Trzy dziewczyny. Martyna (I)
8 marca 2022
Trzy dziewczyny
10 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci nie jest przypadkowe a wszystkie wydarzenia opisane w tekście wydarzyły się naprawdę.
Opowiadanie będzie jeszcze wyczyszczone z literówek gdyż teraz dodaję z telefonu.
Justyna wyszła z domu bez słowa. To był pierwszy dzień od bardzo dawna kiedy przez cały dzień nie napisała ani słowa. Dziwna pustka, cisza…
Około południa zdecydowałem się skrobnąć smsa do Martyny. W skrócie, bo szerzej opisywałem ją we wstępie, Martyna to studentka farmacji, numer do niej dostałem od Justyny „w razie gdyby ona musiała się usunąć”. No i to chyba ta chwila.
Martyna chętnie zgodziła się na pierwsze spotkanie, widać Justyna dobrze ją przeszkoliła bo dziewczyna wiedziała jakie zasady panują w tym naszym dziwnym związku a także praktycznie od razu zgodziła się na pierwszy seks. Szybka była.
Nie sposób uniknąć tutaj porównań do Justyny, więc wcale unikał ich nie będę. Martyna, przy Justynie wydawała się po prostu tępa. Słodka idiotka ktoś powie. Tak, tylko że Martyna nie była słodka. Droga do domu dłużyła się strasznie, ale dało mi to szansę na wypytanie jej co lubi, czego nie lubi. Okazało się, że jest całkiem doświadczona w „tych” sprawach, przyznała się, że jest typową uległą, jak to sama określiła „zarówno w łóżku jak i w życiu”. No i wcale nie będzie to jej pierwszy płatny seks. Miała przygodę ze sponsoringiem na początku studiów, ale nie dogadywała się ze sponsorem. Cóż, miałem przedziwne wrażenie, że my też się ze sobą nie dogadamy.
Dotarliśmy na miejsce. Martyna po wejściu do domu chętnie zrzuciła ciuchy, pozostając w czarnej (a jakże) bieliźnie. I przyznam, był to dla mnie niemały szok.
- Napijesz się czegoś? – zaproponowałem
- Hm. A co masz?
- Piwo, wino, jeszcze rum został.
- To wino poproszę.
Kiedy ja krzątałem się po kuchni, Martyna zwiedzała salon. Ile można zwiedzać 20 metrów kwadratowych? Jak się okazuje dłużej niż nalewa się 2 kieliszki wina, bo kiedy ja już skończyłem, Martyna oglądała moją kolekcję planszówek. Ja tymczasem zająłem stałą pozycję na kanapie i korzystając z jej zaaferowania poświęciłem tę chwilę żeby przyjrzeć się temu co jej mama w genach dała. A dała całkiem zgrabne ciało, jasną skórę, smukłe nogi. Nie była wysportowana (porównując do Justyny) ale była szczupła. Piersi raczej z tych mniejszych. Kilka tatuaży Włosy już wcześniej spięła w wysoki kucyk, czyżby to miała być jakaś sugestia na ten wieczór?
- Grasz w planszówki? – zapytała znienacka, wyrywając mnie z przemyśleń.
- No czasem się zdarza.
- Zagramy?
Dziwna propozycja jak na dziewczynę ewidentnie przygotowaną na całonocny seks.
- Możemy. W co?
- A co lubisz?
- Wybierz coś.
Wyciągnęła Ego. Wspaniały wybór jak na pierwsze spotkanie, szkoda że nie miałem tej „drugiej” wersji.
I to chyba najlepszy moment, żeby oficjalnie odszczekać to, co o Martynie napisałem wyżej. W trakcie gry, kiedy kolejne pytania odkrywały kolejne cechy charakteru, Martyna, albo jak ją później nazywałem Czarna, zaczęła robić się coraz bardziej interesująca. Kolejne kieliszki dość szybko robiły się puste, nasze humory były coraz lepsze. W końcu zgodnie uznaliśmy, że najwyższy czas przenieść akcję na piętro.
