Wakacje Ireny
29 stycznia 2013
Wakacje Ireny
39 min
Prolog
Tego roku zanosiło się na to, że Irena spędzi swoje letnie wakacje w mieście. Irena, mama 9-letniego Marcina, dość wysoka, piękna brunetka, z niesamowicie zgrabnymi nogami, była nauczycielką języka angielskiego w liceum, więc jej wakacje były długie. Jej mąż, Andrzej, wraz ze wspólnikami prowadzili rozwijającą się firmę i na razie, póki nie staną porządnie na nogi, urlop latem odpadał. Od kilku miesięcy bywał w domu właściwie tylko po to by się wyspać, mocno zaniedbując żonę. Ich bogate, pełne fantazji i gier erotycznych życie seksualne legło w gruzach. Andrzej, stale zmęczony i zestresowany, stracił dawny wigor, kochali się tylko w weekendy. Irena osiągająca właśnie pełnię rozkwitu swojej kobiecej seksualności (w kwietniu miała 34 urodziny) czuła wielki niedosyt. Oczywiście bez problemu mogła znaleźć kochanka i to niejednego, każdy normalny facet oddałby wiele lat życia, za rok uprawiania z nią seksu, ale nie wchodziło to w rachubę, zresztą mocno wątpiła by jakikolwiek mężczyzna był w stanie dać jej tyle miłości, rozkoszy i radości z seksu co jej mąż. Jego poprzednicy, a miała paru partnerów przed Andrzejem, nie umywali się do niego. Zapewne teraz byłoby podobnie, nie miała jednak zamiaru tego sprawdzać i zdradzać męża. Masturbowała się tylko przywołując w pamięci dawne cudowne chwile, zazwyczaj gdy zmęczony mąż spał.
Niedługo po urodzinach Ireny z krótką, dwudniową wizytą wpadli teściowie Ireny. Teściów nie widywała zbyt często, mieszkali daleko, spotykali się właściwie tylko podczas świąt, a i to nieregularnie.
Rodzice Andrzeja, Jerzy i Urszula, oboje tuż po sześćdziesiątce (odpowiednio 62 i 61) prowadzili duży pensjonat nad sztucznym wielkim jeziorem, w popularnej zarówno latem jak i zimą, miejscowości wczasowo-uzdrowiskowej, Jeziorowie-Zdroju. Jezioro, większa jego część, otoczone było lasem, wolne od drzew i krzewów miejsca zajmowały plaże, było parę przystani żeglarskich, dalej były niezbyt wysokie góry, na niektórych z nich były trasy narciarskie. Miejscowość żyła z turystyki, zabudowana była hotelami, sanatoriami, domami wczasowymi, pensjonatami, było sporo restauracji, barów i pubów. Teściom, w prowadzeniu pensjonatu pomagali szwagier i szwagierka Ireny - Michał i Anna oraz ich syn Jacek. Michał, lat 38, był o 3 lata starszy od swojego brata Andrzeja. Anna była w wieku swojego męża, Jacek miał niecałe 15 lat. Poprzedniego roku Marcin spędził cały sierpień u dziadków i wrócił zachwycony. Irena, zmęczona psotnym synem, nawet dość chętnie zgodziła się na ten wyjazd, pierwsze tak długie rozstanie z synem, chciała nieco od niego odpocząć. Po tygodniu zaczęło jej go brakować, zaczęła za nim tęsknić, poza tym stale obawiała się o niego. Umiał wprawdzie pływać ale licho wie co takiemu dziecku do głowy strzeli, nie przypilnują i się jeszcze utopi, a może jeździ rowerem gdzie niebezpiecznie? Była też zazdrosna, że Marcinowi wcale jej nie brakowało i był szczęśliwy z dziadkiem i babcią. Regularnie, co dzień dzwoniła by się dowiadywać czy z synem wszystko w porządku. Obawy nie były bezpodstawne, pod koniec pobytu Marcin, upadając podczas jazdy na rowerze, dość poważnie rozbił i złamał nos. Konieczne było odwiezienie chłopca do pobliskiego szpitala. Irena początkowo była mocno wkurzona na opiekunów chłopca, ale Andrzej przytomnie jej wyperswadował, że to samo mogło się stać tutaj, przy niej, u nich na podwórku.
Irena, w myślach, nazywała teścia "składakiem", bo wyglądał jak poskładany z niepasujących części. Taki Frankenstein. Tułów za długi w stosunku do nóg, ręce za długie, grube, dziwnie umięśnione, a za to dłonie normalne, proporcjonalne o długich palcach, niemal jak u pianisty. Miał też całkiem małe stopy nie pasujące do krótkich, grubych, i krzywych nóg, wielki tyłek, szerszy niż barki, do tego dochodził całkiem solidny brzuch. Głowa niemal bez włosów, okolona ich nędznym siwym wiankiem, za to tors pokrywała mu obfita siwa szczecina, widać ją było wystającą spod koszuli gdy zdjął krawat i rozpiął guzik. Była przekonana, że w konkursie na najbrzydszego faceta świata na pewno dotarłby do finału, brzydszego samca bowiem w swoim życiu nie widziała.
Ten kontrast w wyglądzie między nim a resztą rodziny Andrzeja był uderzający i nie raz Irena się zastanawiała dlaczego taka atrakcyjna kobieta jak teściowa poślubiła tak koszmarnie wyglądającego, pokracznego faceta? Nie dla pieniędzy. Z tego co wiedziała to przed ślubem Urszula była zamożniejsza niż Jerzy. Irena nie zauważyła też by wyróżniał się jakoś szczególnie dowcipem czy inteligencją. Widziała ich zdjęcie ślubne, już na nim był łysy. Co u licha ją skłoniło do małżeństwa z nim? Może uda się kiedyś z nią o tym porozmawiać? Irena wiedziała,że łysina w tak młodym wieku może być spowodowana nadmiarem testosteronu. "Czyżby Jerzy w młodości był jakimś seksualnym ogierem" przeleciało jej nie raz przez głowę. Rozbawiało ją to przypuszczenie, a na myśl o seksie z takim mężczyzną jak teść natychmiast robiło się niedobrze.
Gdy Andrzej pierwszy raz przedstawił jej swoją rodzinę była zdumiona różnicą wyglądu między Jerzym a resztą. Wydawało się niemożliwe by był ojcem Andrzeja i Michała. Podejrzenie okazało się słuszne - Andrzej wyjaśnił, ze Jerzy jest ich ojczymem, a ich biologiczny ojciec zginął nagle w wypadku, niedługo przed narodzinami Andrzeja.
Teściowie przyjechali pod wieczór. W trakcie kolacji Jerzy powiedział do Marcina:
- No smyku, latem czekamy ciebie, wszyscy: ja z babcią, Atos (pies bokser dziadków, z którym Marcin mocno się zaprzyjaźnił i potem regularnie nagabywał rodziców o kupno psa) i Marek i Kuba (równolatkowie Marcina, z którymi spędzał większość czasu na zabawach). Twoi kumple już pytali kiedy przyjedziesz.
Słysząc to Marcinowi zaświeciły się oczy:
- Mamo, tato mogę pojechać?! Mogę, mogę?!
Irena zaoponowała:
- Sprawisz dziadkom kłopot, latem są bardzo zajęci i... możesz znowu coś nabroić (aluzja do rozbitego nosa). Nie mogę cię puścić i...
- Jaki kłopot? - przerwał jej Jerzy - Nie było kłopotu w ubiegłym roku, nie będzie i teraz, zresztą chłopak o rok starszy i po tym wypadku mądrzejszy. Nie będzie już szalał na rowerze.
- Nie będziesz? - zwrócił się do wnuka.
