Ziemie Odzyskane (II)
17 stycznia 2025
Ziemie Odzyskane
26 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Część trzecia: Nowe obowiązki
23.07.1945
Kolejne trzy dni upłynęły naszym bohaterom na porządkowaniu obejścia i obory, a także eksploracji strychu i piwnic gdzie udało im się znaleźć mnóstwo przydatnych rzeczy po poprzednich właścicielach. Okazało się, że dom pod całą powierzchnią jest podpiwniczony, a z jednego z pomieszczeń wychodził gdzieś zawalony w tym momencie tunel. Adam obiecał sobie, że w zimie gdy będzie miał więcej czasu spróbuje go odkopać. Wczoraj był u nich sołtys, zatroskany czy mają co jeść. Poniekąd miał rację, bo zapasy znalezione w domostwie i to co Adam przywiózł ze Lwowa szybko się kurczyły. Były co prawda owoce w sadzie, ale ileż można jeść gruszki i jabłka. Tak więc kasza, ziemniaki, kapusta kiszona i kilka słoików smalcu były dla nich bezcenne. Włodarz Chrzanowic zaprosił też Adama na targ do Świebodzic odbywający się nazajutrz, gdzie mieli oczekiwać na umówiony transport trzody i jedzenia. Mieszkańcy gospodarstwa poznawali się coraz lepiej. Adam starał się opanować swoje żądze, jednak z marnymi skutkami gdyż każda sesji karmienia Zosi kończyła się dla niego w ten sam sposób, a mianowicie radosnym waleniem konia w spiżarce albo stodole.
Dzień wstał już dawno jednak słońce ani myślało wyjrzeć zza deszczowych chmur pokrywających granatowym całunem całe niebo. Na razie co prawda nie padało, ale złowieszcze nimbostratusy zwiastowały opad w nieodległej przyszłości. Jak na tę porę roku było wyjątkowo zimno i raczej nie zanosiło się na nagłe ocieplenie.
Adam otworzył oczy i ziewnął przeciągle. Chyba spał za długo bo chwilę mu zajęło żeby podnieść się i usiąść na tapczanie. Rozmasował twarz i dopiero wtedy dostrzegł Wandę. Siedziała na łóżku i jak gdyby nigdy nic znów karmiła Zosię wpatrując się w niego z wyraźnym rozbawieniem. Śmieszyło ją, że chłopak za każdym razem reaguje takim zdziwieniem na widok jej walorów.
- O proszę nasz śpioch nareszcie wstał. Wiesz że już po dziewiątej? – Powitała go współlokatorka.
- Nie nastawiłem budzika, a byłem najwyraźniej bardziej zmęczony niż przypuszczałem. – Odparł chłopak starając się za wszelką cenę zbyt nachalnie nie skupiać wzroku na jej piersiach.
- Nie miałam serca Cię budzić. Helcia wypuściła Baśkę do ogrodu, a teraz sprzątają dom z Anią. Jak tylko nakarmię małą dołączę do nich, a ty chyba miałeś złożyć wizytę sołtysowi, nieprawdaż?
- Tak, pojadę do niego za jakąś godzinę, musze przygotować kilka rzeczy na wyjazd. – Odparł.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę! – Powiedzieli razem.
W drzwiach stanęła Hela.
- Ugotowałam kaszę na śniadanie, chodźcie do kuch… – Urwała zaskoczona widząc że matka karmi przy Adamie. Tak się złożyło że dopiero pierwszy raz była świadkiem takiej sytuacji.
- Mamo, to Adamowi wolno patrzeć? Już się nie wstydzisz? – Helena była bezpośrednia.
Adam natychmiast spuścił wzrok z cycków a Wanda odpowiedziała:
- Wstydzę dziecko, ale nie mogę się przy nim krępować. Nie zamierzam go przestawiać po kątach za każdym razem kiedy mała zgłodnieje. Mieszkamy tu razem i musimy wszyscy dostosować się pewnych niedogodności. Na przykład Adam musi spać na tapczanie i nie narzeka. Z resztą on jest dorosły i widok moich piersi nie robi na nim żadnego wrażenia. Nie ma o czym dyskutować.-Zakończyła kobieta.
- Czy ja wiem czy nie robi? -Zaśmiała się dziewczyna widząc walczącego ze wzrokiem chłopaka. – Tak czy siak śniadanie gotowe. – Powiedziała i zniknęła w drzwiach.
- Ja się chyba wykończę. – Sapnął Zbrojny. Odrzucił kołdrę z kolan i podniósłszy się z tapczanu chciał opuścić pokój.
Wanda zatrzymała go słowami:
- Chyba nie zamierzasz tak się pokazać dziewczynkom mój drogi!? – Spojrzała znacząco na spore wybrzuszenie w jego majtkach.
- Przepraszam bardzo. - Westchnął. – Ale skoro ty się przy mnie rozbierasz to ja chyba mogę chodzić po domu w gaciach? Czy to jakaś zbrodnia? Z resztą sama przed chwilą mówiłaś że wszyscy muszą się dostosować do pewnych rzeczy. – Zrobił krok w stronę drzwi.
