Życie pary, sceny wybrane – Akt II: Przeszkody
8 stycznia 2024
Życie pary, sceny wybrane
47 min
Na serię "Życie pary, sceny wybrane" składają się trzy akty:
I – Koniec początku
II – Przeszkody
III – Miłość nas rozdzieli
Obolały Kajetan usiadł na kanapie, na której spędził kolejną noc – dzisiejszą mógł spać w wyjątkowo pustym łóżku, ale nawet myśl o ułożeniu się do niego wzbudzała w nim strach.
Parą ze swoją ukochaną panią Zuzią był niecałe trzy tygodnie, jednak, z niespodziewaną nawet dla siebie samego śmiałością, zaproponował jej wspólne zamieszkanie.
Ciągle uskarżała się mu na swoją współlokatorkę, z którą – ku przerażeniu Kajetana – nie dzieliła nawet całego mieszkania, a zaledwie pokój, i poniekąd chciał spędzać z nią więcej tego miłego czasu, niż przez okazyjne odwiedziny; było lepiej, chociaż nadal ona pracowała, a on studiował.
Nie docenił zamętu, jaki pociągnie za sobą taka decyzja.
Zamykał oczy na jej wędrówki po mieszkaniu w jego koszulce i krótkich spodenkach od piżamy. Czerwieniał jak burak, gdy przytulała go do swojego wielkiego biustu, a robiła to na powitanie i pożegnanie. Dłonie drżały mu, jakby pracował wielkim młotem pneumatycznym, gdy znów znajdował w pralce jej bieliznę. Udawał, że nie słyszy jej wołania z wanny lub łóżka, by do niej dołączyć.
I absolutnie nie potrafił o niej mówić i myśleć, nie nazywając jej „panią Zuzią”.
Walczył z tym wszystkim, powtarzając sobie w głowie: „Teraz to twoja dziewczyna, tego chciałeś!”.
Wynagrodzeniem za te trudności były jednak cudowne chwile.
Zrobił jej niespodziankę, kupując na balkon fotel i popielniczkę, by nie musiała palić na stojąco i martwić się, co zrobić z niedopałkami… ale w zamian tuliła go kilka długich minut i nie był pewny, co zrobić z rękami, więc stał jak kołek z wybałuszonymi oczami.
Gotowali dla siebie nawzajem lub razem, często tańcząc do muzyki – jej playlista tak mu się spodobała, że skopiował ją sobie i teraz słuchał jej, jeżdżąc samochodem lub podczas przerw na uczelni.
Mógł układać się na jej długich nogach (choć zawsze, skrupulatnie, odmierzając odległość między kciukiem a palcem wskazującym od jej łona, by przypadkiem go nie dotykać głową), otrzymując najwspanialszą poduszkę do oglądania filmów i seriali, w które ją wciągnął.
Zauważał kolejne luki w swojej kolekcji książek i komiksów, znajdując je w różnych zakamarkach mieszkania jako przeczytane.
Gdziekolwiek go zabierała, trzymała go za rękę i przedstawiała wszystkim jako: „Mój chłopak i piesio w jednym, Kajtuś”.
Usłyszał zgrzyt zamka w drzwiach i zobaczył, jak pani Zuzia, wyraźnie zmęczona, wchodzi do środka. Zaledwie zdążyła zdjąć buty, już rozpinała swoje obcisłe spodnie i zsuwała je wraz z rajstopami. Z zamkniętymi oczami zbliżyła się do kanapy; macała oparcie, aż znalazła jego głowę, złapała i przycisnęła do siebie.
Nie miał możliwości ucieczki przez zesztywniały kark, więc jedynie się zarumienił.
Potem poszła do łóżka, wyciągnąwszy jeszcze przez rękaw bluzki biustonosz i rzuciwszy go za plecy – trafiła idealnie w jego głowę – runęła na nie jak długa.
Kajtek wstał i na palcach podszedł, by ją przykryć. Nim jednak zdążył się odsunąć, jej ręka złapała go za nogawkę piżamy i szarpnęła; przerażony złapał spodnie, nim zsunęły się zbyt nisko.
– Jeśli teraz się nie położysz ze mną… – wymruczała zaspana. – To jak się wyśpię, przywitam cię, masturbując się naprzeciwko drzwi. Znam cię, zamiast wejść, pójdziesz spać gdzie indziej.
Zawahał się.
– Ale…
– Nie masz porannych zajęć, nie wymigasz się. Wolisz słuchać, jak głośna jestem i analizować, co ze mnie wystaje, czy dasz się przytulić.
– Ale…
– Możesz też odejść bez portek, będę podziwiać twój cudowny tyłeczek, chociaż oczy mi się kleją. Może też zamknij swoje, a potem wyobraź sobie, że kładziesz się ze swoją dziewczyną, która spędziła całą noc w trudnej pracy. Jeśli teraz nie przytuli się do czegoś ciepłego, oszaleje.
Ciężko odetchnął i wybrał mniejsze zło, powoli wsunął się pod kołdrę.
Ukochana natychmiast złapała go niczym ośmiornica i przycisnęła do siebie. Czuł gorąco bijące w twarz, kiedy wepchnęła sobie ją głęboko w biust i dodatkowo oparła krocze o jego biodro.
– Grzeczna psinka… – wymruczała. – Będę to robiła w wannie.
Jęknął cichutko. Wiedział, że po powrocie z uczelni spędzi trochę więcej czasu w samochodzie z muzyką. Teraz mógł się poddać i też ją objąć, zatapiając twarz w materiale bluzki.
Powoli zaczął sobie uświadamiać, że cieszy go ten związkowy zamęt i prawie czeka na niego każdego dnia.
Jednak nie oznaczało to, że wszyscy patrzą na ich relację z aprobatą.
Pola ustawiła tacę z filiżankami na stoliku przed swoim jedynakiem i kobietą, którą ten przedstawił jako swoją dziewczynę. Co rusz dostrzegała w dziwnej, czarnowłosej diablicy kolejne możliwe krzywdy, jakie ta mogła wyrządzić jej maleństwu. Widziała w niej jedynie pierwszą z wielu, jakie stały za byłym mężem, kiedy ten przywiózł papiery rozwodowe; powiedział wówczas:
– Nie dość, że młodsza o połowę, to waży jedną trzecią!
Nie takiej kobiety chciała dla Kajetana.
Usiadła na fotelu, wciąż ich obserwując.
– Mieszkacie razem?
Diablica posłała jej pyszałkowaty uśmiech.
– Wprowadziłam się w zeszłym tygodniu. Piesiowi zależało, aby mieć mnie blisko, i teraz panią poznała.
Pola starała się nie dać poznać po sobie złości.
– A długo się znacie?
Kajetan jęknął.
– Mamo…
Dziewczyna objęła go, pokrytym więziennymi tatuażami, ramieniem i bawiła się jego włosami; już za długimi, jak na gust Poli.
– Jakieś pół roku. Podszedł do mnie na imprezie i zagadał.
– Kajetan nie chodzi na imprezy. Ma się uczyć, żeby osiągnąć to, o czym marzy.
Kajetan znów jęknął.
– Mamo…
Pola posłała mu karcące spojrzenie.
– A czym się zajmujesz, Zuzanno?
– Zuza. Pracuję w klinice.
– Jesteś salową? To pewnie mało płatna praca, a Kajetan pochodzi z dobrze sytuowanej rodziny…
– Owszem, salową, ale na sali operacyjnej. Jestem chirurgiem ze specjalizacją ogólną i neurochirurgiczną.
Pola poczuła się nagle zbita z tropu, bo dziewczyna wyraźnie nie żartowała.
– Też tak zareagowałem, jak mi powiedziała! – wtrącił, z wyraźną dumą, Kajetan. – Wczoraj w nocy pomagała motocykliście z wypadku na autostradzie! Sama!
Diablica znów uśmiechnęła się pyszałkowato.
– Zaraz sama. Miał złamania otwarte kości udowych, dlatego pomagał mi ortopeda. Rano, kiedy kończyłam dyżur, przyszedł pan ordynator. Jak usłyszał o tym, znów mnie gonił i kazał przysięgać, że poczekam ze startowaniem na jego miejsce, aż przejdzie na emeryturę. Nałogowo oglądałyśmy z mamą Znachora, więc chciałam być jak profesor Wilczur.
Pola zastanowiła się.
– A twoi rodzice, Zuzanno?
– Mama zmarła szesnaście lat temu, pękł jej tętniak w głowie. Dlatego zamiast kardiochirurgii wybrałam neurochirurgię. Typ, który się do mnie przyznaje, jest architektem. Nim pani zapyta, mam dzięki niemu jeszcze siódemkę przyrodniego rodzeństwa i jestem przedostatnią. Ze swoją żoną ma cztery córki, natomiast z trzema różnymi kobietami trzech synów. Z macochą i siostrami nie utrzymuję kontaktu, natomiast bracia rozjechali się w świat. Czy mogłabym skorzystać z toalety?
– Oczywiście, trzecie drzwi na lewo.
Zaledwie dziewczyna zabrała swoją obrzydliwą torbę i wyszła z salonu, Pola złapała syna za dłoń.
– Ile jej płacisz?
Kajetan niemal podskoczył.
– Co?! Mamo! Nic! P… Zuzia jest moją dziewczyną! Spędzamy naprawdę miło czas i obiecała się dokładać do czynszu i opłat.
– Pewnie cię ciąga po imprezach z alkoholem i szemranym towarzystwem. W dodatku widziałam, że pali. Niby jest lekarzem, a tak nie dba o zdrowie. W dodatku te okropne tatuaże…
– Mamo… gdybyś słyszała, jak wiele stresów ma w pracy, to byś zrozumiała, czemu lubi tak odreagować. Zresztą, kim miałaby być z takim wyglądem? Kocham ją i chciałem, żebyś ty i babcia też ją poznały.
