Wpadka
8 grudnia 2014
22 min
- No chodź, nie daj się prosić! - nalega moja psiapsióła, Kasia, która bywa bardzo uparta. - Zuza, trzeba czasami wyluzować. Zadręczysz się tymi studiami...
- Łatwo Ci mówić. Ty nie musisz wkuwać chemii organicznej albo botaniki - próbuje dać jej do zrozumienia, żeby dała mi spokój. Jestem na drugim roku farmacji i nie powiem żeby było łatwo. Natomiast Kasia poszła na pedagogikę, więc nie musi tyle siedzieć nad książkami.
- Jedna noc, proszę - dalej nalega, robiąc te swoją smutną minkę. Chodzi o to, że ona chce mnie zaciągnąć do jakiejś nowej knajpki w mieście. Nie mam bladego pojęcia, czemu tak się tym ekscytuje. - Przysięgam, że przez najbliższy miesiąc już o nic Cię nie poproszę, ale potrzebuję dzisiaj kompanki... I to bardzo. Proszę, zgódź się!
- Kasia, jestem zmęczona. Nie wysypiam się w ogóle ostatnio, chciałabym przynajmniej w weekend odpocząć.
- Bo za bardzo się tym wszystkim przejmujesz. Jak usiądziesz na barowym stołku i się napijesz, to poczujesz się lepiej.
Spojrzałam na nią krzywo.
- No nie bądź taka! Wystroimy się, może jakiś przystojniak Cie wyrwie i spędzicie razem cudowną, upojną noc? To najlepsza forma odpoczynku!
- Nie mam ochoty.
- Czy ty kiedykolwiek masz ochotę? - zapytała - Chociaż na dwie godziny, wrócimy przed północą, obiecuję!
Chyba nie zamierza mi dać spokoju. Niech jej będzie, nie mam już siły z nią dyskutować.
- Dwie godziny - powtarzam jej słowa.
- A więc zgadzasz się? Super! - chichocze z radością. - Zaraz poszukamy Ci jakiejś seksownej kiecki - mówi, po czym rusza prosto do mojego pokoju. Wygrzebuje z mojej szafy krótką, obcisłą, śliwkową sukienkę z niewielkim dekoltem. - W tym będziesz wyglądała obłędnie - widząc moje spojrzenie, kontynuuje zachęcająco. - Zobaczysz, będą szaleli za Tobą. Masz obłędne nogi!
Skąd w niej taki zapał, aby mnie w jakikolwiek sposób wystroić? Może dlatego, żebym nie odstawała od niej, jak już będziemy na miejscu. To jest Kaśka, po niej można spodziewać się wszystkiego.
Mimo jej pozytywnej energii, która wydaje się zarażająca, ja nie mam ochoty na przygody.
Ona chce jak zwykle nieco zaszaleć, ja natomiast jestem typem szarej, cichej i zapewne przerażająco nudnej dziewczyny, dla której nauka jest w życiu na pierwszym miejscu.
***
Stoimy przed lustrem, podziwiając widok naszej, a raczej Kaśki pracy. Bo to ona ubrała, uczesała i umalowała nas obie. Muszę jej przyznać, że jest w tym dobra. Nie uważam siebie za atrakcyjną, ale ta sukienka rzeczywiście uwydatnia wszystkie moje atuty. Niezbyt mocny, ale perfekcyjny makijaż nie postarza mnie ani trochę, a dodaje sporo uroku.
A włosy? Nienawidzę tych prostych, mysich kudłów. Brakowało mi do tej pory odwagi, aby się pofarbować. Po prostu boję się, że będzie gorzej niż jest. Kasia natapirowała je i nakręciła końcówki lokówką. Niby nic, a efekt był powalający.
Ona natomiast miała na sobie czerwoną sukienkę, o podobnej długości, co moja, ale z większym dekoltem. Czerwony świetnie kontrastował z jej kruczoczarnymi włosami. Zawsze uważałam, że to zdecydowanie jej kolor.
- To co, idziemy? - mówi do mnie szeroko przy tym się uśmiechając.
- Chodźmy - mówię, również się do niej uśmiechając. Zaczynam nawet być jej wdzięczna za to, że mnie wyciągnęła z domu.
Jesteśmy młode, powinnyśmy co tydzień gdzieś wychodzić, a nie siedzieć nad książkami.
Chyba Kaśka zaraziła mnie odrobinę swoją energią. Ale to raczej dobrze, przynajmniej tak mi się wydaje.
