Władca Run (II)
25 listopada 2013
Władca Run
15 min
Poranek nadszedł szybko, a może nawet nie poranek a świt, wtedy bowiem jak zwykle obudził się Kurt. Bezszelestnie wstał, pozostawiając śpiące dziewczyny, dając im jeszcze choć chwilę na odpoczynek. Mimo tego miał zamiar do miasta wyruszyć dość wcześnie, z tego co pamiętał uroczystości zaczynać się miały już w południe, a on chciał załatwić wszystkie sprawy przed tym czasem. Pauline zamruczała i poruszyła się przez sen, od razu instynktownie przytulona mocniej przez przyjaciółkę. Łowca z trudem oderwał się od tego ładnego widoku. Nie dziwne, że jakiś szalony czarodziej postanowił mieć takie ładne dziewczyny w swojej wieży. Będzie musiał za jakiś czas wyciągnąć od nich informację, gdzie rezydował, aby ukrócić ten proceder. Na razie skupił się na teraźniejszości, obmywając i rozpalając niewielki ogień, na którym przygotował gęstą polewkę na upieczonym wieczorem mięsie.
Wtedy dopiero obudził dziewczyny, z trudem otwierające oczy i mruczące o dłuższym spaniu.
- Wstawać dziewczyny. Musimy dotrzeć do Sandpoint przynajmniej na dwa dzwony przed południem. Słońce już dawno wzeszło!
Zawołał z rozbawieniem, widząc ich miny. Z nieba odezwał się krzyk sokoła, który pojawił się nagle tuż nad druidem i machając skrzydłami wyhamował szybki lot, siadając na wyciągniętym przedramieniu. Kurt dał mu niewielki kawałek mięsa, który ptak złapał w powietrzu i połknął.
- To Hektor - przedstawił dużego jak na swój gatunek, popielato-brązowego sokoła. - Jest ze mną odkąd zamieszkałem w tych lasach.
To w końcu sprawiło, że Pauline podniosła się. Jej długie włosy były w nieładzie, a lekka tunika ładnie przylegała do zgrabnego ciała. Zbliżyła się do ptaka i ostrożnie wyciągnęła rękę. Sokół popatrzył na nią nieodgadnionym wzrokiem, ale dał się pogłaskać.
- Piękny. Zawsze pragnęłam mieć wierne zwierzę.
Emma również już była na nogach, a jej strój jeszcze bardziej przyciągał wzrok. Łowca doszedł do wniosku, że nie dziwne, że przyciągały spojrzenia i zbyt wiele uwagi. Przełknął ślinę, gdy szatynka objęła ramionami towarzyszkę i najzwyczajniej w świecie pocałowała prosto w usta. Pauline przez chwilę miała strach w oczach, gdy zerkała na Kurta, ale w końcu oddała pocałunek i także objęła drugą dziewczynę. Druid chrząknął, gdy się od siebie oderwały.
- Ja jestem twoim wiernym zwierzątkiem - powiedziała z uśmiechem Emma, później zwracając się do mężczyzny. - Skoro mamy razem wędrować, to powinieneś wiedzieć.
Wzięła białowłosą za rękę, bowiem ta ciągle była bardzo zmieszana i zarumieniona. Tylko pokiwała głową.
- Kochamy się i może tylko dlatego przetrwałyśmy.
- Tak to właśnie wyglądało, że znacie się... bardzo dobrze - rzucił z uśmiechem łowca. - Co nie zmienia faktu, że będę zazdrosny - zaśmiał się.
- A dlaczego miałbyś być? - rzuciła lekko Emma, także głaszcząc Hektora. - Przecież mówiłyśmy, że szukamy mężczyzny. Obie. Jednego.
Kurt rozkasłał się nagle, nie przyzwyczajony do takiego prowokacyjnego zachowania przeciwnej płci. Wskazał na małe ognisko i gotującą się strawę.
- Zjedzmy lepiej.
Emma pokręciła głową i nawet czerwona na twarzy Pauline się uśmiechnęła.
- Nie wywiniesz się, Kurt. Niedługo wrócimy do tego tematu.
