Wspomnienia luksusowej prostytutki: Geneza
17 maja 2012
21 min
Oto moja historia. Postanowiłam ją spisać, a chciałam zrobić to już dawno, by wyzbyć się tego ciężaru. Odkryłam, że działa to na mnie jak spowiedź. Oczyszcza. Uwalnia myśli. Moje małe katharsis. Jestem luksusową prostytutką. Sypiam z Wielkimi Tego Świata - tak zwykle ich nazywam. Ludzie, których znacie z okładek czasopism, telewizji, sportowcy i biznesmeni. Nie boję się tego przyznać. Możecie śmiało mnie oceniać. Że to złe, obleśne, niepojęte, jak można sprzedawać się za pieniądze. Zostawiam wam osąd. Jednak chcę, byście zrozumieli, że nie wszystko jest tylko czarne albo białe. Medal zawsze ma dwie strony, ale mój ma - paradoksalnie - zdecydowanie więcej. Pragnę, byście wzięli to pod uwagę, czytając zwierzenia, które są tak osobiste, że czuję się, jakbym wydzierała z siebie własną duszę i przelewała ją na papier. Pragnę, byście zrozumieli.
1.
Zawsze odczuwałam wstręt do zegarów. Dźwięk sekundnika w moim tanim, plastikowym budziku, stary, pseudo-zabytkowy zegar w dusznej kuchni i brzydki, niemodny zegarek na moim nadgarstku – wszystko to przypominało mi, że czas bezwiednie przesypuje mi się między palcami, a ja nawet nie próbuję nic z tym zrobić. Nigdy nie próbowałam. Żyłam ze świadomością, że tak będzie już zawsze, że zostanę w tej nędznej, nijakiej mieścinie po kres mojego nędznego, nijakiego żywota. Miałam dopiero osiemnaście lat, a czułam się, jakbym dobijała osiemdziesiątki. Dni zamieniały się w tygodnie, tygodnie w miesiące, miesiące w lata, a ja wciąż tkwiłam w tym samym punkcie, bez przyjaciół, bez zainteresowań, bez ambicji czy planów na przyszłość, w ciuchach po starszej siostrze i z tym głupim uczuciem, że zmierzam donikąd.
Kiedy miałam szesnaście lat poszłam z rodzicami i Fede (która wtedy pieprzyła się już ze swoim chłopakiem i to mi diabelsko imponowało) na coroczny festyn. Miałam na sobie starą letnią sukienkę, za szeroką w biuście i przykrótką, a w ręku wyświechtaną torebkę i, rzecz jasna, obie te rzeczy były całkiem znoszone przez Fede. Staliśmy tak i udawaliśmy szczęśliwą rodzinę, a ja patrzyłam na tych wszystkich ludzi, twarze, które znałam od zawsze, ciała tłoczące się, kiwające się w rytm muzyki folk, trzymające plastikowe kubeczki z rozcieńczonym, śmierdzącym piwem. Ludzie byli brzydcy. Nawet moja rodzina – ojciec, gruby i nieforemny, jakby każda część jego ciała została stworzona oddzielnie, a potem połączona w jedną, nijaką całość; matka, wiecznie roztrzęsiona, z worami pod oczami i zapadniętymi policzkami, szarą skórą i niskim głosem starej pijaczki, ciągle ściągniętym czołem i spracowanymi dłoniami; całości dopełniała Fede, starsza ode mnie o cztery lata, niższa, z wielkim dupskiem, odstającymi uszami i zadartym nosem, Fede, bezustannie żująca gumę i wyłamująca kostki w dłoniach. Kochałam ich, nie mogę temu zaprzeczyć. Było w nich jednak coś, co mnie odpychało, co sprawiało, że nie chciałam być z nimi tam, wtedy. Że nie chciałam być z nimi w ogóle. Patrzyłam na ten cały motłoch, spoconych grubasów, ich ciężarne żony, dzieciaki biegające na boso między ludźmi, staruszków wygrzewających się na słońcu niczym tłuste koty, moje rówieśniczki ubrane i pomalowane jak dziwki i moich rówieśników, którym to bynajmniej nie przeszkadzało, kilku przejezdnych, którzy mimo wszystko chyba jednak nie tak wyobrażali sobie tradycyjną prowincjonalną zabawę. Po środku całego tego burdelu stałam ja.