- Nie będę, nie będę - gorąco zapewnił Marcin.
- Oczywiście - poparła męża Urszula - goszczenie najmłodszego wnuka to sama radość dla mnie. Prawie go nie widuję, wakacje to jedyna szansa na to.
- Mamo, tato będę grzeczny - Marcin nie widział co powiedzieć, jak przekonać rodziców na wyjazd.
- Irena, a może ty też przyjedziesz z Marcinem? I to na całe lato. Wiem, że się nigdzie nie wybieracie, a nie masz chyba nic do roboty w mieście? - powiedział Jerzy. Odpoczniesz, zmienisz nieco otoczenie i najważniejsze: będziesz miała chłopaka na oku. Miejsca jest dość.
- To świetny pomysł - stwierdziła Urszula - poznamy się lepiej, a jak coś Ci nie będzie pasować to zawsze przecież możesz wrócić do domu.
- Tak, to dobre rozwiązanie - odezwał się, milczący do tej pory Andrzej - Latem w mieście niezbyt przyjemnie, będziesz się nudziła, dałbym wiele by mieć taką możliwość wyjazdu na długo. Przynajmniej do września mam kupę roboty, więc wcześniej na pewno nigdzie razem nie wyjedziemy.
- Tak, tak! Mamo pojedźmy razem! - wykrzyknął Marcin.
- Bardzo dziękuję, ale nie - powiedziała Irena - Nie mogę być na waszym utrzymaniu przez taki czas.
- Irena nie wygłupiaj się! Jesteśmy rodziną! - zagrzmiał Jerzy - Stać mnie by ci pobyt u nas ufundować. A jeśli się czujesz niekomfortowo z tym to może zrobimy tak, że trochę nam pomożesz w prowadzeniu pensjonatu. W kuchni, ogrodzie dodatkowa para rąk zawsze się przyda i... zawiesił głos na chwilę...
- Nie będziesz darmozjadem - zakończył ze śmiechem.
- No dobrze, zastanowię się - Irena zaczęła mięknąć. Perspektywa spędzenia lata w mieście nie była zachęcająca, a wyjeżdżając będzie mieć syna pod kontrolą. Jak go nie puści do dziadków to ją zamęczy.
Milczała przez dłuższą chwilę, a dwaj mężczyźni zamarli w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Zgoda, przyjedziemy.
Jeden z mężczyzn, Marcin, doskoczył do niej, objął ją i wycałował.
- Będzie cudownie mamo, zobaczysz, dziękuję mamo
Słysząc to drugi mężczyzna uśmiechnął się i z błyskiem w oku stwierdził
- Masz rację wnusiu, będzie cudownie.
Podróż
Czas do czerwca przeleciał Irenie szybko, za to Marcinowi się dłużył. Zaczęły się wakacje, mieli kilka dni czasu do wyjazdu i te dni ciągnęły się niesamowicie Marcinowi. Nie mógł się doczekać wyjazdu do dziadków.
Dzień przed wyruszeniem w drogę Irena powoli pakowała rzeczy swoje i syna, pogoda może być różna, a to 2 miesiące czasu, więc sporo się tego zebrało, bezwiednie zapakowała też kilka seksownych ciuszków. Po co? Nie będą potrzebne, jedzie tylko z synem, męża nie będzie, ale nie chciało jej się otwierać dobrze zapakowanej i zamkniętej walizki by je usunąć.
W piątek rano wyruszyli, czekała ich wielogodzinna podróż autem. Andrzej zrobił sobie "wolny od firmy" piątek i sobotę, odwiezie żonę i syna, a w niedzielę rano ruszy z powrotem. Nie ujechali daleko... Gdy zatrzymali się na światłach, na skrzyżowaniu, jadący za nimi pojazd nie zahamował i dość mocno uderzył w tył samochodu Andrzeja. Irena i Marcin głośno krzyknęli, nikomu nic się nie stało, cała trójka była przypięta pasami, skończyło się na strachu i wściekłości Andrzeja - tył auta był uszkodzony, o dalszej jeździe mowy nie było. Zjawiła się policja, auto odholowano, a rodzina wróciła do siebie. Zdenerwowany Andrzej wypił dwa drinki, Irena też, było koło południa i stało się jasne, że nawet jeśli wypożyczą auto to dziś nie pojadą.
Postanowili sprawdzić połączenie kolejowe. Był nocny pociąg, wyjazd wieczorem tuż po 21, przyjazd rankiem po 6. Postanowili nim pojechać, zawiadomili telefonicznie krewnych o wypadku, podali,że dotrą dopiero jutro rano.
Dzień był upalny, było nadal gorąco gdy jechali taksówką na dworzec. Irena miała na sobie T-shirta i dżinsowa spódniczkę odsłaniającą szczupłe krągłe kolana. Z synem usiedli z tyłu,a jej nogi momentalnie przyciągnęły uwagę taksówkarza, co rusz zerkał w lusterko. Nie uszło to uwadze Andrzeja i sprawiło mu przyjemność, że oto kolejny facet mu zazdrości posiadania tak pięknej i ponętnej żony.
Pociąg był zatłoczony, z trudem znaleźli wolne miejsce, Irena je zajęła, w najgorszym razie jak się nic nie zwolni weźmie syna na kolana i tak dojadą jakoś do celu. Andrzej został w korytarzu i zaczął żałować, że nie posłuchał Ireny by tylko odwieźć ją na dworzec i wsadzić do pociągu, i że zdecydował się na jazdę z nimi. Miał wprawdzie składane siedzenie, ale o drzemce na nim mowy raczej nie było, przechodzący korytarzem pasażerowie na to nie pozwolą. Na szczęście po 2 godzinach, około 23 zwolniły się 2 miejsca.
Andrzej zajął jedno, a drugie Marcin opuszczając siedzenie na kolanach mamy. Ojciec i syn kiepsko znosili podróż i obaj siedzieli przodem do kierunku jazdy. Wcześniej Andrzej spytał jednego z pasażerów, szczupłego, niewysokiego, wąsatego mężczyznę w średnim wieku, podróżującego razem ze znajomym, czy jest mu obojętne jak i gdzie siedzi. Było obojętne i zamienili się miejscami, nieznajomy usiadł obok Ireny. Zrobiło się chłodno, Irena wyjęła z walizki kurtkę i ubrała syna, na siebie narzuciła dżinsowa kurteczkę, a gołe nogi nakryła swetrem, który znalazł się na górze w zapakowanej walizki. Zaciągnięto zasłony na oknach, zgaszono światło, w przedziale zrobiło się ciemno bo część świateł w korytarzu, tych przy ich przedziale, nie działała. Pasażerowie szykowali się do drzemki. Ciemność rzadko rozjaśniały światła dworców i mijanych pociągów. Marcin, oparty o ojca, przytulony do niego zasnął szybko, niedługo po nim Andrzej poszedł w jego ślady. Irena nie była w stanie się zdrzemnąć, wierciła się na siedzeniu próbując znaleźć najwygodniejsza pozycję. Po pewnym czasie wydawało się jej, ze wszyscy oprócz niej już śpią. Facet siedzący obok osunął się w jej kierunku opierając głowę o zagłówek, który ich dzielił, a jego prawe udo oparło się o lewe udo Ireny. Irena drgnęła i troszkę się odsunęła, noga facet znów dość bezwładnie przylgnęła do jej nogi. Tym razem się nie odsunęła, równomierny oddech wskazywał, że pasażer obok śpi. Było chłodno i przyszło jej na myśl, że przynajmniej z lewej strony będzie jej cieplej. Po pewnym czasie Irena jednak usnęła. Śniło jej się, że siedzi przy stoliku w wypełnionej ludźmi restauracji obok męża, a ten podejmuje jedną ze swoich akcji - kładzie dłoń na jej na kolanie, po czym zaczyna pieścić i głaskać udo, przesuwa dłoń w górę i dół uda, posuwając się stopniowo wyżej, aż ręka dociera do jej pachwiny, muskając brzeg jej majtek. Irena zawstydzona, wystraszona, że ktoś może zobaczyć co się dzieje i podniecona taką możliwością, rozsuwa uda umożliwiając mu dostęp do kobiecego narządu.
