Wakacyjny obóz harcerski (VII). Coś się kończy, a coś zaczyna.
27 sierpnia 2024
Wakacyjny obóz harcerski
17 min
Zapraszam zatem do lektury ostatniej części serii: Wakacyjny obóz harcerski.
1.
Szefowej nie zastałem na terenie obozu. Rozpytałem kilku harcerzy i harcerek. Ustaliłem, że śliczna blondynka wybyła z obozu około południa, czyli mniej więcej w tym samym czasie co ja i Sławek. Od tego czasu nikt jej nie widział. Absencję Ani przyjąłem z ulgą. Dzięki temu nasza konfrontacja odsuwała się w czasie, a ja mogłem uporządkować myśli. Zaszyłem się w ustronnym miejscu, mając dobry widok na wejście do obozu i obmyślałem scenariusz nieuchronnej rozmowy, którą zamierzałem odbyć z Szefową.
Gdy upłynęła godzina, a po dziewiętnastolatce nie było śladu, zacząłem się niepokoić, czy coś się jej nie stało. Charakterystyczny dźwięk obozowego dzwonka obwieścił czas kolacji. Niechętnie udałem się do polowej stołówki, gdzie dopadł mnie gwar roześmianych harcerzy, przekrzykujących się lub czyniących sobie wzajemne psoty. Stres ściskał mi żołądek, a harmider działał drażniąco na skołatane nerwy. Z trudem wmusiłem w siebie kromkę chleba z masłem i popiłem słodką herbatą, a potem znów udałem się na czaty w towarzystwie namolnych komarów. Kilka minut później do obozu weszła Ania. Natychmiast do niej dopadłem z drżącym sercem.
– Cześć Szefowo. Możemy pogadać? – Głos miałem niepewny.
Odskoczyła zaskoczona moją nagłą obecnością.
– Rany, ale mnie przestraszyłeś. – Nasze spojrzenia się spotkały, ale tylko na chwilę. – Kolacja się już zaczęła? – spytała.
– Tak. Kilkanaście minut temu.
– To biegnę, bo padam z głodu. – Nie czekając na moją odpowiedź, puściła się biegiem w kierunku stołówki.
– Jasne – wyszeptałem, odprowadzając ją wzrokiem. Pomimo stresu mojej uwadze nie umknął zgrabny tyłek i długie nogi zastępowej. Jednak kosmate myśli nie były mi w głowie. Czułem, że już nie tylko serce, ale całe moje ciało drży z nerwów i ten stan nie ustąpi, dopóki nie rozmówię się z Szefową. By sobie choć trochę ulżyć, zaciągnąłem się wieczornym, lipcowym powietrzem, przepełnionym wonią sosnowego lasu.
Kolejne dwa dni wyglądały podobnie. Każda próba porozmawiania z Anią kończyła się niepowodzeniem. Powody były różne. Nie miała czasu, ochoty lub nastroju. Sytuacji nie sprzyjał też fakt, że ciągle ktoś się koło niej kręcił i bez jej dobrej woli nie byłem w stanie doprowadzić do sytuacji sam na sam. Z drugiej strony, miałem wrażenie, że moja zastępowa unika Marzeny – dziewczyny komendanta. Upatrywałem w tym cichą nadzieję, że mój intymny trójkąt z sołtysową i Sławkiem pozostanie tajemnicą.
2.
Koniec obozu zbliżał się wielkimi krokami, a obojętność Szefowej wobec mnie nie malała. Taka sytuacja szczerze mi ciążyła. Wypatrywałem zatem usilnie sposobności, aby skonfrontować się z Anią. Okazja do rozmowy nadarzyła się dopiero w przeddzień powrotu do domu. W tym dniu mój zastęp sprawował obozowe warty, a nocną tradycyjnie wzięła na siebie Ania. Gdy cały obóz poszedł grzecznie spać, wymknąłem się dyskretnie z namiotu i po cichu zakradłem do zastępowej, która zabunkrowała się w budce wartowniczej. Siedziała na krześle zawinięta w koc i zgodnie z jej zwyczajem czytała książkę przy świetle niewielkiej lampki. Przestrzeni w środku było niewiele. Może oprócz nas zmieściłyby się w niej dodatkowo dwie osoby.
Wparowałem do budki bez ostrzeżenia i zastawiłem wejście, odcinając ewentualną drogę ucieczki. Anka aż podskoczyła na krześle.