– Kajtuś, ja rozumiem. Jesteś chłopcem, marzy ci się dziewczynka z dużym biustem, bo taki ma mama i ciocia, ale z pewnością są normalne dziewczęta w twoim wieku, które taki posiadają…
– Mamo…
– I lepiej, by babcia jej nie zobaczyła. Nie mogłeś chociaż jej powiedzieć, by ubrała się jakoś normalnie, a nie jak jakaś prostytutka w żałobie?
– Mamo! To, że lubi ładnie wyglądać, nie czyni z niej rozpustnej kobiety. Sama mówiłaś, że piękno bierze się z wnętrza. Pomaga ludziom, jest inteligentna i stara się zrobić na tobie jak najlepsze wrażenie. Dosłownie widzę, jak myśli, co mówić. Zresztą, to dzięki niej w końcu nauczyłem się prowadzić samochód i mogę was częściej odwiedzać.
– Chcesz przez to powiedzieć, że przy tobie wyraża się inaczej? W dodatku nazywa cię piesiem.
– Odrobinkę… i uważam, że to urocze.
– Mam nadzieję, że nie robicie tych rzeczy?!
– Mamo! Mieszkam już sam, mam prawo do szczęścia. Przyjechałem też, bo chciałem pokazać jej Luje i Nakari. Jak będą kocięta, chcę jednego dla niej wziąć. Zawsze marzyła o kotku.
– Czy ty myślisz, że ot, tak oddam jej kota z długoletnim rodowodem po medalowych rodzicach?
– Tak, najlepiej kotkę. Nazwiemy ją Nina.
– Wybij sobie to z głowy, młody człowieku! I lepiej byś szybko się z nią rozstał, najlepiej nim babcia ją zobaczy.
– Mamo!
Z korytarza zaczął dobiegać charakterystyczny stukot balkonika i głośny głos babci Dusi.
– Un, tyn doktór mówił, że w moim wieku to już nic nie mogą poradzić.
Głos diablicy brzmiał równie głośno; najwyraźniej staruszka powiedziała o swoim problemie ze słuchem.
– Więc to jakiś konował, szanowna pani. U nas w klinice była jedna z takim samym problemem, w dodatku starsza. Pamiętam, bo prosili mnie o asystowanie przy operacji. Co prawda, potem jest długa fizjoterapia, ale jak ktoś uparty jak ona… Trzy miesiące później sama po schodach weszła na trzecie piętro do nas, by podziękować.
– Pola! Słyszysz ty?
Pola westchnęła ciężko i uniosła się, odkrzykując:
– Mama miała nie wstawać! Jak się znów wywróci, to sama nie podniosę!
Balkonik jednak dalej stukał, zbliżając się.
– Po Tola zadzwonisz! Dwie córy żem urodziła, bliźniaczki. Żadna jak ja czy stary Kajetan. On był mądry, jak mój wnusio, jeden się w niego wdał.
Pola i Kajetan obserwowali, jak Zuzanna pomaga starszej pani wejść do salonu; pospiesznie podała jej twarde krzesło od stołu i pomogła jej usiąść na nim – wyraźnie miała wprawę w pomaganiu takim osobom.
– Zobaczę w poniedziałek, czy nie da się gdzieś pani wpisać – powiedziała diablica, zabierając balkonik. – Niczego nie obiecuję i uprzedzam, że może to potrwać, bo kolejki są długie. Lekarz rodzinny będzie musiał też przygotować skierowanie do szpitala.
Babcia klasnęła.
– Dali Bóg! Jak ja bym chciała znów chodzić normalnie. – Poprawiła swoje duże okulary na nosie i spojrzała na Kajetana. – Kajtuś, skąd tyś taką miłą, ładną i dobrą dziewczynę porwał? Traktuj ty ją ino najlepiej na świecie!
Kajetan uśmiechnął się nieśmiało.
– Próbuję, babciu, próbuję… nie wiesz, ile wysiłku mnie to kosztuje.
– Jak twój dziadek się ze mną siłował, to żem ino mokra była, tak o mnie dbał! Dziw bierze, że tylko dwójkę urodziłam!
Pola jęknęła.
– Mamo…
Cmentarz o tej porze był dość opustoszały. Kajetan nie był pewien, czy powinien iść z ukochaną, ale ona nalegała; w końcu poznała jego mamę.
Zatrzymali się w głębi nekropoli, pod małym nagrobkiem podpisanym jako: „Elena Jabłońska, 1977-2006. Najukochańsza matka”.
Kajetan szybko policzył w głowie, że kobieta miała siedemnaście lat, gdy urodziła córkę. Spojrzał z lekkim smutkiem w stronę swojej pani Zuzi, która niosła znicz i frezję.
– Cześć mamo – powiedziała, klękając przy grobie. – Tak, dawno nie byłam. Nie musisz gderać. – Odgarnęła resztki przedwiosennego śniegu. – Nie, nie rzucę palenia, to nadal zbliża mnie do ciebie i sama paliłaś jak smok. – Odwróciła się do Kajetana. – To? Mój piesio. – Znów zwróciła się w stronę nagrobka. – Nie, nie zostaniesz babcią. Mówiłam, że podwiążę sobie jajowody.
Zawahał się, po czym też przykląkł obok.
– Pani Zuzia dużo mi o pani opowiada. Już wiem, po kim ma swoją urodę. I proszę mi wierzyć, jak tylko mogę, staram się odwieść ją od złych nawyków, ale zawsze tłumaczy się stresami w pracy.
Wytknęła do niego język i znów uśmiechnęła się do białej tablicy.
– Przygotowałam mu naleśniki, takie jak robiłaś dla mnie i taty. Tak, pierwszy facet, który je ode mnie dostał. Czy wyjątkowy, to nie wiem… na pewno wspaniały, ale straszny cierpiętnik. Nawet nie chce się ze mną wykąpać i przebiera się za zamkniętymi drzwiami. O, stary ostatnio dzwonił i pytał o coroczną kolację. Jaśnie pierdolnięta chybaby mi kudły z głowy wyrwała, jakby wiedziała, że nadal się z nim spotykamy. Chłopaki żartują, że jako jego bękarty się zabezpieczamy, by nie skończyć jak on. Łukasz żyje z partnerem, Kazik zrobił sobie wazektomie, a Maks uważa, że kutas mu odpadł, jak lał na zewnątrz. Ja wulgarna? Sama nie byłaś lepsza, mamo! Zresztą, wciąż wygrywam. Teraz mam chłopaka, który bardzo mnie taką kocha, i to mi wystarcza. Tak, próbuję, ale nie zapomnij, że ja nie mam serca. Może piesio kiedyś je odnajdzie…
Słuchał jej monologu z lekkim uśmiechem, chociaż po twarzy ciekły mu łzy.
Kajetan już na korytarzu słyszał płynącą z mieszkania muzykę i czuł unoszące się zapachy. Zmówił swoją modlitwę, by jego dziewczyna była ubrana, po czym przekręcił klucz i nacisnął klamkę.
– Piesio! – usłyszał, kiedy stanął na progu. – A ty pamiętasz, co dzisiaj jest?
– Czwartek?
– Ciepło.
– Mogę wejść, czy jest pani nago i…
– Mam na sobie moją piżamkę i specjalnie zamieniłam się na nocki.
– Na pewno?
– Mogę ją zdjąć i rzucić ci ją, jeśli masz taką ochotę.
– Nie! Przygotowała pani kolację?
– Tak, specjalną. Nadal nie pamiętasz?
Jej urodziny przypadały dopiero na sam koniec kwietnia, czyli za dwa i pół tygodnia. Prezent z tej okazji ukrył w zapasowym kole w samochodzie, ale wciąż nie miał pewności, kogo powinien na nie zaprosić.
– Chyba nie… przepraszam. Mogę wejść?
Cmoknęła.
– No dobrze. Naprawdę mam na sobie piżamkę!
Wsunął się do kuchni pełnej zapachów i muzyki. Na stole czekała już pizza; przygotowana według jej ulubionego sposobu z połową przeznaczoną tylko dla niej. Stało też schłodzone piwo i jego ulubiony napój imbirowy z kostkami lodu.
– Żeby to właśnie piesio zapomniał… – mówiła, wyraźnie udając smutek i zasłaniając szeroki uśmiech. – Atlas się posika ze śmiechu, jak pójdziemy znów na planszówki.
Dotarło do niego.
– Nasza pierwsza miesięcznica! Jesteśmy miesiąc parą!
Odwróciła głowę.
– Ktoś tu chce smaczka! Jak bywasz w krótkich związkach, świętujesz najmniejsze okresy. Siadaj, póki ciepłe.
– Teraz mi głupio, że nic nie przygotowałem!
– Cichutko, twoja mina to wystarczający prezent. Ogonek do góry, dupka na krzesło. Mamy cały wieczór i noc tylko dla siebie.
Usiadł ociężale na krześle naprzeciwko niej, wciąż karcąc się w głębi za to, że mógł zapomnieć. Odpiła piwa i posłała mu uśmiech.
– Na początku planowałam kupić ci obróżkę, ale uznałam, że zbytnio będę się rozczulać na twój widok w niej. Zagadałam więc do Atlasa i pomógł mi ogarnąć to.
Podała mu nad blatem dużą papierową torbę. Przyjął wolno, jeszcze mocniej się denerwując i wstydząc. Ze środka wyjął kolekcjonerski egzemplarz Batman. Powrót Mrocznego Rycerza Franka Millera, który kosztował fortunę i dlatego nie mógł sobie sam na niego pozwolić.
