Sen o Hiszpanii
1 kwietnia 2021
51 min
WSTĘP
Próbowała powoli otworzyć oczy i podnieść głowę, ale ból jaki przeszył jej ciało był nie do zniesienia. Nie wiedziała co się stało ani gdzie się znajduje. Starała się coś sobie przypomnieć, ale nie potrafiła. Do jej uszu dochodził tylko jeden dźwięk - szum przypominający szum morza. Zmusiła się, by otworzyć choć jedno oko, prawe, bo czuła, że jest mniej opuchnięte. Wysunęła przed twarz dłonie - były mokre od krwi. Mimowolnie dotknęła tyłu swojej głowy, bo tam czuła największy ból. Skóra pod włosami była rozcięta, chyba mocno, być może rana nadaje się do szycia. Powoli otworzyła drugie oko i starała się rozejrzeć po pomieszczeniu, w którym się znajduje. Był to pokój jak w tanim hotelu, bardzo skromnie urządzony, z dwoma łóżkami, szafą, szafkami nocnymi i starymi lampami. Ona leżała przed drzwiami wyjściowymi. Wciąż nie mogła niczego sobie przypomnieć. Kawałek dalej zobaczyła rozbitą butelkę oszroniona krwią - prawdopodobnie powód jej rozcięcia na głowie. Podniosła się powoli, zmuszając swoje ciało do posłuszeństwa. Zrobiła kilka kroków do środka pomieszczenia i jej oczom ukazały się kolejne drzwi. Postanowiła w pierwszej kolejności sprawdzić drzwi wyjściowe - były zamknięte. Rozejrzała się szybko po pokoju, ale po kluczu, który mógłby do tych drzwi pasować nie było śladu. Wzięła głęboki oddech i ruszyła w stronę tajemniczych drzwi. Były uchylone. Wysunęła dłoń przed siebie i delikatnie pchnęła je w stronę wnętrza pokoju. To co zobaczyła, nie było straszne. Było makabryczne. Dwa ciała, leżące obok siebie. Ciało młodej kobiety o długich, ciemnych włosach, dużych, szeroko otwartych oczach i rozwartych ustach. Czerwona sukienka, w którą była ubrana wyglądała na rozerwaną przez stado tygrysów, a jej drobna, koronkowa bielizna zwisała bezwiednie na prawej stopie. Zaraz obok, leżał na boku mężczyzna. Był ubrany elegancko, w koszulę, spodnie i drogie buty. Miał ciemne włosy i zarost, ale twarz była niemożliwa do rozpoznania. Była tylko krwawą masą. Ponownie uderzył ją ogromny ból głowy, poczuła, że słabnie.
- Kim są ci ludzie? Boże, co ja tutaj robię?! - powiedziała na głos.
Dopiero teraz zaczęło do niej dochodzić, że to wszystko dzieje się naprawdę. Gotowa otworzyć usta by krzyczeć, płakać i wzywać pomocy, złapała głęboki oddech i… usłyszała hałas w głównym pokoju. Ciche, powolne i ciężkie kroki zmierzające w jej kierunku. Strach całkowicie ją sparaliżował. Poczuła, jak traci panowanie nad całym ciałem. Postać stała za jej plecami, mogła usłyszeć jej oddech.
Była wycieńczona, straciła sporo krwi. Zaczęła odwracać się powoli, by spojrzeć w oczy temu, kto za chwile odbierze jej życie. Chciała biec, uciec, zrobić cokolwiek. Nie miała już sił. Poddała się. Poczuła, jak zaczyna osuwać się bezwładnie na podłogę. Zamknęła oczy. Była już tylko ciemność. Sylwia straciła przytomność.
CZĘŚĆ PIERWSZA:
MIŁOŚĆ
1.
Ricardo przygotowywał właśnie dwie, świeżo zmielone, kolumbijskie kawy. Ich intensywny aromat wypełniał cały dom. Uwielbiał przygotowywać śniadania w swojej kuchni. Była duża, przestronna, pięknie urządzona na styl nowoczesny, a z okna rozchodził się widok na wyjątkowo urokliwy średniowieczny zamek.
Nałożył dwa omlety ze szpinakiem i suszonymi pomidorami na białe talerzyki i postawił je na drewnianej tacy obok kaw i miseczki z ciastkami. Ten weekendowy rytuał sprawiał mu wiele radości. Wziął tacę w obie ręce i udał się marmurowym korytarzem do sypialni. Drzwi były otwarte. W wielkim, białym łóżku z jasnym, pikowanym zagłówkiem i tiulowym baldachimem, leżała naga kobieta o ciele pięknym jak rzymska rzeźba, długich, lekko falowanych blond włosach i skórze w kolorze oliwkowym. Z dużych okien udekorowanych w jedwabne, białe zasłony padały na jej ciało delikatnie promienie hiszpańskiego słońca. Maj był tutaj wyjątkowo piękny. O poranku budził ich śpiew ptaków, a do pokoju zaglądały drzewa pełne pięknych, różnokolorowych kwiatów. Ricardo postawił tacę na srebrnym stoliku obok łóżka, a sam zbliżając usta do ucha kobiety szepnął:
- Dzień dobry kochanie.
Sylwia powoli otworzyła oczy i przeciągnęła się jak leniwa kotka.
- Czyżby moje ulubione śniadanie do łóżka? Czym sobie zasłużyłam? - zapytała uśmiechając się słodko.
- Zawsze zasługujesz na wszystko co najlepsze - odpowiedział, po czym pocałował ją długo i namiętnie, zanurzając dłoń w jej gęstych włosach.
