Ty, Złotowłosa (IV) - Sesja
27 lipca 2019
Ty, Złotowłosa
14 min
Jestem prawdziwym farciarzem. Niewiele widoków dorównuje temu, który mam przed sobą. Jesteśmy razem w tym wielkim pokoju z zasuniętymi kotarami, zalanym jasnym, miękkim światłem, opadającym miękko z tulipanowych kloszy podwieszonych pod wysokim stropem. Wszystkie lampy oświetlają zasłane białą, pikowaną pościelą łoże z bogato zdobionym, masywnym stelażem z drewna koloru gorzkiego kakao. Siedzisz na krawędzi materaca, z wyprostowanymi plecami, nogami rozstawionymi szeroko na podłodze, w pozycji nacechowanej pewnością siebie i szykiem; ubrana tylko w komplet zabójczej bielizny i eleganckie szpilki, z długą blond grzywą i tymi abstrakcyjnie błękitnymi oczami, prezentujesz się lepiej, niż modelki z katalogów Victoria’s Secret. Bordowy stanik ze srebrnymi, skomplikowanymi wzorami wyziera spod rozchełstanego mini–szlafroczka z koronki, też w barwie ciemnej czerwieni. Jego misterny ażur ujawnia znacznie więcej niż zasłania, stanowiąc raczej wykwintne podkreślenie twojej nieprzeciętnej urody, aniżeli okrycie. Spomiędzy ud wyzierają dopasowane kolorystycznie figi, a obcasy twoich czarnych pantofli nadają idealny kształt łydkom. Ja jeden mam niewątpliwy przywilej do woli radować się tym widowiskiem – czy mogłoby być lepiej? Otóż mogłoby, i tak właśnie jest: stoję na wprost ciebie, dzierżąc lustrzankę i fotografuję, zafascynowany, nie mogąc się nacieszyć. Ta bardzo prywatna sesja była moim pomysłem, lecz przystałaś na niego tak owacyjnie, jakby stanowiła twoje własne marzenie.
Mamy już dziś za sobą bodaj setkę nieudanych zdjęć, które pokasowałem zażenowany – pierwsze wprawki w chwytaniu zwiewnego, kobiecego piękna nie szły mi najlepiej. Znosiłaś to cierpliwe, ja rozluźniałem się z każdym kolejnym podejściem, a w tym momencie jestem już skupiony tylko na tobie, ściślej zintegrowany z obiektywem aparatu, niż pół godziny temu. Dlatego też nie mam żadnych oporów przed dyrygowaniem, ustawianiem cię i komplementowaniem, co zresztą chyba sprawiało ci frajdę. Niemal czuję się jak na planie Playboya, tylko lepiej, bo bez udziału żadnych obcych twarzy. Tylko ja, mój sprzęt i twoja niezrównana uroda.
– To jest to, siła i wdzięk w jednym. Co za fota! – rzucam zadowolony w twoim kierunku. – Jesteś bardzo sexy.
– Mogę być bardziej… – podpuszczasz kokieteryjnie. Tym jednym zdaniem zmieniasz całkiem mój odbiór i rozumienie tej zabawy. Czyżbyś zgodziła się mi pozować właśnie po to, by wpleść to w jeszcze jedną ze swoich erotycznych gier? Czy to tylko zachęta do bardziej intymnych ujęć? Co się czai w twoim namiętnym umyśle?
– Pokaż mi – wchodzę w twoją grę całą pulą. Wiem z doświadczenia, że cokolwiek się wydarzy, nie będę przegrany. Ty, jakbyś czekała tylko na przyzwolenie, potrząsasz mocno głową, wichrzysz swoją fryzurę i jednocześnie zrzucasz z ramion koronkową koszulkę. Wstajesz, podchodzisz do mnie i obejmujesz, lub raczej – przywierasz do mnie cała, spragniona i gorąca. Obdarowujesz mnie serią pocałunków, zaplatasz nogę wokół mnie, wbijasz palce w moje plecy; eksplozja zmysłów każe mi odwzajemnić te czułości, ale na przekór instynktom ujmuję delikatnie w dłoń twój drobny podbródek i pytam zadziornie:
– A co z naszą sesją?
