Układ (V)
2 maja 2020
Układ
1 godz 23 min
Iza nigdy nie lubiła tej pracy. Jasne, zdarzało jej się zarabiać pieniądze w gorszy sposób, nie zmieniało to tego, że tępe klepanie w klawiaturę nie sprawiało, że czuła się w jakikolwiek sposób spełniona. Z drugiej strony większość ludzi nienawidzi tego co robi, więc nie była jakimś wyjątkiem. Do niedawna znosiła to zresztą całkiem nieźle, popadła w rutynę. Ale sytuacja z Marcinem wywróciła wszystko do góry nogami. Miała nadzieję, że chociaż w pracy będzie miała spokój. Ale gdzie tam! Okazało się, że masturbacja w toalecie to był tylko wstęp, Iza nigdy nie ubierała się przesadnie skromnie, jednak wybierając się do pracy zazwyczaj decydowała się na raczej konserwatywne stroje, wiele współpracowniczek ubierało się znacznie odważniej. Tak było do niedawna. Bo od kiedy Marcin zaczął jej dyktować, co ma na siebie włożyć, sytuacja całkowicie się zmieniła. Wprawdzie po pierwszym dniu nieco odpuścił, ta spódniczka to była lekka przesada. Wiele osób patrzyło na nią z uniesionymi brwiami, choć nieco pomogła jej Alicja pytając czy znowu przegrała jakiś zakład. Uchwyciła się rzuconego jej koła ratunkowego, miała w tamtej chwili ochotę wycałować tę dziewczynę.
Na całe szczęście Marcin nie zmusił jej do ponownego założenia tego stroju ani nie nakazał jej udać się na zakupy do żadnego sklepu. Zamiast tego „wspólnie” wybrali dla niej ubrania w necie. Polegało to na tym, że on wskazywał jej co ma kupić, a ona wybierała rozmiar. Oczywiście kupowanie ubrań online zawsze jest obarczone ryzykiem, że nie będą pasować, ale na całe szczęście udało jej się trafić. Bo gdyby na przykład zakupione ubrania okazały się nieco za małe była niemal pewna, że kazałby jej je założyć. Gdyby okazały się za duże pewnie też.
To, że te stroje były nieco mniej wyzywające nie oznaczało, że czuła się w nich komfortowo, bo i tak odsłaniały według niej zdecydowanie za dużo. Tego dnia Marcin potraktował ją wyjątkowo łagodnie, bo kazał jej założyć czarne spodnie (dość obcisłe, ale pozwalające zachować swobodę ruchów) i białą bluzkę z dość głębokim, ale nieprzekraczającym norm dekoltem. Na nogach miała buty na niewysokich obcasach, które już nie stanowiły dla niej wyzwania. W tej kwestii Marcin jej nie oszczędzał, jak na razie, pomijając pierwszy dzień, ani razu, nie pozwolił jej na ubranie adidasów. Buty które miała teraz na sobie stały się częścią jej nowej codzienności. Nie przyzwyczaiła się do nich, ale całkiem nieźle dawała sobie z nimi radę. Natomiast zupełnie nie dawała sobie rady z czymś innym. Z czymś co przypominało jej o sobie wraz z każdym stawianym przez nią krokiem.
Dziś po raz pierwszy kazał jej założyć do pracy korek analny. Samo włożenie go nie było wielkim problemem, ale już chodzenie z nim w tyłku to była istna tortura. Każdy krok sprawiał, że odczuwała dyskomfort, a także to dziwne uczucie balansujące pomiędzy bólem i przyjemnością. Na dodatek musiała się pilnować, by czasem nie wypadł on spomiędzy jej pośladków, bo włożenie go z powrotem nie byłoby łatwe, wymagałoby od niej niezłej ekwilibrystyki. Skierowała swoje kroki do windy, lubiła chodzić schodami, ale w tej sytuacji nie było takiej opcji. Weszła do środka i przycisnęła odpowiedni guzik. Nim jednak drzwi się zamknęły, do środka wcisnął się młody człowiek w garniturze.
– Dzień dobry pani Izo – powiedział demonstrując swoje utrzymane w nienagannym stanie zęby.
Poczuła, że zaczyna jej się robić gorąco. Do niedawna, gdy ich piętro odwiedzał ktoś z góry (co zdarzało się bardzo rzadko), patrzył na Izę przelotnie, co najwyżej wyrażając zdziwienie jej wyglądem. Natomiast ten gość pojawił się u nich wraz w większą delegacją akurat tego dnia, gdy zmuszona była założyć strój, który ubrała na spotkanie z Marcinem. Okazało się, że nie tylko jemu się podobał, bo w zasadzie każdy z mężczyzn, którzy ją widzieli poświecił jej sporo uwagi. Ale tylko jej obecny „towarzysz podróży” podszedł by z nią porozmawiać.
Był wysokim, przystojnym brunetem, nie miała pojęcia skąd dowiedział się jak ma na imię, ale już ze dwa razy na siebie „przypadkowo wpadli”. Miała poważne wątpliwości czy te spotkania na pewno są przypadkowe, a to jego dzisiejsze wtargnięcie do windy rozwiało je ostatecznie. Próbowała zresztą wykorzystać zainteresowanie jakie jej okazał, by namówić Marcina do rezygnacji z pomysłu wybierania dla niej ubrań. Usłyszała, że jeśli „chce opierdolić pałę w zamian za awans to ma jego błogosławieństwo”. Miał szczęście, że rozmawiali przez telefon, bo gdyby był wtedy w zasięgu jej rąk to pomimo wszystkiego co się pomiędzy nimi zdarzyło wpierdoliłaby mu. A przynajmniej by spróbowała.
– Dzień dobry pani Izo – powtórzył lekko się kłaniając.
– Dzień dobry... – kurwa jakie on zajmował stanowisko? Wiedziała, że był wszystkim przedstawiony, ale nie zwracała uwagi na takie głupoty, nie spodziewała się, że kiedykolwiek będzie rozmawiać z kimś tak wysoko postawionym. No i teraz miała problem.
– Marek – uśmiechnął się – mam na imię Marek.
– ...Panie Marku – dokończyła.
Uśmiechnął się jeszcze raz.
– Po prostu Marku – powiedział wyciągając w jej kierunku rękę.
– Iza – odpowiedziała ściskając podaną jej dłoń.
Miał mocny uścisk, jego dotyk był...przyjemny. W normalnej sytuacji nie miała żadnego problemu z tym, żeby spławić kogoś kto się jej narzuca, ale ostatnie tygodnie były dalekie od normy, a teraz dodatkowo rozpraszał ją „prezent” od Marcina. Inna sprawa, że wcale nie była pewna, czy chce go spławiać. Podobał jej się, był wysoki, chyba nawet trochę wyższy od jej „właściciela”, miał pociągłą, lekko opaloną twarz, brązowe oczy i mocny uścisk.
– Jak podoba ci się praca w naszej firmie?
– Jest w porządku – wzruszyła ramionami. Stał blisko niej. Trochę za blisko.
– Naprawdę ?– uniósł brwi – nie wydaje mi się, by takie monotonne przepisywanie było specjalnie ciekawe.
– Pracowałam w gorszych miejscach – odpowiedziała krótko.
– Ale wiesz – nachylił się lekko w jej kierunku – myślę, że stać cię na więcej.
– Doprawdy? – zapytała mrużąc oczy – a na co dokładnie?
Nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie otworzyły się drzwi windy, z czego Iza skwapliwie skorzystała.
– Cześć – rzuciła na pożegnanie.
Gdy już opuściła windę on wychylił się i zawołał za nią:
– Pogadamy później!
Zatrzymała się. Miała nadzieję, że dziewczyny go nie usłyszały, ale wiedziała, że to bardzo mało prawdopodobne. Na dodatek poczuła, że korek zaczyna się wysuwać spomiędzy jej pośladków. Przyspieszyła więc kroku chcąc jak najszybciej zająć swoje miejsce i przy okazji dyskretnie poprawić położenie przyrządu znajdującego się w jej tyłku.
W zasadzie udało jej się to zrobić, jednak niestety, gdy siadała wydała z siebie cichy jęk. Wydawało jej się, że powinien być ledwie słyszalny, ale widocznie się pomyliła, bo Jola z trudem stłumiła parsknięcie a Agata otwarcie zadrwiła:
– Oho, widzę, że naprawdę ci zależy?
– Co? – Iza nie do końca orientowała się o co chodzi.
– Tak wcześnie zdecydowałaś się pójść na całość. Musisz być bardzo pewna siebie. Albo...bardzo zdesperowana.
Dopiero teraz dotarło do niej co ona ma na myśli.
– Wy myślicie, że ja...? – potoczyła wzrokiem naokoło – za kogo wy mnie kurwa macie?
Popatrzyły na siebie i wydawało się, że sprawa umrze śmiercią naturalną, ale Agata jednak nie odpuściła:
– No wiesz, a co mogłam pomyśleć widząc jak się ubierasz? A teraz okazuje się, że jesteście na ty? Jaki on jest?
– Zostaw ją! – wtrąciła się Alicja – ja wiem o co chodzi. Przegrałaś jeszcze jakiś zakład?
Iza bez wahania skorzystała z okazji, choć zaczęła się zastanawiać jak często można przegrywać zakłady.
– Tak. Wygłupiałyśmy się z koleżankami i tak się jakoś złożyło, że stawki się podniosły, chciałam się zemścić za tamtą spódniczkę, no i...muszę chodzić ubrana jak ona chce przez najbliższy miesiąc
To by wystarczyło, ale ta pieprzona dziwka dalej nie chciała odpuścić.
– No dobra. Kazała ci też flirtować z kierownictwem?
– Odpieprz się od niej, Agata – wtrąciła się nagle milcząca dotąd dziewczyna o ładnym, melodyjnym głosie. Iza za cholerę nie mogła sobie przypomnieć jak miała na imię. Wydawało jej się, że może Łucja, ale daleko jej było do pewności w tej kwestii – to, że ty sama próbowałaś robić karierę przez łóżko nie...
– O czym ty gadasz? – spytała Agata, choć rumieniec jaki wykwitł na jej twarzy wskazywał, że dobrze wie o co chodzi.
– Och, nie pamiętasz jak chodziłaś za tym grubym chłopcem z księgowości? Tylko, że dał ci kosza.
Teraz Agata naprawdę się zaczerwieniła i wyglądało na to, że szykuje się do długiej i zapewne głośnej riposty, ale zainterweniowała Jagoda:
– Dość! Jak wam nie wstyd? Zachowujecie się jak szesnastolatki!
I na tym cała sprawa się zakończyła, atmosfera pozostała napięta, ale nikt już tego tematu nie podejmował. Iza wyczekiwała przerwy, bo marzyła o tym, by móc na chwilę odetchnąć świeżym powietrzem. I by poprawić ten pierdolony korek, który znowu się przesunął.
Gdy już spokojnie wciągała w płuca powietrze, dostała powiadomienie o nadejściu maila. Niechętnie zerknęła na ekran i zobaczyła, że to wiadomość od Marcina. Ostatnio wymyślił sobie, że będą się porozumiewali mailowo. „Szkoda, że nie kurwa gołębiami pocztowymi” pomyślała. Był to pomysł idiotyczny, bo przecież, gdyby Nadia zaczęła przeglądać jego telefon to do maili też mogła się dobrać, ale Iza nie protestowała, nie miała zamiaru kłócić się o takie głupoty. Zresztą przestała o tym myśleć, gdy tylko otworzyła załącznik jaki dodał do przesłanej wiadomości.
To było zdjęcie, na którym widoczna była jej twarz pokryta jego nasieniem. Marcin trzy dni temu zaprosił ją do siebie na „szybki numerek” po pracy. Nawet nie próbowała się ociągać, szczerze mówiąc dość pospiesznie udała się do niego. Potem też tego nie żałowała, choć oczywiście kazał je powiedzieć kilka upokarzających rzeczy. Ale, cóż, to już od dawna przestało być dla niej problemem, natomiast było nim to, że oznajmił jej, że „tym razem skończy jak w pornosach, na jej twarzy”. Jak zapowiedział, tak zrobił. I teraz przesłał jej to zdjęcie. Gdy poczuła na karku czyjś oddech odwróciła się. To była dziewczyna, która wzięła ją wcześniej w obronę. Przez kilka długich chwil patrzyły na siebie wyraźnie zmieszane, Iza czuła, że serce wali jej jak młot. Widziała, czy nie widziała?
– Przepraszam, że tak cię zaszłam od tyłu – zaczęła dziewczyna. – Ale wydawało mi się, że to będzie zabawne.
– Nic się nie stało – odpowiedziała ostrożnie, starając się z wyrazu jej twarzy odczytać czy widziała to zdjęcie – dzięki za pomoc.
– Nie ma za co. Po prostu Agata...bywa wkurzająca, więc chciałam jej trochę utrzeć nosa. Poza tym nie lubię hipokryzji. Ale powinnaś być ostrożniejsza.
– Niby z czym?
– Wiesz, mnie nic nie obchodzi jakie robicie sobie zdjęcia, ale jakby ktoś inny je zobaczył to...
Kurwa! Czyli jednak widziała! Czy jej życie jeszcze kiedykolwiek będzie normalne?
– To nie tak! – spróbowała się szybko wytłumaczyć, ale nie dane jej było dokończyć.
– Nie tłumacz się – dziewczyna łagodnie jej przerwała– tak jak mówiłam, to nie moja sprawa, ale bądź ostrożna.
Po tych słowach poszła sobie, a Iza oparła głowę o ścianę. Miała ochotę zacząć nią w tę ścianę napierdalać, ale to z pewnością zwróciłoby na nią uwagę, a tego nie chciała. Powlokła się z powrotem do tego piekła.
Marcin spoglądał na swoją dziewczynę z rosnącą irytacją. Zaczęła urządzać mu mieszkanie, jakby planowała się tu wprowadzić. Zaniepokoił się na moment, że naprawdę chce to zrobić, ale szybko uznał, że to absurdalna myśl. Na pewno nie zostawiłaby Izy. Teraz jednak z niewiadomego dla niego powodu postanowiła zmienić wystrój jego pokoju. Gdy zabrała się za kombinowanie przy zasłonach (nie miał pojęcia co konkretnie chciała zrobić) nie wytrzymał i powiedział do niej:
– Zostaw je w spokoju i chodź tu.
Zrobiła minę urażonej księżniczki, ale podeszła do niego i bezceremonialnie wpakowała mu się na kolana. No, teraz lepiej, zaraz będzie mógł ukarać ją za to bezczelne zachowanie, oczywiście będzie musiał się mocno hamować, ale jak się nie ma co się lubi... Z Izą będzie się widział dopiero za jakiś tydzień (musieli ograniczyć częstotliwość spotkań, sytuacja robiła się niebezpieczna, nawet Nadia mogła w końcu zauważyć, że coś jest nie tak), więc to, że sama się o to prosi było dla niego bardzo wygodne. Już miał zacząć się do niej dobierać, ale ona go uprzedziła:
– Słuchaaaj – powiedziała tonem dziecka, które chce od dorosłych dostać coś czego dostać nie powinno – bo ja chciałabym spróbować czegoś nowego.
– Czegoś nowego? – spytał zaskoczony i zaintrygowany.
– Noooo – powiedziała jednocześnie zsuwając się z jego kolan i zajmując miejsce koło niego na kanapie – bo wiesz... – zawiesiła głos.
Coraz bardziej ciekawiło go co ona kombinuje.
– Co wiem?
Nachyliła się do jego ucha i wyszeptała:
– Nie mam na sobie majtek.
Kurwa! Zaczynała być dobra w te klocki, może nawet trochę za bardzo. Jego kutas stwardniał, to nie był czas na jakąś grę wstępną, zakładał, że ona ma ochotę na to samo co on, więc niemalże rzucił się na nią i zaczął ją całować.