– Dlaczego mnie unikasz? – Emocje sprawiły, że miałem podniesiony głos.
– Zwariowałeś? Chcesz, bym dostała zawału? – odpowiedziała, przyciskając kurczowo książkę do piersi.
– Nie – powiedziałem trochę spokojniej. – Chcę tylko pogadać – dodałem.
– Teraz? Tutaj?
– A kiedy? – zripostowałem z wyraźną irytacją. – Jutro zwijamy obóz, a od dwóch dni mnie unikasz?
– Nie prawda – prychnęła.
– To daj buziaka. – Klęknąłem energicznie i spróbowałem ją pocałować, ale się uchyliła. Ponowiłem próbę.
– Co ty robisz!? Seweryn, przestań. Co cię napadło? – zaczęła się odganiać, jakby miała do czynienia z namolną muchą.
– Mnie? – spytałem z udawanym uśmiechem. – Raczej co ciebie napadło? Nie gadasz ze mną. Obraziłaś się? – mówiąc to, podniosłem się z klęczek. Patrzyłem się na nią z góry.
– Nie – odpowiedziała bez przekonania, nie podnosząc głowy. Otworzyła ponownie książkę, którą trzymała w rękach. Robiła wrażenie, jakby miała wrócić do lektury.
– Nie kłam – warknąłem.
– Seweryn, nie podoba mi się ta rozmowa i twój ton. – Wreszcie na mnie spojrzała, a jej wzrok przeszył mnie boleśnie. – Przypominam, że jestem twoją przełożoną. Wyjdź stąd natychmiast! – dodała pewnym głosem.
– Zrobię to, jak mi powiesz, dlaczego mnie unikasz.
Nastała cisza, wypełniona wzajemnymi spojrzeniami pełnymi napięcia.
– Jutro wracamy do domu. Uznałam, że będzie lepiej, jak już nie będziemy…. – zaczęła, ale jej przerwałem.
– Czego nie będziemy?
– Kontynuować naszej relacji – dopowiedziała, a chłód jej tonu ukłuł mnie wyraźnie.
– Dlaczego?
– Nie ważne.
– Nie zasługuje na słowo wyjaśnienia? – spytałem, nie kryjąc żalu.
– Nie – odpowiedziała stanowczo.
– To niesprawiedliwe!
– I kto to mówi – prychnęła.
– O co ci chodzi?
– O nic. Daj mi spokój.
Zadziałałem irracjonalnie. Ponownie się nachyliłem i spróbowałem ją pocałować.
– Seweryn, wyjdź! – powiedziała stanowczo i spojrzała na mnie gniewnie. – Proszę – dodała po chwili trochę łagodniej.
– Gniewasz się o panią Basię? – postanowiłem zagrać w otwarte karty.
– Słucham? – udała zaskoczoną, ale głos jej drżał.
– Pytam, czy gniewasz się na mnie, że spotkałem się z sołtysową?
– O czym ty mówisz? Jakie spotkanie? – Jej ton brzmiał przekonywująco. Gdybym wówczas w brzozowym gaju nie widział Szefowej na własne oczy, mógłbym jej nawet uwierzyć.
– Podglądałaś nas w zagajniku. Nie zaprzeczaj. – Patrzyłem na jej reakcję. Nic nie odpowiedziała. Postanowiłem to wykorzystać i zablefować. – Podobnie jak wówczas, gdy byłem z Karoliną… – Ania otworzyła szeroko oczy. To dodało mi pewności. – Wpierw sądziłem, że tylko, gdy byliśmy w namiecie administracyjnym, ale wiem, że to niejedyny raz.
– Nie… Nie prawda. Co ty w ogóle mówisz? – udała oburzoną.
– To, że nas bezwstydnie podglądałaś w namiocie, jak i dwa dni wcześniej – wycedziłem przez zęby. – Wtedy, gdy spóźnieni z Karoliną wpadliśmy na wieczorny apel. Nie udawaj. – dodałem. – Wróciłaś tuż przed nami.
– Powiedziała ci? – spytała całkowicie zaskoczona.
– Tak… – odpowiedziałem odruchowo, zanim dotarł do mnie sens jej słów.
– Jak mogła… To miała być tajemnica… – wypaliła gniewnie.
