Trójkątów nie lubimy (III)

27 sierpnia 2020

Opowiadanie z serii:
Trójkątów nie lubimy

27 min

Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!

Porażka zawodowa

Po rozwiązaniu sprawy niedoszłego gwałtu trójka przyjaciół spędziła popołudnie wspólnie na siłowni. Rzadko wybierali się tam razem z uwagi na różne godziny pracy każdego z nich a także inne preferencje związane z aktywnością fizyczną. Stefan nie przepadał za publicznymi ćwiczeniami, choć z drugiej strony nie miał nic przeciwko przyglądaniu się, jak inni mężczyźni je wykonują. Szczególnie ci skromnie ubrani. Siłownia była dla niego męską sferą, gdzie czuł niewidzialną więź między jej użytkownikami, nawet gdy ci się w ogóle nie znali. Będąc razem z Muhammedem i Jamesem, Stefan miał wrażenie, jakby ich relacja zyskiwała nowy wymiar – ten zarezerwowany dla męskiej części populacji. Oczywiście siłownia była miejscem równie często odwiedzanym przez mężczyzn co kobiety, lecz te ostatnie były niemal niewidzialne dla oczu nauczyciela na tle napompowanych bicepsów i szerokich klat.

Czwartkowy wieczór zakończył się w ulubionym klubie Jamesa, w którym tamten wypił stanowczo za dużo, zmuszając swoich partnerów do odprowadzenia go na wpół przytomnego do domu. Następnego dnia James obudził się z ostrym kacem.

– Ale mnie łeb nawala… – pożalił się blondyn. Siedział na kanapie w samych majtkach, pocierając dłonie o skroń, opierając łokcie na kolanach.

– Nie dziwię się – zaśmiał się Muhammed, stojąc w szlafroku naprzeciw przyjaciela. – Piłeś za trzech. Co teraz będzie z twoją pracą?

– O cholera! – wykrzyknął James, zrywając się na równe nogi. – Muszę iść do szefa. Teraz.

James dostawał co jakiś czas zlecenia na robotę, z których musiał się wywiązywać i każdego dnia składać raport z wykonanej pracy przełożonemu w biurze. Jego tygodniowa nieobecność z pewnością nie uszła uwadze zwierzchnika. James zdecydował usprawiedliwić się najszybciej, jak tylko to było możliwe. Niestety po wysłuchaniu nieszczęśliwej przygody mężczyzny kierownik budowy w średnim wieku spojrzał na niego litościwym wzrokiem i pokręcił głową.

– Przykro mi, James, że tak się stało, ale nie możemy płakać nad rozlanym mlekiem – stwierdził smutno. – Sam dobrze o tym wiesz, że terminy gonią i nie możemy sobie pozwolić na opóźnienia. Na szczęście szybko udało mi się znaleźć zastępstwo na twoje miejsce – dodał z uśmiechem, odprawiając Jamesa.

Mężczyzna poczuł paniczny strach. Wewnętrzny głos w jego głowie, z dawna uśpiony, odezwał się ponownie, wmawiając mu, jak bardzo bezwartościowe jest jego życie, kiedy nie może polegać na sobie i jest zdany jedynie na łaskę innych. Kac po wczorajszych szaleństwach wciąż dawał się we znaki, więc James postanowił zalać go kolejną dawką alkoholu. Tym razem w samotności. W tamtym momencie pragnął za wszelką cenę zapomnieć o wszystkim i o wszystkich na dobre. Świadomość zaczęła mu niemiłosiernie ciążyć.

Po ciężkim dniu pracy w szkole Stefan nie życzył sobie niczego więcej, jak tylko zobaczyć swoich kochanków w domu. Był to ostatni dzień jego pracy w szkole jako wychowawca drugiej klasy liceum. Tak jak przewidywał, dyrektorka nie była w stanie nic zrobić z przygotowaną petycją, ale wyraz uznania na jej twarzy zapamięta do końca swojej kariery zawodowej.

W domu jednak zastał zaniepokojonego Muhammeda, który oczekiwał powrotu Jamesa. Okazało się, że tamten nie wrócił do domu po rozmowie z przełożonym i nie odbierał telefonu. Po chwili namysłu, obaj doszli do wniosku, żeby, zanim zgłoszą zaginięcie, poszukać go w miejscach, gdzie słabość Jamesa jest najbardziej wystawiona na próbę – w pobliskich barach i klubach serwujących alkohol.

Nie szukali długo; już drugi traf okazał się szczęśliwy. James siedział przy barze, kiwając się do przodu i do tyłu, tocząc ożywioną dyskusję z barmanem, który był już na granicy swojej cierpliwości. Mowa Jamesa przypominała bełkot śpiącego dziesięciolatka. Kiedy poczuł na swoim ramieniu czyjąś dłoń, zamilkł i odwrócił się powoli w kierunku nowego przybysza.

– James, co z tobą? – zapytał Muhammed, marszcząc brwi. – Wychodzimy. Ja płacę – zwrócił się do barmana.

– Co? – zaprotestował James, patrząc nieprzytomnym wzrokiem na przyjaciela. – Ale ja… nigdzie nie idę… – wystękał, kręcąc głową.

Muhammed wziął go pod prawe ramię i siłą wytargał z pomieszczenia, podczas gdy tamten cały czas się szarpał. Kiedy uderzyła go fala świeżego, wieczornego powietrza, na moment odzyskał siły i odepchnął Muhammeda od siebie. Sam natychmiast stracił równowagę i zaczął toczyć się bezwładnie do przodu, potykając się o własne nogi, dopóki nie zatrzymał się o kamienny kosz na śmieci. Jedną ręką trzymał się krawędzi śmietnika niczym bezpiecznej przystani, próbując ustać na nogach.

