Spotkanie. Demon
2 lutego 2012
56 min
PROLOG
ONA
Był wysoki, bardzo dobrze zbudowany. Jego ciało miało odcień bladości i stali.
Jakby był siny z zimna.
Był zimny, ale nie aż tak. Jego umięśniona klatka piersiowa unosiła się rytmicznie w oddechu, a powieki drgały jakby coś mu się śniło. Ale on nie śnił, nigdy. Wiedziałam, że oszukuje. Potrzebował spokoju i dlatego udawał, że śpi. Powoli weszłam do pokoju i popatrzyłam na potwora rozciągniętego na całym łóżku.
W moim sercu obudziło się coś na kształt czułości z domieszką lęku. Gdybym zobaczyła go gdzieś w ciemnej ulicy, idąc samotnie - dostałabym zawału, to pewne.
Ale teraz na moje usta wypełzł tylko ironiczny uśmiech.
No cóż w życiu bywa różnie...
ON
Najbardziej bałem się o nią, o tą wariatkę, która zamiast uciekać z krzykiem na mój widok próbowała pozbierać mnie z chodnika. I jeszcze martwiła się żeby nikt mnie nie zobaczył! Szalona dziewczyna!
Ile czasu musiałem przyzwyczajać się do tego, żeby zaakceptować jej wzrok, to spojrzeniem, którym śledziła moją twarz i ciało! Nie ma potwora bardziej strasznego ode mnie! Moja twarz nie jest ludzka! A ona tylko patrzy na mnie z czułością i dotyka blizn na policzku jakby zastanawiała się co za głupoty wygaduje ten niewyobrażalnie piękny, grecki bóg.
Kiedy pierwszy raz dotknęła mojego ramienia, odwróciłem się gwałtownie i uderzyłem ją. Nie specjalnie, po prostu ogon niekontrolowany podczas bardzo szybkiego ruchu uderzył ją w brzuch, z taką siła że upadła na ziemie.
Gdy tak leżała, a ja spojrzałem w jej oczy, nie zobaczyłem strachu, tylko żal, że nie chcę jej zaufać.
Nie chce oddać się w jej ręce - ale jak mógłbym!? Nie to niemożliwe!
SPOTKANIE
ONA
Pierwszy raz spotkaliśmy się zimą, o tej porze, rok temu. Był straszny mróz, owinięta szalikiem wracałam z pracy.
Nie lubiłam chodzić ta drogą, wzdłuż ulicy nie było latarni tylko jakaś budowa i kilka magazynów.
Szłam szybko i bezszelestnie. Nagle tuż zza jednego z pustostanów wyłoniła się męska postać, tak mi się wtedy wydawało, mężczyzna był bardzo wysoki, dobrze zbudowany i o dziwo od pasa w górę nagi.
Gdy spojrzałam w dół zobaczyłam, że po dłoniach na świeży biały śnieg płynie szkarłatna krew, mnóstwo krwi.
Zakręciło mi się w głowie. Stanęłam jak wryta i patrzyłam na niego. Dzieliła nas odległości może 50-70 metrów.
On podniósł głowę, jakby dopiero teraz wyczuł moja obecność. Spojrzał mi w oczy - jego błyszczały w ciemności jak u kota, miał wściekle żółte tęczówki, teraz przesłonięte szalonym bólem.
Gdy dostrzegł, że nie mam zamiaru uciekać sam chciał zrobić krok w tył, skryć się za ścianą budynku.
Ale był za słaby, zachwiał się i upadł. A plama krwi pod jego ciałem robiła się coraz większa. Nie zastanawiałam się dłużej, rzuciłam się biegiem w jego stronę nie przejmując się kim jest ten człowiek i co robi tu nagi i ranny.
Gdy wbiegłam między budynki zapadł nieprzenikniony mrok, tutaj nie docierał nawet blask księżyca odbijający się od pokrywy śniegu.
Było przeraźliwie ciemno...
- Hej, jesteś tu? Pomogę ci. Zadzwonię po pogotowie - powiedziałam jak do siebie samej i zaczęłam grzebać w torbie żeby znaleźć komórkę.
Nadal go nie widziałam, teren był rozległy, a wszędzie panowały egipskie ciemności.
- Haaalooo... gdzie jesteś? Słyszysz mnie? Nic Ci nie zrobię! Zdążyłam wykrzyczeć i po chwili poczułam jak łapie mnie w pasie od tyłu, później zakrył mi usta dłonią i syknął do ucha.
- Zamknij się! Nie potrzebuje niczyjej pomocy! Dam sobie radę.
Czułam jak krew płynąca z jego torsu wsiąka w mój płaszcz, miała dziwny zapach, jak siarka, lub jakiś metal. Ale wiedziałam, że to krew!
Byłam zdumiona gdy zobaczyłam, że w zetknięciu z bardzo zimnym powietrzem paruje, była tak gorąca?
Gdy trzymał mnie w żelaznym uścisku nie wyglądał już na takiego słabego, prawie łamał mi żebra. Nie mogłam złapać tchu.
- Dobrze. Pozwól mi - nie mogłam złapać oddechu.
- Puść mnie - czułam, że krew uderza mi do głowy, nogi się pode mną ugięły.
Nagle poczułam jak mnie puszcza i upadłam na lodowaty śnieg.
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że stoi do mnie tyłem, miał bardzo, ale to bardzo szerokie plecy, a na łopatkach dwa olbrzymie guzy, tak jakby coś z nich wyrastało... albo miało wyrosnąć.
Poczułam napływający strach. Miał na sobie wytarte ciemne jeansy i buty. Oddychał szybko i płytko, a jego ramiona drżały. Nie wiem czy z zimna czy złości.
- Co się stało, ktoś cię napadł? Co tu robisz? Jak mogę ci pomóc? - wyrzuciłam z siebie, póki jeszcze miałam odwagę się odezwać.
- Co?! - wrzasnął, Ty chyba zwariowałaś dziewczyno! Wynoś się stąd, bo Tobie będzie potrzebna pomoc!
Spojrzałam zdumiona na jego plecy, podniosłam się powoli i stanęłam kilka kroków za nim.
- Jak to? Czy ktoś może tu wrócić? Ktoś chciał cie zabić tak? Powiedz, pomogę Ci, zadzwonię gdzie trzeba i...
- Zamknij się! - Zagrzmiał, i opuściła mnie cała odwaga.
- Nie zostawię Cię tu rannego, chyba żartujesz!? I tak zadzwonię po karetkę, możesz najwyżej stąd odejść, ale chyba za daleko nie uciekniesz? - powiedziałam z rozpaczą.
Przecież nie mogłam zostawić krwawiącego człowieka, na takim mrozie na pewną śmierć!
Wtedy powoli się odwrócił, gdy to zrobił stanęliśmy może metr od siebie, był baaardzo wysoki, 190cm to minimum, patrzył na mnie z góry, z okropnym grymasem niechęci, a ja aż otworzyłam usta ze zdziwienia.
Boże, był niesamowity.
Nieziemski, piękny i przerażający.
- O Boże - wyrwało mi się.
- Nadal chcesz dzwonić po pogotowie? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem, a jego twarz trochę złagodniała, jeżeli to w ogóle było możliwe.
Był przerażająco piękny, jak Anioł, ale ten piekielny, który swą uroda wabi, a potem zabija by nasycić swoje ciało. Jego twarz, była idealna, ale tak przerażająca, że musiałam na chwilę opuścić wzrok.
Pobiegłam spojrzeniem wzdłuż szyi na tors, potem brzuch... i aż przełknęłam ślinę.
Mój towarzysz odebrał to opacznie.
- Przerażające prawda? Okropne, wstrętne! Co za potwór? - Powiedział powoli i spokojnie, a jego twarz na powrót oszpecił ten grymas niechęci.
- Boże, jesteś, o fuck... Jak to możliwie?. Co? - Kręciło mi się w głowie, patrzyłam na niego i nic nie widziałam, tylko te olbrzymie żółte oczy, błyszczące i zszokowane, ze jeszcze nie uciekam krzycząc.
Bardzo wysoki, umięśniony, można powiedzieć wyrzeźbiony, skóra miał blado-siną - jakby zieloną. Twarz, wystające kości policzkowe, białe ostro zakończone zęby, ciemne krótkie włosy, usta, pełne, ale zaciśnięte ze złości.
- No, uciekaj, wynoś się stąd, co tu jeszcze robisz?! - zapytał spokojnie, hamując furię.
- Nie żartuj, Ty krwawisz, nie mogę tak cię zostawić, przecież... no nie mogę - zaczęłam się plątać.
- Zostawić - powiedział powoli jakby smakując to słowo... nie zostawić - uciec!
Spojrzał na mnie przeciągle, zmierzył od stóp do głów, zobaczył ze szarpiąc mnie na początku rozerwał mi płaszcz i zakrwawił ubranie, nawet tego nie zauważyłam.
- Ale ja nie chce uciekać - powiedziałam powoli i zrobiłam krok do przodu.
Odwrócił się szybko, tak bym nie mogła na niego patrzeć.
Podeszłam jeszcze bliżej i dotknęłam jego ramienia, było lodowate i twarde jak skała.
Kiedy poczuł mój dotyk szarpnął ciałem i chciał coś powiedzieć, w tym czasie z mroku wyłoniło się to czego jeszcze nie widziałam, długi ogon wyrastająca tuż pod linią kręgosłupa, nad pośladkami.
Wyglądał jak ogon jaszczurki, albo innego gada, nim zdążyłam o tym pomyśleć poczułam mocne uderzenie w przeponę i padłam na ziemie jak długa.
Nie mogłam złapać oddechu, zaczęłam się dusić. A on stał i patrzył na mnie beznamiętne. Wyciągnął dłoń, potem ją cofnął.
Gdy poczułam, że odpływam w nicość nie miałam już siły z tym walczyć.
ON
- Ja pierdole, kurwa! - zakląłem pod nosem i już miałem wybiec stamtąd gdy nagle przeszło mi przez myśl, że muszę zrobić coś z tą dziewczyną.
Tylko co... Zabić i zakopać? Nie. Pierwszy raz odezwały się we mnie ludzkie odruchy, ona jedna nie uciekła przerażona, nie krzyczała i nie nazwała mnie potworem.
I była też inna niż wszystkie kobiety mojej rasy, kiedy przyciągnąłem ją by zatkać jej usta, zaskoczyło mnie, że jest taka ciepła i miękka.
Zastanowiłem się, patrząc na leżące na ziemi ciało. Zamarznie, jeżeli zostanie tu na noc - olśniło mnie...
- Kurwa - zakląłem ponownie i podniosłem ją - była lekka jak piórko, ważyła może 40 kilo - to niemożliwe!
Zarzuciłem ją sobie na ramie i ruszyłem pędem w mrok nocy...
- Ja pierdole, jaki ja jestem głupi! - pomyślałem i zrzuciłem ją na kanapę w salonie.
Wszedłem do łazienki i spojrzałem w lustrze na brzuch, na całej długości od klatki po udo rozciągała się długa poprzeczna rana, na tyle głęboka, że należało by ją zszyć.
Nie krwawiła już tak bardzo ale bolała niesamowicie.
Kolejny raz doszło do spięcia między mną i dowódcą stada - samiec alfa wydał rozkaz, a ja go nie wykonałem - no cóż życie!
Nie będę niczyim chłopcem na posyłki!
