Wakacyjny obóz harcerski (IV). Szantaż
28 lipca 2023
Wakacyjny obóz harcerski
23 min
Przypomnę, że bohaterem opowiadania jest szesnastoletni Seweryn, który w trakcie obozu harcerskiego, przeżywa swoje pierwsze erotyczne przygody.
W poprzedniej części opisałem, jak nasz harcerz podsłuchał rozmowę starszych kolegów i młodzieńcza ciekawość zaprowadziła go do urokliwego brzozowego gaju, gdzie był świadkiem seksualnych igraszek trójki kochanków, w tym niezwykle atrakcyjnej, czterdziestokilkuletniej sołtysowej.
Co wydarzyło się później, dowiesz się z tej części.
Miłej lektury.
Wyobraź sobie, że masz szesnaście lat, jest letnie, upalne popołudnie, a ty leżysz w ukryciu pod krzakiem leszczyny, w brzozowym gaju i nie możesz się ruszyć, bo na własne życzenie stałeś się nieproszonym świadkiem seksu ponętnej czterdziestolatki z twoimi starszymi kolegami z harcerstwa. Dodatkowo sytuację komplikuje fakt, że obaj harcerze właśnie zdradzili swoje dziewczyny, a twoje koleżanki, w tym jedną, która jest ci szczególnie bliska. Nie przeszkodziło ci to jednak gapić się z wypiekami na twarzy na seksualne igraszki kochanków i przeżyć dwa silne orgazmy.
Jak się czujesz? Jesteś podekscytowany, wyczerpany, wściekły, a może masz wyrzuty sumienia?
Przeżyłem to sam, więc mogę ci napisać, co ja w takiej sytuacji odczuwałem.
W przeciwieństwie do drinka Jamesa Bonda byłem i wstrząśnięty i zmieszany. Jednak w tym koktajlu różnych emocji przeważało poczucie ekscytacji. Buzujące w mózgu endorfiny nie pozwalały jeszcze na wnikliwą ocenę moralną mojego postępku i tego, czego właśnie dopuścili się komendant obozu ze skarbnikiem hufca. Chroniły przed nadmiernymi wyrzutami sumienia, że nie oparłem się pokusie podglądania i skrajnym gniewem na starszyznę harcerską, a zwłaszcza Tomka, który na moich oczach zdradził Martę – moją skrywaną sympatię. Nie pozwalały również poddać pod surowy osąd postawy sołtysowej.
Jedyne co wyraźnie wybrzmiewało w mojej głowie, gdy z ukrycia obserwowałem kochanków, pospiesznie szykujących się do opuszczenia leśnego zagajnika, to zasłyszane kiedyś od dziadka stwierdzenie, iż granica między damą a kurtyzaną potrafi być mglista, a w owej mgle łatwo się zatracić. Dotychczas nie wiedziałem, o co seniorowi rodu mogło dokładnie chodzić, a jego słowa traktowałem jako rubaszny żart bez pokrycia. Jednak w tej chwili niemalże czułem specyficzny zapach i nieuchwytną konsystencję tej mlecznej aury, o której wspominał.
Na moich oczach poważna bizneswoman, oddana społeczniczka i matka nastolatka zamieniła się w kobietę spragnioną męskiej bliskości, otwartą nie tylko na romantyczny seks, ale też na rolę suki, czerpiącej nieskrywaną satysfakcję z ostrego rżnięcia jej przez dwa młode kutasy.
To wywróciło moje pojęcie o kobietach, zwłaszcza dojrzałych. Panie zbliżone wiekiem do mojej rodzicielki, czyli kobiety czterdziestokilkuletnie, często gościły w moich najskrytszych fantazjach, ale w rzeczywistości postrzegałem je, jako istoty cnotliwe, nietykalne, którym już seks nie w głowie, bo wyparły go kwestie ważniejsze, czyli dzieci, dom oraz praca. Zdolnych co najwyżej od czasu do czasu wzdychać do romantycznych wspomnień lub skrywanych fantazji.
Pani Basia jeszcze przed chwilą wzdychała i jęczała, ale zupełnie z innych pobudek.
Kontrast między moją młodzieńczą naiwnością a rzeczywistością był zatem znaczny i wywołał zrozumiały zawrót głowy.
Czy przez to sołtysowa straciła w moich oczach?
Wręcz przeciwnie. Jej kształty, ruchy i otaczająca ją aura jeszcze bardziej kusiły do grzechu, nie tylko w myślach, ale też w czynie. Tym bardziej że utraciła status cnotliwej damy, a zyskała miano napalonej mamuśki, która lubi ostro się zabawić i pewnie sporo mogłaby mnie nauczyć – prawiczka z jeszcze niewielkim doświadczeniem erotycznym, ale szczerymi chęciami zgłębiania wiedzy z obszaru ars amandi.
Nie miałem wątpliwości, że gdyby tylko kiwnęła palcem, nie oparłbym się jej seksapilowi i wykonał każdy rozkaz, byle tylko zasmakować jej pewności siebie i emanującej kobiecości, a moje dotychczasowe życiowe motto pierwszego razu wyłącznie z dziewczyną, którą kochasz, wyparowałoby natychmiast z młodzieńczej głowy.
