Zabawka (I)
24 sierpnia 2019
28 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
- Zamówienie, kurwa! – wydziera się mój szef.
- Panie Robercie, wysłałem to 15 minut temu. – spokojnie odpowiadam, ignorując zaczepkę.
- Spadki? – pyta, podejrzliwie na mnie patrząc.
- Wymierzone, chłopaki wiedzą co robić jeszcze na dzień naprzód.
- Cholera, to wychodzi, że nie mam na kogo powrzeszczeć. – mrugnięcie okiem i nikły uśmiech sugerują, że w istocie, nie było żadnego zagrożenia z jego strony.
- Ja się już na kierownika uodporniłem. Ale pewnie ta praktykanta od podwykonawców niekoniecznie. – odpowiadam śmiejąc się i chowając laptopa.
- A, tamta. Niee, zbyt długi nos. – odpowiada zachmurzony Robert.
- Pewnie już myśli o weekendzie. Cóż, jest 16 w piątek, o czym niby ma śnić na jawie – uśmiecham się do swoich myśli, zakładając marynarkę.
Chowam klucze do biura, chowam do wewnętrznej kieszeni marynarki telefon i zarzucam torbę z laptopem na ramię. – To do poniedziałku – rzucam na odchodnym.
- Czekaj, jutro masz ważny dzień tak? – Robert zatrzymuje mnie w pół kroku - Powodzenia. Pokaż im, Janek.
Na moją twarz wypływa ironiczny uśmieszek, nie mogę go powstrzymać. Ktoś mi kiedyś mówił, że nie można ze mnie wiele wyczytać, chyba nie mówił całej prawdy. Obracam się do mojego rozmówcy profilem, tak, żeby widział. I tylko kiwam głową. Potem bez słowa otwieram drzwi i wychodzę na lekko wilgotne powietrze. Tylko słabo przesiąknięte zapachem tynku i ledwo wyczuwalnym, hmm, odorem serwisu Toi Toi.
- Już niedługo – myślę do siebie.
Zerkam na zegarek: 16:03. Dobra, jest czas. Idę do auta, po drodze pozdrawiając hydraulików spieszących do domu. Bo jutro przecież też pracują. Po drodze do auta mijam długonosą praktykantkę. Uśmiecham się do niej i macham, odpowiada tym samym. Przez chwilę mam ochotę podejść do niej i pogadać, ale szybko mi mija. Mam jeszcze dzisiaj parę rzeczy do załatwienia. Odprawa, spotkanie z ekipą, przydałoby się jakąś kolację też zrobić; odliczam w myślach idąc do mojego auta. Wzruszam ramionami.
Wsiadam do auta i przez chwilę myślę, jak pojechać patrząc na startujące samoloty. Chłopaki zwykle się obijają przez startujące Antonovy i awionetki, niestety biuro z drugiej strony jest. Chyba przez autostradę będzie najszybciej. Odpalam, wrzucam pierwszy bieg i jazda. Trochę zwiększony ruch, na szczęście zjeżdżam przy stadionie. Lubię ten dreszczyk przy wyższej prędkości niż miastowa. 90 przechodzi w 120, 120 w 140. Lekkim autem zaczyna nosić przy wietrze, ale widzę już mój zjazd.
15 minut później parkuję przy Parku Zachodnim. Wychodzę i idę na spotkanie z Genem, Karą i Tamką. Skąd, do cholery wzięły się te pseudonimy? Całkiem proste. Przydomek Gena, jako dowódcy całej grupy około 35-osobowej, wziął się od generała. Przy swoich 190 cm wzrostu i czarującym uśmiechu robi wrażenie na kobietach. Może szerokie bary też tu mają znaczenie, nigdy się w sumie nad tym nie zastanawiałem. Kara, liderka grupy Czerwonki, najliczniejszej bo ponad 15-osobowej drużyny, wybucha nagle śmiechem. Oczywiście na płomiennorudej piękności nic chyba nie robi wrażenia, no może poza napieprzaniem worka treningowego. Fakt, dziewczyna robi wrażenie, ale po jednym razie z obitą gębą przechodzi Ci ochota na amory. Instynktownie pocieram szczękę. Zauważa ten gest i mruga wesoło. Na co oczywiście nasza gaduła zaczął rechotać. Tamce, jako najmłodszemu i najnowszemu członkowi wydaje się, że musi wiecznie coś udowadniać. Też swojego czasu do niej startował. Jest liderem naszej grupy wsparcia, pod sobą blisko 10 osób. „Mniejsza z tym” – myślę i zaczynam się śmiać razem z innymi. Opieramy się o mostek z widokiem na fontannę i mam wrażenie, że jesteśmy na planie filmowym do Ocean`s Eleven. Chwilę trwa gadka-szmatka, ale zdenerwowanie jutrem w końcu zwycięża.
- Gen, powiedzieli Ci, na czym stoimy? – pytam po momencie ciszy. Reszta momentalnie poważnieje.
- Niestety. Wygląda na to, że mamy przesrane. – odpowiada – Mają przewagę. Ponad trzykrotną.
- Nasze atuty? – pyta po długiej chwili milczenia Kara.
- Znaczne. – parsknięcie Tamki mu przerywa – Każda nasza kamza ma wytrzymałość zależnie od zabudowania. Od jednego na najlżejszych do trzech na najcięższych. Ponadto możemy wejść na teren na 4h przed resztą. Z czego Ty skorzystasz, Janek. Chcę, żebyś wszedł o 7, i zaminował im dojście. Spowolnij ich trochę. I najważniejsze – po jednym bandażu dla każdego na wejściu, z możliwością zamiany.