– Sesja trwa, nic się nie bój – zapewniasz.
Nadal stojąc przy mnie na odległość oddechu, patrząc mi w oczy, zdejmujesz powoli stanik. Małe pagórki twoich piersi z kształtnymi sutkami objawiają mi się w pełnej krasie, a ty ściągasz jeszcze majteczki i dopiero wtedy, już goła, odwracasz się na pięcie i wracasz na łóżko, bujając zmysłowo biodrami. Zrzucasz szpilki i układasz się w wystudiowanej pozie, bokiem do mnie, na brzuchu; wyginasz łukowato plecy i zginasz kolana, unosząc zgrabne stopy w powietrze. Efekt końcowy przypomina klasyczną pin–up girl. Przykładam oko do wizjera aparatu – perfekcyjnie. Klik, klik, klik.
– Mam to! Jest bosko. Teraz na plecach? – sugeruję. Uśmiechasz się tylko i zmieniasz pozycję. Nadal widzę cię z boku, teraz jednak leżącą na wznak, patrzysz rozmarzona wprost w obiektyw. Prawą rękę układasz w poprzek ciała, pod biustem, tak, że przedramię podpiera go i trochę unosi. Ugięte w kolanach nogi opierasz o materac w lekkim rozkroku, samymi czubkami palców. Następny genialny kadr, jesteś w tym bezbłędna. Pstrykam kilka razy, szukam najlepszego ujęcia. W międzyczasie ty korygujesz ułożenie lewej dłoni: kładziesz ją na brzuchu, potem niżej, tuż nad łonem, by w końcu przesunąć ją między uda. Uruchamiam migawkę z każdą zmianą, chwaląc twoje starania:
– Jesteś coraz gorętsza, iście gwiazdorski poziom – komentując, dostrzegam, że dłoń spoczywająca dotychczas nieruchomo pod twoim łonem zaczęła pracować; głaszczesz się tam leniwie, subtelnymi pociągnięciami opuszków; przymrużone oczy zasnuwa rozkosz. Więc to tak! Ekscytuje cię to modelowanie, może nawet mocniej, niż mnie.
– Niegrzeczna! Do takich zdjęć potrzebuję innej perspektywy – mówię obniżonym z podniecenia głosem i obchodzę wielgachne łoże tak, by znaleźć się vis-a-vis twoich rozchylonych nóg. Kieruję obiektyw między nie, z bliska. Wiedząc doskonale, co jest teraz przedmiotem mojej uwagi, podnosisz nogi wysoko, do pionu, ułożone w triumfalne V. Aksamitne wargi rozwierają się, ukazując różowy, wilgotny środek. Palcami obu rąk rozciągasz cipkę. Widzę w wizjerze doskonałe ujęcie otwartej kobiecości. Zmieniam ogniskową, robię zbliżenie i wyostrzam na obraz twoich palców, przytrzymujących brzegi nabrzmiałych warg – rozsuwasz je na boki i lekko ku górze. Kadr zaczyna się sprężyście zwartą dziurką w pupie. Wyżej, zwieńczona jasnymi loczkami prezentuje się twoja cipka. Wewnątrz uchylonej intymności połyskują dwa delikatne płatki, okalające miękkie zagłębienie rozpoczynające ciasny tunel pochwy. Nad nim, w spojeniu warg, pręży się łechtaczka, niby drogocenna perełka. Naciskam spust; moja męskość, już od kilku minut stojąca dęba, nabiega krwią jeszcze mocniej, rozpiera się w górę.
– Uwielbiam takie pejzaże. Twoja cipka jest słodka – artykułuję swoje myśli na głos.