Ręka męża korzysta z tego i zaczyna delikatnie i wprawnie pieścić przez majtki jej cipkę, rozkosznie stymulując łechtaczkę. Majtki Ireny stają się wilgotne, a ona jest bliska orgazmu. Irena powoli się budziła z tego snu, jeszcze pół śpiąca zorientowała się, że to nie całkiem sen, siedziała wprawdzie w ciemnym przedziale pociągu, a nie jasnej restauracji, ale ręka jej męża robiła dokładnie to co jej się śniło. Męża?! Przecież Andrzej nie siedzi obok niej! O boże! To ten nieznajomy facet z wąsami dobiera się do niej! Odruchowo zacisnęła uda i złapała intruza za nadgarstek usiłując odepchnąć, zdjąć jego rękę ze swojej cipki. Krzyk uwiązł jej w gardle, syn i mąż nie mogą jej zobaczyć w takiej sytuacji, macaną przez obcego faceta, podnieconą i rozognioną, nawet jeśli to dzieje się wbrew jej woli.
Ręka intruza jednak nie dała się odepchnąć.
Wbrew pozorom śmiałości, mężczyzna czuł się niepewnie. Widok cudownych kolan i dolnej części ud Ireny sprawił, że zakręciło mu się w głowie, niestety gdy usadowił się na nich dzieciak, zasłonił je tak, że niewiele z tego wspaniałego widoku pozostało. Dyskretnie, niemal cały czas, gapił się jednak na nie, a propozycja Andrzeja zamiany miejsc uradowała go niesamowicie. Będzie siedział obok tej cudownej kobiety i choćby nie wiem co musi dotknąć taką cudowną kończynę. Na myśl, że ją dotknie i może popieści, jego penis nabrzmiał. Jej kształtne piersi, widoczne pod T-shirtem też go pociągały, ale uznał, ze próba dostania się do nich to zbyt duże ryzyko. Czasu będzie dość, podsłuchał ich cel podróży, ten sam co jego. Czekał kiedy Irena zaśnie. Minuty wlokły mu się w nieskończoność, jego śliczna sąsiadka ruszała się więc wiedział, że nie śpi. To, że nie odsunęła nogi po drugim, niby przypadkowym, dotknięciu podnieciło go, ale na razie nie próbował niczego więcej. Irena przestała się ruszać, uznał, że się zdrzemnęła, poczekał jeszcze kilkanaście minut, na tyle na ile ciemność pozwalała zerknął na współpasażerów, po czym powoli wsunął rękę pod sweter okrywający gołe nogi kobiety. Delikatnie ujął jej kolano, nie zareagowała, odczekał jakiś czas sycąc się kontaktem z cudownym kształtem i gładziutką chłodną skórą kolana. Nie pamiętał kiedy ostatnio tak mocno się podniecił samym dotknięciem kobiety, chyba jako nastolatek. Po paru minutach zaczął delikatnie przesuwać dłoń po udzie śpiącej kobiety, po jego górze, przesunął rękę na drugie udo i tak gładził jej nogi na przemian. Sytuacja w jakiej to czynił dodawała pikanterii, podniecała go niesamowicie i to głaskanie sprawiało mu niesamowitą rozkosz. Brak reakcji kobiety ośmielił go, wsunął dłoń w szparkę między jej złączonymi udami i usiłował je rozdzielić, silniejszy nacisk sprawił, że kobieta westchnęła, poruszyła się. Pospiesznie wyciągnął stamtąd dłoń i dźwignął lekko do góry, po czym wysunął spod swetra... Tak się nie da bez jej obudzenia. Wpadł na inny pomysł, obrócił się w jej kierunku, nieco pochylił, prawą dłoń położył na jej prawym kolanie, lewą na lewym po czym ostrożnie, powoli zaczął je rozsuwać. Nagle usłyszał szmer, zamarł. To jej mąż się rusza! Mimo ciemności może zauważyć, co się dzieje i może to się źle skończyć, jest większy i silniejszy. Na szczęście chyba nic nie zauważył, zmienił tylko pozycję i chyba zapadł w sen. To czy siedzący naprzeciw kolega orientuje się co się dzieje nie miało dla niego znaczenia. Gdy uznał, ze nogi Ireny są dostatecznie rozchylone puścił jej kolana. Okrył dokładnie jej nogi swetrem, bo ten podczas operacji rozchylania nóg zsunął się na podłogę. Wsunął pod niego rękę i znów zaczął pieścić jej nogę, tym razem jednak pieścił wrażliwsze, wewnętrzne powierzanie jej aksamitnych ud. Jego podniecenie sięgnęło zenitu, a gdy w końcu dotknął przez majtki jej cipkę, nie wytrzymał i wytrysnął w spodniach. Wycofał rękę. Ku swemu zaskoczeniu po zaledwie 20-25 minutach znów był podniecony, jego ręką powędrowała ponownie pod sweter i spódniczkę Ireny. Tym razem potrzebował silniejszego bodźca, pieszczoty nóg i cipki były intensywniejsze i w końcu spowodowały obudzenie się kobiety.
Jej reakcja go zaskoczyła, nie zerwała się z siedzenia, nie krzyknęła, nie oberwał w twarz. A tego się spodziewał i obawiał. Podniecenie jednak było zbyt silne i nie myślał co będzie z nim jak ona się obudzi i narobi hałasu.
Tymczasem ona starała się tylko zdjąć jego rękę z jej majtek. Lepiej być nie mogło.
To go uspokoiło i dodało pewności siebie. Ich głowy były blisko siebie, z obu stron podgłówka dzielącego siedzenia.
- Spokojnie - szepnął najciszej jak mógł.
- Niech pan natychmiast weźmie rękę, bo zacznę krzyczeć - szepnęła Irena.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem, zdejmij mokre majtki i daj mi.
"O boże, to jakiś zboczeniec, fetyszysta" - pomyślała Irena. Przestraszyła się i zupełnie nie wiedziała co robić. Mimo to wyszeptała:
- Mowy nie ma, puść mnie do cholery, jak nie to będę krzyczeć.
- Gdybyś miała krzyczeć, to byś to już zrobiła.
Zapadła chwila ciszy, Irena nie wiedziała co powiedzieć. Usłyszała szept:
- Jak dasz mi majtki to dam ci spokój.
- Na pewno?
- Powiedziałem, a teraz ściągaj majtki bo jeszcze twój mąż zauważy, że dajesz się obmacywać.
- Ale dasz mi spokój?
- Dam.
- Dobrze, puść mnie... weź rękę, muszę wstać, wyjść do ubikacji by je zdjąć.
Nie mógł do tego dopuścić. To mogło pokrzyżować jego plan. Sama z przedziału może wyjść tylko pozbawiona bielizny.
- Nigdzie nie pójdziesz, tu je zdejmiesz.
- Zwariowałeś?! Tu ktoś łatwo może zobaczyć jak je ściągam.
- Nie musisz wstawać, pomogę ci. Nikt nic nie zauważy. Podnieś trochę tyłeczek do góry.
