Serbski film. Reportaż (II)
30 września 2020
Serbski film. Reportaż
22 min
Milica kontynuuje opowieść. Zimnym, beznamiętnym głosem opowiada o lokalu przejściowym. To był wielki dom, stojący na odludziu i strzeżony przez strażników z psami. Trafiały tam kobiety i dziewczyny kupione, porwane albo pozyskane w inny sposób. Tu już była selekcja – chłopcy trafiali w inne miejsca.
Najpierw było mycie i strzyżenie. Jeśli któraś z nowych dziewczyny miała wszy – ją i wszystkie jej towarzyszki strzyżono na zero. Nazywało się to doprowadzeniem towaru do stanu używalności. Potem krótka lekcja przystosowawcza.
Spędzały miesiąc w wygodnych, czystych i przytulnych pokojach, gdzie była nawet telewizja. Niektóre z nich po raz pierwszy widziały pościel, która nie była brudna i pełna robactwa. Do dyspozycji miały także cztery wielkie łazienki, a w nich kosmetyki, ciepłą wodę do woli oraz wspaniałe, grube i kolorowe szlafroki. Do tego w pokojach, w których spały, był barek z winem, czipsami i świeżymi owocami. Wiele z dziewczyn myślało, że właśnie trafiły do nieba.
Kiedy już zasmakowały luksusu i dobrego traktowania, wyciągano je w środku nocy i pokazywano, co dzieje się, gdy nie są posłuszne.
– To był środek nocy. Drzwi otworzyły się z hukiem i do naszego pokoju wpadli strażnicy. Pamiętam łomot ich buciorów na podłodze i wściekłe ujadanie ich psa. Światło paliło mnie w oczy. Wywlekli nas wszystkie… Brutalnie, na siłę. Jak któraś natychmiast nie wstawała, dostawała pasem. Takim grubym, twardym, wojskowym pasem. Wyłamywali nam ręce, ciągnęli za włosy. Wtedy znowu przypomniałam sobie, co to jest strach. Taki pierwotny, zwierzęcy.
– Taki jak wtedy, w lesie?
– Tak. A może nawet gorszy… Bo przez ten miesiąc myśmy myślały, że wszystko, co złe, jest już za nami. Miałyśmy gdzie mieszkać, było nam ciepło… Nie byłyśmy głodne. Była ciepła woda, wanna, pachnące szampony… A potem – to. Nigdy nie zapomnę tego dławiącego przerażenia, że to już się wszystko kończy. Wiesz, to zabawne – był taki moment, że nie bałam się, że po raz kolejny mnie zgwałcą, nie bałam się nawet, że mnie zabiją. Bałam się, że już nigdy nie wejdę do łazienki, nie wykąpię się w gorącej wodzie, że nie będzie czereśniowo pachnącej piany i grubego ręcznika po myciu.
– Dali wam tego zakosztować, żebyście miały do czego tęsknić. Żebyście bały się to stracić.
– Właśnie. Ale wtedy tego nie rozumiałam. Kiedy mnie wyciągnęli na korytarz, stanęłam jak sarna w nocy oślepiona reflektorami. Nie potrafiłam się ruszyć. Nawet, gdyby ktoś wtedy otworzył drzwi, wyrzucił na dwór, gdybym wtedy mogła uciec, nie zrobiłabym tego.
Milica sięga po kolejnego papierosa. Spostrzegam, że drżą jej ręce. Usiłuję przez chwilę uzmysłowić sobie, co czuła ta przerażona piętnastolatka, zastygła w panice na korytarzu pomiędzy innymi dziewczynkami. Bita, zastraszona, przekonana, że za chwilę umrze.
– Nie miałam czasu na myślenie. Trzech bydlaków wrzuciło mnie do piwnicy. To była mała, brudna klitka, wilgotna i zatęchła. Na podłodze była jakaś ciemna kałuża, przez chwilę pomyślałam, że to krew. Na środku stał stół, zbity z grubych desek. Facet, który był najsilniejszy, rzucił mnie na niego, przycisnął do blatu i kazał dwóm pozostałym trzymać mnie za ręce.
Milica relacjonuje to beznamiętnie, jakby nie były to jej własne wspomnienia, ale streszczenie książki. Książki, która opowiada o strasznych czasach, ale tak odległych, że wydają się one tylko historią. Jak opis gwałconych Trojanek przez wojów Achillesa, który nie jest już świadectwem zadawanego cierpienia, ale zwykłym, literackim opisem.