Jak bowiem można odmówić takiej kobiecie? To misja bez szans powodzenia.
Mogłem jednak tylko o tym marzyć, patrząc z ukrycia, jak wraz ze swoimi młodszymi towarzyszami zaciera ślady ich intymnej bytności w zagajniku i szykuje się do powrotu do wsi.
Znów prezentowała się przede mną w długiej, kwiecistej sukience, pięknie leżącej na jej sylwetce i nienachalnie podkreślającej jej atuty. Dekolt w kształcie litery „V” odsłaniał niewiele, ale też wcinał się zachęcająco między dwie dorodne wypukłości. Szeroki, elastyczny pas doskonale opinał jej pełne biodra, a zwiewny i rozkloszowany dół dodawał lekkości. Całość domykały jej białe tenisówki, nadające jej młodzieżowego sznytu.
Nie mogłem oderwać od niej oczu. Hipnotyzowała mnie. Podniecała. Próbowałem zapamiętać każdy jej ruch, gest i uśmiech, gdyż czułem, że za chwilę jej widok pozostanie tylko wspomnieniem.
Ona w tym czasie odprowadziła kochanków na skraj zagajnika i z każdym pożegnała się czułym, wilgotnym pocałunkiem, a ręce harcerzy ostatni raz mocno zacisnęły się na jej kształtnych pośladkach, osłoniętych kwiecistym jedwabiem.
Gdy odeszli łąką skąpaną w południowym słońcu w stronę pobliskiego lasu, patrzyła za nimi jak czuła matka. W pewnym momencie chyba odwrócili się do niej, bo podniosła rękę na wysokość twarzy i pomachała w ich kierunku.
Trwaliśmy tak w wyczekiwaniu na naszą kolej, a mnie naszło nagłe poczucie żalu, że za chwilę i ona odejdzie, pozostawiając mnie z refleksją, iż sprawy dorosłych nie są czarno – białe, a raczej mają liczne odcienie szarości.
Zapewne pani Basia kochała swojego zmarłego męża, ale nadal pozostawała atrakcyjną kobietą, ze swoimi fantazjami i pragnieniami. Czy miałem jakiekolwiek prawo ją za to potępiać?
Co prawda korzystając z uciech z młodymi kochankami raniła dwie dziewczyny, które w obozie harcerskim czekały na swoich ukochanych. Nie mogłem jednak mieć pewności, czy sołtysowa w ogóle miała tego świadomość. Może tak, może nie. Czy ta wiedza miałaby dla niej znaczenie? Jeśli sama szczerze kochała, to zapewne tak.
Gdy zachłannie wpatrywałem się w sylwetkę pani Basi, to i postawa starszych kolegów nie wydawała mi się jednoznacznie negatywna. Czy mogłem się dziwić, że nie byli w stanie się jej oprzeć? Czy gdyby mój serdeczny przyjaciel ciągnął mnie do takiej kobiety, umiałbym odmówić?
Musiałem w duchu przyznać, że odpowiedzi na te pytania nie były jednoznaczne i raczej sugerowały, że niechybnie uległbym pokusie.
Sołtysowa była bowiem ucieleśnieniem mojej fantazji o dojrzałej kobiecie. Z wyglądu i kształtów przypominała mi Ewę Wachowicz, dla której lekki nadmiar ciałka zarówno z przodu, jak i z tyłu stanowił raczej dodatkowy atut, aniżeli powód do zmartwień. Jej zmysłowe usta i brązowe włosy spięte w koński ogon od razu przywoływały chęć sprowadzenia jej mocnym chwytem na wysokość swego krocza i podarowania jej w prezencie nabrzmiałego członka, aby mogła wykazać się niemałym, oralnym doświadczeniem. Czy dążyłbym wówczas do orgazmu z połykiem? Chciałem wierzyć, że okazałbym się twardszym zawodnikiem i powstrzymał się od wytrysku, a ten zachował po ostrej penetracji jej cipki od tyłu. Chciałem tak samo, jak Tomek chwycić ją za włosy, wygiąć w łuk i wpychając w nią swoją młodzieńczą energię, spijać z jej ust westchnienia kobiecego orgazmu.
Nie wzgardziłbym także każdym innym przebiegiem zbliżenia z taką kobietą – dojrzałą, wiedząca czego chce i jak to zdobyć. W moich oczach była wprawną nauczycielką, umiejącą odsłonić przed pojętnym uczniem różne smaki sztuki ars amandi. Marzyłem, aby trafić na jej lekcję, a najlepiej dłuższą serię wyczerpujących korepetycji.
Dusza się do niej rwała, ale ciało nieruchomo spoczywało na ziemi. Obserwowałem, jak pani Basia się schyla. W pierwszej chwili pomyślałem, że może wiąże sznurówkę buta i zaraz ruszy w tę samą stronę co przed chwilą Sławek i Tomek.
Poczułem ponownie ukłucie żalu, że już za parę sekund ją definitywnie stracę i stanie się tylko wspomnieniem tego szalonego, letniego popołudnia.
