W ogniu wody

25 grudnia 2024

19 min

Drodzy Czytelnicy! Za mną 23 opowiadania, podczas których Veersum rozwinęło się ponad moje najśmielsze oczekiwania. Z okazji świąt proponuję Wam quizową zabawę (nie uwzględnia poniższego tekstu), przygotowaną przy pomocy Lenki0904, w której sprawdzicie swoją wiedzę na temat moich opowiadań. Gorąco zachęcam i życzę powodzenia!

Klik!

Plac wysuszonej trawy pomiędzy Pomyłką Małą a pobliskimi lasami gościł prawdopodobnie najszczęśliwszych ludzi na świecie. Rozchichotane dzieciaki z balonikami w dłoniach i buziami oblepionymi watą cukrową biegały radośnie między straganami, na których mieszkańcy prezentowali swoje najznakomitsze produkty. Swojskie sery rywalizowały o uwagę z przyrządzanymi według pokoleniowych receptur wędlinami, zaś smakowite miodowniki toczyły nierówną walkę z podrobami w słoikach. Kto od niezwykłej mieszaniny zapachów dostawał zawrotów głowy, opuszczał Aleję Dobroci z posmarowaną smalcem pajdą chleba od Gizińskich i kierował się ku stoiskom z ceramiką, haftami lub drewnianymi zabawkami domowej roboty. Jak zapewniała stworzona na podobę sołtysa słomiana figura z czarnym wąsem, na organizowanych przez włodarza dożynkach każdy znajdzie coś dla siebie.

Wszystkiemu bacznie przyglądała się grupa czerwonoskórych mężczyzn. Siedzieli oni na ulokowanych w centrum wydarzeń ławeczkach, schronieni pod parasolami przed palącym słońcem. Nie od słońca byli jednak czerwoni, lecz od zachłannej degustacji robionych po sąsiedzku win i nalewek. Ich ożywione dyskusje zagłuszane były wątpliwym talentem występującej na scenie śpiewaczki, a kiedy milkła – dopingiem drużyn biorących udział w turnieju o Puchar Sołtysa.

Prestiżowe trofeum co roku trafia w ręce rodziny, która zdobędzie najwięcej punktów w czterech konkurencjach indywidualnych oraz jednej drużynowej. Jako że każdy członek zespołu może tylko raz wystąpić w pojedynkę, dziesiątkowane niżem demograficznym społeczeństwo wystawiło zaledwie sześć ekip.

– No, dawać, dawać! – krzyczeli ustawieni dookoła kibice.

Składająca się z tylko jednego mężczyzny drużyna Maków dzięki potędze młodości dotarła do finału przeciągania liny, gdzie stawiała zaciekły opór rosłym Krawczykom. Obie drużyny zapierały się mocno nogami, ich twarze wykrzywiały grymasy zmęczenia. Wola walki czarnego konia zawodów ostatecznie okazała się niewystarczająca wobec brutalnej siły mięśni. W pewnym momencie coś się załamało. Maki zostały wyrwane z podłoża i poleciały prosto na twarz.

– Dziesięć punktów dla Krawczyków! – obwieścił przez mikrofon Paweł Kozioł.

Głowy zebranych skierowały się ku scenie, gdzie odziany w kraciastą koszulę i szelki Staszek starannie zapisywał punkty na tablicy wyników. Drugie miejsce pozwoliło Makom utrzymać prowadzenie, objęte po spektakularnym zwycięstwie babki Marianny w rywalizacji na najpiękniejszy ludowy strój.

Krystyna Mak uśmiechnęła się kwaśno, nie mogąc odepchnąć od siebie myśli, że ostatki włosów Staszka dawały się zaczesać już tylko na Golluma. Otrzepała dżinsowe spodenki i ciężko podniosła się z kolan. Czuła się fatalnie, a pełna emocji wrzawa docierała do niej jakby spod wody. Z nieobecnym wyrazem twarzy pogratulowała rywalom; przybiła po mizernej piątce ze swoimi. Wszystkimi oprócz kuzynki Poli, którą minęła jak powietrze. Nie mogła jej wybaczyć, że zamieniła tak długo wyczekiwany dzień w istny koszmar.

Na drewnianym podeście ponownie pojawiła się niedoszła gwiazda estrady. Z głośników popłynęła tandetna muzyka, a ludzie powoli rozchodzili się po placu. Krystyna szybko wtopiła się w tłum. Miała nadzieję, że nikt nie zechce z nią rozmawiać i jakoś przetrwa kolejne godziny.

W przeciwieństwie do większości zgromadzonych już dawno nie mieszkała w Pomyłce Małej. Spędziła na wsi pierwsze lata swego życia, a potem przyjeżdżała na wakacje aż do wejścia w okres dojrzewania. W Grzeszynie dała się poznać jako małomówna chłopczyca, która nigdy nie zdołała znaleźć sobie paczki przyjaciół. Z krępą budową ciała, kwadratową szczęką i zwyczajnymi, brązowymi włosami sięgającymi do szerokich barków, nie mogła zostać faworytką chłopaków nawet pomimo imponującego biustu, zaś z dziewczynami nigdy nie miała wspólnych tematów. Zresztą odkąd pamiętała, wolała działać niż mówić. Być może dlatego tak blisko serca trzymała wspomnienia rowerowych eskapad z wujkiem Antkiem i pieszych wędrówek z Polą, podczas których nikt nie oczekiwał od niej mądrych odpowiedzi na przydługie monologi o życiu. W tej niewielkiej krainie zawsze dostawała akceptację, bo bliżsi naturze ludzie podskórnie rozumieli, że za wizerunkiem hardej samotniczki kryła się dziewczyna na wskroś wrażliwa. Kiedy więc Pola, już nie tak bliska, jak niegdyś, zaprosiła ją na tydzień do siebie, nie potrafiła odmówić.

Wiejska społeczność ciepło przyjęła jej powrót. Krystyna nie mogła opędzić się od gratulacji za zdobyty niedawno tytuł inżyniera i tylko z rzadka kręciła głową na pytania o chłopa. Wszędzie witano ją jak swoją. Mężczyźni w pamięci mieli wspólne kopanie piłki na tutejszym klepisku, kobiety zaś dalej nie widziały w niej konkurencji. Istotnie, w przeciwieństwie do młodzieży, która opuszczała wioskę, by posmakować Powiązek lub innego wielkiego miasta, ona w ogóle się nie zmieniła. Była tą samą zakompleksioną dziewczyną, co dawniej. Nie zadzierała nosa, nie nosiła drogich ubrań. Ba! Choć powoli przyzwyczajała się do wymaganych w pracy eleganckich spódnic i dopasowanych golfów, wciąż najlepiej czuła się w wymiętej koszuli i luźnych szortach.

Pobyt w gościach pozwolił jej zdystansować się od codzienności. Zapomnieć o Krystynie Mak i cieszyć się wizerunkiem Kryśki, jak nazywano ją na wsi. Ponadto nabrała nowych sił, a przede wszystkim odbudowała siostrzaną relację z Polą. Wszystko układało się doskonale, dopóki wakacyjnej sielanki gwałtownie nie przerwała niepozorna rozmowa w przeddzień dożynek. Kuzynka zdradziła wówczas, że rodzina liczy po cichu na pierwszy w historii triumf w turnieju, bo tegoroczne konkurencje wyjątkowo im sprzyjają. Wszystkie oprócz tej przeznaczonej dla Poli. Z tego powodu poprosiła, żeby dawna przyjaciółka zastąpiła ją w jutrzejszych zawodach.