- Ale to co innego, przecież Ci stoi… tam na dole, a one są młode, nigdy nie widziały… czegoś takiego. Za moment zaczną się pytania typu: „co on tam ma między nogami?” – Kiwała głową z dezaprobatą.
- Z Anią może i masz rację, ale Hela ma już szesnaście lat więc chyba powinna się powoli dowiadywać czym się różni mężczyzna od kobiety i jak to wszystko działa między nimi. Wyobraź sobie, że dziewczyna pójdzie kiedyś do wsi i spodoba się jakiemuś chłopu. A wiesz, że o to akurat trudno nie będzie bo ma urodę po tobie. Tamten nagada jej głupot, zaciągnie na siano, a ona w swojej naiwności i nieświadomości ulegnie. Co wtedy? Dlatego pomyśl nad tym bo o kłopot nie trudno. – Prawił morały Adam.
- Może i masz rację… – Zawahała się… Ale zrobię to na moich warunkach i kiedy uznam za stosowne. A teraz siadaj dopóki, że tak powiem twój stan się nie zmieni.
- Przecież wiesz że się nie zmieni dopóki siedzisz przede mną z gołymi cyckami.
- Ehhh. – Westchnęła kobieta odrywając przy tym małą od sutka z którego pociekła strużka mleka. Wytarła pierś ręką, podciągnęła koszulę, wzięła Zosię na ręce i oznajmiła:
- Ja idę do kuchni a ty… zrób co masz zrobić czy nie wiem… przeczekaj, ale tak nie wychodź. W porządku?
- Niech Ci będzie. -Westchnął chłopak przyznając w duchu rację kobiecie. Dziewczyny faktycznie mógłby zszokować widok jego męskości która aktualnie niemal rozrywała bieliznę. Przeliczył się, członek prężył się dalej, nawet po wyjściu kobiety. Wobec tego ulżył sobie ręką i po nader obfitym jak to było ostatnimi czasy wytrysku niepocieszony poszedł na śniadanie. Kasza wprawdzie wystygła, ale i tak zjadł ją ze smakiem.
Po posiłku zaprzągł Baśkę do furmanki i pojechał do sołtysa. Stary Nawrocki nawet nie krył się z wielką radością gdy go zobaczył. Potwierdził, że udało mu się załatwić wszystko co chciał więc w dobrych nastojach wyruszyli w drogę do nieodległych Świebodzic. Adam pomyślał o tym pulchnym jegomościu który tak wiele dla niego robił. Wolał nie dopytywać o jego koneksje i jak to się stało że został zarządcą miejscowości. Nie chciał też pytać sołtysa kto wyraził zgodę żeby to akurat on – Adam Zbrojny miał niedługo zacząć pracę jako miejscowy agronom. Wiedział, że może nie spodobać mu się to co usłyszy w odpowiedzi o ile Nawrocki zdobyłby się na szczerość. Tuż po wojnie takich stanowisk nie dostawali raczej kryształowi ludzie. Moralne wątpliwości musiały jednak ustąpić wobec faktu, że przecież wziął na utrzymanie cztery osoby i nie mógł ich zawieść…
Coraz silniejszy wiatr począł rozganiać chmury z których o dziwo nie spadła ani kropla wody, a przecież rankiem dzień zapowiadał się deszczowy. Natura zlitowała się tym razem nad Adamem, który pod wieczór wracał do domu zaopatrzony w trzodę, którą stanowiły kury, gęsi, krowa i trzy małe świnie. Na jego furmance podskakiwały też narzędzia różnej proweniencji, podstawowe artykuły spożywcze i ogólnie wszystko to, co na targu wpadło sołtysowi w oko, a co uważał za niezbędne dla młodego gospodarza. Chłopak pytał go ile to wszystko mogło kosztować i zapewnił że odda wszystko po jakimś czasie, ale Nawrocki nie chciał o tym słyszeć.
Adam mijał właśnie zagrodę najbliższą jego gospodarstwu kiedy do wozu podeszła kobieta którą zauważył jakąś chwilę temu. Zwróciła się do niego:
- Szczęść Boże gospodarzu! To pewnie pan zajął tę ostatnią chałupę pod lasem?
- Dobry wieczór, jestem Adam Zbrojny i owszem zająłem, ale nie sam, mieszka ze mną dalsza rodzina. -Zeskoczył z wozu i podał rękę nieznajomej.
- Antonina Gromiło. – Przywitała się kobieta.
Chłopak się jej przyjrzał. Musiała być daleko po czterdziestce, ale pomimo wieku wyglądała bardzo interesująco. Z jej ogorzałej od słońca i pełnej piegów twarzy biła radość a nawet resztki dziewczęcego uroku. Oczy miała zielone a spojrzenie wesołe. Ogniście rude włosy uformowane były w coś to rano albo wczoraj mogło być całkiem ładnym warkoczem. Była dość szczupła ale posiadała też widoczne krągłości. Ubrana była w białą lnianą bluzkę opinającą ciasno duże piersi. Dół garderoby stanowiła kwiecista spódnica. Talia zaś posiadała spore wcięcie co Adam uwielbiał w kobietach. Rozmyślania przerwała mu kobieta:
- Miło poznać, pani od jak dawna w Chrzanowicach? – Zagaił.