Plecy swędziały niesamowicie. Odwróciłem się i wykręciłem głowę, żeby zobaczyć, co tam się święci. No tak, parę dni i wyrosną... piękne, czarne, na chuj mi potrzebne - skrzydła.
Za jakie grzechy?!
I co ja zrobię z tą dziewczyną, jeżeli zostanie tu dłużej będę musiał ją zabić, nie może wyjść tak po prostu i opowiedzieć wszystkim co widziała. Nie kogo, widziała... "co" to odpowiednie słowo.
Z półki nad lustrem wyjąłem bandaż, igłę, nic chirurgiczną i spirytus... Nic innego nie było. Najpierw łyknąłem trochę "doustnie" a potem nasączyłem gazik.
Zacisnąłem zęby i przyłożyłem ociekający opatrunek do brzegów rany.
- O kuuuuurwaaaaaa!!!! - zawyłem tak, że aż zadzwoniło mi w uszach! - Ja pierdole!
ONA
Kiedy się ocknęłam, nie wiedziałam gdzie jestem.
Byłam tak obolała, aż nie mogłam ruszyć głową.
Zobaczyłam, że nie mam płaszcza i butów, a zawartość mojej torby leży na szerokiej ławie, portfel, dokumenty, telefon, klucze.
- Co jest?! - wyjęczałam. Gdzie ja jestem...?
W jednej sekundzie przyszło olśnienie, piekielny anioł, garaże w ciemnej ulicy, i ogon... ogon?!
- Nie, to wszystko mi się śniło! Na pewno tak! - zerwałam się z łóżka, i ruszyłam w głąb domu.
Był stary, bardzo stary, ale pięknie umeblowany, kosztowne obicia na kanapach i zasłony pod kolor, gruby perski dywan, kominek i cała masa antyków, niezwykłe meble i dodatki.
Byłam w szoku.
- Noc w muzeum - syknęłam pod nosem i ruszyłam w stronę drzwi, z pod których sączyła się cienka smuga światła.
Cichutko podeszłam pod drzwi i zajrzałam przez szparę między futryną, a płaszczyzną drewna. Co to zobaczyłam przerosło moje wyobrażenia i wspomnienia tego mężczyzny.
Siedział na brzegu zabytkowej wanny na lwich nóżkach i pochylał się do przodu.
Wykonywał ruchy jakby coś zszywał, ale nie widziałam żadnej tkaniny, w górze błysnęła srebrna igła ubrudzona czymś czerwonym, dopiero po chwili zrozumiałam co on robi...
Zszywa ranę!
- O fuck! - powiedziałam cicho i zobaczyłam jak jego ramiona zadrżały. Skamieniałam.
Powoli, bardzo powoli odwrócił głowę. Zamarłam. Miał bardzo błyszczące oczy, jak ktoś pod wpływem alkoholu, na brzegu umywalki stała butelka wódki, która z cała pewnością przemywał ranę, zapewne od zewnątrz i od środka.
Wykrzywił twarz w uśmiechu, tak sadzę to miał być uśmiech. Dłonie miał zakrwawione, drżące, a ranę zszytą idealnie, profesjonalnie jakby właśnie opatrywał go chirurg.
- Ja nie wiem co ja tu robię, gdzie jestem, kim ty jesteś, możesz mi to wyjaśnić!? - mówiłam coraz głośniej z rosnącym przerażeniem.
Przede mną nie stał człowiek, to nie była ludzka istota. Zobaczyłam, że to co wzięłam wcześniej za guzy na plecach, to skrzydła, które już niedługo miały przebić się przez chroniącą je błonę, ogon jaszczurki zwisający luźno, zakończony strzałka, wyglądał na ostry i mogący zrobić krzywdę, zielonkawa skóra, niesamowite mięśnie i diabelska twarz, lucyfer we własnej postaci.
Byłam zszokowana i zafascynowana...
- Jesteś namolną babą, która pojawiła się z złym miejscu w nieodpowiednim czasie, zrobiła coś bardzo głupiego bo zaproponowała demonowi karetkę, tym samym skazała się na śmierć.
Teraz nie wyjdziesz stąd żywa - to mogę ci obiecać.
Ale nie zrobiłbym tego, gdyby nie było to konieczne. - Wypowiedział te słowa ironicznie się uśmiechając...
Urwał nić, odłożył igłę i wstał. Był tak wysoki, potężny, wielki i fascynujący. Spojrzałam na niego. Szedł w moim kierunku, więc spuściłam wzrok i znieruchomiałam.
Drapieżnik nie zaatakuje bezbronnej ofiary - pomyślałam.
Stanął przede mną, dominujący i potężny. Na wysokości wzroku miałam jego klatkę piersiową.. Głęboką i wielką ranę zaszytą profesjonalną pewną ręką.
Bezwiednie otworzyłam usta będąc pod siłą jego magnetycznego uroku.
- Jaa... nie wiem.. co mam powiedzieć... chciałam tylko, Ty... byłeś... tam... yyy - kompletnie nie wiedziałam o czym mówię. Jego zapach, mieszanka siarki i samca, był tak zniewalający, że nie mogłam powstrzymać westchnięcia.
- Pachniesz... jak byś wyszedł prosto z piekła - powiedziałam ledwie ruszając wargami.
Cały czas patrzyłam na jego tors, bałam się podnieść wzrok. Oddech miałam przyspieszony, a serce waliło jak oszalałe.
- Jak z piekła - zaśmiał się cicho. Pochylił się tak, że dotknął ustami mojego ucha, jego dotyk był jak porażenie prądem. Milczał chwilę a potem wyszeptał.
- Bo ja jestem z piekła.
Jego szept parzył, ale dotyk ust na moim uchu był lodowaty.
Wyprostował się i dopiero wtedy podniosłam wzrok. Spojrzałam na niego i dostrzegłam w jego oczach, ze coś jest nie tak, patrzył na mnie jakoś dziwnie, jakby był głodny, spragniony...
Zaczęłam się cofać. Zrobiłam krok w tył, skąd mogłam wiedzieć, że w korytarzu stoi stolik o bardzo finezyjnie wygiętych nóżkach. Moja noga trafiła właśnie na tą przeszkodę i czułam, że lecę do tyłu, machnęłam rękami i zacisnęłam powieki w oczekiwaniu na wielkie bum i pęknięcie czaszki, ale nic takiego się nie stało...
Poczułam powiew chłodu i coś twardego, aczkolwiek nie uderzenie.
Otworzyłam oczy, powoli, w obawie, że może jeszcze o coś huknę ale zobaczyłam tylko złote kocie tęczówki, były już spokojnie, błyszczące, ale z przekorą, a nie głodem...
- Chyba nie będę musiał cię zabijać, jeszcze trochę i sama to zrobisz - powiedział i odsłonił rząd śnieżnobiałych zębów, założę się, że były ostre jak kły lamparta.
Trzymał mnie w ramionach i powoli podnosił do pionu.
- Ja nie wiem, co... - powiedziałam mętnie, i znów nie mogłam się skupić.
- Nie ważne, nie przejmuj się tym powiedział i znów się uśmiechnął, niedługo umrzesz, nie musisz więc dużo myśleć - wypowiedział te słowa jakby miały mnie pocieszyć, lecz nie poczułam ulgi.
Na moim sercu zacisnęła się zimna obręcz strachu. Ogarnęła mnie panika.
ON
Patrzyłem na nią, w głowie miałem mętlik, wypity alkohol i adrenalina buzująca w żyłach zrobiła swoje.
Kiedy dotknąłem ustami jej policzka, a potem ucha przez moje ciało przeszedł dreszcz, musiałem się skoncentrować żeby powiedzieć jej to co zamierzałem, a gdy już wyszeptałem tych kilka słów poczułem jak znieruchomiała.
Chciałem ją przestraszyć, zaszokować, sprawić żeby zaczęła się mnie bać, ta pewność siebie jaką widziałem w jej oczach przyprawiała mnie o irytację.
Gdy się wyprostowałem, spojrzałem na jej pobladłą twarz i poczułem coś bardzo dziwnego. Nigdy w życiu nie czułem się jak teraz, krew silnie pulsującą w koniuszkach palców i szum w głowie...
Wydawało mi się, że nieprzyjemne uczucie w palcach zniknie kiedy dotknę nimi jej twarzy, zrobiłem krok do przodu i już miałem wyciągnąć rękę kiedy ona, też się cofnęła.
Za jej plecami stał XVII wieczny stolik, widziałem, że jeżeli przesunie stopę jeszcze bardziej potknie się o niego i upadnie...
Jak w zwolnionym tempie zobaczyłem jak spełniają się moje obawy, jeszcze chwila, jeszcze 2 sekundy, tak.
Już się zachwiała.
Zrobiła przerażoną, zdezorientowaną minę i poleciała do tyłu.
To żeby znaleźć się obok niej i złapać przed upadkiem zajęło mi ułamek sekundy.
Patrzyłem jak zaciska powieki w oczekiwaniu na uderzenie i ból, a potem zaskoczona otwiera je i patrzy na mnie nie wiedząc jak to się stało, że trzymam ją w ramionach.
Moja mina musiała ją uspokoić, bo trochę się rozluźniła i przybrała bardziej normalny wyraz twarzy.
Powiedziałem jej wtedy coś tak szokującego, że powinna krzyknąć, odepchnąć mnie, zemdleć, ale tylko zamrugała oczami - po prostu stwierdziłem ze będę musiał ją zabić.
Potem Podciągnąłem do góry i stanęliśmy naprzeciw siebie.
- Nie ważne, nie przejmuj się tym, niedługo umrzesz... nie musisz więc dużo myśleć... - skwitowałem kiedy próbowała coś wybełkotać...
Dopiero wtedy w jej oczach zobaczyłem przerażenie.
Noc
Puściłem ją i odwróciłem się plecami, nie poruszyła się.
- Jak masz na imię ? - zapytałem nie odwracając głowy.
- A jakie to ma znaczenie skoro i tak mam umrzeć? - zapytała beznamiętnie.
Bałem się odwrócić, nie chciałem widzieć jej miny - najpierw liczyłem na to, że będzie się bała, a teraz kiedy czuła strach byłem na siebie wściekły.
- Kurwa, dziewczyno kim ty jesteś, co ja tu robię z tobą!? Nie wierzę w to! - krzyknąłem wzburzony i uderzyłem ręką w mały stolik do kawy stojący przy ścianie, ten pod naporem uderzenia złamał się i rozpadł jak konstrukcja z zapałek.
Czułem - bo nie widziałem tego, ale czułem jak ona bezwiednie otwiera usta, że jest pod wrażeniem mojej nadludzkiej siły.
Tego dnia nie chciałem już rozmawiać, i tak nigdy jeszcze nie miałem tylu ludzkich odruchów w tak krótkim czasie! Za dużo tego dobrego.
- Muszę odpocząć, nie próbuj uciekać, a i czuj się jak u siebie - powiedziałem zimno i ruszyłem w głąb korytarza do sypialni.
Gdy zamknąłem za sobą drzwi nadal byłem wściekły, mieszanka irytacji i wzburzenia dodała i energii, a adrenalina znieczuliła. Rana już nie dokuczała.
Usiadłem na podłodze.
Chciałem cofnąć czas, sprawić żeby jej tam nie było.
Żeby rano wszystko było jak wcześniej.
Niestety, stało się. Teraz jest tylko jedno rozwiązanie.
Śmierć.
ONA
Zostawił mnie samą, pośrodku wielkiego ciemnego domu. Teraz kiedy nie miałam go w zasięgu wzroku mój cel był jasno określony...
