Szkoła uczucia
26 stycznia 2015
1 godz 43 min
Nic nie zapowiadało tego, co miało się wydarzyć. Ot, rozpoczęcie drugiego roku nauki w liceum, kolejna uroczystość na sali gimnastycznej, trwająca około kilkadziesiąt minut, a następnie spotkanie w klasie z wychowawcą i omówienie istotnych kwestii. Przerabiałem to już od dziesięciu lat w tej samej szkole, więc nie nastawiałem się na nic szczególnego. Kiedy dyrektor zakończył przemówienie, życząc nam udanego roku, uczniowie wraz z rodzicami zaczęli tłumnie opuszczać salę. Ja udałem się na pierwsze piętro do pomieszczenia naszej klasy, gdzie pod drzwiami czekało już parę osób. Przywitałem się z nimi, wymieniliśmy parę zdań, zapytałem dla zasady, jak im minęły wakacje i takie tam. Nie zrobiłem tego jednak z wielkim entuzjazmem. Choć bardzo lubiłem swoją szkołę i tutejszych nauczycieli, to jednak do moich kolegów i koleżanek z klasy żywiłem nieco inne uczucia. Mówiąc krótko, nie pasowałem do nich, a raczej nie pasowałem do dzisiejszego stylu życia młodzieży. Ich ulubionym sposobem spędzania czasu są imprezy oraz piwko. A co do płci pięknej, to oczywiście jestem hetero, a dziewczyny z naszej klasy do brzydkich zdecydowanie nie należały. Przesadą by było, gdybym powiedział, że ubierały się jak prostytutki z ulicy, ale według mnie przesadnie eksponowały swoje walory. Dość głębokie dekolty, mini czy obcisłe jeansy – ktoś inny na moim miejscu byłby pewnie zadowolony, ale mnie to odrzucało. Co więcej, imponowały im chłopaki, którzy mieli wyżelowane fryzury a’la Ronaldo, opowiadali sprośne dowcipy, nieustannie używali wiadomego słowa na „k”, woleli się wygłupiać niż uczyć oraz oczywiście byli stałymi bywalcami imprez, na których alkohol czy tytoń były czymś powszechnym.
Miałem jednak na szczęście dobrego przyjaciela, który podchodził nieco poważniej do szkoły i także nie był zachwycony klasowym towarzystwem. Jednak w przeciwieństwie do mnie, Michał nie miał problemów z nawiązywaniem kontaktów zatem lepiej czuł się w ich obecności. Po pamiętnych dla mnie doświadczeniach z podstawówki i gimnazjum starałem się nie izolować od towarzystwa i udawałem, że podoba mi się ich styl życia. Dlatego chodziłem od czasu do czasu na imprezy, ale na szczęście udało mi się wymówić raz na zawsze od piwa, zasłaniając się uczuleniem na alkohol. Nikt na moje szczęście nie zgłębiał tego tematu. Męczyłem się na takich „zabawach”, ale gdybym w nich nie uczestniczył moja sytuacja przedstawiałaby się zapewne dużo gorzej...
Wracając jednak do rozpoczęcia roku, okazało się być ono nieco inne od dotychczasowych. Gdy wychowawca otworzył nam drzwi do klasy i rozsiedliśmy się, zauważyłem, że za moim dotychczasowym miejscem pod oknem na końcu klasy stoi jeszcze jedna ławka. Myślałem, że to po prostu pomyłka i nie zaprzątałem sobie tym więcej głowy. Wychowawca tymczasem nie wszedł z nami do pomieszczenia, tylko powiedział, że zaraz wróci i żebyśmy byli cicho. Przez pierwszy rok przekonaliśmy się, że nie jest to typowy pedagog. Nie traktował wychowawstwa jako przykrego obowiązku. Okazał się być „prouczniowski” i bardzo szybko złapaliśmy z nim wspólny język, co mnie zaskoczyło, gdyż na ogół moi koledzy nie okazywali zbyt dużo szacunku nauczycielom.
Pan Ratajewski, bo tak się nazywał, wolał rozwiązywać wszystkie problemy w naszym gronie. Nie chodził do dyrektora na skargi i zawsze stawał w naszej obronie, ale zgodnie z obietnicą mieliśmy nie sprawiać problemów podczas zajęć. I rzeczywiście, nie wiem jak, ale okazaliśmy się być najgrzeczniejszą klasą w szkole w ubiegłym semestrze.
Moje rozmyślania przerwało nagłe ucichnięcie rozmów. Nie musiałem długo szukać źródła tego niezwykłego jak na moich rówieśników zjawiska. Drzwi otworzyły się ponownie i do środka z uśmiechem na ustach wszedł nasz opiekun, przepuszczając jednak wcześniej średniego wzrostu, raczej szczupłą brunetka o długich, bujnych włosach. Patrząc na jej ubiór, czyli spódniczkę za kolana, koszulę pod samą szyję oraz narzucony na ramiona czarny sweterek, pomyślałem, że to może jakaś nowa nauczycielka albo raczej praktykantka, gdyż była jeszcze bardzo młoda. Kiedy jednak dokładniej jej się przyjrzałem, zauważyłem, że czuje się tu strasznie niepewnie, nie uśmiecha się, a wzrok ma skierowany przeważnie w dół. Łatwo wyłapywałem takie rzeczy i musiałem przyznać, że mnie to zauroczyło. Pierwszy raz widziałem takie zachowanie u dziewczyny. I to zwłaszcza u takiej ładnej, dodałem w myślach. Moje rozważania przerwał jednak Ratajewski:
- Dzień dobry wszystkim w nowym roku szkolnym! – ochoczo przywitał się z nami. – Zanim zaczniemy omawiać wszystkie ważne sprawy, chciałbym wam kogoś przedstawić. To jest Edyta, nasza nowa uczennica, która przeniosła się tu z innej szkoły. Liczę, że szybko przyjmiecie ją do swojego grona i sprawicie, by zaaklimatyzowała się w nowym otoczeniu.
Po czym zwrócił się do Edyty:
- Za Piotrkiem jest wolna ławka. Jeżeli by było dla ciebie za daleko, to daj znać, a na pewno coś wykombinujemy.
Dziewczyna niepewnie ruszyła na swoje miejsce w końcu skali. Kiedy patrzyłem jak się porusza, byłem coraz bardziej oczarowany. Przechodząc obok mnie, spojrzała mi prosto w oczy, ale niemalże natychmiast cofnęła wzrok. Kiedy zajęła miejsce, wychowawca zaczął omawiać wszystkie typowe sprawy, pouczał nas, że mamy się odpowiednio zachowywać oraz przypomniał, że matura coraz bliżej. Jednak słuchałem tego jednym uchem, bo cały czas w myślach siedziała mi nasza nowa koleżanka. Postanowiłem zebrać się na odwagę i po wszystkim zagadać do niej. Niestety, kiedy tylko Ratajewski się z nami pożegnał, Edyta natychmiast wyszła, niemalże biegiem.
- Co o niej sądzisz? Trochę nietypowa na pierwszy rzut oka - zapytałem Michała, gdy wychodziliśmy ze szkoły.
- Nietypowa? Człowieku, tak się składa, że chodziłem z nią do gimnazjum i dziwniejszej osoby w życiu nie widziałem. Trzymała się tak bardzo na uboczu, jak to było możliwe. Przychodziła tuż przed lekcjami i wychodziła natychmiast po ostatnim dzwonku.
- Może mieszka poza miastem i spieszyła się na autobus?
- Może i tak, ale ani razu nie spotkała się z nami po zajęciach. A one przecież nie zawsze kończyły się o tej samej porze, a to niemożliwe, by w ciągu dnia do jej miejscowości kursował jedynie jeden autobus. Zresztą, gdyby tylko nam powiedziała, to któryś z rodziców na pewno by ją odwiózł, to żaden problem. Po prostu unika ludzi, powiedzmy to sobie szczerze – skwitował Michał. - Nigdy z własnej woli z nikim nie rozmawiała, a gdy ktoś próbował ją uprzejmie zagadać, to odpowiadała krótko i nie paliła się do kontynuowania rozmowy. No i w końcu poniosła konsekwencje takiego zachowania. Jak wiesz – kontynuował po chwili - zawsze znajdą się w klasie tacy, którzy uwielbiają się znęcać nad innymi. Powodów może być mnóstwo, a Edyta była jak na zawołanie. Oprócz tego, że nie miała koleżanek czy kolegów, to strasznie się jąkała, czym wzbudzała u wszystkich salwy śmiechu – przyznał ze wstydem mój przyjaciel. - Na pytania nauczycieli odpowiadała jednak normalnie i pewnie. Dziwne.
Z każdym słowem Michała wzbierało we mnie coraz większe współczucie do tej biednej dziewczyny. Doskonale rozumiałem jej sytuację.
- Co oni jej robili? - spytałem, bojąc się usłyszeć odpowiedzi.
- W życiu nie chciałbym przejść przez to, co ona w gimnazjum. Ale najgorsze zaczęło się wtedy, gdy zorientowali się, że ona nikomu tego nie zgłasza – dodał z goryczą Michał.
- Dlaczego?
- Nie wiem, ale dręczyciele musieli się czuć, jakby dostali wymarzony prezent pod choinkę, zwłaszcza, że nie musieli się specjalnie wysilać, by ją dopaść.
- To znaczy? - nie do końca zrozumiałem ostatnie zdanie.
- Na w- fie ćwiczyła normalnie, choć zawsze w dresach, nawet gdy było ciepło, ale nigdy nie biegała, a podczas przykładowo zaliczenia na osiemset metrów siedziała sobie na ławce. Wszyscy myśleli, że jest na coś chora, ale w końcu wszyscy poznali jej „tajemnicę”. Zawsze przebierała się ostatnia, ale tamtego dnia jedna z dziewczyn zapomniała zabrać czegoś z szatni i gdy się po to wróciła, to Edyta akurat zdejmowała spodnie od dresu. Jak nam powiedziała, Edyta na kolanie miała podobno sporą bliznę. Nietrudno było się domyślić, że najprawdopodobniej miała jakiś wypadek i z tego powodu nie może biegać. - stwierdził chłopak. - Rozumiesz zatem, że łatwiejszego celu wspomniane wcześniej osoby nie mogły sobie wymarzyć. Dręczyli ją, kiedy tylko mieli okazję. Na szczęście nigdy jej nie pobili, ale to chyba dla własnego bezpieczeństwa, bo siniaków przed nauczycielami nie dałoby się ukryć.
Zacisnąłem pięści. Zawsze muszą znaleźć się idioci, którzy za rozrywkę uważają gnębienie innych, pomyślałem wściekły.
- Dobrze się czujesz? – spytał mnie Michał.
- W porządku. Trochę boli mnie głowa. To do zobaczenia jutro!
- Trzymaj się!
W domu zrobiłem sobie kolację i od razu poszedłem do łóżka. Nie mogłem przestać myśleć o Edycie. Bałem się, że tutaj też może być obiektem drwin jak w gimnazjum. Jej dzisiejsze zachowanie, biorąc pod uwagę to, co powiedział mi Michał było zrozumiałe – bała się. Ale jeżeli nie pozwoli żeby ktokolwiek się z nią zaprzyjaźnił, będzie w najlepszym razie strasznie samotna, a w najgorszym – wolałem nie myśleć. Liceum to co prawda już nie taka dziecinada jak gimnazjum, więc obstawiałbym raczej sytuację, w której nikt nie będzie na nią zwracał uwagi. Chociaż z drugiej strony po tym, co przeszła, to kompletna izolacja nie byłaby dla niej chyba taka straszna.
Niestety, moje obawy się sprawdziły. W ciągu następnych tygodni Edyta zachowywała się dokładnie tak, jak opisywał to Michał. Przychodziła prawie równo z dzwonkiem, nie odzywała się do nikogo, zbywała innych słówkami i opuszczała budynek szkolny natychmiast po ostatniej lekcji. Całe szczęście nikt jeszcze nie słyszał jak się jąka. W rozmowach nie uczestniczyła, a nauczyciele pytali ją rzadko. Zresztą wtedy, tak jak wspominał Michał, mówiła płynnie. Rówieśnicy tracili więc stopniowo zainteresowanie nową koleżanką, ale ja byłem nią coraz bardziej zafascynowany. Podobało mi się w niej wszystko – sposób, w jaki się porusza, jak z zapałem je kanapki na przerwie, jej nieprzeciętna inteligencja, a przy tym i duża skromność, puszyste, kasztanowe włosy, bladość skóry oraz oczywiście jej uroda. Nie widziałem w życiu piękniejszej kobiety. Postronny obserwator pewno puknąłby się w głowę, przecież w klasie było mnóstwo innych ładnych dziewczyn, które bardziej pasowały do przyjętego przez społeczność obrazu piękna. Ale ja miałem to gdzieś i mój organizm czuł tak samo. Niesamowicie mnie pociągała fizycznie. Chciałem ją dotykać, przytulać i całować, ale zakochałem się w niej (tak, myślę, że tak to można nazwać, nie ma się co oszukiwać) z powodu jej niezwykłej osobowości, nie wyglądu. Czy wierzyłem w miłość? Tak, ale nie spodziewałem się, że powiedzenie „od pierwszego wejrzenia” jest rzeczywiście prawdziwe. Teraz pozostawało mi jedynie powolne zdobywanie zaufania Edyty, a pierwszym zadaniem tej kampanii było wymienienie z nią chociażby paru zdań. Nie chciałem tego robić w banalny sposób poprzez zwyczajne „Cześć!”. Zresztą prawdopodobieństwo tego, że ten sposób wypali było i tak bliskie zeru. Jednak nie mogłem wykombinować nic oryginalnego. Okazja nadarzyła się jednak na początku października. Niestety, pośrednio przyczyniłem się też do początku koszmaru Edyty...
Podczas lekcji polskiego, kiedy to polonistka interpretowała nam pewien wiersz, których notabene nie znosiłem, usłyszałem, że coś spadło na podłogę i przyturlało się do mojego buta. Podniosłem długopis i rozejrzałem się. Nikt się tym wydarzeniem specjalnie nie przejął poza Edytą, która patrzyła na mnie z... wyczekiwaniem w oczach? Ciężko to było określić. Nie chcąc, żeby mówiła, powiedziałem szeptem:
- Rozumiem, że to twój długopis. Proszę. – Oddałem go jej.
Wyszeptała bezgłośne „Dziękuję”.
Zrozumiałem, że to może być moja szansa, więc zagaiłem, patrząc na jej zeszyt:
- Masz naprawdę ładne pismo. Z mojego to byś się pewno nawet nie rozczytała. – Niezbyt udolnie zażartowałem.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi i chyba chciała coś powiedzieć, ale w tej chwili rozległ się głos polonistki:
- Oho! Widzę, że niektórych tu nudzę i wolą sobie porozmawiać o rzeczach najpewniej znacznie ciekawszych niż Kochanowski. Zatem skoro naprawdę nie macie co robić, to przeczytacie po połowie wiersza, co ja będę tracić gardło.
Przekląłem w myślach. Zapomniałem, że Panawska to jedna z najbardziej czepialskich nauczycielek. W końcu nie bez powodu na polskim w całej klasie panowała cisza, co było bardzo rzadkim zjawiskiem. Ale co się dziwić... Po tylu kartkówkach „za karę” oraz ciągłych wezwaniach do odpowiedzi (oczywiście na ocenę) nawet największe plotkary wolały siedzieć cichutko jak mysz pod miotłą. Miałem naprawdę pecha, że okazja, na którą tyle czekałem musiała się przytrafić akurat na jej lekcji. Można było jednak znaleźć pozytywne strony tej sytuacji – nauczycielka potraktowała nas tak łagodnie, bo nigdy jej wcześniej nie przeszkadzaliśmy w prowadzeniu zajęć. Niestety, to „łagodne traktowanie” okazało się być kamykiem, który wywołał całą lawinę. Kiedy odbębniłem swoją część wiersza i przyszła kolej Edyty, zacząłem się poważnie denerwować. Michał co prawda mówił, że ona się jąkała tylko w rozmowach z rówieśnikami, ale jeżeli przytrafia się jej to także przy czytaniu na głos? - zastanawiałem się, pełen obaw. Trzymałem kciuki w myślach, żeby usłyszeć piękną, płynną wymowę, ale moje nadzieje okazały się złudne. Edyta się jąkała! I to strasznie! Nie była w stanie wymówić dobrze nawet jednego słowa. Byłem przerażony. Na polskim wprawdzie nikt nie odważy się roześmiać, bo obecność Panawskiej skutecznie zabijała jakiekolwiek przejawy humoru, ale nie miałem wątpliwości, że na przerwie będą sobie używać... Myliłem się. Nagle wybuchł śmiechem Dawid, który najwyraźniej nie mógł się już powstrzymać, a za nim cała reszta, nawet Michał. Panawska krzyczała i groziła nam codziennymi kartkówkami, ale nie to było najgorsze. Wszyscy patrzyli się na Edytę i na mnie. Jeżeli zauważą, że mnie to nie śmieszy, wszystkie moje starania pójdą na marne, pomyślałem. Znajdowałem się między młotem a kowadłem. Strach i lęk przed przeszłością jednak zwyciężył. Żywiąc głęboką pogardę do samego siebie, udałem sztuczny śmiech i obróciłem twarz ku Edycie. Nie wiedziałem, że ujrzę obraz, który będzie mnie prześladował po nocach niczym najgorszy koszmar. Dziewczyna patrzyła się na mnie, jakby reszta klasy nie istniała i miała łzy w oczach. Wydawało mi się jednak, że kapiące na książkę krople były spowodowane nie tymi siedemnastoma pokładającymi się ze śmiechu osobami, ale konkretnym chłopakiem o ciemnych, krótkich włosach i okularach. Zrozumiałem, że właśnie straciłem ją na zawsze i nigdy nie uda mi się odbudować jej zaufania. Dlaczego ja mam takiego pecha w życiu? - zadałem sobie retoryczne pytanie.
- Dość tego! Wyciągać kartki i pochować wszystko z ławek! - Polonistka była nie na żarty zdenerwowana. Śmiech natychmiast umilkł i nikt nawet nie próbował negocjować – to się mogło skończyć jeszcze większą karą. Nie byłem zbyt dobrze przygotowany do lekcji, więc na każde pytanie odpowiedziałem jedynie pobieżnie. Na szczęście mam całkiem niezłą pamięć i coś tam z poprzednich lekcji zapamiętałem. Ocena z kartkówki była jednak moim najmniejszym zmartwieniem. Najbardziej obawiałem się tego, co się stanie z Edytą gdy lekcja się już skończy i wszyscy wyjdą na przerwę. Ale to najprawdopodobniej mogła wcale nie być kwestia jednej przerwy. Miałem jeszcze cichą nadzieję, że to, co się dzisiaj stało, będzie jedynie wydarzeniem dnia, może tygodnia i klasa o tym szybko zapomni. Jednak zbyt długo nie działo się nic interesującego i byłem niemal pewien, że oni tego tak szybko nie puszczą w niepamięć...
Po tygodniu pytałem sam siebie, czemu zawsze muszę mieć rację w takich sytuacjach. Jak mogłem być tak głupi, żeby wierzyć w trochę większą dojrzałość ludzi w liceum? Najbardziej jednak dręczyło mnie to, że zachowałem się jak tchórz. Zamiast bratniej duszy, być może i na całe życie, wybrałem ucieczkę od kpin oraz bardzo kruchy i niekoniecznie taki, jaki bym chciał szacunek rówieśników. Tylko że nawet chwilowa ucieczka powinna przynieść chociaż odrobinę ulgi. A ja czułem się jeszcze gorzej i dodatkowo miałem problemy ze snem. Gdyby tego było mało, z tej sytuacji wyniknęły także inne okoliczności. Otóż nie przewidziałem takiej sytuacji, że koledzy nie tylko nie zrobią ze mnie kozła ofiarnego, ale też i sami zaczną szukać mojego towarzystwa. Gratulowali mi, że nie jestem taki „sztywniak” jak się wydawało na pierwszy rzut oka i że potrafię się dobrze bawić. Jednak najbardziej zaskakujące i dolewające oliwy do ognia było pewne wydarzenie, zaraz następnego dnia po tamtej lekcji. Na przerwie, kiedy rozmawiałem z Michałem, podszedł do nas Mateusz i zwrócił się do mnie:
- No, no stary... Dobrze to wymyśliłeś, gratulacje! Sam bym na to nie wpadł.