- Musimy się wszystkiego chwytać. – wzruszam ramionami. – Zasady wyznaczyli?
- Tak, mamy utrzymać wzgórze przez 5 godzin od rozpoczęcia, około 12. Ważna informacja: zasady mogą ulec zmianie, więc pilnujcie siebie i swoich drużyn. Wiecie, że cały teren będzie okamerowany. Na ten Finalny Mecz Ligi ASG organizatorzy nie szczędzili pieniędzy.
- Co znaczy „zmiana zasad”? – Tamka zadał pytanie, nad którym każdy z nas się zastanawiał.
- Tego nie wiem, ale pewnie coś ciekawego. Kara, wiesz, gdzie się ze swoimi Czerwonkami ustawisz?
- Zajmiemy pozycje zgodnie z zeszłotygodniowym ustaleniem. Nie chcę nic zmieniać, zwłaszcza, że dodatkowe punkty na kamizelkach mogą się przydać w odwrocie.
- Tamka?
- Co ja? Moi żółciutcy ułożą się w okolicy centrali, z moździerzem. A, właśnie, z tego co mi powiedzieli, mam do dyspozycji tylko 3 strzały z niego, więc bądźcie tak mili, i nie dajcie się wiązać w ogień zmasowany, dobra? Nie chcę was potem ratować cudaki. – pada z jego ust odpowiedź – A Ty Janek?
No właśnie. Przystąpiliśmy do Ligi ASG, jako jedyna drużyna z Wrocławia dobrnęliśmy do Finału. Mecz Finalny polega na tym, że wszystkie inne drużyny wystawiają swoich najlepszych zawodników, formując z tego grupę uderzeniową o paskudnej sile. Z kolei moja drużyna to snajperzy, najlepsi i najbardziej zaufani ludzie, ba przyjaciele. Sam ich szkoliłem, więc wiem, co potrafią. Owies, Lewy i Domi. Mam jedną zasadę dla nich. Poza dowodzeniem, nikt inny z grupy nie ma wiedzieć, kim są. W teren wchodzimy wszyscy w maskach, kominiarkach, ciemnych okularach albo umalowani farbami. Prowadzi to czasem do napięć, głównie przez zdejmowane po strzelankach opaski (niebieskie dla snajperów, czerwone dla szturmu i żółte dla oddziałów wsparcia). Całkowita anonimowość, i dzięki temu kontrola. Jeden się wykruszył, stwierdził że ludzie mają wiedzieć, komu dziękować za dobre rozpoznanie, czy ratujący dupę strzał. Mój dawny, serdeczny przyjaciel, który nie szanował kobiet. To, że się nie zgadzał ze mną, dobra, ale wyzywania kobiet w towarzystwie od kurew nie zdzierżę. Jedyne, czego żałuję, to tego, że go nie pobiłem na miejscu. Rozglądam się, wszyscy się na mnie patrzą.
- Taa, znowu odleciałeś myślami – Potrząsam głową, żeby pozbyć się nieprzyjemnego wspomnienia. Nie czas na to. – Niebiescy będą gotowi. Zaraz się z nimi spotykam. Ustawiamy się na wcześniej ustalonej lokalizacji – mówiąc to wyciągam telefon i pokazuję im zdjęcia – Na wprost miejsca startu reszty jest przesieka. Czyste zbocze, z widokiem na całą równinę, mamy płaski teren, przez co z dołu górki, skąd idą nie będą nas widzieć. Spadek zbocza nas osłoni, do tego domowej roboty siatki maskujące. Ustawimy się w dwóch zespołach, po każdej stronie przesieki, żeby zminimalizować widoczność. To będzie jakieś 20/30 metrów. Blisko i w razie wypadku łatwo się przegrupować. Chcesz, żebym ich spowolnił, tak? Tamka – podnosi na mnie wzrok – będę potrzebował ewentualnie jednego zrzutu na dół zbocza. Jak przejdą przez miny, będziemy ich eliminować od końca. Proste i efektywne. Potem wycofujemy się do pozycji Kary, jak nas zepchną, lecimy na zbicie karku do centrali i tam się utrzymujemy do końca. Może się udać.
- No, to mamy wszystko ustalone. Ktoś chce coś dodać? – milczymy – Jeśli nie, to widzimy się jutro rano. Janek, o 7 wchodzisz i minujesz, Kara i Tamka widzimy się o 10 na końcowej odprawie.
No i to by było na tyle. Rozchodzimy się każdy w swoją stronę. Muszę zajechać jeszcze do rynku, przekazać informacje Niebieskim. Wiem, że reszta ma zrobić to samo. Zerkam na zegarek, dochodzi 17. Wsiadam znowu w auto i wrzucam bieg.
W tawernie było niewiele osób. Wygodnie, że siedzieli w jedynej loży, popijając piwo. Przekazałem im dane, rozdysponowałem, po kogo o której przyjadę i wyszedłem. Zaraz po mnie reszta. Moje Duszki. Owies, jak zwykle w czapce rasta z uszami i mierną brodą, Lewy w kapeluszu kowbojskim przywodzi na myśl jakiegoś Australijczyka, a Domi z tym razem fioletowymi włosami i czarną soczewką w oku robi upiorne wrażenie. Uśmiecham się. Bez słowa odwracam się i znikam za rogiem, po czym prawie niezauważalnie wychylam głowę z powrotem. Nie ma już Domi. Dobrze, myślę. Mrugnięcie oka później w tłumie znika Lewy. Z kolei Owies, patrzy w moją stronę i się szczerzy. No tak, mogłem się domyślać, że moją prawa ręka będzie wiedziała, że chcę ich sprawdzić. Mrugam do niego i znikam mu z oczu. Tym razem definitywnie.