Wciąż nie mógł się na nią napatrzeć. Była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Tak zupełnie inna od tych pochodzących z jego kraju. Miała oczy w kolorze jasnego, letniego nieba, kształtem przypominające migdały, które tak uwielbiał. Policzki i zgrabny, mały nosek były obsypane piegami, których z miesiąca na miesiąc przybywało pod wpływem południowego słońca, a usta były delikatne zarysowane, ale pełne, o lekko różowym zabarwieniu. Całości dopełniał uśmiech. Biały, idealny, zawsze taki rozkoszny i szczery. Ricardo czasem łapał się na tym, że przyglądał jej się, kiedy spała. Myślał wtedy, że jest najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i że to właśnie ta kobieta będzie kiedyś matką jego dzieci.
- Co dziś pysznego przyrządził mój zdolny kucharz? - głos Sylwii wyrwał go z zamyślenia - Mmm, omlet ze szpinakiem i ciasteczka z paczki, iście hiszpańskie dania! – krzyknęła, gestykulując jak prawdziwy, włoski szef kuchni. Oboje zaśmiali się głośno, a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jakby szukając zapewnień o wzajemnej miłości.
- Musimy jeść teraz, czy możemy za chwilkę? - szepnęła mu do ucha, delikatnie muskając je wargami. Stopniowo zaczęła przesuwać usta po jego szyi, plecach i torsie, zostawiając tam subtelne pocałunki. Dłońmi pieściła jego ramiona i barki. Uwielbiała czuć jego męskie, tak pięknie wyrzeźbione ciało. Mężczyzna odwzajemnił dotyk, a ich usta spotkały się w tańcu pełnym pasji i pragnienia. Opadając na łóżko kochankowie zanurzyli się w jasnej, satynowej pościeli, a sypialnia wypełniła się zapachem nagich ciał, potu i rozkoszy.
I nic już nie było ważne. Nawet ciepłe, hiszpańskie omlety i kolumbijska, świeżo parzona kawa.
Pozostałą część poranka spędzili nadzy na tarasie, śmiejąc się i rozmawiając. Podjadali kolorowe owoce i popijali je winem musującym. Widok rozpościerający się przed nimi był niesamowity. Piękne fasady zabytkowych budynków starego miasta, oddzielane pasmami palm, a w oddali zarys oceanu, błękitny i czysty dokładnie tak, jak niebo górujące nad nim.
W powietrzu unosił się zapach bzu, który w tym roku rósł wyjątkowo bujnie pod oknami ich domu. Ricardo mawiał, że to za sprawą czarodziejskiego uroku Sylwii. Z wnętrza domu dochodził aromat świeżo pieczonego ciasta, które co poniedziałek piekła ich gosposia Ana.
- Czas z tobą zawsze mija tak szybko - powiedział Ricardo i pocałował ukochaną w czoło - Wciąż nie wiem, jak to robisz, ale przy tobie zupełnie tracę poczucie rzeczywistości. Powinienem już godzinę temu być w pracy, a tymczasem piję wino i rozkoszuję się widokiem twojego nagiego ciała.
- No to na co czekasz, uciekaj już, głuptasie.
- Ach, gdyby to było takie łatwe - mówiąc to, Ricardo jeszcze raz obrzucił spojrzeniem jej opalone ciało, po czym przysunął się i pocałował, jak umiał najczulej, jej zgrabne, różowe usta.
- Jednak zanim ci ucieknę, mam dla ciebie małą niespodziankę - powiedział z nieukrywanym entuzjazmem i udał się do sypialni. Przez chwilę szukał czegoś gorliwie pod łóżkiem, aż cały dom mógł usłyszeć okrzyk: Mam!
Wrócił, trzymając w ręku białą, błyszczącą kopertę.
- Co to jest? – spytała Sylwia z miną detektywa na tropie.
- Otwórz, proszę, jestem ciekaw, czy ci się spodoba - powiedział wręczając jej uroczyście coś, co wyglądało jak duży, obszerny list.
Sylwia zaczęła ostrożnie otwierać kopertę. Nie miała pojęcia, co może być w środku i starała się jak tylko mogła, by nie uszkodzić zawartości. W końcu udało jej się odkleić górną warstwę i wysunęła ze środka kartkę w rozmiarze A4. Informacje zostały wydrukowane na grubym, drogim, mięsistym papierze, co nadawało kopercie niezwykłych rozmiarów.
Zawartość listu odczytała na głos:
,,Sevilla-Rzym, dwunasty maja, godzina 21:30.”
- Bilety lotnicze?! Ale ta data… to już dzisiaj! - krzyknęła z niedowierzaniem, wciąż nie odrywając wzroku od kartki.
- Tak, kochana, masz dokładnie sześć godzin, żeby spakować walizkę i przygotować się do wylotu. Zabieram cię na romantyczny weekend do Rzymu. Tylko ty, ja, włoskie jedzenie, włoskie wino, włoska muzyka. Jak ci się to podoba? - zapytał, ujmując jej twarz delikatnie w swoje dłonie i uśmiechając się czule.
- Jesteś najlepszym mężczyzną na świecie - powiedziała Sylwia ze łzami w oczach i rzuciła się w jego objęcia. - Jeszcze nikt w życiu nie był dla mnie taki dobry - wyszeptała, wtulając się jak dziecko w ramiona swego ukochanego Hiszpana.
- I to się nigdy nie zmieni najdroższa - odpowiedział również szeptem. - Będę starał się i walczył każdego dnia, aby twoje życie było idealne.
Spojrzeli na siebie wzrokiem pełnym najpiękniejszej miłości. Wiatr rozwiewał jej włosy, a łzy cichutko spływały po policzkach. Oboje tak bardzo chcieli, by ta chwila trwała już wiecznie.
2.
