Zamek - Fanatyzmy hrabiny Aleksandry (I)

21 czerwca 2012

15 min

Mogłam zostać największą dziwką w Europie, jednocząc w ten sposób wszystkie kraje pod flagą miłości. Lubie jednak wybierać. Jestem dobrze wychowana. Uprawiam ars amandi (sztukę kochania i bycia kochaną). To jedyny łaciński zwrot, jaki utkwił mi w pamięci z czasów szkolnych. Mężczyźni rządzą światem, powiada Biblia, niechże więc rządzą wspólnie ze mną.

Pierwsze doznania zmysłowe zawdzięczam Rainerowi Marii Bachowi, synowi naszego dozorcy. Miałam wówczas siedem lat, on dwadzieścia. Opiekował się mną przez trzy popołudnia w tygodniu, kiedy dziadek mój, hrabia Hans, wychodził. Nasza szlachecka siedziba, dwupiętrowa, z dwudziestoma dwoma pokojami i długą pięćdziesięciometrową galerią, upstrzoną tu i ówdzie okropnymi portretami przodków, zbudzała we mnie stały niepokój. Mogłam oczywiście wezwać moją kuzynkę, piękną Birgit von Gagenbach, która regularnie odwiedzała nasz Schloss (zamek), ale poświęcała ona cały swój czas ostatniej zdobyczy - porucznikowi Halderowi, toteż nie chciałam jej przeszkadzać.

Porucznik Halder, był szczupłym mężczyzną o popielatych włosach, wytwornej sylwetce, świadomym swoich genetycznych przymiotów i męskich atrybutów. Mówię to nie bez podstaw, gdyż przed pójściem do Rainera zawsze podglądałam ich z ukrycia, kiedy oddawali się sobie... Instynktowna ciekawość. Wydawało mi się, że jak na wojskowego, często bywa na przepustkach. Przyjeżdżał dyskretnie małym samochodem lśniącym jak jego długie buty i obdarzał mnie promiennym uśmiechem. Od czasu do czasu wręczał mi ciasteczka i głaskał po włosach. Zadziwiające, z jaką idiotyczną miną defilował przede mną. Jego żołdem była Brigit.

Dobrze czułam się z Brigit, gdyż nieświadomie zaspokajała moją ciekawość, wybierając zamek na miejsce swych schadzek. Przyjeżdżała tu tylko po to, by się pieprzyć. Jedynym celem jej życia było spółkowanie z kimś kolejnym, starannie wybranym. Za to dziadek i ja mieliśmy z nią całkowity, królewski spokój. Jej obecność służyła mi również za piorunochron. W ten sposób bowiem moje własne fantasmagorie znajdowały się poza wszelkim podejrzeniem. W ich oczach pozostawałam jedynie dziewczynką, dziecięcym aniołkiem, ona zaś była zakochaną kobietą. Była urodziwą blondynką o długich muskularnych, ale kształtnych nogach. Mimo szerokich pleców miała wąską klatkę piersiową z jędrnym mięsistym biustem. Zachłanna, gustowała w przygodzie z Halderem, nie odnawiając sobie wszakże ubocznych wyskoków, aby się rozerwać. Z niebieskimi oczami, opaloną skórą, trzydziestoletnia Birgit była jedną z najbardziej olśniewających kobiet swego pokolenia. Krótko mówiąc, pantera Gagenbach nie mogła nigdzie przejść nie zauważona.

W chwili gdy przyłożyłam oko do dziurki od klucza, porucznik Halder pieścił językiem ucho swej narzeczonej. Zadrżała. W ten sposób odkryłam tajemnicę ucha. Nie wywołało to jednak we mnie żadnego skojarzenia erotycznego. Ponownie nachyliłam się do zamka u drzwi małego buduaru, w którym się ukryli. Kuzynka wyciągnęła się na miękkiej kanapie, Halder zaś, na wpół przykrywający ją swym ciałem, nadal filtrował z jej uchem. Ujrzałam rękę skrycie pełzającą od kolana ku górze, unoszącą kwiecistą spódniczkę, rozchylającą uda i zatrzymującą się wyżej, na wzgórku łonowym. Pozwoliło mi to stwierdzić, że kuzynka Birgit - przez niedopatrzenie - zapomniała dziś włożyć majtki.

- Nie, Helmucie! Nie tutaj...

