Szansa (I)
17 października 2015
7 min
Z dedykacją dla fanów "The L Word"
Nad Los Angeles nastał nowy dzień. Dla Shane ten dzień mógł zadecydować o przyszłości. Obudziły ją wibracje trzydziestego szóstego telefonu od Carmen w ciągu ośmiu godzin. Jednak z jej słodkiej bladej twarzy nie schodził uśmiech. Powędrowała w za dużej podkoszulce do kuchni, napiła się soku z kartonu i to było na tyle. Niecierpliwie czekała na telefon od kogoś obecnie ważniejszego od Carmen. Ubrała się i poszła na miasto do baru znajomej. Zamówiła to co zawsze i poszła dalej. Nie mogła sobie znaleźć miejsca przez następne kilka godzin więc chodziła z miejsca w miejsce w poszukiwaniu jakiejś długonogiej zdobyczy. Kiedy znalazła już swoją ofiarę i miała podejść, zadzwonił jej telefon. Odebrała pełna nadziei. Usłyszała:
- Masz to, pakuj się, za godzinę jestem po ciebie. Alice zabierzemy po drodze.
Tak, marzyła by to usłyszeć. Wyjedzie, zmieni styl życia, będzie kochać wiernie, co jak dotąd jej się nie udawało. Wchodząc do mieszkania już miała w głowie pełną listę potrzebnych rzeczy i ubrań. Shane zmieni swoje życie. Czas najwyższy, pomyślała. I oto za chwilę podjechał samochód. Shane wyszła z torbą, zanim gościu w środku zatrąbił. Rzuciła krótkie „hej” i wsiadła, ruszyli pod dom Alice. Alice siedziała przed domem na schodkach. Na ich widok od razu wstała uśmiechnięta od ucha do ucha, tak jak Shane. Zatrzymał się i wsiadła do tyłu, do Shane. Wszyscy lecieli na czarnowłosą piękność. Miała w sobie „to coś’, ten magnes. Przegadały całą drogę o swoich planach na przyszłość. Wysiedli we trójkę, gościu w rudych włosach na jeża zwracał uwagę dużej ilości dziewczyn. Samolot już na nich czekał. Samolot do pieniędzy... Mianowicie Shane jako zawodowa fryzjerka została przyjęta na plan filmowy kręcony w Europie. Miała zarobić dużo kasy, ustatkować się i znaleźć miłość swojego życia. Alice natomiast grała rolę drugoplanową w tym filmie. Wsiadając do prywatnego samolotu gościa, Shane zrozumiała, że jednak popełniła błąd nie jedząc śniadania. Dodatkowo odczuwała zmęczenie przez ciągłe dzwonienie Carmen w nocy. Musiała to zrobić, musiała odejść.
Alice była w stanowczo lepszym stanie. Wolna. Wolna od wszystkiego, wolna po związku. Po starcie ich szef a jednocześnie wcześniejszy szofer przedstawił sytuację w naprawdę krótkim streszczeniu. Pokazał czarnowłosej kilka szkiców fryzur spod prawdopodobnie ładnej projektantki. Bynajmniej tak słyszała. Zaakceptowała umowę i po ułożeniu się wygodnie w fotelu, zasnęła. Lot miał być długi. Gdyby nie nieszczęśliwy wypadek poprzedniej fryzjerki, Shane by nie dostała tej roboty. Nieszczęśniczka upadła i ma rękę w gipsie. Co za pech... Pomyślała z uśmiechem i odpłynęła w objęcia Morfeusza. Obudził ją dopiero silny ścisk w brzuchu, jak to bywa przy lądowaniu. Dodatkowo była głodna. Odruchowo spojrzała za okno na atramentowe już niebo, później na resztę.
- Gdzie jesteśmy?
- W Polsce
- Że kurwa gdzie?! Człowieku ja nie znam języka! – Więc jak kogoś poderwę?!
- Spokojnie, ja znam - odpowiedział spokojnie. - To tylko pół roku...
Shane przeklinała cicho. Ale co miała zrobić? Te kilkanaście tysięcy ją tak zachęciło. Nareszcie wykupi sobie własny lokal. Poradzi sobie. Zawsze sobie radziła. Wysiedli wszyscy, gościu ich poprowadził do samochodu. Alice rozglądała się wszędzie, Shane szła patrząc pod nogi. Wsiedli i pojechali. Robiło się ciemno, przystanęli przy jakimś hotelu i poszli. Następnego dnia Obudził ją telefon, jak się później okazało, od szefa. Odebrała bez otwierania oczu.
- Kto...
- McCutcheon, masz pół godziny żeby zjawić się na rynku. – Przeklęła i wstała zaspana i głodna.
Pół godziny?? On oszalał... Ubrała się szybko w białą koszulę i krawat, porwała telefon i wyszła. A raczej wybiegła. W samolocie mówił coś, że hotel będzie około 3 km od rynku. W którym kierunku?? Biegła pokonując kolejne uliczki. Wybiegła zza rogu... I bum. Znalazła się na dziewczynie, wokół opadały ulotki. Zeszła szybko, dziewczyna jej się przyglądała i zaczęła coś mówić w nieznanym jej języku.
- Przepraszam, nie rozumiem cię... Eee... I'm not from Poland... - Mówiła pomagając jej wstać. Dziewczyna przeskoczyła na angielski i nareszcie się dogadały. Shane szybko zebrała ulotki i podała je dziewczynie uważnie ją obserwując. Piękna... Dziewczyna podała ulotkę pytając:
- Przyjdziesz? Startujemy o 21...
