Ilustracja: Ivan Akimenko

Święty Mikołaj (nie) istnieje

11 grudnia 2024

15 min

Udzielił mi się już świąteczny nastrój, więc mam dla Was mały prezent. Nic wielkiego, ale może komuś spodoba się ta opowiastka, choć nie nadaje się raczej do rodzinnego czytania przy wigilijnym stole. Jeżeli nie dostanę za nią olbrzymiej rózgi, niebawem pomyślę nad dalszym ciągiem.

“Boże, dziękuję Ci za wszystko.”

Od kilku lat była to zawsze pierwsza myśl Anieli po przebudzeniu. Bez niej nie dożyłaby chyba do wieczora. Świadomość, że są ludzie, którzy mają znacznie gorzej, dodawała jej sił do walki. Szklanka była w połowie pełna, może nawet w trzech czwartych. Owszem, na śniadanie znowu będą najtańsze płatki kukurydziane, woda pod prysznicem jest zaledwie letnia, z ostatniej szminki chyba nie uda się już nic wycisnąć. Ale to przecież żadna życiowa tragedia, jak ma się dach nad głową, względnie znośną szkołę i cudownego chłopaka.

Właśnie o nim zaczęła myśleć, kiedy znalazła się w zapuszczonej łazience, a woda z natrysku zaczęła spływać po jej ciele. Przypomniała sobie dotyk jego rąk, gdy przedwczoraj, już po wszystkim, brali prysznic razem. Poczuła, jak jej piersi reagują na te miłe wspomnienia. Nie tylko piersi zresztą. Chciała znowu być tak pieszczona i uśmiechnęła się na myśl o tym, że dziś znowu spędzą popołudnie sami. Rodzice Arka pracują do późna, a brat wyjeżdża zaraz po szkole na zawody, będą mieli wiele godzin tylko dla siebie. Może powtórzą to, co zrobili po raz pierwszy właśnie przed dwoma dniami. Podrażnienia już się zagoiły i czuła się gotowa; chciała poczuć, jak to jest kochać się z kimś bez tremy związanej z utratą dziewictwa. Tylko, cholera, jej najporządniejszy biustonosz wyglądał już tak, jakby miał lada chwila puścić w szwach. A tym razem może nie będzie ciemno. Trzeba by wreszcie kupić nowy…

 „Czeka cię dziś super dzień. Jeszcze lepszy, niż się spodziewasz!”. Ten miły SMS od ukochanego, który odczytała, wciągając na siebie nieco ciasnawe dżinsy, sprawił, że od razu zapomniała o drobnych problemach. Arek najwyraźniej też miał jakieś plany na popołudnie, zapewne dające się pogodzić z jej pragnieniami. Postanowiła, że dziś będzie odważniejsza i postara się przejąć inicjatywę.

Zegarek wskazywał kwadrans po siódmej. Aniela przypomniała sobie, że musi się pospieszyć ze śniadaniem, bo trzeba będzie pokonać na piechotę cztery przystanki dzielące ją od szkoły. Miała wprawdzie na koncie jeszcze zawrotną kwotę siedem złotych i trzynaście groszy, ale nie chciała wydawać prawie połowy swoich oszczędności na bilet tramwajowy. Poza tym spacer jest przecież bardzo zdrowy.

Niestety, pozytywne nastawienie dziewczyny zostało bardzo szybko wystawione na ciężką próbę. Do kuchni weszła, a właściwie wtoczyła się matka. Od razu widać było, że miała za sobą tak zwaną „ciężką noc”.

– Kurwa, znowu zżarłaś cały chleb, Aniela! – stwierdziła, zaglądając do pustej szafki.

Wypiła duszkiem szklankę wody; pozwoliło jej to odzyskać nieco trzeźwości myślenia, bo najwyraźniej o czymś sobie przypomniała.

– Byłaś grzeczna? – spytała córkę, nie zdając sobie chyba sprawy z poziomu hipokryzji, jakiego właśnie sięgnęła.

– Ja? Grzeczna? – Aniela jak zwykle w takich chwilach próbowała obrócić wszystko w żart. – Czy ja kiedykolwiek byłam grzeczna, mamo?

Starsza z kobiet uśmiechnęła się nieco cieplej i wyciągnęła z szafy ozdobną papierową torbę.

– To od świętego Mikołaja? – zapytała dziewczyna, przypominając sobie, że przecież jest szósty grudnia.

– Ile razy mam ci mówić, że święty Mikołaj nie istnieje! – Starsza z kobiet uśmiechnęła się z politowaniem. – Babcia ci to przysłała.

Licealistka zerknęła do swojej paczuszki i aż podskoczyła z radości. Cała masa jednorazowych szamponów, miniaturowych flakoników perfum i innych kosmetyków. Darmowe próbki, ale staruszka musiała schodzić pół miasta, aby zdobyć ich aż tyle. Na dnie torebki było coś jeszcze: trzy duże, pachnące, ręcznie dekorowane pierniki w kształcie serca, zawinięte w lśniący celofan. Świąteczna specjalność babci. Obdarowana nastolatka postanowiła, że jedno będzie dla Arka, jedno odda na losowanie mikołajkowych prezentów w szkole, a jedno zje sama.


