Sigil (II). W poszukiwaniu drogi do domu
11 listopada 2016
Sigil
1 godz 4 min
Blask ogniska, niczym nerwowe i chaotyczne smagnięcia skóry niewolnika biczem przez oprawcę oplatają i oświetlają ścianę okolicznych drzew. Nad ich szczytami ciemnieje bezchmurne niebo zapełnione konstelacjami gwiazd, a letni, wieczorny wiaterek chłodzi rozgrzaną, pokrytą wysuszonym mchem i spękaną od braku deszczu glebę.
Długowłosy, potężnie zbudowany mężczyzna klęcząc przodem do ogniska opieka na długim kiju upolowane uprzednio zwierzę. Jego strój wskazuje, że raczej nie jest myśliwym – długi, czarny, leżący na ziemi kilka metrów od niego skórzany płaszcz, czarne spodnie, buty kowbojki i skórzana kamizelka w tym samym kolorze dają wrażenie, jakby mężczyzna pracował jako wykidajło w którejś z podrzędnych knajp. Jego postura – umięśnione ręce, sękate dłonie, potężnie zbudowane uda i szeroka jak szafa klatka piersiowa wskazują na niebagatelną siłę, czającą się w ciele mężczyzny. Czarne jak bezkresna studnia oczy są spokojne i zamyślone, a wyraz twarzy wskazuje, że głowa znajduje się zupełnie w innym miejscu niż ciało.
- Nie musisz udawać. Wiem, że od kilku minut nie śpisz – Wypowiada niespodziewanie słowa. Za jego plecami rozlega się ruch, a po chwili obok staje młoda, około dwudziestoletnia szatynka z zapuchniętymi oczami, nieuporządkowana fryzurą, w niebieskiej sukience za kolana i sandałkach w tym samym kolorze.
- Gdzie ja jestem? – zachrypły, cichy głos wydobywa się z jej ust – I kim jesteś ty?
- W puszczy, pół dnia drogi na południe od najbliższego miasta – Wzrok ma utkwiony w płomieniach – A mnie chyba powinnaś pamiętać, a przynajmniej rozpoznawać mój głos.
Dziewczyna patrzy na niego bez słowa starając się uporządkować bałagan w głowie, przy którym chaos na cmentarzach w trakcie Wszystkich Świętych jest uporządkowanym i uładzonym ruchem.
Ostatnie co kojarzę, to taksówka, którą jechałam na Uniwerek, a później czarna dziura – intensywnie stara się odświeżyć pamięć.
- Masz problem z odtworzeniem ciągu zdarzeń? – Mężczyzna podnosi się i staje nad nią. Dziewczyna odruchowo cofa się przed potężną, wyższą od niej niemal o półtorej głowy umięśnioną sylwetką – Pomogę ci, Anno.
- Znasz moje imię? – Zaczyna jąkać się ze strachu – O Boże, to ty...!!! – Zakrywa usta w niemym przerażeniu i odwracając się próbuje uciekać w kierunku pobliskiej ściany drzew.
- Gdybym chciał cię zranić lub skrzywdzić dzika puszcza już dawno zajęłaby się twoim truchłem – Jest tak szybki, że dziewczyna po kilku krokach zostaje pochwycona w żelazny uścisk – Poza tym chyba chciałabyś wrócić do domu, a nie błąkać się po lesie, prawda? Co prawda nie wyczuwam dookoła nas żadnych ludzi lub zwierząt, ale w nocy można spotkać inne, mało przyjazne istoty, które z chęcią zapolują na twoje miękkie, ciepłe i młode ciało – Na jego twarzy gości uśmiech, którego dziewczyna nie potrafi zinterpretować.
- Puść mnie, psycholu! – Próbuje wyrwać się z uścisku.
- Uspokój się Anno do wszystkich diabłów! – Jego usta wykrzywiają się we wściekłości i wystraszona widokiem upada na plecy.
Znam tą twarz! – W przerażeniu uświadamia sobie, że towarzysz pokazał się jej we śnie, w którym robiła to z Rakowskim, profesorem z uczelni.
- Kim ty jesteś?! – Cofa się na czworaka przed nim starając się odsunąć poza zasięg jego dłoni.
- Posłuchaj – Mężczyzna klęka – Nie mam zamiaru cię skrzywdzić. Uratowałaś moje istnienie i po pierwsze chciałbym ci za to podziękować – Przykłada pięść do czoła. Ania jest w głębokim szoku, ale nieufność w dalszym ciągu dominuje w niej i przesuwa się dalej w kierunku drzew.
- Chcesz wiedzieć, dlaczego jesteś tutaj ze mną? – Wyciąga do niej rękę – Ogrzej się przy ognisku, nie gryzę.
- Kim jesteś? – Dziewczyna powtarza pytanie jak mantrę.
- Wszystko w swoim czasie, na początek powinnaś coś zjeść.
Jestem głodna jak wilk – Burczenie w brzuchu uświadamia jej, że od dłuższego czasu nie miała nic ciepłego w ustach.
- Jadłaś kiedyś królika? – Kręci głową w zaprzeczeniu– Spróbuj, mięso jest delikatne i bardzo smaczne.
Dziewczyna rzuca się na łapczywie na podany przez niego posiłek i pochłania go w szaleńczym tempie obserwując go spod oka gotowa w każdej chwili na ucieczkę.
- Jak widzę choroba ustąpiła – Nikły uśmiech błądzi po jego twarzy – Bardzo się z tego powodu cieszę, łatwiej mi będzie pomóc ci wrócić do domu, kiedy będziesz w pełni sił – Wpatruje się w nią przenikliwie – Powiedz mi, jaki jest ostatni obraz, który utkwił ci w pamięci?
Ania zastanawia się przez dłuższą chwilę spoglądając na niego wzrokiem bez wyrazu.
- Taksówka – Z powodu pełnej buzi słowo brzmi jak takufka – Jechałam...
Nagle wspomnienia ożywają z pełną mocą.
O kurwa! – Robi jej się na przemian gorąco i zimno – Uwiodłam Rakowskiego, pieprzyłam się z nim w jego gabinecie, a na dodatek nie wiem czy przeżył, więc mogę być oskarżona o morderstwo lub o nieumyślne spowodowanie śmierci!!!
Mam przejebane!
- Po twoim wyrazie twarzy wnioskuję, że pamięć wróciła – Mężczyzna przerywa ciszę zmącaną jedynie przez trzask gałęzi z ogniska – Przypuszczam, że istnieją w niej spore luki i nasuwa ci się mnóstwo wątpliwości. Pytaj młoda damo!
- On przeżył?
- Kto, profesor? Oczywiście, że tak – Na jej twarzy odmalowuje się ulga – Zemdlał, gdyż zobaczył mnie, a ściślej rzecz ujmując moje prawdziwe oblicze. Nic mu nie będzie, widział mnie zbyt krótko, żeby zadziałało to na jego psychikę.
- Twoje prawdziwe oblicze?
- Tak, moje prawdziwe oblicze – Mężczyzna bierze w dłoń potężny kawał mięsa i zaciska na nim szczęki. Ania patrzy zafascynowana, jak porcja, której zjedzenie zajęłoby jej kilkanaście minut zostaje przez niego pochłonięta w przeciągu krótkiej chwili.
- I? Powiesz o sobie coś więcej?
- Nie – Krótka i zwięzła odpowiedź zbija ją z tropu – Jeszcze nie teraz. Najpierw musisz uzupełnić luki w pamięci i poznać powód swojej obecności tutaj. Co jeszcze?
Zastanawia się przez chwilę.
- Stałam na parapecie okna, w gabinecie Rakowskiego. Pod nogami na ziemi majaczyły się kształty, coś jak tunel. Gwiezdny tunel – Poprawia się – Głos w mojej głowie zachęcał mnie, a pod koniec wręcz zmusił, żebym skoczyła do tunelu pod groźbą bycia przyłapaną na seksie z profesorem – Zawiesza na chwilę głos wpatrując się w niego przenikliwie – To byłeś ty?
On potwierdza bez słowa kiwając głową.
- Skoczyłam – Kontynuuje opowieść – i po chwili podróżowałam wspólnie z głosem, z tobą – Poprawia się natychmiast – tym tunelem, który nagle się skończył i obudziłam się tutaj, z łupaniem w głowie i obolałym całym ciałem jak po gorączce – Milknie – Byłam poważnie chora, prawda?
- Tak, zapadłaś na chorobę zwaną przez ludzi "erotyczną narkolepsją".
- Pamiętam też, że cały czas miałam ochotę na seks – Wpatrzona w ziemię nie zwraca uwagi na jego słowa – i kiedy to robiłam po wszystkim czułam chwilową ulgę, ale nieznośne napięcie za jakiś czas wracało mocniejsze nie pozwalając skupić się na niczym innym – Unosi wzrok – Gdyby nie ten skok umarłabym, zgadza się?
- Z dużym prawdopodobieństwem tak by się stało, młoda damo – Mężczyzna wstaje i rozprostowuje się strzelając przy okazji kostkami w dłoni, na co Ania reaguje nerwowym wzdrygnięciem – Czas abyś dowiedziała się co nieco o powodach swojej obecności tutaj.
- No wreszcie – Dziewczyna reaguje żywo i przesuwa się bliżej ogniska chłonąc jego ciepło – Tak w ogóle to masz jakieś imię? – Wchodzi mu w słowo wywołując jego niezadowolenie – Skoro jestem skazana na twoje towarzystwo łatwiej mi będzie zwracać się do ciebie po imieniu niż ty albo ej. Poza tym to nie jest grzeczne mówić do kogoś w ten sposób.
- Niegrzeczne? W gabinecie profesora nazwałaś mnie pierdolonym idiotą, a to było bardzo niemiłe, Anno – Na jego ustach ponownie pojawia się nikły uśmieszek. Dziewczyna chce coś powiedzieć, ale on ucisza ją gestem dłoni – To nie jest ważne, opowiem ci co nieco o sobie.
Siada obok niej.
- Co wiesz o demonach?
- Demonach? – Otwiera szeroko oczy ze zdziwienia i zaczyna się śmiać – Diabłach prześladujących ludzi? Istnieją w bajkach, czasem straszy się nimi małe dzieci, które są niegrzeczne. Nie wierzę, że istnieją naprawdę, tak samo jak Święty Mikołaj, elfy, krasnoludy, orki, hobbity, smoki czy inne baśniowe stworzenia. Dlaczego o to pytasz? Sugerujesz, że ty jesteś... demonem??? – Na widok wyrazu jego twarzy poważnieje i instynktownie odsuwa się od ogniska.
- A jeśli bym potwierdził to co byś zrobiła? – Kontynuuje niewzruszony.
- Co bym zrobiła? – Uśmiecha się po raz kolejny – W pierwszej chwili zadzwoniłabym do Tworek i wsadziliby cię w kaftan bezpieczeństwa, oszołomie. Jeśli myślisz, że to dobry sposób wyrwania laski to mylisz się grubo. Właśnie, gdzie jest moja komórka? Zgubiłam torebkę, kurwa mać – Zaczyna miotać się wokół ogniska.
- Co to jest tworek? I po co mi laska, przecież nie kuleję – Mężczyzna trwa niewzruszony w tej samej pozycji.
Ania spogląda na niego jakby postradał zmysły.
- Ty faktycznie masz nierówno pod sufitem i uciekłeś z wariatkowa – Odpowiada po chwili – Tworki to mała mieścina pod Warszawą, w której znajduje się psychiatryk, no dom dla walniętych, psychicznych – Tłumaczy patrząc na jego niewiele rozumiejącą minę – A wyrwać laskę to znaczy uwieść kobietę. Teraz jaśniej? – On kiwa głową – Pamiętasz, co stało się z moją torebką? Mała, czarna, błyszcząca, miałam ją na ramieniu kiedy jechałam taksówką.
- To ta mała torba podróżna? Została w pokoju profesora.
- Kurwa jebana w pizdu mać – Anka klnie szpetnie na niepomyślne wieści – Nowy telefon i wszystkie dokumenty poszły się jebać.
- Anno, skup się! – Przywołuje ją do porządku – Telefan czy jak to się tam nazywa oraz inne zbędne przedmioty nie są teraz najważniejsze! Skończyliśmy na tym, że jestem demonem.
