenburg napisał w raporcie do swojego mocodawcy, cesarza Wilhelma II nawet takie zdanie:

„Z punktu widzenia psychologii rodzina cesarska jest ze wszech miar interesująca. Ten, kto nie zna poszczególnych osób z ich przyzwyczajeniami, nie pojmie tego szczególnego stosunku między parą cesarską, aktorką i córkami…”.

– A jak zaczęła się znajomość aktorki z cesarzem?

– Więc wyobraź sobie, że znajomość została zaaranżowana przez cesarzową. Owszem, wpierw owa Katarzyna wpadła w oko cesarzowi, gdy odwiedzał on finansowany przez siebie Burgtheater. Pierwszy raz zachwycił się nią, gdy odgrywała rolę Kasi w sztuce „Poskromienie złośnicy”. Ponieważ obowiązywał wtedy zwyczaj, że nowi aktorzy zatrudniani w teatrze przedstawiali się cesarzowi na specjalnej audiencji, więc zaistniała okazja do pierwszej osobistej rozmowy. Od tego czasu cesarz odwiedzał dworski teatr kilka razy w tygodniu. Jak stwierdza autorka biografii Brigitte Hamann – wkrótce stało się oczywiste, iż cesarz zakochał się w aktorce. Pisze ona, iż: „Cesarzowa, jak najdalsza od zazdrości, sprzyjała tej zawiązującej się nici przyjaźni. Jest nawet bardzo prawdopodobne, że to dotychczasowe beztroskie zauroczenie pięćdziesięcioletniego mężczyzny młodszą o ponad dwadzieścia lat zamężną kobietą nigdy nie przerodziłoby się w nic więcej, gdyby nie energiczne wsparcie Elżbiety… Żona cesarza często wyjeżdżała z Wiednia. Byłby on wtedy samotny. Jak się dowiadujemy z wierszy pisanych przez Sissi, dręczyło ją z tego powodu poczucie winy, że małżeństwo cesarskie praktycznie się rozpadło… a Elżbieta pragnęła żyć swoimi zainteresowaniami: poezją, czytaniem, studiowaniem greki i coraz dalszymi i bardziej kosztownymi podróżami… Przedtem jednak chciała zatroszczyć się o najbliższe osoby, męża i ukochaną córkę Marię Walerię i mieć świadomość, że nie są one samotne. Tak jak z zapałem i starannością szukała w owym czasie męża dla Walerii, tak też szukała dla cesarza Franciszka Józefa towarzyszki, przyjaciółki, obojętnie jak to nazwać. … Wyboru Katarzyny Schratt dokonała po długim wnikliwym rozmyślaniu właśnie cesarzowa. Nie ulegało wątpliwości, że Franciszek Józef się zakochał. To zdarzało się już niejednokrotnie w przypadku innych kobiet, bez pomocy i ingerencji cesarzowej. W każdym razie w maju 1886 roku Elżbieta przejęła inicjatywę – postanowiła podarować cesarzowi portret Katarzyny… Wymowa tego gestu była jednoznaczna. Wykonanie zlecono malarzowi Angelemu. Cesarzowa zaaranżowała spotkanie w atelier malarza, zrobiła jeszcze jedno: ona, która na ogół bojaźliwie unikała wszelkich spotkań z obcymi ludźmi, towarzyszyła cesarzowi do atelier. Tu spotkała nieświadomą niczego Katarzynę Schratt, która właśnie pozowała Angelemu”.

Później Sissi dokonywała różnych „cudów” organizacyjnych, aby cesarz mógł się spotykać z jej i swoją przyjaciółką, tak aby nie zwracało to zbyt wielkiej uwagi dworu i wszystkich poddanych. Często zapraszała Katarzynę do pałacu Schonbrunn. Wpadła także na pomysł, aby para spotykała się w mieszkaniu jej najbliższej damy dworu Idy Ferenczy, która także mieszkała w pałacu, ale miała oddzielne wejście nienadzorowane przez ochronę. Kiedyś cesarzowa zaprowadziła Katarzynę do pokoi swojego męża. Później cesarz odwiedzał ją także w jej mieszkaniu „Frauenstein” pod St. Wolfgangiem. Po trzech następnych latach Schratt zamieszkała w Wiedniu obok parku pałacowego w Schonbrunn oraz kupiła także willę nieopodal letniej rezydencji cesarskiej w Ischlu. Elżbieta dała Katarzynie klucz do drzwi łączących tę posiadłość z ogrodem letniej rezydencji. O ile w pierwszych latach małżeństwa cesarzowa reagowała na przygody młodego cesarza z zazdrością i zawodem, co demonstrowała atakami histerii i „ucieczkami do rodziny”, to od czasu jej decyzji, aby zaaranżować znajomość Katarzyny z jej mężem, jej postawa zmieniła się radykalnie. Brigitte Hamann tłumaczy to słowami: „Już od dawna nie było między parą cesarską miłości, która niegdyś połączyła oboje małżonków. Elżbieta współczuła samotnemu mężczyźnie, z którym nie chciała i nie mogła już dłużej żyć. Okazała się dobrą i wspaniałomyślną przyjaciółką swojego męża i postępowała szczególnie taktownie”.

– Vivian, Ty zapewne chcesz mi przez tę opowieść powiedzieć, że nie zawsze kobiety kierują się zasadą „sama nie zjem, ale jemu też nie dam”.

– Rose, to też, ale to jest przede wszystkim o wynalezionej przez Sissi tak zwanej kompersji.

– Co to jest kompersja?

– To jest umiejętność cieszenia się z relacji erotycznej partnera z inną osobą. Termin ten stosuje się jednak tylko wtedy, jeśli wszystkie strony są o wszystkim poinformowane i wszystko akceptują. Życiorys Sissi jest pierwszym takim przypadkiem dobrze udokumentowanym. Brigitte Hamann jest przekonana, że – jak pisze – „Wszelkie obawy Schratt, że cesarzowa mogłaby coś mieć przeciw niej, Franciszek Józef rozwiał za pomocą szczerych słów: Cesarzowa wyrażała się… o Pani znowu jak najżyczliwiej i z miłością, a ja od siebie mogę Panią zapewnić, że Bardzo Panią lubię” – i dalej:

„Elżbieta okazywała swoją sympatię, jak tylko mogła, szczególnie wówczas, kiedy Schratt cierpiała z powodu jakiejś niedyspozycji…”. Pisze także, że Franciszek Józef był bardzo wdzięczny swojej żonie za to, że „zaoferowała” mu przyjaźń ze Schratt.

