Wakacyjna dniówka
15 sierpnia 2010
1 godz 17 min
Rok 1989. Okres przemian w Polsce. Lecz co to mnie wtedy obchodziło. Miałem osiemnaście lat. W tym wieku nie myśli się o przemianach ustrojowych. Jak każdy nastolatek potrzebowałem pieniędzy. Myślałem o wyjeździe nad morze lub w góry. To jednak kosztowało a rodzice jak to rodzice, nie za bardzo skłonni byli sypnąć groszem. Nastał początek wakacji i razem z kolegami rozpoczęliśmy poszukiwania w miarę dobrej pracy dorywczej. Najszybciej można było znaleźć robotę w gospodarstwach rolnych. I tam też uderzyliśmy. Chodząc od domu do domu w końcu trafiliśmy na ofertę pracy w szklarni przy pomidorach. Zadowoleni przyszliśmy kolejnego dnia i rozpoczęliśmy harówkę. Tak, harówkę gdyż w szklarni po paru godzinach temperatura dochodziła do poziomu afrykańskiego i praca stawała się udręką. Dodatkowo pomidory pryskane były jakimiś substancjami chemicznymi, po których na moich rękach pojawiły się bąble. Typowe uczulenie. Tak też po jednym dniu pracy daliśmy sobie na wstrzymanie stwierdzając, że to praca nie dla nas. Postanowiłem nie dać za wygraną i na własną rękę szukać lżejszego zajęcia. Odczekałem parę dni aż uczulenie ustąpi i ruszyłem z kopyta w miasto. Wróciłem po paru godzinach z kwitkiem. Albo potrzebowano fachowca, albo cena, jaką proponowano w dobrych czasach socjalizmu uznana by została za wyzysk klasy robotniczej.
- Nie poddam się tak łatwo - pomyślałem i zawziąłem się nie na żarty.
Koledzy w tym czasie załapali się gdzieś na fuchy u rodziny i zostałem sam. Wracając z centrum przystanąłem przy budce Ruchu. Rzuciłem okiem na tytuły gazet i zobaczyłem miejscowy tygodnik z ogłoszeniami.
- To jest myśl - wydedukowałem sięgając do kieszeni po pieniądze.
Przed zakupem zorientowałem się tylko czy gazetka jest świeża,a gdy sprzedawczyni odparła, że dzisiejsza bez wahania zakupiłem ją. Było wcześnie rano jakoś koło ósmej, gdy dotarłem z zakupami do domu. Usiadłem w swoim pokoju i zacząłem pilnie studiować rubrykę "Dam pracę". Ofert nie było zbyt wiele, lecz dwie z nich mnie zainteresowały. Pierwsza dotyczyła pomocnika do stolarni, druga zaś brzmiała dość zagadkowo "Młodego mężczyznę w wieku 18-21 lat do prac pomocniczych przy domu" - dalej widniał telefon kontaktowy. Odczekałem chwilę nim matka wyszła z domu i usiadłem przy telefonie. Wybrałem numer do stolarni, lecz ku mojemu niezadowoleniu oferta była już nieaktualna. Odłożyłem telefon na widełki i odczekałem chwilę. Zastanawiałem się czy dzwonić na numer drugiej oferty gdyż nie za bardzo wiedziałem, co kryje się pod pojęciem "prace pomocnicze".
- A co tam - pomyślałem wybierając numer.
Z tamtej strony słuchawki odebrał kobiecy głos. Wolno i wyraźnie przedstawiłem się i określiłem, w jakim celu dzwonię.
- Ile pan ma lat? - usłyszałem pytanie.
- Osiemnaście - odparłem.
- Ukończone osiemnaście? - usłyszałem.
- Tak, ukończyłem w lutym - odparłem.
- Dobrze, oferta jest aktualna, jest to praca dorywcza, na razie potrzebuję człowieka na jutro od ósmej do powiedzmy osiemnastej - usłyszałem.
- Przepraszam, że zapytam, lecz jak wysokie są zarobki? - wypaliłem.
- Stawka jest przyzwoita, a za szybkie, sprawne i dokładne wykonanie prac oferuje dodatkowo premię - odpowiedź nieco mnie zaskoczyła.
Potrzebowałem chwili do namysłu, nie za bardzo wiedziałem czy się zgadzać czy nie.
- Halo, jest tam pan? - usłyszałem.
- Tak, jestem - odparłem pospiesznie.
- Jest pan zainteresowany? - usłyszałem pytanie.
- Tak, jak najbardziej - palnąłem nawet nie myśląc.
- Dobrze, wobec tego proszę przyjść jutro przed ósmą i mieć ze sobą dowód osobisty, proszę przygotować sobie coś do pisania to podam adres - usłyszałem.
Długopis i kartkę miałem przy sobie. Zapisałem adres. Jednocześnie podałem jej moje personalia i adres.
- Rozumiem, że rozmawiam z poważnym człowiekiem gdyż od tej chwili na każdy kolejny telefon odpowiadam, że oferta jest nieaktualna - usłyszałem przed końcem rozmowy.
- Ależ oczywiście - odparłem.
Pożegnałem się jak przystało na obytego w kontaktach faceta i odłożyłem słuchawkę na widełki. Wyszedłem na dwór patrząc na zanotowany adres. Lokalizacja mojej przyszłej pracy była praktycznie po przekątnej miasta. Nie stanowiło to wielkiego problemu gdyż w to miejsce dostać się mogłem autobusem miejskim mając tylko jedną przesiadkę przy dworcu PKP. Zadowolony głęboko odetchnąłem. Pozostawało czekać do jutra i poinformować o pracy moich rodziców, co też uczyniłem, gdy powrócili z pracy. Co prawda nieco skłamałem modyfikując, że jadę za miasto do zbioru owoców, gdyż gdyby przeczytali to ogłoszenie mogliby nie wyrazić zgody. Lecz cóż nie robi się, aby zarobić nieco szmalu.
Jak przed każdym poważnym przedsięwzięciem nie mogłem usnąć. W głowach tłukły się myśli, co też pod tym pojęciem "prace pomocnicze" się kryje. Miałem nadzieje, że się nie wygłupie i nie okaże się, że zlecone zadania przerosną moje umiejętności. Sen zmorzył mnie gdzieś przed północą. Ustawiony budzik miał czuwać abym w tym ważnym dniu nie zaspał. Jednak jak to bywa zgasiłem go ręką, gdy zaczął dzwonić i dopiero po chwili, która jak się okazało trwała dobre dwadzieścia minut poderwałem się z łóżka i w biegu począłem wykonywać czynności określone mianem porannych. W biegu wsunąłem śniadanie i biegiem ruszyłem w stronę przystanku autobusowego. Poranne słońce już zaczynało operować, co w mojej sytuacji nie było zbyt dobre. Dzięki uprzejmości kierowcy MZK, który zlitował się nad biegnącym w kierunku przystanku młodzieńcem o w miarę przyzwoitej porze dotarłem do zajezdni przy dworcu PKP. Autobusy w interesującym mnie kierunku na szczęście odchodziły w odstępach kwadransa, tak, że nie musiałem długo czekać na przesiadkę. W myślach kląłem sam na siebie prosząc jednocześnie przeznaczenie abym dotarł w to miejsce na czas. Każdy postój na światłach wydawał się trwać w nieskończoność, każdy postój na przystanku był według mnie za długi. Ludziska według mojej oceny gramolili się do pojazdu jak ślimaki. Nerwowo spoglądałem na zegarek błagając by czas biegł nieco wolniej. Linią 23 musiałem dojechać do końcowego przystanku, którym była pętla. Jak daleko było od niej nie za bardzo wiedziałem gdyż nie zapuszczałem się w te rejony. Gdy autobus zatrzymał się wreszcie na końcowym przystanku wybiegłem z niego jak oparzony.
- Biec, biec, jeszcze raz biec - tylko o tym myślałem.
Truchtem mijałem kolejne domy zerkając, co chwila na numerację. Rosła, biegłem w dobrym kierunku. Rzuciłem okiem na zegarek, miałem jeszcze dziesięć minut. Poranne słońce już mocno prażyło, dzień zapowiadał się pogodny i ciepły. Po chwili dotarłem praktycznie do rogatek miasta. Jeszcze cztery numery i będę na miejscu. Przyśpieszyłem tempo truchtu. Przez jakiś czas biegłem między pustymi łąkami a po chwili minąłem kolejny dom.
- Kolejny, to cel mojej wyprawy - przeszło przez myśl.
Droga skręcała delikatnym łukiem w prawo. Gdy go minąłem oczom moim ukazał się wysoki mur okalający z pewnością miejsce, w którym miałem podjąć pracę. Dotarłem do bramy i będących obok niej drzwi wejściowych na podwórko. Mur wysoki na około trzy metry zasłaniał po części okazałą willę. Nacisnąłem przycisk domofonu. Po prawej stronie na wysięgniku umocowanym do muru skierowana na drzwi była kamera.
- Słucham? - usłyszałem zniekształcony damski głos.
Przedstawiłem się podając jednocześnie cel mojego przyjścia. Po chwili usłyszałem brzęczyk elektromagnesu i pchnąłem drzwi do przodu. Oczom moim ukazał się nowoczesny, elegancki wolnostojący dom. Jaki tam dom, willa. Ogromne podwórko, wyłożony granitem podjazd do garażu, przed którym stał topowy model mercedesa.
- Uau, ale musi być dziana ta rodzinka - pomyślałem.
Dziedziniec był zadbany, kwiaty, tuje i inne rośliny które znałem tylko z widzenia. Ktoś, kto tu mieszkał musiał mieć niezły gust. Teraz już spokojnie przemieszczałem się w kierunku wejścia do willi. Gdy dotarłem do nich, otworzyły się i stanęła naprzeciw mnie starsza, tęga około 50-letnia kobieta ubrana w nieskazitelnie biały kucharski fartuszek rozpinany na przedzie. Była niższa niż ja. Krótkie brązowe włosy i dobroduszny wyraz twarzy.
- Pani już czeka na pana w salonie - oznajmiła.
Zniknąłem w wnętrzu domu. Kobieta zamknęła za sobą drzwi i uśmiechnęła się. W korytarzu ściągnąłem buty i prowadzony przez nią dotarłem do ogromnego salonu. Wnętrz willi również urządzone było ze smakiem. Kalwaryjskie meble, bibeloty, mnóstwo zieleni. Rozglądałem się podziwiając kunszt, z jakim urządzono ten dom.
- Witam, proszę usiąść - usłyszałem, gdy znalazłem się w salonie.
Na wygodnym skórzanym fotelu siedziała mająca nieco powyżej czterdziestu lat kobieta. Wiek określiłem na oko z tolerancją plus minus 4 lat. Krótkie sięgające do końca karku brązowe włosy. Na sobie miała czarną prostą sięgającą nieco powyżej łydek sukienkę wykonaną z lekko transparentnego materiału. Sukienka zakrywała ramiona i układała się luźno na jej ciele. Delikatny prześwitujący materiał uzupełniała będąca pod nim kryjąca podszewka. W oczy rzucała się piękna bordiura z ozdobnymi kamykami okalającymi wycięty w serek przód sukienki okrywający duże podniesione odpowiednim biustonoszem piersi. Na nogach miała czarne elegancko wykończone odkryte klapki na obcasie, które dodawały jej jakieś 8 centymetrów.
- Dobrze Emilio, możesz nas zostawić - powiedziała do kobiety, która mnie wprowadziła.
Usiadłem na krześle przy drewnianym stole. Nie była ładna. Elegancki strój kłócił się nieco z jej twarzą i sylwetką. Była niska, może jakieś 165 centymetrów, może mniej. Zadbane nieco zbyt grube palce, na których tkwiły pierścionki, delikatne fałdki na rękach w części nadgarstkowej i nieco przygrubawe łydki tyle zauważyłem na początek. No i jeszcze może nieco ciut za krótka szyja. Jednak należało zauważyć, że jej dbałość o wygląd zewnętrzny był perfekcyjny. Włosy w nienagannym stanie, wymalowane na rubinowy kolor paznokcie rąk i nóg, zadbane dłonie i wydepilowane ręce, pachy i nogi. I ten zapach perfum oraz dyskretny makijaż. Robiło to wrażenie. Pomimo braku urody miała klasę.
- Przepraszam za spóźnienie, ale ta komunikacja.. - zacząłem chcąc się usprawiedliwić.
- Nie ma za co, nie spóźnił się Pan. Poproszę o dowód osobisty - odparła i wyciągnęła rękę.
Wygrzebałem z kieszeni spodni zieloną książeczkę dowodu osobistego i wręczyłem jej. Rzuciła okiem na zdjęcie i na mnie, po czym położyła go na stole. Czułem, że cały czas lustrowała mnie wzrokiem.
- A więc na początek myślę, że nie będziesz miał nic, przeciwko jeżeli będę się zwracać do ciebie per Ty - rozpoczęła.
- Ależ, oczywiście - przystałem
- Dobrze, mam na imię Dagmara, ale proszę się zwracać do mnie per pani, żeby rozwiać na początku Twoje wątpliwości określę kwotę wynagrodzenia za dzień dzisiejszy - kontynuowała.
Słuchałem w pełnym skupieniu. Gdy usłyszałem kwotę o mało nie spadłem z krzesła. Nawet w najśmielszych snach nie myślałem o takich pieniądzach. W szklarni musiałbym zaiwaniać z 4 dni a tu za 10 godzin taka kasiora. Teraz, gdy siedziałem w chłodnych murach domu ku swemu przerażeniu poczułem zapach własnego potu. Koszulka lepiła się do ciała. Długie spodnie, które założyłem, aby nie wyjść na gówniarza też nie zapewniały odpowiedniej wentylacji. Dodatkowo pozbawiony obuwia czułem zapach unoszący się z przepoconych skarpet.
- Ogólnie zakres prac, jakimi będziesz obarczony można podzielić na te wykonywane na zewnątrz i te w domu. Na dworze należy skosić trawnik i pielić rabatki plus poobcinać martwe pędy roślin, w domu odkurzenie pomieszczeń, podanie do stołu tego, co przygotuje Emilia, - moja kucharka, dbanie o czystość pomieszczeń no i inne rzeczy według potrzeb i mojego uznania - wyjaśniła mi dokładnie zakres obowiązków.
No to była bajka. Robota prosta łatwa i przyjemna. Jeszcze za taką kasę. Byłem zadowolony, to było jak trafienie się ziarna ślepej kurze.
- Czy pasują te warunki? - zapytała.
- Jak najbardziej proszę Pani - odparłem.
- Uprzedzam jednak, że płacę godnie i żądam wykonywania wszystkiego bez dyskusji, tak jak wspominałam przez telefon za szybkie, sprawne i dokładne wykonanie prac oferuje dodatkowo premię. Nie znaczy to jednak, że ma być dużo i szybko, cenię jakość pracy - dodała i wstała z fotela.
Poderwałem się również z krzesła. Ręką sięgnęła po mój dowód osobisty, który leżał na stole. Trochę mnie to zadziwiło. Zauważyła to.
- Ten dokument na razie zabieram, rozumiesz to takie zabezpieczenie. Jak widzisz w domu jest dużo cennych rzeczy. Jestem daleka od podejrzewania Ciebie o coś, lecz tak na wszelki wypadek - wyjaśniła.
Było to zrozumiałe dla mnie. Miała takie prawo a mi wcale już po tych wyjaśnieniach nie zależało, by go mieć przy sobie. Prawdopodobnie będąc na jej miejscu postąpiłbym tak samo.
- To zrozumiałe, proszę Pani - odpowiedziałem i zacząłem się odwracać.
Stała tuż obok mnie. Gdy postawiłem pierwszy krok kierując się w stronę wyjścia z salonu poczułem, że chwyciła mnie za ramię.