- Dobra, pieprzyć ten telefon, kupię sobie nowy. Naprawdę jesteś demonem? – Siada obok niego już bez większych obaw – Powiedzmy, że nim jesteś. Ale ja i tak za grosz nie wzięłabym na poważnie twoich słów. Jest jednak coś, co przekonuje mnie i jestem skłonna uwierzyć, że przynajmniej część z tego co mówisz jest prawdą – Jego brwi unoszą się w niemym pytaniu – Słyszałam twój głos w mojej głowie, a teraz słyszę go, kiedy siedzisz obok mnie. Jesteś pieprzonym telepatą? Czy to jakiś trick, którego jeszcze nie znam? Albo podałeś mi dragi?
- Tak, jestem telepatą, ale to moja naturalna zdolność, którą posiadają wszystkie demony.
- To znaczy, że możesz czytać moje myśli? – Anka zaczyna drżeć.
- Nie – On uśmiecha się uspokajająco – Mogę tylko przekazywać swoje do ciebie i odbierać w ten sam sposób twoje, pod warunkiem, że będziesz umiała i chciała je do mnie przekazać. Wiesz co było przyczyną twojej choroby? – Zmienia szybko temat, nie chcąc zagłębiać się w zawiłości związane z porozumiewaniem się za pomocą myśli – Obecność mojej esencji w twoim ciele, którą wchłonęłaś poprzez figurkę.
Ja pierdolę, co ja tu robię – Myśli Ani przelatują jak szalone przez głowę – Siedzę z jakimś wielkim gościem w nocy przy ognisku na kompletnym zadupiu sama nie wiem gdzie, jem pieczonego królika i rozmawiam o demonach i o telepatii zamiast spać w łóżku w akademiku. Abstrakcja do potęgi entej!
- ...kiedy twoja choroba rozwinęła się mieliśmy bardzo mało czasu – Wyłączyła się na chwilę i nie słyszała części opowieści – Całe szczęście, że znalazłaś drzwi w gabinecie profesora.
- Wytłumacz mi jedno – Przerywa mu – Powiedzmy, że wierzę ci i faktycznie jesteś tym, za kogo się podajesz. W jaki sposób jednak odzyskałeś swoje ciało i dlaczego znajdowałeś się w tej figurce?
Przez jego twarz przechodzi grymas wściekłości.
- W figurkę zostałem zaklęty w ramach zemsty, a esencję oddzielono od ciała, które widzisz. Gdybyś spoglądała przez dłuższy czas na moje prawdziwe ja, na realny wygląd oszalałabyś w mgnieniu oka, podobnie jak każda żyjąca istota z kilkoma wyjątkami. Ciało, które służy mi za powłokę potrzebną do kontaktu z innymi śmiertelnikami zostało umieszczone w próżni między wymiarami, a esencja miała cierpieć wieczność z powodu nie spełniania żądz mną targających.
Ania milczy przez chwilę trawiąc jego słowa.
- Jeśli dobrze rozumiem, przejście przez wrota, drzwi czy jak je tam nazywasz oddzieliło twoją esencję ode mnie i pozwoliło na powrót do twojego ciała? – Kiwa głową zadowolony – I gdybyśmy w krótkim czasie tego nie zrobili oszalałabym i umarła z powodu twojego wpływu na mnie? A żądze, które tobą targają to... ciągła potrzeba uprawiania seksu? Mam rację?
- Brawo, rozumna niewiasto! – Wstaje ucieszony – Może będzie z ciebie coś więcej niż kula u nogi w trakcie podróży, przynajmniej dopóki się nie rozstaniemy – Dodaje z uśmiechem – Pozwól, że ci się przedstawię. Nazywam się Ber Zerik i to na razie powinno ci wystarczyć. Być może wkrótce dowiesz się o mnie więcej – Wyciąga do niej dłoń, jego uścisk jest o dziwo delikatny, a ręce suche i chłodne – Wszyscy mówią do mnie Bert i tak mnie nazywaj.
Bert – Nikły uśmiech błąka się po jej ustach.
Chyba powinnam mu choć trochę zaufać, gdyby chciał mi zrobię krzywdę nie obudziłabym się albo pozwoliłby mi otworzyć oczy, a później gwałcił całą noc.
- Miło mi cię poznać, panie demonie Bert – Oddaje uścisk i na powrót siada na ziemi – Skoro oficjalną prezentację i smyranie się po rękach mamy już za sobą, to może wyjaśnisz mi, dlaczego do kurwy nędzy jesteśmy w lesie i ile mamy do przejścia, żeby wrócić do Warszawy? W końcu nie żyjemy w średniowieczu i pewnie gdzieś niedaleko znajduje się jakaś wiocha, w której ktoś dysponuje telefonem. Możemy wezwać pomoc lub przynajmniej zadzwonić po moich kumpli, którzy odtransportują nas do mojego akademika, a stamtąd znajdziesz te swoje wrota i wrócisz tam skąd przyszedł...
- Ilość wypowiadanych słów, w tym wulgaryzmów przez twoje młode i piękne usta zaskakuje mnie niezmiernie, Anno – Bert przerywa jej zasłaniając jej twarz wielką jak bochen chleba dłonią – Pozwól wyjaśnić mi kilka PODSTAWOWYCH kwestii, dobrze? I postaraj sie choć przez chwilę słuchać bez mielenia ozorem – Ania nerwowo kiwa głową na znak zgody i jego ręka opuszcza usta.
- Po pierwsze, Warszawa to miasto, w którym mieszkasz? I w którym znajdują się duże, czerwone rydwany i mniejsze rydwany w różnych kolorach? Odpowiedz tak lub nie.
- Tak – Dziewczyna zaczyna czuć zmęczenie słowną ciuciubabką.
Jeszcze chwila i trafi mnie szlag – Dopowiada w myślach – Trafiła mi się demoniczna wersja Tadeusza Sznuka i zrobi mi tu za chwilę teleturniej.
- Dobrze – Stwierdza zadowolony z odpowiedzi – Pytanie numer dwa. Jak myślisz, dokąd lecieliśmy Drogą Astralną?
- Posłuchaj mnie, Bert – Nachyla się do niego akcentując każdą spółgłoskę – Przestań grać ze mną w zgaduj - zgadulę. Jestem kurewsko zmęczona i nie mam pierdolonej ochoty na zabawę w zagadki. Jeśli masz coś do powiedzenia to powiedz to, a jeśli nie to odwracam się do ciebie tyłkiem i zamierzam się przespać.
- Dobrze, moja wulgarna i młoda towarzyszko – Zdziwiony otwiera nieco szerzej czarne jak bezkresna studnia oczy – Chciałem przekazać ci tą informację w bardziej zawoalowany sposób, ale skoro sama sobie życzysz – Dodaje z przekąsem – Otóż Drogą Astralną przeskoczyliśmy do innego wymiaru i obecnie znajdujemy się w Zapomnianych Krainach, pół dnia drogi od Athkatli. Twoja Warszawa jest jakieś – Szuka w głowie odpowiedniego słowa – Kiedy byłem w tobie znalazłem w twoich myślach określenie "lata świetlne". Jeśli prawidłowo oszacowałem odległość, a raczej nie mylę się w tych kwestiach jesteśmy w odległości około dwustu lat świetlnych od Warszawy. Zadowolona?
Oczy Anki rozszerzają się w zdziwieniu i niemym przerażeniu.
- Jaja sobie ze mnie robisz, zboczeńcu? – Jest jak wściekła kotka, której podebrano młode z leża – Powiedz, że żartujesz i za chwilę obudzę się w łóżku, przykryta ciepłą kołdrą, a obok będzie spała Ewka!
- Obawiam się, że twoja przyjaciółka będzie przez pewien czas musiała radzić sobie sama...
- Ale... – Pierwszy raz od dawna odjęło mowę – Jak to jest możliwe? Przecież podróże w kosmosie nie istnieją, ludzkość z trudem dolatuje na Marsa, a co dopiero do galaktyk odległych o setki lat świetlnych!
Boże, w co ja się wpakowałam?! Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę...
- A kto powiedział, że to ludzie zbudowali Drogę Astralną? – Bert prawie śmieje się w głos – Ludzie, Pierwszaki czy jak was tam nazywają nie byliby w stanie zawiązać sobie butów, a co dopiero stworzyć czegoś tak skomplikowanego jak setki międzygwiezdnych tuneli łączących wszechświaty i galaktyki.
- Anno – Uspokaja się po chwili widząc przerażoną minę dziewczyny, klęka przy niej i bierze ją za dłoń – To nie jest tragedia i nie zostałaś tu uwięziona na zawsze. Znam sposób, żeby wysłać cię z powrotem do domu i zrobię to ze względu na wdzięczność, jaką do ciebie żywię.
- Nie wierzę, nie wierzę, nie wierzę – Łzy zaczynają płynąć po jej twarzy.
- Kłamiesz! – Gwałtownie zrywa się z ziemi i oskarżycielsko wymierza w niego palec – To wszystko podstępna mistyfikacja, a ja uczestniczę w jakimś idiotycznym programie telewizyjnym, moi znajomi oglądają mnie i śmieją się podstępnie chrupiąc popcorn przed telewizorem – Zaczyna płakać.
- Zostaw mnie! – Wyrywa rękę z jego dłoni – Nienawidzę cię za to, że tu jestem! Chcę wrócić do domu!
- Anno – Stara się być cierpliwy, ale w jego oczach zaczynają pojawiać się groźne błyski – Uspokój się proszę. To nie jest mistyfikacja, a ja jestem prawdziwy. I nie mam pojęcia, kto to jest ten popkron – Przekręca nazwę – Wrócisz do domu, składam przysięgę na moje imię. Mógłbym zabić cię jedną ręką, a jednak nie zrobiłem tego będąc ci wdzięcznym za uratowanie mojego istnienia! – Podnosi głos, a dziewczyna truchleje ze strachu widząc ogromną, przerażającą sylwetkę otaczającą jej drobne ciało niczym żarłoczne, mroczne cienie czające się na samotną duszę w nawiedzonym domu – Daj mi więc szansę na udowodnienie prawdziwości moich słów – Uspokaja się i zbliża do niej powoli.
- Wrócisz do domu, obiecuję.
Dziewczyna siedzi na ziemi wpatrując się bezmyślnie w kępkę trawy obok niej, po jej policzkach płyną łzy zostawiając ścieżki na brudnej twarzy.
- Przykryj się moim płaszczem i prześpij trochę, do świtu zostało kilka godzin. Rano posilimy się i ruszymy do Athkatli. Mam nadzieję, że ostało się tam jeszcze kilku moich przyjaciół z dawnych czasów, u których znajdę pomoc.
Oszołomiona wiadomościami bez słowa odwraca się do niego plecami i zmęczona zasypia niemal natychmiast.
Znajduje się na terenie uczelni. Budynek wygląda na opuszczony od dłuższego czasu – ściany są zaniedbane, aule, które są widoczne przez pootwierane drzwi mają zrujnowane ławki, a oświetlenie mimo że wciąż działa sprawia wrażenie, jakby miało za chwilę samo się wyłączyć. Wszędzie panuje dzwoniąca w uszach cisza, która jest przerywana człapaniem jej płaskich butów na kamiennej posadzce.
Całe szczęście, że nie mam obcasów – Skrada się powoli korytarzem czujnie rozglądając się dookoła i nie kontrolując kierunku w jakim zmierza. Nagle spostrzega, że znajduje się tuż przed gabinetem Rakowskiego.
Czy za każdym razem, kiedy przyśni mi się uczelnia będę zmuszona wchodzić do kanciapy profesorka? – Zniesmaczona kręci głową i pociąga za klamkę. Drewniane, ciężkie drzwi ustępują z głośnym jękiem, który rozchodzi się po całym budynku prowokując gołębie siedzące w otwartych oknach do wzbicia się w powietrze, wszczęcia harmidru skrzydłami, głośnego gruchania, rozpoczęcia nalotu na teren pod nimi i bombardowania podłogi setkami pocisków z ptasiego gówna.
Dziewczyna przestraszona nagłym zrywem ptactwa przechodzi przez drzwi, które samoczynnie zamykają się za nią z trzaskiem.
Próbuje szarpać za klamkę, która ani drgnie.
- Dzień dobry Aniu – słyszy za sobą głos – Cieszę się, że przyszłaś mnie odwiedzić. Tęskniłem za twoją śliską i mokrą cipką. Ostatnio byłaś taka chętna na rżnięcie, że z chęcią powtórzę to z tobą dzisiaj.
