Ty, Złotowłosa (II) - Hotel
12 lipca 2019
Ty, Złotowłosa
8 min
Z podziękowaniami dla autorki Krystyny za jej nieocenione wsparcie.
Podążam hotelowym korytarzem, przepastnym niczym tunel, udekorowanym ciemnymi plamami identycznych drzwi po obu jego stronach. Za jednymi z nich, gdzieś za ścianą, będziesz Ty. Co jeszcze? Nie wiem, ale i tak nie mogę się doczekać, kiedy to odkryję. Kotłuje się we mnie, tętno gna, myśli tasują się i przenikają jak szkiełka kalejdoskopu. Jedna z nich, to żywe wspomnienie ostatniej rozmowy – tej, która doprowadziła mnie w to miejsce.
***
– Jak ci się podobało moje przedstawienie? – pytasz bez śladu zażenowania, z szafirowym wzrokiem utkwionym hardo w moich oczach.
– Spektakularne. Mało nie rozerwało mnie od środka i spociłem się jak prosię.
– Tylko tyle było trzeba, żeby cię doprowadzić do takiego stanu? – zawieszasz głos, by zaśmiać się perliście. – Mam przygotowane coś więcej, myślałam, że może ci przypaść do gustu, ale teraz boję się, że przyprawię cię o atak serca. Szkoda, bo ja sama bawiłam się wyśmienicie. – Łobuzersko puszczasz do mnie oczko.
Wiem, że tak było. Nadal mam wyryte w pamięci twoje spazmy na scenie, z głęboko wetkniętą świecą, gdy dyszysz, łapiesz z trudem oddech… Tak. Chcę więcej. Niech to szlag, dam ci się zaprowadzić na skraj szaleństwa, byle tylko to dostać. Jeszcze nigdy tak głęboko jak teraz nie pojmowałem pojęcia „desperacja”.
– Powiedz tylko gdzie i kiedy – mówię bez wahania. Jesteś jak narkotyk, a ja po pierwszej dawce już jestem w ciągu. – Nie byłbym w stanie ci odmówić.
– Miło mi to słyszeć – odpowiadasz krótko i wręczasz mi wizytówkę jakiegoś hotelu z ręcznie napisanym numerem i datą. – Tylko się nie spóźnij, bo cię sporo ominie. Radzisz sobie z kamerą?
– Żadna jeszcze mi się nie oparła – żartuję, choć myślami jestem już gdzie indziej, sprowokowany do odgadywania twoich zamiarów w oparciu o ten jeden szczegół. Obecność tego rekwizytu zapowiada coś całkiem nowego.
***
To tu. Staję o umówionej porze przed drzwiami z numerem 261, przystaję przed nimi na chwilę. Co zastanę za progiem? Jaką rozbuchaną fantazję wymyśliłaś tym razem? Jak się w niej odnajdę i czy sobie z nią poradzę? Mętlik, korowód pytań bez odpowiedzi ustępuje wnet miejsca powracającej wizji z klubu; odżywają w umyśle obrazy twojego ciała, nagiego, rozbujanego w ognistym tańcu, wszędobylskich dłoni. Pchany chorobliwą ciekawością naciskam klamkę i wchodzę do pokoju. Jest przestronny i surowy, choć wykończony z dbałością. Pachnie wanilią. Na prawo, pod ścianą, stoi ten sam znajomy, obszerny fotel, a przed nim niewielka kamera cyfrowa na trójnogim statywie – niewypowiedziana sugestia na temat mojej roli w tym spotkaniu. Skierowana jest na środek pomieszczenia, przeciętego w poprzek przez wielki, prostokątny stół jadalniany z ciemnorudego mahoniu, bez żadnych krzeseł. Na krawędzi stołu, w zrelaksowanej pozie siedzisz ty, przyglądając mi się badawczo. Wyglądasz fantastycznie, w oczach migocze ten znany mi, energetyzujący błysk, a twój prosty, a zarazem uwodzicielski strój podkreśla wszystkie atuty twojej sylwetki. Masz na sobie czarny, przyległy top z odkrytymi ramionami, przyciągający uwagę do twojej łabędziej szyi. Skórzana, połyskująca minispódniczka odsłania skrzyżowane, zabójcze nogi, zwieńczone sięgającymi ciut powyżej kostki, czarnymi botkami na obcasie. Rozpuszczone włosy kończą się niemal u pasa, światło zza okna igra w nich złocistymi refleksami. Nie mam wątpliwości, że ten mebel nigdy nie posłużył do prezentacji bardziej apetycznego dania.
– Rozgość się, zaczynamy. – Słyszę zwięzłe polecenie z twoich ust, bez zwłoki rozsiadam się w fotelu, zupełnie nieświadomy dalszego ciągu. Napięcie oczekiwania napręża mi mięśnie i pokrywa przedramiona gęsią skórką.
