Smarkula
4 kwietnia 2013
30 min
20 lipca 20... E-mail.
(Bożena do swojej przyjaciółki Oli)
Dzień dobry Oleńko!
No i jesteśmy, pogoda jak na razie super, okolica też. Dość trudno było trafić, szczególnie już prawie na miejscu, bo to jakaś straszna pipidówa jest! Dosłownie Kozia Wólka w gminie Zadupie... Ale Tomkowi chyba właśnie o coś takiego chodziło, bo widzę, że jest szczęśliwy. Najtrudniej było most znaleźć, bo ten nasz camping za rzeką jest. Rzeczka nieduża, ale na tyle głęboka, że nawet nasz Rover nie dałby rady, chyba... W każdym razie nie próbowaliśmy. Kiedy już znaleźliśmy most, znalazł się i camping. Muszę Ci powiedzieć, że ładny nawet: cztery domki w otoczeniu starych świerków, rzeka tuż za płotem (oczywiście wszystko ładnie ogrodzone i nawet jakaś ochrona czasem tam zagląda), na terenie grill, huśtawki, piaskownica, stolik pod parasolką i takie tam. Ogólnie ładnie Oleńko, bardzo ładnie, szkoda, że Cię tu nie ma... Muszę kończyć tego szybkiego maila trzeba się wprowadzić, rozpakować. Odezwę się jeszcze wieczorem, o ile będę na siłach.
Całusy ślę, B.
20 lipca 20... E-mail.
(Tomek do kolegi)
No cześć!
Jesteśmy na miejscu. Padnięty jestem, cała noc za kółkiem dała w kość. Bożena jak koło północy zasnęła tak kimała przez całą drogę jak zabita, żal mi było jej budzić. Tak, że nie miał mnie kto zmienić. Raz się tylko zatrzymałem w jakimś MOP–ie, colę kupić i jakiegoś Red Bulla, bo zaczynałem drętwieć i przysypiać. Rześkie, nocne powietrze rozbudziło mnie chyba lepiej niż te wszystkie energy drinki, dałem rady. No a tutaj też trochę się namęczyłem z rana, bo za chiny nie można było mostu znaleźć, GPS mnie gdzieś cały czas w pole wyprowadzał. Potem okazało się, że starego mostu nie ma, bo go w zeszłym roku powódź zmiotła, a tego nowego jeszcze nie ma na żadnych mapach. Na szczęście jakoś się udało trafić w końcu i dobrze, bo już resztkami sił gonię. Stary – okolica wymarzona! Camping fajny, zaraz nad tą rzeką co się przez nią nie umieliśmy przeprawić. Wokół góry, naprawdę góry! Nie jakieś tam straszne szczyty, ale z tego co widzę na mapie to po jakieś 900 m mają, dla mnie to nie byle co! Jedna droga, dość ruchliwa niestety, do najbliższych miasteczek i w jedną, i w drugą stronę po ok. 5 km. Poza tym las, las i jeszcze raz las... Wiem, co o tym myślisz: kryzys wieku średniego. Ale ja Ci mówię, że to po prostu wymarzony urlop, pierwszy taki od... studenckich lat? Pamiętasz jeszcze te czasy? Bieszczady, Gorce... Myślę, że wiesz, co mam na myśli. Dobra kończę, bo mi się normalnie oczy same zamykają. Muszę się kimnąć koniecznie, a tu jeszcze trzeba Bożenie pomóc graty z auta poprzenosić. Nara, w każdym razie.
T.
20 lipca, wieczorem. E-mail.
(Bożena do Oli)
Olu!
Jestem ponownie, już wieczór, diabelnie szybko nam ten dzień zleciał, ale też roboty było co niemiara. Najpierw rozpakowywanie: niby tylko dwa tygodnie, ale toreb mamy chyba z pięć, sześć? Dużo gratów Tomka, statywy oczywiście, a poza tym jakieś wędki, wodery... Gdzie on tu chce ryby łowić? Chyba nie w tej strudze, co koło nas płynie, chociaż może jednak? Mamy tu taki niby wodospad i tam, mam wrażenie, dość głęboko jest. Więc może i ryby się trafiają. Ale ja w sumie nie o tym: Oleczko, nasz domek wypas! Niby takie małe coś, a dwie sypialnie, salonik, aneks i łazienka (z wanną!), za tą cenę to miła niespodzianka! W kuchni trochę mrówek, ale na wsi to chyba normalne? Wyobraź sobie, że wszystkie domki już zajęte, no bo tak: jeden nasz, drugi Bogdana i Agnieszki, trzeci to tych Tomka kuzynostwa, a czwarty zajmuje jakaś parka obcokrajowców z takim wielgachnym psem. Hmmm... pozostaje mieć nadzieję, że pies nie będzie wył po nocach... W każdym razie komplet mamy. Tomek rano mi pomógł przenieść rzeczy z samochodu, po czym padł jak kawka. Trochę mi wstyd, bo całą noc sam prowadził... No i sama musiałam te wszystkie graty rozpakować, co zajęło mi czas do południa. Potem poszłam do Tomka dołączyć, bo mnie spanie zaczęło morzyć. Niby całą noc drzemałam, ale taka jazda jednak daje w kość. Pospaliśmy razem jeszcze ze trzy godziny, potem Tomek się zbudził i... tylko się nie zarumień: ochrzciliśmy nasze nowe łóżko... Dawno tak nie było, żeby on tak bez ceregieli, no wiesz... Śpię sobie w najlepsze, aż tu czuję jak ktoś mi zsuwa majty i wsadza między uda coś twardego... Nawet mi nie dał obudzić się do końca! W sumie, jakby tak miało być, to może polubię ten urlop. Wiem, co myślisz: w zeszłym roku Rodos, dwa lata temu Egipt, a teraz Kozia Wólka... Dla Tomka to zrobiłam, marzył o tym. Mam nadzieję, że mi się to będzie opłacało... jeśli wiesz, co mam na myśli..? Dobra już przestaję, może Cię to peszy... Idziemy zaraz grilla rozpalić, bo się trzeba z resztą ludzi zintegrować, jutro Ci napiszę jak było. Pa skarbie, napisz mi co tam u was, jaka pogoda... Bo u nas na razie piękna!