A na piętrze… cóż. Rano z łóżka wyszła Justyna, wieczorem wchodzi tam Martyna.
Ponownie tego wieczoru zająłem strategiczną pozycję na brzegu łóżka i w towarzystwie delikatnego światła przyglądałem się co zrobi Martyna. Można było się domyśleć, że Czarna zanim zbliżyła się do łóżka pozbyła się pozostałych elementów garderoby, prawda? Otóż jeśli ktoś tak obstawiał to z przykrością muszę poinformować, że nic takiego się niestety nie wydarzyło. Weszła do sypialni, rozejrzała się i szybko usiadła na moich kolanach. Zbliżyła swoją twarz do mojej, spojrzała prosto w oczy i nasz usta połączyły się w pierwszym pocałunku. Bardzo namiętnym pocałunku. Niestety, żadnej ręki nie miałem wolnej, musiałem podpierać ten układ ciał żebyśmy za szybko nie opadli na łóżko. Czarna z każdą sekundą nakręcała się coraz bardziej, czuć było że coś wisi w powietrzu. Przerwała pocałunek..
- Chcesz?
- Tak. – ciekawe na co się zgodziłem.
Jak się okazało, na loda. Zsunęła się na podłogę i szybko rozpięła moje spodnie wyciągając go na wierzch. Wzięła go w dłoń, chwilę poruszała jakby chciała się upewnić, czy jest już wystarczająco twardy. Chyba był, bo już sekundę później zwiedzał zakamarki jej jamy ustnej i witał się z migdałkami. Martyna robiła to bardzo, bardzo dobrze. Widać było że ma doświadczenie w tego typu zabawach, wiedziała jak to robić żeby dać jak największą przyjemność. Albo po prostu chciała skończyć to szybko, bo naprawdę, nie minęło wiele czasu i czułem, że nadciąga fala. Fala spermy i nieziemskiej przyjemności. Skończyć w ustach? Raczej jest świadoma jak kończy się męski orgazm, a skoro wciąż go nie wyciągnęła… Czy lepiej dać jej znać i niech sama zdecyduje co dalej. Czy to ona ma prowadzić ten wieczór? Tyle pytań…
- W ustach? – sama zapytała znów przerywając moje rozmyślania.
- A jakie mamy opcje?
- Rób co chcesz…
- Co powiesz na cycki? – chciałem zobaczyć jak perłowy płyn spływa po jej drobnych piersiach.
- Mam stanik, pobrudzisz.
- To go zdejmij.
- Sam mi go zdejmij – powiedziała i przerwała zabawę, odwróciła się do mnie tyłem i usiadła tak, żeby tyłeczkiem drażnić rozgrzany organ.
Nie musiała mi dwa razy powtarzać. Jednak życie byłoby za proste, gdyby wszystko gładko szło. Człowiek się męczy, szuka zapinki a okazało się, że to jeden z tych mitycznych staników rozpinanych z przodu. Z drugiej strony, ona chyba wiedziała co robi, bo przez tę chwilę rozproszenia emocje nieco opadły a fala wróciła na swoje pierwotne miejsce. Nie narzekam, bo przy okazji rozpinania bielizny moje dłonie jeszcze chwilę pozostały z przodu jej klatki piersiowej. Bardzo przyjemne, delikatne cycki, drobne sutki, założę się, że różowe, ale półmrok i pozycja uniemożliwiały mi przyjrzenie się im dokładnie.
Martyna wstaje i po raz kolejny przejmuje inicjatywę. Najpierw, stojąc jeszcze tyłem do mnie zalotnie zsuwa ramiączka stanika aż całkiem ląduje na ziemi, po czym odwraca się całkowicie bez skrępowania i popycha mnie na łóżko. Znów na mnie wchodzi i znów mnie całuje. Dokładnie tak, to ona całuje mnie, nie ja ją. To ona ustala zasady tego tańca. I ponownie, to ona go przerywa.
