Sigil (III). Mój przyjaciel demon
18 listopada 2016
Sigil
50 min
- To było wyjątkowo głupiutkie, Anno – Bert z uśmiechem odbiera od niej noże – Tłumaczyłem ci kilka razy zasady polowania. Obserwuj otoczenie, sprawdzaj wiatr i najważniejsze – bądź cicho. Musisz być niemal bezszelestna. A ty – Dziewczyna ma minę, jakby chciała wbić mu jeden z noży w oko – Poruszałaś się z gracją elefanta.
- Masz dla mnie jeszcze jakieś inne, ciekawe rady, cwaniaczku? Uczę się dopiero kilkanaście dni! Jeszcze kilka takich tekstów i wbiję ci jeden z tych naostrzonych kozików w twoje wielkie dupsko! Nadajesz się na belfra jak ja do baletu.
Co za burak! Nie dość, że pojechał mi od niezgrab to jeszcze się ze mnie wyśmiewa!
- Czas na trening celności, idziemy – Bert rusza w kierunku gęstwiny.
- A obiad? Jestem głodna jak wilk!
- Obiad pojawi się, kiedy coś upolujesz.
- Od kilku dni żywimy się samymi owocami i jakimś zielskiem, od którego chce mi się rzygać! Chcę mięsa, rozumiesz?!
- Mięsa?
- Tak, do cholery! I nie mów, że ty też byś nie zjadł czegoś ciepłego. Nie jestem pieprzonym jaroszem, żeby jeść cały czas zielsko przypominające sałatę i owoce.
- Trening – Demon ignoruje jej narzekania i kieruje się w stronę polanki.
- Nienawidzę cię sadysto! – Wściekła kroczy za nim przez krzaki – Chyba cię popierdoliło! Ja mam w to trafić?!
Na końcu polanki, w odległości około trzydziestu metrów od nich wiszą na drzewach kukły długości około metra i szerokości około trzydziestu centymetrów zrobione przez Berta z gałęzi i konarów drzew.
- Wczoraj z ledwością trafiłam w cel odległy o połowę bliżej. Jak ty sobie to wyobrażasz?! Nie dość, że nie trafię to jeszcze będę szukała ruski rok noży w gęstwinie!
- W takim razie postaraj się trafić. To twoje zadanie na dzisiaj. Każdy z celów ma zostać zaliczony po dwa razy. Jeśli ci się uda na obiad zjemy mięso. Masz dowolną ilość prób dopóki się nie zmęczysz lub nie zrobi się ciemno.
- A jeśli nie trafię?
- Pozostaniemy przy diecie warzywno-owocowej.
- Tobie naprawdę sprawia przyjemność znęcanie się nade mną – Zrezygnowana dziewczyna staje przed narysowaną na ziemi linią – No dobra, nie myli się ten, kto nic nie robi – Wyjmuje noże z kamizelki i układa sobie w prawej dłoni.
- Zaczekaj – Bert staje za nią – Sylwetka, pamiętasz? - Rozstaw lekko nogi – Trzyma ją za biodra, Anię bezwiednie przechodzi lekki dreszcz od jego dotyku – Jesteś leworęczna, więc prawa noga musi być nieco wysunięta do przodu – Posłusznie wykonuje polecenie – Patrzysz prosto w cel i rzucasz. Skupiony wzrok, skoncentrowany na rzucie umysł, koordynacja całego ciała. Pamiętaj, że dzięki celnym rzutom możemy zjeść dzisiaj obiad, o którym marzysz. Zaczynaj – Odsuwa się do tyłu i siada na pieńku drzewa kilka metrów obok.
A niech to, gdyby ktoś kilka tygodni temu powiedział mi, że będę uczyła się w leśnej głuszy rzucać nożami do celu, polować na dzikie zwierzęta, oprawiać je, a moim marzeniem będzie zjedzenie mięsa to kazałabym mu puknąć się w głowę młotem solidnych gabarytów – Uśmiecha się do siebie w myślach.
Noże wielkości jej dłoni mają kształt łez, a zamiast rękojeści okrągłe dziurki przez które można przewlec rzemień lub zaczepić na palcu. Są ostre jak brzytwa, dziewczyna skaleczyła się już kilka razy obchodząc się nieostrożnie ze sprzętem.
Skoncentruj się Anka – Jej wzrok staje się poważny i mętny – Celuj w środek, myśl tylko o tym, żeby trafić.
Żeby trafić.
Trafić.
Bierze zamach i wypuszcza ze świstem nóż z dłoni, który błyskawicznie pokonuje odległość do celu...
I znika w gęstwinie.
- Kurwa mać, nigdy w to nie trafię! Ty popierdolony sadysto! – Jest bliska płaczu – Nienawidzę cię! - Rusza w kierunku krzaków w poszukiwaniu wyrzuconego noża.
- Nie przejmuj się nim, wiem gdzie jest – Bert trzyma ją za ramię – Dzisiaj masz skoncentrować się na rzucaniu, noży będę szukał ja.
- Gdyby nie fakt, że jestem cholernie głodna miałabym w dupie twoje treningi, wiesz? - Ania ustawia się ponownie na linii patrząc na niego przeciągle.
- Wiem, że chęć zjedzenia upragnionego mięsa będzie dla ciebie najlepszym motywatorem, moje dziecko – Bert uśmiecha się w odpowiedzi – Masz jeszcze siedem noży do wykorzystania i sześć celnych rzutów do wykonania. Postaraj się trafić przynajmniej trzy razy.
- Jeśli trafię choć raz to powinny mi zagrać pierdolone fanfary z królewskiego dworu – Zrezygnowana przyjmuje postawę rzutową.
Koncentracja.
Prawidłowy chwyt.
Skup uwagę na celu.
Rozluźnij ciało.
I rzucaj!
- Ahhhh! - Z ust Ani wydostaje się dziki, pierwotny krzyk. Nóż mknie z ogromną szybkością w stronę kukły.
Po czym wbija się niemal do połowy w drewno. W sam środek.
- Hurra! - Dziewczyna podskakuje wysoko z radości niczym koszykarz po udanym rzucie za trzy punkty – Haha, zajebisty rzut! Przybij piątkę smutasie!
- Przybić piątkę? – Zadowolony Bert spogląda na nią ze zdziwieniem.
- No tak, zapomniałam, że pochodzisz z czasów, gdy radość z udanego wykonania zadania manifestowano uniesieniem wysoko obciętej głowy przeciwnika – Żartuje sobie z niego – Wystaw dłoń poziomo ze złączonymi palcami spodnią stroną do góry – Pokazuje mu w jaki sposób – O właśnie tak. Teraz ja uderzam w twoją dłoń swoją, a później zamieniamy się i robimy odwrotnie – Bert przybija jej piątkę – Ała! Ja pierdolę, trochę delikatniej fizolu! Jestem kobietą, a nie twoim kumplem-rzeźnikiem od obcinania głów – Rozciera piekącą od uderzenia olbrzyma dłoń.
- Jezu, jakbym walnęła z całej siły w w ścianę. Dobrze, że to prawa, a nie lewa ręka, bo znowu jedlibyśmy zieleninę na obiad.
Na siedem piekieł, ona naprawdę coraz bardziej zaczyna ją przypominać. Czy to możliwe, żeby ktoś, kogo pogrzebałem głęboko w otchłani pamięci, kto kiedyś był mi bliski wrócił?
Nawet uśmiech, kiedy jest zadowolona ma podobny. Włosy, oczy, sylwetka.
Wszystko wraca.
Oby udało mi się ją wysłać z powrotem do jej świata, przebywanie ze mną przez dłuższy czas nikomu nie wyszło na dobre. Jestem przeklęty i wszyscy po jakimś czasie mnie opuszczają.
Z nią też tak będzie.
Musi być.
- Znowu się zawiesiłeś, mój drogi przewodniku? – Podchodzi do niego – Bert, wszystko w porządku?
Demon spogląda chwilę na nią niewidzącym wzrokiem.
W końcu będę musiał jej powiedzieć. Tylko kiedy?
Na pewno nie teraz.
- Tak, masz jeszcze pięć celnych rzutów do wykonania, Anno – Wstaje i wskazuje dłonią na kukły – A minęło południe, więc jeśli mamy upolować i przyrządzić obiad sugeruję, żebyś się pospieszyła.
- Pieprzony terrorysta – Dziewczyna mruczy pod nosem stając na linii układając kolejny nóż w lewej dłoni.
No dobra, obiadek, raz, dwa, trzy!
Kolejny nóż wylatuje z jej dłoni i ląduje w gęstwinie za drzewem.
- Skoncentruj się do diabła! – Ostry głos Berta karci jej wysiłek – Poprzedni rzut oddałaś prawie wzorowo, a ten wyglądał jak nieudolna próba zaliczenia panienki przez prawiczka! Za karę idziesz ze mną szukać noży.
- Ale tam są pokrzywy, poza tym to ty miałeś ich szukać!
- Zmieniłem zdanie, idziemy.
Godzinę później po dwukrotnych, wspólnych kursach w gęstwinę oraz kilkukrotnym poparzeniu nóg i dłoni pokrzywami do zaliczenia zadania pozostaje jej jedno trafienie.
- Jestem z ciebie prawie zadowolony. Nie przypuszczałem, że tak dobrze sobie poradzisz – Bert stoi nią opierając dłonie na jej ramionach – Przed tobą ostatni rzut – Nachyla się nad jej uchem – Pomyśl, że jeśli trafisz spełni się twoje głęboko skrywane życzenie. No i zjesz smaczny obiad – Dodaje z uśmiechem.