– Trzymali mnie mocno i bardzo wprawnie. Nie miałam najmniejszych szans, żeby się poruszyć. W dodatku jeden chwycił mnie za głowę i przycisnął do blatu tak, że drzazgi wbiły mi się w skórę. Ten z tyłu zadarł do góry koszulę, którą miałam na sobie, nachylił się i zasyczał mi do ucha: “Kwiatuszku, teraz poznasz, co to znaczy spełniać swoją powinność jako analna kurwa. Ucz się i korzystaj z każdej sekundy.” Do dziś zdarza mi się budzić w środku nocy, bo śni mi się ten głos.
Czuję, że zaschło mi w gardle. Przez myśl przenika pokusa, żeby zawołać strażnika, żeby przynieśli choć szklankę wody. Ale boję się, że Milica przestanie mówić. Więc milczę.
– Poczułam tylko zimne ostrze noża na udzie… Pociągnął nim wolno, od kolana w górę. Bałam się, że za chwilę wbije mi go w plecy. Nie mogłam się ruszyć, więc tylko szlochałam i błagałam o litość. Ale cios nie nadszedł. Miałam na sobie śliczne, nowiutkie majtki… przeciął je jednym ruchem, chwycił za pośladki i wbił się we mnie. Jednym ruchem, prosto w dupę. Wrzasnęłam tak, że prawie sama ogłuchłam. Byłam młodą, ciasną dziewczyną, a to był wielki spaślak z wielkim, tłustym chujem. Wszedł we mnie bez żadnego nawilżenia, nawet nie splunął. Jego kumple rechotali, ja wyłam z bólu, a ten bydlak rżnął mnie, jak chciał.
Milica przez chwilę nic nie mówi. Bawi się zimnym petem, obraca go w palcach i miętosi z nachmurzoną twarzą. Po chwili wraca do swojej relacji.
– Mój płacz chyba go podniecał… a może tak działał na niego mój ciasny tyłek? Doszedł szybko. Głęboko we mnie. Potem, dysząc mi w kark, warknął, że bardzo chce, abym była niegrzeczna. Bo wtedy właściciele burdelu oddadzą mnie na ponowne przeszkolenie, a wtedy nie będzie już tak delikatny. Wtedy ukarze mnie przykładnie. On, jego kumple i jego pies. Zapytał, czy wiem, jak to jest z psem? Bo jeśli tylko dam jakikolwiek pretekst, to on pokaże mi, jak pies potrafi dogodzić dziewczynie.
Potem zmieniali się na mnie, choć żaden nie był tak brutalny. Ale skorzystali ze wszystkich moich otworów. Kiedy skończyli, z cipki i z tyłka leciała mi krew. Z ust wypływała mi sperma, której wtedy nie potrafiłam jeszcze tak szybko łykać.
Na koniec rzucili mnie na jakiś spleśniały siennik, gdzie zwinęłam się w kłębek i na chwilę zasnęłam, zbyt sponiewierana, żeby płakać. Dziwne, ale pamiętam te wydarzenia dokładnie, mogłabym odtworzyć każdą sekundę. Te sceny są jak zdjęcie z rodzinnego albumu. Wystarczy chcieć, a pojawiają się przede mną – w każdym detalu, mimo upływu lat.
Spałam krótko – a może tylko tak mi się wydawało? Drzwi do piwnicy otworzyły się i pojawili się nowi mężczyźni. Większość z nich wyglądała jak bandyci i rzeczywiście nimi byli. To byli początkujący żołnierze mafii, ustawieni najniżej w hierarchii. Dla nich możliwość bezkarnego zgwałcenia mojego ciała była nagrodą. I zachętą.
Pieprzyli mnie na tym sienniku. Po kolei. Nie miałam siły, aby się bronić czy protestować. Byłam tylko cipką do zaspokojenia chuci. Nie kobietą, nie człowiekiem, tylko kawałkiem mięsa.
Nie wiem, ile czasu mnie tam trzymali. Pewnie kilka godzin. Kilka razy straciłam przytomność. Byłam tylko ochłapem, strzępem ludzkiego ciała, zupełnie bez woli, bez świadomości, bez cienia tego, kim byłam wcześniej.
Potem ktoś przyszedł, chlusnął na mnie wiadrem lodowato zimnej wody i kazał mi się podnieść. Nie miałam siły, więc zawołał jakiegoś typa, który pomógł mi wstać. Byłam ranna, naga, bolało mnie całe ciało i czułam przeraźliwe zimno. A jednak jakimś cudem na wpół weszłam, na wpół wgramoliłam się po schodach na górę. Ustawili nas w rzędzie, na korytarzu. Było tam nas trzynaście. Brakowało trzech. Nigdy ich już nie widziałam.