– Wiem, że ci się podoba… może byś ją polizał? – nie sposób odmówić takiej prośbie, wychodzę więc z roli fotografa, odkładam sprzęt na podłogę i kładę się na brzuchu z twarzą tuż przed twoim gniazdkiem. Pachniesz upojnie, krążę delikatnie czubkiem języka po gładkiej skórze wokół piczki. Starannie dawkuję bodźce, ogrzewam oddechem łechtaczkę, przelotnie muskam ją wargami, aż zaczynasz wiercić się w napięciu. Dopiero wtedy dotykam wezbranego guziczka językiem i zaczynam pieścić wrażliwy obszar wokół niego. Twój smak uderza mi do głowy, krew w żyłach się wzburza, mimowolnie ocieram się podbrzuszem o pościel pode mną, by ulżyć napęczniałemu członkowi.
– Aaach… chyba jestem już gotowa – stwierdzasz, jęknąwszy przeciągle i zmysłowo. Czyżbyś miała już szczytować? Aż tak cię rozgrzało wcielenie się w erotyczną modelkę? Wnet przekonuję się, że nie to miałaś na myśli, gdy spokojnie, lecz stanowczo odsuwasz moją głowę od siebie. – Łap za aparat, wrzucimy drugi bieg. – wyjaśniasz, a ja, osłupiały, zastanawiam się, co chcesz robić. Zeskakujesz zwinnie na podłogę, naga i bosa zmierzasz ku drzwiom do sąsiedniego pomieszczenia. Rozumiem, że zmieniamy plan zdjęciowy na inny, więc podążam za tobą, choć trochę żałuję, że przerwaliśmy w tak pysznym momencie.
Otwierasz drzwi i wchodzisz do środka, ja za tobą. Prowadzą do mniejszego pokoju, jakby gościnnej sypialni, wykończonej w pastelowych beżach i żółcieniach, z prostą, brązową kanapą. Jest rozłożona, a na niej spoczywa, z głową opartą na łokciu, kobieta. Piękna, atrakcyjna, a do tego odziana jedynie w wysokie majtki z koronką oraz przezroczystą niczym firanka, czerwoną koszulkę wykończoną tylko na górnym i dolnym brzegu miękkim futerkiem. Zdaje się być starsza od ciebie, może mieć czterdzieści lat, ciemnymi oczami spogląda na nas zagadkowo spod czarnej grzywki i gęstych brwi. Jej rozpuszczone, proste włosy opadają małymi falami na posłanie. Czerwone, pełne usta odznaczają się na jej jasnej cerze, lecz nie potrafię odgadnąć, co kryje się za tym uśmiechem.
– Co taki zdziwiony? Co dwie modelki, to nie jedna – wytrącasz mnie z szoku. Nieznajoma piękność wstaje i podchodzi do nas, zatrzymuje się między mną a tobą, teraz widzę jej całą sylwetkę, twarzą w twarz. Mój wzrok zatrzymuje się najpierw na piersiach: dużych, kołyszących się, lekko opadających i niezwykle kobiecych. Ma też równie ponętne, szerokie biodra i dość masywne, ale zgrabne uda. Jej figura nie jest tak smukła i gustownie wyrzeźbiona, jak twoja, ale nie można odmówić jej seksapilu. Obfite krągłości niejednemu zawróciłyby w głowie. Gdy tak lustruję te wypukłości i zagłębienia, wciąż niepewny dalszego ciągu, obejmujesz czarnowłosą damę zza pleców, łapiesz oburącz od tyłu za biust, całujesz ją w usta z języczkiem i rzucasz w moim kierunku:
– Śmiało, cyknij nam pierwszą fotkę, potem będzie z górki.
Dociera do mnie, jaką tematykę sesji nam zaplanowałaś, i momentalnie czuję sygnał pełnej gotowości z moich genitaliów. Widziałem cię już z innymi mężczyznami, ale z kobietą! Wygrać los na loterii byłoby niczym wobec takiej uciechy. Katalog moich fantazji zdajesz się mieć przejrzany na wylot. Robię szybko jedno zdjęcie w tej nieco niezręcznej, stojącej pozycji i próbuję przy tym zaspokoić moją ciekawość:
– Kim jest twoja urocza znajoma? Jak się do niej zwracać?
