Zapach plaży (I)
3 października 2024
Zapach plaży
16 min
Czarna chmura nad horyzontem szybko zbliżała się do plaży. Gnana silnym wiatrem straszyła plażowiczów, zmuszając ich do pośpiesznej ucieczki. Uchodzący pośpiesznie ludzie z fascynacją i lękiem spoglądali w stronę morza, gdzie w oddali strugi deszczu tworzyły granatową ścianę. Odchodzili szybkim krokiem ku pensjonatom, ciągnąc za ręce dzieci, taszcząc kosze z prowiantem, okrywając się przed chłodnym wiatrem wielkimi ręcznikami.
Sztorm zbliżający się od strony Helu i zmusił rybaków do powrotu z połowu. W pośpiechu zabezpieczali łodzie i jako ostatni opuszczali plażę.
Ściana deszczu sięgała plaży, gdy młody mężczyzna kończył kotwiczenie ciężkiego brezentu okrywającego łódź. Wbił wielkim młotem stalowy pręt trzymający prowizoryczny dach, upewnił się, że liny są odpowiednio naciągnięte i pośpieszył ku drewnianym barakom.
Tam, wśród sieci, lin i płótna żeglarskiego, skrył się przed goniącą nawałą. Zamknął starannie byle jakie drzwi i zdjął przemoczoną bieliznę. Stare sznury rozwieszone między słupami posłużyły mu za suszarkę. Rozwiesił na nich koszulę, spodnie i mokre slipki. Przysunął pod ścianę pustą skrzynię po narzędziach, przykrył ją walającymi się wszędzie szmatami i usiadł na niej. Nachylił lekko głowę, tak by jego wzrok zrównał się z jedną z wielu szpar między krzywymi deskami i spojrzał na morze i na szary piasek plaży smagany strugami deszczu, na granatowe fale niosące białe grzywy i w czarne niebo, rozrywane od środka błyskawicami, wybuchające w ogłuszającym grzmocie.
Ze swojego miejsca widzi doskonale całą zatokę: port po prawej stronie ze stojącymi w nim wielkimi okrętami, szary zarys klifu w Orłowie i wbijający się w morze Sopockie molo. Dostrzegał cienką linię półwyspu Westerplatte i stojący po przeciwnej stronie kanału, wielki okręt wojenny, który przed kilkoma dniami wpłynął do zatoki.
Cały odcinek plaży na wprost, ku morzu i ten z boku, ciągnący się wzdłuż wydm był w zasięgu jego wzroku. Widział wejście na plaże dla letników i szarpane podmuchami wiatru, gęste krzaki wydm.
Nagle oślepiający błysk i równoczesny grzmot przebił nad nim niebo i powędrował zygzakiem w stronę miasta. Zaskoczony jego siłą, krzyknąwszy z zachwytu, poderwał się z miejsca i oparł dłonie o ścianę i zbliżył oczy do przerwy między deskami, by jeszcze lepiej widzieć cały spektakl.
Spoglądał w górę, wyczekując kolejnej błyskawicy. Wpatrzony w niebo, nie zauważył, że już nie jest sam na plaży. Dwie osoby skulone przybiegły od wejścia, wzdłuż wydm, na tyły jego schronienia. Podbiegły do drzwi i mocno nimi szarpnęli.
Kto to może być?! – pomyślał młody rybak i przywarł ciałem do ziemi, chowając się za skrzynią. Szarpnięto ponownie, uderzono czymś twardym, usłyszał trzask pękającego drewna i drzwi ustąpiły. Rozwarły się na oścież, ukazując człowieka w wojskowym mundurze.
Intruz stanął w progu i rozejrzał się po pomieszczeniu.
– Chodź! Tu będzie dobrze! – krzyknął i wszedł do środka.
Schowany za skrzynią rybak przywarł twarzą do ziemi.
Kim oni są?! Dlaczego tu przyszli? – myślał intensywnie, zastanawiając się, co ma w tej sytuacji zrobić. Żałował, że nie ma z nim szypra, który zawsze wiedział co robić i pomagał, gdy miał problemy. Tłumaczy mu, gdy czegoś nie rozumiał, ostrzegał przed złymi ludźmi i bronił przed tymi, którzy próbowali go skrzywdzić.
Lubił ten barak, lubił przesiadywać w nim, nocować, czuł się w nim bezpiecznie, traktował go jak drugi dom, jak własny pokój, lecz gdy wtargnęli do niego obcy, poczuł strach, skulił się i zapragnął stać się niewidoczny.