- Tak, proszę Pani - wyrzuciłem z siebie.
- Przepraszam, że to powiem, lecz bardzo dużą wagę przywiązuje do higieny, zarówno własnej jak i personelu, chyba bardzo się spieszyłeś tutaj i trochę jesteś nieświeży a rozumiesz - szepnęła.
Zrobiło mi się wstyd. Widocznie nieźle musiałem capić. Opuściłem głowę w dół.
- Przepraszam, biegłem tutaj, aby się nie spóźnić, nie chcę, aby Pani myślała, że ja jestem... - zacząłem również szeptem się usprawiedliwiać.
- Ależ ja wcale tak nie myślę i rozumiem, proszę za mną, weźmiesz szybki prysznic i po sprawie. Jak skończysz to Emilia pokaże ci dom oraz gdzie, co jest potrzebne do pracy - szepnęła i delikatnie pchnęła mnie w kierunku wyjścia z salonu.
- O właśnie tak będzie dobrze - palnąłem.
Zaprowadziła mnie do łazienki. Mało powiedziane łazienki. To był pokój kąpielowy. Wysokiej klasy glazura i terakota w kolorze niebieskim z białymi wstawkami. Nienagannie białe szafki łazienkowe i armatura, bidet, mleczno-matowa szklana kabina prysznicowa, wanna narożna chyba z hydromasażem. Słowem Ameryka. Ten przepych mnie przybijał. Pożerałem go oczami.
- Tutaj jest ręcznik kąpielowy, potem powieś go na suszarce - powiedziała wręczając mi duży niebieski frotowy ręcznik.
Gdy wyszła rozglądnąłem się jeszcze raz po łazience. Nie było żadnych męskich kosmetyków i innych rzeczy wskazujących na obecność faceta w tym domu. Nie widziałem też na jej palcu obrączki.
- Pewnie stara panna albo rozwódka - pomyślałem ściągając spodnie.
Rozebrałem się szybko i ułożyłem ubrania w kostkę na muszli klozetowej. Przewiesiłem ręcznik na haczyku. Szybko wszedłem do wnętrza kabiny prysznicowej zamykając za sobą matowe szklane drzwi. Odkręciłem kurki regulując odpowiednio temperaturę wody. Na szklanych półeczkach znalazłem mydło w płynie oraz szampon.
- W porządku ta kobitka, wyrozumiała i dyskretna - pomyślałem namydlając swoje ciało.
Strumień wody z umieszczonej nade mną dyszy ochładzał i orzeźwiał moje ciało. Stałem tyłem do drzwi delektując się chłodem. Nie ustawiłem zbyt ciepłej wody. Dokładnie myłem wszystkie swoje części ciała nie chcąc przeoczyć żadnej. Szum wody był przyjemny i koił. Nie za bardzo miałem ochotę to zakończyć, lecz wiedziałem, że zbytnie ociąganie się może być niemile widziane. Spłukałem szampon z głowy a następnie już wyłącznie zimnym strumieniem wody opłukałem całe ciało. Zręcznym ruchem dłoni zakręciłem kurki i uchyliłem drzwi babiny. Ręką namacałem wiszący ręcznik i przy uchylonych drzwiach kabiny zacząłem się wycierać od głowy do stóp. Teraz, gdy nastała cisza usłyszałem wymianę zdań w korytarzu. Wyłowiłem męski głos. Trwało to chwilę a potem zaległa cisza poprzedzona trzaśnięciem drzwi.
- A więc jest tu jakiś facet - przeszło przez myśl..
Odwiesiłem ręcznik na haczyk i zacząłem rozglądać się za ubraniami. Ku mojemu zdumieniu nie było ich w miejscu gdzie je zostawiłem. Nawet skarpety, które rzuciłem w nieładzie gdzieś zniknęły.
- Co jest do cholery? - pomyślałem rozglądając się po łazience.
Otworzyłem jedną z szafek, - poza papierem toaletowym, watą, podpaskami i innymi higienicznymi rzeczami nie było śladu mojej garderoby. W kolejnej prócz nienagannie ułożonych ręczników, suszarki do włosów i jakiś kremów oraz innych dupereli też nie znalazłem swoich fatałachów. Było pewne, że ktoś je zabrał. Teraz zdałem sobie sprawę, że nie zamknąłem za sobą na klucz drzwi do łazienki. Nerwowo myślałem, w jakim celu to ktoś zrobił. Przepasałem się mokrym ręcznikiem przez biodra łącząc jego końce na prawym boku.
- Pewnie zabrała ubrania, bo były przepocone - próbowałem się uspokoić.
Usłyszałem zbliżające się kroki. Prawą dłonią chwyciłem miejsce gdzie łączyły się końce ręcznika.
- Jeżeli skończyłeś to Pani czeka na ciebie w salonie - usłyszałem głos kucharki zza drzwi.
- Już za chwilę wychodzę - odpowiedziałem.
Czułem się trochę mało komfortowo, lecz miałem nadzieję, że za chwilę sytuacja wróci do normy i zacznę wykonywać to, co miało do mnie należeć. Otworzyłem drzwi i szybko jak tylko mogłem pokonałem odległość dzielącą mnie do salonu. Kucharka była przy końcu korytarza i gdy wyszedłem uśmiechnęła się. Nie przejąłem się tym zbytnio i po chwili otworzywszy drzwi do salonu znalazłem się w nim.
Pani siedziała w fotelu mając założoną nogę na nogę. Paliła cieniutkiego papierosa. Gdy tylko znalazłem się w jej polu widzenia zaczęła dokładnie mi się przyglądać.
- Nie zamykaj drzwi - powiedziała widząc, że chcę je zamknąć za sobą.
Uczyniłem, co powiedziała. Zrobiłem parę kroków i stanąłem dobre 4 metry od niej dosłownie trzy kroki za otwartymi drzwiami.
- Przepraszam, gdzie są moje ubrania? - zapytałem cicho.
Popatrzyła na mnie lekko się uśmiechając. Wypuściła obłok dymu z ust.
- Podejdź bliżej - usłyszałem.
Zrobiłem parę kroków skracając poprzedni dystans o połowę.
- Jeszcze bliżej - dodała.
Nie za bardzo wiedziałem, co ma to na celu. Myślałem, że może chcę się przekonać czy już nie emituję nieprzyjemnego zapachu. Zrobiłem jeszcze krok i kolejny. Stałem przed nią w odległości niecałego metra.
- Masz ładne ciało - powiedziała prostując nogę, która była założona na drugą.
Stałem w lekkim rozkroku i poczułem, że jej stopa pozbawiona teraz klapka, który leżał na ziemi wędruje pomiędzy moje kolana. Zrobiłem krok do tyłu.
- Wróć! - usłyszałem kategorycznie wypowiedzianą komendę.
Nie wiem, dlaczego ale zrobiłem krok do przodu. Jej stopa zaczęła wędrować między moimi kolanami ku górze. Jednocześnie poczułem, że mój swobodnie do tego czasu zwisający ptaszek zaczyna się powiększać i podnosić ku górze. Prawą dłonią trzymałem ręcznik, lewą zaś momentalnie, gdy poczułem, że ptaszek zaczyna przybierać niepokojące rozmiary poprzez materiał ręcznika docisnąłem go do brzucha. Cała lewa dłoń przywarła poprzez ręcznik do krocza w momencie, kiedy jej stopa była pomiędzy moimi udami. Sukienka nieco się jej zsunęła ukazując wydepilowaną do kolan nogę.
- Proszę przestać - wyrzuciłem szeptem z siebie.
Stopa dotknęła mojej lewej dłoni poprzez materiał ręcznika.
- Jestem twoją pracodawczynią i chyba mam prawo dokładnie cię poznać- usłyszałem w odpowiedzi.
- Ale chyba nie aż tak... to jest... - odszepnąłem szukając w głowie odpowiedniego określenia na tą sytuację.
- Chciałeś powiedzieć niemoralne mój chłopcze, przestań być tak pruderyjny. Myślisz, że zaproponowałam ci taką stawkę za to, że posprzątasz i zwiniesz się o osiemnastej? Ja płacę i ja żądam, a teraz żądam żebyś opuścił swoje dłonie. - odpowiedziała i zaciągnęła się papierosem.
To stwierdzenie mnie poraziło. Stałem jak słup soli, lecz dalej nie wykonywałem tego, co nakazała.
- Pani nic nie mówiła o tym, że muszę się... - zacząłem.
- Słuchaj, chłopcze, co ty musisz to określam teraz ja. Możesz owszem stać tu do osiemnastej okryty tym ręcznikiem i nie zarobić ani złotówki. Ja w tym przypadku mogę zadzwonić po ochronę, która oczywiście już bez tego ręcznika, bo jest moją własnością cię zabierze. Ochroniarze wywiozą cię do pobliskiego lasu i tam zostawią gdyż nieźle im zapłacę za taką ekstra robotę. Emilia w tym czasie zadzwoni na policję i powie, że w tym lesie kręci się nagi mężczyzna. Co będzie dalej dośpiewaj sobie sam. Możesz również wykonać to, co powiedziałam a nie pożałujesz - określiła moją sytuację dość dobitnie wypuszczając dym z ust.
Zamurowało mnie tak, że nie mogłem wydać z siebie żadnego dźwięku. Stałem i z przerażeniem w oczach patrzyłem na nią. Ona zaś bez żadnego zażenowania patrzyła mi prosto w oczy delikatnie się uśmiechając. Palce jej stóp poruszały się drażniąc moją dłoń.
- Błagam Panią, niech Pani tego nie robi. - szepnąłem.
- Wybór należy do Ciebie mój drogi, wybierz właściwie a nie pożałujesz - odpowiedziała i sięgnęła do leżącej na stole kopertowej torebki.
Wyciągnęła portfel i położyła go na stole. Jej stopa osunęła się nieco dotykając moich wewnętrznych stron ud. Gonitwa myśli przeszła przez mózg. Zdawałem sobie sprawę, że muszę szybko podjąć decyzję. Była znakomitym psychologiem. Położony portfel na stole i obiecana sumienna wypłata kusiły. Z drugiej zaś strony wstyd i godność mówiły, aby zrobić, co innego. Szalę przechylił strach, wstyd było się przed nią obnażyć, lecz jeszcze większy paradować po lesie nago i być dowieziony do domu z takimi zarzutami przez policję. Tu wiedziała tylko ona no i może ta kucharka.... w tej drugiej sytuacji taki news rozszedł by się lotem błyskawicy po całej dzielnicy.
- Co tam, za takie pieniądze niech się napatrzy i nadotyka, mnie nie ubędzie - stwierdziłem w myślach i ułamek sekundy później opuściłem obie ręce wzdłuż tułowia.
- Słuszna decyzja - usłyszałem z jej ust a równocześnie jej stopa zaczęła wędrować wyżej.
Zamknąłem oczy nie chcąc na to patrzyć. Oswobodzony ptaszek odskoczył od brzucha jak sprężyna odpychając ręcznik na odpowiednią odległość na wysokości mojego krocza. Jej stopa powędrowała wyżej i po chwili poczułem jak palcami dotyka mojej moszny, buszuje pomiędzy moimi jądrami. Podnosiła je podbiciem stopy i przebierała paluszkami. Następnie przesunęła się jeszcze wyżej dotykając i pocierając mojego sterczącego penisa. Próbowała chwycić go pomiędzy palce, dociskała do brzucha, odchylała go we wszystkie możliwe strony. W końcu dotarła do czubka główki uchwyciwszy ją pomiędzy duży palec a ten najdłuższy u nogi przesunęła w dół odkrywając żołądź. Stałem w bezruchu mając dalej zamknięte oczy. Ta stymulacja była przyjemna, ptaszek sterczał jak drut. Czekałem jak długo to jeszcze będzie trwać.
- No widzisz, tak nie chciałeś, a twój przyjaciel chyba całkiem przeciwnie - stwierdziła i mocnym ruchem nogi spowodowała to, że ręcznik upadł na ziemię.
- No, no, no całkiem przyjemny ten twój kutasek - stwierdziła i opuściła nogę.
Otworzyłem oczy. Poprawiała sukienkę, która odsłoniła część grubego uda. Stałem przed nią nagi z odciągniętym napletkiem. Przyglądała się moim narządom. Czułem się podle. Wypuściła kłąb dymu wprost na mojego penisa. Wstała i dotknęła go dłonią.
- I twardziutki i milutki w dotyku, obróć się - nakazała.
Zrobiłem w tył zwrot. Poczułem jej dłonie na swoich pośladkach.. Przesunęła dłońmi do dołu zatrzymując się na mosznie. Palcami rąk wyłuskała oba jądra.
- Zgrabna dupka, jędrna, dużo bym dała, aby mieć taką, a i jajeczka też niczego sobie - oceniła i dotykając mnie za ramię dała do zrozumienia abym się odwrócił.
Tak tez uczyniłem. Ona natomiast podeszła do okna w salonie wcześniej gasząc papierosa.
- Dokonałeś właściwego wyboru mój chłopcze, jednak jak już powiedziałam higiena odgrywa bardzo wielką rolę. Te kępki kłaków pod pachami i w kroczu są nie do przyjęcia, to siedlisko bakterii, brudu i dodatkowo miejsce gdzie gromadzi się pot. Dlatego musimy to usunąć i to natychmiast. - powiedziała patrząc na mnie teraz z większej odległości.
- Emilio, kochana zaprowadź go do łazienki i pokaż gdzie są rzeczy do depilacji, wytłumacz też jak to się robi - krzyknęła nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć.
Kucharka pojawiła się po chwili i w momencie, kiedy weszła zdążyłem dłońmi zakryć swoje przyrodzenie. U właścicielki spowodowało to wybuch śmiechu.
- Kochany, Emilia nie takie rzeczy widziała, pracuje u mnie już trochę czasu - skwitowała mój odruch.
- Chodź za mną - powiedziała kucharka z dużo mówiącym uśmieszkiem.
Z skrzyżowanymi na kroczu dłońmi powędrowałem za Emilią do łazienki. Nie miałem zamiaru ukazywać jej swoich narządów. Tamta zapłaciła to ma. Emilia otworzyła szafkę wyciągnęła jakąś tubkę i szpatułkę.
- Nałożysz szpatułką krem na cykora, jajka i pod pachy, odczekasz pięć do dziesięciu minut i tą szpatułką zbierzesz kłaki. Proponuje jednak najpierw nożyczkami przykrócić kłaki, bo inaczej będziesz miał problem - omówiła wszystko w telegraficznym skrócie.
Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem. Położyła tubkę i szpatułkę na umywalce i ruszyła w kierunku drzwi. Stałem jak wryty nie wiedząc, co począć.
- Może ci pomóc? - zapytała szyderczo zamykając drzwi za sobą.
Przekręciłem klucz w zamku. Zostałem sam. Popatrzyłem na tubkę i szpatułkę. Nie pozostawało nic innego jak zrobić to, co powiedziała. Nożyczki leżały na półce. Zgrabnie przyciąłem owłosienie pod pachami i poniżej pasa i po chwili szpatułką nakładałem krem na przystrzyżone wcześniej miejsca. Stojąc w rozkroku gdyż wysmarowałem sobie również pachwiny odczekałem zalecone pięć minut i zacząłem zbierać szpatułką kudełki. Nie za bardzo chciały zejść, więc postanowiłem poczekać jeszcze chwilę. Kolejne parę minut w rozkroku i kolejna próba. Tym razem owłosienie poddało się sile chemicznego depilatora. Najgorzej było zebrać to na mosznie, lecz w końcu dałem sobie jakoś radę. Koniec końcem opłukałem wydepilowane obszary wodą. Poniżej pępka byłem gładziutki jak niemowlę. Również pachy były wolne od włosów. Nabrałem powietrza, przekręciłem klucz w zamku i wyszedłem na korytarz. Ponownie zakryłem swe narządy dłońmi i skierowałem się do salonu. Pani siedziała przy stole popijając sok owocowy. Obok niej stała Emilia.