– Przyjmijmy, że jest prezentem dla ciebie. Dla nas – poprawiasz się w mig. – Imieniem się nie przejmuj, zrozumiemy się bez słów. Język ciała powie wszystko.
Nie wątpię w to, tak jak mam już jasność, że to będzie kolejna anonimowa postać, bezimienna cząstka twojej szalonej zabawy. Tak samo, jak dwóch Hiszpanów dawniej. Ale czy to właściwie byli Hiszpanie? Nieważne zresztą. Jak mógłbym na to narzekać? Postanawiam bawić się z tobą, na twoich zasadach, bez zbędnych pytań. Obie siedzicie już na sofie, najwyraźniej czując się ze sobą bardzo swobodnie. Wymieniacie drobne czułości, kleicie się do siebie, bez spuszczania wzroku ze mnie – w oczekiwaniu na mój ruch, być może? Czy znasz mnie tak dobrze, by przewidywać moje reakcje nawet w tak osłupiających okolicznościach?
Odganiam natłok pytań. Nie czas na nie. Przyklękam na jedno kolano, celuję wizjerem dla wyłapania poprawnej optyki. Ciesz się chwilą – podpowiada podświadomość – nie myśl, daj się ponieść.
Na widok skierowanego w siebie obiektywu wyswobadzasz nieznajomą z jej kuszącego dessous. Odsłaniasz jej pełne piersi, zwieńczone dużymi, ciemnymi brodawkami. Uwieczniam na karcie pamięci kilka ulotnych obrazów: twój pełen aprobaty uśmiech na widok nagiego biustu, twoje dłonie przesuwające się po nim, dłonie drugiej kobiety na twoich ramionach, krzyżujące się naelektryzowane spojrzenia. Jest pięknie, subtelnie, eterycznie wręcz – w powietrzu unosi się erotyka najwyższej próby i wiem, że przy całych moich wysiłkach, nie będę w stanie zatrzymać tej atmosfery na fotografii. A zaraz wyparuje ona zupełnie, przerodzi się z rozmarzonego romansu w nieokiełznany pęd żądzy. Znam już ten stan całkowitego zatracenia się w chuci, a ty jesteś jego ucieleśnieniem.
Jak się spodziewałem, nie poprzestajecie na półśrodkach. Nim upływa kilka minut, leżycie splecione swoimi boskimi ciałami w ciasny, miłosny supeł, ty na górze, ona na dole. W myślach szukam imienia, które mogłaby nosić ta tajemnicza dama. Coś nieco egzotycznego? Może Esther? Pasuje. Świeżo przeze mnie nazwana, południowa piękność poczyna sobie coraz odważniej; strzelane seriami fotki zaczynają układać się w pornograficzny pictorial, gdy Esther oddycha głębiej, jej dłonie wpijają się w twoje obnażone pośladki, a twoje oplatają jej biodra. Ściągasz z niej ostatni element garderoby; spod białych majtek wyłania się trójkąt gęstych, kruczoczarnych loczków. Patrzycie sobie głęboko w oczy, gdy kładziesz na nim rękę i przeczesujesz ten urodziwy zagajnik, a następnie zjeżdżasz niżej. Chodzę nerwowo z aparatem przy oku, usiłując dobrać optymalny kąt dla fotografii. Widzisz moje niezborne próby i ustawiasz plan w dużo bardziej dostępny sposób: opierasz ręce na kolanach rozanielonej kochanki i rozkładasz je szeroko na boki. Mojemu obiektywowi ukazują się wydatne, pulchne wargi, idealnie wydepilowane, rozdzielone równiutką, długą szparką.