Może sobie pójdą? – pomyślał pełen trwogi. – Może chcą tylko coś zabrać i odejdą?
Powoli rozpłaszczył się na ciepłym piasku tuż przy ścianie, położył policzek na ziemi i starając się nie oddychać zbyt głośno, wyczekiwał.
Szalejąca na zewnątrz burza lekko tłumiła dźwięki dobiegające od strony przybyszy. Nie miał odwagi spojrzeć w ich stronę, więc wytężył słuch i nasłuchiwał. Nasłuchiwał i modlił się, żeby go nie odkryli.
Wpierw usłyszał tego, który wszedł pierwszego do baraku – nakazał zbliżyć się drugiej osobie. Potem do jego uszu doleciało jakby, cmokniecie wargami, zaraz potem jedno z nich pociągnęło nosem i usłyszał ponowne cmoknięcie, po którym któreś z nich mlasnęło ustami.
Zastanawiał się, co też tam robią ci dwaj i czemu tak długo zwlekają? Dlaczego nie przewracają skrzyń w poszukiwaniu rzeczy, po które przyszli?
Przylgnął do skrzyni mocno, bał się wychylić i spojrzeć, śmiertelnie bał się, że mogą go zobaczyć i skrzywdzić, więc tylko nasłuchiwał.
Dwoje ludzi rozejrzało się po pomieszczeniu. Stare kosze i skrzynie walały się pod ścianami, z sufitu zwisały ciężkie płótna żeglarskie, na belkach wspierających dach, niczym pajęczyna monstrualnego pająka, rozpościerała się poszarpana sieć rybacka. Pęknięty kadłub drewnianej łódki, lekko przechylony na jedną burtę, wystawał spod sterty połamanych desek i skrawków spłowiałego brezentu. Wnętrze baraku wypełniał zapach morza, suchych wodorostów i tysiąca drobnych muszelek. Całość sprawiała wrażenie dawno opuszczonego i nieużywanego składu, do którego nikt nie zaglądał i zgodnie pomyśleli, że w taką ulewę nie zajrzy tu nikt.
Spojrzeli sobie w oczy. Chwile trwali w niezdecydowaniu i niepewności aż w końcu ulegając zniecierpliwieniu, zaczęli uwalniać guziki z materiału. Pozbywali się mokrej odzieży, nie dbając zbytnio o to, gdzie ją rzucają. Na połamane kosze pod ścianą wylądowała ciężka od wody marynarka. Tuż obok upadła mokra chusta, układając się w kształt węża o ostrych końcach. Niedaleko wiklinowych koszy twardo upadł skórzany pas, a żelazna klamra z napisem „Bóg jest z nami”, wbiła się krawędzią w sypki piasek. Długa suknia w czerwone makami, ciężka od wody wsączonej w jej delikatne włókna, zawisła wpół na burcie łódki.
Nie minęła nawet minuta, a obydwoje stanęli nadzy, naprzeciw siebie. On wysoki, młody kadet szkoły wojsk lądowych w Lubece. Ona, sięgająca mu do ramienia, młoda mieszkanka jednej z dzielnic Wolnego Miasta Gdańsk. Spotkali się zaledwie godzinę temu. Zaczepiła go pierwsza, zaproponowała swoje towarzystwo, a on zgodził się chętnie. Właśnie otrzymał pieniądze z domu, stać go było na wyszukaną rozrywkę, a ona była bardzo ładna. Zaprosił ją na kawę i deser do jednej z nadmorskich kawiarni. Mówił, że to dla niego ważne, dbał o pozory naturalności, starał się prowadzić konwersacje, a nawet próbował zalecać się do niej. Zrobiło to na niej wrażenie i doceniła, że nie potraktował jej jak inni. Przez chwilę poczuła się młoda, piękną, a nade wszystko czysta. W jego obecności nie czuła się kobietą, której zapłacono za usługę, w duchu była mu za to wdzięczną i postanowiła potraktować go specjalnie. Nie mogła mu zbyt wiele dać, poza tym, co musiała, ale zdecydowała, że odwzajemni jego dobroć i podaruje mu coś więcej, niż to za co zapłacił.
Ulewa zastała ich, gdy szli nadmorskim traktem. Biegnąc w deszczu, bulwarem wzdłuż plaży, bezmyślnie skręcili na plażę. Tam spostrzegli rybacki barak i pociągnęła go w jego stronę.
