Śmierć i pożądanie w Zamku Tornis

19 września 2012

22 min

Klęczała na zimnej podłodze z rękoma związanymi z tyłu i cuchnącym workiem zarzuconym na głowę. Wprowadzili ją tu strażnicy po nieudanej próbie zabójstwa Lorda Ioracha Maelstroma. To znaczy, byłaby udana, gdyby Maelstrom wyzionął ducha jak każdy normalny człowiek po poderżnięciu gardła. To był dobry cios, zabójczyni była o tym przekonana, pewny i precyzyjny. Jednak jego lordowska mość zrzucił ją potem z pleców zupełnie nie przejmując się krwią broczącą mu z szyi. Wyciągnął z zanadrza pistolet i przyłożył go do jej czoła.

Broń palna była rzadkością, wielkim rarytasem, na który stać było tylko najbardziej zamożnych albo najbardziej zaradnych. Valerie wiedziała, że Iorach Maelstrom miał w swoim posiadaniu cały arsenał tych cacek, ale nie spodziewała się, że użyje przeciwko niej jednego z nich, kiedy powinien być już szczęśliwym trupem.

I tak to się skończyło, przybiegła straż pałacowa, związano ją i zaprowadzono tutaj. Nie wiedziała nawet gdzie. Po wprowadzeniu zmuszono ją do uklęknięcia i pozostania w bezruchu pod okiem uzbrojonego w strzelbę strażnika. Trwało to dłuższy czas, może nawet godzinę. Valerie zrobiło się cholernie niewygodnie, zdrętwiały jej nogi, a wiatr świszczący między kamiennymi ścianami sprawił, że dostała dreszczy.

Potem otworzyły się drzwi i zabrzmiał potężny głos:

- Wyjść.

Oczywiście rozkaz był skierowany do strażnika, nie do niej. Lord Maelstrom zerwał jej worek z głowy, umożliwiając dzięki temu normalne oddychanie. Ujrzała przed sobą wysokiego, czarnowłosego mężczyznę o piwnych oczach. Nie był przesadnie umięśniony, nie był też ani za wysoki, ani za niski. Tym co przyciągało uwagę, była jego twarz: okrutna, nie wyrażająca jakichkolwiek pozytywnych emocji. Iorach zdawał się być wiecznie zasępiony, nieustannie pogrążony w ponurych rozmyślaniach. Nawet kiedy walczyli, był niewzruszony. Jedynie w oczach błyskały od czasu do czasu złowieszcze ogniki.

Mężczyzna miał trzydniowy zarost i nie więcej niż czterdzieści lat. Ubrany był w brązową, skórzaną kurtkę i białą koszulę zaplamioną krwią. Czarne jeansy z grubym wojskowym paskiem, również wielka rzadkość, dodawały jego postaci powagi, zaś wyraźne wybrzuszenie w okolicy rozporka wyglądało nad wyraz obiecująco.

- Jak się nazywasz i dlaczego chciałaś mnie zabić? - zagrzmiał.

Rana na jego szyi znikła, pozostała tylko krwista plama na skórze i ubraniu.

Cała ta sytuacja mogłaby nieco zdenerwować inną kobietę, ale nie Valerie. Valerie kochała silnych mężczyzn, kochała ich brutalność i bezwzględność, a im bardziej samiec był niebezpieczny, im bardziej gra, którą z nim prowadziła zbliżała ją na skraj przepaści, tym bardziej czuła, że żyła, tym więcej rozkoszy czerpała z toczonej gry. Lubiła ból i przemoc. Lubiła strach. Pozwalała sobie na to wszystko, na ryzyko, na bliskie spotkania z nicością tylko z jednego powodu. Wiedziała, że była cholernie dobra. Była kamieniem, na który trafia kosa. Wiedziała, że potrafi zmusić los by w ostatecznym rozrachunku obrócił się na jej korzyść.

Zawsze tak było.

Teraz więc jedynie uśmiechnęła się na myśl o tym co miało nastąpić. Z rozkoszą przyjmowała upokorzenie; z podnieceniem wyczekiwała tego, co Iorach uczyni jej w gniewie i w pożądaniu. Z apetytem obserwowała jego sylwetkę.

- Jestem Valerie Corax zwana Kruczycą, panie - odpowiedziała skromnie, uległe spuszczając wzrok. Kochała uległość i z niecierpliwością myślała o tym, co już niedługo mogło spuszczać się na jej rozochocone ciało.

Valerie wyglądała na młodą, nie więcej niż dwudziestopięcioletnią dziewczynę. Chciała by tak było i zapłaciła za to sporą sumę. Zaklęcia transformacji nie były tanie w Triangorze, ale czego się nie robiło dla gibkiego ciałka, które sprawiało że mężczyznom szybciej zaczynała krążyć krew, a myśli wolniej płynąć.