– Słucham? – Nadal nie rozumiałem znaczenia jej słów. – O czym ty teraz mówisz?
– O Karolinie… Obiecała… chyba, że… – jej głos się urywał.
– Chyba, że co? – zacząłem drążyć skołowany.
– Nic.
– Mów! – warknąłem.
– Nieważne. Skończmy z tym. – Ania wierciła się na krześle, jakby ją parzyło. – Idź spać. Zaraz pobudzimy cały obóz.
Możliwe, że jeszcze coś powiedziała, ale ja już nie słyszałem. Moją szesnastoletnią głowę bombardował gąszcz myśli. Właśnie do mnie docierało, że przez ten cały czas, byłem naiwnym głupcem. Sądziłem, że to ja jestem panem sytuacji, dyktuje warunki gry, sprowadzając Karolinę i Anię do roli wyuzdanych suczek. A prawda była taka, że byłem psem i to prowadzonym na bardzo krótkiej smyczy. Czasem, gdy starsze harcerki miały na to ochotę, zdejmowały kaganiec i puszczały wolno, abym mógł sobie trochę poużywać, najpierw z Karoliną, potem z Anią. Wszystko to ukartowały. Wykorzystały mnie.
– Seweryn? – jej delikatny głos przywrócił mnie do rzeczywistości.
– Zadrwiłyście ze mnie. Dobrze się bawiłyście? – wychrypiałem ze złością.
– To nie prawda. Seweryn to nie tak…
– A jak?
Dla mnie sytuacja była jasna. Poczułem się oszukany, zraniony. Wezbrała we mnie potrzeba, aby jej nawrzeszczeć, a może nawet rzucić się na nią, podciągnąć harcerską spódniczkę i wedrzeć się między jej młode uda. Nie słuchać próśb, zignorować stawiany opór i wejść w nią bez litości i nadziei na lepsze jutro. Wbrew temu pragnieniu spytałem drżącym głosem:
– Co to było do cholery… Jakieś kółko szalonych miłośniczek Wisłockiej w praktyce?
– Na cierpiącego nie wyglądałeś – odpowiedziała uszczypliwie. Zabolało.
– To dlaczego trzymałyście to w tajemnicy? Karolina mogła mi powiedzieć, że ktoś nas podgląda w lesie lub namiocie. Myślisz, że wówczas bym się zgodził na taki układ?
Celność riposty zaskoczyła nas oboje. Przez dłuższy moment milczeliśmy, mierząc się spojrzeniami. Nieznośną ciszę postanowiła przerwać Ania.
– Masz rację. To nie było w porządku. – Spuściła głowę. – Do tej pory tak na to nie patrzyłam – dodała szeptem.
Ponownie zatopiłem się w otchłani rozproszonych myśli. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że Szefowa coś mówi. Jej głos dochodził do mnie stłumiony, jakby zza grubej szyby.
– Co ci jest? Powiedz coś do mnie. Proszę cię. Odezwij się. Seweryn!
Klęknąłem i oparłem głowę na jej kolanach. Oddychałem ciężko. Gdy poczułem dziewczęce ręce na moich włosach, coś we mnie zaskoczyło. Uniosłem głowę i spojrzałem w oczy blondynki. Dostrzegłem łzy. Nie drążyłem. Liczyłem, że może są to łzy wyrzutów sumienia. Pocałowałem ją. Tym razem nie broniła się i odpowiedziała mi pocałunkiem – mokrym i intensywnym, a ja w międzyczasie wsunąłem dłonie pod harcerską spódnicę. Ponownie nie zaprotestowała. Jej ręce chwyciły mnie za głowę i jeszcze mocniej docisnęły moją twarz do jej twarzy.
Nie kojarzę, co działo się przez kolejne sekundy. Pamiętam tylko, że w pewnym momencie, to ja wylądowałem na krześle, a Ania mnie dosiadła. Zaczęła ocierać się o wyraźne wybrzuszenie na moim kroczu, pojękując przy tym rozkosznie.
– Masz ze sobą gumki? – wydyszała mi do ust.
– Tak.
Chwilę później miałem już spuszczone spodnie wraz z bokserkami, a Szefowa z zadartą spódnicą nadziewała się na mojego penisa, osłoniętego cienką warstwą lateksu.