- Proszę. Zostań choćby jeszcze tylko na chwilę – wyszeptałem do siebie.
Nie mogła tego usłyszeć, ale w jakiś cudowny sposób mnie wysłuchała.
Zerwała błękitny kwiat, zaciągnęła się jego zapachem i radosnym krokiem zwróciła się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą oddawała swoją kobiecość dwóm napalonym młodzianom. Skierowała się do drzewa, o które uprzednio opierał się Tomek. Jej ręka powoli spoczęła na smukłym pniu brzozy, prawie identycznie jak wcześniej na piersi chłopaka.
Stała tak przez dłuższą chwilę, aby nagle się obrócić, oprzeć plecami o brzozę i spojrzeć w górę na błękitne niebo, po którym sunęły różnokształtne, śnieżnobiałe chmury. Coś chyba sobie przypomniała i zaśmiała się perliście, a jej ręce powolutku, ale bez błądzenia skierowały się od bioder w kierunku dorodnych piersi, aby je ująć i ścisnąć. Masowała je leniwie, a ja wpatrywałem się w nią jak urzeczony, wyczekując w bezruchu dalszego rozwoju wypadków. Jedynie penis, wymęczony dwoma orgazmami, znów drgnął, domagając się większej przestrzeni w ciasnych slipkach.
W międzyczasie jej ręce zaczęły wodzić po twarzy, ramionach i ponownie zahaczyły o piersi. Widać było, że dłonie doskonale znały mapę jej ciała. Wędrowały pewnie, zwinnie, szybko wywołując oczekiwany efekt. W końcu wylądowały na udach, a palce zacisnęły się na materiale sukienki, rolując go zwinnie. Śledziłem skraj materiału sunącego niespiesznie w górę, odsłaniającego wpierw jej łydki, potem kolana, a następnie uda.
Miałem pewność, że tylko kilka sekund dzieli nas od tego, że jej ręka powędruje w kierunku soczystej kobiecości.
Ta świadomość mnie skrajnie pobudziła. Oddychałem ciężko, nozdrza wyrzucały ciepłe powietrze, a żyły na skroniach tłoczyły krew do mózgu, w którym ponownie przelewała się fala endorfin.
Gdy zaczęła dotykać się w najczulszym miejscu i wić przy tym rozkosznie, coś w mojej głowie kliknęło. Trudno to wytłumaczyć słowami. Nie myślałem, nie analizowałem. Dostałem jasny cel, a ciało postanowiło go zrealizować bez protestu.
Rozpocząłem niespieszne czołganie, by zajść ją od tyłu. Obserwowałem jednocześnie spektakl, odbywający się pod młodą brzozą. Ruchy ciała sołtysowej, ugięcie jej nóg, łuk pleców przypomniał mi pokaz, który zafundowała mi kilka dni wcześniej Karolina i dawał pewność, że sołtysowa zbliża się do ponownego spełnienia.
Zwierzęca siła nakazywała mi dotrzeć do niej, zanim ten moment nastąpi. Gdy znalazłem się na linii jej pleców, jakieś trzydzieści kroków od niej, podniosłem się i chwiejnym krokiem ruszyłem w jej kierunku.
Moja ofiara pochłonięta masturbacją, w ogóle nie odnotowała zbliżającego się zagrożenia.
– Dzień dobry pani Basiu – wychrypiałem, gdy zatrzymałem się kilka kroków od niej.
Kobieta odskoczyła od brzozy jak poparzona, odruchowo zasłoniła piersi, choć była w sukience i z przerażeniem w oczach odwróciła się w moją stronę.
– Proszę się nie bać! Nie chciałem pani przestraszyć – wyrzucałem z siebie kolejne słowa jak pociski z karabinu maszynowego.
– Kto ty… co ty… tutaj robisz – odpowiedziała drżącym, przerywanym głosem, rozglądając się przy tym niepewnie.
– Jestem sam, Niech się pani nie martwi. Ja… ja tylko… – głos uwiązł mi w gardle.
Nie byłem w stanie udźwignąć spojrzenia jej pięknych, przestraszonych oczu. Dlatego instynktownie spojrzałem na jej dorodne piersi i oblizałem spierzchnięte usta.
Staliśmy przez chwilę w milczeniu naprzeciwko siebie. Sołtysowa ponownie się rozejrzała, a upewniwszy się, że jesteśmy sami, zeskanowała mnie od góry do dołu. Zatrzymała wzrok na moich harcerskich spodenkach. Spojrzałem wraz z nią i dostrzegłem tam pokaźną plamę, wywołaną moimi wcześniejszymi orgazmami.
Zasłoniłem się wstydliwie, a pani Basia na ten widok mimowolnie się uśmiechnęła.
– Co ty tutaj robisz harcerzyku? Zgubiłeś się? – ton głosu zdradzał, że sołtysowa odzyskuje pewność siebie.
– Podziwiam panią – wyznałem bez zastanowienia.
Zaśmiała się, ale szybko spoważniała.
– To muszę cię rozczarować. Właśnie się zbieram. Tobie też radzę wracać do obozu, bo czeka cię długi marsz.
