Ilustracja: Mathilde Langevin

Życie lubi zaskakiwać (V) - Nowe otwarcie

2 listopada 2021

Opowiadanie z serii:
Życie lubi zaskakiwać

57 min

Oddając Wam do przeczytania tę część, pierwszy raz (w cyklu Życie lubi zaskakiwać) mam komfort umieszczenia jej na stronie głównej. Jakoś bardzo mnie to cieszy. Tak tylko zaznaczam, jednocześnie podkreślając, że sporo czasu minęło od napisania poprzednich czterech części. ;)
Czy należało kontynuować, zdawałoby się, zakończoną historię? Ja odpowiem za siebie - tak. Z przyjemnością mi się pisało i prowadziło akcję dalej.
Oczywiste, że za Was nie odpowiem. Po prostu... sprawdźcie.
I, emanuelwojdllo, bardzo dziękuję za niezobowiązujący do niczego impuls, czyli pytania. Czasem iskra wywołuje nieprzewidywalne w skutkach konsekwencje. Jedną z nich macie teraz do przeczytania. I... żeby nie było, wcześniej nie wiedziałem, że tak się stanie, po prostu przyszedł właściwy czas. Muszę jednak zaznaczyć, że klawiatura ruszyła dzięki Tobie (Wam). Pozdrawiam.

 

 

Część V.

 

Stała tam i błyszczała, na pewno odznaczała się na tle szarej ściany budynku i kilku ozdobnych krzewów. Stojąc na granitowych schodach i machając ręką na przywitanie, wyglądała pięknie jak kiedyś. Kobieta z okładek czasopism typu Glamour,  Vogue, bo te tytuły  kojarzył się Włodiemu z szykiem, nietuzinkowym stylem i kobiecą klasą. Z kasą również. Cała ciocia Anna.

Z oddali dostrzegł nienaganną sylwetkę ciotki - wyprostowane plecy, wyciągnięta szyja, dumnie wypięta pierś. Wyglądała przy tym naturalnie, bo taka była zawsze - dumna. Poczuł przypływ adrenaliny i jakby doświadczył flashback'a szalejących za sprawą ciotki endorfin. Nie liczył, ile razy czuł się podobnie - kiedyś. Jak ja to, kurwa, przeżyję!? - mówił w myślach, niby spokojnie parkując na placu przed domem.

Po chwili zapewniał ukochaną, że wszystko będzie dobrze, bo to ona miała prawo czuć nerwy, przynajmniej oficjalnie. Maja zdawała się być blada i zestresowana jak przed życiowym egzaminem.

Nie tak Włodi pamiętał ten dom, a miał wiele związanych z nim wspomnień.

Odnowiona elewacja, przebudowane i odświeżone wnętrze, zadbana zieleń dookoła budynku, najwyraźniej były odzwierciedleniem potrzeby dokonania życiowych zmian przez ciotkę. Nie dziwił się, życie ją trochę doświadczyło. Odwróciła się od niej córka, chwilę później mąż, sama też nie była bez winy. Nie. Wychodziło na to, że to jej postawa doprowadziła do tego wszystkiego. No i jeszcze jego śladowy udział w tym całym bałaganie, na szczęście tajemnica nie wypłynęła - przynajmniej jeszcze nie. Wciąż się tego bał. Miał opory, by tu przyjechać, ale nie było innego wyjścia. Trudno mu było się wymówić i po dwóch próbach zrezygnował, poza tym wiedział, że Maja będzie potrzebować jego wsparcia. Pamiętał, że kiedyś przyjeżdżał tu podekscytowany, pełen nadziei, z szybciej bijącym sercem i nadzieją na seks.

Wertował w pamięci. Najpierw fascynowała go ciocia, która królowała w jego chłopięcych erotycznych fantazjach i marzył o seksie właśnie z nią. Później wkroczyła śliczniutka, niedostępna i trochę zadzierająca nosa kuzynka, a kiedy się nią na dobre zauroczył, to znowu jej mama posunęła się absurdalnie daleko i znowu zdominowała jego młodzieńcze myśli. A później zakochał się w kuzynce z wzajemnością, ale ciotka nie miała o tym pojęcia. Okazyjnie, przy jego wewnętrznym sprzeciwie, zaciągała go do łóżka, później była wobec niego chłodna i ukrywała emocje. I co on miał zrobić? No czeski film. Dopiero na studiach wszystko się jako tako poukładało.

Obecnie serce biło mu szybciej z innego powodu - obawy, obawy, strach. Na wspomnienia spędzonych tu chwil, czuł ucisk w brzuchu. Czy pozytywny? Sam już nie wiedział. Wiedział tylko, że Maja nie może o niczym się dowiedzieć. To byłaby katastrofa.

 

Anna wciąż była piękną kobietą. Zdawało mu się, że piękniejszą niż ją pamiętał sprzed lat, kiedy... O tym to akurat chciał zapomnieć, wciąż się bał, że kłopotliwa tajemnica po latach może wypłynąć na powierzchnię, jak wzruszony z dna jeziora muł. Miał nadzieję, że nagle ucięta relacja po prostu poszła w niebyt, bo... tak powinno być. Teraz z perspektywy czasu myślał, że tak w ogóle nie powinno być, że ten ich romans był, delikatnie mówiąc, kłopotliwy i wręcz niepotrzebny. Po chwili wiedział, że to nieprawda. Jak by nie było, romans z ciotką mocno go ukształtował jako mężczyznę. No i pozwolił docenić prawdziwą miłość dzieloną z Mają.

Teraz nie mógł nie dostrzec urody dojrzalszej już ciotki, która wciąż miała w sobie to coś, co kiedyś go intrygowało i nie dawało spokoju myślom, to jakby samo nadal przyciągało jego uwagę. Ale już nie desperacko.

Ciemne, prawie czarne długie i zadbane włosy, piękna cera, co prawda nosząca już oznaki upływu czasu, ale nadal bardzo jej przychylnego. Tak naprawdę dostrzegalne były tylko zmarszczki w kącikach oczu, a i te dodawały jej szlachetnych rysów wytwornej i niedostępnej damy. Usta miała podobne do tych Mai - szerokie, mięsiste i wiśniowoczerwone - idealne. Jej oczy przyciągały nie tylko tajemnicą, ale jakąś niezdefiniowaną pierwotną siłą, wciąż czuł się przy niej jak kiedyś - czuł respekt jak małolat.

Jej kształty nieco się zaokrągliły, ale to jakby nie wpłynęło negatywnie na jej urodę. Było wręcz przeciwnie - przyciągała wzrok jeszcze bardziej, w dodatku poruszała się zmysłowo i biła od niej aura pewności siebie - w każdym stawianym kroku, w każdym geście, w każdym spojrzeniu.

Pod bluzką wyraźnie odznaczały się piersi, ściśnięte stanikiem tworzyły niezwykle erotycznie magnetyzujący wzrok przedziałek, z którym jakby się nie kryła, wręcz go eksponowała. Dekolt bluzki smaczny, ale intrygujący zarazem. Oj, nie miała się czego wstydzić. Gięte linie bioder, pełniejsze uda, jędrna pupa, zmieniły ją w kobietę z krwi i kości i dodawały seksapilu. Przy tym wcale się nie zmieniła we względzie noszenia się i wciąż, jeśli nie eksponowała, to garderobą podkreślała swoje kobiece atuty. Wystarczyła odpowiednio skrojona bluzka, nawet niewielki dekolt, a cała reszta przestawała mieć znaczenie. Opinająca jędrne i kształtne pośladki spódniczka, czy spodnie, wystarczały, by męskie oczy nie szukał już innych podniet.  

I jeszcze te jej dwie twarze. Pierwszy przejaw jej dwoistej natury miał miejsce, zaraz po tym, jak z Mają wjechali na plac przed domem. Anna przywitał go stalowym i ostrym jak brzytwa wzrokiem, pełnym obojętności, choć ułamek chwili później stęskniona mama ściskała się z córką jak z najlepszą przyjaciółką. On wtedy skonsternowany stał obok i zdawał się być dla niej przezroczysty jak firanka.

Pamiętał, że tak go kiedyś traktowała, wzbudzając w nim bunt, ale przy tym jeszcze bardziej pociągając. Wiele razy najpierw czuł jej gorące ciało, słyszał szybko bijące serce i ekstatyczne oddechy, a później przenikliwy chłód jakby nagle niebyłej relacji.

Teraz uznał, że to nawet dobrze, że traktuje go jak intruza. Po części rozumiał jej stanowisko. Wiele też się zmieniło, i to oficjalnie, nie jak kiedyś, kiedy ukrywali z Mają swoją zakazaną miłość. Poza tym była matką Mai, a on sporo namieszał w jej wizji sielskiej przyszłości dla córki.

A sekret, który go z ciocią łączył, chciałby, żeby przeminął, jak niepielęgnowana relacja z kimś, kogo miało się już nigdy nie spotkać. Raz na zawsze. Znowu odetchnął, ale znowu tylko na chwilę. Przeżył z Anną wyjątkowe chwile, ale teraz pragnął o nich zapomnieć i liczył, że ona też tego chce, że im obojgu na tym zależy. A może już o tym zapomniała? I tak miał poczucie tego dziwnego stanu, kiedy ich spotykające się oczy, o wszystkim im przypominały, a oni wiedzieli, że to nie był sen, ani wytwór wyobraźni. Ale chyba sam upływ czasu wystarczył za zamykającą ten rozdział życia rozmowę, która nigdy nie miała miejsca. Zresztą, kto wtedy wiedział, że on i Maja... będą razem.

         

 

- Tyle czasu... - zaśmiała się kokieteryjnie. - Musisz skorzystać - zachęcała. - Mam sporo zabawek, za którymi faceci szaleją, spodoba ci się - kusiła go, szepcząc mu do ucha i zaskakując go bezpośredniością i niespodziewanym przypomnieniem zakopanego w niepamięci tematu. Dla wzmocnienia efektu przygryzła mu małżowinę ucha. - Nie tęsknisz? - zapytała retorycznie, zjeżdżając grzbietem dłoni po wybrzuszeniu swoich piersi, by zwrócił na nie uwagę.

Zaskoczyła go, był pewny, że ciotka się zgrywa.

Maja dopiero co zniknęła z widoku, bo źle się poczuła i poszła się położyć. Dopiero co na schodach rozeszły się energiczne stukoty jej stóp.

Bał się takiej jej. Pamiętał ją właśnie taką. Uciekł głową, jakby nagle poczuł wstręt, choć uczynił to z wewnętrznym oporem. Nie chciał w to brnąć. Może ta jego prymitywna męska strona chciała, ale wiedział, że nie może jej dopuścić do głosu. Serce dyktowało mu coś innego. Już za czasów nastolatka czasem miał dość gierek ciotki, dla której był zabawką, co zrozumiał z czasem.  

- Przecież było ci ze mną dobrze. Podobało ci się. Możemy trochę "powspominać"... - przypominała mu, próbując wzbudzić w nim sentyment i zainteresować. - Poświntuszyć - szepnęła, że ledwo usłyszał. - Maja ci się jeszcze nie nudzi? - zapytała uszczypliwie, próbując zmącić i tak poddawane próbie myśli Włodiego. - Ładniutka to nadal jest, ale... w łóżku nie da ci tego, co ja - przekonywała. - Uwierz mi. Przecież wiesz - zaśmiała się uwodzicielsko, szukając swoimi oczami tych uciekających jego. - Nie, nie wszystko o mnie wiesz - zaśmiała się. - Ja lubię się rozwijać - dodała zagadkowo, jakby coś ukrywając, a zarazem reklamując. Mówiła tak otwarcie, jakby od ich ostatniego wyskoku, wcale nie upłynęło kilka lat, a najwyżej kilka dni.