Jego dotyk w dziwny sposób uspokaja mnie, a jednocześnie dostaję gęsiej skórki – Ania nie może oprzeć się wrażeniu, że demon przekazuje jej w ten sposób energię potrzebną do wykonania zadania – Ostatni rzut, muszę trafić. A życzenie? Chciałabym, żeby w końcu powiedział mi, co go trapi. Martwi mnie, że coś przede mną ukrywa i to coś jest chyba związane z moją osobą.
Skup się dziewczyno.
Postawa rzutowa.
Koncentracja.
Uspokój oddech.
Nóż w dłoń.
Wzrok skoncentrowany na celu.
Rzut!
- Aaachh! - Mknące w kierunku drzewa ostrze błyszczy się w świetle popołudniowego słońca, po czym wbija się w sam środek kukły.
- Jeeest! - Ania z radości skacze Bertowi w ramiona – Wiedziałam, że mi się uda! Haha, jestem zajebista, nie?! - Reflektuje się, że jej ciało przylega do umięśnionego torsu i brzucha demona i czerwona na twarzy ucieka z jego ramion.
- Yyy, tak, to ja pójdę poszukać reszty noży – Znika w gęstwinie.
Cholera, znowu jestem mokra w środku. To jego dotyk tak na mnie działa. Mam ochotę na seks, chciałabym, żeby mnie dotykał i pieścił, coraz mocniej, głębiej i intensywniej. Aż do samego końca – Oddech dziewczyny przyspiesza, a sutki stają na baczność. Dotyka miejsca między udami i czuje mrowienie.
Muszę się powstrzymać. To nie jest właściwy moment, czuję to.
Pięć minut później po odnalezieniu ostatniego noża uspokojona wraca na polanę.
- Obiad czeka na przyrządzenie – Odwrócony do niej tyłem Bert rozpala ognisko.
- Już? Mieliśmy iść polować! – Dziewczyna otwiera szeroko oczy – Chyba, że... – Milknie na chwilę – Upolowałeś zwierzę wcześniej, prawda? Ty cholerny kłamco! – Na jej twarzy pojawia się uśmiech.
- Oczywiście – Królik zaczyna opiekać się na prowizorycznym ruszcie – Zrobiłem to wczoraj, kiedy spałaś popołudniu i przy okazji uzupełniłem zapasy wody w bukłakach. Dzisiejsze ćwiczenie miało na celu wzmocnienie twojej siły woli i determinacji, a obiad byłby mięsny, nawet gdybyś nie zaliczyła testu. Ja również lubię mięso, a zielenina to niekoniecznie ulubiony składnik mojego menu.
- Powiedz mi – Pół godziny później oboje zajadają się mięsem zagryzając liśćmi zieleniny przypominającej sałatę – Tak sobie dzisiaj myślałam na ten temat. Jak to się stało, że rozumiesz, co mówię? Wcześniej nie przyszło mi to do głowy, ale przecież porozumiewam się po polsku, a wątpię, żebyś uczył się mojego ojczystego języka. I jakim cudem rozumiały mnie elfy, strażnicy w Athkatli?
- Byłem ciekawy, kiedy zadasz to pytanie – Bert bierze solidny łyk wody z bukłaka – Znam wszystkie języki świata, więc porozumiewanie z tobą nie nastręcza mi żadnych trudności. A co do elfów – Wstaje i przeciąga się strzelając kostkami palców, na co Ania reaguje grymasem na twarzy – Porozumiewają się między innymi we Wspólnym. To uniwersalny język, którym mówią wszyscy w Zapomnianych Krainach. Tutaj pewne rzeczy są niezrozumiałe dla zwykłego śmiertelnika, takiego jak ty. Nie uczyłaś się Wspólnego, a jednak potrafisz bez problemu posługiwać się nim, prawda? – Ania zdziwiona potakuje głową przeżuwając mięso – Kiedy wrócisz do swojego świata zapomnisz wszystkie słowa, których nauczyłaś się w tym języku. Tak to działa, moja panno.
- Lubię, kiedy tak do mnie mówisz – Dziewczyna patrzy na niego z powagą w oczach – Mimo, że jesteś demonem wyczuwam w tobie dużo dobra, wiesz? Chyba przekazałeś mi część swoich mocy będąc we mnie. Potrafię wyczuwać nastroje osób będących obok mnie, słyszę też szepty, to ich myśli, prawda?
- Tak. Miałaś w sobie tą zdolność zanim pojawiłem się wewnątrz ciebie. Moja obecność tylko ją wzmocniła – Bert spogląda jej prosto w oczy – Porozmawiamy na ten temat, ale nie dzisiaj. Robi się późno, proponuję, żebyśmy poszli wcześniej spać, ruszymy przed świtem w dalszą drogę. Mamy jeszcze ponad połowę drogi do przejścia, w tym najtrudniejszy fragment w Tethyrze. Być może przyjdzie nam walczyć, będziesz na to gotowa?
- Tak, będę – Słowa automatycznie wydostają się z ust Ani, zanim dziewczyna zastanowi się nad ich sensem.
Jasna cholera, czy ja właśnie podpisałam werbalny pakt broni z demonem?
A zresztą, przecież jestem od niego zależna, jeśli coś mu się stanie to sama nie przeżyję. Muszę mu pomagać.
Nie mogę zasnąć – godzinę później po wygaszeniu ogniska spogląda leżąc na wznak w niebo. Nad jej głową świecą pełnym blaskiem dwa księżyce – Może to przez pełnię? Jestem jakaś dziwnie zdenerwowana, jakbym wyczuwała, że może zdarzyć się coś złego.
Poza tym jest mi zimno – Okrywa się szczelnie płaszczem zabranym w ostatniej chwili z domu Kalvara – Ziemia to nie jest najlepsze posłanie, piździ jak w Kieleckiem, poza tym jest twardo.
- Bert – Kilka minut później potrząsa ramieniem demona, który natychmiast czujny otwiera oczy – Zimno mi, boję się czegoś i nie mogę zasnąć. Chciałabym się trochę ogrzać. Mogę się obok ciebie położyć? Proszę.
- Jesteś pewna? – Patrzy na nią z powagą.
- No tak, a mam się czegoś obawiać? Zgwałcisz mnie albo nawiedzisz w nocy?
- Nie żartuj sobie ze mnie, dobrze? – Reaguje ostro – Dobrze wiesz, że z trudem powstrzymuję przed tobą swoją demoniczną naturę i moje pytanie było zasadne.
Na dziewięć piekieł, nie patrz tak na mnie. Masz jej wzrok. Julii.
- Przepraszam, położę się sama – Ania odwraca się i rusza w kierunku posłania.
- Anno, zaczekaj – Głos Berta zatrzymuje ją w miejscu – Dzisiaj jest pełnia. I tak zamierzałem czuwać całą noc. Blask księżyców działa również na mnie i niekiedy nie mam nad sobą całkowitej kontroli we śnie. Połóż się obok mnie.
Dziewczyna odwraca się i z wahaniem w oczach wsuwa pod jego płaszcz. Bert czuje ciepło i drżenie jej drobnego ciała.
- Nie bój się dziecko – Głaszcze potężną dłonią jej głowę i włosy – Śpij, jesteś ze mną bezpieczna.
- Bert?
- Mhm?
- Lubię cię.
Wtula się w niego tyłem i po chwili zasypia.
Czy aby na pewno jest z tobą bezpieczna, Ber Zeriku? – Szyderczy głos w jego głowie brzęczy niczym upierdliwy budzik dzwoniący rano – Jeszcze niedawno marzyłeś o tym, żeby ją posiąść. Jej ciało i duszę. Zdeprawować i zniszczyć tą drobną, ludzką istotę, która wobec twojej potęgi wydaje się być pyłkiem na wietrze, ziarnkiem piasku na plaży, nic nie znaczącą drobinką w rozległym Wszechświecie. Będziesz w stanie opanować się, gdy głód będzie na tyle silny, żeby trząść tobą niczym uzależnionym od Czarnego Lotosu? Niczym w febrze albo chorobie malarycznej?
Zamilcz w końcu – Potężny bas demona ucisza natręta – Drugi raz nie pozwolę sobie na to, żeby zniszczyć kogoś, na kim mi zależy. – Milknie na chwilę – Znam sposób, żeby w przypadku skrajnego zagrożenia uratować dziewczynę i nie zawaham się go użyć. Nawet przez sekundę.
- Anno, wstawaj – Dziewczyna podnosząc się z zaimprowizowanego posłania ma wrażenie, jakby spała kilkanaście minut – Zjemy krótki posiłek i musimy ruszać w drogę. Mamy dzisiaj do przejścia dość duży, ale prosty i płaski odcinek.
- Czuję się, jakbym przed chwilą położyła się spać – Ziewa głęboko – Idę umyć twarz i zaraz wracam.
- A Kaldira w dalszym ciągu nie ma – Zagaduje Berta przy śniadaniu – Minęły prawie dwa tygodnie odkąd się rozstaliśmy w Athkatli. Myślisz, że on...?
- Nie wiem – Demon jest dziwnie nieobecny – Być może wyprzedził nas i jest już blisko Suldanesselar. Zboczyliśmy nieco ze szlaku, żeby znaleźć się poza oczami patroli i ciekawskich. Przekonamy się w elfim mieście.
- Szkoda by go było – Głos dziewczyny jest pełen żalu – Fajny chłopak.
- Podobał ci się? – Bert zwraca na nią wzrok, który płonie jak w gorączce, a jego usta uśmiechają się krzywo.
- Nie tak jak myślisz – Ania czerwienieje – Przespałam się z nim, owszem, ale to nie jest mężczyzna dla mnie.