Tuż po przekroczeniu obrotowych drzwi do galerii handlowej Anielę zaatakowała dusząca mieszanina zapachów świeżo palonej kawy, rozpylonych perfum oraz świerkowej żywicy. Atmosfera jak w ulu: setki podekscytowanych klientów, biegających od sklepu do sklepu niczym pszczoły, hałas dzwonków, świdrująca mózg melodia „Jingle Bells” nieudolnie przerobiona na techno oraz rubaszne nawoływanie co najmniej pięciu świętych Mikołajów.

Aniela nie lubiła galerii handlowych. Nie tylko dlatego, że prawie nigdy nie miała pieniędzy, aby coś kupić, ale po prostu nie potrafiła odnaleźć potrzebnych rzeczy w labiryncie butików, marketów i outletów. Kompletna strata czasu. Tym razem miała go w nadmiarze, bo Arek kończył lekcje znacznie później. Po cichu liczyła, że może w tym chaosie znajdzie się coś, co można kupić chłopakowi w prezencie za kilka złotych.

Zanim jeszcze zdążyła dobrze wejść do środka, zaczepił ja młody mężczyzna w pobrudzonej, szaroburej kurtce.

– Kupisz mi coś do jedzenia?

Mógł być od niej starszy o najwyżej trzy, może cztery lata, a już najwyraźniej mieszkał na ulicy. Westchnęła i sięgnęła do plecaka po ten z pierników, który przeznaczony był dla niej samej. Trochę żałowała, bo na pewno były przepyszne, jak co roku. Babcia zawsze wkładała w nie całe serce. Może chociaż Arek podzieli się tym trzecim.

– Masz, to od świętego Mikołaja – powiedziała, wciskając żebrakowi do ręki celofanowe zawiniątko.

– Święty Mikołaj przecież nie istnieje – odparł obdarowany, wzruszając ramionami, ale prezent przyjął, a nawet lekko się przy tym uśmiechnął.

Spacerowała dalej handlowymi pasażami, co chwila potrącana przez pogrążonych w zakupowym amoku przechodniów z naręczami papierowych toreb, torebek i pudeł. Nie czuła zazdrości. Parę lat temu, gdy była młodą, głupią siksą, dostała na święta sto dolarów w kopercie od ciotki z Ameryki. Pobiegła do kantoru, a potem w dwie godziny wydała prawie całą kwotę na ciuchy, kosmetyki i słodycze. Ze zdumieniem odkryła, że najedzona, umalowana i lepiej ubrana wcale nie czuje się bardziej szczęśliwa. Za ostatnie kilkadziesiąt złotych wykupiła więc mamie lekarstwa.

Za kolejnym zakrętem stała Śnieżynka w kusym białym wdzianku z logo znanego producenta bielizny. Uśmiechała się ponętnie do przechodzących mężczyzn, niektórym nawet pozowała do zdjęć na tle wysokiej na dwa metry świątecznej paczki z absurdalnie wielką czerwoną kokardą.

Aniela, obserwując tę scenę, nagle wpadła na szalony pomysł. Kilka minut później odnalazła niewielką pasmanterię.

– Potrzebuję wstążkę, szerokość tak co najmniej ze dwadzieścia centymetrów.

Sprzedawczyni położyła przed nią pokaźnych rozmiarów szpulę.

– Proszę bardzo. Siedem pięćdziesiąt za metr.

Dziewczyna chwyciła za krawiecką miarkę, leżącą na ladzie, i opasała się nią w biuście, nie zważając na to, że większość osób stojących w kolejce patrzy na nią jak na wariatkę. Odczytała wynik i błyskawicznie przeliczyła w głowie; po dodaniu trzydziestu centymetrów na wiązanie wyjdzie trochę więcej niż pełny metr. Na tyle nie starczy jej pieniędzy.

– A ile potrzebujesz? – zapytała sprzedawczyni, widząc zafrasowaną winę młodej klientki. – Zrobię ci promocję, pięćdziesiąt procent zniżki. Powiedziałabym, że to prezent od świętego Mikołaja, ale jesteś za stara, aby w niego wciąż wierzyć.


 Wow… Ale okazja! – szepnęła Aniela, zatrzymując się przed witryną jednego ze sklepów odzieżowych.

Właściwie miała opuścić już galerię, ale w ostatniej chwili jej uwagę przykuł manekin ubrany w czarną, elegancką, ale skromną sukienkę. Do lekko połyskującego materiału przypięta była duża kartka: „SALE – 75%”. Kreacja idealnie nadawałaby się na studniówkę, a dziewczyna od wielu tygodni zastanawiała się, w co ubierze się na ten bal. Jej szafa świeciła pustkami i rozważała już wycofanie się z imprezy.

Weszła do środka i szybko odnalazła obiekt swojego pożądania. Wprawdzie na wieszaku zostało kilka ostatnich sztuk z końcówki serii, ale o dziwo znalazł się wśród nich jej rozmiar. Cena faktycznie powalała z nóg; po przecenie czterdzieści dziewięć złotych. Taniej niż używane kreacje wystawiane na portalach aukcyjnych.

– Przepraszam, czy ta wyprzedaż będzie jeszcze trwała kilka dni? – zapytała z nadzieją w głosie, pokazując suknię w kasie. Matka miała dostać niebawem trzynastkę i może nie zdąży wszystkiego od razu wydać na alkohol.

– Oj, niestety już tylko dzisiaj – odpowiedziała kasjerka. – Jutro przyjeżdża nowa dostawa i co się nie sprzeda, wraca do centralnego magazynu.