Nic nie odpowiedziałem, tylko patrzyłem się w nią jak urzeczony, a ona poprawiła włosy, rozejrzała się czy nic nie zostawiła i rzuciła na odchodne:
– Pa harcerzyku.
Odwróciła się, ale zanim zdążyła zrobić trzy kroki, coś mnie pchnęło do skrajnej desperacji.
– Mam zdjęcia – wypaliłem.
Sam nie wierzyłem w to, co słyszę, a nogi się pode mną ugięły. Pani Basia odwróciła się gwałtownie i przeszyła mnie spojrzeniem. Nie wiem jakim cudem w tym momencie nie zemdlałem.
– Coś ty powiedział? – wreszcie wydusiła z siebie niepewnie.
– Proszę się nie martwić. Potrafię być dyskretny – mówiłem drżącym głosem, patrząc jej prosto w oczy.
– Ale jakie zdjęcia? O czym ty mówisz?
– Zrobiłem kilka jak pani z chłopakami… – urwałem i kiwnąłem głową w kierunku miejsca, gdzie kilkanaście minut wcześniej leżał koc, a na nim trójka kochanków.
Sołtysowa zrozumiała.
– Gdzie masz ten aparat? Oddaj go natychmiast! – niemalże warknęła i ruszyła energicznie w moim kierunku.
Może ze strachu, a może z nieuświadomionej odwagi, nie drgnąłem nawet o milimetr, podczas gdy sołtysowa zbliżyła się do mnie na mniej niż metr. Musiała zadrzeć głowę do góry, bo wyraźnie ją przewyższałem, choć była wysoką kobietą.
– Odpowiadaj! Gdzie masz aparat?
– Schowałem, zanim postanowiłem do pani podejść.
Pani Basia rozejrzała się nerwowo, a potem zrobiła kilka kroków w kierunku, z którego do niej uprzednio podszedłem.
– Proszę się nie trudzić. Nie znajdzie go pani. Chętnie jednak oddam zdjęcia…
– W zamian za co? Może chcesz, abym ci pokazała cycki, co? – mówiła wyraźnie zdenerwowana.
– Chętnie, ale to za mało.
– Słucham? To może mam ci jeszcze cipkę pokazać harcerzyku?
– Nie o to chodzi – wypaliłem bez zastanowienia. – Ja… Ja chcę… – znów zacząłem dukać, a serce waliło mi jak szalone.
– Co chcesz? Wyduś to! – warknęła zniecierpliwiona.
Wziąłem głęboki oddech i wyrzuciłem jednym tchem:
– Chcę się z panią kochać.
Sołtysowa zaniemówiła. Dopiero po dłuższej chwili wypaliła:
– Co takiego? Zwariowałeś?
– Pani jest piękna, podziwiam panią – gadałem jak najęty, bojąc się potencjalnej ciszy, która może znów nastąpić.
Chyba nie słuchała.
– To szantaż. Wiesz, że to jest przestępstwo?
– Ja nie szantażuję. Ja o pani marzę… – paplałem nieskładnie, ale szczerze.
– I dlatego chcesz się ze mną kochać? A czy ty przypadkiem nie jesteś na takie rzeczy za młody? – mówiła już trochę spokojniej.
– Mam siedemnaście lat. W listopadzie skończę osiemnaście! – skłamałem jak na zawołanie.
– To jestem dla ciebie zdecydowanie za stara. Mam syna prawie w twoim wieku…
– I co z tego. Jest pani apetyczniejsza od niejednej małolaty – spuściłem wzrok.
Gdy znów na nią spojrzałem, dostrzegłem jej lekki uśmiech, a potem podążyłem za jej wzrokiem. Ponownie patrzyła na moje krocze i mieniącą się tam plamę.
– Chyba ci się podobało, to co wcześniej oglądałeś?
– Bardzo.
– A co najbardziej?
Chyba chciała się ze mną podroczyć. Postanowiłem na szczerość w tej grze.
– Jak całowaliście się z Tomkiem przy brzozie i podszedł Sławek. Pocałował panią w kark – kontynuowałem – a pani położyła rękę na jego głowie, choć nadal całowała się z Tomkiem. To mnie bardzo podnieciło.
– Mhh. Tak. To faktycznie było miłe. Mów dalej. Co jeszcze ci przypadło do gustu?
Przyglądałem się jej przez chwilę, próbując jednocześnie odtworzyć w głowie najciekawsze momenty ich igraszek.
– Jak im pani obciągała… – zreflektowałem się. – To znaczy… no jak pani klęczała, a oni stali nad panią.
– Mhh. Rozumiem. – wyraźny ruch kącików jej ust w górę świadczył, że podoba się jej moje retrospekcja.
– I jak Tomek chwycił panią…
– Daj spokój z panią – przerwała mi nagle. W jej głosie wyczułem lekkie rozbawienie sytuacją. – Basia jestem.
– Seweryn.
Uśmiechnęła się do mnie szczerze.
– Kontynuuj Seweryn. Ciekawe rzeczy opowiadasz.
Przełknąłem ślinę.