Byłem zszokowany i nie wiedziałem o co chodzi. Nic się jednak nie wydało, bo Mateusz natychmiast dodał:
- Pewno usłyszałeś jak ona się jąka, kiedy oddawałeś jej ten długopis i dlatego dałeś się przyłapać Panawskiej? Sprytne. Ale skąd wiedziałeś, że ona każe wam czytać?
Po prostu mnie zamurowało. Kompletnie nie wiedziałem, co mam na tą rewelację odpowiedzieć. Kto wie, jakby się to skończyło (kłamać nigdy nie umiałem), gdyby nie szybka interwencja Michała:
- Domyśl się, chłopie. Piotrek nigdy nie był karany, Edyta też. Na pewno nie wpisała by im uwagi czy kazała przyjść rodzicom, nie mówiąc już o kartkówce za takie coś. Nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że to jej ulubieni uczniowie w naszej klasie. Ale żeby po raz kolejny pokazać, jaka to ona ważna, to dała im najmniejszą karę, jaką wymyśliła. Proste, co nie? – Michał szturchnął mnie w ramię.
- Tak, tak, no jasne - dodałem po chwili. - Chociaż obstawiałem jednak interpretację wiersza, a nie czytanie, ale na jedno wyszło.
- Ty to masz łeb - pochwalił mnie Mateusz. - Tak się w tej budzie nudziliśmy, że normalnie już nie wytrzymywaliśmy psychicznie. Ale teraz wreszcie znaleźliśmy sobie fajne zajęcie - zatarł z radości ręce. - Jak sądzisz, ona raczej nie pójdzie na skargę do Rataja, co nie?
- Kto? - Nie wiedziałem, o czym on mówi.
- Oj, chłopie... Jeszcze chyba się do końca nie obudziłeś. - Wyższy ode mnie chłopak poklepał mnie po ramieniu. - No mówię o tej Edytce całej, ogarniasz? Więc jak, może się poskarżyć?
Po raz kolejny uratował mnie Michał:
- Co ty, chodziłem z nią do jednej klasy w gimnazjum. Nigdy się nikomu nie skarżyła, a często ją tam zaczepiali. Tylko to raczej nie było nic poważnego, takie tam zwykłe, niewinne dokuczanie. – Mój przyjaciel najwidoczniej wpadł na pomysł, żeby powiedzieć jedynie część prawdy.
- E, to nie ma się co obawiać - stwierdził Mateusz. - Mówisz, że to było zwykłe zaczepianie? To pewno jest na nie odporna. Zresztą nie może być tak, żeby gimby były od nas lepsze, prawda? Damy jej takie doświadczenie życiowe, że w przyszłości już nic jej nie przestraszy, hehe. Taka darmowa lekcja. W sumie to każdy będzie zadowolony. Ona się czegoś nauczy, a my będziemy się świetnie bawić. – Mateusz był w siódmym niebie. – I to wszystko dzięki tobie, stary. Masz u nas ogromny dług wdzięczności. Trzymaj się! - Chłopak wrócił do reszty i podzielił się z nimi informacjami.
- Michał, dzięki za ratunek. – Byłem mu bardzo wdzięczny za jego szybkie reakcje.
- Spoko, przecież specjalnie byś tego nie zrobił i gdyby to się wydało, to znowu byłbyś na uboczu. A tak to przełamałeś pierwsze lody, choć muszę przyznać, że w bardzo dziwny sposób i zaskarbiłeś sobie do tego wdzięczność klasy. Masz szansę na rozpoczęcie nowego życia w szkole! – Michał był wyraźnie uradowany.
- Może i tak, ale jakim kosztem?
- Mówisz o tej Edycie? No przecież jej nie pobiją i nie zgwałcą. Tylko trochę uprzykrzą życie, a ona i tak się izolowała od nas wszystkich. Nie ma co się nią przejmować. Oho, przerwa się kończy, a ja jeszcze muszę skoczyć do WC - postanowił nagle. - Zaraz wracam!
Tak, może i zyskałem jakiś tam szacunek, ale wcale nie byłem zadowolony. Mogłem się spodziewać, że Michał tego nie zrozumie, Edyta jest mu całkowicie obojętna. Bardzo martwiłem się słowami Mateusza i tym, co oni mogą jej zrobić. Nie dość, że dziewczynę, którą kocham władowałem w taką sytuację i śmiałem się z jej jąkania, to jeszcze wszyscy będą przekonani, że dokładnie to zaplanowałem, pomyślałem ze smutkiem.
Minął tydzień. Mateusz i inni zaczęli bardzo niewinnie, od słownych zaczepek, napisów na ławce czy odpowiadaniu nauczycielom na pytania, jąkając się przy tym. Niestety, nie potrafiłem się przełamać i jeżeli byłem ich świadkiem, to z tych wszystkich „figli” musiałem się śmiać. A to był dopiero początek. W następnych tygodniach klasa zaczęła się rozkręcać. To już nie było tylko niewinne dokuczanie. Dziewczyny przeważnie stanowiły jedynie publiczność, a same działały głównie na w- fie i w szatni. Na sali gimnastycznej podkładały jej nogę, wpadały na nią „niby niechcący”, również niby przypadkiem źle podawały jej piłkę albo rzucały w nią za mocno, że aż czasami zwijała się z bólu. Z rozmów dowiedziałem się też, że w szatni bezlitośnie parodiują dziewczynę, wkładają jej do plecaka mokry papier toaletowy czy też rzucają w nią mokrymi ręcznikami. Co do głównych prowodyrów, to Michał się co do nich nie pomylił. Rzeczywiście, nie bili Edyty i jej nie gwałcili. Szli natomiast na całość we wszystkim innym. Zabierali jej rzeczy, kopali i rzucali nimi po korytarzu, wylewali jej napoje do plecaka, chowali buty zostawione w szatni, nieustannie zrywali wieszak z jej kurtki oraz rzucali w nią śmieciami. Nie mieli żadnych zahamowań, bo dziewczyna istotnie wcale się nie skarżyła. Ratajewski niczego nie podejrzewał, a nikt nie był taki głupi, by próbować czegokolwiek na jego oczach czy przy innym nauczycielu. Czułem się tak strasznie bezsilny! Nie mogę porównywać się z Edytą i z tym, przez co ona teraz przechodziła, ale były to dla mnie jedne z najgorszych dni w życiu, jeżeli nie najgorsze. Kochałem tę dziewczynę jak nikogo na świecie, chciałem ją chronić przed wszystkimi zagrożeniami, zaopiekować się nią i przywalić tym wszystkim, którzy ją dręczyli. Jednak bałem się, straszliwie się bałem postawić wszystko na tę kartę, zwłaszcza, że nie miałem pewności, czy ona coś do mnie czuje. A jeden niewłaściwy ruch byłby katastrofalny w skutkach. Za nic nie chciałem znowu przechodzić przez to, co było w gimnazjum.
Zima w tym toku nadeszła dość wcześnie; już w początkach grudnia ulice miasta były pokryte śniegiem. Dzieci z podstawówki tarzały się w śniegu, próbowały coś budować oraz naturalnie obrzucały się śnieżkami, w czym uczestniczyły też starsze chłopaki z gimnazjum. Moja klasa oczywiście również bardzo się cieszyła z tak szybkich i obfitych opadów śniegu, ale z nieco innych powodów. Biały pył oferował im kolejne możliwości znęcania się nad Edytą. Pewnego wtorku, w połowie ostatniej lekcji, jeden z chłopaków, Igor, poprosił o wyjście do toalety. Myślałem, że po prostu nie może wytrzymać do końca, ale coś długo nie wracał, a ucieszone miny i ciche rozmowy całej reszty towarzystwa nie wskazywały na nic dobrego. Edyta jak zwykle poprosiła o wcześniejsze wyjście z klasy, mówiąc, że musi zdążyć na autobus. Nikt nigdy nie reagował i nie czaił się na nią po zajęciach. Po całym dniu „dowcipów” nikomu się najwyraźniej nie chciało tracić czasu – woleli coś zjeść. Dziewczyna najwidoczniej dmuchała na zimne i nie miała zamiaru dawać żadnych pretekstów, żeby zmienili zdanie.
Dzisiaj w szatni nastrój był wyraźnie szampański. Mateusz zwrócił się do mnie i Michała:
- Idziecie z nami, no nie?
- Ale na co? – spytał Michał.
- A, sorry, zapomniałem wam przekazać. Śnieg jest za oknem, a że dawno go nie widzieliśmy, to postanowiliśmy się nim trochę zabawić.
Myślałem, że chodzi im o klasyczne obrzucanie się śniegiem, więc zapytałem:
- Będzie bitwa na śnieżki? Spoko, mamy czas.
- Bitwa na śnieżki? – Mateusz był bardzo zdziwiony. – To dla dzieciaków. Edytkę będziemy nacierać oczywiście.
- Ale przecież ona już dawno poszła. Nie dogonimy jej. – nie wiedziałem, w co on pogrywa.
- Zgadza się. A Igor jeszcze wcześniej.
Przerażony zacząłem się zastanawiać, co oni jej zrobili.
Mateusz kontynuował:
- Spowolni ją na tyle, żebyśmy na spokojnie zdążyli do niej dotrzeć. A wtedy będzie się działo. – Na jego twarzy pokazało się coś w stylu złowieszczego uśmiechu.
I rzeczywiście, kiedy udaliśmy się w stronę dworca, mniej więcej w połowie drogi zauważyliśmy dziewczynę zbierającą rzeczy z zaśnieżonego chodnika. Obok niej stał Igor i machał do nas.
- No to panowie nabierajcie śnieg w łapy i do ataku! – krzyknął Mateusz.
Edyta, gdy zobaczyła biegnących wprost na nią chłopaków, przestraszyła się, ale chyba pogodzona z losem i z tym, że i tak nie ucieknie, skuliła się tylko i zasłoniła rękoma. Chłopaki nie mieli litości. Nacierali ją śniegiem, gdzie tylko się dało. W twarz, na włosy, zerwawszy jej wcześniej z głowy czapkę, do kaptura i za kurtkę. Nie mogłem już tego znieść. Powoli wzbierała we mnie wściekłość.
- Przestańcie! – usłyszałem wydobywający się z moich ust głos.
Chłopaki jak jeden mąż odwrócili się w moją stronę. Nawet Michał był zdziwiony moim zachowaniem. Edyta po chwili również na mnie spojrzała.
- A to niby czemu? – zapytał Dawid.
Po raz kolejny znalazłem się między młotem a kowadłem. I po raz kolejny zwyciężył strach.
- Bo jeszcze dostanie zapalenia płuc i jej rodzice przyjdą do szkoły, a wtedy będziemy mieć duże problemy – starałem się wybrnąć jakoś z tej sytuacji.
- E, tam. Nie poskarży się. Nigdy tego nie robi – odparł Dawid.
- Bo nigdy jeszcze nie doszło do takiej sytuacji. A jeżeli pójdzie do szpitala, to jej starzy na pewno tego tak nie zostawią! – krzyknąłem, starając się nie patrzeć w oczy dziewczyny.
- Kurwa, rzeczywiście! Dobra, chłopaki, Piotrek ma rację, zostawmy ją – zarządził Mateusz. Odetchnąłem z ulgą. Przedwcześnie.
- No ale jeszcze jedna śnieżka we włosy chyba jej nie zaszkodzi, co? Wybacz nam, że nie daliśmy ci jeszcze zaznać tego uczucia. To niesprawiedliwe. Na pewno o tym marzyłeś. Poczekamy na ciebie. Natrzyj ją szybko raz a porządnie i idziemy. – zwrócił się do mnie, myśląc, że daje mi „nagrodę”.
Gdy to usłyszałem, serce zaczęło walić mi jak oszalałe, a nogi miały problem z utrzymaniem równowagi. Nie widziałem jednak wyjścia z tej sytuacji. W końcu powoli postawiłem krok w stronę Edyty, każdy tak ciężki, jakbym przebiegł wcześniej z dziesięć kilometrów. Nabrałem śniegu w rękawiczki i ruszyłem w stronę upokorzonej, bezbronnej i sponiewieranej dziewczyny, tylko po to, żeby ją jeszcze bardziej ośmieszyć, choć tak bardzo chciałem jej pomóc. Nienawidziłem się za to i za wszelką cenę unikałem jej wzroku. W końcu po paru sekundach – dla mnie godzinach – znalazłem się u celu. Pochyliłem się nad leżącą na ziemi osobą i wyszeptawszy bezgłośne „Przepraszam.” zacząłem nacierać ją śniegiem. W pewnym momencie mój wzrok padł na jej twarz. Niebieskie oczy dziewczyny dobiły mnie chyba jeszcze bardziej niż podczas tamtej lekcji polskiego. Po raz kolejny nie było w nich złości czy łez, a jedynie bezbrzeżny smutek i rozczarowanie. Szybko odwróciłem wzrok i udałem, że nacieram Edytę z całej siły, starając się robić to tak lekko, jak to tylko możliwe. Nagle doszło do mnie z całą siłą, że po raz pierwszy jestem tak blisko ukochanej mi osoby i do tego ją dotykam! Co prawda w rękawiczkach i w takich paskudnych okolicznościach, ale w tej chwili nie zwracałem na to uwagi. Nie mogąc się powstrzymać i wiedząc, że nikt tego nie zauważy, nachyliłem się, żeby poczuć zapach jej włosów. Tak mnie to oszołomiło, że działając pod wpływem nagłego impulsu, pogłaskałem ją delikatnie koło ucha. Co ja wyprawiam? - przestraszyłem się w myślach i szybko wstałem. Nie wiem, co ona wtedy pomyślała, czy w ogóle to nawet poczuła, ale wolałem nie sprawdzać. Wróciłem do chłopaków, którzy poklepali mnie po plecach i odszedłem z nimi, cały czas powstrzymując chęć, żeby odwrócić głowę i spojrzeć na Edytę. Wiedziałem, że dzisiejszy dzień zapamiętam na długo. Po raz pierwszy dotknąłem dziewczyny, którą kocham i dowiedziałem się, jak pachną jej włosy, ale z drugiej strony natarłem ją śniegiem i patrzyłem bezczynnie jak inni to robili. Nienawidziłem siebie za swoje tchórzostwo. Dlaczego to wszystko musiało się wydarzyć? - pytałem sam siebie. Chciało mi się wyć.
Następnego dnia Edyta nie przyszła do szkoły i chłopaki zaczęli się bać, że może ona rzeczywiście dostała zapalenia płuc i będą mieli przechlapane. Ja mogłem mieć jedynie nadzieję, że z płucami dziewczyny wszystko jest w porządku. Na pierwszy rzut oka nie wydawała się mieć zbyt odpornego organizmu, zwłaszcza przy takiej bladej cerze, a przecież dawniej ludzie na to umierali. Przy obecnej medycynie i odpowiednich działaniach nie było to już groźne, a jej rodzice na pewno wszystkiego dopilnują. Rodzice... W takich chwilach zawsze sobie uświadamiałem, że należę do tych najbiedniejszych, biedniejszych nawet niż ci, którzy potracili całe majątki. Kiedy jednak Edyta nie pojawiła się przez cały tydzień, to zacząłem się już poważnie zamartwiać. Jak Ratajewski wchodził do klasy, serce mi dudniło jak dzwon kościelny, a kiedy nie był uśmiechnięty, to aż zamierałem ze strachu, że za chwilę obwieści jakąś straszną nowinę dotyczącą Edyty. Michał się dziwił mojemu zachowaniu, myślał, że zaczyna mnie łapać przeziębienie. Wątpię, by chociaż przez chwilę domyślał się prawdy. Nie byłem osobą, która się łatwo zwierza, a Michał i tak by tego nie zrozumiał. A wracając do naszego wychowawcy, to nie mówił nic na temat Edyty. Jedynie raz się zapytał, czy ktoś wie, co się z nią dzieje. Oczywiście nikt nie potwierdził. Sam bym pojechał zobaczyć, czy wszystko z nią w porządku, ale nie miałem bladego pojęcia, gdzie mieszka, a nikt by mi w sekretariacie tej informacji nie udzielił. Mogłem jedynie modlić się i czekać.
W poniedziałek, ostatniego tygodnia przed świętami Edyta jednak przyszła do szkoły. Głęboko odetchnąłem z ulgą. Już nie chcę nawet wspominać, jakie myśli mi wcześniej przychodziły do głowy. Jednak prawie natychmiast zorientowałem się, że to nic nie zmienia. Pytanie „Jak się czujesz?” byłoby trochę bezczelne po tym, jak ją natarłem, ale żaden inny pomysł na zaczęcie rozmowy nie przyszedł mi do głowy. Pomijając już fakt, że mógłbym ją zagaić dopiero wtedy, kiedy nikt by nas nie widział, co nie było możliwe. Za ile lat zdołam o niej zapomnieć? - Często zadawałem sobie w myślach to pytanie, bo chyba tylko cud mógłby odmienić tę sytuację. To pamiętne nacieranie przyniosło jednak nieoczekiwanie także i pozytywne skutki. Klasa dała dziewczynie spokój, aż się zdziwiłem. Być może trochę się przestraszyli, że mogło jej się stać coś znacznie poważniejszego, a w takim wypadku czekałby ich poprawczak. Nie, nie ich, poprawiłem się w myślach. Nas. Żywiłem realną nadzieję, że klasa coś zrozumiała. I rzeczywiście, przez cały tydzień nikt Edyty nie zaczepiał, nikt jej nie dręczył i nikt się z niej nie nabijał. Wszyscy poza mną kompletnie ją ignorowali. Nie powiedziałbym, że spełniły się marzenia dziewczyny, ale po tym, co jej robili przez te dwa miesiące to myślę, że jednak była bardzo zadowolona z takiego obrotu spraw. Sytuację pogarszał nieco fakt, że miała katar i kaszel, bardzo dziwny zresztą, ale nie był to przecież koniec świata.
Nie doceniłem jednak moich kolegów. Dwudziestego drugiego grudnia, w czwartek, ostatniego dnia szkoły przed świętami, we wszystkich klasach panowała naprawdę świąteczna atmosfera. Młodsi cieszyli się z choinki, śpiewali kolędy i nie mogli doczekać się prezentów, kolacji i spotkania z całą rodziną. Moi rówieśnicy podchodzili do tego nieco inaczej. Każdy co prawda również był zadowolony z co najmniej jednej, wyżej wymienionej korzyści świąt, ale najbardziej cieszyli się z tego, że odpoczną od szkoły przez dwa tygodnie i dostaną mocny zastrzyk gotówki. Odczucia te wzmacniał fakt, że śnieg sypał coraz mocniej, a ulice były naprawdę porządnie zaśnieżone i często się zdarzało, że ktoś nie dojeżdżał, bo zasypało trasę autobusu. Ja również byłem rad, że nie będę musiał przedzierać się w taki mróz przez te wszystkie zaspy z akompaniamentem wyjącej śnieżycy. Tego dnia mieliśmy niestety aż osiem godzin, więc kończyliśmy około wpół do czwartej, co oznaczało, że trzeba się było pospieszyć, żeby nie wracać po ciemku. Po cichu liczyłem na to, że dyrektor odwoła ostatnie zajęcia, ale nic z tego. Zamiast tego, na ostatniej lekcji zrobiliśmy sobie małą, klasową wigilię z naszym wychowawcą. Podzieliliśmy się opłatkiem i złożyliśmy sobie wzajemnie życzenia. Bardzo chciałem podejść do Edyty i powiedzieć jej parę słów otuchy, ale zrezygnowałem. Co prawda nikt jej już nie dokuczał, ale gdybym zaczął się z nią bliżej zadawać, to ja mógłbym stać się ich kolejnym celem. Zresztą jeżeli o nią chodzi, to chyba nie była ucieszona z nadchodzących świąt, choć może to wrażenie było spowodowane nieustannym odkasływaniem i wycieraniem nosa chusteczką. Kiedy każdy skończył jeść, Ratajewski życzył nam wesołych świąt i wszyscy udaliśmy się do szatni. Ani przez chwilę nie przypuszczałem, że zaraz zacznie się piekło. Mateusz powiedział coś Dawidowi. Ten podszedł do stojaka z kurtkami i przesuwał się w prawo, jakby szukając czegoś między wieszakami. Nagle chwycił jakiś niebieski plecak i wybiegł z pomieszczenia. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to plecak Edyty. Nie pomyliłbym go z żadnym innym. Widać moja wiara w „nawrócenie” rówieśników okazała się być na wyrost. Naprawdę nie chciało mi się wierzyć, że sumienie pozwala im na dręczenie koleżanki tuż przed świętami. Tym razem jednak Edyta nie była tak obojętna jak zawsze. Natychmiast rzuciła się w stronę drzwi, ale nie mogła odepchnąć Igora, który je intencjonalnie zastawiał. Mateusz złapał dziewczynę, która wyrywała się z tak zaskakującą siłą, że aż musiał mu pomóc Kuba. Nie widziałem jej nigdy w takim stanie.