Miała długie falowane włosy, czarne jak noc i najczęściej związane w kuc; nosiła napierśnik ze skóry oraz ochraniacze, pod spód włożyła ciemną koszulę ze stójką i wygodne, mocne spodnie. Z szyi zwisał jej okrągły medalion z głową kruka - koniec końców, jej przydomek nie wziął się z niczego.

- Kto cię tu przysłał? - powtórzył zniecierpliwiony Maelstrom. Chwycił jej podbródek i szarpnął nim w górę, zmuszając kobietę, by na niego spojrzała.

Tak, to było to czego oczekiwała, czego potrzebowała. Poczuła mrowienie między nogami. Patrzyła na niego oczami, w których czaiło się pożądanie i nie odpowiadała. Chciała by pokazał na co go stać, by potraktował ją ostrzej; pragnęła kary, którą dla niej szykował. Wiedziała, że Iorach jest samcem jakiego było jej trzeba. Bała się go. Naprawdę się go bała. I dlatego to wszystko było tak słodkie.

- Milczysz więc, Valerie Corax zwana Kruczycą - skwitował obchodząc ją dokoła. Jej głowa znajdowała się na wysokości jego pasa.

Znajdowali się w niewielkiej celi. Gołe, kamienne ściany, wyłożona płytami podłoga. Po jednej stronie znajdowały się metalowe drzwi z zakratowanym lufcikiem na wysokości głowy, a do ściany naprzeciwko przymocowane zostały dwie pary kajdan na łańcuchach - jedna na poziomie podłogi, druga jakieś dwa metry wyżej.

- Twój wyczyn był imponujący - kontynuował mężczyzna - Zabiłaś kapitana mojej straży. A wiedz, że był dobrym, lojalnym sługą. To dla mnie wielka strata. Nieczęsto spotyka się takich ludzi. Zabiłabyś i mnie, gdyby nie to, że mnie nie można zabić. Twój pracodawca uważał pewnie, że to zwykła plotka. Głupiec. Pytam cię ponownie, Kruczyco: kto cię tu przysłał?

Dalej uporczywie milczała, tym razem jednak posłała mu buntownicze spojrzenie. Chciała go sprowokować, pragnęła by przestał nad sobą panować, by pokazał jej swój gniew. A potem być może powie mu, który z jego licznych wrogów zapłacił za jego głowę. Ostatecznie jej życie było dla niej więcej warte niż honor. Zwłaszcza, że tego ostatniego mało było ostatnimi czasy na świecie.

- Taka jesteś harda, co? - zapytał chwyciwszy ją nagle za podbródek. Zaczął podnosić ją w górę - musiała wstać, żeby nie uszkodził jej karku.

Zadrżała z podniecenia, poczuła wilgoć między nogami; na to przecież czekała, na moment gdy jego gniew i jej pragnienia zatańczą na ostrzu noża. Był silny, tak rozkosznie silny i nie chodziło tylko o jego ciało, mięśnie i tak dalej. W jego postawie i spojrzeniu było coś obezwładniającego. Tak jakby mógł zamknąć cały świat w dłoni i zmiażdżyć go zaciskając palce w pięść.

Nadal milczała. W końcu każda niegrzeczna dziewczynka musi zasłużyć na swoją karę.

- Mów!

Błyskawicznym ruchem zacisnął jej dłoń na gardle. Brutalnie szarpnął ciałem Valerie, przypierając ją do ściany. Następnie powolutku, bardzo powoli, wciąż trzymając ją za gardło, zaczął podnosić ją całą. Na kilka sekund straciła grunt pod nogami, zaczęła się dusić.

Tak, zrobiło się strasznie; to nie były przelewki i Valerie naprawdę zaczęła obawiać się o swoje życie. Wiedziała, że mężczyzna nie należał do takich, którzy znali litość. I właśnie dlatego tak mocno poczuła żądzę. Strach, uczucie zbliżającego się końca, ciemność na końcu tunelu... To wszystko sprawiało, że kobieta robiła się nieprzyzwoicie wilgotna. Uwielbiała to.

Przerażenie i pożądanie. Przemoc i seks. Rozkoszną niewolę w rękach mężczyzny, który równie dobrze mógł ją zabić zamiast zerżnąć.

Chociaż Valerie zawsze udawało się pozostać przy tej drugiej opcji.

Lord Maelstrom złapał Valerie za ramiona i odwrócił ją twarzą do ściany. Zabójczyni usłyszała brzęk wyjmowanego ostrza.

Mężczyzna przycisnął ją do siebie i złapał za szyję. Jej związane ręce stykały się z jego klatką piersiową.

Ostrze sztyletu znalazło się tuż przed jej oczami. Kobieta poczuła zimną stal na swoim policzku.

- Mów, albo oszpecę twoją piękną twarzyczkę - wysyczał jej do ucha.