– I jak Tomek chwycił panią… To znaczy chwycił cię za włosy i mocno posuwał od tyłu, a ty położyłaś rękę na jego pośladku.
– Doprawdy? Tak zrobiłam?
Kiwnąłem głową na potwierdzenie.
– Patrz, a ja nawet tego nie kojarzę. Hmm. Zrobiłeś wtedy zdjęcie?
– Nie – wypaliłem bez refleksji.
– Jak to nie? – spytała podejrzliwie.
– Wtedy byłem zbyt pochłonięty oglądaniem. Jednak zrobiłem, jak Tomek dalej cię posuwał, a Sławek… – zawahałem się.
– Co Sławek?
- Gdy Sławek włożył ci go w usta. Ten moment też mi się cholernie podobał.
– I wtedy się spuściłeś?
– Między innymi…
– Słucham? – wypaliła zaskoczona.
Miałem wrażenie, ze cała sytuacja coraz bardziej ją bawi.
– Wytrysnąłem dwa razy. Wtedy i wcześniej – odpowiedziałem nieśmiało.
Wpatrywaliśmy się chwilę w siebie i czułem, że muszę wytrzymać jej spojrzenie. Z trudem, ale mi się to udało.
– No dobrze Seweryn. To co proponujesz?
– Oddam pani… to znaczy tobie film z aparatu, a ty…
– Co ja?
– Mówiłem… Chcę się z tobą kochać…
– Tutaj? Teraz?
– Tak – odpowiedziałem entuzjastycznie.
– O kurcze, ale mi się desperat trafił! – Moja dyspozycyjność rozbawiła ją na dobre. – A ty harcerzyku dałbyś radę kolejny raz, po dwóch wytryskach?
Ponownie kiwnąłem potakująco głową.
– No tak. Młodość – westchnęła sołtysowa. – Ja mam jednak inny pomysł. Daję ci ostatnią szansę. Oddaj mi aparat po dobroci i zapominamy o sprawie albo udam się do obozu i pogadam z twoim komendantem. Naprawdę chcesz mieć problemy?
– Jakie problemy? – udałem zdziwienie.
Pani Basia zawahała się.
– Jak komendant dowie się, że mnie szantażujesz, to będziesz miał kłopoty.
– Nie sądzę. Jedyne, o co będzie mnie prosił, to o dyskrecję. Zakładam, że wolałby, aby jego dziewczyna się o całej sprawie nie dowiedziała?
– Jaka dziewczyna? – sołtysowa spytała zaskoczona.
– To o nich nic nie wiesz?
– O nich? O kim ty mówisz?
Jeśli zdziwienie mojej rozmówczyni było udawane, to miała doskonałe umiejętności aktorskie.
– Nie ważne – uciąłem, nie chcąc kontynuować niewygodnego tematu.
Nastała dłuższa cisza, a ja gapiłem się na dekolt sołtysowej, bo nie miałem siły patrzeć w jej świdrujące, piwne oczy.
– No dobrze. Zrobimy tak… – mówiąc to, zaczęła iść w moim kierunku. – Zobaczymy jak się całujesz, a potem zdecyduję co dalej….
Położyła rękę na mojej piersi, ścisnęła energicznie podkoszulek i przyciągnęła do siebie. Natychmiast się pochyliłem, a nasze usta bez trudu odnalazły do siebie drogę.
Poczułem miłą wilgoć jej warg, a po chwili zwinność jej języka. Całowała cudnie, a ja oddawałem się jej w tym szermierczym doznaniu. Wyczuwałem przy tym słonawy posmak jej śliny. Nie miałem wątpliwości, co było tego przyczyną, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie. Świadomość, że jeszcze przed chwilą jej usta obciągały i połykały spermę innych facetów, dodatkowo mnie nakręciły.
Ją chyba również, bo przylgnęła do mnie całą sobą, nie odrywając swych warg od moich. Dodało mi to animuszu. Moje ręce powędrowały na jej plecy, na wysokości lędźwi, aby po chwili zsunąć się na jej pośladki. Okazały się obłędne w dotyku. Doskonała mieszanka puszystości i twardości. Ścisnąłem je mocniej, a ona odruchowo wspięła się jeszcze bardziej na place, aby wpić się mocniej w moje usta.
Gdy wreszcie oderwaliśmy się od siebie i głęboko spojrzeliśmy w oczy, wiedziałem, że mój pierwszy raz jest już prawie przesądzony.
Pociągnęła mnie do brzozy, oparła się o nią rękoma i wypięła pupę w moim kierunku, mówiąc:
– Wejdź we mnie.
Nie miałem czasu zemdleć z wrażenia. Bez wahania zabrałem się za podwijanie jej sukienki i szybko zorientowałem się, że nie ma na sobie majtek. Mym oczom ukazała się wypięta, naga, kobieca dupcia, o pełnych kształtach i możliwe, że z lekkim cellulitem, ale ja wówczas na niego w ogóle nie zwróciłem uwagi. Na widok jej dorodnych pośladków mój kutas chciał eksplodować.
Zdarłem jednym ruchem moje spodenki wraz ze slipami i przystąpiłem do pakowania penisa do jej rozpalonej, dojrzałej szparki. Wstyd się przyznać, ale tak byłem napalony, że wówczas nie pomyślałem o żadnym zabezpieczeniu.