Pa, pa! B.
21 lipca 20... E-mail.
(Bożena do Oli)
Hej!
Dzięki za maila cieszę się, że jakoś leci, szczególnie w robocie. Bo już się bałam, że firma beze mnie upadnie, he, he... Ech, kaca mam po tej wczorajszej integracji, dlatego tak późno piszę. Już prawie dwunasta, a większość ciągle jeszcze odsypia... A było tak: Bogdan pojechał do miasteczka (mówi, że ładne nawet) i nazwoził kiełbas, steków, szaszłyków, papryki, cebuli, no i oczywiście kilka sześciopaków tutejszego piwa... Ledwie się z tym wszystkim zabrał do ich Toyoty. No i gdzieś tak koło ósmej wieczorem przystąpiliśmy do balangi. Na początku przedstawiliśmy się sobie wszyscy ładnie i przepiliśmy do siebie tradycyjnego brudzia... Uśmiejesz się, bo ta parka obcokrajowców to młodzi Niemcy, więc ten bruderszaft był jak najbardziej na miejscu. Poznałam kuzynkę Tomka, Jolę i jej męża Marka – przy okazji okazało się, że jest z nimi jakieś dziecko, dziewczynka w wieku szkolnym, nie ich córka tylko się nią opiekują, to w ogóle dość zakręcona historia... Zresztą nie ważne. Niemcy to Sabine i Olaf, pies wabi się Max i jest młodym wyżłem. No więc dziecko i pies... coraz lepiej. Z nas to tylko Tomek zna trochę niemiecki, ale jakoś sobie radziliśmy z konwersacją, szczególnie po kilku piwach. Mili ludzie, to znaczy Sabine i Olaf, z tego co zrozumiałam studenci z Essen, a prywatnie narzeczeństwo. Marek, mąż kuzynki Tomka, nie zgadniesz – prowadzi biuro podróży! A przy tym nieraz sam robi za przewodnika takich zagranicznych wycieczek, więc miałam z kim pogadać! Zresztą, co tu kryć po tylu browarach każdy gadał z każdym, było strasznie głośno, nażarłam się jak świnia, po prostu masakra jakaś! Po północy wpadła ochrona, ale widząc, co się dzieje tylko ze zrozumieniem pokiwali głowami i przestrzegli nas byśmy byli o pół tonu ciszej, bo głos się niesie po wodzie na wiele kilometrów... No cóż... Gdzieś koło drugiej zaczęliśmy się rozchodzić, bo nam się piwo skończyło. A jak komary tną, ała! Same bąble mam... Agnieszka wymiotowała koło ich domku, ja też miałam niezłego helikoptera. Położyliśmy się, a raczej ja się położyłam, a Tomek na mnie... Olu, czy to ta woda, czy to powietrze, ale nagle w moim mężu zbudził się lew... Kochaliśmy się po pijaku jak dwa króliki, śmiesznie było. W pewnej chwili z któregoś z sąsiednich domków dobiegły nas wiele mówiące odgłosy, zakończone donośnym "ooooooch!" – chyba ktoś wpadł na ten sam pomysł co my, hi, hi. Obstawiam, że to była ta młoda Niemka... No a dzisiaj... Ech, łeb mi pęka... Jak reszta wstanie to pojedziemy gdzieś na obiad, a potem mam zamiar trochę się poopalać, bo pogoda bajeczna!
To pa! Twoja B.
21 lipca 20... E-mail.
(Tomek do kolegi)
Witaj.
Stary, na mega-kacu piszę, więc wybacz. Wczoraj małą integrację mieliśmy, chyba koło trzeciej w nocy się skończyło. Boleję nad tym, bo miałem zamiar powłóczyć się dzisiaj po okolicy, ale w tym stanie to nie ma bata... Ech, przez pijaństwo kolejny dzień mojego cennego urlopu zmarnowany... Przynajmniej wesoło było, ludzi poznałem. Mój brachol dał czadu jak już nie pamiętam kiedy, Agniecha jeszcze lepiej. Doszło do tego, że chcieli nago pływać w rzece, na szczęście wyperswadowałem im, bo tu po zeszłorocznej powodzi różne dziwne rzeczy na dnie, wszędzie tablice ostrzegawcze. Zresztą sam widziałem: byłem sprawdzić jak tam rybki i kawałek od brzegu wyrwa w betonie (rzeka wyregulowana) ze sterczącymi zbrojeniami... Ogólnie ten wodospad koło nas o.k. tylko w tym jednym miejscu trzeba uważać. Moja kuzynka przywiozła ze sobą bratanicę, nastolatkę, zawsze miała pociąg do dzieci zwłaszcza, że własnych mieć nie mogą. W sumie miło z jej strony, bo z tego co mi mówiła, rodzice tej małej wiecznie w robocie, szkoda żeby spędzała wakacje sama w bloku. Mamy też parkę z Essen, fajni studenci, chociaż ona nieco hałaśliwa... szczególnie w nocy... Bożenka, nie narzekam, chętna jak zawsze na wyjazdach... No. Nie jestem jeszcze taki stary w końcu. Jeszcze wracając do tej nastolatki – zabawna sytuacja miała wczoraj miejsce. Bo ona (Magda chyba?) do tej 22 siedziała z nami i widać było, że nudzi się jak mops. Nam było wesoło, browar za browarem, gadka – szmatka, ale ta młoda dosłownie wychodziła ze skóry, żeby się jakoś rozerwać. No i w pewnym momencie zaczęła się huśtać na krześle: nogi zawinięte wokół nóg stołka i buja się w przód i w tył, i w przód i w tył... Coraz mocniej do tyłu, usta zaciśnięte mina harda, byłem ciekawy kiedy glebnie. W pewnej chwili wychylała się tak mocno, że to wydawało się przeczyć prawom fizyki, że jej stołek jeszcze stoi. Nikt poza mną nie zwracał na nią uwagi i poleciała oczywiście... Ale ją złapałem, w ostatniej chwili... Trzeba Ci było widzieć jej minę: zbladła jak płótno, oczy jak spodki, szok i zmieszanie... A potem jak nie poczerwienieje! Jak nie spojrzy na mnie! Z taką dziecinną złością i urażoną dumą, że musiałem parsknąć śmiechem! Poderwała się i uciekła do domu śmiertelnie obrażona... No mówię Ci, istna Lolita! Jeszcze jej dzisiaj nie widziałem, pewnie nadal się boczy. Może jednak po południu gdzieś wyjdę, bo miarkuję, że będzie dziś dobre światło...