- Oddajcie mi plecak, bo spóźnię się na autobus! – krzyczała, ale jakby bez przekonania.
Jednak nawet podczas podnoszenia głosu strasznie się jąkała, a ataki kaszlu tylko pogarszały sprawę. Nietrudno było przewidzieć reakcję innych – pokładali się ze śmiechu.
- Ja mam tam niezbędne leki! Bez nich może mi się coś stać! - Szarpania dziewczyny rozdzierały mi serce, ale strach mnie całkowicie sparaliżował i brakowało mi odwagi, by coś zrobić.
To oświadczenie Edyty wzbudziło wątpliwości w niektórych, ale Mateusz pozostał nieugięty:
- Myślisz, że dam się na to nabrać? Wyjąkaj coś lepszego! A nawet gdyby to była prawda, to plecak znajduje się na terenie szkoły, więc jak będziesz dobrze szukać, to go znajdziesz. To taki mały świąteczny prezent, żebyś o nas nie zapomniała – zaśmiał się szyderczo, a klasa mu zawtórowała.
W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Oho! Dawid już schował plecak! No to możemy iść.
Istotnie, Dawid stał za drzwiami i czekał na nas, cały uradowany. Wszyscy zdążyli się już ubrać i wychodzili z szatni. Ja również ruszyłem za nimi, ale kiedy tak wychodząc z sali, patrzyłem na przerażoną i całą we łzach Edytę, coś we mnie pękło. Po raz pierwszy widziałem u niej takie zachowanie. Dotąd zawsze wszystko przyjmowała ze spokojem. Nigdy nie krzyczała, nigdy się nie bała i ani razu nie płakała. Ponoć kobiece łzy mają w sobie coś magicznego, przeszło mi przez głowę. Nie miałem pojęcia, czy to prawda, ale powiedziałem do Michała:
- Muszę iść do toalety, bo nie wytrzymam.
- Dobra, to poczekam na ciebie przed szkołą.
- Nie, idź do domu, ciemno się robi.
- No jak tam chcesz. Wesołych Świąt!
- I wzajemnie! – odparłem.
Przełamałem się, ale jeszcze nie na tyle, by rozkazać wszystkim, że mają natychmiast oddać jej plecak. Strach cały czas miał we mnie silną pozycję, ale wiedziałem, że nigdy już nie wygra z miłością. Nigdy. Udałem się w stronę toalety, żeby nikt czegoś nie podejrzewał i odczekałem tam z minutę, dla pewności. Zastanawiałem się, gdzie Dawid mógł schować tornister, ale nic nie przychodziło mi do głowy, a czas uciekał. W końcu przypomniałem sobie o pewnym miejscu. Na najwyższym, trzecim piętrze szkoły jedna płytka w ścianie była źle zamieszczona i wyjęcie jej nie stanowiło problemu. Za nią znajdowały się jakieś urządzenia i tym podobne, ale najistotniejsze było to, że najwidoczniej nikt o tej usterce nie wiedział. Ja dowiedziałem się o tym jedynie dlatego, gdyż akurat byłem tam wtedy gdy chłopaki to odkryły - mieliśmy zastępstwo za w- f i puszczono nas wcześniej. Niektórzy się nudzili i waląc w ścianę przypadkowo podważyli płytkę, znajdując w konsekwencji ten pseudo- schowek. Było w nim dużo miejsca, żeby schować całkiem spory przedmiot, przykładowo taki o rozmiarach przeciętnego plecaka. Natychmiast wbiegłem na trzecie piętro, choć zajęło mi to trochę czasu, gdyż schody były nieco oddalone od szatni, która znajdowała się na parterze. Szybko wyjąłem płytkę, zaciskając w myślach kciuki i okazało się, że miałem rację. Moje oczy patrzyły na plecak Edyty. Może i nie było to przyzwoite zachowanie, ale otworzyłem go, żeby rzeczywiście sprawdzić, czy to prawda z tymi lekarstwami. Niestety, pudełeczka z tabletkami i jakieś niewielkie butelki, chyba z syropem, wszystko potwierdzały. Nie tracąc dłużej czasu, pobiegłem do szatni, licząc na to, że Edyta jeszcze nie opuściła szkoły. Na miejscu spotkałem jednak jedynie woźną, która właśnie zamykała drzwi do szatni.
- Proszę nie zamykać! – krzyknąłem do niej.
- Przecież jesteś ubrany! – obrzuciła mnie spojrzeniem. – Dzisiaj kończę wcześniej, bo muszę zdążyć na pociąg i nie będę czekała na spóźnialskich! Pół godziny to chyba wystarczająco dużo czasu, żeby się przebrać po zajęciach, nie?! – Kobieta wyraźnie nie była w nastroju.
- Ale ja czekam na koleżankę! Ona jeszcze nie wzięła swoich rzeczy!
- Jak to? – zdziwiła się woźna. - Sama sprawdzałam i w środku nic nie zostało. Żadnych butów ani kurtek. Zresztą po drodze minęłam się z jakąś brunetką w ciemnej kurtce.
- Ile minut temu to było?
- Z kilkanaście. Pewnie czeka na zewnątrz, a ty mi tu zawracasz głowę. Zmykaj stąd i do domu!
Nie trzeba mi było tego powtarzać. Wszystko wskazywało na to, że Edyta wcale nie poszła szukać plecaka tylko postanowiła wrócić do domu bez niego. A co jeżeli nie zdąży na autobus? - zastanawiałem się rozgorączkowany, biegnąc jednocześnie ile sił w nogach. Do dworca ze szkoły nie było daleko, w końcu mieszkaliśmy w małym mieście. Byłem w tamtym momencie naprawdę zdeterminowany. Nie zwalniałem ani na chwilę, nie zważałem na coraz cięższy oddech, ale na mojej przeszkodzie stały spowalniające mnie zaspy i śliski chodnik, a było już naprawdę ciemno. Przewróciłem się parę razy, co było do przewidzenia, ale na szczęście uniknąłem poważniejszych obrażeń i jakoś dobiegłem do punktu docelowego. Oczywiście nie był to dworzec z prawdziwego zdarzenia. Ot, parę przystanków na otwartym powietrzu i dużo przestrzeni dla autobusów. Teraz oczywiście wszystko zasypane i porozjeżdżane kołami. W takiej ciemności jednak nikogo nie mogłem zobaczyć. Teren nie był oświetlony, co oznaczało, że ostatni autobus już odjechał. Spóźniłem się, stwierdziłem w myślach, nie wiedząc czy to dobrze czy źle. Już zamierzałem udać się w drogę powrotną, kiedy to kątem oka zarejestrowałem jakiś ruch na oddalonej ode mnie o dobre kilkadziesiąt metrów ławce. Na wszelki wypadek postanowiłem to sprawdzić, mając nadzieję, że to nie będzie żaden niebezpieczny lump. Powolnym krokiem skierowałem się w miejsce, gdzie widziałem to poruszenie. Zbliżając się, zauważyłem, że postać najzwyczajniej w świecie znajduje się w pozycji leżącej. Czyli tak jak przypuszczałem, westchnąłem w myślach. Wiedziałem jednak, że spanie w taki ziąb na ławce może skończyć się tragicznie, więc sumienie nie pozwalało mi odejść. Postanowiłem sprawdzić, czy z osobnikiem wszystko w porządku. Zmniejszając dystans, widziałem coraz więcej szczegółów. Zaniepokoiło mnie to, że osoba ta jest dość drobna i nieco zbyt dobrze ubrana jak na bezdomnego, a spod jej czapki wystawały długie włosy. Przyspieszyłem kroku i gdy dotarłem do celu, zamarłem z przerażenia. Edyta leżała na ławce kompletnie bezwładnie, a jej twarz była jeszcze bardziej blada niż zwykle.
- Edyta! - krzyczałem, potrząsając dziewczyną. Bez skutku.
Zbliżyłem twarz i usłyszałem z radością, że wciąż oddycha. Zdjąłem rękawiczkę i dotknąłem jej czoła. Zbyt ciepłe jak na taką pogodę, stwierdziłem i postanowiłem zadzwonić po karetkę. Wyjąłem z kieszeni telefon, ale nie mogłem go włączyć. Po chwili przypomniałem sobie, że zapomniałem go wczoraj naładować. Niewiele myśląc, wziąłem Edytę na ręce i ruszyłem w stronę swojego osiedla. Na szczęście mieszkałem dość bisko dworca, niecałe sześć minut przy normalnej pogodzie. Drogę opóźniały jednak te nieszczęsne zaspy. Biec przecież nie mogłem, bo jakbym się przewrócił, to dziewczyna mogłaby doznać obrażeń. Nagle dotarło do mnie, że w ogóle nie czuję jej ciężaru, a przecież posturę miałem raczej przeciętną i nie chodziłem na siłownię.
W końcu dotarliśmy do mojego mieszkania. Najtrudniejsze było za nami, a w każdym razie miałem taką nadzieję. Położyłem dziewczynę na tapczanie, ale zanim mogłem przejść do dalszych czynności, musiałem usiąść na chwilę na podłodze, by złapać oddech i dać odpocząć ramionom, które drżały z wysiłku. Nie pozwoliłem sobie na zbyt długi odpoczynek, gdyż w pierwszej kolejności trzeba było zająć się Edytą. Nadal nie kontaktowała. Zdjąłem jej kurtkę oraz buty, a następnie wyjąłem zimową kołdrę z łóżka w moim pokoju. Okryłem nią Edytę, a na wszelki wypadek dołożyłem też ciepły koc, który trzymałem w szafie. Pobiegłem do kuchni i nastawiłem czajnik, żeby zrobić wodę z miodem, która według mojej babci była najlepszym sposobem na wszelkie przeziębienia i grypy, o czym wielokrotnie się na własnej skórze przekonałem. Wyjąłem też z szuflady parę typowych tabletek na zbicie temperatury i zwalczanie przeziębień. Ciężko było je jednak podać w takim stanie, w jakim się znajdowała Edyta, więc usiadłem w fotelu obok łóżka i czekałem, modląc się, żeby nie było to nic poważnego. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś jej się stało.
I kiedy tak siedziałem, cały czas patrząc na dziewczynę, uświadomiłem sobie z całą mocą jak bardzo ją kocham. To odczucie było tak mocne, że aż zabolało. Widok ukochanej osoby niósł ze sobą tak wiele szczęścia, że już nie miałem żadnych wątpliwości co zrobię po powrocie do szkoły, niezależnie od tego czy Edyta odwzajemni moje uczucia czy nie. Nie zdziwiłbym się, jakby mnie odrzuciła po tym, jak ją skrzywdziłem. Za błędy się płaci, ale liczyłem, że jakoś zdobędę jej serduszko. Ona stała się całym moim życiem i chyba bym nie zniósł psychicznie porażki.
Z rozważań wydobył mnie sygnał czajnika. Przygotowałem więc szybko tę „cudowną, miodową miksturę”, postawiłem ją na stole i usiadłem. Mogłem tylko czekać aż dziewczyna dojdzie do takiego stanu, żeby była w stanie to wypić. Co jakiś czas sprawdzałem, jaką ma temperaturę. Czoło było wciąż ciepłe, choć chyba mniej niż na dworcu.
Gdy minęło mniej więcej pół godziny, usłyszałem ciche pytanie:
- Gdzie jestem? – Głos miała zatrważająco słaby, ale teraz, gdy się już ocknęła byłem dobrej myśli.
- U mnie w domu - odpowiedziałem szybko. - Potem ci wszystko wyjaśnię. Najprawdopodobniej straciłaś przytomność, a do tego masz gorączkę, więc najpierw trzeba cię wykurować. Wypij to - poprosiłem łagodnie, podając jej szklankę. - Połknij też te dwie tabletki, powinny ci pomóc.
Edyta spojrzała na mnie i po błysku w jej oczach zrozumiałem, że mnie poznała. Już się bałem, że usłyszę coś na temat mojego zachowania w szkole albo zażąda, żebym natychmiast wezwał jej rodziców, kiedy to bez słowa wzięła ode mnie szklankę i upiła łyk.
- Gorące – uśmiechnęła się, co mnie bardzo ucieszyło.
- I takie ma być – odwzajemniłem uśmiech.
Poczekałem aż połknie lekarstwa dopije wszystko do końca, po czym zapytałem:
- A te tabletki w twoim plecaku? Czy musisz je teraz wziąć?
- One mogą poczekać – odparła. - Teraz chciałabym się przespać, jeżeli mnie jeszcze nie wyganiasz? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Ależ skąd! Możesz tu być tak długo jak tylko będziesz chciała. I tak cię nie puszczę, dopóki się nie wykurujesz! – powiedziałem, po czym się zaczerwieniłem.
Edyta posłała mi niepewny uśmiech, wyszeptała „Dziękuję.”, po czym przekręciła się na bok i zamknęła oczy. Wydarzenia dzisiejszego dnia i choroba widocznie mocno dały jej się we znaki, bo bardzo szybko zasnęła. Poprawiłem koc, podziwiając piękno i kruchość dziewczyny, po czym poszedłem do kuchni zrobić sobie herbaty. Po chwili zorientowałem się, że ani razu nie usłyszałem z jej ust jąkania. Była osłabiona i mówiła cicho, ale wyrazy wymawiała tak, jakby nigdy nie miała wady wymowy. Nie wiedziałem, co o tym sądzić. Wiedziałem natomiast, że będę musiał później odbyć z nią bardzo szczerą i poważną rozmowę, być może najpoważniejszą w moim życiu, ale wolałem z tym poczekać, aż Edyta nabierze sił. W tej chwili sam zresztą pragnąłem odpocząć, bo i mnie dzisiejszy dzień bardzo zmęczył, co z całą mocą odczułem właśnie teraz. Wiedziałem, że rodzice dziewczyny muszą się bardzo o nią martwić, ale nie miałem jak ich powiadomić, więc nie zaprzątałem sobie tym głowy. Problem ten przypomniał mi jednak o moim rozładowanym telefonie, więc podłączyłem ładowarkę do prądu, a następnie rozsiadłem się wygodnie w fotelu z filiżanką gorącej herbaty, ciesząc oczy widokiem śpiącej Edyty. Czułem się najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie. Miałem cichą nadzieję, że może jeszcze nie wszystko stracone.
Obudziło mnie kichnięcie. Zerwałem się z fotela, w którym musiałem niespodziewanie przysnąć. Kubek leżał przewrócony na moich spodniach. Dobrze, że wszystko wcześniej wypiłem, pomyślałem z ulgą.
- O, przepraszam! Nie chciałam cię obudzić, ale nie mogłam już dłużej powstrzymywać kichnięcia. Strasznie kręciło mnie w nosie. Naprawdę przepraszam, nie gniewaj się! – Edyta była najwyraźniej wstrząśnięta i przestraszona moim zachowaniem. Czyżbym w jej oczach wyglądał na jakiegoś tyrana? - zapytałem się w myślach, przygnębiony reakcją dziewczyny. Natychmiast zerwałem się z fotela i kucnąłem przy łóżku.
- Co ty mówisz? Dlaczego miałbym się gniewać? Wiedziałem, że wyrządziłem ci straszną krzywdę w szkole, ale nie wiedziałem, że aż taką.
Chciałem wstać, ale Edyta złapała mnie za rękę.
- Nie o to chodzi. Miałam po prostu zły sen – urwała na chwilę, zmieniając pozycję na siedzącą po czym znowu się odezwała: - Wiesz, że musimy porozmawiać?
- Tak, wiem o tym – odparłem cicho. - Ale czy czujesz się na siłach? Nie chcesz jeszcze poczekać? Mam ci wiele do powiedzenia. Trzeba też zawiadomić twoich rodziców - przypomniałem sobie.
- Na pewno strasznie się o ciebie niepokoją.
- Czuję się w porządku i sam dojdziesz do wniosku, czy ten telefon jest konieczny, kiedy wyjaśnię ci parę spraw.
- Rozumiem – powiedziałem.
- Ja może zacznę. – Edyta mi przerwała, widząc, że zamierzam coś powiedzieć. – Na wstępie musisz wiedzieć, że moja mama nie żyje – wyznała cichutko.
- Co? – odebrało mi mowę. Zorientowałem się momentalnie, że popełniłem wielką gafę, więc dodałem: – Naprawdę mi przykro i myślę, że rozumiem co czujesz.
- Nikt tego nie zrozumie, jeżeli sam nie zazna takiej straty – odparła smutno dziewczyna.
Usiadłem obok niej na łóżku i objąłem ją. Nie odsunęła się.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Ale ja też nie mam mamy – wyznałem. Pierwszy raz w życiu komuś to powiedziałem.
- Naprawdę? – Tym razem to Edyta była w szoku. - A ja myślałam... - spuściła głowę.
– Przepraszam za swoje wcześniejsze słowa.
- Daj spokój - machnąłem ręką. - Mamy ze sobą więcej wspólnego niż myśleliśmy, choć może niekoniecznie jest to powód do świętowania. – dodałem po chwili, starając się trochę pocieszyć dziewczynę, choć dla mnie samego rozmowa o tym była bardzo ciężka. Poczułem, że muszę powiedzieć prawdę do końca.
- Mama pracowała w handlu zagranicznym, więc często jeździła za granicę. Głównie do krajów niemieckojęzycznych, gdyż bardzo dobrze znała ten język. Podczas jednej z takich podróży poznała ojca. Niedługo potem na świecie pojawiłem się ja. Zaręczyli się i wzięli ślub, a ojciec wprowadził się do mamy w Warszawie. Żyło się nam bardzo dobrze, ale gdy miałem piętnaście lat, mama zginęła w wypadku samochodowym - poczułem, że głos mi się urywa.
- Jeżeli ciężko ci o tym mówić, to nie rób tego. - Edyta spojrzała na mnie współczująco.
- Cały czas trzymam to w sobie i chciałbym wreszcie to komuś opowiedzieć. Kto mnie lepiej zrozumie niż ty? - zapytałem retorycznie.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, jedynie położyła mi głowę na ramieniu. Zadrżałem. Pomimo tego, na co ją naraziłem nie żywi do mnie złości, pomyślałem jednocześnie zdumiony, ale i ucieszony. Tak bardzo pragnąłem ją przytulić i powiedzieć, jak wiele to dla mnie znaczy, ale nie chciałem jej wystraszyć.