Ależ ją ta obronna postawa Włodiego rozjuszała i podniecała. Speszony, wstydliwy, taki przyzwoity jak... wtedy, kiedy był dla niej nie lada przygodą. Był taki sam jak kiedyś, gdy przypuszczała na niego ataki, a on posłusznie oddawał się w jej władanie, nie mając odwagi protestować i pożądając jej jak boginię seksu. To była ta sama konsternacja w oczach, i wtedy też brakowało mu słów, tak samo płonęły mu czerwienią policzki. Jednak w łóżku ją zaskakiwał i wykazywał się fantazją. Znowu tego chciała.

Ale dawniej był małolatem i łatwą zdobyczą, teraz był facetem i był taki... inny. Od samego początku czuła opór, który pragnęła przełamać. Stało się to wyzwaniem, taki swoisty challenge nowego etapu ich relacji. W głębi duszy, nawet jako matka, zazdrościła Mai takiego faceta. Włodi bezsprzecznie miał w sobie to osobliwe coś.

Mężczyzna nie potrafił właściwie zareagować. Nie w sytuacji, kiedy po kilku latach córka i mama zaczęły ocieplać zamrożone relacje. Maja tak się cieszyła, promieniowało z niej szczęście, kiedy mama niespodziewanie zaprosiła ich na kilka dni do siebie. Odwilż każdemu miała zrobić dobrze, to miało być nowe otwarcie. Tak na tym Mai zależało, że on teraz nie chciał tego zburzyć, choć może powinien. Bo ile mógł to ukrywać? I do czego to teraz prowadziło?

Maja widziała w tym spotkaniu przełom, była przekonana, że mama wystarczająco odczuła samotność i doceniła rolę bliskich osób w życiu każdego człowieka, że się zmieniła. Dziewczyna jechała tu podekscytowana jak małe dziecko wysłane na pierwszą kolonię. A on miałby to teraz zburzyć awanturą, która wypuściłaby w przestrzeń skrywane demony przeszłości? Miał zniszczyć ich szczęście? Dla niego nawet tak trudna sytuacja była patowa, ale do ścierpienia. On od samego początku nie podzielał entuzjazm życiowej partnerki na przyjazd tutaj. Bał się konfrontacji, bo Anna już dawniej była nieprzewidywalna. Taką ją pamiętał z przeszłości - nieprzewidywalną, ryzykantkę, bezkompromisową. Potrafiła zmieniać twarz, niczym kameleon kolor skóry. Jak dziś pamiętał te momenty, w których traktowała go jak powietrze, choć wcześniej go uwodziła, a w łóżku była dzika i puszczały jej hamulce. Te jej chłód, pewność siebie i pewnego rodzaju dostojność zawsze kojarzyły mu się z arystokratyczną postawą kapryśnych hrabin, które potrzebowały rozrywki, a każda szybko im się nudziła. A on właśnie był dla niej kaprysem, zakazaną rozrywką, która pozwalała jej poczuć emocje, których nie odnajdowała w codziennym życiu. Ale tylko na chwilę. Sam pamiętał, że nie zawsze miał jej to za złe, byle tylko zażyć z nią bliskości. Przecież wtedy była spełnieniem jego marzeń. Poczytywał sobie to za szczęście, że kobieta tak jak ona (w dodatku jego ciotka, co było dodatkową podnietą), otwiera mu drogę do takich szaleństw. Jego kumple daliby się zabić za numerek z taką piękną kobietą, a on ją wiele razy miał i to w odsłonach, w które nikt by mu nie uwierzył. Bardziej to ona miewała jego, ale i tak wtedy nie narzekał i czuł się szczęściarzem. Jak miałby więc ją zapomnieć!? Przecież wtedy na Mazurach, wiele ryzykując, przyszła do niego w nocy i zmieniła go w mężczyznę. Przyszła, choć inni spali w pobliżu. No scena z pornosa o naiwnej w swojej prostocie fabule. Pstryk i było po wszystkim, choć emocje w nim wrzały jeszcze wiele kolejnych dni, nawet tygodni. Nigdy tego nie zapomni. To było takie niespodziewane, nagłe i oczyszczające umysł z młodzieńczych frustracji, że wtedy się w ciotce zakochał, no, zauroczył na pewno. Pierwszy raz jak marzenie - z doświadczoną i piękną kobietą, a nie byle dziewuchą.

A późniejsze historie? Te zawsze wyzwalały w nim faceta, przynajmniej tak się wtedy czuł - jak prawdziwy mężczyzna i to ona o to dbała, by tak było. Czasem jej otwartość i żywiołowość w łóżku wręcz go powalały i zawstydzały, ale próbował tego wszystkiego, co oferowała. Ta kobieta zawsze będzie w jego życiu ważnym elementem przeszłości. Zawsze. I tak miało zostać - elementem przeszłość - nikim więcej. Przeżyciem, które wzbogaca album życia, które się wspomina, ale nigdy się już nie powtórzy.

Ale teraz był już dojrzałym facetem. Po trzydziestce mężczyźni nie myślą, jak zapatrzone na dupę, cycki i ładną twarzyczkę małolaty. Dobrze wiedział, że kobieta to nie tylko ciało i ładna buzia, a Maja była dla niego doskonałą partnerką, kochał ją jak nikogo nigdy wcześniej, no bratnia dusza. To była ta kobieta, jaką inni szukają całe życie i często jej nie znajdują. On znalazł.

Oczywiście wciąż mierzył się z pokusami, bo Anna wyglądała chyba jeszcze lepiej niż kiedyś. Przyciągała jego oczy estetyką i emanacją kobiecości, ale on znał już życie i szereg grożących konsekwencji. Nie chciał ich sprawdzać.

Piękna, zadbana, dojrzalsza i niezwykle seksowna. Ewidentnie nęciła go od samego początku, zaraz po tym jak przyjechali i się przywitali. Rozumiał te ukryte w kokieteryjnych uśmieszkach sygnały, jej spojrzenia przeszywały go na wskroś dziwnymi falami podniecenia, jej mowa ciała nie pozostawiała wątpliwości, do czego zmierzała już pierwszej godziny pobytu w jej na nowo urządzonym domu.

 

 

- Mamo, ale tej chaty to ci tylko pozazdrościć. Sporo tu zmieniłaś... - Maja rozglądała się po dużym otwartym salonie, podchodząc do nowych sprzętów i mebli, jakby te miały coś o sobie powiedzieć, a jeszcze więcej o właścicielce. - Stać cię na to? - rozglądała się po obszernym pomieszczeniu, całym pomalowanym farbą w odcieniu bieli miąższu owoców liczi i przyozdobionym ekskluzywnymi sprzętami. Nawet obrazy i grafiki nosiły bardziej sznyt snobizmu, a nie wrażliwości odbiorcy sztuki.

- Puściłam z torbami twojego ojca, więc... - próbowała żartować Anna, ale powiedziała to tak lekko a zarazem chłodno, że aż niesmacznie, jakby były mąż wyrządził jej krzywdę, a nie ona złym traktowaniem jemu.

Maja nie zrozumiała tego żartu. Nigdy w tym względzie nie rozumiała mamy. Zawsze dla taty była bryłą lodu. Dziewczyna nie dziwiła się, że tata w końcu znalazł sobie inną partnerkę. Lubi tę jego pogodną i ciepłą Elę, poznała ją już dawno - zaraz po oficjalnym rozstaniu rodziców. Nie mówiła o tym mamie, ale dość regularnie się spotykali. Poza tym tata od razu zaakceptował jej relację z Włodim, mocno ich wspierał, przede wszystkim rozumiał, nigdy nie moralizował.

Maja pamiętała, że już od czasów jej liceum rozwód rodziców wisiał w powietrzu. Długo robili dobrą minę do złej gry. Ich fasady długo utrzymywały przekonujący resztę świata obraz przykładnych partnerów, ale kiedy pojawiły się pierwsze rysy, cały z trudem budowany mur pozorów, runął z hukiem. Puzzle budujące ich maski, rozsypały się. I nie była to jej wina, jak dawniej próbowała jej wmówić matka. Przyparta przez mamę do ściany, musiała powiedzieć prawdę o Włodim, że są i będą razem pomimo wszelkich przeciwności, że to nie przelotna fanaberia, a najprawdziwsza miłość. Nie rozumiała szału, w jaki wpadła mama. Tata był zaskoczony, ale on pierwszy córeczkę przytulił i zapewnił, że zawsze może na niego liczyć.

- Tej komody po babci też się pozbyłaś? - zapytała dla kurtuazji, bo zauważyła jej brak w dawnym miejscu. Nagle poczuła, że chciałaby ten mebel mieć, zawsze go lubiła. Dla niej miał duszę, zresztą jak całe mieszkanie babci, która mieszkała w starej kamienicy.

- Nie, zalega w garażu z resztą śmieci. Chcesz?, możesz brać - odpowiedziała, wzruszając ramionami.          

 

Cały dzień był przyjemny, a wszyscy dla siebie sympatyczni. Dużo rozmawiali i wspominali.

 

- Od kiedy ty takim kucharzem się stałeś? - zapytała przebudzona Maja, kiedy usłyszała wślizgującego się pod pościel partnera i poczuła ruchy materaca. Nie było tu mowy o pretensjach, bardziej brzmiało to prześmiewczo. Było dopiero po jedenastej, ale ona już zasypiała.

- Nawet nie mów. Sama mi kazałaś zostać - dał do zrozumienia, że w ogóle nie miał na to ochoty i zrobił to z grzeczności.

Długo marudził. Naprawdę było to dla niego kłopotliwe -  bardzo, ale nie ze względów kulinarnych, bo w kuchni dawał radę. Doskonale wiedział, jakie ciotce Annie przyświecały intencje, kiedy wciągała go do  pomocy w kuchni o tak późnej porze. Tego się obawiał, jej się obawiał.

- Głowa już lepiej? - zapytał z troską o samopoczucie partnerki, ale też dla zmiany tematu.

Naprawdę dobrze wiedział, co mama Mai miała na myśli, mówiąc do narzekającej na ból głowy córki: "To ty się połóż, a my tu jeszcze trochę pokucharzymy. Włodi mi pomorze. Musi, bo sama nie poradzę" - skłamała. Kilka razy nawet próbował się wymówić, ale determinacja Anny nie dała mu wyjścia. Dobiła go jeszcze Maja. Pocierając skronie i marszcząc z bólu czoło, a przy tym na siłę się uśmiechając, mruknęła: "Nie no... jasne, jak trzeba pomóż, bo ja muszę się położyć".

- Trochę lepiej. To chyba przez te emocje - mruknęła. - To... jakie specjały szef kuchni poleca na jutro? - obróciła się w jego stronę, a szeroko otwarte oczy zdradzały szczerą ciekawość.

Nawet teraz jej uśmiech był jednym z tych jego ulubionych.

- Zobaczysz. Było zostać - droczył się. - Widzę, że... już ci naprawdę lepiej - zaśmiał się, przysuwając się do śpiocha, a Maja już wiedziała, że poczyniona przez niego pauza i błysk w oczach, miały swoją wymowę.

- Nie aż tak lepiej, jak oczekujesz - pocałowała go czule, ale nie namiętnie, w usta i znowu się słodko uśmiechnęła. Tym razem ten drobniutki ruch zmysłowych warg naznaczony był pogodnym współczuciem.