Zrezygnowana Irena puściła rękę mężczyzny, złapała podłokietnik by się podeprzeć i posłusznie dźwignęła pupę z siedzenia. Mężczyzna obrócił się bokiem do niej, zdjął dłoń z jej kobiecego narządu, przesunął rękę na jej pupę, potem wyżej, wsunął palce pod górę majtek i pociągnął je w dół. Palce lewej ręki wsunął w górę przodu majtek i wykonał jednoczesny ruch rękami, skutkiem czego majtki zatrzymały się na zgiętych kolanach Ireny. Usiadła podnosząc nieco kolana nad siedzenie by umożliwić mu spuszczenie majtek w dół. Uniosła stopy i po chwili jej majtki znalazły się w rękach mężczyzny. Uśmiechnął się triumfalnie chowając je do kieszeni swoich spodni. Udało się!
Rozbieranie jej z majtek podnieciło go mocno, świadomość, że jest naga i ławo dostępna pod spódniczką tylko wzmagała jego pożądanie. Taka okazja nigdy się nie powtórzy, musi ją mieć. Zaraz, tu i teraz! Musi silnie wytrysnąć w jej słodkiej dziurce! Inaczej zwariuje.
Rozmowa, nawet szeptem, w przedziale stanowiła wielkie ryzyko. Teraz już niepotrzebne.
Pochylił się w kierunku złej, zmieszanej i wystraszonej Ireny i szeptem zakomenderował:
- Wyjdź na korytarz!
- Nigdzie nie wyjdę!
- Mam ci coś do powiedzenia, tu nie mogę. Wyjdź!
- Mowy nie ma, nie obchodzi mnie to!
- Po raz ostatni mówię, wyjdź! Jak tego nie zrobisz, to za chwilę znowu będziesz miała moje palce w cipce!
- Jesteś bez majek, zapomniałaś o tym? Wsadzę ci je bez problemu.
- Szlag by cię trafił zboczony bydlaku!
Rozwścieczona Irena wstała, otworzyła drzwi przedziału i wyszła na zewnątrz. Połowa korytarza, ta gdzie stała, była nieoświetlona, ale padające z oddali światło sprawiało, ze była dość dobrze widoczna z ich przedziału. Po paru minutach drzwi przedziału się otworzyły, obok niej stanął mężczyzna. Tu mogli mówić głośniej, w pobliżu nikogo nie było, trochę dalej stało kilka osób.
- Szkoda każdej minuty – stwierdził podniecony samiec – zaraz pójdę do ubikacji i zaczekam na ciebie. Odczekasz kilka minut i przyjdziesz do mnie.
- Co, co takiego?! - nie wierzyła własnym uszom - Niedoczekanie twoje, skurwielu!
- Nie przyjdziesz?
- Oczywiście, że nie!
- Przyjdziesz, przyjdziesz, przecież nie masz wyboru...
- Jak to nie mam wyboru?!
- A tak to - sięgnął do kieszeni i wysunął z niej rąbek jej majtek
- Twój mąż nie będzie chyba zachwycony, gdy dowie się jak wszedłem w ich posiadanie? Dałaś mi je!
- Powiem mu prawdę, że mnie szantażowałeś!
- I uwierzy? Niby jak cię mogłem szantażować? Dlaczego nie krzyczałaś? Jestem od ciebie niższy... A gdyby ci przyszło do głowy coś w rodzaju sterroryzowania cię nożem to przyjmij do wiadomości, że starsza pani siedząca pod oknem zauważyła co się działo, mój kumpel też (oczywiście nie miał pojęcia czy tak było). W razie czego potwierdzą, że dobrowolnie dawałaś się obmacywać i nie miałaś nic przeciwko zdjęciu ci majtek. Widzisz więc, że nie masz wyboru. Idę i czekam. Za 5 minut masz być pod ubikacją. Dla pocieszenia, jestem cholernie napalony na ciebie więc pewnie nie potrwa to długo i odstawimy tylko szybki numerek na stojąco.
Po tych słowach, obrócił się i poszedł do końca korytarza, otworzył drzwi i zniknął z pola widzenia Ireny, zapewne wszedł do ubikacji.
Irena stała oniemiała, maksymalnie wściekła na tego bydlaka i na siebie. Nie mogła odżałować, że obudziwszy się nie narobiła hałasu i nie walnęła natręta z całej siły w twarz. No i tak głupio dała się podejść z tymi majtkami!
"Cholerna idiotka ze mnie" - pomyślała. Przemyślała co może zrobić, ale nie było dobrego wyjścia z sytuacji. Cokolwiek uczyni będzie źle. Najmniejszym złem wydawało się posłuszeństwo temu facetowi. Położenie w jakiem się znalazła przypominało jedną z gierek erotycznych uprawianych z mężem, tyle że teraz to nie była gierka...
Minęły 4 minuty, za niecałą minutę będzie musiała ruszyć pod ubikację, za dwie będzie w środku i ten obcy facet weźmie ją w tej paskudnej pociągowej ubikacji jak jaką tanią prostytutkę. Zaklęła siarczyście raz i drugi. W końcu ruszyła korytarzem, a do głowy jej wpadło, ze może to skończyć się ciążą lub jakim zarażeniem (diabli wiedzą czy ten facet jest zdrowy). Za wszelką cenę trzeba uniknąć tego stosunku! Powiem mu, że mam HIV, postanowiła. Na drżących nogach doszła do końca, minęła drzwi i zauważyła czekającego na nią mężczyznę.
- Grzeczna dziewczynka. Ktoś mnie uprzedził, jakiś starszy gość i właśnie zamykał drzwi ubikacji jak się zjawiłem. Chwilkę musimy poczekać - powiedział z uśmiechem. - Może szybka gra wstępna? Po tych słowach bezceremonialnie sięgnął ręką pod jej spódniczkę, złapał za krocze i wsunął środkowy palec do pochwy. Był przynajmniej 5 centymetrów od niej niższy, a buty Ireny, na obcasach, jeszcze tę różnicę zwiększały. Ta różnica bardzo ułatwiła mu ten manewr, nie musiał się pochylać by go wykonać, zaskoczona kobieta mocno zwarła uda.
- O wyschłaś nieco, więc miałem dobry pomysł - stwierdził.
Był gotów w każdej chwili odsunąć rękę gdy usłyszy, że drzwi ubikacji się otwierają, gdyby ktoś usiłował przejść z drugiego wagonu też zdąży to zrobić, a gdyby ktoś nadchodził korytarzem to też go zauważy odpowiednio wcześnie.
- Rozchyl nogi.
Rozchyliła, wsunął w nią drugi palec, wskazujący, a kciukiem zaczął szukać jej rozkosznej fałdki.
- Muszę ci coś powiedzieć, jestem zakażona, mam HIV - wypaliła
- O to niedobrze, nie mam prezerwatywy, ty chyba też nie? - zrobił jej na chwilę nadzieję - Ale co mi tam, zaryzykuję zakażenie. Trochę lat już na tym świecie żyję, ty jesteś najponętniejszą kobietą jaką spotkałem, gdy cię głaskałem po nogach miałem silny orgazm, więc wytrysk w twojej cudownej dziurce niemal rozsadzi mi kutasa z rozkoszy. Warto zaryzykować. Nawet gdybym miał prezerwatywę to bym jej nie użył, muszę cię dokładnie posmakować, poczuć ciepło i wilgoć twojej pochwy. Kiedy wreszcie ta ubikacja się zwolni?
Oczywiście cały czas kręcił, poruszał dłonią, wiercił, poruszał palcami w jej narządzie. Drugą ręką złapał ją za pierś i zaczął ją ugniatać.
- Mam nadzieję, że się zarazisz i zdechniesz w męczarniach - nadal nie traciła nadziei na unikniecie seksu.
- Mam nadzieję, że nie. Kłamiesz z tym HIV.
- A co jeśli zajdę w ciążę?