Przyszła do nas kobieta, która zarządzała domem, i zrobiła nam wykład. Powiedziała, że przed nami są dwa wyjścia. Albo będziemy posłuszne i chętne do współpracy – wtedy będziemy żyć szczęśliwie tak jak wcześniej, albo popełnimy błąd. I wtedy dzisiejsze przeżycia będą niczym w porównaniu z tym, co nas spotka. Potem każdej z nas wypalono na ramieniu znak. Małe litery PV. Nigdy się nie dowiedziałam, co znaczą.
Serbka odsłania ramię i pokazuje znamię. Nigdy go nie usunęła.
Patrzę na tę kobietę, beznamiętnie relacjonującą mi scenę brutalnego gwałtu i usiłuję sobie wyobrazić, co wtedy czuła. Dyktafon rejestruje jej słowa, ale ja chłonę każde drgnięcie jej oczu, każdy mimowolny gest. Próbuję być z nią tam, wówczas, gdy ludzkie bestie dokonywały spustoszenia w jej psychice.
Miała wówczas piętnaście lat. W jej wieku chodziłam po ulicach ciepłej, słonecznej Warszawy i szeroko otwartymi oczami podziwiałam ten dziwny czas po pierwszych polskich, na wpół wolnych wyborach. Ludzie na ulicach mieli spojrzenia jasne, bo choć wokoło była bieda, to jednak kierowała nimi jakaś nadzieja. Runął berliński mur, rozpadła się wizja sowieckiego świata, można było myśleć i mówić otwarcie.
Pamiętam jesień tego roku. Ciepłą, słoneczną, zażółconą liśćmi, w których tak lubiłam brodzić. Tego roku poznałam chłopca, nieco starszego ode mnie. Był świeżo upieczonym studentem polonistyki, poetą i marzycielem. Mnie, zakochanej po raz pierwszy w życiu piętnastolatce, imponowała jego erudycja, tkliwe spojrzenia zielonych oczu, romantyczna wizja nowej Polski, którą przede mną roztaczał. Wpadłam w tę pierwszą miłość po uszy, nie widząc świata wokół. A w tej samej chwili, gdy Paweł czytał mi egzaltowanym głosem swoje najnowsze wiersze, gdzieś na Bałkanach trzech dorosłych facetów, w zimnej i wilgotnej piwnicy dokonywało zbiorowego, analnego gwałtu na mojej rówieśniczce.
Milica nie pozwala mi się otrząsnąć. Wraca do swojej opowieści.
– W domu przejściowym nie pozostałam zbyt długo. Kilka miesięcy później zostałam znowu kupiona. Trafiłam do domu Antona, który był lokalnym bossem. Miałam szesnaście lat, a on właśnie skończył pięćdziesiątkę. Zajmował się kradzieżą i handlem samochodami. No, właściwie jego ludzie się tym zajmowali. Anton tylko zarządzał. Kupił mnie sobie jako zabawkę i kochankę, choć byłam jakieś dwa lata młodsza od jego własnej córki. Ale traktował mnie dobrze. Po raz pierwszy w życiu miałam swój własny pokój, jedzenia i picia do oporu, mogłam robić, co tylko chciałam – oczywiście, o ile nie opuszczałam domu. Bo w świetle prawa nie żyłam. Nie miałam dokumentów, praw… nawet legitymacji szkolnej. Bo oczywiście do żadnej szkoły nie chodziłam. Dla mojego kraju nie istniałam.
Anton miał wielki brzuch i ze trzy podbródki, ale był czysty i ładnie pachniał. Większość czasu spędzał zajmując się swoimi sprawami. Wieczorami musiałam tylko go odpowiednio obsłużyć. Najczęściej chciał, żebym mu robiła loda. Najlepiej przebrana w łachy jego córki. Byłam do niej bardzo podobna. Nigdy jej co prawda nie spotkałam, ale widziałam jej zdjęcia. Zastanawiałam się czasem, czy myślał o niej, gdy wylizywałam mu kutasa z resztek spermy. Kilka razy zwrócił się do mnie jej imieniem.