- No, pokaż jak to wygląda teraz - powiedziała odkładając szklankę na stół.
Nie za bardzo pasowało mi pokazywanie się nago kucharce. Jedna kobieta wystarczała mi aż za bardzo.
- A ona, niech wyjdzie - burknąłem.
- Mówiłam ci chyba, że to ja dyktuje tu warunki - przypomniała karcąc mnie wzrokiem.
Cóż było począć. Ona tu rządziła. Czułem się jak na wystawie. Jak eksponat. Posłusznie opuściłem dłonie ukazując swoje wydepilowane przyrodzenie. Emilka uśmiechnęła się szelmowsko. Ją to też najwidoczniej bawiło. Mnie do śmiechu nie było.
- No teraz to mamy kutaska w całej okazałości, bardzo dobrze. Co o nim myślisz Emilio? - skwitowała.
- Stoi mu jak ostrewka, młody chłopok to i ładny kutas - odparła Emilia.
- Podnieść jeszcze ręce do góry, chce zobaczyć jak pod pachami - rozkazała Pani.
Wykonałem, co poleciła. Kazała opuścić ręce. Nie zakrywałem już swych narządów, nie miało to sensu.
- Wyśmienicie, no to teraz do pracy - skwitowała Pani.
- Przepraszam, ale gdzie są moje ubrania? - zapytałem ponownie.
- Zostały oddane do prania, gdy się kąpałeś, przyjechał pracownik z pralni na mieście. Nie obawiaj się będą o siedemnastej. Sam rozumiesz były nieświeże, zostały tylko buty - odpowiedziała z rozbrajającą szczerością właścicielka.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewałem. Jak mogła to zrobić nie uzgadniając tego ze mną. Poczułem przypływ złości a zarazem wiedziałem, że jestem bezsilny.
- Więc, w co ja mam się ubrać? - zapytałem.
Obie roześmiały się równocześnie. Nie bardzo wiedziałem, dlaczego. Jednak przeczuwałem, że odpowiedź, którą otrzymam mnie zaskoczy.
- Tutaj w domu dostaniesz stópki albo nylonowe podkolanówki abyś nie tłuścił parkietu i podłogi, a na zewnątrz Emilia pokaże ci ubrania - odpowiedziała Pani ledwo tłumiąc śmiech.
Te słowa dotarły do mnie dopiero po chwili. Teraz zdałem sobie sprawę, w co się wpakowałem mijając bramę tego domu.
- Pani chyba żartuje? - zapytałem z niedowierzaniem.
- Nie mój milutki, w domu życzę sobie abyś pracował nago. Ma to tę zaletę, że mam pewność, iż nic nie zwiniesz, gdyż nie będziesz miał gdzie tego ukryć - odparła rozwiewając moje resztki nadziei na to, że źle ją pojąłem.
Nie było mi do śmiechu w przeciwieństwie do kucharki, która podśmiechiwała się cały czas.
- Emilio oprowadź go po domu i pokaż gdzie, co jest - przykazała Emilii.
- Chodź, goły świrgolosie - usłyszałem z ust kucharki i jednocześnie poczułem delikatny klaps na moim pośladku.
Posłusznie poczłapałem za nią. Kucharka najwyraźniej się rozochociła, co mnie bardzo wkurzało. Musiała być w dobrych stosunkach z właścicielką skoro ta pozwalała jej na takie zachowanie w swojej obecności. Poprzez korytarz dotarliśmy do schodów prowadzących na piętro. Od piętra też zaczęliśmy. Najpierw Emilia zaprowadziła mnie do małego pokoju na końcu korytarza. W pomieszczeniu stało jednoosobowe łóżko, dwie szafy ubraniowe, malutki stół, dwa krzesła, szafka nocna a na niej nocna lampka. Kucharka otworzyła szafę ubraniową i wyciągnęła z niej jasnoniebieski, zapinany od przodu na guziki damski fartuch. Nie miałem pojęcia, w jakim celu to robi.. Zdjęła go z wieszaka i podała mi.
- Masz, to fartuch po pokojówce, która niedawno odeszła. Powinien pasować - mruknęła.
Wziąłem fartuszek do rąk nie bardzo wiedząc, co teraz począć. Kucharka tymczasem grzebała w szufladzie czegoś szukając.
- Ale to jest damski fartuch, proszę dać mi jakiś męski ciuch - zauważyłem.
Emilia przestała szukać, podniosła głowę odwracając ją w moim kierunku.
- A skąd ja ci wezmę męski fatałachy, skoro tu żaden chłop nie mieszka, przymierzaj to i nie dyskutuj, bo nic innego nie ma - odparła i ponownie zaczęła grzebać w szufladzie.
No to było gorzej niż myślałem. Przez chwilę żywiłem nadzieję, że dostanę jakieś ubranie robocze i w nim nieśmiało planowałem ucieczkę przez płot. Teraz nie było nawet cienia szans, aby prysnąć przed osiemnastą. Paradowanie w fartuszku pokojówki poza granicami tej posesji było równoznaczne z paradowaniem nago. Trzymałem fartuch w ręce i nie bardzo wiedziałem, co uczynić. Rozpiąłem jego guziki i rzuciłem okiem na metkę. Miał rozmiar 38. Nałożyłem go na swoje nagie ciało. Z założenia pewnie jego długość dla osoby o tym rozmiarze oscylowała do kolan. W moim jednak przypadku jego dolna krawędź znajdowała się jakieś 10-12 centymetrów wyżej w połowie uda. Jednym słowem wersja mini. Zapiąłem ostatni guzik i spojrzałem w dół. Sterczący ptaszek wyraźnie odkształcał się tworząc uwypuklenie na znanej wszystkim wysokości.
- Masz, te będą pasować do fartucha - powiedziała kucharka po zakończonych poszukiwaniach.
W dłoni trzymała elastyczne nylonowe damskie podkolanówki koloru białego. Zlustrowała mnie od stóp do głowy.
- No, trochę krótki, ta dziewczyna była niższa, ale ujdzie - oceniła.
Czułem się jak pajac. Wziąłem z jej dłoni podkolanówki. Postanowiłem coś zrobić, lecz nie wiedziałem za bardzo, co.
- Siadaj i zakładaj je na nogi, bo zatłuścisz podłogę - poleciła.
Usiadłem i nałożyłem na nogi elastyczne damskie podkolanówki. Sięgały do końca łydki i zakończone były ściągaczem.
- Pani Emilio, niechże Pani mi pomoże, jak ja będę pracował w tym przykrótkim fartuchu, może gdzieś są jakieś krótkie spodenki... - zacząłem brać ją na litość.
Spojrzała na mnie godnym pożałowania wzrokiem.
- Niestety, ale nie - odparła stanowczo.
- To może jakieś majteczki, mogą być damskie, albo rajstopy. Z tym stojącym ptaszkiem, Pani rozumie.... - próbowałem dalej.
Omiotła mnie wzrokiem. Powiedziałem coś chyba nie tak.
- Nie wspominaj przy Pani Dagmarze słowem o rajstopach, ona ich nie uznaje i nosi tylko pończochy. Jeżeli nie chcesz mieć kłopotów to nie mów o nich. Majtki mam jedne i na sobie a bielizny Pani nie wolno ruszać. Jeżeli chcesz mogę cię poratować parą pończoch - wyrzuciła z siebie ściszając głos.
No to klops. Opcja z pończochami odpadała, bo nic mnie nie urządzała. Wolałem już milczeć niż znowu palnąć jakieś głupstwo. Kucharka ruszyła w stronę drzwi a ja za nią.
- Gdzie, po domu chodzisz tylko w tym, zdejmuj fartuch - fuknęła wskazując palcem na nylonowe podkolanówki.
Posłusznie zdjąłem z siebie fartuszek i powiesiłem go na wieszaku w szafie. Fartuch miał krótki rękaw i wykładany kołnierz. Mając już teraz tylko na sobie te nieszczęsne podkolanówki ruszyłem za kucharką. Na piętrze znajdowały się oprócz pokoiku, w którym byłem duży pokój dzienny z balkonem, sypialnia, łazienka z WC oraz mikroskopijne pomieszczenie gospodarcze gdzie stał mop, odkurzacz i środki czystości. Na parterze prócz salonu i pokoju kąpielowego, które już wcześniej poznałem były osobne WC, pokój gościnny, duża sypialnia właścicielki, pokój nazwany przez kucharkę pracownią oraz pokój pełniący funkcję garderoby. Kuchnia była duża i przechodnia. Z niej dochodziło się do pomieszczenia gospodarczego pełniącego również rolę spiżarki, a z tego zaś pomieszczenia wchodziło się do garażu i pomieszczenia technicznego gdzie znajdował się piec gazowy i instalacje rozdzielcze. Po zakończonym rekonesansie powróciłem do salonu. Pani siedziała na skórzanej sofie czytając kolorowe czasopismo. Podniosła wzrok, gdy się pojawiłem.
- No dobrze, przygotuj mi kąpiel- usłyszałem.
Kiwnąłem głową na znak, że zrozumiałem. Udałem się do pokoju kąpielowego i zacząłem napuszczać wody do wanny. Uchyliły się drzwi i zobaczyłem twarz kucharki.
- Z dużą ilością piany - podpowiedziała szeptem i zniknęła.
Jak podpowiedziała tak zrobiłem. Sprawdziłem czy woda nie jest za gorąca i pomaszerowałem do salonu.
- Kąpiel gotowa proszę Pani - oznajmiłem.
Odłożyła gazetę i wstała. W drzwiach odwróciła się do mnie.
- No, co tak stoisz, chodź za mną - powiedziała.
Ruszyłem za nią do pokoju łazienkowego. Zbliżyła się do wanny i zanurzyła palec w wodzie sprawdzając temperaturę. Podeszła do mnie i odwróciła się plecami. Nie bardzo wiedziałem, czego chce.
- Na co czekasz, rozepnij mi zamek - powiedziała.
Drżącymi rękoma począłem przesuwać suwak zamka sukienki ku dołowi. Gdy osiągnął graniczne dolne położenie ona zsunęła z siebie sukienkę, która opadła na terakotę. Czułem podniecenie. Ptaszek zaczynał wilgotnieć. Nie wiedziałem, jakie teraz ma plany w stosunku do mojej osoby. Stała tyłem w biustonoszu i koronkowych majteczkach. Pomimo tego, że teraz dokładnie widziałem jej nieco zbyt grube uda i wałeczki tłuszczy na biodrach nie umiałem opanować narastającego podniecenia.
- Teraz biustonosz - usłyszałem polecenie.
Sam nawet nie wiem jak mi to się udało. Pani wykonała ruch ramion i odkręciła się twarzą do mnie w ręku trzymając czarny koronkowy biustonosz. Rzuciła okiem na moje sterczące przyrodzenie i z gracją przewiesiła na nim swój biustonosz. Zaniemówiłem. Najwyraźniej traktowała mojego stojącego ptaka jako wieszak na swoją bieliznę. Nim zdążyłem pojąć, co się dzieje, a pochyliła się i dłońmi ściągnęła czarne koronkowe majteczki przewieszając je również na moim ptaszku. Stała naga odwrócona do mnie tyłem. Zdołałem zauważyć, że uwolnione od modelującego stanika jej duże piersi były teraz obwisłe a pośladki dawno już straciły swą jędrność.
- Zanieś to do brudownika, tylko pamiętaj, że dopiero tam możesz je ściągnąć z tego naturalnego wieszaczka - poleciła.
Byłem jak robot. Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z łazienki. Brudownik znajdował się w pomieszczeniu gospodarczym na parterze tak, że musiałem przejść przez kuchnię. Kucharka na widok defilującego nagiego faceta z sterczącym fiutkiem, na którym przewieszone były damskie fatałaszki aż cmoknęła. Potęgowało to u mnie poczucie wstydu i poniżenia. W brudowniku pozbyłem się ładunku wrzucając go do kosza z brudną bielizną. Gdy wracałem Emilia chwyciła mnie za dłoń.
- Czekaj w korytarzu - podpowiedziała i niby to niechcący otarła swą dłoń o mojego ptaszka.
- Zboczone stare babsko - pomyślałem zaciskając usta by nic nie powiedzieć.
Przycupnąłem w korytarzu na pufie. Minęło kilkanaście minut, gdy usłyszałem.
- Chodź tutaj.
Moment i byłem w pokoju kąpielowym. Właścicielka leżała w wannie, pokryta pianą. Zatrzymałem się przy umywalce.
- Podejdź bliżej - wydała polecenie.
Podszedłem aż do samej wanny. Popatrzyła na moją twarz.
- Podobam Ci się? - zapytała.
- Tak - odparłem zdawkowo, choć w rzeczywistości tak nie było.
- To widać, bo twój wskaźnik jest aż wilgotniutki od tego - powiedziała przyglądając się mojemu fallusowi.
Rzeczywiście, mój penis był wilgotny aż za bardzo. Lepki śluz ciągnął się od nieco odkrytej główki członka do lewego uda.
- Przepraszam - powiedziałem i szybko kawałkiem papieru toaletowego wytarłem to.
- Dobrze, podaj mi ręcznik - nakazała.
Wyciągnąłem ręcznik z szafki i rozłożyłem go.
- Nie patrz się teraz na mnie - rozkazała.
Uniosłem głowę ku górze patrząc na umieszczone w suficie oświetlenie punktowe. Słyszałem tylko jak wstała i poczułem jak zabiera z moich dłoni przygotowany ręcznik.
- Idź teraz do drzwi i odwróć się tyłem - dodała.
Wykonałem, co nakazała. Słyszałem jak wyciera swoje ciało. Po chwili usłyszałem, że zrobiła parę kroków.
- Odwróć się i podaj mi płaszcz kąpielowy - nakazała kolejną czynność.
Wykonałem obrót. Stała tyłem do mnie w odległości paru kroków. Turkusowy płaszcz kąpielowy wisiał na wieszaku tuż obok mnie. Rozłożyłem go w taki sposób jak pomaga się nałożyć komuś zwykły płaszcz. Wsadziła ręce w rękawy a ja pomogłem narzucić go na jej kark. Zasunęła zamek i odwróciła się twarzą do mnie.
-Wyjeżdżam do miasta na chwilę. Za jakieś piętnaście minut oczekuje ciebie w sypialni z bielizną i czerwoną sukienką. Jeśli masz wątpliwości to zapytaj się Emilki, która to. Aha i jeszcze jedno, przed wejściem do sypialni należy zapukać. Teraz tu posprzątaj - wydała kolejne polecenia.
- Rozumiem - odparłem.
Wyszła z pomieszczenia. Traktowała mnie jak parobka. W głębi duszy byłem wściekły, że tak daje sobą pomiatać. Zdawałem sobie jednak sprawę, że w momencie, w którym dałem się rozebrać ona otrzymała przyzwolenie na wszystko. Powiesiłem wilgotny ręcznik na łazienkowym grzejniku. Czarną sukienkę położyłem na szafce i zacząłem spłukiwać wannę. Poszło mi to w miarę sprawnie. Podłoga była sucha, więc pozostało tylko wycisnąć gąbkę, poukładać kosmetyki i mogłem działać dalej. Ptaszek sterczał nieco słabiej przyjmując teraz kąt 90 stopni do płaszczyzny brzucha. Gdy przebywałem sam poziom jego odkształcenia się zmieniał. Wystarczyło jednak, że znalazłem się na korytarzu a od razu osiągał pełny wzwód. Nie za bardzo nad tym mogłem panować. Skierowałem swe kroki do garderoby. Mnóstwo szaf,szafeczek i szuflad. Nie za bardzo chciałem konsultować się z kucharką, która rozochocona stawała się coraz bardziej natrętna w stosunku do mnie. Otworzyłem największą z szaf. Ogrom ubrań mnie przeraził. Sukienki, komplety, bolerka, spódnice, tuniki, płaszcze i inne rzeczy, których nie umiałem nazwać. Samych czerwonych sukienek naliczyłem z trzy. Skapitulowałem. Chcąc nie chcąc musiałem skonsultować się z Emilią. Powiesiłem czarną sukienkę zabraną z łazienki i poszedłem do kuchni. Z sypialni dochodził szum suszarki do włosów.