Jej głos był tak słaby jak zawarty w nim protest. Zacisnęła uda nie bacząc, że między nimi pozostała uwięziona dłoń porucznika Haldera. Drugą ręką dzielny wojak jął pracowicie rozpinać wszystkie guziki stanika, który niebawem uwolnił dwie piersi w kształcie gruszek o złocistej barwie. Usta porucznika opuściły ucho Birgit, by zamknąć się na jednej z brodawek, którą zaczął łapczywie ssać. Musiała pachnieć sawanną, piżmem, ambrą, wszystkimi wschodnimi woniami czerpiącymi energię w erotycznej sile Afryki. Byłam wściekła, że Birgit zwarła uda: nie widziałam nic. Sądząc jednak po regularnych skurczach nadgarstka porucznika Haldera, jego palce nie pozostawały nieruchome. Zresztą na moich oczach doszło do dziwnej przemiany: kuzynka Birgit wydawała się roztapiać. Jej uda ponownie się rozchyliły, podczas gdy oczy zamknęły się i wreszcie mogłam dojrzeć frenetyczną ruchliwość palców Helmuta.

- Jesteś wilgotna, kotku - powiedział ochrypłym głosem.

Swobodną ręką szybko pogmerał przy tkaninie spodni naprężonej do granic wytrzymałości i nagle wyskoczyła stamtąd imponująca kolumna białego ciała o nieprawdopodobnej dla mnie długości, celująca w sufit.

Porucznik ostrożnie podniósł się, porzucając wyprostowane jak pochodnie piersi. Ujął rękę Birgit i położył ją na swym członku. Kuzynka na krótko otwarła oczy i natychmiast ponownie ukryła je pod powiekami, jak gdyby oślepiona dojrzanym obrazem. Jej szczupłe palce zacisnęły się na prąciu, przesuwając skórę w dół i ujawniając nabiegłą krwią główkę, pulsującą życiem.

Jak w somnambulicznym śnie jej ręka powtarzała regularny ruch tam i z powrotem. Z głową odrzuconą do tyłu Helmut zdawał się cierpieć, czego nie pojmowałam.

Nagle jego palce zacisnęły się na karku Birgit; przyciągnął jej głowę do siebie. Byłam zdumiona, gdyż kuzynka, zazwyczaj tak niezależna, natychmiast pochwyciła dar w usta, posłuszna jak szmaciana lalka.

- Dalej, zdziro ! Nie przerywaj! - warknął Helmut.

Nie znałam tego słowa, zaszokował mnie. A przecież jej głowa zaczęła się poruszać z regularnością metronomu. Słomkowe włosy, jaśniejsze od moich, spadały puklami, na brzuch Haldera jak niewidoczne liany amazońskiej dżungli.

Trwało to krótko.

Helmut oderwał się od głowy Birgit, ukazując członek, który wydał mi się jeszcze bardziej mistyczny.

Brutalnie przyciągnął ją do siebie i usadził okrakiem. Jego ręka wkradła się pomiędzy oba ciała i moja kuzynka opadła za nim, wbita na twardy pal.

Natychmiast zacisnęła uda na jego biodrach i rozpoczęła nieustającą kawalkadę, której towarzyszyła omdlewająca pieść, przechodząca w przyśpieszone dyszenie, zagłuszone wkrótce przez charkot porucznika Haldera. Przestał pocierać swoją szczupłą długą klatkę piersiową o biust kuzynki. Mimo ciężaru Birgit uniósł się na kanapie i wpijał palce w jej biodra, krągłe i sprężyste.

Przenikało mnie żywe poczucie frustracji, przyprawione odrobiną przyjemności.

Po krótkim odpoczynku ożywili się, bez zmiany pozycji, wymieniając szybkie pocałunki, pieszcząc się wzajemnie, liżąc i głaszcząc. Wydawało mi się to chwilami brutalne. Z ust mej kuzynki usłyszałam niesłychanie grubiańskie słowa:

- Ty świntuchu! Tak, pieprz mnie!

Halder wyraził swą zgodę, gryząc jej szyję i soczyste piersi. Oba sprzęgnięte ze sobą ciała ogarnęły palpitacje. Niespodziewanie, przeniknięty pragnieniem dominacji. Helmut wygiął się w łuk, odchylił do tyłu głowę kochanki pociągając ją za włosy i akrobatycznym manewrem znalazł się nad nią, nie wyciągając przy tym prącia z jej wnętrza. Osiągnięcie, które wskazywało, że mimo pozornej szczupłości był bardzo męski. Rozkrzyżowana baronowa Gagenbach wydawała z siebie krzyk przy każdym jego pchnięciu. Plądrował jej wnętrze, drążył ją tym mocarnym palcem, który odgadłam u niego, za nim dostrzegłam barwę jego oczu.