Odwraca się i jej oddech zamiera. W odległości kilku metrów widzi postać Rakowskiego. . Jego twarz jest bladozielona, a oczy, podobnie jak skóra mają chory, żółty kolor, ma pogniecioną koszulę, potargane włosy i rozpięty rozporek, z którego wystaje członek w pełnej erekcji.
- Ddzień ddobry, ppanie ppproffesorze – Jąka się w przestrachu – Ppprzykro mi, ale dddzisiaj mmam okkkres i z ssseksu nnnici.
- Oj Aniu, Aniu – Rakowski uśmiecha się do niej pokazując czarno-żółte zęby, na widok których dziewczynie robi się zimno i słabo – Taka młoda i taka głupiutka – Kręci głową z niedowierzaniem – Nie masz okresu głupia pizdo i doskonale o tym wiem. Podobnie jak moi towarzysze – Wskazuje dłonią miejsce za sobą i dopiero teraz Anka spostrzega stojących za nim Ewkę, Świderskiego i kilka osób z jej grupy ze studiów.
Ja pierdolę, oni zmienili się w bandę zombich! – Anka jest przerażona. Odwraca się do drzwi i ponownie szarpie nerwowo za klamkę.
- Skoro tak lubisz się pieprzyć to postanowiliśmy umilić ci czas i zrobić to teraz, wszyscy razem. Będzie świetnie, zobaczysz – Słyszy zbliżający się głos Świderskiego. Odwraca się widząc grupę kilku sztywnych otaczających ją łukiem, na czele którego stoi profesor.
- Ewka? Pomóż mi! Oni chcą mnie zgwałcić i zrobić coś gorszego... – Szatynka opiera się plecami o drzwi gorączkowo szukając drogi ucieczki.
- Przecież tak lubisz się rżnąć, co? – Głos jej przyjaciółki brzmi inaczej niż zawsze, tak... demonicznie – Dzisiaj będziesz miała okazję sobie poużywać, hahaha – Śmieje się chrapliwie.
- Karol – Ania przenosi wzrok na wysokiego blondyna – Ty też jesteś przeciwko mnie? Widziałam, że się we mnie podkochujesz! Zabierz mnie stąd spędzimy miłe chwile tylko razem – Kusi go swoją aparycją i głosem.
- Teraz to Karol, co? – Głos chłopaka jest dziwnie wysoki, jakby nie należał do niego – A wcześniej była pierdoła i żarty po kryjomu! Zabawa się skończyła, mała dziwko, zrobimy z tobą to co będziemy chcieli – Uśmiecha się do niej, a jego puste oczy powodują gęsią skórkę u Ani.
- Brać ją! – Rakowski wydaje szeptem komendę, na którą reszta jego towarzyszy reaguje nerwowym sapaniem. Nagle Ewa zaczyna skandować słowo. Słowo, które jest jej dobrze znane i powoduje, że jej serce zamienia się w wielki sopel lodu.
- Chuć, chuć, chuć, chuć!!! – Anka dostaje dreszczy, a z ust wydobywa się pełen strachu jęk. Czuje zimne dłonie, chwytające ją bezlitośnie w żelazny uścisk.
- Niee! – Głos grzęźnie jej w gardle, gdy dłonie unoszą ją do góry i niemal rzucają na biurko rozrywając w międzyczasie ubranie.
- Zamknij oczy! – Słyszy w głowie komendę – Anno, natychmiast zamknij oczy!
Posłusznie wypełnia polecenie i w tej samej chwili słyszy trzask rozrywanego drewna i ogłuszający, niemal rozrywający bębenki w uszach ryk. Oprawcy piszczą i wyją, a Ania słyszy plask ich rozrywanych ciał.
Po chwili jest już po wszystkim. Czuje jak szorstkie, ogromne dłonie podnoszą ją z biurka i wynoszą na zewnątrz.
- Nie podnoś powiek, jeszcze nie teraz – Słyszy kolejne polecenie. Uzmysławia sobie, że kiedyś słyszała już ten głos, ale nie może skojarzyć miejsca i sytuacji. Nagle czuje, jak ręce wysuwają ją do przodu przed siebie.
- Teraz możesz otworzyć! – Głos wydaje komendę.
Ania z przerażeniem uzmysławia sobie, że widzi pod sobą trzy piętra niżej lśniącą gwiazdami posadzkę holu w uczelnianym budynku. Ręce puszczają ją i zaczyna spadać...
- O Boże! – Zrywa się z gwałtownym krzykiem z prowizorycznego posłania. Jest już jasno, ognisko zostało wygaszone. Oddycha ciężko czując spływające strużki potu po plecach.
Co za koszmarny sen! Czułam dłonie tych obrzydliwców i ich cuchnące zgnilizną i śmiercią oddechy. Miałam wrażenie graniczące z nieomylnością, że gdyby we śnie stała mi się krzywda rany przeniosłyby się do świata realnego...
A później – kto okazał się moim wybawcą? Głos brzmiał znajomo, aż za bardzo znajomo...
- Bert? – Szepcze – Bert? Jesteś gdzieś w pobliżu?
Nie słyszy odpowiedzi. Ostrożnie podnosi się i rozpoczyna rekonesans. Polana jest dużo mniejsza niż wydawała się być w nocy, otacza ją ściana zielonych drzew, poruszanych w rytm dość silnego wiatru i błoga cisza przerywana raz po raz melodyjnymi zaśpiewami ptaków. Robi kilka kroków w prawo kiedy instynktownie wyczuwa, że nie jest sama.
- Koszmar? – Słyszy za sobą znajomy, cichy głos. Odwraca się i widzi zbliżającego się do niej towarzysza podróży z nagim, umięśnionym torsem w czarnych, skórzanych spodniach i kowbojkach. Na jego twarzy błądzi nieodłączny, nikły uśmiech.
- Tak – Dziewczyna ma zachrypnięty głos – i to najzupełniej realny. Czułam się jakby to zdarzyło się naprawdę.
- Zjedz – Bert wysuwa wielką dłoń, w której znajdują się owoce.
- Co to? – Anka spogląda nieufnie na zawartość jego ręki, która nie wygląda zachęcająco.
- Śniadanie – Zbywa ją – Bez niego nie będziesz miała siły na wędrówkę, a wierz mi, że dzisiaj czeka nas cały dzień marszu.
- Powiedz mi chociaż, czym chcesz mnie otruć, podstępny demonie – Spogląda na nią ostro, ale widząc uśmiech na jej twarzy orientuje się, że zażartowała sobie z niego.
- To miejscowa odmiana jagód i malin. Bardzo zdrowa i pożywna. Na pewno nie zaszkodzą – Zsypuje owoce w jej dłonie – Niedaleko stąd po lewej stronie jest małe jezioro, jeśli chcesz możesz zażyć tam kąpieli. Obawiam się, że to ostatnia szansa na higienę przed dojściem do Athkatli. Trafimy po drodze na kilka potoków, z których będzie można pić, ale ich nurt jest zbyt szybki, żeby wejść do wody bez ryzyka porwania.
- Mhm, są pyszne – Ania pałaszuje owoce ze smakiem uśmiechając się do siebie – Dawno nie jadłam nic równie dobrego.
- Posil się i kiedy skończysz idź nad jezioro. Kiedy słońce minie to wielkie drzewo – Wskazuje ogromny dąb stojący za jego plecami – Ruszymy w drogę.
Anka przeżuwa skórki owoców rozkoszując się smakiem i obserwując spod zmrużonych powiek swojego towarzysza.
Demon, nie demon, ale tyłek ma świetny, a i reszta też jest niczego sobie. A kiedy nie robi tych swoich przerażających min wydaje się być nawet przystojny – Podsumowuje śmiejąc się w duchu – Naprawdę jest niezły – Dodaje po chwili widząc jak jego potężne ramiona podnoszą wielki pieniek i stawiają go na powrót w miejscu gdzie uprzednio się znajdował w celu zatarcia śladów.
Ciekawe czy ma dużego? – Zasycha jej w ustach na myśl o tym, że między nogami może mu zwisać coś równie potężnego jak jego właściciel. Nagle przypomina sobie figurkę i jest już pewna, że w kroczu Bert posiada giganta – Pewnie jest ogromny, a gdyby tak we mnie wjechał i sunął w moją małą cipkę – Robi się mokra w środku i momentalnie zastyga zastanawiając się, czy on odbiera jej myśli. Przecież to telepata , żeby tylko mnie nie „usłyszał”! – zgorszona i przestraszona swoim zachowaniem spogląda na niego z uwagą, ale on nie daje po sobie poznać, że cokolwiek, co wydarzyło się przed chwilą w jej głowie dotarło do niego w jakiejkolwiek formie.
- No dobrze, to ja idę się wykąpać – Informuje go wesołym głosem i podśpiewując pod nosem rusza we wskazanym przez niego kierunku.
"Ciekawe, czy ma dużego" – Myśl, która wypłynęła z Ani trafiła do mnie szamocząc się i odbijając od ścian mojej świadomości niczym ćma próbująca uciec z klosza z włączoną żarówką, do którego przez przypadek wpadła. Dzisiaj w nocy choć trochę dałem upust swoim żądzom używając mojej podświadomości na dwóch, niewinnych ludzkich kobietach, ale jeśli ta mała będzie mnie w dalszym ciągu tak prowokować moje hamulce w końcu puszczą i skończy się to dla niej bardzo źle... A moja esencja, uwięziona w ciele nawiedzi ją i zniszczy jej psyche.
Pójdę i poszukam jeszcze owoców, lepiej najeść się na zapas niż chaotycznie szukać później pożywienia.
Rusza w głąb lasu bezwiednie kierując się w stronę jeziora. Kiedy orientuje się w którą stronę zmierza chce zawrócić, ale jego wzrok przykuwa pewien drobny szczegół. Tafla jeziora jest niezmącona, a na jej powierzchni pływa kępka ciemnych włosów, które są spięte różową gumką. Obserwuje je przez kilkanaście sekund doskonale zdając sobie sprawę, do kogo należą. Kiedy w jego głowie kiełkuje myśl "To Anna, topi się!" robi krok w przód i w tej samej chwili spod powierzchni wyskakuje naga, ciężko oddychająca kobieca sylwetka ociekająca wodą.
- Chyba za długo byłem uśpiony, reaguję jak śmiertelnik – Mruczy czując rosnące w podbrzuszu ciśnienie. Dziewczyna ociera gwałtownie oczy dłońmi starając się odzyskać wzrok. Jej ciało pokrywa gęsia skórka, wywołana lekkim wiaterkiem hulającym na powierzchni wody.
- Cholera, zapomniałam, że nie mam ręcznika – Schowany za wielkimi liśćmi łopianu słyszy jej głos, a później beztroski rechot. Zerka zza liści widząc, jak Ania rozkłada się na ogromnym, płaskim kamieniu wystającym z wody kilka metrów od brzegu. Targany żądzami i demonicznym instynktem spogląda na jej młode ciało – drobne piersi z napiętymi od chłodu ciemnymi sutkami, dość szerokie biodra i pokryte jasnym meszkiem źródło rozkoszy, obiekt przeszłych i przyszłych westchnień wielu osobników płci męskiej, a być może żeńskiej.
- Mhm, cudowne ciepełko – Dziewczyna mruczy pod nosem czując, jak promienie słońca muskają i nagrzewają jej schłodzoną, jedwabistą skórę – A może by tak, hmm... – Rozgląda się dookoła i po krótkiej chwili rozchyla szerzej nogi eksponując bardziej swoje najbardziej tajemne miejsce na ciele, a dłońmi zakrywa piersi i zaczyna ugniatać je miarowymi, półkolistymi ruchami podszczypując palcami brodawki, które stają na baczność niczym żołnierz w trakcie musztry. Po chwili lewa dłoń wędruje niżej przesuwając się powoli w dół w kierunku podbrzusza i zataczając coraz węższe kręgi.
Bert obserwuje ją pełen fascynacji nie zdając sobie sprawy, że ludzkie ciało, w którym się znajduje reaguje w sposób właściwy dla niego – podnieceniem. Dopiero, gdy czuje bolesny opór w spodniach zerka na dół i widzi potężne wybrzuszenie skierowane dokładnie na wprost, między nogi leżącej kilka metrów od niego dziewczyny, z której ust wydobywa się cichy jęk.
Czy demony mogą uprawiać samogwałt? – Zastanawia się przez kilka sekund – Zresztą dlaczego nie? Przecież to forma seksu, jak opisuje tą czynność Anna, tylko że we własnym, no prawie własnym towarzystwie – Poprawia się z nikłym uśmiechem patrząc na lewą dłoń Ani wsuwającą się między różowe wargi.
