Udana transakcja (I)
7 marca 2014
7 min
Nie cierpiał spotkań odbywających się poza biurem, zwłaszcza rano. Jak gdyby facet nie mógł pofatygować się na kawę do firmy. Gdzie tak spragnieni jego obecności jego przełożeni pewnie chętnie wylizaliby mu rowa na stole konferencyjnym w zamian za podpis na umowie.
I do tego nie miał gdzie zaparkować. Pieprzony hotel. Musiał zaparkować na tyłach i obejść, mijając wystawowe okna części fitness. Pomimo że były zamrożone do połowy, to i tak – pomyślał – ja bym się czuł jak małpa w zoo. Popatrzył, wyłapywał wzrokiem poszczególne „małpy” i próbował zgadnąć skąd pochodzą i czemu chce im się po 8 rano ćwiczyć. Nie miał wątpliwości co robią tam wysmuklone opalone dziewczęta, o ponętnych wargach, dźwięczących bransoletkach i mądrości z brzucha płynącej, wraz z dopasowanymi do nich stylistycznie, nieskalanymi niedbałością facetami. Lans musi być.
A tyłek, który zauważył na pewno nie przyszedł na lans. Był za duży. I nie był powleczony spodenkami z widocznym logo, ale zwykłymi granatowymi spodniami które opinając się na nim dość sporo o nim zdradzały. Czarna koszulka, mokra i przylegająca już na plecach właścicielki, podkreślała rozmiar tyłka. Pozwolił na chwilę uciec myślom do podpartego na łokciach i kolanach ciała, z wypiętą pupą. Poczuł miłe drgnięcie pomiędzy nogami i w ułamku sekundy zapominając o tyłku, podszedł do wejścia.
W samym holu hotelu straszny młyn, jakaś spora niemiecka wycieczka właśnie się kwaterowała. Ludzie i ich walizki były wszędzie. Stanął przed windą, która była najdalej od zamieszania, ale i tak po chwili stanął ktoś za nim. Oby nie „deutche opa” pomyślał.
Drzwi windy otworzyły się, i odruchowo obejrzał się, mając wewnętrzny imperatyw przepuszczania przodem kobiet – i momentalnie rozpoznał czarną koszulkę i ciemne spodnie.
- Dzień dobry – usłyszał od wchodzącej do windy kobiety. Grzeczne, standardowe przywitanie.
- Dzień dobry – odpowiedział.
Nie zdążył zamknąć windy. Niemieckość wlała się szerokim strumieniem waliz, złoconych okularków, idealnych plastikowych uśmiechów i podekscytowania. Grzecznie stanął pod samą ścianą, tuż przy kobiecie. Nie nacisnął guzika piętra. Cholera. Ciekawe czy jak powie po angielsku to zrozumieją. Nie zrozumieli.
- Funften und siebten Stock, bitte.
Miała bardzo ładny głos.
- Dziękuję – uśmiechnął się do niej. Popatrzył na nią uważniej, przyciągała spojrzenie jak magnes. Popatrzył na jej twarz, przypomniał sobie o czym pomyślał przed wejściem na widok jej tyłka, i błyskawicznie zmienił zdanie. Chciał jej ust na swoim kutasie. Niepoprawionych żadnym zastrzykiem, skalpelem, naturalnych pełnych, kształtnych ust. Patrzył na usta tak zachłannie, że kobieta odważnie popatrzyła mu w oczy z wyraźnym zapytaniem „ale o co chodzi”. Zmieszany spuścił głowę.
Winda powoli pustoszała. Niestety, ostatni Berlińczycy wysiedli razem z kobietą. Teraz popatrzył na oddalający się tyłek, idealny do tego żeby wylądowała na nim jego dłoń.
Spotkanie – masakra. Trwające 3 godziny rozmowy, wyjaśnienia, i absolutna koncyliacyjność z ich strony nawet w zakresie harmonogramu wykonania nie przyniosły oczekiwanego efektu. Dodatkowe argumenty miały być gotowe na 14. Czyli cały dzień w dupę kopany, wieczór zajebany robotą - bo przecież konieczna będzie kontynuacja rozmów.