Przez drugie drzwi, ukryte w rogu pokoju za stołem, wchodzą jeszcze dwaj mężczyźni, tak podobni do siebie, że mogliby być braćmi. Są lekko śniadzi, w typie południowców, barczyści, dość wysocy i atletyczni; nadawaliby się z powodzeniem, by pozować antycznym rzeźbiarzom. Odziani jedynie w białe slipki i wydepilowani na całym ciele, przypominają w istocie posągi stawiane herosom. Jeden z nich jest widocznie starszy, poznaczony pierwszymi zmarszczkami, w jego długich, kręconych włosach srebrzą się pojedyncze struny siwizny; drugi, o pociągłej, szczupłej twarzy, ma krótko przystrzyżone włosy i kruczoczarny, bardzo gęsty, ale równiutko wytrymowany zarost. Dwaj gladiatorzy bez słowa podchodzą do ciebie i zaczynają rozbierać; robią to pośpiesznie, bez żadnej celebracji. Starszy całuje cię namiętnie w usta, rozpinając guziki bluzki, by następnie zerwać stanik. Młodszy tymczasem ściąga z ciebie spódniczkę, a gdy ta leży już rzucona w kąt, zsuwa z ciebie skąpe majteczki. Cztery duże dłonie obłapiają cię wszędzie, ugniatają biust, chwytają od tyłu za pośladki, gładzą wewnętrzną stronę ud. Poddajesz się ich pieszczotom z uśmiechem pełnego zadowolenia. Oni zaś, rozochoceni, dobierają się do twoich otworków, długie palce wciskają się w twoją szparkę i w pupę. Z rozkoszy twoje usta otwierają się, zaś oczy przymykają, gdy spragnione ręce grzebią w tobie zachłannie. Absolutnie zafascynowany rozgrywającą się przede mną sceną przypominam sobie wreszcie o kamerze. Podsuwam ją bliżej siebie i z zawahaniem wciskam czerwony guzik, by rozpocząć nagrywanie, potwierdzone charakterystycznym piknięciem z głośniczka. Słysząc je, posyłasz mi wdzięczne spojrzenie aprobaty, wyswobadzasz się z silnych uścisków bezimiennych Latynosów i klękasz na podłodze, między nimi. Zdejmujesz im slipy, uwalniając dwa masywne penisy, pozbawione najmniejszego śladu owłosienia. Twoje usta oraz język biorą się w mig do dzieła. Zaspokajasz obu na zmianę, raz ssąc pałkę w swojej prawej ręce, raz w lewej, twoje dłonie także nie próżnują. Zerkam w ekran kamery, próbuję kilku kadrów; nagrywam dwa krótkie ujęcia rozanielonych twarzy twych kochanków, ale wracam znów do szerokiego planu, aby nie stracić nic ze spektaklu, który, ku mojej uciesze, wchodzi na coraz wyższe obroty.
Mężczyźni podnoszą cię ostrożnie z podłogi i kładą na wznak na blacie; długowłosy rozchyla ci uda i klęka, zanurza głowę między nimi. Przez chwilę ogląda z satysfakcją twój najintymniejszy zakątek, rozsuwając wejście palcami dla lepszego widoku, następnie zatapia w nim język. Gdy wylizuje ze smakiem twoją cipkę, brodaty przechodzi na przeciwną krawędź stołu i częstuje cię swoim członkiem, prosto do ust. Obserwując te oralne pieszczoty, twoje wyginające się ciało, twoje usta obejmujące kutasa, zostawiające na nim glazurę połyskliwej śliny, płonę z zazdrości i grzeję się z podniecenia. Nie wiem sam, czy wolałbym wciskać teraz język w zakamarki twojego gniazdka, czy może podawać ci pałkę do ssania. Boleśnie napuchnięte genitalia pulsują pompowaną w przyspieszonym tempie krwią; wzrok mam rozbiegany, na stole dzieje się tyle, że nie umiem wybrać, na co patrzeć. W międzyczasie, mężczyzna delektujący się wcześniej twoją piczką unosi się z podłogi, staje pomiędzy twoimi rozwartymi nogami i wchodzi w ciebie krótkim, zdecydowanym pchnięciem bioder. Wyprężasz się, nie przerywając mimo to obciągania. W narastającej ekscytacji filmuję cię, wypełnianą coraz mocniej z obu stron. Ledwie, gdy znajduję idealne ustawienie kamery do nowej konfiguracji, nienasyceni aktorzy twojego filmu znów postanawiają ją zmienić. Teraz to młodszy kładzie się na stole, tak jak przed momentem leżałaś ty. Dosiadasz go na jeźdźca, ochoczo nadziewając się na penisa. Ujeżdżasz go powoli, miarowym rytmem, wyraźnie czerpiąc z tego olbrzymią frajdę; drugi zaś zdaje się robić przerwę na