Wszystko za pracę
24 lutego 2015
7 min
Kiedy Renata wezwana została tego dnia do kadr miała złe przeczucia. Wiedziała, że w zakładzie są redukcje. Pracowała tu od 5 lat – ani długo ani krótko, ale zwalniano już osoby z dłuższym stażem. A ona nie mogła teraz zostać bez pracy. Po tym jak kilka miesięcy temu straciła męża jej sytuacja materialna znacznie się pogorszyła. Miała na utrzymaniu 8 letnią córkę, która w tym roku szła do komunii. Nie, wszystko tylko nie to – odpychała od siebie myśl, która jednak wracała uporczywie.
Do Działu Kadr szła powoli. Bała się wyroku. Ale wyrok już zapadł. Wypowiedzenie – 3 miesiące. Łzy stanęły jej w oczach. Dlaczego? Pytanie bez sensu. Kadrowa próbowała ją pocieszać, że zwolniono wiele osób, że jest jeszcze młoda, że na pewno coś znajdzie. Ale Renata wiedziała, że znalezienie pracy w tym małym, sennym miasteczku, w jej wieku i z jej wykształceniem – graniczy z cudem. Miała 29 lat i licencjat z zarządzania. I wiedziała doskonale, że oznacza to, że w praktyce nie ma nic.
Zapytała w kadrach czy istnieje możliwość odwołania. Formalnie nie. Szef ma prawo zwolnić, to prywatny zakład, gdy sprzedaż spada ograniczenie zatrudnienia jest normą. Ale Renata pamiętała dobrze pewną rozmowę, którą usłyszała na korytarzu kilka tygodni wcześniej. Rozmowę o ślicznej telefonistce, którą po zwolnieniu – zatrudniono ponownie. Sytuacja była faktycznie dziwna i rodziła plotki. Młoda stażystka najpierw pracę straciła, a pół roku później została przyjęta ponownie, na stałe, z większą pensją.
Renata nie była tak piękna ani tak młoda. Nie łudziła się, że może powtórzyć to, co prawdopodobnie zrobiła tamta. I nie dopuszczała nawet takiej myśli. Była dumną kobietą, wychowaną w poczuciu obowiązku, skromnie. Nigdy nie była bogata ale póki żył mąż jakoś wiązali koniec z końcem. Zmarły niedawno ukochany mężczyzna był jej jedynym partnerem. Także w łóżku. Nie wyobrażała sobie – nawet nie chciała sobie wyobrażać, co teraz miałaby robić aby ratować etat. Na myśl o tym było jej się niedobrze.
Ale coś zrobić musi! Musi chociaż porozmawiać z szefem. Nie miała żadnego planu – nie wiedziała nawet, jakich użyć argumentów. Nie wiedziała też jak daleko mogłaby się posunąć aby nie stracić szacunku do siebie a jednocześnie uratować pracę. Poprosiła o spotkanie. Nawet z tym nie było łatwo. Ostatecznie udało jej się umówić w sekretariacie rozmowę dopiero za 3 dni.
Szykując się na spotkanie z szefem czuła się źle. Czuła się jak szmata. „Przecież nie robię nic złego” mówiła do siebie. „Idę porozmawiać o pracę”. A jednak ostrożnie dobierała garderobę. Złapała się na tym, że zastanawia się, jaką włożyć bieliznę. „Co za koszmar” – myślała – „przecież to bez znaczenia”. Nie ubrała się wyzywająco, choć mimo prawie 30 lat była zgrabna. Figurę zawsze miała świetną, no, może poza zbyt małymi w jej ocenie piersiami. Ale nogi, tyłek – latem wiele razy słyszała gwizdy przechodząc koło budowy obok bloku, w którym mieszkała.
