W towarzystwie stażystki
8 kwietnia 2013
8 min
– No, proooszę Paaaństwa, doba hotelowa jest do 12., muszę tu posprzątać! – ryknęło jakieś straszne babsko, wparowując do pokoju, bez pukania i w ułamku sekundy po zgrzytnięciu klucza w zamku.
10 minut – warknąłem i wyprosiłem ją spojrzeniem (na szczęście samo spojrzenie wystarczyło). Zastała nas z Ewą zupełnie gołych. Ewa klęczała, podpierając się łokciami i wypinając pupę, a ja waliłem ją od tyłu. Na pewno było nas słychać na korytarzu. Sprzątaczka liczyła na sensację i dlatego tak gwałtownie otworzyła drzwi... no i nie przeliczyła się, co wypatrzyła, to jej. Niemiły zgrzyt, ale cała sytuacja, od rana, była bardzo bardzo przyjemna.
Ewa jest dla mnie koleżanką z pracy. Pojawiła się u nas w firmie bardzo niedawno. Ma 19 lat i została przyjęta jako płatna stażystka. Jednocześnie, zaocznie, robi studia. Bardzo dobrze sobie u nas radziła. Już po 2 miesiącach na tyle weszła w specyfikę naszej branży, że szef zdecydował się wysłać ją razem ze mną na dużą konferencję teleinformatyczną do Karpacza.
Miałem się zająć wszystkim sprawami organizacyjnymi związanymi z wyjazdem. Najpierw hotel... Przyznam, że nigdy nie rozumiałem, czemu inaczej podchodzić do wyjazdów z samymi facetami (z reguły bierze się wtedy wspólny pokój) niż w mieszanym towarzystwie (kiedy jest niby oczywiste, że pokoje są oddzielne). Jak dla mnie, jeśli jedzie się razem – to razem. Obojętne, jakiej płci są uczestnicy wyjazdu. Nie, bez żadnych podtekstów! Wcale nie zamierzałem wykorzystywać Ewy seksualnie (nawet uważałem, że chyba jest trochę za młoda – ja miałem ponad dychę więcej). Po prostu milej jest być razem cały czas niż umawiać się na specjalne spotkania. No, chyba, żebyśmy się nie lubili... ale to akurat nie zachodziło – czułem, że odpowiada jej moje towarzystwo i vice versa.
Zamówiłem jeden pokój z oddzielnymi łóżkami. Na wszelki wypadek, jak by mi miała robić później sceny (chociaż i tak się nie spodziewałem po niej takich zachowań), zapytałem Ewę, czy nie ma nic przeciwko wspólnemu pokojowi. – Nie ma sprawy, Kotek! (To akurat nic szczególnego, Ewa tak się zwracała do wszystkich facetów w naszym dziale.) No to – pomyślałem – czeka nas fajna wycieczka.
W piątkowy wieczór dotarliśmy na miejsce. Po zameldowaniu się, poczłapaliśmy do naszego pokoju, na drugie piętro. Otwieram i... hmmm... cholera, nie uwierzy mi, że tego nie zaaranżowałem! Łóżka są zestawione razem, w jedno duże. – E... Ewa, widzę, że mają tu bałagan, zamawiałem, bardzo zdecydowanie dwa oddzielne! Zaraz je rozstawię. – Kotek, co za problem, przecież chyba jesteśmy dorośli? – Dorośli – co ona ma na myśli? – nie potrafiłem tego przeniknąć. Przecież to właśnie po dorosłych, nie po dzieciach, można by się było spodziewać jakichś niechcianych zaczepek... ale, skoro tak mówi... – No, jeśli ci nie przeszkadza, to nie będziemy przemeblowywać, ale pamiętaj, proszę, że to nie są moje podstępy. Podobasz mi się, uważam, że jesteś świetna laska... mimo to nigdy bym nie organizował niezręcznych dla ciebie sytuacji. – Wyluzuj, Kotek – rzuciła i szturchnęła mnie lekko w bok – rozpakujmy się już.
W końcu poszliśmy do łóżek. Każdy do swojego. Długo, po ciemku, gadaliśmy o różnych, czasem bardzo osobistych, sprawach. Zdarzało się, że dla podkreślenia zainteresowania albo współczucia dla siebie, dotykaliśmy swoich rąk. Raz było to naciśnięcie palcem innym razem pogładzenie wzdłuż ramienia. Nie tylko ja – ona też. Kiedy byliśmy już bardzo śpiący dotknąłem, na dobranoc, jej dłoni. Ewa, półsennie, zahaczyła jeden swój palec o mój i tak zasnęliśmy.