T.
21 lipca 20... Wpis w pamiętniku.
(Magda)
Drogi pamiętniczku!
Dzisiaj znowu ładny dzień, niebo bez chmurki. Poszłam rano na spacer, kiedy dorośli jeszcze spali. Po kryjomu oczywiście, bo ciocia Jola nie pozwala mi samej wychodzić za ogrodzenie. Widziałam żabę, taką brunatno – zieloną, nie wiem co to za gatunek, muszę sprawdzić jak już znowu będę w domu. Brakuje mi moich książek, szczególnie do biologii, poza tym jest o.k. Bardzo tu ładnie, tak malowniczo, bo i rzeka jest i las, i sarny. Rano ptaki śpiewają tak głośno, że się budzę. Po prostu muszę wstać i wyjść, chyba by mnie pokręciło, jakbym miała tak ciągle spać jak reszta... Nie rozumiem dorosłych. Ogólnie są fajni, mam nagle tyle cioć i wujków, że trudno ogarnąć! Najbardziej lubię Sabine i Olafa, oni są z zagranicy, ale najfajniejszy jest ich pies. Marzę o tym, by pozwolili mi kiedyś wyjść z nim na spacer, ale oni się trochę boją, bo Max jest jeszcze bardzo młody i niesforny... Oni boją się, że mógłby mi uciec, ale ja myślę, że dałabym sobie z nim radę, pies to pies. Już mi się zdarzało wyprowadzać psy. Wujek Tomek niemiły, wczoraj przy wszystkich śmiał się ze mnie. Chociaż właściwie powinnam mu podziękować, bo być może ocalił mi życie. Gdyby nie on, to bym się wywaliła jak nic! Jaki wstyd... Gdybym chociaż strzeliła głową o beton i dostała wstrząsu mózgu, to by było o.k. i nawet dramatycznie. Chyba jednak lepiej, że mnie złapał... Ale nie podziękuję mu za to nigdy, przenigdy! Jeszcze sobie co pomyśli. Wujek Tomek ma jedną wielką zaletę: ma zamiar chodzić na wycieczki, a nie tylko pić piwo i opalać się. Słyszałam jak mówił, że wieczorem wybiera się na spacer. Chyba go poproszę, żeby mnie z sobą zabrał.
22 lipca 20... E-mail.
(Bożena do Oli)
Dzięki Olu, że tak się o mnie troszczysz! Uważam na siebie, smaruję się kremem z filtrem, noszę kapelusz przeciwsłoneczny i nie wchodzę do nieznanej wody. Nasza "plaża" taka sobie: okazało się, że w ciągu dnia przychodzi tu bardzo dużo miejscowych i innych turystów, więc w godzinach szczytu jest dosłownie tłok. Ech, to nie Rodos jednak... Tu jest tak... wsiowato? Tylko ta rzeka, dwa miasteczka, a raczej mieściny i poza tym nic. W miasteczkach też właściwie nic ciekawego, chociaż restauracje fajne i jedzenie bardzo smaczne. To jednak straszna ulga, kiedy nie trzeba gotować! Aha, dziękuję, że pytasz – nie, obecne na campingu kobiety raczej nie stanowią dla mnie konkurencji. Jaka Ty złośliwa jesteś jednak! Żadna mi Tomka nie "gwizdnie", bo żadna nie w jego guście! Agnieszka to taki trochę wulgarny typ, czarnowłosa, czarnooka, a wiesz, że mój kocha tylko blondynki... Poza tym żona brata, chyba nie myślisz, że on mógłby... Nieee... Jola starsza od nas, poza tym pulchna – też nie jego ideał. Sabine... Hmmm... Tu mógłby być problem, bo to śliczna, opalona, piersiasta blondynka... Tylko jest jeden mały szkopuł: ona zapatrzona w tego swojego Olafka jak w tęczę! Zakochani po uszy, to widać. Nic tylko całuski, głaskania, seks co noc... No tak, słychać ich, jak na Niemców to strasznie są wyluzowani. Innych kobiet nie stwierdzono, więc jestem spokojna!! Poza tym Tomek jest tu taki szczęśliwy... Choćby dlatego będę tu tkwić i gnić, i oganiać się od uprzykrzonych komarów... Wczoraj poszedł fotografować i wziął ze sobą tę dziewuszkę od kuzynki, miło z jego strony, bo młoda bądź co bądź trochę się nudzi z nami. Wrócił taki... natchniony? Zdjęcia przednie, to miękkie, zmysłowe, przedwieczorne światło... Tylko on to potrafi... Zrobiłam nam kolację przy świecach, wiesz? Po wszystkim on na tym stole mnie... Chyba umrę... Najpierw minetka taka, że omal nie zemdlałam, a potem przeleciał mnie na tym stole tak mocno, że talerze pospadały, a ja darłam się głośniej niż Sabine! Tak więc widzisz, nie mam się czego bać, mój mężuś jest cały mój! Ale dzięki za troskę.
