Uczta na Olimpie
17 lutego 2025
6 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Na najwyższym szczycie gór, ponad mlecznymi obłokami, rozpościerało się królestwo nieśmiertelnych – Olimp. Już z oddali widać było lśniące w słońcu, marmurowe budowle, a w miarę zbliżania się rozbrzmiewał szum wiatru, który odbijał się echem między kolumnami. Powietrze przesycone było aurą boskiej potęgi, jakby wszystkie żywioły zbiegały się właśnie tutaj.
Wnętrza Olimpu zdobiły złote inkrustacje i najdroższe kamienie. Na ścianach można było podziwiać misternie rzeźbione sceny – triumfy herosów, bogów wspierających śmiertelników, a także słynne mity uwiecznione w płaskorzeźbach. Posadzki lśniły niczym tafla wody, odbijając postać każdego, kto odważył się stanąć na tym świętym gruncie.
O poranku, przy dźwiękach poruszanych wiatrem chorągwi, w mury Olimpu zaczęli napływać bogowie i boginie, gotowi celebrować sukces Zeusa – świeżo wybudowaną przez ludzi świątynię w dolinach Hellady. Gospodarz uczty, sam władca Olimpu, obiecał, że wydarzenie to zapisze się w historii zarówno śmiertelników, jak i nieśmiertelnych.
Pierwsza w bramie pojawiła się Atena – wyniosła i smukła, z ostrym, pełnym determinacji spojrzeniem. Ubrana w suknię ozdobioną wzorem oliwnych gałązek, niosła włócznię, której nigdy nie wypuszczała z rąk. Tuż obok niej, w powietrzu, trzepotała mała sowa – powierniczka bogini mądrości i strategii. Niedługo potem wkroczył Ares, atletycznie zbudowany bóg wojny, w ciemnoczerwonej, bogato haftowanej szacie. Mimo zadziwienia i lekkiego lęku, jakie budził w pozostałych, każdy rozstępował się, by zrobić mu przejście.
Ledwo Ares zdążył ustąpić miejsca, a już zjawili się Dionizos i wesoły orszak nimf oraz bóstw leśnych. Bóg wina zawsze przynosił atmosferę beztroski i zabawy. Tego dnia miał na sobie purpurową szatę, a ciemne loki spadały mu na ramiona. Uśmiechał się tajemniczo, jakby tylko czekał, by przywołać tańce i bachanalia.
Najważniejsze miejsce na sali należało do Zeusa i Hery – ich trony stały na niewielkim podwyższeniu, by podkreślić boską rangę. Zeus, potężny i budzący respekt, miał błyszczące oczy koloru nieba przed burzą. Siwe włosy spinał złotą klamrą w kształcie orła. Tuż obok zasiadała Hera, piękna i dumna, w szmaragdowej sukni z pawią ornamentyką. Uśmiechała się oszczędnie, jednak w jej oczach tliła się iskra – nieraz zmieniająca się w zazdrość, gdy jej mąż kierował wzrok ku innym boginiom.
Nie minęła chwila, a komnaty Olimpu wypełnił dźwięczny śmiech Afrodyty – bogini miłości i piękna. Za nią biegł Eros, niosący łuk i pełen magicznych strzał kołczan. Afrodyta miała na sobie zwiewną suknię w odcieniu białego różu, luźno opinającą jej ciało. Każdy jej ruch, każda zmiana pozy, wzbudzały uwagę otaczających ją bóstw. Jej towarzysz, Eros, roztaczał wokół siebie dziecięcy czar, jednocześnie budząc w bogach ciekawość i niepokój – przecież potrafił jednym gestem rozniecić iskrę miłości w każdym sercu.
Zgodnie z tradycją, Hera wzniosła złoty kielich ku górze: — Niech ta uczta stanie się symbolem naszej jedności i doceni trud śmiertelników, którzy wznieśli Zeusa nową świątynię – oświadczyła spokojnym, choć zdecydowanym głosem. — Niech będzie niezapomniana – dodał z uśmiechem Zeus, co nie umknęło uwadze Hery.
Hebe, bogini młodości, zaczęła nalewać aromatyczne wino, a wonne kadzidła rozpełzły się w powietrzu, nadając pomieszczeniu aurę luksusu. Stoły uginały się od owoców, pieczeni, słodkich deserów i wymyślnych sosów. Wokoło rozbrzmiewały rozmowy, przeplatane co jakiś czas salwami śmiechu i dyskretnymi szepty flirtów.
Zeus zerknął na Afrodytę, a ta odwzajemniła jego spojrzenie uśmiechem pełnym słodyczy. Władca Olimpu zapragnął, by dzisiejszej nocy nikt nie roztrząsał dawnych krzywd. Zamierzał skorzystać z mocy bogini miłości, by jedność i przyjemność zagościły w sercach wszystkich bawiących się w pałacu. Afrodyta, jakby wyczuwając intencje Zeusa, przywołała do siebie Erosa, który z entuzjazmem naciągnął cięciwę łuku.