Umówili się, że spotkają się już na lotnisku. Ricardo miał wyjątkowo dużo pracy przed wylotem i musiał dłużej zostać w biurze. Nie wiedziała co dokładnie się stało, bo nigdy nie rozmawiali zbyt wiele o jego życiu zawodowym. Niejednokrotnie czuła się głupio, gdy znajomi dopytywali czym zajmuje się jej ukochany, a ona po prostu nie umiała im odpowiedzieć. Wielokrotnie próbowała dopytywać go o szczegóły, ale on zawsze zbywał ją frazesami o tym, jakie to nudne i że nie ma sensu o tym rozmawiać. Rodzinie i przyjaciołom mówiła tyle, ile naprawdę wiedziała: że wybranek jej serca inwestuje w nieruchomości, ale w co i gdzie, tego nie potrafiła powiedzieć. Widząc zmieszane miny bliskich, starała się zbyć temat żartem, o tym, że luby najprawdopodobniej jest szefem jakiejś mafi i im ona mniej wie, tym lepiej dla niej. Po tym zdaniu, zawsze nastawała chwila ciszy, po czym wszyscy wybuchali gromkim śmiechem, a Sylwia nie musiała się już więcej tłumaczyć. Każdy kto kiedykolwiek rozmawiał z Ricardo, wiedział, jaki to dobry, ciepły i pomocny człowiek. Mafia to była ostatnia rzecz, z jaką mógłby być kojarzony. Najważniejsze było to, że opiekował się Sylwią i zapewniał jej dostatnie życie. Nigdy niczego jej nie brakowało, miała zawsze dostęp do gotówki oraz własną kartę płatniczą. Mogła chodzić na kursy językowe, zajęcia fitness czy lekcje gry tenisa. Pomagał jej organizować czas wolny, bo nie chciał, żeby pracowała. Obowiązywałaby ją wtedy umowa z pracodawcą i już nie mogliby sobie pozwolić na spontaniczne wyjazdy zagraniczne, kiedy tylko im się to zamarzy.
Bardzo tęskniła za swoją pracą w szkole, ale po namyśle, zawsze przyznawała mu racje.
- Dajmy sobie czas, by się sobą nacieszyć. To są nasze początki, to właśnie teraz jesteśmy najszczęśliwsi, zakochani bez pamięci, na pracę jeszcze będziesz miała czas, obiecuję – mówił z troską i pietyzmem w głosie.
Wierzyła mu, bo dlaczego miała by tego nie robić. Nigdy jej nie oszukał, nie ukrywał e- maili i nie blokował telefonu. Ufała mu z całego serca i w głębi ducha wiedziała, że powinna go posłuchać. Ma dopiero dwadzieścia osiem lat, do emerytury jeszcze zdąży się napracować.
- Jak zwykle wyglądasz olśniewająco. - Usłyszała głos Ricardo za plecami i odwróciła się szybko, by go pocałować. - Chodźmy odprawić nasze walizki, jesteśmy lekko spóźnieni. – powiedział, po czym złapał ją za rękę i ruszyli w stronę odprawy bagażowej. Przez tą krótką chwilę, zdążyła mu się przyjrzeć. Był zmęczony, jego czarne, gęste włosy były delikatnie poszarpane przez wiatr, ale wciąż wyglądał obłędnie. Spojrzenie jego jasno- zielonych oczu, przyprawiało kobiety o zawrót głowy, a rząd lśniąco białych, idealnie równych zębów wydawał się być dziełem najlepszego dentysty. Miał pełne usta i mocno zarysowaną szczękę, którą przysłaniał zawsze elegancko przycięty zarost. Był wysoki, a dodatkowo bardzo wyprostowany, co optycznie jeszcze dodawało mu centymetrów. Ubierał się elegancko, najczęściej w białe lub jasnoniebieskie koszule, które idealnie kontrastowały z jego południową karnacją. Miał wygląd aktora lub modela, jednak nigdy nie zdecydował się na prace w takiej branży.
Sylwia zdążyła się już przyzwyczaić do reakcji kobiet na jego widok. Do tego jak wlepiały w niego swoje maślane spojrzenia, jak próbowały nawiązać z nim jakikolwiek kontakt wzrokowy, na co on nigdy nie pozwalał.To była dla niej nowość, bo to zawsze ona była w centrum uwagi. To ona była tą adorowaną i uwielbianą, ale przy nim, wydawało jej się, że wygląda po prostu zwyczajnie. Ricardo nigdy nie dał jej tego odczuć. Nie oglądał się za innymi kobietami, a Sylwii mówił codziennie o tym jaka jest piękna i jak bardzo ją kocha.
Podróż minęła im niezwykle szybko. Przyzwyczajeni do dziesięciogodzinnych lotów do Ameryki Południowej i na Daleki Wschód, podróży do Rzymu praktycznie nie odczuli. Dotarli na miejsce w dobrych nastrojach i nawet Ricardo wydawał się mniej zmęczony, niż przed wylotem.
- To co kochana? Szybki prysznic i lecimy na kolacje? – zapytał, całując ją w policzek. – Umieram z głodu.
- Ja też. – odparła – Postaram się ogarnąć najszybciej jak to możliwe, ale wiesz, na dobre rzeczy zawsze trzeba czekać – powiedziała z figlarnym uśmiechem po czym pieszczotliwie dotknęła palcem czubka jego nosa.
- Wiem, wiem. W takim razie, chyba będzie lepiej, jeśli zamówię coś do pokoju. – powiedział przewracając oczami i oboje zaśmiali się, mocno przytulając się do siebie.