- Pani chciała abym przygotował jej ubrania i bieliznę na wyjazd - powiedziałem.
Kucharka obierała ziemniaki. Podniosła na mnie wzrok.
- To przygotuj, wszystko znajdziesz w garderobie - odparła.
- Ale tam jest tego tyle, że nie za bardzo wiem - przyznałem się.
Westchnęła i wstała od stołu.
- Chodź świrgolosie - powiedziała i ruszyliśmy w kierunku garderoby.
Wszedłem pierwszy a ona za mną. Zamknęła drzwi.
- Pani chciała czerwoną sukienkę.. - zacząłem.
- Pomogę ci, ale jak się dasz pomacać - przerwała mi w połowie zdania.
Tego się właśnie obawiałem. Pozwalała sobie na coraz więcej a ja niestety w tej sytuacji byłem od niej w pewnym stopniu zależny.
- Zboczony stary babsztyl - przeszło przez myśl.
Nie pozostało nic innego jak przystać na jej żądanie.
- Dobrze tylko króciutko - utargowałem.
Zbliżyła się do mnie tak, że czułem jej oddech. Jej łapsko powędrowało na moją mosznę. Poczęła ją ugniatać przebierając palcami tak by uchwycić moje jądra. Coś mruczała pod nosem przesuwając dłoń wyżej. Jej dłoń zwinęła się w rulonik, który objął mojego penisa. Ściągnęła napletek a palcem wskazującym dłoni wodziła po koniuszku główki. Nie mogłem pozwolić na więcej.
- Przestań, już dość!- szepnąłem stanowczo i odwiodłem jej dłoń od mojego krocza.
Obtarła wilgotną dłoń o swój fartuch. W jej oczach było widać zadowolenie. Czułem się podle. Macany jak kogut na targu, a w dodatku przez obleśną starą kucharkę.
- Twardego masz korzonka - skwitowała.
Otwarła drzwi szafy. Szybko wyciągnęła czerwoną dżersejową sukienkę z delikatnym dekoltem. Wokół niego i wycięcia rękawów były ozdobne ząbki. Słowem prosta, lekka letnia sukienka znacznie krótsza od tej, którą Pani miała na sobie, gdy przybyłem. Emilia podeszła do szuflady i wyciągnęła komplet różowej bielizny. Na koniec z najniższej szuflady wyjęła cieliste samonośne pończochy ozdobione na końcu koronką.
- To wszystko - skwitowała.
- Dzięki - odpowiedziałem i zacząłem zabierać przygotowane rzeczy ze stolika.
Narzuciłem sukienkę z wieszakiem na ramię i już miałem wychodzić, gdy poczułem mocny uścisk na przedramieniu.
- Gdzie, zwariowałeś, nie tak - wyrzuciła z siebie drugą ręką zabierając mi z dłoni bieliznę i pończochy.
- O co chodzi? - zapytałem.
- O to - odparła przewieszając na moim sterczącym ptaszku najpierw lekko wyściełany różowy biustonosz z haftowanymi miseczkami, potem figi w identycznym kolorze wykończone koronkową wstawką na bokach a na samym końcu dwie pończochy.
Znów wyglądałem jak pajac obwieszony damską bielizną. Nim zdążyłem coś powiedzieć pstryknęła mnie palcami w koniuszek ptaszka i podała sukienkę z wieszakiem.
- Trzymaj ją z boku żeby nie zaplamić swoim soczkiem - dodała.
Sam nie wiedziałem, która teraz jest gorsza. Opuściłem garderobę i będącym żywym wieszakiem stanąłem przed drzwiami do sypialni. Zapukałem.
- Wejść - usłyszałem zza drzwi.
Po chwili byłem w środku. Przymknąłem drzwi. Siedział przed lustrem będącym częścią toaletki. Na sobie miała w dalszym ciągu płaszcz kąpielowy.
- No, wzorowo, widzę, że szybko się uczysz, podejdź bliżej - pochwaliła uśmiechając się.
Stanąłem krok od niej. W rogu sypialni stał parawan. Powolutku zdjęła z sterczącego ptaszka pończochy, majteczki i biustonosz. Ściągając robiła to celowo tak, aby czy to miseczką biustonosza, czy też koronkową wstawką fig podrażnić mojego usztywnionego penisa. Przymrużyłem oczy w momencie, gdy nylonem pończoch musnęła moją mosznę. Czułem się podle, lecz muszę przyznać, że te bodźce były dla mnie bardzo przyjemne, wzmagające podniecenie, którego widocznym objawem była zwiększająca się wilgotność ptaszka. Nie mogła tego nie zauważyć.
- O nasz chłopiec lubi dotyk damskiej bielizny, malutki fetyszysta - zauważyła.
Nic nie odpowiedziałem stojąc z przerzuconą przez ramię sukienką. Wstała i zniknęła za parawanem.
- Podejdź tutaj - usłyszałem po chwili.
Stanąłem za nią. Znów była obrócona plecami do mnie. Teraz jednak odwróciła się przodem. Widok dawał mieszane odczucia. Mało atrakcyjne ciało w smakowitym opakowaniu.
- Przyznaj się, masz na mnie chętkę - zaczęła.
- Tak, jest Pani piękną kobietą - wydukałem kłamiąc jak z nut.
- Twój pisior aż ślini się na tę myśl, podobają ci się kobiety w erotycznej bieliźnie, co - odpowiedziała a jej wzrok utkwił na mokrym ptaszku.
- Tak, to bardzo podniecające - odpowiedziałem zastanawiając się, co będzie dalej.
Szczęśliwie nie stało się nic. Założyła sukienkę przez głowę i kazała mi zapiąć suwak z tyłu.
- Zabierz płaszcz kąpielowy i zabierz się za koszenie trawy - rozdzieliła mi zadania kierując się w stronę drzwi sypialni.
Sukienka sięgała jej nieco powyżej linii kolan. Zabrałem płaszcz kąpielowy i zaniosłem tam gdzie był wcześniej. Pani rozmawiał o czymś z Emilią. Po schodach dotarłem do małego pokoiku. Otworzyłem szafę. Prócz fartuszka we wnętrzu znalazłem zapaskę, dwie pary pończoch, wsuwane klapki lekarskie rozmiar 38 i komplety nylonowych podkolanówek. Byłem załamany. Bez przekonania narzuciłem na siebie fartuszek i zapiąłem guziki. Penis znów przyjął pozycję 90 stopni uwypuklając się pod materiałem fartucha. Czułem się fatalnie. Gdy dotarłem na parter Pani już szykowała się do wyjścia. Jej strój uzupełniały eleganckie odkryte czółenka z regulowanymi paskami na wysokim obcasie uwieńczone modną sprzączką.
- No całkiem przyzwoicie - określiła mój wygląd.
Bez słowa zabrałem swoje adidasy i skierowałem się do garażu. Odczekałem chwilę aż wyjedzie i otworzyłem drzwi garażowe. Ostrożnie wyściubiłem nos lustrując teren. Płot był wysoki i raczej nikt nie mógł mnie widzieć z zewnątrz. Wyciągnąłem spalinową kosiarkę. Postanowiłem jeszcze sprawdzić garaż. Miałem nadzieję, że tam może znajdę jakiś roboczy łach. Niestety, prócz paru szmat ubrudzonych olejem nie było nic. Ostatki nadziei praktycznie umarły. Koszenie w tym fartuszku nie było aż tak trudne. Tylko w sytuacjach, kiedy musiałem się pochylić zdawałem sobie sprawę, że na widok wystawiam swoje pośladki i mosznę. Z początku, gdy słyszałem warkot silnika samochodowego chowałem się za tuje, lecz później dałem sobie spokój. Syntetyczny materiał ocierał mojego penisa, lecz po chwili i to mi nie przeszkadzało gdyż penis utracił swój wzwód i spokojnie zwisał ku dołowi. Było to dla mnie zbawienne gdyż długotrwale trwająca w domu erekcja i silne bodźce ze strony obu tych kobiet powodowały ból w okolicach moszny. Teraz ptaszek pałętając się swobodnie między nogami nie powodował tych dolegliwości. Przez chwilę myślałem nawet czy nie ulżyć sobie rozładowując się ręcznie, lecz odszedłem od tego zamiaru widząc, że co jakiś okres czasu jestem kontrolowany wzrokowo przez kucharkę. Czas mijał i po skończeniu koszenia zabrałem się za pielenie rabatek i usuwanie martwych pędów roślin. Tu jednak fartuszek nie zdawał egzaminu gdyż przy każdym przykucnięciu bądź pochyleniu eksponowałem swoje klejnoty na ogólny widok. Dodatkowo pracowałem w słońcu, które teraz mocno operowało. Ogólnie zaczęło być parno, co wskazywało na zbliżającą się burzę. Syntetyczny materiał, z jakiego wykonany był fartuszek nie przepuszczał powietrza i po chwili poczułem, że po plecach cieknie mi pot. Rozpiąłem najpierw jeden guzik, potem drugi. W końcu doszedłem do wniosku, że i tak to on teraz nic nie zakrywa i zdjąłem go całkowicie. Pracowałem teraz tylko w butach i nylonowych podkolanówkach. Fakt ten spowodował, że kucharka z większą częstotliwością wyglądała przez okno, lecz nie zwracałem na to uwagi gdyż nie chciałem by mój penis znów miał wzwód. Robiłem to, co do mnie należy coraz bardziej odsuwając się od miejsca gdzie zostawiłem fartuszek. Było to ryzykowne z mojej strony, lecz za wszelką cenę chciałem skończyć pracę na zewnątrz przed deszczem. Pozostały mi do zrobienia dwie ostatnie rabatki będące na końcu ogrodu, gdy nagle usłyszałem szum siłownika a brama wjazdowa zaczęła się otwierać.
- O cholera - zakląłem zdając sobie sprawę, że fartuszek został po przeciwległej stronie ogrodu.
Nie miałem pewności czy przyjedzie sama. Rozglądając się wokoło nie znalazłem miejsca, za którym można by się było ukryć. Brama otwierała się powoli. Zdałem sobie sprawę, że w sytuacji, gdy ktoś będzie szedł drogą jestem wystawiony na widok. Nie pozostało nic innego jak pozostać w pozycji w kucki i dłońmi zasłonić swoje przyrodzenie.
Miałem szczęście. Nikt nie szedł, a Pani przyjechała sama. Odetchnąłem z ulgą, gdy brama została zamknięta. Wysiadła z samochodu pozostawiając go na podjeździe.
- A co to hasamy po dworku na golaska? - zapytała.
- Jest bardzo parno a ten fartuszek.... - zacząłem się tłumaczyć nie wiedząc czy przebywanie nago na zewnątrz jest dopuszczalne.
- Już dobrze, zabieraj zakupy z samochodu potem dokończ to tutaj i marsz pod prysznic - odparła nieco mnie uspokajając.
Zabrałem torby z zakupami i zaniosłem do domu. Ptaszek znów sterczał od momentu, kiedy zaczęła uchylać się brama. Powróciłem na dwór i dokończyłem pracę. Dokładnie obszedłem ogród i podjazd sprawdzając czy czegoś nie przeoczyłem. Wszystko było w porządku. Zabrałem pod pachę fartuszek, wciągnąłem kosiarkę i przez garaż dotarłem do pokoju kąpielowego. Tam szybki chłodny prysznic i byłem gotowy zająć się domem. Zaniosłem fartuszek na piętro i schodząc w dół natknąłem się na kucharkę.
- Idź do salonu - rzekła.
Jak powiedziała tak uczyniłem. Właścicielka siedziała na sofie.
- Przynieś mi coś zimnego do picia - powiedziała.
Dotarłem do kuchni. Emilia coś gotowała na kuchence, więc ominąłem ją zgrabnie. Z lodówki wyciągnąłem colę i lód a z szklanej półki wysoką szklaneczkę do drinków. Całość ułożyłem na tacy wzbudzając podziw u kucharki. Tak wyposażony dotarłem do salonu.
- Szybki jesteś, premia cię chyba nie ominie - stwierdziła kładąc na stole banknot o wysokim nominale.
To był dla mnie jakiś pozytywny bodziec. Jeden z nielicznych, a może jedyny. Sprawnie wrzuciłem lód do szklanki, otworzyłem colę i ostrożnie wlałem ją do szklanki.
- Proszę - powiedziałem wręczając jej przygotowany napój.
- Usiądź tutaj - poleciła wskazując miejsce na sofie.
Usiadłem. Bezceremonialnie wyciągnęła się na sofie opierając swoje stopy o moje uda.
- Ściągnij mi buciki i wymasuj stopy - powiedziała patrząc mi w oczy.
Ten bodziec zelektryzował moje ciało a najbardziej ptaszka. Sterczał jak drut. Delikatnie rozpiąłem zapięcie paseczka uwalniając najpierw jedną a potem drugą stopę z czółenek. Dotyk jej stóp powleczonych nylonem pończoch działał podniecająco. Na dodatek wyprężyła stopy i przesunęła je w kierunku mojego penisa. Pomalowane na rubinowy kolor paznokcie poruszały się stymulując mojego ptaszka. Delikatnie uchwyciłem palcami tę stopę, która drażniła mojego penisa.
- Zacznij od tamtej - skorygowała mój wybór.
Rozpocząłem delikatnie masować jej stopę od paluszków do pięty. Jej druga stopa pocierała moje jądra i penisa. Czułem jak ptaszek produkuje coraz więcej śluzu. Odchylany w prawo i w lewo, przyjmujący jakże przyjemne bodźce wzmocnione dodatkowo delikatnością nylonu wprost topił się w produkowanym śluzie. Masowałem jej paluszki, każdy z osobna. Mój oddech stał się głębszy, przymknąłem oczy. Czułem, że jeszcze parę chwil i...·-Ej, świntuchu zobacz, co zrobiłeś z moją pończoszką- jej głos przerwał panującą ciszę.
Skierowałem wzrok na jej stopy. Ta, którą drażniła mojego ptaszka był cała wilgotna od soku wydobywającego się z mojego penisa.
- Przepraszam, ale Pani sama.... - zacząłem się tłumaczyć.
- Nie wyobrażaj sobie za dużo, idź do roboty, trzeba odkurzyć - odparła stanowczo.
Wstałem i wyszedłem. Na korytarzu stała kucharka. Podejrzewałem, że podsłuchiwała.
- O, ale mokrutki i sztywniutki, pozwolisz, że go wytrę - stwierdziła cicho i nim zdążyłem cokolwiek zrobić ona sprawnie ocierała mojego ptaszka papierowym ręcznikiem.
Ruszyłem ku schodom. Tego było za wiele. Czego ta właścicielka chciała? Tu mnie drażni tu karze. Rozpala i gasi. Jaki ma cel? I jeszcze ta kucharka. Rozbity wewnętrznie zacząłem odkurzać.
- W samą porę to przerwała, bo jeszcze chwila i bym się spuścił - powiedziałem sam do siebie.