– James! – krzyknął Muhammed, podchodząc do przyjaciela. Tuż zanim biegł przerażony Stefan, który kompletnie nie miał pojęcia, jak się zachować w tej sytuacji.

– No co?! – wydarł się na całe gardło James z szaleństwem w oczach. – Już za mnie zapłaciłeś? Myślisz, że możesz mnie kupić? Myślicie, że jesteście lepsi, skoro zarabiacie pieniądze? – Tu zwrócił się również do Stefana, wymachując wolną ręką.

Muhammed stanął jak wmurowany, nie znajdując żadnej sensownej odpowiedzi. Mógł jedynie bezmyślnie gapić się na cierpiącego przyjaciela.

– Hej, Jami – zaczął powoli i spokojnie Stefan, wychodząc na przód z rękami wyciągniętymi w obronnym geście. – Chcemy ci pomóc. Przecież wiesz. Chodź z nami do domu, opowiesz nam po kolei, co się stało.

Wtedy przechodząca niedaleko klubu para zatrzymała się, obserwując przez chwilę bieg wydarzeń. Chłopak, z którym była dziewczyna, zbliżył się do Stefana.

– Przepraszam, potrzebujesz pomocy z kolegą? – zapytał, wskazując na Jamesa.

Tamten spojrzał na obcego chłopaka i niespodziewanie wybuchł śmiechem.

– Chcesz pomagać pedałowi?! – wykrzyczał James, pokazując palcem na Stefana. – Tak! Pedałowi! Bo widzisz, my…

Jednak nie dane było mu dokończyć. W tamtym momencie wielka pięść Muhammeda z impetem wylądowała na jego twarzy. James upadł do tyłu jak worek ziemniaków, tracąc ostatecznie przytomność. Przypadkowi gapie oraz sam Stefan przyglądali się zszokowani temu, co właśnie zaszło.

Muhammed podniósł bezwładne ciało przyjaciela i położył je sobie na plecach, trzymając go za ręce. W następnej chwili rzucił Stefanowi kluczyki do samochodu. Tamten szybko podbiegł do pojazdu i otworzył drzwi od strony pasażera. Gdy już ułożyli go bezpiecznie na tylnym siedzeniu, Stefan usiadł z nim, trzymając jego głowę na swoich kolanach i pilnując, by nic sobie nie uszkodził podczas jazdy. Na twarzy Jamesa pojawiły się strużki krwi, które Stefan starał się ostrożnie wycierać skrawkiem swojej koszuli. Droga do domu przebiegła w całkowitej ciszy.

Kiedy silnik samochodu zgasł na chodniku przed domem, Stefanowi wydawało się, że cały świat stanął w miejscu. Dopiero po kilku sekundach usłyszał cichy szloch dochodzący od strony kierowcy.

– Mohi? – Stefan wychylił głowę, by spojrzeć na przyjaciela. Odkąd się znali, nigdy jeszcze nie widział, żeby tamten kiedykolwiek uronił choćby łzę. Natomiast teraz wyglądało na to, że na paru łzach się nie skończy.

Muhammed siedział z czołem opartym o kierownicę i łkał tak mocno, że jego ciało trzęsło się w nieregularnych spazmach.

Stefan ze strachem uświadomił sobie, że chyba pozostał jedyną trzeźwo myślącą jednostką w tym samochodzie. Poprzysiągł sobie, że się nie podda. Sam zaniesie Jamesa do domu. Otworzył drzwi i chwycił śpiącego przyjaciela pod pachami, przyciągając go do siebie. Wychyliwszy się nieco zza ramy pojazdu, poprawił chwyt, splatając ręce na klatce piersiowej Jamesa. W ten sposób doczołgał go aż do kanapy w salonie.

Ułożywszy przyjaciela w pozycji leżącej, usiadł wyczerpany i zdyszany na podłodze przy jego głowie. Wtedy do salonu wszedł Muhammed, przyprawiając nauczyciela o przypływ irytacji. Mężczyzna podszedł do swoich partnerów i uklęknął przy nich.

– Stefi… – z trzewi Jamesa dało się słyszeć słabe skrzypienie. Stefan otworzył szeroko oczy i obrócił twarz w stronę ukochanego, prostując się. – Ja nie… nie chciałem… nie myślę wcale… – z oczu Jamesa zaczęły płynąć łzy, a głos mu się załamał. Jedno oko miał przymknięte i podbarwione silnie na czerwono.

Stefan zerwał się na równe nogi i pobiegł do kuchni. Po kilku sekundach zjawił się z powrotem z opakowaniem warzyw na patelnię prosto z zamrażarki, które delikatnie przyłożył do rannego oka Jamesa. Tamten pociągał od czasu do czasu nosem, z wdzięcznością przyjmując chłodny opatrunek.

Wtedy Muhammed złapał za kark Stefana i Jamesa, zbliżając ich do siebie.

– Kocham was i nie zniósłbym waszej straty – powiedział cicho Muhammed, przymykając oczy. – Proszę, nie zostawiajcie mnie.