- Z miesiąc będzie. Ale ta chałupa co nam dali to ledwo co stoi. Obiecywali coś lepszego a wyszło jak wyszło. A pan widzę to rzeczywiście kształcony agronom bo od razu całą trzodę wiezie.
- No tak się udało jakoś załatwić… – Odparł nieco zawstydzony. – Mówiła pani że przejechaliście, zatem pewnie jest i rodzina? – Zapytał zmieniając temat.
- jno, mój ojciec jest. Stary już ale jeszcze jako tako na chodzie, o siedzi pod chałupą na pniaku.
- Ooooojciec!!!! Pan agronom jedzie, przywitałbyś się. – Zawołała
Adam dostrzegł rzeczywiście siwego staruszka z długą brodą w szerokim kapeluszu machającego do niego laską.
- No. Jeszcze nie taki głuchy. – Roześmiała się kobieta. – No i jest jeszcze Jadźka, moja córka. W tej chwili zbiera jabłka w ogrodzie. Nie będę jej wołać bo i tak nie usłyszy. Szkoda dziewczęcia. Miała mieć ślub w czterdziestym roku, ale ten jej Henio… od razu biedaka trafili we wrześniu jak ruscy przyszli. Mój mąż zginął niedługo potem. I tak w sumie przyjechaliśmy tu bez niczego. A wracając do Jadźki. Takie ładne i grzeczne dziewczę a tak jej szkoda. Już jej dwudziesty piąty rok idzie, a dalej panna. Na wojnie to nie było jak, ale ona nawet teraz kawalera nie chce tylko nadal rozmyśla o tym Heńku. Ja żałobę raz dwa przeżyłam bo ten mój to pijak był po prawdzie i nierób. Ona to co innego. Będzie okazja to się poznacie. – Trajkotała Antonina.
Adam pomyślał, że musi jej bardzo brakować towarzystwa skoro w dwie minuty opowiedziała mu tyle rzeczy. Niepojęte było dla niego, iż po takich cierpieniach ta kobieta ma w sobie jeszcze tyle radości i chęci do życia oraz wesołe usposobienie. Wanda była inna, smutek który w sobie nosiła nawet podczas żartów nie dał się ukryć. Ona śmiała się tylko ustami. Oczy zaś pozostawały nieporuszone. Postanowił powiedzieć coś miłego:
- No jeżeli Jadzia jest tak piękna jak jej mama, to na pewno cudowna z niej dziewczyna. – Skomplementował ją chłopak.
- Oj dziecko… ja piękna? A to Ci dobre, hahaha, jestem starą baba, prawie pięćdziesiątka na karku, chyba sobie żartujesz ze mnie Adasiu. – Zaśmiewała się Antonina lecz Adam zauważył, że ucieszyły ją jego słowa. Kobieta zaś dodała:
- Już z tego wszystkiego po imieniu zaczęłam mówić… ale… może niech i tak będzie. Skoro taki szarmancki jesteś to nie będziesz mnie postarzał mówiąc do mnie przez „pani”. – Uśmiechnęła się zalotnie.
- W porządku, mówmy sobie w takim razie po imieniu. – Adam odwzajemnił ten uśmiech. Pomyślał że z tej Antoszki może być niezłe ziółko. A skoro tak, to zaczął na poważnie zastanawiać się jak też może wyglądać jej córka. Nie miał teraz jednak czasu skupiać się na sąsiadkach.
- Miło było poznać, ale muszę już wracać żeby ogarnąć to towarzystwo. – Wskazał na uginający się wóz i coraz bardziej zniecierpliwioną krasulę.
- A pewnie pewnie, jedź bo niedługo będzie się ściemniać. Pewnie chcesz obrobić się za widoku. Do rychłego zobaczenia Adaś. – Puściła do niego oko i udała się w stronę domu.
Zbrojnemu przeszła przez głowę myśl, że przecież Gromiłowie mogą pomagać im przy gospodarstwie i dzielili by się wtedy tym co zbiorą skoro nie mogą zdobyć swoich własnych zwierząt a i pola pewnie niewiele dostali. Wolał to jednak skonsultować z domowniczkami, w końcu też miały coś do powiedzenia w tej sprawie.
Dochodziła dwudziesta kiedy osobliwy transport zajechał na podwórko przed stodołą. Adam zobaczył, że drzwi do domu się otwierają i Helka z Anką wypadły z niego jak z procy. Musiały wyglądać go w oknie.
- To miłe, że ktoś na mnie czeka. – Pomyślał chłopak. Za nimi wyszła Wanda i z szeroko otwartymi oczami oglądała co też Zbrojny nawiózł pod dom.
- Jezu, jakie Ty musisz mieć układy i Bóg jeden wie dlaczego. – Zafrasowała się kobieta. – Przecież bieda w kraju aż piszczy, ludzie nie mają co do garnka włożyć a tu taki zwierzyniec i kto wie co jeszcze…
- Daj spokój mamusia! – Ofuknęła ja Ania. – Adam jest gospodarzem, musi mieć przecież zwierzęta.
Wanda swoje jednak wiedziała, a naiwność najmłodszej córki paradoksalnie ją bawiła.
Hela zaś pogłaskała krowę za uchem, a ta radośnie potrzepała łbem.