Zdecydowanym ruchem rozpina guziki zastępujące rozporek i potężny, gruby jak bela członek wyskakuje na zewnątrz w pełnym wzwodzie, który chwyta prawą dłonią i zaczyna przesuwać nią wzdłuż jego powierzchni.
Tymczasem Ania bawi się coraz lepiej przyspieszając ruchy dłonią.
- Taak – Szepcze namiętnie – Włóż go we mnie, nabij mnie, rozerwij i dojdź do samego końca, tam gdzie najdalej będziesz w stanie go dopchnąć – Po czym wsuwa głęboko w siebie dwa palce i z rozkoszy unosi biodra do góry jęcząc przeciągle.
Panie piekielny, zesłałeś mi kusicielkę w ludzkiej skórze – Jego dłoń porusza się coraz szybciej, a ciało reaguje wzrostem ciśnienia w krwiobiegu i wzmagającym się napięciem w podbrzuszu. Palec wskazujący drażni wędzidełko, a lewą dłonią uciska potężne i wypełnione po brzegi jądra.
- Mhm, tak, pieprz mnie! – Szepcze Ania urywanym głosem oddychając szybko. Widząc falujące podbrzusze dziewczyny, które zwiastuje nadchodzący orgazm jego dłoń uciska mocniej członek.
To będzie jak erupcja piekielnego wulkanu – Głos w jego głowie dudni między odgłosami łupiącego rytmicznie w szaleńczym tempie serca. I kiedy jest już niemal na krawędzi dziewczyna dochodzi i zaczyna szczytować najpierw bezgłośnie, później wydając z siebie krótki cichy jęk, a na koniec po kolejnej chwili ciszy krzycząc i płosząc okoliczne, siedzące nad wodą ptaki.
Bert ugina nogi i po kilku sekundach zniewalającego uczucia obezwładnienia i ubezwłasnowolnienia zaczyna strzelać potężnymi ładunkami nasienia, pokrywając trawę i liście naprzeciw siebie gęstymi i kleistymi ścieżkami. Zamyka oczy i oddycha ciężko opierając czoło o pień drzewa. Jego dłoń porusza się jeszcze przez chwilę wzdłuż członka wyciskając go do ostatniej kropelki, po czym wciąga szybko spodnie i chwiejnym krokiem bezszelestnie znika w gęstwinie.
- O rany, ale to było przyjemne! – Ania delektuje się uczuciem błogiego rozleniwienia po przebytej rozkoszy – Chyba trochę przesadziłam z odgłosami – śmieje się do siebie – Ciekawe, czy mnie słyszał?
Zsuwa się do wody i po kilku krokach przechodzi na przybrzeżny piasek, zwinnie wciągając na siebie ubranie i zamierza ruszyć w kierunku polany, kiedy zauważa ślady półprzezroczystego płynu na liściach i trawie niedaleko. Podchodzi ostrożnie i leżącym obok patykiem próbuje zbadać ciecz.
Gęsta – stwierdza po chwili. Unosi patyk do nosa i sprawdza zapach.
- O kurwa, to pachnie jak... sperma?! Nie zdążyła wsiąknąć w ziemię, więc... – Dopowiada sobie resztę scenariusza w myślach.
Ktokolwiek obcy by to był próbowałby podejść mnie niezauważenie i wziąć siłą – Rozważa różne warianty kierując się w stronę prowizorycznego obozu – Więc albo to zboczeniec, którego kręci walenie konia w obecności laski robiącej sobie dobrze, ale skąd na takim zadupiu wziąłby się zboczeniec?
Przystaje około sto metrów przed polaną.
A jeśli to on?
Obserwował mnie w trakcie masturbacji i jednocześnie sam to zrobił?
Ponownie ogarnia ją to uczucie, identyczne jak w trakcie narkolepsji, która opanowywała jej ciało jakiś czas temu. Podbrzusze mimo niedawno przebytych rozkoszy płonie, a brodawki są napięte i twarde.
Zrobił TO patrząc na mnie? Doszedł na widok mojego orgazmu? – Znowu jest mokra w środku – To... niesamowite.
To musiał być on, kto inny mógłby zrobić to i odejść – Wchodzi na polanę i błyskawicznie zmienia wyraz twarzy na neutralny widząc Berta oczekującego na nią z nieodgadnioną miną.
- Gotowa do drogi? Musimy ruszać – Sprawia wrażenie, jakby nic się nie stało, ale Ania WIE. Czuje, że TO BYŁ ON.
Co ja mam z tym zrobić i jak mam to interpretować?
- Tak, jestem gotowa. Ruszajmy – Odpowiada cichym głosem i posłusznie drepcze za barczystym mężczyzną.
- Zatrzymajmy się na chwilę. Zaraz mi nogi odpadną, a poza tym muszę iść, no wiesz po co – Prosi zmęczonym głosem kilka godzin później. Przez całą drogę panowała między nimi cisza przerwana kilka razy przez niego lub nią pytaniami o krótki postój lub pójście w krzaki za potrzebą.
- Dobrze, ale wracaj jak najszybciej – Słyszy odpowiedź. Bert patrzy gdzieś w dal nieobecnym wzrokiem – Jesteśmy dopiero w połowie drogi, a mamy popołudnie. Jeśli się nie pospieszymy pozostanie nam nocowanie na trakcie, a to nie jest bezpieczne ze względu na okolicznych bandytów.
Około godzinę później dziewczyna siada na ziemi.
- Nie dam już rady iść dalej, sadysto. Bierzesz mnie na barana albo robimy dłuższy odpoczynek – Zakłada ręce na ramiona i robi naburmuszoną minę.
- I ta cholerna trawa wbija mi się w tyłek – Wykrzywia twarz w grymasie.
- Na barana? – Bert patrzy na nią zdziwiony – To tak jak na jeźdźca?
- Tak, najeźdźca, germański kurwa oprawca – Ania śmieje się do rozpuku. Jej towarzysz spogląda na nią zniesmaczonym wzrokiem niewiele rozumiejąc – Ukucnij – Udaje jej się wreszcie opanować. Wskakuje Bertowi na ramiona – Tak jest na barana, teraz kumasz matołku?
- Trzeba było od razu mówić, że chcesz usiąść na moich barkach – Ania nie widzi jego miny, która wyraża więcej niż zadowolenie. Oprócz faktu, że nie będzie go spowalniała w marszu – Jest tak lekka, że niosąc ją niemal nie czuje ciężaru, będzie czuł dotyk jej młodego, świeżego i jędrnego ciała, które widnieje przed jego oczami od chwili, gdy ujrzał ją nagą, prezentującą w całej okazałości przed nim swoje wdzięki.
- Barkach, srarkach – Znowu zaczyna się śmiać i tym razem towarzyszy jej nikły uśmiech Pana Wielbłąda.
- Bert, odpowiesz mi na pytanie? – Słońce powoli zbliża się do linii horyzontu.
- To zależy o co zapytasz – Czyżby domyśliła się lub spostrzegła mnie w trakcie?
- Czy dzisiaj w nocy... – Zawiesza na moment głos – Byłeś w moim śnie? Tylko powiedz szczerze, proszę – Dodaje szybko.
- Dlaczego pytasz i skąd pomysł, że mogłem cię odwiedzić? – Myślałem, że zapyta o jezioro, potrafi świetnie się maskować albo mnie nie spostrzegła. Dla mojego i jej bezpieczeństwa lepiej byłoby, gdyby niczego nie ukrywała.
- No cóż – Wyczuwa w jej głosie wahanie – Powiedzmy, że śnił mi się koszmar tak realny, że czułam go prawie tak jak twoje ciało na którym obecnie siedzę. Koszmar, w którym najprawdopodobniej zostałabym zgwałcona, a przypuszczalnie również zabita. I nagle pojawił się ktoś, kogo nie widziałam – Przerywa i wpatruje się intensywnie w czubek jego głowy – Kto niskim głosem nakazał mi zamknąć oczy i uratował mnie zabijając moich oprawców. To znaczy nie wiem, czy ich zabił bo nie widziałam nic więcej, ale po słyszanych dźwiękach wywnioskowałam, że raczej się z nimi miło nie witał.
- Może to twój ukochany, którego skrycie wielbisz przybył do ciebie we śnie? – W jego głosie słychać lekką nutę szyderstwa.
- Nie mam ukochanego – Ania nie zauważa, że demon stroi sobie z niej żarty – A poza tym on miał znajomy głos, który brzmiał jak... twój?
- I jeszcze jedno – Dodaje po chwili – Ten ktoś, kto mi pomógł zrzucił mnie w dół, w bramę...
Zalega cisza. Czerwone słońce zachodzi za horyzont, wokół słychać cykanie świerszczy przerywane miarowym, cichym stąpaniem ciężkich buciorów Berta po leśnej ściółce.
- To byłeś ty, prawda? – Zadane przez nią pytanie jest w zasadzie stwierdzeniem faktu – Powiesz mi wreszcie kim naprawdę jesteś?
On nie reaguje krocząc równym tempem w kierunku linii drzew.
- Odpowiesz mi czy zamierzasz mnie ignorować? – zaczyna podnosić głos. Robi się coraz ciemniej – Bert do cholery! Ogłuchłeś?!
Jej towarzysz w dalszym ciągu milczy.
- Bert, kurwa mać! – Wierzchem dłoni uderza go w głowę. Wściekły zdejmuje ją gwałtownie z ramion i stawia na ziemi.
- Jestem inkubem – Jego oczy płoną czerwienią – Wiesz, kto to jest inkub, dziecko?
Przerażona Ania kręci głową i cofa się bezwiednie.
- Uspokój się – Prosi go drżącym głosem – Boję się ciebie, kiedy tak się zachowujesz.
- Jestem spokojny – Oczy wracają do normalnego, czarnego koloru – Życzysz sobie wyjaśnienia czy kontynuujemy podróż?
- Chcę wiedzieć, kim jesteś i przestań migać się od odpowiedzi.
Bert spogląda na nią dłuższą chwilę bez słowa.
- Dobrze, ale będziemy powoli szli, jesteśmy już blisko Athkatli, a nie chciałbym nocować pod bramami miasta.
- Inkuby to demony – Zaczyna opowieść – które polują we śnie. Nawiedzamy niewinne kobiety kusząc je i uprawiając z nimi seks. Nie tylko ludzkiego gatunku, elfie, krasnoludzkie czy niziołki, wszystkie poddają się naszemu urokowi. Niektórzy z nas nie pogardzą nawet gnomkami albo orkami rodzaju żeńskiego, ale ja się brzydzę.
- Czy mnie – Ania przerywa mu wypowiedź – też chciałeś nawiedzić?
- Gdybym to zrobił – Odpowiada ponuro – najprawdopodobniej nie obudziłabyś się ze stanu, który nazywacie katatonią. I umarła za jakiś czas. Nie mogłem tego zrobić będąc w tobie, skazałbym siebie na zagładę. A teraz przez wzgląd na fakt, że uratowałaś mnie od niechybnej śmierci mam wobec ciebie dług wdzięczności i – Zawiesza głos – traktuję cię jak przyjaciółkę, Anno.
Maszerują przez chwilę w ciszy.
W jeden dzień przeniosłam się w świat odległy dwieście lat świetlnych od Ziemi, zdobyłam przyjaciela demona i brnę z nim gdzieś na zadupiu przez las słuchając jego opowiadania. Co za popieprzona historia! Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę.
- Nie wiem, ile dokładnie mam lat, ale przeliczając na ludzki wiek szacuję, że około sześciuset – Bert wznawia opowieść, a dziewczyna otwiera szeroko oczy – Teoretycznie jesteśmy nieśmiertelni, ale są przypadki, gdy możemy zginąć, a konkretnie nasza esencja może zostać zniszczona.
- Zniszczona? Gdybym nie skoczyła w bramę, wtedy w gabinecie Rakowskiego...?
- Moja esencja umarłaby razem z tobą. Uratowałaś mnie od niechybnej śmierci.
Zrywa się mocny wiatr, pogoda gwałtownie daje znać o sobie.
- Powiedz mi – Ania przerywa ciszę – w jaki sposób znalazłeś się w figurce?
Przez jego twarz przechodzą błyskawice.
- Zostałem skazany – Zawiesza głos – na banicję i zaklęty za karę w drewnianą figurkę.
- Karę? Za co? Demony mają własne sądownictwo?