Twoja B.
22 lipca 20... Wpis w pamiętniku.
(Magda)
Znowu ładnie, chociaż rankiem parę pierzastych obłoczków było na niebie. Wczoraj poszłam z wujkiem Tomkiem fotografować. Bo okazuje się, że on prawdziwym artystą jest! Chyba go jednak polubię. Niedaleko poszliśmy, tylko do zakrętu rzeki, bo wujek bardzo chciał "załapać się na odpowiednie światło", a było już trochę późno. Dużo czasu zajmuje mu rozłożenie statywu i poskręcanie aparatu – bo to nie jest taki zwykły aparat, tylko lustrzanka i ma całe mnóstwo wymiennych obiektywów, i filtrów, i osłon... Nigdy bym nie pomyślała, że fotografowanie może być takie skomplikowane! Potem robił zdjęcia rzeki w świetle zachodzącego słońca. Wow! Jakie piękne wyszły te zdjęcia! Aż coś łapało za serce, kiedy na nie patrzyłam... Nie wiem, jak z Dzikiego Zachodu, tak mi się skojarzyło, jakby czas się na nich cofnął... Bardzo chciałabym umieć tak fotografować. Jak już było za ciemno, to usiedliśmy na brzegu i rozmawialiśmy. Wujek pytał mnie ile mam lat, gdzie chodzę do szkoły, jak tam w szkole i czy mam chłopaka. Z tym chłopakiem to przegiął! Ale się nie obraziłam, bo w sumie, to chciałabym mieć... Ja go zapytałam też ile ma lat, ale tylko się zaśmiał. Potem zapytałam co z tymi zdjęciami będzie? Na co wujek odpowiedział, że na razie nie wiadomo. Może w jakimś albumie wylądują, albo jako reprodukcja na czyjejś ścianie, albo w mojej książce do geografii... O! To byłoby coś! Otwieram książkę, a tam zdjęcie naszej rzeki i podpisane fot. Tomasz Londecki. Fajowo! W nocy długo nie mogłam zasnąć, bo rozmyślałam nad tym, czy ewentualnie mogłabym zostać fotografem, jak dorosnę. Potem usłyszałam jak ciocia Bożenka krzyczy... Tak mi się dziwnie zrobiło, bo wiedziałam, że to wujek Tomek wbija w nią swojego ptaszka. Jasne, że o tym wiem, nie jestem już dzieckiem. Tylko dlaczego oni przy tym krzyczą? Czy to boli? Ja w każdym razie nigdy tego nie zrobię, przenigdy! Obrzydliwość...
23 lipca 20... Późny wieczór. E-mail.
(Tomek do kolegi)
Cześć.
Muszę Ci się pochwalić, że parę fajnych fotek spłodziłem ostatnio, wysyłam kilka pozmniejszanych, bo wielkość gigantyczna, nie chcą pocztą iść. Oczywiście, są jeszcze surowe, trochę jednak trzeba nad tym posiedzieć, a tu za bardzo nie mam jak. Bo mnie ciągle kobiety gonią: a to zawieź na obiad, a to na zakupy, a to posiedź z nami nad rzeką... Dramat. A gdzie moje wycieczki, plener i ryby? Jedynie Madzia coś warta, to jest prawdziwy mały wędrowniczek, nie jest w stanie minuty usiedzieć spokojnie. Muszę Ci o niej trochę więcej napisać, bo warto: więc wiek, trzynaście lat, czternaście prawie. Chodzi do gimnazjum i świetnie się uczy, najlepiej z nauk przyrodniczych jej idzie. W ogóle bardzo pojętny typ, bardzo inteligentny. Z wyglądu... Jak to nastolatka: chuda, wiotka, zgrabna, opalona, pączkujące piersi i brak pupy... Włosy ciemnobrązowe, ulizane nad czołem, a dalej gruby warkocz, oczy piwne, usta szerokie i trochę zbyt długi nos. Ogólnie – raczej nieładna, przynajmniej jak dla mnie. Ale jest w niej coś takiego... Jak to opisać? Taka świeżość, witalność, energia... W jej ruchach, zachowaniu, nawet sposobie wyrażania się. Niewinność – to jest bardzo dobre słowo. Ona wzbudza ciekawość, nie można od niej oczu oderwać. Poza tym to jej rozkwitające ciało... Jest w tym jakaś perwersja, kiedy tak się przechadza jak gdyby nigdy nic, a feromony i hormony aż nad nią buzują. Powiedz mi, czy my też tak widzieliśmy nasze szkolne koleżanki, czy teraz się ze mnie taki satyr robi na stare lata? Coś Ci opowiem, tylko proszę – niech to pozostanie miedzy nami. Wiem, że mogę Ci ufać. A więc tak: dzisiaj po południu dałem się wreszcie skusić na plażowanie, bo Bożenka mnie już tak męczyła, że nie wiem. Właściwie to wszyscy poszliśmy, cały nasz camp. Parę piw się wstawiło do rzeki i obłożyło kamieniami, Bogdan przenośnego grilla zrobił, nawet fajnie było. Wszystkie baby w bikini, było na co popatrzeć w każdym razie. Z początku tylko drzemałem, bo nie przepadam za smażeniem się na słońcu, poza tym tłum innych ludzi tam był. Jednak pod wieczór zrobiło się przyjemnie, weszliśmy prawie wszyscy do rzeki, okazało się, że pod tym wodospadzikiem można nawet trochę popływać. Najbardziej dokazywali Madzia z psem: ona rzucała mu do wody... swój but, tak daleko jak tylko mogła, a ten głupol prosto z brzegu rozpęd i huzia!! Centralnie na środek rzeki! Rozbryzg taki, że hej! Potem płynął z tym butem do brzegu, otrzepywał się na nas zamaszyście i znowu