- A jaki jest mężczyzna przeznaczony dla ciebie, moja przyjaciółko?
Ty - podpowiada jej niespodziewanie głos w myślach.
- Nie wiem, nie myślałam o tym aż tak szczegółowo – Odpowiada lekko drżącym głosem wpatrując się w jego oblicze – Czy... wszystko jest w porządku? Wyglądasz, jakbyś nie czuł się najlepiej.
- Tak, nie zwracaj uwagi na mój stan – Wstaje i spogląda w kierunku wschodzącego słońca – Mamy opóźnienie, jesteś gotowa do wymarszu?
Co ty ukrywasz? – Ania jest zaniepokojona stanem towarzysza – Nie poradzę sobie bez ciebie sama w tej głuszy, jeśli coś ci się stanie to już po mnie.
- Tak, daj mi chwilę, muszę iść wiesz gdzie i zaraz ruszymy.
Pięć dni później.
Krajobraz zmienia się – Ania obserwuje gęstniejący z każdym przemierzanym kilometrem las – Coraz ciężej jest nam się poruszać, poza tym wyczuwam czyjąś obecność niedaleko. Boję się o niego, przez ostatnie dni niemal się do mnie nie odzywał, a moje próby nawiązania rozmowy opryskliwie ignorował. Wyczuwam, że walczy ze swoją naturą demona, jego oczy mają chory blask, tak jakby toczyła go choroba.
- Jesteśmy trzy godziny drogi od celu – Głos Berta jest cichy, jakby jego właściciel nie miał sił – To najtrudniejszy odcinek. Niedaleko znajduje się wyjście z Podmroku, a teren jest często patrolowany przez drowy. Jeśli cokolwiek by się stało, zostaniemy otoczeni, będą próbowali cię pojmać – uciekaj. Nie ma nic gorszego niż niewola o drowów.
Ewentualnie wrzucenie do tuneli z Driderami – Dodaje w myślach.
- Nie zostawię cię samego, poza tym przecież nie poradzę sobie w tej głuszy!
- Anno, możesz nie mieć wyboru. Teren jest obserwowany przez elfy, więc liczę na to, że w przypadku zagrożenia wkroczą do akcji. Poza tym – Spogląda na nią wzrokiem trawionym przez gorączkę - przez ostatnie tygodnie dużo się nauczyłaś. Zmężniałaś, twoje ciało i umysł, w tym zmysł percepcji i telepatii rozwinęły się – Milknie na chwilę.
- Z drobnej, niewinnej i nieporadnej istotki zmieniłaś się w całkiem niezłego tropiciela. Poradzisz sobie, jeśli będziesz musiała – Bas demona rozlega się w jej głowie – Odpowiedz mi w ten sam sposób, po prostu patrz na mnie i mów w myślach.
- Kurwa, on chyba robi sobie ze mnie jaja – Ania spogląda na niego z szeroko otwartymi oczami.
- Nie robię sobie jaj czy jak nazywasz żarty, Anno – Kolejny przekaz myśli trafia do jej umysłu. Na twarzy Berta widnieje uśmiech – Rozwinęłaś w sobie umiejętność telepatii w stopniu umożliwiającym porozumiewanie się za pomocą myśli. Od tej pory zachowujemy absolutną ciszę i rozmawiamy do odwołania tylko w ten sposób.
- Ale jak? Co? – Dziewczyna jest w głębokim szoku – Ja tego nie trenowałam! To tak samo przyszło?!
- Najwidoczniej moja obecność w tobie rozwinęła talent, który posiadałaś już wcześniej. Ruszajmy już, tu nie jest bezpiecznie.
- Ale Bert – Anka kroczy za nim w gęstwinie – Jeśli nie chcę do ciebie mówić w myślach i nie chciałabym, żebyś wiedział, co mam w głowie... To jak mam to zrobić?
- Zamknij swój umysł. Potrafisz to robić, czyniłaś to wielokrotnie w ciągu ostatnich dni.
- Czy to znaczy, że – Czerwienieje na twarzy – słyszałeś wszystko, o czym myślałam?!
- Część twoich myśli tak, ale wyłączałem się, nie jestem podglądaczem – Zatrzymuje się gwałtownie – Od dłuższego czasu ktoś za nami podąża, bądź czujna.
- Wiesz kto to?
- Tak. To elfy. Ellesime wyczuła, że się zbliżam.
- Ellesime?
- Królowa elfów. Ma dar jasnowidzenia, jest telepatą i posiada jeszcze kilka, innych zdolności jak telekineza czy umiejętność czytania snów. Wie od dawna, że się zbliżamy i wysłała patrol, który nas obserwuje. Jeśli kiedykolwiek spotkasz się z nią uważaj na myśli, kiedy jest obok. Potrafi to wszystko dzięki naturalnym zdolnościom i Drzewu Życia. Cicho – Nasłuchuje – Schyl się.
Ania kuca gwałtownie, co najprawdopodobniej ratuje jej życie. Ułamek sekundy później nad jej głową przelatuje bełt z kuszy, po czym w powietrzu rozlega się dziki wrzask.
- Drowy! – Bert unosi ją z ziemi jak piórko i pędem rusza przez gęstwinę - Moje umiejętności stępiły się przez dwieście lat – Dyszy ciężko pod wpływem wysiłku – Kiedyś bez problemu rozpoznałbym ciemnoskórych, a teraz wziąłem ich za mieszkańców lasu. Oby moja pomyłka nie była zbyt kosztowna. Uciekaj, jeśli mnie zranią lub zabiją!
- Nie! Nie zostawię cię! – Dziewczyna jest bliska płaczu – Nie przeżyję sama!
- Nie bądź głupia! Śmierć tutaj jest lepsza niż niewola u drowów. Masz uciekać, rozumiesz?! – Ostatnie zdanie łomocze jej w głowie.
- Są coraz bliżej! – Kolejna seria bełtów wbija się w drzewo tuż obok głowy demona – Jest ich około dziesięciu, ahh! – Upada na ściółkę, Ania z przerażeniem spostrzega pocisk z kuszy wbity w potężne udo.
- Jest zatruta, za chwilę stracę przytomność! Uciekaj dopóki jeszcze masz czas! – Bert wbija w nią spojrzenie, które przewierca ją na wylot – Jeszcze moment i będzie za późno! Anno!
Dziewczyna zamiera przerażona, kiedy za ich plecami rozlegają się ciche gwizdy i dookoła głów zaczynają świszczeć strzały. Ucieszona niespodziewaną odsieczą odwraca głowę w kierunku Berta, który otwiera szeroko oczy i zaczyna krzyczeć w jej kierunku.
- Głowa w d...
Przed jej oczami zalega bezkresna i nieogarnięta czerń.
Otwiera oczy i natychmiast je zamyka.
Oślepiająca biel.
Gdzie ja jestem???
Uchyla jedną z powiek. Powoli. Ostrożnie. Bojąc się tego, co może ujrzeć.
Otacza ją bezkresna, biała przestrzeń, nie wyglądająca jak śnieg, a raczej podobna do rozlanego mleka. Otwarcie drugiego oka, które ma pomóc w ogarnięciu otoczenia niewiele wnosi - dookoła nie widać kompletnie nic poza mleczną poświatą.
Z rosnącą fascynacją spogląda na swoje dłonie i ciało - jest naga, skórę pokrywają tatuaże. Znaki i symbole, których pochodzenia nie jest w stanie odgadnąć, połączone gałęziami drzew i lian, zbiegających w kierunku podbrzusza, na którym wytatuowano bramę, oznaczającą wejście do jej wnętrza.
- Ale piękne – Dotyka skóry czując, jak tatuaże pulsują ciepłem. Jakby autor zaklął w nich tajemną moc.
Gdzieś głęboko w pamięci i umyśle kiełkuje wspomnienie tajemniczych kształtów, ale chaos, który dominuje w głowie nie pozwala skoncentrować się na tyle, aby przypomnieć sobie ich pochodzenie.
- Jest tu kto? – Cichy głos wydobywający się z jej ust rozlewa się dookoła, tłumiony przez biel niczym we mgle – Czy ktoś mnie słyszy?
Wysuwa przed siebie dłoń zagarniając nieco bieli, która przelewa się przez palce.
Nie czuję zimna, strachu ani bojaźni. Tu jest tak bezpiecznie i swojsko, mam wrażenie, jakbym kiedyś już znalazła się w tym miejscu i ono pamiętało mnie witając moją osobę swoją aurą.
Gdzieś daleko, w punkcie bliskim krawędzi horyzontu (o ile miejsce, w którym znalazła się ma horyzont) majaczy czarny, zbliżający się do niej z każdą sekundą punkt. Ania podnosi się i kieruje swe kroki w jego stronę, czując przemożną chęć, aby biec. Wszechogarniająca biel zaczyna jej doskwierać potęgując uczucie samotności i wyobcowania.
- Boże, ktokolwiek to jest niech ma wobec mnie dobre zamiary – Przyspiesza kroku z niecierpliwością obserwując zbliżający się kształt, który po krótkiej chwili zmienia się w sylwetkę długowłosego, nagiego mężczyzny, niosącego coś na plecach.
Ania zatrzymuje się, niepewna, ale czująca podświadomie, że sylwetka jest jej znana.
- Anno – W jej głowie rozlega się basowy głos – Zbliż się do mnie proszę.
Uśmiechnięta postać Berta wizualizuje się w jej oczach. Dziewczyna już nie idzie, pędzi, biegnie i po kilkudziesięciu krokach wpada szczęśliwa w jego ramiona.