- Tak, pewnie... Dzięki... Jak trafić na rynek?
Kilka minut później już kłóciła się z szefem. Podobno zaspała, jednak ten fiut nie powiedział jej wcześniej, na którą ma być. Przyznał jej rację i zaprowadził ją na jej miejsce pracy podając projekty fryzur. Jedna z dziewczyn już czekała na fotelu. Nie mogła doczekać się imprezy i spotkania z nieznajomą dziewczyną. Nareszcie na dzisiaj zakończyli pracę na planie filmowym i Shane poszła w stronę klubu, błądząc z ulotką w ręce. Po chwili znalazła wejście. Prowadziło na dół, muzyka grała na tyle głośno, że mogła mówić cokolwiek a i tak by jej nikt nie usłyszał. Pchnęła drugie drzwi i wtopiła się początkowo niepewnie w tłum oświetlany jedynie migającym światłem reflektorów. Przepychała się by dojść do baru. Kiedy już usiadła przy nim, rozejrzała się za nieznajomą dziewczyną. Nie było jej... No i co, jest wiele innych... Zamówiła jakiś alkohol, szklanka drżała w rytm muzyki. Siadając bokiem łokciem oparła się o blat, w drugiej trzymając szklankę i ponownie przeczesała wzrokiem tłum w poszukiwaniu dziewczyny.
- Hej... – usłyszała nagle zza pleców. A raczej zza lady. Odwróciła się natychmiast i na jej chudej twarzy pojawił się uśmiech. A jednak los jej sprzyjał...
- Cześć... miło znów cię widzieć...
- Myślałam, że nie przyjdziesz... Co robisz w Polsce? Wakacje? Urlop?
- Praca na planie... fryzjerstwo.
- Musisz mieć zwinne palce... - Zarumieniła się od razu. W Shane zaczęły budzić się instynkty łowieckie. – Przepraszam jestem Aleksandra... Ola.
- Shane... - Podały sobie niepewnie ręce nie odrywając od siebie wzroku. Ola nagle jakby się obudziła.
- Leci fajny kawałek.. zatańczysz? – Zanim cokolwiek zdążyła powiedzieć, dziewczyna już ją ciągnęła w tłum. Zadbana, wysportowana, niższa od Shane. Przy swoich 170 cm wzrostu większość dziewczyn była od niej niższa.. Moment, słyszała już ten kawałek... Carmen. Ona zmiksowała ten kawałek dla niej. Kiedy jeszcze były razem... Jak to szło?
Dziś jest noc i to dopiero początek
Wszyscy chłopcy i dziewczyny chcą się kochać dzisiejszej nocy
Włącz nieposłuszeństwo
Dziś jest noc i to dopiero początek
Wszyscy chłopcy i dziewczyny chcą się kochać dzisiejszej nocy
Lepiej włącz nieposłuszeństwo
(The naughty song – Cory Lee, The L Word)
Zaczęły obie ocierać się o siebie w rytm piosenki. Obie coraz bardziej napalone, do organizmu Shane wchłonęły się pierwsze procenty. Ich ręce nabrały śmiałości. To mogło się skończyć tylko w jeden sposób. Chwilę później już się całowały w męskiej toalecie obok pary, która wciągała zapewne kokainę. Zaryglowały się w jednej z kabin, o dziwo czystych. Ciche westchnienia zagłuszała muzyka. Ola nie wiedziała na co się pisze... Nie znała Shane. Zapewne rozczaruje się, gdy się dowie, że jest dziewczyną. Ola już do połowy rozebrana rozpięła szybko koszulę i wsunęła rękę, przejeżdżając ręką po jej klatce. Zatrzymała się na piersi.
- Jestem dziewczyną. – Powiedziała Shane.
- Wiem...
I znów się całowały, usta Shane zjechały do obojczyków Oli, palce powoli zjeżdżały do linii jej spodni by zaraz się tam wkraść. Pikanterii dodawał fakt, że Shane nie miała stanika. Takie tam ułatwienie... Ola pod wrażeniem umięśnionego brzucha swojej kochanki uklękła by go całować, jednak Shane nie pozwoliła jej na to i podniosła ją, opierając o drzwiczki. Trzymała ją mocno w pasie, drugą ręką dostając się do wilgotnego krocza. Bez ostrzeżenia wsunęła w nią dwa palce, co spowodowało głośny jęk wydobywający się z gardła Oli. Jeszcze raz... by nie przestała jęczeć, Shane zaczęła kręcić palcami w gorącym środku, doprowadzając Olę do szaleństwa. Na skraj rozkoszy. Nie przestawała całować jej szyi gdy ta dochodziła. Szybko zdjęła swoją bluzkę otwierając nowe możliwości dla ust Shane.
- Masz cholernie zwinne palce... - szepnęła Ola po kolejnym orgazmie. Jednym z lepszych w swoim życiu. Na dowód wdzięczności poszła w ślady Shane i po chwili obie szczytowały drżąc w rytm ich własnej kompozycji jęków.
- Spotkamy się jeszcze? – zapytała Ola, kiedy po wszystkim obie siedziały przy barze, sącząc powoli alkohol.
- Nie wiem. – Shane nie mogła obiecać. Jeśli już by nawet obiecała, zapewne by nie dotrzymała słowa. Dla samej siebie była nieprzewidywalna. Oczywiście chciała zmienić swoje życie... ale czy będzie w stanie?
Koniec części pierwszej
Jak Ci się podobało?