- I tak twoja mama mnie wykończyła, więc... W kuchni, znaczy się - dodał błyskawicznie, uściślając myśl, pilnując, by utrzymać ten sam ton głosu i nie zabrzmieć podejrzanie. Chciał tylko zażartować, że to on nie ma siły na seks, a nie partnerka, taka forma droczenia się. Nie powinien był tego mówić, ale rzucił komentarzem spontanicznie, nie przemyślał go.

- A mogłaby inaczej? - zapytała zdziwiona Maja, jawnie insynuując wiadome i wzburzyła się jak zazdrosna żona. Jednak ton głosu i mimika pozwalały sądzić, że to tylko z jej strony mała uszczypliwość i niewinna prowokacja.

- No co ty, Maja? - udał dotkniętego samym pytaniem, choć serce realnie i odczuwalnie przyspieszyło, wprowadzając niepokój.

- Tak tylko żartuję - odkryła się z pierwotną intencją. - No co, atrakcyjna to chyba nadal jest, nie? Facetów takie kręcą. Z typową milf byś nie poszalał? - zaśmiała się.

- Może za młodziaka - udał, że się zastanawia, jednocześnie dostrzegając małą furtkę do wytłumaczenia się Mai na przyszłość z minionych zdarzeń (teoretycznie, gdyby musiał) - bo... teraz tylko ty jesteś dla mnie atrakcyjna. Niestety nie napalona, dzisiaj - odwzajemnił pocałunek. Czasem musiał być dyplomatą. Zbliżył twarz do tej ślicznej Mai i to on pocałował ukochaną prosto w usta. Język łagodnym i płynnym ruchem wśliznął się przez nadal pachnące i smakujące świeżością pasty do mycia zębów wargi.

- Nie mam dziś... nastroju - uprzedziła przepraszająco, szybko dodając wiele znaczące dla niego: "Ale...". - Ale jutro, może, ci się odwdzięczę, OK.? - zapytała, czy on akceptuje takie rozwiązanie. - Wiesz, że nie będziesz stratny - stwierdziła.   

- OK., ale bez tego: "może" - objął ją i pocałował, tym razem, soczyście i namiętnie, przylegając do niej całym swoim ciałem, by poczuła, jak on mocno jej pragnie.

Ich nogi splotły się ze sobą pod kołdrą.

- Chyba zapomniałeś, że powiedziałam: "Jutro" - roześmiała się, bo napór Włodiego był dość mocny, przesadnie mocny i na pewno nie chodziło mu o zwykłe przytulanki. Na udzie poczuła już twardość jego męskości, która doskonale pasowała do jej pochwy, ale na przymiarkę musieli poczekać.

- A to... czas nie minął tak szybko, że teraz to... już jest to jutro? - dopytał. On rozumiał po swojemu przypływ nagłej namiętności. Nie chciał się zdradzać z tym, że jednak miał małą nadzieję, że do czegoś dojdzie jeszcze dziś. Nawet szybki numerek dałby mu ulgę.

Po chwili czułości, zasypiali objęci. On nie miał o nic pretensji, ona nie czuła się niczemu winna. On wciąż wdychał zapach jej włosów i nie mógł pojąć, że z każdym dniem kocha ją co raz to bardziej. Przepełniającego go uczucia do Mai, nie zburzyły wspomnienia z kuchni - pełne uwodzicielskich spojrzeń i gestów Anny. Musiała obawiać się przypadkowego przyjścia córki, a może tego, że Maja coś usłyszy, bo mocno się pilnowała i nie była nachalna, ani bezpośrednia, nie ryzykowała. Ale mimo tego, że nie mówiła nic wprost, atmosfera panująca w kuchni przypominała podchody, a nawet front działań dwóch armii. Ale nie armii żołnierzy, bo nie toczyli przecież wrogich wypadów, ani działań, a bardziej front armii dyplomatów, którzy do uzyskania celu, używali języka w formie dwuznaczności i niedopowiedzeń, zarazem znając intencje i cele oponentów. W ogóle nie rozmawiali o tym, co ich kiedyś łączyło, choć nienazwane rzeczy należało w końcu nazwać i na dobre głęboko zakopać. Tyle że Anna chyba tego nie chciała.

"Na co ona liczy?" - dziwił się. Przecież od lat tworzył z jej córką partnerski związek i oboje wciąż kochają się jak kiedyś, a nawet bardziej. Łącząca ich miłość wciąż ewaluowała i dojrzewała. Nie był w stanie pojąć, że matka mogłaby chcieć zaburzyć, zburzyć, zniszczyć szczęście córki tak niskimi pobudkami i własnym samolubstwem. Stałaby się wyrodną matką! Wciąż nie potrafił pojąć motywów postępowania Anny. Kiedyś uwodziła go nieświadomie, bo nie wiedziała o nim i Mai, ale teraz było już inaczej, a nadal go kokietowała, wręcz naciskała.  

W jego ocenie ta cała sprawa z kiedyś teraz wyglądała zupełnie inaczej. Fakt, wtedy było to nie w porządku wobec wielu osób, ale wtedy był nieopierzonym młodzianem, jego relacja z Mają była niejasna, w dodatku on był sam, a ciotka taka... pociągająca i apetyczna. I tak, pragnął wtedy ciała cioci Anny jak niczego na świecie. Hormony robiły swoje, pamiętał te momenty, kiedy na samą myśl o cioci członek zamieniał się w skałę. Po czym wdarła się w jego życie Maja, jako najwspanialsza dziewczyna pod słońcem. I wtedy zaczął się ten cały miszmasz.

Jednak teraz, Anna, nie powinna nawet myśleć o czymkolwiek, a te teatralne kokieteryjne zachowania mogłaby sobie podarować i nie mieszać mu w głowie. Tyle że on czuł się na swój sposób spokojny, silny, odporny. Był silny miłością do Mai. Dojrzał, nie działał impulsywnie, a instynkt łowcy już dawno zepchnął na margines swoich pierwotnych potrzeb. Partnerka dawał mu wszystko, a nawet jeśli nie, to tego "niby wszystkiego" po prostu od życia nie oczekiwał. Kochał Maję najprawdziwszą miłością i tego był pewny. Nie mógłby jej stracić przez jakieś chwile słabości, czy prymitywne zachcianki, na które obojętny nie był, ale serce i rozum były w tej grze po jego stronie.

 

Anna nie dawała za wygraną. Celowo była czasem dla Włodka zimną suką, dla wzmocnienia pożądania przeplatał to uwodzicielskimi spojrzeniami, frywolnym szeptaniem do ucha, gestami na granicy przyzwoitości, ale jeszcze nie nieprzyzwoitymi. Kładła dłoń na jego ramieniu, trzymała ją tam nieco dłużej niż wypadało, po czym obracała to w pełni obojętne zachowanie. Kiedy coś jej podawał, jej palce stykały się z jego, i też ułamek sekundy dłużej niż powinny. Tylko słowa, których nikt poza nimi nie mógł uchwycić, zdawały się jednoznacznie kierować go w stronę romansu, który Anna chciała odnowić, nie patrząc na to, że uwodzi teraz jakby męża córki. Nie zgadzała się z powiedzeniem: "Pies nie weźmie, jeśli suka nie da". Ona rozumiała życie inaczej, ona miała swoje motto: "Suka chce, pies ma wziąć". Ona znowu chciała poczuć te emocje, kiedy bałamuciła Włodiego, kiedy nie okazując swojej słabości, czuła ucisk w brzuchu na samą myśl, że robi rzeczy zakazane. Adrenalina, endorfiny i adrenalina. Teraz też tak czuła. Kiedy go tylko zobaczyła wysiadającego z samochodu i idącego obok córki, poczuła przypływ dziwnego podniecenia, fale ciepła, w podbrzuszu wręcz zaczęło ją coś palić. Miała mu za złe, że taka kobieta jak ona, tak reaguje na zwyczajnego mężczyznę. Bo może był przystojny, w miarę dobrze zbudowany, nosił się też przyzwoicie, ale nadal, jak dla niej, należał do kategorii przeciętnych.

Wokół niej, jeszcze długo przed rozwodem, niczym sępy krążyli poważni faceci, grube ryby świata biznesu, znane i wpływowe osoby, a ona i tak wybierała nielicznych spośród nich. Kolacje w drogich lokalach, wyjazdy, zagraniczne urlopy, żeglowanie na Mazurach, weekendy w czterogwiazdkowych hotelach... Przy okazji zaspokajała swoje kobiece potrzeby, które były spore i nawet nie musiała się z tym ukrywać, bo przecież sama sobie była panią, a panowie doceniali jej łóżkowy temperament. Już nie krępowały ją żadne relacje rodzinne. Męża nie miała, córka dorosła i odcięła się od niej, więc mogła być sobą - wyzwoloną, kapryśną, wymagającą wobec adoratorów. To faceci się o nią starali, zabiegali, walczyli. Często nie czuła przy nich nic, żadnych emocji, po prostu umilali jej czas, a nie ona im, albo ona im przy okazji. Dla niej byli pewnego rodzaju sponsorami zachcianek, a ona spędzała czas z tymi nadzianymi człowieczkami na swoich warunkach. Lubiła smaki wyszukanych potraw, smaki ekskluzywnych trunków, drogie hotele, kochała adorację, dzięki temu błyszczała jak klejnot. Rewanżowała się w łóżku, ale tylko tak, jak ona lubiła, nigdy nie pozwalała traktować siebie jak dziwki, to raczej ona była bezlitosna, doprowadzając kochanków na skraj wytrzymałości i cierpliwości. To ona rządziła ich zmysłami, a nie oni jej. Niekiedy nawet nie dopuszczając ich fizycznie do siebie, tylko prowokowała i dawała po łapach, a oni nie marudzili, tylko starali się o jej względy jeszcze bardziej, obsypując ją prezentami i zapewniając wyszukane rozrywki. Z żadnym mężczyzną się oficjalni nie wiązała, zawsze powtarzała, że jest samodzielną i wyzwoloną kobietą. I chyba to ich najbardziej w tym wszystkim kręciło, że ona była poza ich zasięgiem, że jej nie usidlą. Była jak migocząca na nieboskłonie gwiazda. Chcieliby, a nie mogli jej dla siebie zdobyć.

A oni dla niej byli w łóżku tylko dostarczycielami potrzebnej jej niekiedy rozrywki, obiektami, które miały zaspokoić jej żądze, choć nie zawsze zaspokajali. Dla nich wszystkich była niezwykle wymagająca, ale też sama pozwalała im w łóżku na wiele, nieraz na bardzo wiele. Przecież musieli jej później pragnąć i tęsknić za tym całym szaleństwem.  

I tak żyła otoczona zbytkami, dobrze ubranymi, zadbanymi i pachnącymi drogimi perfumami mężczyznami, a tu byle Włodi wzbudził w niej coś, czego od lat nie czuła i nie umiała nazwać. Nie pojmowała tego.