– To jest rzeczywiście niebywałe, zastanawiam się, czy naprawdę jest to możliwe?

– To jest nie tylko możliwe, ale przynosi różne korzyści, czasami bardzo konkretne. Brigitte Hamann napisała między innymi: „Po tragedii w Mayerlingu przyjaźń z Katarzyną Schratt okazała się dla Franciszka Józefa prawdziwym błogosławieństwem, a przede wszystkim dla Elżbiety, która teraz chciała uciec z Wiednia na stałe. Schratt zdjęła z niej poczucie winy i troskę o głęboko załamanego cesarza”. Elżbieta pisała do swojej szwagierki Marii Jose: „Muszę wyjechać, ale zostawić Franciszka samego – to wykluczone. Jednak – on ma Schratt – ona troszczy się o niego jak nikt inny dotąd i bardzo na niego uważa”. Na koniec dodaje: „W towarzystwie Schratt może wypoczywać”.

– Próbuję sobie wyobrazić myślenie osoby, która jest zdolna do tak zwanej „kompersji”.

– Aby dopełnić twoje rozmyślania, to dodam jeszcze, że w pałacu Schonbrun utarł się zwyczaj wspólnych obiadów. Hamann pisze na ten temat następująco:

„… Katarzyna Schratt dostąpiła nawet wielkiego zaszczytu i mogła jadać obiady na dworze w najściślejszym kręgu rodzinnym – tylko cesarz, cesarzowa, arcyksiężniczka Maria Waleria i ona i to wcale nierzadko. Cesarzowa, która zazwyczaj broniła się przed uczestniczeniem w oficjalnych obiadach, która darzyła pogardą przede wszystkim arystokrację dworską o nieskazitelnie czystym drzewie genealogicznym złożonym z szesnastu arystokratycznych przodków, nie miała jednak nic przeciwko temu, by brać udział w tych intymnych obiadach. Aktorka przy rodzinnym stole Habsburgów – czegoś takiego jeszcze nie było. Poza tym należy pamiętać, że Katarzyna nie była osobą wolnego stanu, tylko zamężną, co dodatkowo stwarzało okazję do plotek na tym katolickim dworze… Arcyksiężniczka Maria Waleria podczas tych obiadów znosiła męczarnie: ‘Pani Schratt jadła z nami, w czwórkę obiad, odbyła z nami spacer i pozostała do kolacji. Nie potrafię wyrazić, jak przykre są dla mnie takie popołudnia, nie mogę pojąć, że mama uważa to za przyjemne’ ”.

– Widzisz Vivian, Maria Waleria nie czuła się w tym dobrze!

– Nie przeczę. Aby się zdobyć na postawę „kompersji”, trzeba mieć albo predyspozycje, albo to wyćwiczyć. Wydaje mi się, że nie jest łatwo wyjaśnić myślenie osoby zdolnej do kompersji. Sądzę, że kluczem do próby zrozumienia takiego myślenia są właśnie owe wspólne kolacje. Trzeba spróbować wyobrazić sobie takie spotkanie i doznawane wtedy odczucia. Hm… w zasadzie ustanawiam dla Ciebie Rose kolejne „zadanie domowe”. Spróbuj to sobie dokładnie wyobrazić, a najlepiej spróbuj spisać treść symulacji takiej rozmowy. Niepokój budzi we mnie jedynie to, czy znajdziemy jeszcze okazję, aby o tym porozmawiać. Przecież już jutro mamy Sylwestra.

Propozycja

– Wiecie co, mam pomysł – odezwał się Tim – co prawda taksówka stąd do Garajau zawiozłaby Was za jedne dziesięć euro, ale proponuję, jeśli poprze to Vivian, chodźcie do nas. Nasza kwatera to cała willa, działając w pośpiechu, nie znaleźliśmy mniejszego mieszkania. Prześpicie się u nas i wrócicie do Don Pedro jutro.

– To jest bardzo dobry pomysł – odezwała się Vivian. Zaproszę także Brendę Lynx. Ona od kilku dni upomina się o spotkanie ze mną. Rendez vous z nią dzisiaj, to być może także ostatnia szansa, aby zobaczyć się przed naszym exodusem z wyspy. Mamy oczywiście dużo białego wina. Poza tym ciągle nie było czasu na uzgodnienie pewnych spraw z Tedeusem.

– Co myślisz Rose? Odpowiada ci?

– To jest bardzo miłe. Idziemy do nich!

– Wspaniale, dzwonię więc do Brendy, aby jak najszybciej do nas dołączyła.

Okazało się, że nasi przyjaciele wynajęli całą willę, stojącej na skarpie blisko oceanu i portu. Właściciele tego domostwa nie mieszkali tu.

Widoczne z okiem wody oceanu oświetlała smuga światła, rzucanego przez księżyc w pełni. Widok był niezwykły i wytwarzał w nas niezwykły nastrój. Vivian zapaliła tylko małą świeczkę. Usiedliśmy na tapczanie i ustawionych naprzeciwko fotelach. Dostrzegłem, że na parterze budynku jest kilka pokoi. Salon nie był oddzielony od sąsiedniego pokoju ścianą i drzwiami. Z krótkimi ściankami przedziałowymi stało szerokie dwuosobowe łóżko. Tim otworzył butelkę wina i rozlał ją do czterech pucharów.

W milczeniu patrzeliśmy na ocean. Pierwsza odezwała się Vivian.

– Lubię takie sytuacje, to znaczy spotkanie dwóch par, które jeszcze, prócz tego mają ważne sprawy do omówienia.

– Jakie to ważne sprawy masz do nas? – zapytała Rose.

– Nie wiem, jak dalece jesteś wciągnięta w aktywności twojego męża. Sprawy zaszły jednak już tak daleko, że muszę je teraz szybko omówić, bez względu na to, czy będzie cię to szokowało, czy nie. Mamy tu wspaniały wieczór, wspaniały nastrój, więc załatwimy owe sprawy – hm… nie tyle służbowe, ile hobbystyczne bardzo szybko. Potem będziemy mogli oddać się już wyłącznie kontemplacji i wsłuchiwać się w „Głos księżyca”.

– Lets’ go! – powiedział Tim.

