Upadły
30 kwietnia 2012
Upadły
15 min
Tego dnia nie miała nastroju na nic. Wszystko od początku szło nie tak. Najpierw uciekł autobus, szef wezwał na dywanik... Trzeba było jakoś wytłumaczyć kolejne w tym miesiącu spóźnienie do pracy. "Uciekł mi autobus" - na pewno nie było zbyt przekonywujące. Potem kilku niezadowolonych klientów, do których nie trafiają żadne merytoryczne argumenty. W czasie przerwy wylała kawę na nowe spodnie. Na szczęście plama dała się usunąć i nawet nie było za bardzo widać, więc jej profesjonalny wizerunek (a takiego wymagano od niej w pracy) nie ucierpiał za bardzo... Wróciła do domu na piechotę. Przejść te parę kilometrów i odetchnąć trochę po całym tym feralnym dniu. Miała tylko nadzieję, że limit mało zabawnych zbiegów okoliczności i wypadków na dzień dzisiejszy wyczerpano.
Skręciła w mało uczęszczaną uliczkę w kierunku rzeki. Lubiła spacerować nad jej brzegiem, lub usiąść sobie w trawie, zdjąć buty i oddychać świeżym powietrzem, cieszyć się ciszą i słońcem. Wolnym krokiem dotarła w swoje ulubione miejsce, tuż za delikatnym zakolem rzeki rosło ogromne drzewo. W środku lata miało ono wielu "amatorów" i ona do nich należała. Dziś nie było pod drzewem nikogo, kto chciałby skryć się przed słońcem. Całe szczęście... Rzuciła na trawę sweter, zdjęła lekkie sandałki i pozwoliła stopom zaprzyjaźnić się z trawą. Usiadła na swetrze, by nie zazielenić spodni. Sięgnęła do torebki i wyciągnęła słuchawki i tabliczkę ulubionej, białej czekolady... Zmrużyła oczy, wsunęła kawałeczek czekolady w usta... ze słuchawek popłynął tak dobrze znany głos Diany Krall. Cisza, spokój, wyrównany oddech, brak myśli o pracy, cisza, nieziemska cisza...
Nagle dziwy hałas, rumor i krzyk zaskoczenia wyrwał ją ze stanu błogości. Otworzyła ze zdziwieniem oczy... Tuż przed nią, na ziemi wylądował, a raczej runął z łoskotem... facet.
- Jasna cholera!!! - wrzasnęła zrywając się na równe nogi i tak naprawdę niewiele potrafiła w tym momencie wydukać, tak była zaskoczona i przestraszona.
- Przepraszam panią bardzo - wystękał. Nie chciałem pani wystraszyć... Po prostu chyba zasnąłem i straciłem równowagę i... i nieźle walnąłem, prawda?
- Zasnąłem??? Chce mi pan wmówić, że spał pan na drzewie... - znowu ryknęła, cała złość, jaka nawarstwiła się w niej tego dnia zdawała znaleźć dla siebie idealny bufor. Teraz wyładuje się na nieznajomym facecie, który spadł jej z drzewa i dosłownie legł u jej stóp... - No wymarzone miejsce na popołudniową drzemkę. Zidiociał pan czy, co???? Przecież mógł mnie pan zabić, gdyby tylko spadł pan kilka centymetrów bliżej!!!! I czemu pan nie wstaje do jasnej cholery???
- No jakby to pani wytłumaczyć, miałem dziś fatalny dzień i dość popieprzonych ludzi! Kiedy tu przyszedłem pałętało się ich tu dużo. Marzyłem o chwili samotności. A to było jedyne wyjście, żeby osiągnąć cel... Gdybym siadł pod drzewem musiałbym gawędzić z uroczymi emerytkami, zachwycać się ich wnuczkami i słuchać opowieści o śp. mężach, kotach, nieżyczliwości sąsiadów, niewdzięczności dzieci, złej młodzieży... A, niech mi Pani wierzy – mam tego po dziurki w nosie na co dzień! Ucieczka, to był jedyny sposób żeby odetchnąć. No więc zdjąłem buty i wdrapałem się na tę rozłożystą gałąź. Było całkiem wygodnie... więc chyba zasnąłem. Przepraszam jeszcze raz.