Odruchowo pomyślałem o jej chłopaku, ale szybko wyparował mi z głowy, gdy na dobre zawitałem w jej cipce. Nie poznawałem się. Te trzy tygodnie obozu harcerskiego skutecznie wyleczyły mnie z bycia miłym chłopcem i ujawniły cień, który zawsze mi towarzyszył, a teraz dochodził do głosu. Uniemożliwił przyjęcie roli dżentelmena lub człowieka niezachwianych zasad, zwłaszcza że i moja partnerka się nimi nie przejmowała. Nie wiem, o czym wówczas myślała. Czy w jakiś sposób racjonalizowała przed sobą zdradę, której się dopuszczała. Przecież kilka dni wcześniej wyraźnie mówiła, że cipkę rezerwuje tylko dla swojego chłopaka, a teraz jej czyny przeczyły temu postanowieniu. Nigdy nie wierz kobiecie – pomyślałem. Lepiej nie umiałem tego podsumować.
Nie rozmawialiśmy, ale nasze ciała doskonale się komunikowały. Oddałem się Ani i to ona dyktowała warunki. Po kilku zapoznawczych i nieśmiałych dosiadach zaczęła mnie ostro ujeżdżać. Robiła to mniej wprawnie niż doświadczona sołtysowa, ale z równym animuszem. Krzesło pod nami skrzypiało resztkami sił. W tym czasie Szefowa całowała mnie namiętnie, ciągnęła włosy lub dyszała do ucha, jak jej dobrze. Rękami pomagałem jej unosić pośladki i jeszcze mocniej nabijać się na penisa, a kolejne krople potu powoli spływały po jej plecach, aż do rowka między dziewczęcymi pośladkami.
Zapragnąłem czegoś nowego. Nie zastanawiając się długo, wsunąłem opuszek palca wskazującego w jej odbyt.
– O jej, Seweryn – wychrypiała.
Jeszcze intensywniej zaczęła dojeżdżać fallusa ruchami posuwistymi. Tyle, o ile pozwalał mi zakres ruchów, starałem się kontynuować stymulację kakaowego oczka dziewczyny. Ta zabawa nie potrwała jednak długo. Ania odchyliła się gwałtownie w tył, na tyle energicznie, że z trudem ją utrzymałem na swoich kolanach. Po tym zesztywniała, pojękując cicho. Po chwili przeszły ją prądy i wykonała kilka niekontrolowanych ruchów miednicą.
Orgazm dziewczyny sprawił mi przyjemność, niewiele mniejszą niż jej. Odbierałem każdy sygnał wysyłany przez ciało partnerki, chłonąłem go i zapamiętywałem. Gdy wreszcie się uspokoiła, wciąż nadziana na twardego penisa, pogłaskała mnie po twarzy, a potem pocałowała czule.
– Seweryn, co to było? – wyszeptała zawstydzona.
– Ty mi powiedz. – Uśmiechnąłem się.
– Moim zdaniem to był mega zajebisty orgazm. – Po tych słowach wtuliła się we mnie i trwaliśmy tak przez dłuższą chwilę, a pulsowanie jej cipki utrzymywało mojego przyjaciela w stanie czuwania.
– A ty? – wreszcie wyszeptała mi do ucha.
– Co ja? – Udałem głupa. Miałem już w tym spore doświadczenie.
– Przecież wiesz. – Podniosła się powoli, oswabadzając fallusa. Spojrzała na niego. – Na co masz ochotę? – spytała.
Nie wiem dlaczego, ale zapragnąłem poczuć jej cipkę językiem. Zsunąłem się z krzesła, klęknąłem między jej nogami i skierowałem twarz między zgrabne uda Ani. Musnąłem językiem jej wilgotną szparkę. Smakowała wybornie. Chciałem kontynuować degustację, ale poczułem lekki napór dziewczęcych dłoni na moją głowę.
– Seweryn, proszę. Ona jest teraz zbyt wrażliwa – wyszeptała takim tonem, jakby miała się zaraz rozpłakać. – Przepraszam cię.
– Nie masz mnie za co przepraszać! – Podniosłem się i przytuliłem ją. Staliśmy tak chwilę, ona wtulając się w moją pierś, a ja wdychając zapach jej włosów.
Po chwili wyczułem, że Ania zsuwa ręką prezerwatywę z penisa i zaczyna go delikatnie pieścić. Zadrżałem.