Niepewny, lekko skrępowany wzrok młodego kadeta, szybko uciekł z brązowych źrenic starszej od niego dziewczyny, powędrował na jej usta, zsunął się po szyi i zatrzymał na nagich krągłych piersiach. Ciemne małe brodawki, mocno kontrastujące z bladą cerą hipnotyzowały go, nie mógł oderwać od nich oczu. Ujęła go za rękę, uniosła i położyła w miejscu, gdzie biło jej serce. Młodzieniec zadrżał, oczy błysnęły mu dziko i pożądliwie. Poczuła, jak wolno zaciska dłoń, widziała na jego twarzy radość, ale też ogromne skupienie, jakby doświadczał tej drobnej przyjemności po raz pierwszy i nie chciał nic z tej chwili uronić. Domyślała się, że za chwile stanie się jego pierwszą kochanką i zawstydziła się bardzo, jakby to miał być też i jej pierwszy raz. Patrzyła mu w oczy i dostrzegła w nich uwielbienie, fascynacje, patrzył na nią jak na boginie i … zmyliło ją to bardzo, bo przypomniało o uczuciu, którego tak bardzo poszukiwała, pragnęła za wszelką cenę, chciał posiąść i trwać w nim już do końca świata.
Zbliżyła usta do jego ust i delikatnie pocałowała. Uniósł wzrok, uśmiechnął się, położył dłoń na jej głowie, pogładził czarne mokre włosy, dotknął policzka, szyi, objął za kark i przyciągnął do siebie. Przywarli do siebie w pierwszym gorącym pocałunku. Nie puszczając jej piersi, objął ramieniem i mocno przytulił gorące ciało dziewczyny. Wsunął kolano między nogi, uniósł i oparł na twardym łonie skrytym pod delikatnym owłosieniem. Żar bijący z dziewczęcego łona zagotował w nim krew i rozpalił pragnienie, którego wcześniej nie miał okazji doświadczyć, ani zaspokoić.
Dziewczyna objęła ramieniem barki chłopca, a drugą ręką powędrowała w dół, ku biodrom złączonym w uścisku i męskości opierającym się na jej udzie. Opuszkami palców pogładziła gorącą twardość, ujęła delikatnie i obnażyła nabrzmiałą żołądź. Chłopak drgnął, mocnej zacisnął dłoń na jej piersi. Z ust dziewczyny wydobył się cichy szept zachwytu, syknęła z rozkoszy i spojrzała zamglonym wzrokiem w oczy młodego żołnierza, w błękitne źrenice. Podobał się jej bardzo i z tęsknotą za czymś wielkim patrzyła w jego łagodne rysach twarzy. Miał jasne włosy i długą grzywkę przykrywającą prawą brew. Przez ułamek sekundy pomyślała, że mogłaby się w nim zakochać.
***
Co oni tam robią? – zastanawiał się zlękniony nagi mężczyzna. Spodziewał się, że zabiorą coś, co uznają za warte kradzieży i odejdą. Przygotował się psychicznie na rumor przewracanych rzeczy, trzask rozbijanych skrzyń i rozrywanych zamków, ale zamiast tego słyszał tylko szalejący na zewnątrz wiatr, uderzenia deszczu w ściany i dach. W środku zaś panował zaskakujący spokój. Jakieś mlaśnięcia i sapania, jakby w milczeniu siłowali się z czymś ciężkim. Wydawało mu się, że zdjęli mokre okrycia, nie był tego pewny, ale uznał to za bardzo możliwe.
Zastanawiał się: co zrobiłby na jego miejscu szyper, jak by zareagował w takiej sytuacji? Był od nich starszy, większy od mężczyzny, ale to go nie przekonało i podświadomie zdał się na instynkt, który nakazał mu, nie ujawniać swojej obecności, trwać w ukryciu, przeczekać i pozwolić tamtym zrobić to, po co przyszli.
Nagle usłyszał cichy dziewczęcy jęk, a potem syk wciąganego powietrza i błogie westchnienie. Kobiety nigdy go nie krzywdziły, zawsze dbały o niego i miał do nich pełne zaufanie. Zdobył się na odwagę i uniósł głowę, by spojrzeć ponad krawędź skrzyni. To, co zobaczył, zaskoczyło go i jednocześnie ucieszyło, gdyż w ogóle nie pasowało do strachu, jaki nim władał. Widok dwojga gołych ludzi stojących opodal wraku łódki wywołał w nim uczucie ulgi, a nawet radości, iż nie musi się ich obawiać. Zaraz też pojął, czego był świadkiem i zapragnął być widzem tej sceny. Odszedł lęk i zstąpiła go ciekawość. Zapomniał o wspaniałym widowisku, jakie trwało na zewnątrz baraku. Przestał zwracać uwagę na błyskawice i grzmoty rozdzierające czarne niebo i skupił wzrok na ciałach dwojga kochanków.