Aniela chciała obrócić się na pięcie, ale w tym momencie na ladzie przed nią wylądowała karta kredytowa. Złota.

– Mogę pożyczyć ci te pięć dych.

Właściciel tego kawałka plastiku był niskim, lekko łysiejącym mężczyzną po czterdziestce, ubranym w elegancką sportową marynarkę, markowe jeansy i błyszczące skórzane mokasyny. Nastolatka oddała mu kartę i odciągnęła nieco na bok.

– Dziękuję za propozycję, ale skąd pan wie, czy oddam? Ja sama nie mam pojęcia, kiedy zdobędę jakąś kasę.

– Nie szkodzi. – Mężczyzna machnął ręką tak, jakby chodziło o pięćdziesiąt groszy. – Tak naprawdę nie musisz wcale oddawać.

Anieli coś nie podobało się w tym facecie. Nie wyglądał na kolejnego świętego Mikołaja. Mówił pewnym siebie tonem, zachowywał się nonszalancko, a do tego lustrował ją od stóp do głów swoimi błękitnymi oczkami, jakby była jakimś towarem na świątecznej promocji.

– A czego oczekuje pan w zamian? – zapytała wprost.

– Na pewno wiesz, jak to działa – stwierdził, a na jego twarzy pojawił się dziwny uśmieszek. – Pięć dych to nie jest majątek, wystarczy więc, że pójdziemy razem do przymierzalni i pokażesz mi się w tej kiecce. Chyba że chciałabyś kupić coś jeszcze, to się na pewno jakoś dogadamy.

Aniela w jednej chwili zrozumiała, o jakie „dogadanie się” chodzi.

– Sam się w niej pokaż! – warknęła, ciskając w niego wciąż trzymaną sukienką i ze łzami w oczach ruszyła w stronę wyjścia z galerii.

Po drodze zdążyła jeszcze usłyszeć, jak chłopak w szaroburej kurtce próbuje przehandlować z zielonowłosą nastolatką w glanach piernikowe serce w zamian za dwa piwa.


Koniec końców, wyprawa do galerii jednak się opłacała. Prezent dla Arka zrobił piorunujące wrażenie.

– Wiesz, że święty Mikołaj nie roznosi wszystkich paczek osobiście? – zapytała Aniela, wchodząc do pokoju w pożyczonym od chłopaka białym szlafroku. – Ma do pomocy urocze asystentki Śnieżynki.

– Czyżbyś była jedną z nich?

– Przekonaj się sam!

Podeszła do niego i pozwoliła, aby rozwiązał pasek. Frotowy materiał opadł na podłogę. Wypięła zalotnie biust; nie był zbyt pokaźnych rozmiarów, ale bardzo kształtny. Opasany tylko czerwoną wstążką prezentował się zdecydowanie korzystniej niż w sfatygowanym staniku. W oczach przyjaciela pojawił się błysk pożądania.

– Wiesz, od rana wszyscy próbują mnie przekonać, że święty Mikołaj nie istnieje – wyznała samozwańcza asystentka świętego. – Ale każdy chciałby dostać od niego prezent.

– Uhmmm… – chłopak przytaknął energicznie. – Zwłaszcza taki. – Ruchem głowy wskazał na Anielę. A ona właśnie przypomniała sobie, że miała być tego dnia bardziej odważna.

– Chcesz rozpakować? – zapytała, patrząc mu śmiało prosto w oczy. – Czy może wolisz, abym zrobiła to sama?

Wybrał to pierwsze rozwiązanie. Niemal rzucił się na nią z niecierpliwością dziecka rozrywającego papierowe opakowanie od dawna wyczekiwanego prezentu, znalezionego pod choinką. Męskie palce szybko uporały się z kokardą, a chwilę później wsunęły się pod majteczki. Silne ramiona chwyciły ją mocno i przeniosły na łóżko. Delektując się przyjemnym chłodem satynowej pościeli, otulającej jej całkiem nagie ciało, obserwowała, jak kochanek błyskawicznie pozbywa się ubrania.

Aniela nie myślała już o chłodnym prysznicu, cuchnącym alkoholem domu, zmęczonych nogach, nie do końca udanych zakupach i niemoralnej propozycji. Może nie miała kasy, wypasionej komórki i wielu przyjaciół, ale miała Arka, który właśnie całował każdy centymetr jej ciała, dostarczając więcej rozkoszy, niż dać może jakakolwiek rzecz, nawet bardzo droga. Nie czuła się super laską, ale pękała z dumy, widząc, jak szybko jest w stanie doprowadzić swojego chłopaka do pełnej gotowości do działania. Zawsze przyjmowała z radością to, co dostawała od losu; teraz przyjęła więc ochoczo w siebie męskość młodego mężczyzny, wychodząc naprzeciwko każdego jego pchnięcia. A gdy nadszedł orgazm, pierwszy raz przeżywany równocześnie z najdroższym, pomyślała, że oboje zasłużyli przecież na taki podarunek od losu.

Po wszystkim nie była w stanie nawet mu podziękować. Wtuliła plecy w lepiącą się od potu klatkę piersiową i zasnęła. Śnił jej się świat, w którym święty Mikołaj rozdawał prezenty codziennie, a nie tylko szóstego grudnia, w dodatku sklonowany w jakichś ośmiu miliardach egzemplarzy.