Cały wyjazd od początku do końca miał być niespodzianką i nawet hotel Sylwia zobaczyła dopiero po wyjściu z taksówki. Tego się nie spodziewała. Piękny, pięciogwiazdkowy kolos, pełen złota, kryształów oraz antycznych włoskich rzeźb i obrazów. Położony był w samym sercu Rzymu, na lekkim wzniesieniu i nawet z dolnych pięter można było rozkoszować się widokiem rozświetlonej, magicznej, włoskiej stolicy. Do tej pory widziała takie hotele tylko na pocztówkach i reklamach Rzymu, ale nigdy nie przypuszczała, że sama będzie mogła być gościem jednego z nich.
Widząc reakcje ukochanej, jej wielkie, błyszczące z zachwytu oczy, mężczyzna szepnął jej do ucha. – poczekaj, aż zobaczysz nasz pokój. - przy czym uśmiechnął się niczym pewny siebie lis. Sylwia pokiwała potulnie głową i wciąż oniemiała z wrażenia udała się za boyem hotelowym do windy. Zatrzymali się na ostatnim piętrze. Mężczyzna otworzył im drzwi, wstawił bagaże do środka i po przyjęciu szczodrego napiwku opuścił pomieszczenie.
Ricardo się pomylił. To nie był pokój. To był apartament, w dodatku prezydencki. Kolorowe, bogato zdobione tapety, antyczne zdobienia na ścianach i suficie, ogromne, królewskie łoże z baldachimem oraz wanna wypełniona płatkami kwiatów. Wszędzie rozstawione były wazony wypełnione kompozycjami z czerwonych róż. Całość była tak spójna i tak w tym wszystkim piękna, że zapierała dech w piersiach.
W takim apartamencie mogłaby się zatrzymać Królowa Angielska i na pewno nie miałaby na co narzekać. Czy kolacje możemy zjeść w tym hotelu? – zapytała z niemal błagalnym spojrzeniem.
- Oczywiście, że tak. – odparł Hiszpan, śmiejąc się z reakcji swojej dziewczyny. – Liczyłem na to, że Ci się spodoba, ale aż tak?
- Zwariowałeś?! To jest najpiękniejszy hotel na świecie. – krzyknęła, zarzucając mu ręce na ramiona i obsypując jego twarz pocałunkami. - Tak Ci dziękuję, że mnie tu zabrałeś!
- To drobiazg Bella. Ale zaczekaj, obiecywali taras z ładnym widokiem. Chyba powinniśmy to sprawdzić…
- To już by było za dużo, ale sprawdźmy. - zdecydowała i oboje ruszyli w stronę drzwi balkonowych. Były ogromne i również złote, ukryte za grubymi, czerwonymi firanami, przepasanymi złotymi sznurkami. Mężczyzna otwierał je powoli, podśpiewując pod nosem melodię budującą napięcie.
- Przestań głupolu! – powiedziała i szturchnęła go przekornie. – Ja naprawdę umieram
z ciekawości!
Ricardo otworzył drzwi na oścież i ich oczom ukazało się, błyszczące w nocnym świetle Colosseum. Magia tańczących świateł Rzymu robiła niesamowite wrażenie.
- Boże, mamy widok na najprawdziwsze w świecie Colosseum! – krzyknęła Sylwia i zaczęła skakać z radości. – Najprawdziwsze Colosseum! – powtarzała, jakby próbując samą siebie przekonać, że to wszystko dzieje się naprawdę.
- W dodatku możemy je podziwiać stąd. – powiedział Ricardo pochylając się i wciskając jakiś przycisk. W tym momencie, woda zabulgotała i zapaliło się niebieskie światło, oświetlając od środka ogromne jacuzzi. Obok stał stolik, na którym były najróżniejsze, pięknie podane owoce i butelka zimnego szampana. – Ale to już chyba po kolacji, co? – spytał, zerkając w stronę Sylwii ubrany w jeden ze swoich popisowych uśmiechów.
Jej oczy szkliły się i wyglądała jak mała dziewczynka, która właśnie dostała wymarzony prezent od Mikołaja, na który czekała przez cały rok.
- Nie chcę znowu płakać – zdołała z siebie wydusić. - Ale Rzym…to od zawsze było moje marzenie…
- Ach kochana, nie powinnaś płakać. Powinnaś się zacząć przyzwyczajać. Mój biznes zmierza w wyjątkowo dobrym kierunku i jeśli będzie tak dalej, takie hotele będą dla nas
codziennością - powiedział, obejmując ją czule ramionami i całując delikatnie w czoło.
- Jaki biznes? – spytała delikatnie unosząc głowę, starając się spojrzeć mu w oczy.
- To jest związane z jedną z ważnych nieruchomości w naszym mieście, ale to nic ciekawego, zaufaj mi – powiedział, zbywając jej spojrzenie. – Uciekaj już pod prysznic, proszę, albo twój biznesmen zaraz naprawdę umrze z głodu.
Sylwia przytaknęła i udała się w radosnych podskokach w kierunku złotego, antycznego prysznica. Nie mogła się doczekać, co jeszcze piękniejszego, może dziś na nią czekać.
Wyszła z łazienki w starannie przygotowanym makijażu, lekko ułożonych, falujących włosach, spiętych z jednej strony spinką z perełkami. Ciało owinęła ręcznikiem. Nie wiedziała, co powinna założyć w tak eleganckim miejscu. Im dłużej się zastanawiała, tym bardziej nabierała pewności, że nie spakowała nic odpowiedniego. Ricardo siedział na łóżku i przeglądał swój telefon. Obok niego leżało sporych rozmiarów, czarne pudełko przewiązane czerwoną wstążką.
- Proszę, tylko mi nie mów, że to kolejna niespodzianka. Chcesz żebym zemdlała z nadmiaru wrażeń? – pytała, mrugając zalotnie długimi rzęsami.- Wezwiesz mi przystojnego, włoskiego doktora?