Gapił się na niego ze wzbierającymi sie łzami, a ona uniosła butelkę.
– Najlepszego, piesiu.
– Nic dla pani nie mam!…
– Mówiłam, cichutko. Lepiej przybij toast, żebyś wytrzymał ze mną kolejny miesiąc.
Niechętnie stuknął szklanką o jej butelkę z piwem. Wpatrywał się w swój komiks o starym Batmanie, mającym ruszyć na ostatnią krucjatę; wymagała od niego pokonania ograniczeń i odwagi. Paliły go przy tym wnętrzności, jakby przez przypadek ugryzł jej kawałek pizzy.
Karcił się wewnątrz własnej głowy – przecież dopiero niedawno przekonał się, że nie ma nic złego w spaniu razem, ale nie okazywał jej żadnych czułości.
Przełknął ślinę.
– Pani Zuziu, czy ja… Czy ja mógłbym… Czy mógłbym dzisiaj zrobić pani dobrze ustami?
– Chcesz mi recytować poezję erotyczną do uszka, bym szybciej usnęła, słuchając, jak wymyślnie gadasz o laskach z nadzieją na umoczenie? Pewnie.
– Nie… ja myślałem o zejściu niżej.
– Uuu, nie wiedziałam, że jesteś stópkarzem, piesiu. Dlatego moje buty ciągle są poprzestawiane? Wąchasz je?
Zarumienił się.
– Mówię o takim prawdziwym robieniu dobrze… Ja… Ja chcę… Ja chcę zrobić pani minetę!
Zakrztusiła się piwem. Kiedy przestała kaszleć, otarła usta dłonią i odciągnęła gumkę majtek, zaglądając do środka.
– Słyszałaś, mała? Chcesz sobie pofiglować? On tymi ustami całuje babcię Dusie, może więc nie wypada? No wiem, jutro będziesz mi krwawiła jak nadgarstki samobójcy i będę marzyć, by zaszyć cię takerem.
Puściła ją i spojrzała na niego z pełną powagą.
– Jesteś pewien? Może ustawię alarmowy, w razie byś zemdlał na widok zawartości moich majtek?
Czuł walące w głowie serce i gorąco płynące po twarzy.
– To chyba niewiele… biorąc pod uwagę pani prezent. Jest pani moją dziewczyną i lubi to pani. Tylko nie wiem, jak to się robi i czy zrobię właściwie…
– Mogę ci dać cycki albo stopy. Też będzie mi fajnie, a ty przynajmniej nie umrzesz ze stresu.
Mocniej przytulił twardy tom do siebie.
– Nie! Batman też miał zrobić Selinie Kyle minetę, bo ją kocha! Poszukam tylko jakiegoś filmiku i…
Pokręciła głową
– Jak chcesz tak, to po swojemu. Z uczuciem i naturalnie. Tylko teraz tym bardziej wara od mojej strony, bo jeśli mnie zapiecze, to urwę ci uszy i cię oskalpuję. Możesz za to sobie łyknąć mojego piwa na odwagę.
Po kolacji obserwował, jak pani Zuzia układa się w łóżku. O tym, jak zbudowane są tam na dole kobiety, wiedział głównie z lekcji biologii.
Nigdy nie był namiętnym oglądaczem pornografii; do szczęścia starczały mu katalogi z damską bielizną i zdjęcia topless swoich ulubionych aktorek raz w miesiącu, gdy to chował się w łazience przed mamą i babcią.
Teraz jednak jego własna dziewczyna przywołała go palcem do siebie.
– Zazwyczaj siadam facetom na twarzy, ale masz za słodką mordkę, by ją odkształcić. Chcę też cię dobrze widzieć. Jeśli jednak nie czujesz się na siłach, możesz po prostu się położyć i dać poprzytulać.
Nabrał wdech, mocniej ściskając komiks do piersi i przypominając sobie dokonania Mrocznego Rycerza.
– Chcę, aby było pani przyjemnie!
Uśmiechnęła się.
– Będzie. Mam sama zdjąć majtki, czy chcesz sobie uczynić ten zaszczyt?
– Nie wiem… chyba lepiej, jak sam to zrobię.
– Spokojnie, oddychaj.
Wsunął tom pod łóżko, po czym położył się obok niej i ułożył drżące dłonie na jej biodrach. Pomalutku ściągał jej bieliznę, mając wrażenie, że wyskoczy stamtąd diabeł lub uszkodzi swoją ukochaną. Wysunęły się ciemne, dość rzadkie włoski pokrywające wzgórek łonowy. Zacisnął zęby, prowadząc majtki dalej. Wzdłuż ukochanych ud, ku kolanom i kostkom.
Nie miał porównania, ale widok wydał mu się ładny; podobny do małej, przekrojonej na pół bułeczki z różowym paseczkiem szynki pośrodku i otoczonej większą ilością włosków.
Uśmiechnął się, bo zrozumiał, czemu czasem mówią na to muszelka lub brzoskwinka.
– Co? Podoba ci się? – zapytała pani Zuzia.
– Bardzo. Jest… słodka.
– No zobacz, a jeszcze nie spróbowałeś.
– Po czym zrozumiem, że idzie mi dobrze?
– Cóż, powiedziałabym, że poznasz po mnie i poczujesz, ale mogę to ułatwić i ułożę ci dłoń na głowie. Jeśli będę biła, idzie fatalnie. Jeśli zaciskam palce i szarpię za włosy, doskonale. Jak zdejmę dłoń, to możesz porobić jeszcze chwilę i przestać. Kto wie, może to polubisz i nabierzesz wprawy, wówczas będziesz wiedział wszystko. Możesz zacząć od palców, tylko delikatnie. Jestem jeszcze trzeźwa i mam tam od cholery nerwów. Później, jak będziesz pewny, możesz dołożyć języczek, wargi. Pracuj buźką, ale nie ząbkami.
Pokiwał głową, a jej uda rozsunęły się zapraszająco. Niepewnie i nieśmiało przyłożył palec do różowego skrawka i usłyszał przeciągłe syknięcie; przeraził się, że już sprawił jej ból, ale potem poczuł rękę na głowie i lekki ścisk.
Gładził ją tak delikatnie, czując miękkość cudowniejszą, od tej na jej twarzy, gdy pozwoliła mu jej dotykać. Dopiero po chwili wysunął język i dotknął nim tej cudownej muszelki, składając zarazem na niej swój pocałunek. Leciutko uniósł nos, spoglądając, jak oczy ukochanej się zamykają. Jej wolna ręka powędrowała ku ukrytej pod koszulką piersi, ściskając ją.
Jakbyś był pieskiem, a ja miała tam masło orzechowe… – przypomniał sobie, też zamykając oczy i wodząc buzią.
Słuchał, jak jej oddechy stają się z głębsze, bardziej rwane; podobne do dyszenia, a nawet przeradzają w powolne pojękiwanie; palce z całej siły zaciskały się dookoła jego czaszki.
Ponieważ nigdy nie jadł masła orzechowego, wyobrażał sobie bardziej ćwiartkę soczystego i chłodnego arbuza w letni dzień, jedzonego bez łyżeczki.
Im bardziej czuł, jak dociera do jego wymyślonej, białej, wewnętrznej skóry, wybierając miąższ ustami, tym burzliwsza zdawała się jej reakcja. Falowała biodrami, jakby chciała mu zbiec, ale jednocześnie mocniej przyciskała jego głowę do siebie, wydając już naprawdę głośne jęki.
Domyślał się, że jego ukochana jest szczęśliwa; nie wiedział, że szczęście to bierze się również z dumy, jaką czuła z powodu pokonania przez niego kolejnego lęku przed bliskością.
Kajetan zauważył, że pani Zuzia na wszelkich imprezach miała status VIP, więc postanowił poradzić się Moniki, kogo zaprosić do swojego małego mieszkania na urodziny ukochanej. Jeśli gości miałoby być zbyt wielu, to musiałby wymyślić coś innego.
Otrzymał prostą odpowiedź:
– Tylko mnie. Zuzę wszyscy znają i zapraszają, ale sama ma małe grono znajomych.
Przycisnęła go do ściany swoim chudym ciałem i szeptem dodała:
– Jeśli nie jesteś zazdrosny, możemy jej kupić na spółkę amerykańskiego Kubusia i się nią podzielić.
Przeraził się.
– Amerykańskiego Kubusia? Podzielić?
Wywróciła oczami.
– Jacka Danielsa, trójkąt. Uprzedzam, wolę dziewczyny. Nie licz, że cię dopuszczę do siebie. Chociaż, jak zmrużę oczy, umalujesz się i wciśniesz w jakieś damskie łaszki, może nawet byś wyglądał jak laska. Przejdź się do smyka, ogarnij coś z działu dla dzieci i jakieś figi, to pogadamy.
Mrugał, patrząc na nią ponad okularami.
– Myślałem raczej, żeby upiec jej babeczki, schłodzić piwo, obejrzeć film, który tak uwielbia i wręczyć prezenty…
– Czyli zazdrośnik? Wielu marzy, by popatrzeć, jak się bawimy. Ma charakter dominy i całe pudełko czekoladek. Nie bądź wiśnia, ostatnio się z nią kochałam w październiku! Jeśli weźmiemy ją we dwójkę, doszłaby i cztery razy, mając najlepszy możliwy prezent. Kiedy się kochacie, ma orgazm?