W drodze na parking wyłapuję kątem oka ruch. Nie napinam się, idę dalej tym w tym samym rytmie. Podnoszę rękę do karku, udając że chcę go rozmasować. To pozwala mi się dyskretnie obejrzeć. Jest! Lekko z tyłu, po prawej, przy wejściu do budynku, udaje że chce wybrać numer domofonem. Czegoś moja była się jednak ode mnie nauczyła. Rzut oka trwa niewiele więcej niż wzięcie płytkiego wdechu. Zegarek pokazuje lekko po 18. Czas wracać do domu i przygotować się na jutro. Wyciągam tylko telefon i piszę SMS`a „Widziałem Cię”. Cóż, zerwanie zerwaniem, ale kontakt pozostał. Mówiłem jej, że jutro mam strzelankę. Ale, zgodnie z narzuconą przeze mnie zasadą, nie wie, jako kto. Zaczyna się ściemniać, gdy wchodzę w pierwszą uliczkę, potem następną i jeszcze kilka dla pewności. Przechodzę przez sklep z elektroniką i cukiernię jednocześnie. Nie mam pewności, dlaczego tak kluczę. Żeby się upewnić, że nikt mnie nie śledzi, z przyzwyczajenia, czy po prostu z tego, że chcę zgubić Ankę. Nieważne. Po 10 minutach kluczenia, docieram do auta. Nikogo za mną, przede mną, ani po bokach. Strzelam knykciami, po czym odpalam silnik.
Siechnice, mała miejscowość pod Wrocławiem, na szczęście niedaleko. Wjeżdżam do garażu podziemnego i parkuję na swoim miejscu. Po wyciągnięciu zakupów z bagażnika udaję się do windy. Po drodze mijam sąsiadkę, ideał milfa. Ubrana w lekko prześwitujące spodnie do jogi podkreślające jej idealne, wytrenowane setkami przysiadów pośladki i szerokie biodra, nachyla się nad bagażnikiem. Czterdziestolatka, którą Bóg jeden wie czemu mąż opuścił. Jej ciało można opisać jedynie jako idealne. Duże, ciężkie i jędrne piersi, lekko poddanymi działaniami grawitacji, zawsze eksponuje głębokimi dekoltami, czy to w koszulkach, czy to w sukniach. Do tego długie, umięśnione nogi z małymi stopami okrytymi sandałami. Szczupła sylwetka, 175 cm wzrostu, cycki i dupa wyglądają niczym wyjęte spod dłuta starożytnego rzeźbiarza. Cóż, jego strata a mój zysk. Tak, od dwóch lat się spotykamy w celu wzajemnej konsumpcji swych ciał. Przy każdym ruchu emanuje wdziękiem, czy to zabierając coś z auta, czy to skacząc po moim kutasie. W ciągu sekundy jestem twardy, chcę wielbić jej ciało całym sobą.
- Pani Karolinko, z siłowni Pani wraca? – odciągam jej uwagę od auta. Najpierw widzę jej długie blond włosy i opadającą na oczy grzywkę, potem jej urzekające oczy w kolorze zieleni, a na sam koniec jej usta. TE usta. Pełne i wydatne, stworzone do pocałunków lub ciągnięcia fiuta. Sam nie wiem, co jej lepiej wychodzi.
- Janek, ile razy Ci mówiłam, żebyś nie tytułował mnie Panią. – odpowiada figlarnie się uśmiechając, ukazując przy tym śnieżnobiałe ząbki – Zdradziły mnie spodnie, czy kropelki potu na czole?
- Wiem, wybacz, szacunek do Ciebie ciągle mi narzuca tę formę.– widzę ogniki w jej oczach. Ach, te jej kurwiki. Zastanawiam się chwilę i podejmuję jedyną rozsądną decyzję – Wyglądasz obłędnie w tych spodniach do jogi. Twój tyłek ma chyba ochotę wyskoczyć z nich na masaż, prawda? – przekładam zakupy do jednej ręki, żeby drugą przejechać po jej biodrze, patrząc jej jednocześnie głęboko w oczy.
- Mmm, czaruś z ciebie, wiesz? – mówi przygryzając seksownie wargę. Czuję drgnięcie w spodniach.
Żeby nakręcić ją jeszcze bardziej zbliżam się do jej łabędziej szyi i szepczę:
- Ten pot dodaje Ci jedynie seksapilu – wystawiam język i lekko przesuwam po jej szyi zlizując zabłąkaną kropelkę potu. Docieram do ucha i lekko podgryzam płatek, co skutkuje głuchym stęknięciem.
- Masz ochotę na kawę u mnie, moja droga? – pytam łapiąc ją za rękę. Jej palce zaciskają się kurczowo na moich.
- Tylko kawę? – pyta z udawanym smutkiem – Mam nadzieję, że masz śmietankę do niej?
Szybko rozglądam się po parkingu, sprawdzając, czy nie ma kogoś postronnego, i dociskam ją do ściany.
- Co ty ro.. – nie daję jej dokończyć zdania. Zaczynam ją szaleńczo całować, po chwili zaskoczenia oddaje pocałunek z taką samą namiętnością. Moja ręka z jej biodra prześlizguje się na cudownie jędrny pośladek. Zaczynam go najpierw głaskać, by zaraz go mocno ugniatać. Jednocześnie czuję, że sąsiadka zaczyna mi wpychać język do gardła. „Dobrze, wiem że lubisz na ostro” myślę. Ślina zaczyna ściekać na nasze brody i dalej na ubranie. Jedną ręką łapie mnie za kark i dociska do swych spragnionych ust, druga zaczyna błądzić pod moją marynarką i rozpinać kamizelkę. Dociskam do niej swojego kutasa, czuję jej żar. Odrywam od niej twarz, patrzę na nią, na moją zdobycz. Jej gorący oddech sprawia mi przyjemność, ma zaróżowione policzki i oczy półprzymknięte z rozkoszy, jej piersi unoszą się i opadają szybko.