Zagubiona owieczka

Po huraganie wydarzeń, które miały miejsce w ostatnich kilku dniach, nastąpiła cisza i czas na głębokie przemyślenia. W sobotni poranek Stefan przygotował na śniadanie jajko na wolno, podczas gdy Muhammed pojechał do sklepu po coś słodkiego. Obaj partnerzy starali się złagodzić objawy kaca, którego James doświadczał ze zdwojoną siłą. Po orzeźwiającym prysznicu siedział przy salonowym stole w swoim szlafroku, bawiąc się ugotowanymi jajkami w skorupce w oczekiwaniu, aż ostygną.

– Jak tam oko? – zagaił Stefan, siadając naprzeciw przyjaciela. Czerwony wczoraj ślad zmienił kolor na ciemnofioletowy i mimo przyłożonego lodu nie zmniejszył swoich rozmiarów w porównaniu do poprzedniego dnia.

– W porządku – odpowiedział James z bladym uśmiechem, czując w okolicy uderzenia mocną nadwrażliwość na najdelikatniejszy nawet dotyk. – Stefi, Mohi obszedł się ze mną zbyt delikatnie – wyznał ze wstydem, patrząc prosto w oczy kochanka. – Może i byłem zalany w trupa, ale pamiętam wszystko – w tym momencie skrzywił się na wspomnienie owego wieczoru. – Nie powinniście byli okazywać mi litości. Zachowywałem się jak skończony debil i idiota…

– Przestań – przerwał mu Stefan, spuszczając wzrok. – Byłeś po prostu pijany i smutny, ponieważ straciłeś pracę. Doskonale to rozumiem.

– To marna wymówka.

Ich rozmowę przerwało wtargnięcie Muhammeda, który bezceremonialnie wparował do pokoju, przy którym siedzieli jego partnerzy i położył na stole reklamówkę ze słodyczami i słoikiem miodu.

– Mamy do pogadania – stwierdził rzeczowym tonem Muhammed, patrząc poważnie na Jamesa, na którego twarzy malował się smutny uśmiech. – Straciłeś pracę.

James zgarbił się i westchnął ciężko, pochylając głowę i przytykając kciuk i palec wskazujący do czubka nosa. Gdy tylko jego dłoń dotknęła siniaka, natychmiast ją cofnął, sycząc cicho z bólu.

– Co teraz? Mam się wyprowadzić? – zapytał bezradnie blondyn, na powrót spoglądając na przyjaciela.

Twarz Muhammeda wykrzywił grymas furii. Z impetem walnął otwartą dłonią o stół, pochylając się nad przyjacielem. Gwałtowność mężczyzny sprawiła, że Stefan aż podskoczył na krześle i otworzył szeroko oczy ze strachu.

– Jak mogłeś w ogóle pomyśleć, że twoja obecność w tym domu jest w jakikolwiek sposób uzależniona od pieniędzy, które zarabiasz? – zapytał Muhammed z żalem w głosie.

James ze stoickim spokojem patrzył na przyjaciela, lekko marszcząc brwi.

– Nie umiem, nie potrafię – kontynuował Muhammed, kręcąc bezradnie głową. – Tak bardzo starałem się dbać o nasz związek, zapłaciłbym każdą cenę. Ale nie jestem w stanie walczyć z całym społeczeństwem, przez które on się właśnie rozpada.

James nie odezwał się już słowem. Po późnym śniadaniu położył się z powrotem do łóżka, skupiając się na swoim bólu głowy, który traktował jako pokutę za popełnione grzechy. Natomiast Stefan i Muhammed wybrali się na długi spacer po pobliskich lasach, by dać odetchnąć Jamesowi.

Pogoda dopisywała, słońce świeciło wysoko, więc sporo ludzi kręciło się koło południa na leśnych szlakach. Po jakimś czasie błądzenia, udało się w końcu kochankom usiąść w ustronnym miejscu wśród drzew, gdzie obecność innych ludzi im już nie przeszkadzała. Stefan rozmyślał o tym, co się stało i próbował sobie jakoś wszystko poukładać w głowie. Bardzo kochał Jamesa i był bardzo wyrozumiały w stosunku do jego słabości, którą ten przejawiał do alkoholu. Wiedział też, jak bardzo musi teraz cierpieć. Dopiero co uporał się z mroczną przeszłością, spędził tydzień w areszcie niesłusznie oskarżony i do tego stracił pracę. I to wszystko w ciągu jednego dnia. Nikt nie powinien nigdy doświadczyć podobnej próby wytrwałości i silnej woli. Wierzył, że może stanowić oparcie dla przyjaciela; że dzięki niemu tamten byłby w stanie znieść cały ten ból, który mu sprawiał świat zewnętrzny. Najwyraźniej bardzo się pomylił. Zamiast tego zawiódł go na całej linii. Był w końcu jedynie nieśmiałym pedałem, któremu brak odwagi, by przyznać się do własnej orientacji seksualnej. Jak ktoś taki mógłby być oparciem dla kogokolwiek?

– Myślisz, że James odejdzie? – zapytał Stefan ze łzami w oczach.

Muhammed zbliżył się do przyjaciela i objął go czule ramieniem, w które tamten wtulił twarz, zamykając oczy.

Wtedy uszu obojga doszedł szelest liści i odgłos kroków. Stefan natychmiast odskoczył od partnera, wstając i odwracając się w kierunku przeciwnym do dobiegającego szelestu.

– Ej sorki, czy idąc w tamtym kierunku, dojdziemy do miasta? – zapytał mężczyzna, który zjawił się z dziewczyną, najprawdopodobniej swoją partnerką, wskazując ręką kierunek, którym podążali. Był ubrany w jasne długie spodnie i tego samego koloru kamizelkę. Na głowie nosił czapkę z daszkiem.

