Sucze ziele (I)

30 września 2019

Opowiadanie z serii:
Sucze ziele

10 min

Gdy otworzyła drzwi, brzęk owadów przykrywający łąkę otaczającą budynek stołówki zlał się z charakterystycznym tłem dzwonienia sztućców i zastawy. Pachniało gotowanymi ziemniakami i smażonymi kotletami.

Zbiorowe wczasy, zbiorowe żywienie, zbiorowa rozrywka. Ludzie rozmieszczeni po domkach i pokojach, upchnięci w ramach symultanicznego relaksu. Od typowości tej sytuacji odrywało ją jedynie to, że była sama.

Rozejrzała się po oszklonej z trzech stron sali. Stoliki zajmowały rodziny, pary, grupy znajomych. Poczuła wzrok ściągający jej uwagę do wolnego miejsca przy dwuosobowym stole. Patrzył na nią i uśmiechał się, odrobinę za bardzo. Mendelejew. Szukanie pustego stolika nie wchodziło już w grę, nie mogła udawać, że na kogoś czeka, ani po prostu odwrócić się na stopie w japonce i wyjść.

Oczywiście, w zasadzie mogła, ale brakło jej determinacji i pewności. Mimo tygodnia w zakolu Sanu nie wymościła sobie miejsca w społeczności wczasowiczów. Stan ducha, w jakim tu trafiła, nie pomagał w najmniejszym stopniu. Odwzajemniła niepewnie uśmiech i mijając jedzących ludzi, zbliżyła się do stolika.

- Co dziś mamy? - zapytała

- Kotlet z ryby z ziemniakami. I zupa szczawiowa. Niezbyt szykowne, ale sycące.

Zasadnicza odpowiedź człowieka myślącego konkretami. Nie dająca jednak pożywki na dalszą rozmowę.

- Przysiądź się, proszę.

Musiała jeszcze wziąć swój talerz z kontuaru na końcu sali. Nie wiedziała, czy ma z grzeczności chwilę przysiąść i pogawędzić. Taka rozmowa mogłaby zakończyć się zgrzytem. Nie odrywał od niej wzroku. Odsunęła krzesło i usiadła, nie przysuwając do stołu.

- Ależ się opaliłaś przez ten tydzień. Wylegujesz się gdzieś?

- Coś Ty - odpowiedziała - głównie spaceruje. Słońce nie zna litości.

Rozmowę o opaleniźnie dzielił krok od rozmowy o pogodzie. Po tym, jak nieśmiało śledził linię opalenizny przy ramiączku jej topu, czuła, że rozmowa ma drugie dno.

Złapała jego spojrzenie i zanim zdążył się zmieszać, przerwała.

- Ale mam swój sposób. Czasem wchodzę w żyto, tak żeby nikt mnie nie widział, rozbieram się do naga. Tak opalam się równiutko.

Nie zaczerwienił się, ale ewidentnie nie miał riposty na tak śmiałe, choć pewnie fałszywe stwierdzenie. Nie kazała mu jednak jej znajdywać.

- Skoro już się przysiadłam, pozwól, że dołączę do posiłku.

- Oczywiście, przepraszam. Czekam na ciebie.

Starała się, by kolejny uśmiech był przyjacielski i ciepły. Rozmowy z Mendelejewem, przez jej dystans i jego niepewność, zawsze oscylowały między banałem a niezręcznością.

Schlebiało jej to naturalne, ukrywane za nieśmiałością zainteresowanie. Tym bardziej przeszkadzało jej, że nie potrafi się ani zaangażować, ani odrzucić jego starań.

Mendelejew próbował ją podejść już parokrotnie. W czasie inauguracyjnego ogniska stale łapała jego spojrzenia. Przysiadł się, gdy wszyscy rozgrzali się już alkoholem i rozeszli po leśnej polanie. Wtedy opowiadał jej o sobie i wtedy stał się Mendelejewem. Był jednocześnie chemikiem i biologiem. Przyjechał nad San z Krakowa.