– Chodź tu do mnie – mówiąc to, usiadła na krześle i przyciągnęła fallusa do swoich ust. Odchyliłem głowę do tyłu, gdy poczułem wilgoć dziewczęcego języka na żołędzi. Jej oralne zabawy coś mi przypomniały. Znów poczułem, jakbym stał w namiocie administracyjnym, a diablica zabawiała się moim przyjacielem, tylko obecne igraszki, dzięki oralnym umiejętnościom partnerki, były o wiele bardziej stymulujące, wprost kierujące mnie na ścieżkę słodkiej rozkoszy.
– Wiem na co mam ochotę – wychrypiałem nagle.
– Mhh… – Ania wysłała do mnie pytające spojrzenie, nie przerywając oralnej pieszczoty.
– Wytrysnąć ci w usta.
Ania zaskoczona wyjęła penisa z ust.
– Niegrzeczny chłopiec – wymruczała. Chwilę się nad czymś zastanawiała, jednocześnie pieszcząc penisa ręką. – W porządku. Miałam mega orgazm, więc i ty zasłużyłeś na coś ekstra. – Uśmiechnęła się figlarnie i powróciła do oralnej zabawy z jeszcze większym animuszem.
– Dziękuję Szefowo! – szepnąłem.
Przymknąłem oczy. Chłonąłem każdy dotyk języka Ani na fallusie i wsłuchiwałem się w jej erotyczne mlaski. Przeplatały się cudownie z dźwiękami leśnej nocy. A to co wydarzyło się w budce wartowniczej, podobnie jak moje wcześniejsze seksualne przygody, pozostały naszą wspólną, słodką tajemnicą.
3.
Ostatni harcerski plecak wylądował w luku bagażowym.
– Dziękuję za pomoc – mówiąc to, leciwy kierowca autokaru uśmiechnął się do mnie i zatrzasnął blaszaną klapę.
– Nie ma sprawy – odpowiedziałem, otrzepując ręce. – A ile zajmie nam droga powrotna? – spytałem.
– Jeśli nie będzie dużego ruchu na drodze, to pewnie nie więcej niż trzy godziny. Wyjdzie w praniu. Wsiadajmy.
Udaliśmy się z kierowcą do drzwi wejściowych, znajdujących się w przedniej części wysłużonego Autosanu. Gdy wspiąłem się po schodkach, dopadł mnie gwar licznej braci harcerskiej. Większość harcerzy siedziała już wygodnie, a tylko pojedyncze sztuki upychały jeszcze bagaż podręczny na półkach usytuowanych nad autokarowymi fotelami.
Z zakłopotaniem odnotowałem, że prawie wszystkie miejsca są zajęte. Z cichą nadzieją wypatrywałem Ani. Dojrzałem ją, siedzącą w przedostatnim rzędzie. Niestety obok niej właśnie mościł się Jarek. Szefowa spojrzała na mnie przepraszająco, a ja odwzajemniłem się pobłażliwym uśmiechem. Przeskanowałem ponownie wszystkie rzędy i dostrzegłem jedno puste miejsce, mniej więcej w połowie długości autokaru. Podszedłem niespiesznie i gdy stanąłem przy nim, zaniemówiłem.
Fotel bliżej okna zajmowała Marta. Moja skrywana sympatia była lekko osunięta na siedzisku, a na uszach miała założone słuchawki. W ręku trzymała Walkmana. Sprawiała wrażenie, jakby chciała schować się przed całym światem i zatopić w muzyce.
Skupiłem wzrok na wolnym miejscu i grzecznie spytałem:
– Można?
Nic nie odpowiedziała. Dopiero po chwili spojrzała na mnie, potem na pusty fotel. Niespiesznie opuściła na ziemię podkurczone nogi, wyprostowała się nieco i zsuwając powoli słuchawki z uszu, powiedziała:
– Proszę.
Zająłem miejsce i skierowałem badawcze spojrzenie na kasztanową piękność.
– Dziękuję – zagadnąłem, zanim zdążyła ponownie założyć słuchawki na uszy.
– Nie ma sprawy. Przecież miejsce było wolne.
– Nie o tym mówię – powiedziałem z tajemniczym uśmiechem na ustach.
Spojrzała na mnie zaskoczona, a ja znów tonąłem w błękicie jej oczu.
– A o czym? – spytała niepewnie.