– Ty poradzisz sobie dużo lepiej. – Przekonywała urywanym głosem.

Kryśka początkowo nie posiadała się ze szczęścia. Naprawdę darzą ją takim zaufaniem? Niestety szybko pobladła, gdy od piegowatej okularnicy z ciałem wymoczka usłyszała, że chodzi o konkurs miss mokrego podkoszulka. Stanowczo odmówiła. Być może nazbyt stanowczo. Między dziewczynami wywiązała się kłótnia, w której wzajemnie nakręcone zwymyślały się od najgorszych. Dawniej ich przyjaźń latami kruszyła rozłąka na spółkę z czasem. Tym razem w dopiero co odbudowaną relację wbiły po wielkim klinie poczucia wykorzystania i porzucenia. Od tego czasu nie zamieniły ze sobą ani słowa.

Podczas pozbawionej celu tułaczki po festynie Kryśka myślała właśnie o poprzednim wieczorze. Raz gapiła się na skaczące po dmuchanym zamku dzieci, raz głaskała trzymane w prowizorycznej zagrodzie alpaki, ale w istocie nieobecna, wciąż zadawała sobie jedno pytanie: czy dobrze zrobiła, odmawiając pomocy? Nadal nie mogła pogodzić się z faktem, że Pola zaprosiła ją do siebie celem wymigania się od kłopotliwego występu, a i tak źle się czuła z opuszczeniem jej w potrzebie. Okularnica skazana była przecież na sromotną klęskę, zawiedzenie rodziny, może nawet ciężkie upokorzenie przed sąsiadami. Z drugiej strony, dlaczego jej nie miałoby spotkać to samo?

– Ale masz balony! – Stojący przed nią Szulc zrobił wielkie oczy. Jego szeroko rozłożone ręce gotowe były do szybkiego łapu-capu.

Krystyna stanęła jak wryta. Nie mogła wydusić z siebie ani słowa. Niechybnie czekała, aż oblech wymaca sobie, co zechce, kiedy pod ręką śmignął jej mały urwis z kilkoma balonikami na sznurku. Z pełną prędkością wpadł w objęcia tatusia. Krystyna minęła ich pośpiesznie, niesiona wołaniem sołtysa do kolejnej konkurencji. Skoro paraliżował ją jeden facet, jakim cudem miałaby wystąpić przed dwustoma, może trzystoma mieszkańcami? Absolutnie wykluczone.

Podążyła za tłumem do wytyczonej wbitymi w ziemię pachołkami trasy wyścigowej. Mężczyźni czekali na linii startu w jutowych workach. Przez parę sekund słychać było tylko pianie koguta z najbliższego gospodarstwa. Napięcie rosło. W końcu sołtys dmuchnął co sił w gwizdek i ruszyli! Już na pierwszym wirażu walka bark w bark między Wroną a Krawczykiem zakończyła się wywrotką obu panów, którzy lecąc na ziemię, pociągnęli za sobą trzeciego uczestnika. Kraksy uniknął Antoni Mak. Od pierwszych sekund złapał równy rytm i samotnie uciekał stawce. Hop, hop, hop! – dało się wyczytać z jego ruchu warg. Codzienne treningi na podwórku nie poszły na marne. Mężczyzna bez problemu mijał kolejne zakręty, sprawnie zatoczył koła na podwójnej pętli i popędził długą prostą do mety. Powoli opadał z sił, ale szaleńcza pogoń pozostawała w tyle. Kiedy stało się jasne, że nic nie odbierze Makom dziesięciu punktów, podniosły się wrzaski z celebrującej wielkie zwycięstwo widowni. Zdekoncentrowany Antoni przeoczył nierówność w trawniku, przez co drugi raz tego dnia poleciał jak długi na glebę. Mało tego! Dłuższą chwilę nie mógł wygramolić się z worka i zanim wstał, minęło go dwóch konkurentów. Do końca wyścigu nie złapał już swojego rytmu. Finalnie przed samą metą wyprzedził go ostatni rywal.

Ukończenie biegu na szarym końcu załamało Maka. Po wszystkim odrzucił od siebie wszystkich pocieszycieli i usiadł samotnie na wielkim głazie. Ze spuszczoną głową zwalczał przeogromną pokusę dołączenia do czerwonoskórych.

Kryśka nienawidziła się za to, ale porażkę wujka przyjęła z radością. Dzięki temu w klasyfikacji generalnej spadli za Krawczyków i Szulców, straty odrabiały też pozostałe ekipy. Szanse na końcowe zwycięstwo drastycznie zmalały, wobec czego odmówienie kuzynce nie niosło za sobą żadnych konsekwencji. Pewnie poszłaby do wujka, powiedziała coś miłego, gdyby ludzie nie zaczęli już siadać na składanych krzesełkach przed sceną. Ona również chciała zająć dobre miejsce.

Drewniana konstrukcja niejednego wprawiała w zachwyt bogactwem zdobień. Front zabudowany został snopami złocistego siana, które spinały nawiązujące do narodowych barw białe i czerwone wstęgi. Pod baldachimem poruszały się na wietrze girlandy z kolorowych baloników. Dosięgnąć do nich próbowały stojące w rogach sceny wysokie słoneczniki. Gdzieniegdzie rozstawiono kilka skrzynek, pełnych najdorodniejszych warzyw i owoców.

Na podest wchodziły kolejno wywoływane uczestniczki zawodów na najlepszy chleb. Rytualnie podchodziły do stojących na wysłużonych ryczkach tac i odsłaniały spod białych chust wypieki, które miały przynieść im chwałę. Jak na dłoni widać było mnogość przyjętych strategii: część wyróżniała się finezyjnymi nacięciami, inne wielkością lub nietuzinkowymi dodatkami. W oczy rzucał się bagatela pięciokilogramowy bochen Lewandowskiej, która udowodniwszy mistrzowską kontrolę nad symetrią ciasta, chełpiła się, że swoim pieczywem wykarmiłaby pół wioski. Głównym faworytem był jednak chleb-warkocz pani Szulc. Posypany makiem, sezamem, siemieniem lnianym i otrębami pszennymi zawijas mógł swymi kolorami stawać w konkury z tortami, a do tego kusił bogactwem aromatów upieczonych ziaren.

Pomiędzy tuzami piekarnictwa znajdował się skromny chlebek, pozornie niczym nieróżniący się od tych marketowych za piątaka. Cały jego geniusz tkwił w mącznym znaku krzyża na skórce, za sprawą którego autorka szturmem wdarła się do serc ochotniczego jury. Oceniający pod wpływem sprytu Makowej porzucili błahe wartości, takie jak pełny żołądek czy wygląd zewnętrzny i kierując się wyższymi ideami to właśnie jej przyznali pierwsze miejsce.