Tuż przed 14 - zmiana planów. Spotkanie na 16.
Postanowił wykorzystać ten czas, i błyskawicznie się odświeżyć, zwłaszcza że ze swojej strony miał wszystko dopięte na ostatni guzik. Z przełożonymi, na których twarzach widoczne było zaniepokojenie całą sytuacją, spotkał się w holu.
- Na siódme? – zapytał
- Nie. Tym razem najpierw obiad. Firma stawia – Prezes próbował być dowcipny.
Uśmiechnął się, jak z dowcipu Strasburgera w Familiadzie, wchodząc za nimi do restauracji.
Siedzieli we trójkę. Czekali. Gość się spóźniał. Podszedł do nich nieoczekiwanie, z głębi sali.
- Przepraszam panów. Przepraszam bardzo, chciałbym tylko odprowadzić towarzyszącą mi panią do windy.
Nie był niedyskretny. Nie pokazywał ręką za siebie, ale mimowolnie spojrzeli. Był cholernie zdziwiony, kiedy ją rozpoznał. Ona uśmiechnęła się, kojarząc poranne spotkanie w windzie. Po chwili ich Gość i nadzieja na świetlaną przyszłość firmy odsunął jej krzesło, wstała i wyszli.
- Ty? – Kto to jest? – Prezes syczał do Dyrektora
- No nie wiem, chyba nikt nie próbuje z nim ustawić tego samego tematu, jak myślisz? – świadomi że facet przyjechał w interesach, bali się że nie są jedynymi, którzy chętnie za dobre pieniądze zrobią to, czego facet chciał.
- Raczej nie odprowadza się dupy do windy po spotkaniu biznesowym – powiedział. – Kurwy też nie – dodał, wyprzedzając logikę dedukcji Prezesa. Nie zdążyli omówić kim jeszcze mogła być w życiu ich Gościa ta kobieta, ponieważ ten wrócił, i wszystko co mogło i powinno się dobrego zdarzyć, wreszcie się zdarzyło. Właściwie to znienacka, przy poobiedniej kawie usłyszeli zgodę na porozumienie i kilka dodatkowych ustaleń. Uczucie ekscytacji sukcesem nie do opisania. Nawet on była tak podjarany, że się udało, że miał ochotę iść w miasto i bawić się – nawet z tymi dwoma palantami.
- To może zaproszę Panów na górę, podpiszemy dokumenty. I uczcimy współpracę. – Gość po wcześniejszym dystansie i respekcie teraz wzbudzał w nim ogromną sympatię. Że uległ. Że się dogadali. Że jest partnerem, klientem. Zbierał dokumenty, wychodzący Prezes odwrócił się i pokazał uniesiony w górę kciuk. Sukces.
Uśmiechał się do wszystkich. Kelnera, barmana, recepcjonistki. Kiedy otworzyły się drzwi jednej z wind, uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dzień dobry. Mamy ogromne szczęście do spotkań, nieprawdaż? – elokwencja i uśmiech.
- Dzień dobry. Niestety, nie byłam na żadnym spotkaniu z Panem, nie mogę podzielić pańskiego entuzjazmu – uśmiechnęła się. I lekko przechyliła głowę. – Do widzenia - powiedziała śmiejącym się głosem. Decyzja zajęła mu mniej czasu niż samurajowi, zdążyła przejść kilka kroków.
- Proszę pani – upojenie sukcesem dało mu nieprawdopodobną pewność siebie – a może wspólnie wypita kawa pozwoli pani na odrobinę entuzjazmu? – spojrzał w jej oczy – Proszę.
Nie była kurwą. Widział to po jej oczach, zadowolonych że właśnie kolejny facet uprawdopodabnia fakt że jest atrakcyjną, podobającą się kobietą. I chwila wahania. Zatrzymanie w pół kroku. Błyskawicznie przeskanował szczegóły jej wyglądu – nie miała obrączki. Bingo. I jej uśmiech. Bingo.
- O 19. W hotelowej kawiarni, jeśli naprawdę uważa pan, że spotkanie będzie bardzo entuzjastyczne.
Odwróciła się i wyszła.