Kiedyś w przypływie sentymentu nawet uwiodła pewnego maturzystę - syna jednego z jej adoratorów, ale tylko przez ułamek chwili czuła się jak kiedyś z Włodkiem. Już w czasie pierwszego stosunku żałowała, że dała mu to, na co nie zasłużył. Na drugie podejście mu nie pozwoliła, udając oburzoną jego impertynencją i nazywając to błędem i napaścią. A celowo drażniła go swoim strojem i kokieteryjnymi uwagami. No po co udała, że poszło jej oczko w czarnej pończosze? Dlaczego poprosiła chłopaka, by sprawdził? Dlaczego pokazała mu udo i opinający je ściągacz, a nawet koronkowe krawędzie majtek? To akurat lubiła robić - kusić i zabraniać. Na szczęście łatwo było mu wmówić, że to on dopuścił się niestosowności (bo świadomie udawała opór i walkę z napalonym młodzianem, który nie wytrzymał ciśnienia), że zastanawia się, by tego nie zgłosić na policję. Chłopak szybko odpuścił i nigdy więcej jej nie zaczepiał, choć widziała czasem, że patrzy na nią z tęsknotą porzuconego szczeniaka.

Anna widząc pierwszego dnia ważne dla siebie osoby (głównie chodziło o Włodiego), poczuła, co poczuła i dlatego pierwsza obronna reakcja nakazała jej być chłodną i obojętną, by Włodi tego nie zauważył, że jest inaczej. Ale później odkryła kary. Bała się, że czas pobytu córki i "zięcia" szybko minie, a ona chciałby skorzystać z każdej możliwości, chociaż spróbować, a że owijać w bawełnę nie lubiła to... Zdawało jej się, że Włodi też patrzy na nią pożądliwie.

A Włodi może czasem patrzył pożądliwie, jak każdy spotykający atrakcyjną kobietę facet, ale to pożądanie chłodziła miłość do partnerki. Był gotowy na walkę ze słabościami i co lepsze, wiedział, że te trudne batalie wygra.

 

 

Obudził się. Mai nie było. Wsłuchał się mowę domu, doszły do jego uszu wesołe rozmowy mamy i córki, a także stukot naczyń i garnków, musiały już szykować coś na obiad. Dawno nie spał do po dziesiątej, ale nie miał ochoty wychodzić z łóżka. Znowu poczuje zażenowanie, kiedy spotka się z oczami Anny i będzie miał sobie za złe, że w tajemnicy przed Mają prowadzi jakąś grę, której przecież nie prowadził. Wręcz przeciwnie - był twardy w defensywie. Te demony przeszłości były uciążliwe w tak doskonałej relacji, jaka łączyła go z ukochaną. Chciał i nie chciał jej wyznać prawdę. Bał się konsekwencji, choć mówi się, że szczerość w związku jest najważniejsza, ale nawet tak czysta miłość, mogłaby nie przetrwać takiej próby. Znowu chciał stąd uciec, z drugiej strony słyszał pogodny głos Mai i jej częsty śmiech, a wiedział, że jej tego w relacji z mamą brakowało. Od lat dzieliła się z nim obawami o mamę, troską, tęsknotą. "Jaka by nie była, to moja mama" - tłumaczyła mu i równie często dzieliła się nadzieją, że mama wiele rzeczy przemyślała. Przekonywała się, że mama zmieniła punkt widzenia, że w końcu zaakceptuje ich związek , że może warto pierwszej wyciągnąć do niej dłoń. Maja zawsze kierowała się empatią, jej altruizm nieraz aż przeszkadzał.

 

Oboje chodzili po kuchni. Na połyskującym blacie stała butelka wina i dwa kieliszki. Początkowo wspominali jakieś wspólne rodzinne wyjazdy i imprezy. Nagle ciotka rozejrzała się po otoczeniu, zbliżyła się do opartego o blat Włodiego i niczym gromy z jasnego nieba rozbrzmiały jej cicho wypowiadane słowa: 

- Możesz mnie związać, zakneblować, przykuć do łóżka - szeptała zwodniczo. - Mogę też założyć, co lubisz. Na pewno lubisz szmatki i fatałaszki. Każdy facet lubi - stwierdziła niczym znawczyni. - Kim mam być? Zdzirą? Słodką uczennicą? Czy może wolisz niewinną i zaskoczoną pokojówkę? - wymieniała katalog postaci. - No co lubisz, kim mam się stać, byś...? - szukała słabego punktu w jego gardzie. Pochyliła się w stronę mężczyzny i przejechała językiem po łuku jego małżowiny usznej, na koniec przygryzając miękki płatek. - Uuuwierz, nie będziesz żałował... - prowokowała erotycznym szeptem, nęciła, kokietowała.

- Przecież wiesz, że... tak nie można. Jestem... z twoją córką! - prawie podniósł głos, choć tylko siła wyrazu mimiki miała znamiona krzyku. - Z twoją córką, rozumiesz!? Kocham ją. To nie to co kiedyś... - odsunął się od przymilającej się Anny.

- A tam kocham, kocham... - odeszła w stronę blatu i bagatelizowała, jakby dzielił się z nią dziecięcym zauroczeniem panią z przedszkola. - Nie mówię, że masz jej nie kochać, albo ją rzucać - podsumowała, sięgając po kieliszek z winem. Patrząc na niego prowokacyjnie, upiła łyk półwytrawnego rubinowego Carmenere Syrach, który trzymała na specjalne okazje. Dziś poprosiła Włodiego, by otworzył butelkę, którą jakieś pół roku temu dostała w prezencie od jednego z adoratorów. Czuła, że dzisiaj opłacało się otworzyć to wino, że na pewno przekona Włodiego. Okoliczności znowu jej sprzyjały, bo Maja znowu narzekała na złe samopoczucie i poszła się położyć.

- To... po co to wszystko? Dla zabawy to robisz? - zadał pytania, na które chciał i nie chciał znać odpowiedzi. Czuł, że nie powinien tego drążyć, ale ta dostojna i piękna kobieta tak specyficznie go adorowała, i była przy tym tak pięknie wyzywająca, że znowu chciał połechtać swoje ego. I jeszcze tak zmysłowo i uwodzicielsko pachniała drogimi perfumami. Czuł jak go oczarowuje, usidla.  

- Dla wspomnień. Tylko - odpowiedziała pewnym głosem, po czym nastała krępująca cisza. - Wiesz? - pytająco spojrzała mu prosto w oczy i po uzyskaniu uwagi jego podnieconych oczu, kontynuowała wywód. - Do dziś wspominam tamte chwile, te z tobą. Inni jakoś szczególnie nie zapisali się w mojej pamięci - mówiła trochę obojętnie, trochę chłodno, ale nie na tyle, by pomyślał, że bez emocji. Emocje dało się wyczuć, najwięcej mówiła jednak mowa jej ciała, bo co chwilę w jej oczach pojawiał się ten erotyczny błysk powściąganego pożądania, wciąż przeczesywała włosy, których egzotyczna woń docierała do niego i go otumaniała.  - Może mam do ciebie słabość? A może dla własnej satysfakcji chcę ci dać to, czego nigdy nie będziesz miał z... - urwała, ale spoglądając w stronę sufitu, jasno dała do zrozumienia, że mówi o śpiącej na piętrze córce. - Taki gratis na poczet dawnych wspólnych przyjemnych przeżyć. No co, mylę się? Nie było ci dobrze?

- Było - przyznał jakby z trudem. - Do... czasu - wyjaśnił. - Przecież wiemy, dlaczego... później już nie... - gubił się w wyjaśnieniu, ale oboje wiedzieli, co miał na myśli.

- Nie kłam, wtedy też ci się podobała - znowu spojrzała w górę, by wiedział, że mówi o Majce. - Tylko ci przypominam. I nie zaprzeczaj, widziałam, jak na nią patrzysz. Już wtedy na Mazurach pożerałeś ją wzrokiem, a później... prawie oddawałeś jej cześć - zaśmiała się i szybko się opamiętała. Spojrzała badawczo, czy czasem nie przesadziła. - Zazdrościłam jej - napomknęła i dopiła trunek o głębokiej rubinowej barwie. - Dolejesz? - wystawiając kieliszek w jego stronę, spojrzała mu prosto w oczy, znowu wyzywająco.   

Nagle jej twarz, a przede wszystkim oczy, zmieniły wyraz. Teraz zdawała się być najlepszą przyjaciółką, jakby zapewniała go, że wszystko będzie dobrze, że mogą sobie zaufać, że tajemnice - tamte i przyszłe, pozostaną tajemnicami. Nagle stała się łagodna i jakby taka... słaba i potrzebująca czułości, opieki.  

- Do dziś tego żałuję, że... - wyznał speszony i zły na tamtego młodego Włodiego, który nie miał siły powiedzieć ciotce: "Nie!" Przynajmniej wtedy, kiedy już był pewny, że kocha Maję.

Znowu Anna do niego podeszła. Znowu otoczył go jej zapach, znowu poczuł mimowolne pragnienie jej ciała. Odruchowo zatrzymał wzrok na przedziałku piersi. Tak bardzo chciałby je teraz zobaczyć, mocno ścisnąć, jak robił to kiedyś, że aż w kroczu poczuł ucisk i dziwne prądy. Tak, zatęsknił za tym.

- Widzę, jak mnie pragniesz. Po co z tym walczysz? - zmysłowo objęła ustami rant naczynia z winem. - Nie chcę żadnych zobowiązań. Chcę tylko... - urwała, znowu zbliżając się do niego twarzą na odległość czucia jej gorącego oddechu na skórze szyi. - Chcę tylko poczuć się jak wtedy. Ty też sporo zyskasz, niejednym cię zaskoczę, zobaczysz - trąciła jego lekko porośnięty włosami łuk żuchwy ustami i znowu kierowała się w stronę ucha, które już po chwili żuła i przygryzała.

Nie był w stanie nic zrobić. Anna naprawdę była piękną, atrakcyjną i apetyczną kobietą. Taką, przy której ogarnia niemoc. Taką, której się nie odmawia, wręcz je z ręki.  O takiej marzą miliony. Rozum chciał ją zastopować, a ciało pragnęło tych precyzyjnych pieszczot. Erotyzm ciotki wręcz go paraliżował, chłonął go oczami, nosem, skóra pragnęła dotyku zmysłowych ust. I jeszcze tak wyjątkowo jej oddech pachniał winem.

 

 

- Co tam? - mruknęła przebudzona Maja, kiedy Włodi wszedł po cichu do pokoju.

- Nic - szepnął. - Przepraszam, że cię obudziłem. Już się kładę.

- To ja... cię przepraszam. Mieliśmy dziś... no wiesz, ale znowu okropnie się czuję. Tylko bym spała i spała. Przepraszam - powiedziała to tak słodko, że wybaczyłby jej wszystko.

- Przestań. W ogóle się tym nie przejmuj. Odbiję sobie - zaśmiał się, by poczuła, że nic nie ma jej za złe, choć pragnął się z nią kochać. Tym bardziej teraz, kiedy chciał chwili zapomnienia.

- Mam nadzieję, że mama nie ma mi za złe... - nawiązała do powstałej sytuacji. - Przyjechałam do niej, a więcej czasu spędzam śpiąc w łóżku niż z nią. Dobrze, że chociaż ty jesteś dobrym gościem i... dotrzymujesz jej towarzystwa. Naprawdę się głupio czuję.

- Na pewno nie ma ci za złe - zapewnił. - Zdrowie najważniejsze - rzucił sloganem, by zakończyć rozmowę.

Widział w oczach Mai smutek. Czasem bywała zbyt empatyczna i obwiniała się o rzeczy, na które nie miała wpływu.

Położył się obok, kilkoma wężowatymi ruchami przysunął się do ukochanej i ją objął. Jego delikatny pocałunek też miał swoja wymowę. Oboje patrzyli sobie w oczy i słyszeli swoje oddechy.