Docieramy szybko na miejsce. "Knajpka" jak to nazwała ją moja przyjaciółka jest przepełniona ludźmi.
Podchodzimy do baru i kupujemy sobie po martini.
Plotkujemy przez chwilę o znajomych z liceum, po czym Kasia zaczyna mówić o swoim związku. Chyba dlatego potrzebowała gdzieś wyjść i się napić.
- Bo wiesz... pokłóciliśmy się ostatnio z Piotrkiem. Głupia sprawa, ale...
- Ale? - widzę jak napływają jej łzy do oczu. Podsuwam jej drinka - Nie tutaj. - Za moja radą bierze spory łyk alkoholu i kontynuuje.
- Oskarża mnie o to, że go zdradzam. Flirtowałam z takim jednym, a on już wyzwał mnie od szmat. Od tygodnia chodzę taka zdołowana... a on w ogóle nie dzwoni. Nawet mnie nie przeprosił...
Czyżby kłopoty w raju? - myślę słuchając jej wypowiedzi. Kasia z Piotrem byli do tej pory jak papużki - nierozłączki.
- Może Ty zadzwoń pierwsza? Jak Ci na nim jeszcze zależy... bo ja nie wiem, czy chciałabym być z facetem, który nie wierzy w to co mówię. I który mnie wyzywa od najgorszych.
- Ale głupio, żeby to wszystko przez co przeszliśmy, skończyło się przez taką głupotę. Ja... szczerze, to nie wiem co robić. Chciałabym ratować nasz związek, ale uważam, że najpierw to on powinien mnie przeprosić.
- Masz rację, wina leży przede wszystkim po jego stronie. Chociaż niepotrzebnie go sprowokowałaś...
Bierze głęboki wdech, po czym mówi:
- To co, następna kolejka?
- Pewnie.
Wołamy kelnera i zamawiamy sobie po jeszcze jednym drinku.
- Wiesz co? Chyba idę potańczyć. Idziesz ze mną?
- Nie, dzięki. - Nie jestem dobra w tańczeniu. Kaśka wtłacza się między ludzi na parkiecie, a po chwili już kręci się koło niej jakiś adorator. Nie dziwię się temu wcale, bo nie należała do brzydkich kobiet.
Podczas gdy ona bawi się z nieznajomym, i ja zaczynam się rozglądać za jakimś towarzyszem. Ponieważ taniec odpada, wodzę wzrokiem po siedzących przy stolikach panach.
Nikt nie rzuca mi się w oczy. Trudno. I tak nie mam ochoty dzisiaj na balowanie, a tym bardziej poznawanie nowych ludzi.
Moje zdanie zmienia się, gdy zauważam siedzącego na drugim końcu baru przystojniaka.
Czyta jakąś książkę, nie widzę z tak daleka tytułu. Postanawiam dosiąść się do niego.
Wstaję, biorę do ręki torebkę i swoje martini i siadam obok niego.
- Trochę głośne miejsce jak na czytanie wybitnych dzieł literackich. - Próbuję mówić normalnie, choć to trudne przy takiej dudniącej muzyce. Spogląda na mnie, a ja po prostu rozpływam się pod tym przenikliwym spojrzeniem błękitnych oczu.
- Tak, to prawda. - uśmiecha się. - Nie mam za bardzo wyjścia, bo miałem dzisiaj dostać klucze do nowego mieszkania, a właściciel spóźnia się dwie godziny.
- Auć. - mówię - To niedaleko?
- Jakieś trzy minuty pieszo stąd.
- Rozumiem, już lepiej tutaj niż na schodach przed wejściem do bloku.
- Dokładnie.
- Ja w sumie też jestem tu z przymusu.
- Czyżby? - unosi brwi.
- Koleżanka mnie wyciągnęła. A przysięgam jeszcze dwie godziny temu nie miałam ochoty na cokolwiek. Pewnie spędziłabym ten wieczór oglądając telewizję i zajadając się popcornem.
- A jednak tu jesteś.
- Powiedzmy, że użyła dobrych argumentów.
Milczymy. Cholera, może za bardzo się narzucam? Cóż, koleś wydaje się sympatyczny. Mało tego, jest taki gorący. Mogłabym wpatrywać się w te oczy w nieskończoność.
Normalnie nie podchodzę do facetów, ale tym razem ośmielona alkoholem zdecydowałam się na ten krok. Ciekawe, czy coś z tego będzie?
- Co czytasz? - próbuję wrócić do rozmowy.