- Jeśli myślisz, że demony to bezmózgie stworzenia, zezwierzęcone, szukające tylko rzezi i cielesnych przyjemności, to jesteś w wielkim błędzie dziecko – Patrzy na nią z politowaniem – Mamy o wiele bardziej skomplikowany system i hierarchię władzy niż ludzie mogliby sobie wyobrazić. I nie proś mnie, żebym ci o nim opowiadał – Ucina widząc jej wzrok – Nie mam na to najmniejszej ochoty.
- Kontynuując – Wraca do poprzedniego tematu – Poniosłem karę za to, że unikałem tego, co powinien robić każdy normalny – Ostatnie słowo wymawia z pogardą – inkub. Jestem banitą, moi krajanie wyrzekli się mnie, bo nie chciałem być taki jak oni.
- Czytałam kiedyś książkę o pewnym ciemnym elfie, nazywał się – Dziewczyna szuka imienia w pamięci – Drizzt? Chyba tak – Twarz Berta ciemnieje – On również został wygnany przez własną rasę, bo był inny. Nie chciał być zły tak jak drowy.
- Skąd znasz to imię?
- Z książki, już mówiłam.
- Poznałem Drizzta – szepcze – Pomogłem mu kiedyś, a on mnie.
- Jak to poznałeś? Przecież to postać z opowiadania, wymysł autora! – Dziewczyna patrzy na niego jak na wariata.
- Wymysł? To żywa postać! Mroczny elf, drow. Wyszkolony przez ich najlepszego szermierza, Zaknafeina Do'Urden i groźny jak legion wytrenowanych zabójców. Wierz mi, że nie chciałabyś stanąć na jego drodze.
- Czy to znaczy, że – Ani uginają się nogi – to co czytałam, to nie fantazja i on istnieje naprawdę?!
- Tak dziecko, to był mój dobry przyjaciel – Bert zerka przed siebie – Jesteśmy prawie w Athkatli, za wzgórzem będzie brama. Nie odzywaj się niepytana, ja poprowadzę rozmowę ze strażnikiem. I jeszcze jedno – Przerywa jej widząc, że chce coś powiedzieć – Naszą dyskusję dokończymy, jak tylko będzie ku temu okazja. Obiecuję ci Anno.
Łup, łup.
Okienko w bramie otwiera się.
- Kto dobija się o tak późnej porze? – Głos strażnika jest ostry i nieprzyjemny.
- Jesteśmy ubogimi rolnikami spod Shepherdston – Bert celowo kuli się, aby jego sylwetka wyglądała na mniej groźną – Nasze gospodarstwo zostało zniszczone przez bandytów, szukamy schronienia i pracy, panie.
Brama otwiera się, stoi w niej dwóch strażników z halabardami, a z tyłu ubezpiecza ich łucznik celujący w nich z napiętą cięciwą łuku refleksyjnego. Zaczyna padać deszcz.
- Proszę nas wpuścić – Ugina się jeszcze bardziej – Nie mamy gdzie się podziać.
- Jest was tylko dwójka? – Baczne i uważne oczy strażnika lustrują postać demona, po czym przechodzą na dziewczynę. Ania ma wrażenie, jakby mężczyzna rozbierał ją wzrokiem, spogląda hardo w jego oczy, które badają jej postać zatrzymując się raz po raz na zaokrągleniach i wgłębieniach.
Pierdolony oblech – Ogarnia ją obrzydzenie – Nawet w jakiejś ciemnej, zapomnianej przez wszystkich dupie w środku lasu musi się trafić menda, która będzie waliła konia myśląc o tym, jak wkłada swoje brudne łapska w moje majtki.
- Tak panie, moja żona zginęła w trakcie ataku bandytów na nasz dom – głos Berta jest przytłumiony, jakby płakał.
- A dziewczyna? – Strażnik odchrząka.
No nie! Stanął mu, to skurwiel!
- To moja córka Anna, panie – Zerka na nią bokiem i puszcza do niej oko – Proszę nas wpuścić, potrzebujemy noclegu, a jutro rozejrzę się za pracą w Dzielnicy Doków.
Strażnik omiata ich jeszcze przez chwilę wzrokiem po czym daje znak głową towarzyszom, którzy otwierają bramę.
Uczucie ulgi ogarnia zarówno dziewczynę jak i demona.
- Gdzie się zatrzymacie? – Z tyłu dobiega ich głos drugiego ze nich, tego z łukiem.
- W Miedzianym Diademie – Rzuca na odchodne Bert – Do widzenia panom – Kłania się, bierze dziewczynę za rękę i odchodzi.
- Córka? – Ania pytająco uśmiecha się po przejściu kilku kroków.
- Przecież nie kochanka – Bert odpowiada z uśmiechem.
Jeszcze nie... – dodaje w myślach.
- Chodź, musimy znaleźć dom mojego przyjaciela.
- Myślałam, że idziemy do – Jak się nazywał ten motel? – O, Miedziany Diadem!
- Nie życzyłbym w nim noclegu najgorszemu wrogowi, gdybym udał się tam z tobą po pięciu minutach musiałbym pobić połowę klientów, którzy mieliby na ciebie ochotę myśląc, że jesteś prostytutką, a ja alfonsem – Rozgląda się czujnie szukając drogi – W prawo, idziemy do Dzielnicy Rządowej.
Wszystko tu wygląda jakbym przeniosła się w czasy "Trylogii" Sienkiewicza. Brakuje tylko, żeby Kmicic wjechał na drogę na koniu ze swoimi Tatarami u boku – Ania uśmiecha się do siebie. Po lewej stronie mijają rzędy pustych z powodu późnych godzin straganów, po prawej majaczą się kształty zrujnowanego na pierwszy rzut oka budynku.
- Pod Krzywym Żurawiem – Z ledwości odczytuje zabrudzony i wytarty napis – Tą knajpę również znasz?
- Tak, nie zatrzymuj się – Bert wygląda na zniecierpliwionego – Mam nadzieję, że Kalvar jeszcze żyje.
- Twój przyjaciel, o którym mówiłeś?
- Tak, Kalvar Czarny Sejmitar – Jego oczy zachodzą mgłą, jakby na wspomnienie przebytych przygód – Jeśli nie umarł powinien być w dość sędziwym wieku.
- Zaraz, zaraz. Mówiłeś, że spędziłeś w figurce dwieście! Jakim cudem on może żyć?!
- Czas biegnie tutaj inaczej, dziecko – uśmiecha się w odpowiedzi – A poza tym – Przechodzą pod bramą z szyldem "Dzielnica Rządowa" – Kalvar to elf, a one żyją dużo dłużej niż ludzie.
- Elf? – Dziewczyna jest zachwycona – Poznam elfa, takiego prawdziwego elfa? Jak Legolas we "Władcy Pierścieni"? Super! – Piszczy z radości i rzuca się olbrzymowi w ramiona.
- Nie mam pojęcia kim jest Legolas, o którym wspomniałaś – Towarzysz ponownie uśmiecha się na widok jej radości odstawiając ją na ziemię - Ale mój przyjaciel to stuprocentowy elf.
I kobieciarz jakich mało – Dodaje w myślach.
Zalega cisza, którą przerywa jedynie monotonne dudnienie kropli deszczu o dachy okolicznych domów. Dzielnica Rządowa to miejsce, gdzie mieszkają najbogatsi członkowie społeczności i gdzie mieszczą się wszelkie urzędy, w tym siedziba Zakapturzonych Czarodziejów, trzęsących od wieków miastem.
- Jesteśmy na miejscu – Zatrzymują się przed mosiężną, czarną bramą, za którą znajduje się dwupiętrowy, dość rozległy dom wyglądający na zadbany. W ogródku rosną kwiaty i warzywa, a w jednym z okien na dole pali się światło.
- Co oznacza napis na szyldzie? – Niezrozumiały ciąg znaków, podobny nieco do pisma arabskiego fascynuje Anię.
- To w elfickim: "Wejdź, jeśli przychodzisz w pokoju" – Uśmiech nie schodzi z jego twarzy – Kiedyś pod spodem wisiała jeszcze druga tabliczka:"I przynieś ze sobą beczułkę, żeby dobrze się bawić", ale ten stary łajdak pewnie został zmuszony do jej zdjęcia.
Na dźwięk ich głosów drzwi domu uchylają się.
- Kogo tam licho niesie? – Ostry, niski głos przecina ciemność – Zjeżdżaj żebraku, albo nakopię ci w dupę tak, że sam jej rano nie poznasz.
- To tak wita się dawno niewidzianych przyjaciół, Kalvarze? – Odpowiada donośnie towarzysz dziewczyny – Czy na starość padło ci na oczy i mnie nie poznajesz?
- Co do diabła? – Smukła i szczupła sylwetka zbliża się do bramy oświetlając drogę latarnią trzymaną w dłoni. Z domu wynurza się druga postać, trzymająca przedmiot, najprawdopodobniej miecz w dłoni – Jeśli to jakiś żart, to...
Ich oczom ukazuje się dojrzała, otoczona srebrnymi, długimi włosami twarz elfa, pokryta lekkimi bruzdami na wysokim czole. Szare oczy, początkowo wypełnione wściekłością na intruzów zmieniając swój wyraz na zdziwienie, a następnie otwierają się szeroko patrząc na nich z niedowierzaniem.
- Na Silvanusa – Szepcze – Bert, to ty, stary przyjacielu?
- Tato, kto to? – Z tyłu dochodzi ich młody głos, a chwilę później w zasięgu światła pojawia się twarz młodszego z nich.
- Bert? – Starszy z elfów otwiera bramę nie zwracając uwagi na pytanie – Myślałem, że nie żyjesz! Szukałem cię kilkanaście lat, powiedziano mi, że zginąłeś – Srebrnowłosy jest sporo wyższy od Ani, ale przy potężnej sylwetce Berta wygląda jak młodszy brat.
- Chodź tu do mnie, stary zbereźniku – Demon otwiera ramiona i wita się serdecznie z Kalvarem.
Dziwnie migoczą oczy obu, czyżby mój Bert się wzruszył? – Ania spogląda na nich na zmianę, po czym czuje na sobie palący wzrok młodszego z elfów. Zerka na niego i odpowiada ostrym, prowokującym spojrzeniem, na które młody reaguje opuszczeniem wzroku.
- Ach, gdzie moje maniery! – Gospodarz po chwili reflektuje się, że jego przyjaciel nie jest sam – Kim jest twoja piękna towarzyszka? Zawsze miałeś szczęście do kobiet, ale tym razem moje oczy ślepną na widok twojego blasku i piękna, pani.
- Nic się nie zmieniło – Bert uśmiecha się w odpowiedzi na komentarz przyjaciela odnośnie urody dziewczyny – To przyjaciółka Anna, dzięki której widzisz tutaj moją paskudną gębę. Gdyby nie ona w dalszym ciągu tkwiłbym w... – zawiesza głos – Opowiem ci o tym później.
- Bardzo mi miło cię poznać, Anno – starszy z elfów ignoruje ostatnią uwagę Berta wyciąga dłoń i potrząsa nią w powitaniu – Jestem Kalvar Czarny Sejmitar, poznaj mojego syna, Kadrila.
- Witaj – Młody elf jest najwyraźniej onieśmielony jej urodą oraz śmiałością. Dotyk jego dłoni jest chłodny i suchy – Ojciec jak zwykle wytrącił mi z ust wszelkie komplementy, więc jedyne co mogę powiedzieć to jestem szczęśliwy, że możemy powitać taką piękność w naszych progach.
- Anna Marczak, cześć – Dziewczyna oddaje uścisk dość mocno, czym zaskakuje obu srebrnowłosych – Czy możemy w końcu wejść do środka zanim całkowicie zmoknie mi tyłek? Z chęcią zjadłabym coś ciepłego i wykąpała się zamiast sterczeć jak słup na tym cholernym deszczu!
Trójka mężczyzn zaczyna śmiać się głośno.
- Cała Ania – Podsumowuje zadowolony z powitania Bert – Chodźmy, opowiem ci pokrótce co działo się ze mną przez ten czas.
Cudownie – dziewczyna od kilkudziesięciu minut wyleguje się w wielkiej balii, służącej za wannę, wypełnionej gorącą wodą oraz jakąś tajemniczą, mocno pieniącą się substancją, którą dostała od Kalvara – Jak wspaniale jest wykąpać się w ludzkich, to znaczy elfickich warunkach – poprawia się z uśmiechem – zamiast szorować się w zimnej wodzie w jeziorze.