Jednak trafienie członkiem w wilgotną cipkę dla szesnastoletniego prawiczka okazało się zadaniem trudnym. Szło mi to chyba na tyle niezdarnie, że zniecierpliwiona kochanka finalnie chwyciła moje przyrodzenie i samodzielnie naprowadziła na swoje wargi sromowe.
Gdy wreszcie w nią wszedłem od tyłu, poczułem jakieś szaleństwo. Zacząłem ją młócić jak cep snopy.
– Hej, kowboju! Trochę spokojniej – pani Basia przywołała mnie szeptem do porządku.
Zwolniłem. Swoje ręce skierowałem na jej dorodne piersi, a nasze lędźwie wprawiłem w lekkie kołysanie.
– Widzisz. Tak dużo lepiej – wymruczała, dodając mi tym dużo pewności.
Wpiłem usta w jej szyję. W odpowiedzi odwróciła twarz w moim kierunku i chwyciła mnie ręką za głowę. Po chwili nadal posuwając ją od tyłu, smakowałem równocześnie jej ust.
Z wrażenia nie umiałem się powstrzymać i ponownie przyspieszyłem ruch bioder. Jednocześnie zacząłem stękać w jej usta, zdradzając silne podniecenie. Szybko odpływałem, a nogi zaczęły mi drżeć, zapowiadając nieuchronny wytrysk.
– Nie tak szybko harcerzyku! – jej słowa przywołały mnie do rzeczywistości, chyba w ostatniej chwili.
Zwinnie wyswobodziła się z mojego uścisku, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w kierunku wysokich traw. Podążałem za nią jak pingwin, bo ruchy ograniczały mi slipy i spodenki, okupujące moje kostki. Jednakże w tym czasie penis sterczał dumnie i bronił mojego honoru.
– Kładź się, Zmienimy trochę reguły gry – powiedziała stanowczo.
Nie śmiałem protestować. Położyłem się posłusznie. Coś mnie lekko ukłuło w dupsko, ale nie przejąłem się tym szczególnie, gdyż całą moją uwagę pochłonęła pani Basia. Stanęła nade mną okrakiem, zadarła sukienkę i opadła ochoczo, nabijając się sprawnie na mojego fallusa.
– Mhh. Całkiem miło – wymruczała, opierając jedocześnie ręce, na moich piersiach, okrytych podkoszulkiem.
Bez zwłoki rozpoczęła zmysłowy taniec naszych bioder, gdzie to ona wyznaczała rytm ruchów posuwistych i okrężnych, a ja spinając mięśnie pośladkowe, próbowałem pogłębić penetrację jej cipki.
– Oj tak harcerzyku, dokładnie tak – mruczała, a jej głowa krążyła, jakby robiła rozgrzewkę na lekcji WF-u. Oczy miała przy tym zamknięte i powoli odpływała w swój świat.
W pewnym momencie jej ruchy stały się jednowymiarowe. Poruszała się już biodrami wyłącznie w przód i w tył, a jej palce zacisnęły się kurczowo na moim podkoszulku.
Obserwowałem ją zachłannie. Jej oddech przyśpieszył, a na policzki i dekolt wystąpiła wyraźna czerwień.
– O tak… Właśnie tak… – Między słowami, które wyrzucała z siebie, wyłapywałem znajomy, podniecający dźwięk jej pojękiwań.
Choć pozycja na jeźdźca nie okazała się dla mnie tak stymulująca, jak branie sołtysowej od tyłu, to widok narastającej ekscytacji kochanki i we mnie wzmógł podniecenie, które nakazało szybsze spinanie pośladków.
Chyba pani Basia to wyczuła, bo z lekką obawą wyszeptała do mnie:
– Wytrzymaj jeszcze chwilę…
Od razu zwolniłem, oddając jej całkowicie inicjatywę.
Dojeżdżała mnie jak amazonka swojego wiernego rumaka, a ja chłonąłem widok podnieconej kobiety. Zapragnąłem dotykać jej piersi. Chwyciłem za nie przez materiał sukienki, a pani Basia zmysłowo odchyliła głowę do tyłu.
– O jej… Tak mi dobrze…
Stękała i jęczała, a ja czułem coraz większą wilgoć wyciekającą z niej na moje łono. Jednocześnie delektowałem się jędrnością jej piersi, skrywanych tylko pod cienkim materiałem sukienki. Dla mnie ta chwila mogła trwać wieczność. Czułem rosnące podniecenie, ale też pewność, że jeszcze nie wytrysnę i drzemią we mnie spore rezerwy.
Tego samego nie mogłem powiedzieć o sołtysowej. Zaczęła wierzgać, piszczeć i wyczekiwać nieuchronnego orgazmu, który jednak nie chciał przyjść. Chciałem jej pomóc, ale tak mnie dojeżdżała, że mój zakres ruchów był mocno ograniczony. Jedyne co w sumie mogłem, to jeszcze mocniej zacisnąć ręce na jej piersiach, niemalże zadając jej ból.