Wystarczył jeden syknięty w powietrze pocisk, a za nim kolejne. Niespodziewanie całe towarzystwo ogarnęło przyjemne, rozgrzewające uczucie rozluźnienia. Emocje, dotychczas ukryte pod płaszczem dumy i boskich powinności, zaczęły wypływać na powierzchnię. Ares i Atena, zazwyczaj stojący po dwóch stronach barykady, nagle obdarzali się spojrzeniami pełnymi fascynacji. On zauważył w niej subtelne piękno; ona dostrzegła w nim coś więcej niż tylko wojowniczą naturę.
Gdzieś wśród tańczących postaci widać było Apollo i Hermesa, którzy w rytmie niewidzialnej muzyki poruszali się coraz bliżej siebie. Przy stolach rozbrzmiewały żarty i dźwięk napełnianych kielichów, a Dionizos co rusz przyciągał do siebie kolejne nimfy, zachęcając je do szalonego tańca.
Z każdą chwilą atmosfera stawała się bardziej swobodna. W ruch szły magiczne strzały Erosa, przemierzając salę i budząc w bogach pragnienia, o których zdawali się na co dzień zapominać. Nawet Hera złagodniała pod czułym spojrzeniem Zeusa. Zazdrość ustąpiła miejsca krótkotrwałej, ale intensywnej fali czułości. Pojedyncze pary zaczęły się wycofywać w zacienione zakamarki sali, by tam szeptać słowa pełne żaru, których nikt nigdy nie słyszał w oficjalnych przemowach na Olimpie.
Afrodyta przyglądała się temu wszystkiemu z zadowoleniem. Nie oznaczało to jednak, że postanowiła bez reszty oddać Zeusa Herze – wciąż emanowała urokiem, przykuwając wzrok wielu zebranych. Niemniej była usatysfakcjonowana, widząc, jaki skutek wywołały jej boskie talenty.
Z boku przyglądała się temu Aurora, wierna służka Hery. Zastanawiała się, czy nie powinna przerwać tej fali namiętności, lecz gdy dostrzegła zadowolenie w oczach swojej pani, zrezygnowała z jakiejkolwiek interwencji. Niewykluczone, że nawet Hera pragnęła oderwać się na moment od intryg i niekończących się spięć z Zeusem.
W końcu ta ekscytująca aura zaczęła nieco przygasać. Kiedy noc przeszła w świt, pierwsze promienie słońca oświetliły salę pełną wyczerpanych, ale szczęśliwych bóstw. Marmurowe kolumny, jeszcze niedawno tonące w ruchomych cieniach, znów przyjęły chłodne światło dnia. Niektórzy wciąż trwali w uściskach, inni przysnęli, oparci o kolumny czy bogate obrusy. Eros, wyczerpany po intensywnej nocy, uciął sobie drzemkę obok Afrodyty, z uśmiechem satysfakcji na ustach.
Zeus spojrzał na Herę z nieoczekiwanym ciepłem, a ona odpowiedziała mu przyjaznym skinieniem głowy. Czy był to krok w kierunku trwałej zgody? A może jedynie chwilowe zawieszenie broni pod wpływem nadzwyczajnej, miłosnej magii? Nikt na Olimpie nie potrafił tego przewidzieć.
Apollo przywarł do boku Hermesa, jakby chcąc zapamiętać każdą chwilę tej niezwykłej nocy. Ares i Atena, do tej pory będący swoimi przeciwieństwami, wymienili porozumiewawcze spojrzenia świadczące o nowo odkrytym szacunku. Dionizos oznajmił wszystkim, że warto by to powtórzyć – może w jego własnych winnicach – i znów rozniecić boskie uniesienie.
Afrodyta wstała powoli, rozpuszczając złote włosy na ramiona. Choć nie udało jej się zdominować uwagi Zeusa w stu procentach, była zadowolona z przebiegu nocy: jej rola została wypełniona, a atmosfera namiętności, radości i zapomnienia skutecznie oderwała mieszkańców Olimpu od sporów i trosk.
Tak oto bogowie posmakowali chwili jedności – krótkotrwałej, ale intensywnej, w której wszelkie animozje przestały mieć znaczenie. Nie oznaczało to oczywiście, że ich wzajemne relacje diametralnie się zmienią. Byli istotami kapryśnymi, często kierującymi się dumą i pożądaniem. Jednak tamtego ranka, gdy różowy blask Jutrzenki wypełnił sale, w powietrzu unosiło się poczucie spokoju i nadziei.
Legenda o tej uczcie wkrótce obiegnie cały świat. Śmiertelnicy, pełni respektu i podziwu, będą przyciszonym głosem opowiadać, jak to boskie serca rozpalił Eros, a Olimpijczycy choć raz zapomnieli o urazach, dając się ponieść miłości i zmysłom. W pieśniach bardowie uwiecznią harmonię tej nocy, a pamięć o niej sprawi, że w boskich komnatach jeszcze długo rozbrzmiewać będą echa namiętności, która choć na chwilę zjednoczyła władców Olimpu.
Jak Ci się podobało?