– Czekaj! – krzyczała, ale on nie reagował, tylko zajmował się próbami rozebrania jej. Otrzeźwiło go dopiero niezbyt mocne uderzenie dłonią w czoło.
– Przepraszam – powiedziała Nadia, gdy spojrzał na nią półprzytomnym wzrokiem. – Ale pomyślałam, że mógłbyś może...trochę mnie rozgrzać na początek.
A, to o to jej chodziło. W sumie czemu nie.
– Jasne – odpowiedział nieco chrapliwym głosem.
Zorientował się, że jej łydki znajdują się na jego ramionach, a ona w tym czasie jakoś pozbyła się swoich spodni. Jej nogi lekko nacisnęły na niego, nie opierał się, tylko uklęknął przed nią. Było to dziwne uczucie, to raczej przed nim klękano. Z tej perspektywy wydała mu się naprawdę piękna, nawet bardziej niż zwykle. Zaczął obsypywać jej nogi pocałunkami, ona cicho westchnęła, powoli zaczął przesuwać się językiem w kierunku jej skarbu. Może robił to trochę za szybko, ale gdy już dotarł naprawdę blisko ponownie westchnęła. Uznając, że to już czas, miał zamiar wycofać się, ale ona delikatnym, acz zdecydowanym ruchem powstrzymała go i przyciągnęła w kierunku swojej cipki. A więc tego chce. No cóż, jego plan był trochę inny, ale co tam… Raz może się poświęcić, jeszcze trochę ją rozgrzeje, a potem skonsumuje danie główne. Zaczął powoli okrążać językiem jej miejsca intymne, potem delikatnie, jakby trochę nieśmiało, dotykać jej cipki Kolejny odgłos jaki z siebie wydała to już nie było westchnięcie, ale cichy jęk. Zachęcony tą reakcją, w końcu pozwolił swojemu językowi przejść dalej i głębiej, znajdując jej łechtaczkę. Jęknęła znowu, tym razem nie powstrzymując się. „W sumie nie jest to takie złe” pomyślał. Oczywiście wołałby, żeby to ona przed nim klęczała, ale taką odmianę raz na ruski rok dało się przeżyć. Smakowała całkiem przyjemnie i w sumie...on wciąż miał kontrolę nad sytuacją, to on decydował jak dużo da jej przyjemności Przynajmniej tak mu się wydawało, bo gdy tylko chciał się wycofać, uznając, że jest wystarczająco nagrzana, ona najpierw przyciągnęła jego głowę z powrotem tam, gdzie była, a potem dodatkowo bardzo silnie ścisnęła ją nogami. Mógł się uwolnić, jednak zrezygnował z tego, ściskała go naprawdę mocno, musiałby się namordować, by to zrobić. Wybrał więc jedyną rozsądną rzecz jaka mu pozostawała i starał się sprawić jej przyjemność najlepiej jak umiał. Było to dla niego dość nowe doświadczenie, zdarzyło mu się parę razy rozgrzewać w ten sposób dziewczyny (i był w tym całkiem niezły, jak mu się wydawało), ale był to tylko element gry wstępnej, mający sprawić, że staną się bardziej chętne. W tym przypadku jednak znajdował się na kolanach przed dziewczyną, która oczekiwała, że dokończy robotę. Jeszcze raz poprzysiągł, że ukaże ją za tę bezczelność, ale na razie jedynym wyjściem jakie mu pozostawało było jak najszybsze doprowadzenie jej do orgazmu. Zaczął szybko pracować językiem, co chyba nie do końca jej się spodobało, bo delikatnie klepnęła go w tył głowy. Już mocno zezłoszczony zwolnił i zaczął dokładnie penetrować jej cipkę, starając się przejechać językiem po każdym jej zakamarku. Chyba odniosło to pożądany skutek, bo jeszcze zwiększyła ucisk na jego głowie. Wydawało mu się też, że zaczęła wydawać z siebie głośne odgłosy, ale nie był tego pewien, bo jego uszy także znajdowały się głęboko między jej udami. Mógł teraz posmakować owoców swoich wysiłków i jej podniecenia. Chwilę później poczuł jednak, że zaczyna brakować mu powietrza, spróbował więc dać Nadii znak, że musi wziąć oddech, zareagowała, ale w sposób, którego się nie spodziewał. Zamiast dać mu chwilę przerwy, wydyszała coś, chyba „jeszcze tylko troszeczkę” i przycisnęła jego głowę jeszcze mocniej, jednocześnie krzyżując za nią swoje łydki. Był o wiele silniejszy od niej, więc zapewne byłby w stanie się wyrwać, ale było możliwe, że ją przy okazji uszkodzi, więc postanowił, że później ją ukarze. Na razie jednak wystawił język, a ona miała w sobie na tyle dużo litości (czy raczej była tak napalona), że nie musiał robić nic więcej, bo to ona załatwiała niemal wszystko za niego – poczuł, że jest traktowany bardzo przedmiotowo. Trochę go to wkurwiało, tak jak i to, że w tamtym momencie nie mógł nic z tym zrobić. Po kilku chwilach używania go w ten sposób Nadia w końcu jeszcze raz przyciągnęła go do siebie z siłą jaką się po niej nie spodziewał (a może to on tak osłabł z braku tlenu?), tym razem po to by wreszcie skończyć. Trzymała go tak jakieś pół minuty rozpływając się w spazmach orgazmu, podczas gdy on rozpaczliwie starał się nie stracić przytomności. Gdy go w końcu uwolniła, łapał powietrze haustami, nie zwracając uwagi na jej soki, które pokrywały jego twarz. Jeśli wszystkie dziewczyny, które zmuszał do brania swojego kutasa w całości odczuwały coś choć trochę podobnego do tego co on właśnie przeszedł, to musiał je docenić, bo było to, delikatnie mówiąc, niezbyt przyjemne.
Gdy w końcu zdołał na nią spojrzeć zobaczył, że się do niego łagodnie uśmiecha. Rozsierdziło go to bardziej niż cokolwiek co się wcześniej stało.
– Nadia zwariowałaś? – prawie wykrzyczał.
– Och, już nie płacz – powiedziała niemalże drwiąco – taki duży chłopiec powinien bez problemu dać sobie radę. Ale było naprawdę super – dodała jakby chcąc złagodzić swoją wypowiedź.
To była kropla, która przelała czarę goryczy. W żadnym wypadku nie pozwoli jej tak do siebie mówić. Zerwał się na równe nogi mając zamiar rzucić się na nią i wypieprzyć ją tak, że odechce jej się robienia takich numerów. Nagle Nadia wstała i krzyknęła:
– Magda! Miałyśmy się uczyć! Zapomniałam.
Skonfundowany obserwował jak poprawia swój strój, najwyraźniej szykując się do wyjścia. Co jest grane?
Podeszła do niego i powiedziała:
– Zapomniałam, że umówiłam się z koleżanką, mamy się razem uczyć. Sorki, zobaczymy się później.
Pocałowała go stając na palcach i skierowała się w kierunku wyjścia.
– Ale – wydyszał nim zamknęły się za nią drzwi.
A potem zacisnął pięści z wściekłości. Miał wrażenie, że zaraz eksploduje. Zadzwonił do Izy, ale nie kazał jej przyjechać od razu. Nie, miał wobec niej inne plany.
Gdy tylko zobaczyła, że to on dzwoni, odebrała połączenie, była zaskoczona, bo chyba miał być z Nadią, ale może coś jej się pomyliło.
– Za trzy dni bądź gotowa na kolejną przejażdżkę – powiedział tylko – nie musisz zakładać korka.
– A co z Nadią? – to było pierwsze pytanie jakie przyszło jej do głowy.
– Gówno mnie to obchodzi – odpowiedział agresywnie – powiedz jej, że idziesz do kościoła albo co.
– Ale… – rozłączył się nie słuchając co ma do powiedzenia.
„Co go ugryzło?” zastanawiała się. „Czy zrobiłam coś nie tak?” szukała gorączkowo w pamięci, czy może o czymś zapomniała, ale jakkolwiek zawstydzające by to nie było, była wobec niego posłuszna. A on był naprawdę wkurwiony, nieraz traktował ją...tak jak się traktuje niewolnicę, ale tak zdenerwowany jeszcze nie był. Co się stało?
Odpowiedź nadeszła po jakichś dziesięciu minutach, a przyniosła ją Nadia. Wpadła do ich wspólnego mieszkania zarumieniona i podniecona. Nie czekając na reakcję Izy zasypała ją potokiem słów. No tak, to wszystko wyjaśniało. W zasadzie powinna być mocno zdenerwowana, bo było pewne, że Marcin będzie się chciał na niej wyżyć, ale to całe opowiadanie wprawiło ją w dobry nastrój. Chciałaby zobaczyć jego minę, po tym jak Nadia oznajmiła mu, że musi wyjść. Dlatego też, gdy przyjaciółka skończyła opowiadać i się do niej przytuliła, odruchowo ją objęła. To był błąd, bo gdy tylko poczuła ciepło jej ciała, gdy z bliska spojrzała w jej błyszczące i roześmiane oczy, gdy dotknęły ją jej piersi natychmiast poczuła, że budzą się w niej myśli, które usilnie starała się zwalczać. Jeszcze niedawno Nadia sprawiła, że jej życie wreszcie stało się w miarę stabilne, natomiast teraz ona i Marcin byli głównymi czynnikami destabilizacyjnymi. Delikatnie odsunęła od siebie przyjaciółkę starając się przywołać na twarz uśmiech i zignorować ciepło rozlewające się po jej ciele. Coraz bardziej uświadamiała sobie, że to wszystko musi się zakończyć katastrofą, że jest ona po prostu nie do uniknięcia.
Marcin jeszcze raz sprawdził w myślach, czy o niczym nie zapomniał. Wyglądało na to, że nie. Przez ostatnie dwa dni skupiał się na tym by wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale z doświadczenia wiedział, że i tak mógł coś przeoczyć. Planował to od naprawdę długiego czasu, nie chciał by coś spieprzyło się na ostatniej prostej. Jedyne czego zaniedbał to wymyślenie wymówki na użytek Nadii, ale wciąż był na nią mocno zdenerwowany i nie za bardzo chciał z nią gadać, choć do niego dzwoniła. Miał nadzieję, że dzisiejszy dzień sprawi, że złość na nią mu przejdzie i wtedy sam do niej zadzwoni albo nawet ją odwiedzi.
Tym razem Iza postanowiła pójść na całość. Założyła buty na wysokim obcasie i ubrała się w sukienkę kupioną jej niegdyś przez Nadię. To było w sumie niedawno. tymczasem miała wrażenie, że od tego czasu upłynęły lata. Przyjrzała się sobie krytycznie. Wyglądała...dobrze, powinna się Marcinowi spodobać. Usłyszała jak otwierają się drzwi. Nie była specjalnie zaskoczona, spodziewała, się, że Nadia wkroczy do jej pokoju, choć zaczynało ją irytować, że w ostatnich dniach ponownie pozbyła się nawyku pukania do drzwi, którego nabrała, wtedy, gdy przyłapała ją zabawiającą się przed laptopem. Tym razem jednak nie w głowie było jej wypominanie przyjaciółce czegokolwiek, obróciła się w jej kierunku i spytała:
– Jak wyglądam?
Nadia obrzuciła ją bardzo uważnym spojrzeniem, przyjrzała jej się pod każdym kątem, z przodu i z tyłu.
– Super – orzekła w końcu. – Dobrze zrobiłam, że jednak ją kupiłam. Ale powinnaś mi powiedzieć, że się dziś z kimś spotykasz – dodała z wyrzutem.
– Byłam zbyt zdenerwowana – to nawet nie było kłamstwo – ale i tak zawsze możesz zaprosić Marcina – wtedy to on musiałby się przed nią tłumaczyć. O ile by wszystkiego jej nie powiedział. Izie troszeczkę podobało się to igranie z ogniem, choć nie wierzyła by to zrobił.
– Może jeszcze za wcześnie – odpowiedziała jednak Nadia – chyba jest na mnie naprawdę zły. Dalej nie odbiera telefonów – Iza dostrzegła w jej oczach figlarne ogniki.
Wiedziała, że Nadia, gdy chce potrafi wykazać się zaradnością i determinacją, pokazała to na początku ich znajomości, ale jej zachowanie w ostatnim czasie mimo wszystko mocno zaskakiwało. Izie to nie przeszkadzało lubiła takie...zdążyła się opanować nim jej myśli zawędrowały za daleko.
Wyglądała...wyglądała prawie jak modelka, wprawdzie alternatywna, ale wciąż modelka. Musiała założyć naprawdę wysokie obcasy, bo sprawiała wrażenie niewiele niższej od niego. Wyglądała tak dobrze, że kilku chłopców, których minęła idąc w jego kierunku obróciło się za nią, choć starali się robić to dyskretnie, nie wiedział czy bali się go, czy może jej. Im bardziej się zbliżała, tym bardziej mu się podobała, ta czarna sukienka świetnie na niej leżała. Bez słowa otworzył przed nią drzwi auta przy okazji oglądając sobie jej tył. Odsłonięte plecy...lubił dziewczyny w takich strojach. Aż pożałował, że nie zabiera jej w jakieś bardziej reprezentatywne miejsce. Ale zaraz potem przypomniał sobie co jest tam, gdzie pojadą i przestał żałować.
Jechali niemal w absolutnej ciszy. Marcin, ku jej zaskoczeniu, nie sprawiał wrażenia zdenerwowanego, był skupiony na drodze, tylko od czasu do czasu obrzucał ją przelotnymi spojrzeniami. Choć mówił niewiele była niemal pewna, że spodobał mu się jej strój. Nie wiedziała, gdzie jadą, ale nurtowała ją teraz inna kwestia. Oczywiście przewijała się ona w jej głowie niemalże od początku tego...układu, ale dopiero teraz zdecydowała się ją podjąć.
– Wiesz, że nie możemy tego ciągnąć w nieskończoność?
Spojrzał na nią trochę zaskoczony. Powinien przypomnieć jej, że ona należy do niego i jeśli kiedykolwiek ich relacja się skończy to on o tym zdecyduje. Ale miała rację. Często ostatnio o tym myślał. Problem w tym, że nie bardzo widział wyjście z sytuacji, bo nie sądził, by szczera rozmowa z Nadią cokolwiek rozwiązała. Zauważył jednak coś innego.
– Nie ubrałaś obroży.
Zobaczył panikę w jej oczach, widział jak jej ręce odruchowo sięgnęły do szyi.
– Ja...zapomniałam.
Popatrzył na nią przez chwilę, a potem machnął ręką i skupił się na drodze.
Ta cisza była okropna. Nie zagroził jej karą, nie okazał zdenerwowania, po prostu jechał przed siebie. Zachowywał się bardzo dziwnie, co naprawdę ją niepokoiło, jego spokój był nienaturalny, wolałaby nawet, żeby zaczął jej grozić. Nie pytała go gdzie jadą, bo nie spodziewała się, że otrzyma odpowiedź. Wyjechali daleko poza miasto, ale jechali w zupełnie innym kierunku niż poprzednio. Szybko zjechali w jedną z bocznych dróżek. Iza słabo znała tę okolicę, ale nawet, gdyby orientowała się w niej trochę lepiej i tak byłaby zagubiona, bo Marcin kierował samochód na drogi, których stan wskazywał, że nie są zbyt często używane. Tym co najbardziej uderzało przy pobieżnej obserwacji tego rejonu była niemal kompletna pustka jaka tu panowała. Mijali co najwyżej pojedyncze budowle, z których większość sprawiała wrażenie niezamieszkanych od wielu lat, a niektóre po prostu się rozsypywały. Widząc to wszystko Iza doszła do wniosku, że jeszcze trochę im ta podróż zajmie, dlatego też była tak zaskoczona, gdy zatrzymał się za kolejnym zakrętem.