– Dobrze. Tedeus słuchaj! Wiemy, że opublikowałeś pod swoim tutejszym nazwiskiem kilka prac

z zakresu filozofii, a ściślej metafizyki i kosmologii. Ty nie miałeś okazji, aby uczęszczać na wykłady

w którymś z uniwersytetów na planecie Recurrence. Wymyśliłeś więc „Teorię udziału istot inteligentnych w nawrotowym odtwarzaniu się wszechświata” samodzielnie i na nowo. Gratulujemy ci! Nie muszę jednak wyjaśniać, że samo opublikowanie „dobrej teorii” to jeszcze bardzo mało. Po prostu takich prac nikt nie czyta, a jak czyta, to ich nie rozumie, a nawet jeśli zrozumie, to nie wyciąga wniosków bądź nikomu

o nich nie mówi. Mam więc propozycję! Tedeus zorganizuj konferencję, według sposobu stosowanego na „Recurrence”. Tutejsze konferencje naukowe są samofinansującymi się festiwalami próżności. Sądzimy, że konferencja ma sens, jeśli zaprosić około dwudziestu kompetentnych osób. Zaprosisz bowiem tylko tych, których warto zaprosić według twojego osobistego uznania, bez względu na ich zasoby finansowe

i aktualne stanowisko czy pozycję. Po zakończeniu konferencji napisz o jej przygotowywaniu i przebiegu rodzaj reportażu, bądź nawet powieści. Spraw, aby wydana książka znalazła się w wielu księgarniach Internetowych. Wtedy podejmiemy następne działania. Ktoś, kto organizuje konferencję w trybie „pomarańczowych kopert”, musi mieć jednak środki finansowe. Przekażemy ci je na twoje konto.

– Przecież przekazanie większej sumy na kogoś konto zawsze wzbudza podejrzenie specjalnych służb skarbowych, które starają się wykryć pranie brudnych pieniędzy. Przychodzi wtedy policja – powiedziała Rose.

– Zgadza się. Przekazanie większej sumy jest tylko wtedy bezpieczne, jeśli dokonuje tego zarejestrowana firma, która ma udokumentowane źródła przychodów. Na dodatek owa firma powinna wypłacać należności za udokumentowaną, wykonaną usługę lub dostarczony produkt. No, ale my, jak już wiecie mamy taką firmę – wyjaśniła Vivian.

– Za co dostanę więc pieniądze? – zapytałem.

– Nasza firma wytwarza, skupuje i doskonali oprogramowanie. Nasza firma zapłaci ci za program NaTroNa, nad którym pracujesz. Nas rzeczywiście interesują metody, urządzenia i oprogramowanie, które może posłużyć do kontaktu z nadistotami. Zapewne Beatrice i Elias są już w drodze do Portugalii. Chyba wspomnieli, że chcą zbadać na miejscu ten wasz jedyny, dobrze udokumentowany przypadek teofanii, czyli rzeczywistego objawienia się jakiejś siły nadrzędnej.

– Czy jeszcze czegoś oczekujecie? – zapytałem.

– Właściwie to wystarczy. Tak tylko czasami myślimy, że ten twój program do nasłuchu gadających ze sobą gwiazd to jest znaczny postęp w dziedzinie kontaktów z nadistotami, ale nam by się przydało coś, co nie wymaga radioteleskopów dużej mocy, coś, co jest dostępne dla zwykłych ludzi.

– Jest taki sposób!

– Tak, co to takiego?

– Trójlistna koniczynka lub czterolistna koniczynka!

– To by się zgadzało, Sissi podarowała 1 marca 1887 roku cesarzowi czterolistną koniczynkę i przyniosła też wtedy fiołki dla cesarzowej i Marii Walerii i od tej pory czyniła tak każdego roku.

– Trójlistna koniczynka, a zwłaszcza czterolistna koniczynka jest realnym sposobem, gotowym do natychmiastowego użycia. Trzeba jednak dokonać eksperymentów. Trzeba próbować ustalić, z kim się nawiązuje wtedy kontakt. Jeśli uwzględnić system pojęć Tantry i tkwiące w nim pojęcia siedmiu czakr to pewne jest, że w trakcie uniesienia miłosnego uczynniamy czakrę siódmą, zwaną w tym systemie „koroną” lub „czakrą duchową” – wiążącą z „jaźnią nadrzędną”. Pobudzamy więc element, który znajduje się nie wewnątrz ciała, lecz nad naszą głową. Jeśli teraz mamy takie dwie albo trzy, albo cztery pobudzone czakry, to mamy dość silny nadajnik i antenę. Teoria nie jest więc gołosłowna, gdyż praktyki tantryczne realizowało tysiące, o ile nie miliony ludzi, mimo iż dla większości osób z tak zwanej kultury zachodniej zawsze wydawały się one podejrzane.

Wtem, usłyszeliśmy dzwonek u drzwi wejściowych.

– To zapewne Brenda, idę ją przywitać – powiedziała Vivian – i otwierając drzwi, dodała – przyszłaś w samą porę, bo rozważamy zagadnienie, na którym zapewne się znasz.

Bukiet fiołków

– Przyniosłam wam bukiet tutejszych kwiatów. Są podobne do fiołków, ale odurzająco pachną – odezwała się Brenda.

– Cały bukiet, komu chciałaś go wręczyć? – zapytała Vivian.

– Po jednym kwiatku, każdemu, kto na to zasłuży! Tobie wręczam pierwszy kwiatek, bo obiecałaś mi już coś przecież. Powąchaj, jak pachnie!

– Rozumiem! Pamiętam, zaproszenie przyjmuję. Świetnie wyglądasz dzisiaj w tej krótkiej, bordowej sukience, masz piękne, kształtne nogi – odparła Vivian.

– Ja cię kocham, przypominasz mi moją siostrę, masz też czarne włosy i taki sam temperament, a ponadto chcę mieć kogoś bardzo bliskiego na tej planecie i mieć z tobą stałą łączność.

Brenda usiadła zalotnie na brzegu kanapy, zakładając nogę na nogę. Dostrzegłem jej czarne majtki i szerokie koronkowe paski samonośnych pończoch. Obydwie kobiety emanowały żywotnością i wigorem. Z błyskiem w oczach Brenda zobligowała przyjaciółkę:

– Pokaż mi, jakie masz slipki pod tą fioletową sukienką… aha białe, idealnie pasują…

– Jesteś w świetnym nastroju, proponuję więc, abyśmy zaprosiły też Rose, niech patrzy i uczy się, bo to się jej przyda. Zwiążemy w ten sposób, w pęczek, trzy koronne czakry, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Chodźcie do tamtego pokoju. Mężczyzn zostawimy na razie tutaj – powiedziała Vivian.