Następny dzień był bardzo intensywny. Wykłady, warsztaty, spotkania, przerwy kawowe w biegu. Koło 7. wieczór wybraliśmy się na spotkanie integracyjne. Alkoholu nie brakowało, jakiś cover-band zagrywał, poznaliśmy kilka bardzo sympatycznych osób i było naprawdę miło. Dopiero grubo po północy, niby to dla żartu się obejmując, żeby nie stracić równowagi, dotarliśmy do pokoju. Byliśmy zbyt zmęczeni, żeby rozmawiać – szybkie prysznice i już spaliśmy.
Nad ranem zorientowałem się, że nie śpię sam. Chwilę mi zabrało, żeby się zorientować, gdzie i z kim jestem. Ewa, najwyraźniej, wpadła do mojego łóżka. Przez przypadek? Raczej niemożliwe... a skoro tak...
Chyba jednak spała. Bosą stopą wymacałem jej łydkę (ale była gładziutka! i to, jak się później dowiedziałem, z natury!), zjechałem niżej, tak, że nasze stopy się zetknęły. Poczułem, pod swoimi, jej małe paluszki. Ciągle się nie ruszała. Objąłem ją w pasie, wkładając jednocześnie rękę pod jej piżamkę i dotykając gołych pleców. Jaka gorąca! Bez ruchu. Stopą wwierciłem się między jej nogi. O, jaki milutkie ściśnięcie przez jej kolanka. A ta dalej jakby śpi. Zacząłem się wpatrywać w jej twarz, żeby stwierdzić, czy mnie nie nabiera, gdy nagle coś chwyciło mojego kutasa. Nie spała! Stwierdziła chyba, że już może sobie na to pozwolić. Trzymała go przez materiał i delikatnie głaskała. Pocałowałem ją w oczka... i wreszcie je otworzyła. Zobaczyłem w nich coś niespodziewanego – jak gdyby obawę i prośbę zarazem. – Ja jeszcze nigdy... – Pokażesz mi, jak to jest... z facetem? Byłem zaskoczony. – Jesteś dziewicą? – No, szczerze mówiąc, tak technicznie to nie całkiem... – Nie całkiem? – Wiesz, duży ogóreczek i te sprawy... Chociaż nie widziałem, poczułem, że się zarumieniła. – Masz na myśli, że się nie namęczę, w razie czego? – Tak, właśnie. Będzie łatwo, lekko i przyjemnie. – Ho, ho! – Zrobisz to dla mnie? – Pewnie, z przyjemnością. Jak się cieszę, że byłaś bardziej śmiała ode mnie i w końcu znalazłaś się w moim łóżku! – Kotek, to nie była dla mnie łatwa decyzja, ale przecież, gdybyśmy się teraz nie zbliżyli, to kiedy i jak by była okazja po powrocie? – Naprawdę cię lubię, E! – Ja ciebie też, bardzo – Ewa wtuliła się głową w moją szyję i zaczęła ją badać swoimi soczystymi wargami.
Rozebraliśmy się nawzajem. Skoro Ewa nie miała do tej pory do czynienia z facetami, nie byłem zdziwiony, że zabrała się za dokładne oględziny. Rozłożyła moje nogi i zaczęła masaż. Wykonywała długie ruchy, od kolan do genitaliów. Pod koniec każdego ruchu zwalniała i zwiększała nacisk dłoni. Po pewnym czasie, skupiła się wyłącznie na ściskaniu jąder i merdaniu kutasem. Nie muszę chyba mówić, jakie to było przyjemne. Zwłaszcza ta jej niewprawność. To, że uczyła się, właśnie na mnie, każdego ruchu. To, jak się cieszyła, kiedy, po pewnych pieszczotkach, stawał mi bardziej. Trochę się krępowała, ale ostatecznie udało mi się ją odwrócić tak, żeby mieć jej cipkę pod ręką i coś jej dać od siebie. Była taka świeżutka! Głaskałem jej wargi między nogami – były prawie identyczne, jak usta (można by było niemalże zrobić przeszczep i nikt by się nie zorientował). Ależ tam mokrooo! Włoski przesiąknięte do granic możliwości... Ale to dobrze, zawsze lepszy większy poślizg. Była w tych okolicach bardzo wrażliwa. Drżała na całym ciele przy każdym dotknięciu. Wydawało się, że zupełnie straciła oddech, kiedy mój palec wreszcie zawędrował do środka. Kiedy oprzytomniała, zaczęła mnie gwałtownie całować po całym ciele.
