Ziemie Odzyskane (I)
14 stycznia 2025
Ziemie Odzyskane
26 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
ManiekPewex
Część pierwsza: Podróż
16.07.1945
Wóz dygotał w koleinach już dobre cztery godziny a Adama ogarniała powoli senność. Sam nie wiedział czy przed upał, który od jego wyjazdu kilka dni temu ze Lwowa nie zelżał ani grama, czy dlatego, że nie mógł zasnąć zeszłej nocy atakowany z każdej strony przez tych małych krwiopijców. Dopiero dochodziło południe, ale żar lał się z nieba niemiłosiernie. Baśka jednak dzielnie brnęła przed siebie jakby dobrze wiedziała dokąd jadą. Poczciwe zwierzę zarżało radośnie kiedy dojeżdżali do stacji kolejowej.
- Znowu to samo. – Pomyślał woźnica kiedy ujrzał tych wszystkich nieszczęśników koczujących na samym dworcu i wokół niego. Zastanawiał się od kiedy tu tkwią. Takich składów widział po drodze wiele i za każdym razem przeklinał w duchu a to na władze a to na Hitlera a to na Stalina i tak na przemian. Kiedy mijał to godne pożałowania skupisko, zauważył poruszenie w pobliskich krzakach. Młoda dziewczyna, na oko kilkunastoletnia wypadła z gąszczu dzikiego bzu prosto pod jego konia. Klacz prychnęła ostrzegawczo i natychmiast się zatrzymała.
- Gdzie masz oczy panienko? – Adam warknął na intruzkę.
- Przepraszam, byłam za potrzebą i tam był pies… uciekałam… i… – Zaczęła się tłumaczyć łapiąt przy tym łapczywie powietrze. Dopiero teraz chłopak jej się przyglądnął. Miała długie ciemne włosy upięte w warkocz, który widać było ze od dawna nie widział wody, jasną cerę, ciemne oczy i wąskie usta. Figury ocenić za bardzo nie mógł bo ubrana była w wyciągniętą sukienczynę, która pewnie kiedyś była niebieska, ale teraz miała na sobie wszystkie kolory brudu jakie można sobie wyobrazić.
- Gdzie twoja matka? – zapytał. – Powinna pójść z tobą, tu jest dużo ludzi i nie każdy ma dobre intencje.
- Mama pilnuje Zosi i Ani, moich sióstr – odparła.
- A ojciec?
Tu dziewczyna wyraźnie spochmurniała.
- Zginął jeszcze w 1939 roku, na samym początku wojny – szybko wycedziła.
- Długo tu jesteście?
- Cztery dni.
- A dokąd jedziecie?
- Nie wiem, do jakiegoś Waldenburga chyba, mamusia tak mówiła.
- Kurwa mać – zaklął w duchu Adam wiedząc od wujka, że w Walbrzychu (niem. Waldenburg) ludzie czekają po tygodniu na kwaterunek a i to nie wszystkich udaje się upakować w to co ocalało z tkanki miejskiej. Miały tam pewnie ze trzy dni drogi pociągiem, ale kto wiedział kiedy w ogóle ruszą z tej wiochy. I te czarne oczy wpatrujące się w dalszym ciągu a to na niego a to na Baśkę a to na wóz… Coś przemknęło mu przez myśl, szkoda mu było tej zabrudzonej dziewuchy.
- Przyprowadź matkę, chcę z nią porozmawiać.
Widząc spłoszony wzrok młodej dodał:
- Nie poskarżę na ciebie, nie martw się.
Dziewczę się trochę rozchmurzyło, kiwnęło głową i poszło w stronę dworca a warkocz obijał się w prawo i lewo od jej pleców.
Sam nie wiedział dlaczego to robi a w zasadzie za chwilę zrobi. Oczywiście o ile jej rodzicielka nie okaże się nawiedzoną dewotą z roszczeniowym podejściem do życia, a wbrew pozorom i w takich miejscach nie brakowało podobnych person.
Kiedy tydzień temu obchodził swoje dwudzieste siódme urodziny nie przypuszczał ze znajdzie się na tym zapomnianym przez Boga zadupiu. Jednak musiał przyznać że propozycja wujka Stefana była jedną z tych, które albo nie przyjmiesz i będziesz żałować całe życie albo przyjmiesz i będziesz żałować bardziej, ale jeszcze o tym nie wiesz. I gdyby nie to że wuj uratował temu komuchowi życia na wojnie i nie dostałby w ramach wdzięczności przydziału na dom pod Wałbrzychem oraz posady agronoma dla siostrzeńca, i gdyby nie to że rodzice Adama uciekli do Ameryki jeszcze przed wojną a on kończył studia i nie pojechał z nimi, to nie siedziałby teraz na rozklekotanym wozie z całym swoim dobytkiem. Zycie pisze różne scenariusze, a Lwów i tak dostali ruscy więc co miał do stracenia.