- Jak ją nazwiemy? Może Ruta? – zapytała dziewczyna.
- Może być Ruta. -Zgodził się Adam. – A teraz pomóżcie mi ulokować zwierzęta w odpowiednie miejsca. Wysprzątałyście chlewik i stajnie tak jak prosiłem?
- Tak jest panie naczelniku!. – Hela zasalutowała z rozbawieniem a Ania dodała:
- Same wszystko zrobiłyśmy bo mama tylko cały czas karmi tego małego głodomora.
- Ale za to ugotowałam ziemniaki i brukiew na kolację. – Usprawiedliwiła się Wanda.
- To dobrze się składa, bo trzeba wydoić krowę. Zjemy to sobie ze świeżym mlekiem, a na rano może kury zniosą jakieś jajka. Przywiozłem aż dziesięć niosek i koguta. – Pochwalił się gospodarz. – A to nie wszystko. – Uśmiechnął się tajemniczo. -Uniósł plandekę odsłaniając przy tym pewien pojazd.
- Mamy rower!!! Nauczysz nas jeździć? – Ania rzuciła mu się na szyję.
- Haha się wie! – Przytaknął chłopak podrzucając młodą na rękach.
- Jesteś najlepszy!!! – Zawołała.
- Tylko jej nie upuść bo się połamie. – Burknęła wyraźnie zazdrosna Helena.
Adam przerwał zabawę z Anią.
- Jak Cię złapię to podrzucę wyżej domu! Zaczął gonić wkoło wozu uciekającą Helkę.
- Hola hola, najpierw obowiązki a potem zabawy!. – Wanda krytycznym wzrokiem obrzuciła Adama. Takie harce wydały jej się dziecinne. Jednak sądząc po jego reakcjach na widok głupiego cycka może był właśnie dużym dzieckiem albo dorósł za szybko przez wojnę i teraz resztki dzieciaka się w nim odzywają. Tak rozmyślając wynosiła klatki z kurami za stodołę gdzie miały swoją kwaterę.
Po zjedzeniu kolacji i wykonaniu obrządku, Adam naniósł wody i zagrzał ją na piecu. Wieczór był zimny jak na lipiec, a wszyscy domownicy wymagali kąpieli: one po sprzątaniu, a on po całodziennej drodze, bo przesiąkł Baśką na wylot. Na wsi ludzie kąpali się najwyżej raz w tygodniu w sobotę. Adam chciał żeby kąpiele odbywały się nawet codziennie, gdyż liczył, że przy okazji może nadprogramowo pogapić się na Wandę. Zdawał sobie oczywiście sprawę z tego, że drewna ubyłoby za szybko, a i bieganie do studni z baniakami w tę i z powrotem było dość uciążliwe. Poprzestał więc na takim oto schemacie: w sobotę obowiązkowa balia dla wszystkich, a w tygodniu tylko po cięższych pracach. W inne dni musieli się zadowolić miską z zimną wodą, co i tak było epokowym wręcz postępem jeśli chodzi o wiejskie obyczaje.
- Dobra, woda gotowa. – Nalał ją do balii. – Kto chce pierwszy się wykąpać? – Zapytał Zbrojny.
- Jaaaa! – Zawołała Helka ściągając natychmiast bluzkę i spódnicę. Została w lnianym podkoszulku i majtkach.
- Helka! Na litość boską! – Adam przecież patrzy! – Zgromiła ją Wanda.
- Przecież mówiłaś żeby się nie krępować i że…
- Źle mnie zrozumiałaś, tylko ja mogę się rozbierać przy Adamie, Ty nie! – Wanda przerwała jej tłumaczenia.
- Ale ja tylko do bielizny, nie pokazałabym mu przecież nic więcej mamo!!! – Odpowiedziała Hela.
- A czemu mama rozbiera się przy Adasiu? – Zapytała znienacka Ania.
Adam nie słuchał wyjaśnień wyraźnie zirytowanej Wandy. Skupił się na Helce. Mimo jej młodego wieku musiał przyznać, że wyglądała imponująco. Wcześniej widział jako tako tylko jej tyłek. Teraz stała do niego przodem a opięta ciasno biała koszuleczka na szelkach ledwo odsłaniała zarys piersi. Najwyraźniej młoda odziedziczyła je po matce. Na cieniutkim materiale wyraźnie odznaczały się duże młodzieńcze obwódki wokół sutków. Zaś pomimo majtek dostrzegł ciemniejszy fragment między jej nogami co pobudziło mu krew w żyłach.
- Piękna tak jak i matka. – Skonstatował. Te szerokie biodra, płaski brzuch i pełne piersi. Adam przełknął ślinę, a Hela zauważyła chyba wzrok chłopaka bo zarumieniła się, ale nie zakryła się rękami. Zamiast tego nachyliwszy się nieco sprawdzała temperaturę wody mieszając ręką w balii i nieświadomie trzęsąc przy tym cyckami. Wanda zauważyła jego wzrok kończąc przy tym rozmowę z Anią i popatrzyła na niego wymownie.
- Panu już wystarczy, do widzenia! Zawołam do wymiany wody. – Wypchnęła go za drzwi.