Spierdalać czym prędzej!
Zabrałam swoje rzeczy z ławy, sprawdzając wcześniej czy mam wszystkie dokumenty, znalazłam płaszcz i buty i cichutko ruszyłam korytarzem w stronę dziwi wejściowych. Wszystko szło jak z płatka. Nie sądziłam, że drzwi będą otwarte, a jednak - gdy ruszyłam za klamkę, w środku coś kliknęło i zimne powietrze płynące z zewnątrz dziwnie dodało otuchy. Wyszłam na schody, dopiero tam założyłam buty i powoli zaczęłam schodzić po stromej konstrukcji. Jeszcze dwa stopnie, jeden i byłam na podjeździe.
Szłam szybko, nie oglądając się za siebie, nie obchodziło mnie gdzie jestem, chciałam być tak daleko żeby nie widzieć tego domu i nie myśleć o mieszkającym w nim... człowieku.
Heh, dobre sobie...
- To jakiś pierdolony żart - powiedziałam do siebie i przyspieszyłam. Szłam alejką ośnieżonych drzew i myślałam, że to za proste żeby było możliwe...
On
Patrzyłem przez okno jak ta mała suka wychodzi na ganek bez butów.
- Oszalała - syknąłem i ruszyłem do drzwi.
Nigdy nie miałem do czynienia z człowiekiem, tzn. z kobietą...
Były niesamowicie dziwne, a ich zachowanie rzadko można było logicznie wytłumaczyć, ale ta przekraczała wszelkie granice!
Wyszedłem na ganek zanim zdążyła dojść do bramy.
Szedłem bezszelestnie jakieś 20 metrów za nią.
Zatrzymałem się i patrzyłem jak szarpie się z kłódka na ogrodzeniu, nie otwierałem jej jakieś 20 lat, może więcej, raczej sobie nie poradzi..
Oparłem się o pień jednego z drzew i obserwowałem jej marne starania. Zdenerwowała się, i chyba zaczęła panikować, uderzyła ręką w zimny metal, raz, drugi, trzeci.
Słyszałem jak przeklina wściekła, zmarszczyłem brwi, to chyba już nie powinno być śmieszne...
Nie wiedziałem czy już interweniować czy pozwolić jej się zmęczyć. Gdy uderzyła o wystający fragment ozdobnej konstrukcji usłyszałem okropny dźwięk rozdzierania skóry, dla ludzkiego ucha nieuchwytny, ale dla mnie był jak wrzask ptaka zrywającego się do lotu. Ona krzyknęła i złapała krwawiącą dłoń drugą ręką. Pomimo dzielącej nas odległości do moich nozdrzy dotarł słodki, mdlący, ale jakże rozkoszny zapach świeżej krwi. Zaciągnąłem się mocno, ja palacz najlepszym tytoniem a moich żyłach zawrzało...
Zrobiłem krok do przodu, potem następny i zaraz znalazłem się przy niej. Stanąłem i po prostu na nią patrzyłem, chociaż wyczuła moją obecność nie spojrzała na mnie, krew ciekła po rękawie płaszcza i skapywała na zamarznięty biały puch okrywający ziemie.
Płakała.
Powinienem był wtedy ją zabić, jeden mały ruch i skończył bym to raz na zawsze. Nie musiała by się bać, cierpieć. Czemu tego nie zrobiłem - nie wiem.
Może to sadystyczna potrzeba patrzenia na jej ból i rozpacz, a może coś innego... Nie mam pojęcia. Jakby czytała w moich myślach delikatnie odwróciła głowę i wypowiedziała kilka słów, które całkowicie zbiły mnie z tropu.
- Zabij mnie, dlaczego tego nie zrobisz? Nie mogę uciec, próbowałam. Zrób to teraz, po co masz marnować na mnie czas? Jeżeli sprawi Ci to przyjemność po prostu to zrób.
Przyjrzałem się jej zaskoczony. Po chwili ciągnęła dalej.
- Chciałam Ci pomóc, zrobić coś, a trafiłam tutaj. Skoro już powiedziałeś co chcesz ze mną zrobić, do dzieła.
Lejąca się krew nie pomagała mi się skupić, rozpraszała moje myśli. Jeżeli będę musiał ją zabić zrobię to, ale jeszcze nie teraz.
Tak. Nie teraz!
Postanowione!
Podniosłem dłoń do góry, zobaczyłem jak krzywi się jakby szykowała się na cios z mojej strony, ale nie powstrzymałem tego gestu. Zamknęła oczy i zacisnęła usta. Najdelikatniej jak tylko umiałem dotknąłem jej podbródka, zetknięcie z jej skórą było jak uderzenie pioruna, poczułem się tak oszołomiony, że przez chwile nie wiedziałem co dokładnie chciałem zrobić.
Gdy doszedłem do siebie, jednym ruchem odwróciłem jej twarz w swoją stronę i kiedy już spojrzała na mnie zdezorientowana powiedziałem.
- Rana jest bardzo głęboka, trzeba coś z tym zrobić, chodź.
Nie wiedziała jak zareagować, widziała we mnie drapieżnika, czuła się jak ofiara, i tak w rzeczywistości było. Natura jest nieodwracalna.
W końcu jakby nic już nie miało znaczenia, ani jej życie ani wszystko inne poddała się.
Spojrzała na swoją dłoń i drugi raz tego dnia zemdlała.
Chwyciłem ją w ostatnim momencie, wziąłem na ręce i zaniosłem do domu, była lodowata, ubranie które zakrywało jej ciało było rozszarpane, to moja wina, kiedy znalazła mnie tam na ulicy i darła się wniebogłosy musiałem jakoś ją uciszyć.
Teraz patrzyłem na jej szczupłe ciało i zachodziłem w głowę jak tak krucha istota może przeżyć w świecie.
Była blada i zziębnięta, jej skóra przesiąknięta była zapachem mojej krwi, zdumiony poczułem jak bardzo pociąga mnie ta mieszanka - jej własnego zapachu i mojego.
Szybko odepchnąłem od siebie te myśli.
Tym razem nie zamierzałem rzucać nią brutalnie i delikatnie położyłem na łóżku w sypialni, w tym samym pomieszczeniu, z którego obserwowałem jak próbuje uciec. Zdjąłem jej płaszcz i buty i ruszyłem do łazienki po apteczkę.
Może uda się coś zrobić z jej dłonią zanim się obudzi – pomyślałem... tak było by lepiej...
Kiedy robiłem zastrzyk znieczulający drgnęła, otworzyła oczy i spojrzała na mnie przerażona.
- Spokojnie, nic ci nie zrobię, opatrzę tylko rękę, leż spokojnie - powiedziałem cicho i spojrzałem na nią uspokajająco.
Nigdy wcześniej tak się nie czułem, sam byłem zdziwiony ile drzemie we mnie pokładów cierpliwości i ludzkich uczuć.
Zamrugała i znowu zapadła w sen, spokojnie zszyłem ranę, posmarowałem czym trzeba i założyłem opatrunek. Nie wiedziałem czy powinienem ją obudzić, ale stwierdziłem, że lepiej zrobi jej jak się wyśpi.
Powoli wyszedłem z pokoju gasząc światło.
- Luna, mam na imię Luna - usłyszałem w ciemności.
Odwróciłem się powoli i spojrzałem na jej twarz, ona oczywiście nie widziała nic poza moimi oczami, jak zawsze błyszczącymi jasno, ale ja widziałem ją całą, zmęczona i wystraszoną.
Chciałem coś powiedzieć, ale słowa utkwiły mi w gardle.
- Luna - bogini księżyca... Coś może w tym być.. - wyszeptałem zachrypiały i wyszedłem zamykając drzwi.
ONA
To było najdziwniejsze kilka godzin w moim życiu i jak sądzę kilka ostatnich godzin.
Dłoń piekła strasznie, a sen nie chciał przyjść.
To że powiedziałam mu jak mam na imię to był impuls.
Jakiś odruch, może w akcie podziękowania, za to, że zajął się moją ręką... nie wiem...
Nie mam pojęcia ile czasu minęło zanim zasnęłam, może minuta, a może godzina.
W domu było cicho, przeraźliwie cicho. Może właśnie ta cisza w końcu przyniosła wymarzony sen.
Ale nawet we śnie nie byłam bezpieczna, on znowu stał nade mną.
Przerażający, jeszcze bardziej niż w rzeczywistości, zęby lśniły a oczy przepełnione były rządzą mordu.
Czułam, że za chwilę zginę, że zatopi zęby w moim gardle i skończy się całe to przedstawienie. O dziwo sceneria była bardzo realistyczna, byliśmy w sypialni, w której opatrywał mi dłoń, leżałam w łóżku, a on pochylał się nade mną. Jego nagi tors błyszczał w świetle księżyca wpadającego przez okno.
Był piękny, naprawdę piękny. Pozwoliłam sobie na bardzo odważny gest, wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego ramienia, drgnął.
Usłyszałam ciche warknięcie - ostrzeżenie, ale nie cofnęłam ręki, przesunęłam ją dalej na klatkę piersiową, pod palcami czułam zimno i twardość granitu, nie poczułam bicia serca.
We śnie potwór przymknął powieki, jakby walczył ze sobą, jakby to co robię sprawiało mu psychiczny ból.
Gdy nagle otworzył oczy zobaczyłam w nich to co chwilę przed tym zanim upadłam na korytarzu, to co właśnie tak mnie wystraszyło...
Głód.
Patrzyliśmy sobie w oczy, a później on podniósł się i wyszedł.
A ja śniłam dalej, ale to były bardzo nieprzyjemne sny, ktoś mnie szukał, chyba rodzice.
Ale na końcu mojej mary mama bardzo płakała, nie wiedziałam dlaczego dopóki nie zobaczyłam że jesteśmy na pogrzebie, chciałam ją pocieszyć, ale ona mnie nie widziała.
Stała nad trumną i szlochała przejmująco.
Gdy i ja się pochyliłam dostrzegłam ze w dużej drewnianej szkatule ktoś leży, ktoś bardzo znajomy... ktoś...
To byłam ja.
Obudził mnie mój własny, przeraźliwy krzyk, właśnie wtedy, kiedy zobaczyłam swoją twarz, bladą, nieruchomą postanowiłam ze muszę się obudzić i tak właśnie się stało.
Za oknem było jeszcze ciemno. Podniosłam się popierając ręką i krzyknęłam po raz drugi - poczułam rozdzierający ból i pieczenie.
W tym momencie drzwi do sypialni uchyliły się.
- Co się stało? - zapytał potwór i spojrzał na mnie groźnie - Zły sen? - to pytanie dodał już z wyraźną ironią.
- Nie, po prostu przypomniało mi się, że porwał mnie jakiś psychopata i nie mogę się stąd ruszyć - powiedziałam wściekła.
Nagle przypomniałam sobie cały sen ze szczegółami i poczułam jak zalewa mnie fala gorąca, zaczerwieniłam się od czubka głowy po pięty.
Dotykałam go, i robiłam to świadomie, z premedytacją.
On patrzył na mnie przenikliwie, zauważyłam, że ma na sobie kompletne ubranie i wygląda nieco lepiej niż wieczorem, za to ja musiałam prezentować się wyśmienicie.
- Chcę stąd wyjść! - powiedziałam stanowczo.
- Wiesz, że nie możesz - odparł on, tonem jakby upominał małe dziecko, że ma już dużo zabawek, nie potrzebuje kolejnych.