- Nic ciekawego - mówi, usiłując zasłonić ręką książkę, którą przed chwilą czytał.
Przez moją wiecznie niezaspokojoną ciekawość wyrywam mu książkę z rąk.
"Biotechnologia molekularna. Zastosowanie w medycynie"
Rzeczywiście, pasjonujące. Tym bardziej dla mnie, osobie, która zmuszona jest czytać tego typu książki na co dzień.
- Wow - mówię nie ukazując emocji.
- Tak, wiem. Mówiłem, że to nic ciekawego. Ale cóż, taka praca.
- No tak - mówię i dopijam do końca drinka.
- A ty, co robisz z zawodu?
- Jeszcze studiuję - burczę.
- Zły dzień?
- Nie, tylko jestem zmęczona - albo straciłam na cokolwiek ochotę po ujrzeniu tej książki. Rzygam już jakąkolwiek biologią, chemią... nie dzisiaj.
- Masz ochotę jeszcze czegoś się napić?
- Nie, dziękuję.
Skierowałam wzrok na parkiet i próbowałam znaleźć Kasię. Nasze spojrzenia nagle skrzyżowały się, postanowiła do nas podejść.
- No proszę, wystarczy Cię na chwilę zostawić i już masz nowe towarzystwo - uśmiecha się jak zwykle promiennie. - Mogę na chwilkę Cię prosić?
- Przepraszam na moment - mówię do nieznajomego. Wstaję i odchodzimy z Kaśką kilka kroków dalej.
- Słuchaj, Zuza, Piotrek do mnie zadzwonił. Muszę iść. Poradzisz sobie sama, czy mamy Cię odwieźć?
- Nie, nie ma takiej potrzeby. Poradzę sobie. Wszystko między wami w porządku?
- Zobaczymy - mówi.
- No to leć już do niego i wyjaśnijcie sobie wszystko. Jestem pewna, że wszystko się ułoży. A, i dzięki, że mnie wyciągnęłaś.
- Nie ma za co. Miłej zabawy - skinęła na faceta z którym rozmawiałam. Nawet nie znam jego imienia.
- Dzięki. - uścisnęłyśmy się na pożegnanie i Kasia udała się w stronę wyjścia.
Wróciłam do mojego towarzysza.
- Coś się stało?
- Nie, wszystko w porządku. Musiała już lecieć.
- Nie zdążyłem jej podziękować.
- Za co?
- Za to, że Cię wyciągnęła. - uśmiecha się. A więc teraz postanowił włączyć tryb: flirtowanie?
- No tak. Też się cieszę, że dałam się jej namówić.
- Skoro tak rzadko wychodzisz, to świat sporo traci, że nie widzi takiej piękności częściej. - Tak, zdecydowanie ze mną teraz flirtuje.
- A ktoś taki jak ty też powinien częściej wychodzić - mówię, podejmując jego grę.
- Już wyszalałem się wystarczająco w życiu.
- Ciekawe... nie żeby coś, ale na pięćdziesięciolatka nie wyglądasz.
Uśmiecha się.
- Nie to miałem na myśli.
- Wiem, ale uważam, że ludzie nigdy nie powinni mówić takich rzeczy. Na szaleństwo można sobie pozwolić w każdej chwili. W każdym wieku, na każdym etapie w życiu.
- Mówi dziewczyna, którą trzeba wyciągać siłą z domu.
- Potrzebuję zachęty. Po prostu czekam na odpowiednie okazje - uśmiecham się, przygryzając dolną wargę.
On odwzajemnia uśmiech, po czym zerka na swój wibrujący telefon.
- Muszę iść po te klucze. Idziesz ze mną?
Powinnam? A może nie? A co mam do stracenia?
- Pewnie.
Wychodzimy z lokalu i udajemy się w stronę jego nowego mieszkania. Rzeczywiście jest rzut beretem.
Wymienia kilka zdań z starszym panem, po czym odwraca się w moją stronę.
- To co? Obejrzysz mieszkanie?
- Z chęcią.
Wchodzimy na trzecie piętro, niemal dyszę na samym końcu. Więcej schodów nie mieli?
Wreszcie wchodzimy do środka. Okazuje się,że to stosunkowo niewielkie dwupokojowe mieszkanie.
- Napijesz się czegoś?
- Nie mam ochoty. Od urodzenia mieszkasz w tym mieście, czy jesteś spoza?
- Dopiero co się tu wprowadziłem, ze względu na pracę.
- Na długo zostajesz?