Z zamyślenia wyrwał go widok nadchodzącej rodziny. „Warkoczównę” poznał od razu, była na przedzie razem z siostrą, obie tachały wielkie torby, a za nimi szła matka, która trzymała na rękach maleństwo będące zapewne tą drugą siostrą. Chłopak zlustrował kobiety. Najstarsza z nich go zaskoczyła, spodziewał się starego pudła o odpychającej aparycji a zobaczył wprawdzie nie najszczuplejszą, ale piękną kobietę o rysach podobnych do córki i identycznych włosach. Biła z niej duma i taki wyraz oczu jakby przeżyła siedem żyć, to było ósmym ale już nie chce więcej i to będzie ostatnie. Ciężko było powiedzieć ile mogła mieć lat, rozstrzał był duży. Od umordowanej życiem 35-latki do opierającej się upływowi czasu 45-latki. Adam skłaniał się ku tej drugiej opcji. Figury i tym razem nie mógł ocenić przez za duże ubranie i tobołek z dzieckiem, poza tym, że była nie to że gruba, ale większa od normalnych zabiedzonych po wojnie kobiet. Mógł to być rezultat niedawnej ciąży. Jej średnia córka była inna, miała blond włosy do ramion, wydatniejsze wargi, niebieskie oczy i tym razem chłopak dojrzał w końcu zarys piersi, wprawdzie chyba niewielkich, ale dość dobrze widocznych bo górę od sukienki miała wyraźnie za ciasną. Co ciekawe wydała mu się młodsza od „warkoczówny” pomino obfitszych kształtów. Za to jedno miały wspólne: niewiarygodnie ubrudzone ubrania, twarze i gdzieniegdzie zlepione włosy. Chłopak nie miał wątpliwości że od dawna nie widziały szarego mydła i wody przez tych pojebów którzy pakują ludzi w te piekielne węglarki i wiozą przez cały kraj jak bydło. Coś co w nim pękało od jakiegoś czasu rozjebało się w drobny mak. Podjął ostateczną decyzję.
- Chciał Pan ze mną rozmawiać. – Jej głos był dźwięczny, dość niski, ale ładnie brzmiący.
- Tak, pani córka powiedziała że jedziecie do Waldenburga, czyli po polsku Wałbrzycha. Wiem od wuja, że ciężko tam z kwaterunkiem, a nie wiadomo kiedy się stąd ruszycie. Mam przydział na dom 10 kilometrów od miasta, będę pracował w Teusdorfie jako agronom. Jak pani widzi jadę sam, oferuję podwózkę i przeczekanie u mnie dopóki nie dostaniecie kwatery w mieście. Aha, nie przedstawiłem się, jestem Adam Zbrojny, mam dwadzieścia siedem lat i jestem ze Lwowa.
Kobieta stała jak wryta i wpatrywała się w niego tymi swoimi ciemnymi smutnymi oczami jakby chciała wwiercić mu się w mózg i zobaczyć jakie ma zamiary i czy jest godzien zaufania.
- Wie pan, będziemy tu jeszcze stać co najmniej tydzień… ale my się nie znamy, nic o panu nie wiem, musze dbać o dzieci… ja…
Adam sięgnął do kieszeni i wyjął kopertę.
- Proszę, to moje dokumenty i list polecający. Przekona się pani że mówię prawdę i naprawdę nie mam złych zamiarów. Chcę tylko pomóc i właśnie, musi pani dbać o dzieci Chcecie tu koczować jeszcze tydzień? Ze mną dojedziecie w góra trzy dni, a pociąg nawet jeśli w końcu ruszy to będzie jeszcze stał na pewno po parę dni we Wrocławiu i Świdnicy bo wszędzie tory poniszczone.
Kobieta patrzyła a to na dokumenty a to na niego.
- Ale to będzie kłopot… ja nie mam jak zapłacić… nie mamy pawie nic. Dziewczyny milczały ze spuszczonymi głowami.
- Gdyby to był kłopot to nie proponowałbym takiego rozwiązania, no niechże pani popatrzy na córki. Brudne, zmęczone, pewnie też głodne… W domu uczyli mnie żeby pomagać jak kto potrzebuje, niech się pani nie da więcej prosić.
Matka popatrzyła na niego trochę innym wzrokiem. Widać było, ze chyba się przełamała.
- Wanda Osiecka. – Popatrzyła mu nieśmiało w oczy i podała rękę, zadziwiające było to jak jej skóra była delikatna pomimo trudu życia i wieku. Zbeształ się w myślach za tą ckliwość i zapraszającym gestem wskazał wóz.
Usiadła obok niego na przodzie a dziewczyny z malutką siostrą usadowiły się na tyłach wśród jego pakunków.
Przez pierwszą godzinę jechali w milczeniu a Adam skupiał się na tym żeby wybić Baśce z głowy skubanie trawy z poboczy.
- No gdzie gadzie stajesz, na takie dobroci będzie czas wieczorem, zachciało się ziółek co pięć metrów.
Albo mu się wydawało albo zobaczył delikatny uśmiech w kąciku jej ust.
- Przepraszam, że tak prosto z mostu, obawiała się pani jazdy ze mną bo mnie nie zna, ale ja też was nie znam. Jedyne czego się dowiedziałem to jak się pani nazywa i że ma trójkę dzieci, chciałbym się dowiedzieć się czegoś więcej.