Adam się zaśmiał z tej jej pruderyjności i wyszedł na zewnątrz zapalić papierosa. Korciło go, żeby zobaczyć przez okno czy Wanda nie zostawiła przez nieuwagę szpary w zasłonach, ale powstrzymał się od tego pomysłu. Podglądacz był z niego żaden.
Za dwadzieścia minut zawołała go najstarsza domowniczka.
- Adaaaam! Woda!
Chłopak wszedł do kuchni.
Widok zastał identyczny jak podczas ostatniej kąpieli. Wanda mocowała się z włosami Heli, która mając na sobie jedynie majtki świadomie albo nie eksponowała swój nęcący tyłek. Przy wynoszeniu balii skupił się na nim za bardzo, na co Wanda zareagowała gromiącym go wzrokiem.
Chwilę później wszedł z pustym żeliwniakiem i odnotował, że dziewczyny zniknęły z kuchni. Została sama Wanda.
- Nalej tej wody. – Powiedziała zniecierpliwiona. – Ten baniak waży chyba ze czterdzieści kilo, gdyby nie jego waga, to sama bym sobie poradziła.
- Przecież dla mnie to nie problem. – Odparł Adam.
- Pewnie że nie problem, zawsze możesz sobie popatrzeć na Helkę, co?. – Wyrzuciła.
- Wiedziałaś że wejdę, mogłaś lepiej ją ubrać. – Powiedział lekko zirytowany.
- Myślałam że jest dla Ciebie za młoda. – Wanda jakoś dziwnie się oburzyła.
- Piękno nie ma wieku. – Wysilił się na uśmiech.
- Taaak, w końcu jesteś młodym, zdrowym chłopakiem. Nie powinno mnie dziwić, że masz swoje potrzeby… – Zamyśliła się i rozwiązała sukienkę która opadła na podłogę odsłaniając prawie całe ciało Wandy. Zostały tylko luźne majtki.
Idealna klepsydra ukazała się oczom Zbrojnego. Piersi już widział wiele razy, ale reszty nie. Obrzucił ją chciwym spojrzeniem. Na brzuchu miała wprawdzie kilka fałdek, ale po niedawnej ciąży wydawało się to być normalne. Nie miała za to żadnych rozstępów co akurat już takie normalne nie było. Adam podniósł wzrok na jej twarz.
- Przecież nie karmisz teraz małej… – Zająkał się.
- Skoro tak Ci się podobam, co w moim odczuciu jest nadal niedorzeczne, potraktuj to jako nagrodę za wszystko co dla nas robisz. – Szybkim ruchem ściągnęła majtki odsłaniając kępę kruczoczarnych włosów porastających jej łono.
Okręciła się wokół własnej osi prezentując przy tym masywne biodra z okrągłymi pośladkami odstającymi wyraźnie od ciała, które zafalowały w rytm jej kroków. Miała śnieżnobiałą skórę z prześwitującymi gdzieniegdzie żyłkami. Wszystko to tworzyło obraz spójny i idealny w jego oczach. Adam w życiu nie widział czegoś piękniejszego.
- I jak? – Zapytała zawstydzona Wanda. – Stara baba nadal Ci się znudziła?
- Nie widzę tu takiej, za to stoi przede mną cudowny anioł albo mi się to śni. – Szepnął Adam.
- Nie śni Adam, nie śni. Wcale nie jestem cudowna, ani tym bardziej aniołem. Po prostu nigdy nie widziałeś nagiej kobiety i stąd ten twój zachwyt. – Powiedziała smutno Wanda.
- Nie widziałem, to prawda. – Przyznał ze wstydem chłopak. – Ale to nie zmienia faktu że jesteś najpiękniejszą kobietą jaką znam, w ubraniu czy bez.
Wandę rozczuliły te słowa. Weszła do balii kołysząc przy tym biustem. Adam stał jak słup soli a wybrzuszenie w jego spodniach przybrało rozmiar mongolskiej jurty w którą wpatrywała się Wanda. Chłopak wymamrotał:
- Przepraszam, sama wiesz że nad tym nie panuję, po prostu pójdę jak zawsze…
- Podejdź do mnie. – Przerwała mu.
Chłopak wykonał jej polecenie. Ta podniosła się w balii tak, że całe piersi były teraz widoczne, a Adam zauważył, że jej sutki pod wpływem ciepłej wody już nie sterczały tak jak zawsze.
Wanda za to wyobraziła sobie co musi za każdym razem przeżywać ten biedak kiedy ją widzi. Szczególnie, że wyglądało na to, iż rzeczywiście robi na tym chłopaku wielkie wrażenie. Zaczerwieniła się i popatrzyła mu na krocze, a potem prosto w oczy. Powiedziała wolno i stanowczo:
- Dobrze, zrobię to, ale pod jednym warunkiem. Musisz mi obiecać że nie tkniesz ani Heli ani Ani. Widziałam jak na nie patrzysz. W taki sam sposób jak na mnie. Tego Ci nie zabronię, bo nic im się od tego nie stanie, a ty zobaczysz sobie kawałek młodego ciała i tyle. Nie możesz jednak zrobić nic więcej. Zgoda?