– Chcę coś widzieć – włączyłem lampkę na stoliku obok łóżka (był już wprawdzie poranek, ale dość szary i nie wystarczało to, żeby nacieszyć oczy). Dostrzegłem protest w jej oczach. Ewa wstydliwie sięgnęła przez mój brzuch, żeby lampkę wyłączyć. Natknęła się jednak na przeszkodę nie do przebycia... Musiałaby się sporo podnieść, żeby gdzieś sięgnąć ponad moim członkiem. Poza tym, wyraźnie sygnalizowałem wzrokiem, co jest teraz potrzebą chwili (bynajmniej nie gaszenie światła!). Ewuś zrozumiała, dała za wygraną i zbliżyła buzię do końcówki pały. Nie miałem nadziei na jakieś szczególnie głębokie ssanie, skoro była taka niedoświadczona. No, rzeczywiście, nie było głębokie, ale tak czułe, delikatne i zaangażowane, że odlatywałem. Uniosłem nad siebie biodra, ciągle leżącej odwrotnie niż ja, Ewy, i podciągnąłem jej pupę w kierunku swojej twarzy. Jaka śliczna i jaka pachnąca! Czy to nie Lem napisał, że "z dupy, jak wąchać, to śmierdzi"*? A tu nic – jeden otworek, drugi otworek – i pachnie słodką skórką. Mniam! Rozszerzyłem płateczki jej przyrodzenia i starałem się jak najgłębiej dotrzeć językiem. Tymczasem, Ewa wpadła na pomysł jeżdżenia ustami wzdłuż całej moje pały i zaliczania liźnięcia końcówki, za każdym razem, kiedy była na górze. Mimo moich szczerych chęci zatrzymania chwili, to nie mogło trwać zbyt długo. Ewa krzyknęła i opadła na mnie. Ciekaw byłem co teraz zrobi z tym, co wyprodukowałem. – A wiesz, że dobre! – odezwała się słodko, likwidując białawe rozlewiska na moim brzuchu. – Mmmm, dawaj wszystko! – i przyssała się do już prawie oklapłego fiutka. – Daj mi chwilę, zaraz wrócę do akcji – wiedziałem, że jeden strzał przecież mnie położy mnie zupełnie, zwłaszcza przy tak wspaniałym ciałku.
– Wejdź we mnie, OK? – Czekaj, mam chyba jakąś gumkę... – Nie, nie idź. Ja, dzisiaj nie muszę się obawiać, a ty, przecież wiem, że nie zadajesz się z byle kim, więc się nie boję. No już, pręż ptaka i właź na mnie. – Ah, E, ale kusisz... no dobra, wchodzę. – Puk, puk? – uderzyłem lekko kutasem o wejście w jej biodra. – Coś ty, bez pukania! – chwyciła mój tyłek i zdecydowanie nacisnęła. Od razu znalazłem się, minimalnie podbarwię opowieść, 25 cm w jej wnętrzu. Oczy Ewy były tak rozszerzone, że prawie wychodziły z orbit, czułem strumień gorącego powietrza z jej szeroko otwartych ust. Krzyczała przy każdym ruchu i wiła się pode mną. – O, jaki jesteś super! Dawaj, dawaj! Trwało to w nieskończoność. Była ciaśniutka, więc musiałem parę razy przerywać, żeby zbyt wcześnie się nie wypstrykać...
Przy, chyba dwudziestej, zmianie pozycji, po kilku godzinach nieprzerwanego bang-bang wlazła ta głupia pokojówka. Nie daliśmy się jednak wybić z nastroju. Oboje chcieliśmy porządnego finału. Przewróciłem Ewę na plecy i ukląkłem miedzy jej nogami. – A teraz kąpiel! – wystarczyło parę mocniejszych ruchów wzdłuż kutasa i, jedna za drugą, pięć długich strużek nasienia pokryło jej brzuch, piersi, a nawet brodę i szyję. – Wiesz, co to jest adhezja? – ? – To nas właśnie spotka za chwilę – opowiedziałem i położyłem się na niej, tak, że zetknęły się całe nasze ciała. – Nie, nie mam na myśli pokojówki.
* Lem. Mrożek. Listy 1956-1978.
Jak Ci się podobało?