Jak urodzajna gleba w sposób przyrodzony zasobna, użyźniona nasionami wszystkich swoich kochanków, oczekiwała teraz spermy swego wojskowego, przeobrażonego w enfant terrible. Młody okrutnik walczył z samym sobą - dla niej. Piękny dowód miłości.

Był to niezwykły widok. Patrzyłam zafascynowana i ogarnięta zazdrością. Zazdrością zaprawioną podziwem. Zastanawiałam się, jak przeniknięci żarem zmysłów będą mogli się oswobodzić. Raptem bez żadnego ostrzeżenia wydali jednoczesny krzyk. Przestraszyłam się tego dźwięku, rozdzierającego ciszę zamku. Oboje osiągnęli szczyt rozkoszy, ich ciała lśniły, ogarnięte intensywną mocą żądzy. Tym razem Gagenbach, zwinięta jak żeglarska lina, lizała jego penis, który - gdyby mógł - zawyłby z rozkoszy. Dochodził do mnie prowokujący oddech Haldera. Siedząc przyglądał się lwicy o pośladkach księżyca w pełni. Jego palec wśliznął się do długiej szczeliny. Tknięty podejrzeniem, a może tylko wystraszony swoim zamiarem, odwrócił się do drzwi.

Zlękniona, obawiając się wykrycia, oddaliłam się. Trzymając kurczowo pluszowego misia i różową poduszeczkę, przebiegła przez park wzdłuż stadniny koni i domku mojej guwernantki, Rose - Marie Edelweiss, by szybko znaleźć się w studenckim pokoiku Rainera Marii. Bez zwłoki, dla uspokojenia moich rozlicznych lęków, wsunął mi rękę pod sukienkę i szepnął do ucha słodkie słowa, niezrozumiałe, ale pachnące dla mnie figą, ciepłem jego ciała, jego ciemnej skóry na moich purpurowych policzkach. Kazał mi powtarzać różne świństwa, które - po tylu latach - wydają mi się tak piękne jak wersety z Szekspira.

- Co to znaczy, Rainerze Mario?

- To w obcym języku.

- Nauczysz mnie?

- Naprawdę tego chcesz, meine liebe Graefin? (moja kochana hrabino).

- Tak.

- Zgoda, ale najpierw pocałuj mnie, gdzie chcesz.

Po doświadczeniach z podglądaniem mojej kuzynki i Haldera instynktownie wybrałam usta, ładnie wykrojone, a potem ucho. Językiem spijałam wilgoć jego ust barwą przypominająca truskawkę.

Rozciągał sprężystą tkaninę moich majtek i jego ręka, początkowo chłodna, stawała się gorąca od dotyku moich anielskich ud. Niewypowiedziane pragnienie dwudziestoletniego młokosa do siedmioletniej kobietki. Utrzymana w pozycji dziecka, któremu podaje się kaszkę mannę, delikatnie gryzłam gładka, nie owłosiona pierś chłopca, nie wyobrażając sobie nawet, że schodząc nieco niżej, natknęłabym się na twardy korzeń mężczyzny wśród obfitych włosów i silnych nóg, ozdobionych tym właśnie wspaniałym rożkiem lodów z dwiema kulkami.

Rainer Marie Bach miał niewątpliwy urok. Niewielka ciemna głowa, jeszcze dziecięca, tors chłopięcy, ale reszta najprawdziwsza, solidna, męska. Jedynie jego długie ręce wydawały się pozostawać w stanie poczwarkowym. Jeszcze nie motyl, już nie jedwabnik. Ta zadziwiająca sprzeczność fizyczna nieco później podniecała mnie. teraz całowałam szczupłą pierś niewielkiego chłopca; pragnęłam, by był w moim wieku. Lubiłam przebywać w jego ramionach. Byłam sierotą (moi rodzice zginęli w czasie wojny), a Raini obdarzył mnie tak potrzebnym mi uczuciem i rozwijał potrzebę kochania i bycia kochaną jak prawdziwa kobieta.