Owładnięta złością pani Szulc nie zamierzała uznać wyższości swojej sąsiadki:

– Ciekawe, kiedy żeś ostatni raz nogę w kościele postawiła!

– Wczora! – Syknęła jej w twarz jawnym kłamstwem Makowa.

Panie w mgnieniu oka złapały się za szmaty. Na szczęście w porę zareagował Staszek, który nie mając żadnych zębów do stracenia, bez strachu wskoczył między fruwające pięści. Wierny druh sołtysa opanował sytuację, dzięki czemu przy opuszczaniu sceny nie doszło do kolejnych incydentów.

Nikt długo nie rozpamiętywał krótkiego spięcia, bo publikę do czerwoności rozpaliła aktualizacja wyników. Oto Krawczyki, Maki i Szulce zgromadzili po tyle samo punktów. O wszystkim miała zadecydować ostatnia konkurencja. Gdyby tylko ktoś mógł wystąpić zamiast Poli… Kryśka ciężko przełknęła ślinę. Przed oczami stanęła jej mozaika obrazów: ekspresyjnie triumfująca babcia, zrozpaczony wujek i ciotka, która w obronie rodziny gotowa była swoim zakalcem rozbić Szulcowej głowę. Wtem wypatrzyła w tłumie skuloną kuzynkę. I co teraz? Była kompletnie zagubiona. Czuła silny stres, wstyd, a nawet strach. Mimo to wiedziała, że musi to zrobić.

– Zastąpię cię. – Krystyna wyszła piegusce na spotkanie.

– Naprawdę…?

Pola chciała ją przytulić, wyściskać, może nawet ucałować, ale wiedziała, że między nimi wciąż nie ma zgody. Dlatego w milczeniu zaprowadziła swoją wybawicielkę za scenę, gdzie na uczestniczki czekały przygotowane komplety. Miastowa podniosła biały T-shirt. Pomacała materiał, próbując oszacować jego grubość, a następnie przyłożyła do ciała.

– Poprosiłam twój rozmiar – pochwaliła się chudzinka.

Kryśka puściła to mimo uszu. Jej oczy wbite były w ukryte pod koszulką skąpe, czerwone majtki.

– Nie założę tego! – zaprotestowała tonem, który obie znały z poprzedniego wieczora.

Pola tylko spuściła głowę. Obie wiedziały, że założy. Nie było odwrotu. Po otrzymaniu krótkich słów wsparcia i bezgłośnego „dziękuję”, Krystyna została sama. Powędrowała do robiącej za przebieralnię drewnianej budki. W środku było ciasno, a jedyne źródło światła stanowiły szczeliny w krzywych deskach. Dziewczyna upewniła się, że nikt nie próbuje przez nie podejrzeć, po czym migiem założyła wymagany komplet. Brak stanika potęgował bezradność, a koszulka okazała się za krótka do zasłonięcia pośladków.

Gdy tylko opuściła przebieralnię, czekające w kolejce w ułamku sekundy wychwyciły wszystkie jej niedoskonałości. Chcąc ukryć jak najwięcej ciała, oparła się plecami o tył sceny.

Miała chwilę na przyjrzenie się swoim przeciwniczkom. Długonoga Szulcówna i ładnobuzia Wrona były może bardziej urodziwe, ale nie miały tak dużego biustu, z kolei wielkocycka Krawczykowa przeżyła już przeszło czterdzieści wiosen. Je wszystkie bez problemu pogodziłaby Marta, ale Kryśka z euforią odkryła, że odkąd siostra miss Pomyłki Małej przestała przyjeżdżać na wieś, Dąbrowscy nie mają jak zebrać czteroosobowego składu.

Piękny zachód słońca okrutnie igrał z Krystyną Mak. Zostało może pół godziny do zmroku, w którym choć trochę mogłaby się ukryć przed wścibskimi ślepiami zgromadzonych. Ledwo zdążyła chwycić się nadziei, a już musiała iść na scenę. Została wywołana jako pierwsza.

Jeszcze zza kulis słyszała rytmiczne oklaski kierowanej przez sołtysa publiczności. W powietrzu panowała atmosfera wielkiego wydarzenia. Nie może więc dziwić, że dziewczyna wchodziła na podest o miękkich nogach. Głowę pełną miała pytań: jak to będzie wyglądać? Czy im się spodobam? A może mnie wyśmieją? Stanęła na środku sceny ze złączonymi nogami. Trzymała się nerwowo za nadgarstek. Co dalej? Nigdzie nie było żadnego wiadra z wodą.

– Gzuby? – zawołał stojący w pierwszym rzędzie Staszek. – Ognia!

Spod sceny wypełzła dzieciarnia uzbrojona po zęby w pistolety na wodę. Nie zadawali pytań. Od razu wzięli bezbronną ofiarę w krzyżowy ogień. Zaskoczona odruchowo zasłoniła biust, na co maluchy wycelowały w nogi i twarz.

– Aaa! – Z przerażeniem odkryła, że woda jest lodowata.

To było straszne. Ilekroć strumienie rozbijały się o jej barki lub uda miała wrażenie, że ktoś wskazuje palcem na niedoskonałości. Zaczęła skakać i wymachiwać rękami. Ku uciesze publiki, frywolny taniec pokaźnych piersi był dobrze widoczny przez biały T-shirt. Na domiar złego mali strzelcy umiejętnie wykorzystali lukę w defensywie, kierując lufy na kluczowy cel. Koszulka szybko wchłonęła wodę i przylgnęła do drżącego ciała. Bezładnie poruszająca się po scenie Krystyna nie miała chwili oddechu, bo dopingowane przez ojców dzieciaki biegle przeładowywały magazynki. Jej serce gwałtownie przyspieszyło, dostała gęsiej skórki. Sutki stwardniały.

– Patrzaj jak sterczą wentylki! – krzyknął któryś z czerwonoskórych.

Przez widownię przetoczyła się fala grubiańskiego śmiechu, przyprawiając speszoną dziewczynę o rumieńce. Dotąd miała nadzieję, że cienki materiał okryje ją choćby mgiełką tajemnicy, tymczasem zebrani oglądali jej ciało w pełnej krasie. Poczuła w ustach gorycz zdrady. Koszulka, która miała ją chronić, była tylko społecznym usprawiedliwieniem tego, co z nią robiono. Z cisnącymi się do oczu łzami podjęła jeszcze jedną próbę walki. Znowu zakrywała intymne miejsca, a nawet kręciła się wokół własnej osi. Choć ukazywała przy tym inne walory, niektórym wyraźnie się to nie spodobało.

– Dziołcha, ino nie zasłaniaj!

Zignorowała to. Tak samo, jak inne głosy płynące z tłumu. Do czasu, aż przez mikrofon upomniał ją przymuszony społeczną presją sołtys Kozioł. Musiała poddać się upokarzającej wodzie.

Miała wszystkiego dosyć. Nigdy nie uważała się za seksowną, ale piersi pozazdrościć mogły jej nawet znacznie atrakcyjniejsze kobiety. To na nich zbudowała swoją samoocenę, to do nich odnosiła się w ciężkich chwilach. Teraz jej bezcenne skarby sprowadzono do roli taniej atrakcji i wystawiono przed oczy wszystkich. Znienawidziła Polę, sołtysa, a nawet dzieci, które zmuszały ją do odgłosów, jakich nie chciała wydawać.