- Skoro nie chcesz, to ja otworzę! – odparł Hiszpan. Szybkim ruchem złapał paczkę i zaczął odwijać wstążkę.
- No dobrze, już dobrze! – śmiejąc się, wyrwała mu pudełko. Otworzyła najszybciej jak tylko potrafiła, tak bardzo była ciekawa zawartości. Zsunęła ciemne, atłasowe wieczko i jej oczom ukazała się czarna tkanina, wyszywana drobnymi kamieniami. Złapała za górną część i wyciągnęła całość ze środka. To była długa, ręcznie zdobiona suknia, odsłaniająca plecy i z dużym rozcięciem na nodze. Była nieziemska. Kamienie odbijały każdy promień światła przez co suknia mieniła się jak z bajki, a całość dopełniały przeszycia wykonane srebrną nicią. Sylwia nie potrafiła powiedzieć słowa. Suknia wyglądała jak uszyta specjalnie na czerwony dywan lub Oskarową galę.
- Nic nie powiesz? – Niepewnie spytał Ricardo, próbując odczytać cokolwiek z wyrazu jej twarzy, który był mieszaniną niedowierzania, zaskoczenia i podziwu.
- Jest… jest piękna – odpowiedziała cicho – Jest najpiękniejsza…
- Haha, uff, dobrze. Najważniejsze, że ci się podoba, bo miałaś taką minę, że już zacząłem się zastanawiać, czy czasem nie przesadziłem – powiedział mężczyzna. – Chyba potrzebujesz chwili dla siebie, żeby się ze wszystkim oswoić.
Sylwia pokiwała tylko głową, wciąż nie mogąc oderwać oczu od sukni.
- To ja lecę pod prysznic, gdy wyjdę, chciałbym żebyś była już gotowa. Mamy zarezerwowany stolik na dwudziestą drugą. – Oznajmił, całując ją szybko w czubek głowy, po czym ruszył w stronę łazienki.
Dziewczyna podniosła się, zdjęła z siebie mokry ręcznik i rzuciła go na łóżko. Chciała jak najszybciej założyć sukienkę, szpilki i zobaczyć w lustrze jak wygląda. Będzie musiała dobrać torebkę i jakieś dodatki, może bransoletkę, albo kolczyki. Wybrała czarne sandałki na szpilce, odsłaniające palce, zapinane na cienkie paseczki wokół kostek i małą, srebrną kopertówkę. W pełnej stylizacji prezentowała się jak prawdziwa gwiazda filmowa. Sukienka przylegała do jej ciała, jakby była uszyta specjalnie na nią. Nie mogła przestać patrzeć na swoje odbicie, jednak przeglądając się w lustrze, zauważyła, że coś świeci się pod ręcznikiem, który zostawiła na łóżku. To był telefon Ricardo. Widocznie o nim zapomniał, idąc pod prysznic. Komórka wibrowała, jak szalona. Ewidentnie osoba, która próbowała się dodzwonić była zdeterminowana, bo telefon nie przestawał świecić. Sylwia nigdy nie zaglądała do osobistych rzeczy swojego chłopaka, ale tak długie, często powtarzane połączenia wydały jej się niepokojące. Podniosła telefon i obróciła go ekranem w stronę twarzy. To była Maria. Ich wspólna znajoma, dziewczyna najlepszego przyjaciela i wspólnika Ricardo- Pablo. Dwudziestosześcioletnia hiszpanka, o bujnych, czarnych włosach, ciemnych oczach i kształtach brazylijskiej tancerki.
- Czego ona może chcieć o tej porze? Może coś złego stało się z Pablo – zastanawiała się Sylwia.
W tej chwili Hiszpan wszedł do pokoju, nagi, wycierając włosy ręcznikiem.
- Coś się stało? Dlaczego masz taką minę? – zapytał zaniepokojony.
- Maria od dziesięciu minut nie przestaje do ciebie dzwonić. Może Pablo miał wypadek? Bardzo się martwię, ale nie chciałam odbierać twojego telefonu – odpowiedziała.
Ricardo spojrzał na swoją dziewczynę podejrzliwie i wyciągnął rękę po swój telefon. Na jego twarzy malowało się zdenerwowanie.
- Zaraz oddzwonię i postaram się dowiedzieć, co takiego ważnego mogło się stać.
Sylwia podała mu telefon, a on wziął go szybkim ruchem i wyszedł na taras. Dziewczyna starała się usłyszeć, co mówi Hiszpan, ale pomimo podwyższonego tonu rozmowy nie była w stanie. Ricardo stał zbyt daleko, a ona nie chciała drugi raz w ciągu piętnastu minut wyjść na szpiega. Postanowiła nie denerwować się na zapas, usiadła na łóżku i rozglądała się po pokoju, czekając na jakiekolwiek wieści. Ricardo wrócił lekko poddenerwowany. Widziała, że oddycha głęboko i stara się uspokoić.
- Kochany, czy wszystko w porządku? – zapytała nieśmiało.
Mężczyzna był nieobecny i dopiero głos Sylwii wyrwał go z zamyślenia. Odwrócił szybko głowę w jej stronę, jakby starając się zebrać myśli.
- Tak, tak, najdroższa. To nic ważnego. Faktycznie Pablo wpakował się w jakieś tarapaty, ale postaram się mu pomóc jak tylko wrócimy do Sevilli. Teraz to ty jesteś najważniejsza i nie pozwolę, by ktokolwiek popsuł nasz romantyczny wyjazd. – powiedział, ujął jej twarz w dłonie i pocałował mocno. – Przepraszam, nie zdążyłem ci tego powiedzieć: wyglądasz olśniewająco. Jesteś najpiękniejszą kobietą w Rzymie, o ile nie na całym świecie. Nawet nie wiesz, jak bardzo jestem dumny, że jesteś tylko moja.