Czasem chciał się pochwalić mną przed przyjaciółmi. Pamiętam jedno takie wydarzenie – piątka mafiozów grała w pokera. Na stole mnóstwo pieniędzy, rakija i whisky. Kazał mi siedzieć z nimi, a na dany znak musiałam wejść pod stół, klęknąć przed nim, rozpiąć mu spodnie i zrobić mu dobrze. Trzymał mnie jedną ręką za głowę, a drugą grał w karty. Pamiętam rechot jego kumpli. Bałam się, że ich też będę musiała obsłużyć… ale tak się nie stało. Anton naprawdę o mnie dbał. Byłam tylko jego. Jego prywatnym marzeniem na uprawianie seksu z własnym dzieckiem.
– Nienawidziłaś go?
– Ja? Zgłupiałaś? Dlaczego miałam go nienawidzić? Ja go lubiłam. Był dla mnie dobry, był troskliwy. Och, oczywiście, byłam jego kurwą, ale pozwalał mi na wiele. To był dla mnie bardzo szczęśliwy czas. Poza tym… widzisz, to Anton odkrył przede mną moją własną historię. Nie wiem, jak to zrobił, ale swoimi metodami sprawdził, skąd jestem, jak nazywali się moi rodzice i czemu wysłali mnie do domu dziecka. Któregoś dnia przyszedł do mnie, oznajmił, że musimy porozmawiać i wszystko mi opowiedział. Pokazał mi zdjęcia mojego domu rodzinnego, zdjęcia rodziców.
– Co wtedy czułaś?
– Nie potrafię tego dobrze opisać. Złość? Nienawiść? Nie wiem. To gorzało we mnie, paliło żywym ogniem. Nienawidziłam mojej matki, że uległa rodzinie. Nienawidziłam ojca, który ją zgwałcił. I dziadka. Nienawidziłam swoich, bo nie czułam, że jestem ich częścią. Rozryczałam się wtedy i wykrzyczałam, że nie chcę ich znać, że są podli. Anton próbował mnie przekonać, żebym odpuściła, żebym pojechała i spróbowała ich poznać…
– A ty jak zareagowałaś?
– Otarłam łzy, otrząsnęłam się i podchodząc do niego, powiedziałam mu bardzo wyraźnie, patrząc w oczy, że to on jest moim prawdziwym ojcem. A potem pchnęłam go na łóżko i prawie zgwałciłam. Rzuciłam mu się na fiuta, wpakowałam sobie do gardła, jednocześnie się rozbierając. Chciałam, żeby naprawdę zrozumiał, że go kocham. Tego dnia to ja jego pieprzyłam, a nie on – mnie. Chyba mu się podobało, bo był twardy jak kamień. A ja, dziko ruszając biodrami, całowałam go i mówiłam, że tylko on jest moim ojcem, tylko jego kocham i tylko jemu chcę rodzić dzieci.
– Naprawdę tego chciałaś?!
– Nie wiem… Wtedy… byłam naprawdę jak pijana. Nienawiścią. Rozpaczą. Poczuciem, że chcę kogoś mieć. Tak, myślę, że wtedy chciałam mieć z nim dziecko – choć oczywiście sama nim byłam i nic z tego nie rozumiałam. Wiesz… zabawne. Myślę czasem, że byłby dobrym ojcem. To znaczy, naszych dzieci. Dobrym, choć pewnie surowym.
– Bił cię?
– Czasem, ale rzadko. I zawsze dzień później jakoś mnie przepraszał. Nawet jeśli nie słowem, to kupował mi coś na otarcie łez. No i życie w domu Antona było bezpieczne, czego nie dało się powiedzieć o życiu w kraju. Zwłaszcza na prowincji. To była końcówka 1990 roku. Od ponad dziesięciu lat w całej Jugosławii wrzało. Wiadomo było, że prędzej czy później coś się wydarzy, że poleje się krew. Dużo krwi. Kosowo kipiało. Co rok wybuchały zamieszki. Trzy lata wcześniej albańskie bojówki ciężko pobiły przedstawicieli serbskiej mniejszości. A przecież Kosowo było zawsze serbskie. Slobo to wykorzystał.
– Slobo?
– Slobodan Milosevic. Nasz przywódca. Miał facet jaja. Już wcześniej, w 1987 wstawił się za nami, Serbami. I głośno powiedział: “Nikt nie ma prawa was bić!” To chwyciło. Na jego wiec przyszło raz milion ludzi, blisko dziesięć procent ludzi mieszkających w kraju. Pewnie u was przychodziło tylu na papieża.
Milica mówi dalej, a ja śledzę jej monolog, jakbym sama była częścią tej historii. Jakbym oglądała ją własnymi oczami.