– Zgoda, ale Rose też musi rozebrać się do naga, nawet jeśli nie będzie uczestniczyć. Jeśli chce patrzeć, powinna wnieść swój udział w wytwarzanie erotycznej, zmysłowej atmosfery.

Wszystkie trzy kobiety, poszły wziąć prysznic i trzebiocąc, przeniosły się do sąsiedniego pokoju. Zabrały ze sobą trzy duże, pełne puchary białego wina.

– Połóż się Vivian na tym łożu, ja ci zrobię ten odlot pierwsza – wyszeptała Brenda.

– Patrz Rose, o co nam chodzi. Jeśli będziesz chciała, zrobię ci później to samo. Jeśli będziesz realizować taki „kobiecy odlot”, to rozchyl wtedy szeroko uda i unieś je jak najwyżej. Przytrzymaj uda rękoma albo może lepiej przyciskaj uda na wysokości stawów kolanowych łokciami – podłóżcie mi poduszkę pod tyłek! Patrz, w takiej pozycji już samo naprężenie mięśni wokół łona sprawi ci dużo przyjemności. Mięśnie rozciągają wejście i łechtaczka jest jak na dłoni, cała twoja pupa, tak jak teraz moja będzie dostępna dla partnerki lub partnera.

– Rozumiem, że będziesz dzisiaj wszystko komentować, bo chcesz szkolić Rose, niech tak będzie – jesteś dzisiaj szczególnie apetyczna – powiedziała Brenda – no więc patrz Rose, zaczniemy pieścić, drażnić, pobudzać całą jej kobiecość. Popatrz, jaką Vivian ma dużą łechtaczkę.

– Proszę, aby powoli, delikatnie, subtelnie – odezwała się Vivian.

– Rose, patrz na jej twarz, spoglądaj jej w oczy, całuj ją w usta, dotykaj jej piersi – to jest przejmujące widowisko, masz dużo czasu, będzie to trwało długo, bo najpierw wezmę do ust jej wargi sromowe, a potem będę ssała jej łechtaczkę, no, a potem użyjemy tego wibratora. Vivian będzie się tym delektowała.

– Przyznaję się, że przepadam za potęgowaniem przyjemności wibratorem przytkniętym do łechtaczki. Odczuwam wtedy świdrujący potok impulsów, który podąża od mojej nabrzmiałej perły do pochwy i rozlewa się po całej miednicy, brzuchu, a potem wzdłuż rdzenia dociera do mózgu i mi go… resetuje. Zawsze boję się wtedy, że mogę stracić przytomność – oh… euu... uaa… dziewczyny… jest mi dobrze… – proszę Brenda, włóż mi już teraz twoje palce, najpierw jeden, potem dwa. Drażnij powoli każdą ściankę mojej pochwy. Masz wyrównane paznokcie, to docieraj do samego dna.

– Namówię wpierw Rose, aby włożyła ci tam palce, bo chcę, aby dostrzegła różnicę i się przekonała. Najpierw Rose, potem ja, roznamiętnimy cię do granic…

– Co jej jest, dlaczego ona tak piszczy? Ona ma dziwne oczy, jej źrenice nie są okrągłe, lecz takie jak u kota – wykrzyknęła nagle Rose.

– Uspokój się, popatrz mi także w oczy. Widzisz? Też mam takie jak u kota – patrz, ona już jest blisko orgazmu. Jest mokra, jej płyn spływa po pupie. Nachyl się Rose, liż ją, to się przekonasz, jaki smak ma sok dziewczyny, która przybyła z innej planety.

– Ojej, ona jest cała spocona i drży.

– Zrobimy jej jeszcze jedną przyjemność. Vivian, chyba to lubisz, włożę ci palec do pupy, chcesz?

– Owszem, chcę, najpierw jeden, a potem dwa palce.

– Przyjemnie ci? Rose, znowu obserwuje twoją twarz, urzekłaś ją! Myślę, że ją oszałamia to, iż kobieta może upajać się tak seksem. Włożę ci teraz jeden palec do cipki, a drugi do pupci. Też mnie zniewalasz tymi swoimi westchnieniami i jękami. Zahipnotyzowałaś mnie.

– Cicho bądź, bo teraz dochodzę...

– Trójlistna koniczyna, ale nie w pełni. Gdybyśmy miały orgazm wszystkie trzy jednocześnie, to może nasze czakry koronne, związane w pęczek, wysłałyby sygnał Wow! – odezwała się Rose.

– Może i sygnał Wow, ale zauważ, że na pewno zaistniała potężna injekcja informacji do naszych mózgów. Nigdy tego nie zapomnimy i to nas będzie łączyć, także wskutek tak zwanych sprzężeń kwantowych.

Vivian usiadła w pozycji kwiatu lotosu i powiedziała:

– Było cudownie, chcesz Rose, abyśmy zrobiły teraz tobie kobiecy odlot?

– Hm... wiecie… nie bardzo, może innym razem... ale dużo się nauczyłam, za co wam dziękuję.

– Oj, nie wiem, czy jest szansa, abyśmy się jeszcze kiedyś spotkały – podjęła temat Brenda – wiesz mam jednak dla ciebie, na teraz, inną propozycję! Może akurat, rozpali to twoją wyobraźnię.

– Tak, a co mi proponujesz?

– Słuchaj uważnie, nie mów nic, aż nie skończę wyjaśnień. A więc jeśli chcesz, to możesz pójść ze mną do mieszkania, które wynajmuję. To jest pięć minut stąd. Vivian zapewne też nas odprowadzi. Tam w tej willi jest mój nowy partner, Portugalczyk. Ma na imię Marco. Popija teraz zapewne wino z dwoma swoimi kumplami Benedito i Duarte, gapiąc się na telewizję… To są zawodowi piłkarze, wszyscy to ciemni bruneci, bardzo sympatyczni, wygadani, znają angielski, mają swoje dziewczyny. Poznałam ich już. Oni mogą urządzić dla ciebie tak zwany „ciemny pokój” (dark room), po to, abyś przeżyła dzisiaj dużo erotycznej przyjemności.

– Na czym by to polegało?

– Byłaby to taka erotyczna niespodzianka, chyba więcej, takie radykalne, emocjonujące przeżycie. Gdy zadzwonię do nich, że przyjdziemy, to oni przejdą z salonu do sypialni i zgaszą światło. Będzie tam całkowita ciemność. No i jak przybędziemy, to wejdziesz do owej sypialni, aby przeżyć seans.