Dziewczyna uśmiechnęła się, lekko zawstydzona, ale szczęśliwa, że jej mężczyzna wciąż ją adoruje i docenia. Czuła ulgę, że sytuacja z Marią okazała się zwykłym zamieszaniem. Teraz mogła znów beztrosko rozkoszować się najpiękniejszym weekendem w jej życiu.
3.
W chwili, gdy pojawili się razem w hotelowej restauracji, wszystkie spojrzenia skierowały się na nich. Wyglądali jak hollywoodzka para, która co roku zajmuje najwyższe miejsca w rankingach najpiękniejszych i najprzystojniejszych. Sylwia w długiej, błyszczącej sukni i falujących, rozjaśnionych słońcem, blond włosach wyglądała jak grecka bogini. Nie było mężczyzny, który by się za nią nie obejrzał. Ricardo w białej, odsłaniającej tors koszuli i czarnym, uszytym na miarę garniturze, wyglądał jak najlepszy model. Kelner zaprowadził ich do stolika i podał kartę win.
- Bardzo dziękujemy - powiedział z nonszalanckim uśmieszkiem Hiszpan. – Ale nie mamy ochoty na wino.
Sylwia spojrzała z niedowierzaniem na swojego chłopaka i zaraz przeniosła wzrok na kelnera, który również wydawał się niezbyt mile zaskoczony.
- Dziś jest niezwykle ważny dla nas dzień – kontynuował Ricardo – dlatego poprosimy najlepszego szampana jakiego tylko macie.
To zdanie natychmiast rozchmurzyło zarówno kelnera jak i Sylwię. Pracownik restauracji oddalił się w pośpiechu, a para mogła rozkoszować się swoim towarzystwem. Byli tak zapatrzeni w siebie, że ledwo zauważali, w jak pięknym miejscu się znajdują. Restauracja mieściła się na dachu hotelu, również z widokiem na podświetlone nocą Colosseum. Wokół tarasu rozwieszone były złote lampki, a całość przystrojona świeżymi kwiatami. Na każdym stole znajdowały się świecie, bukiet róż i złota zastawa. W powietrzu unosił się zapach bazylii i świeżych pomidorów. Ricardo zdecydował się zamówić homara dla dwojga, lasagne, którą Sylwia tak uwielbiała i kilka przystawek. Nie byli w stanie wszystkiego zjeść, ale w akompaniamencie szampana rozmawiało im się tak dobrze, że po prostu siedzieli i delektowali się małymi porcjami zamówionych dań. Zdawało się, że ten wieczór, nie będzie miał końca.
Ricardo zamówił jeszcze jedną butelkę i poprosił o kartę deserów.
- To co, moja piękna, chcesz swoje ukochane tiramisu?
- Nie wiem, czy powinnam. Chyba za dużo już dziś zjadłam, nie chce stracić talii w Rzymie. – zaśmiała się Sylwia.
- Dla mnie zawsze będziesz najpiękniejsza. – odpowiedział czule mężczyzna, wysyłając buziaka w powietrze.
- Głupol.
- Kelner! - zawołał już lekko wstawiony Ricardo. – poprosimy raz tiramisu, raz panna cotta i dwa kieliszki mocno, zmrożonego Limoncello.
Sylwia zaśmiała się głośno, bo zupełnie zapomniała o tym włoskim likierze, który od zawsze tak uwielbia. Spojrzała z podziwem i miłością na ukochanego.
- No, no. Ty zawsze wiesz, czego mi potrzeba, zanim ja sama zdążę nawet o tym pomyśleć. – powiedziała kładąc dłoń na jego twarzy i gładząc delikatnie policzek. – wiesz, kiedy jestem smutna i chcę pobyć sama. Wiesz, kiedy bolą mnie plecy i rezerwujesz mi masaż, albo przygotowujesz gorącą kąpiel. Wiesz, kiedy jestem szczęśliwa i potrzebuję się do ciebie przytulić, by czuć to jeszcze mocniej. Ty zawsze jesteś przy mnie, w te dobre i w te gorsze dni. Jesteś dla mnie wszystkim ukochany, wiem, że to na ciebie czekałam całe życie.
Oczy Ricardo zaszkliły się. Chciał coś powiedzieć, ale nie potrafił wykrztusić słowa.
W tym momencie, pojawiły się zamówione desery i likier. Zakochani chyba się tego nie spodziewali, ale pojawił się także zespół, grający na skrzypcach przepiękne, włoskie utwory. Muzycy stanęli wokół ich stołu i grali tak wspaniale, że wszystkie usta zamilkły. Sylwia nie mogła uwierzyć w to, co się dzieje. Czuła się jak księżniczka w najpiękniejszej bajce. Zwróciła wzrok na ukochanego, który właśnie ocierał spływającą po policzku łzę.
- Najdroższa – zdołał wreszcie wykrztusić Ricardo – Chyba nie będzie już lepszego momentu…
- O czym ty mówisz, kochany? – zapytała niepewnie Sylwia.
Mężczyzna podniósł się powoli, odłożył serwetkę obok talerza i zbliżył się do dziewczyny. Muzycy nie przestawali grać, a wszyscy wokół zatrzymali się, wpatrzeni w najpiękniejszą parę w tym hotelu. Sylwia chciała się uszczypnąć, obudzić. Nie dochodziło do niej, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Ricardo uklęknął przed nią, sięgnął ręką do kieszeni i wyjął śliczne, atłasowe, czerwone pudełko. Otworzył je delikatnie i oczom dziewczyny ukazał się najpiękniejszy pierścionek jaki w życiu widziała. Srebrny, z pięknym brylantem, o lekko niebieskim blasku. Wiedziała już, że nie zdoła zatrzymać łez. Popłynęły strumieniami po jej twarzy.