Kajetan zawahał się. Przedwczoraj, kiedy robił jej dobrze ustami, wiła się przed nim i szalała, ale nie wiedział, czy szczytowała i nie miał odwagi zapytać o to. Wydawało się, że Monika lepiej zna jej ciało, a w dodatku sama była kobietą i pewnie doskonale by to rozpoznała. Nie chciał się też przyznać, że nigdy nie pokazał się pani Zuzi nago.
– A jeśli uzna to za zdradę?
– Zuza? Ty na pewno z nią jesteś, czy się zgrywacie i za rączkę chodzicie jak przedszkolaki? Za Kubusia to będzie po suficie chodziła i wyła jak kotka w rui.
– Może… może zróbmy tak. Małe przyjęcie u nas. Upiekę babeczki i schłodzę piwo. Obejrzymy film, dam jej mój prezent. Potem zapytasz, czy ma ochotę i jeśli się zgodzi, damy jej kupioną na spółkę butelkę burbona…
– Uuu, nieładnie. Jak ktoś jej Kubusia nazywa burbonem, kończy ze stopą w zadku.
– Butelkę tennessee whiskey i…
– Zapewnisz jej noc życia, wyjdziesz na dobrego chłopca i sobie popatrzysz. Możesz też się umalować i przebrać, pokażę ci kilka sztuczek.
Przełknął ślinę.
– Muszę? Może po prostu wyjdę i was zostawię?
Uśmiechnęła się pod nosem.
– Jesteś pewien, że chcesz, żeby to tak wyglądało?
– Nie, ale… będę głupio wyglądać i źle się czuć, że moja dziewczyna uprawia seks z kimś innym.
– Dlatego masz się przyłączyć. Dobra, oszczędzę ci crossdressing, ale jak zobaczę wyciągniętego siurka, chociaż kątem oka, to wsadzę ci największą pralinę tak głęboko w jelita, że w klinice Zuzy będą ją wyciągać.
– Pod warunkiem, że się zgodzi…
Monika znów wywróciła oczami.
– Kajtuś, za tę butelkę ona będzie gotowa na wszystko. O której mam przyjść?
– Kończy dyżur o osiemnastej, więc możesz być wcześniej. Mówiła, że pan ordynator da jej dwa dni wolnego, bo robią jakąś poważniejszą operację i chce, by odpoczęła.
– Widzisz, jeszcze bardziej opłaca się taki prezent. Gdybym była hetero i mój facet powiedział do mnie: „Kochanie, poprosiłem twojego najseksowniejszego przyjaciela, by dzisiaj nam asystował w łóżku…”, to pewnie kochałabym go tylko mocniej.
Dla Kajetana pakunek ukryty w zapasowym kole stał się mniejszy i mniej znaczący, niż myślał przed tą rozmową.
Kajetan, kilka godzin wcześniej usłyszał od swojej ukochanej, malującej się przed lustrem:
– Będzie fajnie, nie martw się! To ja będę siedziała tam obsrana, a tak to przynajmniej cię przytulę i się uspokoję.
Siedząc przy barowym stole, odnosił inne wrażenia. Miał przedziwne wrażenie udziału w zwycięskiej popijawie pirackiej hałastry; głośnej, wulgarnej i dzikiej – wśród niej pani Zuzia była jak ryba w wodzie.
Jej trzej starsi bracia, którzy już dawno przekroczyli trzydziestkę, byli ogromni; więksi nawet od Atlasa, którego uważał za największego znanego sobie człowieka. Czuł się przy nich jak malutki chłopczyk, który trafił tu przypadkiem.
Cała czwórka piła piwo z wielkich, ciężkich kufli, co rusz zderzając się nimi w toaście. Mężczyźni posyłali niewybredne dowcipy w stronę siostry, ale ta nie pozostawała im dłużna.
Maks, najstarszy i najgrubszy, posiadający gęstą brodę i długie włosy nadające mu wizerunku jakiegoś przybysza z XIX wieku, będący na co dzień polarnikiem na Arktyce, zaczął:
– Pamiętacie tamtą Wigilię, jak Zuza miała szesnaście lat? Ujeżdżała twarz tego chudzielca w gabinecie starego! Typ pewnie dalej ma wgniecenia na skroniach, gdy chciała mu zgnieść łeb udami!
Kazik, całkowicie łysy i gładko ogolony atleta o ciele pokrytym azjatyckimi tatuażami, który był tajskim bokserem w ojczyźnie tego sportu, wybuchnął śmiechem.
– Stary wydarł się wtedy na cały dom! Jego blond szmacie tylko brewka drżała z obawy, że Zuza była tak głupia i popuściła tamtemu szpary i dlatego ma krew na udzie!
Pani Zuzia również zaczęła się śmiać, wycierając łzy rozbawienia.
– Jeszcze mu z fiuta na łoniaki kapało, jak się pakowali ekspresem! Darli się, że ich noga więcej w tym domu nie postanie! A ten tylko beczał, że ja chciałam i go zmusiłam!
Łukasz, najszczuplejszy i najbardziej charakterystyczny z braci przez swoje krótkie włosy zafarbowane na pastelowo różowy kolor, wystylizowanej w warkoczyki brodzie i nie gorszym od młodszej siostry makijażu (miał nawet pomalowane paznokcie), uśmiechnął się jedynie pod nosem.
– Dobrze, że nie pomyślał, by najpierw zajrzeć drzwi dalej do sypialni jego i jaśnie pierdolniętej. Robiłem w ich łóżku luz w dupie starszego brata tego chudzielca. Kiedy stary się wydarł, zacisnął się tak mocno, że prawie mi urwał wacka.
Znów huknęli się szkłem; Kajetan również nieśmiało się uśmiechnął, bo atmosfera tej zgrai mu się lekko udzielała.
Maks wytarł łzy z twarzy, spoglądając na niego.
– Nic się nie martw, Kajtek. Łukasz nigdy nie odbijał facetów Zuzie. Zresztą, teraz jesteś jednym z nas. Witaj w grupie facetów, którzy kochają tę małą czarnuszkę!
Zuza posłała mu rozbawione spojrzenie, obejmując ukochanego.
– Nie? Trzech wymienię, co mu chapali po same bile i mieli więcej frajdy, niż później ze mną. Co najmniej też dwóch, którzy pytali o możliwość trójkąta z nim. Patrzałam, jak ich posuwa w tyłki i miałam jedynie rękę na pocieszenie.
Łukasz pokręcił głową.
– Oj tam, oj tam. Chcieli, ja dawałem. Gorzej, że jak patrzałem na rozebraną siostrzyczkę, to mi miękł natychmiast. Chociaż taki ładny z niego chłopaczek, że trochę kusi.
Zuza pogroziła mu palcem, jeszcze mocniej przyciągając Kajetana do siebie.
– Mój ci jest! Mój ci jest!
Maks spojrzał w stronę wejścia i westchnął.
– Idzie… kto w tym roku spuszcza mu manto?
Kazik również tam spojrzał, po czym mruknął pod nosem.
– Na mnie nie licz. Zabiję śmiecia, a pójdę do pierdla jak za człowieka. Powinien się cieszyć, że jak mu wtedy złamałem nos, byłem mniejszy. Może ty?
– Już bym wolał ruchać się z niedźwiedzicą polarną, niż chociaż z nim rozmawiać. Przyłazi tu nie wiadomo po co. Dobra, Zuza ma urodziny i nadal jesteśmy razem.
Kajetan poczuł, jak ręka pani Zuzi znów go mocniej przyciska do siebie – zupełnie, jakby ukochana chciała się nim przed czymś osłonić.
Do stolika podszedł starszy, siwy mężczyzna; nie tak wysoki, jak ci siedzący przy stole, ale wyprostowany, wyraźnie górował nad nimi. Zdawał się w świetnej formie jak na swój wiek. Elegancki garnitur i fular silnie kontrastował przy dzikiej bandzie i całej atmosferze miejsca.
Odsunął sobie wolne krzesło.
– Zuzanno. Panowie. Jak co roku najgłośniejsi i najbardziej wulgarni, słychać już was na zewnątrz tej speluny. – Jego wzrok padł na Kajetana. – Czy któryś uczynił mnie dziadkiem i w końcu postanowił się do tego przyznać?
Pani Zuzia nawet nie spojrzała w jego stronę.
– To mój chłopak, Kajetan. Piesiu, poznaj nasz nieuleczalny guz odbytu. Sławetny wielki ruchacz, Ryszard Kleszczyński aka Stary.
Kajetan wpatrywał się w mężczyznę z zaskoczeniem.
– Pan jest Ryszard Kleszczyński? Pani Zuzia wspominała, że jest pan architektem, ale…
Mężczyzna zignorował go, zajmując miejsce.
– Zuzanno, jak wiesz, przymykam oko na twój frywolny styl życia, jednak lepiej dla ciebie by było, gdybyś wybierała pełnoletnich partnerów. Dalece niewłaściwym jest uwodzić chłopców, odziedziczonym po swojej przeklętej matce pięknem.
Kazik przeciągle mruknął.
– Jakoś tego problemu nie miałeś przy naszych matkach. Jebałeś je bez zaglądania do legitymacji szkolnych. Czego jednak się nie robi, by żona też dała dupy. Jaśnie pierdolnięta nie chce nas oglądać, skoro jesteś sam?
Mężczyzna już studiował tablicę z ofertą baru, nie zwracając na niego uwagi.
– Jeśli tym niezbyt wyszukanym określeniem pytasz o waszą mamę, to nie. Chciała was wychować należycie i dać dom, którego nie uzyskalibyście u kobiet, które was urodziły. Widać, to niemożliwe.
Maks warknął na ojca jak dzikie zwierzę.