Starszy z elfów jest całkiem, całkiem, za to ten młodszy – Ania przywołuje obraz Kadrila przed oczy – Niezłe ciacho, nie powiem. Dobrze zbudowany, trochę podobny do Świderskiego, ale z bardziej szlachetnymi rysami. No i ta nieśmiałość, wyczuwam, że on się mnie boi. Dlaczego? Takiej niewinnej i słodkiej istotki jak ja – Śmieje się do siebie.
- Anno? – Pukanie do drzwi – Przyniosłem dla ciebie ręcznik.
- Wejdź proszę – Zanurza się głębiej w wodę – Możesz położyć go na brzegu balii.
Chłopak unikając jej wzroku kładzie ręcznik we wskazanym miejscu i zamierza wychodzić.
- Kadrilu? – Na dźwięk jej głosu zatrzymuje się w progu – Chciałabym cię o coś zapytać.
- Tak Anno? – Nie odwraca wzroku.
- Usiądź proszę koło mnie, nie przywykłam do konwersacji z tyłkiem mojego rozmówcy, niezależnie od tego jak ładne i kształtne są te cztery litery – Rzuca ze śmiechem, a on płonie na twarzy.
- Powiedz mi wprost, krępuję cię? Wstydzisz się mnie? – Na zadane pytanie młody elf unosi wzrok i patrzy jej prosto w oczy
- Tak, krępujesz – Po chwili odwraca wzrok w kierunku ściany – Nigdy nie widziałem tak pięknej, ludzkiej kobiety. Ojciec nie chce już nigdzie wyjeżdżać, mówi, że to co przeżył za młodu wystarczy mu w zupełności. A ja chętnie pozwiedzałbym świat...
- … i poznał dużo innych, pięknych kobiet? – Ania wchodzi mu w słowo uśmiechając się lekko – Nie wstydź się tego, to chyba normalne, że chciałbyś ruszyć poza dom i spróbować czegoś na własną rękę, prawda? – Chłopak kiwa głową na znak zgody – Masz rodzeństwo?
- Jestem jedynakiem – W głosie chłopaka wybrzmiewa nieodgadniona nuta, jakby ukrywał coś bardzo, bardzo głęboko – Jestem pół-elfem, moja matka była człowiekiem, zmarła jakiś czas temu.
- Przykro mi.
- Niepotrzebnie, to naturalna kolej rzeczy – Przez twarz Kadrila przechodzi cień smutku – Wiesz, ludzie żyją dużo krócej niż elfy, ojciec żeniąc się z nią spodziewał się tego prędzej czy później.
- Masz dziewczynę? – Ania porusza się pod wodą, co powoduje nerwowe wiercenie się chłopaka na stołku i głośnie przełknięcie śliny.
- Dziewczynę? – Odpowiada głucho ze wzrokiem wpatrzonym w powierzchnię wody.
- Dziewczynę? – Powtarza po chwili bezmyślnym głosem, na co ona ponownie uśmiecha się pod nosem – Ach, dziewczynę. Nie, nie mam. Nikt dotychczas jeszcze...
- Żadna kobieta nie opanowała twojego serca? – Uśmiech nie schodzi z jej twarzy.
Anka, Ty prowokatorko, uspokój się, biedak pomyśli, że chcesz go zaciągnąć do łóżka.
- Nnie, to znaczy... – Plącze się i próbuje wybrnąć z niezręcznej sytuacji, ale nie za bardzo mu to wychodzi, a w dodatku czerwieni się na twarzy jak burak – Przepraszam, ale muszę wracać na górę, ojciec mnie potrzebuje – Ucieka z łazienki, a Anka zadowolona zanurza się głębiej w pianę.
- ... więc tak naprawdę gdyby nie ona, to nie oglądałbyś mojej zakazanej gęby tutaj – Słyszy kilkanaście minut później basowy głos Berta wkraczając do kuchni - O, jest moja wybawczyni – Uśmiecha się szeroko, po czym wskazuje jej krzesło obok siebie.
- Dziękuję – Ania siada i zaczyna łapczywie pałaszować kolację przyrządzoną przez elfy – Świetne, co to?
- Dziczyzna według domowego przepisu. Nie zdradzę ci go, choćbyś chciała mnie wtrącić do Podmroku (kraina mieszcząca się pod ziemią, miejsce zamieszkane przez Drowy, odwiecznych wrogów Elfów – przypis autora) – rechocze Kalvar.
- Mhm, rewelacja – Ania jest pełna zachwytu nad potrawą – Sam przygotowałeś?
- Ja? – Stary otwiera szeroko oczy ze zdziwienia – Moja młoda damo, z ledwością potrafię ugotować wodę na herbatę. To dzieło Kadrila, odziedziczył talenty kulinarne po matce – Spogląda na syna, który płonie pod wpływem komplementów Ani.
Cholera, nie dość, że jest przystojny, ale na swój sposób męski i władczy to jeszcze potrafi gotować. Idealny materiał na męża – Ania przyłapuje się na bezwiednym wbijaniu wzroku w twarz młodego elfa i po chwili zmieszana opuszcza wzrok w talerz.
- Ekhm – Bert natychmiast orientuje się w sytuacji, być może dzięki swoim telepatycznym zdolnościom – Chodź na taras przyjacielu. Z chęcią pyknąłbym trochę tytoniu fajki jeśli w dalszym ciągu to lubisz.
- No wiesz – Na twarzy Kalvara pojawia się wyraz udawanego oburzenia połączony z rozbawieniem – Może na głowie przybyło mi nieco siwych włosów, ale nie jestem jeszcze starym dziadem i zabawić też się potrafię – Spogląda znacząco na Anię mrugając do niej okiem, po czym zanosząc się śmiechem znika razem z demonem na schodach.
W pomieszczeniu nastaje krępująca cisza.
Co się ze mną dzisiaj dzieje? – Anka grzebiąc widelcem w talerzu zastanawia się nad swoim zachowaniem – Przecież takich nieśmiałych chłopców jak ten młodziak zjadam na śniadanie, a zachowuję się wobec niego jak nieopierzona podlotka.
- Anno – Kadril nieśmiało zwraca się do niej. Dziewczyna podnosi rękę w geście protestu.
- Posłuchaj mnie chwilę, Kadrilu – Spogląda mu prosto w oczy. O dziwo elf wytrzymuje spojrzenie – Jeśli jeszcze raz powiesz do mnie Anno, jak do pieprzonej ciotki z wąsami to lunę cię z otwartej i miła atmosfera skończy się jak za machnięciem czarodziejską różdżką – Cedzi słowa, ale co zauważa z rosnącym zdziwieniem, nie robi żadnego wrażenia na jej rozmówcy – Mów do mnie Aniu, w przeciwnym razie zrobię się bardzo zła i pyszna dziczyzna wyląduje na twojej głowie, czego bardzo bym nie chciała, bo jestem głodna jak wilk – Kończy wywód i uśmiecha się do niego promiennie.
- Zgoda Aniu – Jest poważny, a jego oczy płoną niczym pochodnie – Powiedz mi – Siada naprzeciw niej przy stole – Czy tam, skąd pochodzisz wszystkie kobiety są tak piękne i władcze jak ty? Roztaczasz wokół siebie aurę, której nie powstydziłaby się księżna lub królowa.
- O Boże! – Anka zachłystuje się, po czym zaczyna krztusić się jedzeniem i z trudem łapie powietrze. Próbuje oddychać, ale najwyraźniej kawałek mięsa wpadł w niewłaściwe miejsce w górnych drogach oddechowych blokując przepływ powietrza i dziewczyna zaczyna się dusić. Jej towarzysz błyskawicznie zrywa się z krzesła, po czym obejmuje ją poniżej piersi na wysokości żeber, unosi nieco, przechyla do przodu i przyciskając jej plecy do swojego torsu zaciska ręce. Kilkukrotne próby w końcu przynoszą efekt i feralny kawałek jedzenia, który utkwił w gardle Ani ląduje na podłodze.
Dziewczyna odzyskuje oddech i powoli dochodzi do siebie. Kadril podtrzymuje ją jeszcze chwilę chroniąc przed upadnięciem, po czym orientuje się, że trzyma dłonie na jej piersiach i zmieszany czerwieniąc się błyskawicznie chowa je za sobą. Ania nie daje poznać po sobie, że poczuła jego dotyk w czułym miejscu i powoli uspokajając się siada na krześle.
- Co się stało?! – Kalvar i Bert zaniepokojeni rumorem dochodzącym z kuchni wpadają do pomieszczenia.
- Sytuacja opanowana – Dumny z siebie chłopak pręży pierś niczym do orderu – Nasz gość zakrztusił się kawałkiem mięsa. Pomogłem w uniknięciu gorszych konsekwencji niż lekkie podduszenie – mruga porozumiewawczo okiem do Ani.
- No, synu – Stary elf jest najwyraźniej dumny z syna – Cieszę się, że nauka nie poszła w las, a ty zachowałeś chłodny umysł i głowę na karku.
Młodzik nie odpowiada uśmiechając się pod nosem.
- Wracajmy na górę, oni dadzą sobie sami doskonale radę – Bert puszcza do Ani oko, po czym obejmuje Kalvara ramieniem kierując się w stronę schodów. Dziewczyna reaguje wystawieniem języka i zaczyna się śmiać.
- No dobrze, skończyłam. Teraz pokaż mi, gdzie mam spać, po dzisiejszej wycieczce pieszej z Bertem jestem padnięta.
Pokój na poddaszu jest malutki, ale bardzo przytulny. Na wprost wejścia stoi drewniane, jednoosobowe łóżko, na którym leży ogromna, puchowa poduszka i gruba kołdra. Po lewej stronie znajduje się mały kominek, w którym pali się pokaźna ilość drewna, w prawej części pod maleńkim oknem stoi maleńki stolik z wazonem i kilkoma nieznanymi dziewczynie, niebieskimi kwiatami.
Matko, zasnę w pięć sekund – Ania rozmarzonym wzrokiem spogląda przed siebie.
- To był kiedyś mój pokój – Zauroczona miejscem zapomina o Kadrilu – Czasem przychodzę tu spać. To dobre miejsce na sen, panuje w nim ciepła atmosfera i ma pozytywną aurę.
Oboje przez chwilę milczą.
- Jesteś telepatą? – Wysoki głos przerywa ciszę, akompaniowaną przez trzaskające w kominku drewno.
- Skąd to pytanie...? – Młody elf otwiera szeroko oczy – Aaa, rozumiem, Bert – Uśmiecha się porozumiewawczo – Nie, nie jestem telepatą. Z tego, co ojciec kiedyś mi opowiadał inkuby potrafią przekazać, nawet bezwiednie, część swoich umiejętności telepatycznych osobom, w których się znalazły. Czy on...? – Zawiesza głos.
- Tak, był we mnie – Ania spogląda na niego badawczo – Co jeszcze wiesz?
- Większość osobników nawiedzanych przez demony, inkuby czy sukkuby nie przeżywa dłużej niż kilka dni. Musisz być wyjątkowo uzdolniona w kwestii, hmm... – Czerwieni się i milknie na kilka sekund – I również mieć ukryte umiejętności przekazywania myśli.
- Sugerujesz, że ja również jestem telepatą? – Jego rozmówczyni otwiera szeroko oczy taktownie omijając aluzję do wiedzy i umiejętności w materii seksu – Ale jak to możliwe? Nie potrafię słuchać w myślach, a tym bardziej rozmawiać – Siada na puszystej pościeli i zapada się w niej niemal po pas.
- Nie twierdzę, że masz takie zdolności, wiem tylko, że osoby, które przeżyją nawiedzenie przez demona są uważane za utalentowane w tej sferze, a czy ich umiejętności zostaną rozwinięte zależy tylko od nich – Ania czuje świdrujące spojrzenie rozmówcy.
- Kadrilu, grzecznie proszę, żebyś przestał gapić się na moje cycki – Strofuje chłopaka, który momentalnie staje się czerwony jak cegła.
- Przepraszam, jesteś piękna, a to, no cóż – Ucieka ze wzrokiem – Nieczęsto zdarza mi się oglądać taką kobietę jak ty.
- Daj spokój, na pewno widziałeś mnóstwo elfickich albo ludzkich lasek, lepszych ode mnie – Cholera, jestem tu raptem jeden dzień i już zaczynam myśleć jak miejscowa. Jakie elfickie laski? Idiotka! – Zaczyna się śmiać.