Choć starał się być pociągający i zabawny, wszystkie rozmowy nieuchronnie zdążały ku roślinom i niezwykłości natury. Zapytał o jej imię. Przedstawiła się jako Marysia. Nie przypisywała wówczas temu znaczenia, ale zdrobniała forma zadziałała zachęcająco, rozpogodził się i na moment stał się odważniejszy. Zapytał ją, czy jest tu sama. Potwierdziła. Jednak jej ton głosu i mowa ciała, sprawiły, że nie próbował się dowiedzieć jakie okoliczności do tego doprowadziły. Chwilowa śmiałość szybko wyparowała. Gdy odchodziła, próbował ją odprowadzić, co dla Marii miało nawet pozory romantyczności, ale, wbrew sobie zepsuła sytuację, zmuszając go do dołączenia do innej powracającej grupki.

Wpadła na niego jeszcze dwa razy w kawiarni w mieście, gdzie podawali chyba jedyną w powiecie kawę z ekspresu. Pierwszy raz był przypadkowy. Drugim razem miała wrażenie, że liczył na to, że ją spotka.

Odmawiała, gdy chciał zapłacić za ich kawy. Wracając z miasta, po rozgrzanej słońcem żwirowej drodze, rozważała, czy rzeczywiście mu się tak podoba, czy brakowało mu doświadczenia z kobietami. Dawała mu, przeważnie nieświadomie, tyle negatywnych sygnałów, że każdy facet szukający wakacyjnej przygody dałby sobie dawno spokój.

Teraz czekała przy kontuarze, przypatrując mu się. Czekał na nią, odwrócony plecami, studiując innych gości. Przyjrzała się parze, na której zatrzymał się jego wzrok.

Ciemnowłosy mężczyzna, o potężnej sylwetce prowadził zalotną rozmowę z opaloną blondynką o zgrabnych łydkach i pełnych piersiach. Blondynka co chwila chichotała w dłoń, mężczyzna przysuwał się do niej, dopowiadając kolejne kwestie, na które reakcją zawsze były wybuchy grzecznie tłumionego śmiechu i kuszące błyśnięcia bujnego dekoltu. Facet jakby od niechcenia sięgnął pod stół, łapiąc dziewczynę za udo. Ta złapała jego dłoń, jednak nie by ją odtrącić. Przytrzymała ją i na ułamek sekundy przesunęła w górę sukienki. Między dwojgiem przeszła iskra. Dziewczyna uśmiechnęła się i odwróciła, rozglądając dyskretnie i odsłaniając profil. Zaczesana na bok grzywka, z drugiej strony krótko przycięty bok.

Modna fryzura tego sezonu, wśród dupodaj - pomyślała z gniewem.

Zupełnie jak u dziewczyny, przez którą musiała uciec tu. W miejsce, gdzie czas zatrzymał się dwadzieścia lat wcześniej. Uciec przed wspomnieniami, które właśnie ją dogoniły.

Gniew, choć nieracjonalny, splątał jej myśli. Przeniosła wzrok na Mendelejewa, który, choć odwrócił twarz, z pewnością zauważył intymny moment pary. To rozzłościło ją jeszcze bardziej. Złość, którą tłumiła od tygodni, odzyskała głos i zaczęła zalewać jej świadomość. Zła była na zewnątrz i do wewnątrz. Na głupią dziewuchę, która nie była nawet niczemu winna i na siebie, że tak przypadkowa rzecz burzy mur, którym chciała się odgrodzić. Co gorsza, poczuła igłę zazdrości o mężczyznę, który o nią zabiegał.

Bańkę jej myśli przebiła kucharka, stawiając z trzaskiem talerz na szklany blat kontuaru.

- Ja zdradziłam ci tajemnicę swojej opalenizny. Na czym ty spędzasz czas? - zapytała, siadając do stolika.

Mendelejew przez chwilę zajmował się talerzem, jakby ważąc czy odpowiedzieć i co odpowiedzieć.

- W zasadzie przyjechałem tu nieprzypadkowo. Te okolice są wyjątkowe nie tylko pod względem rekreacyjnym. W lasach, starorzeczach i zagajnikach można znaleźć zioła i rośliny o niezwykłych właściwościach. Nie ma nawet nic niezwykłego w tym, że tu są, ale to, że występują wszystkie razem, jakby się umówiły.

- Niezwykłych właściwościach?

- Przeważnie dobroczynnych dla lokalnego ekosystemu. - zakłopotał się, zdając sobie sprawę, że rozmowa znów weszła na przyrodnicze tory - Jakie Cię interesują? Rozrywkowe?