- Ale rano, jak tylko się będę dobrze czuła... - teraz to ona pocałowała jego - zrobię ci taką laskę, że długo nie zapomnisz - zapowiedziała.

- Kocham cię - szepnął. Taki komentarz wystarczał za tysiąc słów i komplementów.  

Może nijak się to miało do kontekstu trudnych rozmów z parteru sprzed kilkunastu minut, ale mówił to szczerze, choć pozostał pewien gorzki smak, którego nawet słodycz ukochanej nie był w stanie zmyć. Nic złego przecież nie robię - tłumaczył sobie chyba już setny raz, wpatrzony w gęste włosy leżącej do niego teraz tyłem partnerki.

- A ja ciebie - znowu obracając się do niego przodem, odpowiedziała ciepło, a przechodzące w ciszę słowa zabrzmiały wręcz erotycznie. Po czym zakłóciła ten wyjątkowy magiczny stan, w którym przez chwilę trwali wesołymi słowami: - Zobaczysz, rano będziesz mnie kochał bardziej - wsunęła mu język do ust i dała mu próbkę tego, co potrafi nim wyczyniać.

 

 

Nie chciał tego, ale samo jakoś tak wyszło. Kiedy głowa Mai, zraz po przebudzeniu, tańczyła nad jego biodrami, a partnerka  starała się go zaspokoić jak zawodowa kurtyzana, do jego głowy wdzierały się nieproszone wizje. Patrzył na ukochaną, jak żując żołądź, jak liżąc cały korpus od nasady po czubek, skupiała się na wrażliwym na tak subtelny dotyk wędzidełku, jak się do niego wesoło uśmiecha, a on widział przed oczami cwaniacki uśmiech Anny i jej pełne dzikiej żądzy, a zarazem chłodnego wyrachowania oczy. Odganiał te wizualizacje, zamykał oczy, ale co chwilę nie wiedział, kto robił mu dobrze - matka, czy córka?

Uwielbiał słyszeć to ciamkanie, mlaskanie i gardłowe odgłosy lubującej się w obciąganiu Mai. Musiał przyznać, że laskę to potrafiła robić doskonale i, co ważniejsze, sprawiało jej to frajdę, a dzięki temu on poczynał sobie śmielej, czasem był dla niej bezwzględny i perwersyjny, nigdy jednak chamski.

- Dobrze ci twoja sunia robi? Czy może wolisz - dziwka? - zapytała figlarnie, podśmiewując się z odgrywanej roli. - Ale masz tego kutasa! Uwielbiam go ssać! - zachwycała się, wciskając go głęboko w gardło, a po wyciągnięciu obślinionej pyty, łapała dech i się uśmiechała.

Uwielbiał, jak się z nim droczyła, jak się nim tak beztrosko bawiła, jak tak żartowała. Uwielbiał tę jej figlarną i niewinną minkę. Zawsze podziwiał jej determinację i umiejętności. Patrząc na tak śliczną i wciąż prawie dziewczęcą twarz Mai, kontrast pomiędzy typem urody baby face, a mocnymi słowami, doprowadzał go to do wrzenia. To dla niego ukochana potrafiła przejść taką metamorfozę, by jemu było dobrze. W łóżku potrafiła przybierać odcienie jego niewypowiadanych pragnień i lubieżnych myśli, a później być ciepłą i serdeczną Majeczką, której po prostu nie dawało się nie kochać. Nikt o zdrowych zmysłach nie pomyślałby, że ta kobieta o gładkich jak atłas policzkach, małym nosku i dużych szczerych oczach, potrafi w taki sposób świntuszyć. Chodzący oksymoron.

Czasami spuszczając się w jej usta, tryskając na twarz, miał wrażenie, że ją bezcześci, bruka, profanuje, ale jednocześnie widząc jej uśmiech i słysząc wesołe teksty już chwilę po wszystkim, wiedział, że to jest jej osobliwy sposób na pogłębienie relacji, część jej miłości, którą ona mu z ochotą daje w tak niecodziennej formie. Jak on ją kochał!

Czułości, dotyk, pocałunki towarzyszyły im każdego dnia. Nie było dnia, by nie mówili sobie komplementów, i to nie dlatego, że tak się powinno robić. One leciały wręcz seriami, ale nie były przesłodzone - były prawdziwe i poparte pełnym miłości spojrzeniem.

Już stęknął kolejny raz, a ona po wyrazie zmarszczonej oczekiwaniem nadchodzącej rozkoszy twarzy, doskonale wiedziała, że partner lada moment wytryśnie. Tak, pragnęła jego spermy w ustach, że już niecierpliwie szeptała: "No daj mi to. Czekam. Proszę". Tak, chciała ją spijać, chciała ją mieć na policzkach i podbródku, by zobaczył, jak mocno go kocha, by miał pewność, że ona należy wyłącznie do niego, że w nocy nie rzucała słów na wiatr.

 

Leżeli objęci, a on delikatnymi ruchami kciuka, zbierał zabłąkane gdzieś w okolicy czoła krople ejakulatu.

- Zostaw, i tak idę pod prysznic - szepnęła. - To... daj buzi i idę - zaśmiała się.

Odpowiedział jej parsknięciem. Czasem kiedy się zabawiali, potrafili się zatracić na tyle, że nie było to dla niego problemem, ale dziś... Poranek, tylko lodzik, obcy pokój, zabawa bez alkoholu?  Nie było nastroju do nawet małych perwersji.

- Dać do buzi? Znowu? - przeinaczał jej słowa, kiwając niczym wajchą luźnym członkiem. Unikiem dał do zrozumienia, że nie bardzo ma ochotę na tę jej małą fanaberię.

- Do buzi chwilowo wystarczy - odgryzła się wesoło. - Żartowałam - pokazała palcem swoje usta. - Lecę wypłukać te kijanki - zaśmiała się i wstając z łóżka, jakby dla efektu suwała złączonymi w szczypce palcami wzdłuż ściskanego pasma włosów.

Podziwiał teraz zgrabne ciało ukochanej, ubranej tylko w prześwitujące majteczki. Tyłeczek miała doskonały. Jędrny, wypukły, nie za duży, nie za mały - no doskonały. Piersi erotycznie kołysały się od każdego postawionego kroku, a rozpuszczone włosy muskały piękne plecy i tańczące łopatki. Wiedział, że zanim Maja wyjdzie z pokoju, puści mu jeszcze oczko.        

 

 

Po wspólnym śniadaniu Maja zniknęła w garażu, by wyszukać rzeczy do zabrania, a przynajmniej je dla siebie zarezerwować i przygotować. Wszystkie sprzęty i bibeloty z jej dawnego pokoju wymagały przejrzenia, bo miała ochotę zabrać ze sobą jeszcze sporo drobiazgów, do których miała sentyment. Stary komoda po babci był tylko pierwszym klamotem, który miała ochotę oddać do renowacji i wydobyć z niego duszę i dawną świetność. Mama nigdy nie doceniała głębi i klimatu czasów przeszłych, lubowała się w nowoczesności - w jej wszelkich przejawach. Maja naprawdę miała problem z wyborem antyków, bo miała ich kilka upatrzonych do wzięcia, a w dodatku były upchane w kącie pomieszczenia gospodarczego i musiała się natrudzić, by się do nich dostać. Bardzo chciała, poza komodą, wziąć też stolik konsolę z małą szufladką w orzechu i lustro, które kiedyś wisiało w przedpokoju na piętrze przed jej pokojem. Pamiętała, jak od najmłodszych lat przeglądała się w nim godzinami. Kiedyś, jak Włodi do niej przyjechał, a rodziców nie było, uprawiali też przy nim seks. Do dziś to czasem wspominają. Wtedy nie dostrzegała piękna misternie rzeźbionej ramy z narożnikami w kształcie liści akantu, bo skupiała się na innych obrazach, a szczególnie na minach zachwyconego kuzyna. Teraz widząc zwierciadło za kartonami i regałem z Ikei, prawie nie mogła uwierzyć, że dawniej była na to piękno niewrażliwa. Już zastanawiała się, jak przewiezie te wszystkie śliczności, już widziała miejsce dla każdego ze starych mebli, które łatwo wkomponuje w nowoczesny wystrój ich mieszkania w starej kamienicy. Będą idealnie pasować do charakteru mieszkania.

 

 

Coś mu nie pasowało. Coś było inaczej, ale nie potrafił nazwać tej nawiedzającej go niezdefiniowanej anomalii. To pojawiło się dziś rano, jak tylko się przywitali. Ale kiedy jedli wspólnie śniadanie i rozmawiali, nie wypadało mu zajmować tym myśli.

Teraz wpatrzony w telewizor, siedział na sofie i szukał tego czegoś, co sprawiło, że poczuł się czujny niczym wietrzący w powietrzu ruchem nozdrzy ofiarę drapieżnik. W dodatku Anna, kiedy przynosiła mu kawę, po chwili kawałek szarlotki z ekskluzywnej lokalnej cukierni, patrzyła na niego tak zwyczajnie, tak przeciętnie, prawie że obojętnie, że aż dziwnie. Ale on wyczuwał w tym jakiś plan. Specyficzne mikrogesty, ledwo zauważalny ruch powieki, drgnięcie kącika ust, kiedy zdawało jej się, że on nie patrzył - te wszystkie symptomy przekonywały go, że ona coś zamyśla, na pewno znowu szykowała jakąś intrygę. A przecież tyle jej ostatniej nocy tłumaczył, że między nimi do niczego nie dojdzie, że tamten koniec, to koniec w ogóle.       

Anna dosiadła się do Włodiego na miękką szarą kanapę, chwilę wcześniej dostojnie stawiając śnieżnobiałą filiżankę na równie śnieżnobiałym i połyskującym doskonałą czystością spodku.

- Uwielbiam kawę. Zresztą nie tylko kawę - spojrzała na niego badawczo z ukosa, jednocześnie dając do zrozumienia, że nie chodzi o żadne kulinaria, a o to coś, co można jedynie określić kulinarnymi przymiotami typu: gorące, pikantne, pieprzne. Właśnie to wyczytał w jej oczach, choć wyraz twarzy nadal zdawał się być niewinny. Aż sam się zaczął zastanawiać, czy nie nadinterpretowuje jej słów i gestów.

No to się znowu zaczyna - westchnął w myślach, szykując się do obrony przygotowanej  na atak twierdzy.

- Anna... - zaczął oficjalnie, jakby od razu chcąc postawić tamę jej uwodzicielskim prowokacjom. Po każdej rozmowie z nią było mu trudniej, ciężej, nie chciał w zanurzać się głębiej w to bagno, którego chciało go wchłonąć, a on i tak będzie musiał z niego wybrnąć. Wolał to zrobić stojąc w nim po kostki, niż po pas, czy szyję. - Już mówiłem...

- Przestań się zgrywać - weszła mu stanowczo w słowo. - Mam już dość tego twojego... porządniactwa - powiedziała z odrazą. - Kiedyś też taki byłeś, a w łóżku sobie folgowałeś jak młody dewiant - zaśmiała się nieco sztucznie. - Starczy tych gierek - podsumowała.

- Jakich gierek? Nie gram! - szeptał zaskoczony i z pretensjami, rozglądając się dookoła z obawą, czy czasem gdzieś nie pojawi się Maja. - Niczego nie udaję i niczego nie chcę! - podniósł głos, by podkreślić swoje stanowisko.