- Chcę się wykapać - skapitulowałam.
- Proszę bardzo, tamte drzwi - powiedział wskazując na wejście w rogu pokoju, prowadzą do łazienki, w szafie powinnaś znaleźć coś odpowiedniego. Aczkolwiek może odłóżmy kąpiele do rana, jest 3 w nocy.
- Eh... - westchnęłam i opadłam na poduszki.
- Więc co ci się śniło? - zapytał spokojnie nadal nie ruszając się z miejsca.
Śniło mi się, że umarłam, byłam na własnym pogrzebie - powiedziałam to tak lekko, jakbym opowiadała koleżankom co strasznego śniło mi się w nocy, a nie własnemu oprawcy, który miał w niedługim czasie zamiar urzeczywistnić moje koszmary.
- Ale to nie wszystko prawda? - zapytał powoli przyglądając mi się uważnie.
- Wszystko, oczywiście że wszystko... - aaa, o tym mówił, ale skąd mógł wiedzieć, przecież...
Postanowiłam być szczera.
- Ty mi się śniłeś - wyszeptałam i patrzyłam na jego reakcję, - skąd wiedziałeś? - dodałam.
- Heh - zaśmiał się, - to Ty mnie tu przyciągnęłaś - powiedział to prawie wesoło, a jego twarz rozjaśniła się bardzo.
Wyglądał teraz prawie ludzko.
- Ale... jak to? Nie rozumiem - spytałam zdezorientowana.
- Nie musisz - dodał już poważniej i wyszedł.
Gdy ponownie zasnęłam, świtało.
Miałam mętlik w głowie, ale czułam ze sen pozwoli mi poukładać myśli.
Oddychałam powoli i głęboko, aż wszystko spowiła ciemność.
ON
- Luna - powiedziałem powoli sam do siebie smakując to słowo.
Eh, dziewczyno, wpakowałaś się w niezłe gówno.
Żeby nie myśleć za dużo, wszedłem do łazienki i odkręciłem kurek w wannie, tej samej na której siedziałem gdy zobaczyła mnie wcześniej.
Na podłodze zostały plamy zaschniętej krwi. Zdjąłem ubrania i powoli zanurzyłem się w lodowatej wodzie.
Chłód, który otulił moje ciało przyniósł ulgę piekącym plecom. Już niedługo będzie trzeba coś z tym zrobić pomyślałem i potarłem guzy na plecach. Wytężyłem wszystkie zmysły i nagle zawładnęła mną fala niepokoju.
Czułem jej niepokój, śniła o czymś, to dziwne, ale odczuwałem jej emocje ze zdwojoną siłą. Nagle coś mnie tknęło.
Zobaczyłem w tym nieskładnym bełkocie obrazów i wspomnień siebie.
Siebie, pochylającego się nad nią, siebie - potwora. A ona, zamiast krzyczeć wyciągnęła dłoń i dotknęła mojego ramienia, bezwiednie własną dłonią przesunąłem po tym miejscu, gdzie znalazła się we śnie jej ręka. Potem, przesunęła ją i dotknęła mojej piersi, to dziwne, ale poczułem coś na kształt satysfakcji. Zamyśliłem się.
Dość!
Zerwałem się gwałtownie i chwyciwszy ręcznik wyszedłem z wody.
Powoli się ubrałem i spojrzałem na zegarek, dochodziła trzecia.
- Jakiż sens ma czas, gdy życie trwa w nieskończoność - szepnąłem.
I wtedy usłyszałem jej krzyk - głośny, przeraźliwy. Instynktownie skoncentrowałem się i napiąłem wszystkie mięśnie gotów do obrony, jak zwierze przygotowałem się do ataku by chronić swoją... ofiarę?
Wyszedłem z łazienki i ruszyłem w stronę mojej, jej sypialni.
Gdy otworzyłem drzwi siedziała na łóżku i patrzyła na zabandażowaną dłoń.
- Zły sen? - zapytałem
Nie była wystraszona, była wkurzona.
Zaczęła na mnie krzyczeć, rozbawiło mnie to, a na koniec zażądała kąpieli. Niesamowita dziewczyna.
Gdy zobaczyłem jak się nagle rumieni wiedziałem, że przypomniała sobie cały sen, również ten z moim udziałem. Nie sądziłem ze przyzna się do tego, a jednak...
Kiedy powiedziała prawdę, stwierdziłem, że i ja mogę się przyznać, iż wiem kto nawiedził ją w tym koszmarze. Była zaskoczona, ale nie bała się mojej ingerencji w jej umysł. Może była tak zaspana... albo tak odważna...
Nie ważne. Musi wypocząć.
Choć byłem ciekaw czy powie mi coś więcej, powoli wycofałem się na korytarz i zamknąłem drzwi.
W głowie zaświtała mi myśl.
Jest bezpieczna, można się wycofać...
- Bezpieczna - prychnąłem... Przy mnie?
ONA
Do rana nie nawiedził mnie żaden zły sen, zastanawiałam się czy to ingerencja mojego "przyjaciela potwora" czy po prostu byłam tak zmęczona ze moja pamięć nie zarejestrowała żadnych sennych majaków.
Wstałam powoli pamiętając o opatrunku na ręce i ruszyłam w stronę łazienki, w niej również stała piękna, elegancka wanna.
Nalałam wody i zrzucając ciuchy pomyślałam, że może kąpiel pomoże mi wrócić do normalności.
Gdy woda wystygła wyszłam i owinęłam się przygotowanym ręcznikiem. Wątpię czy tutaj przyjmował swoich piekielnych przyjaciół więc pewnie wszystko było przygotowane dla mnie.
Gdy zajrzałam do szafy, o której wspominał znalazłam w niej masę damskiej odzieży.
- No to pięknie - powiedziałam do siebie, albo wszystkie zabił, albo rozebrał, a gdy później uciekały brama była jednak otwarta.
Założyłam jakieś sprane jeansy, czerwoną koszulkę i wyszłam z garderoby.
Gdy weszłam z powrotem do sypialni na łóżku czekał mój oprawca.
Zgrabnie przysiadł na brzegu posłania i wyraźnie na coś czekał, na mnie...
- Skąd masz te ciuchy - zapytałam by ukryć zdziwienie na jego widok. Wszystkie zabiłeś i poćwiartowałeś? - A może je zjadasz? - gdy zadałam to pytanie poczułam się trochę dziwnie.
Przechylił głowę w bok i spojrzał na mnie z uśmiechem - Jesteś pierwszą kobietą - człowiekiem z jaką mam do czynienia.
Twój sposób bycia jest fascynujący - dodał i zlustrował mnie wzrokiem.
- Aha, no więc fajnie, będę jak domowe zwierzątko - powiedziałam ironizując.
Nic nie odpowiedział tylko patrzył na mnie dziwnie.
- Powiesz mi co ci się śniło? - zapytał
Zdziwił mnie tym pytaniem, co dokładnie chciał wiedzieć...?
- To znaczy?, już ci mówiłam, pogrzeb - odparłam szybko.
- Nie, mówię o tym wcześniejszym śnie - rzekł powoli patrząc na mnie uważnie
- Aaa... to – mruknęłam... No śniło mi się, tzn. ty mi się śniłeś.
- A tak w ogóle to ty masz jakieś imię, czy mam się do ciebie zwracać per mój panie i władco?
Zaśmiał się, i widziałam ze odpowiadało by mu takie traktowanie, ale zamyślił się i w końcu powiedział.
- Moja Pani, zwą mnie Parys, aczkolwiek ma uroda przyćmiewa wszystko, co istniejące na tym świecie, a ma próżność nie zna granic. Do usług - powiedział to z rozgoryczaniem, lecz kąciki ust unosiły się w uśmiechu. - Czyż nie wyglądam jak grecki bóg piękny i nieskazitelny - dodał zerkając na swój ogon, który mimowolnie poruszał się powoli.
- Jesteś - powiedziałam cicho nie patrząc mu w oczy.
- Jared, mam na imię Jared - powiedział już poważnie nie komentując mojego wyskoku.
- A teraz słucham co ci się śniło? - zapytał by zmienić temat.
Zastanowiłam się czego ode mnie chce, przecież już wie wszystko.
Znowu przeanalizowałam cały przebieg mojego koszmaru i zaczerwieniłam się.
- Pamiętasz doskonale, widzę to, a zatem słucham - dodał zachęcająco
- Śniłeś mi się... tzn. widziałam Cię... jak pochylasz się nade mną... i - zawahałam się.
- I...? - nalegał
- I patrzyłeś na mnie tak, groźnie, z wściekłością, ale ja się nie bałam, wyciągnęłam dłoń - urwałam.
Przymknął powieki jak wtedy podczas snu...
- I dotknęłam Twojego ramienia, a potem piersi... - ciągnęłam - A ty wtedy otworzyłeś oczy i patrzyłeś na mnie tak... - znowu nie mogłam znaleźć słowa.
Otworzył oczy i spojrzał na mnie, zerknęłam w jego stronę.
- Właśnie tak na mnie patrzyłeś - stwierdziłam widząc ten sam głód w jego oczach - dokładnie tak samo.
Patrzył nie wiedząc co powiedzieć, ja obserwowałam jego piękną twarz i nie czułam strachu dokładnie tak jak podczas koszmaru.
Czułam, że nie wie co zrobić. Był bezbronny. Mimo swojej mocy i siły, był bezbronny...
Podeszłam bliżej i stanęłam przed nim.
Uniósł głowę i spojrzał na mnie. Głód w jego oczach był nadał wyraźny i przebijał się przez wszystkie inne uczucia.
Wiedziona niezwykłym instynktem wyciągnęłam dłoń i tak jak we śnie dotknęłam jego ramienia, nie nagiego jak wtedy, ale efekt tego zetknięcia przerósł moje wyobrażenia.
Jego skóra była lodowata, ale czułam jak mnie parzy.
Przesunęłam dłoń wyżej i dotknęłam jego karku, to było za wiele...
Poczułam jak krew uderza mi do głowy, serce waliło tak, że musiał to słyszeć.
Patrzył na mnie zdezorientowany, a później podniósł się, moja dłoń bezwiednie osunęła się po jego ciele.
Gdy się wyprostował zatrzymała się na wysokości brzucha.
Teraz ja podniosłam głowę by popatrzeć na niego.
Miał dziwną minę, tak jak wtedy... Jakby walczył ze sobą, nie wiedział co ma zrobić.
Pochylił się i przysuwając swoje usta do mojego ucha owionął mnie ciepłym oddechem, gdy już jego wargi dotknęły mojej skóry zachrypniętym głosem wyszeptał.
- Nie bądź głupia, ja jestem drapieżnikiem, a Ty ofiarą - to odwieczne prawo natury, zabierz rękę bo może stać ci się krzywda.
Chciałam mu coś powiedzieć, przechyliłam delikatnie głowę i nieświadomie musnęłam ustami jego policzek.
Wystarczyło.
Warknął i poderwał się szybko, nim zdążyłam zauważyć byłam już sama, a trzask drzwi odbijał się echem w mojej głowie.
ON
To co poczułem było jak huragan, kiedy podeszła bliżej i zrobiła dokładnie to, co widziałem w jej umyśle poprzedniego wieczoru myślałem, że tego nie przeżyje.
Jej dotyk był jak muśnięcie wiatru, jednak wywołał we mnie szaleńczą potrzebę ucieczki.
Tak jakby to ona mogła mnie zranić, unicestwić - zmieść z powierzchni ziemi.