- Wracała z podróży służbowej z Niemiec wraz z partnerami handlowymi - kontynuowałem po chwili. - Mężczyzna, który ich wiózł, postanowił ścigać się z tirem i wyprzedzić go na zakręcie, ale nie zauważył ciężarówki wyjeżdżającej z naprzeciwka. Zginęli wszyscy za wyjątkiem kierowcy, jak to zwykle bywa przy wypadkach - stwierdziłem z goryczą. - Ojciec zawsze przebywał mało w domu, dużo jeździł w delegacje i nie miał zamiaru zmienić pracy i zająć się mną. Postanowił więc, że przeprowadzę się tutaj, do rodzinnej miejscowości mamy, gdzie mieszkali jej rodzice. Po paru miesiącach okazało się, że przyczyną takiej decyzji nie był nawał pracy, a inna kobieta. Spotykał się z nią od dawna i spodziewali się dziecka. Chciał się z nią ożenić. Miał o tym powiedzieć mamie, gdy wróci z delegacji. Tak mi napisał w liście - wyjaśniłem Edycie. - Tymczasem dziadkowie przenieśli się parę lat temu na wieś, bo chcieli zająć się moją chorą prababcią, o czym ojciec zapomniał, i nie mogli z powrotem przeprowadzić się do miasta. Zresztą sam dziadek jest chory na cukrzycę i wymaga kogoś, kto będzie go pilnował. Swoje byłe mieszkanie w mieście dziadkowie dalej jednak wynajmowali, więc postanowili, że będę tam mieszkał sam. Wiedzieli, że jestem wystarczająco samodzielny i dam sobie radę, bo wcześniej i tak często rodzice zostawiali mnie samego. Obiecali zresztą, że wspomogą mnie finansowo i raz w tygodniu podrzucą mi prowiant. Po mamie dostałem też rentę, która z uwagi na jej stanowisko była całkiem spora, a i sam ojciec obiecał przesyłać co miesiąc pieniądze. Jak na razie, dotrzymuje słowa. Jest bardzo odpowiedzialnym rodzicem - dodałem z ironią.
- Chciałbyś przeprowadzić się do niego i mieszkać z jego nową rodziną? - spytała mnie Edyta.
- Oczywiście, że nie.
- To chyba rozwiązanie, które wymyślił nie jest takie złe?
- Może i tak, ale nigdy mu nie wybaczę, że zdradzał mamę.
- Tak, to było podłe z jego strony, ale to w końcu twój ojciec. Kiedyś będziesz musiał się z nim dogadać. - Edyta próbowała mnie przekonać.
- Wątpię. Nigdy nie miałem z nim dobrego kontaktu, a od śmierci mamy nie przyjechał tu do mnie ani razu, ani na Gwiazdkę ani na Wszystkich Świętych ani nawet na moje urodziny. Wysłał jedynie ten list, o którym ci mówiłem. Tchórz! - wyrzuciłem z siebie cały żal do tego mężczyzny. - Przyznaję jednak - powiedziałem po chwili - że znalazł czas na załatwienie wszystkich formalności w urzędach i jak do tej pory państwo nie odkryło, że tak naprawdę mieszkam sam. Gdy potrzebne są jakieś pisma, zawsze je dostarcza i nigdy nie było z tym problemów, ale tak naprawdę ma mnie gdzieś. Robi to tylko po to, by nie mieć kłopotów.
- Nie mów tak. Gdyby miał cię gdzieś, zrzekłby się praw rodzicielskich i oddałby cię do domu dziecka, bo pieniędzy z renty i tak nie potrzebuje, gdyż z tego co mówisz zarabia bardzo dobrze. Są gorsi ojcowie, zapewniam cię - dodała dziwnym tonem.
Słowa Edyty brzmiały sensownie i podświadomie czułem, że ona ma trochę racji, ale ja nie chciałem jej tego przyznać. Odpowiedziałem jedynie:
Nieważne. Nie o to chodzi. Nie chciałem ci się wyżalać z moich problemów z ojcem. Chodziło mi o to, że straciłem tak jakby oboje rodziców, więc chyba rozumiem twoją sytuację. Praktycznie rzecz biorąc, nie mam żadnej bliskiej mi osoby... - zakończyłem swoją opowieść westchnieniem.
Edyta w odpowiedzi położyła głowę na moim ramieniu i tak siedzieliśmy w ciszy przez jakiś czas. Delektowałem się tą chwilą. Wreszcie wyrzuciłem z siebie swoje problemy i dotykałem ukochanej dziewczyny. Czułem się znacznie lepiej. W pewnym momencie Edyta zaczęła opowiadać mi swoją historię:
- Moi rodzice nigdy nie byli dobraną parą, choć nie przypominam sobie żadnych awantur. Poza tą jedną, kiedy byłam w trzeciej klasie podstawówki. Nigdy nie poznałam szczegółów tej kłótni, ale wyglądało to wtedy bardzo poważnie. Rodzice krzyczeli na siebie, aż w końcu mama wybiegła z domu i pojechała gdzieś samochodem. Za jakieś trzy godziny do naszych drzwi ktoś zapukał. To była policja. Poinformowali nas, że mama, że ona... zgin... - Do oczu dziewczyny napłynęły łzy.
- Możesz się wypłakać, to nic złego czy wstydliwego. Ja też płakałem, gdy dowiedziałem się o wypadku mojej mamy – objąłem ją czule. Choć Edyta ledwo się trzymała, to jednak widziałem zdeterminowanie w jej oczach. Była znacznie silniejsza niż się wydawało na pierwszy rzut oka.
– Po.. tym wszystkim ojciec coraz bardziej się staczał - kontynuowała, gdy już się uspokoiła.
- Jeszcze kiedy mama żyła lubił sobie wypić. Jednak bardziej niż piwo kochał ją i to dla niej mocno ograniczył alkohol, a w domu nie widać było żadnych butelek. Niestety, bardzo przeżył śmierć żony i wrócił do butelki. Nigdy nam się nie przelewało, ale stopniowo byliśmy coraz biedniejsi przez to, że większość pensji ojca i renty po mamie szła na alkohol. A przecież to i tak nie były znaczące kwoty. Potem ojca wyrzucili z pracy za pijaństwo, ale dość szybko znalazł sobie nowe zajęcie w mleczarni. Znacznie mniej dostawał tam jednak na rękę, ale mimo tego nie zmalała ilość puszek po piwie w domu. Pojawili się też nowi koledzy, z którymi urządzał libacje. - Z każdym jej słowem wzbierała we mnie coraz większa fala współczucia dla tej biednej dziewczyny. Nie umiałem znaleźć słów pocieszenia, nie byłem mistrzem elokwencji.
- Na kolanie mam dość sporą bliznę. Wiedziałeś o tym? - spytała mnie.
- Tak - odparłem szczerze, lekko zmieszany. - Michał mi powiedział, że to przez nią nie możesz biegać.
- Nie pomylił się. Powiem ci, skąd ją mam. Pewnego wieczoru ojciec wsiadł pijany za kierownicę. Do tej pory nigdy nie był tak bezmyślny, ale tego dnia wypił o wiele za dużo. Próbowałam go powstrzymać i stanęłam przed wyjazdem na ulicę, ale on albo mnie nie widział albo nie zwrócił na mnie uwagi. Ruszył tak gwałtownie, że musiałam natychmiast uskoczyć z drogi. Niestety, nie dość szybko. Przednim zderzakiem uderzył mnie z dość dużą prędkością w nogę i odjechał. Zwijałam się z bólu i nie mogłam wstać.
Boże, a ja użalałem się nad swoimi stosunkami z ojcem, pomyślałem zawstydzony.
- Ledwo doczołgałam się do domu i jakimś cudem do telefonu. Zadzwoniłam na pogotowie, a potem chyba straciłam przytomność, bo obudziłam się w łóżku szpitalnym. Powiedziałam, że potrącił mnie jakiś samochód, ale policjantom podałam zupełnie inną markę i kolor niż ford ojca. Skłamałam, że ojciec ma nocną zmianę i do niego się nie da dodzwonić. Cudem policjanci postanowili nie sprawdzać mojej prawdomówności. Przecież gdyby ojca zamknęli, to wysłaliby mnie do domu dziecka, a byłam dopiero w szóstej klasie. Na szczęście nikogo tamtego dnia już nie potrącił, a do szpitala przyszedł w pełni trzeźwy. Niestety, noga mocno ucierpiała. Coś się w niej uszkodziło i nigdy nie mogłam już od tamtej pory biegać, choćbym nie wiem jak próbowała. Nie wolno też mi było jej przeciążać, więc rower też odpada. Nawet nie wiesz, jak bardzo zazdrościłam przez te wszystkie lata swoim rówieśnikom, którzy mogli robić na w- fie, co tylko chcieli. - wyznała cicho.
Pogłaskałem ją delikatnie po głowie. Tak, los mnie skrzywdził, pomyślałem, ale to nic w porównaniu z tym, przez co przeszła ta biedna dziewczyna. Nic jednak nie powiedziałem, chciałem żeby w spokoju dokończyła. Mi to pomogło, więc zapewne i ona poczuje się lepiej, jak już będzie po wszystkim.
- Ojca to zdarzenie tylko jeszcze bardziej wkurzyło - Edyta podjęła po chwili przerwany wątek - bo musiał teraz na mnie uważać, ale i tak niespecjalnie się starał. Byłam jedynie balastem, dla którego nie miał zamiaru zmienić stylu życia. Próbowałam jakoś zarządzać wydatkami domu, ale on zostawiał na nasze potrzeby tak mało pieniędzy. Ledwo starczało na opłacenie rachunków i zakup niezbędnych rzeczy oraz żywności. O czymś mniej potrzebnym, na przykład o ubraniach czy kosmetykach dla siebie mogłam tylko pomarzyć. Na szczęście mieliśmy w okolicy dobrych sąsiadów, którzy oddawali mi rzeczy, z których ich dzieci już powyrastały albo ich nie potrzebowały. Rozumieli moją sytuację i nikt nigdy nikogo nie zawiadomił. Marzyłam żeby uciec z tego domu i zrozumiałam, że moją jedyną szansą jest dostanie się na studia i zdobycie stypendium. Wiedziałam, że o akademik z moją sytuacją będzie mi raczej łatwo. Dlatego zawsze starałam się uczyć jak najpilniej żeby dostawać najwyższe oceny, a potem zdać świetnie i egzamin gimnazjalny i maturę. Za wyniki otrzymywałam stypendium, o którym nie powiedziałam ojcu. Kupowałam sobie za nie potrzebne mi rzeczy do szkoły. To chyba koniec mojej historii. – stwierdziła, po czym się rozpłakała.
Przytuliłem ją mocno, a ona położyła mi głowę na piersi.
- Byłam tak strasznie samotna. Zbyt wcześnie musiałam dorosnąć – szlochała. – A potem jeszcze doszło do tego to gnębienie w gimnazjum. Śmiali się ze wszystkiego: z moich rozciągniętych i poplamionych ubrań, z tego, że jestem biedna, z tego, że nie mogę biegać i z mojego jąkania się. Bóg mnie naprawdę musiał cenić, skoro do tego wszystkiego dołożył jeszcze tę wadę wymowy. Nikt mi nie pomógł. Ojciec tylko mnie skrzyczał i powiedział, że nie mogę się mazać jak mała dziewczynka. Nauczyciele trzymali stronę chłopaków, bo ich rodzice w dużej mierze pomagali utrzymywać szkołę. Do głowy przychodziły mi już myśli samobójcze – wyznała Edyta. – Ale wiedziałam też, że nie mogę tego zrobić. Chciałam wytrzymać. Dla mamy - powiedziała, po czym rozpłakała się na dobre.
- Boże, gdybym tylko wiedział. - wyszeptałem. Sam miałem łzy w oczach. Tak cudowną osobę spotkało tyle bólu, tyle nieszczęścia. Naprawdę podziwiałem ją za to, że tyle znosiła i dawała sobie radę. Ja bym chyba tak nie potrafił. Obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będzie tak cierpieć, że jeśli tylko mi pozwoli, to zaopiekuję się nią i zapewnię jej takie życie, na jakie zasługuje. Jednocześnie delektowałem się tym, że trzymałem ją w objęciach, gładziłem czule po włosach i wdychałem ich zapach. Mogłem tak siedzieć bez końca...
- A tobie co się przytrafiło? – nieoczekiwanie zapytała mnie, gdy już się uspokoiła.
- Nie rozumiem. Powiedziałem ci już przecież. – Nie miałem pojęcia, o co jej chodziło.
- Mam na myśli to, czego wcześniej doświadczyłeś. Posłuchaj - podniosła głowę i spojrzała mi w oczy - ja wiem, że ta sytuacja na polskim wyszła przypadkowo i absolutnie nie mam o to żalu. Kiedy inni się śmieli, widziałam w twoich oczach, że chcesz zaprotestować, ale się boisz. Widziałam to samo za każdym razem, kiedy byłeś świadkiem tych „kawałów”. Usłyszałam cię też wtedy, gdy kazali ci mnie natrzeć. Jesteś dobrym człowiekiem, który postąpił całkowicie wbrew sobie. Wiem, że patrzyłeś na mnie zupełnie inaczej niż inni. – Zaskoczyła mnie tym stwierdzeniem.
- Edyta, ja cię z całego serca przepraszam. Zdaję sobie sprawę, że nic mnie nie usprawiedliwia, ale... - chciałem powiedzieć, że strasznie żałuję tego, co zrobiłem, jednak Edyta położyła mi palec na ustach i powiedziała:
- Ciiii... Ja z kolei zdaję sobie sprawę z tego, że straszliwie się bałeś i nie trzeba być żadnym psychologiem, żeby to zauważyć. Chciałabym tylko poznać powody tego strachu, jeżeli chcesz mi o tym oczywiście opowiedzieć.
- No cóż - zacząłem. - I w tym punkcie nasza historia jest nieco podobna, choć bez wątpienia nie doświadczyłem aż tyle co ty. Zaczęło się po naszej przeprowadzce tutaj. Nie otrząsnąłem się jeszcze po śmierci mamy, a tu trzeba było zmieniać szkołę w środku semestru. W Warszawie chyba łatwiej akceptuje się inność. A tutaj? Znasz przecież odpowiedź. Okulary to już legendarny wręcz powód do śmiechu, ale ten temat w końcu się nudzi. Niestety, zostałem obdarowany także innymi wadami. Z powodu komplikacji z migdałkami w dzieciństwie przytrafiły mi się dwie, bardzo uprzykrzające życie rzeczy. Po pierwsze, musiałem dość często odchrząkiwać i dalej muszę, jak pewnie zauważyłaś, przez co wielu starszym ludziom wydawało się, że za nimi idzie równolatek. Drugą przypadłością była wada wymowy. Znowu coś nas łączy – starałem się zażartować.
– Nie mówiłem wyraźnie oraz miałem kłopoty z wymawianiem litery „r”. To drugie udało mi się pokonać, ale problemy z poprawną wymową, jak zresztą słyszysz, pozostały. Myślę, że moi „oprawcy” dorównywali kreatywnością twoim – zwróciłem się do Edyty – ale ja tu nie byłem aż tak osamotniony jak ty. Bałem się komukolwiek o tym powiedzieć, ale w końcu sąsiedzi zauważyli, że często wracam ze szkoły w fatalnym stanie i przyparli mnie przysłowiowo do muru. Powiedziałem im wszystko. Zrobili taką awanturę dyrektorowi, że ten natychmiast wyrzucił ze szkoły tych, którzy mnie dręczyli. Uraz psychiczny został jednak we mnie do tej pory i za nic nie chciałem powtórki. W przeciwieństwie do ciebie, nigdy nie byłem taki odważny. Miałem po prostu ogromne szczęście, że to się skończyło. Tobie nikt nie pomógł.
- Posłuchaj mnie. – Edyta chwyciła moją twarz w dłonie. – Nie przejmuj się swoimi wadami, tylko je zaakceptuj. Nie jest łatwo, kiedy to one są powodem znęcania się, wręcz strasznie ciężko, ale jeżeli przyznasz im rację i uznasz, że te defekty rzeczywiście usprawiedliwiają ich postępowanie, to nigdy nie zaznasz spokoju. Zapewne dziwiłeś się, czemu nie płakałam, kiedy oni robili to wszystko. Nie byli warci moich łez, swoje już w życiu wypłakałam. Choć bardzo chciałabym biegać i mówić normalnie albo chociaż tak jak ty, bo naprawdę, wcale nie masz tak złej wymowy jak myślisz, to nic na to nie mogę poradzić. Musiałam się zaakceptować taką jaka jestem albo popaść w końcu w depresję. Poza tym te żałosne „dowcipy” były niczym w porównaniu z tym, przez co przechodziłam w domu z ojcem. Piotrek – po raz pierwszy zwróciła się do mnie po imieniu - oboje jesteśmy osobami zamkniętymi w sobie i trudno nam nawiązywać nowe kontakty. Oboje swoje w życiu wycierpieliśmy, ale nie możemy załamywać się i myśleć, że to koniec świata. Kiedyś los się do nas uśmiechnie. Ja w każdym razie tak sobie zawsze dodaję otuchy. - Po raz kolejny byłem zdumiony jej dojrzałością.
- Dziękuję ci za te słowa - spojrzałem na nią z wdzięcznością.
- To ja ci dziękuję za to, co zrobiłeś - odparła. - Gdyby nie ty, to...
- Nie myśl już o tym - przerwałem jej szybko. - Nie ma o czym mówić. Teraz musisz jedynie wrócić do zdrowia.
- Jak to nie ma? Uratowałeś mi życie i za to będę ci dozgonnie wdzięczna - jej słowa mnie zawstydziły. Nie miałem ochoty tego roztrząsać. Dla mnie sprawa była prosta. Zrobiłem to z miłości, nie dla pochwał.
- Mam jednak do ciebie jedno pytanie - zaczęła tajemniczo Edyta.
- Tak?
- Skąd ty się tam w ogóle wziąłeś? I to do tego z moim plecakiem? - wskazała ręką na swoją własność. - Przecież to chyba nie po drodze do ciebie. – Dziewczyna patrzyła na mnie bardzo uważnie.
- Chciałem ci odnieść plecak - powiedziałem szczerze. - Domyśliłem się, gdzie najprawdopodobniej Dawid go schował – w skrytce na trzecim piętrze, więc udałem się po niego. Kiedy jednak wróciłem do szatni, to ciebie już nie było, zatem pobiegłem na dworzec, licząc że cię jeszcze dogonię.
- Pobiegłeś w taką pogodę tylko po to, by odnieść mi plecak? – spytała podejrzliwie.
- Przestraszyła mnie twoja reakcja w szatni i myślałem, że jak nie weźmiesz tych leków, to coś ci się stanie. Nigdy tak wcześniej nie reagowałaś – spuściłem wzrok.
- Wiedziałam, że jeśli mi schowają plecak, to nie zdążę go znaleźć przed autobusem, a ojciec by po mnie i tak nie przyjechał. A jeśliby nawet to zrobił, to jeszcze by usiadł za kierownicą po pijaku. Z drugiej strony miałam ze sobą leki, które trochę mnie kosztowały. Nie mogłam się do końca wykurować po tym nacieraniu. – Po raz kolejny na moim policzku pojawił się rumieniec wstydu.
- Sama musiałam się sobą zająć - ojciec umył ręce, bo nie chciał się zarazić. Wiedziałam jednak, że lekarstwa są konieczne, a do tego w domu mieliśmy wyłączone ogrzewanie, więc ciągle było mi zimno. To ojciec wymyślił taki sposób oszczędzania - dodała wyjaśniająco. - Szkoda tylko, że nie szukał oszczędności w ograniczeniu alkoholu. W każdym razie umówiłam się na wizytę i z oszczędności kupiłam leki zapisane przez lekarza. Trzymałam je w plecaku, żeby ojciec nie zaczął nagle mnie wypytywać, skąd miałam na to pieniądze. Musiałam to zrobić. Nieleczone przeziębienie jest bardzo groźne.
Przytuliłem ją. Nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego ojciec tak traktuje swoją córkę, dlaczego nie ma grosz wyobraźni. Przecież mogło jej się coś stać, pomyślałem wściekły. Zaraz jednak przypomniałem sobie, że to my sprowadziliśmy na nią tę chorobę i poczułem się okropnie.
Wczoraj stanęłam między młotem a kowadłem - powiedziała po chwili Edyta. - Z dwojga złego wolałam wybrać autobus. Nie miałam pieniędzy na taksówkę, nie miałam tu żadnych znajomych, nie miałam nawet telefonu. Co bym zrobiła, gdyby autobus mi uciekł? Jak się domyślasz, nie zdążyłam i obawiałam się, że zapłacę najwyższą cenę za to. Było mi słabo, zimno. Nie miałam ani chęci ani sił iść w jakieś cieplejsze miejsce. Myśl o śmierci powitałam nawet z lekką ulgą. Pomyślałam, że wreszcie nie będę musiała się męczyć, wreszcie zaznam trochę spokoju - wyznała mi cicho. Byłem przerażony tym, do czego doprowadziliśmy tę dziewczynę.