- Tak się bałam – Przywiera do jego torsu zostawiając mokre ślady po łzach na skórze – Kiedy cię ujrzałam moja pamięć nagle odświeżyła się. Bałam się, że zginąłeś w walce z drowami – Spogląda w jego czarne jak bezkresna noc oczy.
- Cicho dziecko – Demon głaszcze ją po głowie – Nic nie mów i o nic nie pytaj. To nie jest odpowiednie miejsce i czas na rozmowę na ten temat. Jesteśmy tu, ponieważ twoja esencja przywiodła nas w to miejsce – Zdejmuje mały tobołek z pleców, który okazuje się być... nosidełkiem z niemowlakiem w środku – Zaopiekuj się nim. Pamiętaj, to bardzo ważne – Podaje jej nosidełko.
Dziewczyna zagląda do środka. Bobas ma różową buzię i uśmiecha się do niej pokazując rząd idealnie białych ząbków.
- Ale śliczny! – Ania oddaje uśmiech i gładzi malucha opuszkami palców po policzku – Czyje to dzieck...? – Głos grzęźnie jej w gardle.
Pusto.
Bert zniknął tak nagle jak się pojawił.
Zaczyna ją niepokoić zmieniająca się wokół aura. Biel, dotychczas rażąca w oczy, niczym odblask słońca od śniegu w zimowy dzień traci swój kolor i szarzeje. Czuje chłodny podmuch wiatru, od którego dostaje gęsiej skórki na całym ciele.
- Maluszku, musimy stąd uciekać, czuję, że zbliża się niebezp... – Głos grzęźnie jej w gardle po raz drugi zmieniając się w narastający we wnętrzu krzyk. Pierwotny, dziki i podszyty czystym strachem.
Twarz niemowlaka z różowej i uśmiechniętej powoli zmienia się w demoniczny kształt, któremu zaczynają rosnąć rogi, a oczy zmieniają kolor na czerwony. Serce dziewczyny staje się soplem lodu, a nogi odmawiają posłuszeństwa. Opada na kolana bezwiednie, z przerażeniem na twarzy obserwując, jak niemowlak rośnie w mgnieniu oka i po chwili ma już gabaryty nastolatka, by moment później stać się dorosłym osobnikiem.
Nie widzę jego twarzy! I nie chcę jej zobaczyć! Czuję, że to coś przerażającego, okrutnego i złego!
Skóra postaci zmienia kolor na ciemnobrązowy i fałduje marszcząc się, zapadając i wznosząc na całej powierzchni ciała.
- Anno, matko – Z ust potwora wydobywa się cichy szept, który zapiera jej oddech – Chodź do mnie, czekałem na ciebie, moja luba – Odwraca się do niej.
Krzyk, który dotychczas gromadził się w jej wnętrzu wydostaje się z jej ust z narastającą siłą.
- Zostaw mnie!!! – Zamyka oczy czując dotyk szponiastych dłoni – Nieeeee!!!
Budzi się gwałtownie podnosząc głowę i natychmiast opada na poduszkę, powalona silnym bólem.
O kurwa mać, moja głowa! Czuję się, jakby miała za chwilę odpaść!
Z wysiłkiem próbuje otworzyć oczy i kiedy wreszcie udaje się jej uchylić nieco lewe...
- Bert, obudziła się! Bert! – Znajomy głos wibruje w jej czaszce niczym dźwięk wiertła dentystycznego w gabinecie. Próbuje zaprotestować, uciszyć natręta, ale jedyny dźwięk, jaki wydostaje się z jej ust to cichy jęk.
- Ciszej! – Demon wpada do pomieszczenia i gromi wzrokiem czuwającego przy łóżku – Anno, słyszysz mnie? – Dotyka jej policzka i dłoni spoczywającej obok ciała.
- Pić! – Zachrypnięty głos dziewczyny z trudem przebija się przez świergotanie ptaków za oknem, z którego dopiero po chwili ranna zdaje sobie sprawę – Dajcie mi pić!
Płyn, który wlewa się do jej gardła smakuje niczym napój bogów.
- Spokojnie, powoli, nie pij tego zbyt dużo – W basie Berta pobrzmiewa nutka radości – Spróbuj otworzyć oczy. Poznajesz mnie?
Dziewczyna zerka na niego półprzytomnym wzrokiem mrugając gwałtownie oczami, po czym przechyla się na bok łóżka i wymiotuje.
- O kurwa, ale mi niedobrze – Wraca do pozycji horyzontalnej po oddaniu na podłogę zawartości żołądka – Ile czasu tu leżę?
- Dwa dni – Drugi głos materializuje się postaci Kadrila, który stoi po prawej stronie łóżka. Ania spostrzega żałobną opaskę na jego ramieniu.
- Kadril, cieszę się, że cię widzę – Uśmiecha się słabo – Twój ojciec...
- Jest tam, gdzie chciał skończyć – Przez twarz chłopaka przechodzi błysk cierpienia – Kiedy nie widział szans na obronę kazał mi uciekać tunelem i wysadził się w domu razem ze szturmującymi żołnierzami. Stary szaleniec, do końca walczył z uśmiechem na twarzy – Ociera łzę kantem dłoni – Przepraszam – Wychodzi z pokoju.
- Nie teraz – Bert ucisza ją w myślach spoglądając na nią z radością w oczach – Napij się trochę, ale nie tak łapczywie, bo znowu zwrócisz. Musisz się przespać, solidnie oberwałaś w tył głowy. Twoja opalenizna zmyliła elfy, które uważały cię za drowa. Całe szczęście, że ten, który trafił cię potknął się, bo nawet Ellesime nie byłaby w stanie cię odratować.
- Śpij – Gładzi potężną dłonią jej policzek – Wrócę do ciebie za jakiś czas.
Utykając na lewą nogę wychodzi z pokoju.
Dziewczyna wypija nieco przezroczystej substancji z drewnianego kubka i po chwili zapada w głęboki sen.
Nie darowałbym sobie, gdybyś zginęła w lesie, Anno. Jestem niemal pewien twojego pochodzenia, a twoje spotkanie z królową elfów tylko utwierdzi mnie w tym przekonaniu.
- Królowa czeka – Informuje go beznamiętnym głosem strażnik z twarzą niczym wykutą z kamienia pełniący wartę przed pokojem Anki.
- Znam drogę, nie musisz mnie prowadzić – Bert kieruje się w stronę komnat władczyni Suldanesselar.
Znam ją aż za dobrze.
Komnata królewska to wysokie pomieszczenie w kształcie prostokąta. Ściany są oplecione liśćmi i korzeniami drzewa, na podłodze leży miękki, głęboki dywan, a po lewej stronie postawiono bogato zastawiony stół.
- Czuje się lepiej, czyż nie, mój demonie? – Niski, melodyjny głos wita go w progu. Jego właścicielka, wysoka, zielonooka elfka ze srebrnymi, kręconymi w loki włosami do ramion i jasną skórą koloru kości słoniowej wpatruje się badawczo w jego oblicze. Pod zieloną, świecącą nikłym blaskiem suknią do kolan z głębokim wycięciem poniżej szyi rysuje się kształt bujnego biustu, a na stopach ma sandały w tym samym kolorze – Chciałabym z nią jutro porozmawiać. Domyślasz się o czym, prawda?
- Tak – Twarz Berta nie wyraża absolutnie żadnych uczuć, a jego oczy pozostają uważne i czujne – Ostatni raz, kiedy przemawiałaś do mnie w zbliżony sposób w krótkim czasie zostałem uwięziony, a osoba towarzysząca mi w podróży zginęła – Przez jego oblicze przechodzi grymas bólu – Skończyłem jako drewniana figurka, sprzedawana z miejsca na miejsce, rzucana po całym Wszechświecie. Powinienem cię za to zabić, Ellesime – Zniża głos do groźnego szeptu.
- Zdajesz sobie sprawę, że nie miałam wyjścia, prawda? – Elfka podchodzi do niego dotykając piersiami jego torsu. Ujmuje jego twarz w dłonie – Dobrze wiesz, że nie mogłam postąpić inaczej, gdybym cię nie wydała skazałabym na zagładę siebie, swoich poddanych i Drzewo Życia – Zbliża twarz do jego twarzy i zamyka oczy – Wybacz mi proszę.
- Moja zemsta dosięgnie winnych, a ciebie niech osądzą twoi bogowie – Bert odsuwa ją od siebie i zasiada przy stole – Jestem głodny i spragniony. Ucztujmy i cieszmy się z tego co mamy, bo jutro znowu mogę stać się kawałkiem drewna lub innym, równie bezwartościowym przedmiotem – Podsumowuje szyderczo, bierze w dłoń potężny kawał mięsa i odgryza niemal połowę.
- Cząstka mojej esencji znienawidziła cię za to na zawsze – Dopowiada w myślach wpatrując się w nią – I mimo, że jej większa część pożąda twojego ciała, rozkoszy, pasji i uczuć, którymi kiedyś mnie darzyłaś lub być może w dalszym ciągu darzysz, na wieczność pozostanie we mnie zadra zdrady, której dopuściłaś się wobec mnie i Julii. Demony nie potrafią kochać, ale to była jedyna osoba znana mi we Wszechświecie, wobec której odczuwałem coś zbliżonego do miłości.
Królowa bez słowa siada po drugiej stronie stołu i upija mały łyk wina z drewnianego kielicha, ozdobionego fantazyjną koroną ze splecionych liści dębu.