– W kraju panował totalny rozpiździej. Była reforma waluty, była inflacja, firmy nie płaciły pracownikom albo padały jak muchy. Tylko bandyterka miała się dobrze. Anton też. On dawał nam poczucie władzy, bezpieczeństwo i pieniądze. Wiesz, że tylko pod koniec 1989 roku zginęło u nas tysiąc osób? Od kul, od noża, od pał. A u was co się działo wtedy? A, prawda. Wybory. Wolna Polska. Skąd wiem? Co ty, kurwa, myślisz, że jak byłam prywatną dziwką gangstera, to nie oglądałam telewizji? Nie wiedziałam, co się dzieje na świecie? Zazdrościliśmy wam. I każdy wiedział, kto to jest Wałęsa.
U nas wszyscy rwali się do wojny. Ludzi wkurwiało, że banda albańskich przybłędów zabiera nam nasze ukochane Kosowo. Chcieliśmy się bić. Odpłacić za zniewagi. W takim kraju jak nasz kupić broń jest naprawdę łatwo.
W 1990 Kosowo ogłosiło niepodległość. Chyba nie muszę mówić, co się stało. Wszyscy chcieli krwi. Początkowo zresztą zależało nam wyłącznie na utrzymaniu Jugosławii. Bo jak była Jugosławia, to się z nami jednak jakoś liczono. Wspierała nas w tym Czarnogóra, ale skurwiele Chorwaci już też chcieli iść na swoje. Wielka, kurwa jego mać, Chorwacja. Ale oni tak zawsze, przecież nie muszę ci mówić, co ich ustasze robili w czasie wojny.
Widzisz, Jugosławia jest jak mozaika. Na wschodzie rozciąga się Serbia. Mój kraj. Kosowo, nasze gniazdo rodzinne jest na południu Serbii, to obszar graniczący z Albanią. Na południowy zachód jest Czarnogóra. To takie zadupie nad morzem. Adriatykiem, znaczy. Region mały, niewiele większy od Kosowa. Na zachód od nas leżą Słowenia, Chorwacja i oczywiście Bośnia z Hercegowiną. Słowenia zawsze była trochę z boku, pewnie dlatego, że graniczy z Austrią, Węgrami i Włochami – więc zadziera nosa, że jest taka zachodnia. Ale prawdziwy wrzód na dupie to Chorwacja i Bośnia. Chorwaci od wieków byli wrodzy wobec nas. Są katolikami, więc gardzą prawosławiem. No i współpracowali z hitlerowcami. Na terenie Chorwacji, a właściwie na granicy Chorwacji i Bośni leży Krajina – region zamieszkany prawie wyłącznie przez Serbów. Z kolei w Bośni mieszkają Serbowie, Chorwaci i oczywiście Boszniacy, czyli muzułmanie. Żeby było śmiesznie, trzymają sztamę z katolikami przeciwko nam, Serbom. Niezły pasztet, nie? Ale przez lata komunizmu był tu spokój, bo Tito trzymał wszystkich za mordę.
Nasza Jugosławia rozpadła się na początku roku 1991. W czerwcu Słowenia i Chorwacja powiedziały, że mają wszystko w dupie i Jugosławię trzeba rozpieprzyć. To znaczy – ogłosili niepodległość. My, Serbowie próbowaliśmy jeszcze ratować naszą wspólnotę, choć już wtedy padało hasło odbudowy Wielkiej Serbii. I to powoli docierało do naszej świadomości. Armia jugosławiańska – ale tak naprawdę to my – przejechaliśmy się wówczas po faszystach z Chorwacji. Widziałam to w telewizji u Antona. Byłam taka dumna. Czułam się Jugosławianką, czułam się Serbką. Czułam się silna.
A potem wybuchła wojna w Bośni. Był 1992 rok, a ja byłam doświadczoną, siedemnastoletnią kurwą z marzeniami o Wielkiej Serbii.
Potem wszystko się spierdoliło. Nie, żeby wcześniej było wszystko w porządku, oczywiście. Ale w marcu odbyło się referendum nad dalszym podziałem Jugosławii. Chciało się odłączyć Sarajewo, czyli to, co dzisiaj nazywa się Bośnią i Hercegowiną. Oczywiście referendum było nieważne i nielegalne, ale nikogo to nie obeszło. My, Serbowie, w ogóle nie głosowaliśmy, więc w tej farsie uczestniczyli tylko ci, co chcieli śmierci Jugosławii. Oczywiście Europa oszalała ze szczęścia, bo przecież Serbia jest zawsze ta zła, Serbia trzyma z Rosją, Serbia jest prawosławna… Miesiąc po wyborach ogłoszono tę niby niepodległość.