– Czyżby ten święty jednak istniał? – zapytała Aniela, gdy po przebudzeniu spostrzegła niewielką paczuszkę leżącą koło poduszki.

– Otwórz, to się przekonamy – zaśmiał się Arek. – Obawiam się, że nie jest taki święty, jak myślisz. Może nawet czasami miewa grzeszne myśli.

– Coś mi tu nie gra – przekomarzała się dalej dziewczyna. – Przecież właśnie byliśmy bardzo, ale to bardzo niegrzeczni.

Rozpakowała prezent. W większym tekturowym pudełku z logo znanej marki znalazła koszulkę nocną. Bardzo seksowną koszulkę nocną z półprzeźroczystej koronki. W mniejszym kartoniku spoczywał pęk kluczy. Był jeszcze list w zaklejonej kopercie.

– To od rodziców. Przeczytasz na spokojnie w domu.

– Ale co to ma wszystko znaczyć? – Licealistka siedziała na łóżku owinięta prześcieradłem. Oczy miała szeroko otwarte, po niedawnej błogiej senności nie został już najmniejszy ślad.

– No jak to co, Aniela, to przecież proste. Od dzisiaj jesteś w tym domu mile widziana o każdej porze dnia i nocy. – Arek mrugnął porozumiewawczo. – Szczególnie nocy!

Nastolatka poczuła, że rumieniec wstępuje jej na policzki. Owszem, od kilku miesięcy chodzili ze sobą, a od niedawna także uprawiali seks. Nie mogła sobie jednak jakoś wyobrazić, że w obecności jego rodziców paraduje po domu w skąpym przyodziewku albo śpi w jego łóżku. Choć z drugiej strony, jeżeli sytuacja z jej matką będzie się dalej pogarszać, któregoś dnia być może stanie przed wyborem: skorzystać z kluczy, czy spędzić noc na ulicy, jak ten chłopak z galerii?

– Arek, wiesz, że cię kocham – szepnęła. – Ale to… dla mnie za wiele.

– Zasługujesz na więcej, moja Śnieżynko – odpowiedział, podchodząc do niej i rozsupłując prześcieradło. – Przedyskutowałem to z rodzicami. Zależy im na tym, abym nie zadawał się z byle kim. Ustaliliśmy więc, że tak długo, jak będziesz ze mną, nie powinno brakować ci niczego.

Aniela zanotowała, że było to zdanie warunkowe. Nie bardzo się to jej spodobało, ale w tej chwili nie miała siły protestować. Zresztą Arek nie mógłby tego wytłumaczyć, bo usta miał już zajęte całowaniem jej błyskawicznie twardniejących sutków. Nie zamierzała mu przerywać.

– A nie boisz się, że w nocy wkradnę się do waszego ślicznego domku i cię napadnę? – zażartowała, gdy na chwilę oderwał się od jej biustu, aby całkiem odrzucić prześcieradło.

– Ty? Napadniesz mnie? – parsknął śmiechem.

Nie docenił jej. Aniela w jednym mgnieniu oka przewróciła zaskoczonego Arka na plecy i przycisnęła jego dłonie do materaca. Siadając na chłopaku okrakiem poczuła, że jest już gotowy na to, co zamierzała zrobić.

– Może nie jestem taka silna, jak ty – stwierdziła, bardzo powoli opuszczając biodra i delektując się poczuciem, że ma teraz pełną kontrolę nad sytuacją. – Ale i tak potrafię cię wykończyć.


Gdy oderwali się od siebie i pożegnali, był już późny wieczór i to Aniela była całkiem wykończona. Jej ciało, a szczególne pewne kobiece części, sygnalizowało, że nie jest jeszcze przyzwyczajone do takiej dozy intymnych doznań. Gdy więc spostrzegła nadjeżdżający autobus, bez wahania wskoczyła do ciepłego wnętrza.

Bardzo nie lubiła jeździć na gapę, więc odpaliła aplikację bankową, aby upewnić się, czy po zakupie wstążki jednak nie starczy jej na bilet. Spojrzała na saldo i zamarła. Miała na koncie trzy tysiące jeden złotych i sześćdziesiąt trzy grosze.

Puls podskoczył do jakiś stu dwudziestu uderzeń na minutę, a świat zawirował za oknem. To nie mogło być prawdą. To musi być jakaś pomyłka. Przecież święty Mikołaj naprawdę nie istnieje!

Popatrzyła na przelew i natychmiast otrzeźwiała. Nadawcą była Kancelaria Prawna Nowakowski & Nowakowska. Ta sama nazwa – nazwisko Arka i jego rodziców – znajdował się na kopercie, która wciąż spoczywała w jej plecaku. Sięgnęła po nią, przeczytała i poczuła, że ziemia ucieka jej spod nóg.

Dwa fragmenty utkwiły jej szczególnie w pamięci.

„Na mocy niniejszej umowy Pani Aniela Wieczorek otrzymywać będzie od sponsora stypendium prywatne w wysokości 3000 zł (słownie: trzy tysiące złotych 00/100).”

„Stypendystka zobowiązana jest stawić się każdorazowo pod wskazanym adresem na życzenie sponsora i wykonywać ustalone zadania, pod rygorem utraty części lub całości stypendium. Szczegóły zadań stanowić będą tajemnicę, której ujawnienie może narazić stypendystkę na odpowiedzialność karną”.