– Nawet nie waż się jeszcze wytrysnąć – warknęła gniewnie, a jej wzrok, lekko zamglony, przeszył mnie jak płonąca strzała.
Przyznam, że w tym momencie poczułem się dziwnie. Jej polecenie nie znoszące sprzeciwu i moja poddańcza pozycja sprawiły, że poczułem się zabawką w rękach zniecierpliwionej dziewczynki. Traktowała mnie jak przedmiot, którego celem jest realizacja jej egoistycznych zachcianek, a nie podmiot, mający prawo do własnych odczuć i potrzeb.
Nie mogłem jednak zaprzeczyć, że czerpałem przyjemności z jej niegrzecznej zabawy i to niemałą. Widzieć nad sobą kobietę w szaleńczej ekstazie było czymś niewyobrażalnym, rekompensującym wszelki dyskomfort i niewygody.
– Pocałuj mnie harcerzyku! – jej głos wyrwał mnie z lekkiej zadumy.
Chwyciłem ręką jej głowę i przyciągnąłem do swojej. Nasze języki znów się spotkały i rozpoczęły szalony taniec.
W tym momencie sołtysowa była nadal w dosiadzie, ale straciła możliwość swobodnego ujeżdżania mnie. Z drugiej strony ja zyskałem większą swobodę ruchów. Całując ją, rozpocząłem gwałtowne unoszenie bioder, a penis głęboko witał się z cipką kochanki.
Dyszała w moje usta swoją rozkosz, a z każdym jej oddechem wtłaczanym w moje gardło, czułem narastającą satysfakcję i motywację do jeszcze cięższej pracy. Moje wysiłki nie poszły na marne. Kolejne energiczne sztychy szybko prowadziły moją kochankę do bram orgazmu, a po minucie wywarzyły je z hukiem, co pani Basia wykrzyczała mi w usta, piszcząc i jęcząc jednocześnie.
Wstrzymałem ruch bioder i chłonąłem drżenie jej ciała, bezbronnego, tulącego się we mnie. Jej oddanie rozczuliło mnie i jeszcze mocniej ją objąłem, dając znać, że cierpliwie czekam, aż ochłonie.
– O rany… uuu… co… co to było… – próbowała mówić, ale język nie współpracował najlepiej z jej głową. Z trudem łapała oddech.
Poczułem skrajną satysfakcję, a penis, stymulowany skurczami wilgotnej waginy, wyczekiwał ostatniej szarży. Nie śmiałem jednak tego czynić, bez wyraźnej zgody mojej kochanki, przygniatającej mnie swoim słodkim ciężarem.
Z napięcia i nudów skierowałem ręce na jej pośladki, szybko podciągnąłem kilka warstw zalegającej tam sukienki i zasmakowałem dotyku jej nagości. Pieściłem kobiecą pupę, ściskałem, a na koniec rozchyliłem jej pośladki, wyobrażając sobie, że kakaowe oczko musi być teraz doskonale wyeksponowane.
Moja kotka zamruczała. Powoli uniosła się i spojrzała na mnie.
– Sewerynie… muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś – mówiąc to, otarła pot z czoła. – Jak na swój wiek, okazałeś się nad wyraz wytrzymały.
Chwilkę jeszcze pokręciła się na moim członku, wczuwając jego twardość, ale ku mojemu rozczarowaniu, finalnie zeszła ze mnie i położyła się obok. W tym samym momencie chwyciła sterczącego penisa w rękę i patrząc mi prosto w oczy, zaczęła powolną pieszczotę w górę i w dół, niespiesznie i miarowo. Bez wątpienia miała wprawę w robótkach ręcznych, bo w moich jądrach dość szybko zaczęła zbierać się biała maź, gotowa do ekscytującej podróży. Jęknąłem z rozkoszy.
Gdy już myślałem, że za chwilę na sygnalizatorze pojawi się zielone światło, zezwalające na wystrzał spermy, mój kochanka postanowiła mnie zaskoczyć czerwienią znaku stop.
Ścisnęła penisa mocno, aż przybrał kolor sinej purpury.
– A teraz harcerzyk powie mi gdzie zostawił aparat albo kończymy zabawę i nici z wytrysku – powiedziała mi do ucha.
– Proszę… nie przerywaj – wyszeptałem błagalnie.
– Gadaj gdzie aparat! – warknęła, a jej uścisk na penisie jeszcze się wzmocnił.
Przeszył mnie nieopisany ból, a ochota na dalsze okłamywanie sołtysowej prysła momentalnie.
– Nie ma żadnego aparatu – jęknąłem z trudem.
– Co takiego?
Nie sądziłem, że to możliwe, ale imadło na moim prąciu zacisnęło się jeszcze mocniej. Stęknąłem z bólu.
– Błagam… Puść… Nie mam żadnego aparatu!
Uścisk gwałtownie zelżał, a pani Basia poderwała się, jakby właśnie ujrzała pająka i próbowała od niego odskoczyć.
– Kłamiesz! Gdzie on jest? Mów draniu… – kobieta wyrzucała z siebie kolejne zdania, a jej głos zdradzał mieszankę zdezorientowania i niedowierzania.