Powstrzymałem się przed tym i powoli wstałem.
Nie poruszyła się, stała zapatrzona w mój tors, a jej dłoń mimowolnie prześlizgnęła się moim ciele.
Paliła żywym ogniem, przygniatała mnie, oszalałem.
Hamując instynkt powoli pochyliłem się i chciałem ją ostrzec...
A wtedy zrobiła coś czego się nie spodziewałem, odwróciła głowę, a jej usta musnęły mój policzek.
Wybuch wulkanu, trzęsienie ziemi, to było jak... nic co dotąd przeżyłem.
Nie potrafiłem się dłużej hamować, musiałem uciec.
Z prędkością wiatru wybiegłem z sypialni zostawiając ją samą, zdezorientowaną nie wiedzącą co się stało.
Byłem wściekły! Co ona sobie wyobraża?! Kim jest by tak mną sterować?! To nie możliwe!
Ściany domu mnie przytłaczały, dusiłem się! Otworzyłem szeroko frontowe drzwi i wyszedłem na ganek.
Nie mogę tu dłużej zostać, albo ona albo ja - zdecydowałem.
Nie oglądając się ruszyłem pędem przed siebie, nie zostawiając śladów na świeżym śniegu.
Kiedy zatrzymałem się wreszcie byłem już daleko, gęsty las otulał i koił moje zszarpane nerwy. Polowanie - to dobry pomysł, zapomnę, oderwę się... - tak! - pomyślałem i rzuciłem się do przodu by znaleźć dobre miejsce na wytropienie zwierzyny.
Kiedy zatopiłem zęby w gorącym ciele jelenia, a krew buchnęła ze zwierzęcia strumieniem, poczułem przypływ spokoju.
Wszystko było jak dawniej.
Drapieżnik - ofiara tak miało być! To było moje przeznaczenie. Każda istota w której piersi biło serce jest moim naturalnym wrogiem, jest zwierzyną. Należy ją zabić. Tą dziewczynę też.
Gdy zaspokoiłem głód i szykowałem się do następnego skoku zaczynało się ściemniać, mrok spowijał zakątki lasu i ten wyglądał teraz jak wymarły, bez życia, bez nadziei.
Nagle moim ciałem wstrząsnął niepohamowany dreszcz, a ból jaki rozszedł się po wszystkich mięśniach był nie do zniesienia.
Poczułem jakby coś od wewnątrz rozrywało moje ciało.
Padłem na ziemie i czekałem aż ogień na plecach przestanie płonąć.
Nagle zdałem sobie sprawę, że wiem co spowodowało taki wybuch oszałamiającego cierpienia. Skóra na plecach pękła, a z pod chroniącego kokonu wystrzeliły dwa czarne nieregularne kształty - skrzydła.
Ale to przecież za wcześnie, jeszcze kilka tygodni...
Dlaczego już teraz? - zastanowiłem się zaskoczony, i w jednej sekundzie zrozumiałem.
To ona - to ten wybuch zmysłów, jaki spowodowała przyspieszył cały proces.
To wszystko przez nią! - uderzyłem pięścią w ziemie.
Zmarznięte leśne poszycie zadrżało pod ciosem i zobaczyłem jak pęka.
Powoli podniosłem się, na tyle delikatnie, żeby nie spotęgować szaleńczej męki jaką przeżywałem.
Wyprostowałem.
Kurtka i koszula jakie miałem na sobie pękły i zwisały teraz smutno wokół pasa.
Rozerwałem je do końca i rzuciłem za siebie. Nie będą mi teraz potrzebne. Ręką sięgnąłem do tyłu i wymacałem śliską od chroniącego je śluzu powierzchnie moich nowym sprzymierzeńców... skrzydeł.
Były olbrzymie i potężne. Kiedy pod naporem mięśni wyprostowały się i przybrały odpowiednią pozycje robiły niesamowite wrażenie.
- Trzeba sprawdzić jak się tego używa - powiedziałem sam do siebie z przekąsem i ruszyłem w stronę urwiska na skraju lasu. Najwyżej się poobijam. Nic nowego.
Kiedy stałem nad przepaścią i patrzyłem w dół było już całkiem ciemno, księżyc ledwo przebijał przez kopułę drzew. Zamknąłem oczy i napiąłem całe ciało.
Pochyliłem się do przodu i po chwili poczułem uderzenie powietrza, leciałem w dół.
<--PAGEBREAK-->
ONA
Zostawił mnie nagle, bez ostrzeżenia wybiegł z pokoju.
Nawet nie wiem jak to zrobił, tak szybko.
Mrugnęłam oczami, a kiedy po ułamku sekundy znowu je otworzyłam już go nie było. Jeszcze długo w uszach dudnił mi huk z jakim zatrzasnął drzwi.
- No cóż - pomyślałam. Jeżeli go nie ma, trzeba się jakoś stąd wydostać.
Wyszłam cicho z sypialni i ruszyłam w głąb domu, wszędzie panował półmrok chodź dochodziło południe.
Dom był cichy i pusty.
Kiedy szłam w kierunku - jak sądziłam kuchni, do moich nozdrzy dotarły bardzo smakowite zapachy. Pchnęłam duże, dębowe drzwi i tak jak podejrzewałam znalazłam się w jadalni.
Na stole stało przygotowane śniadanie.
Jajka, jeszcze ciepłe bułeczki, mleko i mnóstwo owoców.
- Czym chata bogata - powiedziałam do siebie i zasiadłam do posiłku. Byłam tak głodna, że nie w głowie były mi teraz ani ucieczka, ani wzywanie pomocy.
W końcu... miałam telefon!
No właśnie, miałam komórkę, mogłam wezwać pomoc.
Ale... przecież gdybym ją miała to ktoś na pewno by zadzwonił.
Pytał gdzie jestem! Ktoś na pewno mnie szuka. Nie słyszałam żeby dzwoniła.
W ogóle jej nie słyszałam... Przecież była w torbie.
Zerwałam się na równe nogi i popędziłam do salonu, tam leżała moja torba, przejrzałam jej zawartość - w środku było wszystko prócz telefonu.
- Skurczybyk zabrał mi komórkę! - krzyknęłam, mój głos rozszedł się echem po pustej przestrzeni.
Przysiadłam załamana na brzegu kanapy, a przez moją głowę przelatywało milion myśli.
Co mam zrobić, jak uciec, kim on jest i czy na prawdę chce mnie zabić?
Poczułam się osaczona, w pułapce. Nie wiedziałam dlaczego Jared mnie zostawił, gdzie jest i czy kiedy wróci to będzie właściwy czas żeby mnie zabić?
Siedziałam w bardzo niewygodnej pozycji może pół godziny, może trzy, nie wiem.
Straciłam rachubę czasu. Kiedy już całkowicie zdrętwiałam, a po moim ciele rozchodził się nieprzyjemny bezwład - ocknęłam się.
Postanowiłam, że nie dam się zabić, nie dobrowolnie, nie bez walki!
Wstałam i powoli, na sztywnych nogach ruszyłam do wyjścia.
Przy drzwiach przypomniałam sobie że jest kilkanaście stopni poniżej zera, a moja kurtka jest w strzępach.
Podeszłam do wieszaka i zdjęłam z niego grafitowy męski płaszcz. Bez zastanowienia zarzuciłam go na siebie... i zamarłam. Słodki zapach otulił mnie chłodną mgiełką, był jak narkotyk. Wdychałam go zachłannie przybliżając kołnierz do nosa.
Ta boska woń nie przypominała niczego znajomego, wywoływała jednak stan euforii i niewiarygodnego szczęścia.
To jego zapach...
Wiedziona jakąś niewidoczną siłą wróciłam na kanapę i nagle poczułam się bardzo senna.
Nie pamiętałam już dlaczego chciałam wyjść.
Teraz chciałam tylko położyć się wygodnie i zasnąć.
Przecież byłam tu całkowicie bezpieczna, jak w domu.
To uczucie wywołała zapewne mieszanka zapachów jakie znajdowały się na jego ubraniu. Jak zwierze wydzielał woń, która ma przyciągać ofiarę, wabić ją i oszołomić. I ten sam cudowny zapach ma sprowadzić na nią śmierć.
Jak zahipnotyzowana ruszyłam korytarzem do sypialni, instynkt mówił ze tam będzie najlepiej.
Weszłam do dusznego pomieszczenia i otworzyłam okno.
Spojrzałam przed siebie.
Ściemniało się. Jeszcze raz zaciągnęłam się zapachem Jareda i padłam na łóżko jak kłoda...
ON
Adrenalina, która rozsadzała moje żyły sprawiła, że nie miałem dość, wznosiłem się i opadałem szybując wysoko nad drzewami.
To było coś niewiarygodnego. Plecy już nie bolały, mięśnie rozsadzała energia!
Byłem wszechmocny! Byłem Panem świata!
I nagle, w jednej chwili przypomniałem sobie co sprowadziło mnie do lasu, przed czym uciekałem...
Luna.
To imię głośnych echem odbiło się w mojej głowie i poczułem nieprzyjemny ucisk w okolicy żołądka.
Muszę wrócić, muszę...
Zawróciłem.
Kiedy od domu dzieliło mnie jakieś piętnaście kilometrów wyczułem znajomy zapach, ten do którego już powoli się przyzwyczajałem, jej zapach, i coś jeszcze.
Przez setki innych dźwięków dobiegających z oddali usłyszałem głośne i tak charakterystyczne bicie serca, ale nie byle kogo, nie przypadkowego człowieka, który akurat szedł leśną ścieżką.
Usłyszałem znajomy rytm serca dziewczyny, która była teraz moim więźniem.
Przyspieszyłem.
Już z oddali zobaczyłem otwarte okno sypialni.
Ruszyłem w tym kierunku.
Kiedy lekko opadłem na parapet zobaczyłem ją.
Leżała zwinięta na łóżku, nie była przykryta, ale miała na sobie coś znajomego, to... był mój płaszcz.
Obejmowała ramiona rękami, a twarz wtuliła w wysoki kołnierz. Patrzyłem na nią kucając na parapecie, a olbrzymie skrzydła zasłaniały teraz całą powierzchnie okna.
Chciałem się wycofać, ale jakaś hipnotyczna siła kazała mi na z nią zostać.
Powoli wślizgnąłem się do pokoju.
Stałem nad jej łóżkiem i patrzyłem jak oddycha.
Zaczęła szybko mrugać, a jej tętno podskoczyło, wiedziałem to bez fachowej aparatury,
Mój słuch zastępował wszystkie możliwe maszyny diagnostyczne. Znowu o czymś śniła.
Skupiłem się i wtargnąłem do jej umysłu.
Najpierw zaskoczyła mnie plątanina kolorów i dźwięków, a potem zobaczyłem wydarzenia ostatniego wieczoru jej oczami.
To jak mnie dostrzegła między garażami, to co czuła. Nie bała się, naprawdę chciała mi pomóc.
Zobaczyłem i poczułem to co ona.
Jej fascynacje moim wyglądem, ciekawość.
Doznałem niemal fizycznego bólu kiedy śniła o incydencie przy bramie.
Później to jak mnie dotknęła - jak zareagowało jej ciało, krew zawrzała, zmysły oszalały.
Na końcu zobaczyłem coś co mną wstrząsnęło.
Zobaczyłem jak śni o tym, jak ją zabijam.
Jak żywcem rozszarpuje jej ciało i bez litości zostawiam żeby wykrwawiła się na śmierć.