- Planowo rok. Zobaczymy jak się sprawy ułożą.
- Rozumiem - mówię jednocześnie oglądając obraz na ścianie w salonie.
- Widzę, że zaintrygował Cię krajobraz.
W rzeczy samej. Obraz jest klasyczny, przedstawia chyba fragment jakiejś XVIII - wiecznej wsi, którą otacza cudowny górzysty teren. Widać ludzi pracujących w polu, bawiące się dzieci, oraz przejeżdżającą dorożkę z dwoma pięknymi, dorodnymi końmi na czele. Wszyscy na tym obrazie wydają się tacy spokojni... i szczęśliwi.
- Jest śliczny - mówię nie ukrywając podziwu.
- Tak jak ty - mruczy i podchodzi do mnie.
- Porównujesz mnie do obrazu? - niemal wybucham śmiechem. Czując jego bliskość, szepczę - Nawet nie wiem jak się nazywasz...
- Łukasz - odpowiada również szepcząc.
- Zuza.
- Miło mi poznać - śmiejemy się teraz obydwoje. - Może obejrzymy sypialnię?
- Tak szybko? Liczyłam na nieco dłuższą grę wstępną. - robię naburmuszoną minę.
Łukasz nagle chwyta mnie w pasie i zanosi do drugiego pokoju, po czym kładzie na łóżku.
- No wiesz! Jesteś chyba zbyt bezpośredni. Poza tym nigdy nie idę do łóżka na pierwszej randce.
- I co teraz zrobimy?
- Nie wiem. - próbuję zachować poważną minę.
- Droczysz się ze mną. - mówi i całuje mnie zachłannie. Oczywiście oddaję pocałunek, tym samym go przedłużając.
Nasze biodra ocierają się o siebie coraz mocniej. Podwija mi sukienkę, nie odrywając ust od mojej szyi. Odchylam głowę i jęczę. Jedną ręką muska moje udo. W końcu zdejmuje ze mnie sukienkę. Dzięki Kaśce, mam na sobie seksowną, koronkową bieliznę. Chyba częściej dam się wyciągać z domu.
W jego spojrzeniu jest tyle pożądania, że zapominam o wszystkich swoich kompleksach. Teraz jedną ręką ugniata moją pierś, a drugą kładzie na karku. Przesuwa nosem po moim policzku, a potem muska wargami miejsce tuż pod uchem. Czuję jego ciepły oddech muskający skórę, gdy szepcze:
- Ale jesteś seksowna. Nieprawdopodobnie seksowna.
Całuje mnie raz jeszcze, po czym na chwile przestaje, żeby ściągnąć przez głowę podkoszulek. Jest co podziwiać. Klęka między moimi nogami i przykłada usta do mojego brzucha. Palce Łukasza wsuwają się powoli pod materiał majtek, a ja przymykam oczy.
Jego palce nagle wsuwają się we mnie i dotykają najczulszego punktu. Wyginam się w łuk, aby wzmocnić ten dotyk. Całuje moje piersi, a ja przesuwam dłońmi po jego imponującym torsie.
Natrafiam na guzik od jego spodni i go rozpinam. Znając moje zamiary przyspiesza proces, i znów na moment przerywa aby zsunąć spodnie. Ponownie wraca do pieszczenia mojego ciała. Jego ręce i usta przejęły moje ciało we władanie. Czuję coraz większe, narastające podniecenie. Zsuwa ze mnie majtki, a następnie rozpina stanik. Całuje moje piersi, najpierw delikatnie, potem coraz mocniej, aż w końcu przygryza lekko moje sutki, doprowadzając mnie do szaleństwa. Schodzi wargami do mojego brzucha, i niżej, i niżej...
... aż dociera tam. Czuję jak jego język wiruje wokół mojej łechtaczki, coraz mocniej, już ledwo wytrzymuję... Czuję, że dochodzę...
I nagle przestaje. Wraca do całowania moich ust. Oplatam nogami jego biodra, napierając przy tym na jego męskość. Chcę, żeby już we mnie wszedł i skończył te piekielnie słodkie tortury. Jego usta ponownie muskały moją szyję, po czym wszedł we mnie gwałtownie i zaczęliśmy płynąć we wspólnym rytmie. Z każdym kolejnym pchnięciem jego bioder moje ciało staje się coraz bardziej napięte. Oplatam go mocniej nogami, wychodząc mu naprzeciw. Opuszcza głowę i czuję jego gorący oddech na szyi, gdy pcha mnie po raz kolejny, na tyle mocno, że przechodzi mnie dreszcz, a potem całe ciało zalewa rozkosz.