– Tak – odpowiedział beznamiętnie Muhammed, odwracając się w stronę młodego mężczyzny.

– O, to ekstra – ucieszył się tamten. – Bo błądzimy już trochę i myśleliśmy, że już nie odnajdziemy cywilizacji – zaśmiał się przez chwilę, ale widząc ponury i poirytowany wyraz twarzy swojego rozmówcy, szybko oddalił się ze swoją partnerką.

Muhammed podszedł do przyjaciela i położył mu dłonie na ramionach.

– Stefi, jestem przy tobie – wyszeptał Muhammed tuż przy uchu Stefana. – Nie musisz się bać. Nikt cię nie skrzywdzi.

Stefan z zamkniętymi oczami otarł się polikiem o zarost Muhammeda, czując przyjemne łaskotanie na twarzy. Pragnął wtopić się w potężną postać przyjaciela i już nigdy nie musieć wychodzić do świata zewnętrznego. Siedzieli tak wtuleni w siebie długimi godzinami, dopóki nie zastał ich wieczór.
 

Pożegnanie

Kolejny dzień był jak złowroga cisza po burzliwym huraganie. Przyszłość nigdy nie wydawała się równie mglista jak wonczas. Stefana obudził szmer i odgłosy krzątaniny dochodzące z kuchni. Był zaspany, a cienka czerwona poszewka, którą dzielił z Muhammedem, przykrywała go jedynie od pasa w dół. Podniósł głowę i rozejrzał się po salonie. Kanapa była pusta, nie licząc porozrzucanej na niej pościeli, która świadczyła o niedawnej obecności jej użytkownika. Wtedy na progu salonu pojawił się James pałaszujący na szybko kanapkę. Był w koszuli w kratę, dżinsach i miał już założone buty, jakby miał zaraz wychodzić.

– Idziesz gdzieś? – zapytał Stefan zachrypniętym głosem, podpierając się na łokciach.

James zastygł w bezruchu, spoglądając na przyjaciela. Miał buzię pełną jedzenia, więc wydał z siebie tylko niski pomruk na znak potwierdzenia, wyciągając rękę przed siebie i przeżuwając coraz szybciej zawartość ust. Stefan zmarszczył czoło, obserwując uważnie przyjaciela. Gdy ten połknął wreszcie o wiele za duży kęs, odezwał się jakby od niechcenia.

– Na chwilę. Muszę pomyśleć. Pójdę do kościoła. Przepraszam, że cię obudziłem – dodał na odchodne.

– Teraz to musisz i mnie przeprosić – wtrącił się zaspanym głosem Muhammed. Leżał bokiem, wspierając głowę o wnętrze dłoni podpartej na łokciu i patrzył na wychodzącego Jamesa spod przymrużonych oczu. – Co dokładnie chcesz przemyśleć? – zażądał odpowiedzi ostrym tonem.

– To moja sprawa – odparł James, odwracając wzrok.

– Hej, mam pomysł – zaproponował nagle Stefan, uśmiechając się szeroko. – Jeśli się zgodzisz, wybierzemy się tam razem. Nie będziemy ci przeszkadzać, ale przynajmniej będziesz wiedział, że tam jesteśmy i że nie jesteś sam – obiecał, widząc kwaśną minę przyjaciela.

– No – brak entuzjazmu w odpowiedzi Jamesa był wręcz namacalny.

– Wiecie, że dla muzułmanina samo wejście do świątyni niemuzułmańskiej jest bluźnierstwem przeciw Bogu? – upewnił się Muhammed.

– A od kiedy to z ciebie taki ortodoksyjny muzułmanin? – zadrwił Stefan, śmiejąc się do swojego partnera.

– Ej, tylko pamiętajcie, żeby się nawet nie dotykać, a najlepiej też nie patrzeć na siebie – ostrzegł z powagą w oczach James. – To jedno z większych ognisk homofobii…

– No nie wiem, czy dam radę – mruknął Muhammed, patrząc zadziornie na Stefana, a tamten głośno się roześmiał.

Jak tylko udało się przekonać Muhammeda do wspólnego wyjścia, wszyscy troje wybrali się na mszę. Zapach wilgoci uderzył ich nozdrza, gdy przekroczyli próg świątyni. Stefan miał wrażenie, że ludzie, którzy przechodzili obok nich, podświadomie czuli się zgorszeni i albo odwracali wzrok ostentacyjnie albo rzucali zdziwione spojrzenia. Wiedział jednak, że to jego wyobraźnia płata mu figle, gdyż robił dokładnie to samo co James, który należał do tej wspólnoty wiary od urodzenia. Mimo to nie mógł wyzbyć się uczucia wyobcowania.

Kiedy nadszedł czas Komunii, niemal wszyscy ludzie z ławek zaczęli podchodzić w stronę ołtarza. Muhammed rzucił pytające spojrzenie na Jamesa.

– Po co oni idą? – szepnął do ucha partnera.

– Żeby przyjąć ciało Boga do siebie. To element każdej mszy.

– Czemu ty nie idziesz?

James uśmiechnął się pod nosem, jakby właśnie usłyszał coś zabawnego i pokręcił lekko głową.

– Żeby przyjąć Komunię, trzeba żałować za grzechy w akcie pokuty – wyjaśnił.

– Nie żałujesz? – zapytał Muhammed z prowokacją w głosie.

James spojrzał Muhammedowi w oczy.

– Ani jednej pieprzonej sekundy – wyszeptał powoli i wyraźnie.