Adam tylko pokiwał głową że się zgadza nie wiedząc za bardzo na co gdy Wanda jednym mocnym ruchem opuściła mu spodnie razem z majtkami. Penis chłopaka wybił się jak z procy i rozkołysał tuż przed jej twarzą. Nie chciała tego przyznań przed sobą, ale ten widok zrobił na niej wrażenie. Może nie był jakiś wielki, ale za to gruby i prosty jak drut. Wanda pomyślała, że choć policzyłaby je na palcach jednej ręki, to był zdecydowanie najładniejszy członek jakiego widziała. Nie spodziewała się po sobie takiej reakcji, ale poczuła, że robi się jej ciepło w podbrzuszu i nie była to bynajmniej zasługa gorącej wody.
- Ale czy ty na pewno…? – Stęknął oblany rumieńcem Adam. Usłyszał tylko: -Ćsiiiii, wszystko jest w porządku…
Na czubku penisa zebrał się tymczasem preejakulat, a Wanda bez zbędnych ceregieli chwyciła go w rękę i zaczęła nią powoli poruszać. Chłopak nie wierzył w to co się dzieje. Zaczął drżeć, gdy kobieta ujęła jego dłoń i przyłożyła do swojej nabrzmiałej od mleka piersi. Po chwili nieporadnego ugniatania zauważył, że była jednocześnie gładka i twarda. Zaskakujące połączenie. Wsunął rękę pod spód jakby chciał ocenić wagę cycka. Był o wiele bardziej cięższy niż się spodziewał. Dotknął palcem sutka, który natychmiast zesztywniał. Wanda cicho jęknęła i natychmiast przyspieszyła ruchy ręki. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Adama przeszedł dreszcz i doświadczył najlepszego orgazmu w swoim życiu. Kobieta zawczasu skierowała czubek penisa w stronę wody, tak aby sperma nie znalazła się na jej twarzy. Kilka potężnych stróżek wystrzeliło wprost na mydliny. Adam aż złapał się balii, bo cała kuchnia zawirowała mu nagle przed oczami. Wanda tymczasem zakończyła kąpiel, wzięła ręcznik którym z grubsza się wytarła. Potem owinęła się nim i ruszyła w stronę sypialni. Odwróciła się na moment do niego.
- Pamiętaj o naszej umowie. Wiesz dlaczego to zrobiłam i niech to zostanie między nami. – Otworzyła drzwi i zniknęła we wnętrzu.
Adam stał tak ze spuszczonymi spodniami i sflaczałym już członkiem. Musiał usiąść na moment żeby zebrać myśli które kotłowały się w jego głowie. Zrobiła to tylko dla córek czy chociaż trochę dla niego? Bo na pewno nie dla własnej przyjemności albo dla zabawy. Ona taka nie była. Zdecydował, że zada jej w końcu pytanie, które chciał zadać już od dawna. Bo jeśli przed chwilą zwaliła mu konia tylko po to, żeby ochronić Helę i Anię to wiedział o jednym. Ta kobieta nie cofnie się przed niczym żeby tylko dziewczynom włos nie spadł z głowy. Chyba coś zaczynało mu świtać…
Chwilę później wszedł do pokoju. Wanda leżała z otwartymi oczami wpatrując się w sufit. Od ściany smacznie spała jej córeczka. Chłopak pomyślał, że to dziecko to anioł. Odkąd przyjechali tylko raz czy dwa zapłakała w noc lecz szybko się uspokajała ssąc łapczywie cyca. Adam zgasił światło i położył się na tapczanie. Nie wiedział za bardzo jak, ale w końcu zaczął rozmowę:
- Nie musiałaś tego robić, wiesz że nie tknąłbym dziewczyn, nie jestem taki. Dlaczego więc?
- Sama nie wiem… chciałam dać Ci coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłeś, a jeśli przy tym zabezpieczyłam dziewczęta to myślę, że postąpiłam słusznie. Widziałam jak się męczysz. Nie uważasz że przyniosło Ci to ulgę?
- Owszem przyniosło, ale wolałbym żebyś zrobiła to w stu procentach z przekonania a nie z obowiązku wobec dzieci.
- Nie masz pojęcia co matka może zrobić dla swoich dzieci… – Te słowa wypowiedziane nad wyraz pewnym i przepełnionym jakąś goryczą głosem odbiły się w głowie Adama echem. Zaczął coraz więcej rozumieć…
- Skoro o tym mowa… miałem poczekać na jakiś dobry moment na to pytanie albo na to, aż sama mi powiesz… Jeśli mieszkamy razem i w najbliższej przyszłości będziemy chciałbym się czegoś dowiedzieć… Wyjawisz mi co się stało z ojcem Zosi?
Odpowiedziała mu cisza a potem głębokie westchnięcie.
- Wiedziałam że prędzej czy później będę musiała Ci o tym powiedzieć. W sumie to poczułam ulgę, że zapytałeś bo zbierałabym się do tego jeszcze długo. Nie jest to dla mnie chwalebny temat, więc chcę to zrobić szybko i prosto, ale musze nazwać pewne rzeczy po imieniu. -Odetchnęła głęboko.
- No więc kiedy przyszli ruscy… – Jej głos się jednak załamał.