Odchyliła głowę do tyłu.
- Jestem starsza wiec po pierwsze skończmy z tym panowaniem i paniowaniem, mów mi Wanda.
- Przede wszystkim to ja mam pytanie, czemu tak Ci zależało żeby nas zabrać?
- Dobrze, mówmy sobie po imieniu, jeśli mam być szczery to wasz wygląd po tylu dniach tułaczki i widok tego niemowlaka zdecydowały.
- Litościwyś. – Roześmiała się szczerze. – To Zosia, ta najmłodsza, ma pół roku. Ania trzynaście, Helcia szesnaście a ja…- zawahała się a on popatrzył na nią znacząco.
- No cóż czterdzieści jeden wybiło mi w maju. – Zaczerwieniła się, ale od razu zaczęła mówić dalej. Może wstydziła się wieku? Adamowi wydawało się że jej córki były młodsze, ale brud i to co przeszły musiał zrobić na nim takie wrażenie.
- Mój mąż zginął na samym początku wojny w bitwie pod Wizną. Mieszkaliśmy pod Tarnopolem, tak przed jak i w czasie wojny. Leon miał zakład stolarski i nie można powiedzieć, że źle nam się powodziło. To szaleństwo wszystko zmieniło. Ledwo przeżyłyśmy w naszym domku te 6 strasznych lat, a dwa miesiące temu wszystko się spaliło od pioruna. Mieszkaliśmy na kupie u siostry, ale ona ma męża Ukraińca więc pozwolili im zostać, nam nie. Nawet nie wiedziałam do końca gdzie jedziemy, dopiero pod Opolem ktoś rzucił plotkę że chodzi o Waldenburg.
- Przeszłyście przez piekło jak my wszyscy. – Odpowiedział łagodnie. – Ja gdyby nie wujek skończyłbym najpewniej z kulką w głowie gdzieś u ruskich bo jestem po studiach. Wzięli mnie do armii, ale jeszcze przed pierwszymi walkami spadłem z konia i można powiedzieć że bestia uratowała mi życie. To, że tu jestem zawdzięczam tylko i wyłącznie rodzinie od strony matki. Wuj jest niestety komunistą, cudem wszystko to poskładał, ale gdyby nie on ani ja ani wy nie siedzielibyśmy na tym wozie z nie taką znowu najgorszą perspektywą na najbliższy czas.
Rozmawiali tak niezobowiązująco jeszcze długo, ale Adam nie miał odwagi zadać chyba najbardziej oczywistego pytania w tej sytuacji. Kto do cholery był ojcem Zosi…?
Wieczorem stanęli na skraju lasu gdzie Zbrojny rozpalił ognisko i wrzucił do niego od razu kilka ziemniaków. Nie bał się grasującego tu Werewolfu. To znaczy o siebie się nie bał, coraz bardziej martwił go los kobiet które wziął pod opiekę. Dla własnej ochrony miał VIS- a z 1935 roku, był najlepszym strzelcem z swoim oddziale, ale czy tym pistoletem obroniłby wszystkich przy przewadze liczebnej wrogą? Siedzieli wszyscy przy ognisku, gdy z jego myśli wyrwał go płacz Zosi. Ania która się nią opiekowała spojrzała wymownie na matkę i przekazała jej niemowlę.
- No tak pora karmienia. – Stwierdziła Wanda. Już miała rozwiązać sukienkę gdy przypomniała sobie o Adamie. – Mógłbyś się odwrócić?- Zaczerwieniła się.
Chłopak wzdrygnął się jak oparzony i czym prędzej wykonał polecenie.
- Tak ja… tego… noo, niech je sobie grzecznie. – Powiedział zakłopotany.
Prawda była taka, że pomimo swoich dwudziestu siedmiu lat, jedyne cycki jakie widział w życiu należały do jego ciotki, która często w soboty po kąpieli przewiązywała ręcznik tylko na biodrach nie licząc się z tym co musiał przeżywać 16- 17 latek widząc dwa dorodne cyce kołyszące się w rytm jej kroków. Wstydził się tego, że mu sztywnieje wtedy na dole, ale nic nie mógł na to poradzić. Później skupił się na studiach i nie w głowie mu były dziewczyny. Potem przyszła wojna i to już całkowicie wybiło mu z głowy myśli o kobietach.
- Już możesz. – Powiedziała Wanda, a Adam odwrócił się do ognia wyrwany ze swoich myśli. Porozmawiali jeszcze chwilę, a później poszli spać wycieńczeni trudami dnia. Chłopak tej nocy spał jak dziecko. Wydawało się, że nawet komar wielkości wróbla nie uniemożliwiłby mu zaśnięcia.
Rano zapakowali się na furmankę i ruszyli w dalszą drogę która upłynęła już spokojnie. Poza tym, że Adam musiał walczyć z sobą aby nie zerknąć chociaż na chwilę na karmiącą Wandę.