Ach... Piękne, pomyślała, naprawdę drżąc ze strachu. Uwielbiała mężczyzn, którzy potrafili wzbudzić w niej grozę, to było jak najbardziej wysublimowana pieszczota... Prawdziwa przyprawa, która nadawała rozkoszy niepowtarzalny smak. Nie mogła opierać się dłużej, nie potrafiła, zbyt mocno się bała (przez co, swoją drogą, jej szparka ociekała wilgocią). Zawsze czekała na ten moment. Chwilę gdy mężczyzna ją złamię, gdy nie będzie już w stanie dłużej się mu opierać. Nie sprawiało jej wcale satysfakcji, gdy sama pozwalała nad sobą zapanować. Wtedy to ona zachowywała kontrolę, nawet jeśli tępy samiec nie miał o tym pojęcia. A ona pragnęła kontrolę utracić, pragnęła w całości stać się zabawką w rękach tyrana, który uczyni z nią wszystko na co tylko będzie miał ochotę.

Tak, wolna wola może i była darem, ale utrata woli stanowiła rozkosz.

- Voltarion! - wydusiła - To on mnie wynajął!

- Voltarion... - Iorach zmielił to imię w zębach, a jego sztylet zatańczył pod brodą Valerie. - Niestrudzony Voltarion zza Morza, który ponownie próbuje odebrać mi moje ziemie. Usunięcie mojej osoby nie oznaczałoby jeszcze zwycięstwa. Powiedz, Kruczyco, jaki miał plan? Czy zamierzał zaatakować mój zamek większymi siłami? A może miałaś coś dla niego ukraść? A może Voltarion wie o tym, że nie może mnie zabić, więc ciebie wysłał jedynie na przeszpiegi?

Trzymał ją mocno, tak że nie mogła się ruszyć. Ciepło jego ciała było namacalne. Puścił jej gardło, aby zrobić miejsce dla ostrza.

- Chciał cię po prostu zabić, nic nie sprawiłoby mu większej przyjemności - wyrzuciła z siebie pokornie. Lubiła być pokorna, lubiła nie mieć wyboru i musieć taką być.

- Po prostu zabić? Dla czystej przyjemności, powiadasz? - podkreślił w dziwny sposób słowo "przyjemność". Sztylet sunął coraz niżej, aż do granicy dekoltu.

- Wykonuję polecenia - wysapała. - To wszystko...

- O nie, to jeszcze nie wszystko - odparł.

Odepchnął ją od siebie; musiała spiąć się, żeby nie zderzyć się ze ścianą. Nieoczekiwanie rozciął jej więzy, a także więzadła napierśnika i zdjął go, pozostawiając kobietę w samej koszuli, spodniach i skórzanych ochraniaczach. Odwrócił ją ponownie plecami do ściany, podniósł do góry jej ręce i skuł ją. To samo zrobił z nogami.

Ciało Valerie było teraz rozpostarte w literę X.

Widział, że jej sutki stały się twarde, wręcz nabrzmiałe od podniecenia. Valerie coraz mocniej czuła odurzającą mieszankę strachu, bólu i pożądania, jedyny narkotyk, który był jej potrzebny by odlecieć. Popatrzyła na Ioracha zamglonymi oczami. Oczami, w których tliło się nieme błaganie.

- Podoba ci się to, prawda? - przyznał niskim, drapieżnym głosem.

No cóż, nie tylko jej.

Uśmiechnął się władczo, napawając się widokiem zniewolonego ciała Kruczycy. Wolną ręką sunął po jej skórze: zaczął od obojczyków, potem przyszła kolej na piersi, aż w końcu mężczyzna dotarł do łona. W kilku miejscach sztyletem pociął koszulę Valerie; kawałki ubrania spadły na zimną posadzkę.

W zachwycie podziwiał jej nagie piersi. Przesunął po sutkach opuszkami palców, a potem chwycił za nie i zaczął ukręcać. Zabolało - wcale nie starał się być delikatny.

Kobieta krzyknęła. Zarówno z bólu jak i z rozkoszy. I to właśnie było piękne.

- O, tak, widzę, że to lubisz... - mruknął zadowolony, zupełnie jak wilk przed krwawą wieczerzą. Drugą rękę bezceremonialnie wsadził jej w spodnie, a kiedy przekonał się, jak bardzo kobieta jest mokra, wsunął palec w jej szparkę i poruszył nim kilkakrotnie, bardzo szybko i bardzo mocno.

Nareszcie, pomyślała. Odrobina słodyczy między nogami, przecież kara i nagroda powinny istnieć w równowadze. Czuła się cudownie, zupełnie bezbronna i całkowicie zniewolona.

Czekała na więcej, pragnęła jeszcze i nigdy nie było jej dość.

Maelstrom wyjął rękę z krocza zabójczyni, a następnie zdarł z niej spodnie i bieliznę. Cofnął się o trzy kroki, żeby obejrzeć ją sobie dokładnie, od stóp do głów. Była bardzo ładna, wręcz idealnie pociągająca i chętna.