- Mogą być.

- Pełno tu grzybów, niektóre z nich, po odpowiednim przygotowaniu podobno sprawiają, że rzeczywistość zmienia stan skupienia, zaczynasz widzieć pływające fraktale, a zmysły wyostrzają się. Chcesz, chętnie zabiorę Cię na grzyby.

Zaśmiała się, polując łyżką na jajko w szczawiowej.

- Jestem w takim wieku, że jestem chyba jednocześnie za młoda i za stara, żeby chodzić na grzyby. Chodzenie z nosem w mchach jeszcze mnie nie porywa, a ekscytacja po znalezieniu czegoś nie jest ta sama co kiedyś.

Ostatni raz była na grzybach kilkanaście lat temu, tuż po osiągnięciu pełnoletności. Wtedy też zaprosił ją chłopak. Poszła, licząc na wylegiwanie się w trawie, a spędziła parę godzin na plątaniu się w pajęczynach.

- Zresztą od rozrywki znacznie bardziej szukam zapomnienia.

Spojrzał na nią z zaciekawieniem. Odsłoniła się. Niepokój i złość przytępiły jej systemy obronne.

- Zapomnienia bez wyrzutów sumienia?

- Nie. Zapomnieć o wszystkim i narodzić się na nowo.

Te słowa były przełomem dla ich znajomości. Powiedziała mu więcej, niż się spodziewał i znacznie więcej niż chciała.

Przez chwilę mieszał łyżką w talerzu. Maria nie chciała zbywać ostatnich słów żartem, czekała na jego reakcję.

- Słyszałaś o kwiecie paproci?

- Na to, żeby pamiętać bajki jestem wystarczająco młoda. Paprocie nie kwitną. Małgosia szuka dla umierającego brata, czy kochanka, kwiatu, który nie istnieje.

Mężczyzna poprawił postawę, stając się jeszcze bardziej zasadniczy.

- Masz rację, ale kwiatem paproci początkowo nazywano lepki olej wytwarzany w okresie największego wzrostu przez pewien gatunek paprotnika. Nazywano kwiatem paproci, czasem suczym zielem.

- Suczym zielem? Taki tytuł bajki rzeczywiście mógłby utrudnić wydanie.

- Nazywali je tak, bo podawano je krowom, żeby się cieliły. Ale to tylko pozór dla pokoleń ludzi, którzy używali go na sobie i w innych celach.

- Skoro krowy się cieliły, to co robili po nim ludzie?

- Stawali się beztroscy. Wzmacniali doznania. Zapominali o tym, co im dolegało. Olejek wtarty w skórę i wdychany uwalnia synapsy od nagromadzonych impulsów i niezwykle wyostrza zmysły. W połączeniu z silnymi emocjami, radością czy podnieceniem, oczyszcza. Stres, bolesne przeżycia bledną.

Maria milczała, zaskoczona. Mendelejew był pełen niespodzianek. Odsłaniając przed nim stan swojej duszy, liczyła, że zaprosi ją na wino, nie że sięgnie do zielarskiego kompendium wiedzy.

- Skoro tak, to czemu nie sprzedają tego w aptekach. Albo dyskotekach.

- Z tego samego powodu, dlaczego ludzie nie jedzą muchomorów, choć są jadalne i ma się po nich wizje. Zapomnieli, przestraszyli się, nie mają czasu, albo odwagi. Słuchaj, jeśli chcesz, pokażę ci gdzie w lesie rosną takie paprocie. Nie wiem, czy akurat, hm, kwitną, ale będziesz wiedziała. I zdecydujesz sama, co z tą wiedzą zrobisz.

Maria nie wiedziała w zasadzie, co jej proponował. Dostęp do legalnych narkotyków? Chciał ją zatruć i wykorzystać? Oczarować leśnymi tajemnicami i uwieść? Zgodnie z męską naturą, zamiast pójść tropem tego, co przed nim odkryła, zaczął szukać rozwiązań.

Para, której obecności Maria nie była w stanie wyrzucić ze świadomości, skończyła szczebiotać i skierowała się do wyjścia. Dyskretnie odprowadzała ich wzrokiem. Sukienka dziewczyny w górę od pasa miała formę fartuszka, z głębokim do biodra wcięciem na boku. Gdy szła, łatwo było dojrzeć dolny kontur jej piersi. W drzwiach jej facet wsunął dłoń pod białą materię na plecach i przesunął dłoniom w dół. Dziewczyna spojrzała mu w oczy śmiejącym się wzrokiem.

