Wyrwa - fragment
14 października 2022
6 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Kto szuka ten znajdzie.
Jest to jeden z tych wieczorów, kiedy nie mam nic obowiązkowego do roboty i wychodzę. Powinienem siedzieć w domu, poczytać książkę albo obejrzeć film i nie szukać kłopotów.
Zamiast tego jestem głodny emocji, nudzę się, wychodzę nieumówiony z nikim wiedząc, że na pewno kogoś spotkam. Jeżeli nie to zacznę pić i ktoś spotka mnie. Z jednej strony chcę być sam, z drugiej mam nadzieję, że coś się wydarzy i nie będzie to kolejny nudny wieczór.
Problem w tym, że dawno nie miałem nudnego wieczoru.
Wchodzę do lokalu gdzie bywam za często. Na tyle często, że jak nie było mnie kiedyś przez tydzień to ludzie, których nie znam martwili się o mnie.
- Cześć! – słyszę po otwarciu drzwi.
Uśmiecham się i przyłapuję, że nie jest to uśmiech numerowany. Naprawdę się cieszę, że tu jestem.
- Dobrywieczór – dopowiadam z udawaną elegancją.
Za barem i na barze widzę znajome twarzy i próbuję dopasować do nich imiona. Nie jest prawdą, że zlewam ludzi i wyrażam brak szacunku do nich nie mając pojęcia jak się nazywają. Po prostu poznałem ich w trakcie bardzo abstrakcyjnego etapu w swoim życiu, który powinien być już za mną, ale ciągle do niego wracam.
Witam się z każdym do kogo sięgnę i zajmuję miejsce na wolnym hookerze.
- Dawno tu nie byłeś. Co u Ciebie słychać? – pyta elegancki młody chłopak. Z tego co pamiętam to jest biseksualny, ale w przeciwieństwie do innych lokalnych gejów, nie próbował mnie poderwać.
- Dobrze wiesz; zależy gdzie ucho przyłożysz – w jakiś sposób daję mu do zrozumienia, że nie skończyłem. – I kiedyś prosiłem, żeby nie zadawać mi takich pytań. Puszkę rzygów chcesz otworzyć, a ja sukcesywnie uczę się nie wymiotować.
- Hahahaha – nie tylko on się zaśmiał. – Czyli wszystko po staremu.
- Po nowemu jest to, że nie mam ochoty o tym wszystkim rozmawiać. Jest to niezdrowe.
- No ok. A jak z pracą?
- Wszystko dobrze – mam wrażenie, że ludzie są zaskoczeni moim brakiem wylewności.
Trzeba przyznać, że mam talent do przemówień, a lokalnych młodych i starych bywalców przyzwyczaiłem, że po jednym trigerującym pytaniu o moje życie osobiste będą mieli kilkunastominutowy gorzko-przezabawny stand-up.
Wewnętrznie czuję dumę, że nie ma takiej potrzeby a nawet jest lekka niechęć. Gdzieś z tyłu głowy uderza, że w sumie jest chujnia i mam kilka przemyśleń na ten temat. Ludzie by spadli z krzeseł.
Ale nie tym razem. Nie chcę. Mam terapeutę.
- Ale pijesz?
- Ha! Now we talkin.
Barmanka, która słuchała tego z udawaną nieuwagą, sięgneła po rum.
- Czy dzisiaj? Wino? – spytała.
- Dziś rum.
***
- I mówię Ci, ta dziewczyna, musisz ją poznać.
- Czemu?
- Myślę, że by Ci się spodobała.
- Jak jest ładna to mi się spodoba. Etap zaniżonych standardów i desperacji mam za sobą.
- Ale chodzi o osobowość.
- Aha.
- To chodzące zniszczenie. Dwudzestoparoletnia famme fatale.
- Mhm.
- Mówią o niej, że jest siłą natury, gdzie ona przejdzie nie zostaje nic, niczym burza pochłania wszystko na swojej drodze. Nawet bym powiedział, że jak się zbliża to zwierzęta w lesie strzykają uszami zaniepokojone. A jak dochodzi to pozostaje jałowa ziemia, na której nic nie rośnie przez dekady.
- Mhmmmm…
- I sobie pomyślałem, że jak twoja tendencja do autodestrukcji, spotka się z tak potężną siłą zniszczenia, to może to być ciekawe widowisko.
- Bardzo zabawne.
- Nie kłam, że nie jesteś zainteresowany.
Nic nie powiedziałem, żeby nie kłamać.
***
Myślałem, że to co o niej mówi to przejaskrawienie. Poznałem ją po tygodniu. Myliłem się.
***
- To on, a to ona. Poznajcie się. Zostawiam was.
Wpatrujemy się w siebie zaskoczeni, ponieważ chyba obydwoje nie byliśmy to gotowi. Ja sam potrzebowałem chwili, żeby przetrawić kto to może być.
- Cześć.
- Cześć – uśmiecha się i odpowiadam uśmiechem numer dwadzieścia jeden.
- Wiesz o co mu chodziło?
- Chyba zostaliśmy zeswatani.
