Slumsy. Marta i dyrektor (II)
20 sierpnia 2020
Marta i dyrektor
6 min
Marta stała wyprostowana jak struna, na wprost przed biurkiem, podczas, gdy dyrektor rozpierał się błogo w starym, podniszczonym fotelu.
- Panie dyrektorze… przejdę od razu do rzeczy… bo to sprawa poważna… jestem, po tym naszym specyficznym spotkaniu… zdaje się, jestem…
Wymownie położyła rękę na brzuchu.
Dyrektor Ptak skrzywił się, ale zaraz potem ironicznie uśmiechnął.
„Czyżbyśmy cię dupciu wtedy któryś z nas zapylił???”
- Tak? – Popatrzył na nią surowiej.
- W ciąży… – Dopowiedziała cicho, jakby się tego potwornie wstydziła.
Urzędnik nie odzywał się, tylko gapił się ironicznie.
- W dodatku… – kontynuowała – moja ciocia nadal pozostaje bez mieszkania…
Powiedziała to żałośliwym tonem, ze zbolałą miną, jakby demonstrowała – „Ależ zostałam wykorzystana! Zwiedziona. Poświęciłam się i poszłam z panem do łóżka, a pan mnie oszukał! Wykpił się z przyobiecanym mieszkaniem.”
Marta przyszła tu ponownie zabiegać o kwaterunek dla chrzestnej, choć tak naprawdę niezbyt wierzyła w powodzenie misji. Ciągnęło ją tu tak, jak ciągnie ćmę do świecy. Codziennie wspominała ten dzień. Dzień, w którym została tak brutalnie wykorzystana. Dziwiła się sama sobie, że to wspomnienie podniecało ją i to podniecało do granic. Najpierw, mimo, że się opierała, a przynajmniej markowała opór – posiadł ją dyrektor. Potem dołączyli do niego dwaj jego pomagierzy. Do tej pory nie uwierzyła, że to się wydarzyło. Pierwszy raz w życiu miało ją najpierw dwóch, a potem trzech mężczyzn na raz.
Teraz stała przed nim, jak zawsze elegancka. Długie brązowe kozaczki współgrały z dopasowaną, skórzaną spódniczką, o tym samym kolorze.
Wyglądała kobieco i seksownie. Do tego z klasą. Dyrektor nie mógł tego nie docenić. Podobała mu się jak cholera. Jednak celowo nie kazał jej siadać, raz, żeby się jej przypatrzeć, dwa, żeby okazać, kto tu ma władzę.
Marta, chcąc ukryć zmieszanie, ściskała małą torebkę – kopertówkę. To opuszczała wzrok na podłogę, to nieśmiało unosiła głowę, zerkając na szefa przedsiębiorstwa.
- Hmm, co do lokalu, to może i coś bym wymyślił – Ptak omiatał wzrokiem zgrabną sylwetkę kobiety – ale co do tej ciąży, jak pani to powiedziała, to chyba chce mnie pani wrabiać.
Marta zastanawiała się, jak to rozegrać. Wiedziała dobrze, że ten argument może być atutem w przetargach z dyrektorem.
- Cóż… wie pan… nie jestem kobietą, która sypiałaby z kim popadnie… – Cicho wydukała. Czuła się upokorzona, ale jednocześnie znów ze zdziwieniem stwierdzała, że ją ta sytuacja niezmiernie podnieca. I dlatego, że zdaje się być bezbronna, i dlatego że tak stoi przed władczym dyrektorem, i wreszcie dlatego, że jej cnotliwe prowadzenie może zostać zakwestionowane.
Ptak za to czuł, że może teraz znakomicie przeciwdziałać.
- Tak? Coś mi się jednak zdaje, że nie mogłaby pani jednoznacznie wskazać jednego mężczyzny – tatusia… Oj, coś czuję, że jakby ta sprawa wypłynęła, pani reputacja takiej porządnej damulki rozsypałaby się w proch i pył!
„A więc mi grozi, że zrobi mi opinię puszczającej się na lewo i prawo… Zdaje się, przynajmniej tak mówił Cudzes, że niejednej dziewczynie, której zmajstrował dzieciaka, sprokurował taką sławę. Boże… dlaczego ta sytuacja tak mnie kręci…? Dlaczego podnieca mnie myśl, że on ma nade mną przewagę…”
- Panie dyrektorze… wiem, że jestem zdana na pana… Przyszłam pana prosić o pomoc…
Tamten dzień wydobył z zakamarków jej duszy pragnienia, których istnienia nie przypuszczała. To, że bardzo, ale to bardzo chce być uległa. Że wręcz, chce znów zostać przez dyrektora wykorzystywana…
Dlatego, choć sama nie wierzyła w to co mówiła, dodała: – Jestem gotowa przyjąć wszystkie pańskie propozycje.
Ptak uświadomił sobie, jak udaną ma passę.
„Doskonale mi się kończy tydzień! Najpierw ta Halina. Wystarczyło ją dobrze postraszyć eksmisją, a w końcu się ugięła! Niby ma swoje lata, a jaka zgrabna. Wdówka bez środków do życia! Rozłożyła grzecznie nóżki, w swoim mieszkanku, jak trzeba… A jak głośno jęczała! Ta plotkara spod niej słyszała na bank.