Wziąłem głęboki wdech i umościłem głowę na zagłówku fotela. Czułem, że Marta wpatruje się w mój profil. Sprawiło mi to wiele przyjemności.
– O ulotce – wreszcie wypaliłem, nie patrząc na nią.
– Jakiej ulotce? – dopytała zaintrygowana.
– Nie pamiętasz? – odpowiedziałem i zamknąłem oczy. Zachowywałem się, jakbym szykował się do snu.
Kierowca odpalił silnik i Autosan leniwie ruszył w drogę. Nierówności nawierzchni sprawiły, że mimo niewielkiej prędkości, trochę nami trzęsło, a moje ramię co chwila stykało się z ramieniem Marty, wywołując u mnie mrowienie w rozporku.
– Przypomniałaś sobie? – mówiąc to, odwróciłem się do niej. Z zaskoczeniem przyjąłem, że nadal mi się przygląda.
Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła.
– Wtedy… przed szkołą. To ty mi wręczyłaś ulotkę z informacją o naborze do drużyny.
– Hmm… Możliwe. – Wzrok przeniosła na trzymanego w ręku Walkmana i się nieznacznie uśmiechnęła.
– Gdybym cię wówczas nie spotkał na swojej drodze, to… – zawiesiłem głos.
W końcu nie wytrzymała i spytała zaciekawiona:
– To co?
– Nie spędziłbym tak cudownych wakacji. – Spojrzałem na nią i wyszczerzyłem zęby. Odwzajemniła uśmiech, a mi zrobiło się bardzo ciepło w okolicy serca.
– Nie ma sprawy. Do usług – odpowiedziała. – A co ci się najbardziej podobało w trakcie obozu? – spytała szczerze zainteresowana.
Odpowiedź od razu cisnęła mi się na usta, ale postanowiłem ją przemyśleć. Przez głowę przeleciały wspomnienia nagiej Karoliny przy drzewie i w namiocie administracyjnym, obrazy intymnych spotkań z sołtysową w brzozowym gaju oraz dźwięki skrzypiącego krzesła w budce wartowniczej, gdy Ania mnie niegrzecznie dosiadała. Upewniłem się, że nic z tych rzeczy nie równa się z tym, co odczuwałem właśnie w tym momencie.
– Najbardziej podoba mi się to, że w autokarze znalazłem wolne miejsce obok najpiękniejszej dziewczyny, jaka była na obozie – udzieliłem szczerej odpowiedzi i spojrzałem w lazur jej oczu.
Marta zaniemówiła. Przez chwilę mi się przyglądała, a potem spojrzała w okno. Gdy jej oczy znów zwróciły się w moją stronę, nie umiała ukryć szczerego uśmiechu.
– Zgrywasz się?
– Jeśli tak, to tylko troszkę – odpowiedziałem i mrugnąłem do niej zaczepnie.
Kolejne przejechane kilometry mnożył tematy do rozmowy, a wspólny czas wypełniły żarty, wzajemne docinki i masa pozytywnej energii. Trzy godziny podróży upłynęły nam z zawrotną prędkością, a widok znajomego przedmieścia uświadomił, że wspólny czas nieuchronnie dobiega końca. Przestraszyłem się, że nie zdążę wyznać Marcie prawdy, tak skrzętnie przed nią skrywanej. Uznałem, że to ostatni dzwonek.
– Co tak spoważniałeś? – ruda piękność wyrwała mnie z zamyślenia.
– Chciałem ci coś ważnego powiedzieć i nie wiem jak.
– Znowu się zgrywasz?
– No właśnie nie.
– To wal prosto z mostu. Tak jest chyba najlepiej – mówiąc to, przyglądała mi się badawczo.
– Tak sądzisz? – Zagrałem na czas.
– Mów, albo zamilknij na wieki – zripostowała.
– A niech mnie… – Wziąłem głęboki wdech i spojrzałem na nią niepewnie. – Gdy wtedy na schodach wręczyłaś mi ulotkę… spojrzałem w twoje oczy i…. utonąłem.
– Co proszę? – wyraz jej twarzy zdradzał szczere zdziwienie.
– Bardzo mi się podobasz głuptasie – wychrypiałem, a z serca spadł mi co najmniej głaz, albo i dwa.
– A co z Karoliną?
– Słucham? – spytałem, nie umiejąc ukryć zmieszania.