Tęskniłam za Wielkim Światem. Czułam, że tam jest moje miejsce, a nie w tej śmierdzącej dziurze, skąd wszędzie było daleko, a autobus do miasta jeździł raz w tygodniu. Tkwiłam w miejscu, tym zasranym miejscu.
Wszystko zmieniło się pewnego nieznośnie upalnego lata. Ojciec z matką wysupłali parę groszy i z wielkim podnieceniem - o wiele za dużym, niestosownym do okazji - oznajmili nam, że spędzimy tydzień w stolicy, u wuja Maxima, starszego brata ojca, któremu powiodło się lepiej. Fede niemal zesrała się z radości w swoje obcisłe jeansy. Mieli z Ramónem "kryzys" - chyba po raz setny. To znaczyło, że przez jakiś czas ona będzie płakać w poduszkę, a on zapinać wszystkie chętne wioskowe kurewki. Przechodzili przez ten cyrk średnio raz na trzy miesiące i całe miasteczko obserwowało z wielkim rozbawieniem te ich kretyńskie rozstania i powroty, gdyż każdy, nawet stary proboszcz Rafael, wiedzieli, że Ramón grzmoci wszystko co się rusza i ma wiadomy otwór. Wracając do tematu. Pojechaliśmy całą rodziną kilka dni później, do osławionej stolicy. Matka i siostra cieszyły się jak dzieci, ojciec chichotał rubasznie, a ja siedząc w tym samochodzie wariatów, chciałam zniknąć. Oczywiście, jak już wspominałam, marzyłam o tym Wielkim Świecie, restauracjach, sklepach, hotelach i wyrafinowanych ludziach z miasta. Chciałam tam być, ale nie z nimi, moją prowincjonalną rodziną, wieśniakami, prostakami. To były okrutne myśli, wiem. Po prostu byłam młoda i chętna życia.
Madryt był obrzydliwy o tej porze lata. Żar lał się z nieba, turyści kręcili się jak leniwe muchy wokół przepełnionego wychodka, nie było nawet skrawka cienia. Wuj przywitał nas niezbyt wylewnie, jakby ciężko mu było cieszyć się, że znów nas widzi. Miał młodą żonę, głupią nowobogacką cipę, Pilar, syna z poprzedniego związku i trójkę rozwrzeszczanych bachorów.
- Federica, Bianca, aleście urosły! - powiedziała Pilar, gdy nas zobaczyła, ale było to dalekie od sympatyczności.
- Pilar, kochana, jak pięknie wyglądasz! - powiedziała nasza matka i to również było dalekie od sympatyczności.
- Javier, prawdziwy z ciebie mężczyzna. - powiedział nasz ojciec do syna wuja, klepiąc go po plecach i to była prawdziwa, męska szczerość.
Do Javiera zawsze czułam sympatię, pomieszaną delikatnie z czymś zakazanym, o wiele ciemniejszym, czymś co sprawiało, że się rumieniłam. Jako dzieci bawiliśmy się często na polu mojego ojca. Był ładnym chłopcem, teraz już mężczyzną. Typowa hiszpańska uroda. Lekko nieobecny. Na pewno lepszy od tego obszczymura, Ramóna. Patrzyliśmy na siebie krótką chwilę. Skinął do mnie i siostry. Skinęłyśmy do niego.
- Jasna cholera, ależ tu do was daleko! - wypaliła Fede, chyba z zamiarem żartu. Javier zaśmiał się uprzejmie. - Nie mogę się doczekać, aż walnę się na materac w chłodnym basenie!
- Wszystkie atrakcje jutro - powiedział - Teraz przepraszam, jestem umówiony - i czmychnął zwinnie między nami.
- No, no, Bibi. Fajny kuzynek, co? - zagaiła Fede, zdecydowanie zbyt głośno i bezczelnie. Patrząc na nią, chciałam, by eutanazja była legalna.