– Wysiadamy – oznajmił.
Nie protestowała, ale gdy znalazła się na zewnątrz ze zdziwieniem stwierdziła, że nic tu nie ma. To znaczy była droga, jakieś rośliny, ale nie widziała żadnego miejsca, w którym mogliby....mogliby się pieprzyć. Miała się obrócić by spytać go, co znowu wymyślił, ale nim zdążyła to zrobić, poczuła gwałtowne szarpnięcie i kajdanki zatrzaskujące się na jej dłoniach. Przywołało to wspomnienia i to raczej z tych mało przyjemnych, odruchowo więc zaczęła się szarpać, uspokoiła się dopiero, gdy lekko klepnął ją w tyłek. Wciąż nic nie mówił, co niepokoiło ją bardziej niż cokolwiek innego. Jasne, często nie gadał do niej dużo, ale taka kompletna cisza z jego strony była absolutnie nienaturalna. Nagle zrobiło jej się ciemno przed oczami, nie ze strachu, czy podniecenia, ale dlatego, że Marcin włożył jej na głowę czarny worek.
Przez moment pomyślała, że chce ją zabić, żeby Nadia o niczym się nie dowiedziała. Było to idiotyczne, bo o ile faktycznie nie miała najlepszego zdania o jego kondycji psychicznej to kompletnym psychopatą raczej nie był. W tamtej jednak chwili okoliczności sprawiły, że naprawdę uwierzyła, że musi walczyć o życie. Spróbowała zmiażdżyć mu stopę obcasem, trafiła, ale tylko w bok jego buta, więc nie udało jej się nawet uszkodzić mu palców.
– Zwariowałaś, Iza?
Dopiero jego głos sprawił, że nieco się uspokoiła i przestała walczyć.
– No, a teraz idziemy.
Niby jak? Chodzenie normalnie w tych butach było sporym wyzwaniem, a teraz? W nieznanym terenie, z zasłoniętymi oczami? Nie ma szans. Nie dyskutowała z nim jednak, tylko spróbowała iść. Nie zrobiła nawet czterech kroków nim się potknęła i gdyby jej nie złapał zapewne poleciałaby na ziemię. Gdy ją puścił spróbowała jeszcze raz. Tym razem udało jej się przejść aż sześć kroków bez potykania się.
Gdy potknęła się po raz czwarty Marcin zrozumiał, że to bez sensu. Ech, szkoda, że nie zabrał jej gdzieś indziej, gdzieś gdzie mogłaby mu na dłużej zaprezentować się w tych butach, ale był zbyt niecierpliwy. Trudno. Zrobił więc jedyną rzecz jaka mu pozostała w zaistniałej sytuacji – wziął ją na ręce. Krzyknęła zaskoczona, ale już nie walczyła.
– Chwyć mnie za szyję – polecił.
Zrobiła to. Niósł ją bez większych problemów, bo choć umięśniona w niektórych miejscach, była lekka. Trzymała się go może nie kurczowo, ale mocno. Gdy przedarł się przez chaszcze jego oczom ukazał się duży prostokątny budynek. W końcu dotarli do drzwi, postawił ją na ziemi i nakazał jej chwilę zaczekać. Pogrzebał w kieszeniach spodni i w końcu wydobył z nich klucze. Drzwi miały aż trzy zamki, więc otwarcie wszystkich z nich chwilę mu zajęło.
– Chodź – powiedział chwytając ją za rękę.
Lekko potknęła się na wejściu, ale, gdy poczuła pod nogami twardy grunt, szła już pewniej. W środku było ciemno, dla niej oczywiście nie stanowiło to żadnej różnicy, bo i tak nic nie widziała, ale on musiał sobie przyświecać latarką z telefonu. Zaprowadził ją na środek pomieszczenia i rozkazał:
– Zaczekaj tu.
Bezskutecznie starała się uspokoić oddech. Nie miała pojęcia, gdzie jest, wiedziała tylko, że wprowadził ją do wnętrza jakiegoś budynku. Było tam chłodno i wilgotno jak w jakiejś piwnicy. Nie wiedziała, gdzie może się znajdować, gdy wysiedli z samochodu nie miała w zasięgu wzroku żadnej budowli. Ale niósł ją jakieś pięć minut, więc widać musiała być ukryta za jakimiś chaszczami. Czekała niecierpliwie, od tych pieprzonych butów zaczynały boleć ją stopy. Jednak szybko o tym zapomniała, bo najpierw usłyszała głośny hałas, jakiś szum, a zaraz potem otwierane drzwi i kroki. Usztywniła się i wstrzymała oddech. Podszedł do niej i chwycił za sukienkę. Odniosła wrażenie, że chciał ją z niej zerwać, ale potem się rozmyślił i zaczął szukać sposobu by zdjąć ją z niej w normalny sposób.
– Z tyłu – podpowiedziała.
– Przecież wiem – odpowiedział – po prostu chciałem cię trochę podotykać. Nie jesteś pierwszą dziewczyną, którą rozbieram.
Mimo tego uporanie się z tym zadaniem zajęło mu trochę czasu. Gdy została w samej bieliźnie zadrżała, ale wcale nie z zimna. Wtedy on wreszcie ściągnął worek z jej głowy. W pierwszej chwili musiała zmrużyć powieki, bo oślepiło ją ostre światło. „Skąd on wziął prąd?” przemknęło jej przez myśl, ale zaraz później wyleciało jej to z głowy, bo zobaczyła w jakim pomieszczeniu się znajduje. Ono wyglądało jak...izba tortur, czy też jak dekoracja z planu jakiegoś filmu pornograficznego i to raczej hardkorowego. Było dosłownie wypełnione dybami, krzyżami, klatkami i całym zestawem biczów, kajdanek i tym podobnych akcesoriów.
– Jak ty za to wszystko zapłaciłeś? – zapytała o pierwszą rzecz jaka jej przyszła do głowy.
– Nie twój interes – odpowiedział, a jej wydawało się, że jego twarz na chwilę pociemniała – chodź, lepiej obejrzyj to miejsce.
Zachowywał się zaskakująco grzecznie, można wręcz powiedzieć, porównując z tym jak zazwyczaj ją traktował, że szarmancko, co sprawiało, że Iza czuła się coraz dziwniej. Ale ruszyła za nim.
– Zacznijmy od tego – powiedział prowadząc ją do maszyny, którą kończył sztuczny penis. Jej zastosowanie było raczej jasne.
– Ciekawe jak długo wytrzymałabyś ciągłe rżnięcie.
Tak po prawdzie to gdy on był w odpowiednim nastroju całkiem przypominał taką maszynę, ale mu tego nie powiedziała, zbyt była zajęta patrzeniem na resztą ekwipunku wypełniającego pomieszczenie. Podeszła do ściany, na której zawieszone były przeróżne narzędzia służące, jak jej się wydawało, do sprawiania bólu. A przynajmniej niektóre z nich z pewnością do tego służyły. Na przykład czarny bat przypominający ten, z którym już miała nieprzyjemność się zapoznać, inny bat, dłuższy i wyglądający na taki, którym uderzenia będą bardziej boleć, packa w kształcie serca, ale i kajdanki (na oko był ich jakiś milion), jakieś uchwyty na ręce. Gdyby nie reszta pomieszczenia to przykułyby one jej uwagę na dłużej. Ale przyjrzała im się tylko przez kilka chwil, bo zaraz przeniosła wzrok na drewniany krzyż w kształcie litery „X”.
– To się nazywa krzyż św. Andrzeja – wyjaśnił Marcin, który podążył za nią – standardowo ręce umieszcza się tu, a nogi tu – wskazał miejsca, które wydały jej się raczej oczywiste – ale kto wie, może spróbujemy coś urozmaicić.
Potem przeszli do czegoś co kształtem nieco przypominało konia gimnastycznego, jednak uchwyty umieszczone w strategicznych miejscach nie pozostawiały wątpliwości, że raczej nie służy on do ćwiczeń...a przynajmniej nie takich jakie wykonuje się na sali gimnastycznej, a przynajmniej nie takich jakie powinno się na niej wykonywać.
Iza czuła się jakby znalazła się w jakimś przedziwnym parku osobliwości. Znajdowała się nie wiadomo gdzie i oglądała sprzęt, który wkrótce zostanie użyty do tego by sprawić jej ból. Nie przerażało jej to, czuła nawet lekkie podniecenie. Ale co ciekawe nie było to podniecenie w sensie seksualnym...jeszcze nie. To była bardziej fascynacja jaką przeżywa odkrywca nowych lądów, czy też mała dziewczynka po raz pierwszy znajdująca się w sklepie pełnym lalek.
Swoje zwiedzanie zakończyła przy czymś co przypominało nieco ławkę, z tym, że z pewnością nie służyła ona do siedzenia. Leżenie na niej też prawdopodobnie było średnio przyjemne, ale wyglądało na to że do tego właśnie była przeznaczona. To znaczy była przeznaczona wstępnie, bo uwzględniając miejsce w którym się znajdowała końcowe zastosowanie tego przedmiotu było raczej jasne. Przykucnęła obok chcąc go dokładnie obejrzeć. Z tej pozycji kształt tej ławki przypominał jej nieco...wielbłąda jednogarbnego, jakkolwiek absurdalne nie byłoby to skojarzenie. Konstrukcja składała się z trzech części, z których środkowa, pokryta skórą znajdowała się zdecydowanie najwyżej, na dwie pozostałe składały się nieco wygięte metalowe nogi, do których doczepione były krótsze, również metalowe rurki, wokół których owinięte były więzy zrobione z mocnego tworzywa sztucznego.
– Fajne nie? – zapytał Marcin. – No, więc, co o tym wszystkim myślisz?
Rozejrzała się i nim zdążyła się powstrzymać powtórzyła wcześniejsze pytanie:
– Ile to wszystko kosztowało? – gdy tylko zobaczyła jego minę próbowała ratować sytuację – to znaczy, po prostu...przepraszam.
Stanął tak blisko niej, że czuła jak jego ciało porusza się z każdym wdechem.
– Widzę, że byłem dla ciebie zbyt miły – wyszeptał jej do ucha.
– Ja... – kurwa! Tak przejmowała się tym co on kombinuje, że sama spieprzyła i go zdenerwowała.
– Rozumiem – przyłożył jej palec do ust. – To moja wina. Nie jesteś jeszcze gotowa na to by być dla ciebie tak miłym. No trudno.
Brutalnie pociągnął ją za włosy. Zaskoczona wylądowała, na kolanach, jednak on specjalnie się tym nie przejął i ciągnął ją za sobą. Nie było to zbyt przyjemne, a raczej było kurewsko nieprzyjemne. Krzyknęła i mimowolnie trochę się szarpała, jednak on dalej wlókł ją podłodze. Na jej szczęście była gładka i raczej czysta, gdy dotarł do jakiegoś krzesła, równie brutalnie jak wcześniej rzucił ją na ziemię by zaraz potem zmusić do powstania.
– Usiądź – rozkazał.
Przyjrzała się stojącemu przed nią meblowi. Wyglądał...normalnie, co w tych okolicznościach było bardzo niepokojące. Oczywiście zdarzało jej się siedzieć w wygodniejszych miejscach, ale zdarzało się też robić to w miejscach o wiele mniej wygodnych. Jej myśli przerwało uderzenie dłonią w twarz. Nie było mocne, ale poczuła je.
– Kazałem ci usiąść – ton jego głosu wskazywał, że jest naprawdę wkurwiony.
Poczuła jak krew uderza jej do głowy, uderzenie w twarz sprawiło, że wróciła jej chęć przypieprzenia mu z całej siły. Stłumiła ją i usiadła. On, już nieco spokojniejszy, rozsunął jej nogi szeroko i zaczął unieruchamiać je za pomocą jakichś sznurów.
– Zdenerwowałaś mnie, wiesz? Miałem zaplanowane spokojne wprowadzenie cię w to wszystko, ale widzę, że trzeba ci przypomnieć, gdzie twoje miejsce.
Wiedziała, że w każdej chwili może spodziewać się kary, była pewna, że nie będzie wstrzymywał ręki. Odruchowo zacisnęła powieki przygotowując się na rozbłysk bólu jaki niechybnie musiał nadejść. Tymczasem on nie nadchodził. Otworzyła oczy i zobaczyła, że Marcin się oddalił i dopiero zmierza z powrotem w jej kierunku, trzymając w rękach coś przypominającego walizkę. Czekała aż podejdzie, on rozłożył to co trzymał i wyciągnął jakieś prostokątne urządzenie przypominające nieco jakiś sprzęt medyczny. Dopiero gdy zaczął do jej ciała przykładać elektrody zrozumiała co robi. Poczuła, że robi jej się bardzo zimno, po jej plecach przemknął dreszcz. Musi coś wymyślić i to szybko.
– Panie – powiedziała starając się przybrać tak służalczy ton jak to możliwe – popełniłam błąd. Bardzo za niego przepraszam. Proszę, pozwól mi za to zapłacić, może przywiążesz mnie od tego krzyża? – powiedziała wskazując głową w odpowiednim kierunku.
Zawahał się. Wydawało mu się, że wyłapał w jej głosie coś czego wcześniej nie słyszał, jakby panikę, całkowite przerażenie. Oczywiście już wcześniej prezentowała mu całe spektrum emocji, ale tym razem coś go tknęło. Może nie powinien… Szybko się jednak otrząsnął, niech sobie panikuje, jej strach będzie dla niego dodatkowym bodźcem. Położył dłoń na jej policzku:
– Życie to nie jest gra komputerowa, gdzie możesz wczytać stan gry, tu trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów...i słów. A niewolnice nie mogą sobie wybierać kar.
Coś jeszcze mówiła, czy prawie krzyczała, ale on chwilowo nie zwracał na nią uwagi. Skupił się na odpowiednim ustawieniu elektrod. Wiedział, że urządzenie jest bezpieczne, sam je na sobie przetestował, ale przy wyższych ustawieniach kopało całkiem solidnie. Ustawił je więc na minimalne natężenie i użył. Krzyk jaki wydobył się z jej gardła był przerażający, było to coś pomiędzy jękiem rannego wilka, a rykiem ludzi palonych żywcem. Teraz naprawdę się przestraszył, nie było możliwości, żeby naprawdę tak ją to zabolało. A jednak bez wątpienia te odgłosy jakie z siebie wydała to nie była halucynacja i było mało prawdopodobne by udawała.
– Proszę – powiedziała prawie szeptem.
Wypowiedziała tylko to jedno słowo, nie dodała nic więcej. Nie bardzo rozumiał co się dzieje, znosiła już o wiele większy ból i to bez słowa skargi. Był nawet przekonany, że przynajmniej trochę go lubi. A tu coś takiego! Zwłaszcza, że na tych ustawieniach nie było możliwości by poczuła coś więcej niż lekkie ukłucie. A może ktoś się kiedyś nad nią znęcał? Pamiętał, że kiedyś czytał o lekarzach wykorzystujących elektrowstrząsy do leczenia pacjentów z problemami psychicznymi, efekty tego były niekiedy...przerażające. Nie sądził, żeby ktokolwiek w ten sposób potraktował Izę, jednak zrobił potem coś co zdumiało jego samego. Podszedł do niej...i przytulił ją. Przylgnęła do niego na tyle na ile pozwalały krępujące ją więzy.
– Myślę, że na dziś wystarczy – powiedział miękko.
Czuł jak cała drży.