- To będziesz mieć kłopot.
- Ty zasrany, kurduplowaty bydlaku!
- Zgoda tylko na kurdupla i bydlaka. Gdybym nie był bydlakiem to mógłbym tylko marzyć o zerżnięciu ciebie, a że jestem to marzenie się spełni. Widzisz więc, że bycie bydlakiem się opłaca.
Irena czuła się koszmarnie, z rozkoszą zabiłaby tego faceta, tak go nienawidziła. Była wściekła, że jej ciało nie słucha mózgu i zabiegi tego gnojka sprawiają jej coraz większą przyjemność, a pieścił ją bardzo wprawnie. Zwilgotniała, a on podniecił się maksymalnie.
- Do ciężkiej cholery, ktoś umarł w tej ubikacji! Zdjął lewą rękę z biustu Ireny, zapukał i wolną ręką szarpnął za klamkę.
- Już, już, za chwilę wychodzę - rozległo się ze środka.
Andrzeja obudziło trzaśnięcie drzwi przedziału, zauważył, że to jego żona wyszła na korytarz. Niedługo po niej wyszedł ten mały facet, z którym zamienił się miejscami.
"Pewnie wyszli rozprostować nogi" pomyślał, "mnie też by się to przydało" ale nie bardzo mógł to wykonać bez zbudzenia syna. Dostrzegł, że jego żona rozmawia z tym mężczyzną po czym on odchodzi, a nie wraca do przedziału, a po paru minutach ona rusza jego śladem. Dziwne, o tej porze raczej nikt nie udaje się do wagonu restauracyjnego i jeśli facet poszedł do ustępu to powinien już wrócić. I dlaczego Irena też zniknęła. Poczeka jeszcze chwilę i jak się nic nie zmieni pójdzie zobaczyć co z żoną. Odczekał chwilę, odsunął od siebie śpiącego synka budząc go przy tym...
- Śpij, za chwilę wracam.
Wstał i poszedł korytarzem w tym samym kierunku co facet i Irena. Przeszedł drzwi i zauważył ich stojących przy ubikacji. A więc wszystko w porządku, czekają pewnie aż się miejsce zwolni. Na widok męża Irenie zrobiło się słabo. Facet usunął dłonie z jej ciała w ostatniej chwili, Andrzej mógł zauważyć co się działo.
Mogła też być wewnątrz ubikacji odbywając niechciany stosunek. O mały włos jej nie przyłapał, a może przyłapał? Nie była pewna. Andrzej zauważył, że z żoną jest coś nie tak.
- Dobrze się czujesz, jesteś taka czerwona?
- Niespecjalnie, jest mi niedobrze, jazda mi chyba nie służy, a może coś nieświeżego zjadłam - skłamała.
Otworzyły się drzwi ubikacji. Wyszedł starszy mężczyzna:
- Przepraszam, że tak długo państwo musieli czekać - powiedział.
- Skoro pani źle się czuje to mogę jeszcze chwilę poczekać, proszę - udał dżentelmena niewysoki facet.
Irena weszła do ubikacji, parę razy głęboko odetchnęła, wysikała się, umyła ręce i zimną wodą przetarła rozgrzaną twarz. Uspokoiła oddech, tętno spadło.
Andrzej chyba nic nie zauważył... poczuła ogromna ulgę i satysfakcję, że ten bydlak obejdzie się smakiem i jej nie zmusi do seksu, nie posiądzie. "Jak tu wejdzie po mnie pewnie spuści zwartość penisa pomagając sobie ręką." pomyślała. Odczekała jeszcze parę minut by całkiem dojść do siebie i wyszła.
Mężczyźni przez jakiś czas stali w milczeniu. W mniejszym, starszym z nich, wszystko się gotowało z żalu i wściekłości, stała się rzecz najgorsza z możliwych. Gdyby jej mąż nadszedł minutę później on byłby teraz w ubikacji sycąc się ciałem jego wspaniałej żony. Gdyby ten stary facet go nie wyprzedził, gdyby tak długo w środku nie siedział, Gdyby, gdyby... trzeba mieć prawdziwego pecha.
- Państwo na wakacje, można wiedzieć dokąd? - przerwał milczenie.
- Tylko żona z synem, ja ich odwożę, w niedzielę wracam, a jedziemy do Jeziorowa-Zdroju - odpowiedział Andrzej
- To też cel mojej podróży, spędzę tam cały urlop z kolegą, wynajęliśmy mały domek nad jeziorem, będzie żeglowanie, łowienie ryb... - powiedział dręczyciel Ireny.
Wiadomość, że nie będzie z nią męża poprawiła mu humor. Może nie wszystko stracone?
Irena opuściła ubikację, wąsaty wszedł do środka.
- Lepiej ci? - spytał Andrzej
- Tak, dużo lepiej - odparła - poczekam na ciebie.
Wąsaty wyszedł ze środka i ruszył do przedziału, a Andrzej wszedł do środka. Irena została sama, obawiała się, ze jej prześladowca wróci, ale tak się nie stało.
Wrócili do przedziału. Irena na tyle na ile to możliwe odsunęła się od sąsiada siadając jak najbliżej drzwi. Na wszelki wypadek założyła nogę na nogę, narzuciła sweter na nie. Obawiała się co też jej dręczyciel wymyśli. Minuty się jej wlokły w nieskończoność, kiedy ta koszmarna noc się wreszcie skończy? Na szczęście Andrzej się rozbudził tym wyjściem do ubikacji i nie był w stanie zasnąć. Było mu niewygodnie, poruszał drętwiejącymi kończynami od czasu do czasu. W końcu zaczęło świtać. Irena przyjęła to z ulgą, z każdą minutą robiło się jaśniej i była już bezpieczna. Z przedziału nikt nie wysiadł i cała 6 pasażerów dojechała do końcowej stacji Jeziorowa-Zdroju.
Siedząca pod oknem starsza pani pierwsza się zerwała do wyjścia, opuściła przedział zanim pociąg dojechał do stacji. Reszta zaczęła się zbierać do opuszczenia pociągu gdy ten się zatrzymał na stacji. Wąsaty facet tak manewrował by znaleźć się tuż za Ireną. Miał nadzieję, że będąc tuż za nią trafi się okazja by choć na chwilę, wsadzić jej rękę pod spódniczkę i ją porządnie pomacać, złapać za krocze, a jeśli to się nie uda to za goły krągły pośladek. Andrzej wyszedł pierwszy z przedziału, z wielką walizką, za nim jego syn, potem Irena, za nią wysunął się jej prześladowca, a za nim wyszedł jego kumpel. Wymarzony układ. Irena ciągnęła jednak za sobą sporą walizkę na kółkach i zbliżenie się do niej tak by sięgnąć pod jej spódniczkę było niemożliwe nawet dla o wiele wyższego mężczyzny niż wąsacz. Mógł tylko gapić się na jej śliczną pupę i nogi...
Dwaj mężczyźni
Dwaj mężczyźni stali przed dworcem oczekując na taksówkę. Wzrokiem odprowadzali Irenę idącą wraz mężem, synem i szwagrem na parking przydworcowy.
- Niesamowita, jest tak ponętna, że wsadziłbym jej razem z jajami - powiedział wyższy.
- Nic nie zauważyłeś? - spytał mniejszy, wąsaty.
- A co?
- No... w nocy, w pociągu.
- Nie.
- Wymacałem ją ile wlezie i omal nie zerżnąłem!
- Bujasz, nie wierzę. Niby jak?
- Wsadziłem jej rękę pod spódnicę jak spała, wymacałem cipkę! Tak się przy tym podnieciłem, że mój chuj wystrzelił!
- Śniło ci się i miałeś polucję - zakpił większy.