Szatynka otarła się o niego w drodze do strumienia. Już idąc zdjęła swoją bluzkę, więc przez chwilę mógł podziwiać jej nagie plecy, zanim nie odwrócił głowy. Jej towarzyszka szybko poszła w jej ślady. Myły się, śmiejąc się i żartując. Emma zarażała entuzjazmem i humorem nawet ciągle przestraszoną kapłankę, która wyraźnie potrzebowała znacznie więcej czasu do przyzwyczajenia się do nowej sytuacji. Co wcale nie przeszkodziło jej się rozebrać. Gwałtowne kroki były dobre, bo dzięki nim oswajała się szybciej.
Zresztą Kurt i tak nie patrzył, choć korciło go bardzo.
Zamiast tego usiadł przy ognisku i nalał strawy do misek. Hektor już odleciał, wracając do zataczania kółek nad ich głowami, w poszukiwaniu obfitszego, jeszcze żywego posiłku. Dziewczyny szybko dołączyły do łowcy, zjadając odrobinę.
- Nie mam nic do twojego jedzenia Kurt, naprawdę jest smaczne. Ale wiesz, sam wspominałeś o tej uczcie dziś.
Emma mrugnęła i szturchnęła go lekko. Bluzka przykleiła się do jej piersi, a twarde od zimnej wody sutki przebijały się przez materiał.
- Możesz się patrzeć. Inaczej bym taka tu nie usiadła.
Druid powoli przestawał się temu wszystkiemu dziwić. Zerknął na Paulinę, która nie wyglądała wcale wiele grzeczniej w swojej lekkiej tunice.
- Jesteście niemożliwe.
Szatynka pokręciła głową zdecydowanie.
- Wiemy czego chcemy. Wiemy co lubią mężczyźni. No i mamy nadzieję, że innym nie pozwolisz na nic poza ewentualnymi spojrzeniami. I sam do innych nie będziesz uciekał. Wtedy możemy być tylko dla siebie nawzajem. Drużyna poszukiwaczy przygód!
Białowłosa zbliżyła się niespodziewanie do mężczyzny i objęła dłońmi jego ramię, wzdychając cicho. Słowa skierowała tylko Emmy.
- Miałaś rację, czuję tylko przyjemność - jej towarzyszka pokazała swoje równe ząbki w uśmiechu. - Nigdy wcześniej to się nie zdarzyło - dodała na użytek Kurta.
Nieco zakłopotany mężczyzna zamrugał oczami i nabrał głęboko powietrza.
- Jeśli w ogóle mamy dotrzeć do miasta, a ja mam się powstrzymać przed zrobieniem czegoś głupiego, to lepiej ruszajmy.
Dziewczyny mu przytaknęły, a Pauline dodała:
- Tylko przeze mnie Emma się jeszcze na ciebie nie rzuciła. Obie chcemy tego samego. Żadna z nas też do niczego się nie zmusza. Jedynie... pragnie. Wielu rzeczy.
Cmoknęła mężczyznę w policzek i wstała. Zdecydowanie szybko oswajała się z sytuacją, a być może zwyczajnie poczuła się dobrze w jego towarzystwie.
Zebrali nieliczny ekwipunek, Emma nawet założyła mocno wysłużoną zbroję. Wolała w mieście nie prowokować zbytnio cienką bluzką. Kurt wyjął skóry, należące głównie do małych zwierząt, ale również do wilków. Jedna była nawet z czarnego niedźwiedzia, spotykanego tu częściej od brunatnych. Zwykle nie nosił do Sandpoint wszystkiego, ale tym razem nie miał pewności, czy jeszcze wróci do tej leśnej kryjówki, a jeśli nawet to na ile. No i miał nieco więcej wydatków, chcąc zakupić dziewczynom garderobę, ochronę i może nawet coś do walki, bo miecz używany przez szatynkę był już stary, wyszczerbiony i miejscami nawet lekko pordzewiały. Przynajmniej kosztów broni Pauline liczyć nie musiał. Zresztą spytał ją o to, gdy obładowani towarem na sprzedaż szli już ku miastu.
- Walczę głównie prostym kijem - potwierdziła. - Ale potrafię również krótkimi ostrzami, kijami i rękami. Moja siła pochodzi z umysłu i ćwiczyłam się w równowadze. Mag robił nam paskudne rzeczy, ale jednocześnie ćwiczył sobie śliczną armię.