Najwyraźniej to, co robił, nie wywołało w niej żadnych oporów, wręcz przeciwnie. Mało w tym świecie zostało takich kobiet, oj mało.

Zbliżył się do niej ponownie i w uniesieniu zaczął wodzić dłońmi po jej ciele, nie omijając żadnego zakamarka. Ugniatał jej piersi i masował cipkę. Była jego, cała do jego dyspozycji, spragniona i mokra. Miałby tak po prostu ją zabić albo okaleczyć?

O nie nie nie.

Będzie jego, jego i tylko jego.

W końcu się opanował i przerwał pieszczoty. Stał przed nią dumny, wyprostowany, z błyskiem okrucieństwa w oczach. Przyjemność przyjemnością, ale nie mógł zapomnieć o tym, dlaczego się tu znalazła.

- Powiedz mi wszystko, co wiesz o Voltarionie.

Valerie chciała więcej, dużo więcej... Poczuła ogromny zawód, kiedy Iorach przestał dotykać jej ciała, kiedy jego ręce ją opuściły; zaczynała się powoli zatracać, bardziej czuć niż być...

Pytał ją o coś... tylko o co? Ach, Voltarion...

Zaczęła mówić, powiedziała wszystko co mogła powiedzieć nie narażając się zbytnio pracodawcy; wciąż jeszcze nie wiedziała jaki los szykuje dla niej Lord Maelstrom, a bez tego nie mogła sensownie działać.

Tak trudno było myśleć i mówić gdy całe jej ciało błagało o więcej rozkoszy, o więcej pieszczot, o jego dłonie, jego okrucieństwo, jego władzę...

- To wszystko? – mężczyzna pytał co jakiś czas, kiedy Kruczyca choćby na chwilę przestawała mówić. Uderzał wtedy otwartą dłonią w jej piersi, bardzo mocno, nieubłaganie. Zrobiła się tam cała czerwona.

- No dobrze - mruknął wtedy głosem, w którym nadal czaiła się groźba - Powiedziałaś wystarczająco, żeby zasłużyć na nagrodę...

Szepnął to wprost do jej ucha, poczuła intensywny zapach jego wody po goleniu. Rzadko czuła tego rodzaju zapach od innych mężczyzn, kolejny zbytek, na który mało kto prócz jego lordowskiej mości mógł sobie pozwolić.

Iorach jednak, zamiast spełnić swoją obietnicę przyłożył tylko otwartą dłoń do jej krocza.

I czekał.

Patrzył się na nią i czekał. Badał ją. Chciał się przekonać, jak bardzo tego chce, w jak wielkim stopniu się zatraciła i czy lubi być upokarzana.

O tak, chciał, żeby błagała go o pieszczoty, krzyczała pod wpływem jego dotyku. Żeby wykonywała wszystkie jego rozkazy.

Valerie naprężyła się jak struna. Rozkoszowała się władzą, którą nad nią roztaczał, tym z jaką naturalnością przejmował nad nią kontrolę, z jaką łatwością sprawiał, że pragnęła błagać go na kolanach by pozwolił jej być jego. Maelstrom poczuł jak bardzo wilgotna była szparka Valerie, czuł jak wilgoć zbiera się na jej wargach, czuł, jak z każdą chwilą kolejne bariery pękały w kobiecie.

- Proszę - wyszeptała niemal nieśmiało, uwielbiała taka być. - Zrób mi to... Zrób wszystko co chcesz....

- Głośniej - zachęcił ją spokojnym, niemal czułym głosem. Wsadził w nią dwa palce, ale nimi nie poruszył. - Mów głośniej.

Jęknęła gdy palce wsunęły się w jej cipkę, przez ułamek sekundy niczego bardziej nie pragnęła na świecie.

- Proszę! - powtórzyła głośno, błagalnie - Zrób mi wszystko, wszystko co chcesz!

O to chodziło. Spojrzał jej w oczy bezczelnym, władczym spojrzeniem. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zostawić jej właśnie tak, związanej, chętnej, niespełnionej. Patrzeć jak wije się, bez powodzenia szukając zaspokojenia.

To był piękny obrazek, ale Lord Maelstrom postanowił być miłosierny. Pokaże jej, co może od niego otrzymać, żeby potem była mu bardziej oddana. A planował dużo rzeczy na "potem."

Zaczął poruszać w niej palcami, najpierw powoli, spokojnie, potem coraz mocniej i szybciej. Kiedy zobaczył rozkosz na twarzy zabójczyni, wysunął z niej palce i przytknął je do jej ust, każąc zlizać soki. Wepchnął potem do jej ust trzy palce, zanurzył je głęboko a po chwili wsunął z powrotem do jej cipki. Palcami poruszał mocno i szybko, a kiedy na nią patrzył, obdarzał ją spojrzeniem okrutnika.