Wracali w milczeniu, żadne z nich nie miało ochoty na rozmowę. Marcin co jakiś czas zerkał na nią, jednak ona unikała jego wzroku. Wciąż była wstrząśnięta swoją reakcją. Nawet nie bardzo była pewna co wtedy czuła, nie była w stanie tego określić. W sumie...nie do końca nawet pamiętała, co dokładnie się stało. W jednej chwili on przykładał elektrody do jej ciała, a w drugiej drżała przytulona do niego.
Zatrzymał się w miejscu oddalonym o kilka przecznic od mieszkania Izy i Nadii. Było tu zaskakująco pusto, tak jakby wszyscy właściciele samochodów postanowili pojechać na urlop.
– Zadzwonię do ciebie – powiedział.
Skinęła głową i już miała otworzyć drzwi i wysiąść z auta, gdy kierowany impulsem przyciągnął ją do siebie i gwałtownie pocałował. Na początku usztywniła się bezwolna, ale po chwili zaczęła odpowiadać na jego pocałunki. Po następnej chwili obydwoje niemalże pożerali siebie, a ich ubrania w magiczny sposób znalazły się wszędzie – na desce rozdzielczej, na podłodze, na tylnych siedzeniach, jej czarne majtki na moment wylądowały nawet na twarzy Marcina. Niespecjalnie przejmowali się tym bałaganem, byli zajęci czymś innym, czymś znacznie przyjemniejszym. Ich usta niemal cały czas stykały się ze sobą, Marcinowi zostało na tyle przytomności umysłu, że cofnął nieco fotel kierowcy, co sprawiło, że mieli trochę więcej miejsca, choć pozycja w jakiej się znajdowali i tak była cholernie niewygodna, zupełnie im to jednak nie przeszkadzało. Wciąż się całowali, Marcin poczuł jak jego plecy dotykają oparcia fotela. Iza klęczała, a jej kolana znajdowały się na jego udach, jednak po chwili ustawiła się tak, że jej łydki znalazły się za jego plecami. Komuś patrzącemu z zewnątrz manewry jakie wykonywali, biorąc pod uwagę małą przestrzeń na jakiej się odbywały, mogły się wydać niemalże akrobatyczne, ale im przychodziły naturalnie, prawie bezwiednie.
Na chwilę przestali się całować, oderwali się od siebie, chociaż nie całkiem. Przyjrzeli się sobie, ich oczy płonęły, Marcin lekko przesunął dłonią po jej piersiach, to zmobilizowało ją do podjęcia akcji, wykonała ruch biodrami do przodu, ich usta ponownie wpiły się w siebie. Nie czekali już dłużej. A w zasadzie to Iza nie czekała, bo to ona jako pierwsza podjęła inicjatywę i nie przestając go całować nabiła się na niego. Lekko westchnęła, po czym jej biodra zaczęły się poruszać, w górę i w dół, w górę i w dół, a nawet troszeczkę na boki. Nie spieszyli się, chłonęli się nawzajem, tak jakby robili to po raz pierwszy. W pewnym sensie tak właśnie było.
Na chwilę oderwała się od jego ust i spojrzała mu w oczy. Dostrzegała w nich coś czego wcześniej w nich nie widziała, obydwoje byli jak w transie, kompletnie nie zwracali uwagi na to gdzie są, że przecież ktoś może ich zobaczyć. Chyba nawet, gdyby Nadia stała obok auta i na nich patrzyła, nie przestaliby. Marcin pochylił się lekko do przodu, Iza skorzystała z okazji, by zapleść ręce na jego szyi. Po raz pierwszy to ona kontrolowała tempo ich ruchów, w zasadzie niejasnym było czy ona mu się oddaje, czy go bierze. Ale nie to było ważne. Ważne były te oczy penetrujące ją chyba bardziej dogłębnie niż kutas, na który się nabijała, ważne były te włosy, których bezwiednie dotykała, gdy ich usta ponownie się złączyły. Czuła, że jednocześnie tonie i unosi się na powierzchni, gdzieś w tyle głowy kołatała jej myśl, że właśnie rozgrywa się ostatni etap tragedii, której nie dało się uniknąć, tragedii, która rozpoczęła się, gdy przyjęła ten pieprzony układ, zamiast ubrać kastet na dłonie i mu przypierdolić, tak żeby stracił przytomność. Ale te myśli nie zajmowały jej, w zasadzie nie była ich nawet świadoma, to był raczej rozbłysk tego co gryzło ją przez ostatnie miesiące. Teraz, chciała tylko czuć ciepło jego ciała, całować jego usta, patrzeć w jego oczy.
On był w niej czy też ona na nim, to nie miało znaczenia. Byli w zasadzie dwiema częściami tego samego organizmu. Marcin nie myślał przytomnie, zupełnie nie kontrolował swojego ciała, chciał tylko trzymać Izę w swoich rękach najdłużej jak się dało.
Byli jednak tylko ludźmi, więc ta chwila pogrążenia się w sobie nawzajem nie mogła trwać wiecznie. W końcu ich ruchy przyspieszyły, straciły dotychczasowe równe jak na olimpijskim konkursie skoków synchronicznych tempo, stały się niemal frenetyczne. Aż w końcu stało się to co musiało się stać. Iza wbiła paznokcie w plecy Marcina, on odwzajemnił się jej bardzo silnym ściśnięciem pośladków. I było po wszystkim. Jeszcze przez chwilę zostali w tej pozycji, obydwoje rozgrzani, obydwoje spoceni i zmęczeni. Do obydwojga zaczęło dochodzić, co przed chwilą się stało. Znów pierwsza ruszyła się Iza, szukając ubrania rozrzuconego po całym samochodzie, Marcin w milczeniu patrzył jak się ubiera i otwiera drzwi, nie próbował jej zatrzymać. Zatoczyła się lekko na chodniku, po czym zniknęła mu z oczu. On popatrzył na zaparowane szyby i oparł twarz o kierownicę. Tego się nie spodziewał.
Stała przed drzwiami do mieszkania. Pocałował ją w usta. A ona...odpowiedziała na jego pocałunki. To było najgorsze co dotychczas zrobili...co ona zrobiła. Było kilka momentów, gdy wydawało się, że niżej upaść już nie może. Gdy zawarła ten układ, gdy założyła obrożę, gdy pozwoliła mu prowadzić się przez las, a teraz upadła jeszcze niżej. Kurwa! Jak ona będzie mogła…
– Zapomniałaś kluczy? – usłyszała znajomy głos.
Powoli obróciła się starając się przywołać nas twarz coś, co choć trochę będzie przypominać uśmiech.
– Nie, po prostu się zamyśliłam.
Nadia przyjrzała się jej przekrzywiając głowę, po czym powiedziała:
– Lepiej robić to w domu, mniej potłuczesz sobie tyłek.
– Racja – odpowiedziała Iza uśmiechając się i jednocześnie przekręcając klucz w zamku. Uśmiech jaki malował się na jej wargach był prawie szczery
Przez następne trzy tygodnie widywali się rzadko. A te spotkania były...inne. Nie odwiedzali na razie tamtego miejsca, choć Marcin bardzo chciał tam wrócić, a i Iza nie wydawała się nie mieć nic przeciwko temu. Wolał jednak być ostrożny. Początkowo planował w ogóle się z nią nie spotykać...ale się nie dało. Coraz bardziej zaczynał zdawać sobie sprawę w co się wplątał, w jakie gówno wdepnął. Najrozsądniejszym wyjściem w tej sytuacji byłoby olać Izę, Nadię i to wszystko i po prostu ulotnić się, ale tego nie mógł, nie chciał zrobić. Jednak trochę Izie odpuścił, pozwalał jej ubierać się jak chciała, chociaż z tego co się orientował nie wróciła do poprzednich strojów. Widać noszenie ubrań, które sporo pokazują spodobało jej się, kto wie może nawet liczy na awans od tego gościa o którym mu mówiła. Powinno to wzbudzić w nim zadowolenie, w końcu to on ją do tego doprowadził, ale zamiast tego poczuł palącą zazdrość. Rozważał nawet nakazanie jej noszenia strojów, które więcej zakrywały, ale obawiał się, że ośmieszyłby się w jej oczach.
A te trzy spotkania...były naprawdę inne. Nie było w nich tego co zazwyczaj go podniecało, kontroli, bólu (no, może kilka klapsów, ale co to było w porównaniu do tego co już zdążył jej zafundować?), to był niemalże, zwyczajny, nudny seks. Tylko, że...on wcale nie był nudny, dawał mu satysfakcję, jakiej wcześniej nie odczuwał, to że sprawiał Izie przyjemność dawało mu poczucie zadowolenia, nie tryumfu jak dotychczas, ale po prostu zadowolenia. Było to zdrowo popierdolone, ale nie bardzo mógł coś na to poradzić, coraz bardziej czuł, że uwielbia jej zapach, uwielbia dotyk jej rąk, które, choć nieco kościste i twarde, potrafiły być delikatne, ucisk jej silnych ud, o jej tatuażach nie było nawet co wspominać, zdążył je wszystkie obejrzeć, choć wypytać o zaledwie kilka. Nie próbował nawet z tym walczyć, jedyne na czym się skupiał to by nie zdradzić się przed Nadią jakimś nieostrożnym słowem, ale nic nie wskazywało by cokolwiek podejrzewała. Była taka sama jak w dniach poprzedzających zdarzenie w samochodzie – coraz pewniejsza siebie i próbująca przejmować inicjatywę (niekiedy jej na to pozwalał, choć na swoje szczęście nie próbowała powtarzać tego co go tak wściekło, chyba sama doszła do wniosku, że przesadziła). Ale o Izę wciąż się martwiła.
Jednak to wszystko nie mogło im wystarczyć na dłuższą metę, dlatego po tych trzech tygodniach w końcu tam wrócili...
Czarna Strzała wierciła się, próbując uwolnić swoje, znajdujące się za jej plecami, ręce, choć wiedziała, że to bez sensu. Jej przeciwnik umieścił je w czymś co przypominało wielką skórzaną rękawicę, która dodatkowo była przyczepiona do jej szyi. Pozycja w jakiej były one umieszczone była daleka od ideału, ale nie to martwiło Strzałę. Martwiło ją to, że pomijając ustrojstwo na jej rękach była naga. Martwiło ją to, że jej strój leżał obok niej, poza jej zasięgiem. Martwiło ją, że niedaleko od niej stał jej śmiertelny wróg i spoglądał na nią uśmiechając się. Martwiło ją, że ma w ręku bat.
– Miło, że wpadłaś, Strzało – powiedział do niej Piorun.
– Pierdol się, chuju! – wykrzyczała w odpowiedzi.
Bat nie trafił jej, ale uderzył na tyle blisko, że mimowolnie się wzdrygnęła.
– Mówiłem ci, że nie lubię takiego słownictwa w ustach kobiet, z którymi planuję uprawiać seks. Powinnaś to wiedzieć.
Zazgrzytała zębami ze złości. No tak, to nie pierwszy raz, gdy znalazła się w takiej pozycji. Tak po prawdzie ostatnio zdarzało się jej to raczej regularnie, a każda kolejna porażka tylko zwiększała w niej pragnienie zemsty, co sprawiało, że jej kolejny atak był jeszcze bardziej nieprzygotowany, co sprawiało, że znów ją pokonywał i tak dalej.
– Popełnisz w końcu błąd – powiedziała z niezmąconą pewnością siebie – a wtedy dopiero zobaczysz co to są tortury ty i ta twoja dziw...aaaaaaa!
Tym razem bat trafił w pośladek. Zabolało. I to bardzo. Po chwili dostała w drugi . Rozwścieczyło to ją nie na żarty i pomimo tego, że jej ręce były unieruchomione, spróbowała go zaatakować, jednak on dość łatwo uniknął jej skoku, a potem dodatkowo uchronił ją przed roztrzaskaniem głowy o podłogę chwytając ją w pół.
– Nieładnie – mruknął – wiesz, jak na kogoś o ksywie Strzała jesteś raczej wolna.
– Zdejmij to ze mnie to zobaczysz jaka jestem szybka – powiedziała bezskutecznie próbując uwolnić się z jego uścisku.
– Już z ciebie trochę rzeczy zdjąłem – odciął się.
Mocno ją zezłościła ta uwaga, więc zaczęła się szarpać ze zdwojoną siłą.
– Oooo, chcesz, żebym cię puścił, proszę bardzo – powiedział i bezceremonialnie rzucił ją na ziemię.
Na chwilę straciła oddech, jak na obrońcę dobra i sprawiedliwości znęcanie się nad nią przynosiło mu zdecydowanie zbyt dużo radości. Nim zdążyła się pozbierać, zauważyła koło swojego policzka jego penisa.
– Zabieraj go bo go zaraz stracisz! – zagroziła.
– Nie sądzę – uśmiechnął się – ostatnim razem zajmowałaś się raczej czymś innym niż gryzieniem.
Zazgrzytała zębami. Faktycznie poprzednim razem doprowadził do tego, że niemal błagała o to by go skosztować. Ale on na pewno użył wtedy jakiegoś afrodyzjaku! To się nie powtórzy, solennie przyrzekła sobie wtedy, że nawet, gdyby zdarzyło się, że jakimś cudem znów przegra to za nic w świecie tego nie zrobi. Choć teraz, gdy był tak blisko i jej nos wyczuł jego...męski zapach, zaraz poczuła jak do ust napływa jej ślina. A może by tak...Nie! Musi być twarda. Pozwoli mu się trochę potorturować i dopiero wtedy to zrobi. Po zawarciu tego kompromisu z samą sobą demonstracyjnie odwróciła głowę. On chwilę stał przed nią, po czym odszedł, tam, gdzie leżał ten jego kretyński strój, który zdążył z siebie zdjąć.
– Co ty robisz? – spytała.
– Idę sobie – odpowiedział Piorun.
– A ja?
– Co, ty? Chcesz, żebym powiadomił rodzinę? Albo zadzwonił na policję?
– Nie – i jej oczy, zupełnie przypadkowo, powędrowały w kierunku jego krocza.
– Ach, więc o to chodzi.
Ponownie się do niej zbliżył i stanął przy niej. Starała się odwracać wzrok, ale jakoś tak się działo, że jej oczy ciągle kończyły na jego członku. Zrezygnowana, skierowała swoje usta w jego kierunku i...napotkała pustkę. Cofnął się o kilka kroków.
– Co ty?
– Czyli jednak po to przyszłaś?
Jego penis znów znalazł się przed jej twarzą. O nie! Ona na pewno nie...nim zdążyła dokończyć swoją myśl zauważyła, że jakimś cudem jej język zaczął przesuwać się po główce jego członka.
– No widzisz, nie można było tak od razu? – gdyby chociaż mogła nie słyszeć tego głosu byłaby szczęśliwa – przecież to oczywiste, że po to tu przyszłaś.
Chciała zaprzeczyć, ale nie chciała wyjmować z ust jego penisa, który nagle znalazł się bardzo głęboko, prawie dotykał jej gardła, więc tylko zaburczała, niezbyt głośno na co on nie zwrócił uwagi.
– W końcu to dlatego nie ubrałaś majtek.
Wcale nie dlatego! Po prostu może się ubierać jak chce i akurat dzisiaj postanowiła nie włożyć majtek. To nie ma żadnego związku z… Przestała na chwilę myśleć, bo trudno to robić walcząc o zachowanie przytomności, której może pozbawić penis znajdujący się bardzo głęboko w ustach.
– Wiesz – zachowywał się jakby nie zauważył jej kłopotów – zastanawiam się po co to całe udawanie złej, kiedy wszystko czego potrzebujesz to czyjaś twarda ręka i kutas w ustach. Bo to o to chodzi, prawda? Te twoje stroje…
Na chwilę pozwolił jej na złapanie oddechu, natychmiast odpowiedziała:
– Pierdol się pojebie! Jak tylko się uwolnię to...mmmmm...
– Bardzo długo się uczysz. A przecież chodziło tylko o to by zwrócić moją uwagę, prawda? Po to był ten napad na bank? Bo stęskniłaś się za mną?