Założyła prostą spódnicę, ciemną, do kolan. „żadnych miniówek, nie jestem dziwką” – wmawiała sobie – „nie zniżę się do poziomu tamtej stażystki”. Rozpinana przez środek bluzka. Stylowa marynarka. Zwykłe biurowe ubranie, takie, jakie nosiła w pracy. Tysiące myśli przebiegało jej przez głowę. Nie wiedziała co ma powiedzieć, jak przekonać szefa by zmienił decyzję i zostawił ją w firmie. Jak będzie trzeba będzie go błagać. Może na litość, ma córkę...
Była 15 minut przed czasem. Sekretarka spojrzała na nią smutno. Bez satysfakcji, bez kobiecego jadu. Po prostu smutno. Minęła 16, godzina spotkania, a ona wciąż czekała. Weszła po 40 minutach. W gabinecie nie było szefa. Był jego zastępca. Młody. Gówniarz. Młodszy od niej! Spojrzał na nią z góry. Z taką wyższością w oczach, że poczuła się jak śmieć, zanim jeszcze cokolwiek powiedział.
- Słucham – rzekł spokojnie, władczo.
- Chciałam prosić o to, żebym mogła zachować pracę – odpowiedziała cicho, niepewnie, zupełnie inaczej jak on.
- Przykro mi, ale nie potrzebujemy pani, są redukcje – odpowiedział nie patrząc na nią.
Zapadła cisza, męcząca dla niej – dla niego raczej zabawna. Nie spieszył się. Prawdopodobnie nie miał już nic do roboty. Ot taka mała rozrywka na koniec dnia. Czekał. Wiedział, że to ona musi być aktywna. To jej zależy. Ona musi się starać.
- Błagam pana – powiedziała cicho – nie mam wyjścia, muszę pracować...
- Proszę mnie przekonać, że jest pani nam potrzebna – powiedział lekko się uśmiechając.
Nie był to ciepły ani przyjacielski uśmiech. Ale nie był tez wrogi. Był to uśmiech kogoś, kto panuje. Kto ma władzę. Kto nic nie musi. To ona musiała.
- Czy mam przed panem klękać? – zapytała cicho. Twarz ją piekła. Drżały jej ręce, dłonie miała mokre.
- Proszę próbować. Proszę mnie przekonać. Byle skutecznie.
Znów się uśmiechnął tym razem patrząc jej prosto w oczy. Bawił się coraz lepiej.
Wstał. Podszedł do niej. Spokojnie. Patrzył jej w oczy.
- Powiem to tylko raz. Wszystko powiem tylko raz. Jeden sprzeciw, jedno zawahanie – możesz wyjść. Zrozumiałaś?
Cisza. Nie mogła tego powiedzieć. Coś ściskało jej gardło. Nie była głupia wiedziała, że staje się zabawką. To było kilkanaście sekund jej cichej obrony.
- Tak – powiedziała. Cicho, ale bardziej zdecydowanie niż jeszcze chwilę temu. Coś w niej pękło. Po co walczyć kiedy walka z góry jest przegrana. Nie chciała tego, ale mimo wszystko popłynęły jej łzy. Nie dużo. Stała przed młodszym od niej chłopakiem i wiedziała, że będzie dziś należeć do niego. Granica do niewolnictwa okazała się dla niej bardzo krucha.
- Bez płaczu – padło suche, krótkie polecenie.
- Tak – powtórzyła się ale przerwał jej w pół słowa.
- Nie odpowiadasz „tak”. Odpowiadasz pełnym zdaniem. „Zrozumiałam – wykonuję” – to słowa, które radzę zapamiętać.
Zawahała się. Pomimo upokorzenia i palącego wstydu jej umysł pracował. Była analitykiem. Spokój był jej dniem powszednim.
- Zrozumiałam. Wykonuję - odpowiedziała mechanicznie. Zrobił z niej zabawkę. Uśmiechnął się na te słowa tak bardzo nie pasowały do tej, starszej od niego o 2 lub 3 lata, kobiety. Ale mówiła, co jej kazał. Za chwilę zrobi, co jej każe. Władza jest piękna – pomyślał. Trochę rozrywki przed wyjściem na drinka z chłopakami. A jednocześnie, patrząc na nią, nie widział rywala ani tym bardziej wroga. Była ofiarą. Wiadomo, zabawi się, tak już jest świat urządzony. Przeczołga ją. Ale na swój, trudno wytłumaczalny sposób, ta kobieta wywoływała w nim odruch opiekuńczy. Jest zdana na niego, jest w jego rękach.