Kiedy zdawać by się mogło, że osiągnęła apogeum bezsilności, cienki strumień wody uderzył ją w najwrażliwsze miejsce między nogami.

– Ach!

To nie mogła być sprawka żadnego z urwisów. Kryśka nie miała wątpliwości, że czuje na sobie przedłużenie palca doświadczonego mężczyzny. Nerwowo rozejrzała się za sprawcą. Intuicja jej nie zawiodła. Staszek! Natychmiast zasłoniła się dłońmi i błagalnym wzrokiem poprosiła zebranych o pomoc. Niestety, łysawy starzec sprytnie zakamuflował swój lubieżny strumień wśród tych należących do dzieci.

Publika nie udzieliła jej wsparcia, ale dała coś innego – uznanie. Dziewczyna ze zdumieniem odkryła, że nikt jej nie wyśmiewał. Nikt nie drwił, nie szydził. Niczego nieświadome rozrabiaki dobrze się bawiły, przyprowadzone przez rodziców po to, by od małego wiedziały, co dobre. Za nimi pamiętający ją w dziecięcym wózku dorośli z dumą podziwiali owoce jej dojrzewania. Gdzieś między nimi nastolatkowie o kamiennych twarzach w duchu zbierali szczęki z podłogi. Na końcu Pola z wysoko uniesionymi kciukami i pozostali członkowie rodziny, których oklaski nikły w gromkim aplauzie widowni.

Tymczasem Staszek prostym gestem nakazywał odsłonić majtki. W bezczelnej prośbie dziewczyna znalazła coś przyjaznego. Usłuchała.

Mężczyzna poprawił chwyt na ogromnej giwerze i przekręcił pstrokaty wihajster, przez co zwężony strumień wody z jeszcze większą siłą uderzał w cel. Przypomniawszy sobie najlepsze lata w wojsku, Staszek ponownie wycelował w krocze, z laserową precyzją rozpychając się między skrytymi za cienkim materiałem wargami.

Gorączka podniecenia stopniowo wypychała chłód wody. Kryśka czuła się podziwiana, piękna i taka kobieca! Zasłużyła na to. Skryte pod półprzezroczystym welonem białej koszulki idealnie okrągłe aureole wokół sutków ogniskowały spojrzenia nawet najstarszych wyjadaczy. Bodaj pierwszy raz na jej twarzy wystąpił uśmiech. Nieustający w czułym masażu Staszek coraz częściej trafiał w najwrażliwsze miejsca, wywołując w dziewczynie potrzebę dotyku. Kierowana instynktem, zaczęła dyskretnie kierować dłonie ku piersiom. Doznania i emocje stały się tak intensywne, że odcięły zalaną endorfinami świadomość od jakichkolwiek myśli.

Dopiero za trzecim razem usłyszała Pawła Kozioła, który dziękował jej za pokaz.

– Ale nam dała tyjater! – zachwalał Staszek.

Krystyna sprawiała wrażenie, jakby nie wiedziała, gdzie się znajduje. Dłuższą chwilę szukała zejścia ze sceny. Tam czekała już Pola. Okryła oziębioną kuzynkę ciepłym kocem, po czym pogrążone we wspólnej nadziei razem obejrzały z zaplecza pozostałe występy. Nieustannie szczękająca zębami Kryśka nie mogła uwierzyć, że żadna z konkurentek nie wywołuje w ludziach podobnego poruszenia. Kiedy sołtys Kozioł ogłosił werdykt, zdziwiona była już znacznie mniej.

Nie ważne były dalsze lokaty, bo zwycięstwo Krystyny oznaczało historyczny sukces całej rodziny Maków. Triumfatorka wróciła na podest w stroju konkursowym. Zatrzymała się na krańcu sceny i z rękami przyłożonymi do ust omiotła wzrokiem publiczność. Było już ciemno, toteż nie widziała dokładnie wszystkich twarzy, ale po odgłosach czuła, że wszyscy cieszą się jej szczęściem. Uradowana odebrała uścisk dłoni sołtysa.

– Jak co roku, moi mili, za main event dzisiejszego festynu przewidziana jest oddzielna nagroda. – Paweł Kozioł chrapliwym głosem próbował nadać sobie pierwiastek światowości. – To dla mnie zaszczyt móc wręczyć Kryśce, miss mokrego podkoszulka i dumie Pomyłki Małej, ten oto złoty nacycnik!

Wąsaty mężczyzna zademonstrował zgromadzonym niecodzienne trofeum, po czym złożył je na ręce nowej miss.

– Zechcesz przymierzyć? – W głosie sołtysa zabrzmiało to jak rozkaz. I miało tak brzmieć.

– Ale musiałabym…

– Nie będziemy tracić czasu.

Gospodarz przyniósł białą płachtę i stanąwszy przed Krystyną, odgrodził ją od ciekawskich gapiów. Sam trzymał głowę nad materiałem. Z dziewczyny dopiero zszedł stres całego dnia. Nie była gotowa ponownie się obnażać, przekraczać kolejnych granic. Spojrzała błagalnie w nieprzejęte jej skrępowaniem oczy sołtysa. Skoro już musiała, chciała mieć to jak najszybciej za sobą.

Gdzie się człowiek śpieszy, tam się Kozioł cieszy.

Biała koszulka dała się podnieść nad piersi, po czym przykleiła się do ramion, głowy i Bóg wie czego jeszcze w tak niefortunny sposób, że Kryśka nie potrafiła ani na powrót jej założyć, ani do końca zdjąć. Gdy tylko zdała sobie sprawę z obezwładnienia się własnym ubiorem, szarpnęła się kilkakroć co sił. Nic to nie dało. Jej piersi, tym razem bez choćby symbolicznej ochrony, bujały się przed usatysfakcjonowanym sołtysem.

– Poradzę sobie – zapewniła, na wypadek, gdyby Kozioł zamierzał ruszyć na pomoc.

Nie zamierzał. Z rosnącym uśmiechem pod wąsem i zainteresowaniem w spodniach śledził nieporadne zmagania cycatki. Delektował się jej nagością w wydaniu, jakiego nie ujrzy dziś nikt inny. Dla takich chwil idzie się do polityki. Niestety, Kryśka w końcu uporała się z problemem. Czym prędzej założyła złoty nacycnik. Leżał idealnie. Na jednej miseczce znajdował się nadruk informujący o zwycięstwie posiadaczki, druga zaś była pusta. Kozioł opuścił zasłonę, z kieszeni wyciągnął czarny flamaster. Bez uprzedzenia złapał za miseczkę bez napisu i mocno ścisnął. Nowej miss odebrało dech. Przez plecy przeszedł ją dreszcz. Zrobiła nawet krok do tyłu, ale szybko zrozumiała popełniony błąd. Koniec końców nie ośmieliła się opierać człowiekowi o tak wielkiej władzy. Grzecznie pozwoliła mu na złożenie zamaszystej parafki, która potwierdzała jej supremację nad innymi mieszkankami wioski.

– Noś go dumnie – poprosił.