Gówno prawda! To znaczy, faktycznie chciała zwrócić na siebie jego uwagę, ale po to by wciągnąć go w pułapkę. I to zadziałało! Prawie… Bo jednak nie planowała, że będzie pieścić go swoim językiem, nie żeby jej to przeszkadzało, to było całkiem fajne zajęcie. Ale nie to było jej celem!
Tymczasem Piorun wycofał swojego kutasa z jej ust i oznajmił:
– Teraz dochodzimy do momentu, gdy obiecujesz poprawę, a ja w zamian za to daję ci to czego potrzebujesz.
Strzała postanowiła, że to ONA da MU tego co on potrzebuje, czyli spuści mu solidne lanie. Gdy podejmowała tę decyzję zapomniała o tym, że jej ręce są unieruchomione, a mimo to początkowo osiągnęła sukces. Skoczyła na niego, przewrócili się na podłogę i podczas szamotaniny, która się wywiązała, ponieważ nie mogła użyć rąk, użyła zębów i lekko ugryzła go w ramię. I to był koniec jej przewagi, bo on rozeźlony, gwałtownie zrzucił ją z siebie i nim zdążyła się zorientować co się dzieje leżała przełożona przez jego kolano. Pierwszy klaps spadł na nią niespodziewanie, krzyknęła zaskoczona, kolejnych ciosów już się spodziewała, ale niewiele jej to pomogło. Gdyby miała na sobie strój to mogłaby przetrwać o wiele potężniejsze uderzenia ale w sytuacji w jakiej się znajdowała nie była w stanie nie krzyczeć. Gdy na chwilę przerwał wolała nie wiedzieć jak wygląda jej tyłek.
– A teraz – głos Pioruna ociekał nieznośną pewnością siebie – przeprosisz za swoje zachowanie i obiecasz, że od tej chwili będziesz grzeczną dziewczynką.
Była o krok od poddania się, ale jednak uniosła się dumą:
– Wal się pojebie!
Szybko pożałowała swoich słów, bo choć nie była pewna, czym dokładnie uderzył ją tym razem, to było to coś przy czym poprzednie klapsy wydawały się delikatnymi pieszczotami. Dwa razy wystarczyły by zapomniała o dumie i honorze i prosiła o litość:
– Przepraszam, przepraszam!
On jednak albo jej nie słyszał albo udawał, że jej nie słyszy, bo przyłożył jej jeszcze z jakieś dziesięć razy, zanim jej krzyki sprawiły, że zapytał:
– Masz coś do powiedzenia?
– Przepraszam – powiedziała słabym głosem Strzała.
– Mhm i co jeszcze?
– Będę... – przełknęła swoje upokorzenie – będę grzeczną dziewczynką.
– Bardzo dobrze – pogłaskał ją po głowie – czyli nie będzie już żadnych napadów na banki, żadnych ataków na posterunki policji?
– Nie będzie – obiecała absolutnie pokonana.
– No dobrze, pozostała jeszcze jedna rzecz – powiedział wyciągając skądś nóż i sięgając po jej kostium.
– Nie! – krzyknęła.
– Nie? – popatrzył na nią – Przecież i tak już ci nie będzie potrzebny. Ale może wystarczy go tylko trochę zmodyfikować.
Mogła tylko bezsilnie patrzeć jak on manewruje trzymanym w ręku ostrym narzędziem i masakruje za jego pomocą jej strój. Gdy skończył rzucił:
– Chodź tu!
Jakoś zdołała wstać bez pomocy rąk. Gdy podeszła ku jej przyjemnemu zdziwieniu on je uwolnił, potarła mocno zdrętwiałe dłonie, ale on nie zostawił jej w spokoju na długo, zaraz zażądał:
– Załóż strój!
Nadzieja ponownie zagościła w jej sercu, wprawdzie został on nieco zmasakrowany, ale może wciąż dzięki niemu będzie mogła odzyskać swoją moc. A wtedy pokaże Piorunowi jak wyglądają prawdziwe tortury, pożałuje dnia, w którym przybrał ten kretyński pseudonim, a najbardziej pożałuje tego, że kiedykolwiek stanął jej na drodze. Mina jej mocno zrzedła, gdy zrozumiała co dokładnie zrobił z jej kostiumem. A stało się to dopiero, gdy włożyła go na siebie. To była parodia jej dawnego stroju. Zawsze był obcisły, ale jednak zakrywał to co powinno być zakryte, teraz jej piersi otwarcie z niego wystawały. To było gorsze, niż gdyby była naga. Jej tyłek na całe szczęście był zakryty, tak jej się przynajmniej zdawało, bo nagle on pociągnął za jej spodnie, a ona poczuła na nim dotyk powietrza.
– Te ulepszenia twojego kostiumu, pozwolą ci dobrze wykorzystać twoją nową supermoc.
– Jaką supermoc? – Strzała starała się ze wszystkich sił przywołać swoje umiejętności, ale jak na złość nie udawało się.
– O taką!
Nim zdążyła się zorientować co się dzieje trzymała się jakiejś klatki, która znalazła się tu nie wiadomo jak i nie wiadomo w jakim celu. Nie za bardzo myślała o tym, skupiała się raczej na udawaniu przed sobą, że kutas, który właśnie ją penetruje nie robi na niej żadnego wrażenia. Wychodziło jej to niespecjalnie, bo trudno było tłumić jęki, gdy przyjemność jaką odczuwała nieznośnie nie chciała jej opuścić, zwłaszcza, że jego ręce cały czas tarmosiły jej piersi.
– Widzisz? Czy tak..nie jest...lepiej?
– Nie wiem...o czym...mówisz. Nic...nie czuję. Kiedy w końcu go włożysz?
Za chwilę mocno pożałowała tych słów, bo on potraktował je jak wyzwanie. Przycisnął ją do klatki, jedną z dłoni pozostawił na jej piersiach, a drugą przeniósł na jej szyję. Po czym wszedł w nią jednym, płynnym ruchem, krzyknęła, a w jej krzyku przyjemność mieszała się z bólem. Wykonał jeszcze kilka podobnych pchnięć. Strzała miała wrażenie, że klatka o którą teraz rozpaczliwie się opierała, zaraz się rozleci, ale nic takiego się nie działo.
– I co teraz?
– Nadal...nic nie czuję – jakoś zdołała wydusić z siebie te słowa.
– Doprawdy? – zdziwił się – no tak to oczywiste. Byłaś tam rżnięta tyle razy, że już nic nie czujesz.
Krew się w niej zagotowała, więc zaczęła obrzucać go stekiem wyzwisk. Ale nie pozwolił jej na to zbyt długo. Nim zdążyła się zorientować jego penis znalazł się w miejscu, w którym absolutnie nie powinien być! Nie był delikatny, a raczej wręcz przeciwnie. Wszedł w nią ostro, brutalnie i od razu w całości.
– Nadal nic nie czujesz?
Chciała mu odpowiedzieć, że oczywiście, że nic nie czuje i że może powinien się zbadać, bo może cierpi na jakąś chorobę, ale trudno jednocześnie krzyczeć wniebogłosy i zdobywać się na cięte riposty.
– Chyba...jednak...coś czujesz? – zapytał retorycznie, gdy jego biodra po raz kolejny zetknęły się z jej tyłkiem.
Przez moment miała wrażenie, że właśnie nic nie czuje, że znalazła się jakby poza swoim ciałem. Ale zaraz potem rzeczywistość brutalnie o sobie przypomniała i miała wrażenie, że sama stała się bólem, że nie ma nic innego. Ból upokorzenia spowodowanego porażką jaką przeżyła, ból jej ciała dociskanego do klatki, która choć poddawana ogromnym naciskom twardo stała, ból włosów, za które właśnie pociągnął Piorun, no i przede wszystkim bolący tyłek, który był bezlitośnie penetrowany. Brakowało jej sił, oddechu i ochoty by zrobić cokolwiek, było to dość upokarzające, choć w świetle wszystkiego co się zdarzyło z całą pewnością nie było to najgorsze. Najgorsze miało dopiero nadejść. Wstrząsnęło całym jej ciałem, tak jakby miała dreszcze z zimna, ale przy dreszczach zazwyczaj nie odczuwa się rozchodzącej się po całym ciele przyjemności, raczej nie krzyczy się wniebogłosy no i jednak stara się coś na siebie nałożyć, tymczasem Strzałę straszliwie parzył kostium, czy też jego resztki, najchętniej by się go pozbyła, ale nie było takiej możliwości. Poczuła jakąś ciepłą substancję w okolicach swojego tyłka, ale nie bardzo się tym przejmowała nie była w stanie. Jak przez mgłę widziała Pioruna, który stanął przed nią i zapytał:
– Chyba już będziesz grzeczna, prawda?
Skinęła głową, nie będąc w stanie wydobyć z siebie głosu.
– To dobrze, może policja uzna to za okoliczność łagodzącą.
– Po...policja? – jakimś cudem zdołała z siebie wykrztusić.
– A tak, zaraz będą na miejscu. Do zobaczenia...za jakieś dziesięć lat.
Wiedziała, że powinna uciekać, ale nie była w stanie ruszyć się z miejsca.
Marcin wrócił po chwili i zapytał jej:
– Jak tam? Żyjesz?
– Tak – odpowiedziała niezbyt głośno – tylko ręce mi trochę zdrętwiały.
– Kończymy na dziś?
– Myślałam, że moglibyśmy spróbować tego nowego zestawu tylko muszę trochę odpocząć.
– Dobra.
Sam miał jej to zaproponować, tylko nie był pewien czy będzie jeszcze miała siłę. W ostatnich tygodniach przetestowali niemal wszystko co się dało. Oprócz elektryczności, żadne z nich nie wracało do tego tematu.
Liny wrzynały się w jej ciało, pozycja w jakiej się znajdowała była daleka od komfortowej, a uczucie zwisania jakieś pół metra nad podłogą tylko potęgowało jej dyskomfort, choć nie tak bardzo jak fakt, że jej piersi, tyłek, a niekiedy inne części ciała były bombardowane, może niezbyt mocnymi, ale za to częstymi uderzeniami. Marcin zdecydował, że nadszedł czas by ponownie „przetestować” na niej niektóre zabawki. I robił to, wcześniej zakładając Izie opaskę na oczy i nakazując jej zgadywanie czym akurat dostała. Na początku nie trafiała niemal w ogóle, ale w końcu, z czasem, ucząc się w bólach zaczęła zgadywać poprawnie. „Umówili się” (to znaczy Marcin tak postanowił), że jeśli uda się jej się zgadnąć dziesięć razu z rzędu to zabawa zostanie zakończona.
Kolejne uderzenie spadło na jej tyłek.
– Co to było? – usłyszała.
– Palcat! – odpowiedziała natychmiast.
– Dobrze – potwierdził. – To już dziewięć. Jeszcze raz i koniec.
Sprężyła się oczekując kolejnego uderzenia, ale zamiast tego zaledwie ją musnął. Skąd ona mogła wiedzieć co to kurwa było? Spróbowała strzelić:
– Średni bat?
Nie odpowiedział od razu, zamiast tego przesunął trzymanym w ręce przedmiotem po jej ciele. Zorientowała się, że nie trafiła:
– Mały! – udzieliła spóźnionej odpowiedzi.
– Za późno – stwierdził – wiesz, ty chyba robisz to specjalnie. Podoba ci się to, co?
Gwałtownie pokręciła głową, a on odpowiedział poprzez ściągnięcie jej opaski z oczu. Pozwolił by jej oczy ponownie dostosowały się do światła i powiedział:
– Doprawdy? Sprawdźmy.
Przeszedł za nią i zweryfikował jej słowa. Gdy ją dotknął nie zdołała powstrzymać westchnięcia, doskonale wiedziała, co poczuł.
– No proszę, prawie jebana fontanna. Sama zobacz.
Te ostatnie słowa zostały wypowiedziane, gdy już ponownie stał przed nią i podstawił jej przed oczy swoje dwa palce, na których faktycznie coś było, domyślała się co to, nie było to trudne. Za chwilę skierował je do jej ust, nie stawiała mu oporu i posłusznie posmakowała samą siebie. Było to uczucie dziwne, ale nie nieprzyjemne, starała się tę czynność przedłużyć świadoma, że w ten sposób odwleka kolejne baty jakie nieuchronnie na nią spadną. Ku jej przyjemnemu zaskoczeniu on jednak uznał najwyraźniej, że już wystarczy albo po prostu nie mógł się już dłużej powstrzymywać. Jego penis znalazł się na wierzchu i kierował się do jej ust. Posłusznie ponownie je otworzyła…
Woda zaczęła wdzierać się do jej płuc, miała wrażenie, że zaraz się udusi. Rozpaczliwie się szarpała, ale ręka, która trzymała jej głowę była pewna i mocna. Gdy już myślała, że straci przytomność wyciągnął ją na powierzchnię.
– To co wystarczy? – zapytał.
– Jeśli tylko na tyle cię stać – odpowiedziała – bo ja wytrzymam o wiele...
Nie zdążyła dokończyć, bo jej głowa znów znalazła się pod powierzchnią. Nałykała się przy okazji trochę wody, ale na tyle niedużo, że się nie zakrztusiła. Jednocześnie on wykorzystał jej pozycję ponownie w nią wchodząc. Walcząc o powietrze czuła narastającą euforię, tego właśnie potrzebowała, utraty kontroli i walki o przeżycie, nawet jeśli była tylko udawana.
Iza miała wrażenie, że zaraz oszaleje. Nie miała nic na sobie, ale nie trzęsła się z zimna tylko z żądzy. Była unieruchomiona w jakimś metalowym ustrojstwie, które sprawiało, że została zmuszona do zajęcia pozycji klęczącej. To akurat jej nie przeszkadzało, za to niesamowicie irytował ją wibrator przyklejony do jej ud. Był umieszczony na tyle blisko jej cipki, że nieustannie ją stymulował, ale jednocześnie na tyle daleko, że nie miała szans na osiągnięcie orgazmu. Sytuację jeszcze pogarszało dildo lekko wchodzące w jej tyłek. Było ono umieszczone na końcu maszyny, który poruszał się w przód i w tył. Problem polegał na tym, że choć docierało ono do niej i również zwiększało jej podniecenie to nie wbijało się w nią wystarczająco głęboko by przynieść jej ukojenie. To oczywiście nie było przypadkowe, Marcin sobie to wszystko rozplanował. Najgorsze było, że nie mogła nawet błagać go o orgazm, bo uniemożliwiał jej to knebel znajdujący się w jej ustach. Sama była sobie winna, zamiast uznać, że zapowiedź Marcina, że „teraz wyciągnie z niej dwadzieścia orgazmów” to zwykłe straszenie, które czasem wobec niej stosował, oznajmiła mu, że „chyba go do reszty pokurwiło”. Spodziewała się, że po prostu wymierzy jej kilka solidnych uderzeń batem, ale zamiast tego postanowił ukarać ją w inny sposób. Trzeba przyznać, że zrobił to skutecznie. Gdyby tylko mogła obiecałaby mu złote góry, byle tylko móc poczuć to słodkie uczucie osiągania spełnienia. To nie musiałby być taki wielki ekstatyczny orgazm, jaki Marcin potrafił niekiedy wydobyć z jej ciała, wystarczyłby jej taki mini, malutki. I wystarczyłby jeden, nie dwadzieścia. Ale w tej sytuacji nawet na taki nie miała żadnych szans. Stanął przed nią. Spojrzała na niego, starając się przybrać błagalny wyraz twarzy.
– Wygląda na to, że twoja sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia. Ale mogę ci pomóc. Musisz tylko o to poprosić.