do Madzi, żeby mu rzucała. Ona cała aż w dygotach z uciechy, w ogóle wszystkich nas to strasznie bawiło, to rozdokazywane dziecko i pies... Madzia tak się rozkręciła, że jak już pies się zmęczył i nie chciał skakać, to zaczęła nas zaczepiać po kolei: a to kogoś wodą chlapnęła, a to przysłoniła komuś słońce... Najbardziej mnie dokuczała, może dlatego, że mimo wszystko to ja z nią najwięcej czasu spędzam... No to ją capnąłem na ręce i zacząłem straszyć, że wrzucę z brzegu do rzeki... Jaka ona leciutka, jak piórko, jakbym podnosił wiotką brzozową gałązkę. Opalona skóra cała w kropelkach wody, włosy mokre i w strąkach. Do tego to jej czerwone dziecięce bikini więcej odsłaniające, niż zakrywające... A jeszcze jak się przerażona wczepiła we mnie rękami i nogami, z przeraźliwym "wujek, nieeee!!!!!" Stary... Wiem, co powiesz, ale stanął mi... Zrozum, ona obejmowała mnie nogami w pasie... czułem ją przez to jej śmieszne bikini... gdyby nie ten skrawek materiału, który nas rozdzielał, mógłbym w nią wejść tak po prostu, bo ona w zasadzie na nim siedziała... Nie wiedziałem co robić, bo przez kąpielówki mój stan było dobrze widać, jak ją odstawić, jak wrócić do reszty towarzystwa z kutasem sterczącym sztorcem..! Wreszcie jakoś udało mi się zatkać jej usta i odczepić jej ręce z mojego karku: "Madziu – mówię – Spokojnie, nie wrzucę cię! Już dobrze..." Oderwałem ją od siebie i huzia!! Do wody na bombę! Innej rady nie było... Dobrze, że w tym miejscu nie było żadnych kamiennych bloków na dnie, bo bym połamał nogi. Zimna woda zrobiła swoje, Madzia z brzegu patrzyła na mnie z otwartymi ustami, a reszta towarzystwa dosłownie piała, bo niektórzy chyba sądzili, że to Madzia mnie zepchnęła... W pewnym sensie zepchnęła... Zresztą, osądź sam...
T.
24 lipca 20... E-mail.
(Bożena do Oli)
Cześć Oleczko!
No jakoś leci, dziękuję. Pogoda ciągle piękna, chociaż trochę chmurek gdzieniegdzie się pojawia. Dziękuję za przypomnienie! Ech Ty! O naszej obozowej Lolitce... Czasami mnie wkurzasz, naprawdę... Dzieciak ma z dziesięć lat, a poza tym jaka tam z niej Lolitka: zwykła gówniara, która naprawdę mogłaby częściej się myć. I te jej ubrania! Wszystko za małe i znoszone; spodenki, a raczej majtki, wytarte i brudne na tyłku i jakaś kretonowa (tak!) bluzka z żabocikiem... Kiedy tak patrzę na nią to zastanawiam się, kim są jej rodzice? Dziewczyna jest widocznie zaniedbana, czy jej matce wydaje się, że garderoba rośnie razem z nią? Piszesz, że Tomek spędza z nią dużo czasu. No spędza i co z tego? Ona po prostu wszędzie za nim chodzi, no bo chyba trudno, żeby chodziła z całą resztą na piwo? Tomek dużo spaceruje po lesie, a to chyba lepsze miejsce dla dziecka, niż knajpy... Chryste, ja nie jestem jej niańką i w ogóle, to niech się Jolka martwi... A poza tym jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że mój Tomek mógłby... Błeee... Normalnie foch! Dobra, dość żartów Olu, ja tylko tak żartuję, nie gniewam się na Ciebie. Cieszę się, że jesteś czujna. A mój Priap chyba się trochę przesycił, bo wczoraj w nocy grzecznie poszliśmy spać... Cóż, dzisiaj wyciągnę moją koszulkę z satyny, zobaczymy...
B.
24 lipca 20... Wpis w pamiętniku
(Magda)
Wczoraj nad rzeką było cudnie!! Wujek Tomek tak mnie nastraszył, że o mało nie umarłam! A jak potem skoczył do wody – no wypas, czasami dorośli mnie zaskakują... On jest naprawdę fajny w gruncie rzeczy, zabawny. I mądry. I przystojny? Chyba, chociaż osobiście wolę Brada. Pitta oczywiście! Dlaczego faceci muszą mieć tak paskudnie owłosione nogi i klatki? Ohyda... Z Maxem było przecudnie po prostu, tak się cieszę, że Sabine pozwoliła mi się z nim pobawić w rzece! Dzisiaj niestety pogoda zaczyna się psuć, wiem to, te małe chmurki robią się coraz ciemniejsze. A wujek Tomek poszedł rano do lasu... beze mnie! Na szczęście ja głupia nie jestem, wytropiłam go bardzo szybko... Po śladach szłam, jak prawdziwa indiani... Indianinka? Ale miał minę jak mnie zobaczył! Prawie jakby ducha spotkał! Złapał się za głowę i mówi: "Madziaczku, nie chodź za mną, błagam cię..!" Aż się przestraszyłam, że mnie pogoni... Ale mu przeszło, na szczęście. Myślałam, że zdjęcia będzie robił, ale on bez aparatu przyszedł. Jak go zapytałam, to odpowiedział wymijająco, że chciał pewne sprawy na osobności przemyśleć. Czasami żal mi dorosłych. Potem już było miło, wujek pytał mnie jak się nazywa ta roślinka, albo tamta, a ja prawie wszystko wiedziałam, bo biologia to moja pasja. Chyba mu zaimponowałam.