W końcu był tylko facetem i obecność przeciwnej płci zaczęła być dla niego odczuwalna i to w sposób dla niego dość niekomfortowy, czego nie chciał przyjąć do wiadomości. Uznał że strzepanie się w krzakach załatwi sprawę i w sumie tak było do przyjazdu na miejsce dwa dni później.
Część druga: Ich nowy dom
19.07.1945
Po przyjeździe do wsi Adam podjechał od razu do sołtysa, przedstawili się sobie:
- Adam Zbrojny
- Tadeusz Nawrocki
Chłopak od razu wręczył mu list, chwilę porozmawiali a widząc radość włodarza z jego przyjazdu odebrał klucze oraz instrukcje dojazdu do jego nowego domu. Na odchodne starszy mężczyzna zwrócił się do niego:
- Masz szczęście, miałem Cię obywatelu zakwaterować w innym miejscu, ale przedwczoraj wysiedlili małżeństwo Niemców z ostatniego domu we wsi, trochę oddalonego od pozostałych. Może nie jest wielki, ale ziemi najwięcej. Warunki pierwsza klasa. Na razie się rozgość, a po niedzieli przyjedź to załatwimy papiery na trzodę. W domu powinno zostać wszystko po szkopach, nikt nie zdążył jeszcze niczego ukraść. Werewolf pogonili stąd już w zeszłym miesiącu więc będziesz bezpieczny. A z kim to przyjechałeś? Stefan nie wspominał że będzie was więcej, albo zapomniał?- Zapytał zaintrygowany sołtys.
- To moja dalsza rodzina od strony ojca, wujek ich nie zna a odebrałem je z Kielc. Będą na razie mieszkać ze mną dopóki nie znajdą im kwatery w Walbrzychu. – Skłamał chłopak.
- A no to pewnie pewnie, dużo roboty w gospodarstwie będzie to pomogą, w końcu trzy baby hehe, no co Ci powiem, sam to byś się zajebał na tych polach. – Zaśmiał się rubasznie.
Pożegnali się i ruszyli wąską drogą w stronę lasu i ostatnich zabudowań we wsi. Pokonali jeszcze dwieście metrów od ostatniej zagrody i w końcu go zobaczyli.
Dom nie był rzeczywiście duży, tynk gdzieniegdzie odpadał ze ścian odsłaniając rdzawoczerwone cegły, a i dach nie sprawiał wrażenia, że przetrwa większą nawałnicę bez strat w dachówkach. Za to stodoła prezentowała się okazale. Chłopak odnotował nienaruszone zapasy słomy, siana, a nawet zboża co Adam uznał może nie za cud, ale pomyślał że sołtys Nawrocki chyba rzeczywiście musiał czuć do wujka Stefana wprost bezgraniczną wdzięczność skoro wszystko faktycznie było nietknięte. Dużym plusem było to, że działka była ogrodzona. We wsiach pod Lwowem chłopi mogli tylko pomarzyć o takich wynalazkach. Zamek w drzwiach cicho brzęknął, ciężkie dębowe drzwi zaskrzypiały a Adam zapraszającym gestem wskazał kobietom wnętrze.
Wszyscy zaczęli eksplorację nowej siedziby. W środku, w dość dużej sieni stała wielka szafa i wisiało zakurzone lustro w zardzewiałej ramie. Podłoga wydawała się zdrowa co z zadowoleniem odnotował chłopak. Dalej była duża kuchnia z piecem kaflowym, stołem, krzesłami, kredensem i dwoma kuframi pod ścianą oraz dużym oknem wychodzącym na ogród.
- O Jezusie jak tu ładnie. – Wyrwało się Ance.
- Mamo toż to luksusy. – Wtórowała jej Helenka.
Wanda zaś trzymając w rękach zawiniątko z Zosią zdawała się być myślami zupełnie gdzie indziej a do oczu napłynęły jej łzy. Adam nie wiedział czy to ze szczęścia i ulgi czy z żalu że są tu teoretycznie tylko gośćmi.
Z kuchni wchodziło się do kwadratowej izby w której stało duże łóżko, tapczan, szafa, mały stolik z dwoma krzesłami a na równie zdrowej jak w całym domu podłodze leżał chodnik w kwieciste wzory. Z tego pokoju wchodziło się do jeszcze jednego, mniejszego, gdzie łóżka były dwa tylko mniejsze, ponownie szafa a nawet toaletka. Adam udawał że nie widzi zachwytu na twarzach dziewczyn.
- Adam, to będzie nasz pokój? Mój i Ani? Jak cudnie jak cudnie. – Szczebiotała Helka a Ania położywszy się na łóżku zaczęła płakać ze szczęścia.
- No tak, tu będziecie urzędować. – Zaśmiał się Adam dumny ze swojej decyzji o zabraniu ich tutaj.
Dziewczyny wzięły swoje rzeczy i zaczęły się kokosić w pokoju. Jednak prawdziwe apogeum zachwytów nastąpiło najpierw po otwarciu szaf, gdzie jak gdyby nigdy nic leżała pościel i ubrania po starych właścicielach, a drugi raz po zlokalizowaniu spiżarki gdzie przetrwały słoiki z ogórkami, dżemy, soki i inne przetwory. Adam nie mógł w to wszystko uwierzyć, myślał że mu się to śni. Nawet wzruszona wcześniej Wanda uśmiechnęła się odkręcając słój z kompotem malinowym.