Wsuwając palec między moje pośladki, a drugą rękę trzymając pośrodku mych ud, szepnął:

- Mam nadzieję, że nie mówisz nic hrabiemu, Aleksandro ?

- Nie, nie martw się. Dziadek ma swoje sprawy, a ja swoje.

Roześmiał się z ulga.

- Nie bez kozery jesteś hrabiną Aleksandrą. Czy chcesz lizaka?

- O tak, i ciasteczka też.

Przylgnął ustami do mych ust i rozwiązał pętlę moich długich włosów, które złotą falą opadły na ramiona. Natarczywie wpatrywałam się w Rainiego, wiedząc już jakie wrażenie wywierają moje piękne oczy o barwie oceanicznej zieleni. Podczas gdy mocowałam się z lizakiem, wyciągnięta na szerokich poduszkach. Raini zajmował się swoimi podręcznikami medycyny ze znacznie mniejszym zapałem niż naszymi zakazanymi grami. Nie znosiłam, kiedy poświęcał się innym sprawom. Jego pokój znajdował się na strychy. Blask dnia przenikał do wewnątrz jedynie przez facjatkę. W zimie żelazny piecyk wydzielał niewiele ciepła, a na dachy z rzadka gruchały gołębie. Spał w łóżku tak niewielkim, że podobne służyło w moim pokoju pluszowemu misiowi. Raini był spokojny i tajemniczy, bez żadnych nieprzystojnych zamiarów. Powszechnie mówiono o nim, że każdemu przychyliłby nieba. Miałam ochotę zabawić się w lekarza, ale nie śmiałam tego powiedzieć. Na szczęście wpadłam na pomysł.

- Dokąd idziesz Aleksandro?

- Nakarmić kaczki, zaraz wracam.

Świadomie nie włożyłam płaszcza. Powróciłam zmarznięta, prawie sina. Zima w Austrii potrafi być ostra. Przez prawie godzinę, tarzałam się w śniegu. Teraz szczękałam zębami. Na mój widok Rainer Maria zbladł jak ściana. Co powie pan hrabia? Nie dotrzymał przecież danej obietnicy. Nakrzyczał na mnie.

Wcale tym nie przejęta, zaproponowałam:

- Trzeba zabawić się ze mną w lekarza!

Powoli, głaszcząc przy każdej okazji powierzchnię mego ciała, rozebrał mnie. Natarł całe moje ciało oliwą ze słodkich migdałów. Nie wstydziłam się swej nagości. Stojąc posłuszna, czułam jego nos i usta błądzące po mojej skórze. Wdychał zapach oliwy, wciągał go, prawie mnie gryząc. Kiedy się zniżył, pomogłam mu, lekko i ostrożnie rozchylając uda i przedłużając doznawaną przyjemność. Jego lekki, regularny oddech rozgrzewał moje ciało. Wtedy ścisnął ustami wargi mego sromu i długo je całował jak prezent, którego się nie otwiera.

Nachylona nad piecykiem, ogrzewałam ręce, a moje pszenne warkocze drgały na wypukłości pośladków. Jego łaskotki rozśmieszały mnie. Nachyliłam się jeszcze bardziej, by lepiej posmakować tej nowej przyjemności. Zauważył to i nieoczekiwanie chwycił mnie za talię i obdarzył tym razem gwałtownym pocałunkiem między udami. Dyszał. Nie panował nad sobą. Drżące ręce poruszały się po moim ciele; ogarniał mnie słodki żar. Silniej uczepiłam się szyi Rainiego, pełznąc po jego nodze, by wydobyć to, czego od miesięcy nie potrafiłam wyrazić. Wreszcie pojęłam tajemnicę rozkoszy. Jak kotka wsunęłam łapki do jego spodni. Ogarnięty paniką cofnął się, a jego urywany głos uwiązł w gardle. Słyszałam jego głębokie westchnienia. Wystraszyłam się. Może jest chory? Widziałam jego ręce poruszające się na spodniach w miejscu, gdzie krył się członek. Oddychał coraz szybciej. Przerażona zapytałam, popełniając najlepszą w życiu gafę:

- Chcesz, żebym zawołała pogotowie?

Był tak podniecony, że uśmiał się dopiero po chwili.

- Nie, Pueppchen (laleczko), nie jestem chory.

- To dlaczego tak wyjesz? Jak wilk!

- Ponieważ zrobiłaś mi dobrze, mój skarbie...

Nie było żadnego powodu, aby mi się nie odwdzięczył.