- Dowódca oddziału przyszedł domu aby odebrać nam jedzenie. Kiedy zobaczył Helę i moją siostrzenice Marysię… – Tu znowu zrobiła dłuższą pauzę.
- Ten wieprz aż się oblizał na ich widok, a ja dobrze wiedziałam co się święci. Adam… nie myśl o mnie źle, proszę… ale tego dnia obie z moją siostrą dałyśmy mu dupy. Tak po prostu. Zerżnął najpierw Martę, a potem mnie. Przedtem zapewnił, że zadowoli się tylko nami, ale nie wiem czy dotrzymałby słowa gdyby nie wydarzył się cud i wybuchł pożar w jego obozowisku. Zaalarmowany przez swoich ludzi nie miał wyjścia, i chwilę po tym jak nas przeleciał, pobiegł tam i spalił się razem z dwoma innymi. Rano nie było tam już nikogo. Nawet nie posprzątali ich zwęglonych ciał. Niech ich wszystkich piekło pochłonie… W mojej siostrze nie doszedł, za to we mnie owszem i dziewięć miesięcy później urodziła się Zosia. Chciałabym żebyś wiedział, że ani przez moment nie żałowałam tego co się stało, ona nie jest niczemu winna… – Cicho zapłakała.
Adam nie wytrzymał, spodziewał się podobnej historii ale nie takich okoliczności. Z wrażenia aż dzwoniło mu w uszach. Usiadł na łóżku.
- Czy ja Ci wyglądałem chociaż przez moment na tego ruskiego chuja? – Wypalił. – Jak mogłaś… Wstał i już miał wyjść gdy Wanda rozpłakała się na dobre.
- Adaś nie zostawiaj mnie teraz, to nie tak, ja przepraszam… To nie tak jak myślisz, ty jesteś wspaniały… Ja chciałam Ci wynagrodzić… Wziąłeś nas tu nic o nas nie wiedząc, masz wielkie serce… Wybacz mi że przez moment pomyślałam… Chodź tutaj, przytul mnie proszę… Jeśli kiedykolwiek przed ostatnie lata czułam się gdzieś jak w domu to tutaj.
Chłopak dalej stał przed drzwiami.
- Adam, jeśli rzeczywiście coś dla Ciebie znaczę chodź do mnie…
Poruszył się. Nie chciał żeby widziała łzę ściekającą po jego policzku. Otarł ją brzegiem ręki i poszedł do jej łóżka. Było na tyle duże że spokojnie zmieścili się we trojkę.
- Przytuliła się od razu do niego cichutko łkając.
-J esteś tak dzielna Wandziu. Wybaczam Ci i naprawdę Cię podziwiam. Nie wiem co mógłbym dla Ciebie zrobić żebyś poczuła się lepiej.
- Już robisz wystarczająco wiele Adam. Po prostu jesteś.
- Jestem też jednak mężczyzną. Wiem, że zachowuję się jak kretyn w „tych sprawach” bo twardnieje mi za każdym razem gdy widzę Cię nago, ale czasami mam wrażenie, że traktujesz mnie jak czwarte dziecko. Chyba już czas żebym po raz pierwszy przejął inicjatywę.
- Adam o czym ty mówisz? – Wyraźnie się zaniepokoiła.
Wsadził rękę pod jej koszulę nocną i tak jak się spodziewał nie miała majtek. Wsunął dloń między jej uda.
- Adaś nie powinniśmy, nie teraz…
- Ćsiiii. – Tym razem to on ją uciszył. I wysunąwszy rękę spod kołdry wstał i najdelikatniej jak mógł przeniósł Zosię na tapczan. Mała się nie obudziła co Zbrojny uznał za dobrą wróżbę. Wrócił do łóżka.
- Adam co Ty… - Szepnęła niepewnie.
On zaś nie słuchał tych słabych protestów i namacał palcem kępkę włosów między jej nogami. Następnie przesunął się w dół natrafiając na łechtaczkę. Kobieta drgnęła i odruchowo zacisnęła uda. Poczuł jakby jego ręka znalazła się w imadle, ale mimo to poruszał palcem na tyle ile mógł. Pocałował ją w policzek. Wtedy uścisk znacząco zelżał. Wykorzystał moment i przesunął palec jeszcze bardziej w dół natrafiając na lepką wydzielinę. Zdziwił go ten fakt, ale z pijackich opowieści wujka o jego podbojach za sanacji pamiętał, że kobiety właśnie tak okazują podniecenie.
Czyli jest nie najgorzej. – Pomyślał. Wanda tymczasem zaczęła mimowolnie poruszać biodrami. Dziwiła się sama sobie i swojemu ciału, ale ten gówniarz spowodował, że po raz pierwszy od wielu lat stała się mokra. Wręcz ciekło z niej jak z kranu. Jęknęła cicho. Adam za to ośmielony takim obrotem spraw przeszedł do sedna sprawy.
- Teraz ja Ci się odwdzięczę za wszystko. Rozłóż nogi. – Powiedział władczym tonem.
- Skąd w tym chłopaku nagle tyle stanowczości? – Zastanawiała się Wanda, ale dobrze wiedziała, że gdyby nie zachęciła go i zwaliła mu konia jakiś czas temu to nie byłby teraz taki hardy.