Dziewczyna nie była pewna, czy chodzi o złoty nacycnik, czy biust. Przytaknęła z niesłabnącymi wypiekami na policzkach.

– Wielkie brawa dla naszej Kryśki! – zaapelował włodarz.

To była wielka chwila także dla niego. W przeciwieństwie do odbywających się za zamkniętymi drzwiami finałów miss Pomyłki Małej konkurs na miss mokrego podkoszulka organizowany był zawsze w ostatnie dożynki przed wyborami. Kiełbasy wyborcze regularnie zawodziły niezliczone rzesze polityków na całym świecie, ale przejawiający niezwykłe talenty w zarządzaniu zasobami ludzkimi Paweł Kozioł nigdy nie słyszał o klęsce wyborczych cycków.

Ludzie zaczęli opuszczać teren pod sceną. Bynajmniej nie śpieszyło im się do domów. Z wysoko zadartymi głowami wypatrywali gwiazd na czarnym niebie. W milczeniu otoczyli duży stos siana, przyniesionego uprzednio przez paru siłaczy. Gdzieś w pobliżu świerszcze rozpoczynały nieśmiałe próby przed nocnym koncertem, a zebrani odzywali się do siebie półsłówkami, nie chcąc zakłócać podniosłej, niemal sakralnej atmosfery. Po kilku minutach wyczekiwania do mieszkańców dołączył Paweł Kozioł.

Sołtys zbliżył się do Antoniego Maka i w świetle trzymanej przez Staszka pochodni wręczył puchar swojego imienia. Znamienne, że głowa rodziny odebrała nagrodę w miejscu, w którym jeszcze parę godzin temu stała trasa feralnego wyścigu w workach. Po krótkiej wymianie uprzejmości z włodarzem mężczyzna wrócił do swojej rodziny, gdzie wszyscy wydotykali pożądaną statuetkę. Przez najbliższy rok stać będzie u Maków. W zaszczytnym miejscu.

Kryśka ledwo musnęła ucho pucharu, gdy szczerzący dziąsła Staszek wsunął jej w dłoń pochodnię. Poczuła się nieswojo. Takie honory bardziej należały się pozostałym członkom zwycięskiej drużyny, ale nikt nie kwapił się do przejęcia od niej ognia. Złapała więc Polę za rękę i wspólnie pomaszerowały w kierunku stogu. W końcu zwycięstwo to także zasługa kuzynki, która rozumiejąc swoje słabości, potrafiła schować dumę do kieszeni i zrezygnować ze startu dla dobra rodziny.

– Razem? – zaproponowała miastowa.

– Razem.

Uniosły pochodnię, a następnie ostrożnie zbliżyły ją do siana. To natychmiast zajęło się ogniem, trzaskając przy tym i sycząc przyjemnie. Pierwsze płomienie wspięły się do góry, skąd rzucały ciepłe światło na zamyślone twarze. Taniec wysokiego na kilka metrów ognia był symbolicznym hołdem dla matki natury za udane żniwa.

Kuzynki wróciły do swojej rodziny na skraj kręgu, gdzie usiadły na trawie. Pola z wdzięcznością oparła głowę na ramieniu Kryśki, która nie odrywała wzroku od ognia. Miał w sobie coś oczyszczającego, jakby gdzieś na spodzie trawił dawne waśnie i przeniknąwszy do serc zgromadzonych, otwierał im drogę do pojednania. Wujek Antek już dawno przestał się dąsać po swojej porażce, a gdy Szulcowa zaintonowała ludową pieśń, Makowa pierwsza ruszyła jej z pomocą.

Także spór między kuzynkami odszedł w niepamięć. Obyło się bez wzajemnych przeprosin, bo te zawarły się w jednym ze spojrzeń przed słupem ognia. Kryśka pogodziła się również z własnym ciałem. Szerokie barki, krótkie nogi czy odbiegający od standardów modelingu brzuch przestały być źródłem kompleksów. Od teraz miały stanowić o sile jej naturalnego seksapilu. Westchnęła. Tej nocy wszyscy będą fantazjować o niej w przezroczystej koszulce. Albo w złotym nacycniku. Albo – co najbardziej prawdopodobne – bez niczego. Niedzielącym łoża wyobraźnię wzmocni zapewne schowana pod kołdrą ręka. Jeszcze parę lat wstecz na samą myśl o tym wzdrygnęłaby się z odrazą, lecz teraz uśmiechnęła się w duchu.

Konsekwencje dzisiejszych wydarzeń sięgną zresztą znacznie dalej. Młodzi napaleńcy, tak usilnie starający się zachować przed nią stoicki spokój, już zawsze będą pamiętać jej przemoczone ciało. Jako pierwsza kobieta, której poznali tajemnice, stanie się niedoścignionym wzorem dla ich przyszłych partnerek. W doli czy niedoli, zawsze z utęsknieniem wracać będą do wyidealizowanego obrazu Krystyny Mak. Kobiety, która nigdy nie spodziewała się kusić, podniecać i inspirować. Teraz, odkrywszy nieskończone możliwości, z optymizmem spoglądała w przyszłość.

Obiecała sobie, że w przeciwieństwie do nieśpiesznie dogorywającego ognia, nigdy nie pozwoli zgasnąć rozpalonej dzisiaj kobiecie.

 

Drogi Czytelniku! Przeczytałeś do końca? Zostaw po sobie komentarz. To najlepsza nagroda dla twórcy.

11,336
8.51/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.51/10 (29 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Vee · Autor · 25 grudnia 2024

+2
0
Informacyjnie: podany tytuł jest "roboczy". Po powrocie Marka zostanie zmieniony na "W ogniu wody" 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Lenka0904 · 25 grudnia 2024

+1
0
Dożynki w grudniu? Czemu nie! Okres świąteczno-sylwestrowy to przecież też takie "dożynki" pozwalające nam na chwilę odetchnąć od całego roku pracy, a Vee dodatkowo osładza nam ten czas świeżutkim ciasteczkiem o smaku ciepłego letniego wieczoru na wsi.

Dla Krystyny dożynki okazały się nie tylko dorocznym jarmarkiem, ale przede wszystkim wydarzeniem, które wystrzeliło jej samoocenę wysoko ponad gwiazdy. Zastanawiam się czy Krystynie uda się utrzymać wewnętrzny ogień i nie złamać obietnicy złożonej samej sobie?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Lenka0904 · 25 grudnia 2024

+1
0
@Vee, cieszę się, że mogłam wesprzeć Cię w quizie. Wszystkich czytelników gorąco zachęcam do wypełnienia i podzielenia się wynikami! :-)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 26 grudnia 2024

+1
0
Zarówno Vee jak i Indragor niemal identycznie opisują polską wieś jako jurną, spryciarską i przaśną. 🙂
Dlaczego haftki stały się tak istotne, że znalazły się w opowiadaniu?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 26 grudnia 2024

+1
0
@Lenka, Dożynki, Boże Narodzenie... to święto i to święto 😉 Nie ma co ograniczać się pogodą za oknem.

Dla Krystyny dożynki okazały się nie tylko dorocznym jarmarkiem, ale przede wszystkim wydarzeniem, które wystrzeliło jej samoocenę wysoko ponad gwiazdy.