- Bert popatrz na mnie – Zielone jak szmaragdy oczy sondują jego twarz – Być może jestem w stanie zmazać część winy, którą w sobie noszę od tylu lat. Wiesz, że kiedy wydałam cię byłam w tobie zakochana? I miałam do wyboru w przypadku odmowy skazanie na zagładę nas wszystkich, włącznie z tobą, moim ludem, Drzewem Życia lub uratowanie wszystkiego co jest związane z Suldanesselar kosztem ciebie i twojej ukochanej – Łza spływa po jej policzku – Zdajesz sobie sprawę, że gdybym odmówiła wydania cię nie przetrwalibyśmy nawałnicy sprzymierzonych, prawda? Przed drowami zdołalibyśmy się obronić, ale demony były ponad nasze możliwości. Nie karz mnie za to, że ochroniłam ich twoim kosztem. Cierpiałam w milczeniu i samotności tyle lat. Złamałam sobie serce i nigdy nie pokochałam innego mężczyzny – Opanowuje się i bierze solidny łyk z kielicha.
- Teraz cię nie kocham, uczucie wygasło, choć jego iskierka tli się gdzieś na dnie mojej duszy – Wstaje, pochodzi do niego i obejmuje dłońmi jego głowę – Nie mam ochoty jej wzniecać, nie wejdę drugi raz do tej samej rzeki – Odsuwa się i sukienka spada na podłogę. Bert zafascynowany spogląda na jej pełne, zakończone dużymi sutkami w kolorze malin piersi, szerokie biodra i pokryte czarnym meszkiem łono. W jego umyśle pojawiają się głęboko ukryte obrazy związane z osobą królowej, obrazy, które zakopał myśląc, że zgubił do nich świadomie mapę i nigdy nie będzie miał okazji ponownie ich oglądać.
- Daj mi ostatni raz to, co kiedyś płonęło w nas i co niemal doprowadziło cię do zagłady. A potem pomogę ci w zemście i odkupię swoje winy – Dopowiada szeptem i wyciąga do niego dłoń – Kochaj mnie, mój demonie, a potem odejdź na zawsze i dokonaj zemsty, która uwolni cię od cierpienia.
Bert podnosi się, zdejmuje z siebie koszulę, zsuwa skórzane spodnie i staje przed nią nagi. Ich oczy spotykają się, jakby chcieli nasycić się swoim widokiem na kolejne dwieście lat. Nachyla się nad nią i dotyka ustami jej warg, delikatnie i czule, jakby bojąc się, że uszkodzi ich powierzchnię. Elfka obejmuje jego głowę i namiętnie wsuwa język do środka jego ust, pojękując przy tym cicho. Twarde z podniecenia sutki prężą się i wbijają w jego tors. Świat wokół nich zamiera, jakby czas zatrzymał się, a wskazówki zegara obserwowały uczucia krążące między nimi.
- Daj mi go – Klęka przed nim i całuje czule pełnymi ustami napiętą, czerwoną główkę – Chcę go posmakować po raz ostatni, a potem poczuć w sobie jego moc – Z trudem bierze ogromnego członka do ust i zaczyna pracować na nim językiem pomagając sobie jednocześnie dłońmi.
- Brakowało mi twoich pieszczot, królowo – Bert szepcze opierając dłonie o jej głowę. Od dawna nie rozładowywane napięcie krąży w jego lędźwiach niczym iskra czekająca na wybuch. Zaczyna poruszać biodrami, może nieco za ostro, Ellesime krztusi się i wyjmuje mokrego od śliny członka z ust poruszając dłonią wzdłuż główki.
- Jestem gotowa na ciebie – Bierze go za dłoń i kieruje się w stronę sypialni. Klęka na ogromnym łożu, wypięta do niego tyłem, eksponując lśniącą z podniecenia świątynię – Pragnę, żebyśmy się zespolili, tak jak kiedyś.
Bert nachyla się nad nią i całuje jej plecy, przez ciało Ellesime przechodzi dreszcz.
- Proszę, zrób to – Jęczy cicho z opuszczoną głową mając zamknięte oczy.
Kiedy główka członka dotyka jej nabrzmiałych warg z ust królowej wydostaje się ciche, nerwowe westchnienie. Demon oddycha szybko.
Wsuwa się w nią.
- Oooch! – Ellesime jęczy głośno czując rozrywającą rozkosz połączoną z bólem – Zapomniałam już, jaki jesteś duży. Chcę cię jeszcze głębiej, do samego końca! – Krzyczy, gdy ogromny korzeń zagłębia się w nią niemal do połowy i zaczyna powoli poruszać się we wnętrzu.
Potężne dłonie Berta chwytają za jej biodra i zaczynają przyciągać do siebie w rytmicznych, coraz szybszych ruchach drżące ciało królowej. Elfka urywanym głosem pojękuje coraz głośniej, jej dłonie zaciskają się nerwowo na pościeli, przygryza zębami usta mając zamknięte oczy.
- Jeszcze głębiej! – Błagalnym głosem prosi go o więcej. Kiedy członek dociera do końca jej ciałem wstrząsa dreszcz i po chwili Ellesime dochodzi. Orgazm jest ejakulacją na zewnątrz uczuć, które gromadziła w sobie przez dwieście lat. Niespełnionej i zdradzonej miłości, żalu, poczucia winy i straty. Emocje, które kumulowała w sobie, którymi z nikim nie mogła się podzielić wylewają się z niej niczym woda z nasiąkniętej gąbki. Cisza przeradza się w krzyk kobiety, odbijający się od ścian komnaty.
Bert porusza się w niej jeszcze przez chwilę po czym dociska członka ponownie do samego końca i zaczyna szczytować. Bezgłośnie, odchylony do tyłu, z zamkniętymi oczami i otwartymi ustami. I kiedy potężne zwarcie mięśni w całym jego ciele znika wypuszcza z siebie kolejne salwy, napełniające nabrzmiałe, wrażliwe wnętrze elfki, które wypływają z niej na jedwabną pościel.
Ellesime opada na łoże twarzą do poduszki, a Bert kładzie się obok niej całując jej ramię, gładząc plecy i wpatrując się w szlachetne rysy królowej.
- Okłamałem cię – Spogląda na niego zdziwiona i zaskoczona – Okłamałem cię, Elle – Przemawia do niej pieszczotliwie jak za dawnych czasów – Ja też cię kochałem – Zawiesza głos, który wyraźnie drży – Jeśli monstrum takie jak ja jest zdolne do miłości to... - Szept zamiera mu w gardle.
- Ćśś, cicho – Elfka kładzie palec na jego ustach, po czym tuli się do niego płacząc bezgłośnie – Nie mów nic więcej, nie rozpalaj tego na nowo. Bądź dzisiaj ze mną, tak jak kiedyś – Ociera łzę z policzka – Bądź ze mną Bert, mój ukochany.
Śpiew ptaków, który dzień wcześniej wydał się Ani tak upierdliwy wybudza ją ze snu dźwięczną i mile łechcącą uszy serenadą. Dziewczyna przeciąga się leniwie i otwierając powoli oczy rozgląda się z ciekawością dookoła.
Pokoik, w którym leży ma kształt kwadratu i poza niewielką komodą, zamkniętym oknem oraz drzwiami na balkon nie zawiera żadnych sprzętów. Ascetyczny wygląd, tak jakby był przygotowywany z myślą o niespodziewanych gościach.
Trzeba się rozejrzeć – Postanawia i pomna wczorajszego bólu głowy oraz wymiotów ostrożnie unosi się z posłania. O dziwo nie odczuwa w zasadzie nic uciążliwego poza delikatnym kłuciem w miejscu, gdzie najprawdopodobniej otrzymała cios od elfa. Ubrana w długą, jedwabną koszulę nocną w błękitnym kolorze zbliża się do drzwi balkonowych, zaciekawiona widokiem otwiera je i robi krok na zewnątrz.
Zamiera w niemym zachwycie.
O Boże, to raj!!! Umarłam i jestem w niebie lub w jego elfiej części!!!
Więc one mieszkają w drzewie??? Na drzewie??? Nawet nie wiem, jak to określić. Myślałam, że Drzewo Życia to maleńkie drzewko, które czczą, a to po prostu ich dom – Zszokowana widokiem z szeroko otwartą buzią chłonie widoki dookoła.
Otacza ją ściana liści, gałęzi, lian. Balkon znajduje się na tak dużej wysokości, że nie widać ziemi, a po spojrzeniu w dół dziewczynie zaczyna kręcić się w głowie. W powietrzu fruwa niezliczona ilość śpiewającego w różnych tonacjach ptactwa, przez grubą ścianę liści przebijają się promienie słońca, a w zaciemnionych miejscach pojawia się niekiedy światło robaczków świętojańskich.
Pięknie!!! Nie widziałam nic piękniejszego w życiu!!! Szkoda, że nie mam ze sobą aparatu, zrobiłabym zdjęcia, żeby mieć pamiątkę.
- Ja też reagowałem podobnie, kiedy pierwszy raz wszedłem na ten balkon – Rozlega się za nią znajomy, basowy głos. Odwraca się i widzi uśmiechniętego od ucha do ucha Berta – Cieszę się, że widzę cię w dobrym zdrowiu, Anno. Przyniosłem twoją zbroję.
- Och, Bert – Podbiega do niego i przytula się drobnym ciałem do potężnej masy – Tu jest tak pięknie, że kiedy wyszłam na balkon miałam wrażenie, że umarłam i jestem w raju.
- Uważaj, bo w obecności demona wymawianie pewnych zwrotów może grozić niespodziewanym wybuchem – Żartuje sobie, a Ania uśmiecha się do niego – Przebierz się, zaczekam na ciebie na zewnątrz, a potem pójdziemy na śniadanie.