Rozejrzała się dookoła. Teraz dopiero zauważyła, stojące obok drzewa eleganckie pantofle. Powędrowała wzrokiem ku gałęzi, z której prawdopodobnie spadł, całkiem przystojny pan. Na suchej gałęzi obok wisiała marynarka i aktówka. Powróciła wzrokiem na leżącego nadal przed nią mężczyznę i zaniosła się histerycznym śmiechem. Nie mogła się opanować, a że śmiech to rzecz zaraźliwa więc nieszczęsny "Upadły" też zaczął się śmiać. Chyba do obojga w tym właśnie momencie dotarła myśl, jak zabawna jest cała sytuacja.
- No ale czemu pan nie wstaje??? - zapytała, próbując opanować śmiech. - Nie bardzo mogę się ruszyć... wysapał. - Rany boskie, może sobie pan coś złamał!!! Proszę się nie ruszać! Zaraz wezwę pomoc... - Nie, nie trzeba... to chyba raczej chwilowy szok. Poleżę jeszcze chwilę, pozwoli pani? - I znów zaczęli się histerycznie śmiać. - Pozwalam, choć jestem zdania, że powinnam wezwać pomoc.
- Naprawdę nie ma potrzeby. Zaraz mi przejdzie. Nic mnie nie boli... proszę mi wierzyć... - A jeśli jest pan w szoku??? Wtedy nie czuje się bólu!
- Obawiam się, że w większym szoku jest pani. Jeszcze raz przepraszam. To było naprawdę szalone z mojej strony.
- To prawda, ale z drugiej strony doskonale sama pana rozumiem. W końcu ja też chowam się tutaj przed światem...
- Też podły dzień w pracy? - zagadnął nieznajomy. - Koszmarny... - wysyczała przez zęby wspominając chociażby uroczą pogawędkę z szefem.
I nagle poczuła, że musi z kimś o tym pogadać. "Upadły" wydawał się bardzo zainteresowany tym, co się stało i skąd u niej "ten sam mroczny nastrój". Poczuła jakąś dziwną nić porozumienia. W mig odgadywał dalszy ciąg zdań, dopowiadał niedokończone myśli... Rozmowa z nieznajomym sama się "prowadziła". Wszystko o czym rozmawiali wydawało się czymś tak naturalnym, jakby znali się od lat. Opowiadała mu o swojej pracy... odruchowo wyciągnęła czekoladę z torby i wyciągnęła w stronę "Upadłego". Zajadali słodkości i śmiali się głośno, korzystając z beztroskiej chwili zapomnienia. "Upadły" obserwował ją w rozmowie. Nie była jakąś pięknością, ale ociekała kobiecością. Z każdego gestu podczas rozmowy, z intrygującego spojrzenia spod niesymetrycznie przyciętej, lekko przydługiej grzywki bił od niej niesamowity temperament. Kobieta z charakterem - to lubię, pomyślał. Obserwował jej kształtne usta i urocze piegi rozsiane po nosku i policzkach. Był zachwycony krągłością jej piersi, lekko widocznych spod rozpiętej białej bluzeczki.
Tymczasem słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Chłodny powiew wieczornej bryzy przypomniał im gdzie są... - Chyba pora się zbierać – powiedziała. - Da pan radę już wstać?
- Nie, zaśmiał się. "Nie wstaję, tak bęędęę leżaaał" - I znów wspólny, radosny śmiech rozniósł się w wieczornym powietrzu. - Pomogę panu. Wstała i podała mu rękę. Wygląda naprawdę nieziemsko w tej trawie, przemknęło jej przez myśl. Ech, pewnie jest zajęty. Takie "egzemplarze"nie chodzą wolne po tym świecie. "Upadły" schwycił jej dłoń i mocno pociągnął. Wyglądało to bardziej, jakby to on pomógł jej przyjąć pozycję horyzontalną niż ona jemu przywrócić pion. Zachwiała się i wpadła prosto w ramiona nieznajomego. Znów zaczęli się śmiać i jakby nie przeszkadzało im to, że są sobie zupełnie obcy i że dzieli ich zaledwie kilka centymetrów... Ich spojrzenia spotkały się... Ciarki przeszły przez jej ciało, kiedy jego ręce oplotły ją w pasie... - Chyba nie tak to miało wyjść – wyszeptała i spróbowała się podnieść.