A ta głupia Kryśka! Ta się dopiero stawiała! Ale Rychu – kumpel komornik zrobił swoje. Ta córka Kryśki ledwo co skończyła osiemnaście lat, a w moim aucie pracowała usteczkami, jak rasowa cichodajka! A potem, na tylnym siedzeniu piszczała cieniutko, jak mała myszka!
A teraz znowu pani nauczycielka Marta… Atrakcyjniejszej kobitki w życiu nie widziałem! Damulka! Należy jej się na dobitkę, kolejny raz solidny wycisk!”
- Cóż, moja paniusiu… jeśli jesteś gotowa na moje propozycje, to może coś tu wydumamy.
„Nawet nie myśl, że cię stąd wypuszczę, zanim drugi raz cię nie wydupczę! Ale… skoro mam cię sikorko już tak pięknie w garści, to może coś więcej da się z tego wycisnąć?!”
- Domyślasz się pewnie moja damulko, czego będę od ciebie chciał? – patrzył jej badawczo w oczy, nadal nie pozwalając usiąść.
Martę przeszył dreszcz.
„Wiem doskonale. Chcesz mnie znowu przelecieć. Zapewne tu i teraz…”
Chrząknęła nerwowo.
„Cóż… jestem na to gotowa… przecież, tak naprawdę, po to tu przyszłam…”
- Panie dyrektorze… cóż… domyślam się…
Jakąż przyjemność sprawiło jej to wyznanie.
Nie mniejszą niż Ptakowi.
- Czyli zgadza się pani? – wypowiadał to tonem pewnym siebie, czując, że ma ją w garści.
- Cóż… chyba nie mam innego wyjścia…
„Boże! Ależ ta rola bezradnej kobietki mnie nakręca! O tak! Bezbronnej dziewczyny, zdanej w pełni na wolę potężnego pana dyrektora!”
- Tak myślałem, że nie będzie pani protestować… Ale… mam też swoje warunki dodatkowe…
Marta wzdrygnęła się.
- Co takiego…? Panie dyrektorze…
- Hmm jakby tu powiedzieć?
Błysk w oku urzędasa mówił wiele. „Co laluniu, przestraszyłaś się? Już czujesz pismo nosem? Już domyślasz się, że będzie ostrzej?!”
- Jakby to ująć? Może tak… Jestem mężczyzną, który lubi… że tak powiem… ostrą jazdę!
Pod nauczycielką ugięły się nogi.
„Ach ty zbereźniku! A więc chcesz mnie potraktować, jeszcze ostrzej niż wtedy?! Ostra jazda! Co to ma znaczyć? Będzie mocniej we mnie wchodził? Zwiąże mnie? Wysmaga mi tyłek? A może wsadzi mi jakiś przedmiot! Boże! Jak to mnie podnieca!”
Kobieta milczała, głośno oddychając. Jan przyglądał się jej, jak myśliwy ofierze i drążył, jakby chcąc się nad nią pastwić. Wycedził.
- Cóż zatem… rozumiem, że zgadza się pani na to?
Marta wydukała cichutko.
- Cóż… zatem… chyba muszę się zgodzić…
- No i jeszcze jedno – mężczyzna wpatrywał się w twarz nauczycielki – mam taką słabostkę… wiesz paniusiu, ja jestem chłop ze wsi… lubię czasem sobie nie Wersalem jechać, a tak po chłopsku przekląć, rzucić mięsem…
„Ach! A zatem chcesz być wulgarny! Oj… nie padnie tu słowo – muszelka czy norka… lecz pizda… Będziesz chciał mnie zapewne wyzywać od dziwek… nazywać suką… Boże! A to mnie los czeka… Wspaniały! Możesz wyzywać mnie najbardziej świńskimi, lubieżnymi określeniami, jakie znasz!”
- Ojej… panie dyrektorze… wie pan, że jestem wrażliwą kobietą…
- Ano wiem. – „Dlatego tym bardziej chcę cię skurwić! Porządna, zadbana nauczycielka w roli lafiryndy! Szmaty. ” – Dlatego… jeszcze bardziej nachodzi mnie na to ochota… To jak będzie?!
„Chyba podnieca go, to gdy wyrażam zgodę… Cóż… mnie też podnieca…”
- Cóż mi pozostaje… panie dyrektorze… ufam, że nie przekroczy pan pewnych granic, a zatem zgadzam się…
Ptak jeszcze bardziej rozparł się jak basza.
- No to paniusiu, od czego zaczynamy???
- Od ustalenia lokalizacji nowego mieszkania?
Ptak rozsierdził się.
- Moja ty dupeczko, nie handrycz się ze mną, bo dobrze na tym nie wyjdziesz. Wspominałem chyba coś o zszarganej reputacji?
Marta chciała być tak traktowana. Chciała być sprowadzoną do uległości.
- Tak oczywiście… panie dyrektorze.
- No to paniusiu, na kolana. Szoruj pod biurko i zajmij się tym, czym powinna się zająć potulna suczka… A jeśli ktoś tu wejdzie, masz nie przerywać!
Jak Ci się podobało?