- Zaczekasz na zewnątrz? – Dziewczyna patrzy na niego uśmiechając się pod nosem – Po co? Przecież widziałeś mnie nago, nad jeziorem.
- Wiedziałaś o tym? – Bert otwiera szeroko ze zdziwienia.
- Oczywiście – Dumna z siebie pręży piersi po czym zdejmuje koszulę nocną i staje przed nim całkowicie naga – Zostawiłeś nieco, hmm... – Czerwienieje lekko na twarzy – śladów i drogą dedukcji doszłam, że to nie mógł być nikt inny. Podobam ci się, prawda? - Podchodzi do niego i dotyka lekko jego podbródka.
- Tak, podobasz – Na piekielne pieczęci, Julia wróciła. Opanuj się demonie, opanuj swe żądze, nie skrzywdź jej – Ale dobrze wiesz, że nie możemy tego zrobić.
- Dlaczego? – Ania jest rozczarowana i w jej głosie pobrzmiewa złość.
- Bo każda kobieta, która wiąże się ze mną prędzej czy później cierpi, a tobie nie chciałbym przysparzać cierpienia, dziecko – Odsuwa się od niej na bezpieczną odległość – Zaczekam na zewnątrz – Wychodzi zamykając za sobą po cichu drzwi.
Dupek. Pieprzony, nadęty dupek. Odrzuca mnie, mimo że go kręcę i podniecam. I to nie jest tylko pociąg fizyczny, odczuwam z jego strony coś więcej – Wściekła nakłada na siebie zbroję otrzymaną od Kalvara w Athkatli – Może to ta elfka namieszała mu w głowie? A zresztą, nie będę się do niej uprzedzała - Po chwili dumnym krokiem wychodzi na zewnątrz.
- Dokąd? - Spogląda na niego wzrokiem bazyliszka.
- Chodź za mną – Bert rusza nie patrząc na nią.
Śniadanie upływa w ciężkiej atmosferze. Bert je niewiele, a Ania grzebie widelcem w talerzu zastanawiając się nad swoim położeniem.
Dokąd tak naprawdę zmierzamy? I czego on mi nie mówi? Ukrywa coś ważnego dotyczącego mojej osoby, jestem tego więcej niż pewna.
- Powiesz mi wreszcie, co przede mną ukrywasz, czy będziemy bawić się dalej w ciuciubabkę? - Wypala przerywając ciszę.
- Cierpliwości Anno, po śniadaniu dowiesz się wszystkiego – Bert patrzy na nią uważnym wzrokiem.
- Po śniadaniu? A dlaczego nie teraz?
- Pójdziemy do Ellesime. Ona odpowie na twoje pytania i wyjaśni wątpliwości.
- Do królowej? A co ona ma z tym wspólnego? - W jej głosie pobrzmiewa nieufność przemieszana ze zdziwieniem.
- Wierz mi, że bardzo dużo. Gotowa?
- Chodźmy, nie jestem głodna i mam dość tych tajemnic.
- Witaj Anno – Ellesime uśmiechając się przyjaźnie wita ich w progu królewskiej komnaty mając na sobie długi, zielony płaszcz do samej szyi – Cieszę się, że w końcu mogę z tobą porozmawiać. Słyszałam od Berta dużo dobrego o tobie, wiem, że masz mnóstwo pytań i... - Zawiesza głos patrząc przeciągle na demona – postaram się wspólnie z twoim towarzyszem odpowiedzieć na wszystkie.
- Wasza Wysokość – Dziewczyna jest pod wrażeniem wyglądu wyższej od niej o ponad pół głowy elfki, królowa unosi dłoń przerywając jej wypowiedź.
- Mówi mi proszę po imieniu, traktuję cię jak przyjaciela domu – Siada na wysokim krześle naprzeciw niej – Na początek może nieco rozjaśnię waszą sytuację.
- Aby wrócić do swojego świata musicie znaleźć bramę – Zaczyna – Jedyna znana mnie i Bertowi, mogąca cię tam przetransportować znajduje się w Sigil. To miasto w centrum Wieloświata, w innym wymiarze, daleko stąd. Aby tam dotrzeć musicie znaleźć inną bramę prowadzącą do Sigil, a tak się składa, że wiem, gdzie ona jest – Uśmiecha się patrząc na zmianę na demona i dziewczynę – Pomogę wam przez wzgląd na dawną przyjaźń z Bertem. W Sigil będziecie musieli poradzić sobie sami, tam moja moc już nie sięga – Przerywa i upija nieco płynu z królewskiego kielicha.
- To woda z Drzewa Życia – Wyjaśnia – Nauczyłaś się dużo i rozwinęłaś talenty, dzięki Bertowi, ale także dzięki naturalnym zdolnościom, które posiadasz. Wiem, że potrafisz czytać i rozmawiać w myślach, powinnaś spróbować telekinezy i... - Spogląda na demona – twój towarzysz powinien nauczyć cię otwierać bramy. Mam przeczucie, że to może być przydatne w zbliżającej się podróży. Dam wam zapas wody na drogę. Rozwija talenty, o których mówiłam, poza tym ma lecznicze właściwości, dzięki którym doszłaś tak szybko do zdrowia po zranieniu w walce kilka dni temu.
Ania spogląda przeciągle na Ellesime.
- To nie wszystko, prawda? Ukrywacie coś przede mną. Bert robi to od początku, a ty masz świadomość, czego on nie chce mi powiedzieć.
Elfka bez słowa wstaje, otwiera szufladę i po chwili wręcza dziewczynie małą rycinę, przedstawiającą kobietę. Ania otwiera szeroko oczy.
- To ja? Kiedy zdążyłaś to stworzyć? Przecież to wymaga przynajmniej kilkunastu dni pracy, wiem o tym, bo kiedyś rysowałam amatorsko.
- To nie jesteś ty – Głos Berta jest głuchy, a Ania zamiera na krześle.
- Jak to nie ja?! - Otwiera szeroko oczy – Przecież ta dziewczyna wygląda niemal jak ja, tylko ma kręcone włosy zamiast prostych!
Demon i elfka milczą spoglądając na siebie.
- Anno – Królowa spogląda wreszcie na nią – Dwieście lat temu Bert przybył tu z pewną kobietą, ścigany przez pobratymców chcących ukarać go za odmienność. Kobieta miała na imię Julia i teraz jestem już pewna – Zawiesza głos – że jesteś jej wcieleniem.
- Co kurwa??? - Dziewczyna podnosi głos – Sugerujesz, że jestem reinkarnacją byłej kochanki demona? Przecież to jest bardziej niedorzeczne niż sama moja obecność tutaj.
- A jednak jesteś tu i to bardzo rzeczywiste odczucie, prawda? – Ellesime zachowuje spokój – Pod Suldanesselar nadciągnęła armia demonów sprzymierzonych z drowami – W jej głosie słychać wyraźny ból – Postawiono mnie przed wyborem– wydać Berta wraz z towarzyszką albo demony zaatakują moje królestwo i zamienią wszystko w popiół.
- I wydałaś go, ty zdradziecka kurwo! – Anka podnosi się z krzesła – Przybył tu, bo poszukiwał pomocy, a ty wbiłaś mu nóż w plecy! – Spogląda na Berta – Jak możesz tu jeszcze przebywać po tym, co ci zrobiła?! Przecież to gorsze, niż przespanie się na oczach ukochanej osoby z inną!
- Anno! – Ostry głos Berta – To królowa, zachowuj szacunek!
- Pieprzę ją i jej zakichany majestat! - W oczach dziewczyny błyskają złowrogie zamiary – Nie zamierzam tego słuchać i przebywać w tym zdradzieckim miejscu nawet sekundy dłużej. Ruszasz ze mną, czy mam poszukać tej bramy sama?
- Nawet jeśli ją znajdziesz to nie będziesz potrafiła jej otworzyć. Pozwól proszę dokończyć to, co mam ci do powiedzenia – Ellesime zachowuje spokój, ale twarz ma wypełnioną bólem – Tak, jestem winna zdrady Berta i Julii, która zginęła na oczach twojego przyjaciela doświadczając straszliwych tortur z rąk demonów i drowów. Siły przeciwnika były przeważające i nawet gdybym odmówiła wydania Berta najprawdopodobniej zginęlibyśmy wszyscy, a to, co oglądasz dookoła nie istniałoby od wielu lat. Gdybym postąpiła inaczej skazałabym na zagładę wszystko, co widzisz – Jej głos łamie się i drży – Cierpiałam przez to dwieście lat i cierpię w dalszym ciągu. Nie mam ochoty mówić o tym więcej, to wciąż sprawia mi zbyt wiele bólu. Chcę wam pomóc i odkupić część swoich win – Po jej policzku spływa łza – Wybacz mi Anno, zrób to w imieniu Julii, której cząstka jest w tobie – Klęka przed nią.
Dziewczyna zamiera i spogląda bez słowa na zmianę na elfkę i Berta.
Czuję, że jej żal jest autentyczny i szczery, cierpiała aż tyle! Dwieście lat! Może faktycznie nie miała wyboru?
Jak ja zachowałabym się na jej miejscu? Nie wiem. Z jednej strony zdrada i wydanie przyjaciela wrogom to jeden z najgorszych grzechów. Z drugiej strony jednak jest odpowiedzialna za swój lud.
W przypadku odmowy swoją decyzją skazałaby ich wszystkich na niemal pewną zagładę.
Nie mnie osądzać, czy odkupiła swoje winy, ale jeśli mogę pomóc ulżyć jej cierpieniu... zrobię to. Z dobroci serca. I dla Berta, on również tego chce. I jeśli tego jeszcze nie zrobił to z pewnością jej wybaczy.