Choć tak naprawdę czuła, że wcale nie ma ochoty się podnieść. Przez całą rozmowę, wychwytywała jego taksujące spojrzenia. Sama też pozwalała sobie na dyskretną lustrację. Wyglądał naprawdę anielsko. Wysoki, szczupły, śniada cera ładnie kontrastująca z koszulą w kolorze jesiennych wrzosów... i te jego przecudne, ciemnobrązowe oczy.
Emocje pożądania pulsowały w żyłach obojga... - Nie chcę być niegrzeczny albo wyjść na zboczeńca ale w tej pozycji... mógłbym leżeć nawet całą noc - Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia i udawanego oburzenia. - chyba ten upadek za bardzo panu zaszkodził. Jestem zdania, że trzeba poddać pana obserwacji! - syknęła złośliwie.
- Nie, to nie... - udał urażonego ale chwilę potem się uśmiechnął. Stanęła na nogi, gdy wyswobodził ją ze swych objęć. Tym razem pozwolił sobie pomóc. Wstał i obolały spróbował doprowadzić ubranie do jako takiego ładu. Pomogła mu otrzepać koszulę z tyłu, wyjęła kilka zielonych źdźbeł trawy lekko kręconych z włosów. - Wszystko w porządku? - upewniła się. Wydaje mi się, że owszem, tylko jest jeden problem – Jaki? - zapytała z zaniepokojeniem. W odpowiedzi uniósł głowę do góry i wskazał wiszącą nad nimi teczkę i marynarkę... - Zdaje się, że muszę wspiąć się na drzewo po moje rzeczy. - Ach, tak... no jakoś trzeb je zdjąć.
"Upadły" podszedł do drzewa i spróbował doskoczyć, tak jak poprzednio do pierwszej gałęzi, ale ból, jaki przeszył jego plecy zupełnie uniemożliwił mu manewr złapania się gałęzi. - Cholera! - syknął z bólu... Chyba nie dam rady...
- Okey, niech pan przestanie. Ja się po to wdrapię... - Pani??? Niby w jaki sposób??? - zapytał wciąż kuląc się z bólu. - Ma pan pewnie mocno potłuczone, o ile nie złamane, żebro... Jak pan chce wejść na to drzewo? I spokojnie, w dzieciństwie przesiadywałam na drzewach długie godziny. Łażenie po drzewach to jak jazda na rowerze - tego się nie zapomina - dodała ze śmiechem.
- Gdyby tylko zechciał mi pan posłużyć, hmm, za drabinkę... Podeszła do pnia. "Upadły" oparł się mocno o drzewo i splótł dłonie, tak by mogła postawić na nich stopę, jak w strzemieniu. Złapała się jego mocnych ramion, on schwycił ją za kostkę i "wywindował" ją w górę na tyle wysoko, na ile pozwalał mu ból w placach. Zręcznie złapała się gałęzi nad głową i podciągnęła do góry resztę ciała...Oplotła gałąź nogami i z dołu przypominała wiszącego leniwca. Potem zwinnie przeniosła się na sąsiednią gałąź i wystarczyło już tylko sięgnąć daleko ręką i zdobyć fanty. - Niech pan łapie – krzyknęła z góry zrzucając marynarkę. Intrygujący zapach perfum podrażnił jej nos. - Czy on musi tak cudnie pachnieć? - mruknęła pod nosem. - Czy torba tez może zlecieć??? - zapytała. Jasne – jedyna cenna rzecz to umowy. Nie stłuką się raczej... - A teraz ja... uwaga skaczę – zażartowała. Szybko zeszła na najniższą gałąź i zawisła na rękach... przymknęła oczy i rozluźniła palce. Chwilę potem wylądowała w ramionach "Upadłego". Złapał ją i wcale nie zdradzał ochoty na to, żeby ją wypuścić. - Jestem winien pani ogromne podziękowania... - Zacznę od tego, że zapraszam panią na kolację. Miejsce i termin pozwalam wybrać pani. A teraz, teraz podziękuję najpiękniej jak potrafię...