- Dobra dziewczyny, wy zajmijcie się swoimi rzeczami i Zosią, a ja przejdę z waszą mamą do rzeczy ważniejszych. Mówiąc to ruszył do kuchni porozumiewawczo kiwając głową do Wandy.
Przeszli do kuchni.
- Więc tak, dziewczyny zajmą mniejszy pokój, Ty z Zosią większy, a ja przeniosę sobie tapczan do kuchni, może tak być? – Zapytał Zbrojny.
- Ale jak to Ty w kuchni… to twój dom… jeszcze na tapczanie, to się nie godzi… my tu goście przecież… – Wypluwała słowa kobieta kręcąc przy tym przecząco głową.
- No ja nie widzę innego wyjścia, potrzebujecie prywatności, ja się broń Boże nie wstydzę ani ciebie ani dziewczyn, ale nieswojo byście się czuły ze mną w pokoju, a nie mam serca wygnać was do kuchni na tapczan, ja dam sobie radę.
Tego było już za wiele dla Wandy i rozryczała się na dobre. Adam instynktownie podszedł i ją przytulił.
- Nie ma co płakać, przecież to nic takiego, musimy tylko żyć w zgodzie i będziemy sobie gospodarzyć. Trzeba się cieszyć, dość już się napłakaliśmy wszyscy przez wojnę.
- Ty to nam chyba z nieba spadłeś, gdzie ja bym się spodziewała że mnie takie coś spotka choć na chwilę… żyć w takim domu… – Chlipała kobieta odwzajemniając nieśmiało uścisk Adama.
- To jest druga kwestia, otóż możecie tu zostać ile chcecie o ile będziecie chciały i będziemy się dogadywać.
- O Jezu a gdzież by my…
Tego potoku łez chłopak już nie dał rady powstrzymać i wolał ulotnić się na zewnątrz żeby przewiązać Baśkę na bardziej bujne trawy. Po rozmowie z sołtysem doszedł do jedynego słusznego wniosku, że sam nie ogarnie tego przybytku. A to że sobie przy okazji popatrzy na ładne dziewczyny to tylko wartość dodana, może nawet mignie mu jakiś kawałek ciała który nie powinien? – Zbeształ się w myślach za te niedorzeczności, w tej chwili myślenie o dupach i cyckach schodziło na plan dalszy, należało ogarnąć dom i obejście a także zrobić coś co należało zrobić od razu, napalić w piecu, zagrzać wodę i zmyć z siebie brud ostatnich dni.
Adam nalał wrzącą wodę z baniaka, uzupełnił zimną wyciągniętą ze studni i położył przy balii ulokowanej obok pieca szare mydło i ręczniki znalezione przez dziewczyny w spiżarce. Pogoda tego dnia zepsuła się całkowicie. Zaczął lać deszcz i z upalnych 30 zrobiło się nagle raptem 19 stopni więc napalenie w piecu nie posłużyło tylko i wyłącznie do zagrzania wody.
- No, wskakiwać brudasy, która pierwsza?- Zaśmiał się.
Kobiety popatrzyły po sobie niepewnie.
- No już już, wychodzę bo się przecież przy mnie wstydzicie. – Zarechotał głośno co dziewczyny przyjęły z rumieńcami, a Wanda pokręciła tylko głową z ironicznym uśmieszkiem.
- Za dobre byś miał widoki kawalerze. Zaśmiała się Wanda, na co Helka i Anka zaczerwieniły się jeszcze bardziej, a Adam poczuł mrowienie w podbrzuszu i czym prędzej wycofał się na zewnątrz rzucając jeszcze w drzwiach:
- Jak woda ostygnie to zawołajcie, wymienię, bo baniak ciężki, a coś mi się widzi patrząc na to jak wyglądacie, że pójdą ze trzy. Zatrzasnął drzwi czym prędzej widząc lecący w swoją stronę pantofel.
Usiadł na progu w drzwiach wejściowych i po wypaleniu wcześniej skręconego papierosa zasnął.
Obudziło go wołanie.
- Adaaaaam, choooodź, rzeczywiście trzeba tą wodę wymienić!- Wołała Wanda.
Podniósł się i wszedł do kuchni. To co zobaczył spowodowało znajome mrowienie w podbrzuszu.
Ania siedziała na krześle pod oknem opatulona ręcznikiem i kocem. Wanda jeszcze się nie kąpała za to Hela… Stała do niego odwrócona tyłem, a matka próbowała za wszelką cenę rozplątać jej warkocz. W końcu mógł ocenić jej figurę bo dziewczyna była bez góry ubrania i chociaż ręką zasłaniała piersi, to na dole miała tylko podziurawione za ciasne majtki które więcej zakrywały niż odkrywały. Tyłek miała nie najmniejszy, szerokie biodra i długie nogi ze zgrabnymi udami co w połączeniu w ogromnym wcięciem w talii i wąskimi ramionami dawało idealną figurę gruszki. Adam pomyślał że macanie tej dupy nie znudziło by go do końca świata i jeden dzień dłużej. Wanda zauważyła chyba na co patrzy chłopak bo zgromiła go wzrokiem.