- Jesteś i zawsze będziesz miłością mojego życia. – powiedział Ricardo – Zrobię co w mojej mocy, by uczynić cię najszczęśliwszą kobietą na świecie, bo zasługujesz na to i na wszystko co najlepsze. Chcę być ojcem twoich dzieci, patrzeć, jak dorastają, chcę się z tobą zestarzeć. Chcę cię wspierać, kochać, uwielbiać. Już zawsze. Proszę, powiedz kochana, czy zechcesz zostać moją żoną?
Sylwia płakała rzeką łez, nie mogła tego zatrzymać. Jeszcze nigdy w życiu nie była tak szczęśliwa.
- Tak, kochany, chcę. – odpowiedziała.
Goście restauracji zaczęli wiwatować. Obsługa gwizdała, a kelner odpalił małe fajerwerki umieszone w tiramisu. Muzycy zaczęli grać marsz weselny i wszyscy zaśmiali się głośno. Ricardo umieścił pierścionek na palcu ukochanej i pocałował ją z całą miłością jaką ją darzył. Otarł łzy z jej policzków.
- Sylwia, to dzieje się naprawdę. Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym facetem na świecie. Nigdy, przenigdy, nie oddam cię nikomu.
Nie odpowiedziała, tylko wtuliła się w niego mocno. Nie chciała, by komukolwiek ją oddawał. Chciała być tylko jego. Już na zawsze. Wiedziała, że taki mężczyzna, trafia się raz na milion i że będzie obecny w jej życiu, już na zawsze.
Wyszli z restauracji, wynosząc butelkę ledwie rozpoczętego szampana i zostawiając szczodry napiwek. Obsługa i gościa gratulowali im i wypowiadali mnóstwo ciepłych słów w ich stronę. Zamykając za sobą drzwi hotelowego pokoju, Ricardo zapytał, parodiując francuski akcent:
- To co, madame Silvia? Masz ochotę sprawdzić co się dziś dzieje, w naszym, najnowszym, wielkim, pełnym piany i szampana jacuzzi?
Sylwia zaśmiała się szczerze. Uwielbiała te jego wygłupy, zawsze potrafił ją rozśmieszyć.
- Oui, oui, monsieur – odpowiedziała kokieteryjnie. - Monsieur tylko pozwoli, że skorzystam szybciutko z toilettes.
- Oui, oui. – odpowiedział Ricardo. Żadne z nich zupełnie nie znało francuskiego, ale lubili dla zabawy, udawać, że mówią w obcych językach. Poza tym, byli już oboje zbyt podpici, by wykrzesać cokolwiek mądrego z głowy, zwłaszcza o tak późnej porze.
Rozebrali się, rozrzucając niedbale ubrania po pokoju. Sylwia wyszła do toalety, a Ricardo udał się na taras, by napełnić wodą jacuzzi. Dziewczyna zmyła makijaż i związała włosy w kitkę. Uśmiechnęła się do swojego odbicia w lustrze i powiedziała:
- Ty szczęściaro. Zawsze miałaś szczęście, ale tego to już za wiele.
Zaśmiała się ze swojej głupoty wychodząc z łazienki. Nie mogła się doczekać, aż dołączy do Ricardo, który właśnie rozlewał szampana do kieliszków. Była już jedną nogą na tarasie, gdy jej wzrok przykuło mocne światło w ciemnym kącie pokoju. Cofnęła się, by sprawdzić, co to może być. Spodnie narzeczonego leżały, wywrócone na lewą stronę, a obok wibrował jego telefon, który musiał wypaść mu z kieszeni. Sylwia wahała się przez chwilę, ale postanowiła sprawdzić, kto może dzwonić do niego o trzeciej w nocy.
To była Maria. Szesnaście nieodebranych połączeń. Ostatnie jeszcze zanim wyszli na kolacje. Przecież do niej oddzwonił i ją uspokoił. Co jeszcze może być nie tak? – zastanawiała się, teraz już mocno zaniepokojona – On chyba nie mówi mi wszystkiego. A może to ja niepotrzebnie panikuję. Sama bardzo bym się denerwowała, gdyby Ricardo miał jakieś problemy i próbowałabym skontaktować się z Pablo, ale czy aż tak?
Sylwia starała się zachować zdrowy rozsądek i nie niszczyć wieczoru, który miał być spełnieniem jej najskrytszych marzeń. Nie wiedziała jeszcze, że to właśnie ten wieczór, miał zmienić całe jej życie w piekło.
4.
Odłożyła telefon na podłogę i dołączyła do ukochanego, który rozkoszował się urokami luksusowego hotelu. Jego twarz zmieniła wyraz z zrelaksowanej, na pełną wrażenia, gdy tylko zobaczył nagą Sylwię wchodzącą do ciepłej wody, w świetle księżycowego światła. Jej ciało błyszczało tysiącem drobinek brokatu. Prawdopodobnie był w balsamie, którego użyła przed kolacją.
- A już myślałem, że ten wieczór nie może być lepszy. Kiedyś zatrudnię rzeźbiarza, który wykona dla mnie rzeźbę twojego ciała, tak 1:1. I tak jak teraz ludzie zachwycają się posągami na wzgórzu Akropolis, czy w Panteonie, tak za tysiące lat będą zachwycać się twoim w Sevilli, na podwórku, przed naszym domem.
Oboje zaśmiali się głośnym, pijanym śmiechem. Ricardo złapał dłoń Sylwii i przyciągnął ją do siebie. Posadził ją na swoich kolanach, tak, że ich nagie ciała przylegały do siebie pod wodą. Czuł jak bardzo jej pragnie, że pożąda jej tak mocno, jak to tylko możliwe.