- A potem ty mnie znalazłeś i uratowałeś. Jestem ci naprawdę dozgonnie wdzięczna za to, co zrobiłeś. - Nie mogłem dłużej słuchać tych słów. Zerwałem się z łóżka.
- Wdzięczna? Mnie? - starałem się nie krzyczeć. - To przecież tylko część długu, który mogłem spłacić, a jeszcze wiele pozostało... - uklęknąłem. Byłem podłym tchórzem i gnojkiem, ale żywię cień nadziei, że kiedyś mi wybaczysz. Na razie chciałem ci tylko powiedzieć, jak bardzo jest mi przykro. Nie mogłem spokojnie zasnąć przez cały ten czas. Gdybym tylko wiedział, że tyle już przecierpiałaś, gdybym miał świadomość, że moje tchórzostwo doprowadziło do takiego stanu tak cudowną osobę jak ty, to z pewnością jakoś bym zareagował. Tak strasznie cię przepraszam – powiedziałem, po czym położyłem głowę na kolanach Edyty i zacząłem najzwyczajniej w świecie płakać. Chyba naprawdę dogłębnie zrozumiałem, przez co ona przeszła.
Dziewczyna wstała i również uklękła. Ze zdziwieniem poczułem, że dotknęła mnie i otarła mój policzek.
- Piotr, to nie twoja wina, że oni się nade mną znęcali. Już ci to powiedziałam. Jak mogłabym cię obwiniać, zwłaszcza po tym, co mi powiedziałeś? Przecież dobrze wiem jak to jest. Sama nie jestem pewna, jakbym się zachowała na twoim miejscu. Wybaczam ci.
Patrzyłem na nią z niedowierzaniem. Jak ona mogła być wobec mnie taka wspaniałomyślna?
- Naprawdę? - wyszeptałem zdumiony. - Po tym wszystkim? Ale.. – po raz kolejny tego wieczoru położyła mi palec na ustach.
- Temat zamknięty. Nie rozmawiajmy już o tym. Wierzę, że masz wyrzuty sumienia. Tylko naprawdę nie musiałeś aż tak przesadzać z tym, że nie spałeś nocami przez te prawie trzy miesiące – zaśmiała się, po raz pierwszy, od kiedy ją poznałem. Byłem tak oszołomiony i zachwycony tym odkryciem, że nie mogłem wydusić słowa.
- Hej, co ci się stało? – spytała. – Czemu się tak na mnie patrzysz? Mam gdzieś jakąś plamę?
- Kocham twój śmiech. Naprawdę pięknie się śmiejesz – wypaliłem, po czym spuściłem głowę, przerażony własną śmiałością.
- Słucham? – Edyta wydawała się mocno oszołomiona moim wyznaniem.
Zebrałem się na odwagę i wyznałem:
- Wcale nie przesadziłem gdy powiedziałem ci, że mogłem zasnąć. To czysta prawda. Czułem się cały czas fatalnie, strasznie przeżywałem to, co działo się w szkole. A wiesz czemu? Bo kocham cię nad życie. Zawładnęłaś moim sercem od chwili kiedy weszłaś do tej klasy, kiedy przeszłaś obok mnie i nasze oczy się spotkały. Kocham w tobie wszystko. Twoje włosy, bladą skórę, oczy, nos, głos oraz twój bardzo rzadko uśmiech. Kocham też to jak słodko kichasz, to jak spokojnie śpisz, jaką robisz minę, gdy coś gryziesz. Kocham twoją nadzwyczajną skromność i nieśmiałość, twoją niesamowitą i rozległą wiedzę. Kocham w tobie to jak się poruszasz, tak że nie mogę od ciebie oderwać wzroku. Jesteś tak niesamowicie piękna, że mógłbym patrzeć na ciebie do końca życia. Kocham w tobie po prostu wszystko. Chciałbym cały czas móc całować cię i trzymać w ramionach. Chcę się tobą zaopiekować, chcę, żebyś do końca swojego życia czuła się szczęśliwa i bezpieczna. Kocham cię – zakończyłem moje spontaniczne wyznanie miłości i zastygłem w oczekiwaniu na reakcję dziewczyny. Serce waliło mi jak oszalałe.
Edyta nic nie mówiła, tylko patrzyła się na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Zapewne szuka sposobu na dyplomatyczne wybrnięcie z tej niezręcznej dla niej sytuacji, pomyślałem rozczarowany. Nie mogłem jednak jej winić. Nie da się kogoś zmusić do miłości. A teraz, gdy już sobie wszystko wyjaśniliśmy, układało się między nami coraz lepiej i mogłem zyskać prawdziwą przyjaciółkę. Wtedy cały czas miałbym nadzieję, że może kiedyś mnie pokocha, a tak to wszystko zaprzepaściłem jeszcze zanim się cokolwiek zaczęło.
- Wiesz czemu wtedy, na tej feralnej lekcji polskiego, uroniłam łzę? - zapytała cicho dziewczyna, wyrywając mnie z rozważań. - Oraz wtedy, gdy podszedłeś, by mnie natrzeć? Nie przejmowałam się innymi, tylko tym, że to właśnie ty się ze mnie śmiejesz, że to właśnie ty podszedłeś, by zadać „ostateczny cios” – urwała na chwilę, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Gdy we wrześniu weszłam do sali, bardzo szybko oceniłam, że nie mam tu co liczyć na żadne przyjaźnie czy chociażby koleżankę. Oni wszyscy nie różnili się niczym od tych, z którymi miałam do czynienia poprzednio. Jednak kiedy szłam zająć miejsce, spojrzałam na pewnego chłopaka, który patrzył się na mnie zupełnie inaczej niż inni. Wzrok, jakim mnie obdarzył, był wręcz przyjazny. Wyczułam, że on, tak samo jak i ja, niezbyt pasuje do otoczenia, w jakim przyszło mu przebywać. Poczułam iskierkę nadziei, że to może być ktoś, komu mogłabym zaufać, ktoś z kim mogłabym się zaprzyjaźnić. To wrażenie pogłębiało się przez cały czas. Dobrze się uczyłeś i miałeś świetne stopnie. Poza polskim – dodała z uśmiechem, który odwzajemniłem. – Kiedy podałeś mi wtedy ołówek i po raz pierwszy odezwałeś się do mnie, moje serce stanęło. Bardzo chciałam, żebyś nie uznał mnie za odludka, który do nikogo się nie odzywa i wychodzi tuż po końcowym dzwonku. Ale po tym, co ci powiedziałam, chyba już rozumiesz? Ja też się bałam, tak samo jak ty, nie chciałam odsłonić się przed kimś, żeby nie zostać zraniona. - Zrozumiałem, dlaczego Edyta bała się do kogoś zagadać. Gdyby zająknęła się w trakcie takiej rozmowy, mogłoby to dla niej oznaczać powtórkę z gimnazjum. I miała rację, dodałem w myślach.
- Kiedy uśmiechnąłeś się do mnie, poczułam się tak radośnie, jak nigdy - kontynuowała wątek dziewczyna. - I wtedy właśnie wydarzyło się to, co się wydarzyło. Nie spodziewałam się, że podczas czytania też zacznę się jąkać, a tak bardzo chciałam ukryć swoją wadę wymowy przed innymi. Kiedy wszyscy zaczęli się śmiać, patrzyłam tylko na ciebie. Zastanawiałam się, czy wreszcie znalazłam kogoś, kto stanie w mojej obronie. Widziałam twoją wewnętrzną walkę i cały czas miałam nadzieję, że wygra twoja prawdziwa osobowość. Kiedy jednak to strach wziął górę, zrozumiałam, że nic się nie zmieniło i nigdy nie zmieni, że będzie znowu mnie czeka to samo. Po chwili dotarło do mnie, że to nieprawda. Doszło coś innego. Uświadomiłam sobie, że to, co do ciebie czułam, to po prostu miłość. I uroniłam łzę, bo zrozumiałam, że ktoś, kogo pokochałam, nie żywi do mnie podobnych uczuć, nie odważyć się mnie wesprzeć i ochronić. Jednak cały czas miałam nadzieję, że pewnego dnia to się zmieni, że może i ty też żywisz do mnie jakieś uczucia. To zajmowało mnie o wiele bardziej niż to, co klasa mi robiła. - Nie mogłem uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszałem. Edyta cierpiała tak samo jak ja! Także mnie kochała! Miałem ochotę skakać z radości, ale chciałem posłuchać jej wersji wydarzeń do samego końca:
- Wtedy, kiedy krzyknąłeś, żeby mnie zostawili, po prostu niedowierzałam. Myślałam, że może wreszcie los się odmieni. Ale to, co stało się chwilę potem, tylko mnie dobiło. Przeprosiłeś mnie cicho i udawałeś, że mnie nacierasz, ale ja tak rozpaczliwie chciałam czegoś więcej! Kiedy przyniosłeś mnie do swojego mieszkania, troskliwie się mną zająłeś oraz kiedy szczerze porozmawialiśmy, zaczęłam znowu mieć nadzieję, że może chociaż zostaniemy przyjaciółmi i będzie mi łatwiej znosić to całe dręczenie. Ani razu się przy tobie nie zająknęłam, co uświadomiłam sobie ze zdziwieniem przed chwilą. A ty nagle mówisz, że mnie kochasz? – po raz kolejny w jej oczach ujrzałem łzy, ale tym razem były one spowodowane szczęściem. Jednak po chwili spoważniała. – Choć nie mogę uwierzyć w to, co powiedziałeś, to wyczuwam, że chyba mówisz prawdę. Naprawdę jesteś pewien swoich uczuć?
Chciałem natychmiast potwierdzić, ale Edyta nie dała mi dojść do słowa:
- Zanim się odezwiesz, odpowiedz mi najpierw na jedno, bardzo ważne pytanie. I mocno się zastanów. Czy po powrocie do szkoły jesteś gotowy stanąć w mojej obronie oraz oświadczyć wszystkim, że mnie kochasz? Chociaż pragnę bliskości i kocham cię, to nie zadowolę się żadną namiastką. Zasługuję na prawdziwą miłość. Zbyt wiele przeszłam i nie chcę znowu cierpieć. Nie jestem zdesperowaną dziewczyną, bez godności. Jeżeli nie kochasz mnie na tyle, żeby powiedzieć to całemu światu, to lepiej nic nie mów i nic nie deklaruj. Ja... - urwała zaskoczona, kiedy wstałem gwałtownie.
- Czy jestem pewien swoich uczuć? Zadawałem sobie to pytanie przez te wszystkie tygodnie i nie miałem żadnych wątpliwości. Wiedziałem, że gdybym miał pewność, że coś do mnie czujesz, to postawiłbym wszystko na jedną szalę i zaryzykował. Ale nie miałem jej. Przełom nastąpił właśnie wczoraj, kiedy to usłyszałem po raz pierwszy twój płacz. Obiecałem sobie, że niezależnie od twoich uczuć wobec mnie, nie dopuszczę bym jeszcze kiedykolwiek widział twoje łzy i że nie pozwolę już nigdy więcej cię skrzywdzić. Nigdy. Tak, jestem pewien w stu procentach tego wszystkiego, co ci powiedziałem. Kocham cię i jestem gotów powiedzieć to wszystkim, bez względu na to, czy będą się śmiać czy dręczyć także i mnie. – Chwyciłem Edytę w ramiona i mocno przytuliłem. – Jesteś dla mnie bezcenna. Jestem gotów znieść wszystko, bylebyśmy byli razem. I przysięgam ci, że od tej chwili zaopiekuję się tobą oraz zrobię, co w mojej mocy, żebyś czuła się bezpieczna. Jestem pewien, że nigdy nie będę żałował tej decyzji. – Uniosłem zapłakaną głowę dziewczyny za podbródek i powiedziałem prosto w jej śliczne oczy: – Kocham cię, Edyto jak nikogo na świecie. – Starałem się powiedzieć to z całą pewnością, na jaką było mnie stać, żeby nigdy nie zwątpiła w te słowa.
- Ja też cię kocham. Bardzo – odpowiedziała uśmiechnięta. – Ale naprawdę nie przeszkadzają ci moje wady? Przecież jąkam się i nie mogę biegać. No i w klasie jest cała masa pięknych dziewczyn, a ja jestem taką szarą myszką bardziej – zapytała niepewnie.
- A czy tobie przeszkadzają moje wady? Bo ja nie wyglądam jak młody bóg i nie mówię pięknym, męskim głosem, który kobiety podobno uwielbiają – odpowiedziałem pytaniem.
- Przecież to nie są wady – Edyta pokręciła głową.
- Cieszę się, że tak mówisz. Tak samo jest z tobą. Twoja wada wymowy nie ma dla mnie żadnego znaczenia, a zresztą przy mnie i tak mówisz płynnie, co sama też zauważyłaś. Z kolei noga to żaden problem. Jak będziemy musieli gdzieś biec, to wezmę cię na ręce. A co do tego ostatniego, to masz rację, w klasie jest rzeczywiście dużo ładnych dziewczyn – powiedziałem przekornie, a Edyta spuściła głowę. – Żadna nie jest nawet w połowie tak piękna i pociągająca jak ty – dodałem. – Czy pamiętasz jak wtedy, gdy cię nacierałem, straciłem panowanie nad sobą i dotknąłem cię koło ucha? – zapytałem dziewczynę.
- Ja... myślałam, że to było tylko przypadkiem.
- I to jest właśnie dowód na to jak bardzo mnie pociągasz. Twoja skromność, kruchość i niewinność czyni cię wyjątkową i niesamowicie pociągającą dziewczyną. To jest twoje prawdziwe piękno. Dzisiejsze „laski” tego nie doceniają, pogardzają tym, ale one nigdy tego nie zrozumieją i nigdy ci nie dorównają – spojrzałem na Edytę z zachwytem. - Już ci to chyba dzisiaj mówiłem, ale jesteś tak piękna, że po prostu nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Do tego w tym swoim ubraniu wyglądasz bardzo seksownie i sama chyba rozumiesz jakie myśli mi przychodzą do głowy – uśmiechnąłem się znacząco.
Edyta spłonęła rumieńcem.
- Przestań. Nigdy nie uwierzę, że mogę cię pociągać jako ... - nie zdążyła dokończyć, bo zamknąłem jej usta pocałunkiem. Nigdy się nie całowałem z nikim i najprawdopodobniej moja ukochana też nie, więc tym piękniejsza była ta chwila, gdy nieporadnie i niepewnie smakowaliśmy wzajemnie swoje usta. Nigdy nie zaznałem czegoś równie wspaniałego niż całowanie osoby, którą się kocha i trzymanie jej w ramionach. To niesamowite uczucie, którego nie da się z niczym porównać. To trzeba po prostu przeżyć. Nasze wargi stykały się i próbowały objąć wzajemnie. Nie spieszyliśmy się, rozkoszowaliśmy się tym momentem, powoli i delikatnie. Wsunąłem palce we włosy dziewczyny, a drugą ręką gładziłem jej plecy. Po raz pierwszy mogłem dokładnie poczuć ciało kobiety, jego kruchość. A fakt, że to była ta jedna jedyna osoba na świecie, tylko wzmacniał to odczucie. Po chwili wysunąłem język i dotknąłem nim słodkich warg ukochanej. Edyta jęknęła cichutko, po czym jakby z wahaniem również otworzyła usta i nasze języki spotkały się. Całowaliśmy się, jakby za chwilę świat miał się skończyć.
Po jakimś czasie - sam nie wiedziałem ile to trwało - nasze usta oderwały się od siebie. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, oszołomieni tym, co się wydarzyło.
- To było.. po prostu... ja... - ciszę przerwała Edyta.
- Wiem - odpowiedziałem, bo doskonale czułem, co chciała powiedzieć. Rozumieliśmy się bez słów. - Posłuchaj mnie teraz bardzo uważnie. Kiedy obiecywałem ci, że się tobą zaopiekuję, nie były to puste słowa. – Wziąłem głęboki oddech i powiedziałem: - Jeżeli tylko chcesz, możesz od dzisiaj uważać to mieszkanie za swój dom.
- Słucham? Co masz na myśli? - dziewczyna była w szoku.
- Przeprowadzisz się do mnie na stałe. Nie wrócisz już do tego mężczyzny, który przepija pieniądze, skazując swoją rodzinę na życie w biedzie, który nie potrafi docenić, jaką wspaniałą osobą jest jego córka i traktuje ją jak jakieś popychadło, jak kogoś, kto tylko zawadza. Zasługujesz na znacznie lepsze życie – rzekłem jej prosto w oczy.
- Mówisz poważnie? Chcesz, żebym u ciebie zamieszkała? – Edyta miała łzy szczęścia w oczach. Po chwili jednak zapytała rzeczowo: - Ale jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież to ojciec sprawuje nade mną opiekę i nigdy nie zgodzi się na moją przeprowadzkę, bo straci ręce do roboty oraz pieniądze z renty, o ile ją jeszcze w ogóle będę dostawać. Nic z tego nie wyjdzie. – Dziewczyna wtuliła się we mnie i łkała w moją bluzkę. Odsunąłem ją delikatnie i powiedziałem pewnym głosem:
- Wstyd się przyznać, ale z ciekawości już dawno dowiedziałem się o kwestiach prawnych w tym przypadku. Renta rodzinna zależy tylko od tego, czy się uczysz, a nie gdzie mieszkasz. Postaram się też, byś miała własne konto w banku, na które mogliby przesyłać ci pieniądze i tylko ty miałabyś do nich dostęp. To raz. Natomiast co do twojego ojca, to trzeba będzie z nim porozmawiać i od wyniku tej rozmowy będą zależały dalsze kroki. Spróbuję go przekonać. Moim zdaniem to wszystko może się udać, jeżeli oczywiście naprawdę tego chcesz – zadeklarowałem swojej ukochanej. Ze zdziwieniem odkryłem, że nigdy nie byłem tak pewny siebie jak w tym momencie. Miłość naprawdę odmienia ludzi, pomyślałem zadowolony.
- Chcę – jej głos brzmiał pewnie, choć nieco słabo.
Widziałem, że Edyta była zmęczona naszą długą rozmową, chorobą oraz wydarzeniami wczorajszego dnia, więc postanowiłem dać jej odpocząć.
- Prześpij się, kochanie - poprosiłem ją. - Jutro porozmawiamy o tym na spokojnie. Dzisiaj oboje padamy z nóg, a ty jeszcze do końca nie wyzdrowiałaś. - Profilaktycznie sprawdziłem raz jeszcze czoło. Było nadal ciepłe, ale temperatura spadła i spodziewałem się, że jutro będzie w granicach normy.
- Chyba masz rację - odpowiedziała Edyta. - Podoba mi się to określenie. „Kochanie” – powtórzyła raz jeszcze, smakując to słowo i uśmiechając się.
Zrobię wszystko, by ten uśmiech gościł na jej twarzy jak najczęściej, przyrzekłem sobie w duchu.
- Położysz się obok mnie? – zapytała dziewczyna nieśmiało. - Przy tobie będę się czuła bezpieczniej
Po chwili dotarł do mnie sens tych słów. Ona chce, żebym spał z nią w jednym łóżku! Obudzę się rano przy niej! – pomyślałem, uradowany, że spełnię swoje kolejne marzenie.
- Oczywiście, że tak, jeżeli tego chcesz – uśmiechnąłem się do niej. – Ale ostrzegam, że gdy obok mężczyzny śpi piękna kobieta, to ciężko mu się opanować – zażartowałem.
- To może ja jednak będę spać osobno. - Edyta zaczerwieniła się.
Boże, jak ona to słodko robi, westchnąłem w myślach.
- Żartowałem tylko. – Podszedłem do niej i ucałowałem w czoło. – Chodź, znajdziemy ci jakieś ubranie do spania.