25 lipca 20... E-mail, nigdy nie wysłany.
(Tomek do kolegi)
Ech...
Stary, dobrze Ci mówić. Wiem, że masz rację, ale co ja mam zrobić? Tak po prostu zabrać Bożenę i wrócić do domu? Ona właśnie zaczęła się tu dobrze czuć. A ja też nie chcę. Przecież to mój wymarzony urlop... Co ja poradzę na to, że ona wszędzie za mną chodzi? To jest wcielenie niewinności zresztą – ona nic nie widziała, nic nie rozumie, nic nie wie... Cała wina leży po mojej stronie. Ale dopóki będę się trzymał, będzie o.k. Myślami przecież jej żadnej krzywdy nie wyrządzę. Dzisiaj zostaliśmy w domu sami. Pada. Cała reszta pojechała na basen, a potem do kina. Jestem uczulony na chlor, więc zostałem. I Madzia została. Nie umie pływać i chyba się tego wstydzi, w każdym razie nie chciała jechać. Siedziałem w naszym domku, zamknięty na cztery spusty i pracowałem nad zdjęciami. W pewnej chwili usłyszałem pukanie do drzwi. Otwieram, a tam Madzia, w pelerynie i boso. Co za widok! Zaraz mi zabrzmiały w uszach słowa piosenki: "bosa do mnie przyjdź i od progu powiedz mi bezwstydnie czego chcesz", czy jakoś tak... Wpuściłem ją, narobiła śladów z błota, Bożena mnie zabije. Jęczy, że się nudzi. "Wujek – mówi – Chodźmy na górę". "Na jaką górę?!" – wykrzykuję zdumiony. Ona wychyla się przez okno: "O! – pokazuje palcem – Na tamtą!" "Przecież pada..." – odpowiadam. "No i co z tego, że pada?!" No właśnie, co z tego? Pochylamy się razem nad mapą. Raztoczna – 998 m. Czemu nie... Ubieram się, ona tak zamierza iść, tylko trampki wciąga na bose i uświnione stopy... Patrzę tęsknie na aparat, ale nie chce mi się go taszczyć w deszczu tak wysoko. Potem idziemy. W lesie pada jakby trochę mniej, jest ciemno i cicho. I ten zapach... Niepowtarzalny zapach letniego lasu skąpanego w deszczu... Jest ślisko i stromo, ale Madzia prawie przez cały czas biegnie przede mną, tylko czasami przystaje, myśli chwilę, zawraca: "wujek, a czy..." i tu pada jakieś niesamowite pytanie. Po dwóch godzinach jesteśmy na szczycie. Ona tam wbiega cała mokra, zziajana jak młody szczeniak. Patrzymy w dół, na ocean chmur i mgły. Madzia odchyla głowę w tył tak, że aż jej kaptur spada i krzyczy w niebo na cały głos:
- Jak tu pięknie!!
Całe moje życie, praca, Bożena, moja miłość do niej – wszystko to nagle zbladło, zblakło wobec tamtej krótkiej chwili.
Na dół zbiegaliśmy oboje, co chwilę któreś leżało, Madzia aż się krztusiła ze śmiechu. Po którymś upadku stanęła ze ściśniętymi kolanami i niewyraźną miną. "Wujek, ja muszę..." Pytam się, co musi, a ona na to, że sikać musi, że myślała, że wytrzyma, ale jednak nie wytrzyma... "Serio, zaraz się zleję w majtki, odwróć się, szybko!!" Zrywa z siebie spodenki i majtki, zanim zdążyłem się odwrócić, kuca i sika wprost na ścieżce. Jak mała dziewczynka... Odwrócony plecami słyszę szelest na liściach i czuję zapach jej moczu. Ręka sama, bezwiednie wędruje w spodnie i znów ta okropna, bolesna erekcja... W domu otwieram laptopa i wklepuję w Google hasło "pedofil". Mam ochotę umrzeć. Nie wiem, co mam robić. Pomóż jakoś...
T.
29 lipca 20... E-mail.
(Bożena do Oli)
Hej!
Przepraszam, że tak długo nie pisałam, ale trochę się jeździło po okolicy: sąsiednie duże miasto, spływ kajakowy, noc na dancingu w ogródku piwnym – no słowem – trochę się działo. Poza tym dzisiaj trochę smutno będzie... Tylko proszę Cię nie mów: a nie mówiłam?! Zacznę od tego, że jakoś tak parę dni temu zauważyłam, że Tomek coś nie swój. Już nie mówię o tym, że ostatnio ze mną nie śpi, normalnie mamy przecież dłuższe nawet przerwy, czasami dwa, trzy tygodnie, sama wiesz jak to jest w małżeństwach po siedmiu latach stażu... Tylko, że on ogólnie taki przygaszony, smutny. Niby jest z nami, a jakby go nie było, myślami ciągle gdzie indziej. Zaczęłam go obserwować. Nie żebym chodziła za nim, zresztą on wszędzie się z tą małą włóczy, normalnie ona jak pies za nim, dramat... Po prostu obserwuję, jak on jest razem z nami wszystkimi: przy stole, nad rzeką, na grillu. I coś dziwnego zauważyłam... Kiedyś patrzę na mojego Tomka, on w ciemnych okularach (jak zwykle, ma światłowstręt), ale słońce jakoś tak padało, że pomimo szkieł widziałam jego oczy... i widziałam, na co on patrzy... Domyślasz się? Tak, na nią!! Cały czas na nią, gdziekolwiek się ruszy, do mistrzostwa opanował takie poruszanie głową, przestawianie krzesła, by mieć ją cały czas w zasięgu wzroku... Tę gówniarę, niedomytą smarkulę!! Olu, nie mogłam w to uwierzyć... Wiesz, w jakim szoku byłam?! Ale ta mała normalnie, oprócz tego, że chodzi za nim jak piesek, to nic... wiesz: żadnych tam flirtów, uśmiechów, trzepotań rzęsami. Więc już sama nie wiem... Wiesz, że dopiero ostatnio zauważyłam, że ona chodzi bez biustonosza?! Serio, jak się schyla to normalnie wszystko jej widać... nie żeby było co oglądać. Więc idę do niej i mówię grzecznie, żeby założyła jakiś staniczek, bo się z niej wszyscy śmieją. Jakby jej kto w twarz dał! Zakłada ręce na piersiach, blada jak płótno i szepce, że nie ma... "Mamusia mówi, że jeszcze nie trzeba – mówi mi – Przecież ja tam jeszcze nic nie mam..." Zaglądam jej w dekolt, faktycznie najwyżej 70A, ale nawet takie piersi już przez bluzkę widać. I co ja mam z nią zrobić? Przecież jej nie dam swojego, za duży będzie... Poza tym to jeszcze dzieciuch, całkowity dzieciuch, ona nic z tych spraw nie kuma! Pytam się tylko, kim jest matka tej dziewczyny? Skoro ona tak sobie biega półnaga wśród nas, to nie dziwota, że Tomek mógł... A fuj, nie potrafię... Brzydzę się tą małą, ona nawet pachnie jakoś dziwnie... Chyba się w ogóle nie podmywa, bo czuć ją... cipką, odrażające! Najgorsze, że nie wiadomo, co z nią zrobić? Ja jej mówię "zasłoń", a ona prawie płacze, bo tego nie rozumie... Olu, poradź coś!