Ale to nie był jeszcze ostatni cios, który otrzymała szóstego dnia grudnia.


– Gdzie byłaś?!

Matka powitała Anielę w drzwiach z gniewem w oczach. Wódką śmierdziało od niej mocniej niż zwykle.

– Pogadamy, jak wytrzeźwiejesz – odpyskowała córka.

Niespodziewane uderzenie w twarz niemal powaliło ją na ziemię.

– Myślisz, że nie wiem? – wycedziła starsza z kobiet przez zęby. – Zapomniałaś, że mam wgląd w twoje konto?

– O co ci chodzi, mamo? – zapytała dziewczyna. Była przyzwyczajona do napadów agresji matki, ale nigdy jeszcze nie została uderzona.

– Jeszcze pytasz, zdziro jedna! Wracasz późną nocą, umalowana jak ladacznica, cała cuchnąca spermą, z pokaźną sumką na koncie. Powiedz mi chociaż, za ile się oddajesz?

Aniela chciała uciec do łazienki, ale nie zdążyła. Drugi cios spowodował, że straciła równowagę i runęła wprost na szafkę w przedpokoju.

– Może to cię otrzeźwi! – Pani Wieczorek w swoim amoku nie dostrzegła nawet, że z rozbitej głowy Anieli kapała krew. – Twój ojciec też mi płacił, aż któregoś dnia znalazł sobie młodszą. Nie pozwolę, aby też cię to spotkało.

W tym momencie do mieszkania wtargnął zaalarmowany hałasem sąsiad. Aniela zdążyła jeszcze podziękować Bogu za to, że matka nie zdążyła zasunąć zamka w drzwiach, po czym straciła przytomność.


Ocknęła się w szpitalnym łóżku. Strasznie bolała ją głowa. Minęło trochę czasu, zanim przypomniała sobie, że w ciągu ostatnich kilkunastu godzin poznała gorzką prawdę o swoim ojcu, straciła chłopaka, dach nad głową, ostatnie oszczędności, a nawet piernikowe serca od babci. Pierwszy raz w życiu zrozumiała, że szklanka jest jednak w połowie pusta. Może nawet w dziewięciu dziesiątych.

– O, widzę, że doszłaś już do siebie – przywitała ją chwilę później młoda kobieta w białym fartuchu, zaglądając przez uchylone drzwi sali. – Czeka na ciebie jakiś Mikołaj, mogę go wpuścić?

– Tylko nie to! – zaprotestowała młoda pacjentka. – Nie chcę już żadnych prezentów. Ja naprawdę nie wierzę w świętego Mikołaja.

– Ale ten nie wygląda na świętego – zaśmiała się pielęgniarka. – Nie ma brody, jest młody i całkiem przystojny – dodała teatralnym szeptem.

– I ma na imię Mikołaj? Chyba nie znam żadnego Mikołaja.

– To jakiś straszny romantyk, bo prosił, abym ci przekazała, że ma twoje serce. Piernikowe serce. Cokolwiek to znaczy…

Wtedy Aniela coś sobie przypomniała. Jej prawdziwe serce zaczęło bić mocniej.

(To be continued…)

5,998
9.18/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.18/10 (18 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

SENSEIH · 11 grudnia 2024 ·

0
0
Poniżej kilka drobniutkich literówek lub zwykłych przeoczeń Autora, które zauważyłem...

Od kilku lat to była to zawsze


cudownego chłopka


lekko się przy tym uśmiechną.


Nastolatka oddala


Męskie palce szybko uporały się z kokardą, a chwilę później wsunęły się pod jej majteczki.



Powyżej nie do końca jest oczywiste, czy "jej" odnosi się do kokardy. czy do właścicielki majteczek. Chociaż domyślić się można 🙂 Na wszelki wypadek usunąłbym ten zaimek w ogóle...

Za to poniższy fragment mnie chwycił za serce symboliczną celnością. BTW dodałbym "ch" do "jakiś" 🙂

Śnił jej się świat, w którym święty Mikołaj rozdawał prezenty codziennie, a nie tylko szóstego grudnia, w dodatku sklonowany w jakiś ośmiu miliardach egzemplarzy.



Ten z kolei (poniżej) chyba jest podejrzany medycznie - Zapewne chciałeś użyć słowa "minuta", prawda?

Puls podskoczył do jakiś stu dwudziestu uderzeń na sekundę



A ten z kolei (poniższy) brzmi jak super zwiastun dalszego ciągu, który MUST be continued.! To świetne opowiadanie. Z nutą gorzkiego smutku, ale i słodkiej nadziei. Aniela zasługuje na odbicie się od dna straconych złudzeń, których symboliczną kwintesencją jest niby drobna narracyjna wzmianka o facecie, który próbuje wymienić piernikowe serce na dwa piwa.
Ten "rzut oka" na pozornie dalszy plan sceny oceniam jako GE - NIAL - NY.
I między innymi za niego daję opowiadaniu maksa. A literówki - wiem, że poprawisz, zatem sumienie mam czyste 🙂

– To jakiś straszny romantyk, bo prosił, abym ci przekazała, że ma twoje serce. Piernikowe serce. Cokolwiek to znaczy…

Wtedy Aniela coś sobie przypomniała. Jej prawdziwe serce zaczęło bić mocniej.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Kawaii Kiwi · 11 grudnia 2024 ·

+2
-1
Cześć Mike,

Za dołożenie cegiełki do budowania świątecznego klimatu na Pokatne.pl należy ci się duży plus, ale tekst niestety nie przekonał mnie do uwierzenia w Świętego 🙁. Już tłumaczę dlaczego.