Nagle jakby zmieniła front. Mając wyprostowane plecy, jak na porządną damę przystawało, pochyliła się w jego stronę świecąc nęcącym wzrok dekoltem rozpiętej nieco casualowej pudrowo-czarnej koszuli z hipnotyzującym wzorem. Miał wrażenie, że drobne geometryczne elementy powtarzają się w nieskończoność. I pewnie tak samo w nieskończoność przyjdzie mu przekonywać ciotkę, że on niczego od niej nie chce. Na pewno nie tego, do czego ona tak usilnie zmierza.

I jeszcze te skórzane rurki! - westchnął w myślach. Spodnie, od których nie mógł oderwać oczu, a właściwie od kształtów, które te spodnie opinały i podkreślały ich kobiecość. Ciotka Anna zawsze wyglądała jak stała klientka ekskluzywnych butików, modelka, ale dziś wyglądała jak połączenie modnisi, dostojnej kobiety i rasowej suki, a wszystko w otoczce codziennej porządności i niebywałej klasy. To była dla niego niezwykle trudna batalia z pierwotnymi instynktami. Gdyby nie obecność Mai w jego życiu, wręcz dobrałby się do tej kokietki siłą, nikt i nic by go nie powstrzymało.       

- Poznajesz? - przysunęła się do niego, a jej twarz zatrzymała się tuż przed jego w odległości kilkunastu centymetrów. Przez chwilę miał wrażenie, że kobieta dotknie jego ust, swoimi puszystymi i tak apetycznymi, że słodycz z nich wręcz wyciekała, ale Anna trzymała wywołujący niewidzialne iskry dystans, kto wie, czy nie groźniejszy niż sam pocałunek. - Długo szukałam... - głośnym wdechem przez nos upewniła go, że dobrze zauważył - i się udało - szepnęła uwodzicielsko, patrząc w jego przestraszone oczy.

Tak, teraz dotarło do niego, co od samego rana drażniło jego zmysły. To ten  zapach. Tak! Od pierwszego razu, kiedy ciotka Anna na Mazurach uczyniła z niego mężczyznę, ta woń balsamu była dla niego synonimem pragnień i rozkoszy, które ta kobieta w nim wywoływała. Pamiętał jak dziesiątki, nawet setki, razy leżał w swoim pokoju na łóżku, zamykał oczy i wspominał sekssceny z ciotką. Zawsze najpierw do nozdrzy jakby wdzierał się jej specyficzny piękny zapach, ułamek chwili później ilustracje rodem z Kamasutry w ich wykonaniu, a później niebotyczna erekcja i pragnienie. Chyba nigdy nie było odwrotnie.

Emanując obawami, tęsknie wciągnął zapach Anny i przez chwilę czuł się jak niedojrzały, jeszcze niedoświadczony i... słaby Włodi sprzed lat.

Zmusił się do podniesienia powiek. Patrzył na grube czarne rzęsy uwodzicielki, na precyzyjnie wyregulowane przez kosmetyczkę brwi i nad wyraz jędrną i gładka skórę twarzy, która tylko gdzieniegdzie załamywała się i tworzyła kanaliki zmarszczek. Nawet powieka jej nie drgnęła, kiedy wręcz bezczelnie patrzyła mu prosto w oczy i go tym onieśmielała.

I znowu był dorosłym sobą. Wiedział, że ta modliszka nim manipuluje, że sięga do zakorzenionych w każdym człowieku instynktów, do głębi jego sentymentalnych słabości. Ale co z tego, że to wiedział, nie mógł zrobić inaczej. Zamknął oczy i chłonął egzotyczną woń swojej femme fatale, wciąż czując jej świeży oddech jakby na odległość smakujący aromatem kawy i prażonych z cynamonem jabłek. Teraz się miotał, czuł się bezsilny, jak uwikłany w grę detektyw Curran w Nagim istynkcie. Ciotka Anna niczym filmowa Catherine Tramwell była dla niego tajemniczą, groźną i nienasyconą seksualnie kobietą, choć nie ukrywała przed nim swoich intencji. Może nawet je ukrywała, ale tylko między wierszami. Tak, czasem Anna kojarzyła mu się z Sharon Stone i chyba od zawsze (odkąd zainteresował się płcią przeciwną), przez swój temperament i pewność siebie,  była też dla niego ikoną seksapilu i seksu w ogóle. Teraz był gotów zginąć za spełnienie z tą kobietą, dla niego teraz władczynią zmysłów.

- Już ci mówiłam, mam sporo gadżetów w sypialni - szepnęła, prawie muskając ustami jego jakby szukającego dotyku ucha. Tak, cały drżał i nerwowo oddychał. Właśnie tego u niego pragnęła - takiego stanu. - Nie chcę sentymentalnego nudnego seksu na kanapie. To dobre dla starych małżeństw - spojrzała na siedzisko. -  Przeciętność nie jest dla mnie. Nie jest dla nas - poprawiła się, widząc, że ofiara chwyta przynętę, że mury obronne pękają. Czuła, że te tworzone przez nią erotyczne i ocierające się o perwersje miraże, rozbrajają go, że to właśnie ten dreszczyk, ta zagadka, niedopowiedzenia, działają na Włodiego jak głęboka hipnoza, jak podprogowe bodźce. - Chcę poczuć się jak kiedyś - szepnęła zachciankę, tym razem zasysając chrząstkę ucha. - Jak kiedyś z tobą - doprecyzowała kaprys.

Zdobył się tylko na mruknięcie. Bał się otworzyć oczy. A może nie chciał tego zrobić, bo gdyby tak się stało, ta filuterna i ekscytująca senna mara nagle rozpłynęłaby się w przestrzeni nowocześnie urządzonego salonu. Widząc nieprzystające zachowanie Anny, nawet w tym stadium, zrobiłby to z ogromnym trudem, ale znalazłaby siłę, by to przerwać. A chwilowo tego nie chciał.

- Będę dla ciebie zdzirą, szmatą. A dlaczego nie - szepnęła prawie że czarującym głosem. - Wiem, że to lubisz, przecież... wiesz - westchnęła mu do ucha. - Rżnąłbyś mnie, jak chcesz - mocno, nieustannie, aż bym błagała, byś przestał...   

Ze wzrastającym podnieceniem wysłuchiwał tych sprośnych zapowiedzi, a słysząc wulgarne słowa, aż drgał z podniecenia i głośno przełknął obficie napływającą mu do ust ślinę.

Anna była teraz jakby kimś innym, choć nadal mówiła spokojnie i bardzo wyraźnie.

- Zabawki? Proszę bardzo. Zdziwisz się, jakie ich bogactwo czeka na górze - kusiła. - Maja jest śliczna, młodziutka jeszcze, ale... nigdy nie zakosztujesz z nią tego, co może być ci dane ze mną. Sprawdź, a zobaczysz, będziesz zachwycony - liznęła krawędź ucha niczym loda na patyku. - I ja też będę zadowolona. Obopólna korzyść - stwierdziła niczym wytrawna zawodowa negocjatorka.

- Anna, tak nie... - mruknął, ale nie dokończył.

Dalsza część zdania jakby nie chciała być wypowiedziana, bo to byłaby już z jego strony deklaracja, że nic z tego wszystkiego nie będzie. Ale chciał chociaż stworzyć pozory walki. On teraz był tak skołowany, jak po silnym uderzeniu w głowę, ale wiedział, że chce w tym stanie trwać choć jeszcze chwilę dłużej. Te sprośne, a zarazem swobodnie i łagodnie  wypowiadane słówka, przenosiły go do rozkosznej krainy. W jego budzącym się dziką żądzą wnętrzu, odbijały się echem, jakby wzmacniane jego pobieżną analizą słyszanych zapowiedzi. Znalazł się poza racjonalną oceną umysłu, erekcję miał niebotyczną. Przecież czuł rozrywającego spodnie napompowanego giganta, na rzecz którego abdykowała jego silna wola.

- Co, tak nie? - szepnęła łagodnie. - Mam skóry, wyszukane uniformy - celowo nadal roztaczała perwersyjne obrazy - trochę tego zgromadziłam. Lubię się pobawić, zabawić, czy jak tam wolisz, zapomnieć  - wyznała. - Wiesz, że zawsze myślałam sobie, co ty byś powiedział widząc mnie w stroju dominy, czy pielęgniarki? - rzuciła niczym ciekawostkę. - Nie - zmieniła zdanie - nie myślałam, co byś powiedział - pokierowała wywód na inny tor. - Wiem, że byś skomlał z rozkoszy na sam widok. Przykuć mnie do łóżka, zdzielić klapsa, wcisnąć we mnie jakąś zabawkę... Ja to lubię i nie udaję, że tak nie jest... - Wciąż, i wciąż tworzyła słowami obrazy, by wywołać pożądane reakcje i doprawiać projekcje dalszymi szczyptami nęcących perwersji, a może trafić w dziesiątkę z jakimś fetyszem. - To wszystko to tylko na dobry początek - brzmiała, jakby deklamowała poetycki erotyk.

- Anna, nie, nie chcę, proszę... - gubił się w słowach, ale zdobył się na podniesienie ważących tony powiek. Teraz nie miał pojęcia, dlaczego były takie ciężkie. Dlatego, że zareagował, czy dlatego, że zareagował za późno? Patrzył na zagadkową twarz pięknej seksownej kobiety, na powstały na linii pleców i pośladków łuk i napięty skórzany materiał jej spodni. Pragnął Annę posiąść w jakikolwiek sposób i gdziekolwiek, nawet tu i teraz. W myślach już zdzierał z niej skórzane rurki, a po panelach z egzotycznego drewna rozsypywały się białe guziczki koszuli, bo na pewno nie traciłby czasu na ich rozpinanie. Już przed oczami widział jej spore falujące pomiędzy rantami koszuli cyce i jego dłonie gniotące je zawzięcie i łapczywie. Nagle jakby wyprzedził czas i patrzył na nich z boku, jak pieprzy ją na niedużym dywanie. Pieprzył ją jak zwierz, a ona się bezczelnie śmiała z tego, że go zdobyła.

- Pragniesz mnie, to widać - stwierdziła. - Przed tym nie uciekniesz. Po co walczysz? - syciła jego apetyt, wtłaczała mu do ucha jad żądzy i niezliczonych pokus, jak etatowa znająca swoją wartość diablica. - Widzę jak reagujesz - spojrzała na wybrzuszenie spodni. - Ale jestem ciekawa, jaki tam teraz jesteś, serio. Pokaż go, nawet teraz. Nie chcesz? - Jej oczy rozbłysły dzikością i lubieżnym ogniem. - A ty? - dla efektu zrobiła pauzę. - Jesteś ciekawy, jaka ja jestem... tam? - Zmysłowo wsunęła dłoń pod bieliznę i bezwstydnie, na jego oczach, z miną wampa potarła muszelkę. - Tak teraz smakuję - niespodziewanie wcisnęła mu zroszone śluzem palce w usta.             

Ruchami głowy próbował protestować, uciekać nią na boki, ale czując intymny smak Anny tylko markował uniki, jego język nieśmiało testował zakazanej słodyczy kobiecości. Była świeża, smaczna, wyborna.

- Nie! Już mówiłem! - podniósł głos, zapominając, że jego protest może być słyszalny szerszemu gremium. Wstał, by oddalić się od pokusy i śmiejącej się mu w twarz modliszki, która spoglądała na swoje pokryte jego śliną palce.