Twoja załamana B.
29 lipca 20... Wpis w pamiętniku.
(Magda)
Ciocia Bożena chyba mnie nie lubi. Nie wiem dlaczego, bo staram się być miła dla wszystkich. Powiedziała mi dzisiaj, że ludzie się ze mnie śmieją, bo nie noszę stanika. Rany, co za bzdura. Na czym niby mam go nosić, jak jestem ciągle płaska jak deska? Poza tym nie mam. Tak się wkurzyłam, że aż się popłakałam. Na szczęście wujek zabrał mnie na lody i humor mi się poprawił. Dobrze, że za parę dni wyjeżdżamy, bo jakoś drętwo się zaczyna robić na tym naszym obozie, nie będzie mi żal. No, może przyrody trochę, bo w mieście to już jednak nie to...
29 lipca 20... E-mail, nigdy nie wysłany.
(Tomek do kolegi)
Piszę tego maila, chociaż wiem, że i tak go nie wyślę. Są rzeczy, o których nawet Ty (dla własnego dobra) nie powinieneś wiedzieć. Mam obsesję na punkcie Magdy, muszę się do tego tu i teraz przyznać. Pragnę jej. Ona mnie tak seksualnie rozpaliła, że nie jestem w stanie nad tym zapanować. Mówię od razu – to nie jej wina. Ona nigdy, najmniejszym świadomym gestem nie sprowokowała mnie. To jest niewinne dziecko, ale ma władzę nade mną sama o tym nie wiedząc. Myślałem, że takie rzeczy zdarzają się tylko w książkach... Wczoraj postanowiłem, że wyjadę natychmiast, bez tłumaczenia się i najlepiej bez Bożeny... ale nie potrafię. Myśl, że więcej Magdy nie zobaczę jest ponad moje siły. Dzisiaj Bożena zrobiła Madzi awanturę, sam nie wiem o co. Może coś podejrzewa, kobiety wszak mają tę swoją "intuicję"... Szkoda tylko, że tak późno... Jak już zdążyłem utonąć... Jednak jest nadzieja, że ona mnie z tego wyrwie, bo sam nie potrafię... Więc mała poryczała się, ale nie chciała nikomu powiedzieć co takiego Bożena jej nagadała. "Madziu – mówię – Chodź, kupię ci loda". Wsiadamy do auta i jedziemy do miasteczka, jest tam taka cukiernia, bardzo przyjemna, nazywa się "U Haneczki". Madzia toleruje lody tylko na patyku i tylko owocowe, na szczęście mają tam i takie. Siadamy na dworze, pod parasolką. Żar się leje z nieba, chociaż wieje lekki wiatr, który burzy jej włosy. Dziewczyna liże loda po mistrzowsku, jeśli wiesz co ma na myśli stary zbereźnik. Bo już tylko tak jestem w stanie o sobie myśleć. Roztopiona różowa masa spływa jej po nadgarstku i brodzie, podnosi jedną nogę i opiera bosą stopę o krzesło. Stopa jest zakurzona, uwielbiam ten jej słoneczny, słony kurz. Odchyla opalone kolano. Ma na sobie te swoje białe, lekko przybrudzone bawełniane majtki. Luźne są, więc kiedy tak rozchyla nogi, to tylko cienki, wygięty pasek materiału zakrywa ciało pomiędzy udami. Bez przerwy zezuję w to miejsce z członkiem wyprężonym na baczność, ale jak na złość nic nie widać. Tylko ten pasek materiału ocierający się o jej szparkę przy każdym ruchu... Och, z jaką rozkoszą padłbym na kolana przed nią i wycałował jej słodką cipkę choćby i przez spodenki... Madzia kończy loda i skrupulatnie oblizuje rękę, mrucząc z zadowolenia. Mam dość. Wstaję z trudem, tak mi obrzmiały kutas doskwiera i spacerujemy wolno do samochodu. "Wujku – pyta Madzia po drodze – Czy ja jestem śmieszna?" Nie mogę dalej pisać, trzymaj się,
T.
30 lipca 20... E-mail.
(Bożena do Oli)
Olu!