– Śliczną ma cipkę, prawda? Obejrzyjmy ją lepiej – nęcisz. Przesuwasz się cała w dół, usadawiasz się wygodnie vis-a-vis pary rozpostartych ud. Esther przymyka oczy i odchyla głowę w tył, liryczny uśmiech zdobi jej piękną twarz. Palcami obu dłoni, umiejętnie odciągasz bułeczki jej warg sromowych na boki, by obnażyć rozpalone, zroszone wilgocią gniazdko. Udaje mi się ustrzelić fenomenalną scenę, gdy na twoją twarz, wpatrzoną w to cudo, wykwita uśmiech admiracji, a Esther, w stu procentach ci oddana, jest już myślami niezmiernie daleko, gdzieś we własnym raju.
– Wyliż ją, proszę – mówi cicho mój głos, niemal bez udziału świadomości; to przemawia pożądanie, nie zważając na nic. Posłusznie zbliżasz usta do soczystej różowości; czubkiem języka szukasz łechtaczki, okrążasz kilka razy, suniesz w dół i w górę warg. Gdy już mam kilka stop-klatek z zoomem na twój roztańczony, gibki język w cipce, wpijasz się mocniej. Składasz namiętne, mokre, francuskie pocałunki w kroczu Esther, a twoje ręce wędrują po jej tułowiu i znajdują wielkie piersi. Ściskasz je czule, miętosisz pomału, a obdarowywana hojnymi pieszczotami kochanka ciska się na posłaniu, z ustami otwartymi szeroko jak do niemego krzyku euforii. Czuję się, jakby cała krew z każdego naczynia spłynęła mi do przyrodzenia; choć fotografuję dalej, balansuję nad przepaścią. Lada moment stracę nad sobą panowanie. Obezwładnia mnie fala gorąca, rosa potu wilży czoło. Kierowany impulsem, łańcuchem nieskoordynowanych ruchów, rozbieram się: czarny t-shirt poddaje się pierwszy, szarpnięty gwałtownie przez głowę; odkopuję buty w kąt, bliski potknięcia o własne stopy; sekundę mocuję się z klamrą paska i wyskakuję z dżinsów. Kiedy zostaję w samych bokserkach, prawem serii zsuwam i je na podłogę. Sterczący niczym pręt penis jest mi wdzięczny za ten dopływ powietrza i przestrzeni. Odrywasz się od oralnych uciech, by zerknąć przez ramię i posyłasz mi następny ze swoich rozbrajających uśmiechów; ten jest jak entuzjastyczny okrzyk: „Bravo!”
– Czyżbyś zmieniał instrument? Chcesz teraz użyć tego, zamiast lustrzanki? – pytasz ze wzrokiem hultajsko utkwionym w mojego nabrzmiałego fiuta.
– Koniec sesji zarządza fotograf, nie modelki. – Sam nie wiem, jak udaje mi się utrzymać taką chojracką pozę, mimo że każda komórka mojego organizmu rwie się, by cię po prostu zerżnąć. Byle mocno. Najwyraźniej jakaś resztka samokontroli jeszcze się we mnie tli. Moja buńczuczna riposta na ułamek okamgnienia przywołuje zaskoczenie na twoje oblicze, ale zaraz odzyskujesz wcześniejszy luz.
– To zarządzaj, szefie. Co mam jej zrobić?
– Włóż w nią palce, głęboko. Nie oszczędzaj jej – komenderuję z satysfakcją. To podniecające jak diabli.
Dwa wskazujące palce obu rąk znikają bez ociągania w piczce. Esther wzdycha, marszczy grube brwi, migawka aparatu strzela z robotycznym trzaskiem. Stopniowo, z wyczuciem, odsuwasz od siebie obie dłonie zanurzone w pochwie, rozwierając jak najszerzej jej wejście. Podchodzę bliżej i łapię następne fotki tak szeroko otwartych drzwi kobiecości.
– Tak, jak lubisz, co? – rzucasz ni to pytanie, ni komentarz.