- Męczy mnie twoja niedostępność. Kiedyś taki nie byłeś - poruszyła brwiami i powiekami, jak żartownisia. Wstała. - Bez wątpienia grasz. Pałę ci prawie rozrywa, a... ty swoje. Przecież nie każę ci tego robić tu i teraz. Ona nie musi o niczym wiedzieć - parsknęła ukrywając irytację i zamieniając jego zachowanie w śmieszność. - Nie drocz się ze mną, nie musisz tego robić. Po prostu... kiedy będziesz gotowy, zadzwoń. - Wstała jakby nic wyjątkowego się nie stało, jakby rozmawiali o pogodzie, obróciła się plecami i odeszła erotycznie kręcąc tyłkiem.

Włodi aż musiał zacisnąć dłonie w pięści i spojrzeć na sufit, jakby tam oczekując na podpowiedź, jak to się stało, że nie wykorzystał takiej okazji, że odmówił takiej seksbombie. Wciąż i wciąż nie dowierzał, że odmówił takiej kobiecie. Przez chwilę tego żałował. 

 

 

- Nie wiem, jak to zrobimy, ale trzeba będzie obrócić na dwa razy - poinformowała dźwięcznym głosem podekscytowana Maja. - Albo zamówić transport. Tak chyba będzie lepiej. - Nagłe pojawienie się uśmiechniętej i jak zawsze pogodnie usposobionej Mai, wprowadziło pewną życiową równowagę. Przez jednych utęsknione, przez drugich nie, status quo.

- Bierz, co ci się podoba, bo reszty się pozbędę - zareagowała, krojąca coś w kuchni mama. Uśmiechnęła się sztucznie, ale miło, ukrywając trawiące ją za sprawą opornego mężczyzny wzburzenie. - Włodi?, może chcesz piwo? - zapytała głośno wpatrzonego w ekran telewizora gościa. - Tylko się w końcu określ - tak, czy nie - zapytała niecierpliwie po chwili zbyt krótkiej ciszy, by posądzać go o zwłokę w odpowiedzi na pytanie o piwo. Zrobiła to tak banalnie i bez polotu, a zarazem z przekąsem, że można by pomyśleć, że z nie z czystej kurtuazji, a obowiązku. Jasne, że dogryzając mu, nie myślała o chmielowym trunku.

 

 

- Przepraszam, ale tak mi głupio robić to... tutaj. Dziwnie się czuję, kiedy mama jest w pobliżu. Nie przywykłam do niej. Mam wrażenie, że nas... usłyszy. Mam opory - wyjaśniła Maja.

- Kiedyś lubiłaś ryzyko - przypomniał i chyba obojgu przeleciały przed oczami pewne zwariowane sceny z dawnych lat, kiedy tu figlowali, a dorośli na dole zajmowali się swoimi sprawami. Tym razem nie mówił tego na wesoło, a raczej z cieniem pretensji, choć starał się brzmieć neutralnie. Tak bardzo chciał choć przez chwilę nie myśleć o Annie, a mogło się tak stać tylko będąc w objęciach partnerki.

- Bo kiedyś to było ryzyko, a teraz... już wszystko wiadomo - pocałowała go namiętnie, próbując go udobruchać.

- Ale nadal pozostaje ryzyko. Nie, że się dowie - tłumaczył - a że... usłyszy - zauważył i dalej napierał biodrami, bo leżał na partnerce, całował ją i wciąż pocierał skrytym pod piżamą członkiem miękką okolicę krocza Mai, która jakby wbrew swoim słowom obejmowała go nogami. Teraz się uśmiechnął. Zareagował tak, bo nie mógł inaczej. Wcześniej nagromadzone chmurne myśli, rozwiał powiew pogodnego uśmiechu ukochanej, która nagradzała wybitne umiejętności dedukcji partnera.

- Kuzynkę chcesz bzyknąć? - droczyła się. Udawała zdziwioną pomiędzy kolejnymi gorącymi pocałunkami. - To się nie... godzi. - Znowu wbrew logice, przyciągała go do siebie ruchem oplatających jego uda łydek.

Musiał wykorzystać jej dobry humor. Gwałtownie zsunął gumkę slipów i przylgnął członkiem do ciepłego sromu, krew już mu się burzyła jak podnieconemu nastolatkowi na pierwszy widok nagiego kobiecego ciała.

- Godzi się, godzi - odpowiedział, skupiając się na trafieniu w zacieniony krater, który za chwilę otworzy mu drogę do jego własnej definicji "ciepłego i puchatego", do wilgotnej miękkiej doskonałości, na myśl o której drżał z podniecenia.

- Mmmh! Mówiłam, że nie... - westchnęła, zarzucając mu na kark ramiona i wciskając wirujący  język w usta ukochanego.

- Nic nie mów. Zrobimy to po cichutku jak kiedyś - wydyszał jej w usta, wykonując powolne ruchy biodrami. - Kuzynko - dodał ironicznie. Jej usta smakowały miłością, inaczej by tego nie nazwał. - To były zwariowane czasy - rzucił przy akompaniamencie jej cichego pomruku.

- A teraz to... jakie są? - prowokowała, odrywając nagle gorące usta od nacierających jego. Uwielbiała z nim prowadzić takie dysputy i trochę się przekomarzać w trakcie seksu.

- Teraz? - zapytał nikogo i zatopił język w ciepłej i smakującej mentolem jamie ustnej ukochanej. - Teraz to tylko troszkę niegrzeczni jesteśmy - spojrzał na trzymany właśnie w dłoni napęczniały członek, którego główką zaczął ślizgać się wzdłuż nabrzmiałych już warg sromowych, czasem poruszał prąciem na bok, skupiając się na okolicy łechtaczki.

- Nieeemmmh! - zaprotestowała szeptem. - To nie fair, wiesz, że to uwielbiam, mmmh! - tańczyła biodrami, by intensywniej odbierać bodźce na powiększonej już i niezwykle wrażliwej na dotyk perełce. - Wsadź go, proszę, mmmh! - wpiła się ustami w pozornie uciekające jego, jakby nie miał na to ochoty, taka zabawa.

- Przecież głupio tak... Mama jest gdzieś... - spojrzał na drzwi - gdzieś tam - przypomniał o jej wcześniejszych obawach, by się z nią podroczyć.

- Mam to gdzieś! Wsadzaj go! - zażądała przez zaciśnięte teatralnie bielutkie zęby, przybierając minę rozkapryszonej hrabianki, pouczającej służbę za wyimaginowane niedociągnięcia.

Przypominającą owoc dojrzałej czereśni główką zatoczył małe kółeczka na wypustkach przedsionka, tylko lekko na niego napierając. Wyraźnie było słychać erotyczne odgłosy mlaskania, bo z Mai aż ciekło jak z polanej syropem brzoskwini.  A on wciąż się droczył i kiedy zdawało się, że już parł do przodu, nagle wycofywał biodra, a oczy spragnionej kutasa Mai, ponownie otwierały się w niedowierzaniu i niemo stawiały ultimatum.

- O nie! Tak nie będzie! - wkurzyła się (oczywiście było to sympatyczne wydanie złości) i pchnęła Włodiego tak, by się przetoczył i wylądował na plecach. - Wystarczy tego!

Oczywiście, że się jej poddał i nie oporował.

Była zwinna niczym wiewiórka i szybko znalazła się na górze. Spoglądając w krocze, nabiła się na postawiony i trzymany dłonią na sztorc maszt i zjechała ciałem do granicy możliwości. Mruknęła przeciągle z rozkoszy. Teraz czuła go całego w sobie. Doskonale ją wypełniał, a wrażliwe i rozpalone chcicą mięśnie pochwy, jakby teraz odbierały nadmiar przeróżnych bodźców.

Sięgając do dolnych krawędzi czarnej koszulki nocnej, skrzyżowała ramiona i chwyciła rant materiału, by zdjąć tę niepotrzebną teraz garderobę przez głowę. Wiedziała, że tym sposobem ucieszy ukochanego. Piersi zatańczyły, sama lubiła ten widok. Poruszała się rytmicznie okrężnymi ruchami, wykonała kilka na boki, wciąż trzymała chcące się wydobyć z gardła odgłosy za zaciśniętymi na siłę ustami i tylko cicho wzdychała. Zmieniała siłę wyrazu mimiki, kiedy przyspieszała erotyczny taniec zgrabnego tyłeczka. Dyszała szarpanymi sekwencjami w rytmie przyjęć członka do rozgrzanej cipki.

- Ale ty masz te cycki! Doskonałe! - zachwycał się, szurając pokrytą kilkudniowym zarostem brodą tuż pod nimi. Usta zasysały nieduże otoczki brodawek, czasem trącając twarde sutki językiem i zasysając je, a w międzyczasie gniotąc dość spore jędrne piersi, często zbierając je dłońmi jak ciasny stanik.

Uśmiechnęła się. Często jej to mówił.

Objął ją w pasie klamrą ramion i już nie pozwalał jej na ucieczkę sprężystej dupci przed jego działaniem. Teraz on atakował, wystrzeliwując biodra szybko i powtarzalnie. 

 

Leżał spełniony i kompletnie zaspokojony. Jego naga bogini leżała obok i przeglądała coś w telefonie. Kochał ją. Kochał ją właśnie taką. Nie tylko piękną i zgrabną, nie tylko tak pogodną, otwartą i zazwyczaj wesołą, ale właśni taką ją - nie zwracającą uwagę na to, co może myśleć cały świat. A nagość była jakby jej drugą naturą. Z drugiej strony, miała tak perfekcyjne ciało, że grzechem byłoby je w takich momentach osłaniać czymkolwiek, a on wciąż nie mógł nadziwić się jej zewnętrznemu i wewnętrznemu pięknu. Cieszył się, że w trakcie stosunku, ani razu nie pomyślał o Annie. Czyżbym się trochę z niej wyleczył? Ale jak? Przecież właśnie myślę o niej - zauważył i zastanawiał się, jak długo jeszcze utrzyma się taki stan rzeczy, że matka jego życiowej partnerki, będzie wdzierała mu się do głowy, bo na szczęście nie do serca. Na to nie miała najmniejszych szans.

Patrzył na uśmiechającą się do ekranu różowego iPhona Maję - pewnie jedna z licznych koleżanek przesłała jej jakąś wesołą wiadomość. W każdej mierze cudowna - przemierzał oczami poruszane śmiechem wypukłości piersi, płaski brzuch, aż po przerzedzoną kępkę włosków tuż pod pępkiem. Jej długie o atłasowej skórze nogi, strażnicy doskonałego krocza, zawsze powodowały w nim ciepłe prądy, nie mniej intensywne niż tyłeczek o idealnych proporcjach i sprężystości. 

- Co? - spojrzała zaczepnie z boku, jednocześnie opierając stopę o kolano, jej oczy spotkały się z jego tylko na ułamek sekundy i wróciły na wyświetlacz.

- Nic.

- Nawet nie myśl - powiedziała do bijącej z telefonu poświaty, jakby wyprzedzając jego niewypowiedziane zamiary. Tylko na chwilę wychyliła głowę i spojrzała na swoje krocze, które przez przyjętą pozycję, było widoczne jak na dłoni.

- Nie myślę. Tylko na ciebie patrzę - uspokoił ją.

Naprawdę wciąż ją podziwiał i się nią zachwycał, ufał jej, kochał ją, czuł to wszystko naraz. Miał jednak do siebie pretensje, że on nie jest tak krystalicznie czysty życiowo, jak ona, że on ma tajemnice, które niczym smoła oblekły kiedyś jego sumienie i nie da się ich wymazać. Czasem miał już dość tego wypalonego piętna, wydrapałby je z siebie, gdyby tylko się dało.  

- Ja myślę - odgryzła się. - I tak pewnie słyszała - kiwnęła głową w stronę ściany.