Moje pierwsze zbliżenie z facetem miało miejsce właśnie wtedy. Dni leniwie mijały nam na siedzeniu na patio domu. Był tam niewielki basen, szczyt możliwości finansowych wuja Maxima i szczyt marzeń Fede, która grzała dupsko na zielonym materacu popijając sok, do którego ukradkiem wlewała alkohol i smsowała z Ramónem. Widocznie nasze wiejskie dupodajki już mu się znudziły i postanowił wrócić na stare śmieci. Javier przyprowadzał często znajomych i wszyscy razem siedzieliśmy nad basenem, a ja mogłam poczuć się jak jedna z nich, miastowa. Byli to ludzie z klasą, dziewczyny w markowych ciuchach, faceci z drogimi gadżetami i własnymi samochodami, rozmawiający o wakacjach w Saint Tropez i na Bahamach, ewentualnie na naszym Costa Brava, uprawiający sporty i mający modne hobby. Byłam tym zafascynowana. Jednego dnia, gdy upał wyjątkowo dawał się we znaki, pływaliśmy w basenie. Miałam na sobie za duży strój dwuczęściowy Fede (jej tyłek już się weń nie mieścił) i wstydziłam się moich piersi, gdyż stanik dziwnie je modelował. W basenie była grupka osób, wcisnęłam się między nich. Mogłam uchronić się przed skwarem i zamaskować niesforne cycki, dzięki Bogu!
- Nie ma to jak chłodna kąpiel przy tej temperaturze, nie? - zagadnął mnie wówczas Cruz, kolega Javiera.
- Mhm. - odpowiedziałam zdawkowo, gdyż kontrast rozgrzanego ciała i lodowatej wody odebrał mi mowę. Sutki wyprężyły się pod cieniutkim materiałem stanika, więc nie bacząc na szok termiczny, zanurzyłam się w wodzie po szyję.
- Dobrze się bawisz? - Drążył Cruz. Kilka razy wcześniej wywiązał się między nami niewinny flirt, zresztą chłopak bardzo mi się podobał.
- Jest fajnie. Woda jest genialna - małe kłamstewko. Przysunął się bliżej do mnie, poczułam ciepło jego ciała, pięknego, złotobrązowego, gładkiego. Wciąż był na wyciągnięcie ręki, ale czułam jego bliskość wyraźnie. Odgarnęłam włosy, które wymknęły się z koczka.
- Ty jesteś fajna. - powalił mnie uśmiechem, wartym milion dolarów. Zaśmiałam się nerwowo, zmieszana. Wiedziałam, że zauważył moje wyprężone piersi, zarumieniłam się. Otóż moja seksualność była w tamtym czasie nieodkrytą wyspą, wielką niewiadomą za gęstą mgłą i choć znałam wszystko z technicznego punktu widzenia, to część praktyczna stanowiła dla mnie pikantną tajemnicę.
Poczułam dotyk na udzie. Moje zmysły aż krzyknęły. Dłoń była gorąca, niemal parzyła, poddałam się jej dotykowi. To było szaleństwo, naokoło pełno ludzi, a ja podniecona i półnaga stałam jak boże cielę, uwiedziona czymś, czego do tej pory nie znałam.
- Mówił ci to ktoś kiedyś? - głos Cruza oprzytomnił mnie trochę, a dłoń przesunęła się na mój pośladek. Chłopak uśmiechnął się rozbrajająco. Wiedział, jak na mnie działa.
- Tak - znów skłamałam - tak, wiele osób mi mówiło
- Hmm... - mruknął gardłowo - wszyscy mieli rację
Dłoń powoli zjechała na moje krocze i przez materiał majtek dotykała mojego krocza. Byłam oszołomiona tym uczuciem. Zdążyłam już przyzwyczaić się do chłodu wody, ale TO uczucie było zupełnie inne i pojęłam, że wcale nie jest związane z temperaturą wody. Zdrętwiałam, ale nie odsunęłam się.
Cruz patrzył na mnie uważnie orzechowymi oczami. Mokre włosy opadały mu na czoło, wyglądał niesamowicie. Miał wspaniały tors, z tatuażem jaszczurki koło pępka. Poczułam nagle falę podniecenia, podobną do tej, gdy podczas filmu leciała scena erotyczna. Ciepło rozlało się we mnie a ja poczułam, że chcę więcej, dużo więcej, że chcę wszystkiego.
- Cruz - zaczęłam - jesteś największym zuchwalcem, jakiego znam.
Wzmógł pieszczoty, jakby po to, by udowodnić mi, że mam rację.