Myślę raczej, że samoocena Kryśki wykopała się spod ziemi. A przynajmniej ta kobieca samoocena. To opowiadanie niewątpliwie otwiera ciekawe furtki na dalszy rozwój postaci i będę się jej uważniej przyglądał przy tworzeniu nowych treści 🙂

Wszystkich czytelników gorąco zachęcam do wypełnienia i podzielenia się wynikami! :-)


Podpinam się!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 26 grudnia 2024

+1
0

Zarówno Vee jak i Indragor niemal identycznie opisują polską wieś jako jurną, spryciarską i przaśną. 🙂


Rozumiem, że zwracasz na to uwagę, bo Twoim zdaniem wieś taka nie jest. Moim też. Wsie upodabniają się do większych ośrodków, to dzisiaj praktycznie "miasta na zadupiu", niemniej jako takie nie są atrakcyjne jako miejsca wydarzeń opowieści. Kojarzysz to zestawienie filtrów kamery do kręcenia filmów, które dzieją się w różnych stronach świata? Meksyk zawsze jest żółtawy, a komunistyczna Europa nawet niebo ma szare. Myślę, że to właśnie taki odpowiednik. Swoją drogą, trochę już tekstów Indragora znam, ale wiejskiego żadnego. Inspiracja jego tekstami jakaś jednak była. Pamiętasz, @Indragorze, nacycnik? 🙂

@Tomp, a haftki istotność mają żadną. Jakoś tak mi pasowały, nie wiem dlaczego. Ogólnie jednym z moich założeń było wydłużenie zdań pod sielskie, powolne życie na wsi, więc znalazło się miejsce i na to 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 26 grudnia 2024

+1
0

Swoją drogą, trochę już tekstów Indragora znam, ale wiejskiego żadnego.


Tradycja. Ostatnie opowiadanie Indragora.
Nadal nie rozumiem tych "haftek" Czy na pewno nie pomyliłaś znaczenia tego słowa? Nie chodziło o hafty?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 26 grudnia 2024

+1
0
Już poprawione... trudny mamy ten nasz język 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 26 grudnia 2024

+1
0
To jeszcze popraw ten "słup meteorologiczny" w Panie Łukaszu na "słup telegraficzny", bo elfy i Zwiezdoczka mi mówiły, że chyba to miałoś na myśli. 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 26 grudnia 2024

+1
0
PŁ już zostawiam czytelnikom jako dzieło moim zdaniem dopracowane 😀 Pisanie Kryśki dało mi fajny zastrzyk motywacji i szczerze mówiąc myślami jestem już przy czymś nowym. Może te kilka wolnych dni wystarczy na zrealizowanie jakiegoś pomysłu 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 27 grudnia 2024

+2
0

Maki zostały wyrwane z podłoża i poleciały prosto na twarz.

BRAWO

– Ale masz balony! – Stojący przed nią Szulc zrobił wielkie oczy. Jego szeroko rozłożone ręce gotowe były do szybkiego łapu-capu. [...] mały urwis z kilkoma balonikami na sznurku. Z pełną prędkością wpadł w objęcia tatusia.

BRAWO

Rytualnie podchodziły do stojących na wysłużonych ryczkach tac i odsłaniały spod białych chust wypieki, które miały przynieść im chwałę.

NARESZCIE dowiadujemy się czegoś o położeniu Veersum na mapie dialektalnej świata.

W oczy rzucał się bagatela pięciokilogramowy bochen Lewandowskiej, która udowodniwszy mistrzowską kontrolę nad symetrią ciasta,

SKORO mowa o symetrii, przydałoby się opisać, jakie elementy wykazuje: płaszczyzny, centra, osie symetrii, ilokrotne?

w porę zareagował Staszek, który nie mając żadnych zębów do stracenia,

BRAWO pomimo nadużywanej konstrukcji z "który"

Mimo to wiedziała, że musi to zrobić.
– Zastąpię cię. – Krystyna wyszła piegusce na spotkanie.

Chyba prosi się tutaj o zmianę kolejności: najpierw wyszła na spotkanie, potem powiedziała, że zastąpi.

Kryśka nie miała wątpliwości, że czuje na sobie przedłużenie palca doświadczonego mężczyzny.

BRAWO – dla trzymającego sikawkę. 😉

– Ale nam dała tyjater! – zachwalał Staszek.

Geografia. p.w. Tyż brawo.

Dla takich chwil idzie się do polityki.

SŁUSZNE SPOSTRZEŻENIE

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 27 grudnia 2024

+2
0
Hajdzie, dzięki za wyszczególnienie co ciekawszych fragmentów. Od zawsze mam wrażenie, że literacko nadajemy na tych samych falach. Nie za to jednak dziękuję Ci najbardziej, a za absolutnie-nie-sponsorowany post, w którym zwracasz uwagę na dialekty – wygrałeś mi tym malutki zakład 😉 Przyznaję bez bicia, że posługuję się gwarowymi zwrotami bardzo instynktownie. Część znam od dziadków (niektóre, jeśli wierzyć Internetowi, z błędami), część wyszukuję w Internecie na potrzeby chwili. Nie wiem tego na pewno, ale wydaje mi się, że użyte "wsiowe" powiedzonka pochodzą z różnych stron Polski. Jeśli nie, to mam szczęście.

Co do wszelakich konstrukcji (nie tylko "który"), to nie znam nikogo, kto byłby na tym punkcie tak wyczulony. Co prawda pokazany fragment tego nie potwierdza, ale powoli to na mnie przechodzi. Przez Ciebie Veersum powstaje staranniej, choć z całą pewnością wolniej. :/ Przyjrzę się tym fragmentom za jakiś czas i może coś pozmieniam.

Zawsze dobrze Cię widzieć pod opowiadaniem! Zaglądaj częściej, nawet jeśli nie do mnie 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 27 grudnia 2024 ·

+1
0
A mnie się wydaje, że oba pochodzą ze strony lewej (na mapie), więc z tej samej strony. 😉 Jeśli wierzyć zapisom sieciowym, w bliskim dialekcie — z tego samego obszaru, ale to dialekt nie lewo- tylko prawostronny — tymczasem wymarłym, też była ryczka w znaczeniu stołek, podnóżek, podwyżek, tylko pisana nieco inaczej: z i = y i tsch = cz.
Tą ryczką do ciekawych poszukiwań prowokujesz. 😉 A że Sylwester niedługo, pozwól, że rzekę Ci: dobrego rycza! — guten Rutsch! Nawet jeśli do ryczki może nie całkiem idealnie passuje? 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 28 grudnia 2024

+1
0
@MrHyde Twoje wyczulenie na "ryczkę" i "tyjater" sytuuje Cię po wschodniej stronie mapy Polski, co podejrzewałem od dawna. 🙂
Ja nie znam gwar wiejskich centralnej i wschodniej Polski, ale nie mam pewności, czy owa "ryczka" nie jest słowem staropolskim [https://nck.pl/en/projekty-kulturalne/projekty/ojczysty-dodaj-do-ulubionych/ciekawostki-jezykowe/RYCZKA], tyle że przechowanym do dziś w skansenie językowym wielkopolskiej wsi.
Przyjmuję wyjaśnienie autorki, że użyte "wsioizmy" są stylizacją nie tyle na region akcji, co na wsiowość symboliczną. 😉
A (i tu wystawiam się na ryzyko wyjścia na głupka) o co chodzi z tą konstrukcją zawierającą "który"?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 28 grudnia 2024