- No, Adaś, rusz się z tą wodą, a ty Helka mogłaś wziąć majtki jakieś inne, a nie pół dupy Ci widać. Chłopu oczy zaraz wypadną. Adam splamił twarz ogromnym rumieńcem, Helka jeszcze większym ale tego chłopak nie mógł dostrzec. Za to Ania rozbawiona całą sytuacją śmiałą się z Heli.
- Hahaha Adaś Ci się patrzy na tyłek a mi nie bo wzięłam koc, a ty nie boś głupia hahaha.
- Jędza. – Syknęła przez zęby Helena.
- Dość tego dziewczyny, z resztą Adam już skończył i ja na szczęście też z tym warkoczem. Teraz do pokoju suszyć się, weźcie Zosię a matka w końcu wymoczy obolałe kości.
Lipcowe słońce, które pod wieczór przegoniło deszczowe chmury powoli chowało się za horyzontem, zaś świerszcze cięły swoje miłosne serenady tak, że z trudem można było dosłyszeć radosne rżenie Baśki z drugiego końca ogrodu. Adam sunąc po mokrej jeszcze trawie w stronę studni zauważył że zasłony w kuchennym oknie są zasłonięte. – No nie dziś kolego. – Pomyślał widząc oczami wyobraźni Wandziną mleczarnię. Znowu skarcił się za podobne bezeceństwa i zaczął opuszczać wiadro w dół betonowych cembrowin.
Po powrocie do domu zawołał z sieni czy kąpiele już skończone. W odpowiedzi usłyszał:
- Nie jeszcze, ale wejdź.
Zaskoczony otworzył drzwi i zobaczył Wandę wyłożoną w balii z szeroko rozłożonymi rękami i głową odrzuconą do tyłu. Mydliny utworzyły na powierzchni wody warstwę przez którą nie było nic widać. Widać było za to delikatnie dekolt kobiety, wszystko inne było ukryte pod powierzchnią.
- Mógłbyś mi nalać trochę gorącej wody?
- Jasne. – Zbrojny wziął baniak o i mało co go nie upuścił widząc jak Wanda podnosi się lekko odsłaniając nieco większy dekolt. I tym razem nie dojrzał jednak absolutnie niczego więcej, lecz wyobraźnia robiła swoje. Widząc jego rozmarzony wzrok i trzęsące się ręce podczas nalewania wody jego towarzyszka chciała rozładować atmosferę.
- Co Ty Adaś cycków nigdy nie widziałeś? Bo świdrujesz te mydliny tak, że chyba w końcu same się rozejdą- Uśmiechnęła się ironicznie.
- Widziałem widziałem, tylko dawno i… a z resztą. – Odparł Adam stawiając baniak na podłodze i oddalając się czym prędzej z kuchni.
Wracał do domu godzinę później po ogarnięciu kilku rzeczy w oborze, zamknięciu Baski i zimnej kąpieli w drewnianej dzieży ustawionej obok stodoły. Nie chciało mu się czekać na wolną ‘‘łazienkę’’. Zrobiło się już prawie zupełnie ciemno, a świerszcze zaatakowały swoim jazgotem ze zdwojoną siłą. Zauważył że zasłony w kuchni są odsunięte a w środku pali się żółtawe światło starej żarówki. Elektryczności się tu nie spodziewał, a jednak. Towarzysze elektrycy widać szybko uporali się z naprawą linii i ponownym uruchomieniem elektrowni. Wszedł do domu i udał się do pokoju który miała zajmować Wanda.
- Pomożesz mi przenieść tapczan? Zapytał ostrzej niż zamierzał.
- Adam, przecież jesteśmy dorośli, możesz tu spać, to twój dom, przecież się nie pogryziemy. Nooo, chyba że będzie Ci przeszkadzał płacz Zosi to wtedy porozmawiamy, a na razie chodźmy spać.
- Sam nie wiem. – Plątał się chłopak. – A nie będziesz się wstydziła?
- Mówiłam, jesteśmy dorośli, nie mam nastu lat jak moje dzieci, przeszłam wiele, wiele widziałam i uwierz mi, nie ma dla mnie żadnego problemu żebyśmy mieszkali w tym pokoju, wiele dla nas zrobiłeś a i tak mam wyrzuty sumienia że będziesz sypiał na tapczanie, może jutro zamienisz się z którąś z dziewczyn?
- Wykluczone. – Odpowiedział. – Wolę spać na twardszym.
- Jak chcesz, twój wybór. – Ziewnęła. – To jak będzie?
- W porządku, będę spał tutaj. – Zdecydował. Wiedział, że nie wygra na argumenty i nie chciało mu się spierać. Bo niby co miał jej powiedzieć? Że liczył na swobodne walenie konia przed snem a teraz albo będzie wychodził albo czekał aż ona zaśnie? Chociaż myśl o tym drugim rozwiązaniu sprawiła, że poczuł znajome mrowienie.