Nie spieszyłem się z tym odkurzaniem. Najpierw parter a potem poszedłem na piętro. W międzyczasie, gdy gramoliłem się z odkurzaczem na górę słyszałem, że rozmawiała z kimś przez telefon. Słyszałem jednak strzępy rozmowy "To cudownie" "Bardzo dobrze" "Rozumiem" "No jasne" "Nie ma problemu". Znów na górze byłem sam i mogłem ustabilizować poziom podniecenia. Spojrzałem na zegar wiszący na korytarzu. Dochodziła szesnasta.
- Jeszcze dwie godziny męki i koniec - pocieszałem się.
Przez ten okres, od czasu masażu nóg do teraz wzywała mnie tylko raz, aby wynieść śmieci. Tu u góry byłem sam i jak najbardziej mi to pasowało. Zwinąłem odkurzacz i wsadziłem go do pomieszczenia gospodarczego. Pozostało jeszcze ściereczką wytrzeć kurze z bibelotów na piętrze.
- O już jest - usłyszałem z dołu głośno wypowiedziane zdanie przez właścicielkę.
- Kto u licha, może ten z pralni - przeszło przez myśl.
Stanąłem w korytarzu blisko schodów, lecz tak, aby nikt mnie nie widział. Serce biło jak oszalałe. Jeszcze nigdy tak nie dłużył mi się czas. Chrobot otwieranych drzwi. Najostrożniej jak tylko mogłem wychyliłem się jednocześnie przykucając by mieć lepszy sektor obserwacji.
- Witaj kochana Gabrysiu - to powitanie rozwiało moje wszelkie wątpliwości.
- Witaj Dagmarko, jestem przejazdem to wpadłam - usłyszałem kobiecy głos.
Wycofałem się w tył. Kolejna baba.
- Nie, nie dam się już więcej oglądać - przeszło przez myśl.
W głębi duszy miałem nadzieję, że będę mógł pozostać tu na górze do momentu aż ta osoba wyjedzie. Na dole słychać było ożywioną rozmowę. Ptaszek znów zaczął sterczeć. Postanowiłem, że pójdę do pokoiku i tam poczekam na rozwój sytuacji. Łudziłem się, że o mnie zapomną pogrążone interesującą rozmową. Na darmo. Usłyszałem szelest stóp na korytarzu i po chwili w drzwiach pokoiku stanęła kucharka.
- Bądź za pięć minut w kuchni, podasz im kawę i koniak - powiedziała uśmiechając się szyderczo.
- Kto to jest? - zapytałem.
- Koleżanka Pani z liceum, Pani Gabrysia. Mieszka w Tarnowie, ale dzisiaj załatwiała coś tutaj i wpadła - odpowiedziała wyczerpująco.
Ta informacja powaliła mnie na kolana. Kolejny stary babsztyl. Miałem już dość. To nie było warte tych pieniędzy. Nie uśmiechało mi się paradować nago w tych kretyńskich podkolanówkach przed kolejną kobietą. Musiałem podjąć jakąś decyzję. Najchętniej uciekłbym przez okno,ale jak w tym stroju. Mogłem zamknąć się w pokoju i nie wychodzić. Lecz teraz dopiero zauważyłem, że w zamku nie ma klucza.
- Mam to w dupie - powiedziałem sam do siebie i w pośpiechu nałożyłem fartuszek.
Najciszej jak tylko potrafiłem zszedłem po schodach do kuchni. Emilia miała już przygotowane wszystko na stole.
- Zwariowałeś, ona się wścieknie - ostrzegła widząc mnie w fartuszku.
- Wali mnie to - odparłem butnie.
- Emilio można podać - usłyszałem zza zamkniętych drzwi.
Nabrałem powietrza w płuca i śmiało ruszyłem do salonu. Otworzyłem drzwi.
- Dzień dobry - przywitałem się.
Siedziały naprzeciw siebie, ta nieznajoma tyłem do mnie,a pani przodem. Koleżanka pani odwróciła głowę.
- O Dagmarko, widzę masz nową służbę - stwierdziła uśmiechając się.
- Co ja mówiłam na temat chodzenia w domu? - wycedziła przez zęby właścicielka a jej wzrok o mało mnie nie zabił.
Szybki rzut oka na koleżankę umocnił mnie w przekonaniu, że postąpiłem słusznie. Jeżeli właścicielka była brzydka to ta kobieta była brzydka do kwadratu. Niska, krępa, nalana. Ubrana w kostium w kolorze złamanego różu. Żakiet zapinany na trzy guziki, rewersowy kołnierz, ozdobne guziki na rękawach. Spódnica z klinów zakrywała grubawe nogi poniżej kolan. Całość dopełniały siateczkowe białe pończochy lub rajstopy i białe buty na płaskim obcasie. Starałem się nie patrzyć na panią i szybko znalazłem się przy stole.
- No prawdziwy, mężczyzna, skąd ty takich bierzesz Dagmarko? - dodała Gabrysia zawiesiwszy wcześniej wzrok w miejscu gdzie mój ptaszek odpychał materiał fartuszka.
Rozkładałem filiżanki i koniakówki tak szybko jak tylko mogłem. Stałem po lewej stronie koleżanki pomiędzy nią a wolnym krzesłem
- Co ja mówiłam na temat ubioru w domu? - powtórzyła głośniej właścicielka.
Podniosłem wzrok. Gromy, które teraz na mnie leciały powodowały, że moja buta topniała jak śnieg w maju. Nie mogłem wydusić z siebie ani słowa. Rozłożyłem wszystko i zrobiłem krok do tyłu. Tu jednak napotkałem na przeszkodę. W momencie, gdy rozkładałem sztućce lewa ręka Gabrysi wyprostowała się a dłoń chwyciła oparcie wolnego krzesła. Byłem w matni. Jeszcze parę sekund wcześniej natarłbym ciałem i przerwał blokującą mnie przeszkodę. Teraz jednak patrząc na złość w oczach właścicielki stałem jak zamrożony w bezruchu. Stałem i czekałem, co stanie się dalej.
- Oj niegrzeczny chłopczyk, zdenerwował Dagmarkę, Dagmarka jest bardzo zła na chłopczyka - zaczęła mówić Gabrysia a jej prawa dłoń powędrowała pomiędzy poły kołnierzyka mojego fartuszka.
Palec wskazujący dotknął mojego ciała na wysokości splotu słonecznego i zaczął przesuwać się z całą dłonią w dół.
- Ładnie to tak denerwować swoją panią, tak nie robią grzeczni chłopcy - kontynuowała a jej palce rozpinały pierwszy z pięciu guzików.
Patrzyłem na właścicielkę wewnętrznie błagając, aby coś zrobiła, aby przerwała to i pozwoliła mi wyjść.
- Ale Gabrysia poprosi Dagmarkę, aby nie gniewała się na chłopczyka, bo Gabrysia lubi chłopców. Prawda Gabrysiu, że nie będziesz się gniewać na niego? - wypowiedziała i kolejny guzik był rozpięty.
Jej dłoń posuwała się niżej. Patrzyłem błagalnym wzrokiem na Panią. Ta jednak oprócz kiwnięcia głową na znak, że nie będzie się gniewać z zaciekawieniem obserwowała, co będzie się działo dalej.
- Chłopczyk za to obieca Gabrysi, że już będzie grzeczniutki i zrobi to, o co Dagmarka poprosi - po tych słowach trzeci guzik był już rozpięty.
Nie wiem dlaczego kiwnąłem głową na znak, że się godzę. Jej palec i zarazem dłoń dotarły do pępka. Parę centymetrów niżej był już mój sterczący penis.
- Gabrysia jest bardzo ciekawa, co też ten chłopiec tam skrywa przed nią, jakie to skarbeczki tam są ukryte? - czwarty z guzików, będący dokładnie na wysokości mojego penisa został odpięty.
Jednocześnie jej grube łapsko dotknęło mojego penisa. Przymknąłem oczy. Nie chciałem na to patrzeć.
- No i po co było chować takie dorodne skarbeczki przed Gabrysią, oj nieładnie, nieładnie - ostatni guzik został rozpięty i poły fartuszka rozeszły się na bok ukazując mojego sterczącego i mocno wilgotnego ptaszka.
Jej lewa dłoń puściła teraz oparcie pustego krzesła i powędrowała pod fartuch na moje pośladki. Uchwyciła je mocno i przyciągnęła, tak ze zmuszony byłem teraz obrócić się o 90 stopni do niej i być w osi prostopadłej. Wystający z rozpiętego fartuszka penis był w odległości paru centymetrów od jej nalanej twarzy.
- Teraz zrzucimy ten fartuszek i Gabrysia zobaczy chłopczyka na golaska - powiedziała a następnie zsunęła mi fartuch na ziemię.
Stałem nagi z sterczącym ptaszkiem. Po raz kolejny obdarty z wstydu i godności. Wstrętny stary babsztyl mierzwił teraz moje jąderka i palcem wskazującym koliście dotykał końcówki ptaszka. Otworzyłem oczy i w myślach błagałem żeby to się skończyło. Kątem oka zauważyłem, że przez otwarte drzwi wszystkiemu przygląda się kucharka.
- Oj ja-ki mo-kry, ko-gu-cik -sylabizowała uderzając delikatnie za każdą sylabą palcem wskazującym w mojego penisa..
- Zobaczymy jak wygląda cała główeczka kogucika - dodała ściągając mi napletek.
Drugą dłonią dotykała moje jądra delikatnie je pociągając. Ptaszek ponownie toczył śluz.
- Dobrze Gabrysiu, napij się koniaku, bo już czas na deser - przerwała właścicielka.
- Puszczam cię mój mały rozbójniku, ale obiecaj Gabrysi, że jeszcze przyjdziesz - powiedziała i mogłem się oddalić.
Dotarłem do kuchni gdzie napotkał mnie szelmowski uśmieszek kucharki. Mikserem ubijała bitą śmietanę. Na stole leżały przygotowane truskawki.
- Aleś wilgotny - skwitowała patrząc na mojego fiutka.
Chwyciłem papierowy ręcznik i otarłem go. Jej uwagi poparte szyderczym uśmieszkiem mnie irytowały. Czułem się jak najgorsza szmata. Jak na targu niewolników. Wyłączyła mikser i na półmisek nałożyła bitą śmietanę. Jeszcze chwila i udekorowała ją truskawkami.
- Idź i im zanieść - powiedziała dokładając dwa talerzyki.
Drzwi do salonu były otwarte. Teraz obie siedziały przy stole, lecz nie naprzeciw a obok siebie. Krzesła, na których siedziały zwrócone były do siebie i równolegle do płaszczyzny stołu.
- Chodź tutaj - powiedziała właścicielka wskazując mi przestrzeń między nimi.
Dotarłem w wskazane miejsce i zacząłem rozstawiać talerzyki. Na pośladku poczułem dłoń Gabrysi. Jej palce delikatnie poczęły drażnić mój odbyt.
- Co za zboczona lafirynda - przeszło przez myśl.
Te jej grube ręce ledwo mieszczące się w rękawach kostiumu. Też miała ogromne cycki i też pewnie jak się domyślałem obwisłe.
- Czy nałożyć, czy Panie same sobie nałożą? - zapytałem grzecznie chcąc jak najszybciej się oddalić gdyż palec coraz głębiej penetrował mój odbyt.
- Nałożymy sobie same, ale Ty zostań - usłyszałem odpowiedź z ust właścicielki.
Zwarłem mocniej pośladki, gdy się wyprostowałem. Na szczęście przestała drażnić mój odbyt, ale w dalszym ciągu głaskała moje pośladki.
- Gładkie, jędrne - oceniła.
Właścicielka zatopiła łyżkę w bitej śmietanie.
- Dzisiaj jemy bitą śmietanę na patyku - oznajmiła i zawartość łyżki rozsmarowała na moim ptaszku.
Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Gabrysia łapczywie zaczęła zlizywać ją z mojego penisa. Stałem jak kołek nie wiedząc, co zrobić. Cieplutki jęzor muskał mojego fallusa. Szczęśliwie żołądź w większości był osłonięty napletkiem.
- Smacznego Dagmarko - powiedziała Gabrysia i już teraz palcami nałożyła na mego ptaszka białawy krem.
Wiedziała, co czyni gdyż nakładając odciągnęła napletek odsłaniając całą główkę. Lizały teraz obie. Czułem narastające podniecenie. Wiedziałem, że nie wytrzymam tak już długo.
- Proszę, nie - jęknąłem.
Gabrysia przestała. Patrzyła na zbliżający się mój orgazm. Mocno chwyciła moją dłoń i na siłę przysunęła do swoich piersi. Poprzez materiał żakietu dociskała ją mocno.
- Masz, uciskaj je - szepnęła.
Właścicielka zlizywała językiem krem z czubka ptaszka. Poczułem nadchodzącą falę uczucia przyjemności, błogi stan ogarnął moje ciało. Mimowolnie zacząłem poruszać swoim tyłkiem w przód i w tył. Łapsko Gabrysi tarmosiło moje jądra.
- Proszę, nie, tak nie wolno, już - zdołałem jęknąć i poczułem jak cieplutka sperma wytryskuje z penisa.
Właścicielka zdołała odsunąć swoją twarz w ostatniej chwili i ładunek spermy wystrzelił wprost na stół. Już nikt nie lizał mojego penisa, który teraz począł się zmniejszać.
- A ja, ja też chcę - z błogiego stanu wyrwał mnie głos Gabrysi.
Tego już było za wiele. Wypity koniak rozochocił obie kobiety i sytuacja stawała się coraz bardziej niebezpieczna. Nie było czasu na myślenie. W głowie kołatała się jedna myśl. Uciec jak najdalej od nich. Natychmiast wykonałem zwrot, lecz było za późno. Obie chwyciły mnie mocno powyżej łokci.
- Już nie, wystarczy, proszę - jęknąłem próbując się wyrwać.
Na darmo, obie trzymały mnie mocno i ani myślały puścić. Ptaszek zwisał swobodnie a kropelki spermy kapały na podłogę. Próbowałem się wyswobodzić, ale bezskutecznie. Cztery dłonie trzymały mnie w żelaznym uścisku, dwie z jednej i dwie z drugiej strony.
- Błagam, dajcie mi spokój - rzuciłem błagalnym głosem.
- Zamknij się i uspokój - usłyszałem w odpowiedzi od Pani.
Równocześnie obie wstały równo, jak na komendę z krzeseł i zaczęły mnie ciągnąć za ręce w kierunku sofy. Zaparłem się nogami. Postanowiłem za wszelką cenę się bronić.
- Proszę nie - wyrzuciłem z siebie.
- Przestań, bo będzie po premii - zagroziła właścicielka.
- Gabrysia, hojnie cię wynagrodzi - usłyszałem od tej drugiej.
Nie ustępowałem zapierając się nogami. Nagle jedna z rąk zwolniła swój uchwyt i po chwili poczułem uderzenie z otwartej dłoni w policzek. Cios nie był silny, ale spowodował to, że chwilowo przestałem się opierać. Nie spodziewałem się tego, że zostanę uderzony. Przedtem zgadzałem się na wszystkie te rzeczy, teraz gdy doszła przemoc fizyczna zakrawało to na gwałt. Do oczu mimowolnie napłynęły im łzy. Gabrysia korzystając z okazji palcami ręki mocno uchwyciła za koniec skórki napletka i poczęła ją ciągnąć do przodu. Jeżeli celem ich działania było złamanie mojego oporu to należało przyznać, że trafiły w sedno. Ciągnięty za skórę napletka nie mogłem się opierać. Wiązało to by się z bólem. Obie doprowadziły mnie do sofy i rzuciły na nią.
- Oj niegrzeczny, czupurny chłopczyk - zaczęła Gabrysia gramoląc się na sofę.