- W dodatku obie posługujemy się magią - dodała Emma. - Dlatego nie dla nas ciężkie zbroje. Będziesz nas musiał bronić - zachichotała.
Łowca posłał jej długie spojrzenie, a potem skierował wzrok na apetyczne nogi.
- Jasne. O ile wybierzecie ubrania odpowiednio miłe dla oka - podjął jej grę.
Skinęła głową.
- Obiecuję. Paula również - mrugnęła do przyjaciółki, która potwierdziła uśmiechem.
- Dobrze, że będziemy stały z tyłu, bo inaczej nie mógłbyś oderwać od nas oczu.
Nie rozmawiali już wiele po drodze. Skóry były ciężkie, a dziewczyny jeszcze nie odzyskały w pełni sił, dlatego droga zajęła im nawet więcej, niż przewidywał łowca. W końcu jednak z prawej strony pojawiła się woda, a przed nimi mur chroniący z tej strony miasto przed jakimś obcym wtargnięciem. Sandpoint było usytuowane na malowniczym półwyspie, od strony lądu właśnie bronione przez mur, a z drugiej strony dostęp był jedynie przez mosty. Nigdy jednakże nie była to zbyt niebezpieczna okolica, jego obronność nie musiała być więc wzmacniana.
Teraz brama pozostawała otwarta, gdy przekraczali ją, kierując ciekawe spojrzenia na wielką katedrę, ustawioną zaraz obok. Robiła wrażenie, choć Kurt akurat zupełnie nie rozumiał po co tak wielki budynek w niezbyt przecież dużym mieście. Czy bogowie naprawdę potrzebowali czegoś podobnego? Dziewczyny chyba również miały podobne odczucia, ale akurat one rozglądały się ciekawie wszędzie, pierwszy raz zawitawszy do Sandpoint. Łowcę pozdrowił stojący przy bramie strażnik.
- A więc i ty przybyłeś na święto, Kurt. Ale myślałem, że tam w tym lesie to sam mieszkasz. Teraz widzę dlaczego tak rzadko z niego wychodziłeś.
Roześmiał się, a druid mu zawtórował, ale pierwsza zdążyła odpowiedzieć Emma. Pauline była zbyt przestraszona, choć musiała wiedzieć, że to tylko żarty.
- Żałuj, żałuj. Nasz wielki obrońca jest taki kochany. I należy do nas obu.
Przytuliła się do niego z radosnym uśmiechem, aż strażnik westchnął.
W mieście było już mnóstwo ludzi, chodzących po ulicach bez większego celu lub przygotowujących się na święto, tym bowiem dla Sandpoint było otwarcie na nowo katedry. Kurt i dziewczyny na razie nie wykazywali tym zainteresowania. Łowca pewnie prowadził do jedynej garbarni, dużego budynku nieco na uboczu, głównie ze względu na niezbyt przyjemne, delikatnie mówiąc, zapachy stamtąd dobiegające. Pracownicy mieli dziś wolne, ale Larz Rovansky zgodnie z przewidywaniami nie odpuszczał roboty do ostatniej chwili. Zawsze robił po godzinach i kiedy mógł gonił do tego także innych. Przykładanie się do szczegółów za to sprawiało, że na jego wyroby i tak trzeba było sporo czekać. Tym razem Kurt jednakże tylko sprzedawał.
- Dzień święty trzeba podobno święcić, Larz - odezwał się, wchodząc do śmierdzącego pomieszczenia, pozostawiając dziewczyny na zewnątrz, jedynie zabierając od nich skóry. Garbarz odwrócił się i ocierając pot z czoła zmierzył gościa ponurym spojrzeniem. Był w średnim wieku, ale już prawie zupełnie wyłysiał, co nie przeszkadzało jego zbitej, masywnej i niezbyt wysokiej sylwetce.
- Dawno cię tu nie było. Masz coś ciekawego dla mnie?
- Jak zwykle od razu do rzeczy...
Łowca rzucił na ziemię skóry, pozwalając Larzowi się im przyjrzeć.