– Ale co oni mi zrobią?

– Nie wiem, jak będą się zachowywać, sądzę jednak, że będą chcieli cię zerżnąć wszyscy po kolei.

– To byłby przecież gwałt zbiorowy.

– Nie, bo gdybyś tak to nazwała, to powiedzą ci, że przecież przyszłaś z własnej woli.

– To jest logiczne, no, ale co przypuszczasz, jak oni będą się zachowywać?

– Na początek, zapewne zedrą z ciebie sukienkę, poczujesz ich dłonie wszędzie, położą cię, rozchylą ci uda, przytrzymają cię i każdy z nich wejdzie w ciebie i po kilku ruchach od razu się spuści. Jak znam mężczyzn, to będą liczyć na to, że będziesz się bronić i krzyczeć… mówić, że nie chcesz tak. Mężczyzn to chyba podnieca.

– Przecież to mnie może boleć i obrażać.

– Nie ma takiej opcji, przecież pójdziesz tam z własnej woli, a boleć cię nie będzie, bo będziesz tak podniecona, mokra i rozwarta, że nawet jeśli, któryś z nich ma wielkiego kutasa, to odbierzesz to jako ogromną przyjemność. Radzę ci zresztą, abyś potem zmieniła nastawienie i była grzeczna i miła dla nich.

– Dlaczego tak, co się wtedy będzie działo?

– Oni zapewne, mają tyle wigoru, że będą chcieli spuścić się w tobie jeszcze raz, ale w tej drugiej fazie już zapewne inaczej, na spokojnie. Będą cię prosić, abyś im pozwoliła wkładać fiuty do ust. Marco lubi, gdy kobieta pozwala wsuwać kutasa do ust i gardła wolno i głęboko tak jak do cipy. Mogę się założyć, że będą chcieli posuwać się także od tyłu, w pozycji na klęczkach i na stojąco. Hm… może się zdarzyć, że będą chcieli też seksu analnego. W każdym razie wyjdziesz stamtąd oszołomiona i zadowolona. Zapamiętasz to na zawsze.

– Nie wątpię, jesteś Brenda bardzo miła i gościnna, hm… podnieciłaś mnie… ale nie! Nie skorzystam z tej okazji.

– Mija cię coś unikalnego, nie powtórzy się taka sytuacja, ocen, pełnia księżyca, mężczyźni

i kobiety z dwóch galaktyk. Popatrz na lśniące oczy Vivian i jej zdeterminowaną minę. Ona zastanawia się zapewne teraz, czy pójść tam za ciebie.

– Masz rację, to jest drugi fiołek od ciebie. Zabieram ten kwiatek. Idę tam, znam drogę, nie musicie mnie odprowadzać, zadzwoń do Marco, że już idę. Jak wrócę, to może opowiem wam, jak było. Wy zajmijcie się teraz Tedeusem i Timem. Na razie! Pa!

– Vivian ma rację, powinniśmy być miłe dla naszych mężczyzn. Cały czas czekają na nas,

a tu widzę, że ubrałaś się już, tak jakbyś chciałaś wyjść. Wiesz chodzi mi po głowie, czy nie ofiarować Tedeusowi fiołka?

– Co przez to rozumiesz?

– Jestem pewna, że Tedeus byłby w siódmym niebie, gdyby mógł mnie przelecieć. Oddam mu się dzisiaj, ale muszę wpierw uzyskać od ciebie aprobatę.

– Po co ci moja aprobata, on jest dorosłym, wolnym człowiekiem, tak jak ty.

– Chcę to zrobić też dla ciebie. Chcę, abyś patrzała, jak będę się pieprzyć z Tedeusem, bo wspieram Vivian w jej staraniach, aby oduczyć cię zazdrości. To dla twojego dobra.

– Troskliwa się znalazła! Skąd jesteś taka pewna, że Tedeus ma na ciebie ochotę?

– Jestem tu dopiero kilka dni, ale już wiem, że każdy mężczyzna na tej planecie, chciałby mnie przecwałować, jakkolwiek nie wiem, czy też pokochać. No więc jak? Zgadzasz się czy nie?

– Włóż sukienkę, weź z wazonu tego ostatniego fiołka i idziemy, zobaczymy, co się będzie działo – odarła Rose.

– Popatrz, oni wypili już dwie butelki wina, są rozmarzeni – powiedziała Brenda, wchodząc do salonu, trzymając kwiatek wygiętą ręką za plecami.

– Nasze panie już są – odezwał się Tim.

– Zastanawiałam się Tedeus, przed chwilą, razem z twoją żoną, czy miałbyś ochotę mnie przećwiczyć, to znaczy zerżnąć… teraz tu na oczach twojej partnerki. Chcę ci się oddać!

Osłupiałem i zaniemówiłem. Wszyscy czworo staliśmy, patrząc sobie nerwowo w oczy.

– To jest diaboliczna propozycja… bo wiesz, że każdy facet na tej planecie chciałby coś takiego przeżyć.

– Nie upraszczaj, jej chodzi też o ową trójlistną albo czterolistną koniczynkę, ona trzyma za plecami ostatniego dzisiaj fiołka – odezwała się Rose.

– Chcesz więc wąchać ten kwiat, czy nie? – zapytała Brenda, stojąc teraz w rozkroku, w nęcącej pozycji.

– Pocałuj ją teraz w usta, wtedy przekonasz się, że jej oddech, wydychiwane powietrze pachnie tak jak ten kwiatek, to zadziała na ciebie odurzająco – powiedział Tim i po chwili dorzucił – Rose on czeka na twoją zdecydowaną aprobatę, bo inaczej będziemy tu stali jak zastygłe posągi jeszcze przez godzinę.

– Co ja mam do tego, ja się przecież z nim rozwodzę, niemniej jednak teraz już trochę lepiej rozumie wasze emocje. Wy macie fioła na punkcie seksu. To jest u was uwarunkowane genetycznie, nie możecie bez tego żyć. Idę teraz do łazienki, ale zgodnie z prośbą Brendy, wrócę tu.

– A więc Brenda… tak! Chcę tego bardzo! Czy mogę cię pocałować w usta i dotknąć?