- Powiedziałem coś nie tak?
- Nie wszystko jest w jak najlepszym porządku – Uspokaja go z uśmiechem na twarzy – A teraz pozwolisz, że trochę się prześpię, bo podróż międzygwiezdna i dzisiejsza wędrówka solidnie mnie wymęczyły.
- Oczywiście, gdybyś czegoś potrzebowała śpię w pokoju dokładnie pod tobą. Dobranoc. – Młodzik znika błyskawicznie, a zmęczona Ania rozbiera się do bielizny, po czym zapada w pościel i po minucie odpływa w nicość.
...dla naszej damy – Dudniący głos Kalvara budzi ją rankiem ze snu – Dla ciebie, mój stary przyjacielu nie mam nic, zresztą nie ośmieliłbym się proponować ci zdjęcia twojego śmierdzącego płaszcza.
- I słusznie, twoje paskudne łapska powinny trzymać się od niego z daleka – Bas Berta powoduje, że Ania otwiera szeroko oczy. W pokoju jest jasno i dość chłodno, drewno w kominku wypaliło się w trakcie nocy. Wciąga na siebie sukienkę i botki, po czym ziewając schodzi na dół.
- Dzień dobry – Obaj mężczyźni witają ją niemal równocześnie – Jak spałaś?
- Mhm, fantastycznie – Przeciąga się leniwie niczym kotka na dachu – Słyszałam, że coś dla mnie macie? Co to takiego?
- Nie możesz chodzić ubrana w ten sposób, bo pierwszy lepszy mężczyzna z ulicy weźmie cię za kurtyzanę, poza tym będziesz zbytnio widoczna dla pewnych oczu – Kalvar patrzy na nią badawczo – Postanowiłem po konsultacji z Bertem zakupić dla ciebie co nieco. Bądź łaskawa przebrać się teraz, jeśli rozmiar będzie nieodpowiedni po śniadaniu wymienię strój na targowisku.
- Matko, mam się ubrać w zbroję? – Przerażona Ania spogląda na zmianę na nich – Przecież dostanę odcisków! Poza tym na cholerę mi zbroja?! Miałeś mnie odstawić do domu! – Świdruje niewzruszoną twarz Berta ostrym spojrzeniem.
- Przebierz się, później ci wyjaśnię – Demon pozostaje obojętny na jej wściekłość – Sytuacja nieco się skomplikowała...
- Wiedziałam kurwa! Po prostu zajebiście! Ja pierdolę, utknęłam na kompletnym zadupiu, wyglądającym jak Warszawa sześć wieków temu z demonem i dwoma elfami. Mam założyć skórzaną zbroję i nie wrócę do domu szybko bo "sytuacja nieco się skomplikowała"! – Nieudolnie parodiuje szyderczym tonem basowy głos Berta, na co on reaguje nikłym uśmiechem – Może powiesz mi kurwa jeszcze, że pójdziemy zapolować na potwory, co?! Zajebiemy jakiegoś zmiennokształtnego albo wampira, tak dla fanu albo podtrzymania kondycji?! Kurwa mać! – Klnąc na czym świat stoi odwraca się nie czekając na ich reakcję, zabiera zbroję i kieruje się po schodach na górę.
Na pytające spojrzenie Kalvara Bert reaguje wzruszeniem ramion.
- Dokładnie tak jak przewidziałeś, przyjacielu – Stary elf uśmiecha się pod nosem – Jak ty znosisz te napady wściekłości? Zachowuje się jak kotka walcząca o młode.
- Opanowanie, Kalvarze, opanowanie – Bert spogląda bacznie przez szybę – Zauważyłeś, że drugi czy trzeci raz pod oknem przechodzi ten sam patrol straży?
- Tak, nie przejmuj się, to głupki. Nie zauważyliby smoka, gdyby wypaliłby im dupy swoim oddechem.
Hmm, całkiem niezła ta zbroja – Ania powoli zaczyna przekonywać się do stroju zakupionego przez siwego elfa – Cholera, nie wiedziałam, że mam taki świetny tyłek – Ogląda się w lustrze - A i cycki wyglądają rewelacyjnie. Stary zbok chyba celowo dobrał strój, żeby każdy strażnik ślinił się na mój widok. Bert będzie miał sporo roboty, żeby odgonić wszystkich absztyfikantów – uśmiecha się pod nosem wiążąc włosy w koński ogon, po czym otwiera drzwi i...
Łup!
Gwiazdy przed oczami.
- Na Silvanusa! – Głuchy jęk wydostaje się z ust Kadrila, po czym chłopak osuwa się na podłogę – Ale masz twardą głowę!
- Za to ty masz chyba czerep z betonu – Ania jęczy masując miejsce, którym zderzyła się z młodym elfem.
- Wszystko dobrze? – Kadril pierwszy dochodzi do siebie spogląda na nią i zamiera.
- Co jest? Co się stało? Leci mi krew?! Kadril? – Chłopak nie reaguje – Kadril do cholery!
- Yyyy...
- Kadril!
- Yyyy, wyglądasz pięknie...
- Jezu, nie mogę z wami. Jak każdy samiec. Zobaczy laskę w obcisłym stroju i od razu ma ciasno w gaciach. Idę na dół, a ty siedź tutaj i zjedź sobie na ręcznym. Niedaleko pada jabłko od jabłoni... – Zniesmaczona schodzi na dół, gdzie Kalvar i Bert na jej widok zamierają w bezruchu.
- Wy też?! Kadril to rozumiem, ale wy?! Stare zboki!
Na dziewięć piekieł ta mała przypomina mi... To... było tyle lat temu – Myśli w głowie Berta krążą jak szalone – Jest piękna, zuchwała i wygadana, tak samo jak...
- Bert, przeleciałeś miliony panienek, dziwię się, że jeszcze nie odpadł ci pindol od walenia tych wszystkich towarów i nawet ty nie jesteś w stanie się powstrzymać? – Anka śmieje się do rozpuku, ale widząc jego minę natychmiast staje się poważna – Bert, stało się coś? Bert?!
Zaniepokojony Kalvar natychmiast domyśla się, co chodzi po głowie przyjaciela.
- Chodź – bierze go za ramię – Pójdziemy po broń. A ty, młoda panno – odwraca się w jej stronę – nie martw się, wszystko będzie dobrze.
Ten to ma humory, a podobno to ja strzelam fochy - Ania kwituje w myślach krótko zachowanie demona.
Pochłania przygotowane przez elfy śniadanie i kilkanaście minut później rozgląda się po domu. Ściany to jeden, wielki pokaz oręża różnej maści – od tarcz wielkości małych puklerzy do pawęży, przez bronie sieczne: miecze, topory, sztylety, halabardy, morgenszterny czy maczugi, kończąc na zbrojach, nagolennikach i hełmach.
Uff, mogliby spokojnie uzbroić całą armię – Jest pełna podziwu dla arsenału zgromadzonego przez gospodarzy. W centralnej części salonu wisi zakrzywiony miecz z czarną klingą i srebrną rękojeścią
Czarny Sejmitar, to miecz Kalvara – Sięga dłonią po broń, ale w ostatniej chwili powstrzymuje się – Dziwnie czułabym się, gdyby ktoś dotykał mojej ulubionej zastawy w kuchni podczas mojej nieobecności. Zostawię szablę w spokoju.
Muszę zdjąć bieliznę, uwiera mnie pod tą zbroja – Rusza po dłuższej chwili na górę do pokoju na poddaszu. Kadril zniknął – Pewnie gdzieś się krząta, komentuje w myślach, po czym zamyka za sobą drzwi do pokoiku i przegląda się jeszcze raz w lustrze.
Zbroja to właściwie krótkie, skórzane szorty, idealnie dopasowane do jej kształtów i kamizelka ze sznurowanymi zapięciami na wysokości biustu, eksponująca środkową część piersi oraz zagłębienie między nimi. W szortach i kamizelce wszyte są miejsca na ukrycie czegoś krótkiego i wąskiego.
Noże?
Niezła z ciebie laska, Marczak – przygląda się jeszcze chwilę swojemu odbiciu, zrzuca z siebie odzienie oraz majtki, biustonosz i staje przed lustrem w stroju Ewy.
- Naprawdę niezła – Mruczy i instynktownie wyczuwa ruch za sobą.
Odwraca się i widzi młodego elfa z szeroko rozwartymi oczami i wielkimi, czarnymi źrenicami.
- Długo tak się gapisz? Ojciec nie nauczył cię pukać? – Wściekła zakrywa dłonią intymne miejsca.
- Pprzepraszam, ja... – Kadril jąka się jak uczniak – Wszedłem nie wiedząc, że tu jesteś, a kiedy cię zobaczyłem... Już wychodzę, przepraszam – Odwraca wzrok i ciągnie za klamkę.
Niewinny, młody chłopak – Mimo złości uśmiecha się na widok jego zmieszania – Nie to co ci zdeprawowani i zmanierowani cwaniacy z Uniwerku.
- Zaczekaj – Chwyta go za dłoń – Powiedz mi – Zbliża się powoli – Widziałeś kiedyś kobietę nago?
- Ttak – Jego głos jest cichszy od szeptu – Ale nigdy...
- Co nigdy?
- No nigdy nie...
- Nie robiłeś tego? – Wchodzi mu w słowo, po czym kładzie dłonie na jego policzkach – A czy – Wodzi palcami po skórze – chciałbyś zrobić to ze mną, Kadrilu?
Cholera, co ja robię? Przedwczoraj uwiodłam profesora na uczelni, dzisiaj robię to samo z elfem! Z elfem, najprawdziwszym, takim jak z książki, który w dodatku przed chwilą przyznał się, że jest prawiczkiem...
Marczak, tobie już naprawdę odjebało!
- Z tobą? Naprawdę chciałabyś to ze mną zrobić? – W jego oczach płonie nadzieja, ekscytacja, niepewność i chłopięca niewinność.
- Oczywiście, a nie czujesz i nie widzisz tego? – Uśmiecha się do niego – Podobasz mi się i jestem podniecona. Istnieje tylko jeden, dość poważny problem.
- Jaki? – w głosie Kadrila pobrzmiewa niepokój,
- Jakieś dwieście lat świetlnych stąd zostawiłam torebkę, a w niej gumki, bez których nie pozwolę ci się dotknąć.
- Gumki?
- No, kondomy, prezerwatywy – Chłodna dłoń dziewczyny wodzi po jego ustach – Chyba używacie tego tutaj, co?
- Tak, ojciec ma schowanych kilka, wiem gdzie, poczekaj chwilę – Znika błyskawicznie w drzwiach, po czym Ania słyszy ciche stąpanie po schodach.
Kurcze, jestem mokra, ten chłopak naprawdę na mnie działa – Zauważa ze zdziwieniem – Ciekawe jak to jest ssać elfiego kutasa, hihi...
- Jestem – Kadril wraca po chwili z kondomami niemal identycznymi jak ziemskie. Niemal.
- Cóż za patriotyczne podejście, nawet na prezerwatywach macie herb – Ania śmieje się dokładnie oglądając gumki – Rozbieraj się, chyba nie sądzisz, że będziemy to robić w ubraniu, co?
- No nie – Chłopak, ośmielony jej zachowaniem błyskawicznie ściąga z siebie ubranie stając przed nią nagi, z mocno wzwiedzionym, długim, chudym członkiem.
Hmm, niezły – Ania wprawionym okiem ocenia gabaryty – Cholera, naprawdę chcę go w środku, to chyba pozostałość obecności Berta we mnie, cały czas chce mi się pieprzyć.
- No dobrze, krótka lekcja anatomii. Wiesz jak jest zbudowana kobieta? – Kadril odpowiada twierdząco kiwając głową – Wiesz, gdzie znajdują się miejsca, które są najbardziej erogenne?
- Ero co?
- Gdzieś ty się wychowywał, w klasztorze? No dobrze, daj rękę – Bierze jego dłoń i dotyka szyi – Miejsc erogennych, czyli takich, których dotyk i pieszczoty sprawiają kobiecie przyjemność jest mnóstwo. To ty musisz zbadać i drogą dedukcji wywnioskować, które z nich działają na twoją damę. Bo nie wszystkie będą dawać jej rozkosz, każda kobieta jest inna i każdej z nas co innego daje przyjemność. Przesuń dłoń po mojej szyi w dół w kierunku piersi.
Chłopak wykonuje polecenie ciężko oddychając.