Śniła o swoim niewyobrażalnym cierpieniu.
Przerwałem tą telepatyczną więź i z otwartymi szeroko ustami patrzyłem jak rzuca się na łóżku, a z jej oczu płyną łzy. Musiałem jej pomóc.
Pochyliłem się i dotknąłem jej ręki, zauważyłem że nie zmieniła opatrunku na dłoni po kąpieli, - trzeba będzie się tym zająć - pomyślałem i delikatnie potrząsnąłem jej ciałem żeby wyrwać ją z tego strasznego koszmaru.
Nie obudziła się od razu, powtórzyłem manewr troszkę mniej delikatnie.
- Hej, Luna. To tylko sen, słyszysz? - Jesteś bezpieczna - powiedziałem to mimowolnie nie zastanawiając się nad sensem moich słów.
Kiedy mój głos dotarł tam gdzie powinien, krzyknęła i szybko usiadła, z racji iż nie zdążyłem się wyprostować, wstając gwałtownie, dziewczyna wpadła wprost na mnie, a ja odruchowo zacisnąłem ramiona wokół jej ciała.
Siedziała teraz jeszcze zaspana, szlochając przeraźliwie, a ja trzymałem ją z żelaznym uścisku. Kiedy trochę oprzytomniała, podniosła do góry głowę i płacząc poprosiła.
- Błagam, nie rób mi krzywdy. Nikomu nie powiem, tylko mnie nie zabijaj. Przecież nic nie zrobiłam - mówiła to i zanosiła się od płaczu.
Nie odsunęła się jednak, cały czas siedziała sztywno, przylegając całym ciałem do mojej piersi.
Patrzyłem na nią z góry i nie wiedziałem co powiedzieć.
Byłem teraz tak samo bezbronny jak ona. Jej drobne ciało w mych objęciach przyprawiało o zawroty głowy, a zapach jej włosów nie pozwalał się skupić.
- Już... spokojnie, to był tylko sen, nic się nie stało. Jesteś bezpieczna, nie skrzywdzę cię! - powiedziałem cicho, ale z ogromną pewnością.
Podniosła zapłakaną twarz i patrzyła na mnie dziwnie.
Jej ciałem wstrząsną dreszcz. Rozchyliła delikatnie usta, ale nic nie powiedziała.
Siedzieliśmy tak chwile w milczeniu patrząc na siebie. Po chwili kiedy czar tej chwili prysł, poruszyła się i oboje poczuliśmy się niezręcznie. Oswobodziła się z moich objęć i dopiero wtedy omiotła spojrzeniem całe moje ciało.
To, że byłem od pasa w gorę nagi, a z moich pleców wyrastały dwa czarne skrzydła spowodowały, ze szeroko otworzyła oczy i nie mogła wypowiedzieć ani słowa.
Poczułem się bardzo dziwnie. Nie takiej reakcji się spodziewałem.
Nadal nic nie mówiąc zeszła z łóżka.
Nie poruszyłem się, siedziałem zapatrzony w miejsce, z którego wstała. Okrążyła mnie i stanęła za moimi plecami.
- O Jezu - wyszeptała zduszonym głosem. Potem wyciągnęła rękę i dotknęła chłodnej powierzchni moich pleców, drgnąłem.
Potem delikatnie zaczęła wodzić ręką po miejscu z którego wyrastały skrzydła.
- Ty możesz latać - bardziej stwierdziła niż zapytała - to niesamowite.
Nic nie mówiąc rozkoszowałem się jej dotykiem, moje ciało drżało, a ona zdawała się tego nie wyczuwać.
Zapewne gdybym miał serce, właśnie w tej chwili przeżyłbym zawał.
Powoli podniosłem się z łóżka i odwróciłem się do niej, nadal miała na sobie mój płaszcz, jej twarz była mokra od łez, a oczy czerwone i spuchnięte. Podniosła głowę i spojrzała na mnie. Poczułem potrzebę powiedzenia czegoś co ją uspokoi...
Wyciągnąłem powoli rękę i dłonią dotknąłem jej policzka, spojrzałem jej o oczy i bardzo poważnie powiedziałem.
- Nic ci nie zrobię, obiecuje. Kłamałem.
Nie zareagowała, stała wpatrzona w moją twarz. Potem zrobiła coś dziwnego.
- Zostań ze mną - poprosiła.
Spojrzałem na nią zdziwiony, nie mogłem odgadnąć jej intencji, gdzie mam z nią zostać... co to znaczy...?
Jakby to ona czytała mi w myślach ciągnęła dalej nieśmiało...
- Nie chce zasypiać sama.
Nie czekała na odpowiedź, zdjęła mój płaszcz i poszła do łazienki. Stałem nieruchomo nie wiedząc co zrobić.
Gdy wyszła, twarz miała suchą, a zamiast jeansów i podkoszulka, jakaś długą koszulkę.
Wyglądała znajomo, ale nie mogłem sobie przypomnieć czy to mój podkoszulek...
- Przepraszam, nie wiem czy to Twoje... wzięłam bo... - zaczęła i zatrzymała się w pół zdania.
Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że przyglądam jej się badawczo.
Była bardzo szczupła, miała bladą i przezroczystą skórę, siateczka błękitnych żył zdobiła całą powierzchnie ciała.
Włosy do ramion, ciemnobrązowe, zielone oczy. Była śmiesznie niska, jak dziecko.
Stała tak pośrodku pokoju, nie wiedząc co zrobić. Chyba ją wystraszyłem. Zawahała się czy jej propozycja nie była lekkomyślna.
- Ja nie sypiam, nigdy. Jeżeli chcesz mogę tu zostać - powiedziałem lekko odwracając wzrok.
Kiwnęła głową. Położyła się i nakryła kołdrą, nadal nie poruszyłem się ani o milimetr.
W końcu zrobiłem krok w stronę łóżka i usiadłem na brzegu. Ta sytuacja mnie przerastała.
Siedząc pochyliłem się i skryłem twarz w dłoniach.
ONA
- Gdyby ludzie wiedzieli kim jesteś, dobrowolnie oddawali by ci swoje dusze - powiedziałam cicho - to miał być żart, ale zabrzmiał bardzo poważnie.
- A ty? - zapytał, oddałabyś mi swoją?
Powoli wstał i stanął w odległym końcu sypialni.
Działał pod wpływem chwili, widziałam to. Miał dość wrażeń jak na te dwa dni.
Był skołowany i nie umiał się przed tym bronić.
Co miałam mu powiedzieć, patrzyłam na jego twarz i wiedziałam ze teraz, w tym momencie zrobię dla niego wszystko. Wiedziałam doskonale, że to wpływ zapachu jaki wydzielał. Tego poczucia bezpieczeństwa jakie stwarzał, ale byłam gotowa zrobić wszystko.
- Tak - odpowiedziałam krótko.
Przechylił głowę w bok. Patrzył tak chwilę, a potem ruszył w moją stronę.
Nie przestraszyłam się, czekałam, usiadł na łóżku. dzieliła nas niewielka odległość.
- Muszę coś zrobić - powiedział cały czas patrząc mi w oczy.
Pokiwałam tylko głową.
Obserwował mnie chwilę, a potem zaczął się pochylać.
Kiedy nasze twarze znalazły się na tej samej wysokości zamarł.
Nie chciałam żeby się wycofał.
A on się wahał, ta niepewność doprowadzała mnie do szaleństwa. Moje serce biło jak szalone, a w głowie miałam pustkę.
W chwili jego wątpliwości to ja zadecydowałam.
Kiedy patrzył tak na mnie, sama przybliżyłam usta do jego warg i złożyłam na nich nieśmiały pocałunek.
Teraz mogłabym nawet umrzeć.
To było jak... Nie potrafię tego nazwać. Nie można tego opisać.
Teraz i on wyzbył się wątpliwości, przysunął się jeszcze bliżej i ręką objął mnie w tali.
Przycisnął do siebie mocno i pocałował.
Nie delikatnie, nie subtelnie. Zrobił to z dzikością zwierzęcia, brutalnie i zachłannie.
Ten wybuch pożądania wywołał we mnie istny huragan. Nie byłam mu dłużna, przylgnęłam do niego całym ciałem i dłonie przesunęłam na kark.
Mruczał jak kot, z zadowolenia i przyjemności. Całował mnie gwałtownie, a jego dłonie błądziły po moim ciele.
Odsunął się na chwilę, chwycił brzeg mojej koszulki i jednym szarpnięciem zerwał ją, owionął mnie podmuch chłodnego powietrza.
Rzucił ubranie na podłogę przy łóżku i patrzył na moje ciało.
Zadrżałam pod jego spojrzeniem.
- Jezu... jesteś piękna - wykrztusił zachrypiałym głosem i palcem przebiegł po mojej talii aż do biodra.
Wstrząsnął mną dreszcz.
Pochylił głowę i złożył pocałunek na moim obojczyku. Powstrzymałam jęknięcie.
Oddychałam szybko, płytko i głośno. Oczy zaszły mi mgłą.
Czułam że włosy mam w nieładzie, a moje ciało pulsowało krążącą w zawrotnym tempie krwią.
Teraz już nic go nie hamowało, mógł gnieść brutalnie moje ciało.
Widziałam jak w jego oczach rośnie olbrzymie podniecenie!
Kiedy spojrzał na mnie i dostrzegł że i ja pragnę jego, pchnął mnie mocno na plecy, a sam podparł się na łokciach nad moim ciałem.
W mroku błysnęły ostre kły, byłam przekonana, że tym ognistym aktem pożądania zakończę swoje życie.
Podniosłam ręce i oparłam dłonie na jego piersi. Powoli bardzo powoli przesunęłam je niżej na brzuch, a potem z powrotem do góry. Widziałam jak płonie.
Mojego pożądania nie dało porównać się z jego rządzą. Była niepohamowana.
Położył dłonie na mojej szyi, odchylił głowę do tyłu i jęknął przeciągle...
Choć moje pragnienie rosło, wciąż było mi mało.
Miałam wrażenie że jeszcze chwila i krew w moich żyłach się zagotuje.
ON
Żadna istota nie wywołała u mnie takich emocji. Żadna demoniczna samica nie powodowała takiego podniecenia.
Ta drobna, szczupła dziewczyna mogła zrobić ze mną wszystko co chciała.
Poddałem się jej czarowi i poczułem, że już nigdy nie będę wolny.
Nie mogłem jej skrzywdzić, bo byłem uzależniony od żaru jaki w niej płonął.
Jeżeli ona by zginęła nie miałbym po co istnieć.
Nagle poczułem, że dzieli nas zbyt wiele, że coś nie pozwala mi dotknąć jej bardziej, zrzuciłem z niej koszulkę i oczarowała mnie bladość jej ciała. Jeżeli było na świecie coś idealnego - to właśnie ona...
Przejechałem palcem po wgłębieniu talii, zadrżała.
Jej skóra lśniła, była mlecznobiała, usiana setkami błękitnych żył w których wściekle buzowała krew.
Zaciągnąłem się zapachem rozgrzanego ciała. Nie chciałem się cofać. Nie chciałem wracać do tego co było.
Chciałem być tu i teraz z nią.
Czułem że to nie wszystko, że może wydarzyć się coś jeszcze.
Pchnąłem ją na plecy, instynkt wziął górę, nie wiedziałem co robię.
Z mojego gardła wydobyło się przeciągłe warknięcie. Pochyliłem się i zacząłem całować jej szyje, pod moimi wargami z siłą wodospadu buzowała krew.