Opadamy na siebie wykończeni odbytym przed chwilą stosunkiem.
- Jesteś cudowna. - dyszy mi do ucha.
- Ty też jesteś niezły - odpowiadam, również dysząc ciężko.
Nawet nie wiem kiedy, ale zasypiam wtulona w jego ramiona. Moje wcześniejsze zmęczenie daje o sobie znać i odpływam w błogą krainę snu...
***
Budzę się o dziewiątej nad ranem. Łukasz nadal śpi. Chwilę zastanawiam się, jak się tu znalazłam, po czym uświadamiam sobie, że przespałam się z facetem, którego dopiero co wczoraj poznałam.
O mój Boże.
Muszę jak najszybciej stąd wyjść. Gdzie moja sukienka? Rozglądam się po pokoju, po czym podnoszę sukienkę z podłogi i w miarę sprawnie się ubieram. Staram się robić to możliwie jak najciszej, żeby nie obudzić Łukasza.
Niestety skrzypiąca podłoga nie ułatwia mi zadania i w połowie drogi do wyjścia słyszę zaspany głos:
- Już idziesz? Bez pożegnania?
- Przepraszam, nie chciałam Cię budzić. Spieszę się, cześć - mówię po czym szybciutko podchodzę do drzwi i wychodzę. Łukasz krzyczy coś za mną, ale ja już zdążyłam opuścić jego mieszkanie.
Co ja wyprawiam? Nigdy nie poszłam do łóżka z mężczyzną, którego znałam tak krótko.
To pewnie przez ten alkohol.
Mam nadzieję, że zapomnę o tym incydencie.
Chociaż przyznam, że seks był wspaniały... cudowny, wybuchowy, elektryzujący...
Przestań - ganię samą siebie. Muszę zapomnieć o tym. Już nigdy więcej nie posunę się tak daleko. Potem tylko dręczy mnie sumienie, które teraz wręcz krzyczy gdzie podziała się moja moralność. Gdzie ta grzeczna studentka, której zależy wyłącznie na nauce?
Ale dobrze było zasmakować w przygodnym seksie, z apetycznym przystojniakiem, o którym nic nie wiem. Cholera, nie mogę zapomnieć jego ust... i jego dotyku... na samą myśl, czuję tworzący się supełek w moim podbrzuszu.
Ale to nie zmienia faktu, że nie znam go w ogóle... nie powinnam była zachować się tak nieodpowiedzialnie.
Oby nie miał AIDS, bo wtedy już totalnie bym się załamała...
***
Weekend się skończył, a wraz z nim moje poczucie winy. Jestem młoda, jeden numerek z nieznajomym nikomu nie zaszkodzi.
Pora wrócić do rzeczywistości. Czyli witajcie zbliżające się egzaminy z jakże ekscytującej chemii.
Po drodze na uczelnię, wstępuję do Starbucks po źródło kofeiny. Jak zwykle stoję w kolejce... kurczę, za 10 minut mam wykład, niech się sprężają z tą kawą. Wreszcie dostaję magiczny napój i udaję się prosto w kierunku budynku, w którym powinnam już być.
Nie spóźniam się, choć mało brakowało, bo weszłam na salę dosłownie minutę przed wykładem. Muszę zająć miejsce w pierwszym rzędzie, co mnie nie raduje, bo nienawidzę siedzieć z przodu.
Dziekan naszego wydziału zaczyna przemówienie o nowym wykładowcy, który odbył właśnie roczny staż w Chicago.
- Początkowo miał uczyć was profesor Bukiewski, jednak zastąpi go pan Keller. Mimo młodego wieku osiągnął już wiele, realizując swoje projekty pod okiem amerykańskich naukowców. Przeprowadzone do tej pory przez niego badania potwierdzają jego talent, a tym samym mogą stanowić dla was wzór. A więc zostawiam was pod okiem wybitnego specjalisty w dziedzinie genetyki, z którym będziecie mieli wykłady przez najbliższe dwa semestry. Panie Keller?
Nowy wykładowca wychodzi na środek sali, po czym dziekan ją opuszcza. Przedstawia się i zaczyna opowiadać o swoich osiągnięciach, jednak mówi o sobie o wiele skromniej niż dziekan. Nie skupiam się za bardzo na tym, co mówi. Nie mogę uwierzyć, że go widzę. Otóż nowy wykładowca wcale nie jest taki nowy. Przedwczoraj opuściłam nad ranem jego mieszkanie. Na dodatek, siedząc w pierwszym rzędzie nie mogłam się schować ani zasłonić. Łukasz jak tylko wszedł, od razu mnie zauważył. Chyba zapadnę się pod ziemię.