Stefan, który przysłuchiwał się tej krótkiej wymianie zdań, zaczął oddychać szybciej, czując przyspieszone bicie serca. Doskonale wiedział, jaki „grzech” jego przyjaciel miał na myśli. Przez moment poczuł się winny, że przyczynia się do osłabienia wiary swojego kochanka, ale szybko mu przeszło, gdyż on również niczego nie żałował.

Wróciwszy do domu, James oświadczył, że potrzebuje trochę czasu i najlepiej będzie, jeśli się na kilka dni wyprowadzi. Plecak, do którego jakimś cudem zapakował najpotrzebniejsze rzeczy i torba już były spakowane. Jeden z jego kumpli zgodził się nawet, żeby tamten u niego się zatrzymał pod warunkiem, że James nie będzie „pedałował”. Muhammed zadeklarował się, że go odwiezie. Stefan czekał przy samochodzie, żeby się pożegnać. W końcu James podszedł do przyjaciela i uwięził go na chwilę w swoich silnych ramionach. Stefan czuł, jakby całe jego życie rozpadało się na kawałki. W przypływie paniki zaczął wciągać mocno powietrze, próbując zapamiętać zapach przyjaciela na jak najdłużej. Kiedy wreszcie uwolnił się od jego uścisku, popatrzył na niego smutnym wzrokiem.

– Rany, nie patrz tak na mnie – jęknął James, zbliżając nagle swoje usta do ust kochanka i składając na nich delikatny, lecz przeciągły pocałunek.

Był on zupełnie inny od tych, do których przyzwyczaił się Stefan. Nie miał w sobie tej brutalności czy gwałtowności. Był wymowny, ale jednocześnie powściągliwy. Zapowiadał koniec.
 

Wspólna praca

Utrata pracy była ciężkim przeżyciem, które powoduje stany depresyjne u tych, którzy jej doświadczyli na własnej skórze. Mentalne spustoszenie, jakie sieje, odbijało się nie tylko na bezrobotnym, ale i na całym jego otoczeniu.

Stefan był tego doskonale świadomy. Nie wyobrażał sobie utraty stanowiska pracy nawet teraz, kiedy jego byt nie był w żaden sposób zagrożony. Postanowił zatem nie zostawiać przyjaciela samego z tym utrapieniem i pomóc mu znaleźć nową pracę. Może nie miał wielu znajomości w tej kwestii, lecz wiedział, że w jednym z liceów, w których uczy, brakuje woźnego, a tak się składa, że jego stosunki z kadrową są bardzo bliskie. Nie trzeba wiele, aby połączyć ze sobą kilka faktów razem. Problem rozwiązał się bardzo szybko, a James zgodził się na przyjęcie posady już następnego dnia. Stefan czuł się wspaniale, mając okazję wesprzeć przyjaciela w potrzebie. Mając doświadczenie w branży budowlanej, James był idealnym kandydatem.

Mężczyzna martwił się tylko, czy tamten nie będzie zanadto zwracał na siebie uwagi jego uczennic.

James spędził swoje pierwsze dni na zapoznaniu się ze szkołą i ze swoimi obowiązkami, do których należały drobne naprawy sprzętu i mebli, składanie zamówień na większe przedsięwzięcia związane z renowacją budynku oraz dopilnowywanie ich wykonania. Na starcie otrzymał również przebranie służbowe, na które składał się jednoczęściowy, niebieski, materiałowy kombinezon na szelkach sięgający do piersi. Do tego musiał zawsze nosić własną koszulkę pod spodem.

Blondyn wychodził właśnie z męskiej toalety, gdy na korytarzu podczas przerwy zauważył idącego i rozmawiającego z jakimś siwym mężczyzną Stefana. Uśmiechnął się na widok przyjaciela, z którym już co prawda nie dzielił mieszkania, lecz do którego wciąż żywił uczucie. Wiedział jednak, że nie może być z kimś, kogo permanentnie ranił. Wydawało mu się to niesprawiedliwe i nie chciał, aby tak to wyglądało. Związek nie może polegać na krzywdzeniu drugiej strony, inaczej jest toksyczny i prowadzi niechybnie do tragedii.

James nie liczył na ciepłe powitanie, lecz może chociaż na skromne skinienie głową. Sam do końca nie był pewien, na co liczył. Okazało się jednak, że najwyraźniej się przeliczył. Stefan nawet nie zauważył stojącego w cieniu mężczyzny z głębokim rozczarowaniem w niebieskich źrenicach.

Już po chwili James był wściekły na samego siebie, że w ogóle brał pod uwagę możliwość bycia na równi traktowanym z nauczycielami. Oni nie zwracali na niego uwagi, odkąd się pojawił. Był w szoku, że w ogóle mógł pomyśleć, że Stefan postąpi inaczej. On szczególnie miał najwięcej powodów, żeby go ignorować. Mimo to w jego sercu zawsze tlił się ten ostatni promyk nadziei, który powoli gasł.

Pod koniec kolejnego dnia, kiedy James przebierał się w swojej komórce obok szatni dla uczniów, usłyszał za sobą znajomy głos.

– Cześć Linda! Jak się masz? – to był Stefan.

– Dzień dobry, Stefanie – odpowiedziała z szacunkiem sprzątaczka poważnym tonem, którego nie używała w obecności Jamesa. – Jakoś leci, powolutku, aby do przodu – zaśmiała się.

– Jest może nasz nowy woźny? – zapytał mężczyzna, a James natychmiast wyprostował się i odwrócił w kierunku rozmawiających.

– Tak, właśnie się przebiera – odparła kobieta, wskazując na komórkę.