Przeczołgał się do drugiej skrzyni i tam, między zwisającym porwanym żaglem a stertą sieci, znalazł dogodne miejsce, by móc dokładnie ich obserwować. Mimo półmroku widział ich dokładnie. Stali do niego bokiem i zajęci sobą nie zwracali uwagi na otoczenie.
Spojrzał na dziewczynę. Czarne długie loki, mokre i zbite, nadal trzymały spiralny kształt. Wątłe ramiona, długie dłonie z drobnymi palcami gładziły plecy mężczyzny, sięgały pośladków, głaskały męskie biodro. Stała w lekkim rozkroku. Ciężko oddychali, jak przy wysiłku lub w gorączce, nierówno i z trudem wciągając powietrze. Wydawali się szczęśliwi, a on poczuł, że chcę być częścią ich radości. Serce przyśpieszyło tętno i poczęło dudnić mu w uszach. Lekki dreszcz, jakby podmuch morskiej bryzy, przeszedł po jego ciele, zjeżył włosy na skórze i ukłuł przyjemnie w podbrzusze.
Nagle dziewczyna odepchnęła kochanka i uśmiechnęła się, zerkając zwężonymi oczami w twarz kochanka. Ręką odsunęła przylepiony do policzka kosmyk włosów, oblizała końcówką języka usta. Stała tak przez chwilę ukazując swoją całą sylwetkę: piękną twarz, smukłą szyję, wąskie ramiona i piersi z małymi brodawkami. Miała płaski brzuch z uroczym dołeczkiem pępka i kształtne biodra, na których widok młody rybak poczuł pragnienie, a te, wzbudzało w nim wstyd.
Spojrzał ponownie w jej twarz.
Jest piękna jak anioł – pomyślał i zaraz się speszył, bo wiedział, że nigdy nie będzie mógł jej tego powiedzieć.
Dziewczyna cofnęła się, spojrzała za siebie, odnalazła dogodne miejsce i oparła pupę o krawędź wraku. Wzrokiem przywołała stojącego przed nią młodzieńca i gdy ten podszedł do niej, rozchyliła uda. Nie pozwoliła mu zbliżyć się zbytnio. Chwyciła dłonią jego męskość, zatrzymując go tuż przed swoimi kolanami. Spojrzała z miłością w błękitne oczy, uśmiechnęła się, udając, że skrywa zawstydzenie i zaczęła masować go. Powoli prowadziła swoją rączkę przez całą długość penisa, od obnażonej główki do jasnej kępki włosów. Bez nacisku i delikatnie, wiedząc, że musi być ostrożna, posuwała się przez całą jego długość. Nie chciała, by zbyt szybko skończył. Czuła, że chłopak nie potrafi w pełni panować nad sobą, że mogłaby go unicestwić już teraz, ale przecież coś sobie wcześniej obiecała.
Położył drżącą dłoń na jej piersi i jak poprzednio, mocno zacisnął, sprawiając jej radość. Uwielbiała takie pieszczoty, lecz nie z każdym mężczyzną i nigdy z klientem.
Ten był inny, dobry i troskliwy, czuła się przy nim jak na pierwszej randce. Nie jak z klientem, a z kochankiem, którego pragnie, a nawet pożąda. Było jej dobrze, błogo i tęsknie i nie pamiętała, czy kiedykolwiek czuła tak wielkie pragnienie do mężczyzny. Nie potrafiła już dłużej czekać. Objęła go za pośladki, bardziej rozsunęła uda i przyciągnęła do siebie. Penis uderzył ją w brzuch, łbem pogładził krawędź pępka i uciekł ku górze. Szybko ujęła go i nakierowała bordowy żołądź na kobiecość. Wszedł w nią gwałtownie, uderzając ciałem w krocze i zadrżał z rozkoszy.