- Trochę się nazbierało. Niedźwiedzia jest nieuszkodzona, strzała w oko.
Garbarz badał każdą, a potem zaoferował cenę. Targowali się dłuższą chwilę i wkrótce druid wyszedł na zewnątrz z odpowiednio ciężką sakiewką.
Obie dziewczyny ucieszyły się na jego widok. Zapach to było jedno, a drugie, to mimo, że były nieco na uboczu, ciągle zwracały na siebie uwagę. Były tu zupełnie obce i każde spojrzenie wydawało się dawać im to do zrozumienia. Kurt wskazał nowy kierunek.
- Czas na zakupy. Powinno starczyć na wszystko czego potrzebujemy.
Sklep Vena Vindera był zdecydowanie największym składem w całym Sandpoint. Można tam było kupić wszystko, a żadne z nich raczej nie chciało spędzać czasu u krawca i później czekać jeszcze na wyniki jego pracy. Na szczęście było otwarte i dziewczyny szybko udały się w poszukiwaniu ubrań dla siebie. Kurt z kolei podszedł do najmłodszej córki Vena, o ile pamiętał, nazywała się Shayliss. Zastępowała ojca, zajętego jak większość mieszkańców ostatecznymi przygotowaniami do święta.
I przyciągała spojrzenia, wykorzystując swoją urodę bardzo często, jak chodziły plotki po Sandpoint. Skoro doszły do uszu nawet pojawiającego się tu rzadko łowcy, musiało coś w nich być. Zresztą nie mógł nie przyznać, że była bardzo ładna. Pociągła twarz o ostrych rysach i kuszącym spojrzeniu a ciało smukłe, ale i zaokrąglone w odpowiednich miejscach ciało.
Równie jak ładna, była i prowokująca. Uśmiechnęła się i nachyliła, ukazując pokaźny dekolt długiej sukienki. Ostry makijaż, nietypowe włosy i cała reszta otoczki musiała przyciągać.
- Witaj przystojniaku. W czym mogę ci... służyć?
Mimo przebywania z dwiema pięknymi dziewczynami od jakiegoś czasu, nie byłby mężczyzną, gdyby nie przyjrzał się jej dokładniej. I mocniej nie zabiło mu serce. Wolał jednak nie być obiektem kolejnych plotek.
- Dzień dobry Shayliss. Jak zwykle piękna. Ja i moje przyjaciółki wstąpiliśmy po kilka rzeczy.
Na wspomnienie o przyjaciółkach uśmiech jej przygasł, a gdy Emma pojawiła się, obejmując Kurta, niemal zupełnie znikł. Szatynka wspięła się na palce i wyszeptała łowcy do ucha.
- Jesteśmy zazdrosne.
Mrugnęła do niego, zwijając jakiś kawałek materiału i razem z Pauline idąc za parawan, by wypróbować nowy strój. Druid tymczasem zakupił pozostałe potrzebne podróżnikom rzeczy. Kobiece zakupy trwały zdecydowanie zbyt długo.
Ale za to ich efekt dla mężczyzny był więcej niż zadowalający.
Pauline do swoich białych włosów wybrała sobie kontrastującą, czarną sukienkę. Wiązana na szyi rozszerzała się i mocno przylegała do piersi, których zarysy dokładnie widać było pod cienkim materiałem. Kurt przez chwilę nie mógł oderwać wzroku od jej sutków, zanim przesunął wzrokiem dalej. Szata wiązana była w talii i dalej zwisała dość swobodnie, sięgając mniej więcej do kolan. Przy czym z obu stron była rozcięta, co doskonale odsłaniało całe nogi, gdy dziewczyna się poruszała. Sandały na nogach dopełniały całości. Zbliżyła się nieśmiało do łowcy, uśmiechając się kącikiem ust.
- Chcemy byś patrzył na nas, a nie na jakieś inne. Tylko ty i my...