Nie odrywa ode mnie wzroku, ale nie przestaje mówić.
Prowadzi najnormalniej w świecie wykład na temat technologii diagnostyki molekularnej.
Wiercę się cały ten czas, nie mając pojęcia co dalej. Wykład się kończy, a ja postanawiam zaczekać aż wszyscy opuszczą salę. Chcę z nim porozmawiać sam na sam, jednak kilka osób miało podobny plan, z tym że oni chcieli z nim pomówić na temat jego zagranicznego stażu.
Całe szczęście Łukasz odpędza ich mówiąc zwyczajnie, że nie ma teraz czasu i kiedy indziej podzieli się z nimi swoimi doświadczeniami.
Wreszcie zostajemy sami.
Mam ochotę uciec, ale uważam, że wypada z nim zamienić kilka słów w związku z tym co między nami zaszło...
Czuję się coraz bardziej skrępowana całą tą sytuacją.
- A więc... - próbuję jakoś sensownie zacząć. - jesteś teraz moim wykładowcą...
- A ty jesteś studentką. - mówi.
- Nie da się ukryć. Zresztą mówiłam Ci, że studiuję.
- Szkoda tylko, że nie wspomniałaś gdzie. - czy ja słyszę pretensje w jego głosie? Wzdycha głośno. - Myślałem, że kończysz studia, a nie jesteś dopiero na drugim roku.
- To by coś zmieniło? - czuję jak powietrze robi się coraz gęstsze.
- Nie wiem... może.
- Nie musimy tego roztrząsać. Zapomnijmy o tym.
Milczy przez chwilę.
- Masz rację. Chyba tak będzie najlepiej.
Przełykam ślinę. Dlaczego teraz mam tak sucho w ustach? Pewnie przez to, że zestresowałam się tą rozmową. Łukasz obdarza mnie tym swoim, zabójczym, przenikliwym spojrzeniem. Robi mi się cieplej. Najwyższa pora się wycofać.
- Muszę lecieć na zajęcia. Cześć - wychodzę możliwie jak najszybciej z sali. Słyszę, jak odpowiada mi "do zobaczenia", a kilka sekund później jestem już za drzwiami sali wykładowej.
Koncentruję się na tym, żeby powstrzymać atak paniki. Trzeba być mną, aby wpakować się w romans z nauczycielem przez przypadek.
Cudem dotrwałam do końca zajęć, a jak tylko dotarłam do domu, zadzwoniłam do Kaśki.
Opowiadam jej całą historię. Nie mam pojęcia, co powinnam zrobić. Liczę na to, że ona mnie w jakiś sposób pocieszy.
- O jejku, Zuza! Niesamowite! Żeby takie ciacho wykładało na Twojej uczelni... jak ja bym miała takich nauczycieli, to już nigdy nie opuszczałabym żadnych zajęć... - nie ukrywa podziwu w głosie.
- Tylko, że ja się z tym ciachem przespałam. Wiesz jak niezręcznie się dzisiaj czułam?
Słyszę jak się śmieje.
- Dzięki za Twoje wsparcie - burczę do słuchawki telefonu.
- Zuza, tylko spokojnie. On na pewno też nie czuje się najlepiej w takiej sytuacji. Jakby ktoś się dowiedział o was, mogliby go zwolnić.
- Nie myślałam o tym wcześniej. Ale jak mieliby się dowiedzieć, jak raczej żadne z nas nie mówiło o tym nikomu na uczelni... - myślę głośno.
- Po prostu jak zaszyjecie się gdzieś znowu, to zachowajcie ostrożność - mówi Kaśka, po czym znowu wybucha śmiechem.
- Po co ja w ogóle do Ciebie dzwonię? - nie ukrywam irytacji. Dla mnie to wcale nie jest takie zabawne.
- A był chociaż dobry w łóżku?
- Szczerze? Było wspaniale. Cudownie. Nie mogę zapomnieć o... zresztą, rano uciekłam z jego mieszkania. I nie zostawiłam numeru telefonu, chyba nie odebrał tego zbyt dobrze...
- Jak to uciekłaś?