Och, to było naprawdę cudowne. Kiedy kazał jej zlizać samą siebie z jego palców nie zastanawiała się nawet chwili, od razu, z łapczywością spełniła jego rozkaz; jej soki smakowały zawsze tak rozkosznie gdy musiała spijać je z mężczyzny, który potrafił nad nią zapanować, który sprawiał, że naprawdę czuła się niewolnicą. To było tak piękne uczucie. Kiedy Iorach wsunął się w nią trzema palcami krzyknęła z rozkoszy, krzykiem chętnym, krzykiem kobiety gotowej na wszystko.

- Dziękuję! - krzyknęła z zapałem wiernej poddanej. - Błagam! Jeszcze!

Chciała by wiedział, że była jego.

Dał jej jeszcze i było tego "jeszcze" całkiem sporo. A potem nagle przestał. Widział, że nie doszła, że była chętna przyjąć znacznie więcej. I właśnie dlatego zawołał strażnika.

Do celi wszedł młody, starannie ogolony mężczyzna o krótkich, brązowych włosach. Przy pasie miał długi sztylet i pistolet. Skłonił się Lordowi, ale jego spojrzenie wciąż zezowało na Valerie.

- Przynieś mi obrożę z nadajnikiem - nakazał Lord, wciąż trzymając palce w kobiecie.

- Tak jest - odpowiedział tamten, patrząc się na Kruczycę.

- Teraz - ponaglił go Iorach, nieco rozbawiony. Było to rozbawienie polującego drapieżnika.

- Tak jest - strażnik zasalutował i wyszedł.

Valerie chętnie zobaczyłaby obu mężczyzn w sobie, dwóch samców traktujących ją jak zabawkę, obiekt pożądania, z którym można uczynić wszystko na co ma się ochotę. Oblizała nieświadomie usta na tą myśl, obecność innej osoby przy tych wszystkich zabiegach, wzrok innego mężczyzny gdy Lord Maelstrom wciąż trzymał w niej palce zaostrzył apetyt Kruczycy, w jej zakrytych mgłą oczach widać było rozpierającą namiętność.

To były oczy kobiety, która gorąco pragnęła być używana przez mężczyzn.

Gdy tylko strażnik wyszedł, Lord powrócił do pieszczenia zabójczyni. Wsuwał w nią mocno palce, drażniąc cipkę. Nie pozwalał jej dojść; kiedy widział, że zbliżała się do finału, wyjmował z niej dłoń i zaczynał głaskać płatki muszelki. Położył palec na łechtaczce i zaczął ją masować. Delikatnie i subtelnie, dozując przyjemność, jaką dostarczał Valerie.

Wtedy wrócił strażnik. Skłonił się przed Lordem Maelstromem i podał mu misterną obrożę z trzema wypustkami przypominającymi duże, metalowe przyciski.

- Podaj mi swój sztylet – nakazał jego lordowska mość, a strażnik natychmiast spełnił polecenie.

Błysk pożądania zatańczył w oczach Ioracha. Pewnym ruchem wsunął rękojmię sztyletu w szparkę Valerie. Rękojeść obłożona miękką skórą wbijała się raz za razem, nie dając nawet chwili wytchnienia. To był jego plan, mężczyzna zauważył żądzę w oczach strażnika, a miał dziś dobry humor. Postanowił doprowadzić Valerie do orgazmu na jego oczach, przy pomocy jego własnej broni.

Właściwie, to humor zaczął mu dopisywać, od kiedy Kruczyca wpadła w jego ręce.

Kobieta wiła się pod wpływem pieszczot Maelstroma, pomysł ze sztyletem wyjątkowo przypadł jej do gustu, uwielbiała czuć się wypełnioną...

Zaczęła jęczeć, krzyczeć i błagać o więcej.

Nie zapomniała o strażniku, którego traktowała jak wisienkę na torcie (umięśnioną i jurną wisienkę). Kiedy tylko znajdowała chwilę wytchnienia patrzyła na niego niewinnymi oczami, rozchylając przy tym sugestywnie usta. Tak jakby była bezbronną dziewicą, a on ziszczeniem wszystkich jej marzeń o twardym penisie penetrującym jej nieśmiałą szparkę.

Tak, takie gry zawsze dodawały pikanterii.

Cóż, ale on i jego prącie stanowili zaledwie dodatek. Lord Maelstrom był głównym daniem. Valerie podobało się jego opanowanie, ceniła w mężczyznach umiejętność trzymania pożądania na wodzy, nawet jeśli niekontrolowany szał namiętności potrafił sprawić więcej przyjemności; tak czy tak, opanowanie sugerowało inteligencję, a ta była nie do przecenienia w miłosnych rozgrywkach; brutalna siła jako taka była niezaprzeczalnym atutem, ale jeśli połączyć ją z pomyślunkiem, mężczyzna potrafił uczynić z kobietą cuda.