Delikatnie musnął jej usta, jakby chciał sprawdzić jej reakcję. Przymknęła oczy i znieruchomiała w oczekiwaniu na rozwój wypadków. Ponowił pocałunek ale jego usta były tym razem dużo bardziej śmiałe. Całował ją delikatnie, poznając kształt, smak i wrażliwość jej warg. Z cichym jękiem próbowała wyswobodzić się z jego objęć. Nie pozwolił jej. Z pnia drzewa i swoich rąk tworząc rodzaj "pułapki". - Chcę ciebie - wyszeptał w jej usta. Nie broń się. Widzę, że czujesz podobnie... Znów jego gorące usta złączyły się z jej wargami. Jęknęła i odwzajemniła pocałunek. Zanurzył palce w jej włosach, schwycił jej twarz w obie dłonie i z coraz większą pasją całował tę niebanalną istotę. Powoli przebił barierę jej zakłopotania i sprawił, by gorący temperament zawrzał pod skórą dziewczyny. Czuł, że jej opór słabnie z każdym kolejnym pocałunkiem. Ich języki spotkały się i poznawały nawzajem. Objęła "Upadłego" i pozwoliła by jego dłonie wędrowały po jej ciele. Wsunął dłonie pod jej bluzkę, chłodne palce znaczyły wzory na jej placach. Pocałunki stały się coraz bardziej żarliwe, niecierpliwe, zachłanne... Przygryzła jego wargi, ssała i muskała na przemian. Wtuliła się w niego i pozwoliła by jego ciekawskie dłonie rozpięły, guzik po guziku, jej bluzeczkę. Fikuśny biustonosz, rozpinany z przodu, podzielił los bluzki... Odsunął się od niej i chłonął widok półnagiej, nieznajomej kobiety. Poświata zachodzącego słońca oblała skórę jej brzucha i piersi niebywałym kolorem. Duże, sterczące sutki aż prosiły się o to, by objąć je ustami i pieścić językiem. Nie zastanawiał się długo. Pochylił głowę i ujął mocno wargami jedną brodawkę. Drugą pierś schował w dłoni i kciukiem drażnił jej koniuszek. Jęczała z rozkoszy. - Ugryź mnie, wyszeptała – Oooo tak, mocniej, ugryź... - dreszcz rozkoszy wstrząsnął jej ciałem. Szybko zajął się drugą piersią, drażnił ją koniuszkiem języka, a jednocześnie szybko rozpinał wrzosową koszulę. Zsunęła koszulę z jego ramion. Przylgnęli do siebie, jakby tym gestem chcieli podkreślić tę niesamowitą jedność jaką odczuwali.
Tym razem "Upadły" jęknął z rozkoszy, gdy schwyciła sutek jego piersi w zęby i wibrując językiem rozpalała jego pożądanie. - Znów zaczęli żarliwie całować się. Objął ją mocno w pasie i przyciągnął do siebie. Otarł się o jej biodra napęczniałym już do granic możliwości penisem. Chcę ciebie – wychrypiał między pocałunkami. - Cholera, przecież ja cię wcale nie znam – szeptała mu w usta jednocześnie oddając się jego pieszczotom. - Czy to ważne? - Spędziliśmy razem całe popołudnie. Mam wrażenie, że znam cię całe wieki... Szeptał, delikatnie muskając płatki jej uszu. Schwycił ją mocno za biodra i otarł się o nią. Odpowiedziała zachęcająco kołysząc biodrami. Sutkami drażniła jego skórę. Znów spojrzał na jej piersi. Objął je obydwie i znów zaczął je przygryzać. Głośny jęk rozdarł wieczorne powietrze. Powędrował ustami w górę, w zagłębienie pomiędzy piersiami, lizał delikatną skórę jej szyi, dotarł znów do ucha... Zauważył, jak bardzo dużą sprawia jej to przyjemność, kiedy zagłębia palce w jej włosach i jęczy z rozkoszy prosto w jej ucho. Przygryzł je mocno by chwilę potem wyszeptać "Jesteś piękna... powiedz, że też tego chcesz..." - Nie była w stanie skupić myśli. - Chcę... ale nie tak, nie tutaj, nie teraz... Przerwał jej niecierpliwym pocałunkiem. Tutaj i teraz... Przekonywał ją. Jego dłonie powędrowały do paska jej spodni. Ale za chwilę znów objęły jej krągłe, wypełniające jego dłonie piersi. Spojrzał jej głęboko w oczy. Pochylił się, by delikatnie ją pocałować. Schwycił jej dłonie i poprowadził w kierunku swoich spodni. Słyszała dźwięk metalowej klamerki, którą rozpiął. - Chcę to poczuć dziewczyno, chcę poczuć jak go pieścisz.