- Nie powinnam była iść z nim do łóżka... Po prostu czułam, że muszę się jak najszybciej stamtąd ewakuować, rozumiesz, prawda?
- Tak, ty często masz chęć do ewakuacji. Nie wiem czemu. - znów chichocze pod nosem.
- Dobra, skończmy mówić o mnie. Jak poszło z Piotrkiem? - od razu przestaje się śmiać.
- To... skomplikowane.
- Możesz jakoś to sprecyzować?
- Przeprosił mnie, widziałam skruchę w jego oczach. Ale nie wiem, czy chcę do niego wracać...
- Daj sobie trochę czasu. Wydaje się dziwne, że tak nagle wypaliło się to uczucie, które było między wami od dłuższego czasu.
- Tak, wiem... ale po tym, jak mnie wyzwał, nie wiem czy chcę z nim dalej być. Uważam, że facet nigdy nie powinien tak zwracać się do kobiety, z którą wiąże jakąkolwiek przyszłość. Nawet w złości, nie powinien...
- Rozumiem. Wydaje mi się, że jak dla Ciebie posunął się po prostu za daleko. Może rzeczywiście powinnaś dać sobie z nim spokój. - słyszę jak pociąga nosem.
- Muszę kończyć.
- Trzymaj się.
- Ty też.
Kończymy rozmowę. Szkoda mi jej... zawsze jest zdecydowana czego chce, nigdy nie waha się tak długo nad podejmowanymi decyzjami. Ale jak widać, tylko faceci mogą zmienić tak kobiety,że te nie zauważają, jak się zmieniają pod ich wpływem.
***
Kolejny dzień, kolejne wykłady, a zwłaszcza jeden szczególnie krępujący.
Od kiedy moje życie stało się takim koszmarem?
Tym razem wyszłam wcześniej z domu, aby zająć przyzwoite miejsce.
Z tyłu. Gdzieś, gdzie mogę w razie co się ukryć i udawać, że mnie nie ma.
Muszę przyznać, że Łukasz ciekawie prowadził wykłady. Nigdy nie przepadałam za genetyką, w ogóle za biologią - zawsze wolałam chemię. Wystarczy zrozumieć, a nie zakuwać dzień i noc, żeby zdać na marne 2.
Słuchałam jego aksamitnego głosu i podświadomie zaczęłam porównywać go z tym, co mówił mi jak... się poznaliśmy. Wtedy wypowiadał się tak swobodnie, teraz w sumie też... no wtedy to było takie spontaniczne, a nie jak teraz. Ten rodzaj swobody wywołany jest raczej odpowiednim przygotowaniem do wykładu.
Nie wiem w którym momencie, ale przestałam w ogóle skupiać się na tym co próbuje nam przekazać. Koncentrowałam uwagę na jego ustach, czasami przerzucałam się na oczy, ale jak tylko mnie na tym przyłapywał, od razu zwracałam głowę w dół, do notatek.
Zastanawiam się, czy ma jakieś inne hobby, poza pracą... Potrząsam głową. Czemu miałoby mnie to interesować? Może moje wyrzuty sumienia gdzieś wewnętrznie przypominają mi, że przespałam się z facetem, o którym wiem zbyt mało, żeby to zrobić. I może chciałabym dowiedzieć się o nim więcej...
Wykład się kończy, kusi mnie, aby znów do niego podejść, ale moje skrępowanie całą zaistniałą sytuacją daje za wygraną i ostatecznie odpuszczam.
***
Zdaje się, że złapałam jakiegoś wirusa i do końca tygodnia nie idę na uczelnię z powodu grypy żołądkowej.
Tak szczerze, to jest moim wybawieniem, bo nie muszę przynajmniej widywać się z Łukaszem. Mimo nieprzyjemnego samopoczucia, są też plusy tej choroby.
Moja dieta jest wyjątkowo lekkostrawna, bo mój żołądek jest tymczasowo zbyt delikatny na moje ulubione, ostre potrawy. Wcale nie poprawia mi to humoru. Cały dzień pod kocem leżę i oglądam telewizję, która z dnia na dzień jest coraz bardziej nużąca. Kto ogląda te wszystkie programy? Są tak beznadziejne, że zastanawiam się po co komu to elektroniczne pudło, z którego nie ma za grosz pożytku. Jednie zwiększony wydatek na comiesięczne rachunki. No cóż, to pewnie wpływ doby dwudziestego pierwszego wieku, która postanowiła za mnie, żeby zainwestować w coś tak bezużytecznego.