- A ty jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką znam - odparł. Wiedziałam, że mnie czaruje, znaliśmy się tylko kilka dni i wiedziałam o nim równie niewiele, co on o mnie. TO jednak było silniejsze.
Gdy dzisiaj o tym wspominam, sama nie wierzę, że tak wówczas się sprawy potoczyły. Ale miałam wtedy tylko osiemnaście lat. Szaleństwa młodości, można rzec. Wymknęliśmy się pojedynczo z towarzystwa i wylądowaliśmy w pomieszczeniu w którym znajdowały się maszyny filtrujące wodę w basenie, leżaki, dmuchane materace i inne graty. To było tak absurdalne, że aż nierealne. Na patio znajdowało się kilka osób, w domu siedział wuj z ojcem, a także Pilar z matką no i dzieciaki. Jednak nie myślałam racjonalnie.
- Podniecasz mnie - powiedział Cruz całując mnie po szyi, gdy tylko drzwi składziku się za nami zamknęły. Jego luźne spodenki kąpielowe były wyraźnie wybrzuszone. Poczułam się jak prawdziwa kobieta.
- Zdejmij to - wysapał, szamocząc się ze sznurkami od bikini. Jego oddech pachnął owocową gumą do żucia.
- Cruz, całuj mnie - zdołałam powiedzieć, gdy stanik opadł na ziemię. Podniecenie wrzało we mnie, a adrenalina udarzała do głowy coraz silniejszymi falami. Ujął mnie jedną ręką w talii. Wziął jedną pierś do dłoni, a drugą zaczął całować. Był niesamowity. Wąchałam zapach zanurzona w łuk jego szyi. Pachniał bosko, magicznie, męsko.
- Nie mamy dużo czasu - powiedział, gdy oderwał się od pieszczot - Chcesz tego, Bianca?
Jak mogłam nie chcieć? Byłam już w tym miejscu, z którego nie ma odwrotu i mimo, że za chwilę miałam stracić dziewictwo, nie czułam zdenerwowania ani skrępowania, tylko pożądanie.
- Weź mnie - wyszeptałam mu do ucha.
Uśmiechnął się i obrócił tyłem do siebie. Trzymając mocno za biodra, wsunął się powoli w moją kobiecość. Poczułam ucisk i jęknęłam mimowolnie. Złapał mnie mocniej, niemal wbił paznokcie w moją skórę i docisnął.
- Jesteś wspaniała. Och, Chryste... - powiedział i docisnął do końca, wypełniając mnie zupełnie.
Co gdyby ktoś wtedy wszedł do składzika? Ujrzałby mnie, małą puszczalską, która właśnie dała się bzyknąć obcemu wśród gumowych kół, siatek do wyławiania liści i butelek detergentów. Jezu, ojciec by mnie zatłukł.
Cruz zaczął przyspieszać. Nie czułam już bólu, wręcz przeciwnie, jego ruchy były słodką rozkoszą.
- O Boże, o Boże, o Boże - powtarzał jak zahipnotyzowany, co raz wsuwając i wysuwając się z mojej cipki - Taka delikatna, ciasna... Ja pierdolę... - Byłam pod wrażeniem, jaką władzę nad nim sprawuję. Do czego jestem zdolna go doprowadzić. Jaka moc we mnie tkwi. Poddałam się uczuciom i popłynęłam razem z Cruzem w słodką krainę niebytu.
- Uwielbiam cię, mała. Jesteś niesamowita... Taka... Taka... Mok... mokra - westchnął przeciągle a ja odwróciłam się do niego.
- Nie przestawaj - wycedziłam przez zęby. Cruz natarł z jeszcze większym oddaniem. Rżnął mnie zapamiętale, w skupieniu, co chwile mamrocząc pod nosem małe świństewka. Słyszałam, jak nasze ciała obijają się o siebie, ten dźwięk doprowadzał mnie do rozkosznego szału. Było mi dobrze. Spojrzałam raz jeszcze do tyłu, ujrzałam jego czerwoną twarz, gładki tors i tatuaż jaszczurki przylegający do moich lędźwi.
- Zaraz skończę - sapnął Cruz prosto w moje ucho - Dochodzę... - pchnął jeszcze kilka razy i znieruchomiał.