Pani w tym czasie trzymała moje ręce w nadgarstkach wyciągnięte wzdłuż głowy. Siedziała na krawędzi sofy tuż obok mojej głowy. Gabrysia usiadła okrakiem w moich nogach tak, że rąbek spódnicy jej kostiumu zakrywał moje kolana. Jej krótkie grube kolumniaste nogi docisnęły moje nogi do sofy.
- Proszę, nie - jęknąłem błagalnie.
- Dlaczego nie chcesz dać Gabrysi tego, o co ona ładnie prosi, Gabrysia obiecuje za to premię - usłyszałem w odpowiedzi i poczułem, że skórka napletka została puszczona.
Próbowałem się jeszcze przekręcać biorąc opcję, że jeżeli przerzucę się na bok twarzą do oparcia sofy to będą miały utrudniony dostęp do ptaszka.
- Leż spokojnie, bo ci znowu przyłożę i będzie po premii - ostrzegła Pani mocniej zaciskając swoje dłonie na nadgarstkach.
Wizja kolejnego policzka była dla mnie nie do przyjęcia. Przestałem się wiercić. To była kapitulacja. Leżałem nieruchomo jak kłoda.
- Grzeczny chłopczyk, Gabrysia teraz popieści małego pitulka - usłyszałem i poczułem jak jej łapsko obłapuje mojego swobodnie leżącego na brzuchu ptaszka.
Mogłem teraz tylko patrzyć na to, co robi. Tylko tyle mi zostało. Ptaszek zniknął całkowicie w jej ogromnym łapsku zwiniętym w trąbkę. Zaczęła poruszać nią do góry i w dół. Widziałem tylko poruszającą się dłoń w wnętrzu, której uwięziony był mój sflaczały penis. Omiotłem spojrzeniem sektor, który był w zasięgu mojego wzroku. Zza uchylonych drzwi zerkała na to całe przedstawienie kucharka.
- Gabrysia lubi bawić się małym nieopierzonym kogucikiem - powiedziała i w tym momencie zamiast całą dłonią chwyciła koniec skórki trzema palcami chcąc wyłuskać na zewnątrz żołędzia.
Ptaszek ani drgnął. Jak był w normalnie małych rozmiarach tak teraz ich nie zmieniał. Udało jej się ściągnąć po chwili napletek z żołędzia i teraz zaczęła wykonywać koliste ruchy dłonią dotykając główki wewnętrzną jej stroną.
- Chłopczyk ma teraz malutką glistę, ale Gabrysia zrobi tak żeby z tej glizdeczki urósł wielki wąż boa - plotła, a jej druga dłoń masowała moją mosznę.
- Ale ja nie dam rady, nie mogę - rzekłem błagalnie mając nadzieję, że odwiodę je od tego pomysłu.
- Chłopczyk sam nie wie, na co jeszcze go stać przy Gabrysi, a jak Dagmarka pomoże to dopiero zobaczy - to mówiąc puściła oko do Pani.
Poczułem, że zwolniony został uchwyt moich nadgarstków i dłonie właścicielki powędrowały na moją klatkę piersiową. Zaczęła wykonywać koliste ruchy dłońmi w okolicach moich sutków drażniąc brodawki. Gabrysia też zmieniła taktykę działania i jej dłoń wykonywała teraz koliste ruchy po moim brzuchu mając pomiędzy kciukiem a resztą palców ptaszka. Ten przesuwał się razem z jej dłonią wykonując szalonego młyńca. Palec wskazujący drugiej dłoni drażnił mój odbyt, pozostałe zaś palce tej dłoni złączone razem podbijały moje jądra ukryte w mosznie. Byłem bezwolnym niewolnikiem czekającym na koniec swych katuszy.
- A teraz Gabrysia weźmie i pociuma małego smoczka - to mówiąc pochyliła się i dłonią wpakowała sobie do ust mojego ptaszka.
Cały mój malutki penis zniknął w jej otworze gębowym. Rozpoczęła ssanie a jej język muskał odsłoniętą główkę penisa. Dłonie Pani przesuwały się po całym moim ciele. Nie było chyba skrawka, który nie byłby wymacany. Twarz Gabrysi przesuwała się rytmicznie to w górę to w dół a jej siwawe włosy dotykały mojego brzucha. Nagle przestała, podniosła twarz i swoją dłonią chwyciła moją rękę za nadgarstek. Nie wiedziałem, co chce zrobić. Moje ręce były bezwładne, nie próbowałem stawiać oporu.
- Chłopczyk, pewnie chce popieścić Gabrysię, pewnie o tym marzy. A Gabrysia taka roztargniona zapomniała - to mówiąc naprowadziła swoją dłonią mą rękę na swoje kolano będące po przeciwnej stronie niż oparcie sofy.
Położyła dłoń na mojej dłoni i poczęła przesuwać nią w górę nogi. Druga jej dłoń przestała drażnić mój odbyt i mosznę i powędrowała do guzików żakietu. Nim się spostrzegłem wszystkie trzy guziki były rozpięte a moja ręka będąca tuż przy oparciu sofy nakierowana przez nią wylądowała na okrytej białym biustonoszem prawej piersi.
- Pieść Gabrysię, pieść - szepnęła.
Moja prawa dłoń przesuwała się do ud po siateczkowych rajstopach. Już teraz wiedziałem, że są to rajstopy. Lewa ugniatała pierś. Pochyliła się i ponownie mój ptaszek znikł w jej ustach. Pani wstała i przykucnąwszy z boku Gabrysi poczęła zabawiać się moimi jądrami. Dłoń pod spódnicą dotarła do części majteczkowej rajstop. Kierowana ręką Gabrysi przesunęła się na pośladki. Dotyk siateczkowych rajstop spowodował to, że mój ptaszek powoli zaczął tężeć. Z pewnością wpływ na to miał także szalejący na moim ptaszku język Gabrysi oraz koronkowy bodziec biustonosza. Nie było mowy, aby nie wyczuła tego mając go w ustach.
- Zobacz Dagmarko rośnie, rośnie! - stwierdziła tryumfując,a jednocześnie przestając go pieścić oralnie.
Ptaszek powoli się podnosił, lecz nie było to tak szybko jak zawsze. Gabrysia postanowiła jednak natychmiast przystąpić do działania i puściła moją dłoń pieszczącą jej piersi chwytając nieco już urośniętego penisa.
- Pieść moje piersiątka, a Gabrysia popieści twojego ptaszka, dotykaj moich brodawek - zapragnęła.
Wsunąłem dłoń pod miseczkę. Jej cycory były ogromne. Dotarłem do brodawki, sterczała. Zacząłem ją gładzić. Gabrysia tymczasem objęła dłonią ptaszka i zaczęła szybko nim poruszać. Widziałem tylko migająca, co chwila odkrytą główkę ptaszka. Sprawiało to nieco bólu gdyż ptaszek jeszcze nie produkował śluzu a jej ślina z języka nie wystarczała na odpowiednie smarowanie.
- Taaak, teraz drugiego cycuszka - jęknęła.
- Auu, boli - jęknąłem gdyż coraz mocniej i dalej odciągała skórkę ptaszka.
- Już, Gabrysia nawilży ptaszynkę - wypaliła i z jej ust wprost na ptaszka poleciał ładunek śliny.
Pieściłem teraz jej lewą pierś a druga z dłoni przesuwała się po pośladku w kierunku krocza.. Poprzez materiał rajstop i majtek czułem ciepło wydostające się stamtąd. Ptaszek rósł i po chwili był w 80 procentach tak sztywny jak przy poprzednim wytrysku.
- Podoba ci się Gabrysia, tam Gabrysia ma swoją małą myszkę - mówiła a moja dłoń poprzez materiał wyczuła wargi sromowe.
Docisnęła moją dłoń mocniej do swojego krocza. Poczułem, że jej majtki są nieco wilgotne. To babsko było podniecone i nie wiedziałem, co będzie dalej. Przesunęła moją dłoń z powrotem na pośladki a potem na udo. Jej dłoń na moim ptaszku pracowała rytmicznie. Poczułem jak powoli nadciąga kolejny wytrysk.. Pani wewnętrzną stroną dłoni masowała moje jądra. Czasami dłoń Gabrysi uderzała w jej dłoń. Zacząłem mocniej oddychać.
- Daj Gabrysi śmietankę, daj mój milutki - powiedziała, gdy to zauważyła.
- Za chwilę dojdzie - dodała Pani i zaczęła odciągać do tyłu moje jądra.
Znów to uczucie w dole brzucha. Moje dłonie pieszczące jej pierś i przesuwające się po wewnętrznej stronie ud. Drażnienie jej brodawki spowodowało, że i Gabrysia też zaczęła sapać. Przymknąłem oczy w oczekiwaniu na zbliżający się wytrysk. Poczułem uczucie przyjemności.
- A mały chłopczyk nie wierzył Gabrysi, pieść piersiątko szybciej! - plotła od rzeczy.
- Zaraz wystrzeli - zauważyła właścicielka.
- Oh, już, już - wyrzuciłem z siebie w momencie, gdy porcyjka spermy wystrzeliła z mojego ptaszka.
- Daj jeszcze Gabrysi śmietanki, daj - kontynuowała a jej uda zaciskały się, wsunęła między nie moją dłoń.
- Już dość, proszę, już nie - jęczałem gdyż Gabrysia w dalszym ciągu ruszała moim penisem, z którego wypływały kolejne porcyjki spermy.
Przestała, lecz w dalszym ciągu trzymała mojego ptaszka w zaciśniętej dłoni. Zaczęła poruszać miarowo swoimi biodrami unosząc je do góry i w dół.
- Tak, tak - jęknęła odchylając głowę do tyłu i mrużąc oczy.
Po chwili opadła na moje nogi. Przestałem pieścić jej brodawkę. Pani powstała i podniosła z ziemi leżący fartuszek. Leżałem wypompowany na sofie a mój brzuch pokrywała sperma. Gabrysia wstała z sofy.
- Grzeczny, dobry chłopczyk, jeżeli będziesz w Tarnowie wstąp do Gabrysi - powiedziała pochylając się nade mną.
Nie miałem siły się poruszyć. Byłem wypompowany. Starałem się unormować oddech. Wewnętrznie czułem się jak wykorzystana prostytutka. Gabrysia podeszła do krzesła zapinając po drodze guziki żakietu. Sięgnęła do przewieszonej przez oparcie torebki i z pularesu wyciągnęła banknot. Podeszła do mnie.
- To dla Ciebie mój malutki - powiedziała kładąc go na moim sflaczałym penisie.
Zerknęła na zegarek.
- No na mnie już czas, jest za dziesięć piąta, chyba będę Cię musiała częściej odwiedzać Dagmarko - stwierdziła.
- Emilio, zadzwoń po taksówkę - krzyknęła Pani.
- Pojedziemy razem, odwiozę cię na dworzec a potem wstąpię do klubu - dodała zwracając się do Gabrysi.
Podeszły obie do stołu i dopiły koniak. Właścicielka odwróciła się do mnie.
- Co tak leżysz, zmiataj na górę - rozkazała i rzuciła w moim kierunku fartuszek.
Chwyciłem banknot w dłoń a drugą ująłem fartuszek. Wstałem z sofy i pomaszerowałem w kierunku uchylonych drzwi.
- Co się mówi? - strofowała mnie Pani.
- Do widzenia - burknąłem.
- I trzeba chyba podziękować Gabrysi - dodała.
- Dziękuje Pani Gabrysiu - ledwo przeszło mi przez gardło.
- Pa, mój mały nieopierzony koguciku - usłyszałem w odpowiedzi.
W drzwiach minąłem się z kucharką,która oznajmiła, że taksówka już jedzie.
- Ja wyjeżdżam z Gabrysią moja droga, wrócę późno, masz tu pieniądze dla niego i wypuść go o osiemnastej - usłyszałem dyspozycje stawiane kucharce, gdy byłem na schodach.
Dowlokłem się do łazienki na piętrze i zacząłem nad umywalką zmywać z siebie spermę. Wszystko było mi obojętne. Obmyłem nieco obolałego ptaszka i poszedłem do pokoiku. Runąłem na tapczan. Na krześle przewiesiłem fartuch. Leżałem z wzrokiem wbitym w sufit. Gdybym wiedział, czym pachnie ta praca w życiu bym się tu nie pojawił. Nikt mnie tak nie upokorzył. Zmęczony zamknąłem oczy. Nie chciałem już więcej o tym myśleć. Tę ostatnią godzinę pragnąłem spędzić w spokoju. Usnąłem......
Obudziłem się gdyż poczułem czyjąś dłoń na moim ptaszku. Otworzyłem oczy. Nade mną stała kucharka i bez zażenowania paluszkami majstrowała przy moim przyrodzeniu.
- Przestań - warknąłem odsuwając swoją dłonią jej łapsko.
- Wstawaj, jest za piętnaście szósta - oznajmiła uśmiechając się szelmowsko.
- Dobrze za chwilę zejdę - odparłem.
- Jak będziesz złaził to nie zapomnij zabrać z szafy i półek wszystkiego, bo używane i trzeba do brudownika - dopowiedziała.
- Dobra, zabiorę - odparłem.
Wyszła zamykając za sobą drzwi. Zastanawiałem się czy zejść nago czy w tym fartuszku. Pamiętając jednak, co mówiła postanowiłem go założyć na siebie a pozostałe rzeczy wziąć w dłonie. Otworzyłem wszystkie szuflady i szafy wydobywając z nich wszystko. Nie było tego dużo. Zarzuciłem na grzbiet fartuszek zapinając wszystkie guziki. W dłonie zabrałem przygotowane rzeczy i otrzymany od Gabrysi banknot. Powoli dostałem się na parter a stamtąd do kuchni. Emilia siedziała przy stole, na którym były przygotowane kanapki. Przed nią stała butelka wina i napełniony kieliszek.
- Nie na golasa? - zapytała z uśmieszkiem na twarzy.
- Nie, są już moje ubrania? - zapytałem nie zwracając uwagi na jej uszczypliwe dogaduszki.
- Tak, wróciły z pralni - usłyszałem odpowiedź.
Ta odpowiedź mnie usatysfakcjonowała Kucharka sączyła wino bacznie mi się przyglądając. Odłożyła kieliszek na stół.
- Zjedz kanapki, bo jeszcze padniesz mi tutaj. Nieźle cię przecież wymęczyły - stwierdziła uszczypliwie wskazując dłonią na talerz z kanapkami.
- Nie mam zamiaru już nic tu robić, gdzie położyć te rzeczy? - odparłem hardo.
- Zanieś do brudownika, tylko nie zapomnij o fartuszku - zachichotała.
Najwyraźniej się ze mnie naigrywała. Starałem się to puścić mimo uszu. Wszedłem do pomieszczenia gospodarczego i zamknąłem za sobą drzwi. Podniosłem wieko kosza, w którym składano brudną bieliznę i wrzuciłem przyniesione rzeczy do wnętrza.
- Nie, nie dam jej znów oglądać siebie nago, już wystarczy - postanowiłem i nie zdjąłem fartuszka.
Wróciłem z powrotem do kuchni. Kucharka dolewała sobie wina do kieliszka.
- Co, nie możesz z nim się rozstać? - zapytała widząc, że jestem jeszcze w fartuchu i w podkolanówkach.
- Gdzie są moje ubrania? - zapytałem stanowczo.
- Gdzieś - odparła.
No, tego było za wiele. Nie miałem ochoty na przekomarzania. Dla mnie nie było to zabawne. Postanowiłem sprawę postawić jasno.
- Oddaj mi moje ubrania i pieniądze - fuknąłem.