Z rozchylonymi udami weszłam na jego brzuch i - przypominając sobie lekcje jazdy konnej u mojego dziadka - dałam upust moim najczystszym pragnieniom w pełnym galopie. Udawał, że się ze mnie naśmiewa, chcąc być może zepchnąć w niepamięć swe własne emocje i w ten sposób sprowadzić przeżyte podniecenie do zwykłego dziecięcego przekomarzania się. Brałam jednak również lekcje muzyki, szybko więc odkryłam fałszywe tony pobrzmiewające w jego głosie, i to mnie ucieszyło. Z małej laleczkowatej siedmioletniej hrabiny dzięki Rainiemu stawałam się szelmowską hrabiną.

Kiedy hrabia zastukał do drzwi, byłam już ubrana, uczesana i gotowa do wyjścia. Prawdziwa mała księżniczka z bajki. Skoczyłam mu na szyję. Poprawił mi spódniczkę, nieco za wysoko uniesioną na biodrach.

- Aleksandro, meine Sonne (moje słońce). Mam nadzieję, że nie zanudziłaś dzielnego Rainera Marii? To dziecko uwielbia pana i obawiam się, by nie odciągnęło pana od nauki.

- Ależ skądże, panie hrabio. Dobrze pan hrabia uczynił, powierzając mi nad nią opiekę.

- To raczej wnuczka pana wybrała, na niekorzyść Frau Edelweiss. Do następnego razu Rainerze, jeśli Aleksandra zechce.

Wsiadłam do rollsa, który zawoził nas zawsze pod drzwi rodowej siedziby. Stała tu dumnie od ponad trzech wieków, okaz czystej tradycji austriackiej arystokracji, otoczona kwiecistym parkiem i zielonymi łąkami, na których pasły się konie. Hansi z ochotą pokazywał mi jednoroczniaki, boskie klacze spłoszone jak dziewice na widok zbliżającego się nieznajomego. Pięć osób, wśród nich stary Helmut Bach, pracowało na farmie.

Dziadek był ongiś ambasadorem w Berlinie i Londynie. Należał do najbardziej światłych ludzi na dworze wiedeńskim; szczególny blask emanował z niego w obecności żeńskiej części śmietanki towarzyskiej. Księżniczki krwi, baronowe, hrabiny i inne śpiące królewny ożywiały się pod jego stalowo-błękitnym wzrokiem i na dźwięk jego słów tak zawoalowanych, że tylko agent CIA mógł zrozumieć ich prawdziwe znaczenie. Tak, dziadek wywierał nieodparty urok, ale przede wszystkim był wielkim panem. Osobiście nie zwracałam sobie głowy protokolarnymi wymogami, ale starannie baczyłam, by nie skompromitować się w jego oczach. Grzecznie czekałam do popołudnia, żeby znowu pójść do Rainera Marii, tym razem zdecydowana uczynić użytek ze swych rąk. Poprosiłam guwernantkę, poważną Frau Edwelweiss, o niezwiązywanie moich włosów. Opadające na ramiona, wydawały mi się znacznie ładniejsze.

- Kiedy będę miała piersi, Rose Marie?

- Też mi pytanie! Mówić takie rzeczy, mając siedem lat! Za kilka lat.

Westchnęłam, rozczulając się przed wysokim lustrem. Pod mohairowym sweterkiem umieściłam dwie piłki tenisowe i delikatnie zaczęłam dotykać tych sztucznych wypukłości, leniwie, jak lwica, podczas poobiedniej drzemki. Szybko wyjęłam je stamtąd, gdy kącikiem oka dojrzałam zagniewany wzrok Frau Edelweiss.

Z głową wetkniętą w różową poduszeczkę powtarzałam świństewka, których nauczył mnie Rainer Maria Bach.

Zaledwie przekraczałam próg jego pokoju, rozbierałam się i bez dalszych wstępów wspinałam na jego ciało jak na górski szczyt. Próbowałam pokonać stepy Azji Środkowej. Był suchy, chudy. Miał uda umięśnione i twarde jak muzyka Borodina. Wyciągnięty na materacu, Rainer Maria zbliżał się do celu w rytmie moich lędźwi poruszających się na jego brzuchu.

- Jesteś milutka, przywodzisz mi na myśl małe wschodnie kurewki. Są w twoim wieku i oddają się za pieniądze bogatym starcom...

- Oddają się, co to znaczy?