– Pięknie ją rozchyliłaś, jest taka głęboka i spragniona. – Mój umysł krąży wokół kolejnej koncepcji, lecz brak mi pomysłu na realizację; tylko do chwili, gdy moje spojrzenie ląduje na stojącym nieopodal kawowym stoliku z paterą owoców. Wtedy ciąg dalszy pisze się sam. – Weź z patery banana i nakarm ją.
Sięgasz i urywasz z okazałej kiści jedną sztukę (czy to też miałaś zaplanowane, czy cię zaskoczyłem?) i przystawiasz czubkiem do otworka w cipce Esther, wahając się przez chwilę.
– Śmiało – ponaglam zwięźle – chcę to zobaczyć.
Przykładasz trochę siły i czubek banana wślizguje się do wewnątrz. Nie bez oporu, systematycznie, wnika głębiej i głębiej, kierowany twoim zdecydowanym naciskiem. Kiedy większość niemałej długości owocu tkwi już w środku, mam już z dziesięć fotek tej niebywale pobudzającej sceny. Jestem jak na amfetaminowym haju.
– Pieprz ją – nakazuję stanowczo. Spoglądasz na mnie przeciągle, a następnie układasz się na czworaka między udami swojej partnerki. Łapiesz mocniej banana i energicznie poruszasz nim w przód i w tył, wypinając swój tyłeczek ku mnie. Esther, cała w graniczącym z transem upojeniu, jest już zajęta tylko sobą: jej język przesuwa się po wargach, głowa kręci się na boki, a dłonie wplatają we włosy. Powiedzieć, że robisz jej dobrze, byłoby zachowawczym eufemizmem – ty wysyłasz ją rakietą w niebiosa. Mnie, przy okazji, również. Nie mogąc hamować się dłużej, odwieszam lustrzankę luźno na karku i podchodzę do ciebie od tyłu, by złapać cię oburącz za wypięte zapraszająco pośladki. – Tylko nie waż się przerywać – ostrzegam, po czym wbijam bolącego już od długotrwałej erekcji członka w twoją muszelkę. Jak dobrze móc sobie w końcu ulżyć! Posuwam cię, powoli, delektując się twoim ciasnym wnętrzem, oplatającym mnie ciepło. Ty wciąż zaspokajasz Esther długim owocem, teraz mokrym już od jej śluzu, ale sama również zaczynasz raptownie drżeć, co skłania mnie do przyspieszenia tempa. Wyczuwając zbliżający się nieuchronnie orgazm, wyduszam z siebie jeszcze jedno pytanie:
– Gdzie mam skończyć?
– W ustach Very – odpowiadasz głosem tak samo zdławionym obezwładniającą rozkoszą, jak mój. Vera, ha. Czyli tak jej na imię. Oszołomienie twoją prośbą nie jest w stanie już powstrzymać nadchodzących skurczów. Wysuwam się z ciebie, zbliżam się do twarzy Very, a ona otwiera buzię na oścież, gotowa przyjąć mój ładunek. Kieruję żołądź ku niej i suwam napletkiem w dół-w górę, krótkimi i bardzo szybkimi ruchami, frenetycznie, prawie bez kontroli. Kątem oka zauważam, że ty również wstałaś z sofy – jesteś tuż obok, zdejmujesz mi aparat z szyi. Moje oczy powoli zalewa jasność, w lędźwiach zbiera się niepowstrzymana siła, sztywnieję cały pod jej naporem. Vera patrzy na mnie cierpliwie swoimi ciemnobrązowymi oczami, a ty tymczasem celujesz obiektywem w jej twarz i mojego, purpurowego już od krwi, członka. Strzelam w końcu, targające mną skurcze rozkoszy chwieją parkietem pod stopami. Prawie cały wytrysk trafia do malinowych, rozwartych ust. Odpływam na sekundę, głowa pulsuje, zamykam oczy. Słyszę tylko pojedynczy, znajomy dźwięk.
Klik.
Jak Ci się podobało?