- Hej, spokojnie, bo wszystko się skończy zanim przejdziemy do konkretów – Przesuwa jego dłoń w kierunku brodawek – To twój pierwszy raz, więc dam ci fory i powiem, co mnie kręci. Lubię, kiedy mężczyzna pieści dłońmi moje piersi i sutki, kiedy dotyka mojego podbrzusza, szyi i kiedy daje mi klapsy w trakcie. Pamiętaj, że niekiedy kobieta powie, czego chce, najczęściej jeśli to jest coś niezbyt popularnego – tak jak klapsy. Ale często będziesz musiał zorientować się sam, obserwując jej reakcje, gesty, oddech. Rozumiesz? - Chłopak kiwa głową będąc w nieco zszokowanym nagłym rozwojem sytuacji – Kiedy oddech przyspiesza, ruchy rąk stają się chaotyczne, z ust wydobywa się jęk lub krzyk to znaczy, że idziesz w dobrym kierunku. Sam się nauczysz, jeśli jesteś w miarę ogarnięty, a na podstawie tego co widziałam sądzę, że jesteś. Nie spiesz się i dbaj o to, żeby kobieta czuła się z tobą bezpieczna, daj jej ciepło i poczucie, że się o nią troszczysz, a wszystko będzie dobrze.
- No dobrze – Odsuwa jego dłoń, zrzuca pościel z łóżka i kładzie się na plecach z szeroko rozłożonymi nogami – Teraz pokażę ci najbardziej tajemne miejsce w kobiecym ciele. Wiesz co to jest łechtaczka?
- Tak – Nieco rozluźniony Kadril poczyna sobie nieco swobodniej, siada obok niej i przesuwa dłonią wzdłuż jej podbrzusza, w górę w kierunku piersi.
- Dotknij mnie tam – Wydaje polecenie – Nie bój się, pomogę ci – Uspokaja go – Daj mi rękę, wysuń kciuk, o tak – Zamyka oczy – Przesuń palec w górę, jeszcze troszkę – Drży – O Boże, właśnie tak jak teraz. Przesuwaj go powoli w górę i w dół, czujesz małą wypukłość pod opuszkiem palca?
- Czuję, jest bardzo twarda – Chłopak z niepewną miną robi to, co nakazała mu Ania.
- Chwyć mnie drugą dłonią za piersi i dotknij sutków, weź je między palce i kręć delikatnie, o tak, wspaniale! – Głośny jęk wydostaje się z jej ust.
Boże, chyba faktycznie nieco esencji Berta pozostało we mnie, dojdę po kilkunastu ruchach dłonią między nogami!
- Jeszcze, trzyj mocniej kciukiem! – Zachęca go urywanym głosem i zaczyna poruszać biodrami w rytm przeciwny do jego ruchów dłonią. Lewą dłonią chwyta pierś mocno ściskając jej powierzchnię, a prawą odszukuje wargi sromowe i wsuwa palec do środka.
- Oooch!- Gwałtowny spazm wstrząsa jej ciałem – Dochodzę! Jeszcze trochę!
Odchyla głowę do tyłu, zaciska gwałtownie oczy oraz usta i dochodzi powtarzając kilkanaście razy ciche „och” razem z kolejnymi skurczami całego ciała.
- Już, wystarczy, dziękuję – Zabiera dłoń chłopaka spomiędzy ud i ściska mocno– Daj mi chwilę, muszę dojść do siebie. Ostatnio przeżywam dość intensywne orgazmy – Uśmiecha się mrużąc oczy.
- Mogę dotknąć? - Kadril po krótkiej chwili ciszy nieśmiało wskazuje na jej biust.
- Pewnie – Ania bierze w rękę jego dłoń i kładzie sobie na lewej piersi – Załóż gumę na instrument i przejdziemy do konkretów, mój ogierze. A zresztą, ty pobaw się nimi chwilę, a ja zajmę się zabezpieczeniem.
Klęka przed członkiem i delikatnie przesuwa językiem wzdłuż spodniej powierzchni, od trzonu do główki.
- No dobrze, nie ma co go drażnić – Bierze prezerwatywę w dłoń i nakłada na napięty organ młodego elfa. Cichy jęk wydobywa się z jego ust, kiedy chłodne dłonie Ani dotykają jego powierzchni.
- Wiesz co robić, prawda? - Kładzie się na plecach i rozkłada szeroko nogi – Po prostu wsuń się we mnie, tylko powoli, bo jesteś dość spory, a moja cipka nie ma rozmiarów studni. Nie jestem prostytutką.
A może jednak trochę jesteś? Przecież robiłaś laskę za kasę i to jeszcze całkiem niedawno – odzywa się głos w głowie, który zostaje zignorowany.
- Tak dobrze? - Chłopak powoli nachyla się nad nią drżąc.
- Tak, tutaj – Ania bierze członka w dłoń i kieruje do wewnątrz.
- Ooch – jęk wydostaje się jednocześnie z ust obojga.
- Ciepło! - Kadril dyszy ciężko – Ale ciepło!
- Poruszaj biodrami, na początku powoli – Dziewczyna trzyma go za ręce w okolicach łokci – O właśnie tak! - Zamyka oczy i oddycha coraz szybciej – Tak jest bardzo dobrze, jeszcze!
W pokoju rozlegają się przyspieszone oddechy obojga kochanków i mokry dźwięk wsuwającego się w Anię członka odzianego w prezerwatywę.
- Zaraz skończę – Młody elf zamyka oczy i zaczyna drżeć.
- Pocałuj mnie – Ania unosi głowę i ich usta spotykają się. Srebrnowłosy zastyga w niemym szczytowaniu i po chwili wypełnia prezerwatywę gorącym nasieniem w kilku intensywnych strzałach.
Zmęczony i zaspokojony opada na dziewczynę składając delikatne pocałunki na jej szyi. Ona gładzi jego długie włosy i drapie paznokciami plecy.
- Będziesz dobrym kochankiem, Kadrilu – podnosi jego głowę i spogląda mu prosto w oczy – Czuję to i wiem. A teraz przytul mnie, bo potrzebuję męskiego ramienia, choć na chwilę.
- Gdzie oni są? – Kalvar rozgląda się po pokojach szukając obojga młodych.
- Sądząc po tym, jak na siebie patrzyli przypuszczam, że moja towarzyszka właśnie uczy twojego syna podstaw żeńskiej anatomii – W basowym głosie Berta pobrzmiewa lekka nutka żartu.
- Chyba nie myślisz, że oni... - Srebrnowłosy zatrzymuje się w pół kroku i zerka badawczo na barczystego kumpla.
- Ja to wiem, drogi Kalvarze – Rozkłada żelastwo na stole i zmienia temat – Zerknijmy, co my tu mamy. Zestaw noży dla Anny, sztylet w nogawkę dla mnie i dla niej oraz miecz oburęczny dla moich wielkich łap. Powinno wystarczyć.
- Sądzisz, że ona poradzi sobie z bronią i nie będzie wahała się jej użyć? - Elf siada na krześle i zaczyna ostrzyć noże.
- Kiedy byłem w niej wyczułem, że kiedyś brała udział w czymś bardzo mrocznym, być może kogoś zabiła albo była świadkiem morderstwa. Ukrywała to tak głęboko, że nie byłem w stanie dotrzeć do jej wspomnień – Milknie na chwilę – Poza tym to odważna niewiasta i liczę na to, że nie stchórzy przed pierwszym, lepszym niebezpieczeństwem.
- To ty będziesz przemierzał z nią lasy Tethyru, a tam nie jest bezpiecznie. Bierzesz spore ryzyko na siebie – Kalvar spogląda uważnie na przyjaciela.
- Nie mam wyjścia, jestem jej winny pomoc. Uratowała mi życie, niezależnie, czy tego chciała czy nie.
Rozlega się gwałtowny łomot do drzwi wejściowych.
- Spodziewasz się gości? – Bert zerka bacznie na Kalvara.
- Jasne, tak samo jak spodziewałem się ciebie – Kalvar zdejmuje czarny sejmitar ze ściany, tarczę w tym samym kolorze oraz srebrny hełm – Chyba nadszedł czas użycia nieco zardzewiałego oręża.
- Kalvarze! – Zza drewnianych wrót rozlega się przytłumiony głos – Wiemy, że ukrywasz w swoim domostwie nieczystego. Wydaj go nam, a tobie i twojemu synowi nie stanie się nic złego.
- Całuj psa w świecącą dupę – Mruczy pod nosem elf, po czym rusza w górę schodów i wpada do klitki na poddaszu.
- Moi mili, czas miłosnych igraszek dobiegł końca – Przerażona jego wyglądem Ania gwałtownie przykrywa się kołdrą – Mamy gości, a ty, śliczna panno przywdziej swoją zbroję, bo za chwilę będziecie musieli ruszyć niespodziewanie szybko w drogę.
- Co się stało ojcze? – Z niemrawego, ślamazarnego Kadril zmienia się w karnego, wyszkolonego wojownika ubierając się błyskawicznie, na co Ania reaguje niemym podziwem.
- Ktoś doniósł na Berta, żołnierze dobijają się do drzwi. Zaprowadź naszych gości do przejścia w piwnicy, a potem wracaj do mnie. Obawiam się, że nie obejdzie się bez rozlewu krwi.
- Chodźmy – Chłopak jest gotowy do walki, jego oczy z błyszczących z podniecenia jeszcze kilkanaście minut temu stają się mętne i niewidzące – Dziękuję, nigdy cię nie zapomnę – Zbliża się do dziewczyny i całuje ją delikatnie w usta, po czym znika za ojcem w drzwiach.
Jezu, boję się go. Ma chęć mordu w oczach – Przerażona spogląda ze strachem na kochanka, zrywa się z łóżka i zaczyna zakładać zbroję. Po chwili gotowa zbiega na dół.
- Schowaj to w kamizelkę i szorty – Bert podaje jej zaostrzony zestaw krótkich, ostrych jak brzytwa noży – Tylko uważaj, bo możesz solidnie się pociąć, jeśli będziesz nieostrożna. Kiedy znajdziemy się poza Athkatlą nauczę cię posługiwać się nimi. Aha – Podaje jej krótki sztylet – to schowaj w nogawkę trzewików, stoją pod ścianą. A swoje obecne buty zostaw, będą nieprzydatne w podróży.
- Podróży? - Ania jest zszokowana nagłą zmianą sytuacji – Już ruszamy, tak szybko?
- Powiedzmy, że ktoś, kto bardzo mnie nie lubi wykrył moją obecność i chciałby pozbawić mnie głowy i innych, równie cennych części ciała – Bert uśmiecha się, ale jego oczy są poważne – Trzymaj się blisko mnie i nie szarżuj. W razie niebezpieczeństwa rzucaj nożami. Są dobrze wyważone i nawet w dłoniach mało doświadczonego wojownika trafią właściwie w cel.
- No dobrze, nie czas na pogaduszki. W piwnicy jest korytarz do przejścia pod południowy mur miasta. Mam nadzieję, że nie będziesz kazał na siebie czekać kolejne dwieście lat, przyjacielu – Kalvar spogląda znacząco na Berta, po czym ściska mu dłoń i odwraca się w kierunku drzwi – Znikajcie, za chwilę będzie tu gorąco – Rzuca za siebie nie patrząc w ich kierunku – Kadril, gotowy na zabawę z tymi śmieciami?
- Tak ojcze – ponury głos młodzika wyrywa Anię z letargu. Dziewczyna rusza za barczystą sylwetką Berta w kierunku piwnicy. Za ich plecami rozlegają się pierwsze szczęknięcia zwierającego się metalu oraz jęki rannych...
- Bert – Dziesięć minut później zdyszana przystaje pod południowym murem miasta – Co się z nimi stanie?
- Nie wiem – Głos demona jest głuchy – Stary głupiec pewnie każe uciekać synowi, a sam... - Milknie.
- Zginie?! - Dziewczyna jest przerażona – Ale dlaczego? Przecież mógłby uciec razem z nim.
- Jest poważnie chory, zostało mu kilka lat życia w przeliczeniu na ludzki wiek, dla elfa to kilka miesięcy. Woli zginąć z sejmitarem w ręku broniąc domu, niż gnić w łóżku umierając. Kadril wie, dokąd się udajemy, więc jeśli przeżyje to nas dogoni.
- A dokąd się udajemy?
- Do Suldanesselar, elfiego miasta w Tethyrze. Opowiem ci po drodze.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ.
Jak Ci się podobało?