- Jeszcze.. – dyszy mi w usta.
Ponownie zatapiamy się w pocałunku, nie bacząc na nic. Przenoszę dłoń z jej tyłka na jej brzuch. Czuję drżenie, a jej usta zamierają na ułamek sekundy w niemym krzyku. Korzystając z okazji biorę jej język w usta i zasysam, w tym samym czasie wsuwam dłoń pod cienki materiał spodni. Czuję, że nie ma nic pod nimi. Schodzę niżej, celowo omijając jej skarb i dotykam jej pachwin, mokrych od potu jej soczków. Słyszę jej stękanie, w końcu uwalniam jej język spomiędzy moich warg. Karolina zaczyna głośno jęczeć z wystawionym językiem. Powolnym ruchem, tak żeby poczuła każde muśnięcie, wyciągam z jej spodni moją dłoń. Po drodze lekko drażnię paznokciem łechtaczkę, co skutkuje krzykiem. Całe szczęście, że nikogo nie ma. Podsuwam jej dłoń pod nos, tak aby się poczuła.
- Możesz powąchać, ale nie waż się lizać – mówię tonem nieznoszącym sprzeciwu.
Patrzy na mnie błagalnie, ale tylko przeczę głową. Zrezygnowana wdycha woń potu i jej cipki. Natychmiast na jej twarzy pojawia się błogi uśmiech. Sam ledwo przytomny z podniecenia targającego moim ciałem, zabieram dłoń spod jej nosa i kładę na jej biodrze. W drodze do windy, mówię jej, jak bardzo mi się podoba, jak bardzo jest mokra, co z nią zrobię. Po dotarciu na miejsce i wezwaniu windy widzę kątem oka, że dalej jest rozpalona. Zanim zdążę cokolwiek zrobić, winda przyjeżdża z innym sąsiadem. Skinęliśmy mu głową na powitanie i stanęliśmy za nim. Zanim drzwi się zamknęły, włożyłem znowu rękę pod jej leginsy. Tym razem od tyłu, by poczuć jej gładką skórę. Zesztywniała, ale nic nie powiedziała. Ugniatam jej dupę jak w amoku, ona co chwilę lekko się wypina do tyłu. W pewnym momencie poczułem jej dłoń na moim rozporku. Zaczęła mnie leciutko gładzić. Mój penis, już wcześniej naprężony do granic możliwości, urósł jeszcze bardziej. Uchyliłem usta i spojrzałem na nią, wzrok miała nieprzytomny. Powolnym, pełnym napięcia seksualnego ruchem, oblizała się. Po czym wystawiła dla mnie język ze zbierającą się śliną. Bardziej oczywistego sygnału nie mogła zrobić. Powoli, cały czas niezauważenie delikatnie się pieszcząc, zbliżyliśmy się do siebie. Oblizałem jej usta, spiłem jej ślinę. W idealnym momencie, bo słyszeliśmy *ding* i winda stanęła. W jednej chwili oderwaliśmy się od siebie, zdążyłem jeszcze zacisnąć palce na jej pośladku aż syknęła z bólu. Sąsiad pożegnał się zdawkowym „do widzenia”, my ograniczyliśmy się do odburknięcia. W chwili, gdy drzwi windy się zamknęły przystąpiliśmy z powrotem do pieszczot. Teraz się nie kryliśmy, mieliśmy jedno piętro tylko do przejechania. Kiedy drzwi ponownie się rozsunęły, trzymałem w ręce uniesioną nogę napalonej sąsiadki, ustami śliniłem jej szyję, i słyszę wdzięczne jęki. Puściłem ją i pokazałem, że ma iść przodem. Na lekko chwiejących się nogach , zaczęła kręcić swymi kuszącymi biodrami. Musiałem ją mieć. Stanęła wyczekująco przy drzwiach. Wyciągam klucze, otwieram zamek i powstrzymuję ją, gdy chce wejść. Ustawiam torby za progiem, po czym jednym szybkim ruchem biorę ją na ręce i przekraczam próg. Drzwi zamknąłem nogą. Karolina przyssała się do mojej szyi, znacząc ją obficie śliną. Przeszedłem do salonu i postawiłem ją na blacie stołu. Miałem jej krocze na wysokości swojego. Instynktownie rozchyla dla mnie nogi. Zrzucam marynarkę, drżącymi palcami rozpinam kamizelkę. Bogini w moich rękach teraz mnie delikatnie kąsa i pomaga śpiesznymi ruchami zdjąć koszulę. Jęcząc z rozkoszy stoję przed nią z obnażonym torsem. Odrywa się na chwilę ode mnie, żeby popodziwiać moje ciało. Sześciopak w zalążku, co nie przeszkadza jej wzdychać w zachwycie. W pośpiechu rozpinam sprzączkę od paska i zsuwam spodnie. Teraz z jej ust padł jęk. Prężący się kutas dla czternaście lat starszej kobiety to nie lada komplement dla mojej sąsiadki. Zwłaszcza 18- centymetrowy, gruby komplement wypychający materiał bokserek. Ale zanim jej usta powędrują sobie dół mojego ciała, musiałem jeszcze raz skosztować jej warg. Gwałtownym ruchem chwyciłem ją za włosy i przystawiłem jej twarz do mojej. To, co działo się na parkingu, to przy tym lizaniu delikatne pieszczoty. Lizaliśmy się tak zawzięcie, że skapująca ślina utworzyła u moich stóp małą kałużę. Nie ograniczaliśmy się do swoich języków. Lizaliśmy swoje wargi, policzki, brody, oczy i uszy. Moje ręce wylądowały na jej piersiach. Nawet przez bluzkę i sportowy stanik wyczuwałem jej sterczące sutki. Zdjąłem z niej bluzę i oczom ukazał mi się najpiękniejszy rowek między piersiami, jaki w życiu widziałem. Natychmiast zapragnąłem go pieścić. Odsunąłem się od jej twarzy i wychrypiałem do ucha:
- Teraz już możesz – i podsunąłem jej pod usta dłoń, którą pieściłem ją w windzie i na parkingu.