Najpierw o kreacji świata, bo tutaj rzecz wydaje się ciekawa. Uważam, że twoim błędem jest to, że stoi ona pod znakiem przesady. Wziąłeś realne patologie z naszego świata i podkręciłeś je do dziesiątej potęgi. Jeśli bohaterka jest biedna, musi biedna tak, że kościelne myszy będą przy niej uchodzić za krezusów. Jedynym sposobem, żeby babcia dała wnuczce prezent, było spędzenie połowy dnia na chodzeniu po hotelach? Naprawdę? Przecież obecnie te najbardziej podstawowe kosmetyki to koszt kilkunastu złotych. Owszem, wierzę w biedę, ale nie tak przesadzoną.

Podobnie rzecz ma się z matką, która została sprowadzona do jednej cechy: pije. A skoro już pije musi za tym iść cała plejada kojarzących się z piciem patologii: Śmierdzi alkoholem. Jest złośliwa. Zawistna. Po prostu najgorsze zło tego świata. Rozumiem, że zapewne są osoby, dla których choroba alkoholowa tak zniszczyła obraz innego członka rodziny, że nie są w stanie zobaczyć w nim absolutnie żadnych pozytywów, ale czy nie ciekawiej by było, gdyby matka, niszcząc siebie, niszczyła również relację ona-córka, co sprawiałoby ból również córce?

Tutaj przechodzimy płynnie do czegoś, co określiłbym jako pewna TVNowość świata. Już tłumaczę, o co chodzi. Mimo że wydaje się teraz mamy tego mniej, był taki etap, gdy na niemal każde walentynki wychodziła ich komedia romantyczna. Cech charakterystycznych było kilka. Po pierwsze plakat filmu obowiązkowo musiał być biały z uśmiechającą obsadą, obecność Tomasza Karolaka oraz poczucie, że scenarzyści kontakt z ludźmi i ich problemami mają wyłącznie, spoglądając na nich ze szczytu wieżowca. Przykładem może być początkująca nauczycielka bez grosza przy duszy, która wynajmuje w centrum Warszawy apartamentowiec, który powinien zeżreć trzy jej wypłaty. Tutaj może nie jest aż tak źle, ale...

Naprawdę matka, która sekundę po rozpoczęciu kłótni rzuciła się na córkę z pięściami, nie zrobiła tego wcześniej? Odpowiesz, że być może zrobiła, ale po pierwsze córka regularnie bita za byle jakie przewinienia powinna znajdować się w znacznie gorszym stanie psychicznym, a po drugie skoro tym razem do reakcji sąsiadów wystarczyła jakaś sekunda, to jeśli były jakieś poprzednie razy, matka dawno, dawno temu powinna skończyć w więzieniu.

Teraz o fabule. Wydaje mi się, że składa się ona z dwóch części, które niestety wydają się w jakiś sposób pęknięte. Najpierw nasza bohaterka przemierza galerię handlową, napotykając raz po raz kolejne osoby, które próbują przekonać ją, że Święty Mikołaj nie istnieje, co w gruncie rzeczy nie zostaje w żaden sposób spuentowane, potem dostajemy tysiąc różnych nieprawdopodobnych perypetii, które zwalają się na naszą bohaterkę w jednym momencie. W gruncie rzeczy pierwsza część wydaje się zupełnie zbędna, a druga otrzyma być może puentę w drugiej części, kiedy to poznamy tajemniczą osobę, która ją odwiedzi.

Skądinąd... kto to może być? Z cytatu:

Obdarowana nastolatka postanowiła, że jedno będzie dla Arka, jedno odda na losowanie mikołajkowych prezentów w szkole, a jedno zje sama.



...wiemy, że jedno przekazała na losowanie mikołajkowe, a drugie najpierw chciała zjeść sama, a drugie ostatecznie przekazała bezdomnemu. Zakładam, że to raczej nie on, więc wychodziłoby, że pozostaje Arek. Problem w tym, że według cytatu:

Minęło trochę czasu, zanim przypomniała sobie, że w ciągu ostatnich kilkunastu godzin poznała gorzką prawdę o swoim ojcu, straciła chłopaka, dach nad głową, ostatnie oszczędności, a nawet piernikowe serca od babci.



...uważa ona relację z chłopakiem za zakończoną. Nie do końca rozumiem co prawa, kiedy ta relacja się zakończyła, bo jeszcze w autobusie bohaterka rozważała, czy nie zgodzić się na propozycję mieszkania w zamian za paradowanie po mieszkaniu w skąpych strojach, ale raczej nie zareagowałaby tak na perspektywę spotkania z kimś, kogo uważa już za element własnej przeszłości.

Wychodzi, że tym razem to ja nie rozumiem twojego zakończenia 🙂.

Zakończę przyjemnym akcentem. Bardzo podobała mi się warstwa językowa, która przez swoją elegancję kojarzyła mi się z nieco starszymi pozycjami książkowymi (cytat z Jacka Londona na twoim profilu nie jest chyba przypadkowy, a stanowi wyraz szczerej fascynacji) oraz próba skonkludowanie mimochodem wątku bezdomnego. Bardzo ciekawy pomysł.