– Rozbierz się do naga. Chcę, abyś był czyściutki, weź prysznic. Ja zdejmę sukienkę i położę się na łóżku, tak abym miała głowę na krawędzi… – jesteś już… czekając na ciebie, pokazywałam moją kobiecość Timowi, bo on dawno już nie miał okazji, aby patrzeć na mnie, wijącej się na łóżku w wyuzdanej pozycji. Tim często powtarza, że to, co mam między udami bardzo go inspiruje… Wsuwaj mi teraz fiuta do ust i gardła… powoli… spokojnie…

– Zamienimy to teraz w pozycję 69, będę cię lizał…

– Uaaahh… uaahh… no i co dostrzegasz różnicę?

– Twoja łechtaczka bardzo nabrzmiała, jest teraz wielkości śliwki.

– Dopiero w takim stanie spełnia swoją funkcję. Jest rozkosznie, ale ty też będziesz miał za chwilę niezwykłą frajdę. Jak wróci Rose, położymy się na wznak, aby mogła się nam przyglądać.

– Przecież już jestem, siedzę na brzegu łóżka. Zgodnie z zaleceniem rozebrałam się, aby nie umniejszać wam frajdy.

– Grzeczna jesteś. Dzięki! Patrz teraz uważnie, bo doprowadzę Tedeusa do szału… będzie miał mega orgazm. Jednak wpierw całuj mnie w usta, wdychaj moje powietrze.

– Teraz Tedeus uwaga! Będzie kulminacja naszego seansu. Położę się na wznak, rozchylę szeroko uda, więcej, ułożę się na chwile w pozycji zalecanej przez Vivian, Rose widziała, co to znaczy. O tak, masz teraz dostęp do mojej pupy. Liż mnie jeszcze raz, włóż mi potem palce, dwa są potrzebne, abyś znalazł to najbardziej wrażliwe miejsce... dostrzegasz różnicę… zauważysz ją na pewno, jak już będziesz we mnie.

Imponowało mi, że miałem pod sobą ciało Brendy. Wyczuwałem jej płaski brzuch, wystające nieco kolce bioder, szczupłe uda, teraz szeroko rozchylone.

– No właśnie, wedrzyj się we mnie. Mam ochotę powiedzieć to dzisiaj wulgarnie… wsuń mi chuja do pizdy… i rżnij mnie! Będę kierowała tobą, wykonuj ściśle moje polecenia, za każdym twoim pchnięciem mów – który to raz… pierwszy, drugi i tak dalej, a ja za każdym wejściem powiem ci krótko, co czuję! Rose patrz mi teraz w oczy.

–Tak jak sobie życzysz – Brenda, będę odliczał, a ty mów, co czujesz!

– Pierwsze.

– Trochę boli.

– Drugie.

– Już teraz nie boli.

– Trzecie.

– Jest mi przyjemnie. Fajnie jest! – czy Rose na nas patrzy? – chcę, aby się przypatrywała, bo to mnie rajcuje jeszcze bardziej!

– Czwarte.

– Jest jeszcze lepiej. Dobrze mi! – Rose, czy jesteś już mokra?

– Piąte.

– Za płytko, głębiej proszę! – Rose, wsuń sobie palce do pochwy, a potem natychmiast do moich ust.

– Szóste.

– Tak właśnie… ale z większą siłą, uderzaj w samo dno!

– Siódme.

– No właśnie, trąciłeś moją macicę, ale tak lubię, to jest dla mnie bardzo przyjemne!

– Ósme.

– Uuuaa… ahh... dalej… jeszcze… tak samo proszę!

– Dziewiąte – dziwne! – twoja pochwa ma niezwykła właściwości, jest wyścielona miękkimi pręgami, te fałdy błony śluzowej są bardzo nabrzmiałe, niemal twarde, ale też bardzo śliskie.

– Dalej tak! Silniej, rżnij mnie! Jest rozkosznie! Ogromna przyjemność!

– Dziesiąte.

– Jeszcze chcę! Dalej! Uderzaj podbrzuszem w moje! Jest już ślisko, niebiańsko!

– Jedenaste.

– Jest mi dobrze… przyjemnie… dochodzę… ta fala dotarła już do mojego mózgu, jestem na haju... mogę już to mieć… będę to miała razem z tobą.

– Dwunaste.

– Oh… Auu… aaa… - jest! Równocześnie z tobą! Obłędnie! Spuściłeś się! Teraz czekaj… nie wychodź... Trzymaj kutasa we mnie, za chwilę poczujesz coś niezwykłego!

– Dziwnie! Jesteś w środku coraz bardziej gorąca i odczuwam przyjemne, takie pieprzowe, paprykowe podrażnienie.

– Tak to mamy. Jeśli mężczyzna się spuści do środka, to jego płyn, sperma wchodzi w reakcję chemiczną z sokiem pochwy. Stąd to ciepło i podrażnienie... poczekaj jeszcze chwilę. Będziesz odurzony. Wytwarzają się teraz substancje o działaniu narkotycznym…

– Chcę się z tobą spotkać znowu. Jak cię mam odnaleźć?

– Masz mnie w głowie, więc mnie odnajdziesz! Jest trójlistna koniczynka, będziesz więc dostawał sygnały z góry!

– No właśnie – odezwała się Rose – wy uzależniacie mężczyzn od siebie. Te wasze kocie oczy, narkotyczny oddech, łono z perłą jak śliwka, pochwa w pręgi, chemia oraz wasze piski, jęki i gadanie na okrągło o seksie, jak oni mają się od was wyzwolić.

– Bujdy, widzisz przecież, że nasi mężczyźni mają pełną wolność.

– Ale są w jakiejś perfidnej sieci.

– Czy ty nie widzisz, że tam w fotelu siedzi Tim, patrzy i czeka. Ma taką minę i wzrok, iż myślę, że on cię za chwilę zgwałci. Powiedz mu wreszcie, że mu się oddasz teraz w pełni, że chcesz się z nim pieprzyć – też będziesz wtedy w sieci powiązań nadzwyczajnych. Byłaby wtedy czterolistna koniczynka.

– Tim, to sympatyczny chłopak, ale ja... dziękuję, nie skorzystam. Popatrzcie, Vivian wróciła!

– Jestem! Jak wam poszło?

– Zależy, jak na to spojrzeć – odparła Rose, no ale jak tobie tam było?

– Odjazdowo! Jestem zakręcona – nie żałuję, muszę to przemyśleć i napiszę opowiadanie. Będzie to bardzo ostre opowiadanie.

– Wybaw mnie Vivian i kochaj się teraz z Timem. Ja rozumiem, że on jest dzisiaj rozochocony

i pokrzywdzony, ale ja chcę iść już spać.