Nie powstrzymał by jej teraz nikt. Namiętność rozszalała się w niej na dobre. Z cichym jękiem wpiła się w jego usta. Rozsunęła zamek jego spodni i pomogła wyswobodzić jego oręż. Nie umiała powstrzymać się, by na niego nie zerknąć. Stręczący kutas w jej dłoniach miał bardzo ciekawą budowę. Skórka pokryta, jakby delikatnym puszkiem, aksamitem i ta imponująca swym kształtem i wielkością główka... Nie mogła doczekać się chwili, kiedy poczuje go w sobie. Kiedy zacznie się w niej rozpychać. Kiedy będzie poruszał się w niej. kołysząc biodrami w przód i w tył, w przód i w tył... Miała już przemoczone majteczki. Soczki pożądania nie mogły się doczekać spotkania z "Upadłym". Odwróciła się do niego plecami. Oparła dłońmi o pień drzewa. Mocno wypięła pośladki i otarła o niego zapraszającym do pieszczot gestem. Schwycił ją mocno za biodra i powędrował do zamka jej spodni. Panująca między jej nogami wilgoć zaskoczyła go. Nie sądził, że jest w stanie rozpalić tak jakąkolwiek kobietę. Delikatnie przejechał palcem po krótko ostrzyżonym wzgórku, celowo omijając najbardziej drażliwy punkcik jej kobiecości.
Zsuwał powoli spodnie z jej pośladków. Pochylił się i chłonął wzrokiem ich kształt. Jej plecy i pośladki zdobiły podobne, co na policzkach, drobne piegi. Przygryzał zachłannie skórę jej pośladków. Jego palce niecierpliwie krążyły w pobliżu jej cipki. Wsunął w nią palec od tyłu, wypięła mocniej biodra. Teraz było mu dużo łatwiej wsunąć między jej rozstawione nogi głowę i spijać najsoczystszy z nektarów. Szaleńczo łapała każdy oddech czując jak rozkosz odbiera jej władzę w nogach. Zachwiała się ale "Upadły" schwycił ją mocno za biodra. Ten władczy gest sprawił jej dużą przyjemność. - Chcę ciebie, teraz... tutaj... wychrypiała. Podniósł się z klęczek. Odwróciła głowę w jego kierunku. Jego oczy płonęły niesamowitym blaskiem. Ich usta spotkały się znów w gorącym pocałunku. Gryzł jej wargi, miętosił piersi, skupiając się na mocniejszych pieszczotach sterczących, drażliwych sutek. Jego kutas stał w gotowości bojowej. Dotykał co chwilę skóry jej pośladków czy pleców. Wystarczyło mocniej wychylić biodra, stanąć lekko na palcach, żeby w końcu poczuć go w sobie!!! - Nie tak... szepnął jej w ucho. Chodź... pociągnął ją za sobą. Rozłożył swoją marynarkę i jej sweter i ułożył się na prowizorycznym łożu. Wyglądał jak młody bóg. Jak anioł. A ona czuła się przy nim jak nimfa... - Chodź do mnie, szepnął. Przyciągnął ją do siebie. Ich ciała znów spotkały się ze sobą. Usadowił ją na sobie. - Chcę to widzieć, moja piękna nieznajoma. Chcę widzieć, że jest ci dobrze, chcę wiedzieć, że zapomniałaś jak podle zaczął się ten dzień... Delikatnie i bardzo powoli zaczęła kołysać biodrami tuż nad nim. Pochyliła się by go pocałować. Sutki otarły się o jego tors. Jej ciało każdą komórką domagało się spełnienia. Chciała się jeszcze chwilę z nim podroczyć, ale "Upadły" władczym gestem schwycił ją za biodra i zdecydowanym ruchem opuścił na swój sterczący oręż. Jego olbrzymia głowica nie mogła się w pierwszym momencie wedrzeć do jej królestwa. Kilka delikatniejszych pchnięć i już mogła poczuć w sobie jego obecność... Jej krzyk rozkoszy dotarł chyba do pływających na rzece kaczek, bo zerwały się spłoszone i odleciały w inne miejsce.