- Więc na cycki?
- Tak…
Zajęła odpowiednią pozycję na kolanach, wzięła do w dłoń i po niedługiej chwili kilka strzałów wylądowało w okolicy sutków, jeden tuż pod szyją, kilka kropel zostało na ręce. Czarna wypięła dumnie pierś do przodu pozwalając spermie swobodnie spływać po jej ciele aż na brzuch i wsiąkać w jej wciąż obecne na biodrach czarne figi. Zamoczyła palec w spermie i kręciła nim kółka wokół sutków na końcu go oblizując.
- Chciałbyś, żebym zlizała resztę? – zapytała wciąż liżąc palec
- Chciałbym… – odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Może następnym razem.. – powiedziała wstając z kolan.
Obróciła się i wyszła z sypialni. Jak się domyślałem, poszła do łazienki się ogarnąć. Ehh… Justyna pewnie by zlizała. Ale Justyna nigdy też nie zrobiła tak zajebistego loda jak Martyna. Rozebrałem się do końca i wszedłem pod kołdrę. Czarna dołączyła do mnie chwilę później, ale w przeciwieństwie do mnie nie wydawała się zbyt śpiąca.
- Marek, a czemu ty nie znajdziesz sobie normalnej dziewczyny? Przecież w tym wieku jeszcze możesz sobie poukładać życie, mieć normalną rodzinę.
- Wtedy byś nie zarobiła.
- Ja bym sobie kogoś tam znalazła.
- Już raz próbowałem. Skończyło się rozwodem.
- Z czyjej winy?
- Niczyjej, po prostu przestaliśmy się dogadywać.
- Może to nie była „ta”?
- A co? Chcesz być „tą”?
- A chcesz mieć puszczalską dziewczynę?
- Chyba nie chce wcale…
I chyba zasnąłem. A przynajmniej dalszej części rozmowy nie pamiętam.
Obudziła mnie rano pocałunkiem. W usta, rzecz jasna.
Była niedziela, słońce wzeszło całkiem wysoko, czyli jest już pewnie koło 9.00. Najwyższa pora na śniadanie…
- Jesteś głodna?
- Dziwkom robi się śniadania do łóżka? – zapytała nieco zaskoczona.
- Wolę określenie „podopieczna”. I niekoniecznie do łóżka. To jak?
- Podopieczna… – zamyśliła się chwilę. – Chcę.
Zszedłem więc na dół i zanurkowałem w kuchni. Jednak butelka wina na głowę w tym wieku to już chyba swojego rodzaju limit. Niby nie mam kaca, ale wciąż został taki niepokój…
Na śniadanie to już u mnie klasycznie jajecznica i tosty. Martyna zeszła z góry w koszuli. Mojej koszuli. Mojej koszuli, której NIE miałem na sobie wczoraj co oznacza, że musiała ją wziąć z szafy.
- Fajna koszula – zagadałem podając talerz.
- Przyznam… mi też się bardzo podoba.
- Czego szukałaś w szafie?
- Ciuchów.
- Tam są tylko męskie.
- Męskie są wygodniejsze – odpowiedziała z jajecznicą w ustach.
Śniadanie minęło w sumie na rozmowie „o pogodzie” natomiast po śniadaniu…
- Marek, chodźmy na górę.
- Hm?
- Masz bardzo wygodne łóżko…
Chyba się starzeje. Czego nie zauważyłem? Tego, że Martyna zeszła TYLKO w mojej koszuli.
- Hm? No to chodźmy.