Liczyła na to, liczyła, że Iorach jej nie zawiedzie.

Nie minęło wiele czasu, kiedy Kruczycę zalała fala orgazmu. Mężczyzna cały czas patrzył na nią nieprzeniknionym spojrzeniem. Delektował się wyrazem twarzy kobiety, rozkosz tak bardzo potrafiła przypominać ból, a jeśli połączyć jedno i drugie powstawała wybuchowa mieszanka, do której Maelstrom miał szczególną słabość.

Mężczyzna wyciągnął rękojmię sztyletu z Valerie. Przedmiot był mokry od soków i pachniał kobiecością.

Mężczyzna oddał broń jej właścicielowi.

- To wasze, strażniku. Odmaszerować.

Strażnik odebrał ostrze z nabożną czcią i potężną erekcją. Chwilę mu zajęło, zanim dotarła do niego druga część rozkazu.

W końcu wyszedł.

- I co ja mam z tobą zrobić, Valerie Corax zwana Kruczycą? - spytał Iorach i podniósł jej głowę za podbródek. W ręku trzymał obrożę. - Co mam zrobić z kobietą, która została przysłana, by mnie zabić, a mimo to błagała, żebym ją wziął?

Jedno nie przeszkadza drugiemu, pomyślała, chociaż zwykle najpierw pieprzę się z ofiarą, a dopiero potem próbuję zabić. Nie powiedziała tego na głos, chciała jeszcze trochę pobyć uległą dziewczynką; było jej żal, że zabawa najwyraźniej dobiegała końca. Powinna dalej starać się go zamordować, tylko że w obliczu jego nowo odkrytej nieśmiertelności było to nieco kłopotliwe. Wskazany byłby taktyczny odwrót. Ucieczka. A szkoda, bo naprawdę słodko czuła się będąc nadziana na sztylet jego oficera, nie mówiąc już o tym, że miała ogromną ochotę na prącie Ioracha.

- Nie wiem, panie - odparła pokornie, było jeszcze trochę na czasu na szczyptę przyjemności, na rolę, w której było jej tak dobrze.

- Powinienem cię zabić, albo przynajmniej ukarać. Oboje dobrze wiemy, że to co stało się przed chwilą dla żadnego z nas nie było karą. Żal mi jednak zabijać utalentowane osoby, które mogę jeszcze wykorzystać. Powiedz mi, do czego możesz mi się przydać? – pytanie zabrzmiało jak groźba.

- Zależy ile mi zapłacisz... panie - Valerie oznajmiła tym samym uległym głosikiem co przed chwilą.

- Mówisz do najbogatszego człowieka na wyspie - odparł nie bez dumy w głosie. - Pytanie tylko, jak bardzo zmienna jest twoja lojalność.

- To zależy od tego jak często monety wpadają do mojej sakiewki, panie.

- Mogą wpadać często i w dużych ilościach, jeśli tylko będziesz się dobrze wywiązywać z powierzonych ci zadań - powiedział trącając jej sutek palcem wskazującym.

Zadrżała.

- Jakie zadania masz na myśli, panie?

- Większość z nich polegałaby na znalezieniu konkretnego celu i pozbyciu się go. Chociaż jestem również zainteresowany innego rodzaju usługami... - jego dłoń zniżyła się, a palec sugestywnie pogładził łechtaczkę.

Valerie zmrużyła oczy i zagryzła wargę, to był miły akcent, z rozkoszą pomyślała o wszystkim co Lord Maelstrom mógłby z nią zrobić, gdyby zaczęła dla niego pracować. Zresztą, ta opcja i tak wydawała się z oczywistych powodów najlepszym sposobem na ocalenie skóry.

I to jak przyjemnym sposobem.

- Moje ciało już teraz jest twoje, panie - powiedziała oblizując usta.

- Będziesz moja, kiedy tylko sobie tego zażyczę. Zrobisz wszystko, co ci rozkażę. W zamian za to daruję ci życie i będę traktował z szacunkiem. Za lojalność dostaniesz odpowiednią zapłatę. Będę twoim pracodawcą, panem i kochankiem - mówił wykonując delikatne, okrężne ruchy palcem na jej muszelce - Czy przyjmujesz te warunki?

Wyprężyła się nieco, jej ciało wciąż spragnione było pieszczot. Podniosła wzrok i popatrzyła na Ioracha swoim najbardziej niewinnym spojrzeniem.

Do diaska, kto by nie przyjął takiej oferty?

- Tak - na wpół odpowiedziała, na wpół jęknęła.

- Niech tak będzie - powiedział i pocałował ją; po raz pierwszy, lecz nie ostatni. Całował powoli, władczo, stanowczo. Jego palec wciąż znajdował się między jej nogami.