W tym momencie nie liczyło się już dla nich nic. Stanowili jedność. Kochali się dając sobie rozkosz. Każdy kolejny ruch oswajał ich ciała. Wystające poza trzon brzegi główki jego kutasa potęgowały jej doznania. Czegoś takiego nie czuła jeszcze nigdy. Miała wrażenie jakby jej ciało składało się tylko i wyłącznie z jej cipki, obdarzonej cudowną zdolnością myślenia, widzenia, słyszenia i ODCZUWANIA. Była w tym momencie jedną, wielką waginą, doprowadzoną do obłędu przez nieznajomego faceta, który spadł jej z drzewa...
Tak, tak, nie przestawaj - szeptali sobie nawzajem. Dominowała nad nim, choć tak naprawdę, to on w niej "rządził". Kołysała biodrami, ocierała łechtaczką o jego owłosione podbrzusze. On trzymał ją mocno za biodra, dociskając ją mocniej do siebie. Jej piersi kołysały się w rytm ruchów ich ciał. "Upadły" jęknął do niej... Dziewczyno, co ty ze mną robisz... uniósł ją lekko i odwrócił ich rolami. Teraz to on dominował nad nią... Zmiana pozycji pozwoliła jej trochę odpocząć. Zmęczyła ją ta szaleńcza jazda. Pozwoliła by sprawiał sobie rozkosz, do momentu, w którym zauważyła, że jest już bliski orgazmu. Odsunęła go delikatnym kopniakiem. Schwycił jej nogę i przejechał językiem od kostki po kolano, wywołując łaskotki. Zwinnie odwróciła się na brzuch, wypięła lekko pośladki i pozwoliła, by "Upadły" na nowo w nią wszedł i rozpoczął miłosny taniec. - Lubisz tak? - zapytał, choć wcale nie oczekiwał odpowiedzi ani powtórnego zaproszenia. Wszedł w jej gorące królestwo. - Tak, właśnie tak... Oooochhh... - jej jękom i zachętom nie było końca. Położył się na niej. Samą główką wchodził i wychodził, wchodził i wychodził... Dyszał jej w ucho. Widział, że sprawia jej rozkosz. Miotała się pod nim, błagając by nie przerywał. Wsunął palec w jej usta. Niecierpliwie zaczęła go ssać jakby to był jego penis. Rozpychająca się w niej w tej pozycji ogromna główka drażniła wrażliwe miejsca u wejścia do jej cipeczki i rytmicznie trafiała w ten magiczny punkt... I znów, i znów, i znów i mocniej, szybciej, częściej... Silne skurcze nadchodzącego orgazmu, zacieśniły objęcia na jego kutasie. Czuł jakby jej rozkosz chciała wessać go do środka. Nie wytrzymał do końca i szybko z niej wyskoczył. Trysnął gorącą spermą na jej piegowate plecki. Drżąc z rozkoszy padł obok niej patrząc w jej roziskrzone oczy.
Nie mieli siły nawet by cokolwiek mówić. Zresztą słowa były zbędne... Kiedy zaczął doskwierać im chłód wieczoru ubrali się i znacząc pocałunkami słowa pożegnania, rozstali się. Umówili się na jeszcze na obiecaną kolację. Trawa pod drzewem wyglądała jakby przeczołgał się po niej garnizon żołnierzy na ćwiczeniach.
Późną nocą, gdy z emocji nie mogła wciąż zasnąć, przesłała mu wiadomość sms na podany numer. - Mam na imię Tamara. W odpowiedzi napisał: Cały czas o tobie myślę... Romek.
Jak Ci się podobało?