- Nic się nie śniło, udowodnię ci!
- Jak?
Mniejszy sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął majteczki Ireny.
- Były wilgotne gdy jej je zdjąłem.
- O kurwa! - większy nadal jednak nie dowierzał.
- A to na pewno jej?
- Nie, moje. Oczywiście noszę coś takiego - mniejszy był poirytowany.
- O kurwa! Jak je zdjąłeś? Więc teraz jest bez majtek.
Obaj patrzyli na stojącą w oddali przy samochodzie kobietę. Jej towarzysze umieszczali walizki w bagażniku.
- O mały włos byś to widział. Jak wysiadaliśmy z pociągu to chciałem ją jeszcze od tyłu mocno pomacać na pożegnanie, gdyby nie ta przeklęta walizka ciągnięta przez nią miałbyś piękny widok!
- Jak się obudziła, kazałem by dźwignęła tyłek z siedzenia i je ściągnąłem! Potem kazałem jej wyjść na korytarz, też wyszedłem, poszedłem do kibla, ona przyszła i gdyby nie to, że jej cholerny mężuś się zjawił w ostatniej chwili to zerżnąłbym ją tam.
- Obudziła się jak ją obrabiasz ręką i nie krzyknęła?!
- Nie!
- Podobało jej się?!
- Nie, była wystraszona. Obrabianie sprawiło, że śpiąc mocno się podnieciła. Pewnie się bała, że mąż to zobaczy, że jest bliska orgazmu. Było dość ciemno, ale... w takiej sytuacji nie myśli się logicznie he, he.
- No dobra, ale czemu cię słuchała?!
- Skoro nie krzyknęła to była okazja na więcej!. Rozmawialiśmy oczywiście szeptem, cały czas się bałem, że jej mężuś coś usłyszy albo zobaczy, ale zaryzykowałem.
Powiedziałem, że jak da mi majtki to dam jej spokój, he he.
- Uwierzyła?!
- Nie wiem, może miała taką nadzieję... Była tak skołowana, że robiła co jej każę, choć z oporami, bluzgała na mnie, co mnie tylko bardziej podniecało!
Kazałem jej wyjść, nie chciała i dopiero jak powiedziałem, że jak tego nie zrobi to zaraz jej włożę paluchy do gołej cipki to wyszła.
Auto wiozące Irenę właśnie wyjechało z parkingu, zaczęło jechać w ich kierunku. Miało jakieś napisy na drzwiach i masce.
Mniejszy przerwał gwałtownie opowieść:
- Czytaj co na nim pisze!
Obaj wytężyli wzrok i... po chwili mniejszy zaczął kląć. Nadjechały jedno za drugim trzy auta skutecznie zasłaniając widok przejeżdżającego pojazdu z Ireną w środku.
- Czego tak klniesz, po co ci to wiedzieć?
- To pewnie auto hotelowe, wiedzielibyśmy gdzie pojechała. Gadałem chwilę pod ubikacją z jej mężusiem gdy mi wszystko zepsuł, szlag by chujka trafił, powiedział, że tylko ich odwozi, wraca w niedzielę. Będzie tu sama z dzieciakiem. Gdyby się wiedziało gdzie będzie przebywać może coś by się wykombinowało. Mam jej majtki.
A tak to jak ją znaleźć?
Nadjechała taksówka.
- O to ta malutka rybaczówka na drugim końcu jeziora - stwierdził taksówkarz gdy podali dokąd chcą jechać - Idealne miejsce dla kogoś kto ceni ciszę i spokój. Ostatnie spokojne miejsce w okolicy. Dojechać się tam jednak nie da, chyba że autem terenowym, będę panowie musieli przejść się kawałek. Najpierw jednak zameldowali się u właściciela domku i odebrali klucze do niego. Dojechali, taksówkarz wskazał majaczącą w oddali drewnianą budowlę, z białą anteną satelitarną na dachu, otoczoną drzewami.
- Proszę iść tą ścieżką - wskazał - miłego wypoczynku. Dam panom moją wizytówkę, może się przyda. Do widzenia.
- Zostali sami i ruszyli ścieżką w kierunku rybaczówki. Ten kawałek to było co najmniej 400 metrów do przejścia.
- Ale pustkowie - stwierdził większy.
Teren był lekko pofałdowany, wokół rozciągały się dzikie łąki, było tez sporo krzewów i drzew.
Idąc podjęli przerwaną rozmowę.
- Na korytarzu jej powiedziałem, że jak się nie da się zerżnąć w kiblu, to dam jej majteczki mężowi.
- Sprytne.
- By jej coś głupiego do głowy nie strzeliło, na przykład że jej nóż do gardła przyłożyłem i zmusiłem do zdjęcia majteczek, powiedziałem że cały czas widziałeś co się dzieje i ta stara spod okna też.
- Świetne posunięcie - powiedział z uznaniem wyższy.
- Gdyby nie jakiś dziad i jej mąż to na sto procent bym ją wyruchał. Dziad wlazł do kibla tuż przede mną i siedział tam w nieskończoność. Jedyne co tam zrobiłem to
przewierciłem nieco palcami jej cipkę jak staliśmy oboje pod kiblem czekając aż dziadyga wyjdzie. Ma niesamowicie ciasną dziurkę, mam cienkie palce, a jak wsadziłem
dwa to ucisk na nie był bardzo silny. Trzeba było widzieć jej minę jak ją świdrowałem palcami, taki nędzny kurdupel jak ja robi z nią co chce. Ona go nienawidzi, a jej cipce to się podoba he he.
- Próbowała kłamać, że ma HIV, he he
- Miałeś gumkę?
- Miałem, ale ani w głowie mi było jej użyć. Na pewno kłamała, to kobieta z klasą, nie żadna tania dziwka. W gumce to niewielka przyjemność.
- Fakt, nie ma to jak wsadzić gołego.
- Bała się ciąży i to mnie jeszcze bardziej podrajcowało. Ech, wsadzić jej, zerżnąć porządnie i zapłodnić!
- Czuję się jakbym miał 30 lat mniej, jak nastolatek. Niemal całą noc mi stał, a teraz znów stanął, wystarczy, że o niej mówię.
- Czytałeś może Ojca Chrzestnego? - spytał wyższy.
- Dawno, dawno temu - odparł mniejszy.
- Pamiętasz Sonnego?
- Syn Dona, posiadacz wielkiego chuja, którego obawiały się najtwardsze prostytutki.
- Zgadza się. Ja jestem jak Sonny.
- No to miałbyś problem, żeby jej wsadzić.
- To byłby cudowny problem.
Ta rozmowa i jego podnieciła. W okolicy rozporka pojawiło się solidne wybrzuszenie. Mniejszy to zauważył.
- Widzę, że się nie przechwalałeś. Ech, chyba będziemy musieli jakieś dziwki załatwić. Trzeba będzie płacić i używać gumek.
- Gdyby ją tu ściągnąć mielibyśmy rżnięcie za darmo i bez gumek. I to rżnięcie prawdziwej piękności - rozmarzył się. Musimy ją znaleźć. Zamiast łowienia ryb, spróbujemy złowić tę dwunożną rybkę.
Łowienie
Dotarli na miejsce po ósmej. Weszli do środka, rozejrzeli się po wnętrzu, rozgościli. Usiedli przy stole, wyciągnęli z bagaży kanapki i puszki z piwem.
Byli zmęczeni, mniejszy oczywiście nie spał przez całą noc, wyższy przespał większość podróży, ale nie był już młody, był o kilka lat starszy od swego kumpla, był już po 50 i noc w pociągu dała mu w kość. Zjedli i poszli spać.