Wilgoć, na którą napotkał Iorach, sama w sobie mogła wystarczyć za odpowiedź. Valerie, znając już swoją najbliższą przyszłość i wiedząc, że nie jest związana z rychłą śmiercią, w pełni oddała się mężczyźnie. Była jak glina, którą Maelstrom mógł dowolnie kształtować, jak doskonale nastrojony instrument, który odpowiada najsłodszą muzyką na nawet najdelikatniejsze poruszenie struny.

Była jego.

W pełni, w każdym tego słowa znaczeniu.

I było jej z tym cholernie dobrze.

Kiedy skończył pocałunek, Iorach zapiął na jej szyi obrożę. Była dość gustowna, w taki nowoczesny sposób: wykonana z czarnego metalu, wewnątrz wyłożona miękką skórą, z trzema zaokrąglonymi wypustkami o nieco ciemniejszej barwie.

- To wyraz ostrożności - wyjaśnił - Moje zabezpieczenie, jeśli będziesz próbowała jakiś nieczystych zagrań. Jeśli zrobisz coś przeciwko mnie, wystarczy że nacisnę jeden przycisk, a zginiesz. Nie próbuj jej zdejmować, to może być bolesne...

Ach tak, obroża, prawie o niej zapomniała. To już mniej się jej podobało. Albo inaczej: podobało się cholernie, tylko że nie była tu tylko dla zabawy. Tego rodzaju urządzonko mogło skutecznie utrudnić ewentualną próbę zmiany pracodawcy, a co jak co, Valerie nie zamierzała na wieki pozostać na usługach Lorda Maelstroma, nawet jeżeli mężczyzna okazałby się bogiem miłosnej gry (na co miał pewne zadatki, ale to była już zupełnie inna kwestia).

- Panie - zaczęła ostrożnie - czy jeśli udowodnię moją lojalność, zdejmiesz obrożę?

- Tak – powiedział przesuwając kciukiem po jej policzku - Ale będziesz musiała sobie na to zasłużyć.

- Potrafię zapracować na nagrodę - odparła jak grzeczna dziewczynka, ale uśmiechnęła się przy tym najbardziej nieprzyzwoitym uśmiechem, jaki miała w repertuarze.

- O tym się jeszcze przekonamy - odparł z pozoru beznamiętnie, po czym wyszedł.

Nie minęło wiele czasu kiedy do celi wszedł strażnik. Ten sam, który wcześniej obserwował, jak jego pan jej dogadza. Na podłogę rzucił jakiś zwinięty materiał, podszedł do Valerie i ją rozkuł.

- Nie chciałbyś spróbować? - przesunęła palcem po ustach, drugą dłonią muskając się między nogami; wciąż była wilgotna, a strażnik wyglądał na całkiem znośnego mężczyznę, zresztą Iorach narobił jej tyle smaku, że teraz chętnie położyłaby się na zimnych kamieniach, rozłożyła nogi i sama sobie dogodziła.

Raz a porządnie.

Pal licho chłód i tym podobne, nie potrafiła się skupić kiedy była rozpalona, a brak przemyślanego działania był często bardziej zabójczy od dobrze zaostrzonego żelastwa.

- Musiałeś cierpieć straszne katusze - ciągnęła głosem zatroskanej podlotki. - Patrz, ale nie dotykaj... Twój pan jest dla ciebie zbyt surowy...

Mężczyzna odruchowo zerknął na swój sztylet. Oj tak, jeszcze długo będzie pamiętał, do czego posłużyła ta broń.

Wybrzuszenie na kroczu jednoznacznie zdradzało, że chciałby, i to bardzo.

Mimo to pokręcił głową.

- Nie wolno mi. Jesteś teraz jego - odpowiedział zdecydowanym tonem, lekko zabarwionym strachem. - To ubranie dla ciebie. Załóż je, a potem zaprowadzę cię do twojego pokoju.

- Szkoda – stwierdziła i nie spuszczając wzroku z mężczyzny, sugestywnie polizała palec.

Rzeczywiście było jej szkoda. Raz, że czuła jak rozpiera ją pragnienie, a dwa, lojalność wykazywana przez sługi Maelstroma mogła jedynie utrudnić jej życie. Przynajmniej jego lordowska mość nie kazał jej chodzić nago...

Chociaż gdyby nie tutejsze temperatury, to mogłaby być całkiem rozkoszna perspektywa.

Zainteresowała ją jeszcze jedna sprawa.

- Wspominałeś o pokojach, strażniku. Pan nie zamierza zamknąć mnie w jakimś ponurym lochu? Takim jak ten tutaj?

- Dostaniesz pokój, tyle że zamykany na klucz. Jeśli chcesz znać moje zdanie - zawahał się zanim użył tytułu - pani, to radziłbym nie wychodzić z niego bez pozwolenia.