– Jedyna rzecz, jaką by mogła zrobić należycie to się rozebrać i stanąć na czworaka. Każde z nas by ją wyruchało, może nawet w tym samym czasie. Zuza ogarnęłaby sobie jakiegoś strap-ona, a Łukaszowi by stanął, bo jaśnie pierdolnięta wygląda jak facet z pizdą.
– Jeśli sądzisz, że wasze wulgarne podejście do mojej żony i waszej mamy czyni was zabawnymi, grubo się mylisz, chłopcze. Zdajesz się nadal być tym malutkim dzieckiem, które uwielbia zabawy w śniegu. Przyszedłem tutaj, bo moja córka ma wkrótce urodziny, a ta speluna to wciąż jedyne miejsce, gdzie można was spotkać przy jednym stole.
Ostatecznie zdecydował się na butelkę najdroższego wina.
Kajetan już rozumiał, co miała na myśli wtedy ukochana. Cała atmosfera przy stole zniknęła – przeszła z jednej skrajności w drugą. Mężczyzna odpytywał synów, zwracając się do nich pełnymi imionami, a potem krytycznie wyrażał swoją opinię na temat ich życia.
Chłopak przypominał sobie swoje własne, przymusowe, weekendy ze swoim ojcem – brakło tylko młodej paniusiu w półprzezroczystej bieliźnie, która piłaby szampana i głupio chichotała. Wszystkie słowa, w których ten nazywał go mięczakiem, jaki nic nie osiągnie, a już na pewno nigdy nie będzie mógł sobie pozwolić na taką kobietę.
– Zuza, nadal nosisz w Marze wagon fajek? – zapytał Maks, po kolejnej rundzie tej smętnej rozmowy. – Nie zdążyłem kupić, nie wiem jak Kazik.
– Też przygarnę – mruknął Łukasz.
Pani Zuzia zdjęła swoją torbę z oparcia.
– Mam. Co tydzień wrzucam tam nowy, chociaż piesio narzeka, że tyle palę. Może też sobie znajdziecie kogoś, kto będzie wam nosił torebkę co? Ty nie, Łukasz. Andree jest uroczy i sama bym ci go podebrała, jakbym nie miała Kajtka. Piesio, chcesz iść z nami?
Kajetan uśmiechnął się do niej.
– Nie, zaczekam. Pewnie też chcę pani porozmawiać z braćmi na osobności, w końcu długo się nie widzieliście.
Kazik zarechotał.
– Piesio i pani Zuzia. Znając ciebie, Zuza, tkwi w tym jakiś szczególny podtekst.
Kopnęła go w tyłek ze śmiechem, kiedy szli do wyjścia. Ich ojciec dalej siedział, patrząc przed siebie w milczeniu i racząc się winem z kieliszka.
– Widziałem wiele pańskich projektów i… – zaczął Kajetan.
– Posłuchaj mnie uważnie, chłopcze. Nie będę wnikał w szczegóły relacji łączącej cię z moją córką, ale kiedy wróci ze swoimi braćmi, każę ją natychmiast zakończyć. Jej tryb życia nastawiony jest wyłącznie na hedonistyczną egzystencję, która wyśle ją na leczenie na oddziale zamkniętym lub wpędzi do grobu. Ja i moja żona dążyliśmy, by stała się lepszą osobą, ale jej przeklęta matka odcisnęła na niej swoje piętno i wprowadziła na drogę autodestrukcji. Nie wiem, czego ci naopowiadała o mnie, ale to ja nakazałem i umożliwiłem jej zdobycie wykształcenia, dzięki któremu wykonuje tak odpowiedzialny zawód. To zresztą jedyna dobra rzecz, którą można o niej powiedzieć. Jeśli więc masz chociaż trochę oleju w głowie, odejdziesz, nim będziesz kolejnym, którego skrzywdziła. Wiem, jaka zdaje się piękna, ale jest równie niebezpieczna.
Kajetan wpatrywał się w mężczyznę przez chwilę, po czym przełknął ślinę.
– Kocham ją. Wiem, ile bólu przeżyła, przeżywa każdego dnia i może jeszcze przeżyję. Chcę jednak być przy niej w tych trudnych chwilach i pomagać jej je znosić. Może i projektuje pan budowle, które w przyszłości będą podziwiać kolejne pokolenia, zapiszą się w podręcznikach… jednak ja kocham ją teraz, każdego dnia i nocy. To czyni mnie kimś większym od pana. Nie obchodzi mnie, czego pan chce. Wydaję mi się, że nie przyszedł pan tutaj dla nich, jak twierdzi, ale dlatego, że bez nich czuje się pan nikim! Oni są dla nas jak gwiazdy, które nas ogrzewają i pozwalają żyć w swoim blasku! Nie, nie wierzę, że może pan cokolwiek jej nakazać, bo ona pana nienawidzi! Równie bardzo co jej bracia! Jeśli każe mi odejść, przyjmę to z pokorą, ale nigdy nie zrobię tego sam! Nie będę kimś takim jak pan lub mój tata! Ludzkimi śmieciami, karmiącymi swoje ego!
Mężczyzna tym razem skierował swoje spojrzenie na Kajetana.
– Chyba wiem, dlaczego cię tak lubi, chłopcze. Idziesz tą samą drogą zniszczenia co ona i jej bracia. Lepiej dla ciebie, jeśli w porę się zatrzymasz i cofniesz.
– Myli się pan. To dzięki niej pokonuję trudności, a nie z nimi się zderzam. Tego już się nie da powstrzymać, to mknie.
Zgraja, wyraźnie rozbawiona czymś, wróciła do stolika. Pani Zuzia od razu złapała Kajetana i przyciągnęła go do siebie, prawie sadzając go sobie na kolanach. Nadal patrząc na mężczyznę z lekkim gniewem, Kajetan uniósł się nieco i szepnął ukochanej do ucha:
– Kiedy wrócimy do mieszkania, mam ochotę na masełko orzechowe.
Uśmiechnęła się i poczochrała mu włosy.
Monika siedziała na blacie, oblizując resztki musu na bazie whiskey z miski, wydając przy tym specyficzne odgłosy. Kajetan użył kremu do ozdobienia babeczek, które teraz stały na stole. Spędził większość dnia na ich przygotowaniu i nadal krytycznie spoglądał na swoje dzieło, w otoczeniu świeczek o zapachu lasu. Jednak, jak jej wyjaśnił, najtrudniejsze było znalezienie nośnika z ulubionym filmem Zuzy.
Swój prezent ukrył wśród komiksów, ten od niej pod łóżkiem w towarzystwie wyjętego z bagaży Zuzy plastikowego pudełka – jego zawartość, widziana po raz pierwszy, przyprawiała Kajetana o słabość.
– Zaraz będzie… – powiedział bardziej do siebie niż do niej.
– Musisz mi dać przepis! Będę karmiła tym Zuzę, aż bliźnięta podwoją swoją objętość! Dwa razy więcej do kochania!
– Jej piersi już są duże. Pewnie ciągle bolą ją plecy, i to niewygodne…
Odstawiła miskę, przerażona na te słowa.
– Pierwszy i jedyny facet narzekający, że Zuza ma za duże cycki! Świat oszalał! Co będzie kolejne?! Zuza odnajdzie swoje serce?!
Kajetan zgasił światło, pozostawiając tylko zapalone świeczki.
– Miejmy taką nadzieję…
Monika z mieszanką złości, rozżalenia i zazdrości spoglądała, jak ukochana usadziła swojego chłopaka przy sobie. Po każdym kęsie babeczki drugiego dawała mu, mimo że sama siedziała z otwartymi ustami i czekała, by też dostać jednego.
Była wściekła, gdy dostrzegła wzbierające się łzy wzruszenia, kiedy na dużym ekranie wyświetliła się plansza tytułowa filmu Bandyta. Nie mogła skupić się na oglądaniu; Zuza dosłownie cytowała kwestie Bruteckiego i Eleny.
Jedynie myśl, że już za chwilę będą tylko one i robić to, co tak uwielbiają, nie pozwalała jej wybiec z krzykiem i płaczem przez drzwi.
Gdy leciały napisy końcowe, Zuza pogłaskała twarz leżącego na jej nogach Kajetana.
– Piesio, płaczesz?
Kajetan pociągnął nosem.
– Tak… to było piękne. Nic dziwnego, że pani i pani mama tak kochacie Brute…
– Gdy byłam mniejsza, mówiła, że to właśnie mój prawdziwy tata. Kiedy podrosłam, zrozumiałam, że to niemożliwe… ale lubię wierzyć, że jeśli jednak istnieje, to ma chociaż jego charakter. Jak widziałeś, stary to jego totalna antyteza.
Nadal pochlipując, zsunął się z jej nóg.
– Mam… mam dla pani prezent.
– Oj, głuptasie, to najlepsze urodziny od siedemnastu lat.
Monika wywróciła oczami.
– A dwudzieste siódme? Nasz wspólny prysznic? Specjalnie poszłam na depilację…
Zuza zaśmiała się.
– A tak, pamiętam. Powiedziałam ci, że masz morelkę jak pięciolatka, a ty stwierdziłaś, że ona by nie potrafiła zrobić tak… i wsadziłaś sobie cały długi miecz po rękojeść. Aż mnie zabolało w środku na ten widok. Chyba nie jesteś zazdrosny, co piesio?
Dotarł do regału, nadal pociągając nosem.
– Nie, miała pani życie przede mną. Siostra Atlasa jest złotnikiem i…
– Jeśli to pierścionek zaręczynowy, idziesz spać do samochodu! Ja i Moon zaliczymy wszystkie powierzchnie płaskie w tym mieszkaniu!