Lampka koniaku, mina Prezesa jakby miał właśnie orgazm życia, świadomość nieodwracalnych już zajebiście pozytywnych zmian – również finansowych. Tuż przed 19 zostawił ich samym sobie. Niech włażą w dupę beze mnie. Na samą myśl o słowie dupa zobaczył znowu przed oczami tyłek tej kobiety.
Spóźniała się. Jak na razie 5 minut. 10. Przyszła po 15. Grzeczne czarne spodnie. O tyle grzeczne, o ile grzecznym można uznać podkreślenie całkiem zgrabnych nóg i tyłka. Pieprzyć spodnie. Czarny gorset? Bluzka? Sam nie wiedział co to jest, ale z pewnością w sklepie nie leżało w przegródce dla housewife. Marynarka. No i tak – oczywiście – do kompletu musiały być cholernie wysokie obcasy. Zaniemówił. Była niesamowicie apetyczna.
Odsuwając jej krzesło przedstawił się:
- Dobry wieczór, nazywam się Robert Niewiarowski. Bardzo, naprawdę bardzo cieszę się że pani przyszła.
- Dobry wieczór. Proszę mi mówić Magda.
Kiedy usiadł naprzeciwko niej, przez sekundę stracił pewność siebie. Cały haj jaki spłynął na niego z dzisiejszego sukcesu nie miał znaczenia w tej jednej chwili.
- To co z tą kawą? – zapytała patrząc mu w oczy
- Skusi się pani - znaczy – Magdo... - Sam nie był pewien jakiej formy używać.
- Na co mam się skusić? - uśmiechnęła się do niego.
- Może coś innego niż kawa?
- O tej porze? Masz rację Robercie. Jeśli poproszę o lampkę czerwonego wina nie będzie to problem?
Nie był. Świetne czerwone wino, oliwki.
- Skąd znasz Piotra? – odważył się zapytać
- Jakiego Piotra? – zawieszając głos i patrząc na niego szukała interpretacji.
- Piotra – prezesa OKL holding – byłaś z nim dzisiaj tutaj
- Aaaaa... - roześmiała się. Całkiem uroczo. - Nie znam człowieka! Zjedliśmy wspólnie śniadanie, bo berlińczycy zajęli większość miejsc, i obiad... Ale czy można to nazwać znajomością? Mówisz, że jest prezesem OKL holding? Hmmm.
Przy „hmmm” przejechała palcem po ustach.
Kiedy patrzył zachłannie i na usta, i na palec, w drzwiach zauważył samego Piotra. Który rozejrzawszy się, kierował kroki w ich stronę.
- Dobry wieczór – pani Magdaleno, panie Robercie – nie wiedziałam że państwo się znają.
- Studia. Podyplomowe. – Lekko perwersyjny uśmiech na twarzy Magdy podważał jej idealny wizerunek –znamy się ze studiów.
- A czy znajomość – ze szkoły – Piotr zawiesił głos – dopuszcza możliwość żebym się do Państwa dosiadł?
Magda uśmiechnęła się promiennie. Szlag by trafił
- Ależ bardzo proszę – nie mógł odmówić przecież.
Atmosfera jakby przygasła. Rozmowa o wyimaginowanych studiach, przedmiotach i wykładowcach była czołganiem się po cienkim lodzie. Magda z absolutną niezachwianą pewnością siebie przekonałaby każdego. Wychodząc do łazienki, wstając oparła rękę o jego ramię.
- Zaraz wrócę
Piotr spojrzał chłodnym spojrzeniem i nieoczekiwanie zapytał:
- Pieprzyłeś się z nią?
Resztki kawy o mało nie wylądowały na jego spodniach. Co miał powiedzieć? Że zna laskę od pół godziny właściwie, ale tak – jeśli chodzi o jej pieprzenie, to nie ma nic przeciwko. Ale raczej w czasie przyszłym niż przeszłym...
- No nie, nie – proszę zrozumieć, to nie tego rodzaju relacja.
Piotr milczał. Patrzył mu prosto w oczy i milczał. Wróciła Magda, bujając biodrami i ściągając na siebie spojrzenie ich obu.
Jak Ci się podobało?