Wtedy Stefan zauważył przyjaciela, który wyszedł mu naprzeciw.

– Cześć – przywitał się Stefan, podnosząc nieśmiało kąciki ust.

Widząc minę Jamesa, sprzątaczka pożegnała się i odeszła w swoją stronę. Blondyn nic nie odpowiedział, zwracając uważny wzrok na przyjaciela.

– Wszystko u ciebie w porządku? – kontynuował Stefan. – W domu jakoś tak pusto bez ciebie – dodał cicho, upewniwszy się, że nikt ich nie słucha. Stali sami w podziemnym korytarzu przy bocznym wyjściu ze szkoły.

– Pytasz, czy u mnie wszystko w porządku? – zaczął James, chcąc otworzyć się i wylać z siebie swoje żale na stojącego przed nim mężczyznę, jednak w porę ugryzł się w język. – Tak, wszystko gra – odpowiedział beznamiętnym głosem, uciekając wzrokiem od swojego rozmówcy.

– To dobrze – powiedział Stefan, potakując głową. Poczuł nagle, jakby dystans między nimi zwiększył się o całe kilometry, choć wciąż stali obok siebie, ostrożnie dobierając słowa.

Nauczyciel pragnął być z przyjacielem, powiedzieć mu, jak bardzo go potrzebuje, ale nie potrafił się przełamać. W głosie Jamesa wyczuł chłód, który sprawił, że zabrakło mu silnej woli i stracił resztki dobrego humoru. Pożegnawszy się, odeszli, każdy swoją drogą.
 

Senne majaki

Stefan czekał, aż Muhammed wróci z biura, żeby móc z nim porozmawiać. Środowy wieczór dłużył mu się niemiłosiernie. Słońce zaszło już jakiś czas temu, więc mężczyzna widział w oknie jedynie słabe odbicie salonowej lampy, która ujawniała także jego własne oblicze wraz z częścią pomieszczenia. Od wyprowadzki Jamesa minęło zaledwie kilka dni, lecz on już bardzo tęsknił za przyjacielem. Przymknąwszy oczy, widział łobuzerski uśmiech blondyna, na którego nie potrafił się gniewać, cokolwiek by tamten nie zrobił. Westchnął głęboko, próbując pogodzić się z bolesną stratą.

Kiedy Muhammed wyszedł z łazienki, pojawił się w pokoju w samych spodenkach i z mokrymi włosami. Podszedł do siedzącego przyjaciela i, pochylając się lekko do przodu, ucałował ukochanego. Po chwili wsunął swoją dłoń we włosy Stefana, zaplątując się w nich i przyciągając go ku sobie.

Stefan powoli wstał. Odchyliwszy głowę do tyłu, przestając całować przyjaciela, wtulił się w jego umięśnione ramię, które wciąż trzymało go za tył głowy i złożył na nim delikatny pocałunek. Potężna postać Muhammeda znacznie górowała nad drobną posturą Stefana, który czuł się tak błogo i bezpiecznie, pozostając w objęciach wielkiego mężczyzny.

Muhammed, początkowo całkowicie wyczerpany po pracy, nabrał teraz sił na nowo. Poczuł, jak jego penis rośnie, ocierając się o uda przyjaciela. Stefan natychmiast zareagował na nieme żądanie męskości swojego partnera. Niczym wąż prześlizgnął się po owłosionej klatce piersiowej Muhammeda, klękając przed nim niczym przed panem swojego życia. Spojrzał na wystającego sporych rozmiarów członka spod lekkiego materiału, po czym wtulił twarz w jego poły. Następnie przegryzł trzon prężącego się w materiale penisa, starając się zrobić to najdelikatniej, jak tylko potrafił. Mimo to Muhammed wydał z siebie cichy syk i odrzucił głowę w górę, zamykając oczy z podniecenia. Stefan nigdy nie chciał zadawać bólu swoim partnerom, jednak ten pikantny aspekt ich wspólnego życia seksualnego niezwykle go podniecał. Ponadto ani Muhammed, ani James nigdy nie mieli nic przeciwko temu, choć sami wystrzegali się, by nie sprawiać cierpienia Stefanowi podczas innych czynności.

W końcu Stefan zsunął z kochanka bieliznę, uwalniając nienasyconego potwora. Potwór był twardy i podskakiwał od czasu do czasu w górę. Mężczyzna złapał przyjaciela za umięśnione łydki i, omijając długiego drąga czekającego na zaspokojenie, połknął za jednym razem jądra Muhammeda, który w tamtym momencie zaczął z siebie wydawać niskie pomruki zadowolenia, głaszcząc się po brzuchu i łapiąc za stojącego penisa.

Włosy łonowe Muhammeda przyjemnie łaskotały w twarz Stefana, który bawił się jądrami przyjaciela w swojej buzi, drażniąc je językiem. Był bardzo ostrożny, obchodząc się z najcenniejszym skarbem ukochanego. Wkrótce poczuł, jak Muhammed wykonuje posuwiste ruchy, mocno tarmosząc swojego członka. Niemal czuł poprzez ten gest zniecierpliwienie swojego przyjaciela. Natychmiast porzucił dotychczasowe zajęcie i wyprostował się. Muhammed był już na skraju szaleństwa; ręka, którą trzymał przyrodzenie, poruszała się z zawrotną prędkością, że wzrok Stefana ledwie nadążał za jej ruchami, a przy tym głośno dyszał, cały czas z głową zwróconą ku górze.