– OK, patrz, tam na lewo jest wasza sypialnia.

– Chodź Tim, idziemy do naszej sypialni. Ja nie mam dzisiaj jeszcze dość, chcę cię mieć jeszcze dzisiaj w sobie, dodasz twoją spermę to tej mazi, którą mam w pochwie i pupie, ty lubisz tak – prawda?

– Może Brenda, pójdzie z nami…chociaż na godzinkę… przecież może się już nigdy z nią nie zobaczę.

– Masz rację Tim. Obowiązuje nas prawo ostatniej nocy. Brenda choć z nami!

– Dobranoc wam Tedeus i Rose. Jutro już Sylwester.

Sylwester

Organizatorzy naszego pobytu na wyspie przewidzieli, że Sylwestra zaczniemy świętować już w restauracji hotelowej, po czym przemieścimy się do Funchal, aby oglądać ponoć najpiękniejszą na świecie sylwestrową feerię sztucznych ogni.

Około godziny dwudziestej trzeciej wszyscy uczestnicy bankietu zajęli miejsca w autokarach. Przejazd z Garajau do Funchal w wieczór sylwestrowy robił wrażenie. Setki rozochoconych ludzi na ulicach, błyszczące w światłach lampionów samochody.

Autokar zawiózł nas na duży futbolowy stadion sportowy, rzęsiście oświetlony reflektorami. Z ławek stadionu roztaczał się widok na zatokę Funchal. W oddali było widać port i stojące tam teraz liczne statki pasażerskie. Stadion był wypełniony po brzegi.

Przywiezieni tu dziesiątkami autokarów ludzie byli w podniosłym nastroju. Stałem z Rose na koronie stadionu, oczekując na godzinę dwudziestą czwartą, początek Nowego Roku. Właściwie czekaliśmy na dwa wydarzenia, które musiały zaistnieć. Rose, jak do tej pory nie zmieniła zdania. Czekałem więc na jej decyzję dotyczącą naszego małżeństwa. Decyzję – czy rozwodzimy się – czy nie? Decyzja ta zależała jednak chyba od ostatniej rozmowy z Vivian i Timem. Nie byliśmy jednak pewni, czy oni się tutaj zjawią. Rozglądaliśmy się na wszystkie strony.

– Patrz, to chyba oni! Nie widzą nas!

Nagle, ktoś koło nas wystrzelił petardę. Huk był potężny, raca rozbłysła na żółto. Vivian odwróciła się i ujrzała nas. Usiedliśmy na ławce ostatniego rzędu.

– To wspaniale, że jednak jeszcze się spotkaliśmy. Wkrótce zwijamy się stąd.

– Chcę dokończyć nasze rozmowy. Brakuje mi wniosków – powiedziała Rose.

– A ja chcę się upewnić, czy Tedeus zrozumiał, o co nam chodzi i czy zdążył już coś wymyślić. Wszystkie wnioski są więc ważne! Rose mów! O czym rozmyślasz?

– Przeprowadziłam w ostatnich dniach wiele eksperymentów myślowych. Po pierwsze próbowałam zrozumieć powody wściekłości kobiety, która jest zdradzana. Osoba taka czuje się nie tylko poniżona, ale jest zaniepokojona o swoją przyszłość.

– To jest akurat odwrotnie – odezwał się Tim. Ktoś powiedział: „jeśli nie chcesz, aby odszedł na zawsze, to pozwól mu odchodzić na trochę”. To gadanie o zdradach, zdradzanych kobietach, niewierności, zazdrości, rewanżu, zemście – słabi mnie. Jestem zachwycony opowieścią o życiu Sissi, gdyż wykazała ona, że można owe pojęcia zdrady i niewierności unieważnić, anihilować, wycofać i przestać się dręczyć nawzajem. Franciszek nie zdradzał Sissi, a ona nie podejrzewała go o zdradę, bo sama „zorganizowała przyjaźń” i o wszystkim była poinformowana.

– Jeśli kobieta ma świadomość, że mężczyzna przytula się do innej kobiety, wchodzi w jej ciało, to żołądek się jej wywraca – stanowczo stwierdziła Rose.

– W klasycznej sytuacji tej tak zwanej „zdrady”, to może się wywraca, ale o co mogłoby ci chodzić, gdybyś była w sytuacji Sissi – polemizował Tim.

– Sissi była cesarzową – odparła Rose.

– Co za różnica, możesz ustanowić taką sytuację bez trudu – nie będąc cesarzową. Każda kobieta może. Musi tylko pojąć – podjął Tim.

– A nie prościej żyć według odwiecznych obyczajów, w zgodzie z własnym sumieniem – powiedziała Rose.

– Kiedy jest odwrotnie – wątek podjął znowu Tim – odwiecznie zachodzi szamotanie się zaborczych kobiet i mężczyzn, którzy nie chcą pogodzić się z tym, aby znali w życiu tylko jedną kobietę. I one i oni, przy waszych tutejszych teoriach, mają przy tym nieczyste sumienie, a to jest bardzo męczące. Wiesz na przestrzeni rozwoju inteligentnych cywilizacji, czasami są dokonywane odkrycia z zakresu praw fizyki bądź są konstruowane niezwykle wyrafinowane urządzenia. Często wymaga to ogromnych wydatków i znacznego wysiłku. Skuteczne rozprawienie się z pojęciem zdrady jest „wynalazkiem” na miarę bomby atomowej lub odkrycia praw czasoprzestrzeni.

Jednocześnie, to akurat odkrycie nie wymagało ogromnego budżetu na badania. Nam na statku, już księżniczka Alice tłumaczyła, że umiejętność umniejszania zazdrości, która jest przecież bliska zawiści, jest sposobem nie tylko na problemy osobiste, ale lekarstwem na większość problemów społecznych i politycznych.

– Najciekawszym wątkiem tego, co mówisz to owe intymne kolacje z uczestnictwem Katarzyny i Sissi – wtrąciła teraz Rose.

– Tak, to się wiąże z jeszcze jedną korzyścią. Wielu ludzi się nudzi. Nie potrafi ustanowić ciekawego celu życiowego. Opanowanie zazdrości, a potem czasami, jeśli się uda, nawet nabycie umiejętności „kompersji” może być celem wysiłków życiowych. Przynosi to wymierne korzyści. Życie staje się ciekawsze. Czasami staje się intrygujące albo nawet pasjonujące – stwierdził Tim.