Leżałem nieruchomo ze sterczącym penisem, gapiąc się na nią z przerażeniem. Wziąłem głęboki wdech.
– Nie kłamię… Przynajmniej teraz… – dukałem żałośnie. – Nie miałem żadnego aparatu.
– Jak mogłeś!
– Przepraszam…
Nic więcej nie byłem w stanie wymyślić na swoją obronę, więc uciekłem w dyplomatyczne milczenie, a poliki ze wstydu piekły mnie boleśnie.
Nastała niezręczna cisza. Wykorzystałem ją do niezdarnego naciągnięcia slipów i spodenek. Przychodziło mi to z lekkim trudem, bo nadal leżałem, a penis jak na złość się nie poddawał i pozostawał w gotowości bojowej.
Sołtysowa przyglądała mi się uważnie, stojąc tuż nade mną.
– Czyli mnie okłamałeś z tym aparatem? – jej głos świadczył, że trochę się uspokoiła.
– Tak.
– Jak ci nie wstyd? Tak mnie… – nagle urwała. Chwilę nad czymś myślała.
– Czemu to zrobiłeś?
– Bo mi zależało. Przecież wiesz.
Zacząłem się rozglądać dokoła, nie wiedząc co począć. Na koniec zwiesiłem głowę między kolanami.
– Przepraszam. Obiecuję, że nikomu nic nie powiem – bardziej wyszeptałem, niż powiedziałem, jednak na tyle wyraźnie, że mnie usłyszała.
– Mogę ci wierzyć? – jej ton wyraźnie złagodniał.
Spojrzałem na nią z iskrami w oczach.
– Słowo harcerza! – odpowiedziałem z taką gorliwością, że nie mogła mieć żadnych wątpliwości co do szczerości mojej deklaracji.
Ponownie się uśmiechnęła, a mnie ogarnął nagły spokój.
– O nic się nie martw – dodałem pewniej i kontynuowałem. – Nikt się o niczym nie dowie. Możesz bez obaw jechać z synem na wakacje.
Pani Basia spojrzała na mnie, jakbym powiedział coś bardzo dziwnego.
– O czym ty znowu mówisz?
– O twoim wyjeździe wakacyjnym.
– Moim wyjeździe? Skąd ci to się urodziło?
– Sławek tak powiedział.
– Tobie? – oczy sołtysowej zdradzały coraz większe zdziwienie.
– No… w sumie, to Tomkowi… Ja… Ja tylko podsłuchałem – bąkałem zawstydzony.
Ponownie otoczyła nas cisza, przerywana tylko śpiewem leśnych ptaków. Do rozmowy pierwsza wróciła sołtysowa.
– Widzę, że mamy sobie parę rzeczy do wyjaśnienia.
– A co chce pani wiedzieć – spytałem badawczo.
– Wszystko Sewerynie. Dlatego najlepiej zacznij od początku – spojrzała na mnie uważnie, ale jej wzrok już nie przeszywał na wylot, a raczej głaskał i zachęcał do zwierzeń.
Postanowiłem zaryzykować.
– A co ja z tego będę miał… Basiu? – uśmiechnąłem się przy tym uroczo.
Sołtysowa w pierwszym odruchu otworzyła szeroko usta ze zdziwienia, ale po chwili zaśmiała się perliście. Uwielbiałem ten śmiech. Oddałbym za niego wiele.
– Moja cipka jest już skrajnie wymęczona – zawiesiła na chwilę głos i spojrzała na namiot sterczący w moich spodenkach – ale moje usta czynią cuda. Chcesz się przekonać?
Tylko idiota by nie chciał.
I tak zawarliśmy pakt, zgodnie z którym Pani Basia pokazała mi oralne cuda i doprowadziła do obłędnego orgazmu. W zamian wyśpiewałem, co dokładnie podsłuchałem z rozmowy moich starszych kolegów i jak później trafiłem do brzozowego gaju. Jak na spowiedzi opowiedziałem także o ich obozowych dziewczynach. Zataiłem przed nią tylko to, że skrycie kocham się w jednej z nich.
A gdy upalne popołudnie leniwie przechodziło w ciepły wieczór, wreszcie ruszyłem w drogę powrotną do obozu. Szczęśliwy gnałem co sił przez las, przyrzekając sobie w duchu, że nikomu nie powiem, co się wydarzyło tego popołudnia w brzozowym gaju.
Jedynie żal serce ściskał, że więcej już nie zobaczę i nie posmakuję tej cudownej kobiety. Nie zaproponowała kolejnego spotkania, a ja nie śmiałem o to prosić. Nadto wnioskując z tego, co mówił Sławek, zakładałem, że ona wkrótce wyjeżdża. Byłem jednak pewny, że nigdy jej nie zapomnę. To przecież ona stała się dla mnie tą pierwszą, wyjątkową. Tą, która mnie rozdziewiczyła.
Nawet nie marzyłem, że te wakacje mogą mi przynieść coś więcej. Już w krótce miałem się jednak przekonać, że życie obozowe bywa pełne niespodzianek.
Jak Ci się podobało?