Ochoczo zabrała się do wylizywania. Nie zapominała nawilżyć w swoich ustach żadnego milimetra. Kiedy sąsiadka tak pięknie zajmowała się moją dłonią, ja zajmowałem się jej piersiami. Jedną rękę miałem zajętą, toteż drugą masowałem jedną pierś, a drugą całowałem i muskałem wargami. Naszedł mnie pewien pomysł. Liżąc jej prawy dorodny cyc, zacząłem go delikatnie kąsać. Mruczała, więc posunąłem się o krok dalej i ugryzłem ją. Z jej gardła dał się słyszeć krzyk ekstazy. Zaczęła się wić po stole, wyginając plecy w łuk i podsuwając mi pod nos swoje skarby. Nie siląc się na delikatność, chwyciłem obydwiema rękami za stanik, i jednym mocnym szarpnięciem rozerwałem go na dwie części. Przez moment podziwiałem jej cycki, były piękne. Idealne w kształcie, leciutko opadnięte i niemieszczące się w dłoni. Złapałem je po bokach i ścisnąłem. Poczułem dłonie na głowie przyciągające mnie do nich. Stawiłem przez chwilę opór i splunąłem na nie gęstą śliną. Potem poddałem się i zanurzyłem się w cudownych bimbałach mojej sąsiadki. Oblizuję przestrzeń między nimi, dociskając z mocą do swoich uszu. Ugniatając jedną, drugą zabawiam ustami. Celowo omijam sutki, wiem że ma je bardzo wrażliwe. W uszach słyszę anielskie jęknięcia i stękania, gdy próbuje nakierować moją głowę właśnie na nie. Lituję się nad jej ciałem. Sunę paznokciami po jej prawym cycku nie siląc się na delikatność. Moją drogę znaczą małe czerwone kreski. Podsuwam się do jej lewego sutka , droczę się z nią i z sobą. Chucham na jej wycelowane we mnie sutek, słyszę przeciągły jęk. Naraz chwytam zębami brodawkę i wykręcam drugą. Jęk przechodzi w donośny krzyk. Bawię się nią. Dawkuję jej przyjemność. Zaciskam na jej sutku zęby, by po sekundzie zmienić metodę na delikatne oblizywanie kolistym ruchem całej piersi. Zmiana. Teraz zajmuję się w ten sposób drugą. Zabieram jej obślinioną dłoń spod ust. Teraz z pasją oblizuje moją lewą dłoń, a ślina zaczyna kapać na moje włosy. Całuję jej sutek, w ruchy wkrada się odrobina delikatności. Zasysam, trącam go językiem. Nagle sztywnieje, wypuszcza dłoń spomiędzy warg.
- TAAAK – wydziera się.
Jej ciałem zaczynają wstrząsać dreszcze, otwiera szeroko oczy, walczy o oddech. By spotęgować jej doznania wykręcam oba suty w przeciwne strony. To dla niej za dużo. W amoku podniecenia nie przestaje wyć, mięśnie odmawiają jej posłuszeństwa i pada na stół. W rozpaczliwej próbie złapania oddechu szepcze moje imię. Nie robię nic. Stoję przed stołem, z penisem prawie rozrywającym bokserki i obnażonym torsem. Podziwiam widok. Dojrzała czterdziestoletnia kobieta, szczytująca od pieszczot jej cycków, które nie opadły rozjechały się, jedynie nieznacznie opadły na boki. Jej klatka podnosi się i opada nieregularnie. Płaski brzuch bez grama zbędnego tłuszczyku, przechodzi we wcięcie w talii. Niżej krągłe biodra, zakryte jeszcze spodniami. Na których, teraz to dostrzegam, widnieje duża plama. Mokry materiał przykleił się do jej cipki ukazując jej wargi. Jej nogi zaciskają się, strzegąc na razie przede mną dostępu. Gdy po kilku minutach jej oddech się normuje, przyklękam przed nią i zdejmuję jej buty i potem stopki. Moim oczom ukazały się urocze paluszki, pomalowane na różowy kolor. Nie mogę się oprzeć i przesuwam językiem po podeszwie stopy, zaczynając od pięty i kończąc na dużym palcu. Karolina zaczyna mruczeć z zadowolenia. Wkłada mi do ust swój duży palec. Przez chwilę go smakuję, potem go wyjmuje. Wstaję z klęczek. Patrzę na nią, mój wzrok robi powoli zachodzi mgłą. Póki jeszcze nad sobą panuję, podciągam ją do pozycji siedzącej i chwytam w pasie. Przy oplataniu mnie nogami, przyciska się do mojego kutasa. Czuję jej przemoczone spodnie. Podnoszę ją i niosę na rękach do sypialni. W międzyczasie wierci dupką po moim fiucie. Łeb lekko wychynął spod bielizny. Wyczuła to i zintensyfikowała podskakiwanie. Wszedłem do pokoju zajmowanego przez wielkie łóżko i szafę, i rzuciłem ją na łóżko i sam na niej wylądowałem. Spojrzeliśmy sobie w oczy, mieliśmy ochotę na jedno. W pomieszczeniu atmosfera gęstniała z sekundy na sekundę. Zaczęliśmy się znowu lizać. Tym razem to ona pierwsza się ode mnie oderwała z wilgotnym cmoknięciem. Złapała mnie za ramiona i przewróciła tak, że teraz ja leżałem pod nią. Przesuwa całym ciałem nade mną. Robi to kilkukrotnie, za każdym razem rozpłaszczając swoje piersi na mojej klacie. Następnie wstaje, rozkosznie wypinając swoją dupcię do ściany. Kiedy też chcę się podnieść, przytrzymuje mnie. Więc opieram się na łokciach i podziwiam