Domek stał nad samym jeziorem, z okien był na nie widok, na niewysokim, może metrowym brzegu. Był mały, ale wygodny, jeden duży pokój, ze składanym tapczanem ustawionym naprzeciw sporego odbiornika tv, wygodny fotel, stół, 3 krzesła, stolik, szafa, komoda obok nieduża sypialnia z dwoma łózkami, mała łazienka z umywalką i prysznicem, obok malutka ubikacja, w kuchni stała wielka lodówka i kuchenką elektryczna.
Do domku przylegały dwie przybudówki, jedna pełna wszelakich akcesoriów wędkarskich, a w drugiej stał quad. Przy brzegu był, widoczny z mały pomost, do niego była przypięta łańcuchem unosząca się na wodzie łódka wędkarska. I to nie byle drewniana, ale nieprzeciekająca, zbudowana z mocnego tworzywa sztucznego, w pełni wyposażona, z dwoma obrotowymi krzesłami, możliwością zainstalowania silnika.
Wstali po kilku godzinach. Wyciągnęli quada z komórki, w lodówce czekało na nich jedzenie na jakieś 3 dni, ale młodszy postanowił pojechać do Jeziorowa na zakupy, chodziło mu jednak głównie by rozejrzeć się po mieście. Nie znał go wcale, był tam po raz pierwszy, podobnie jak jego towarzysz. Miał cichą nadzieję, że może natknie się na Irenę. Jeśli po południu wyszła na "rozpoznanie terenu" to może na nią trafi i wyśledzi gdzie się zatrzymała. Starszy postanowił powędkować, i tak nie mogli jechać we dwójkę, a on by w łodzi nie wysiedział wiedząc, ze może właśnie marnuje szansę spotkania Ireny na mieście.
Ruszył i niedługo na jakimś garbie o mało co wywinął salta. Potem, nim dotarł do drogi jechał dużo wolniej. Przebył prawie 20 kilometrów by znaleźć się w mieście.
Było bardzo rozległe, krążył powoli ulicami i uliczkami i zorientował się, że to niemal jak szukanie igły w stogu siana. W ten sposób jeżdżąc na oślep, przez cały miesiąc pobytu tutaj, jej nie znajdzie. Jakiegoś przechodnia spytał gdzie jest największe centrum handlowe. Tam będzie największe prawdopodobieństwo sukcesu. Podjechał, przez co najmniej trzy godziny uważnie obserwował główne wejście do centrum, zrobił się wieczór, zniechęcony wstąpił na zakupy. Kupił parę bochenków chleba i sporo alkoholu, piwa i 10 butelek wódki. Załadował zakupy do sporego bagażnika z tyłu pojazdu i jeszcze sporo wolnego miejsca zostało.
"Po cholerę takiego potwora zamocowano z tyłu, cholera jeszcze się butelki potłuką" – pomyślał.
Z powrotem jechał wolno i ostrożnie, a gdy dotarł do miejsca gdzie trzeba wjechać na łąkę i ścieżkę postanowił nie ryzykować jazdy przez wertepy, stanął, rozejrzał się, wyjął z bagażnika butelki z wódką, zostawiając tylko jedną. A tu i o tej porze niewiele jeździło, więc bez problemu ukrył flaszki pod krzakiem, tak że nikt nie widział. Dojechał do domku, wyjął zakupy.
Zły, że prawie nic nie złowił kolega właśnie wysiadał z łódki.
- W tym cholernym olbrzymie nie da rady gorzały przewieźć. Ta butelka była dobrze ukryta miedzy bochenkami chleba, jechałem najostrożniej jak się da, a patrz co mamy,
alkoholizowany chleb, kurwa mać. Na szczęście 9 innych flaszek dobrze ukryłem pod krzakiem. Główka pracuje! Przejdź się po nie, całe popołudnie siedziałeś na łódce, spacer dobrze ci zrobi, łatwo je znaleźć, są pod pierwszym krzakiem od drogi.
- Dobra, tylko wezmę torbę.
Starszy wrócił po kwadransie.
- Żarty se robisz? Nie ma ich, szukałem i nic.
- Jak to nie ma! Nie ma, bo pewnie źle szukałeś. Dawaj torbę.
Młodszy ruszył dotarł pod krzak gdzie ukrył alkohol i nic. Butelki zniknęły!
- Niemożliwe, dobrze je ukryłem! Muszą być! Przez dłuższą chwilę chodził wokół krzaka.
Były dobrze ukryte, z jednej strony. Z drugiej były pięknie widoczne odbijając promienie zachodzącego słońca. Jedno z przejeżdżających aut stanęło, kierowca wlazł za krzak by się wysikać i przy okazji bacznie przyjrzał się temu go tak oślepiło.
Sporo butelek alkoholu i to wyglądających na pełne. Podniósł jedną, ruszył zakrętką, rozejrzał się, szybko złapał po 2 butelki w dłoń i położył na tylnym siedzeniu, powtórzył i wrócił po ostatnią, po czym szybko odjechał.
Młodszy klął przez cały wracając ścieżką do domku.
- Pięknie się zaczyna. Nieszczęścia chodzą parami. Nie znajdziemy jej - powiedział starszy - Ani chybi ktoś cię widział jak chowałeś te flaszki.
- A żeby się pierdolony chuj zadławił tą gorzałą. Jutro pojadę, kupię, przyprawię trutką na szczury i wystawię pod krzak.
- Tobie całkiem odbiło? Akurat ten sam przyjedzie i ją weźmie? Puknij się w łeb. Trutka pewnie smak zmienia, a z resztą kto by pił ze znalezionej, otwartej wcześniej butelki. Ja nie, nawet gdyby nic nie było czuć to może być metanol, wypijesz jako gorzałkę i po tobie.
Podczas kolacji ustalili, że będą się co dzień zmieniać jadąc do centrum handlowego.
Było otwarte od 8 do 21. Już po jednym razie mieli dość, siedzenie i obserwacja wejścia wbrew pozorom była wyczerpująca i nużąca. Po drugim dyżurze starszy miał dosyć.
- Pewnie jest w innej dzielnicy i tu nie zajdzie przez cały pobyt. Ja rezygnuję.
- Spróbuję jeszcze przez trzy dni dni, potem odpuszczam - powiedział drugi z rezygnacją w głosie.
Drugiego dnia jadąc do centrum zauważył w oddali auto podobne do tego jakim Irena wyjechała spod dworca, jakaś kobieta wyszła z pawilonu i wsiadła do środka, auto ruszyło i zaczęli się zbliżać, za kierownica siedział starszy brzydki mężczyzna, a obok... obok siedziała ona, nie zauważyła go. Z wrażenia nawet nie przeczytał napisów na pojeździe, chciał zakręcić ale to było niemożliwe, zobaczył w lusterku, że auto z Ireną zakręciło i stracił ich z oczu. Miał ochotę stanąć i walić głową o mur, że nie przeczytał tego, co napisane na samochodzie. Miał go pod nosem. Taka okazja się pewnie nie trafi, faktycznie nieszczęścia chodzą parami. Zatrzymał się, zsiadł z quada.
Zobaczył, że stoi koło pawilonu z którego wyszła Irena, to był właściwie kiosk z prasą do którego się wchodzi. Kupi gazetę telewizyjną i wraca, nie spędzi reszty urlopu na jej szukaniu. Przeszedł ulicę, wszedł do środka, kupił program tygodniowy, obrócił się do wyjścia. I spytał tak dla formalności:
- Przed chwilą, wyszła stąd bardzo ładna pani, mam coś co zostawiła w pociągu i chciałbym oddać. Przyjechała chyba autem z jakiegoś hotelu ale niestety nie zauważyłem nazwy i nie wiem co robić.