- Nic takiego, nie przerywaj, Graefin, poruszaj się dalej.

I mała Aleksandra pracowicie obrabiała zgrabne ciało chłopca.

- Chcę się pieprzyć, Rainerze Mario.

Jednym skokiem poderwał się, cały czerwony (piwonia przy nim wydawałaby się blada).

Dumna z siebie pocałowałam go w usta, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

- Widzisz, pamiętam to, czego mnie nauczyłeś. Bądź spokojny, to wszystko pozostanie między nami.

Nie mógł wykrztusić słowa. Od dwóch lat tak się zabawiałam, nie budząc niczyich podejrzeń. Byłam jednak zbyt ciekawa, by poprzestać na jego dotknięciach. Podałam mu więc pośladki tak, jak podaje się jabłko komuś, kogo się chce zauroczyć (porównaj Adama i Ewę oraz Śpiącą Królewnę). Ucałował je. Posłusznie rozwarłam uda, pozwalając zanurzyć tam usta. Oswojony, pozostawał tam godzinę. Moje ręce uczepiły się jego spodenek, potem zeszły niżej. Niezapomniany skarb, którego usta codziennie pragną. To mój chleb powszedni. Nie dzielę go z nikim. To moje, dla mnie, dla hrabiny Aleksandry, która ofiarowuje rozkosz, kiedy jej ciało spoczywa na nich. Jestem zaborcza, nieprzejednana, jeśli idzie o ludzkie przymioty. Niektóre kobiety uwielbiają dotykać piękne tkaniny czy suknie. Ja od zmysłowości estetycznej wymagam i żądam tego, co najszlachetniejsze jako materiał, skóry człowieka, którego się kocha, zetknięcia się dwóch ciał, które rozkwitają w pełni jedynie w chwili krzyku. Kobieta - trochę, zwierzęciem - bardzo. Oto czym jestem. Byłam zadowolona, że dotknęłam jego członka, najgorętszego punktu jego ciała. Doznałam takiej emocji, że straciłam równowagę. Złapał mnie i skorzystał z tego, by jeszcze mocniej przycisnąć do siebie. Chciałabym go zatrzymać tak długo jak pluszowego miśka, który wolałby (gdyby czuł) pozostać zabawką, niż odejść ode mnie. Niestety jednak, Rainerze Mario, hrabia Hansi może nadejść lada chwila.

Znajdując mnie śmieszną w krótkiej spódniczce, wsunął mi jeszcze rękę pod spód, zanim pozdrowił ostatniego wielkiego ambasadora Europy, którego ojciec był fechmistrzem cesarza Franciszka Józefa.

- Tym razem, Opi (dziadziu), pojadę za tobą rowerem.

Poczułam zaciskające się mięśnie, ocierające się coraz szybciej w miarowym rytmie moich nóg. Kłujący żar, niczym wyładowanie elektryczne, ogarnął moje ciało i sparaliżował na kilka sekund; trwałam ze ściśniętą twarzą w błogiej rozkoszy. Gdy przyjemność minęła, dumna z tego, że jadę przed samochodem dziadka (posuwał się z szybkością 20 km na godzinę), oparłam ręce na kierownicy roweru, uniosłam się na pedałach i zaczęłam kręcić jak tancerka, mając dwuznaczny zamiar ukazania moich ślicznych majtek w niebieskie grochy, które poprzedniego dnia kupiła mi Frau Edelweiss. Gorzkie zadowolenie zarysowało się na ustach hrabiego, kiedy odwrócił się do nieporuszonej guwernantki:

- Czy nie uważa pani, że zachowanie tego dziecka jest zbyt żywe i że nadszedł czas, aby stała się młodą dziewczyną?

- Ależ panie hrabio! Aleksandra jest jedynie filuternym maleństwem.

- To mnie właśnie niepokoi, Frau Edelweiss - odpowiedział dziadek, zatrzymując się przed kuchnią. - jeszcze nie dojrzała, a już gotowa na wszystko, zwłaszcza że jest podobna do mnie...

c.d.n

27,882
9.36/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.36/10 (18 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (3)

djkris · 3 lipca 2012

0
-1
uwielbiam takie opowiadania o dzieciach czekam na cd .

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

zak · 13 listopada 2013

0
0
Dobre, ale gdzie c.d.?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

ian · 27 października 2017

0
0
Dobre, chociaż c.d. chyba nie będzie

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.