Podczas gdy Edyta szykowała się w łazience, zaczęło do mnie naprawdę docierać, co dzisiaj się wydarzyło. Wciąż jeszcze nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Może wreszcie Święta Bożego Narodzenia będą dla mnie naprawdę radosne? - zastanawiałem się. Ale gdy tylko o tym pomyślałem, wpadłem w lekką panikę. Nie przygotowywałem się specjalnie do świąt. Nie mam ubranej choinki, opłatka, odpowiedniego jedzenia, nic. Na szczęście nie będę spędzał ich sam, to razem coś wymyślimy. Właśnie, Edyta... Na myśl o tym, że zaraz położy się koło mnie, serce waliło mi jakbym przed chwilą ukończył maraton. Jak można tak kogoś kochać? Jak można cały czas chcieć tę osobę dotykać, całować? To nienormalne. Ale jednocześnie cudowne...
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi do łazienki. Po chwili w wejściu do pokoju stanęła Edyta. Wyglądała trochę dziwnie w za dużej koszulce i spodenkach, ale zarazem tak uroczo i pociągająco, że miałem ochotę po prostu zdjąć z niej ubranie i zasmakować jej ciała. Kiedy kładła się do łóżka, zwróciłem uwagę na jej nogi. Były wprost cudowne, idealnie gładkie, niczym posąg. Zwróciłem też uwagę na jej bliznę na kolanie. Biorąc pod uwagę to, co dziewczyna mi powiedziała, musiał to być ślad po operacji. Myślałem, że wygląda gorzej, skomentowałem ten widok w myślach.
Edyta zauważyła, gdzie się patrzę i próbowała zasłonić się nogawką.
- Daj spokój – złapałem ją za rękę. – Zapewniam cię, że nie masz się czego wstydzić.
- Wiem jak to wygląda, nie musisz mnie oszukiwać.
Zamiast dyskutować, postanowiłem przesunąć się bliżej i dotknąć tej blizny.
- Co robisz? – wyszeptała Edyta.
- Próbuję ci udowodnić, że się mylisz – odpowiedziałem, głaszcząc ją po skórze w tym miejscu. – Masz wspaniałe nogi, jakby wykute przez mistrza rzeźbiarstwa. Przecież jakaś wykuta bogini nie ma rąk bodajże, a i tak wszyscy ją podziwiają - przypomniałem sobie pewien fakt z historii sztuki.
- To Wenus z Milo - wyjaśniła mi ukochana. - Jednak ona ma już ponad dwa tysiące lat! Czy według ciebie jestem aż tak stara, że mój wiek usprawiedliwia wszelkiego rodzaju „skazy”? I nie próbuj nawet wspominać tego banału o kobietach i winie, bo cię zamorduję na miejscu! – Edyta po raz pierwszy pokazała „pazurki”, co uczyniło ją jeszcze bardziej pociągającą w moich oczach.
- Ależ skąd! - zaprzeczyłem. - Miałem na myśli to, że pomimo... niefortunnych zdarzeń, ta Wenus nic nie utraciła ze swojego piękna. A teraz, jeśli pozwolisz, to chciałbym wyrazić swój podziw wobec dzieła, które mam przed sobą – oznajmiłem, po czym zacząłem czule całować bliznę na nodze ukochanej.
Dotyk moich warg z gładką skórą Edyty kompletnie mnie oszołomił. Nie mogąc się powstrzymać, gładziłem też łydkę i stopę dziewczyny. Były takie cudowne w dotyku...
- Piotr... - westchnęła.
Po chwili podwinąłem nogawkę i przesunąłem usta na jej ciepłe udo. Było takie ciepłe. Opuszkami palców i wargami rozkoszowałem się tym fragmentem ciała bardziej niż moimi ulubionymi potrawami. Wdychałem cudowny, kobiecy zapach, który poczułem swoimi nozdrzami. Edyta absolutnie nie była gruba, ale też i daleko jej było do anorektyczek, więc krągłości miała idealne w mojej opinii. Kiedy jednak zacząłem przechodzić jeszcze dalej, dziewczyna natychmiast odsunęła się. Miała wyraz oczu, którego nie potrafiłem rozszyfrować.
- Przepraszam, ja... po prostu nie mogłem się powstrzymać. Chciałem ci tylko pokazać, że ta blizna w żaden sposób nie umniejsza twojego piękna, ale jesteś tak pociągająca, a do tego masz na sobie taki strój, że kompletnie straciłem panowanie nad sobą. Wybacz mi – przestraszyłem się, że ją skrzywdziłem swoim nieodpowiedzialnym zachowaniem.
- Nie masz za co przepraszać. To było... bardzo przyjemne – zarumieniła się Edyta. - Ale nie jestem jeszcze gotowa na coś takiego.
- Rozumiem. A mogę cię pocałować na dobranoc, czy to też zabronione? – uśmiechnąłem się do wybranki swojego serca.
- No, niech pomyślę... Niech ci będzie, całuj – odpowiedziała z uśmiechem.
Ująłem więc twarz dziewczyny w dłonie i pocałowałem ją czule.
- Dobranoc. Śpij i nie martw się niczym – powiedziałem, patrząc jej w oczy.
- Kolorowych snów – uśmiechnęła się ponownie i zamknęła oczy. Boże, jak ja kocham ten jej uśmiech, pomyślałem, po czym przebrałem się i sam wskoczyłem do łóżka, kładąc się obok swojej ukochanej.
Kiedy otworzyłem oczy, zerknąłem odruchowo na zegarek – dochodziła dziewiąta. Przekręciłem się na bok, by zyskać pewność, że wczorajsze wydarzenia nie były jedynie snem. Uśmiechnąłem się. Obok mnie leżała Edyta. To cudowne uczucie móc obudzić się przy ukochanej osobie. Dziewczyna cały czas smacznie spała. Wyglądała przy tym tak pięknie. Dotknąłem delikatnie jej czoła – na szczęście temperatura była prawie nie zauważalna. Umyłem się, przygotowałem śniadanie dla nas i zaniosłem je do pokoju. Chcąc nie chcąc, musiałem obudzić ukochaną, bo sporo było do zrobienia. Dotknąłem swoimi ustami jej lekko spierzchniętych warg i pocałowałem delikatnie. Dziewczyna otworzyła oczy i po chwili jej twarz rozjaśnił uśmiech.
- Dzień dobry! – zawołała radośnie.
- Istotnie, proszę pani – odpowiedziałem. - Pora wstawać, dzisiaj musisz mi pomóc ogarnąć wiele spraw, dlatego szybciutko ogarnij się i zapraszam na śniadanie.
- Już? Nie mogę jeszcze trochę się zdrzemnąć? – droczyła się.
- Możesz – odparłem, po czym bez ostrzeżenia zacząłem łaskotać ją po brzuchu
- Dobra, poddaję się! Już wstaję! – Edyta wiła się na łóżku i śmiała.
Kiedy usłyszałem dźwięk cieknącej wody z prysznica, poczułem przemożne pragnienie, żeby znajdować w tej chwili w kabinie. Jeden dzień z tą dziewczyną, a ja cały czas muszę się powstrzymywać, by jej ciągle nie dotykać i nie całować. To jest nie do wytrzymania, narzekałem w myślach, będąc jednocześnie przeszczęśliwym z tego powodu. Edyta jest piękna i mądra, kocha mnie, a do tego chce ze mną zamieszkać. Czy mogłoby być lepiej?
Po zjedzeniu śniadania Edyta stwierdziła:
- Jak na faceta, to i tak dobrze, że umiesz zrobić najprostsze kanapki.
Spiorunowałem ją wzrokiem.
- Oj, uważaj, bo mogę stać się męskim szowinistą i kazać ci całe dnie stać w kuchni, skoro moje potrawy ci nie smakują.
- To był komplement. Bardzo dobre śniadanie – zapewniła mnie z uśmiechem. – A o staniu w kuchni zapomnij, u ojca cały czas gotowałam i mam już tego serdecznie dosyć. Chciałabym, żebym dla odmiany to ja była teraz trochę rozpieszczana - oświadczyła przekornie. - Ale dla kogoś - dodała po chwili - na kim mi zależy byłabym skłonna rozważyć to ponownie, oczywiście na innych warunkach.
- Naturalnie. Nie mam zamiaru cię w żaden sposób wykorzystywać - zapewniłem. Słowa Edyty przypomniały mi jednak o innej sprawie:
- Musimy zadzwonić do twojego ojca i poinformować go o naszych postanowieniach. Możesz podać mi numer?
Rozmowa należała do tych, o których ma się ochotę jak najszybciej zapomnieć. Mężczyzna miał strasznie nieprzyjemny ton i zamiast ucieszyć się, że z córką wszystko w porządku, robił pretensje, że wydzwaniamy do niego o tej porze i że chodził wczoraj głodny po domu. Z Edytą w ogóle nie chciał zamienić ani jednego zdania. Nakazał mi jedynie, żebym ją natychmiast odwiózł. Kiedy oznajmiłem mu, że nic z tego i że Edyta już do niego nie wróci, bo ma zamieszkać ze mną, mocno się wkurzył. Zagroziłem mu, że jeżeli mnie nie posłucha, to powiadomię o wszystkim policję. Gdy moja dziewczyna to usłyszała, wpadła w panikę, ale uspokoiłem ją machnięciem ręki. Tak jak się spodziewałem, po chwili ciszy mężczyzna postanowił udzielić pozwolenia swojej córce i wyraził zgodę na zmianę konta, na które miała wpływać renta, jeśli Edyta będzie mu co miesiąc przesyłać minimum pięćset złotych. Ponieważ rozmowa odbywała się przez głośnik, spojrzałem pytająco na dziewczynę. Ta pokiwała głową. Kiedy uzgodniliśmy szczegóły, facet uznał, że w sumie to nawet i dobrze, że tak się stało, bo przynajmniej nie będzie mu się „dzieciarnia pałętać po domu”. Oczywiście odmówił przywozu jej rzeczy. Powiedział, że mamy po nie przyjechać na własną rękę Dobrze, że Edyta najważniejsze rzeczy miała ze sobą w plecaku, ale wiedziałem, że jakieś ubranie trzeba będzie jej kupić.
- No, to najważniejsze mamy załatwione. – stwierdziłem, kiedy mężczyzna się rozłączył. Wciąż jeszcze byłem zszokowany postawą tego mężczyzny.
- Dobrze się czujesz, kochanie? Jesteś absolutnie pewna swoich decyzji? - objąłem dziewczynę.
- Absolutnie – spojrzała mi prosto w oczy. – Miałam po prostu cichą nadzieję, że ojciec chociaż trochę się zmartwi moim zniknięciem czy przeprowadzką, ale on na uwadze ma tylko pieniądze i jedzenie. Cóż, nie powinnam być zaskoczona, przecież go dobrze znam, ale to jednak mój ojciec – wtuliła się we mnie.
- Rozumiem cię, mój wykazuje przynajmniej minimalne zainteresowanie moją osobą, ale tak jak i w twoim przypadku, jest on dla mnie praktycznie obcym człowiekiem.
Siedzieliśmy tak przez chwilę w milczeniu, po czym wstałem i zacierając ręce, powiedziałem:
- Dobra! Skoro razem mamy spędzić święta, to musimy się zabrać do roboty, tylko że ja nie bardzo wiem od czego zacząć, więc zdaję się na ciebie.
Edyta podekscytowała się przygotowaniami jak mała dziewczynka. Nic dziwnego, przecież tak długo nie miała normalnych świąt, skonstatowałem w myślach ze smutkiem. Ale i ja czułem w sobie wiele zapału. W radosnych nastrojach zrobiliśmy zakupy, przy czym to głównie moja „wspólniczka” decydowała, co kupić, bo ja nie miałem na ten temat zielonego pojęcia. Od dawna nie organizowałem świąt. Przy okazji wymogłem na ukochanej kupno paru damskich rzeczy, zwłaszcza ze sfery ubrań. Dziewczyna wzbraniała się jak mogła przed wydawaniem nie swoich pieniędzy, ale byłem w tej kwestii nieustępliwy. Nie mogłem przecież pozwolić na to, by chodziła w moich ubraniach. Na pewno czułaby się wtedy niekomfortowo.
W przygotowaniu potraw okazałem się już bardziej przydatny, bo liznąłem nieco sztuki gotowania, ale to Edyta była prawdziwą szefową kuchni. Następnie zabraliśmy się do ubierania choinki, którą przyniosłem z piwnicy. Na szczęście nie wyrzuciłem ani jej ani ozdób. Kiedy drzewko było już przystrojone, stanęliśmy objęci, podziwiając przy zgaszonym świetle efekt naszej wspólnej pracy. Nie powalała rozmiarem czy jakością ozdób, ale nie miało to dla nas żadnego znaczenia. To była „nasza” choinka. W świętach nie chodzi przecież o przepych, tylko o radość i dobrą atmosferę. A tej było aż w nadmiarze. Cieszyliśmy się z każdej chwili spędzonej razem na przygotowaniach. Celebrowaliśmy każdy moment, w którym nasze oczy i ręce spotykały się ze sobą, kiedy staliśmy przytuleni czy po prostu siedzieliśmy w milczeniu albo śmialiśmy się. Czułem się, jakbyśmy byli małżeństwem z długoletnim stażem, oczywiście w tym pozytywnym znaczeniu. I byłem pewien, że moja ukochana ma podobne odczucia. Rozumieliśmy się praktycznie bez słów i w większości spraw byliśmy zgodni. A to miał być dopiero początek naszego wspólnego życia...
Opisywanie, jak minął nam koniec tego dnia i początek następnego nie wniosłoby nic do tej opowieści, także pominę ten okres. Rozpocznę od bezpośrednich przygotowań przed wieczerzą wigilijną, koło godziny dziewiętnastej. Dobrze, że udało nam się wyrobić i na tę porę. Stół był nakryty, opłatek naszykowany, choinka zapalona, a my dokonywaliśmy ostatnich poprawek odnośnie dań. Dziewczyna była ubrana w damskie jeansy i czerwony sweter, które kupiliśmy w centrum handlowym. Choć ubiór nie był wyszukany, to wyglądała skromnie i przepięknie. Ja „wystroiłem się” podobnie, przy czym zamiast swetra założyłem elegancką, czarną koszulę. Bardzo lubiłem ten kolor. Kiedy uznaliśmy, że już wszystko gotowe i można zaczynać, wzięliśmy po opłatku do ręki i stanęliśmy naprzeciwko siebie.
- Już tak dawno nie składałem nikomu życzeń przy stole wigilijnym – uśmiechnąłem się do Edyty. - Życzę ci, żeby w ciągu następnego roku na twojej twarzy jak najczęściej pojawiał się ten cudowny uśmiech, którym mnie obdarowywałaś przez ostatnie dwa dni. Chciałbym, byś była po prostu szczęśliwa. Już zbyt wiele złego doznałaś w życiu. I tradycyjnie życzę ci też, by spełniło się przynajmniej jedno twoje marzenie – ułamałem kawałek opłatka Edyty.
- A ja ci życzę, byś zawsze był taki, jaki jesteś, okazujący współczucie, gotowy do pomocy i przede wszystkim mający dobre, szczere serce. Takiego cię pokochałam i takiego cię szanuję. No i oczywiście niech ci się spełnią twoje największe marzenia – jej życzenia były krótkie, ale chwyciły mnie za serce.
- To niemożliwe, bo już się niedawno spełniły – uśmiechnąłem się znacząco.
- Moje też – odparła, odwzajemniając gest.
Przytuliłem czule dziewczynę, a następnie usiedliśmy do stołu. Edyta wykonała w kuchni kawał dobrej roboty. Wszystko było naprawdę pyszne, zwłaszcza moje ulubione potrawy wigilijne, czyli smażony karp oraz śledzie. Jak mi wcześniej zdradziła, jej ojciec w Wigilię lubił sobie pofolgować i dobrze zjeść, stąd świetnie znała odpowiednie przepisy.
- Chylę czoła przed mistrzynią kuchni – powiedziałem, gdy skończyliśmy jeść.
- Pochlebstwa nie uchronią cię od zmywania – odparła, wyraźnie ucieszona z komplementu.
- Warto było. Gdzie idziesz? – zapytałem, gdy wstała od stołu.
- To niespodzianka. Ty zostajesz tutaj – nakazała.
- Ok.
Po chwili wróciła, trzymając coś za plecami.
- Wiem, że to w żaden sposób nie wynagradza tego, co dla mnie zrobiłeś, ale starałam się dać ci coś od serca, coś, co na długo zapamiętasz i zawsze będzie ci się kojarzyło ze mną. Trochę krótko się znamy i prezent nie jest wyszukany, ale... – powiedziała, wręczając mi świąteczne opakowanie.
- Kochanie – przytuliłem dziewczynę - największym prezentem, jaki mogłem sobie wymarzyć na święta, jesteś ty. Mam nadzieję, że się nie obrazisz jak powiem, że twój podarunek ciebie samej nie ma szans przebić. Ale zobaczmy, co to jest – uchyliłem torebkę. W środku była... zakładka do książek z materiału z wygrawerowanym napisem: „Edith”.
- Wiem, że uwielbiasz czytać, więc chciałam ci dać coś, z czego będziesz nieprzymuszenie korzystał. Nie miałam też zbyt dużych funduszów, ale mam nadzieję, że trafiłam – spojrzała na mnie niepewnie.
Moja ukochana nie tylko trafiła, ale zaliczyła nawet sam środek tarczy. Spojrzałem na nią wzruszony. Mój wzrok wyrażał wszystko, co chciałem powiedzieć. Zrozumiała. Wyraźnie się ucieszyła.
- To teraz moja kolej - oznajmiłem. - Ciężko mi było wybrać dla ciebie odpowiedni prezent, zwłaszcza, że miałem mało czasu i nie mam wprawy w tej czynności, więc postanowiłem ofiarować ci to, co każda dziewczyna powinna dostać od swojego ukochanego jedynie raz w życiu.
Dziewczyna nie rozumiała, o co mi chodzi, więc wyciągnąłem z kieszeni małe pudełeczko. Wstałem, podszedłem do niej, uklęknąłem i otworzyłem swój „prezent”. W środku znajdował się pierścionek, oczywiście odpowiedni do mojego budżetu, więc nie powalał.
- Najdroższa, kocham cię całym sercem i chcę spędzić z tobą resztę życia. Czy wyjdziesz za mnie? - od zawsze pragnąłem wypowiedzieć to wielokrotnie słyszane na filmach pytanie.
Edyta miała łzy szczęścia w oczach.
- A jak myślisz? – odparła.
Wziąłem pierścionek i nałożyłem na palec ukochanej. Czułem się jak najszczęśliwszy człowiek na świecie. Edyta chciała zostać moją żoną! Miałem ochotę obwieścić to całemu światu! Wstałem, wziąłem moją świeżo upieczoną narzeczoną za rękę i pocałowałem ją prosto w usta, mocno, chcąc przekazać jej to, jak bardzo mnie przed chwilą uszczęśliwiła.
- No to jesteśmy zaręczeni – skwitowałem krótko, kiedy wreszcie się od siebie oderwaliśmy.
- Czy jesteś pewien, że to przemyślałeś? – zapytała. – Nie chcę, byś robił to tylko ze względu na moje położenie. Dopiero od kilkudziesięciu godzin jesteśmy parą, do tego bardzo młodą parą. Jeżeli nie masz pewności, to może lepiej się wstrzymajmy.
- Kochanie – przerwałem jej i poprosiłem, by usiadła na kanapie. – Ja mam z natury dużą awersję do ryzyka i w swoich działaniach zawsze staram się wykazywać rozwagą i ostrożnością. Zapewniam cię, że tego jednego jestem pewien jak nigdy, nie mam żadnych wątpliwości. Gdybym je miał, nie oświadczyłbym ci się. Nie wyobrażam sobie już życia bez ciebie. A nasz wiek? Staliśmy się dorosłymi zbyt szybko, wiele doświadczyliśmy. Myślę, że lekkomyślnymi i nieodpowiedzialnymi nikt by nas nie nazwał, a moim zdaniem jesteśmy wręcz bardziej dojrzali niż wiele starszych od nas osób. Ze ślubem i tak musimy poczekać, aż osiągniemy pełnoletniość, ale pomyślałem, że w zaistniałej sytuacji poczujesz się o wiele lepiej, gdy nie będziesz już musiała dłużej żyć w niepewności. Potraktuj to także jako dotrzymanie mojej obietnicy, że nie będę ukrywał naszego związku. Zamierzam z dumą mówić wszystkim, że jesteś moją narzeczoną. – Starałem się oznajmić to wszystko pewnym tonem, nie chcąc by moja ukochana żywiła jakiekolwiek wątpliwości co do moich intencji.