– Nie udawaj – jej spojrzenie prześwietliło mnie na wylot.
Takiego kierunku naszej rozmowy się nie spodziewałem.
– Mówiła ci o nas? – postanowiłem wysondować sytuację.
– Coś nie coś mi wspomniała o waszej przygodzie w lesie, a potem w namiocie administracyjnym. – Spuściła wzrok. – Wiesz. W sumie jesteśmy przyjaciółkami – bardziej wyszeptała niż powiedziała.
Czyli przez cały czas wiedziała – pomyślałem. A może nawet z Karoliną i Anią brała w tym aktywny udział? Czyżby także była niegrzeczną podglądaczką? W sumie, jakie to miało znaczenie.
Chwyciłem za jej podbródek i zmusiłem, aby na mnie spojrzała.
– Od teraz takie rzeczy chciałbym robić z tobą i tylko z tobą – powiedziałem.
– Seweryn! Ja mam chłopka…
– Wiem. Tomek… – westchnąłem.
Korciło mnie, aby powiedzieć jej co to za wredny zdrajca, ale ugryzłem się w język. Nie chciałem łamać słowa danego pani Basi. Podskórnie też czułem, że ta prawda nie zbliżyłaby mnie do Marty.
– Kochasz go? – spytałem.
Wlepiła wzrok w oparcie fotela, znajdującego się przed nią i otworzyła usta. Zawahała się.
– Zależy mi na nim – odpowiedziała.
– Czyli mam szansę. – Uśmiechnąłem się i oparłem głowę na zagłówku.
Walnęła mnie przyjacielsko w ramię. Siedzieliśmy chwilę bez słowa, wsłuchując się w podniesione głosy innych harcerzy. To ona postanowiła podjąć przerwaną konwersację.
– Zmieniłeś się. – Spojrzała na mnie i kontynuowała. – Wtedy przed szkołą zwróciłeś moją uwagę, ale potem nie wykonałeś żadnego ruchu i straciłeś w moich oczach.
– Bo jestem nieśmiałym chłopakiem. Wybacz – odpowiedziałem lekko zrezygnowany.
– To teraz nieźle się maskujesz. – Zaśmiała się i zwróciła głowę w stronę okna.
Także spojrzałem na obrazy rysujące się za szybą autokaru. Mijane budynki były niemym świadectwem, że nasza podróż dosłownie za chwilę się skończy. Poczułem niewysłowiony żal. Jeszcze tyle chciałem jej powiedzieć, o tak wiele rzeczy spytać.
Przeniosłem wzrok na Martę, aby zapamiętać jej obraz. Patrzyłem na dziewczęcy profil, łabędzią szyję i skrywane pod harcerską koszulą piersi, delikatnie unoszące się w rytm miarowego oddechu. Z mojej głowy wyparowały Karolina, Ania i sołtysowa. Zadziałałem instynktownie. Poprawiłem jej niesforny kasztanowy kosmyk i umościłem go za zgrabnym uszkiem, a potem się do niego nachyliłem i wyszeptałem:
– Lubię na ciebie patrzeć. – Po tych słowach pocałowałem ją czule w policzek, a na jej odsłoniętym przedramieniu dostrzegłem gęsią skórkę.
– Seweryn. Nie możesz – jej głos zdradzał jednak coś innego. – Obiecaj, że tego więcej nie zrobisz.
– Niestety to niemożliwe – odpowiedziałem najspokojniej, jak umiałem.
– Dlaczego? – spytała zaskoczona.
– Bo właśnie sobie przyrzekłem, że każdego dnia będę wykonywał w twoim kierunku jakiś ruch. A sama wiesz…
– Co wiem? – spojrzała na mnie zaintrygowana.
– Słowo harcerza to święta rzecz.
Chwilę mi się przyglądała. Nie byłem pewien czy mi przywali, czy zacznie się śmiać. A później stało się coś, czego nie zapomnę do końca życia. Oparła głowę na moim ramieniu. Trwaliśmy tak, aż Autosan zatrzymał się na parkingu przed wejściem do naszej szkoły. Gdy pojazd charakterystycznym syknięciem obwieścił koniec podróży, już wiedziałem, że ta kilkunastosekundowa, niewinna bliskość będzie najcudowniejszym wspomnieniem, jakie zachowam z tego wakacyjnego obozu harcerskiego.
Koniec.
Jak Ci się podobało?