Dopiero teraz Adam jej się przyglądnął. Siedziała na łóżku w luźnej koszuli nocnej białego koloru. Na tyle luźnej że nie można było nawet na oko ocenić rozmiaru jej walorów. Z przodu była wiązana na sznurek jednak dekolt był wąski i nie było szans żeby coś dojrzeć. Włosy miała rozpuszczone, piękne, kruczoczarne, sięgające prawie do pasa i te oczy głębokie jak studnia z której dziś nosił wodę… Po prostu piękna… Wtem zapłakała Zosia, którą dopiero teraz zobaczył leżącą w kocyku obok Wandy.
- Oho, chyba czas na późną kolację, co nie malutka?- Zaśmiała się matka dziewczynki i mała natychmiast przestała płakać.
- Dobra to ja idę, zawołasz mnie jak skończy…
Popatrzył na nią. Coś zmieniło się w jej oczach, najpierw zobaczył napięcie, jakby z czymś walczyła, a kilka sekund później wyraźny spokój i pogodzenie się z decyzją.
- Zostań jeśli chcesz. – Wyszeptała.
- W takim razie już się odwracam.
- Nie musisz. – Te słowa wypowiedziała trochę śmielej.
- Ale to jak, przecież… mogę…- Zaczął się jąkać.
- Adam, trzeci raz mówię, jesteśmy dorośli. Karmię małą kilka razy dziennie i nie będę za każdym razem ukrywać się przed tobą ani wypraszać cię z twoich własnych izb. Nie wiem czy widziałeś kiedyś w życiu cycki, po twoich reakcjach wcześniej myślę, że mogło to być dawno temu albo nigdy, jeśli tak, to teraz w końcu zobaczysz. Nie będę wnikać. Po prostu postaraj się przejść nad tym do porządku dziennego. Aha, widziałam jak na mnie patrzysz podczas kąpieli i mam wrażenie że spodziewasz się nie wiadomo czego, a to tylko cyce starej baby i to jeszcze karmiącej. Więc jak? Tak będzie dobrze?
- Skoro tak chcesz, too dobrze boo…
Nie dała mu dokończyć, rozwiązała sznurek od dekoltu i wyciągnęła z rękawów najpierw lewą później prawą rękę. Teraz ubranie opierało się tylko na jej piersiach których kształt można było już dojrzeć na powierzchni tkaniny. Adam patrzył jak urzeczony kiedy pociągnęła koszulę na dół odsłaniając w końcu to co chciał zobaczyć odkąd się poznali kilka dni temu.
Były ogromne, takie jakich się spodziewał albo i jeszcze większe. Nie jakoś przesadnie obwisłe, jednak ich ciężar dawał o sobie znać. Miała duże ciemne obwódki wokół sutków, a one same sterczały dumnie wycelowane prosto w niego. Dojrzał, że na lewym zebrała się już kropelka mleka która pociekła w dół wijąc się wśród sinych żyłek tworzących swoistą mozaikę wokół sutków. Wszystko to było dobrze widoczne na jej śnieżnobiałej skórze odcinającej się wyraźnie od ciemnobrązowych aureolek. Wanda nachyliła się i wyjęła małą z pościeli a jej biust zakołysał się obijając się o siebie aby w końcu wrócić na swoje miejsce gdy kobieta usiadła znowu prosto. Zosia łapczywie przyssała się do swojego bufetu, a Adam ani na moment nie oderwał oczu od tego spektaklu. Wanda patrzyła na niego oblana purpurowym rumieńcem a on pomyślał że za chwilę rozerwie mu spodnie. Kobieta musiała zauważyć ten namiot bo w końcu przerwała ciszę.
- Widzę że mimo wszystko Ci się podobają, nie spuszczasz z nich wzroku. – Zaczęła nieśmiało.
- W życiu nie widziałem nic piękniejszego,- Odparł nieobecnym głosem.
Przez Wandę przebiegł dreszcz, którego nie czuła już od kilku lat, ale spróbowała wyjść jakoś z tej sytuacji.
- Ale nie musisz się tak cały czas gapić, trochę nieswojo się czuję. – Zaczynała żałować, że się przed nim rozebrała, nie spodziewała się że może podobać się młodemu chłopakowi, albo po prostu nie miał za bardzo wygórowanych oczekiwań jeśli chodzi o kobiety. Pewnie żadnej nigdy nie miał i wziąłby z radością wszystko co się rusza.
Tak jednak nie było. Adam nie zadowoliłby się widokiem byle jakim. Owszem, był prawiczkiem, ale nie desperatem. Wanda naprawdę mu się podobała. Jej twarz, włosy, charakter, piersi, figura, wszystko to razem było nad wyraz spójne i harmonijne a to jak się okazało, było tym czego oczekiwał od kobiety.