Armia – to znaczy wojsko jugosławiańskie – natychmiast zareagowało. Ty byś nie reagowała, jakby połowa twojego kraju powiedziała, że się odłącza? I że ma was w dupie? Więc ruszyliśmy. Najpierw zaczęliśmy czyścić z chorwackich faszystów tereny prowincji. Przeciwko nam byli też muzułmanie. Nasi w Krajinie też ogłosili, że są niepodlegli i że powstaje Serbska Republika Krajina. I wtedy, kurwa, Wujek Sam uznał niepodległość Bośni i Hercegowiny. Pierdoleni Amerykańcy ciągnęli druta islamistom, rozumiesz? Jebany chichot historii. Jak Osama wyjebał wam w te wieże, świętowałam. Za kwiecień 1992 roku.
Stopniowo armia zajmowała utracone w referendum terytoria. Odbieraliśmy wioski. I miasteczka. Była połowa 1992 roku i wszystko szło dobrze – faszyści w Chorwacji zbierali cięgi, na ich terytorium powstała Serbska Krajina. Został im tylko skrawek na północy i trochę ziemi nad Adriatykiem. W Bośni i Hercegowinie odzyskaliśmy większość terenów. Wreszcie zdecydowaliśmy się odzyskać Sarajewo.
Naprzeciw nam stanęły terrorystyczne bojówki, doskonale wyposażone i opłacane przez Europę. No i mafie. Ludzie pokroju Antona, tyle że stojący po drugiej stronie szybko zwietrzyli interes.
Stanęliśmy pod Sarajewem, ale skruwysyny zadążyły się przygotować. Zaczęło się regularne oblężenie.
– Gdzie wtedy byłaś?
– Wszystko po kolei. Pamiętasz, jak mówiłam ci, że wszystko zaczęło się pierdolić? W maju 1992 mój świat znowu runął. Jakiś skurwysyn podłożył ładunek wybuchowy pod samochód Antona. Nie było co zbierać. Tak straciłam jedyną bliską mi osobę. Jedyną, która się mną opiekowała. I jedyną, którą mogłam nazywać tatą.
Kiedy przez chwilę myślę, że znalazłam klucz do tej kobiety, nagle okazuje się, że tracę grunt pod nogami i wszystko wywraca się do góry nogami. Nie potrafię tego pojąć. Dla mnie, wychowanej w spokojnej, statecznej Polsce, która od dziesięcioleci nie zaznała grozy wojny, w której żyje się jakoś tak… normalnie, opowieść Milicy jest jak rozmowa z kosmitą. Widzę ją przecież jako ofiarę, jako skrzywdzoną przez wszystkich nieletnią; jako zmuszaną do prostytucji dziewczyneczkę; a ona mówi o wykorzystującym ją gangsterze jak o bliskim przyjacielu. Ba, o ojcu! Dla niej nie ma żadnego dysonansu w tym, że nazywała tego człowieka swoim tatą, choć uprawiał z nią seks, trzymał w zamknięciu i uważał za swoją własność. W jej słowach, w jej emocjach nie ma nawet krzty wyrzutu, poczucia krzywdy czy niechęci. To brzmi tak, jakby ona całkowicie akceptowała ten układ, odnajdowała się w nim. A może nawet: była w nim szczęśliwa!
– No i co z tego? Opiekował się mną. Był koło mnie. A seks z nim przynajmniej był przyjemny. On mi czasem robił minetę. I, kurwa, dzięki niemu miałam pierwszy orgazm! Zresztą, mówiłam ci już: on tak naprawdę chciał pieprzyć swoją prawdziwą córkę. A jak mówiłam w łóżku “tatusiu”, to odlatywał. Mnie to nie przeszkadzało, a jemu sprawiało frajdę. I zawsze potrafił mi podziękować.
Milczę. Próbuję zrozumieć. Milica podejmuje opowieść, a ja znowu zanurzam się w nurt jej wspomnień.
– Żona Antona w dniu pogrzebu wyjebała mnie na bruk. Tak po prostu. Nie mogłam nawet wziąć moich rzeczy. Kazała swojemu gorylowi wywieźć mnie do jakiejś wsi i wysadzić na drodze. Nie miałam nic. Złamanego dinara. Nawet dokumentów. Ja nawet nie istniałam. Przecież oficjalnie kilka lat temu utopiłam się w jeziorze. Daj jeszcze fajkę.