Ten pierwszy raz nie doszłam. Nie byłam nawet blisko, ale to się nie liczyło. Ważne było to, że odkryłam w sobie tą zdolność. To, że mężczyzna pożądający, to mężczyzna słaby.
- To było... było... nieziemskie - powiedział chłopak naciągając spodenki. - Twój pierwszy...?
- Tak. Byłeś świetny. - ujęłam jego podbródek i złożyłam pocałunek na rozpalonych wargach.
Wyszłam ze składzika, a on nie próbował o nic więcej pytać. Po chwili także wrócił nad basen, uśmiechnięty i pewny siebie. Nikt nie zauważył naszego zniknięcia. Większość grała w piłkę w basenie, kilka osób leżało na leżakach, Fede, niczym wielka ropucha na liściu lilii wodnej, nawet o centymetr nie ruszyła się z zielonego materaca. Tylko Javier patrzył na mnie, a jego oczach zobaczyłam dziwny błysk. Wiedział.
Jest jeszcze jedno wspomnienie związane z naszym pobytem w Madrycie. Dużo bardziej istotne jeśli chodzi o genezę mojej historii. Ostatniego wieczoru przed powrotem do domu wybraliśmy się z rodzicami na festiwal Ognia, w centrum miasta. W każdej uliczce panował tłok, nie wspominając już o rynku.
- Powinni puścić rozwścieczonego byka między ten motłoch - zawyrokował ojciec ponuro, nie był przyzwyczajony do takiej gęstości zaludnienia - Rozlazło by się to wszystko do domu, do ciężkiej cholery.
Taki właśnie był mój staruszek. Irytował się rzeczami, na które nie miał wpływu. Miał nadciśnienie i niedokrwistość, dlatego też pewnie zmarł dwa lata temu, dokładnie w moje 25 urodziny.
Tamtego wieczoru rodzice pozwolili mi i Fede pokręcić się po mieście trochę samemu. Przeciskanie się w tym tłoku od razu mnie zmęczyło i namówiłam tą krowę, żeby usiąść w kawiarence na uboczu. Zajęłyśmy stolik a Fede chichotała jak hiena, podniecona faktem, że może poczuć się jak prawdziwa miastowa panna, popijając kawkę z filiżanki w kawiarni. Wysupłałam parę euro z kieszeni i podałam jej. Zniknęła w kolejce do kasy, trzęsąc w tłumie swoim za dużym dekoltem. Siedziałam i czekałam, aż wróci, gdy nagle do mojego stolika przysiadł się facet. Miał około czterdziestki, przystojne rysy twarzy i gęste włosy zaczesane do tyłu, oprószone siwizną na skroniach.
- Cześć - powiedział bezceremonialnie.
- Tu jest zajęte - rzuciłam sucho.
- Och, rozumiem. W takim razie zanim pójdę mogę zadać Ci pytanie?
Skinęłam głową. Nie lubiłam być nieuprzejma.
- Czy myślałaś o pracy modelki?
Wybałuszyłam na niego oczy.
- Co? - zapytałam, jakbym była opóźniona w rozwoju i nie zrozumiała prostego pytania.
- Nazywam się Fabian Utrilla. Prowadzę agencję modelek. Masz świetne warunki, jesteś szczupła i wysoka, masz niebanalną urodę. Może mógłbym zaproponować ci współpracę?
Pomyślałam wtedy, że to najtańszy bajer, wzięty z głupich, hollywoodzkich filmów, które oglądałam czasem na kablówce, bajer tak oklepany i beznadziejny, że momentalnie straciłam ochotę do dalszej rozmowy z tym kretynem.
- Dziękuję, proszę pana, ale musi już pan iść. Zaraz wróci mój narzeczony. - rzekłam z największym chłodem, na jaki zdołałam się zdobyć. Facet uśmiechnął się delikatnie, jakby przejrzał to łgarstwo na wylot i wiedział, że ów narzeczony najzwyczajniej nie istnieje.
- Jasne. Dobrze. Już idę - powiedział wcale nie rozczarowanym tonem, jakby często spotykał się z odmową - Na wszelki wypadek weź moją wizytówkę. Schowaj gdzieś, może kiedyś Ci się przyda.