+1
0
Tompie, https://woerterbuchnetz.de/?sigle=DWB&lemid=R06279 😉 Ritsche, Rutsche i Rutsch (pojawia się w podlinkowanym przez Ciebie tekście) są/wyglądają na jakoś spokrewnione, ale jak bym miał szukać pokrewieństw z ryczką, to na Rutsche i Rutsch (zjeżdżalnia i wycieczka? wypad?) spoglądałbym jednak sceptycznym okiem. Tylko że nie ma potrzeby zaczynać akurat od tych słówek, tylko dlatego że są nawet w minisłowniczkach dzisiejszego niemieckiego. 😉

Co do mnie, jak nie z lewej, to z prawej strony. Innej opcji nie ma. Ale nie o mnie tutaj chodzi, tylko o Veersum. 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 28 grudnia 2024

+1
0
W wątku nieoczekiwanie pojawiły nam się dwie zagadki. Zacznę od tej dialektycznej.

Nie wykluczam, że ryczka i tyjater są z jednej strony Polski. Chodziło mi raczej o ogół. Pojedyncze wyrażenia pochodzą z moich inspiracji członkami rodziny, którzy są ze wsi, ale większość to Internet. A skąd są te internetowe cudaki zwyczajnie nie pamiętam. Choć wiem, że jedno ze źródeł któreś z tych zwrotów traktował jako gwarę śląską.

@MrHyde, interesuje Cię ryczka. Wiąże się z nią mała historia. Otóż Internet wyprowadził mnie z błędu co do tego słowa. Ja znam osobiście nie rYczkę, a rUczkę, jakby z wyłączeniem niemieckiego umlautu. Proszę tylko, żebyś zachował to do własnych badań, a nie opisywania na forum na której ulicy i w którym domu mieszkam 😀

@Tomp, o masz, a wydawało mi się, że taki ogólny wsioizm do Ciebie nie trafi. Przeszło mi to przez myśl przy okazji wplatania gwary w narrację 3. osobową. Np. humor w 1. osobie, który raził Cię w "Kartach", dla mnie w 3. osobie jest usprawiedliwiony, ale tutaj mamy 3. osobę i znowu wplatam do narracji dodatkowy element. Uzasadnienie było takie, żeby czytelnik mocniej poczuł wieś. W końcu tam, w Pomyłce Małej, te stoliki do prezentacji wypieków nie są stolikami, a ryczkami właśnie. No, dochodzi do tego jeszcze fakt, że te regionalizmy nie są zbyt nachalne.

W "Tytule", który też dzieje się w Pomyłce Małej, wiejskiej stylizacji nie ma. Jest pierwszoosobowa narracja z perspektywy miastowej, a gwara sprowadza się do staszkizmów.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 28 grudnia 2024

+2
0
@SENSEIH, organizacyjnie: na podobne zaczepki jak tamta, o której piszesz, odpisuję tylko raz. Pozwól, że przeciągnę tę zasadę również na rozmawianie o niej. Mam nadzieję, że wspólną siłą noworocznych postanowień dźwigniemy się nieco i więcej będzie dyskusji o opowiadaniach. To tej poświęcę się w odpowiedzi na Twój post 😉

Muszę przyznać, że trochę zaskoczyło mnie tak łatwe zestawienie z "Ranczem". Oczywiście jest polska wieś, nieco komediowy charakter, ale moja znajomość mniej więcej 1/3 serialu nie sięga do psikawkowej sceny z Rancza. Przysięgam, że to autorski pomysł! No chyba, że coś źle rozumiem 😀

Nawiązania do Rancza może szukasz też w Pawle Koziole z wąsem. To dziwna rzecz. Ta postać po raz pierwszy pojawiła się w "Prezencie" jako stereotypowy wujek na wigilii. Rodzina nazywała się Kozioł, a jemu przypadło imię Paweł. Wiele lat po zakończeniu serialu, który choć darzę sympatią, nie jest czymś, do czego wracam, wyszła mi taka zbitka. Do tego chłop ma wąsa. Dopiero później naszło mnie, że skoro rodzina prowadzi biznes na wsi i ma najcenniejsze działki blisko jeziora, to ten oto wujek od zboczonych tekstów mógłby być wujtem. Tak właśnie wiele miesięcy później Paweł Kozioł wraca w "Tytule" do dopiero co powstającego Veersum jako sołtys Pomyłki Małej. Nie jest może kopią postaci z serialu, ale parę cech ich łączy 🙂

Nie wiem jak to nazwać. Coś, co początkowo było zupełnym przypadkiem lub nieświadomym plagiatem, przerodziło się w mniej lub bardziej oczywistą inspirację. Myślę, że z korzyścią dla moich prac. Teraz pozostaje mi zastanowić się, w jaki jeszcze sposób sołtys Kozioł może wykorzystać swoją pozycję, by zobaczyć to i owo, a może nawet pociupciać. Na pewno mocno mnie to do jego postaci zbliży. W końcu jako doświadczony polityk, też myśli tylko o tym 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 28 grudnia 2024

+1
0
"Proszę tylko, żebyś zachował to do własnych badań, a nie opisywania na forum na której ulicy i w którym domu mieszkam" Teraz to już jasne, że w Wielkiej po lewej jak się jedzie do Małej. 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 28 grudnia 2024 ·

+1
0
"Otóż Internet wyprowadził mnie z błędu co do tego słowa"
W internecie (nawet drukowanym z 1877 r.) jest też i ruczka 😉 https://en.wiktionary.org/wiki/ruczka To żadna Pomyłka 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 28 grudnia 2024 ·

+1
0
Drukowany Internet to jednak skarb. Mam teraz wyrzuty sumienia za skasowanie mojej ruczki, która brzmi o wiele przyjemniej 🙁

@Tomp, z tym "którym" to nie chodziło o pojedyncze zdanie, tylko zbyt częste stosowanie tej samej konstrukcji zdań. Nie sprawdzam tego teraz, prawdopodobnie to żaden wielbłąd, typu 9 użyć "i" w jednym akapicie, jakie się w amatorskich opowieściach zdarzają, ale Hyde ma bzika na tym punkcie, którym (!!) mnie częściowo zaraził. Teraz nawet u Ciebie czasami rzucają mi się w oczy takie niebłędy 😛

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 28 grudnia 2024

+1
-1
@Vee

o masz, a wydawało mi się, że taki ogólny wsioizm do Ciebie nie trafi.