Dziewczyna wydała z siebie rozkoszne – Ochhhh! I mocno objęła nogami biodra wtulone w jej łono. Spojrzała mu w oczy. Zobaczyła w nich szczęście i radość. Męskość tkwiąca w niej, lekko drgnęła. Pomyślała, że zaraz wybuchnie, że nie wytrzyma podniecenia i tryśnie w niej, zalewając nasieniem. Uwolniła go z objęć nóg, wsunęła dłoń między nich i mocno ścisnęła jego prącie tuż przy podbrzuszu. Młodzieniec syknął z bólu, spojrzał z pretensją w oczy dziewczyny, ale zrozumiał. Uratowała go i dała szanse na wielkie zwycięstwo.
Uśmiechnął się do niej, a ona puściła mocny uścisk i pozwoliła, żeby wszedł w nią ponownie. Ujął dłońmi jej pośladki i zaczął się w niej poruszać. Uciekał biodrami między jej gładkimi jak aksamit udami i wchodził w nią, mocno uderzając. Czuł ciepło na swoim penisie, jej wilgotność. Gdy z niej wychodził, zaciskała się na nim, jakby nie chcą go wypuścić. Rozluźniała się, gdy w nią wchodził i uderzał w łono.
Dziewczyna czuła, była pewna, że to jego pierwszy raz, a mimo to była nim zachwycona.
Czymś zasłużył, młody chłopcze na moje uczucie? – pomyślała i przypomniała sobie o restauracji i rozmowie w trakcie spaceru i deszczu, który ich tu skierował. Uwielbiała letni ciepły deszcz i wielbiła to, co robił jej ten młody przyszły oficer. Poruszał się w niej, patrząc przy tym w oczy. To onieśmielał ją, wprawiało w dziwny stan niepewności i zależności od tego mężczyzny. Widziała w jego spojrzeniu uwielbienie do niej, nie udawał, była tego pewna, czuła, że jest z nią nie tylko ciałem, ale i umysłem.
Młodzieniec przyśpieszył, mocniej zacisnął palce na jej pośladkach. Wygiął się do tyłu, twarz napięła się w grymasie. Chciał uderzyć jeszcze raz, nie potrafił się powstrzymać, pragnął zostać w niej do końca, lecz odepchnęła go w ostatnim momencie i pochwyciwszy członka, poruszyła nim kilka razy. Trysnął natychmiast, na jej brzuch, uda i nogi. Chwilę trwał w napięciu, chłonąc paraliżujący mięśnie orgazm, po czym zwiesił głowę i oparł na jej ramieniu. Dziewczyna objęła głowę i mocno przytuliła do siebie. Na jej pierś spadła łza. Nie zauważyła tego. Łzy szczęścia, często są niezauważalne.
Ubrali się, nie patrząc na siebie, jakby zawstydzeni, tym co zrobili i wyszli, pozostawiając uchylone drzwi. Burza odeszła w kierunku miasta, młodzieniec skryty za skrzynią pozostał sam.
***
Zapadła noc. Morze uspokoiło się, a księżyc rozświetlił niebo, kładąc długie cienie od zachodu. Burza pozostawiła po sobie zdewastowaną plaże, która nazajutrz będzie straszyła kępami wodorostów, zardzewiałymi puszkami, czarnymi fragmentami zatopionych przed wiekami okrętów.
Wnętrze rybackiego baraku tonęło w półmroku, skrywając w swym wnętrzu niepotrzebne nikomu graty i nagiego mężczyznę. Okryty ciężkim płótnem, z podkurczonymi nogami i głową wtuloną w ramiona, lekko drżąc, próbował zrozumieć co się z nim dzieje. Zmaltretowane ciało, jak po chorobie, ciężkiej gorączce, nie pozwalało mu się uspokoić. Oczy, mimo że zaciskał powieki, cały czas wracały do tamtych scen. Do momentu, gdy tych dwoje, robili rzeczy, na których widok zrobiło mu się wstyd, ciało zdrętwiało, a członek się wyprężył.
Nie rozumiał tego. Czuł przyjemność, a jednocześnie wstyd. To, co działo się z jego ciałem, było przyjemne, obrazy, jakie zapamiętał, były piękne i nie rozumiał, dlaczego wstyd starał się to zabić.
Zanim zasnął, pomyślał o dziewczynie. Czarnowłosej piękność. Anielskiej istocie. Zamykając oczy, widział jej brązowe źrenice, czarne brwi i rzęsy, które spoglądając w dal, z wolna falowały.
Wreszcie, zmęczony usnął. Zasnął twardym snem, skryty pod wielkim podartym żaglem.