Po chwili z jego penisa wystrzeliła seria obfitych salw spermy. W mgnieniu oka twarz Stefana, która znajdowała się na wysokości strzelającego działa, została pokryta strumieniami białego nasienia. On sam zamknął oczy, ale nie odsunął się nawet na milimetr. Pragnął, by życiodajny płyn jego kochanka wsiąknął w niego bez reszty.

– Stefi! – wykrzyknął zszokowany Muhammed, kiedy tylko nieco ochłonął z podniecenia, które nim owładnęło. – Twoja twarz… – zmartwił się, klękając naprzeciw przyjaciela. Spojrzawszy na siebie, oboje głośno się roześmiali.

Po chwili Muhammed zbliżył się do Stefana i zaczął bardzo zmysłowo zlizywać każdą pojedynczą kroplę swojej spermy z twarzy przyjaciela. Tamten zamknął oczy, a jego oddech przyspieszał, gdy tylko czuł język Muhammeda stykający się z jego skórą. Najpierw broda, potem w górę, kości policzkowe, brwi i w końcu czoło. Z każdą sekundą podniecenie Stefana rosło, jednak tym razem był on świadom tego, że będzie musiał obejść się smakiem. Nie przeszkadzało mu to, dopóki ten wielki mężczyzna przed nim nigdzie się nie wybierał. Wtedy przypomniał sobie o Jamesie i objął rękoma szyję Muhammeda, tuląc się do jego nagiej piersi.

Skończywszy miłosne pieszczoty, Stefan poszedł się umyć. Kiedy wrócił, Muhammed leżał już w łóżku na brzuchu zwrócony w stronę okna i ramieniem zgiętym w łokciu tuż przy twarzy.

– Hej, śpisz? – zwrócił się do przyjaciela, stojąc nad łóżkiem.

Usłyszał w odpowiedzi coś w stylu bardzo niskiego pomruku, który mógł tak samo oznaczać potwierdzenie co zaprzeczenie. Stefan westchnął bezradnie i usiadł bokiem na brzegu łóżka z jedną stopą zwiniętą pod drugie udo.

– Widziałem się dziś z Jamesem – zaczął. – Mówi, że u niego wszystko w porządku, ale chyba nie miał nastroju do zwierzeń. Mam wrażenie, że trochę, a może nawet bardzo, przyczyniłem się do tego, że nasz związek się rozpadł – wyznał ze smutkiem. – Chciałbym dać wam więcej, ale czuję, że nie jestem w stanie. Może po prostu nie dorosłem do tego, żeby wiązać się z kimkolwiek na stałe? Wy jesteście w pełni szczęśliwi i spełnieni, mając siebie nawzajem, a ja? – prychnął z pogardą. – Ja jestem nieśmiałym pedałem, który boi się przyznać do swojej orientacji i do ukochanych osób publicznie. To musi być słabe uczucie, kiedy twój partner się ciebie wstydzi. Bardzo słabe – stwierdził, krzywiąc się. – Tak bardzo chciałbym, żeby James wrócił, żeby wszystko było jak wcześniej. Obiecałbym, że popracuje nad sobą, że postaram się zmienić. Dla was jestem w stanie to zrobić. Bez was nie potrafię nic. Bez was nie mam nic.

Po tych słowach zamknął oczy i położył się obok Muhammeda. Nie wiedział, czy przyjaciel go słyszał czy nie, lecz czuł się odrobinę lepiej, wyrzucając to z siebie na głos.
 

Wyjście z szafy

W czwartki Muhammed nie wychodził do pracy, więc zaproponował Stefanowi, że go odbierze ze szkoły. Tamten zdziwił się propozycją partnera, gdyż nigdy wcześniej tego nie robił. Nie był typem osoby, która lubi chwalić się swoim życiem prywatnym przed znajomymi z pracy. W jego przypadku dochodził również strach, jaki wywoływała w nim niepewność reakcji na jego orientację wśród środowiska szkolnego. Jednak pewna cząstka jego jestestwa pragnęła wykrzyczeć całemu światu szczęście, którego zaznawał w tym rozpadającym się już związku. Z tego względu propozycja Muhammeda zaniepokoiła go w równym stopniu, co podekscytowała. Wreszcie będzie miał okazję pokazać przyjacielowi, jak bardzo mu na nim zależy i ile dla niego tak naprawdę znaczy.

Perspektywa spotkania się z Muhammedem po pracy nie pozwalała skupić się nauczycielowi na swoich obowiązkach. Byłby to pierwszy raz, kiedy jego życie osobiste skonfrontowałoby się z zawodowym. Był świadom ewentualnych konsekwencji takiego postępowania, lecz był na nie gotowy. Znacznie bardziej gotowy niż na całkowity rozpad związku, który udało mu się zbudować.

Jak tylko wybrzmiał dzwonek kończący ostatnie zajęcia Stefana, jego oddech nieznacznie przyspieszył. Był ciekaw, w którym miejscu będzie czekał na niego jego partner. Może okazać się, że całe to zamieszanie nie było konieczne, bo Muhammed może przecież się spóźnić, czekać w samochodzie albo jeszcze w jakiś inny sposób uniknąć publicznej konfrontacji. Ta nowa ewentualność uspokoiła nieco Stefana, ale jednocześnie zasmuciła. Nastawił się bowiem na otwartą walkę.

Jednak, już schodząc po schodach na parter, zauważył, że coś było nie tak. W holu przed wyjściem kręciła się garstka licealistów, którzy planowali słoneczne popołudnie. Znajoma postać siedziała na ławce na korytarzu przy drzwiach frontowych. Jej obecność tutaj nie dała się wyjaśnić poprzez logiczną analizę sytuacji z bardzo prostej przyczyny – to nie było liceum, w którym James był zatrudniony. A mimo to blondyn siedział tam ze spuszczoną głową w białej koszulce i dżinsach.