Pierwsze o czym pomyślałem to wgryźć się w pulsująca tętnicę.
Poczułem ogromna suchość w gardle i pragnienie.
Jednak coś innego odwróciło moja uwagę...
Luna właśnie rozpinała moje spodnie, jednym zgrabnym ruchem odpięła pasek, a jej dłoń prześlizgnęła się na moje pośladki. Poczułem nagły przypływ podniecenia i zacisnąłem dłonie na jej szyi, aż poczułem jak szarpie się pode mną, spojrzałem na nią zza zasłony pożądania i zobaczyłem jak panicznie próbuje złapać oddech.
Rozluźniłem uścisk, a ona przerażona wypełzła z pod mojego ciała.
Trzymała się za szyje i powoli cofała w najdalszy róg łóżka.
W tym momencie zdecydowałem, to nie może dłużej trwać. Nawet jeżeli nie chce, w końcu ją zabiję.
Jeszcze raz zbliżyłem się do niej, nasze twarze były bardzo blisko, wtedy patrząc jej prosto w oczy prawie wykrzyczałem.
- Nigdy więcej nie śmiej nawet mnie tknąć, rozumiesz pieprzona szmato?!
Zacisnąłem pięści i zamknąłem oczy. Ona chwyciła koszulkę z podłogi, założyła ją i przyciągnęła kolana pod brodę obejmując je ramionami. Miałem już wyjść i zostawić ją tak, gdy nagle powiedziała...
- Nie jestem dla Ciebie wystarczająco dobra, tak?
Zadała to pytanie tak cicho, że normalny człowiek by tego nie usłyszał, ale do mnie dotarły wszystkie jej słowa. Spojrzałem na nią zdumiony.
- Co? - Przed chwilą prawie pozbawiłem cię życia, chcesz jeszcze raz spróbować? - zapytałem śmiejąc się ironicznie.
Zaskoczyło ją to, przestałem być łaskawy, znowu kazałem jej cierpieć. I bardzo dobrze - pomyślałem. Taki jest los człowieka.
Usłyszałem jak westchnęła. Nie mogłem tego znieść, wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi.
Wiedziałem, że teraz czuje się okropnie, ale nie potrafiłem jej pomóc, nie w ten sposób, który byłby dla niej naprawdę dobry.
ONA
Bałam się.
Kiedy zacisnął dłonie na mojej szyi, zobaczyłam jak pod wpływem rosnącego podniecenia zmienia się jego twarz.
Rysy się wyostrzyły, oczy pociemniały, a kły wydawały się być jeszcze dłuższe.
Wyglądał jak zwierze, jak łowca.
Łowca, który właśnie upolował zwierzynę.
Zaczęłam się szarpać.
Kiedy w końcu mnie puścił, całe podniecenie prysło jak mydlana bańka. Czułam przenikliwe zimno, i jeszcze przenikliwsze upokorzenie.
Szybko zerwałam z podłogi koszulkę i zdołałam założyć ją zanim Jared znowu na mnie spojrzał. Kiedy patrzyłam na niego pełna niepokoju, niepewności i niedowierzania, przybliżył swoją twarz do mojej i opanowując się i tak prawie krzyknął.
- Nigdy więcej nie śmiej nawet mnie tknąć, rozumiesz pieprzona szmato?!
Skamieniałam.
Poczułam zimną pięść zaciskającą się na moim sercu, uczucie tak silne, ze zabrakło mi tchu. Czułam, że gardło mam ściśnięte tak, że nie wypowiem ani jednego słowa.
Patrzyłam na niego ogromnymi oczami, całkiem nieprzytomna.
Cała scena między nami trwająca może 30 sekund wydawała mi się być wiecznością.
Jego twarz była nieprzenikniona, nic. Zero emocji. Podniósł się i wyszedł nawet się nie oglądając.
Siedziałam bez ruchu tak jak mnie zostawił, po jakimś czasie z zimna zaczęłam szczękać zębami. Dopiero wtedy wślizgnęłam się pod kołdrę.
Czułam na sobie jego zapach, cały czas paraliżował moje zmysły, wiedziałam, że tej nocy nie zasnę.
ON
Gdy szedłem korytarzem w kierunku swojej sypialni zastanawiałem się co skłoniło mnie do wypowiedzenia takich słów.
Bo co? Bo ta śmieszna istota zdołała wyprowadzić mnie z równowagi? Czy dlatego, że jako pierwsza w życiu wywołała u mnie aż takie podniecenie.
Nie mogę się do niej zbliżać, teraz do niczego nie doszło, a co jeśli w kulminacyjnym momencie nie byłbym w stanie się opanować?
Choć wcześniej byłem gotów ją zabić to teraz... chce ją chronić?
Zatrzasnąłem drzwi swojej sypialni i padłem na łóżko jak kłoda.
Pierwszy sen jaki nawiedził mnie tej nocy nie mógł się równać z niczym o czym do tej pory śniłem.
Luna leżała na łożu, w sypialni. Wszystko wydawało się być tak rzeczywiste. Miała na sobie tą samą koszulkę, która zerwałem z niej jeszcze kilka godzin wcześniej.
Coś jednak wzbudziło moje przerażenie, tuż przy dekolcie miała olbrzymią plamę szkarłatnej krwi.
Plama stale się powiększała i powoli zaczynała zalewać jej niewielkie piersi.
Nic jednak nie wskazywało na to, żeby dziewczyna cierpiała.
Uśmiechała się szeroko, a jej oczy błyszczały.
Powoli podniosła się i oparła na kolanach, zaczęła podciągać do góry koszulkę.
Najpierw zobaczyłem jej szczupłe, blade uda, podążałem wzrokiem za jej dłońmi uparcie wznoszącymi się w górę.
Przełknąłem ślinę.
Dalej ujrzałem cienkie koronkowe majtki i niezwykłe płaski brzuch.
Kości biodrowe zdawały się przecinać materiał delikatnej bielizny. Wystające żebra, i na końcu małe, ale jakże kształtne i foremne piersi.
Jednak co innego przykuło moją uwagę...
Między piersiami jak i na nich lśniła przerażającą czerwienią świeża krew.
Kiedy Luna zdjęła całkiem górę swojego ubrania, odwróciła delikatnie głowę i pokazała mi to czego byłem tak ciekaw. Miejsce skąd obfitym strumieniem sączyła się krew.
Była to głęboka rana na szyi.
Ukąszenie.
Chciałem się ruszyć, pomóc jej, zatamować krwotok. Zdawałem się nie czuć palącego pragnienia jakie wywołało we mnie zarówno jej ciało jak i zapach krwi spływającej po jej skórze.
Nie mogłem. A ona wcale mnie nie potrzebowała. Chciała żebym patrzył, przedstawienie dopiero się zaczynało.
ONA
Mimo wszystko jednak zasnęłam. Kiedy pod kołdrą zapanowało błogie ciepło, sen sam przyszedł. Jednak nie zapowiadał się spokojnie.
Pierwsze co zobaczyłam to sufit, leżałam na tym ogromnym łóżku, w którym jeszcze jakiś czas temu byliśmy oboje.
Ale coś się zmieniło. W powietrzu wisiało niczym nie zmącone podniecenie.
Czysto zwierzęca chuć domagająca się spełnienia.
Powoli nastrój zaczął udzielać się i mnie.
Zaczęłam dotykać swojego ciała, szczupłego brzucha, piersi i wewnętrznej stron ud.
Powoli i zmysłowo... Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jego.
Męskiego, silnego, zwierzęcego. Że jest ze mną, dotyka mojego ciała, że czuje jego rosnące podniecenie.
Wtedy poczułam czyjąś obecność, ktoś był ze mną w sypialni, ktoś zbliżał się do łóżka.
Czułam to rosnące napięcie, słyszałam przyspieszone oddechy i niecierpliwe warknięcia.
Kiedy powoli otworzyłam oczy zobaczyłam że jest ich dwóch.
Szybko domyśliłam się, że pochodzą z tego samego miejsca co Jared.
Byli podobnie zbudowani, mieli ogromne skrzydła i długie ogony poruszające się samoistnie.
Ale żaden z nich nie był tak przystojny jak Jared, i żaden nie był tak ludzki.
Te potwory wyglądały jak zwierzęta, od stóp do głów. Zielono szara skóra, lśniące żółcią oczy, długie pazury i ostre kły.
Zbliżały się do mnie, ale jak się nie bałam.
Chciałam poczuć te ostre pazury na swojej delikatnej skórze, chciałam żeby robiły ze mną co tylko zechcą.
Wiedziałam, że i one są podniecone, warczały i patrzyły na mnie z niepohamowaną rządzą. W końcu jeden z nich pochylił się nade mną i długim językiem zaczął badać moją skórę, najpierw policzek, skroń, szyja...
Gdy poczułam gorący oddech na szyi jęknęłam gardłowo.
Czułam, że zaraz eksploduje.
Wtedy do łóżka podszedł drugi.
Dłonią zaopatrzoną w długie jak szpony pazury zaczął gładzić moje udo.
Drapał skórę po wewnętrznej stronie nogi, a ja wzdychałam coraz głośniej.
Kiedy pierwszy demon w ułamku chwili znalazł się na łóżku, pragnęłam tylko tego by ugasił ten nieznośny płomień który płonie w moim wnętrzu.
Wyciągnęłam rękę, chciałam go dotknąć, ale nie pozwolił mi na to, gdy tylko moja dłoń zetknęła się z jego kamienny brzuchem, warknął i zbliżył kły do mojej twarzy.
Zrozumiałam to ostrzeżenie.
Zabrałam rękę. Wtedy demon zaczął mnie dotykać. Swoimi ostrymi pazurami drapał brzuch, piersi, szyje, jęczałam coraz głośniej, czułam, że jeszcze chwila i ten huragan się skończy. Ale demon jakby odczuwając moją rozkosz, co jakiś czas przerywał pieszczoty. Gdy stałam już na granicy orgazmu on przerywał i patrzył przenikliwe w moje oczy...
Jeszcze chwila i zwariuje.
Podczas kolejnej serii nieziemskich erotycznych tortur demon przysunął usta do mojego ucha i szepnął. Pierwszy raz usłyszałam jego głos, do tej pory jedynie warczał i syczał.
- Chce cię spróbować, pozwól mi, oddaj mi się. Jeżeli on Ciebie nie chce, ja to zrobię.
Jego głos przypominał dźwięk rozdzieranego papieru, był jednocześnie muzyką i czymś niezwykłe nieprzyjemnym.
Ale kiedy wypowiedział te słowa, a potem spojrzał na mnie i oblizał usta, byłam w stanie oddać mu wszystko.
- Bierz, bierz mnie. Teraz. Błagam. Proszę zrób to - wyjęczałam ostatkiem sił i czekałam na jego reakcje.
Uśmiechnął się i zbliżył twarz do mojej, nie wahał się ani chwili, odchylił moją głowę w bok i wgryzł się w moją szyję, i jeszcze raz i jeszcze...
Uczucie jakiego doznałam było jedyne w swoim rodzaju poczułam się jednocześnie wszystkim i niczym. A on pił i pił póki nie zaspokoił pragnienia. Kiedy nasycił się wystarczającą i odsunął swoją twarz od mojej, widziałam jego szkarłatne od krwi usta.
Wcale nie było mi słabo, czułam się po prostu lekka, wyzwolona, jednak nie zaspokojona...
Nie całkiem...