- Raczej nie - odparowałam sucho, ale wzięłam wizytówkę i wepchnęłam do kieszeni. Fabian Utrilla, rzekomy dyrektor agencji modelek a później jak się okazało, człowiek, przez które moje życie wywróciło się tył na przód, posłał mi ostatni uśmiech, po czym rzucił na stolik obok - na którym stała pusta filiżanka po kawie - banknot dwudziestu euro, wziął teczkę i gazetę i odszedł, zniknął, wmieszał się w tłum. Po chwili stanęła przy mnie siostra, z dwoma kawami latte, podjarana, jakby pierwszy raz wyszła do ludzi. Paplała coś, nie pamiętam, o barmanie, wystroju knajpy, Madrycie, potok słów, potok bezsensu. Siedziałam zamyślona, a w mojej kieszeni tkwiła wizytówka, czułam jej kształt wyraźnie. To śmieszne, że wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak ten świstek zwykłego zadrukowanego papieru zmieni moje życie...
Tamtego lata zdarzyła się jeszcze trzecia rzecz, która zawiodła mnie tu, gdzie obecnie jestem. Tego samego wieczoru, po festiwalu Ognia przespałam się z Javierem. Wierzcie mi, lub nie, w swoim życiu żałuję tylko kilku rzeczy i jedną z nich jest to, że oddałam się własnemu kuzynowi. Po pierwsze, bo złamałam jedną z fundamentalnych zasad pożycia rodzinnego, po drugie, konsekwencje, jakie poniósł ten jedno-nocny seksualny wybryk, ciągnęły się za mną tak, jak pies ciągnie swój złamany ogon. Można powiedzieć, że do dziś się ciągną. Pierdolony psi ogon, targam go za sobą i raczej nigdy nie pozbędę.
Oczywiście, nie mogę za wszystko winić innych, o nie. Winię przede wszystkim siebie. Dziś ciężko mi powiedzieć, kto kogo uwiódł. Zaczęło się, jak to zwykle bywa, zupełnie niewinnie. W nocy obudziło mnie pragnienie, pomaszerowałam więc do kuchni, nalałam sobie zimnego mleka i wypiłam duszkiem. Na patio świeciło się światło. Javier siedział na leżaku z butelką piwa w dłoni. Zauważył mnie i skinął ręką, bym do niego dołączyła. Ruszyłam w jego kierunku i przysiadłam na leżaku naprzeciw.
- Piękna noc. Widać gwiazdy - powiedział - Chcesz piwa?
- Nie, dzięki - odparłam - Nie lubię.
Uśmiechnął się pod nosem. Zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim i o niczym, nie pamiętam już nawet. Zabawne, bo nie było to tak dawno temu, ledwie dziewięć lat. Pamiętam jedynie, że czułam się z nim swobodnie.
- Lubisz Cruza - stwierdził krótko Javier. Zrobiło mi się gorąco z zawstydzenia. Tylko przytaknęłam.
- Już go więcej nie zobaczę, nie przywiązuję się - odparłam. Znów ten tajemniczy uśmiech.
- Dużo o tobie mówił.
Nie odpowiedziałam. Bałam się. Co mówił? Opowiadał komuś o tym, co zdarzyło się w tym pieprzonym składziku? Pewnie tak. Tacy są faceci - "jebane gnojki" - mówiła Fede.
- Javi, nie mówmy o tym - ucięłam. Podniósł brwi, zdziwiony. Był niesamowicie przystojny w żółtawopomarańczowym świetle lamp na patio. Falująca woda w basenie odbijała jasne pręgi światła na jego twarzy. W czekoladowych oczach mogłabym utonąć. Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo mi się wtedy podobał.
- O czym chcesz mówić? - spytał. W jego głosie nie było żadnej pogardy, złośliwości.
- Lepiej pójdę - powiedziałam, spłoszona. Nie odpowiedział. - Dobranoc
Wstałam i ruszyłam w stronę drzwi. Dogonił mnie w pół drogi. Złapał moją dłoń.
- Wiem, że nie powinienem, ale mam nadzieję, że nie będziesz miała mi tego za złe - powiedział zanim mnie pocałował. Gorąco, głęboko, gładząc moje włosy. Poddałam się temu. Oderwał się ode mnie o wiele za wcześnie.
- Dobranoc - powiedział - Śpij dobrze.