Ogólnie jestem fanem stylizacji. Kiedyś chciałem nawet napisać artykuł (dla sekcji "Artykuły") na ten temat, ale zrezygnowałem, bo, primo, zwątpiłem w sens tego działania, mając na uwadze niskie gusty ogółu czytelników i niechęć większości autorów do podnoszenia warsztatu (tu nawiązuję do dowcipu z pointą: "Co ty, dla nas dwóch będziemy gotowali?"), a secundo – ostatecznie zwątpiłem w swoje kompetencje.

nawet u Ciebie


Przez to "nawet" omalże pękłem z dumy. 🙂
I na koniec informuję, że w moim środowisku (dawno temu oczywiście, w dzieciństwie) powszechna była "ryczka". O "ruczce" dowiedziałem się dziś z Waszych komentarzy. Brzmieniowo "ruczka" kojarzy mi się wyłącznie z rosyjską rączką i nijak nie wyobrażam sobie Wielkopolanina używającego tego słowa w jakimkolwiek znaczeniu.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

darjim · 28 grudnia 2024

+2
0
Wsi spokojna, wsi wesoła...
Pełny odpust w Pikutkowie...
Bardzo ludycznie...
Dosyć fajnie napisane opowiadanie. Poziom ilości opisu seksu nieznaczny, bo i seksu jest tam niewiele. To chyba stało się normą na tej stronie.
Przeczytałem jednak z przyjemnością. Historia spodobała mi się. Ja także marzę o tym, aby zaszyć się gdzieś na prowincji. Pozdrawiam.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 28 grudnia 2024

+3
0
Cześć, darjim. Prowincja jest urokliwa. Może Kryśka ma nawet nieco racji w stwierdzeniu, że ludzie tam są sobie bardziej bliscy. Mam jednak pewne obawy, czy przedstawiony przeze mnie obraz wsi jest częstym widokiem, a nie ogranicza się aby do jednego, dwóch, może trzech dni w roku, gdy organizowany jest jakiś festyn.

Zauważasz niewielką ilość seksu w opowiadaniu, a pod innym tekstem stawiasz nawet przypuszczenie, że to może być ogólną tendencją. Ze swojej strony mogę uspokoić – planuję jeszcze dużo seksu 🙂 Mam też nadzieję, że na Twoją obserwację składa się głównie zbieg okoliczności, bo dla mnie stosunek w opowiadaniach jest ważny, a w takim miejscu jak Pokątne nie powinien być zastępowany wyłącznie fabułą. Jak to się ma do mnie? Zawsze staram się pisać o podnietach i w tekstach, które nie zawierają scen seksu (zazwyczaj nieco krótsze formy), ujmuję jakieś fetysze lub okołoseksowe aktywności. Od czasu do czasu warto nieco urozmaicić, a jakby przejrzeć trochę Internetu, to ludzi podniecić potrafi dosłownie wszystko. Mam nadzieję, że konkurs miss mokrego podkoszulka zrekompensował Ci nieco brak tego, po co przyszedłeś :-)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

darjim · 28 grudnia 2024 ·

+3
0
@Vee
Treść opowiadania bardzo mi się spodobała i przyznaję, że akcja mnie wciągnęła. Mało seksu, to jest takie moje ogólne zauważenie. Mam nadzieję, że w dalszych częściach będzie trochę więcej akcji. Nie pomyśl jednak, że jestem jakimś nienasyconym seksualnie maniakiem i wymagam W opowiadaniach tylko opisu seksu. Tak nie jest fabuła także jest ważna i w twoim przypadku świetnie się wkomponuje. Jestem o tym przekonany już teraz, w ciemno. Czekam więc z niecierpliwością na kolejne odsłony tej historii. Prowincja rzeczywiście zaczyna mnie coraz bardziej zachwycać, bo jestem mieszczuchem z krwi i kości.
A konkurs mokrego podkoszulka był naprawdę okej.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 29 grudnia 2024

0
0

Czekam więc z niecierpliwością na kolejne odsłony tej historii.


Wiara w świętego Mikołaja chyba czyni cuda, bo tak się składa, że ciąg dalszy już jest. "Tytuł" został co prawda napisany wcześniej, ale przedstawia wiejskie przygody, które miały miejsce już po zwycięstwie Kryśki w miss mokrego podkoszulka. Tak się składa, że jest tam seks, akcja i wieś. Polecam na następny czytelniczy rzut :-)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 3 stycznia 2025

+1
0
@SENSEIH, odsyłam z wzajemnością życzenia. Co do wyróżnionego fragmentu, to stworzenie w Pomyłce Małej pomniku kobiecości akurat tej cichutkiej chłopczycy było jednym z moich głównych założeń :-) Dobrze też dla losów świata stało się, że Kryśka przełamała skrót myślowy, zgodnie z którym te z najsłodszymi buźkami mają być najładniejsze także w miejscach intymnych. Ciekawe, czy ładnosutka Kryśka miałaby szanse w pojedynku z Alicją. Obawiam się, że mogłoby się to dla niej skończyć brutalnie, ale może wymyślę kiedyś jakąś historię, w której się je ze sobą zestawi :>

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

unstableimagination · 9 stycznia 2025

+1
0
Z braku czasu, pojawiam się z opóźnieniem.
Wiele rzeczy, które bardzo mi się spodobały, doceniono już w komentarzach.
Scena z “łapu-capu”, zęby do stracenia i oczywiście – rewelacyjne przedłużenie palca dorosłego mężczyzny.
Ten moment ze strumieniem wody i jego późniejsze rozpychanie się w strategicznej lokacji ma potężny ładunek erotyczny, który dla mnie rozgrzewa całe opowiadanie wystarczająco. Choć oczywiście nie obraziłbym się, gdyby Krysia, leżąc wieczorem w łóżku, jakoś odreagowała emocje tego dnia.
Wspomnę jeszcze o plemieniu czerwonoskórych 🙂 Trafne określenie.
Aha no i drewniana konstrukcja sceny – mnie również wprawiła w zachwyt! Z wypiekami na twarzy wyobraziłem sobie to cudo 🙂Te girlandy! Baloniki! I nawet skrzynki z owocami!!!
Ten akapit bardzo mnie ujął 🙂
Dzięki!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Vee · Autor · 9 stycznia 2025

+1
0
Miło, że dotarłeś mimo przeszkód 😉

Dzięki za docenienie ulubionych fragmentów. Nasz humorek chyba jest chyba całkiem podobny, tylko z jakiegoś powodu Ty nie chwalisz się nim w opowiadaniach. Scena z balonami wydaje mi się wręcz prymitywna, ale czyż we wiejskim folklorze nie spełnia swojej rolii? A opis sceny... to ten tekst, o którym miałeś powiedziane, że będzie się ciągnął jak Twoje... z nieco dłuższymi, bardziej rozbudowanymi opisami. Wcale więc mnie nie dziwi, że któryś sobie wyłowiłeś 😀

Ten moment ze strumieniem wody i jego późniejsze rozpychanie się w strategicznej lokacji ma potężny ładunek erotyczny



Dla mnie też! Myślę, że mając na uwadze wszystkie emocje targające Kryśką i ludźmi pod sceną, ten fragment jest mocniejszy od niejednej sceny realnego seksu 😀 I chyba właśnie dlatego nie pojawiło się później żadnej masturbacji. Chodziło mi to po głowie, ale krótko. Koniec końców to tekst o przemianie tej młodej kobiety, nawet jeśli nieco komediowy i przaśny. Liczę, że dobrze wpisuje się w Veersum i tylko zachęci do skonsumowania pozostałych ciasteczek :-)

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.