Znudzona programami kulinarnymi, wiadomościami o polityce, i innymi pierdołami sięgam po laptopa. Posłucham sobie jakiejś muzyki, to może przynajmniej się lepiej poczuję. Mam taką nadzieję. Puszczam sobie melancholijny kawałek, sprawdzam pocztę elektroniczną, facebooka... Nic godnego mojej uwagi. Wzdycham ciężko. Nie jestem stworzona do przesiadywania w domu 24 godziny w 7 dni w tygodniu.
Do książek nawet nie myślę, żeby zaglądać, bo na sam ich widok jeszcze bardziej mnie mdli.
Parzę sobie herbaty i ponownie zasiadam przed komputerem.
Jak by tu się czymś zająć? Wpisuję w wyszukiwarce zapytanie, co najlepsze na grypę żołądkową. Prawie wszędzie to samo... herbatki ziołowe, imbir, mięta i tak dalej. Nic odkrywczego. Trafiam na jakąś stronkę, na której każdy każdemu doradza - czasem lepiej, czasem gorzej. Też nic specjalnego... chociaż jedna odpowiedź przykuła moją uwagę: "może jesteś w ciąży?;)"
Jasna cholera... nie pomyślałam o tym... wracam myślami do tamtej nocy... Czy my użyliśmy zabezpieczenia? Jakiegokolwiek? Byłam aż tak pijana, że tego nie zauważyłam?
Spanikowana, dzwonię do Kaśki.
- Hej, Zuza, jak tam się trzymasz? Współczuję Ci, że musisz siedzieć teraz w...
- Kasia, mogłabyś do mnie przyjść? - przerywam jej.
- Ta..tak. Oczywiście. Coś się stało?
Czuję gulę zaciskającą się w moim gardle.
- A kupiłabyś mi po drodze test ciążowy?
Milczy.
- Kaśka, jesteś tam? - słyszę chrząknięcie.
- Zaraz będę - rozłącza się.
Nie pamiętam, kiedy ostatnio przydarzyła się taka sytuacja, że moja przyjaciółka nie wiedziała co powiedzieć. Najwyraźniej nieźle ją zszokowałam.
Sama jestem w szoku. Czuję coraz większy strach.
Co jeśli podejrzewam słusznie? A może niepotrzebnie panikuję? Kotłują się we mnie różne emocje, ale przezwycięża je wszystkie chęć zwrócenia wszystkiego do kibla.
Więc pospiesznie udaję się do toalety...
***
Ktoś nerwowo puka w moje drzwi.
Nie kto inny, jak Kasia - oczywiście.
- Nie powiem, zaskoczyłaś mnie - powiedziała wchodząc do mieszkania.
- To nic pewnego... - mruczę pod nosem.
- No raczej, że nie, bo po co wtedy byłby potrzebny test? - mówi ironicznie. - Nie zabezpieczyliście się? - pyta z niedowierzaniem.
- Szczerze, to... nie pamiętam. - Czuję się zażenowana. - Może to tylko grypa...
- Może. Miejmy nadzieję - mówi cicho i podaje mi małe, kartonowe pudełko.
Biorę od niej opakowanie.
- Zostajesz?
- No raczej - mówi oburzona. - Chyba nie po to tak gnałam do Ciebie, żeby w kulminacyjnym momencie tak po prostu sobie wyjść. Spokojnie, zaczekam.
Idę do łazienki i postępuję zgodnie z instrukcją. Wchodzę z powrotem do salonu, gdzie siedzi Kaśka.
- Teraz trzeba odczekać od 5 do 10 minut.
- W razie co kupiłam dwa, jakby ten pierwszy nawalił.
Siedzimy chwilę w kompletnej, wręcz ogłuszającej ciszy.
- Może napijesz się czegoś? - mówię, przypominając sobie, że jakby nie patrzeć, to jest moim gościem.
- Nie, dzięki.
Odczekujemy kolejne kilka minut.
- Może już sprawdźmy? - szepcze Kasia.
- Chwilę. Nie wiem, czy jestem gotowa na to, żeby spojrzeć - wyrzucam z siebie, po czym patrzę jej w oczy. I widzę współczucie malujące się na jej twarzy.
- Cokolwiek pokaże, pamiętaj, że będzie dobrze. Poradzisz sobie, niezależnie od tego, w jakiej sytuacji się znajdziesz.
Wiem, że próbuje mnie pocieszyć, ale te słowa zabrzmiały, jakby wyrok zapadł już dawno.
Jak Ci się podobało?