- Nie wiem, czy powinnam to zrobić – Jej głos drży, a oczy lśnią ze wzruszenia – Nie dlatego, że nie chcę, ale ta dziewczyna, Julia – Poprawia się – powinna to uczynić, a nie ja.
- Ona nie żyje, moje dziecko – Bert włącza się do rozmowy – A w tobie znajduje się cząstka jej duszy.
- Wiem, ale i tak mam wątpliwości, czy powinnam – Zawiesza głos – Dobrze – Staje nad elfką – Zrobię to w jej imieniu. Ellesime, wybaczam ci – Bierze elfkę za rękę i pomaga jej wstać. Czuje rozlewające się po ciele ciepło, emanujące z dłoni królowej.
- Dziękuję – Władczyni ma wypisany wyraz ulgi na twarzy, tuli przez chwilę dziewczynę, po czym odsuwa ją od siebie – Chcesz mnie o coś zapytać, prawda?
- Tak – Ania wraca na swoje miejsce i siada na krześle – Wyczuwam, że jest coś jeszcze. Coś bardzo ważnego, co może mieć wpływ na nas oboje i na nasze dalsze losy. Mam rację?
– Tak – Elfka uśmiecha się do niej jak matka do dziecka – Zadziwiasz mnie coraz bardziej. Julia była bardzo utalentowaną osobą jeśli chodzi o posługiwanie się umysłem, ty jednak jesteś na początku drogi i już przewyższasz ją w tej materii. Jest coś bardzo ważnego, o czym muszę wam powiedzieć. Na początek opowiedz mi proszę sen, który nawiedził cię tutaj.
- Skąd wiesz...? - Ania otwiera szeroko oczy ze zdziwienia.
- Potrafię widzieć sny, to dzięki Drzewu Życia, moje dziecko – Uśmiech nie znika z twarzy Ellesime, a Bert patrzy z uwagą na obie kobiety.
-... dziecko zmieniło się w demona, który chciał zrobić mi coś złego i kiedy dotknął mnie szponami obudziłam się – Kilka minut później dziewczyna kończy opowieść, a na wspomnienie zimnego dotyku, tak realnego jak rzeczywiste zdarzenie przechodzi ją dreszcz – Skąd wzięły się tatuaże?
- Julia nosiła identyczne – Bert wtrąca się do rozmowy odpowiadając cicho – I przypuszczalnie również była kiedyś w tym śnie, może w innych okolicznościach, ale przebywała tam.
Królowa milczy interpretując słowa dziewczyny,
- Nie domyślasz się prawdy? – Spogląda na Berta – Mężczyźni, czasem jesteście jak ślepcy – Jej słowa mają pogardliwy wydźwięk – Jesteś brzemienna – Zwraca się do Ani po krótkiej chwili ciszy.
- Jestem... w ciąży??? – Informacja jest na tyle niespodziewana i szokująca, że Ania robi się blada i zaczynają drżeć jej dłonie.
O mój Boże, tylko nie to! Co jeszcze?!?! Za chwilę dowiem się, że choruję na trąd albo mam HIV-a!
- Nie wiem co to jest hif, o którym pomyślałaś – Ellesime dotyka jej dłoni – Ale trąd na pewno cię nie dotknął. Co do twojego stanu, to ludzkie dziecko. Jestem pewna, że przybyło tu razem z tobą.
- Ale kiedy to się stało? Zabezpieczam się, to niemożliwe. Jesteś tego pewna? – Dziewczynie kręci jej się w głowie – Faktycznie, dopiero teraz zorientowałam się, że spóźnia mi się okres, ale może to wpływ wody i środowiska, w którym przebywam. To nie może być praw... – Zamiera nagle przypominając sobie pewne zdarzenie.
Gabinet Rakowskiego!
Zaraz przed tym, jak skoczyłam w bramę!
Skończył we mnie, byłam około tygodnia po okresie, wypadały akurat dni płodne.
- O Boże! – Robi jej się ciemno przed oczami, spogląda na Berta – Więc to prawda! – Zaczyna płakać – Kurwa, mam dwadzieścia jeden lat! Nie chcę dziecka, boję się, jestem sama! Co się do cholery dzieje z moim życiem?! Jestem zwykłą dziewczyną, studentką, a nie poszukiwaczką przygód gdzieś w innych wymiarach, na dodatek będącą w ciąży – Milknie po chwili bezładnego bełkotu.
- Wiesz kto jest ojcem, prawda? - Opanowuje względnie nerwy, na tyle, żeby sformułować zrozumiałe pytanie.
- Tak – Demon robi krok do przodu, przyklęka i bierze ją za dłoń – Ze względu na twój stan powinniśmy jak najszybciej ruszyć w drogę. Nie powinnaś podróżować zbyt wiele i przemęczać się, a podróże międzygwiezdne nie są zbyt bezpieczne dla brzemiennych kobiet.
- Wiedziałeś o tym? - Świdruje jego twarz badawczym wzrokiem ocierając łzy z policzków.
- Nie, przysięgam, że nie wiedziałem – Odpowiada szczerze – Nawet ja nie potrafię czytać aż tak głęboko w myślach i rozpoznawać pewnych objawów. Ellesime ma dar i zdolności dostępne tylko kobietom, pamiętaj, że jestem demonem – Uśmiecha się do niej i delikatnie gładzi twarz czując na sobie baczny wzrok elfki.
- No dobrze – Królowa wstaje – Myślę, że to wszystko. Będziecie mogli wyruszyć, kiedy tylko chcecie. Zanim opuścicie Suldanesselar chciałabym się z wami zobaczyć. Przed samym odjazdem – Podaje Ani dłoń – Cieszę się, że cię poznałam, Anno. Jesteś mądrą i rozsądną kobietą, wierzę, że uda ci się wrócić bezpiecznie do domu.
- A teraz wybaczcie, ale wzywają mnie obowiązki – Odwraca się do nich plecami i staje przodem do ogromnego okna.
- Do widzenia, Ellesime – Ania żegna się z nią, Bert bez słowa zamyka wrota do komnaty.
- Do widzenia, Anno – Królowa szepcze wpatrując się we fruwające za oknem ptaki, a po jej twarzy spływają łzy.
Wracają w milczeniu do pokoju dziewczyny. Demon wygląda przez okno nie próbując nawiązać rozmowy. Jej myśli krążą wokół ciąży i komplikacji, które jej stan spowodował i może spowodować w bliższej i dalszej przyszłości.
- Byliście kochankami? – Anka po długiej ciszy zadaje nurtujące ją od dłuższego czasu pytanie – Bert?
- Tak – Jej towarzysz patrzy na nią z powagą.
- Kochasz ją?
- Nie Anno, już nie – Odwraca się do niej i siada obok na łóżku – Moja miłość do Ellesime wygasła dawno temu. Pozostały po niej zgliszcza, żal i smutek. Jeśli nie masz nic przeciwko chciałbym opuścić to miejsce jak najszybciej, nawet dzisiaj.
- Tak, ja też chciałabym jak najszybciej ruszyć w drogę. Coś mi mówi, że powinniśmy to zrobić – Wstaje – Zgłodniałam, idziemy coś przegryźć? Chyba mój stan daje znać o sobie – Uśmiecha się do Berta, który oddaje uśmiech. W inny sposób, niż dotychczas. Tak jakby zobaczył w niej kogoś więcej, niż towarzyszkę i przyjaciółkę, którą ma eskortować do domu.
- Chodźmy na obiad, młoda damo – Podnosi się z łóżka i bierze ją pod rękę – Ucztujmy i bawmy się w elfim dworze, a później wyruszmy. Ku przeznaczeniu i drodze do domu.
Gdziekolwiek on się znajduje – dodaje w myślach.
Późnym popołudniem niemal gotowi do drogi, przebywając na ziemi, przy korzeniu Drzewa Życia słyszą za sobą ruch.
- Anno, Bert! – Kaldir pędzi do nich na złamanie karku – Zaczekajcie na mnie!
- Kaldir, nie możesz z nami ruszyć – Ania stanowczym głosem oponuje – To droga dla Berta i dla mnie.
- Nie zamierzam, droga Anno – Zdyszany chłopak staje obok niej – Królowa nakazała mi towarzyszyć wam do chwili przejścia przez bramę, będę waszą eskortą razem z oddziałem elfów – Dumnie wypina pierś, zadowolony z przyznania mu odpowiedzialnej roli – Poczekajcie jeszcze chwilę, nasza władczyni chce was pożegnać osobiście.
- Nie będziecie musieli czekać – Za ich plecami rozlega się niski, melodyjny głos, zgromadzone wokół elfy przyklękają z szacunku dla królowej – Chciałam podziękować wam za wizytę i wręczyć podarunki, które mogą przydać się w drodze zarówno tobie Anno jak i Bertowi – Wykonuje ruch ręką i jeden z członków jej eskorty podchodzi do Berta wręczając mu długi miecz i topór, obie bronie lśniące zaklętym w nim światłem.
- Miecz to Varscona, zaklęto w nim moce chłodu, spowalnia i zamraża przeciwników, więc przyda ci się w walce przeciwko pobratymcom, jeśli się na nią zdecydujesz. Wykuł go jeden z naszych najbardziej utalentowanych kowali. Niech dobrze ci służy – Ellesime uśmiecha się do Berta – A Topór Nieuległości z pewnością rozpoznajesz. Otrzymałam go dawno temu w prezencie od krasnoludów. Czekał na kogoś, kto zrobi z niego właściwy użytek – Bert mocuje obie bronie na plecach, po czym przyklęka i w podziękowaniu przykłada dłoń do czoła.