- Hmmm. Masz coś przeciwko?
- Jestem z koleżanką… – obejrzała się. Nasz wspólny kolega się już nią zajął. – No tak.
- Najpierw ja postawię – w duszy powstrzymałem obleśny żart o stawianiu.
Kiedy siadamy przy barze, próbuję zapamiętać szczegóły jej wyglądu. Nie żebym rano zapomniał jak wygląda i jej nie rozpoznał. Na wypadek jakby ktoś pytał.
Szczupła, ale nie chuda szatynka z głębokim dekoltem, miseczką C i dopasowanym do miseczki tyłkiem. Bardzo ładna. Jestem pełen niepokoju.
- Co u Ciebie? – padł triger.
***
Przez drzwi wpadamy już ściągając z siebie ubrania. Klucze trzasnęły o podłogę razem z moją kurtką i jej płaszczem. Drzwi zatrzasnąłem z hukiem, który nie przystoi nowemu lokatorowi w mieszkaniu na wynajem. Jeszcze nie wiem gdzie tu są włączniki światła, ale sobie przypominam, że to nieistotne, bo licznik zamontują mi dopiero w poniedziałek.
Szkoda, bo jestem wzrokowcem.
W ciemności próbuję nas wmanewrować w kierunek, gdzie jest moja prowizoryczna sypialnia, ale obijamy się o wszystkie możliwe ściany i potykamy o walizkę.
- Żartowałeś z tym prądem? – męczy się z paskiem.
- Nie – bez trudu rozpinam jej stanik. Ściągam go razem z czarną bluzką.
Biorę ją pod biodro i mam nadzieję, że wiem gdzie jesteśmy bo zamierzam ją posadzić na biurku, które tu sobie wczoraj zmontowałem.
Trafiam jej tyłkiem na blat, ale chyba zapomniałem, że zostawiłem tam coś szklanego. Dobrze, że się nie stłukło, bo nie miałem ochoty przerywać.
Wplatam palce w jej włosy a usta szyję. Obejmuje mnie nogami, między którymi lądują moje kolejne palce.
Trzeba było się pozbyć tych jeansów wcześniej. Teraz trzeba będzie psuć nastrój kolejnymi szmatami.
Z paskiem sobie poradziła i już jestem w jej obu dłoniach.
- Jestem cała mokra.
Nie odpowiadam. Czuję przez materiał. Grę wstępną zaliczaliśmy pod drodze. Gdyby było daleko, to pewnie całą resztę też.
Dobra. Nie wytrzymam.
Przyciągam ją do siebie, żeby ściągnąć z tego biurka. Odwracam, mam nadzieję, że nie za brutalnie. Obiema dłońmi rozrywam zapięcie spodni, które po chwili razem z majtkami ma na wysokości kolan.
Pchnąłem za kark by oparła się łokciami o mebel.
Czuję czubkiem, że rzeczywiście jest cała mokra.
Ja nie pcham. Ona się nadziała. Przyciąga mnie do siebie za pośladek i słyszę jak głośno wzdycha.
- Tak.
- Hm.
- Zrób to…
Nie jestem zwolennikiem zwierzęcego pieprzenia, ale tak to zaczęło w tym momencie wyglądać.
Szarpanie za włosy, za mocne klapsy na tyłek, dłoń zaciśnięta na karku, głośne przyśpieszone klaskanie ciała o ciało, zdyszane krzyki i pojedynczy długi kobiecy jęk w momencie kiedy nie byłem pewien, cze zaraz dojdę czy dostanę kolki.
Ona dyszy jakby była tuż po. Zwalniam pchnięcia bo przy tym tempie stracę oddech. Kiedy to robię ona wzdycha głośniej z każdym powolnym ruchem. Jak jestem w niej cały w wzwodzie tuż przed szczytowym czuję jak drży. Też zdaję sobie sprawę, że tym razem ja również nie jestem cichy, a moje dźwięki chyba dały jej jakiś sygnał.
Wyrywa się z mojego uścisku, wyślizguję się z niej, a ona klęka od razu biorąc mnie w usta. W ciemności nie widzę tego ale czuję jej wargi na nabrzmiałej żołędzi. Ssie sam czubek a pode mną uginają się kolana.
- O kurwa.
- Mhm – odpowiedziała z pełnymi ustami.
Przez chwilę robi to bez rąk, by położyć obie moje dłonie na swojej głowie.
„Jezu.”
Jej dłonie do mnie nie wracają. Położyła je albo na swoich kolanach, albo splotła za plecami.
„Idealnie”
Dała mi znać ruchem głowy, że mogę, a może nawet powinienem dociskać.
„Kurwa. Perfekt”
Mogę chyba nawet wykonać ruchy biodrami.
„Ja pieprzę”
Bo właśnie pieprzę ją w usta. Tak jak lubię. Na pierwszym spotkaniu, które nawet nie było umówione.
„Ja pierdolę”
I skończę w ustach.
„.”
Nawet lepiej. W gardle.
Link do książki na blogu tumblrowycz.com
Jak Ci się podobało?