Normalnie miałby to gdzieś. Jednak teraz, kiedy uświadomił sobie, że Maję naprawdę mogło być słychać (i pewnie było, bo kilka razy się zapomniała i jęknęła dość głośno), sam szczytując, nie był wzorem powściągliwości, to napawało go to dziwnego rodzaju wstydem, jak kiedyś, gdy zdawało mu się, że rodzice mogli słyszeć, że on się w pokoju masturbował. Nigdy mu nic nie powiedzieli, nie moralizowali, nie pouczali, ale sama świadomość tego, że zapewne wiedzieli, napawały go dziwną wstydliwą obawą. Niby nic złego nie robił, ale czuł się jak przestępca. Dziś, mimo że był dorosłym facetem i oficjalnie byli z Mają w związku, a seks był czymś naturalnym, czuł się dokładnie tak samo jak za nastolatka. A wszystko przez postawę Anny.

I wtedy zaczął myśleć, jaka po tylu latach w łóżku może być Anna. To zakazane, a zarazem po upływie tylu lat - na nowo nieznane, wierciło dziurę w jego trzymanych na wodzy męskich instynktach i to w wielu miejscach i na wielu płaszczyznach naraz. Czuł się okropnie myśląc o tym kilka minut po namiętnym seksie z ukochaną, ale kiedy zgasło światło, ta kocica-zalotnica Anna zdominowała jego myśli. Pociągały go teraz jej chłodny wzrok i te szelmowskie tiki na twarzy, kiedy widziała właściwy efekt swoich prowokacji. Tak bardzo nie chciał dawać jej satysfakcji, tak mocno chciał pokazać jej, co to znaczy prawdziwe miłość i partnerska uczciwość względem Mai. Bardzo chciał zmyć z dostojnej nieprzeniknionej twarzyczki Anny uśmieszki, które go irytowały, bo stawały się jakby lustrzanym odbiciem jego ukrywanych słabości.

Długo nie mógł zasnąć. Plątał się w natłoku myśli, a pojawiająca się falami ekscytacja, nie pozwalała wyciszyć pobudzonego nerwami ciała. Raz obiecywał sobie, że zatytułowany dawno temu rozdział jego życia - "Ciotka Anna", jakoś musi zamknąć raz na zawsze. Drugim razem czuł zmęczenie i zarzekał się, że wszystko wyzna Mai, że szczerość się opłaci, na pewno nie zaszkodzi. A w przypływach słabości szukał jakiegoś sposobu na poznanie tego, nęcącego zmysły, i nie tylko, panoptikum. Przecież mógł Annę mieć, doświadczyć w przeróżnych odsłonach. Na samą myśl o ubranej w skórzane szmatki kobiecie i jej stalowym surowym spojrzeniu, przechodziły mu po plecach ciarki. W uniformach uczennicy czy pokojówki musi wyglądać groteskowo, ale chciałby to sprawdzić, przecież lubił takie przebieranki. To byłoby już coś. Przykuć Annę do łóżka? Klapsy w ten jędrny tyłek? Ostre rżnięcie? Tak! Tak! Po wielokroć tak! Przetestować na niej różnorodne gadżety? Tu przypominał sobie, co o istnieniu jakich wie, które widział, o których słyszał, z którymi się spotkał. Poczuł przepływ niezidentyfikowanej energii. Tak, tu testowałby, sprawdzał możliwości i bawiłby się jak dziecko w piaskownicy nowym zestawem zabawek. I chyba najgłośniejsze tak - chętnie patrzyłby na nią, kiedy byłaby dla niego zdzirą z najczarniejszych i najsprośniejszych myśli, to go chyba najbardziej pociągało. Ku jej uciesze poniżałby ją, folgował swoim duszonym instynktom i pieprzył aż miło, stałby się zwierzęciem, z nią bez obaw mógłby taki być. Chyba tym razem sam byłby gotów być bezwzględnym i bezkompromisowym kochankiem, schowałby empatię i współczucie do kieszeni, chyba chciałby tego spróbować - dywagował. Tak, to byłaby dla niej najlepsza rola - zimnej suki, którą on poskramia, jak ona jego kiedyś, kiedy był wszelako niedoświadczony (chyba nawet też poczuł pragnienie, by to ona traktowała go jak kiedyś). Przez chwilę toczył dysputę na temat, czy dla niej byłaby to rola, czy czasem nie jest taka z natury?

Zauważył, że przyjemnie mu się o tym myślało. Znowu krew napierała z ogromnym ciśnieniem w ciałach jamistych, a leżąca na podbrzuszu pyta, w przypływie fal podniecenia drgała niczym wskazówka sejsmografu.

Obrócił się w stronę śpiącej na boku Mai. Objął ją i się przytulił.

- Nie - zaprotestowała - śpijmy - zakomunikowała przebudzona zaspanym głosem.

- Tak, śpijmy - uspokoił ją. - Kocham cię - szepnął cicho do ucha i łagodnie ją pocałował.

- Ja ciebie też - odwzajemniła się. - Ale... też czuję na tyłku, do czego zmierzasz - nieco podejrzliwie zwróciła uwagę, że wprasowany pomiędzy pośladki twardy jak skała gorący wał, w tych okolicznościach, to jak napaść na neutralne państwo.

- Nie, spokojnie, tylko się przytulam - zapewnił, czując zmysłowy zapach ukochanej.           

Po kilku minutach dalszych rozmyślań wreszcie zasnął. Maja zawsze koiła jego niepokoje i nerwy. Miała to coś w sobie, co odganiało sępy złych myśli, wystarczyło, że była w pobliżu. A teraz była bardzo blisko, czuł na sobie jej spokojny oddech. Z rozkoszą kilkakrotnie całował jej kark, a wplatane w usta włosy smakowały ziołowym szamponem.

Nie widział sposobu, by powiedzieć jej o sobie całą prawdę. Był przekonany, że bardzo by ją tą prawdą skrzywdził. Na szczęście nie kłamał, po prostu nie dzielił się wszystkim. Nie zdobył kiedyś Mai występkiem i kłamstwem. Odkąd związał się z nią już tak na poważnie - poważnie, unikał ciotki i do niczego już nie doszło. A teraz, nawet jeśli w ukrywaniu pewnych faktów, ktoś widział nieszczerość, a nawet kłamstwo, wolał by właśnie tak było, ale tym sposobem oszczędzał Mai cierpienia. Był przekonany, że taka rana, jaką by jej zadał trudnym wyznaniem, by się u niej nigdy nie zagoiła. To musiało zostać tajemnicą. Jego sumienie przyjmie wszystkie spadające na niego co pewien czas ciosy (zawsze kiedy pomyśli o Annie), ale on da sobie z tym radę.

 

EPILOG

 

Przez chwilę jakby miał omamy węchowe.

Wcześniej - chwilę przed wyjazdem, był przekonany, że Anna znowu celowo go drażni i nadal stosuje tanie triki, ale teraz, zapach Anny jakby stał się intensywniejszy, a w samochodzie był tylko on i Maja. 

- Co to za zapach? Czujesz? - zapytał, skupiony na poszukiwaniach jego źródła i szybkiej odpowiedzi. 

- Ten? - powąchała obnażone ramię i przybliżyła je w stronę ukochanego, by  sprawdził. - Ładny? - dopytała, widząc w jego oczach, że znalazł odpowiedź.

- Ten. Ładny - potwierdził jakby skołowany i zaskoczony.

- Dostałam od mamy - pochwaliła się. - Trudno teraz ten balsam dostać, no i jest piekielnie drogi. Kiedyś jej podbierałam... - zaśmiała się na te wspomnienia i dalej opowiadała wesoło, jak to się zakradała do łazienki rodziców, by pachnieć jak mama. Uśmiech nie znikał z jej zadowolonej twarzyczki, bo kilkudniowa wizyta u mamy zdawała się być bardzo udana.

A to chytra suka! Celowo to zrobiła - zaśmiał się gorzko Włodi. Już wiedział, co oznaczał w trakcie pożegnania ostatni uśmieszek Anny. Dlatego tak przenikliwie patrzyła mu prosto w oczy. Widział w nich tryumf. A to on miał prawo go czuć, to on czuł się jak zwycięzca - nie dał się uwieść.

Podstępna suka! Nie wierzę! - krzyknął w myślach, chcąc zawrócić i wygarnąć ciotce wszystko, co myślał o jej sztuczkach. Tak, nawet przy Mai, by w końcu oczyścić sumienie i sytuację.

Jednak wciągając wypełniający teraz wnętrze samochodu zapach, zmienił zdanie, emocje trochę opadły. Przez mgnienie chwili, mierzonej zamknięciem i otwarciem powiek, był w ciemnym pokoju na Mazurach, w sypialni ciotki, w swoim pokoju, w samochodzie ciotki, i jeszcze w szeregu miejsc, gdzie czuł ten sam zapach, tyle że na skórze Anny.

 

Anna, jak młodzi tylko wyjechali, wpadła w dziwnego rodzaju szał. Złość potęgowana była czułymi gestami Włodiego wobec Mai, które widziała w czasie pożegnania. Chciało jej się krzyczeć, a musiała się życzliwie uśmiechać.

Samochód dzieci ledwo opuścił posesję, automatyczna brama się zamknęła, a rozwścieczona gospodyni wpadła do sypialni, nerwowo zerwała z siebie ubranie, każdy skrawek koronkowej bielizny i energicznie wysunęła najniższą szufladę komody. Prawie krzyczała na opornego mężczyznę, wymyślała go od najgorszych, kiedy wciskając w siebie wibrator, uświadamiała sobie, jak mocno go za to nienawidzi i jak bardzo go pragnie.  Masturbowała się bardzo długo.      

 

Samochód z każdą minutą oddalał się od domu Anny, jednak nie można było tego powiedzieć o myślach Włodiego. Myśli Anny też jakby ciągnęły się za pojazdem, niczym przywiązane do niego balony.

26,003
9.85/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.85/10 (40 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Z tej serii

Komentarze (5)

Leszek · 2 listopada 2021

+3
0
O rany, ale niespodzianka. A teraz do czytania.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

emanuelwojdllo · 4 listopada 2021

0
0
Witam cię czyta się jak zwykle przyjemnie 😊 i już nie mogę się doczekać kolejnych części

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

emanuelwojdllo · 4 listopada 2021

0
0
Dzięki tobie moje życie seksualne i męża nabiera pikanterii

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

CichyPisarz · Autor · 5 listopada 2021

0
0
Bardzo lubię ten cykl opowiadań (chyba najbardziej z moich pozostałych) i cieszę się, że ma on swoich czytelników. Nigdy nie traktowałem pisania jak misji, ale teraz to się zastanowię 😉 Żart oczywiście.
Szczerze mówiąc to... nie wiem, co napisać. Że moje opowiadania są czytane, to jest oczywiste, bo widoczne w ogólnodostępnych statystykach, ale że ktoś z tego ma korzyść w prawdziwym życiu (w partnerskich relacjach) to już... poważna sprawa (dla mnie). Nigdy nie patrzyłem na to z tej perspektywy. Dziękuję za ten komplement.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Alu2018 · 6 listopada 2021

+1
0
Dawno tu nie zaglądałam... Dziś po około roku mnie naszło i tu taka niespodzianka. Kontynuacja opowiadania... Aż musiałam przeczytać. Tekst cały czas trzyma w napięciu, już myślałam że się podda .. suka chce, pies musi wziąć... - dobry tekst 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.