Wstała za stołu i podeszła do mnie bliżej, w ręku trzymała kieliszek z winem. Teraz dopiero zobaczyłem, że jej wyraz oczu jest jakiś inny. Zrobiłem krok w tył.
- Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że pieniądze mam ja - rozpoczęła i mówiąc to wyciągnęła z kieszeni swego fartucha zwitek banknotów.
- A gdzie są twoje ubrania to też moja słodka tajemnica - dodała chowając pieniądze z powrotem do kieszeni.
Pogrywała sobie ze mną coraz śmielej. Nie mogłem na to pozwolić. Nie mogłem i nie chciałem.
- Oddaj mi proszę ubrania i pieniądze to sobie pójdę - poprosiłem.
- Nie tak szybko mój miły, nie tak szybko - wypowiedziała to dość wolno.
Sytuacja znów stawała się nieprzyjemna. Moje proszenie nic nie wskórało. Postanowiłem zacząć z innej beczki.
- Pani nakazała Ci abyś mnie puściła o 18, jeżeli tego nie zrobisz to się na Ciebie wścieknie - postraszyłem.
Uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi na moje słowa i wypiła łyk wina.
- Pani dzisiaj wróci późno, musi zamknąć klub tak, że zejdzie jej do 22 - odpowiedziała.
- To ja zaczekam tu do 22 - odpowiedziałem bez wahania.
Znów parsknęła śmiechem. Nie za bardzo wiedziałem, co ją tak bawi. Czułem, że sytuacja się komplikuje. Nie uśmiechało mi się również czekać tu do 22.
- Problem mój mały świrgolosku jest w tym, że ja kończę pracę o dziewiętnastej - odpowiedziała.
- I co z tego? - zapytałem.
Zaczęła się do mnie zbliżać. Tym razem się nie cofnąłem. Czekałem, co powie i uczyni.
- Ano to, że muszę zamknąć dom,a nie zrobię tego, gdy Ty tu będziesz - odparła a jej dłoń powędrowała na moje udo.
Cofnąłem się w tył. Przeczuwałem, o co jej chodzi. Nie miałem zamiaru znów się rozbierać.
- To poczekam na dworze. - wymyśliłem dając jej odpowiedź.
Znów się roześmiała. Wróciła z powrotem za stół i usiadła. Założyła nogę na nogę.
- Niestety, ale to niemożliwe, jestem odpowiedzialna żeby nikt nie pozostał w domu i na posesji - stwierdziła.
Jej słowa składały się w logiczną całość. Jednak nie wykonała polecenia swojej pracodawczyni i to była moja linia obrony. Postanowiłem, że będę ciągnął ją dalej.
- Przecież sama mnie nie wyprowadzisz, nie dasz rady - odpowiedziałem wiedząc, że sama nie da mi rady.
Znów ten uśmieszek. Łyk wina. Odłożyła kieliszek i znów ruszyła w moim kierunku.
- Nie muszę, zadzwonię po ochronę. Oni cię wyprowadzą a wtedy żegnajcie pieniążki i ubrania- rozwiała wszelkie moje wątpliwości tym stwierdzeniem.
Mój misterny plan runął. Miała asa atutowego i teraz go wykorzystała. Zbliżała się do mnie a ja stałem w miejscu. Obie jej dłonie powędrowały pod mój fartuszek na pośladki. Nie opierałem się. Byłem bierny.
- Błagam Cię puść mnie proszę, mało się już dziś naoglądałaś i nadotykałaś - jęczałem błagalnie.
- Dla mnie mało mój słodziutki - szepnęła nacierając swoim tłustym ciałem na mnie.
Penis ani drgnął. Miał już dosyć na dzień dzisiejszy. Jej dłonie powędrowały pod fartuszkiem na moje jądra i ptaszka. Jedną zaczęła obrabiać paluchami ptaszka, druga zaś dłoń pociągała za moje jądra. Jej oddech zaczął przyśpieszać. Postanowiłem zakończyć te macanie.
- Daj już spokój, wystarczy, puść mnie, już nie chcę - powiedziałem delikatnie ją odpychając.
Udało mi się ją odsunąć na odpowiednio bezpieczną dla mnie odległość. Patrzyła na mnie spode łba. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. A niech ma.
- Teraz się rozbiorę, dobrze, Ty się napatrzysz a potem dasz mi pieniądze i ubrania, okej - powiedziałem i zacząłem rozpinać górny guzik fartuszka.
- Ty mnie chłopcze źle rozumiesz, mi nie o to chodzi - odparła.
Przestałem rozpinać guzik. Stałem jak wryty. Jaki ma zamiar, czego chce. Nie miałem pojęcia, ale sama myśl, co może wymyślić mnie przerażała.
- Czego Ty chcesz kobieto? - zapytałem.
Podeszła do mnie znów bardzo blisko. Głęboko spojrzała w moje oczy i powiedziała
- Ja też chce Cię wydoić -
Znów jej dłoń powędrowała pod mój fartuszek. Cofnąłem się chyba z trzy kroki w tył. Wszystko tylko nie to, trzeci raz nie dam rady. Przecież chyba mnie zrozumie. Czułem jakby uderzył we mnie grom z jasnego nieba. Myślała, że jestem maszynką do produkcji spermy.
- To wykluczone - zaoponowałem.
- Co myślisz, że mnie się nic nie należy? - zapytała z nutką złości.
- Zrozum kobieto, trzeci raz nie dam już rady, jestem wypompowany, nie jestem maszyną. To nie jest na zawołanie - rzucałem argumentami chcąc odwieść ją od tego.
- Dasz rady, ja się już o to postaram - odpowiedziała.
Następna, która myśli, że jej stare ciało działa podniecająco na mnie. Nie mogłem się zgodzić. Po prostu mój penis by tego nie zniósł. Teraz nawet spoczywał spokojnie. Fizycznie czułem, że nie dam rady sprostać jej zachciance. Jej groźba jednak była realna. Kolejny raz nie wiedziałem, co robić.
- Co ja Ci złego zrobiłem, ja naprawdę nie mogę - zaskomlałem.
Próbowałem wziąć ją na litość. To jedyne, co przyszło mi do głowy. Miałem nadzieję, że to da pożądany dla mnie efekt.
- Mnie nic, a możesz zrobić dla mnie dużo dobrego - odpowiedziała chłodno.
Mocno przystawała przy swoim. Czułem, że jest coraz gorzej. Próbowałem jednak odwlekać jak tylko długo się da. Staliśmy tak naprzeciw siebie w odległości paru kroków. Ona tryumfująca, ja w sytuacji bez wyjścia. Jej wzrok lustrował moją sylwetkę.
- Weź sobie trochę moich pieniędzy - zaproponowałem.
To był już desperacki krok z mojej strony. Jednak miałem nadzieję, że podziała.
- Dzieciaku, mogę mieć cała Twoją kasę jak dalej będziesz się tak upierał a w zamian za nią i ubranka chcę dostać twojego świrgolka w swoje ręce. Czy to tak dużo? - odpowiedziała.
- To niemożliwe. - odpowiedziałem.
Zmierzyła mnie poważnym wzrokiem. Ta odpowiedź ją wyraźnie zdenerwowała.
- Zastanów się dobrze - fuknęła.
Zdałem sobie sprawę, że nie żartuje Mówiła to mając bardzo poważny wyraz twarzy. Nie wiedziałem, co robić.
- Zobacz, przecież on nawet się nie podniesie, zobacz, że wisi i nic z tego nie wyjdzie - stwierdziłem jednocześnie unosząc obiema dłońmi końce fartuszka tak, że odsłoniłem swoje narządy.
- Już moja w tym głowa żeby się podniósł, Ty tylko musisz się zgodzić. No więc jak? - usłyszałem w odpowiedzi.
- Nie mogę - wyrzuciłem z siebie.
Zrobiła zwrot do tyłu i ruszyła w kierunku drzwi łączących kuchnię z korytarzem. Natychmiast ruszyłem za nią.
- Gdzie idziesz? - zapytałem.
- Zadzwonić po ochronę, ja nie mam czasu tu z Tobą gadać po próżnicy - odpowiedziała i doszła do drzwi.
Doskoczyłem do niej. Przez głowę przeszło, że mógłbym jej przyłożyć czymś teraz w łeb. Dalej jednak nie wiedziałbym gdzie są ubrania. A Policja namierzyłaby mnie natychmiast. Chwyciłem ją za ramię.
- Błagam Cię zlituj się i puść mnie, nie rób mi tego - błagałem.
Odsunęła moją rękę i otworzyła drzwi. Szybkim krokiem dotarła do wiszącego w korytarzu obok domofonu aparatu telefonicznego. Padłem na kolana obejmując jej nogi. Głowę wtuliłem w jej fartuch.
- Proszę nie rób tego- prawie szlochałem.
Nie zwracała na to uwagi. Zaczęła wstukiwać cyfry na aparacie. Nie miałem dużo czasu. Za chwilę mogło być już za późno. Wygrała.
- Nie dzwoń, proszę, ja się zgadzam, tylko nie dzwoń. - wyrzuciłem z siebie.
Przestała wbijać cyfry. Popatrzyła na mnie. Patrzyłem na nią tym błagalnym wzrokiem. Uśmiechnęła się tryumfująco.
- Przysięgasz? - zapytała.
Kiwnąłem twierdząco głową. Odłożyła telefon na swoje miejsce.
- Wstawaj i chodź za mną - rozkazała.
Wstałem z kolan i podążyłem za nią. Zatrzymała się na chwilę w kuchni i dopiła wino z kieliszka. Za oknem zobaczyłem, że lunął deszcz. Otworzyła drzwi od pomieszczenia gospodarczego gdzie był tez brudownik. Bezwiednie szedłem za nią. Kazała zamknąć drzwi. Delikatnie dosunęła mnie do wyłożonej płytkami ściany tuż obok kosza na brudną bieliznę.
- Tylko bez numerów, rób tylko to, co Ci każę - ostrzegła.
- Nie wiem czy coś z tego wyjdzie, nie daję gwarancji - szepnąłem.
- Myślisz, że jak jestem stara to już nie potrafię zająć się odpowiednio świrgolakiem, jeszcze mnie nie znasz - odparła z butą w głosie.
Pochyliła się i kazała mi podnieść nogę. Zdjęła najpierw jedną a potem drugą nylonową podkolanówkę. Następnie wyprostowała się i zaczęła rozpinać od góry guziki mojego fartuszka.
- Chce Cię mieć całkiem nagusieńkiego, jak Cię matka natura stworzyła - mówiła cicho.
Zsunęła fartuszek z moich ramion, który swobodnie upadł na ziemię. Teraz stałem oparty o ścianę całkiem nagi. Patrzyła na moje ciało. W jej oczach zauważyłem błysk. Ptaszek w dalszym ciągu swobodnie zwisał ku dołowi.
- Mówiłem ci, że nic z tego - stwierdziłem.
- Zobaczymy, jest dużo czasu - odpowiedziała i ręką sięgnęła po pokrywę brudownika.
Pochyliła się nad nim i z wnętrza wyciągnęła pończochę i koronkowe majtki. Pończochę przewiesiła sobie przez ramię, majtki zaś trzymała w ręce.
- Co ty chcesz zrobić? - zapytałem.
- Myślisz, że nie widziałam jak twój siurak sterczał i się ślinił, gdy Pani tarmosiła go nóżkami w pończoszkach, lubisz to i chyba nie ma co zaprzeczać - wyjawiła.
Zaprzeczyć nie mogłem, bo od dawna zauważyłem, że dotyk delikatnego materiału był dla mnie przyjemny. Nie za bardzo jednak wierzyłem, że taka stymulacja po dwóch wytryskach da efekt. Z drugiej zaś strony Emilia była gotowa męczyć mojego ptaszka aż do wytrysku. Pocieszałem się faktem, że minęło od ostatniego orgazmu już grubo ponad 45 minut i mój penis nieco się zregenerował.
- Chodź mały bidulku, trzeba cię obłupić ze skórki - rzekła cicho pochylając się nad ptaszkiem.
Oparłem się plecami mocniej o zimną ścianę. Emilia uchwyciła zwisającego ptaszka pomiędzy kciuk i palec wskazujący wolnej dłoni. Powoli i delikatnie poczęła zsuwać napletek z żołędzia. Tak odsłoniętego ptaszka chwyciła u nasady i uniosła do góry.
- No teraz jesteś gotowiutki na pieszczotki - oceniła swoje dzieło.
W przeciwieństwie do Gabrysi na razie była delikatna. Spojrzałem w dół. Sinawa odsłonięta główka skierowana była ku górze. Kucharka swoimi grubymi paluchami podtrzymywała niżej odciągniętą skórkę napletka. Kobieta wyprostowała się i przesunęła drugą dłoń z zwisającymi czarnymi koronkowymi majteczkami nad ułożonego penisa. Opuściła dłoń z nimi tak, że materiał koronki otarł się o główkę ptaszka.
- Masz łebeczku koroneczkę - dodała.
Opuszczała i podnosiła je do góry cały czas dbając o to, aby materiał ocierał odkryty łebek penisa. Sama też drugą dłonią nakierowywała go na majtki. Patrzyłem z zaciekawieniem na jej czynności. Dotyk koronki był miły. Jednak jak na razie nie było widać śladu erekcji. Nie zniechęciło to ją jednak a, przeciwnie zmuszało do zmiany techniki. Przestała na chwilę i owinęła majtki wokół własnej dłoni. Rozszerzyła palce jak mogła najszerzej powodując rozciągnięcie materiału majtek.
- Teraz zajmiemy się i torebeczką - mruknęła.
Tak uzbrojoną dłonią zaczęła przesuwać od główki ptaszka w dół do jąder. Naciągnięty materiał mocniej stymulował odkrytą główkę i dodatkowo przyjemnie muskał mosznę. Przesuwała tak od główki do okolic odbytu i z powrotem. Robiła to wolno. Poczułem że mam gęsią skórkę na rękach. Jej dłoń powędrowała nad główkę i zaczęła wykonywać koliste ruchy cały czas drażniąc ją koronką. Ciarki przeszły mnie po plecach. Przymknąłem oczy. Ptaszek delikatnie zaczął nabrzmiewać. Krew powolutku zaczęła wypełniać ciała jamiste.
- No maleńki, rośnij mi, rośnij - skwitowała to z nieukrywaną satysfakcją.
Przerzuciła wzrok na mnie. Tak się domyśliłem gdyż miałem przymknięte oczy. Widząc to nie omieszkała skomentować.
- Widzę, że ci dobrze świrgolku, Myślałeś, że stara kucharka już zapomniała jak się dogadza facetowi, nie wierzyłeś, co, przyznaj się. - usłyszałem.
- Tak - szepnąłem.
Była z siebie dumna. To można było wyczuć. Przesunęła jeszcze parę razy tam i z powrotem. Ptaszek rósł w jej dłoni, powoli, ale rósł. Gdy wydłużył się tak, że już mógł swobodnie odstawać od moszny gdzieś około pod kątem 45 stopni do linii moich nóg zwolniła podtrzymujące go palce. Odsunęła też dłoń z owiniętymi majtkami, które teraz upadły na ziemię. Zgrabnym ruchem dłoni ściągnęła z ramienia przewieszoną pończochę. Nie stymulowany ptaszek zaczął powoli opadać.
- Już mój bidulku, już się tobą zajmę, teraz podotykam trochę pończoszką - powiedziała.