Spłoniła się, a druid przełknął ślinę, przenosząc wzrok na wyraźnie rozbawioną tym przedstawieniem Emmę. Ona zresztą też dotrzymała obietnicy. Powyżej pasa miała tylko fragment materiału, który obwiązała tak, że zasłaniał jej piersi. Powyżej miała odkryte ramiona, a poniżej brzuch. Płaski i pięknie wyrzeźbiony długimi ćwiczeniami. Przez plecy przewiesiła skórzaną kurtkę, której jeszcze nie założyła, dając mężczyźnie nacieszyć się widokami. Prócz tego miała na sobie spódniczkę, równie krótką co poprzednia oraz bardzo długie, skórzane buty, dokładnie opinające jej łydki i sięgające aż powyżej kolan. Kolor wszystkiego dobrała chyba podług własnych włosów.
- Podoba ci się, widzę to. To dobrze. Wzięłyśmy jeszcze kilka innych rzeczy.
Kurt tylko skinął głową. Sprzedawczyni i tak nie wyglądała na zadowoloną, więc spakował wszystko szybko do podróżnego plecaka.
- Teraz to będą się na was patrzeć. A to niby wy mi wmawiacie, że jesteście zazdrosne.
Shayliss posłała obu dziewczynom zawistne spojrzenie, odbierając zapłatę i nawet nie dziękując. Szybko wyszli, nie chcąc przeciągać struny.
Emma wzięła Kurta pod rękę.
- Wiem, że to głupie i że tak szybko, ale nie chciałbyś faktycznie, byśmy byli wyłącznie dla siebie? Czymś więcej niż tylko towarzyszami podróży?
Łowca zerknął na nią, a potem na zarumienioną Pauline, nie potrafiąc się powstrzymać przed zniżeniem wzroku na jej ciało. Żadna z nich nie była chuda, choć to białowłosa wydawała się bardziej zaokrąglona, o większych nieco biodrach. Obie miały ładnie utrzymane, umięśnione lekko lecz nie nachalnie ciała. Wrócił spojrzeniem do szatynki.
- Masz na myśli to o czym myślę? - zapytał zdziwiony, choć zaczynał się przyzwyczajać do bezpośredniości dziewczyn. - Ledwie mnie poznałyście.
Pokręcił głową, czując, że Pauline odbiera od niego jeden z plecaków, zarzucając sobie na ramię i bierze go pod drugą, teraz wolną rękę.
- Może to przez eksperymenty tego maga, ale to silniejsze od nas. Jesteś naznaczony.
- Tak. Czymś co działa na nas zbyt mocno, byśmy mogły to zignorować. Ja to nazywam przeznaczeniem - dodała Emma z uśmiechem.
Kurt chciał jeszcze zaprotestować, ale kolejne spojrzenie na piękne ciała wybiły mu to z głowy. Nawet jeśli był to jakiś podstęp, to nie widział w nim sensu. Dlaczego więc nie?
- Zobaczymy co z tego wyjdzie. Jesteście zupełnie bezwstydne - obie się uśmiechnęły, Emma zupełnie nieskrępowana, Pauline zarumieniona, lecz też wyraźnie podekscytowana. - Poddam się wam. Tak, aby nie zrobić nic, co by się wam mocno nie spodobało, nie chcę nic popsu...
Poczuł palec szatynki na swoich ustach. Ciągle się uśmiechała, ale oczy miała zwężone.
- Wiem, że nic takiego nie zrobisz. O ile pozostaniesz z nami szczery i nie będziesz miał innej od nas. My przyrzekamy to samo.
Łowca sam poczuł rumieniec na policzkach. Pauline nieoczekiwanie zachichotała.
- Nie jesteśmy wcale takie delikatne na jakie wyglądamy. Lubimy też mocniej i ostrzej niż się spodziewasz. Wcześniej tylko ze sobą, ale brakowało nam prawdziwego mężczyzny...
Kurt zakasłał nagle, patrząc na nią. Dziewczyna najwyraźniej celowo bardziej wypięła pierś, a jej sutki zdradziły, że są twarde i pobudzone. O tak, ta znajomość zapowiadała się ciekawie. Druid skierował się do Zardzewiałego Smoka.
- Zostawimy tu rzeczy. I tak dziś przenocujemy w mieście. Niedługo zacznie się ceremonia otwarcia.