Nie spałam wcale. Leżałam sama w łóżku, obok chrapiącej Fede i myślałam. Nie wiem, czemu podjęłam decyzję, żeby pójść do jego pokoju. To było jedno z tych uczuć, których nie możesz od siebie odgonić. Wiesz, że czekają konsekwencje, ale mimo to idziesz w zaparte. Zwierzęcy pociąg. W swojej pracy nauczyłam się, że nie da się z tym walczyć.
Nie spał. Słuchał cichej muzyki przy wpół zapalonej lampie. Kiedy mnie zobaczył, wyprężył się jak struna i usiadł na łóżku.
Nic nie mówiliśmy. Podeszłam do niego, wiedziona jakimś nieznanym instynktem. Bez wyrzutów sumienia wtuliłam się w jego opalone ramiona. Wszystko było jakby oczywiste. Do dziś się dziwię, czemu nie zapytał co tam robię, po co przyszłam - widocznie czuł to, co ja. Ciągnęło mnie do niego piekielnie. Chciałam go.
Położył mnie koło siebie i zaczął całować. Gdy teraz o tym myślę, nadal mam dreszcze. Trudno nazwać to, czym się wtedy kierowałam. Zostańmy przy wersji, że był to instynkt. On tego chciał i ja tego chciałam i choć nie było żadnej romantycznej historii, czułych słówek, kolacji przy świecach, nasze ciała przyciągały się. Miałam tylko osiemnaście lat. A może aż?
Napięcie było niesamowite. Znów te samo podniecenie, fale rozkoszy, adrenalina wzbierająca w żyłach. I przyjemność tak intensywna, że niemal bolesna. Javier rozkoszował się każdą chwilą, robił to nieśpiesznie, z wielkim namaszczeniem. Całował moje piersi, brzuch i pępek, a kiedy zbliżył się do tego szczególnego miejsca, byłam na skraju szaleństwa. Pieścił, całował, lizał i podgryzał moją kobiecość, a ja wyzbyłam się wszelkich zahamowań, liczyło się tylko tu i teraz. Było mi dobrze. Pamiętam, że spojrzał na mnie i zapytał:
- Na pewno tego chcesz?
Zaschło mi w gardle, więc tylko skinęłam głową. Przyłożył swoją męskość i pchnął delikatnie. Jego wzrok był skupiony, wpatrzony we mnie. Rozłożyłam szerzej nogi, dając mu pełne zaproszenie. Wszedł bardziej zdecydowanie i wydał z siebie ciche jęknięcie. Pieprzył mnie powoli, delikatnie, a ja trzymałam jego tyłek, jakbym bała się, że zaraz opuści moje wnętrze i zostawi nienasyconą. Przyglądałam mu się bacznie między kolejnymi ruchami. Jego czekoladowe oczy były zaszklone z podniecenia, na czole pojawiła się ledwo widoczna, pionowa kreska między lekko zmarszczonymi brwiami. Brał mnie, całą, chętną, młodą, nie bacząc, że ta zakazana miłość jest nie na miejscu. Nasze oddechy przyspieszyły, a ja poczułam, że ten raz jest inny, niż ten z Cruzem. Ruchy Javiera były przemyślane, nieskrępowane i swobodne. Pasowaliśmy do siebie. Przymknęłam oczy i dałam się ponieść wzbierającej fali. Ten pierwszy orgazm przyszedł nieoczekiwanie i zatraciłam się w nim kompletnie. Czułam, że moja kobiecość zaciska się słodko i chciałam krzyczeć. Straciłam kontrolę nad własnym ciałem - wyprężyłam kręgosłup, odgięłam głowę do tyłu i spazmatycznie otwarłam usta.
- Bibi, nie wytrzymam już - szepnął mi do ucha Javier.