Znów poczuła bolesne ukłucie. Nerwowo odwróciła wzrok na Mendelejewa. On jednak był w pełni skupiony na niej.

- Dzięki, chyba boję się kleszczy. I ludowa medycyna nie do końca do mnie przemawia. Gdybyś miał jakąś herbatkę, po której kręci się w głowie, znajdź mnie. Uciekam, nie znoszę kotletów z ryby.

Zostawiła za sobą niedokończoną zupę i Mendelejewa ze słowami w gardle.

Chciała być sama.

*

Domek był maleńki. Prosty i przytulny. Pachniał sosnowym igliwiem i jak każdy letniskowy, wilgocią. Najbardziej rano. Wieczorem, jak teraz, był przewiewny i chłodny. O moskitierę sypialenki na piętrze, mieszczącej łóżko, stolik i telewizor zawieszony na ścianie, obijały się ćmy. Jej włosy i ciało schły po kąpieli. Leżała na łóżku, kolejną godzinę siłując się z myślami. Po kolacji krążyła po polach i łąkach otaczających ośrodek. Nie chciała nikogo spotkać. Gdy zauważała innych, zażywających wieczornego spaceru, zbaczała z drogi bądź zawracała. Ktoś śledzący jej kroki, łatwo odgadłby, że trawi ją niepokój.

Najbardziej bolało ją, to, że nie była w stanie czuć złości na niego. Czuła tylko brak. Wracała myślą do momentów, kiedy dzielili dnie i noce. Materiał ręcznika, którym była owinięta, przypominał jej gdy przychodził do niej po tym, jak wyszła spod prysznica. Spodziewała się go.

Czasem, znając jego upodobania, przewiązywała się krótkim ręcznikiem na piersiach, tak że wszystko w dół od połowy pleców było w pełni odsłonięte. Czekało na niego pokryte wilgocią kąpieli. Lubił też, gdy była tam idealnie gładka, aksamitna dla jego ust, zapraszająca.

Widziała, że od jej widoku natychmiast sztywnieje. Przychodził już nagi. Ona zdawała się nie zwracać uwagi, obserwowała go w lustrze, osuszając włosy. Stawał za nią i przyglądał się. Unosiła się na palcach i pochylała delikatnie w przód, niby szukając rzęsy w oku. Czuła przyśpieszony oddech i wzrok na skórze pośladków. Zerknąwszy jedynie przez ramię, sięgała i przyciągała go zapraszająco. Chwilę potem był już między jej udami. Wspierała się o umywalkę i delikatnie nacierała wilgocią swoich warg. Nie był w niej, ale był tak blisko. Czasem kochali się od tyłu, innym razem przypierał ją do ściany lub wchodził w nią łatwo, gdy stojąc, opierała mu nogę o biodro. Ona decydowała, jak skończą. Czy pozwoliła mu dojść w sobie, czy spływał jej podbrzuszu i udach. Drugi prysznic, który brała potem, był znacznie rozkoszniejszy i kojący.

Była cała dla niego.

Ale on dla niej nie.

Sięgnęła po leżący przy łóżku telefon. Znała ilość ruchów, które musiała wykonać, by dotrzeć do dowodów jego niewierności. Dziewczyna na zdjęciu patrzyła jej prosto w oczy. Wyzywająco. Facet w nieostrym tle wbijał się między jej rozchylone uda. Miał jego sylwetkę, jego skórę, jego owłosienie. Kolejne zdjęcie. Głowa zanurzona między uda wsparte o jego ramiona. Dłoń zaciśnięta na jego włosach, sugerująca pełną władzę. To nie niepewne igraszki z poczuciem winy. Znów spojrzenie wbite w obiektyw.

Od kiedy je dostała, ani razu nie rozmawiała z nim ani z nią. Próbował się kontaktować, szukał jej, potem przestał. Dziewczyna ze zdjęć osiągnęła, co chciała.

Wściekłość bezsilności. Do tego irytujące podniecenie. Autentyczność namiętności uchwyconej na zdjęciach udzielała się jej i raniła najmocniej.