- Przepraszam, po prostu ja dawno nie widziałem takich… ogólnie takich nie widziałem. W sensie ładnych. – Plątał się w zeznaniach chłopak. Zaczął spuszczać wzrok ale wytrzymywał tak najwyżej dziesięć sekund a potem znowu patrzył w te cyce jak urzeczony.
Wanda tymczasem zmieniła pierś z której karmiła małą, Adam odnotował, że pomimo łapczywości niemowlaka nie zmniejszyła się tak bardzo jak myślał. Słowo mleczarnia było jedynym które cisnęło mu się na usta.
Kobieta zaś sama nie wiedziała co myśleć. Z jednej strony od jakiegoś czasu mężczyźni kojarzyli się jej tylko z bólem i cierpieniem, z drugiej strony była tak wdzięczna temu chłopakowi za to, że dał im dach nad głową… Czy to dlatego pokazała mu cycki? Nonsens, przecież nie przypuszczała, że tak mu się spodobają, nie miała o swoim wyglądzie dobrego zdania. Uważała się za grubą zapuszczoną kwokę. Jednak tym bardziej podświadomie była wdzięczna temu gówniarzowi, że wygląda tak jakby świata nie widział poza jej biustem. A to z jakiego powodu tak reaguje, czy był wyposzczony czy nie, miało to znaczenie drugorzędne. Trochę nawet śmieszył ją na swój sposób ten jego zachwyt.
- Dobra, koniec przedstawienia, Zosia się najadła. – Mówiąc to, odłożyła dziecko do kocyka znowu kołysząc przy tym piersiami i podciągnęła koszulę na powrót. Spojrzała na Zbrojnego i nie wytrzymała, roześmiała się. Wyglądał jakby był małym chłopcem i ktoś właśnie zabrał mu zabawkę. Ten jakby się ocknął, spojrzał w dół i uświadomił sobie że mu stanął. Wstał z łóżka, zakrył krocze rękami, wybąkał szybkie ‘przepraszam’ i wyszedł z pokoju.
- Adam!!! – Zawołała za nim. – Ja nie z tego przecież, z czego innego się śmiałam. – Wandzie już na serio zrobiło się go szkoda.
On jednak nic nie odpowiedział tylko wyszedł do spiżarki i bezceremonialnie zwalił sobie. Zajęło to może kilkanaście sekund, a orgazm którego doświadczył był jednym z najlepszych w jego życiu. Pomyślał, że gdyby doszedł w lesie, mógłby pozabijać kilka wiewiórek czy sikorek. Doszedł też do wniosku że tryskał dłużej niż walił. Ta myśl go trochę zabolała, wręcz poczuł się jak smarkacz. Chciał być odpowiedzialnym, poważnym młodym mężczyzną, wziął pod swój dach czwórkę ludzi. I co? Zobaczył cycki i nie zapanował nad sobą. Poczuł żal do siebie i na cały świat. Dwadzieścia siedem lat kurwa i prawiczek, jebane studia, jebana wojna, wszystko jebać. Zaklął w duchu, ale zaraz doszedł do równowagi. Ogarnij się chłopie, w sumie nic się takiego nie stało, po prosty na drugi raz tak się nie ekscytuj bo Ci żyłka pęknie. Wziął głęboki wdech i poszedł do pokoju. Wanda leżała przytulona do małej. Popatrzyła na niego zawstydzonym wzrokiem.
- Przepraszam Cię Wanda, nie wiem co we mnie wstąpiło, po prostu dawno nie miałem styczności z kobietami i stąd moja reakcja, co nie zmienia faktu, że jesteś piękna i masz genialne cycki. – Postarał się aby uśmiech który jej posłał był naturalny.
- To ja przepraszam Adaś, nie przypuszczałam że widok tej mleczarni jeszcze może się komuś podobać. I nie śmiałam się z twojego… problemu w spodniach tylko z tego, że kiedy się ubrałam wyglądałeś jakby ktoś zgasił ci światło. Może to był błąd że się przy tobie rozebrałam.
- Ktoś tu dziś mówił o dorosłości, zareagowałem jak normalny facet, zobaczyłem piękne cycki i mi stanął, pewnie tak będzie się działo za każdym razem gdy je zobaczę, ale natury nie oszukam. A ty mną ani moimi reakcjami się nie przejmuj i karm małą przy mnie normalnie. Nie będę ukrywał że chętnie na to popatrzę i musisz mi to wybaczyć.
- Dobrze, jeśli to sprawia Ci to aż taką przyjemność to możesz patrzeć ile chcesz, w końcu chociaż tak mogę się odwdzięczyć za to co dla nas robisz. Wypowiedziawszy te słowa zdała sobie sprawę z tego jak to zabrzmiało.
- To znaczy nie pokazałam Ci cycków z wdzięczności tylko ze względów praktycznych. – Powiedziała to szybko, za szybko.
Adam pokiwał głową ignorując jej rumieniec. Powiedzieli sobie dobranoc chociaż tej nocy długo nie mogli zasnąć.
A księżyc wiszący wysoko nad wiejskim niebem pomyślał czy ta wdzięczność może przybrać w przyszłości inny wymiar…
Jak Ci się podobało?