- Nie mogę w to uwierzyć – wyszeptała Edyta. – Jeszcze parę dni temu moja sytuacja wyglądała fatalnie. W domu czułam się okropnie, przychodzenie do szkoły było prawdziwą męką, a teraz jem wieczerzę wigilijną z chłopakiem, którego kocham i który odwzajemnia moje uczucia, który już nigdy nie da nikomu mnie skrzywdzić, który chce, żebym z nim mieszkała, który chce spędzić ze mną resztę swojego życia... Zawsze miałam nadzieję, że moje życie kiedyś zmieni się na lepsze, ale nawet w najśmielszych snach nie przypuszczałam, że spotka mnie takie szczęście – dziewczyna oparła mi głowę na ramieniu, a ja gładziłem ją czule po włosach, wdychając ich wspaniały zapach. Jej słowa naprawdę mnie wzruszyły.
- Zaczynamy nowe życie, kochanie - powiedziałem, również mając nadzieję, że teraz wszystko się ułoży i oboje zaznamy wreszcie trochę szczęśliwego życia. Wspólnego życia.
Gdy tak siedzieliśmy w milczeniu, dotarło nagle do mnie, że tulę do siebie najpiękniejszą kobietą na świecie i zaczynam się tą czynnością coraz bardziej podniecać. Zbliżyłem usta do nieco zaskoczonej tym faktem Edyty, trzymając lewą rękę w jej puszystych włosach, a prawą przenosząc na biodro dziewczyny. Nie oponowała – oddała mi delikatnie pocałunek, zakładając ręce na moją szyję. Znaczyłem wargami całą twarz ukochanej, policzki, uszy, a następnie zszedłem niżej, na kark. Dziewczyna westchnęła. Ośmielony rozwojem sytuacji, wsunąłem dłoń pod sweter, dotykając po raz pierwszy w życiu nagiej skóry na brzuchu kobiety. Była taka gładka i ciepła... Zacząłem delikatnie pieścić okolice pępka, przechodząc powoli na plecy, jednak Edyta nagle wyrwała mi się z rąk.
- Nie! Nie mogę... - powiedziała, a ja w jej głosie i oczach wyczułem strach. Nie przed tym, co robiliśmy. Przede mną.
- Edytko, naprawdę nie chcę cię skrzywdzić. Jeżeli nie jesteś jeszcze gotowa na ten etap, to poczekamy ile tylko będziesz chciała. Pamiętaj, dla mnie to jest tak samo nowe i dziwne przeżycie jak dla ciebie. Nigdy wcześniej tak się nie czułem. Trzymam cię w ramionach, a tu nagle cały tracę rozum, chcę cię całować, dotykać, rozebrać... i to jest silniejsze ode mnie, moje ciało przejmuje nade mną kontrolę. Przepraszam. - Zarzucałem sobie, że zachowałem się tak lekkomyślnie.
Dziewczyna uspokoiła się i usiadła obok mnie.
- Piotrek... to nie chodzi o ciebie. Jesteś dla mnie taki dobry, delikatny. Wiem, że nie chcesz mi zrobić krzywdy - spojrzała na mnie z miłością. - Po prostu... - zawahała się, po czym wzięła głęboki oddech. – Wiesz, w jakim otoczeniu się wychowałam. Byłam świadkiem wydarzeń, których dzieci nie powinny oglądać. To, o czym ci za chwilę opowiem to właśnie jedno z nich. - zaczęła tajemniczo. - Pewnego wieczoru, kiedy ojciec jeszcze nie wrócił z pracy, usłyszałam jakieś krzyki u naszych sąsiadów. Wyszłam z domu i z wahaniem podeszłam do okna. To, co ujrzałam... - urwała na chwilę. - W tym domu mieszkał jeden z kolegów ojca razem z żoną i małą córeczką - kontynuowała po chwili Edyta. - Niestety, określając to łagodnie, to atmosfery rodzinnej tam się nie dało odczuć. A wtedy, gdy stałam przy tym oknie, wszystko widziałam. Mężczyzna szarpał się z kobietą, nie zważając na jej krzyki. Był silniejszy, toteż nie minęło wiele czasu, kiedy ją obezwładnił. Następnie zdarł z niej ubranie i zgwałcił ją - głos dziewczyny zadrżał. - Stałam jak zamurowana, w ogóle nie mogłam się stamtąd ruszyć. Chciałam jej jakoś pomóc, ale okropnie się bałam. Nagle zorientowałam się, że ta kobieta przestała się opierać, odwróciła głowę na bok, by nie widzieć twarzy swojego męża i patrzyła bezradnie w ścianę. Nie uroniła ani jednej łzy. Nigdy nie zapomnę tego wzroku. Wyrażał on bezradność i akceptację swojego losu. Zrozumiałam, że to nie był pierwszy raz, kiedy mąż ją skrzywdził.
- Powiedziałaś o tym ojcu? - spojrzałem na nią ze współczuciem i objąłem ramieniem.
- Nie - odparła krótko. - Znając go, to jeszcze uznałby, że kobieta ma być posłuszna mężowi i tamten miał prawo to zrobić. Przede wszystkim, bałam się jednak, że jeszcze mógłby przypadkowo na jakiejś libacji wygadać się tamtemu, że ja wszystko widziałam. Nikomu poza tobą o tym nie powiedziałam, ale zawsze gdy patrzyłam na sąsiadkę, miałam przed oczami tamtą scenę. Boję się, Piotr. - Edyta rozpłakała się nagle, a jej kruchym ciałem wstrząsały dreszcze.
Natychmiast objąłem dziewczynę.
- Nie płacz - poprosiłem. - Czego się boisz? - spojrzałem jej w oczy. - Że mógłbym zachować się tak jak on? Że mógłbym cię zgwałcić?
Nie odpowiedziała, ale wiedziałem, że trafiłem w sedno.
- Przysięgam ci, że nigdy nie użyję wobec ciebie siły, nigdy nie zrobię ci krzywdy - zapewniłem żarliwie. - Przecież cię kocham. Nie potrafiłbym skrzywdzić żadnej kobiety, a co dopiero tej, która jest mi najdroższa na świecie - starłem dłonią łzę z policzka ukochanej. - Jestem osobą, której możesz bezgranicznie zaufać, tak jak ja bezgranicznie ufam tobie. Wiem jednak, że to tylko słowa, a o ich prawdziwości musisz się przekonać sama. Nie będę cię oszukiwał - dodałem po chwili. - Pożądam cię tak mocno, jak to tylko możliwe i bardzo chciałbym kochać się z tobą. Delikatnie i czule. - Położyłem nacisk na te dwa słowa, by ostatecznie rozwiać jakiekolwiek wątpliwości. - Czy chociaż trochę mi wierzysz? Nadal się mnie boisz?
- Nie - zaprzeczyła pewnym głosem. - Chyba po prostu spanikowałam. Wiem, że mnie kochasz, ale jak zacząłeś mnie dotykać, to przypomniałam sobie o tamtym i obawiałam się, że w łóżku mógłbyś zachować się tak jak on. Byłam głupia - spuściła wzrok. - Wszystko dzieje się tak szybko...
- Nie jesteś głupia! - powiedziałem głośno. - Nikt, kto nie przeżył tego, co ty, nie ma prawa cię oceniać. To normalne, że się boisz. - Mocno przytuliłem dziewczynę. - Mamy przed sobą bardzo dużo czasu i z niczym nie musimy się spieszyć - uśmiechnąłem się. - Postaraj się teraz trochę uspokoić, a ja posprzątam ze stołu.
Kiedy jednak wstawałem, Edyta chwyciła mnie za rękę.
- Nie jestem radosną, pewną siebie, pozbawioną kompleksów dziewczyną, jak te z naszej klasy. I raczej nigdy taką nie będę. Zaakceptowałeś mnie mimo tego bezwarunkowo. Chcę jednak spróbować przełamać w sobie te bariery, które mnie otaczają. Sama nie dam rady tego zrobić. Potrzebuję pomocy. Twojej pomocy, Piotr. - oznajmiła nagle. - Powiedziałeś, że sama muszę się przekonać o twoich zapewnieniach. Tak, to prawda. Wiem jednak, co czuję w tym momencie. A w tej chwili kocham cię całym swoim sercem i ufam ci. - Widziałem w jej oczach, że była absolutnie pewna swoich słów. - Wiem też, że wszystko, co powiedziałeś przed chwilą, to prawda. Nie muszę się o tym przekonywać. Przypatrywałam ci się od dawna, nie byłbyś w stanie tak świetnie udawać, nie jesteś takim typem osobowości. Jesteś szczery i mówisz to, co podpowiada ci serce. - Dziewczyna dotknęła palcami mojej twarzy. - Mam już dość tego lęku i tłumienia wszystkiego w sobie. I dlatego chcę ci bezgranicznie zaufać, chcę móc czuć się swobodnie przy tobie, nie zastanawiać się, czy mogę ci o czymś powiedzieć, wykonać jakiś gest czy coś zrobić.
Bardzo ucieszyłem się z tych słów. Tak pragnąłem, by moja świeżo upieczona narzeczona potrafiła otworzyć się na mnie i zaznać w życiu trochę spokoju.
- Tak naprawdę już to sobie poukładałam podświadomie, gdy leżałam wczoraj na tym łóżku, a potem, gdy wyznałeś mi, co do mnie czujesz i gdy oświadczyłeś mi się. Nie mogłam uwierzyć, że możesz mnie tak mocno kochać i nie byłam też pewna swoich uczuć. Teraz jestem, a tak naprawdę byłam od dawna - zakończyła swoje wyznanie, patrząc mi głęboko w oczy.
Zabrakło mi słów. Poczułem spływającą po policzku łzę. To, co Edyta powiedziała, to, co zrobiła... Powierzała mi to, co ma najcenniejszego – siebie. Odważyła się mi zaufać, a ja poprzysięgłem sobie, że nigdy tego zaufania nie zawiodę. Dziewczyna wstała i przyłożyła swoje palce do mojej twarzy, ścierając łzę. Nic nie mówiąc, zbliżyła nieśmiało usta do moich warg i pocałowała mnie.
- Już się nie boję - oświadczyła po chwili. - Chciałabym poczuć naszą miłość na innym gruncie – wyznała Edyta, rumieniąc się, ale nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Jesteś absolutnie pewna, że tego chcesz? Jak mówiłem, mam o tym podobne pojęcie, co ty. Dla mnie to także będzie pierwszy raz.
- Nie uważasz, że to jest właśnie najpiękniejsze w tej sytuacji?
- Jak to? - zdziwiłem się.
- Będziemy poznawać tę sferę od samych podstaw, razem. Nie mamy żadnego porównania, żadnego doświadczenia. To będzie od początku do końca tylko i wyłącznie nasze przeżycie. Razem będziemy się uczyć, poznawać nasze ciała, nawet jeżeli będzie nam to wychodzić bardzo nieporadnie.
- Skoro tak to ujmujesz... – powiedziałem, po czym chwyciłem ją mocno w ramiona i pocałowałem, tym razem mocniej, namiętniej. Moja ukochana była lekko zaskoczona, ale już się nie wahała, czułem, że chciała tego. Odblokowała się. Przestałem panować nad swoimi dłońmi, które przesuwałem łapczywie po całych plecach ukochanej, aż znalazły się na jej pośladkach. Edyta cichutko jęknęła, a ja, widząc, że nie stawia oporu, zacząłem je powoli masować. Przez materiał spodni czułem ich miękkość i sprężystość. Wstałem na chwilę, by zgasić żyrandol oraz choinkę i nadać tej sytuacji odpowiedni nastrój - jedynym źródłem światła była teraz płomienie palących się na stole świec. Edyta uśmiechnęła się do mnie, widziałem, że mój pomysł jej się spodobał. Nie tracąc czasu, spocząłem obok niej na łóżku i poprosiłem, by usiadła mi na kolanach. Kiedy moje usta oderwały się od jej warg, zacząłem subtelnie całować szyję dziewczyny. Jedną ręką przytrzymywałem ją za plecy, a drugą głaskałem po jej udach. Po chwili takich czynności nieco boleśnie odczułem, że mój członek jest już mocno naprężony i najchętniej wydostałby się na wolność. Edyta także to poczuła, ale nie przestraszyła się.
- Jesteś gotowa? - spojrzałem jej w oczy.
Kiwnęła potwierdzająco głową. Rozpinałem powoli swoją koszulę. Nie wyglądałem jak młody bóg, to i ciała takiego również nie miałem. Nie było żadnego „sześciopaku” ani wydatnych mięśni. Trochę nadprogramowego tłuszczyku też można było się doszukać. Byłem po prostu przeciętny. Spojrzałem więc z wahaniem na Edytę, gdy odrzuciłem koszulę na krzesło, ale ona skupiała wzrok na moim torsie. Wyciągnęła niepewnie dłoń, dotykając nią skóry na mojej klatce piersiowej. Westchnąłem - to było bardzo przyjemny dotyk - i pozwoliłem jej działać. Dziewczyna pochyliła się i pocałowała mnie w usta, schodząc następnie wargami coraz niżej, a jej ręce przesuwały się po moim torsie, wywołując gęsią skórkę. Choć Edyta zachowywała się nieporadnie, to poczułem to, co miała na myśli, gdy mówiła, że to jest w tym właśnie najpiękniejsze. Te jej wszystkie pocałunki, dotyk jej rąk - to były wyjątkowe gesty, przeznaczone tylko dla mnie, a jednocześnie tak przyjemne, tak silnie na mnie oddziaływujące, że wyraźnie to czułem w bokserkach. W końcu dziewczyna zaprzestała pieszczot i podniosła się. Byłem zaciekawiony, co teraz zrobi, czy odważy się. Niepewnie chwyciła za kołnierz swojego swetra i powoli zaczęła go ściągać. Nie pomagałem jej, chciałem, by to była jej własna czynność, jej własna decyzja. Odwróciła się jednak do mnie plecami, po czym ściągnęła górę do końca. Dokładnie widziałem kształt jej łopatek, a mlecznobiała, idealnie kontrastująca ze zgaszonym światłem skóra aż prosiła się o pieszczoty. Edyta jednak nie ruszała się z miejsca.
- Kochanie? Czy coś się stało? – spytałem.
- Nie. Po prostu... wstydzę się i boję twojej reakcji - wyznała.
- Ty mojej? To ja obawiałem się twojej, ale chyba aż takiego złego wrażenia nie zrobiłem. – zażartowałem, chcąc trochę odprężyć dziewczynę.
- Rzeczywiście, widok twojego nagiego torsu nie jest taki straszny. – Czułem, że się uśmiechnęła.
- Ulżyło mi. – ostentacyjnie westchnąłem z ulgą. - Ale czego ty się masz niby wstydzić? Jesteś przecież piękna i masz wspaniałe ciało. Chodzący ideał.
- Nieprawda. Ale za starania i takie miłe słowa jakaś nagroda cię powinna czekać. – mówiąc to, obróciła się w moją stronę i ponownie usiadła mi na kolanach. Zamarłem. Jej piersi, chociaż zasłonięte jeszcze białym materiałem stanika, strasznie kusiły. Były po prostu wspaniałe. Ani duże ani małe, takie w sam raz. A ogólny obraz dziewczyny, który łączył w sobie to cudowne, seksowne ciało oraz zaskakującą do tego nieśmiałość i wstyd, co było widać w jej oczach i pozie, sprawił, że serce biło mi jak oszalałe, a pewna część mojego ciała stała się jeszcze sztywniejsza, choć sądziłem, że to niemożliwe. Wiedziałem, że tylko Edytę mogłem tak pożądać, tylko jej byłem gotów oddać się całkowicie. Żadna inna kobieta, choćby nie wiem jak piękna, nie byłaby w stanie wywrzeć na mnie choćby w połowie takiego efektu.
Tymczasem ukochana pochyliła się i pocałowała mnie czule. Jej śliczna twarz znajdowała się tuż przede mną.
- I jak? Czy mój widok też nie jest taki straszny? – zapytała żartobliwie, choć czułem, że wyczekuje mojej reakcji jak powietrza. Każda chwila zwłoki lub źle dobrane słowa mogły wszystko zniszczyć. Nie czekając więc, pozwalając, by to moje ciało przemówiło, chwyciłem ją w talii, przyciągając ją jeszcze mocniej do siebie i pocałowałem. Dziewczyna była zaskoczona, ale napięcie natychmiast zniknęło. Zacząłem gładzić jej brzuszek, wywołując tym u niej... łaskotki. Z premedytacją kontynuowałem więc tę czynność, wiedząc, że to pomoże mojej ukochanej się odprężyć.
- Przestań! – zanosiła się śmiechem.
- Jak sobie życzysz – odparłem, po czym przesunąłem ręce wyżej, dotykając piersi poprzez materiał stanika. Pod nim wyczuwałem mięciutką skórę i twardniejące sutki. Nie mogłem już dłużej wytrzymać. Piersi były według mnie najbardziej ponętną częścią ciała kobiety. Gładziłem je więc opuszkami palców, stopniowo zwiększając nacisk, wywołując tym u Edyty westchnienia i szybszy oddech. Nie wystarczało mi to. Chciałem zobaczyć te kuszące półkule w pełnej okazałości i pieścić je bez żadnych przeszkód. Natychmiast sięgnąłem rękoma za plecy dziewczyny, nieudolnie próbując rozpiąć jej stanik. Pierwszy raz widziałem tę część kobiecej garderoby z bliska, nie mówiąc już o jej zdejmowaniu. Moja narzeczona jednak odsunęła delikatnie moje ręce i uśmiechnęła się do mnie.
- Pozwól, że ja to zrobię – powiedziała.
Powolutku zdejmowała stanik, pilnując by ręce wszystko zakryły. W tej chwili sam nie wiedziałem, czy ona się ze mną drażni czy cały czas górę bierze ta jej cholernie pociągająca nieśmiałość. Powstrzymałem się jednak przed gwałtownymi ruchami, nie chcąc jej przestraszyć.
- Kochanie, błagam cię, pokaż mi je, bo ja tu ledwo panuję nad sobą – powiedziałem ciężkim głosem.
Dziewczyna zamknęła oczy, po czym powolutku opuściła ręce. Widok był oszałamiający. Jej cudowne piersi, blade jak całe ciało, z ciemnymi, małymi końcówkami unosiły się w rytm coraz szybszego oddechu dziewczyny. Były idealnie okrągłe. Cudowne. Przez chwilę patrzyłem na nie w zachwycie, nie wykonując żadnego ruchu. W końcu mój organizm ponownie przejął nade mną kontrolę. Dotknąłem dłońmi piersi i lekko je uciskałem, rozkoszując się ich miękkością i jędrnością. Delikatnie gładziłem je palcami, delektując się tą czynnością. W końcu, nie zwlekając już ani chwili, wtuliłem twarz w rozkoszny rowek między piersiami, wdychając cudowny zapach kobiecego ciała. Przeniosłem potem usta na prawą pierś, znacząc wargami i językiem każdy skrawek skóry. Lewą ręką nadal pieściłem drugą krągłość. W końcu moje wargi trafiły na sutek, już od dawna twardy. Badałem go językiem, po czym zacząłem go zachłannie ssać, niczym niemowlak. Opuszkami palców pieściłem drugą brodawkę, drażniąc granicę między miękkością a twardością. Edyta położyła dłoń na mojej głowie, gładząc mnie po włosach. Dziewczyna oddychała coraz szybciej i już nie próbowała powstrzymywać jęków, jakby na tę chwilę pozbyła się zupełnie wstydu i obawy, że ktoś może ją usłyszeć. Wyraźnie czułem bicie jej serduszka.
Nie mogłem się nacieszyć tymi wspaniałymi piersiami. Co chwila przechodziłem od jednej do drugiej, pieszcząc je dłońmi i ustami na wszelkie możliwe sposoby. W końcu oderwałem się od nich i pocałowałem ukochaną w usta, dziękując jej za to, że odważyła się mi zaufać.