Stefan mocno zmarszczył brwi, czując, jak wszystko wokół niego spowalnia, a wszelkie bodźce docierają do niego z opóźnieniem. Zszedłszy ze schodów, dostrzegł także Muhammeda, który siedział po przeciwległej stronie holu w stosunku do Jamesa. Nauczyciel na moment zatrzymał się pomiędzy nimi, spoglądając raz na jednego, raz na drugiego. W końcu ich spojrzenia się skrzyżowały. James wyprostował się nagle i posłał blady uśmiech w stronę ukochanego. Muhammed z niecierpliwością oczekiwał dalszego rozwoju wydarzeń. Jego mina skryta w gęstej brodzie wyrażała napięcie.

Serce Stefana zabiło mocniej, a świat powrócił do swojego normalnego tempa. Poczuł, jak nagle brakuje mu powietrza w płucach, więc wyszedł w pośpiechu na zewnątrz i stanął o kilka kroków od wejścia do szkoły. Nie odwracając się, wiedział, że obaj mężczyźni stoją tuż za nim. Ich obecność napełniła go nieoczekiwaną siłą. Oddychał płytko, a ręce zaczęły mu się trząść. Nie miał pojęcia, co się stanie, ale był pewny jednego – bez walki się nie podda.

– Niech to szlag – powiedział niemal bezgłośnie do siebie.

Odwróciwszy się na pięcie, podszedł szybkim i pewnym krokiem do Jamesa, który stał za nim ze zdziwioną miną i pytającym spojrzeniem. Ujął go delikatnie jedną ręką za kark i złożył na jego wargach namiętny pocałunek. Początkowo James był w zbyt dużym szoku, by zareagować, lecz po sekundzie odwzajemnił gest. Wtedy Stefan oderwał się od ust przyjaciela, dysząc lekko, i zwrócił się w kierunku Muhammeda stojącego tuż obok, dokładnie powtarzając czułe powitanie. Muhammed był w jeszcze większym szoku niż James, widząc zachowanie ukochanego.

W końcu Stefan odwrócił się plecami do swoich partnerów, by stawić czoła rzeczywistości. Powoli, dysząc z dumy i przerażenia, podniósł głowę. Miał wrażenie, że w tamtym momencie każda para oczu zwróciła się w jego stronę. Uczniowie zapomnieli o swoich popołudniowych planach, koledzy i koleżanki już nie zajmowali się swoimi obowiązkami, przechodnie zwolnili nagle tempo, byle tylko nie uronić ani chwili ze sceny mającej miejsce przed paroma sekundami. Nauczyciel poczuł na sobie miażdżący ciężar tych wszystkich spojrzeń, które mówiły tak wiele, a jednocześnie zupełnie nic. Kolana niemal się pod nim ugięły.

Od upadku powstrzymał go mocny uścisk dłoni Jamesa, który właśnie złapał go za rękę, wychodząc naprzeciw wszystkim nienawistnym spojrzeniom i zasłaniając tym samym przyjaciela własnym ciałem. Jednocześnie wielkie ramię Muhammeda otoczyło Stefana z drugiej strony i w ten sposób mężczyźni odholowali przyjaciela sprzed widoku ciekawskich ludzi.

– Wszystkim gały wyszły na wierzch! – zaśmiał się James, kiedy znaleźli się w pewnej odległości od miejsca „zbrodni”. – To nigdy nie będzie nudne.

Stefan miał łzy w oczach. Przestało już do niego docierać cokolwiek, co działo się na zewnątrz. Kurczowo trzymał się świadomości, że jego partnerzy są tuż przy nim.

– Stefi, wszystko w porządku? – zmartwił się Muhammed, wciąż obejmując przyjaciela ramieniem.

– Tak, tak – odpowiedział szybko tamten drżącym głosem. – Po prostu chciałbym, abyśmy razem wrócili do domu – dodał, spoglądając nieśmiało na Jamesa.

Blondyn przymknął oczy, przybierając zbolały wyraz twarzy.

– Jesteście najbardziej porąbaną i masochistyczną parą gejów, jaką można sobie wyobrazić – wydusił z siebie w końcu, patrząc przed siebie. – Cóż, chyba pasuję do profilu…

To było najdziwniejsze wyznanie, jakie Stefan kiedykolwiek słyszał. Mimo to ucieszył się ogromnie na te słowa. James wprowadził się z powrotem do wspólnego gniazdka, coraz mniej rozumiejąc naturę związku, którego był częścią. Czuł jednak nadnaturalną siłę, która cały czas pchała go ku tym dwóm mężczyznom. Początkowo myślał, że ich relacja opiera się na fizycznym pociągu, a przynajmniej w jego przypadku. Nieskromnie mówiąc, był z niego kawał ciacha, a przy tym dbał o siebie poprzez regularne ćwiczenia. Mimo to nie był pewien, czy był warty jakichś większych poświęceń ze strony swoich partnerów. Dzisiejsze zdarzenie udowodniło mu coś zupełnie przeciwnego. Coś, dzięki czemu zaczął myśleć o sobie w zupełnie innych kategoriach. Trochę go to niepokoiło, ale postanowił dać sobie szansę ze względu na tych, których kochał.

7,199
1/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 1/10 (2 głosy oddane)

Z tej serii

Komentarze (0)

brak komentarzy

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.