Monika poczuła iskierkę nadziei, zbliżając się do łóżka. Kajetan wyjął małe pudełeczko zza komiksu i podszedł z nim do jej ukochanej; dyskretnie przyglądała się, jak tamta je rozpakowuje.
Zuza gwałtownie wypuściła powietrze.
– Piesiu… Kajtuś… To…
Kajtek podniósł okulary i wytarł oczy.
– Poprosiłem, żeby było wszystko, co o pani myślę.
Monika podbiegła do kanapy, zaglądając przez jej ramię. W małym pudełeczku do przenoszenia biżuterii znajdowało się serduszko, ze wpisaną do wnętrza ośmioramienną gwiazdą.
– Gwiazda poranna – powiedziała Monika, rozpoznając symbol. – Wenus. Tylko ten ornament wewnątrz raczej nie ma nic z nią wspólnego?
Kajtek uśmiechnął się słabo.
– To czakram światła, który wskrzesił Xenę. Na początku używała tylko ciemnego, ale kiedy wyzbyła się ciemnej strony, zrównoważonego. Uznałem, że pani Zuzi na teraz przyda się więcej dobra w sercu. Wenus natomiast symbolizuje Isztar, bo nią dla mnie ona jest. Boginią miłości i wojny, chociaż wojownicza księżniczka walczyła z Aresem i Afrodytą.
Zuza dotykała go delikatnie.
– Kajtek… pomożesz mi go założyć?
Kajetan wyjął wisiorek z pudełka i czekając, aż jego dziewczyna odgarnie włosy, uniósł drżące dłonie ku jej szyi i twarzy.
Monika spodziewała się, że tamta natychmiast go odepchnie, ale spokojnie pozwoliła mu przeciągać łańcuszkiem po skórze i zapiąć go na swoim karku.
Wiedziała, że musi reagować natychmiast.
– A ode mnie… Wspaniały prezent dla mojej najdroższej Zuzy.
W już założonym chokerze wyjęła spod łóżka butelkę i pokazała. Jednak ukochana przyjrzała się temu podarunkowi z dziwnym niesmakiem.
– Wiesz, chyba nie wypada… Mam teraz chłopaka i…
Kajetan kolejny raz wytarł oczy.
– Nie, nie. To był mój pomysł. Bardzo chciałem, żeby te urodziny były dla pani wyjątkowe.
Zuza zaśmiała się, znów, wracając do bycia sobą.
– Po prostu powiedz, że chciałeś sobie popatrzeć. Raczej nie będzie to widok w stylu mama i tata w sypialni albo nawet mama i ta jej dziwna przyjaciółka, która za często zostaje na noc.
– Tym… tym ciekawiej, prawda?
– Oj piesio, piesio. Co ja mam z tobą począć co? Jak mi traum dostaniesz? Albo co gorsza, odkryjesz, jak cię to podnieca i mnie porzucisz dla jakiejś masochistki, która ci pozwoli tak się bawić?
Monika obruszyła się.
– Jak chce, to mu nie odbieraj. Niech ma coś chłopak od życia. Najwyżej, majtki będzie miał mokre.
Zuza spojrzała na nią.
– Widzę, że dzisiaj bez knebla i kilku mocniejszych klapsów się nie obędzie. W porządku. Jak go zapytam, czy jest pewien, rzuci coś w stylu: „Chcę, by była pani szczęśliwa”. Ja przebiorę się w coś luźniejszego, a ty idź się rozebrać i wysikać, żeby nie narobić na dywan. Ciebie też związać, piesiu? Przynajmniej będę mieć pewność, że nie uciekniesz.
– Mogę wyjść na balkon i posiedzieć na pani fotelu…
Zuza już odkręcała wręczoną jej butelkę.
– Nie, usiądziesz ładnie na łóżeczku i będziesz patrzał, skoro to twój pomysł.
Odpiła solidny łyk z kwadratowej butelki i oblizała wargi, spoglądając na swojego piesia.
– Smakuje tak, jak obiecał.
Kajetan siedział na końcu łóżka, trzymając poduszkę i obserwując pokaz, który był doskonale znany jego kolegom ze szklanych ekranów, na żywo i to z odległości niespełna trzech metrów. Nie potrafił określić, czy ten widok go podnieca, czy tylko przeraża; mógł tylko słuchać kolejnych odgłosów plaśnięć, jęków i obserwować z opuszczonymi na czubek nosa okularami.
Monika się myliła, mówiąc, że to pani Zuzia będzie wydawała odgłosy kotki w rui – znał je z rodzinnego domu, bo mama dopuszczała swoje kocice do kocurów.
Czarny aksamitny sznur otaczał jej ciało w skomplikowanym wzorze pełnym rąbów i kręgów. Dwa krótsze odcinki otaczały kostki i nadgarstki. Zęby zaciskała na czymś podobnym do końskiej uzdy, tłumiącym część jej odgłosów. Drobny, ale kształtny biust falował z każdym skurczem bólu i rozkoszy. Do brzucha miała przywiązane, podłączone do gniazdka, wibrujące urządzenie. W brzydszej, od tej należącej do jego ukochanej, muszelce tkwił gruby jak łokieć wibrator, który co rusz chciała zasłonić udami. Drugi tkwił między nabierającymi koloru buraczka pośladkami.
Pani Zuza zadawała jej klapsy zabranym mu paskiem, przerywając je tylko po to, by znów wypić solidny łyk z butelki.
Kajetanowi nawet nie przyszedłby przez myśl, by być na miejscu którejś z nich.
– Leż – powiedziała pani Zuzia, podnosząc się z dywanu i stawiając bosą stopę na czerwonych wykwitach, co spowodowało kolejny pisk ekstazy. – Drgniesz, to podkręcimy tempo.
Zabrała butelkę i usiadła na łóżku, po czym wsunęła się dalej, wchodząc za niego i siadając tak, że znalazł się między jej rozpartymi nogami.
– Podoba ci się, piesio? – zapytała, głaszcząc go po włosach. – Zasłaniasz tego drąga ze wstydu.
– Ja… nigdy czegoś takiego nie widziałem.
– Kłam dalej.
– Naprawdę! Nigdy nie interesowały mnie takie rzeczy…
– Ileż rzeczy przeżywasz ze mną po raz pierwszy? Na miesięcznice i ostatnio zrobiłeś mi taki prezent, że wciąż drżę na wspomnienie. Kiedy denerwuję się w pracy, myślę o maśle orzechowym i mi przechodzi.
– Chce pani, żebym zrobił to teraz?…
– Nie, Moon będzie zazdrosna. Leż mówiłam! – Ścisnęła w dłoni małą kulkę, a Monika z jękiem wierzgała po dywanie. – I co ja mam z tobą począć, piesiu? Siedzisz mi tu smutny, chowasz się za podusią. Zwykle robi się coś miłego w takich sytuacjach.
– Nie, naprawdę…
– Gdybym mogła, to bym cię ucałowała i uciszyła. Mam pewien pomysł. Zaufasz mi, tak jak ona mi ufa?
Zawahał się.
– Tak… bo bardzo panią kocham.
Powoli przysunęła do jego ust gwint butelki i przechyliła ją. Alkohol był gorzki i piekł w ustach, ale dzielnie go przełknął. Odstawiła butelkę na szafkę nocną i wyjęła poduszkę z jego zesztywniałych ramion. Poczuł, jak odsuwa się od jego pleców, a po chwili jej koszulka wylądowała na głowie Moniki.
Przełknął ślinę, uświadamiając sobie, że tuż za plecami ma jej kompletnie nagie piersi. Czuł, jak zbliżają się ponownie. Zarzuciła mu ramiona na barki, a jej palce zaczęły wędrować po udach i łagodnie pogładziła wypukłość pośrodku nich.
– To nie będzie pierwszy raz – szepnęła mu do ucha, nadal gładząc rozporek. – Przynajmniej nie taki po bożemu.
Bał się. Chciał się przeciwstawić, uciec, ale trzymała go mocno. Rozpięła mu spodnie i zsunęła je lekko poniżej bioder wraz z bokserkami. Zamknął oczy, wciąż czując palenie w ustach. Drżał, choć dotyk śliskich palców był przyjemny i delikatny.
Robiła to czule i czuł, jak coraz więcej krwi spływa w dół ciała; w głowie tliły się obawy, że jego penis nie jest ani odrobinę gruby i duży. Widział przecież te, które były w pudełku. Był gotów zacząć krzyczeć, przepraszać, ale nim zdążył otworzyć usta, uwolniła jedną z jego rąk i położyła sobie na policzek.
– Spokojnie – znów szepnęła mu do ucha. – Dzisiaj ty wygrywasz i nie ma czego się bać.
Wolno odwrócił głowę i na oślep znalazł czubek jej piersi; przyssał się do niego, chcąc stłumić swój krzyk – mieszanki przerażenia i podniecenia, jaką właśnie w nim wywoływała.
Słysząc dudniące w uszach serce, nie wiedział, czy bije jeszcze jego własne… czy może jednak pierwszy raz słyszy jej – nowe i podarowane przez niego.
Wiedział natomiast, jakie słowa zdaje się wybijać.
Faustowskie: „Chwilo, trwaj!”.
Zuza przytulała do siebie swojego piesia, powoli sącząc piwo z butelki. Tym razem nie próbował uciekać, kiedy go przyciskała do piersi. Wzbudzało to pełne zawiści spojrzenia wśród męskiej części gości, ale bawiło ją to.
– Ciągle mnie to zastanawia… – powiedział Kajtek, oglądając w zamyśleniu kapsle od ich piw. – Czy pani umie otworzyć piwo wszystkim?