Martyna zerwała się pierwsza. Postarała się, żebym, będąc wciąż na dole schodów, dokładnie widział jej braki odzieżowe. Postarała się także, będąc na górze przede mną, żebym został odpowiednio przywitany w mojej własnej sypialni. Jak? Czarna położyła się na łóżku na plecach, z podniesionymi kolanami, „frontem” do mnie, co potraktowałem jak oczywiste zaproszenie, więc po przekroczeniu progu sypialni pozbyłem się wszystkiego co miałem na sobie i bez pardonu wszedłem zarówno na nią jak i w nią. Ciasno, ciepło, mokro…. Bardzo przyjemnie. Czarna nie była typem cichej dziewczynki, ale też nie jęczała jak aktorka porno. Potrafiła bardzo dobrze zgrać się z rytmem posuwania tak żeby wycisnąć z tego jak najwięcej przyjemności. Naszej wspólnej przyjemności rzecz jasna, nie była samolubna. Wbijała też paznokcie w plecy, co było dziwnie podniecające. No i bardzo dobrze dawało znać o nadciągającym nieubłaganie jej orgazmie. Im była bliżej, tym mocniej się wbijała. Aż doszła. Głośno i przeciągle. Mój orgazm też już powoli się zbliżał więc nie przejmując się jej orgazmem kontynuowałem głębokie posuwanie jej młodego ciała. Po chwili Martyna doszła do siebie a po kolejnej chwili siedziała już na mnie i ujeżdżała mnie niczym rumaka na rodeo. Wciąż w mojej rozpiętej koszuli. Finał był coraz bliżej, Martyna o tym doskonale wiedziała postanowiła jednak nic nie robić. Zupełnie nic. A ja już nie byłem w stanie sterować akcją więc… Skończyłem w środku.
I też potrzebowałem chwili na dojście do siebie. A Martyna w tym czasie nieśpiesznie zeszła ze mnie i położyła się obok.
- I jak wrażenia? – zapytała z uśmiechem.
- Bardzo… pozytywne. – No jeszcze nie wróciłem do siebie.
- Wiesz, co teraz się stanie?
- Hm? Zajdziesz w ciąże i spotkamy się na sprawie o alimenty?
- Eh faceci… A wy tylko o jednym…
Czarna podniosła rękę nad twarzą a z jej palców prosto do ust spłynęła duża kropla spermy wymieszanej ze śluzem, którą zebrała ze swojej cipki. Chwilę bawiła się palcami i przełknęła to, co znalazło się w jej ustach.
- Mareczku, ostatnie o czym myślę w tym wieku to dzieci, więc się nie martw. Ale widzę, że chyba Ci się podobało to, co przed chwilą zobaczyłeś.
- Owszem…
- Nie opada?
- Hm? – no fakt. Nie opada, co w sumie dziwne po wytrysku.
Martyna wzięła w dłoń mokry i sterczący organ i jeszcze przez chwilę się nim bawiła. W tym wieku nie dałbym już rady tak szybko dojść, ale robótki ręczne i tak były bardzo przyjemne. Aż w końcu opadł.
A jak opadał to i zabawa się skończyła. Wstałem w końcu z łóżka żeby zebrać rzeczy wcześniej rozrzuciłem, Martyna pozostawiła po sobie na łóżku sporą mokrą plamę.
- Patrz, będziesz miał pamiątkę po mnie.
- Pamiątkę? To już się nie spotkamy?
- Spotkamy, spotkamy…
Ogarnęliśmy się w sypialni, w ciszy, przecinanej dźwiękami zakładanych ubrań i zapinanych zamków.
Była już prawie 15.00. Martyna zdecydowała, że wraca do domu. Poszliśmy więc do samochodu, odwiozłem, zapłaciłem. Przerażało mnie jak mechanicznie Martyna przeliczała pieniądze. Jakby właśnie sprzedała pralkę, a nie dupę. No cóż.
Pojechałem jeszcze na zakupy, do domu wróciłem wieczorem. A potem już klasycznie, Netflix & chill.
I tylko wyschnięta plama na łóżku przypomniała mi, co tu się działo.
- A chuj, jutro zmienię pościel…
Jak Ci się podobało?