- A dla ciebie, Anno – Do królowej podchodzi młoda elfka trzymająca w dłoni prezenty – mam Amulet Seldarine, który będzie chronił ciebie i twoje dziecko przed wpływem złowrogich sił – Zakłada jej na szyję kolię z małym, zielonym szafirem, pulsującym nikłym światłem – oraz Pierścień Wpływu – Wkłada na mały palec prawej dłoni dziewczyny srebrną obrączkę – Pomoże ci przekonać opornych na twoje wdzięki do przyjęcia twojego punktu widzenia – Mruga do niej okiem, na co Ania odpowiada uśmiechem – Będzie ci potrzebny, jeśli nie teraz to w twoim świecie. Jeszcze nie raz, mam takie przeczucie – Odsuwa się i klaszcze dwa razy w dłonie.
- W bukłakach macie zapasy wody z Drzewa Życia – Bert przypina do pasa i wkłada do torby niesionej na plecach podane przez jednego z elfów worki napełnione życiodajnym płynem – Niech droga będzie wam prostą, a wasze kroki zawsze właściwe. Eskorta razem z Kaldirem odprowadzi was do miejsca docelowego, skąd przeniesiecie się do Sigil. Żegnajcie i... powodzenia – Rusza w kierunku bramy wyjściowej.
- Dziękuję za wszystko – Ania staje przed Ellesime – Mam nadzieję, że twoje cierpienie ustąpi – Podchodzi do niej i przytula się do wysokiej elfki, która gładzi dziewczynę po głowie.
- Uważaj na siebie Anno. I na dziecko – Oczy królowej błyszczą widząc zbliżającego się Berta.
Demon przygląda się jej obliczu przez długą chwilę nic nie mówiąc. Jakby starał się zapamiętać obraz byłej kochanki, z którą widzi się najprawdopodobniej po raz ostatni.
- Żegnaj, Elle – Nachyla się nad nią i szepcze jej do ucha – Na zawsze pozostaniesz w moim sercu. Wybaczam ci, ukochana – Spogląda jej w oczy, po czym składa na ustach delikatny pocałunek dotykając jej policzków i podbródka. Z zamkniętymi powiekami rozłącza się z nią i nie patrząc na jej oblicze rusza w kierunku ściany lasu.
Elfka ukradkiem przed poddanymi ociera łzy z powiek spoglądając na niego. Na jedyne stworzenie we Wszechświecie, które pokochała jak kobieta mężczyznę.
- Żegnaj, Bert – Na słowa Ellesime wypowiedziane w myślach on odwraca się przez ramię. Ich oczy spotykają się po raz ostatni i chwilę później barczysta, potężna sylwetka znika z gęstwinie.
- Jesteśmy prawie na miejscu – Cztery dni później Kaldir podchodzi do Ani i Berta, maszerujących w środku oddziału elfów – Dookoła jest cicho i spokojnie, patrole i czujki, które wysłaliśmy nie spostrzegły niczego niepokojącego.
- Tak, ja również nie wyczułem żadnego zagrożenia – Bert nieobecnym wzrokiem spogląda w gęstwinę – Ile mamy jeszcze drogi do przejścia?
- Niewiele, zanim słońce minie południe będziemy u celu.
- Powiadom nas, kiedy to się stanie – Demon kończy rozmowę, a młody elf wraca na przód pochodu.
- Mam otworzyć dzisiaj bramę?– Po długiej ciszy Ania zadaje pytanie spoglądając na Berta. Przez cztery dni drogi demon uczył ją właściwej inkantacji oraz w jaki sposób skoncentrować umysł na próbie otwierania przejść między wymiarami.
- Tak, spróbujesz to zrobić – Uśmiecha się do niej – Gdybyś miała problemy pomogę ci. Powinnaś dać sobie radę sama, nie spotkałem jeszcze tak pojętnego Pierwszaka. Jak się czujesz?
- Och – Dziewczyna pąsowieje pod wpływem komplementu i całuje go w policzek – Dziękuję za pochwałę, mój drogi. Czuję się świetnie, aż dziwne, że nie chce mi się rzygać mimo ciąży. Myślisz, że to wpływ wody z Drzewa Życia?
- Tak, musimy ją oszczędzać. Mam przeczucie, że przyda nam się w Sigil. Ellesime o tym wspomniała – Na dźwięk imienia królowej Anka drży odruchowo, ale błyskawicznie się powstrzymuje.
Cholera, jestem o nią zazdrosna. Widziałam, jak na siebie patrzyli. Dobrze, że wyruszyliśmy stamtąd tak szybko, ta kobieta ma na niego toksyczny wpływ.
- Jesteśmy na miejscu – Kwadrans później Kadril podchodzi do nich zatrzymując pochód – Gotowi?
- Tak – Oboje odpowiadają równocześnie spoglądając na siebie.
- Żegnaj Kaldirze – Ania zbliża się do młodego elfa i całuje go delikatnie w usta – Obyś znalazł kobietę, która cię pokocha i doceni twoje dobro – Ściska go mocno i odsuwa się w bok.
- Chłopcze, życzę ci, żebyś szedł swoją drogą i nie naśladował swojego ojca – Bert uśmiecha się i podaje mu dłoń – Do zobaczenia w bliższej lub dalszej przyszłości. Mam przeczucie, że jeszcze się spotkamy. Chodźmy – Spogląda na Anię – To tutaj – Wskazuje miejsce między dwoma ogromnymi drzewami zasłaniającymi słońce – Gotowa?
- Tak – Na twarzy dziewczyny pojawia się wyraz skupienia. Zaczyna w myślach skandować inkantację, którą trenowała przez ostatnie dni. Początkowo sądzi, że jej próby nie przyniosły efektu, lecz po krótkiej chwili przestrzeń między drzewami zdaje się poruszać i przed ich oczami pojawia się widok Drogi Astralnej.
- Żegnajcie – Kaldir wraz z otaczającym ich oddziałem elfów spogląda na parę podróżników przekraczających wrota drogi do Sigil. Po chwili brama znika i elfy ruszają w drogę powrotną do domu.
- Te widoki są tak śliczne, że nigdy nie nasycę się patrząc na nie! – Ania tak jak w trakcie poprzednich podróży rozgląda się z zachwytem dookoła.
- Tak, Droga Astralna to coś, co i we mnie wzbudza podziw – Głos Berta jest rozmarzony, a jego oczy wpatrują się w dziewczynę – Będziemy twardo lądować i to niedługo.
- Tak, czuję, że zbliżamy się do celu. Jestem gotowa – Uśmiecha się do niego i chwyta jego dłoń.
Po chwili oboje odczuwają ostre hamowanie i ogarnia ich ciemność.
Ania wybudza się pierwsza. Momentalnie wyczuwa smród spalenizny i zrywa się na nogi próbując z trudem utrzymać równowagę. Oboje znajdują się w dużym pomieszczeniu, wyglądającym jak stary magazyn, zawalonym drewnianymi pudłami i gratami różnego pochodzenia.
- Bert – Trąca towarzysza w ramię – Bert, obudź się! Coś pali się niedaleko!
Demon gwałtownie otwiera oczy i błyskawicznie staje na nogi.
- Ruszajmy stąd jak najszybciej. Otwarcie bramy powoduje wyzwolenie dużego ładunku energii. Jeśli nie znikniemy będziemy mieli za chwilę strażników lub wojsko na karku, a nie chciałbym już na samym początku znaleźć się na oku tutejszych władz – Bierze ją za dłoń i rusza w kierunku wrót wyjściowych.
Po ich otwarciu oboje zamierają w przerażeniu.
Miasto przedstawia opłakany widok. Domy są zrujnowane i zniszczone, po ulicach biegają bezładnie mieszkańcy, pada deszcz i jest ciemno niczym w pochmurną, listopadową noc. Na horyzoncie świeci łuna pożaru, który trawi część stolicy Wieloświata, a w tle słychać wybuchy i dzikie wrzaski rannych.
- Bert! – Przestraszona Ania przywiera do demona – Co tu się dzieje do cholery?! Czy my nie możemy trafić w spokojne miejsce, bez problemów, przygód i walki?
- Jeśli to wojna, a przypuszczam, że niestety tak – Jest mocno zaniepokojony – To mamy poważny problem – Spogląda na nią – Na czas wojny wszystkie bramy do innych światów są zamykane i pilnowane przez wojsko. Napad drowów to pestka mówiąc twoim językiem w porównaniu z tym, co nas tu czeka jeśli mam rację.
- No to kurwa ładnie! – Dziewczyna jest bliska płaczu – Co my teraz zrobimy? I gdzie my w ogóle jesteśmy?
Demon milczy zastanawiając się nad czymś intensywnie.
- To Plac Szmaciarzy, a przynajmniej tak mi się wydaje sądząc po budynkach. Jest pewien sposób i droga ucieczki. Co prawda osoba, która może nam pomóc na mój widok najprawdopodobniej nie zareaguje zbyt przyjaźnie, a powiedziałbym, że może być agresywna – Patrzy w dal na łunę unoszącą się nad budynkami – Ale nie mamy wyjścia. Ruszajmy tam jak najszybciej. Stojąc tu narażamy się na zauważenie przez oczy ciekawskich, które nie powinny nas dojrzeć.
- Dokąd się udamy?
- Do Niższej Dzielnicy – Bierze ją za dłoń – Znam tam kogoś, kto mam nadzieję nam pomoże – Ruszają razem w ciemność.
KONIEC CZĘŚCI TRZECIEJ.
Jak Ci się podobało?