No dobra, ale najpierw trochę rozrywki – pomyślał.
- Nie zwykłem za długo rozmawiać z kobietami, które wciąż mają majtki na tyłku – powiedział spokojnie – miejsce twoich majtek jest teraz w twojej buzi.
Poczuła zimny dreszcz.
Renata uniosła spódnicę. Nie patrzyła na niego. Nie myślała o tym co robi. Działała jak automat. Powoli zsunęła majtki – dokładnie tak jak kazał. Całkiem. Przez chwilę zawahała się trzymając je w dłoni. Spódnica opadła. Potem jednym ruchem włożyła figi do buzi. Poczuła swój zapach i smak delikatnej wilgoci z majtek. Kazał jej podejść i stanąć kilka centymetrów przed nim.
- Patrz na mnie i podnieś spódnicę – padło kolejne polecenie.
Uniosła spódnicę. Patrząc jej w oczy położył dłoń na jej łonie. Poczuła jego palce między wargami tam na dole. Przeszedł ją dreszcz: czuła upokorzenie, ale także myśl, że jest to pierwszy mężczyzna, który dotyka ją tam po śmierci męża. Po chwili jego dwa palce były już w niej. Nie był brutalny, ale zdecydowany. Poczuła lekki ból cofając odruchowo biodra. Ale był silniejszy. Jego palce wchodziły w nią coraz głębiej. Bolało. Zaczął nimi intensywnie poruszać. Mimowolnie poczuła, że robi się wilgotna.
- Dobrze ci suczko – uśmiechnął się – to się przyzwyczajaj, bo teraz twoje dziurki będą często w użyciu.
Gwałtownie wyciągną palce i wytarł w jej nowiutką bluzkę ściskając jednocześnie jej pierś przez materiał. Poczuła zapach swoich soków.
Złapał ją za szyję i obrócił tyłem do siebie. Popchnął w kierunku dużego konferencyjnego stołu, który stał na środku gabinetu. Przycisnął jej twarz do blatu. Stała wypięta do niego tyłem. Podniósł spódnicę. Nie broniła się, poddawała się biernie. Przez chwilę masował jej nagie pośladki potem poczuła silne uderzenie. Jedno, drugie, trzecie. Uderzenia były bardzo mocne i po chwili pośladki zaczęły ją palić z bólu.
- Rozchyl tyłek – powiedział – chcę widzieć dziurkę.
Zadrżała. Nie znała smaku seksu analnego. Nigdy nie robiła tego z mężem w ten sposób. Nie była naiwna i wiedziała, że ją to czeka. Ale już dziś? Tak od razu, bez skrupułów? Traktował ją jak kawałek mięsa, po kilku minutach w jego gabinecie leżała już przed nim z gołym tyłkiem, rozchylając czerwone z bólu pośladki.
- Szeroko Renatko, szeroko, nie wstydzimy się w końcu jestem twoim szefem – szydził z niej.
Poczuła dziwny chłód w okolicach odbytu. Ta część jej ciała nie była zwyczajna do bycia tak wyeksponowaną. Czuła się zeszmacona i poniżona, ale o dziwo czuła coś jeszcze! Nie była to satysfakcja, bo nie było jej przyjemnie. Ale było to tak, jakby ktoś zdjął z niej całą odpowiedzialność, jakby już nie musiała się wstydzić. Jakby znów była bezbronnym dzieckiem w gabinecie lekarza. Jej ciało nie należało do niej. Poddała się.
Poczuła palec wdzierający się do jej odbytu. Bardzo bolało. Zacisnęła w ustach swoje figi, które były już mokre od jej śliny.
cdn.
Jak Ci się podobało?