jej ciało. Odsuwa się odrobinę od łóżka i odwraca się swoim tyłkiem do mnie. Po czym niezwykle powoli, tak bym rozkoszował się każdym milimetrem odsłanianego ciała, zaczyna zsuwać spodnie. Gdy opadły do połowy jej biodra, zaczyna kręcić swoją dużą dupą. Patrzę zahipnotyzowany na ten spektakl, nawet nie wiem, kiedy moja ręka zaczęła gładzić penisa przez materiał bokserek. Przed oczami mam tańczącą do sobie znanego rytmu sąsiadkę. Raz ustawia się bokiem, bym mógł zaobserwować krzywiznę jej pośladka, innym razem pokazuje mi się od przodu. Spodnie zrolowała na tyle, abym dojrzał jej pachwiny, ale nie jej cipkę. Mruga do mnie i odwraca się znowu. Tym razem zdejmuje całkiem zbędne odzienie, rozkosznie się do mnie wypinając. Gładkie, jędrne półdupki znajdują się tuż pod moim nosem. Fikuśnie wierci bioderkami i opada na kolana twarzą do mnie. Podnoszę się z łóżka, wyciągam rękę do jej policzka. Głaszczę ją, kiedy się wtula we wnętrze mojej dłoni. Widzę w jej wzroku obietnicę przeżycia czegoś niesamowitego. Przesuwam kciuk w kierunku jej ust. Rozchyla wargi i próbuje złapać między nie palca. Przerywam tę delikatną pieszczotę, nachylam się w jej stronę.
- Dam Ci coś lepszego – kończąc zdanie wyciskam na jej ustach pocałunek.
W jej oczach zapaliły się płomienie. Ułożyłem rękę na jej blond włosach i przycisnąłem. Jej długie palce zacisnęły się na krawędzi bielizny i zaczęły zsuwać ze mnie resztkę ubrania. Jednocześnie całowała mój brzuch, w pępek wciskając język i lekko nim ruszając. Westchnąłem z rozkoszy. Jej palce zacisnęły się na moim członku. Poruszała swoją drobną dłonią w górę i w dół posuwistymi ruchami. Prawie odleciałem. Po kilku momentach takiej pieszczoty poczułem na żołędziu gorący oddech mojej wyuzdanej czterdziestolatki. Wstrzymałem oddech, czas stanął w miejscu. Wreszcie drżącymi ustami cmoknęła mnie w główkę. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. W jednej dłoni trzymając kutasa u nasady, a w drugiej leniwie masując jajka, wygięła go do góry. Nachyliła się nad nim i wypuściła gęstą strugę śliny, która spłynęła po fiucie na jej rękę. Potem przejechała po całej jego długości paznokciem, a następnie języczkiem. Wzdychałem coraz bardziej. W końcu wzięła go do ust. Nie cackała się, tylko od razu połknęła całego. Jej wargi dotknęły brzucha. Przytrzymała mnie chwilę w ustach, po czym wyjęła, cały czas mocno ssąc. Wypadł z jej ust z głośnym mlaśnięciem, przy akompaniamencie naszych jęków.
- Uwielbiasz ssać kutasa, prawda? – pytam lekko zachrypniętym głosem.
- Nie – jęczy – Uwielbiam ssać twojego kutasa.
Uśmiecha się drapieżnie i wkłada go z powrotem między wargi. Widzę tylko jej głowę suwającą się w przód i w tył. Jej język pracuje nieprzerwanie, owijając się na moim penisie. Naciskam na nią, chcę spenetrować jej głębokie gardło. Przy ¾ długości zaczyna się krztusić, ale nie muszę jej dodatkowo zachęcać. Wpija paznokcie w moje pośladki, bierze głęboki wdech przez nos i dotyka nim znowu mojego brzucha. Szkoda, że nie ma nałożonej szminki – przemyka mi myśl. Jednocześnie czubeczkiem języka stymuluje moje jądra. Podnosi na mnie zamglony wzrok. Czuję się jak pijany, wycofuję biodra i wbijam się ponownie w jej gardło. Rucham jej twarz, w przerwach na oddech widzę, jak mój chuj lśni od jej śliny. Jestem na skraju, nie wytrzymam dużo dłużej. Musi to czuć, bo ssie jak odkurzacz, szczelnie obejmując mojego fiuta. Żeby zwiększyć moje doznania, przytrzymuje go w gardle dłużej niż zwykle, a potem cofa głowę. Wyjmując go z ust, natychmiast go opluwa. Nie wytrzymuję. Chwytam w garści jej włosy i nabijam jej mokrą twarz na mego drąga. Kilka pchnięć wystarcza. Wyszarpuję go i z rykiem strzelam na jej twarz. Orgazm prawie ścina mnie z nóg, robi mi się ciemno przed oczami. Salwa za salwą, sperma ląduje na jej włosach, policzkach, zamkniętych oczach i wydętych wargach. Zalewam całą jej twarz, nasienie skapuje na zaczerwieniony biust. Jak przez mgłę widzę jak zaciska nogi na bardzo szybko pracującej ręce i skamle w danym samej sobie spełnieniu. Wygląda oszałamiająco ze spermą na twarzy. Dalej ciężko dysząc, obejmuję ją i przewracamy się na łóżko. Leżąc pod sąsiadką, całuję ją z języczkiem. Gdzieś mam to, że czuję swoją spermę. Za takiego loda po prostu muszę jej podziękować. Nasze języki splatają się ze sobą i rozpoczynają ów namiętny taniec przyjemności i siorbania. W końcu przerywa ciszę:
- Dwa moje i jeden twój, mój ogierze. A wydaje mi się, że mówiłeś coś o jakimś masażu? – pyta przyglądając mi się.