- Oczywiście - zgodziła się pokornie, wkładając przyniesione przez strażnika ubranie. Była to prosta, brązowa sukienka sięgająca kolan. Nic wielkiego, ale Lord zapewne nie miał w swojej garderobie zbyt wiele damskiej odzieży.

Strażnik zaprowadził Valerie na górę. Na trzecie piętro prowadziły inne schody niż te do lochów. Szerokie, wykonane z ciemnego drewna, które miało irytujący zwyczaj niemiłosiernie skrzypieć.

Zamek Tornis stanowił odbicie tutejszej rzeczywistości, jej kamienną metaforę. Został wybudowany na wiele wieków przed Wybuchem i od lat służył jako siedziba arystokratycznych rodów.

Poprzedni właściciele zdążyli go unowocześnić. Zanim świat runął wyposażyli go w bieżącą wodę i światło elektryczne, jednak współcześnie żadne z tych udogodnień nie działało.

Cywilizacja upadła i powróciła do swoich początków, a on stał nadal, niewzruszony i niezmienny.

Był imponującą budowlą o ponurym majestacie, osadzoną na szczycie Wzniesienia Grzechu. Lata erozji sprawiły, że znajdował się teraz na krawędzi klifu. O skały u jego podnóża nieustannie rozbijały się fale Kwaśnego Morza, jednego z wielu tragicznych następstw Wybuchu.

W pokoju przygotowanym dla Valerie znajdowało się wszystko, czego kobieta mogłaby potrzebować: było dwuosobowe łóżko z moskitierą, toaletka, szafa, kanapa, sekretarzyk z dużą ilością szufladek, dwa obrotowe krzesła. Na ścianie wisiał zakurzony i nieco wyblakły gobelin przedstawiający pojedynczą różę. Z zakratowanego okna roztaczał się przepiękny widok na toksyczne wody.

- Całkiem ładnie - mruknęła pod nosem rozglądając się po swoich nowych kwaterach.

- Tak, ładnie - odparł strażnik dziwnym, nieco zamyślonym głosem.

- Coś nie tak? - spytała niby to mimochodem Kruczyca.

- Powiedzmy, że nie jesteś pierwszą osobą, która zajmuje ten pokój - wyznał niechętnie mężczyzna.

- A kto miał przyjemność mieszkać tu przede mną?

- Inna kobieta. Nieważne kim była, ważne jak skończyła... - urwał nagle - Przepraszam. Nie powinienem tyle mówić.

- Nic nie szkodzi - zapewniła go, uśmiechając się łagodnie. - Ta kobieta umarła, prawda?

- Życzę miłej nocy - strażnik najwyraźniej nie mógł mówić na ten temat. Zamknął pospiesznie drzwi, a Valerie usłyszała szczęk klucza w zamku.

Trudno, dowie się wszystkiego w swoim czasie. Gra dopiero się zaczynała. Kto by pomyślał, że cała sprawa skończy się w tak interesujący sposób; że zamiast zabijać Lorda Maelstroma stanie się jego niewolnicą.

Przynajmniej na razie.

W powietrzu czuła niebezpieczeństwo, wiedziała, że choć ocaliła skórę to jeszcze wiele było przed nią, a to czyniło ją jeszcze bardziej mokrą.

Właśnie.

Opadła na łóżko i rozochoconymi dłońmi sięgnęła do swojej szparki.

Niebezpieczeństwo niebezpieczeństwem, ale teraz czas było zająć się sobą.

29,127
9.75/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 9.75/10 (38 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

Komentarze (7)

MarySue · 19 września 2012

0
0
Hmm, te wspomnienia o "wybuchu" i ogólnie klimat nieco mi trąci Moorcockiem, zwłaszcza historią Runenstafa. Tyle że Moorcock by nie opisał takiej sceny między bohaterami, skupiłby się na bardziej uniwersalnych kwestiach 😉

Wygląda to na początek dość przemyślanej historii - ciekawa jestem geografii politycznej Twojego świata 😉 I oczywiście czekam na ciąg dalszy.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Magdalena_M · 19 września 2012

0
0
Bardzo w moim guście 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

dzien_i_noc · Autor · 20 września 2012

0
0
No cóż, dziękujemy za zachęcające komentarze (piszemy opowiadania w damsko - męskim duecie) 😉. Co do trącenia Moorcockiem to akurat zbieg okoliczności, oboje mieliśmy szczątkową styczność z tym co pisze, mimo, że to klasyka gatunku. Kwestie geopolityczne pojawią się w następnych odcinkach ;p

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Ervin · 10 lutego 2013

0
0
kiedy następne części? świetne opowiadanie, czekam na ciąg dallszy 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

rarita · 15 lutego 2013

0
0
Dołączam się do Ervin, czekam na więcej.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Pytająca · 3 września 2017

0
0
Czy będzie kontynuacja? Tu lub na innej stronce?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Leszek · 5 czerwca 2022

0
0
Będzie kolejna część?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.