Natychmiast spróbowała zasypać go potokiem słów, ale zostały one stłumione przez ten pieprzony knebel. Uniósł brwi:
– Przepraszam nie mogę cię zrozumieć. Ale najwyraźniej twoja sytuacja nie jest tak zła jak mi się wydawało, jeszcze raz przepraszam.
Na nic zdały się jej jęki protestu.
Iza była zła. Nie dlatego, że Marcin pokrył prawy bok jej ciała spinaczami połączonymi liną, nie dlatego, że w każdej chwili mógł je z jej ciała zerwać, nie przeszkadzało jej również, że na jej sutkach były zapięte klamerki, połączone dość ciężkim łańcuchem. Nie przeszkadzało jej również, że rozkazał jej dotykać się, tak by znajdowała się blisko orgazmu, ale by w żadnym razie go nie osiągnąć, kazał jej to robić na tyle często, że przyzwyczaiła się do tego...prawie. Natomiast przeszkadzało jej to co kazał jej mówić. Nie miała problemu z tym, że musiała opowiadać, że zawsze go pragnęła, że bez niego jej życie nie miałoby sensu, bez odrobiny wahania oznajmiała, nie mijając się zresztą specjalnie z prawdą, że należy do niego, że stawi się gdziekolwiek i kiedykolwiek on jej rozkaże. Natomiast z wielką trudnością przychodziło jej odpowiadać na pytania w stylu:
– Jesteś słodką dziewczynką, prawda?
Miała wielką, naprawdę wielką ochotę kazać mu spierdalać, ale wiedziała jakie będą tego konsekwencje. Nie miała wyboru.
– Tak, jestem – powiedziała przez zaciśnięte zęby.
– Szybciej – polecił i jej ręka niemal automatycznie wykonała polecenie i przyspieszyła swoje ruchy. Było jej coraz trudniej zachować kontrolę , ale on nie odpuszczał – jesteś kim?
– Jestem...jestem – musiała walczyć z wieloma przeciwnikami: wstydem, złością, podnieceniem i coraz bardziej zbliżającym się orgazmem, co sprawiło, że nie wypowiedziała tego czego żądał, a przynajmniej nie zrobiła tego wystarczająco szybko.
– Zabieraj rękę – padło polecenie.
– Ale...
Nie wszystkie ich „zabawy” ograniczały się do tamtego miejsca.
Serce Izy waliło tak głośno, że dziwiła się, że nikt poza nią tego nie słyszy. Jechała autobusem, była ubrana w króciutką spódniczkę, pod którą nie miała majtek i prześwitującą bluzkę, która także nie pozostawiała zbyt dużego pola do domysłów. Jeszcze miesiąc temu, ba, jeszcze dwa tygodnie temu nie założyłaby na siebie z własnej woli czegoś takiego. Oczywiście teraz też nie założyła tego z własnej woli, w ogóle w ostatnim czasie nie była do końca pewna jakie działania podejmuje z „własnej woli”.
W każdym razie znajdowała się niemal rozebrana w publicznym autobusie i miała wrażenie, że wszystkie oczy są w nią wlepione. Niby była do tego przyzwyczajona, ale jednak powód tego był przynajmniej w części zupełnie inny. Miała wrażenie, że zaraz...
Poczuła dotyk dłoni na pośladku, momentalnie się usztywniła. Ręka spokojnie eksplorowała jej ciało, jej właścicielowi się nie spieszyło. Iza nie wiedziała co robić. To chyba Marcin, tak jak się umówili? Ale dlaczego nic nie mówi? A jeśli pomyliła autobusy? A co jeśli wsiadła do innego i właśnie pozwala się molestować komuś obcemu? Do ręki, która już od dobrej chwili zajmowała się ściskaniem jej pośladka, dołączyła kolejna i zajęła się drugą częścią jej tyłka. Nie wytrzymała i już miała się odwrócić, gdy usłyszała ściszony głos Marcina:
– Spokojnie.
Poczuła jak spływa na nią ulga. Na całe szczęście to on.
– Nie założyłaś majtek – wymruczał – niegrzeczna dziewczynka.
Jej serce ponownie przyspieszyło, choć innego powodu niż poprzednio, zwłaszcza, że jedna z jego dłoni zmieniła obszar zainteresowania. Z najwyższym trudem stłumiła jęk.
– Spokojnie – powtórzył – chyba nie chcesz, żeby ktoś pomyślał, że nie jesteś porządną dziewczyną?
Chciał coś jeszcze dodać, ale akurat wtedy kierowca gwałtownie zahamował i obydwoje polecieli do tyłu, tak nieszczęśliwie, że jakaś dziewczyna oblała ich sokiem, cali byli pokryci klejącą substancją. Nieźle ich to zdenerwowało, ale przepraszała ich tak gorliwie, że jej odpuścili. Ich zabawa została jednak przerwana.
Była jeszcze ta obiecana jej wcześniej wycieczka z Nadią.
Akurat tego dnia Iza nie spodziewała się czegokolwiek, bo wiedziała, że Nadia wybiera się z Marcinem do kina. Uznawała, że zdecydowanie przyda im się odpoczynek od siebie, bo ostatnio doszło do tego, że spędzali ze sobą więcej czasu niż którekolwiek z nich z Nadią. To była oczywista recepta na katastrofę, czy też raczej na jej przyspieszenie.
Dlatego też zaskoczyło ją pukanie do drzwi.
Marcin nie był ostatnio w najlepszym stanie. W zasadzie czuł się w miarę dobrze, tylko, gdy Iza znajdowała się w pobliżu. Jego myśli krążyły wokół bardzo niebezpiecznych rejonów. Miał wielką ochotę zaproponować Izie, by wyjechali gdzieś na zawsze, ale wiedział, że ona za żadną cenę nie zostawi Nadii. Zaczął nawet myśleć o tym by ją po prostu porwać, wywieźć gdzieś i przekonać by została z nim. To nie były poważne myśli, nie podjął żadnych działań zmierzających w tym kierunku, ale już samo to, że się pojawiły bardzo go niepokoiło. Wiedział co powinien zrobić, powinien zostawić to wszystko, Nadię, Izę i resztę, pierdolić to i wyjechać gdzieś daleko. Tak by było najlepiej i najbezpieczniej, nie tylko dla niego, ale także dla nich. Ale nie był w stanie tego zrobić.
Miał nadzieję, że tego dnia uda mu się wypróbować nową zabawkę, ale nie chciał by inicjatywa zaproszenia Izy wyszła od niego. Nadia go nie rozczarowała, szybko wystąpiła z takim pomysłem, nawet nie musiał jej specjalnie podpuszczać.
Gdy już znalazł się w ich domu wziął głęboki oddech. Nie chciał spieprzyć sprawy, ale nie miał zamiaru odpuścić sobie zabawy jaką zaplanował. Pozwolił jednak Nadii na przekonanie Izy do ich planów, nie sądził by miała z tym wielkie problemy.
To była Nadia. Iza pomyślała, że pewnie chce ją poinformować o tym, że wychodzą.
– Ubieraj się, idziesz z nami, czas, żebyś się wreszcie ruszyła – oznajmiła jednak jej przyjaciółka.
– Daj spokój – Iza poczuła jak jej puls przyspiesza – nie chcę wam przeszkadzać.
– Nie będziesz – oznajmiła stanowczo Nadia i dodała – jak nie pójdziesz to my też nigdzie nie pójdziemy.
Iza demonstracyjnie spojrzała w górę, ale wiedziała dokąd to wszystko zmierza, więc uległa temu szantażowi.
– No dobrze – westchnęła.
– Super! No to ubieraj się!
Kompletnie nie zaskoczyło jej, że zaraz później w jej pokoju pojawił się Marcin, spodziewała się tego, a nawet tego oczekiwała.
– Tylko nie przesadź ze strojem...Nie chcielibyśmy, żeby Nadia nabrała podejrzeń.
Spojrzała na niego ze złością, jeśli zdarzało się jej ubierać zbyt...odważnie to był to jego pomysł! Nie wyraziła tego jednak na głos.
– Oczywiście, panie – odpowiedziała zamiast tego.
– Nie musisz zakładać mojego prezentu – dyskretnie odetchnęła z ulgą. Zdążyła się już nieco przyzwyczaić, że jej tyłek jest dość często okupowany, jednak wciąż nie było to przyjemne – mam dla ciebie za to coś innego – no tak. Musiał być jakiś haczyk.
Spojrzała na to co trzymał w ręku. To był podłużny zakrzywiony, różowy przedmiot.
– Czy to jest…?
– Aha. Zakładaj.
Biorąc pod uwagę to, że w każdej chwili mogła nakryć ich Nadia, Iza nie traciła czasu, błyskawicznie zdjęła z siebie spodnie i bieliznę i umieściła w sobie, coś co jak zdążyła się domyślić było wibratorem, tylko jak on… Odpowiedź na jej niedokończone i niezadane pytanie, padła natychmiast, Marcin wykonał jakiś gest i poczuła jak znajdujący się w jej cipce przyrząd zaczął wibrować. Jęknęła cicho.
– Uwaga – ostrzegł ją Marcin – żebyś nie zdradziła się przy Nadii.
– Jeśli go wyciągniesz wtedy na pewno się nie zdradzę.
– Niezła próba – zaśmiał się – ale jeśli go wyciągnę będzie mniej zabawnie. A tego byśmy nie chcieli.
Faktycznie było zabawnie. Przynajmniej dla niego. Z niemałym rozbawieniem obserwował jak Iza stara się zachować spokój, gdy jest pytana przez Nadię, co by chciała zjeść (postanowili przed kinem skoczyć na jakiś obiad). Nie wrzucał jej na najwyższe obroty (pilot miał aż dziesięć różnych poziomów intensywności), ale ten którego używał wystarczył, by niespokojnie się wierciła i posyłała mu ukradkiem błagalne spojrzenia, które z dużą przyjemnością ignorował. Gdy usiedli nieco zwiększył częstotliwość wibracji.
Iza nie miała pojęcia dlaczego Nadia tak się zachowuje. Przecież musiała coś usłyszeć albo zauważyć! Wibracje były dość głośne, a ona sama trzęsła się i miała wrażenie, że pot pokrywa całe jej czoło. Ale jej przyjaciółka szczebiotała jak zwykle. Gdy w końcu zaczęli jeść, zamilkła na chwilę i skupiła się na jedzeniu. Iza nie jadła dużo, nie było jej to w głowie, w ogóle nie czuła się głodna, starała się tylko wzbudzać w Nadii żadnych podejrzeń. Marcin trochę jej odpuścił, nie zostawił jej w spokoju, ale też nie posługiwał się pilotem zbyt często i nie wrzucał większych obrotów.
Korzystając z tego zamyśliła się. Wróciła do tematu, który wręcz zadręczał ją od jakiegoś czasu. Wszystko co się działo w ostatnich miesiącach zmierzało w jednym kierunku – kompletnej katastrofy. Tak ona jak i Marcin byli tego świadomi, ale żadne z nich nie robiło nic by jej zapobiec. Gdy patrzyła na zarumienioną Nadię, która, gdy tylko zaspokoiła swój pierwszy głód natychmiast zaczęła ponownie trajkotać, poczuła ciężar na dnie żołądka, tak jakby miała za chwilę zwrócić tę niewielką ilość pożywienia, którą zdołała w siebie wmusić. Była obrzydliwa, jedyne, w miarę uczciwe wyjście z tej sytuacji, to było wyznanie wszystkiego Nadii, przyznanie, że totalnie wszystko spierdoliła i...co dalej? Trudno było sobie wyobrazić, by ich relacje (o ile jeszcze będą istniały) były, takie jak przedtem. Nie było zresztą sensu o tym myśleć, bo wiedziała, że niczego nie wyzna. Potok tych ponurych myśli przerwały podniesione głosy. Marcin i Nadia spierali się...o istnienie Boga?
– W świetle nauki nie ma miejsca na boską ingerencję... – oświadczył Marcin z wyższością
– Nieprawda, nie wiemy wszystkiego chociażby o początku Wszechświata, więc nie możesz tak mówić – odparowała Nadia.
– To co o nim wiemy absolutnie nie zgadza się z opisem biblijnym – zaczynał sprawiać wrażenie zirytowanego.
– A właśnie, że nie. Jak chodzi o kolejność...
– Świat nie powstał w siedem dni – wszedł jej w słowo Marcin.
– Tego nie można odczytywać dosłownie – żachnęła się Nadia.
Iza straciła zainteresowanie rozmową, która zresztą toczyła się w zbyt szybkim tempie i nie wszystko było dla niej zrozumiałe. Już miała ponowić ponure rozważanie swojej sytuacji, gdy zorientowała się, że Nadia coś do niej mówi:
– ...co o tym myślisz Iza? – wyłapała tylko końcówkę.
Nie była pewna o co została zapytana, ale miała nadzieję, że nie zdążyli zmienić tematu.
– No, ktoś musiał to wszystko stworzyć – odpowiedział zataczając ręką naokoło.
Z triumfalnego uśmiechu Nadii wniosła, że trafiła, że wciąż dyskutowali o tym samym. Gdy wstawali od stołu, Marcin zdołał wyszeptać jej do ucha:
– Wiesz, bałem się, że powiesz, że to ja jestem twoim bogiem.
Otworzyła usta chcąc odpowiedzieć, ale natychmiast je zamknęła, bo poczuła wibracje. Zanosiło się, że podczas seansu będzie siedzieć na krawędzi fotela i to bynajmniej nie dlatego, że film będzie taki interesujący.
Film w rzeczy samej nie był zbyt ciekawy, przynajmniej według Izy, bo Nadia i Marcin sprawiali wrażenie zainteresowanych tym co się dzieje na ekranie, podczas gdy ona, gdyby nie jej sytuacja ziewałaby z nudów. Postacie smętnie przesuwały się po ekranie, z rzadka coś do siebie mówiąc, a jedynie obdarzając siebie różnymi spojrzeniami. W pewnym momencie Nadia zaczęła się wiercić i oznajmiła, że nie wytrzyma i musi pójść do łazienki. Iza chciała pójść z nią, ale bała się, że Marcin ją ukarze za taki pomysł, więc została na miejscu.
Marcin przesiadł się na miejsce, które opuściła Nadia i zwrócił się do Izy.
– Widzę, że średnio interesuje cię film. Mam dla ciebie coś ciekawszego – nie był zbyt subtelny.
– Nadia może zaraz wrócić!
– No to chyba powinnaś przestać tracić czas i się pospieszyć.
Teoretycznie mogła odmówić. Ale to było naprawdę czysto teoretyczne, co on jej zresztą natychmiast uświadomił, wysyłając między jej nogi potężne wibracje. Stłumiła krzyk, sala była prawie pusta, więc na szczęście nikt nie zwrócił na nich uwagi. W tej sytuacji zrobiła jedyną rzecz jaką mogła zrobić. Niemalże zanurkowała po jego kutasa, choć on tym razem nie ułatwił jej zadania i musiała sama wydobyć go na wierzch, przynajmniej nie zabronił jej użycia rąk. Nie zaskoczyło jej, że był już sztywny, podejrzewała, że od początku filmu czekał na to by Nadia gdzieś poszła, kto wie, może nawet w jakiś sposób to spowodował. Generalnie robienie mu laski nie było dla niej żadnym problemem, tak jak i wstrzymywanie oddechu, gdy czy to z powodu braku cierpliwości, czy to dlatego, że tak było mu przyjemniej, dopychał jej głowę swoimi rękami.
Kurwa! To nie była tylko praktyka, to musiała być kwestia wrodzonego talentu, bo jednak niemożliwe, żeby kilka miesięcy, dość intensywnego, co prawda, „treningu” doprowadziło ją do takiej biegłości. Marcin może nie był ekspertem co do kobiet, które oferują swoje wdzięki za pieniądze, ale parę razy zdarzyło mu się skorzystać z ich usług, głównie z ciekawości. Bez wątpienia jednak żadna z nich nie mogła równać się z Izą. Może wynikało to z tego, że one robiły to głównie dla zarobku, a Iza robiła to z pasji. Postanowił troszkę jej pomóc i ustawił wibracje gdzieś w połowie skali.