Karczma miała szyld doskonale odpowiadający nazwie. Umiejscowiona przy głównym trakcie rzucała się w oczy i zwykle to tu właśnie zatrzymywali się podróżni. Weszli do środka, nie zauważając nikogo, prócz kręcącej się jak w ukropie służki. Ta, gdy ich dostrzegła rozłożyła bezradnie ręce.
- Nie mamy już wolnych pokoi... - nagle przerwała, rozpoznając Kurta. - Ah, to pan. Oczywiście, zgodnie z obietnicą pana pokój został zarezerwowany. Jak zwykle tuż przy dachu. Ale tam jest tylko jedno łóżko...
Spojrzała na dziewczyny, a Emma uśmiechnęła się rozbrajająco.
- W zupełności nam wystarczy - mrugnęła konspiracyjne, idąc za łowcą po tym, jak ten odebrał od służki klucz.
- Pospieszcie się, zaraz zamykam. Festyn odbywa się na zewnątrz, tam też wystawiliśmy stoły.
Weszli na drugie piętro, a łowca otworzył drzwi. Karczma była dobrej jakości, nawet ten pokój na poddaszu to oddawał. Duże łóżko stanowiło jego większość, poza tym jedna skrzynia na rzeczy, niewielki stolik i krzesła. Jedno mało okno nie dawało wiele światła, za to było tu dość przytulnie. Pauline usiadła na łóżku, wcześniej odstawiając plecak.
- Będziemy musieli się mocno przytulać...
- Och tak... - Emma odłożyła swoją torbę, przygryzając wargę. Gdy Kurt odstawił swoje rzeczy, podeszła do niego nagle, przytulając się całym swoim ciałem do męskiego torsu. Stanęła na palcach i pocałowała zaskoczonego mężczyznę w usta. Rozchyliła swoje i zamykając oczy, wysunęła język, który przesunął się po tym należącym do łowcy. Ten dopiero po chwili oddał pocałunek. Ich języki tańczyły, a z wnętrza dziewczyny dobiegł pomruk zadowolenia i przyjemności. Oderwali się wreszcie od siebie, dostrzegając, że białowłosa, rumiana na twarzy, stoi tuż obok. Przełknęła ślinę, a potem zrobiła dokładnie to samo co jej przyjaciółka, zastępując ją w ramionach druida. Była niższa, więc musiała nie tylko stanąć na palcach. Objęła ramionami szyję Kurta i zmusiła go do lekkiego pochylenia się. Jej pocałunek był bardzo mokry i głośny. Chyba tak właśnie lubiła. Łowca z ochotą zebrał językiem dużą ilość jej śliny, pogrążając się w jej ustach. Poczuł małe dłonie na swoich pośladkach. Cienki materiał sukienki niewiele zmieniał przy tym, że mężczyzna czuł dokładnie ocierające się o niego sutki. Wiedząc do czego to prowadzi, przerwał pocałunek.
- Musimy iść... - powiedział słabo. - Jesteście niesamowite.
Emma uśmiechnęła się radośnie. Również była zarumieniona.
- To skoro przełamaliśmy pierwsze lody, to nie bój się na nas patrzeć i dotykać. Gdzie i kiedy zechcesz. Bardzo to lubimy. A wieczorem... - zamruczała - ... chociaż nie wiem, czy wytrzymamy do wieczora.
- Kiedy i gdzie chcę? - Kurt położył dłoń na pośladku Emmy, która tylko skinęła głową. Mężczyzna zaśmiał się. - W końcu przestanę się kontrolować. Ale wy tego chcecie, prawda? Pokażcie mi, że siebie nawzajem też kochacie i podniecacie.
O dziwo to Pauline poruszyła się pierwsza, podchodząc do przyjaciółki i głośno całując ją w usta. Kurt mógł widzieć, jak wsadza jej język. Z podnieceniem i wielką ochotą, chyba powstrzymywaną od jakiegoś czasu. Co więcej położyła dłonie na odsłoniętym fragmencie ud Emmy i przesunęła je wyżej. Szatynka jęknęła. Łowcy ukazał się kawałek jej jędrnych pośladków. Było tu już zdecydowanie za gorąco.
- Idziemy, dziewczyny. Potrzebuję... zimnego powietrza.
Zaśmiały się obie i podążyły za nim.
Jak Ci się podobało?