Przyuważone błędy:

a nawet lekko się przy tym uśmiechną.



Dziewczyna chwyciła za krawiecką miarkę, leżącą na ladzie i opasała się nią w biuście, nie zważając na to, że większość osób stojących w kolejce patrzy na nią jak na wariatkę.

Brak przecinka pomiędzy „ladzie” oraz „i”.

Siadając na chłopaku okrakiem poczuła, że jest już gotowy na to, co zamierzała zrobić.



Brak przecinka pomiędzy „okrakiem” oraz „i”.

To musi być jakaś pomyłka.



Wydaje mi się, że albo przerobić na czas przeszły, albo trzeba dodać „pomyślała”.

skrzywiła się młoda pacjentka.



Młoda pacjentka skrzywiła się.

chłopak przytaknął energicznie.



Chłopak wielką literą.

I jeszcze tytuł. Jako że „nie” z czasownikami piszemy rozłącznie, nie powinno być aby „Święty Mikołaj (nie) istnieje”?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 11 grudnia 2024

0
0
Kawaii, nie potraktuj mojego poniższego wpisu jako zaczepki. Raczej troski o profesjonalizm w czytaniu (wnikliwym) komentowanych opowiadań. Napisałeś bowiem:

"...uważa ona relację z chłopakiem za zakończoną. Nie do końca rozumiem co prawa, kiedy ta relacja się zakończyła, bo jeszcze w autobusie bohaterka rozważała, czy nie zgodzić się na propozycję mieszkania w zamian za paradowanie po mieszkaniu w skąpych strojach, ale raczej nie zareagowałaby tak na perspektywę spotkania z kimś, kogo uważa już za element własnej przeszłości.

Wychodzi, że tym razem to ja nie rozumiem twojego zakończenia"

Tymczasem w treści opowiadania MikeEcho jest wyraźnie napisane, co następuje:

– A nie boisz się, że w nocy wkradnę się do waszego ślicznego domku i cię napadnę? – zażartowała, gdy na chwilę oderwał się od jej biustu, aby całkiem odrzucić prześcieradło.



Wnioskuję, że Twoja uwaga o "rozważaniach bohaterki w autobusie" dotyczy własnie tego fragmentu, co mnie szokuje, po wyobrażeniu sobie, że Aniela wsiadła do pojazdu komunikacji zbiorowej z oderwanym od biustu chłopakiem oraz z odrzuconym prześcieradłem i tam rozważała różne rzeczy.

Bez obrazy - Aniela w autobusie doznała szoku i to, czego nie zrozumiałeś zaistniało PO konstatacji (przy okazji weryfikacji stanu konta w związku z chęcią zakupu biletu) ORAZ po zorientowaniu się, kto wysłał jej przelew ORAZ PO przeczytaniu treści zawartości pisma z kancelarii, co uczyniła również w autobusie.
Pominę ewentualne literackie i twórcze dywagacje, czy autobus był czerwony, czy niebieski 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MikeEcho · Autor · 11 grudnia 2024 ·

+1
0
Cześć,

Literówki i pomyłeczki za chwilę znikną, dzięki, że zawsze można na Was liczyć.

@SenseiH, dzięki za zwrócenie uwagi za niuanse. Bałem się, że przejdą niezauważone. Jest ich jeszcze kilka, łatawiej będzie je wyłowić, jak powstanie druga cześć. Jeżeli powstanie.

@Kawaii Kiwi - bardzo celna opinia, dobrze uargumentowana, biorę ją na klatę. To znaczy szczególnie tą część o przerysowaniu mojego świata. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że może przesadziłem. Poszczególne "plagi egipskie", które spotkały biedną Anielę rozbudowywałem i dorzucałem w trakcie pisania i się w tym zatraciłem, jak jakiś sadysta, aczkolwiek... opowiadanie miało być trochę z przymrużeniem oka. W komediach romantycznych też na bohaterkę często spada kataklizm za kataklizmem. Tu miało być dużo cieprkiej kawy i na wierzchu ociupinę spienionego słodkiego mleka, ale w warstwach, nie zmieszane.

Opowiadanie powstało (jak na mnie) bardzo szybko (kilka dni), pod wpływem chwili, emocji. Wizyta w zatłoczonej galerii handlowej, problemy z prezentami na św. Mikołaja, spotkanie z nieciekawą sytuacją materialną - i już spontaniczna decyzja, że trzeba to przelać na ekran w postaci opowiadania. Tylko że taka już moja cecha: wydaje mi się, że jak nie zrobię z tego esencji, nie dorzucę węgla łopatą do pieca emocji po sam czubek, to czytelnik się nie rozpali.

Natomiast już dwie osoby (jeszcze @Unstable na privie) zwróciły mi uwagę, że wątek zakończenia związku Anieli i Arka jest niezrozumiały, więc muszę go dopracować. Paradoksalnie, właśnie w tym miejscu nie chciałem przesadzić z "łopatologią stosowaną" i wyszło, jak wyszło.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 11 grudnia 2024

+1
-1
@MikeEcho napisałeś:
"To znaczy szczególnie tą część o przerysowaniu mojego świata. Z perspektywy czasu muszę przyznać, że może przesadziłem".