oddech. Przygląda się, masując swoje przyrodzenie, miłosnemu duetowi. We dwóch obserwujemy z radością twoją zmysłową galopadę; twoje podrygujące, perfekcyjne ciało, podskakujące raźno piersi, rozwichrzoną blond czuprynę. Gdy w akcie rozkoszy pochylasz tułów i przylegasz biustem do muskularnego torsu pod tobą, wypinając wysoko seksowny tyłeczek, starszy jakby tylko na to czekał. Zbliża się i kładzie obie dłonie na twoich apetycznych pośladkach. Rozciąga je na boki, na co ja łapczywie podążam zoomem obiektywu ku wyeksponowanemu, ciasnemu otworkowi. Wzdycham na głos, przeczuwając dalszy rozwój wypadków. Nie mylę się ani o jotę, już za moment jestem świadkiem, jak twoje tylne wejście jest powoli zdobywane, gdy w cipce, aż po jajka, wciąż tkwi sztywny trzonek młodszego mężczyzny. Jęczysz głośno, zaciskasz kurczowo dłonie na brzegach blatu, gdy drugi obły kształt penetruje milimetr po milimetrze twoją dupkę; po chwili obaj są już w tobie. Zsynchronizowani we frykcyjnym rytmie, posuwają cię w obie dziurki, twardo, bezwzględnie, a ty wijesz się ekstatycznie w ich objęciach. Widowisko jest tak płomienne, że czuję się, jakbym zaraz sam miał stanąć w ogniu. Oglądam twój show jak zahipnotyzowany, i choć żal mi uronić każdą sekundę, przykładam oko do wizjera kamery. Filmuję jak potrafię, łykając gromadzącą się w ustach ślinę; korzystając z zoomu robię kilka obscenicznych zbliżeń, podejmuję skazane na klęskę próby uchwycenia na taśmie dusznych oparów namiętności, unoszących się w powietrzu. Atmosfera gęstnieje z minuty na minutę. Twoje jęki stają się coraz częstsze, głośniejsze, niekontrolowane; również twoi partnerzy stękają i sapią jak parowozy – nie dziwię się, na ich miejscu czułbym to samo. Nie mija więcej niż kilka sekund, gdy obaj, prawie jednocześnie, eksplodują orgazmem. Gorąca sperma wypełnia cię, wlewa się w ciebie obiema dziurkami. Upajasz się tą perfekcyjną chwilą, spoglądasz przeciągle w obiektyw, a przez jego szkło prosto mi w oczy. Umięśnione ciała wiotczeją, zmęczeni mężczyźni całują cię, przeciągle i czule, po czym bez słowa pożegnania wychodzą z pokoju, tak jak do niego weszli i znikają gdzieś za ścianą. Trochę zdezorientowany patrzę na ciebie pytająco.
– Chcesz się zaspokoić? – przerywasz ciszę pytaniem.
– Niczego teraz nie pragnę bardziej – odpowiadam zgodnie z prawdą. Moje jądra wręcz błagają o uwolnienie nagromadzonego ładunku.
– Podejdź tu, ja też jeszcze nie doszłam. Zróbmy to razem – zachęcasz, na co momentalnie zrywam się z fotela, biję rekord świata w szybkości zdejmowania spodni i majtek. Ze sterczącym w żelaznym wzwodzie fiutem staję naprzeciwko ciebie. Leżysz wygodnie, na plecach, rozkładasz na boki ugięte w kolanach nogi, prezentując mi swoje zaczerwienione od ujeżdżania otworki. Z cipki i pupy cieniutką strużką sączy się białe nasienie. Palcami pieścisz mokrą łechtaczkę, dostarczając mi jeszcze więcej ekscytujących bodźców.
– Onanizuj się, patrząc na mnie. Chcę, byś trysnął tak mocno, jak potrafisz – pełnym podniecenia, drżącym głosem wyjawiasz mi, czego ode mnie oczekujesz.
Nie trzeba mi dwa razy powtarzać. Biorę stwardniałego kutasa w dłoń i zaczynam trzepać, euforycznie, rozemocjonowany do granic. Lubieżnie gapię się na twoje piersi, twoją piękną twarz, twoją słodką piczkę. W bardzo krótkim czasie szczytuję, kieruję czubek penisa na twoje łono i strzelam gęstą spermą, z gardła ucieka niekontrolowany skowyt. Rozsmarowujesz mleczko po króciutkich włoskach, wmasowujesz je sobie w cipkę, resztę zlizujesz z palców. Zaraz i ty dochodzisz, kakofonia twoich krzyków odbija się echem od ścian. W powodzi hormonów, prawie narkotycznym transem, odlatuję; rzeczywistość rozmazuje się niby makijaż w deszczu, jestem przez kilka chwil gdzieś indziej – w krainie uniesienia, w swoim prywatnym raju; a co najlepsze, to że jestem tam z tobą.
Jak Ci się podobało?