– Załóżmy, że chciałabym pozbyć się zazdrości i nauczyć kompersji, co powinnam wtedy zrobić? – zapytała Rose.

– W największym skrócie – temat teraz podjęła Vivian – da się to wysłowić poprzez takie hasła jak: 1. Uznać, że nastrój, pogoda ducha, przyjazna atmosfera w domu jest wartością najwyższą; 2. Nauczyć się rozmawiać szczerze; 3. Przydzielić, określić przysługujące partnerowi terytorium osobiste; 4. Zawrzeć odnowione porozumienie z partnerem; 5. Przyzwolić na zmysłowość, trenować obrazy, sceny, sytuacje zmysłowe; 6. Znaleźć „przyjaciół”, najpierw „startowych”, a potem tak zwanych „istotnych". Każdy z tych celów wymaga wielu wyjaśnień. Dla przykładu trzeba wyjaśnić, co to znaczy naprawdę szczera rozmowa. Trzeba wyjaśnić jak zdobyć się na odwagę, aby rozpocząć szczere rozmowy. Trzeba wymienić kroki, które wiodą do ustanowienia nowego, poszerzonego marginesu wolności. Jak już wspomnieliśmy przed kilkoma dniami, takie dłuższe wykłady zawarłam w mojej autorskiej witrynie, a Tim próbuje przemawiać obrazami, eskalując ich wymowę na swojej stronie „graphics”, którą kończy tworzyć.

– To starczy, nie ma sensu dalej gadać. Teoria została przedstawiona. Teraz należy przystąpić do działań.

– Aha, przynajmniej to już postanowiłam – odezwała się Rose – nie mogę być gorsza. Też utworzę swoją stronę Internetową. Będzie ona wkrótce dostępna.

Temat został wyczerpany na czas, gdyż rozległ się huk setek, tysięcy wystrzeliwanych rac. Wszyscy ludzie wokół nas wstali. Była 23:50. Zaczął się pokaz ogni sztucznych. Wzdłuż kilkudziesięciu kilometrów poszarpanej linii brzegowej oceanu z kilkunastu wzgórz zaczęły tryskać w górę rakiety. Rozpryskiwały się na kształt kul ognia, wachlarzy – czerwonych, zielonych, pomarańczowych, niebieskich. Ciemne przed chwilą niebo rozbłysło dziesiątkami kolorów. Można było dostrzec oświetlone teraz, stojące w porcie olbrzymie pasażerskie liniowce i setki jachtów. Stojący koło nas ludzie zaczęli składać sobie życzenie. W większości były to pary. Do życzeń słownych dołączali pocałunki.

– Rose powiedziała do mnie: „życzę ci wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia”.

– Życie to jak górski strumień, znajdujący sobie drogę do Oceanu. Kocham cię.

– Wiecie co, wy będziecie rozwodzić się chyba do końca życia. Niemniej jednak życzę wam także wszystkiego najlepszego. Kończąc to zdanie, Vivian pocałowała mnie namiętnie w usta. Nie wiem, czy Tim podobał się Rose, ale ona także pozwoliła się pocałować w usta.

– Słuchajcie, pa! Zmykamy, sytuacja w porcie jest teraz optymalna. Brenda i Marco też dzisiaj wypływają, ale dla bezpieczeństwa wypożyczyli inny jacht. Rose i Tedeus! Bye!

– Szczęśliwego Nowego Roku, wyszeptaliśmy teraz niemal równocześnie.

Epilog od autora

Powieść „Sissi – kosmitka” ma strukturę wielowarstwową. Najłatwiej jest zapewne przyswajać relację ze znanych wielu turystom miejsc na wyspie Madera. Jak wiadomo, na przestrzeni wieków, a zwłaszcza w ostatnich dziesięcioleciach wyspę tą odwiedziło wiele bardzo znanych osobistości. Jedną z nich była żona cesarza Austro-Węgier Elżbieta, znana jako Sissi. Podane w tekście dane o owej prekursorce ruchów feministycznych, są podstawą do roztrząsania podstawowych dylematów par partnerskich i małżeństw. Sissi wdrożyła wobec swojego męża niezwykłą postawę kompersji, to znaczy pełnej akceptacji jego kochanki.

W pewnej mierze tekst jest też powieścią science-fiction. Relacjonuje bowiem przybyciu kilku osób z pewnego statku kosmicznego i ich zmagania, aby miejscowe władze portugalskie nie wykryły rozpoczęcia ich misji i ingerencji w sprawy planety. Dołożyłem dużo trudu, aby opis lądowania i opuszczenia Madery przez owych obcych był zgodny ze współczesnymi realiami technicznymi.

Nawet jeśli czytelnik nie zna planu tej misji, wyłożonego w poprzednim tomie sequela, to znaczy w opublikowanej w tym portali powieści „Przybysze z M31”, to niemniej jednak zaznajamia się tu z całkowicie odmiennym, można by powiedzieć „kosmicznym” pojmowaniem podstawowych dylematów obyczajowych i duchowych mieszkańców naszej planety.

Proponowane przez przybyszy (autora) rozwiązania tych dylematów, dotyczących zmysłowości, seksu i celu życia może szokować odmiennością przedstawionych rozwiązań.

Czytelnik staje wobec licznych, nieznanych mu wcześniej koncepcji i zagadek. Jedną z nich jest przekonanie przybyszy, iż w miejsce podróży statkiem, zdolnym do rozwijania szybkości nadświetlnych można tu przybyć wskutek transferu duszy do umysłu człowieka nowonarodzonego. Autor sugeruje, iż wchodzi w grę, że na swojej rzeczywistej drodze życiowej spotkamy osoby przypominające bohaterów powieści, wyznające te same wartości.

Niejednokrotnie tak bywa, iż mówimy o kimś, że jest „nie z tej ziemi”. Zazwyczaj osoba taka przypomina postacie występujące w niniejszej powieści. W kompozycji książki wykorzystałem dane o jednej z takich postaci, a mianowicie fakty z życia Johna Dee, wpływowego uczonego, polityka i tajemniczego mistyka, który żył w latach 1527 – 1608 http://en.wikipedia.org/wiki/John_Dee

Czytelnik może szukać objaśnienia niektórych z tych zagadnień w następnych, istniejących tomach sequelu, które być może, będą tu także opublikowane.

5,280
7.13/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 7.13/10 (6 głosy oddane)

Z tej serii

Komentarze (0)

brak komentarzy

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.