Star Wars - Na ratunek mocy (I)
20 sierpnia 2017
4 min
Poniższy tekst znajduje się w poczekalni!
Dawno, dawno temu w odległej galaktyce.
Nagły upadek imperium otworzył nowe możliwości rozwoju i życia wszystkim mieszkańcom układów międzygalaktycznych, jeszcze nie dawno zarządzanych tyranią ciemnej strony mocy.
Nowe nadzieje pozwoliły rebelii, wyjść z ukrycia i tworzyć, otwarty system obrony nad którym pieczę trzymała księżniczka Leia. Zaś jej mąż Han Solo dowodził flotą handlową.
Han mimo legalnych interesów, często wracał do swoich dawnych profesji, prowadząc na boku ryzykowne interesy z przemytnikami. Luke Skywalker postawił sobie zadanie, odbudować zakon Jedi i przywrócić jego świetność sprzed rządów imperatora.
Nikt jednak nie spodziewa się, iż rozsypane imperium, skrywa silnego przeciwnika, który planuje odwet, pozbawiając jasną stronę mocy wzmocnienia swej potęgi.
Han i Saydi szli długim korytarzem doków, gdzie transportowce czekały na załadunek towarów.
— Witamy generale — Powiedział wartownik stojący przy drzwiach dyspozytorni.
— Rób cię swoje chłopcy, moja wizyta to czysta rutyna — Z życzliwym uśmiechem zwrócił się do wartownika. Wysokie drzwi z syczącym dźwiękiem rozsunęły się i Han, za nim Saydi, weszli do środka pomieszczenia.
Saydi dyskretnym ruchem upuściła srebrną, dziwnie migającą kulę. Zajęci pracą dyspozytorzy niczego nie spostrzegli, wpatrzeni w wielką szybę przed sobą, obserwowali jak monumentalne dźwigi, ładowały kontenery załadowcze. Ich kokpit mienił się kolorowymi przyciskami a zielone światło monitorów, rzucało swój blask na ich twarze.
— Teraz! — Krzyknęła Saydi, upadając i kuląc się, na ziemi.
Han szybkim ruchem wyciągnął małą maskę tlenową i podobnie jak Saydi, upadł na metalową podłogę.
Kula wydała z siebie oślepiający błysk i siwą mgłę duszących oparów.
W ciągu zaledwie kilku sekund, dyspozytorzy, stracili przytomność osuwając się bezwładnie na podłogę.
— Już po mnie, jestem skończony! — Bełkotał z sarkazmem Han, patrząc na powalonych dyspozytorów.
— Przecież to twoja profesja, czyż nie? — Równie sarkastycznie zachowała się Saydi, gwałtownie wciskając dźwignię awaryjnej wymiany tlenu we wnęce metalowej ściany.
— Zgadza się, tyle że działam teraz po przeciwnej stronie — Odparł nieco zasmucony.
— Han, bez ciebie nie mogłam tu wejść, wiesz — Spojrzała ze zrozumieniem i oczekując tego samego od Hana.
— Leia nie zniosłaby, gdyby się dowiedziała, że... my razem. Robię to tylko dla niej. — Próbował tłumaczyć swoją szkodliwą dla nowej Republiki współpracę z dziewczyną, Republiki tak długo oczekiwanej.
Saydi stała przy kokpicie, nerwowo wciskając świecące klawisze, dzięki którym programowała roboty załadowcze.
— Han, moja planeta nie ma tyle pieniędzy, ile żąda wasza korporacja. Rozumiem, że to, co robicie, jest słuszne i ubolewam, że muszę wybrać taką drogę. Bez tych towarów zginiemy. — Wyjaśniała swoje zachowanie starając się przekonać do swej słuszności.
— Ale dlaczego mnie szantażujesz i to w tak podły sposób? — Zapytał, marszcząc brwi z wyraźnie wykrzywionymi ustami w geście głębokiego zawodu.
— Muszę mieć gwarancje.
— Gwarancje? — Zapytał jeszcze bardziej zaskoczony
— Tak Han. Ten seks z tobą nie wynikał z zauroczenia twą męskością, ale to część mojego planu — Wyjaśniła, zerkając energicznie to na szybę przed sobą to na ekran komputera kokpitu.
— Hasło Han. Muszę zamknąć doki i aktywować zabezpieczenia załadunku.
— Ty Suko! — Szepnął przez zęby, odwracając głowę w zwątpieniu.
— Przepraszam Han, ale to złe hasło! — Spojrzała w jego stronę z ironicznym uśmiechem.
— Hasło Han!— Ponownie zapytała, nieco unosząc ton w powadze.
— Rey! — Odpowiedział bardzo niechętnie, gardłowo i chrypką w tonie.
— Załadowane i poszło!— Odetchnęła. Jej radość nie trwała długo, gdy nagle rozległ się dźwięk alarmu a sygnalizator, uderzał czerwonym światłem w pomieszczeniu.
— Pięknie. Z generała awansuję na dywersanta!
— To raczej degradacja Han— Saydi zgasiła sarkazm Hana, po czym odskoczyła, przypierając się do ściany obok rozsuwanych drzwi.
— Chodź tutaj Han! — Dziewczyna kiwnęła do Hana, wyciągając i trzymając w gotowości blaster.
— Była umowa, że nikt nie zginie?
— To mój plan B.
Han podszedł ostrożnie w stronę skierowanej ku niemu broni. Saydi jednym susem pochwyciła Hana za biodro, stojąc za jego barkami. Poczuł zimy metal blastera na skroni.
Tymczasem Leia zasypiała w bazie, siedząc przed wielkim monitorem z mapą układu galaktyki.
Jej sen zdawał się mieszać uczucie strachu z podnieceniem. Słyszała szum morza i leżąc nago, wyciągała swoje dłonie do Luke.
— Choć braciszku. — Pół szeptem i z wielką czułością mówiła do nagiej postaci, która wyłaniała się ku niej z białej , świetlistej poświaty.
Czuła przerażenie, a zarazem wielką ekstazę pożądania.
Luk owinął swoje biodra udami Lei i z wolna zaczął się w nią wsuwać.
Nabierała powietrza w wielkim odprężeniu a jej subtelne dłonie, delikatnie legły na pośladkach Luke.
— Teraz! Uderz, braciszku. — Energicznie wbił się całymi biodrami, sprawiając, że piersi Lei delikatnie drgnęły.
— Co za koszmar! — Obudziła się dość przerażona.
Jak Ci się podobało?