NIC nie "przerysowałeś". Wzmacnianie lub osłabianie rzeczywistości to Twoje autorskie prawo. Zauważ, że 90 procent filmów, książek, a nawet podobno "dokumentalnych", dziennikarskich treści w mediach jest przerysowanych/przekłamanych/nasyconych poglądami i odczuciami.
Z dziennikarzami jest inaczej, lecz w beletrystyce każdy chwyt jest moralnie i koncepcyjnie dozwolony. Zapewniam.

P.S. Nieco się domyślam dalszego ciągu fabuły. I IDŹ TĄ DROGĄ.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MikeEcho · Autor · 11 grudnia 2024

+1
0
@Kawaii Kiwi

I jeszcze tytuł. Jako że „nie” z czasownikami piszemy rozłącznie, nie powinno być aby „Święty Mikołaj (nie) istnieje”?



MASZ RACJĘ. Ale jaja, to chyba pierwszy w historii na Pokątnych byk ortograficzny w tytule! Jednak duża rózga mi się należy.

Niestety nie da się tego samemu poprawić. Napisałem maila do redakcji.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 11 grudnia 2024 ·

0
-1
@Kawaii napisał:

"I jeszcze tytuł. Jako że „nie” z czasownikami piszemy rozłącznie, nie powinno być aby „Święty Mikołaj (nie) istnieje”?"

Nie wiem, czy zauważyłeś, że cytowany wpis umieściłeś godzinę temu, zaś dwie godziny temu napisałeś dokładnie to samo a propos tytułu?

Napisałeś tam dokładnie to samo, co wkleję:
"I jeszcze tytuł. Jako że „nie” z czasownikami piszemy rozłącznie, nie powinno być aby „Święty Mikołaj (nie) istnieje”?", co nakazuje domniemywać, że wklejasz poprzednią uwagę jako nową.
Intrygujesz mnie, Kawaiiiiiiii... 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · 11 grudnia 2024

0
0
Trochę to nierzeczywiste. Czyżby zawieszenie w jakiejś złej bajce, w której matka-pijaczka robi za Babę Jagę, Aniela (imię dawno nienadawane) za Kopciuszka i tylko nie do końca wiadomo, kto jest wilkiem, kto niedźwiedziem, a kto gajowym (pozdrawiam @unstableimagination 😉 ) było zamierzone? Jeśli tak, to jest to bajka z tysiąca i jednej nocy. Małgosia przerwała opowiadanie w takim miejscu, że Baba Jaga, chcąc poznać zakończenie, jeszcze tej nocy ani jej, ani Jasia nie zje.
Szkoda, bo nie lubię przerwanych opowieści. Małgosia (to jest, chciałem powiedzieć, Aniela) w sosie kurkowym podana z głupim jasiem (fasolą) byłaby lepsza. 😉 Zjadłoby się ją i wiadomo byłoby, czy smaczna, czy nie. Można by coś zrecenzować. A tak, to nic nie wiadomo.
Zupełnie nic.

PS Błędy w tytułach były i to nieraz. Chyba niektóre nawet zostały na wieczną rzeczy pamiątkę.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 11 grudnia 2024

+1
-1
@Tomp, Według wspomnień Wańkowicza, błąd w tytule wystąpił nawet w znanej przed wojną spółce wydawniczej. I tu masz stuprocentową rację, że się zdarzają.
Natomiast pisanie:

"A tak, to nic nie wiadomo.
Zupełnie nic"

sugeruje, abyś do analizy TREŚCI opowiadań przestał używać excela oraz programu do prowadzenia księgowości 😉
Bez obrazy 🙂

P.S. Wchodząc na kruchy lód podprogowości w komentarzach, ryzykujesz dyskusję o pyrach.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

unstableimagination · 12 grudnia 2024

+1
0
Ja wierzę Mike'owi. Piszę bajki, to może mam więcej wiary? Albo łatwiej mi odwiesić niewiarę?
Widzę to tak:
Patologiczna matka wpadła w taką furię po raz pierwszy, bo po raz pierwszy miała tak poważny powód (domniemany).
Wcześniej córa nie dorabiała w TAKI sposób, a często rodzic, widząc własne błędy u dzieci, reaguje mocniej.
Szybka reakcja sąsiadów to… zwykłe szczęście w nieszczęściu.
Czy bieda Anieli jest przesadzona? Dla mnie nie. To może być ten moment w miesiącu, kiedy jest najtrudniej.
Kosmetyki - darmowe próbki od babci. IMHO to nie jest tak, że Anieli nie stać na mydło i szampon. Po prostu zostanie jej w portfelu kilka złotych więcej. Poza tym próbki są na ogół lepsze niż najtańsze produkty.
Miałem przez chwilę problem ze zrozumieniem końcówki, ale w końcu doczytałem, że list był od rodziców (byłego) chłopaka. Relacja z nim skończyła się, kiedy Aniela przeczytała umowę sponsoringu.
Być może dodatkowe zdanie wyjaśnienia o tym akurat by się przydało.
Czekam na ciąg dalszy 🙂
@Tomp już wyjaśniam:
Aniela to Kopciuszek, jej chłopak to Hugo, gajowy-myśliwy (który jest lub będzie grubym alkoholikiem). Matka to zły niedźwiedź, a nieznajomy z sercem z piernika to książę, który w dzień zmienia się w żula.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

SENSEIH · 12 godziny temu ·

0
-1
@unstableimagination, Masz pełną rację. Szacunek za wyjście ponad real. I Auchan. Mogę tylko współczuć klientom Biedronki 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.