- Niedługo do ciebie wrócę skarbie - powiedział demon i zwinnym ruchem odsunął się ode mnie.
Jeszcze chwila i nie było ani jego, ani jego towarzysza, a ja czułam ciepłą cieć spływającą po szyi i wsiąkającą w poduszkę.
Podniecenie jednak nie zmalało. Chciałam więcej.
Wtedy zobaczyłam że w ciemnym kącie pokoju stoi Jared, przypatrywał mi się zszokowany.
- Czy widział wszystko, widział co jego pobratymcy ze mną robili? - Poczułam przypływ niespodziewanej wściekłości. - I dobrze, jeżeli widział. Dla niego nie jestem zbyt dobra.
A oni mnie pożądali, chcieli mnie mieć.
A on niech patrzy. Niech widzi, że już nigdy nie będzie mnie miał!
Widziałam jego twarz, patrzył na mnie przerażony, ale nieruchomy.
Wtedy powoli się podniosłam, poczułam jak wartki strumień krwi spływa po piersiach i brzuchu. Chciałam żeby mnie widział, żeby patrzył i umierał z zazdrości, z zazdrości i pragnienia.
Powoli zaczęłam podnosić koszulkę do góry, uda, majtki, brzuch.
Śledził każdy mój ruch, widziałam skupienie na jego twarzy.
Kiedy ściągnęłam t-shirt przez głowę zauważyłam jego zdezorientowanie.
Tak, zastanawia się skąd ta krew...
- Chcesz zobaczyć? - tak? No to patrz - pomyślałam i odwróciłam głowę w bok, a on zobaczył ślady po ugryzieniach, głębokie, świeże i cały czas krwawiące.
- Podoba Ci się?
ON
Patrzyła mi prosto w oczy wulgarnie, wyzywająco.
Nie wiedziałem co zrobić, nadal nie mogłem się ruszyć, w głowie miałem mętlik.
- Kto? Kto ją ukąsił? Musiała mu na to pozwolić. Jak? Dlaczego?
Czułem jej emocje, jej podniecenie, napięcie.
Słyszałem jak wali jej serce, jak krew huczy w żyłach, a to potęgowało tylko krwotok.
Patrzyła na mnie, prawie naga, cudownie bezwstydna. I wtedy zobaczyłem jego.
Demon, którego zobaczyłem, wyglądał tak upiornie jak... Jak ja.
Pojawił się obok niej. O ona wyglądała na zachwyconą. On powoli podszedł do łóżka i jakby nigdy nic objął ją szponami.
Ona przymknęła oczy i otworzyła usta...
Demon powoli wodził dłońmi po jej ciele, wysunął język i zlizał spływającą krew z jej piersi.
A potem spojrzał na mnie. Z satysfakcją, z wyższością.
Dość!
ONA
Klęczałam na łóżku, prawie naga. Czułam jak ciepła krew spływa po moim ciele.
Podniecenie sięgało zenitu.
On patrzył.
I wtedy, postawiłam wszystko na jedną kartę.
- Chodź do mnie, wróć. Pokaż mu, że jestem Twoja. Chodź do mnie - pomyślałam, a moje myśli skierowane były do demona, który chwilę wcześniej smakował mojej krwi.
Po chwili pojawił się obok.
Jared stał jak zaczarowany. Wodził wzrokiem po moim ciele, ale nie mógł nic zrobić.
Demon stanął obok łóżka i zaczął mnie dotykać, w jednej sekundzie moje ciało zawrzało. A kiedy językiem sięgnął do mojej piersi by zlizać z niej ciężką kroplę krwi Jared wrzasnął.
- Dość!
I mój sen się skończył.
ON
Obudziłem się zlany potem, w ubraniu w którym zasnąłem. Nie myśląc zerwałem się z łóżka i wybiegłem na korytarz, nie minęło 5 sekund kiedy szeroko otworzyłem drzwi sypialni Luny.
Jeżeli w ogóle spała, to właśnie się obudziła.
Stanąłem w drzwiach spojrzałem na jej twarz i zrozumiałem, że śniła o tym samym.
Na jej twarzy malowało się zaskoczenie, szok i o dziwo dziwnego rodzaju napięcie.
Powoli podniosła się na łóżku, do takiej pozycji w jakiej widziałem ją we śnie.
Powoli chwyciła brzegi koszulki i zaczęła unosić ją do góry.
Nie wytrzymałem. Nie pozwoliłem jej tego zrobić.
W ułamku sekundy byłem obok niej.
Nie zważając na nic sięgnąłem po brzegi koszulki i jednym ruchem ją rozerwałem.
W jej oczach widziałem płomień.
Kiedy zrzucałem z jej ciała strzępy pozostałe z t-shirtu nie poruszyła się ani o milimetr.
Klęczała teraz na łóżku tak jak we śnie i widziałem, że czeka na mój kolejny ruch. Usiadłem obok niej.
- Dlaczego to zrobiłaś? Dlaczego pozwoliłaś się ugryźć?! - krzyknąłem.
Miałem ochotę ją zniszczyć, jednym ruchem. A jednocześnie miałem chęć pokazać jej, że to co dał jej tamten demon to tylko niewielki procent z tego co ja mógłbym jej dać.
- On mnie chciał, pragnął mnie, pożądał - odpowiedziała pewnie, ale cicho. I spuściła wzrok. Miałem wrażenie, że straciła trochę na pewności siebie. Ale nadał wyprostowana dumnie prezentowała swoje idealnie blade ciało.
- Myślisz, że ja ciebie nie pragnę? - Że cię nie pożądam? - Zapytałem wściekły.
- Nie wiem - powiedziała i powoli podniosła wzrok.
Wyciągnąłem dłoń i delikatnie odgarnąłem włosy z jej szyi, odsłaniając to miejsce, z którego we śnie tryskała krew.
Zamarła.
Pochyliłem się i ustami dotknąłem tego miejsca. Uderzył mnie zapach jej skóry i szum płynącej krwi.
Powoli rozchyliłem wargi i kłami chwyciłem to miejsce, niezbyt mocno, ale wystarczająco by jednoznacznie jęknęła.
- Podoba ci się - wymamrotałem ukryty w zagłębieniu jej szyi.
Nie odpowiedziała, jej puls przyspieszył.
Powoli się wyprostowałem.
Spojrzałem na nią, miała przymknięte oczy, na ustach delikatny uśmiech, bardzo kuszący.
- Chce usłyszeć to, co mówiłaś jemu. Jak prosiłaś by cię wziął.
ONA
Obudziłam się, a kiedy otworzyłam oczy Jared naprawdę był w sypialni. To był sen, czy...?
Spojrzałam na siebie, ale nie widziałam krwi, więc to tylko sen.
Coś jednak pozostało niezmienne, ten żar, który czułam w swoim ciele, to gorąca, które nie dawało mi spokoju. I jeszcze widok Jareda, zdenerwowanego, przerażonego i tak bardzo kuszącego.
Teraz albo nigdy. Podniosłam się i oparłam na kolanach tak jak we śnie. Spojrzałam na niego i chwyciłam brzegi t-shirtu. Kiedy powoli zaczęłam unosić je do góry. On pojawił się obok mnie i nie zważając na nic po prostu rozerwał go na mnie.
Zrzucił na podłogę strzępy materiału. Usiadł obok mnie i przyglądał mi się zasępiony. Był zły. Ba! Mało powiedziane, był wściekły.
- Dlaczego to zrobiłaś? - Dlaczego pozwoliłaś się ugryźć?! - zapytał, a ja doskonale znałam odpowiedź.
- On mnie chciał, pragnął mnie, pożądał - powiedziałam cicho i spuściłam wzrok.
Zrobiło się trochę chłodniej, zaczęłam drżeć. Ale mętlik w głowie utrzymywał się wraz z gorącem jakie tkwiło wewnątrz mnie.
- Myślisz, że ja ciebie nie pragnę? - Że cię nie pożądam? - prawie wrzasnął.
- Nie wiem - powiedziałam i spojrzałam prosto w jego jarzące się oczy.
Jared wyciągnął rękę i odgarnął włosy z mojej szyi by odsłonić miejsce, z którego we śnie sączyła się krew.
Pochylił się i ustami dotknął tego miejsca, zamarłam, Nie wiedziałam czy chce mnie ukarać za to o czym śniłam. Czy po prostu chce zaspokoić na mnie swoje pragnienie. Swój głód.
Kłami chwycił napięte ścięgno, a ja poczułam przypływ niepokojącego podniecenia. Cicho jęknęłam.
Nie mogłam nad tym zapanować. Nagle znowu zrobiło mi się gorąco, poczułam jak skóra na całym ciele napina się i ogarnia ją ogień.
Musiał to zauważyć, wyczuć... nie wiem.
Nie zapytał, raczej stwierdził.
- Podoba ci się.
Powiedział to a raczej wychrypiał ukryty w zagłębieniu mojej szyi.
Serce zaczęło bić mi jeszcze szybciej. To w ogóle możliwe?
Oczy miałam przymknięte a na ustach błąkał się rozkoszny uśmiech, zauważył to.
Może to go sprowokowało, powiedział:
- Chce usłyszeć to, co mówiłaś jemu. Jak prosiłaś by cię wziął.
Otworzyłam oczy, w moim wzroku musiał być coś takiego że zadrżał, potem chwycił mnie za podbródek i mocno ścisnął.
- Powiedz to, chce to usłyszeć. Chce żebyś prosiła.
Głos mu drżał, opanowywał się ostatkiem sił, widziałam to, jego twarz znowu się wyostrzyła, a kły lśniły groźnie.
- Proszę Cię, Jared. Zrób to. Błagam.
To mu wystarczyło. Wpił się w moje usta zachłannie, tak jakby od tego zależało i moje i jego życie. W końcu poczułam jego dłonie na swoim ciele. Mocno chwycił moje pośladki i bez trudu uniósł mnie do góry.
Kiedy jego usta zachłannie spijały z moim każdy pocałunek, ostre pazury drapały moje pośladki i uda. Wzdychałam prosto w jego usta.
W końcu pchnął mnie na łóżko, a sam uniósł się zdejmując koszule. Patrzyłam jak każdy mięsień jego ciała napięty do granic możliwości pracuje pod skórą.
Leżałam i patrzyłam na niego. Wyglądał jak młody bóg, był tak niesamowicie przerażający, a jednocześnie piękny.
Był środek nocy, światło księżyca wpadało przez okno i oświetlało wnętrze sypialni.
Jared uniósł się lekko i zdjął pozostałe ubrania. Bałam się trochę jego nagości, a jednocześnie nie mogłam się doczekać kiedy poczuje jego nagie ciało tuż przy swoim. Kiedy znowu pochylał się nade mną opierając ciężar ciała na łokciach wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego ramienia. Delikatnie, zmysłowo. Czule.
Był zaskoczony. Huragan się uspokoił, pozostało coś co znowu uniemożliwiło mi powiedzenie czegokolwiek. Poddałam się.
On zdziwiony patrzył na mnie spod zmarszczonych brwi.
A ja odwróciłam głowę, nie byłam w stanie dalej panować nad coraz mocniej drżącą brodą.
Pierwsza łza, która spłynęła po policzku byłam jak tama, puściła, a teraz nie było już odwrotu.
To wszystko przez ten sen, przez to co tam robiłam. Przez to, ze pomimo ogromnego podniecenia nie chciałam być dla niego tylko źródłem zaspokojenia.
CDN.
Jak Ci się podobało?