– Wszystkim może nie. Nie chcę sobie małej pokaleczyć, jak wsadzę do środka butelkę.
Przeraził się, odrywając się i spoglądając na nią.
– To tak się da?!
– Czy mam się poświęcić i pokazać ci wieczorem? Mam tam muły jak Kazik.
– Nie, chyba nie… Pewnie bracia panią tego nauczyli?
– Bujaliśmy się we w czwórkę po imprezach. Wchodziliśmy na salę, wszyscy patrzyli na mnie jak głodni na chleb. Łukasz wtedy głośno mówił: „Kto chce startować do naszej siostry, musi mi obciągnąć, pobić Kazika albo przepić Maksa”. Byłam ich malutką siostrzyczką, byle komu by mnie nie oddali. Kiedy wróciłam z pierwszym tatuażem, wszyscy trzej poszli do salonu i zrobili sobie coś na ciele, ale tylko ja i Kazik się od tego uzależniliśmy.
– A to, że zawsze wszystkim pani celnie rzuca?
– Mikstura Bandyty, zawsze wygram.
Zuza pomachała do Wojtka i krzyknęła do niego:
– Zobacz, znalazł się! Najlepszy, jakiego mieli!
Brat Moniki spojrzał w ich stronę z niesmakiem.
– Spierdalaj, głupia kurwo!
– Czemu Moon nie ma?
– Miałaś się od niej odpierdolić! Zresztą, masz nową pizdę do lizania!
– Wsadzić ci butelkę w dupę, żebyś wreszcie przeżył porządny orgazm?!
– Jeb się, głupia kurwo!
Zuza odpiła piwa z butelki, mocniej tuląc do siebie Kajetana.
– Przepraszam, piesio. Nie powinieneś tego słuchać.
Kajtek westchnął.
– To moja wina… gdybym miał zarost, byłoby pewnie lepiej. Tak wszyscy mnie biorą za dziewczynę.
– Mi się podobasz. Jak zapuścisz jeszcze dłuższe włoski, to będę cię czesała, jak laleczkę.
Zarumienił się.
– Wtedy na pewno będą mnie za nią brali!
Uśmiechnęła się i je przeczesała.
– No i? Byłbyś moją najsłodszą dziewuszką z rewolwerem w spodniach. Idę zapalić, a ty ogarnij nam naszą piosenkę. Jak wrócę, to sobie zatańczymy.
Wyszła na szeroki taras i wyjrzała na powoli gasnące majówkowe słońce. Obiecała Kajtkowi ograniczyć palenie i teraz paczka starczała jej na kilka dni.
Zawsze, przypalając czubek zapałką, przypomniała sobie oglądanie mamy, kiedy ta stawała całkiem sama i patrzała w milczeniu na świat, dymiąc.
Usłyszała za plecami szelest przesuwania drzwi, bo jednak ktoś postanowił jej zepsuć tę chwilę i dołączyć.
Znajomy, jakby pochodzący z odmętów koszmaru, kobiecy głos powiedział:
– Powiedz ładnie „przepraszam” albo znów oberwiesz.
Wojtek zdawał się mówić przez łzy:
– Zuza, przepraszam, że nazwałem cię głupią kurwą.
– Chcesz coś dodać?
– To ja jestem głupią kurwą.
– Brawo! A teraz spierdalaj, nim cię stąd wyjebię przez balustradę!
Zuza zamknęła oczy i czekała. Uderzył ją odór taniej wody kolońskiej, której nienawidziła. Mara poruszyła się na biodrze i opadła.
– Jagoda – powiedziała wreszcie.
– Zuzia.
– Wciąż bijesz facetów, rzekomo w mojej obronie i kradniesz mi fajki?
– Nadal rżniesz się z każdym, kto załatwi ci butelkę burbona i nie pozwalasz się całować?
– Wciąż jesteś pojebaną lesbą, która rżnie jedynie w dupę?
– Jakoś ci to nie przeszkadzało. Ile to już lat, kochanie?
– Chyba jakoś niedługo będzie siedem…
– Jakoś tak. Widziałam, że znów bujasz się z paniusią. Dziwna taka, całkowicie niepodobna do mnie. Rżniesz ją w oba otworki?
Zuza przełknęła ślinę o smaku nikotyny.
– Daj mu spokój…
– Mu? O, to będę mogła się pobawić. Potnę go, żebyś mogła sobie go poszyć.
– Ostrzegam cię…
– Och, ostrzega. Szkoda, że ciebie nikt nie ostrzegł, nim poszłyśmy pierwszy raz do łóżka, co Zuzia? Zapomniałaś już? Wygrałam cię od nich, więc nadal jesteś moja, czy tego chcesz, czy nie.
– Nie mów tak…
Zuza poczuła rękę na biuście i bolesny ścisk.
– Czemu? – mówiła dalej w ciemności śmierdząca Jagoda. – Zapomniałaś, jak dobrze nam ze sobą było? Ja pamiętam. Byłyśmy królowymi. Sądziłam, że może to geny. Rżnęłam więc twoje siostrzyczki, jedna po drugiej. Malutkie biedactwa, nie wiedziały, że tak można. Ładnie za to śpiewały przy tym.
– Puść mnie…
– Czasem marzyłam, że znajdziemy jakiegoś dawcę nasienia i zrobisz się okrąglutka. Bachora, oczywiście, porzuciłybyśmy w szpitalu. Naprawiłybyśmy to, na co nie było stać twojej mamusi. Wyciskałabym sobie mleko prosto z twoich cycków do ust. O, może ta twoja panieneczka cię zapłodni i wrócisz do mnie, jak należy? Albo weźmiemy ją ze sobą. Taka mała, może nam piszczeć koło cipek i lizać je na zawołanie.
Choć uderzyła na oślep dłoń, ta nadal gniotła.
– Puść…
Zamiast tego, Jagoda wsadziła jej rękę pod sukienkę.
– Nie, za dobrze się bawię. Wezmę sobie nawet pamiątkę, troszkę tego twojego słodkiego zapaszku. Musimy go najpierw wyprodukować, prawda? Zawsze uwielbiałam te twoje wytryski. Strzelałaś już mu w twarz? Pewnie nie, bo tylko ze mną naprawdę dochodziłaś.
– Powiedziałam, żebyś przestała.
Dłoń brutalnie znalazła drogę do jej krocza.
– Przecież ci się podoba. Zawsze się podobało, bo przy takich jak on nie miałaś niczego. Pewnie nadal uchlewasz się tym swoim burbonikiem, by jeździć na jego malutkim koniku. Opowiedziałaś mu już tę swoją historyjkę? Nigdy nie pocałuję nikogo ani nie wezmę kutasa do ust, bo Bandyta mi zakazał? Szatanie, jakie to szczęście, że nie byłam facetem. Mogłyśmy się całować, kiedy tylko się nam podobało, a moja cipka robiła za twojego lizaka.
Oddech Zuzy przyspieszał pod wpływem podobnych do tortur pieszczot, a papieros przypalał palce.
– Śmiało, Zuzia – szeptała rozbawiona Jagoda. – Powiedz, że za mną tęskniłaś. To nic złego, w końcu należysz do mnie. Tylko cię wypożyczałam, gdy akurat mi się znudziłaś. Byłam twoim króliczkiem. Słodkim, jebiącym cię pełnym pędem w dupę, króliczkiem, prawda?
– Pamiętam, jak mnie zdradzałaś i tłukłaś naćpana. Groziłaś, że się zabijesz, jeśli odejdę…
Dłoń nie przerywała, jedynie mocniej ściskała i tarła, dociskając czarną koronkę do wilgotniejącego łona.
– Było, minęło. Jestem już czysta, jeśli cię to pocieszy. O, a pamiętasz, jak bawiłyśmy się w liceum? Jak myślałaś, że ten idiota cię zaspokoi? Nudzili cię, kiedy doszli, a ze mną mogłaś spędzać całe noce tak, jak tylko pragnęłaś. Za dobrze cię poznałam, Zuzia. Zbyt dogłębnie. Możesz tłumaczyć się brakiem serca, ale twoja dusza jest moja.
Zuza czuła spazmy przesuwające się po jej ciele.
– Nie…
– Tak, Zuzia. Chcesz najlepszy dowód?
Poczuła, jak Jagoda przykłada swoje usta do jej ust i wsuwa swój przekłuty ozór do środka. Marzyła, by zacisnąć zęby i go odgryźć, ale jej ciało nie potrafiło zareagować. Opływała ją tylko znów ta sama toksyczna rozkosz i znajdowała w nich smak ukochanej whiskey i nikotyny.
Ręka puściła majtki i klepnęła zadowolona ze swojego dzieła.
– Grzeczna Zuzia – powiedziała Jagoda, puszczając pierś. – Później przyjdę po ciebie i twoją małą pieszczotkę. Przykuję ją do łóżka i każe patrzeć, jak prawidłowo cię zaspokajać, jak już raz to zrobiłam.
Zuza czuła, jak Jagoda zdejmuje jej majtki, nie podnosząc nawet sukienki. Zsuwała je po udach i łydkach, a kopnięciem w kolano zmuszała ją do zrobienia kroku w tył, aby je zdjąć. Stała nadal z zamkniętymi oczami, ale po chwili zaczęła osuwać się na kafle.
– Och, zobacz, kto do nas dołączył! – powiedziała jej oprawczyni w ciemności. – Nasza mała pożyczalska!
– Pani Zuziu… – rozległ się głos Kajtka. – Czy wszystko w porządku?
Zuza, ze łzami w oczach, odkrzyknęła:
– Kajetan, idź do środka! Proszę!