Wyciągnęła wysoko rękę nad głowę. Rozwinięta pończocha była wszak długa. Trzymała ją za stópkę tak, że ozdobne koronkowe wykończenie zwisało ku dołowi. Zaczęła powoli opuszczać rękę. Czułem jak najpierw koronka przesuwa się po odkrytej główce. Jednocześnie nylon pończochy będący wyżej przesuwał się po moim torsie i brzuchu. Ten delikatny dotyk sprawiał ogromną przyjemność tak, że znów przymrużyłem oczy. Ptaszek pobudzony kolejnym miłym bodźcem zaczął się podnosić. Już po chwili, gdy dłoń kucharki była na wysokości mojego pępka stał w pozycji prostopadłej do reszty ciała. Dotarła dłonią do ptaszka i dotknęła czubek główki swoimi palcami nie wypuszczając jednak pończochy z nich. Zaczęła ruch dłonią ku górze. Teraz główka penisa była dokładnie ocierana przez nylon. Ku mojemu zdziwieniu to zadziałało. Ptaszek podnosił się coraz wyżej a nylonowy wąż począł przesuwać się znów po moim brzuchu i torsie. Zauważyła, że mam gęsią skórkę.
- Lubisz to co, widzę że to lubisz - oceniła bezbłędnie.
Poczułem, że koronkowe wykończenie znów przesuwa się po ptaszku. Jeszcze chwila i zakończy się. Sam nie wiem, dlaczego stanąłem na palcach jakbym chciał w ten sposób dogonić uciekającą pończochę.
- No, co to spodobało się? - zauważyła.
- Yhm - odpowiedziałem.
Sam siebie nie poznawałem. Jeszcze parę minut wcześniej byłem gotów uciekać od niej gdzie pieprz rośnie a teraz, sam domagałem się by mnie pieściła. Otwarłem oczy. Stała z opuszczoną dłonią i patrzyła na mnie.
- Co robić tak dalej, chcesz? - zapytała.
- Tak, proszę - szepnąłem.
- Odsuń się od ściany - powiedziała.
Byłem gotowy zrobić wszystko, aby tylko kontynuowała to, co zaczęła. Zrobiłem krok, przesunęła mnie jeszcze o jeden. Stanęła po mojej lewej stronie prostopadle do mojego ciała. Pochyliła się i pomiędzy moimi nogami rozciągnęła pończochę łapiąc ją za moimi plecami w drugą dłoń. Wsadziła dłoń w środek pończoszki i rozszerzyła palce. Teraz część z koronkowym wykończeniem była przed moim ciałem, stópka zaś była za moimi plecami. Naprężyła materiał i tak przygotowaną uniosła do góry. Z tyłu musiała chyba owinąć ją sobie wokół dłoni i umodelować rozszerzonymi palcami gdyż na całej długości powstała jednakowo szeroka tafla nylonu. Poczułem tą taflę od pośladków aż po koniuszek ptaszka. Obie jej dłonie były ułożone symetrycznie gdzieś na wysokości mojego pępka. Zaczęła poruszać równo dłońmi w kierunku mojego ciała i z powrotem. Tak jakby chciała mnie przeciąć tą pończochą w górę na pół. Jęknąłem z wrażenia. Ten bodziec był silny. Ptaszek zaczął sterczeć jakby był świeżutki. Tafla nylonu stymulowała moje wszystkie strefy erogenne poniżej pasa. Przymknąłem oczy. Było mi przyjemnie. Znów gęsia skórka.
- Proś Emilię, proś - usłyszałem.
Nie reagowałem. Doznałem uczucia przyjemnego mrowienia. Jednak Emilia nie dawała za wygraną, zwolniła ruchy dłońmi i opuściła nieco w dół taflę nylonu. Ugiąłem nogi chcąc dotykać pończochy.
- Proś, ładnie - powtórzyła.
- Proszę Emilio, proszę - wyszeptałem.
Znów czułem nylon. Nie wiem, dlaczego ale sam zacząłem poruszać swoimi biodrami.
- Błagaj! - rozkazała.
- Błagam - odparłem bez wahania.
Poruszała rytmicznie dłońmi. Z tyłu pończoszka wsunęła się w rów pomiędzy pośladkami dodatkowo stymulując odbyt. Ptaszek stał jak drut i począł produkować śluz. Wiedziałem o tym gdyż czułem, że nylon pończochy jest wilgotny.
- I kto najbardziej Cię podnieca?- zapytała.
- Ty Emilko, Ty - jęczałem.
Przestała. Byłem cały rozpalony. Upuściła pończochę na podłogę. Nie wiedziałem dlaczego.
- Proszę rób to, rób jeszcze - jęknąłem z nutą zawodu.
- Proś na kolanach! - rozkazała.
Nie działałem racjonalnie. Padłem na kolana i objąłem.
- Proszę - wyrzuciłem z siebie.
- Wstawaj i stój tutaj - to mówiąc popchnęła mnie delikatnie na ścianę, dokładnie tam gdzie byłem, gdy drażniła mnie majteczkami.
Jedną dłonią podniosła z ziemi koronkowe majtki i owinęła je wzdłuż dłoni. Potem pochyliła się nad koszem i wyciągnęła drugą pończochę.
- Naciągnij mi ją na rękę - rozkazała.
Drżącą dłonią nasunąłem pończochę na jej dłoń.
- A teraz mój świrgolosie cię wytarmosimy do końca i wydoimy ze śmietanki, jeśli Twój pan bardzo ładnie mnie poprosi. - powiedziała patrząc na mnie.
-Proszę, bardzo proszę - odpowiedziałem.
- O co prosisz, powiedz dokładnie, o co prosisz i kogo? - powtórzyła a dłoń owinięta w koronkowe majtki dotknęła moszny.
- Bardzo proszę Panią Emilię o wytarmoszenie i wydojenie ze śmietanki - wyrecytowałem.
Rozszerzona dłoń powleczona pończochą dotknęła mój tors i powoli zjeżdżała w dół. Moszna była cały czas ocierana koronkową dłonią. Wilgotny ptaszek z niecierpliwością oczekiwał na zsuwającą się rękę. Dotarła. Lecz ku mojemu zdziwieniu nie objęła go, lecz delikatnie szwem znajdującym się w części palcowej przeciągnęła po koniuszku główki. Przeszedł mnie dreszcz podniecenia. Oddychałem coraz głębiej.
- O tak, tak - jęknąłem.
- Dobrze ci z Emilką,podrażnimy trochę łebek szewkiem - rzekła i znów delikatnie przesunęła szew po odkrytej żołędzi.
- Tak, cudownie - wyszeptałem.
- Widzisz jak Emilka potrafi cudownie pieścić, nieprawdaż - usłyszałem.
- Tak Emilio pieść mnie tak cudownie - prosiłem.
- Daj Emilii śmietanki - postanowiła.
Objęła mojego ptaszka dłonią w pończosze i zaczęła poruszać nią rytmicznie. Spazm przyjemności ogarnął moje ciało. Z lubością oddawałem się jej działaniu. To było silniejsze ode mnie. Stałem oparty o zimne kafelki i oddawałem się z lubością trzepaniu przez 50 letnią grubą kucharkę. Koronka ocierała moje jądra, ręka uzbrojona w pończochę masowała mojego ptaszka.
- O tak, cudownie - jęczałem nie panując nad tym, co mówię.
Czułem, że zbliża się fala znanej mi przyjemności. Złączyłem razem nogi. Odwiodłem głowę z zamkniętymi oczyma w górę. Ta fala zbliżała się.
- Szybciej, proszę - ponagliłem ją.
Jej ruchy stały się szybsze i bardziej głębokie. Sam nie wiem, w którym momencie moje ręce wyprostowały się a dłonie objęły jej tyłek.
- Weź te łapska, puść mnie natychmiast, puść, bo przestanę - zagroziła sprzeciwiając się mojemu obłapaniu.
- Błagam nie teraz, nie przerywaj - jęknąłem, lecz nie wykonałem jej polecenia.
Poczułem, że dłoń masująca jądra już tego nie robiła. Nie mogłem pozwolić na to, aby teraz tuż przed preludium przestała. Machinalnie lewą swoją dłoń z jej zadka przemieściłem na jej rękę powleczoną w pończochę, która właśnie w tej chwili zaprzestała wykonywać ruchy. Zacisnąłem swoją dłoń na jej tak by trzymała mi ptaszka dalej. Sam natomiast sam nie wiem, kiedy zacząłem wykonywać silne ruchy miednicą w przód i w tył powodując, że to teraz nie jej dłoń a mój penis poruszał się w stworzonym nylonowym gniazdku.
- Puść mnie! - usłyszałem.
Nie mogłem, nie teraz. Moje pośladki uderzały o zimne kafelki na ścianie. Poczułem przypływ tej fali przyjemności, poczułem napływającą do penisa spermę. Dreszcz ekstazy przeszył moje ciało.
- Oooo, już - wyrzuciłem z siebie równocześnie z wytryskiem nasienia.
Jeszcze dwa pchnięcia biodrami i przestałem. Zwolniłem uchwyt moich dłoni. Ta obłapująca pośladek kucharki zsunęła się w dół.
- A masz ty świntuchu - usłyszałem.
Ku mojemu przerażeniu jej dłoń na ptaszku znów ożyła. Zaczęła nią poruszać z zdwojoną szybkością. Tego się nie spodziewałem.
- Nieeee, Już dooośść - wyłem z rozkoszy.
Ptaszek jeszcze sterczał, nie zdążył zmaleć. Przez moje ciało przeszły dreszcze. Jądra produkowały kolejną porcję spermy. Wilgotna pończocha drażniła mojego ptaszka.
- Przestaaaań, błaaagaaaam, Oooooooo - wyrzucałem z siebie.·-Wyj świntuchu, wyj - słyszałem jak przez mgłę.
Pochwyciłem jej pracującą dłoń chcąc ją zatrzymać. Jednak przez ten trwający już teraz dość długo stan ekstazy powodujący wypływanie kolejnych porcji spermy nie miałem siły. Poczucie przyjemności było tak silne, że paraliżowało moje ruchy.
- O,nieeee, Aaaaaa, nieeee - jęknąłem i poczułem jak moje nogi stają się jak z waty.
Osunąłem się wzdłuż ściany na podłogę. Wyczerpany potężnym orgazmem nie miałem sił się już poruszyć. Siedziałem na zimnych płytkach podłogowych. Czułem ich chłód na mosznie. Powoli dochodziłem do siebie. Poczułem jak po włosach gładzi mnie dłoń kucharki. Na podłodze tuż obok mnie leżały czarne koronkowe majtki i obie pończochy.
- Oj nieładnie, chciałeś dobrać się do Emilki- usłyszałem.
Jednocześnie wysunęła z swojego klapka stopę i skierowała ją na sflaczałego ptaszka. Przesunęła go palcami. Odzyskiwałem poczucie rzeczywistości. Gruba powleczona nylonem stopa znów operowała przy moim penisie. Chwyciłem stopę dłońmi i delikatnie odsunąłem od krocza.
- Całuj ją w podzięce - powiedziała i podniosła ją na wysokość moich ust.
Z wstrętem dotknąłem ustami stopy kucharki. Była gruba, jakby opuchnięta. Podbiciem stopy przesunęła po moim nosie i policzku. Czułem specyficzny zapach jej nóg. Przestała, z trudem podniosłem się. Kręciło mi się w głowie.
- Miałeś chyba niezły odjazd, a nie wierzyłeś, że potrafię Cię do tego doprowadzić. Niedoceniałeś poczciwej kucharki - powiedziała.
- Tak, to było fantastyczne doznanie, ale teraz daj mi proszę ubrania - odpowiedziałem.
- Ależ oczywiście, wywiązałeś się z umowy. Są w Pani samochodzie na tylnym siedzeniu - odpowiedziała.
Nie zwracając uwagi, że jestem nagi oraz że na dworze leje jak z cebra wybiegłem na zewnątrz. Dopadłem drzwi samochodu. Rzeczywiście na tylnym siedzeniu leżała torba z logiem pralni. Drzwi były otwarte. Chwyciłem torbę i ruszyłem z powrotem do domu.
- Chodź tutaj - usłyszałem głos kucharki.
Mokry wszedłem do kuchni. Stała trzymając w dłoniach ręcznik.
- Podejdź tutaj to Cię wytrę - powiedziała.
Postanowiłem godzić się na wszystko. Wszak miała jeszcze moje pieniądze i dowód osobisty. Stanąłem przed nią a torbę położyłem na stole. Zaczęła mnie wycierać. Gdy dotarła do zwisającego ptaszka znów chwyciła go palcami.
- Daj już spokój - poprosiłem.
- Wytrę go tylko dokładnie, tu pod spodem masz jeszcze śmietankę - odparła odciągając napletek.
Szorstkim materiałem frotte otarła go dokładnie. Nasunęła napletek na żołędzia. Znów byłem na siebie wściekły. Stary babsztyl mnie wycierał a ja stałem w najlepsze nagi i nic nie robiłem. Skończyła mnie wycierać.
- Usiądź tutaj to Cię ubiorę mój świrgolku, chcę się jeszcze na Ciebie napatrzeć - oznajmiła.
Cóż było począć. Dopóki miała moje pieniądze i dokumenty mogła sobie na to pozwolić. Usiadłem na krześle. Położyła torbę na podłodze i przykucnęła. Zaczęła od skarpet, potem podkoszulek. Najwolniej jak tylko umiała nakładała mi majtki. Gdy dotarła na wysokość ptaszka objęła go oboma dłońmi i potrzymała chwilę. Potem spodnie.
- Proszę oto twoja wypłata i to wypadło ci, gdy mnie obłapiałeś - powiedziała wręczając mi dowód osobisty, zwitek pieniędzy i pojedynczy banknot otrzymany od Gabrysi.
- Dziękuję - odparłem.
Usłyszałem klakson samochodu. Poderwałem się na równe nogi.
- Spokojnie, to taksówka, zamówiłam żebyś nie zmókł - odpowiedziała widząc, że się przestraszyłem.
- To do widzenia - odpowiedziałem chcąc jak najszybciej stąd się wydostać.
Podeszła do mnie bliżej. Wysunęła dłoń zaciśniętą w pieść i wsadziła ją do mojej kieszeni spodni.
- Masz na pamiątkę abyś kiedyś patrząc na to wspomniał o kuchareczce, a jeżeli będziesz miał jeszcze ochotę na takie figielki to zadzwoń i poproś Emilię do telefonu, umówimy się jakoś mój świrgolku - odparła na pożegnanie.
Wracając taksówką byłem rozbity na dwie części. Wściekły, że dałem się tak sponiewierać i upokorzyć. Upadłem tak nisko i robiłem rzeczy, które w innej sytuacji bym odrzucił. Parobek, niewolnik, podnóżek. Obdarłem się przed nimi z resztki godności i wstydu. Złamały moją wolę. Zgwałciły. Czułem, że jestem gorszy niż szmata. Z drugiej zaś strony to poczucie podniecenia, te pieszczoty, to obdzieranie mnie z niewinności, ciągłe uczucie podniecenia i dreszczyk emocji. Odkryłem w sobie zamiłowanie do fetyszu, gdyby nie dzisiejszy dzień nie znałbym tego odczucia, tego miłego łaskotania mojej skóry i narządów. Te trzy wytryski, przechodzące przez ciało spazmy ekstazy. Tego nie dało się zapomnieć. Westchnąłem i przeliczyłem pieniądze. Zarobiona kwota była równoznaczna 8 dniowej orce w szklarni. Czy było warto? Sam nie wiedziałem. Sięgnąłem do kieszeni spodni i poczułem przyjemny dotyk. To było to, co dała mi Emilia. W kieszeni spodni tkwiły dwie zrolowane pończoszki. Wzdrygnąłem się i wsunąłem je głębiej w kieszeń.
- Czy było warto tak się poświęcić? - tłukło się po głowie.
Odpowiedzi nie znam do dzisiaj. Może Wy mi podpowiecie Drodzy Czytelnicy?
Jak Ci się podobało?