***
Do wnętrza wdarł się lekki podmuch wiatru. Ominął wiszące sieci, skręcił w stronę wraku łódki, zabrał pozostawiony tam delikatny zapach perfum i pognał w stronę skrzyń. Tam obniżył lot i wpłynął pod wielki żagiel przykrywający mężczyznę. Pogładził jego stopy, musnął podbrzusze i wyczerpawszy siły, zatrzymał się między jego ramionami.
Czarnowłosa dziewczyna wtuliła się w jego ramiona. Przyjął ją bez protestu, objął jak ukochaną osobę i wtulił twarz w pukle gęstych włosów. Nagle ciemne pomieszczenie wypełniło się słonecznym blaskiem. Dach zdematerializował się, ściany opadły jak budowle z piasku, skrzynie rozwiały się jak poranna mgła. Błękitne morze lekko drżało, marszcząc się jak jedwabny welon na wietrze. Biały piasek plaży, wcześnie niedotknięty ludzką stopą, otaczał morskie królestwo, ginąc za horyzontem. Drzewa znaczące granice raju niosły ku plaży zapach sosnowej żywicy.
Dziewczyna o czarnych długich włosach wstała, odwraca się do młodzieńca i wyciąga ku niemu ramiona. Przez chwilę zastanawiał się, czy to rzeczywistość, czy może sen, ale szybko porzucił te rozważania. Uznał je za nieważne i bez znaczenia.
Spojrzał w ciemne oczy dziewczyny, jasną twarz i czerwone usta. Chwilę podziwiał krągłe piersi, smukłą talię, płaski brzuch i zaokrąglone biodra, a potem odezwał się, patrząc jej w oczy:
– Czy ty jesteś moim aniołem?
Dziewczyna nie zmieniła wyrazu twarzy, ale uniosła lekko ramiona, dając mu do zrozumienia, by wstał. Zrobił to. Stanął naprzeciw niej i wysunął ku niej dłonie. Drobne raczki pochwyciły go, poczuł ich ciepło, delikatną skórę i zadziwił się, jak miękko objęła jego dłoń. Nagle wygięła ciało w tył, wyprostowała ramiona i zatańczyła wokół niego, biegnąc i zmuszając go, by obracał się wraz z nią. Jej twarz promieniowała szczęściem i pomyślał, że jest aniołem. Była taka jak jej siostry, które czasami odwiedzały go w nocy.
Wirowali tak przez chwilę, patrząc sobie w oczy, gdy nagle dziewczyna pociągnęła go ku sobie. Wpadli sobie w ramiona, usta dotknęły jego warg, piersi oparły się na jego torsie, brzuch musnął brzuch, biodra przylgnęły do bioder.
Poczuł miłość dotąd mu nieznaną i cielesną potrzebę, której nie pojmował.
Dziewczyna uśmiechnęła się do niego.
– Jesteś mężczyzną – szeptała – moim chłopcem.
Patrzył jej w oczy i zaczął wierzyć, że mówi prawdę.
– Jesteś mężczyzn i moim obrońcą – powiedziała, po czym wymknęła mu się z ramion, odbiegła kilka kroków i zatańczyła z rozpostartymi ramionami. Jej czarne loki długich włosów zawirowały radośnie, twarz rozpromienił radosny uśmiech, w oczach zaiskrzyły gwiazdy. Przyglądał się jej z fascynacją, podziwiał i uśmiechał się, czując jej szczęście, które i jemu się udzielało. Zaśmiał się głośno i ona zaśmiała, wciąż wirując w tańcu.
Nagle dziewczyna upadła. Spojrzała ze smutkiem w jego stronę i wyciągnęła ku niemu dłoń.
– Co ci się stało! – krzyknął.
Nie opowiedziała, tylko rozwarła szeroko oczy w przerażeniu i otworzyła usta.
Spróbował podbiec, ale nie potrafił ruszyć się z miejsca.
Dziewczyna chwyciła się za szyje, usta wykrzywiły się w grymasie bólu i upadła twarzą w piasek.
– Nie !!! – krzyknął i sen rozprysł się, pozostawiając w jego sercu ból. Gwałtownie odrzucił przykrycie i usiadł na skrzyni. Serce uderzało mu w piersi. Płuca łapczywie pochłaniały powietrze, a ciało drżało z wysiłku, jakby wykonał ciężką pracę.
– Czy to był tylko sen? – spytał na głos, ale nikt mu nie odpowiedział, więc zadał jeszcze jedno pytanie, tym razem tylko w myślach:
– Czy zdołam ją odnaleźć?
I poczuł, jak bardzo tego pragnie.
Jak Ci się podobało?