- Wypełnij mnie - powiedziałam i sama zdziwiłam się, że taka nieprzyzwoitość wyszła z moich ust. Przyspieszył, a ja napawałam się widokiem jego wspaniałego ciała. Jego miednica kołysała się rytmicznie i choć błogie otępienie po pierwszym w moim życiu orgazmie jeszcze nie minęło, znów poczułam te niesamowite dreszcze w dole podbrzusza. Pieprzył mnie własny kuzyn a na dodatek robił to mistrzowsko. Nigdy nie zapomnę chwili, w której nagle znieruchomiał, docisnął swojego penisa głębiej i wybuchnął potokiem spełnienia. Nie mogłam się nadziwić, jak pięknie wyglądał. Skupiony, naprężony, z płonącymi oczami. Opuścił głowę tak, że podbródek dotknął torsu i jeszcze raz docisnął we mnie swoją męskość. Boże, trwało to kilkanaście sekund, ale chciałam, żeby nigdy się nie skończyło. Opadł na mnie, mokry od potu, słony, pachnący piżmem i cynamonem. Oddychał ciężko, miarowo, a jego serce tłukło się w klatce piersiowej. Leżeliśmy tak długo, przytuleni. Czułam się spełniona i kobieca, leżąc przy własnym kuzynie. Było to dziwne uczucie. Złamaliśmy tabu. Zrobiliśmy coś złego. Zakazanego. Wtedy jeszcze się tym nie martwiłam. Wtedy nic się nie liczyło.
Bomba spadła na mnie, gdy parę tygodni po powrocie do naszej mieściny, okazało się, że moja siostra jest w ciąży. Matka dostała ataku histerii, gdy dowiedziała się o tym od miejscowego lekarza, a raczej jego recepcjonistki. Osaczyła Fede w domu, a gdy ta przyznała się, że owszem, za parę miesięcy będzie babrać się w pieluchach i butelkach, matka dostała ataku histerii tak wielkiego, że niemal zemdlała. Trzasnęła Fede po pysku siarczyście, a ta, nie mając żadnej linii obrony wrzasnęła:
- Wychowam dziecko Ramóna! Za to wasza młodsza śliczna córeczka kurwiła się jak zawodówka kiedy byliśmy w Madrycie.
Matka niemal drugi raz zamachnęła się na nią, gdy Fede po raz kolejny rozpaczliwie spróbowała odwrócić od siebie uwagę:
- Zapytaj jej! Sama widziałam! Mała dziwka!!! Zrobiła to z Javierem, mamo, widziałam!!!
Ojciec dołączył się do tego patetycznego przedstawienia.
- Co ona mówi, Bianca?
Nie odpowiedziałam. Odebrało mi mowę.
- Kurwa mać, odpowiadaj!!! - pisnęła matka.
Cofnęłam się o krok. Nie mogłam wyartykułować żadnego słowa.
- Robili to u niego w pokoju, wiem to!!! Odczepcie się ode mnie! - wrzasnęła Fede po raz ostatni i uciekła do swojego pokoju.
- Bianca, powiedz coś - powiedział powoli, bardzo powoli ojciec. Cisza. Matka przeżegnała się i zaczęła lamentować. Nie byłam w stanie nic powiedzieć.
I tak ich zapamiętałam. Matkę, zasmarkaną i z opuchniętymi oczami, wyzywającą Boga i klnąc na czym świat stoi i ojca z twarzą ściągniętą w nieznany dotąd wyraz, mieszankę zdziwienia, wściekłości i zakłopotania. To był ostatni raz gdy ich widziałam. Kazali spakować walizkę i dali trzysta euro. Miałam się wynieść w trybie natychmiastowym. Upokorzyłam ich. Zhańbiłam ich dobre imię. Do tej pory nie wiem, czemu tak gwałtownie zareagowali. To znaczy, oczywiście, niecodziennie człowiek dowiaduje się, że córka sypia z członkiem rodziny, ale są gorsze sekrety rodzinne, skrywane przez całe pokolenia i skrzętnie ukrywanie przed światem. Wywalenie mnie z domu zaowocowało jeszcze większymi problemami, ludzie pytali, spekulowali, ale chyba wtedy moi rodzice o tym nie myśleli. Albo nie chcieli myśleć.
Z jedną walizką i oszczędnościami, które nie starczyłyby nawet na miesiąc, odprawili mnie z domu, nie odzywając się ani słowem. Poszłam na dworzec. Chyba opatrzność była nade mną, bo właśnie odjeżdżał autobus do Toledo.
Wsiadłam, wysupłałam 30 euro na bilet. Podejrzewam, że dalej byłam w szoku, jak szybko potoczyły się sprawy. Jak gwałtownie zawrócił mój los. Jakie zmiany się szykowały...
Jak Ci się podobało?