Podaję na wpół już opróżnioną paczkę. I myślę o tym, co ja robiłam w maju 1992 roku. Chyba znowu byłam zakochana. Tym razem w Krzyśku, studencie skandynawistyki. Zawsze miałam słabość do humanistów. Krzyś był miłym, dobrze ułożonym chłopakiem z dobrego domu. Jego rodzice byli lekarzami, właścicielami jednej z pierwszych prywatnych przychodni. A ja ich potencjalną synową. To był szczęśliwy czas…
– Byłam sama. Na środku skrzyżowania, w jakiejś zapomnianej wiosce. W środku kraju ogarniętego wojną. Paskudną, partyzancką wojną domową. Co było robić, wybrałam sobie jakąś chałupę. Zapukałam. Otworzył mi jakiś facet, stary. Na oko – koło siedemdziesiątki. Spytał, czego chcę. Więc powiedziałam po prostu: jestem sama. I głodna. Nie mam domu. Krewnych, rodziny. Niczego. Jeśli przyjmie mnie pod dach, mogę mu sprzątać, pomagać w pracy, a jeśli będzie chciał, może mnie pieprzyć. I że umiem robić loda tak jak żadna inna. Przez chwilę się wahał, ale wpuścił.
– Nie bałaś się?
– Nie miałam nic do stracenia. A chciałam jeść. Stipe – tak miał na imię – był wdowcem. Pół-Chorwat, pół-Serb. Mieszaniec. Posadził przy stole, dał jeść, a potem kazał iść do łóżka. Chyba dawno nie miał baby, bo mimo wieku zerżnął mnie trzy razy. Pamiętam to dobrze. Nie chciał nic wielkiego, tylko po prostu, żebym leżała pod nim i rozkładała nogi. Żadnej gry, żadnej finezji. Mogłam leżeć jak kłoda, a jemu to i tak wystarczało.
– Długo tam wytrzymałaś?
– Niedługo. Ale nie odeszłam przez to, że było ciężko. Pod koniec lata do wioski wpadł jakiś oddział. Nie armia, raczej jakaś bojówka czy inni maruderzy. Wtedy po obu stronach barykady częste już były takie prywatne grupy. Po prostu, wjechali na ciężarówkach i rozleźli się wokoło. Serbowie. Niby moi rodacy. Stipe był katolikiem. Czyli, wiadomo: Chorwat. Tacy byli rozstrzeliwali na miejscu. O ile mieli szczęście. Mnie zresztą też chcieli rozwalić, ale jeden gość z oddziału, powiedział, że mu się jego kurwa znudziła i chce nowej. Więc mnie oszczędzili. Nie powiedziałam, że jestem Serbką, bo miałabym przejebane jako zdrajczyni narodu. Serbce nie wolno sypiać z brudnym Chorwatem.
Zapada milczenie. Usiłuję pojąć, co mogła czuć rzucana z miejsca na miejsce nastolatka, którą wydzierano sobie z rąk tylko po to, aby mógł gwałcić ją kto inny. Nastolatka, która straciła dziewictwo w wieku siedmiu lat w łóżku zwyrodnialca z domu dziecka. Z rąk człowieka, który miał zapewnić jej opiekę. Która od tej pory była niczym więcej niż tylko seksualną zabawką. I nagle nachodzi mnie przerażająca konstatacja, że ta młoda dziewczyna wiedziała więcej o życiu niż ja dziś, choć jestem reporterką z dużym stażem, której jeszcze wczoraj wydawało się, że nic nie jest w stanie jej zaskoczyć.
– Zabrali mnie ze sobą do swojej bazy. Jechałam osobnym samochodem, było nas tam w sumie z dziesięć kobiet. W różnym wieku. Najmłodsza nie skończyła jeszcze dziesięciu lat. Najstarsza, wielka cycata baba miała chyba ze sześćdziesiąt. Śmiali się z niej, że mają w obozie takiego porucznika, który lubi staruszki. I żeby się cieszyła, bo u zmierzchu życia jeszcze zakosztuje ostrego seksu. Tych żołdaków było kilkudziesięciu, uzbrojonych po zęby i napompowanych testosteronem.
Obóz mieścił się w szkole, w opuszczonym miasteczku. Na pierwszym piętrze były sypialnie żołnierzy, na drugim – regularny burdel. Łącznie z przywiezionymi z moim transportem było nas ze trzy tuziny. Robili z nami, co chcieli. Dzień po dniu. Noc po nocy.