- Życzenie mej bogini jest dla mnie rozkazem – odpowiadam gładząc jej plecy.
- Dobra odpowiedź. - śmieje się i turla się na bok.
Leżąc obok niej, przez chwilę smyram ją po boku. Dopiero gdy odwraca się w moją stronę i znacząco unosi brew, siadam okrakiem na jej udach.
- Zero myśli o wilgotnych miejscach, mój drogi. – mówi, choć wypinanie pupy przeczy temu żądaniu.
Teatralnie wzdycham i zabieram się do masażu jej tyłeczka. Zaczynam od dołu, przechodzę mocno uciskając otwartą dłonią po bokach, żeby od góry przejechać po jej pośladkach. Zabieg powtarzam kilkukrotnie, słyszę pełne zadowolenia mruczenie. Zatracam się w masażu, ugniatam i masuję na zmianę, potrząsam i szczypię. Mruczenie przechodzi w głębokie wdechy.
- Nie spinaj się skarbie – mówię nachylając się nad nią i przygryzając kark. Przy okazji pilnuję, by mój na nowo sztywny członek ułożył się w rowku między półdupkami. Chyba bezwiednie zaczyna kręcić powoli biodrami, ale szybko wracam do pierwszej pozycji. Najpierw ty, uznaję. Prowadzę masaż jeszcze przez kilka minut. Gdy przerywam, jest wręcz czerwony i rozpalony. Przesuwam się nieco w dół je nóg, tak, abym był w stanie dojrzeć jej czerwoną z podniecenia myszkę. Lśniące od wilgoci rozchylone wargi chyba nie mają jeszcze dość. Bardzo dobrze, bo chcę jej jeszcze zasmakować. Zbliżam twarz do jej pupy, i przejeżdżam po nim językiem. Po kilkunastu minutach mocnego masażu musi to być jak łyk wody na pustyni. Czynię to jeszcze kilkukrotnie, za każdym razem wypina się coraz bardziej, cały czas mrucząc. Kiedy leży z wypiętą do mnie dupką, wczepiam palce w rozpalone pośladki, rozchylam je i spluwam na jej cipkę. Słyszę stęknięcie. Plwocina spływa po jej różowiutkiej dziurce do koralika łechtaczki, ale nie zwracam na to uwagi. Nawilżam w ten sam sposób jej drugi otworek. Woń jej soczków uderza we mnie z pełną mocą. Upajam się tym i gwałtownie wylizuję swoją ślinę pomieszaną z jej nektarem. Rozwieram palce jednej ręki i dotykam palcami wejścia do jaskini rozkoszy. Jest na tyle mokra, że bez problemu wsuwam w nią dwa palce. Wita mnie cudowny gorąc jej cipki i aksamitne wnętrze. Najpierw powoli, później zwiększam tempo palcówki. Językiem liżę jej pachwiny. Oddech mojej kochanki staje się urywany. Dokładam jeszcze jeden palec, robi się ciasno. Kciukiem lewej lewej ręki wmasowuję ślinę w jej odbyt, a język przesuwam na łechtaczkę. Drażnię ją, trącam, zasysam i podgryzam. Stęknięcia przechodzą w głośne jęki. Wyjmuję z niej palce, by zaraz potem uderzyć w jej łechtaczkę otwartą dłonią. Krzyczy, gdy pakuję w nią z powrotem trzy palce. Niedługo potem czuję zaciskające się ścianki jej pochwy. Dochodzi dokładnie wtedy, gdy mój kciuk zagłębił się w jej dupie. Drąc się wniebogłosy, tryska na moją twarz swoimi soczkami. Staram się spijać tą ambrozję, jednak jestem skazany na porażkę. Jej wytrysk jest zbyt obfity.
Lśniąc od jej soków bynajmniej nie mam zamiaru dać jej odpocząć. Przeżywając dalej swój orgazm, nie wie, że klękam za nią podtrzymując jedną ręką jej biodra w górze, a drugą masuję swojego fiuta. Jednym mocnym pchnięciem wbijam się w nią aż po nasadę. Krzyk na chwilę zamiera jej na ustach, by zaraz przybrać jeszcze bardziej na sile. Nie jestem delikatny. Gwałtownymi sztychami wbijam się w nią szybko, moje ciało rosi pot. Co chwilę na jej pupę spadają mocne klapsy. Zaciska zęby na poduszce, lecz po chili znowu słyszę jej opętańcze wycie. Palce kurczowo zaciskają się i rozwierają.. Kciuk w dalszym ciągu tkwi jej pupie rozluźniając mięśnie okrężnymi ruchami. Patrzę w bok, na lustro. Widok dodatkowo mnie podnieca. Jej spojrzenie wędruje tam, gdzie moje. Momentalnie czuję, jak wilgotnieje jeszcze bardziej. Sama zaczyna się na mnie nabijać. Wolną ręką chwytam jej włosy, nawijając je na pięść i szarpię do tyłu. Klęcząca przede mną piękność wypycha podskakujące piersi do przodu. Kciuk, który był w jej pupie podsuwam jej do oblizania. Robi to ochoczo. Chce poczuć smak swojego tyłeczka. Zjeżdżam dłonią d jej pełnego cycka i ściskam z całej siły.