Nagłe przyspieszenie wibracji wytrąciło ją z rytmu, jedynym co sprawiło, że jej krzyk nie był słyszany na niemal całej sali kinowej, było to, że jego członek znajdował się w jej ustach. Mimo wszystko odgłos jaki wydała był dość głośny, na dodatek zaczęła mocno się dławić. On zorientował się, że coś jest nie tak, więc pociągnął ją za włosy, mogła dzięki temu nabrać w płuca trochę powietrza.
– Jednak potrzebujesz jeszcze trochę praktyki – powiedział.
Iza nie była do końca pewna co nastąpiło później. To znaczy udało jej się to zrekonstruować w pamięci, ale to były bardziej domysły niż to co faktycznie wtedy odczuwała i co pamiętała.
Nie dał jej czasu na odpowiedź, natychmiast zmusił ją do powrotu do wykonywanej czynności. Ale ona miała problemy z powrotem do wcześniejszego rytmu, uznał więc, że musi jej pomóc, zwłaszcza, że wydawało mu się, że Nadia wraca z łazienki. Zrobił, więc jedyną rzecz jaka mu przyszła na myśl. Z całej siły docisnął jej głowę do swojego krocza. Na szczęście wystarczyło, czy to ze względu na ryzyko bycia przyłapanym przez Nadię, czy też dlatego, że Iza wcześniej wykonała tak dobrą robotę, w każdym razie zajęło mu tylko jakieś dziesięć sekund, by uwolnić swoje nasienie wprost do jej gardła. Gdy nie podnosiła się przez dłuższą chwilę zaniepokoił się nie na żarty. Chwycił ją za włosy, ale, pomimo mroku jaki panował w kinie ku swojej uldze zobaczył, że jest przytomna, choć nieco „sfatygowana”. Przesiadł się z powrotem na swoje miejsce ani o chwilę za późno, bo zaraz wróciła Nadia i zapytała:
– Przegapiłam coś ważnego?
Następnym co w miarę pamiętała był słony posmak w ustach, a obok niej znajdowała się Nadia, która najwyraźniej wróciła z toalety. Film chyba miał się ku końcowi, bo aktorzy mówili trochę więcej i szybciej niż na początku, co nie zmieniało faktu, że ona w ogóle nie była zainteresowana tym co się dzieje na ekranie. Przez ostatnie pół godziny nudziła się niemiłosiernie, bo Marcin zupełnie zaniechał dręczenia jej, z trudem dotrwała do końca. Gdy wychodzili, Marcin chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie. Zaniepokojona spojrzała na Nadię, ale jej uwagę akurat przykuło coś innego.
– Wszystko w porządku? – zapytał ją.
– Tak – odpowiedziała zdziwiona.
Czemu miało być nie w porządku? Jasne, przez moment poczuła się nie za dobrze, ale nie zauważyła by dotychczas specjalnie się tym przejmował, pomijając ten jeden incydent, ale wtedy naprawdę spanikowała. Jego troska, choć zaskakująca, sprawiła jej przyjemność.
Naprawdę na moment się przestraszył, że coś jej zrobił, na całe szczęście, choć wyglądała na lekko wstrząśniętą nic nie wskazywało by stała się jej jakaś trwała krzywda. Czuł się...dziwnie, nie po raz pierwszy obawiał się, że kogoś uszkodził, ale dotychczas zawsze było to spowodowane tym, że bał się ewentualnych konsekwencji, uczucia drugiej osoby miał gdzieś. A teraz...oczywiście nie stał się altruistą, wciąż miał na względzie przede wszystkim własne dobro i przyjemność, ale zaczynał się o nią troszczyć i naprawdę przejmować się tym co się z nią dzieje. Przyłapał się na tym, że nie odrywa od niej wzroku. A przecież widział ją wcześniej wielokrotnie i to w sposób bardziej kompletny i w o wiele bardziej erotycznych sytuacjach. A to jednak teraz jego wzrok intensywnie wwiercał się w jej twarz. Pomyślał sobie, że przecież wcale nie musi tak być. Nie musi tak być, że muszą się chować i ukrywać. Przecież, gdyby to wszystko uczynić oficjalnym... Puścił wodze fantazji i zaczął sobie wyobrażać jak wraca z domu, po ciężkim dniu pracy i ona kończy gotować obiad. Jest prawie naga i gdy już skończą jeść, zabiera ją do specjalnego pokoju, gdzie... Albo jeszcze lepiej, idą zjeść na miasto i tak jak mu opowiadała (to nie było dawno, a czuł jakby upłynęła od tego czasu cała epoka) zsuwa się na kolana i... Albo może zabiera ją do jakiegoś klubu BDSM, wszystkie oczy na nich spoczywają, ale im to nie przeszkadza, a on nie zamierza się nią dzielić. Zorientował się, że ktoś nim potrząsa.
– Śpisz? Mówię do ciebie – to była Nadia, ale na całe szczęście nie była zła, jej twarz była cała roześmiana, więc dość łatwo udało mu się obrócić wszystko w żart. Przy okazji przypomniał sobie o pilocie spoczywającym w jego kieszeni. Skoro z Izą wszystko było w porządku to może jeszcze trochę się zabawić.
Iza starała się nie myśleć o konsekwencjach tego co robi. Przychodziło jej to z przerażającą łatwością, w zasadzie jedyne co się dla niej liczyło to kolejne spotkanie z Marcinem. Nie było tak, że nie czuła wyrzutów sumienia wobec Nadii, niekiedy się pojawiały, ale coraz rzadziej i były coraz słabsze. To, że to wszystko musi pierdolnąć z wielkim hukiem było dla niej jasne jak Słońce, więc korzystała z tego póki mogła. Raz jeden w życiu przeżyła coś podobnego. Faktycznie przez jakiś czas odczuwała wtedy euforię. I ostatecznie skończyła na ławce w parku i gdyby nie spotkała wtedy Nadii...kto wie gdzie by ją to wszystko zaprowadziło. Teraz było inaczej, jednak była pewna, że gdy się to wszystko skończy będzie źle.
Marcin znowu o niej myślał. Wziął do ręki telefon. Zawahał się przez moment, ale...w sumie czemu nie? Nie miał nic do roboty, Nadia się nie odzywała, Iza będzie musiała coś wymyślić na jej użytek, nie miał zamiaru się tym przejmować, ostatnio bywał wobec niej zbyt delikatny. Niestety jego plany spaliły na panewce, Nadia przesłała mu wiadomość „Będę za dziesięć minut”. Nieco wytrąciło go to z równowagi, powinna się zapowiedzieć wcześniej. Ale skoro pozbawia go towarzystwa Izy to...cóż. Zresztą już od jakiegoś czasu planował jej się zrewanżować za ten numer z minetą, o którym bynajmniej nie zapomniał.
Przewidziała czas swojego przybycia niemalże co do sekundy. Choć ostatnio mniej zwracał na nią uwagę, to tym razem, gdy tylko ją ujrzał poczuł natychmiastowe podniecenie. Jeśli chciała zrobić na nim wrażenie to w pełni jej się to udało. Na swoich stopach miała czarne buty na dość wysokim obcasie, wyżej znajdowały się także czarne rajstopy opinające jej zgrabne łydki, które wieńczyły podwiązki, których nie zasłaniała bardzo krótka czarna spódniczka. Górę stroju tworzyła cienka, oczywiście czarna, bluzeczka z głębokim dekoltem
– Wychodzimy gdzieś? – zażartował.
– Kto to wie? – uśmiechnęła się i weszła do środka nie pytając go o zgodę. Nie uskarżał się, bo dzięki temu miał okazję przyjrzeć jej się od tyłu. Był to bardzo przyjemny widok, nie dało się z tym dyskutować.
– Chcesz się czegoś napić? – zapytał.
– Najlepiej wódki – odpowiedziała i wybuchnęła śmiechem widząc jego minę – żartowałam. Może być woda albo jakiś sok.
– Jasne.
Gdy wrócił ze szklanką soku pomarańczowego sam pozwolił sobie na dowcip:
– Uważaj z tymi niezapowiedzianymi wizytami. Któregoś dnia mogę nie zdążyć ukryć jednej ze swoich ukochanych.
– Masz ich takie wiele? – spytała przeciągając się leniwie.
– Są tak liczne jak ziarna piasku na plaży – strawestował Biblię.
– Och, znam którąś? – zapytała z uśmiechem.
– Kto to wie? – bawiła go ta gra.
– A czy któraś jest ładniejsza ode mnie?
– W żadnym razie – wziął ją w ramiona. To akurat była prawda. – I wiesz co? – wyszeptał jej do ucha – żadna z nich nie pieprzy się lepiej od ciebie.
To akurat było kłamstwo, ale co tam, zadziałało, cała jej twarz oblała się rumieńcem. To była Nadia, którą znał, nie ta z ostatnich tygodni, podobało mu się to. Pociągnął ją za sobą na kanapę, nie opierała się. Całowali się gorączkowo, jakby robili to po raz pierwszy w życiu. Na jeden króciutki moment zapomniał o Izie, zatonął w ustach tej dziewczyny, z którą niby był w związku, a której ostatnio coraz bardziej miał dość. Teraz jednak jego uczucia wobec niej były diametralnie inne. Nie było w tym nic dziwnego, w końcu nie zdążyła w parę tygodni stracić swojej nieziemskiej urody. W tym momencie wydawała mu się jeszcze piękniejsza. Właśnie taka powinna być dziewczyna, chętna i gotowa, ale też dająca się prowadzić.
Włożył ręce pod jej bluzkę i ścisnął jej piersi. Były perfekcyjne, takie jak je zapamiętał. Odruchowo porównał je z cyckami Izy. Porównanie wypadało zdecydowanie na korzyść „atrybutów” Nadii, ale z drugiej strony… Było w mniejszych, choć i tak miłych w dotyku piersiach wytatuowanej dziewczyny coś co go przyciągało, jak w całej jej postaci. Nie było mu dane dłużej rozważać tego wszystkiego, bo zniecierpliwiona Nadia w ramach rewanżu wsadziła mu ręce w spodnie. W odpowiedzi pchnął ją na łóżko zrywając z niej bluzkę. Świadomość, że za chwilę się w niej znajdzie, że w końcu ukarze ją za numer, który odstawiła, sprawiła, że zapomniał o całym świecie. Dopiero, gdy wspólnym wysiłkiem zdjęli z niej spódniczkę i jego oczom ukazały się czarne majtki przez jego głowę przemknęła myśl, że coś jest nie tak...
Iza była pasażerką pociągu, którego trasa kończyła się w przepaści, w którym były zabarykadowane wszystkie okna, a on jeszcze przyspieszał. Ona sama jednak się tym nie przejmuje, siedzi w kabinie i ładuje w siebie kolejne porcje fety. W tym momencie przeglądała net zastanawiając się, co na siebie włożyć na następne spotkanie z Marcinem. Uczucia Nadii od jakiegoś czasu miała coraz bardziej gdzieś, jeśli myślała o niej to tylko jak odwlec chwilę, gdy w końcu odkryje ona prawdę. Pukanie do drzwi specjalnie jej nie zaskoczyło.
– Proszę! – powiedziała.
To rzecz jasna była Nadia.
– Otwierają na mieście nowy sklep. Może pójdziemy i kupimy sobie coś ładnego?
W zasadzie czemu nie? Nie musi niczego kupować, a może uda jej się jeszcze na jakiś czas uśpić jej podejrzenia, o ile takie się pojawiły. A może znajdzie coś co spodoba się Marcinowi.
– Pewnie – odpowiedziała.
Gdy dotarły pod sklep Iza zrozumiała czemu nie powinna się godzić. Bo czekała na nie ładna rudowłosa dziewczyna.
– Cześć Daria – uściskały się z Nadią.
Iza stała jak słup soli, nie miałaby w tym momencie nic przeciwko temu, by grunt pod jej nogami się rozstąpił i ją pochłonął. Niestety tak się nie stało. Daria popatrzyła na nią.
– Co jest Iza? Nie poznajesz mnie?
– Poznaję, poznaję – odpowiedziała szybko i wyciągnęła do niej dłoń.
Jednak Daria zignorowała ją, zbliżyła się i ją objęła. Jej dłonie, powędrowały do pośladków Izy. Ta zdołała położyć swoje ręce na jej plecach, ale była bardzo usztywniona. Dziewczyna oderwała się od niej, ale nie cofnęła się.
– Dobre znów cię widzieć – przez moment Iza miała wrażenie, że zamierza ją pocałować, ale Daria po chwili wycofała swoją twarz.
– Ciebie też –starała się by jej głos zabrzmiał naturalnie, ale nie była pewna, czy jej się to udało.
Gdy już ruszyły w kierunku sklepu Nadia wyjaśniła:
– Przepraszam, że ci nie powiedziałam, ale umówiłyśmy się w ostatniej chwili, Daria miała ostatnio ciężki okres i chciałam, żeby wyszła do ludzi.
Ciężki okres? Iza nieco się zdziwiła, bo Daria nie wyglądała na specjalnie nieszczęśliwą, ale może po prostu coś w sobie tłumiła. Trochę ją to zaniepokoiło, bo jeśli to prawda, może z rozpędu wygadać się Nadii, nawet niechcący, no, ale akurat tego nie mogła zdradzić swojej przyjaciółce. Chyba, że to ona była powodem kiepskiego humoru Darii...miała nadzieję, że tak nie jest.
– Nie no, jasne, wszystko w porządku.
W sklepie, jak nietrudno było się domyślić panował straszny tłok. Niektóre kobiety (bo to one stanowiły większość osób wewnątrz, choć wielu z nich asystowali partnerzy) popadły w przedziwny amok i zaczęły wyrywać sobie ubrania. Obsługa sklepu i ochrona nie bardzo radziły sobie z zapanowaniem nad tym chaosem, bo oczywiście nikt nie przewidział do czego może dojść. Przez chwilę wszystkie trzy patrzyły na to co się dzieje, w końcu Iza zdecydowała się działać. Rozdając na prawo i lewo ciosy łokciami udało jej się nie tylko przebić przez tłum do stojaków z ubraniami, ale i zrobić naokoło nich trochę wolnego miejsca. Skorzystała z tego ochrona, której wreszcie udało się zaprowadzić jako taki porządek. Nadia z Darią zniknęły jej na chwilę z oczu, szukając ubrań. Ona stała, niepewna. Z jednej strony to była okazja by kupić coś na kolejne spotkanie z Marcinem, z drugiej strony obecność Darii sprawiała, że była bardzo nerwowa. W końcu znów pojawiła się Nadia i powiedziała do niej:
– Tutaj jesteś! Chodź, Daria znalazła wolną kabinę!
Planowała zostać na zewnątrz, ale obydwie niemalże zmusiły ją do wejścia do środka. I choć kabina była dość duża, a one raczej szczupłe to i tak w środku zrobiło się dość tłoczno. Wydawało jej się, że poczuła na tyłku dłoń Darii, ale nie była tego pewna. Dziewczyny rozwiesiły wybrane przez siebie ubrania na wieszakach. Wtedy Nadia zauważyła:
– Iza! Nic sobie nie wybrałaś?
– Nic nie wpadło mi w oko – odpowiedziała. Była to prawda...częściowo. Nic nie wpadło jej w oko bo na nic nie patrzyła.
– Zaraz coś dla ciebie znajdę – wtrąciła Daria.
– Nie – powstrzymała ją Nadia – ty przygotowałaś wszystko poprzednim razem. Ja coś znajdę.