Dziękuję za wsparcie i rady. Postaram się przekonać Tomka do wyjazdu, jak najprędzej. Masz rację to groźne, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam? Przecież jeśli nie daj Boże Tomek coś by tej dziewczynie powiedział, albo zrobił, choćby nieświadomie... To przestępstwo! Jak ja tej dziewuchy nienawidzę! Wszystkie kłaki bym jej z głowy powyrywała, gdybym mogła!! Ciągle łazi taka rozchełstana, brudna i niby nie wie co się święci! Powinni to w szkole edukować, albo co... I ktoś taki może mieć taką władzę nad moim Tomkiem, po prostu wierzyć się nie chce! Przy tym ona nic nie robi, po prostu jest. To jakiś demon w skórze dziecka, już mi słów brak... Jutro z rana z Tomkiem porozmawiam, coś wymyślę... Trzymaj kciuki za mnie,
B.
31 lipca 20... rano. E-mail. Wersja robocza, nie dokończona i nie wysłana.
(Tomek do kolegi)
Mój ostatni list. Bożena dzisiaj wyjechała, odeszła ode mnie. Przynajmniej tak to teraz wygląda, nie wiem, co dalej z nami będzie. Nakryła mnie rano na podglądaniu Madzi, strzeliła na odlew w twarz, wykrzyczała, że jestem dewiantem i potworem, po czym złapała torebkę i wybiegła. A zaczęło się tak, że jakoś z rana spać nie mogłem i koło czwartej wstałem, żeby się napić. Było już jasno, słońce wschodziło, na dworze rześko i przyjemnie, postanowiłem się przejść nad rzekę. Idę na brzeg, a tam w wodzie... nimfa, rusałka! Padłem w krzaki, żeby jej nie spłoszyć, na szczęście słońce miałem za plecami, więc ona mnie nie widziała, ale ja ją tak... Moja Magdalena w całej krasie, zupełnie naga... Pewnie myślała, że tak wcześnie rano nikt jej tu nie zobaczy, może codziennie się tu kąpała. Co za widok! Jest taka szczupła, prawie chłopięca i przez to jeszcze bardziej bezbronna. Drobne piersi są białe, podobnie jak pośladki, których nigdy nie opalała. W porównaniu z resztą jej brązowej skóry kontrast jest niesamowity. Właściwie nie ma jeszcze włosów łonowych, tylko taki ciemny, delikatny puszek. Madzia opryskuje wodą piersi i brzuch, po czym kuca i rozchyla uda, chlapie się pomiędzy nimi z zamkniętymi oczami i uszczęśliwioną miną. I widzą ją wreszcie taką jak chciałem: rozwartą, perłowo – różowa, jak wnętrze muszli... Kiedy to widzę, sięgam w spodenki i zaczynam się onanizować. Umrę, jeśli sobie teraz nie ulżę. Jedną rękę wkładam między zęby, żeby nie krzyczeć, a drugą pracuję coraz szybciej i mocniej. Ona się pluska nieświadoma niczego, turla się po wodzie, chlapie, wskakuje w głębsze miejsca i wyskakuje ze stłumionym śmiechem. A ja wyobrażam sobie, że ją biorę w wodzie, na stojąco, nasuwam na siebie, przecież ona nic nie waży... a kiedy jestem już w niej, widzę tylko te jej niezapomniane oczy... Wtedy tryskam, biała struga ląduje na trawie, dłoń mam pogryzioną do krwi, ale dziecku nic nie jest... Nic jej nie jest... Potem spostrzegam cień. Bożena stoi nade mną, twarz ma wykrzywioną cierpieniem, w oczach obłęd. Biegnie do domu, ja za nią. Za drzwiami odwraca się i wali mnie otwartą dłonią w twarz, wkłada w to chyba całą swoją siłę, bo dosłownie oboje padamy.
- Ty potworze!! Dewiancie!! – krzyczy – To koniec, koniec, słyszysz?! Nie chcę cię nigdy więcej widzieć...
Łapie torebkę i wybiega. Teraz zostało mi tylko...
31 lipca 20... późne popołudnie. E-mail.
(Bożena do Oli)
Piszę z pociągu. Między mną i Tomkiem wszystko skończone. Olu, nie próbuj mnie przekonywać, po tym co dziś rano widziałam... Przez siedem lat żyłam z dewiantem, pedofilem. Przecież to się nie mogło stać z dnia na dzień, myśmy tę dziewuchę, tę przeklętą małą sukę poznali raptem dziesięć dni temu! To musiało od dawna w nim być, a ja głupia... Przepraszam, nie mogę pisać, ciągle płaczę. On się onanizował patrząc na nią, nagą w rzece... na to nagie dziecko i miał taką erekcję jak chyba nigdy przy mnie... To jakiś koszmar, zły sen, zaraz się obudzę... Gdyby zdradził mnie z normalną kobietą, może bym to jakoś zniosła, bo to realny przeciwnik i wróg, z którym można próbować walczyć... Ale nie to... Jak mam walczyć z nieświadomym niczego, durnym szczylem? A on jest chorym człowiekiem i przestępcą... przestępcą...
31 lipca 20... Wpis w pamiętniku.
(Magda)
Wszystko się posypało. Ciocia Bożenka wcześnie rano wyjechała, chyba jakaś awantura była, słyszałam krzyki. Wujek Tomek przed chwilą... Przyszedł się pożegnać, aż się przestraszyłam, tak okropnie wyglądał. Przytulił mnie mocno i powiedział: "to nie twoja wina, Madziu. Po prostu w życiu czasem tak bywa..." Wszyscy jakoś dziwnie na mnie patrzą... Co ja takiego zrobiłam? Czuję się tak strasznie, jakby nagle w środku dnia słońce zgasło. Wiem, że coś się stało, coś okropnego i ma to jakiś związek ze mną. Może kiedyś, ktoś mi to wyjaśni. Tylko, czy zdołam to pojąć?
Jak Ci się podobało?