Jagoda naśladowała niepewny ton chłopaka:
– Pani Zuziu, czy wszystko w porządku?… – Zarechotała. – Dobre sobie. Wiesz, kim jesteś mała piszczałeczko? Jej przystankiem w drodze powrotnej do mnie. Jak każdy facet, który miał szansę jebać Zuzię. Nie martw się, nie jestem aż taka okrutna. Dostaniesz nagrodę.
Zuza, leżąc bezsilnie na ziemi z zamkniętymi oczami, wyjęczała:
– Zostaw go…
– Cichutko! Niech ma nagrodę za swój psi trud.
Uchyliła lekko powieki i patrzała jak wysoka, chuda jak tyczka blondynka w szpilkach i krzykliwej, różowej sukience odsłaniającej masy kolorowych tatuaży zbliża się do oniemiałego Kajtka; pochyla się, łapie go za twarz i całuje prosto w usta. Ten zareagował natychmiast, odpychając ją.
– Spokojnie, piszczałko – zarechotała Jagoda. – Wyobraź sobie, że tak właśnie smakują usta naszej Zuzi. Naciesz się tym smakiem, pewnie nigdy go nie poznasz. Kiedy zrozumiesz, kim jest pod swoimi ckliwymi historyjkami o mamusi, Bandycie i złym tatusiu, też ją zostawisz. Wtedy znów będzie wyłącznie moja.
Odeszła, zanosząc się śmiechem i stukając swoimi obcasami.
Kajetan nadal obserwował swoją dziewczynę, nie wiedząc, co robić. Zbliżył się powoli, ukląkł tuż przy niej i objął mocno.
– Zabiorę panią do naszego domu.
Roztrzęsiona Zuza siedziała na balkonie w swoim fotelu, zapalając papierosa za papierosem. Kajetan nawet nie próbował powiedzieć, że powinna już przestać; przyniósł sobie jedynie krzesło i usiadł na drugim końcu, wpatrując się w nią z przerażeniem.
– To była Jagoda. – zaczęła wreszcie. – Poznałyśmy się w internacie, byłyśmy współlokatorkami… Od razu wpadłam jej w oko, ale dobrze się z tym maskowała. Na jednej z imprez chłopaki rzucili swoje teksty. Jagoda spojrzała na mnie i zapytała, czy pójdę z nią do łóżka, jeśli spełni te warunki. Oni myśleli, że żartuje. Przepiła jednak Maksa, pijąc trzynaście kieliszków wódki bez popity. Wypiła je jeden po drugim i nawet to jej nie ruszyło. Kazik stwierdził, że nie będzie się bił z dziewczyną. Chciał jej dać klapsa, ale dostał od niej lewego prostego i stracił ząb. Łukasz stwierdził, że raczej nie weźmie jego kutasa do ust, skoro woli mnie. Zdarła mu spodnie na środku sali i ugryzła tak mocno, że przez kilka dni miał opuchliznę. Ona nie chciała, ona musiała mnie mieć.
Wydmuchnęła długą strużkę siwego dymu.
– Wylądowałyśmy w łóżku. Mówiłam, że byłam ciekawska, więc pierwszy raz z inną dziewczyną był dla mnie jak eksperyment. To było moje trzecie doświadczenie seksualne w życiu, po Bandycie i orgazmie na desce kreślarskiej. Tego wieczoru doszłam tyle razy, że żaden inny chłopak nie zapewnił mi tego przez kilka miesięcy związku. Rano nie mogłam myśleć, chodzić i miałam zdarte gardło. Potem były kolejne i kolejne noce. Były dzikie i nienasycone, dlatego zaczęłam ją nazywać króliczkiem i jej się to podobało. Pewnej nocy zapytała, czemu uciekam jednak od niej twarzą, nie odpowiadam w żaden sposób na pieszczoty?
Spojrzała za balustradę.
– Opowiedziałam jej o obietnicy Bandyty. Nie całuję nikogo ani nie dotykam ustami, bo odbierze mi moją odwagę i poczuję gorycz porażki. Nie pozwalam dotykać mojej twarzy, bo boję się, że dotknie moich warg. Przemyciła więc dla mnie whiskey do internatu, wciąż nie wiem, jak to zrobiła. Postawiła na naszym wspólnym stoliku i myślałam, że da mi wypić. Powiedziała jednak, że mężczyźni boją się silnych kobiet, więc mogą pragnąć mi to odebrać. Ona też jest kobietą, więc jedynie zwiększy moją siłę i dzisiejszej nocy będzie moim zwycięstwem. Wypiła sporo, polała swoje ciało, a ja… ja rzuciłam się ku niej i zlizywałam bezcenne kropelki lecące po jej piersiach, brzuchu. Bawiło ją to. Nawet lizałam jej łysą cipkę z kolczykami, kiedy wlała do niej odrobinę whiskey. Wreszcie… całowałyśmy się. Tej nocy nasz seks był lepszy, bardziej intensywny. Kochałyśmy się, jakby jutro miał nadejść koniec świata. Zmieniło się to z dni w tygodnie, potem miesiące.
Znowu zaciągnęła się papierosem i wypuściła dym.
– W międzyczasie pojawił się mój pierwszy chłopak, Patryk. Żeby uprawiać z nim seks, musiałam się upić, a pijana byłam bardziej wyuzdana. Jednak zawsze wracałam do Jagody i trzeźwa jak świnia osiągałam to, co najlepsze. Potem byli kolejni faceci, więcej butelek i znów pieprzyłam się z nią. Kiedy skończyłyśmy dwadzieścia lat, zostałyśmy parą, zamieszkałyśmy razem i obie poszłyśmy na medycynę. Zaczęłam mnie zdradzać z koleżankami ze studiów, ale ja robiłam to z facetami, więc sądziłam, że jesteśmy kwita. Zaczęła mnie bić, ale byłam tylko głupią hedonistką, dla której rozkosz, jaką dostawała, była lepsza i ważniejsza. Jeden pocałunek leczył moje siniaki, a groźby, że się zabije i jej pokazowe okaleczenie się trzymały mnie przy niej. Znosiłam nawet to, że ćpa. Byłam więc tylko głupią, młodą niunią uwikłaną w toksyczny związek z psychopatką.
Spojrzała na horyzont.
– Aż pewnej nocy po prostu zrobiłam to, czego nauczyła mnie mama. Uciekłam. Skakałam od faceta do faceta, zawsze mając ze sobą butelkę. Wreszcie moją tymczasową przystanią została Kaśka, która była moim przeciwieństwem i dzięki temu w końcu umiałam wyhamować. Miłość, jaką czułam do Jagody, uczyniła ze mnie to, kim jestem. Suką, która bierze tylko dla siebie.
Zajrzała do pustej paczki papierosów, wycierając łzy.
– Dzisiaj wróciła… i to było, jakbym zobaczyła całe moje zło, którego nie potrafię porzucić. Odbicie wszystkiego, czego nienawidzę w całej sobie.
Kajetan zawahał się.
– Ona to pani Callisto. Zła wersja Xeny, która chciała zrujnować jej życie i…
– Nie, Kajtek… to nie takie proste. Pójdę się spakować i znajdę hotel na noc. Może Kaśka mnie znów przygarnie. Nie chcę, by zrobiła ci krzywdę.
– Nie! Nie musi pani odchodzić, jeśli nie chce! Powinienem być wtedy przy pani i bronić!…
– Nie… jeśli wróci, znów nic nie będę mogła zrobić. Nawet nie wiem, do czego może się posunąć, a dała ci najlepszy obraz tego, co potrafi…
– Zawsze pani przecież wygrywa!
– Nie z nią, Kajtek… nie z nią. Potrafię kilka godzin grzebać w mózgach, a nie potrafię opanować tego, co czuję przy niej…
Przyjrzał jej się, po czym poderwał z krzesła i wszedł do środka. Wyjął z szafki butelkę z resztką whiskey, która została z jej urodzin. Stanął przed nią i wyciągnął butelkę.
– Dobre piwo lepiej zabija strach przed całym światem niż butelka wódki. Jednak to tennessee whiskey smakuje jak wolność i zwycięstwo. Ten, kto ją pije, nie może być zniewolony i zawsze wygrywa.
Spojrzała na niego, uśmiechając się słabo pod rozmazanym makijażem.
– Pamiętasz?
– Pani mama urodziła i wychowała na silną kobietę. Pani stary dał szansę, by tę siłę wykorzystać i pomagać ludziom. Jednak to sam Bandyta dał pani moc walki z całym światem, nieważne jak wiele bólu, to będzie kosztowało. Nawet z kimś takim jak Jagoda. Może się pani ze mnie śmiać, ale będę wierzył, że to pani Callisto. Pamiętam też, jak Xena ją pokonała. Tonęły razem w ruchomych piaskach, wojownicza księżniczka mogła ją uratować, bo tamta błagała i przepraszała. Wiedziała jednak, że są to słowa na wyrost. Pani też porzuciła Jagodę i się uratowała. Niech wygra pani raz jeszcze! Dla pani mamy, dla Bandyty i wszystkich ludzi, których pani ocaliła!
Położyła palce na swoim serduszku.
– I dla ciebie?
Kajetan uśmiechnął się.
– I dla mnie.
Pociągnęła go, sadzając na swoich kolanach i przytulając z całej siły, płacząc. Dopiero potem odkręciła butelkę i opróżniła naraz.
Siedząc tak razem, zaczynali wierzyć, że wspólnie pokonają każdy zamęt i przeszkodę, nieważne, skąd ona nadciągnie.
Nie spodziewali się, że to właśnie miłość ich rozdzieli.
Jak Ci się podobało?