- TAAAAK!! Ruchaj mnie, błagam! Jestem twoja, zrób ze mną co zechcesz, tylko mnie ruchaaaaj!! AAAACCCHHHH – jęczy pomiędzy kolejnymi pchnięciami.
Czuję jak jej mięśnie się napinają. Wydaje z siebie przeciągły jęk i opada na skotłowaną pościel. Kutas wyskakuje z niej z cichym plaśnięciem. Pochylam się nad nią i mówię do niej:
- Kocico, teraz zerżnę twój drugi otwór. – i przewracam ją na plecy.
Nieprzytomna z przeżywanej rozkoszy przygląda się moim zabiegom. Podnoszę jej nogi do góry dla lepszego dostępu. Spluwam kilka razy na jej kakaowe oczko, potem podsuwam penisa do jej ust. Nawilża go najlepiej jak umie. Zbliżam się do jej bioder i przytykam ociekającego śliną członka do jej różyczki. Rozchyla swoje nogi szeroko. Powoli przepycham żołądź do jej wnętrza. Zaciska oczy, próbując się rozluźnić. Masuję jej cipkę, dając jej dodatkowe doznania. Po nieznośnie długiej chwili nareszcie się przepycham. Uczucie zaciskających się na trzonie mięśni przyprawia mnie o zawrót głowy. Ciasnota jej pupy działa na mnie niczym płachta na byka. Zaczynam się miarowo wsuwać i wysuwać. Przy każdym ruchu słyszę jej jęki przechodzące w krzyk przy dobiciu pełnej długości mojego chuja. Zaczynam przyspieszać. Moje biodra wychodzą naprzeciw jej, poruszamy się jak jedna idealnie zgrana ze sobą maszyna do dawania sobie przyjemności. Mierzymy się wzrokiem. Jej twarz w spermie, moja w jej soczkach. Gromadzę ślinę w ustach i wypuszczam strużkę do jej otwartych ust. Spija ją niczym najlepszy napój na świecie, patrząc mi w oczy. Przegrywam ten pojedynek spojrzeń i całuję jej kształtną szyję. Obejmuje mnie w pasie nogami i dociska do siebie. Jej zęby trafiają na mój bark, zaczyna go gryźć. Nie pozostając dłużnym przysysam się do niej, robiąc jej malinkę. Potem jeszcze jedną. W międzyczasie zwierzęco pocieram jej łechtaczkę i wpycham w nią palec. Jest mokra, gorąca i chętnie mnie przyjmuje. Naraz odrywa ode mnie zęby, patrzy na mnie rozmytym wzrokiem. Jej ciałem wstrząsają dreszcze, nogi latają na wszystkie strony obijając moje pośladki. Rzuca się pode mną, ale nie ma jak uciec, bo dalej rżnę jej dupę. Nabiera w powietrza, by po chwili oznajmić całemu osiedlu swoje spełnienie. Oczy uciekają jej w tył głowy. Przeżywa orgazm totalny.
Kurczowe zaciskanie jej odbytu doprowadza mnie do wytrysku. Pompuję w nią spermę, ale nie przestaję się ruszać. Z jej ciasnego otworka wypływa nasienie. Dopiero gdy otwiera oczy nieco przytomniej pozwalam sobie upaść na łóżko obok niej. Oboje dyszymy ciężko. Nieco chwiejnie podnosi się na czworaki i podsuwa się pod moje krocze.
- Musi być czysty – mamrocze pod nosem.
Nie oponuję, bo nie mam na to siły. Delikatnie zlizuje z niego resztki naszych soków, po czym z powrotem układa się u mojego boku. Kładzie głowę na moim ramieniu i delikatnie mruczy. Obejmuję ją ręką, głaszcząc jej bark. Jej ugięta noga ląduje na tuż przy moim zmęczonym penisie, a ręka na mojej klatce. Czuję na udzie jej wilgotną cipeczkę.
- To było niesamowite – mówi rozdygotanym głosem Karolina. Odwraca ku mnie swoją piękną twarz. Nie można dać jej więcej, niż 30 lat. Teraz ze schnącą spermą i sklejonymi włosami wygląda niczym zadowolony sukkub.
Uśmiecham się i całuję ją. – Ty jesteś niesamowita.
- Jest cztery do dwóch. Następnym razem ja odwrócę ten stosunek – mówi rozmarzona.
- Trzymam cię za słowo, o bogini.
- Póki co trzymaj co innego, a teraz – przejeżdża językiem po moim sutku – śpimy. Jutro masz ważny dzień.
- Czy jest ktoś, kto o tym nie wie? – pytam retorycznie.
Nie doczekując się odpowiedzi, stosuję się do jej wcześniejszej sugestii i łapię ją za gorący pośladek
- Tak lepiej – mruczy i zamyka oczy.
Resztką sił nastawiam budzik w telefonie i natychmiast zasypiam.
Jak Ci się podobało?