Nie czekała na ich reakcję i pozostawiła je same w kabinie. Iza chciała podążyć w jej ślady, ale nie za bardzo miała jak to zrobić, bo Daria blokowała jej wyjście. Izie zrobiło się bardzo gorąco, unikała jej wzroku za wszelką cenę. Natomiast Daria najwyraźniej chciała porozmawiać.
– Nadia wygląda na szczęśliwą.
Pokiwała głową obawiając się cokolwiek powiedzieć.
– Ten cały Marcin musi dobrze na nią wpływać. Znasz go?
– Spotkaliśmy się – tym razem musiała się odezwać.
– Musi być bardzo przystojny.
Iza rzuciła jej zdziwione spojrzenie.
– No co? Chyba nie zaprzeczysz, że Nadia jest bardzo ładna? Ach miewam czasami myśli...
Temat rozmowy robił się coraz bardziej niezręczny, a Daria zadała kolejny cios.
– Jej też chciałabyś założyć obrożę?
– Co ty...
– No co? – Daria zrobiła dwa kroki w jej kierunku i teraz niemalże przyciskała Izę do ściany kabiny – jest przecież ładniejsza ode mnie. No chyba, że ja bardziej ci się podobam z jakiegoś powodu.
Nachyliła się i wyglądało na to, że ma zamiar pocałować ją w usta, Iza w końcu wyrwała się z odrętwienia i dość brutalnie ją odepchnęła. Daria zrobiła kilka kroków w tył, ale zdołała zachować równowagę, przez chwilę mierzyły się spojrzeniami, Iza patrzyła ze złością, w oczach Darii kryła się złośliwa ironia, właśnie w takiej sytuacji zastała je Nadia.
– Znalazłam – oznajmiła nie zauważając ich dziwnego zachowania i wkładając w ręce Izy kilka rzeczy – podobało mi się nawet więcej, ale jestem jedna, poza tym nie mamy tyle czasu. No, dalej przymierz coś – zwróciła się bezpośrednio do Izy.
– Dlaczego ja? – zaprotestowała wytatuowana dziewczyna.
– Dlaczego nie? – wzruszyła ramionami Nadia – daj spokój nie po to ci tego szukałam, żebyś teraz narzekała.
– Niech będzie – Iza nie miała ochoty toczyć z góry przegranej bitwy – zaczekajcie na zewnątrz.
Nadia nieco się zdziwiła, ale nie protestowała, natomiast Daria, zatrzymała się przy wyjściu i powiedziała do Izy z nieładnym uśmiechem rysującym się na twarzy:
– Na pewno nie chcesz, żebym sobie ciebie obejrzała? Mogę sama się rozebrać, będzie ci raźniej.
Iza oczywiście rozumiała dlaczego ona to robi, ale to była Daria zupełnie niż ta, która zapewniała ją, że nic Nadii nie powie. Dlatego też nie miała zamiaru się hamować:
– Jeśli zaraz stąd nie wyjdziesz to ci wpierdolę...
– Uważałabym na słowa będąc twoim miejscu – Daria w ogóle nie przestraszona postąpiła dwa kroki w jej stronę – ale może chciałaś powiedzieć „wypierdolę”? Wolę mniej wulgarne określenia. Ale kto wie, może kiedyś skorzystam z oferty? Na razie zostawię cię samą, tak jak chciałaś.
Przez kilka chwil stała starając się uspokoić oddech. Daria skutecznie wytrąciła ją z równowagi. Gdy w końcu przyjrzała się temu co zaproponowała jej Nadia poczuła, że chyba zaraz dostanie zawału serca. To było różowe. I to obleśnie różowe! To był najróżowszy z możliwych różów, taki, który wypala wzrok od samego patrzenia.
– Nadia możesz tu pozwolić? – wychyliła na chwilę głowę.
Gdy znalazły się razem w kabinie Iza zapytała:
– Możesz mi wyjaśnić co to jest?
– Ubranie. Całkiem ładna spódniczka.
– Ładna? To wygląda jak jak...strój pod latarnię!
– Dotychczas ubierałaś się jak...
– Nie tak! Co ci strzeliło do głowy? – Iza miała zamiar kontynuować, ale zauważyła, że dolna warga przyjaciółki zaczyna niebezpiecznie drżeć. Wyglądała jakby się miała za chwilę rozpłakać. Zaskoczona takim rozwojem sytuacji Iza szybko zareagowała – przymierzę ten drugi strój, dobrze?
Nadia skinęła głową wyraźnie uspokojona.
– Jak już mnie zawołałaś to ja też coś przymierzę – oznajmiła.
Iza zamierzała zaprotestować, ale nie zdążyła, bo jej przyjaciółka już miała na sobie tylko bieliznę. Iza nie mogła oderwać od niej wzroku. Jakim cudem Marcin w ogóle był w stanie myśleć o czymkolwiek innym mając koło siebie to stworzenie? Nadia spojrzała na nią.
– Coś nie tak? – spytała.
– Nie – Iza starała wziąć się w garść – po prostu się zamyśliłam.
Chcąc ukryć swoje zmieszanie zerknęła na to co miała na sobie założyć. Było lepiej, choć... no jeszcze niedawno nie włożyłaby tego na siebie, ale Marcin nakłonił ją do zakładania takich rzeczy, że to nie zrobiło na niej większego wrażenia, zwłaszcza, że nie było różowe. Na strój składała się krótka dżinsowa spódniczka, czarny top z głębokim dekoltem, a całość dopełniała skórzana ćwiekowana kurtka. Iza zamarła na moment, gdy przyjrzała się metkom. Widniał na nich napis „Betrayal”. Poczuła jak otchłań otwiera się pod jej stopami. Nadia, która zdążyła już założyć na siebie żółtą sukienkę przyglądała się jej.
– Tu jest napisane... – odezwała się Iza.
– A tak – podeszła do niej Nadia – to nowa marka, powstała z podziału...
Iza nie słuchała dalszego ciągu, wystarczyło jej to wyjaśnienie. Przez moment myślała, że...no, ale Nadia by na pewno by czegoś takiego nie wymyśliła, po prostu by wpadła w histerię. Nie chciała przedłużać tej sytuacji i błyskawicznie narzuciła na siebie ten strój. Spojrzała w lustro i uśmiechnęła się. Wyglądała bardzo dobrze, przynajmniej w swojej opinii. Wołałaby nieco dłuższą spódniczkę, ale już się przyzwyczaiła do tego, że demonstruje niemalże całość swoich nóg. Obróciła się do Nadii chcąc zapytać o jej opinię, ale spotkała się wzrokiem z Darią, która sugestywnie oblizała usta, musiała w międzyczasie wrócić do kabiny. Iza zmusiła się do oderwania od niej wzroku, choć czuła, że zaczyna się gotować ze złości.
– Co myślisz? – zwróciła się do Nadii.
– Bardzo ładnie. Aż chciałoby się schrupać – Daria nie dawała o sobie zapomnieć.
– Mogłabyś się odpierdolić? – tym razem Iza nie wytrzymała.
– Iza! – zawołała Nadia z wyrzutem.
– Nic się nie stało – uśmiechnęła się Daria – niektórzy objawiają swoje podniecenie poprzez agresję. Ale jak już przy tym jesteśmy, skoro wy się przebrałyście zrobię to samo.
Nie dając żadnej z nich czasu na reakcję zrzuciła z siebie ubranie. Iza starała się na nią nie patrzeć, ale nie zdołała się powstrzymać przed rzuceniem kilku ukradkowych spojrzeń. Dziewczyna nie mogła równać się z Nadią, ale...ledwo widoczne piegi dodawały jej uroku, jej brzuch był płaski, a piersi wyglądały na jędrne. Gdy zorientowała się, że dziewczyna przyłapała ją na patrzeniu, wbiła wzrok w ścianę. Marzyła o tym, żeby stąd wyjść, żeby opuścić to miejsce. Miała złe przeczucia, gdy zgodziła się tu przyjść, potwierdziły się one, gdy zobaczyła Darię. Ale i tak nie spodziewała się, że będzie aż tak źle. Zaczęła odczuwać złość na Nadię. To był jej pomysł. Postanowiła, że jeśli Marcin nie odezwie się w ciągu dwóch dni, to ona do niego zadzwoni. „Sama jesteś sobie winna” pomyślała o Nadii. Wiedziała, że złość wkrótce jej przejdzie, ale w tamtym momencie była w stanie wykrzyczeć jej w twarz, że pieprzy jej ukochanego. Nie zrobiła tego, zamiast tego ponownie spojrzała na Darię, która zdążyła już założyć wybrany przez siebie strój. Wybrała kwiecistą sukienkę odsłaniającą uda. Wyglądała w niej uroczo, ale Iza była na nią zbyt zła, by przyznać to nawet w myślach.
W końcu się to wszystko skończyło i przebrały się z powrotem jednak ta ruda piegowata dziwka nie mogła powstrzymać przed zadaniem jeszcze jednego ciosu. Gdy opuszczały kabinę na chwilę zatrzymała Izę chwytając ją za rękę.
– Czego chcesz? – wytatuowana dziewczyna nie miała zamiaru silić się na uprzejmości
– Jesteś odważna, wiesz? – Daria sprawiała wrażenie, że nie przejmuje się jej zdenerwowaniem. – Mogłabym Nadii opowiedzieć jak się zachowałaś.
Tego był dla Izy za wiele. Nie panując nad sobą gwałtownie przycisnęła dziewczynę do ściany, jednocześnie zaciskając dłoń na jej gardle. Nieświadomie powtórzyła to jak niekiedy postępował z nią Marcin.
– Nie wiem co ty sobie wyobrażasz. Ale jak myślisz, że pozwolę ci się tak traktować... – urwała, bo zauważyła, że dziewczyna zrobiła się czerwona na twarzy. Puściła ją, akurat w samą porę, bo Nadia właśnie wstawiła głowę do kabiny pytając:
– Idziecie?
– Tak – odpowiedziała Iza ustawiając się tak, by zasłonić sobą Darię, która rozpaczliwie wdychała powietrze.
Następny dzień był raczej spokojny. To była sobota, więc obydwie miały sporo wolnego czasu. Nawet pozwoliły sobie na wyskoczenie do kina, bez Marcina i kogokolwiek innego. Nadia ponownie przeprosiła ją za to, że nie powiedziała jej wcześniej o obecności Darii, Iza odpowiedziała nieszczerze, że nie ma sprawy. Nie porzuciła jednak zamiaru zadzwonienia do niego.
Ale on ją uprzedził, dzwoniąc do niej w południe następnego dnia.
– Spotkamy się we wtorek o osiemnastej na miejscu – powiedział chrapliwie – do pracy możesz być ubrana jak chcesz, ale jak cię zobaczę masz być odwalona tak, żebym prawie doszedł na miejscu, jasne? I nie zapomnij o swojej dupie.
Chciała go spytać jak się ma dostać na miejsce bez samochodu, ale on się już rozłączył. No cóż dostała to co chciała. Ale czuła też lekki niepokój, Marcin brzmiał...jakoś dziwnie i w ogóle odnosił się do niej inaczej niż ostatnio. Ale może tylko się jej wydawało.
Marcin nalał sobie kolejny kieliszek. Był już lekko wstawiony. Nie pamiętał czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło mu się pić w samotności, chyba nie. Było to trochę żałosne, ale tego potrzebował. We wtorek wiele rzeczy powinno się wyjaśnić. Wyglądało na to, że ma przed sobą jeden z najważniejszych dni swojego życia.
Iza niecierpliwie wyczekiwała końca pracy. Na jej szczęście Marek był gdzieś w delegacji dzięki temu nie mógł się do niej przystawiać, a ona mogła w miarę spokojnie wszystko zaplanować.
Gdy znalazła się w domu błyskawicznie przystąpiła do działania. Miała wszystko przemyślane, strój był gotowy. W zasadzie był gotowy od kiedy były na zakupach, dodała do niego tylko buty na obcasie. Była z siebie dumna, opanowała chodzenie w nich do tego stopnia, że była nawet w stanie lekko kołysać biodrami i się nie przewrócić utrzymując korek pomiędzy swoimi pośladkami. Gdy już była gotowa do wyjścia napisała do Nadii, że będzie późno. Była zdziwiona, że jej przyjaciółka jeszcze nie wróciła, widać miała inne zajęcia. Ona jednak nie mogła dłużej czekać, gdy zobaczyła, że podjeżdża po nią samochód, wyszła z domu.
Kierowca nie odzywał się do niej, a jej to pasowało, choć nie zdołał się powstrzymać przed kilkoma spojrzeniami. No cóż, faktycznie musiała wyglądać raczej nietypowo. A gdy dojechali na miejsce nie wytrzymał i zapytał:
– To na pewno tu?
Faktycznie dla człowieka z zewnątrz musiało to wyglądać bardzo dziwnie. Uznała więc, że należy mu się wyjaśnienie, choć oczywiście prawdy nie mogła zdradzić („chłopak mojej przyjaciółki czasami pieprzy mnie tu związaną” nie zabrzmiałoby zbyt dobrze).
– Na pewno. Mamy tu imprezę. Ale to tajemnica.
I odeszła czując na sobie jego wzrok. Zatrzymała się na chwilę, czekając aż odjedzie. Gdy usłyszała silnik, założyła obrożę i ruszyła przed siebie. Chodzenie w terenie w tych butach było trudne, ale chyba oczekiwanie na spotkanie z Marcinem dodawało jej siły, bo się nie potykała, a przynajmniej niezbyt często. Zupełnie przy tym nie zwracała uwagi na korek znajdujący się w jej tyłku.
Drzwi jęknęły, gdy je popchnęła. Wewnątrz było ciemno, jedynie środek był oświetlony przez świece ustawione w okręgu. Co on ma ochotę na jakąś satanistyczną zabawę? Podeszła bliżej, już miała się odezwać, ale on ją uprzedził:
– Rozbierz się i uklęknij w środku.
Spojrzała w kierunku z którego doszedł ją jego głos, ale nie zdołała przebić się wzrokiem przez ciemność. Nie pozostało jej nic innego jak wykonać polecenie. Gdy już znalazła się na kolanach, on w końcu się pokazał. Był półnagi, a w rękach trzymał łańcuch, który brzęczał wraz z każdym stawianym przez niego krokiem. Gdy był już bardzo blisko, zauważyła, że na końcu łańcucha znajduje się szeroka metalowa obroża. Z pewnością było to pójście krok dalej w stosunku do skóry. A może...a może on ma zamiar zatrzymać ją tutaj dłużej, tak jak ją straszył? Przeszedł przez nią dreszcz. Marcin sprawnie przeniósł nogi nad świeczkami i bez ceregieli zdjął z szyi Izy obrożę w jakiej przyszła zastępując ją trzymaną w rękach. Była dość ciężka, ale na razie jej to nie przeszkadzało. Interesowało ją, do czego ją zaczepi, bo nie brakowało urządzeń, które były na tyle ciężkie, że nawet gdyby chciała, nie zdołałaby ich ruszyć. Ale on ostrożnie położył łańcuch na ziemi i przykucnął przy niej, tak, że ich twarze znalazły się na tej samej wysokości.
– Należysz do mnie prawda? – zapytał niezbyt głośno.
– Tak panie – odpowiedziała tym samym tonem.
– Głośniej – rozkazał.
– Tak, panie – podniosła głos.
– Głośniej! – powtórzył.
Wydarła się:
– TAK PANIE NALEŻĘ DO CIEBIE, JESTEM TWOJĄ... – urwała słysząc kroki. Nawet nie musiała patrzeć w tamtym kierunku, wiedziała kto to. Zamiast tego zwróciła się do Marcina:
– Powiedziałeś jej? – w jej głosie brzmiały uraza i zdumienie.
Jak Ci się podobało?