- Jesteś taka piękna i cudowna... - powiedziałem prosto w jej oczy, zatracając się w ich wyrażającym tyle uczuć i emocji spojrzeniu.
- Ja też cię kocham – odpowiedziała szczęśliwa.
Siedzieliśmy tak, wtuleni w siebie, pieszcząc się wzajemnie. Chciałem przejść do ostatniego etapu, byłem gotowy. W tej chwili jednak to Edyta była najważniejsza. Wolałem nie wywierać żadnej presji. Sam zresztą nie miałem w tym żadnego doświadczenia, a przypomniałem sobie dopiero przed chwilą, że dla kobiety pierwszy raz jest trochę bolesny. Bałem się, że zawiodę, że nie będę potrafił przeprowadzić jej sprawnie przez proces rozdziewiczania.
- Piotrek... - zapytała cicho.
- Słucham, kochanie.
- To było... wspaniałe i czuję, że powinniśmy doprowadzić wszystko do końca jak należy. Bardziej gotowa już nigdy nie będę, a jak sam mówiłeś, kochamy się i chcemy być razem przez całe życie. Nie ma potrzeby zwlekać... Aż sama się sobie dziwię, że to mówię – dodała po chwili.
- Też tego chcę, kochana. Ale... to może być dla ciebie przykre i bolesne doświadczenie. Nie mam pojęcia, co należy zrobić, by kobieta nie czuła bólu. Mogę zrobić ci przez przypadek krzywdę i będziesz żałowała, że się zgodziłaś – ostrzegłem dziewczynę.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale to pojawia się tylko przy pierwszym razie. Jakoś wytrzymam. Ufam ci i wiem, że w twoich rękach jestem najbezpieczniejsza na tym świecie – złożyła na moich ustach kolejny już pocałunek. - Poza tym - powiedziała - to nie jestem pewna, czy da się w ogóle zrobić to bezboleśnie.
- Mówiłem ci już, jak bardzo cię kocham, moja odważna dziewczynko?
- Tak. I nie przestawaj - uśmiechnęła się.
Poczułem, że już dłużej nie dam rady powstrzymywać swojego pożądania.
- Jeżeli jesteś pewna, to nie ma na co czekać. – Powiedziawszy to, wstałem i zacząłem ściągać z siebie spodnie oraz bokserki. Edyta po chwili wahania zrobiła dokładnie to samo. Odrzuciliśmy naszą odzież i oglądaliśmy się wzajemnie w blasku jedynego źródła światła w tym pokoju – palącej się jeszcze na stole świeczki. Patrzyłem tak na najpiękniejszą dziewczynę na tej planecie, która zawładnęła moim sercem i która w tej chwili tak dzielnie starała się nie zasłaniać. Nie mogłem uwierzyć, że powierzyła swoje serce i ciało właśnie mnie... Mój wzrok przechodził od jej wspaniałych, idealnych nóg poprzez uda do najintymniejszego miejsca, ozdobionego powyżej niewielką kępką włosków. Dziewczyna patrzyła z kolei z zaciekawieniem na moją męskość. Była ona tak naprężona, że zbędne były jakiekolwiek zapewnienia o tym, jak bardzo pożądam stojącą naprzeciwko mnie osobę. Spojrzałem tylko w oczy ukochanej. Zarumieniła się lekko, ale nie zmieniła decyzji. Podszedłem więc do niej powoli, pocałowałem czule, a potem wziąłem dziewczynę na ręce i zaniosłem na łóżko. Od razu zabrałem się za to, czego nie dokończyłem dwie noce temu. Gładziłem i całowałem łydki Edyty, czując przyjemną gładkość skóry. Przeszedłem powoli do kolan, nie omijając blizny, a potem wyżej, na uda. Z zapałem pieściłem wargami oraz dłońmi tę ponętną część kobiecego ciała. Dziewczyna oddychała coraz szybciej i coraz głośniej. Skupiałem się na wewnętrznej stronie ud, gdzie jeszcze intensywniej odczuwałem zapach i ciepło jej ciała. Coraz łapczywiej pieściłem nogi ukochanej, napawając się tą niesamowitą gładkością i miękkością, niczym dzieciak, który dostał pod choinkę wymarzoną zabawkę. Dzieci jednak zabawki po jakimś czasie wyrzucają, psują je albo o nich zapominają. Wiedziałem, że ja tak z tą nigdy nie postąpię. To nie była bowiem zabawka, lecz dar na resztę życia.
W końcu postanowiłem bliżej się zapoznać z kobiecością Edyty. Ta z początku chciała się sprzeciwić, ale chyba przypomniała sobie swoje słowa o zaufaniu i zrezygnowała. Położyła głowę na poduszce i zamknęła oczy. Zbliżyłem twarz, łagodnie dotykając opuszkami palców jej łona, a ustami całując fragmenty ciała dookoła zaróżowionej szparki. Tu zapach był najbardziej intensywny, niemalże odurzający. Usłyszałem jęk.
- Piotr... zrób to. Nie chcę już... dłużej czekać – powiedziała z wysiłkiem.
Podniosłem się i przesunąłem na dziewczynę, podpierając się łokciami, tak że stykaliśmy się czołami. Potarłem lekko swoim nosem o jej nosek, czym wywołałem uśmiech na jej twarzy. Po chwili jednak spoważniała.
- Proszę, bądź delikatny i całuj mnie, gdy będziesz to robił. – Rozsunęła nogi i objęła mnie rękoma.
Potaknąłem, spoglądając na narzeczoną z całą miłością, jaką ją darzyłem. Sięgnąłem w dół, chwyciłem swojego pulsującego członka i nakierowałem na muszelkę. Edyta pomogła mi wejść i... stało się. Zagłębiłem się na pierwsze centymetry w ciele swojej ukochanej. Spojrzałem jej w oczy i zacząłem całować jej słodkie usta, przesuwając się jednocześnie coraz głębiej w jej pochwie. Doznania prawie mnie oszołomiły. Mój członek był ściśle otoczony przez coś niezwykle miękkiego i gorącego. Było to tak przyjemne i tak się w tym odczuciu zatraciłem, że aż dopiero Edyta mnie otrzeźwiła, dotykając lekko mojego policzka i uśmiechając się. Odpowiedziałem tym samym, zadając jej oczami nieme pytanie. Kiwnęła twierdząco, obejmując mnie jeszcze mocniej. Wszedłem w nią głębiej, starając się być jak najdelikatniejszy, ale i tak krzyknęła, gdy przebiłem jej błonę dziewiczą. Szybko zacząłem głaskać jej twarz, szeptać czułe słówka do ucha i składać pocałunki na jej wargach.
- No już...już po wszystkim. Nie bój się.
- Nie boję się. Przecież jesteś przy mnie – powiedziała, oddając pocałunek. – Kochaj się ze mną.
Nie trzeba było mi tego powtarzać. Wysuwałem się i wsuwałem, docierając tak daleko, jak to było możliwe. Edyta zamknęła oczy i jęczała z rozkoszy. Tłumiłem te odgłosy pocałunkami. Rękoma dotykałem też piersi, po raz kolejny napawając się ich krągłością i miękkością.
Wszystko nie trwało zbyt długo. Poczułem, że zaraz dojdę i mocniej przycisnąłem ręce do łóżka. Dziewczyna już nie dawała rady panować nad swoimi odgłosami i odruchami; zaczęła się lekko wyginać i wpijać mi paznokcie w plecy. Patrzyłem w zmrużone rozkoszą oczy Edyty, poruszając się coraz szybciej i mocniej. W końcu wystrzeliłem w jej wnętrze i zwolniłem ruchy do minimum. Zmęczony, opadłem na swoją kochankę, całując ją czule i głęboko oraz gładząc po kasztanowych włosach. Mocno obejmowaliśmy siebie nawzajem, czując pot i ciepło naszych ciał. Wyjąłem członka z jej kobiecości, nie przejmując się tym, że prześcieradło jest mokre przez jakieś płyny i krew, które powolutku wylewały się z muszelki. Kiedy wyrównaliśmy oddech, powiedziałem:
- To było cudowne... Ty jesteś cudowna. Kocham cię.
- Ja też cię kocham, Piotrek. Nawet nie wiesz, jak bardzo. To co czuję, co czułam przed chwilą... to nie do opisania. Dziękuję ci za to - wyznała oszołomiona. - Ale... czy to ja mogłabym być na górze? Troszeczkę mi teraz ciężko – wyjaśniła, patrząc mi znacząco w oczy. Dopiero po chwili zrozumiałem, co miała na myśli. Leżałem przecież cały na jej drobnym ciele, nie zauważając, że przecież dziewczyna ledwo oddycha. Szybko przekręciłem się na plecy. Edyta położyła się na mnie, kładąc sobie brodę na złożonych dłoniach. Czułem na sobie jej słodki ciężar i odkształcające się piersi. Nic nie mówiliśmy, tylko patrzyliśmy na siebie. Wszystko zostało już powiedziane. Gładząc dziewczynę po ramieniu i plecach, myślałem nad artykułem, który kiedyś przeczytałem, o różnicy między uprawianiem seksu a kochaniem się. Myślałem, że to specjalnie się nie różni, że przecież nieważne czy kogoś kochamy czy nie, to z seksu czerpiemy taką samą przyjemność. Byłem głupi. Z żadną inną kobietą nie poczułbym tego, co przed chwilą. Choćby nie wiem, jak była doświadczona i piękna. Może i byłoby przyjemnie, ale brakowałoby czegoś. Miłości. Tego bezinteresownego pragnienia ofiarowania siebie i dania przyjemności tej jednej, jedynej istocie. Tego rozkoszowania się takimi drobnymi gestami jak pocałunek, spojrzenie czy przytulenie. Żadna inna kobieta nie ma takiej pociągająco bladej skóry. Żadna inna nie byłaby tak rozkosznie nieśmiała, tak chwytająco za serce naturalna. Żadna inna nie była po prostu nią. Moją małą Edytką. Moją na zawsze, pomyślałem, czując się nieskończenie szczęśliwym.
- Nad czym się tak zastanawiasz? – spytała mnie cicho, wyrywając z zamyślenia.
- Po prostu cieszę się, że spełniło się moje największe marzenie. Zawsze myślałem, że będę sam. A tu nagle pojawiasz się ty, niczym grom z jasnego nieba. Moim marzeniem nigdy nie było mieć luksusową willę, sportowy samochód, bajecznej pensji, prestiżowego stanowiska czy innych rzeczy, o których dzisiaj marzą rzesze ludzi. Ja jestem inny. Dla mnie nieskończenie większym skarbem niż wszystkie bogactwa świata jesteś ty, leżąca w tej chwili na mnie w naszym łóżku.
- Zatem skazałeś się na mnie. – Edyta miała łzy szczęścia w oczach. – Ja nawet nie marzyłam, bo bałam się tego, bałam się, że to się nigdy nie spełni i w końcu popadnę w depresję. Zaciskałam zęby i żyłam dalej. Ale teraz jestem tu, leżąca w tej chwili na tobie, w naszym łóżku. Naszym. – powiedziała, smakując to słowo.
- Tak, naszym - potwierdziłem. - Tak, skazałem się i wcale tego nie żałuję. Wiesz co? Kocham cię – uśmiechnąłem się do wybranki mego serca.
- I ja ciebie kocham. Mocno – dziewczyna przytuliła się do mnie. – A co zrobimy w związku z tym? – pokazała mi pierścionek na palcu.
- Marzysz pewno o ślubie kościelnym, na którym będzie mnóstwo gości i tak dalej?
- Może niekoniecznie mnóstwo gości, ale tak, chciałabym przeżyć ten najpiękniejszy dzień w życiu, poczuć się piękną, gdy w białej sukni będę szła do ołtarza.
- A ja chciałbym cię w niej zobaczyć. Musimy jednak poczekać ze ślubem aż będziemy pełnoletni. Ja mam urodziny w maju. A ty?
- We wrześniu.
- Więc po twoich urodzinach będziemy mogli składać papiery do urzędu stanu cywilnego. – uśmiechnąłem się. - A co do ślubu kościelnego, to nie wiem, czy nie lepiej z tym poczekać aż będziemy na studiach. Teraz to, ujmując łagodnie, nie mamy zbyt wielu znajomych, a chciałbym, żebyś miała swój wymarzony ślub.
- Chyba masz rację. Nawet ze świadkową będę mieć kłopot – zażartowała.
- Zawsze możemy wrócić do tej rozmowy we wrześniu. Teraz i tak nic nie zrobimy. A jeszcze szkoła...
- Właśnie, co zrobimy po powrocie? – spuściła głowę dziewczyna, przypominając sobie chyba niedawne wydarzenia.
- Nie bój się - pogłaskałem ją po włosach. - Jak już ci przyrzekłem, nie pozwolę, byś znowu była obiektem ich chorej rozrywki. Oznajmię wszystkim, że jesteśmy razem i że nie życzę sobie, by ktoś źle traktował moją narzeczoną.
- Tak po prostu? I myślisz, że cię posłuchają? - twarz Edyty wyrażała zwątpienie.
- Powiem to od razu, pierwszego dnia na pierwszej lekcji. Poproszę nauczycielkę, żeby pozwoliła mi coś ogłosić. Porozmawiam także z Ratajewskim i wyjaśnię mu naszą sytuację. Już on zrobi porządek z Mateuszem i resztą. Nigdy więcej nie będą bezkarni. A jak się nie uda, to trudno. Będziemy musieli jakoś uporać się z trudnościami.
- Powtórzę więc pytanie sprzed paru dni: Jesteś gotowy zaryzykować, że znajdziesz się w takiej sytuacji jak ja? Jesteś absolutnie pewien? – Edyta patrzyła na mnie takim wzrokiem, po którym można było się zorientować, że owijanie w bawełnę skończy się nieciekawie. Możliwe były tylko dwie odpowiedzi. Ale ja nie wahałem się parę dni temu i nie wahałem się tym bardziej teraz.
- Tak – odpowiedziałem zdecydowanie. Jestem gotowy wytrzymać dla nas wszystko, co nas czeka, bo ty jesteś dla mnie wszystkim. A tak w ogóle, to co mi po takich „kolegach”, którzy nie potrafią zaakceptować mojego związku z tak piękną, mądrą i nieprzeciętną dziewczyną?
Moja ukochana zarumieniła się, ale widać było, że moje słowa ją ucieszyły.
- A co z Michałem? Przecież to twój przyjaciel – spojrzała na mnie smutno.
- Mam nadzieję, że chociaż on zachowa się porządnie. Wiem, że nie miał specjalnej ochoty przyłączać się w dręczeniu ciebie do innych. Po prostu byłaś mu obojętna. Zaproszę go jeszcze do nas przed szkołą i porozmawiam z nim - postanowiłem.
- Mam nadzieję, że nie stracisz przeze mnie przyjaciela. Sama chciałabym mieć prawdziwą przyjaciółkę - powiedziała smutnym głosem.
Też na to liczę, pomyślałem.
- Jeżeli Michał jest moim prawdziwym przyjacielem, to nas wesprze - zapewniłem ją. - A tak przy okazji, wiesz, że w ogóle się nie jąkałaś przez te dwa dni? – stwierdziłem po chwili z radością.
- Rzeczywiście – dziewczyna rozpromieniła się. – Przy tobie w ogóle się nie stresuję. Może uda mi się to kiedyś w sobie zwalczyć.
- Jestem o tym przekonany – przyciągnąłem ją mocniej do ciebie i czule pocałowałem. - Kocham cię, moja mała Edytko - Delektowałem się tymi słowami, ciesząc się, że mam wreszcie kogoś, komu mogę je powiedzieć.
- Wiem - odparła, a mi przypomniał się pewna scena z „Imperium kontratakuje”. - Ale mów mi to jak najczęściej, kochanie.
- Nie mogłaś mnie poprosić o nic przyjemniejszego, moja droga - powiedziałem, po czym przyciągnąłem narzeczoną do siebie i mocno pocałowałem.
Rozmawialiśmy potem długo o sobie i o naszych planach na przyszłość. Okazało się, że oboje chcemy iść na studia ekonomiczne, co nas mile zaskoczyło. Od razu ustaliliśmy, że naszym kierunkiem po szkole będzie Warszawa. Jest tam świetna uczelnia ekonomiczna w Polsce oraz odziedziczona przez mnie po mamie mieszkanie, więc mielibyśmy gdzie mieszkać. Czułem, że wszystko się ułoży.
Kiedy mojej narzeczonej zaczęły kleić się oczy, wyjąłem kołdrę, narzuciłem ją na łóżko i zgasiłem świeczkę.
- A talerze? – spytała mnie sennym głosem.
- A masz jeszcze na to siłę? – uśmiechnąłem się. - Jutro się tym zajmiemy, a teraz lepiej idźmy już spać. Dobranoc, kochanie – pocałowałem Edytę, kładąc się obok niej. Była już tak senna, że tylko wymruczała coś niewyraźnie w odpowiedzi i przytuliła się do mnie. Objąłem ją i głaskałem po plecach. Po chwili jej oddech uspokoił się i wyczułem, że zasnęła. Chciałem by zawsze tak było, żebym zasypiał i budził się przy tej wyjątkowej osobie, którą kocham nad życie. Pragnąłem zawsze być przy niej i spędzać z nią każdą chwilę, widzieć jak najczęściej jej cudowny uśmiech i kochać się z nią, kiedy tylko będzie okazja. Chciałem cieszyć się ze wspólnego wykonywania naszych obowiązków i załatwiania naszych spraw. Nie jestem już sam, pomyślałem, patrząc na śpiącą obok mnie dziewczynę.
I tak rozmyślając, wciąż jeszcze nie wierząc w swoje szczęście, zamknąłem w końcu oczy i oddałem się we władanie snu.
Przez następne dni delektowaliśmy się naszym uczuciem i rozpoczętym wspólnym życiem. Pojechaliśmy też z moim starszym znajomym z osiedla do domu Edyty i zabraliśmy stamtąd jej rzeczy. Potwierdziłem też z jej ojcem wszystko, co ustaliliśmy podczas wcześniej rozmowy. Ten nie robił problemów, co mnie nawet trochę zdziwiło, ale postanowiłem nie drążyć tematu. Następnego dnia przyszedł do nas Michał i odbyliśmy z nim poważną rozmowę, ale na szczęście ucieszył się i nam szczerze pogratulował. Obiecał, że wesprze nas, jeżeli będzie potrzeba. Musiałem przyznać, że kamień spadł mi z serca.
Gdy nadszedł czas powrotu do szkoły, moja ukochana była jeszcze bardziej blada niż zwykle i prawie nic nie mówiła. Mnie też serce waliło jak bęben, gdy tylko myślałem o tym, co może nas czekać. Tak jak postanowiłem, na pierwszej lekcji - matematyce - oznajmiłem klasie, że jesteśmy z Edytą zaręczeni i nie życzę sobie, by ktoś kiedykolwiek ją znowu dręczył. Niektórzy byli poruszeni moimi słowami, a z całą pewnością wszyscy poza Michałem byli kompletnie zszokowani usłyszaną wiadomością. Czułem jednak, że chłopaki nam nie odpuszczą. Na wszelki wypadek powiedziałem o wszystkim wychowawcy. Ratajewski bardzo się wzburzył i obiecał, że surowo ukarze wszystkich, którzy brali w tym udział. Na szczęście okazało się to skutecznym działaniem, a my mieliśmy spokój i szkoła wreszcie przestała być dla mojej narzeczonej horrorem.
To, co zdziwiło mnie najbardziej, to dziewczyny, które chyba trochę z zazdrością patrzyły na Edytę. Ani przez chwilę nie sądziłem, że to chodzi o mnie. Myślę, że one też chciałyby odczuć taką miłość. Tak naprawdę to każdy o tym marzy, tylko jedni się do tego przyznają, a inni są bardziej skryci. To największy dar, jaki może nas spotkać w życiu. Trzeba się o niego nieustannie troszczyć, ale daje nieporównanie więcej niż cokolwiek innego.
Jak Ci się podobało?