Pamiętam jedną taką scenę… przyszli w środku nocy. Trzech zwalistych facetów i jeden chłopak, przyjęty tego samego dnia do oddziału. Nie wiem, ile miał lat. Może czternaście. Nie więcej. Wyglądał śmiesznie w za dużej kurtce z demobilu, z szerokim żołnierskim pasem.
Wszyscy byli już pijani. W ogóle, rakija lała się tam strumieniami. Mieli też chyba narkotyki, bo weszli w układy z jakąś grupą przestępczą. W każdym razie wpadli do nas i zaczęli szukać odpowiedniej ofiary. Mówili, że ich młody żołnierz musi zmężnieć.
W końcu wybrali kobietę, która mogłaby być jego matką. Pamiętam, że miała na imię Vedrana. Ładna blondynka. Chyba była nauczycielką. Była popularna między nimi, bo miała piękny biust. Taki, co to podoba się facetom – duże, jędrne cycki. Wyciągnęli ją na środek, zaspaną, przerażoną i kazali się rozebrać. Ten chłopiec – też już pijany – patrzył na wszystko szeroko otwartymi oczami. Miał takie piękne, wielkie oczy… Zielone.
Błagała, żeby się powstrzymali, ale oczywiście to było bez sensu. Włączyli jakąś muzykę i musiała robić striptiz. Dla niego, dla tego młodzika. I naprawdę musiała się postarać, bo w przeciwnym wypadku spotkałaby ją kara. Nam wszystkim kazali patrzeć.
Więc siedziałyśmy na podłodze, drżące, zestrachane, a Vedrana, kołysząc się i przeginając jak turecka tancerka, rozbierała się przed chłopakiem, który mógłby być jej synem. Kiedy była już naga, kazali jej zrobić mu loda. Pamiętam wyraz jego twarzy, gdy rozpięła mu spodnie i wzięła go do ust. Absolutne szczęście. Pamiętam ciszę, przerywaną tylko tym obleśnym mlaskaniem, gdy mu obciągała.
A potem kazali jej wstać, położyć się na szkolnej ławce i dać się zerżnąć. Chłopak niepewnie włożył jej sterczącego kutasa… to był jego pierwszy raz, na pewno. Ale natura szybko mu podpowiedziała, co robić. Kumple bili mu brawo. Krótko to trwało, bo spuścił się bardzo prędko. Gratulowali mu i poili wódą. A potem każdy z nich zaliczył turę i poszli sobie. Byłam jedną z tych, co pomagały Vedranie wstać. Prosiła tylko, żebyśmy dały jej się czymś przykryć. A potem położyła się gdzieś z boku i zwinęła się w kłębek. Chciałam dać jej pić, ale nie przyjęła. Nie miała nawet siły płakać.
Gwałcili wszystkie – i tę grubą sześćdziesięciolatkę z wielkimi, obwisłymi piersiami, i tę dziesięciolatkę. Dzielne z niej dziecko było. Nawet nie płakała. Ale największą popularnością cieszyły się takie dwie siostry, bliźniaczki. Faceci dostawali na ich punkcie istnego pierdolca. I często brali je na noc do oficerów. Tam przynajmniej można się było przespać w znośnych warunkach. U nas, w sali było gorzej. I ciągle przychodził ktoś, żeby skorzystać. Nikt, kurwa, się nie hamował. Jak się któraś stawiała albo jak się znudziła, szła do piachu. Albo sprzedawali ją innej bandzie. Byłyśmy walutą, za którą można było kupić papierosy, broń, paliwo albo narkotyki. A zdobyć nas było łatwo – co jakiś czas robili akcje pacyfikacyjne w chorwackich wioskach. Zresztą, po jakimś czasie było im wszystko jedno. Palili, mordowali i kradli wszędzie tam, gdzie się dało. Serbom też się dostawało…
Wiesz, to nie byli bojownicy o Serbię. To były zwykłe męty. Nawet nie ludzie. Gardziłam nimi i bałam się ich. Wiesz… to był czas, kiedy płakałam nie dlatego, że mnie bili czy gwałcili. Do tego byłam przyzwyczajona.
Płakałam, bo tęskniłam do Antona.
KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ
Utwór chroniony prawem autorskim. Dalsze rozpowszechnianie w całości lub fragmentach bez zgody autora zabronione.
Opowiadanie premierowo ukazało się premierowo w serwisie NajlepszaErotyka.com.pl
Kontakt do autora:.
i.ravenheart@gmail.com
fb.com/raven.heart.5667
Jak Ci się podobało?