- Adam, tylko nie wkładaj mi go tam… Nie możesz… Ja nie chcę, nie jestem gotowa.
- Spokojnie, ufasz mi? Zrobię coś innego, ale teraz rozłóż…
Zmienił pozycje i wsunął się pod kołdrę. Wanda nieśmiało rozłożyła nogi. Czuła, że może mu zaufać. On tymczasem wsadził głowę pod jej koszulę i pierwszy raz w życiu powąchał mokrej od soków cipki i w sumie to jakiejkolwiek innej. Spodobał mu się ten zapach. Intensywny ale mający w sobie coś tak przyciągającego… Chłopak miał użyć swojego języka w taki sposób, że jeszcze kila dni temu wydawało by mu się to abstrakcją. Zaczął delikatnie lizać jej łechtaczkę na co odpowiedziały mu jej stłumione przez rękę na ustach jęki. Poczuł nieco słony smak w ustach ale jednocześnie tak tajemniczy i zakazany, że przyśpieszył trochę a później zaczął zwiedzać inne rejony łona Wandy. Nic nie widział pod kołdrą, ale to tylko odbierało mu resztki wstydu. Smakował ją wnikliwie. Wszystko poza łechtaczką i nie tak obfitym jak myślał owłosieniem łonowym było prawie idealnie gładkie. Za to rozmiar jej kobiecości trochę go zaskoczył, była tak duża i nabrzmiała… Pomyślał, że kiedyś spróbuje przyglądnąć się temu zjawisku przy świetle. Gdy znowu dotarł językiem do górnych partii cipki przyśpieszył znacząco, a kobieta skwitowała ten zabieg kilkoma głośniejszymi westchnieniami i szerszym rozłożeniem nóg. Zaczęła bezwiednie poruszać biodrami w górę i w dół. Zupełnie jakby jednak chciała go w sobie. Gdy odrobinkę zwiększył prędkość pomyślał, że zaraz utopi się w jej sokach wypływających obficie z już dobrze rozwartej waginy. Wprost zapraszała go do środka. Kilka sekund później osiągnął maksymalne tempo pieszczot. Tego już było dla niej za wiele. Przycisnęła jego głowę do swojej kobiecości, wygięła się w łuk a przez jej ciało przeszły dreszcze. Stłumiła jęk rozkoszy która falami przelewała się przez nią całą kiedy przyszedł orgazm, a Adam poczuł jak cała wagina pulsuje szalenie w rytm jakiegoś dzikiego tańca którego natury jeszcze nie rozumiał. Nie przestawał jednak pracować językiem i zaczął sobie trzepać bo wydawało mu się, że za moment eksplodują mu jądra. Ona tymczasem wygięła się jeszcze raz w łuk, tym razem wyżej i jęknęła chyba głośniej niż zamierzała dochodząc kolejny raz, tym razem równo z nim. Poruszyła kilka razy biodrami w gorę i w dół nie odrywając ręki od głowy Adama a następnie opadła bez sił. Poczuła jakby miała za chwilę zemdleć, a jednocześnie tak błogo, że nie chciała aby to uczucie mijało. To była pierwsze tego rodzaju doświadczenie w jej życiu i to od razu z takim finałem, który prawie pozbawił ją świadomości. Pogłaskała go po głowie.
- Gdzie on się tego nauczył? – Pomyślała. – Najwyraźniej instynkt musiał tu zadziałać.- Uznała w duchu.
On zaś zorientował się że chyba wykonał swoje zadanie w miarę dobrze, bo jakiegokolwiek porównania przecież nie posiadał. Wysunął się spod kołdry i przytulił kobietę. Ta wpiła się w niego całym ciałem i wyszeptała:
- Obudziłeś we mnie kobietę po tylu latach… do tej pory te sprawy kojarzyły mi się przeważnie z przykrym obowiązkiem. Dziś było inaczej, ale proszę Cię o jedno. Daj mi teraz trochę czasu. Chcę wszystko poukładać sobie w głowie. Musimy się trochę zatrzymać bo wymyka mi się to spod kontroli.
- Dobrze, będzie jak zechcesz. Teraz ty przejmujesz stery. Zrobiłem to głownie dla Ciebie, ale też trochę po to, żebyś nie myślała o mnie jak o jakimś gówniarzu bez charakteru. Trochę sam się sobie dziwie takiej odwagi, ale przyznasz, że się udało, prawda?
- Udało Adaś, oj udało. I przecież nigdy nie myślałam że nie masz charakteru. Po prostu dużo młodszy jesteś, a ja wiele przeszłam i do dziś myślałam że nie potrafię już czerpać z życia radości. - Pocałowała go w policzek wtulając się w niego bardziej i kładąc mu zgiętą w kolanie nogę na brzuch. – A teraz śpijmy. Po takim wieczorze musimy odpocząć.
Jednak Zosia miała dla nich inne plany na noc bo właśnie zaczęła taki koncert jaki Adam spodziewałby się usłyszeć w wykonaniu jakiejś piekielnej orkiestry potępieńców, a nie półrocznego dziecka. Zdecydowanie za wcześnie porównał ją do aniołków…
Jak Ci się podobało?