Rzuciła telefon na walizkę pokrytą rozrzuconymi ubraniami. Zwinęła się na łóżku, podwijając kolana pod piersi i obejmując je ramionami. Nie płakała, ale z zaciśniętych oczu płynęły jej łzy. Po paru tygodniach bezsennych nocy wypełnionych gonitwą myśli i huśtaniem się między wściekłością a rozpaczą nauczyła się w tym stanie zasypiać. Ale sen nie przynosił wiele ukojenia.

26,974
8.4/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.4/10 (43 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Z tej serii

Komentarze (11)

kitu · 18 września 2019

+1
0
Pozwolę sobie - jako pierwszy umieścić komentarz. Dziwny niezrozumiały tytuł. Ale pewnie coś dla autora(-ki) znaczy. Dziwna historia i dialogi - zraniona dusza i co dalej? Na razie nie wiadomo o co tu chodzi, opowiadanie nie jest prowadzone płynnie i jakoś tak czyta się ciężko. Owszem, brak wulgaryzmów i delikatny seks. Ale to nie wciąga.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 18 września 2019

0
0
To prawda, że opowiadanie nie jest prowadzone płynnie i wymaga dużego skupienia przy czytaniu. Opowieść też toczy się niespiesznie. Czy to jednak wada? Niekoniecznie. Zależy, jak rozwinie się ta historia; może okazać się zaletą. Ogólnie postacie i tło wydarzeń nakreślone sugestywnie. Czuję się, jakby tam się było, nawet smak i zapach zupy 😉 .
Jest jednak parę błędów, które należałoby poprawić.
Zaimki osobowe w j. polskim piszemy małą literą.

każdy facet szukający wakacyjnej przygody dałby sobie dawno sposób


Coś z tym sposobem jest nie tak.

– Modna fryzura tego sezonu, wśród dupodaj – pomyślała z gniewem.


Bez myślnika na początku (to nie dialog) i raczej bez przecinka.

Słuchaj, jeśli chcesz, pokaże Ci
Zerknąwszy jedynie przez ramie, sięgała i przyciągała go zapraszająco. Chwilepotem


pokażę, ci, ramię, Chwilę

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Indragor · 20 września 2019

0
0
Zauważyłem poprawki, ale zaimki pozostały dużą literą, dlaczego Autorko?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Wyssane Historie · Autor · 20 września 2019

+1
0
@Indragror

Przyzwyczajenie. Poprawię.

@Kitu

W niedzielę cz. II.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 26 września 2019 ·

+2
0
Mnie za to bardzo interesuje, co będzie dalej i głosuję za wyjściem z poczekalni.

PS Do tego typu opowiadań zdecydowanie zalecam tag "bez seksu" lub podobny, pozwala uniknąć zalewu zaniżonych ocen 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Ravenheart · 30 września 2019

+2
0
Bo formy typu Ty, Tobie pisane wielką literą mają sens wyłącznie grzecznościowy i to wyłącznie w niektórych formach pisanych, nie zaś w zapisie dialogu.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

BlueNight · 3 października 2019

0
0
Bardzo przyjemnie napisany tekst, chociaż tytuł lekko niefortunny.

Kwiatem paproci generalnie dużo rzeczy nazywano, od pióropuszy Długosza królewskiego, aż po takie wynalazki, jak Podejźrzony (które są chyba moją ulubioną nazwą w języku polskim). Skąd inspiracją autora? Jakieś konkretne legendy, czy wolna interpretacja z dodatkami.

Bardzo ładnie i płynnie napisane, część druga również 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 4 października 2019

+1
0
@BlueNight - podejźrzon? Nasięźrzał!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

BlueNight · 5 października 2019

0
0
@Agnessa no, ale rodzina się zgadza 😛 Jeden z tych dwóch, które zresztą są dość charakterystyczne. Masz rację, zawsze je mylę.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 6 października 2019

0
0
Mnie bardziej o "dziwność" słowa chodziło. Chociaż kiedyś się po nocach (całkowicie bezsensownie zresztą) wkuwało takie rzeczy

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

BlueNight · 7 października 2019

+1
0
@Agnessa Novvak a mi, jak potem doczytałem, że jednak Słowianie szukali Podejźrzona...

A no wkuwało się 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.