- Ma pan szczęście, wiem kto to. Ta pani to żona syna pana Jerzego Urbańskiego, synowa, właściciela pensjonatu Korona - odparła kioskarka. To taki duży, blisko jeziora, łatwo pan tam trafi. Ma na imię Irena - dodała.
- Dziękuję, do końca życia będę pani wdzięczny.
Kioskarka rzuciła na niego zdziwione spojrzenie, gdy wychodził.
"Jakby zmartwychwstał gdy mu powiedziałam" pomyślała ze zdziwieniem.
Na ulicy wyjął telefon. Zaczął trajkotać:
- Stary nie uwierzysz, wiem kim jest i gdzie mieszka!
- Jak dobrze pójdzie to ją jeszcze dziś ujeżdżę! Sam w to nie wierzę!
- Wiesz, że mi już stanął, jeszcze ludzie na ulicy zobaczą.
- Zdobędę tylko jej numer i zaraz wracam. Musimy wszystko obgadać, łapy mi się trzęsą, w internecie na komórce do niej telefonu nie wyszukam, zresztą na tym ekranie i tak internetu prawie nie widzę. Muszę dostać się do kompa, albo pojadę do informacji turystycznej.
- Czy mogę porozmawiać z panią Ireną Urbańską - Anna usłyszała w słuchawce męski głos. - Mam coś co zgubiła w pociągu.
- Nie ma tu nikogo takiego - usłyszał i go na chwile zmroziło - ale pewnie panu chodzi o Irenę Andrzejewską, moją szwagierkę. Już pana łączę z jej pokojem.
- Słucham.
- Cześć to ja, ten co omal nie zerżnął w pociągu. Nie wątpię, że się cieszysz słysząc mój głos. Postanowiłem oddać ci to, co z ciebie zdjąłem, choć mi żal, ślicznie tobą pachną. Musisz jeszcze dziś po nie przyjechać, jestem na drugim końcu jeziora.
- Wcale nie muszę, w pociągu całkiem zgłupiałam. Teraz to możesz się nimi onanizować
nędzny kurduplu. Jak mi jeszcze raz zadzwonisz, to cię zgłaszam na policję, że mnie molestujesz. Zresztą po co czekać, zgłoszę cie teraz.
- Uwielbiam jak się wściekasz.
- Dość tego! - odłożyła słuchawkę.
Po chwili znów zadzwonił telefon.
- Jak się dziś nie zjawisz u mnie to jutro paczuszka z majteczkami i list z wyjaśnieniem wyruszą do twojego męża.
- A wysyłaj.
- Twój mąż nie będzie zaskoczony, że jesteś kurewką?
- Ty głupia gnido! Przecież każdy facet może kupić majtki i twierdzić, że one należały do mnie. Te, które masz to nic specjalnego, seryjna produkcja, wiele kobiet takie nosi.
- A jednak są specjalne. Wiesz dlaczego? Były na twojej dupci i cipce, zawierają twoje DNA.
- Tak więc w przesyłce będzie opis tego co się zdarzyło w pociągu, że o mały włos nas na kopulacji nie złapał, może ci nie dogadza, skoro za mną poszłaś, a gdyby nie wierzył to może dać je zbadać. Wszystkie atuty są w moim ręku.
Irena milczała zdruzgotana. Wszystko pasuje. Andrzej wie, że mi brakuje z nim seksu.
- Jak przyjedziesz oddam ci majteczki, słowo honoru.
- Ty i honor to antonimy, wiesz co to takiego?
- Wiem, nie jestem aż takim kretynem. Zresztą to byłby dla ciebie, takiej inteligentnej kobiety, wstyd, by kretyn był cały czas górą.
- Zobaczysz, że oddam, zresztą nie masz wyboru, albo masz, zależy jak na to spojrzeć.
- A teraz wyjdź na chwilę na balkon, a jak wrócisz to dokończymy rozmowę.
Odłożyła słuchawkę i wyszła na balkon. Mieszkała na trzecim, najwyższym, piętrze
pensjonatu w dwupokojowym apartamencie. Na dole mniej więcej w środku budynku, stał mężczyzna z jedną dłonią przyłożoną do ucha, zauważył ją i drugą ręką pomachał do niej, w dłoni miał coś jasnego.
Wiedziała co to...
Wróciła do pokoju.
- Zaraz jadę do siebie, a parę godzin masz być...
- Dziś nie mogę.
- Co znaczy nie mogę, jesteś na wakacjach i wszystko możesz.
- Właśnie, że nie jestem. Przyjechałam tu do pracy, pomóc teściom w prowadzeniu pensjonatu. Mam wyznaczone obowiązki, godziny pracy. Do wieczora będę zajęta.
- Zwolnij się, wymyśl coś.
- A co? Że ciocia miała wypadek i muszę jechać do szpitala?!
Dotrze wreszcie do twojego zakutego łba, że tu nie znam nikogo i nie będzie pretekstu do opuszczenia pensjonatu!
- Dobra, ale jutro masz być jak nie to przyjadę po ciebie. Nie pracujesz przecież od rana do nocy, masz chyba wolne godziny. Dasz mi dupy, ja oddam ci majtki i po sprawie. Oczywiście wszystko jak bóg przykazał, naturalnie, bez żadnego kondoma i z wytryskiem w tobie. Ubierz seksowna kieckę chcę by było świątecznie i uroczyście.
- Nie mam seksownej kiecki.
- No to możesz być taka jak w pociągu, krótka spódniczka i koszulka. Możesz przyjechać bez majtek i stanika jeśli się boisz, że zabiorę i zrobię kolekcję i wyślę mężowi. Tak przyjedź bez bielizny. Nie stracę czasu na zdzieranie jej z ciebie. Daj mi numer komórki. Jutro rano zadzwonię.
Gdy się rozłączył zaczęła płakać, płakała długo. Przed wyjściem z pokoju, założyła ciemne okulary by nie było widać jak spuchnięte są jej oczy. Cały dzień udawała normalną, uśmiechała się, rozmawiała. Robiła to dość skutecznie, bo tylko Jerzy zauważył, że myślami jest gdzie indziej.
Przed pójściem spać przymierzyła przywiezione ze sobą koszulki i bluzki by wybrać taką która zasłania najwięcej i najmniej uwidacznia piersi. Wybrała największa, ale i tak było widać szczególnie gdy się ruszała, że pod nią nie ma stanika.
Spała fatalnie, nic dziwnego, że rano wyglądała źle. Obudziła się bardzo wcześnie, leżąc i nie mogąc powtórnie zasnąć rozmyślała o swoim paskudnym położeniu. Przyszło jej coś do głowy- załatwi dziś tego gnoja!
- Wyglądasz na chorą, dobrze się czujesz? - spytała teściowa podczas śniadania.
- Niezbyt dobrze, wrócę do siebie i się położę. Syn od rana do nocy ganiał z kolegami, była sama. Teraz była zadowolona, że go nie ma. Przez parę godzin nie będzie nic udawać.
Zadzwonił telefon.
- No i jak?
- Mam wolne od 2 do 4 - powiedziała.
- Świetnie, będę czekał przy drodze, ścieżką do domku to jakieś pół kilometra. Łatwo trafić, ale trochę czasu trwa zanim się dojdzie. Nie zmarnuję go, wypieszczę cię po drodze tak, że jak dotrzemy to będziesz gotowa. Nie mogę się doczekać.
- Aha, masz tu adres, podał nazwę rybaczówki, weź taksówkę i byłbym zapomniał, po drodze kup ze trzy duże butelki czystej wódki.
Obiad tylko skubnęła, syn zjadł szybko i pognał do zabawy zaskoczony, że mama go nie kontroluje.
Jak Ci się podobało?