Pocałowała go długo, mocno, dotykając jego gęstych włosów. Ricardo ujął w dłonie jej krągłe piersi i zaczął całować je i pieścić. Odchyliła głowę do tyłu i pozwoliła mu się dotykać tak, jak lubiła najbardziej. Jego dłonie wędrowały po całym jej ciele, próbując odnaleźć miejsca, które przyprawiały Sylwię o dreszcze. Hiszpan objął ją mocno w talii, podniósł do góry i naprowadził ją na siebie. Ich ciała złączyły się w jedno. Sylwia rytmicznie falowała biodrami, oboje jęczeli z rozkoszy. Woda wylewała się na taras, ruchem ręki Ricardo strącił kieliszki szampana, które z hukiem rozbiły się o ziemię. Sylwia czuła, jak całe jej ciało ogarnia ciepło. Zamknęła oczy, poruszyła się jeszcze raz, powoli, głęboko… i…
Wtedy zobaczyła jej twarz. Przed oczami miała twarz Marii. Jej ciemne, kocie oczy, pod wachlarzem czarnych, gęstych rzęs. Nie mogła pozbyć się jej widoku, nie potrafiła przestać o niej myśleć. Intuicja podpowiadała jej, że coś jest nie tak, że przeoczyła coś bardzo ważnego.
- Nie przestawaj, proszę. – z zamyślenia wyrwał ją głos Ricardo, który wciąż pieścił i całował jej ciepłe, delikatne piersi. Sylwia skarciła się w myślach i jeszcze raz przywarła mocno do ukochanego, łącząc się z nim w długim pocałunku. Poruszała się na nim co raz szybciej i szybciej, oboje oddychali głęboko, mokrzy, podnieceni, tak bardzo spragnieni swoich ciał.
- Maria, Maria wyjdź z mojej głowy – Sylwia walczyła sama ze sobą. Wiedziała, że już przegrała tę walkę. Poczuła ciepło rozchodzące się w jej środku. Ricardo wydał z siebie pełen rozkoszy i ulgi jęk.
- Boże, tak cię kocham. – powiedział, całując jej policzki, brodę i szyję. Dobrze ci było kochana? – zapytał, zaglądając głęboko w jej oczy.
- Tak, kochany, oczywiście – skłamała. – Z tobą zawsze jest cudownie.
- Niestety, straciliśmy nasze kieliszki podczas akcji. Czy moja narzeczona, poświęci się dla mnie i wypije ze mną szampana prosto z butelki? – spytał zalotnie Ricardo. – Uprzedzam, nie przyjmuję odmowy.
Przytulili się mocno do siebie i pijąc szampana wpatrywali się w gwiazdy. Lubili to robić nawet w domu. Wyszukiwali mały i duży wóz, sprzeczając się, kto znalazł je jako pierwszy. Po kąpieli, oboje już bardzo zmęczeni udali się do łóżka.
- Dobranoc, moja najpiękniejsza, przyszła żono. – Powiedział Ricardo i krótką chwilę później, dało się słyszeć ciche pochrapywanie.
Sylwia nie odpowiedziała. Nie potrafiła zebrać myśli. Czuła, że coś niedobrego dzieje się z jej życiem i to coś nie dawało jej spokoju. Leżała w łóżku obok swojego świeżo upieczonego narzeczonego, ale nie była w stanie na niego patrzeć. Twarz obróciła w stronę ściany i odsunęła się na tyle, by nie czuć bliskości jego ciała.
- Maria – powiedziała do siebie i zamknęła oczy. Mimo usilnych starań, tej nocy już nie udało jej się zasnąć.
5.
Następnego ranka Sylwia była nieprzytomna. Mieli w planach zwiedzanie rzymskich zabytków i okolicznych restauracji, jednak opuszczenie łóżka to było ostatnie, na co miała ochotę. Widziała światło telefonu Ricarda jeszcze kilka razy w ciągu tej nocy, a to oznaczało, że Maria nie poddawała się w próbach kontaktu z jej narzeczonym. Tak bardzo chciała podejść, podnieść ten telefon z ziemi i zadzwonić do tej natrętnej baby. Powiedzieć jej, żeby się odczepiła, że psuje im najlepszy weekend ich związku. Wiedziała, że nie może, nie powinna tego robić. To byłoby niewłaściwe. Sama nie chciałaby, by osoba, którą kocha, sprawdzała potajemnie jej telefon. Musi mu zaufać, nigdy jej nie zawiódł, dlaczego więc teraz miałby to zrobić?
- Dzień dobry moja piękna, przyszła żono. – usłyszała za plecami głos Ricarda. Odwróciła się powoli i pocałowała go delikatnie w usta. Starała się udawać, że jest wyspana i pełna życia.
- Masz ochotę na wspólny prysznic? – zapytał Hiszpan, uśmiechając się jak dziecko, które narozrabiało, a dziś próbuje się wkupić w łaski rodziców.
- Jeśli będzie to tak przyjemna kąpiel jak wczoraj, to z miłą chęcią. – odpowiedziała, odwzajemniając uśmiech – Idź, a ja zaraz do ciebie dołączę, tylko skorzystam szybko z drugiej łazienki.
Mężczyzna uśmiechnął się, wyraźnie zadowolony i szybkim ruchem zrzucił z siebie kołdrę. Przeciągnął się i powoli udał w stronę łazienki. Zawsze lubiła na niego patrzeć, gdy przechadzał się nago po mieszkaniu. Lubiła obserwować, jak pracują jego mięsnie, jak idealne wymiary i kształty ma jego ciało.
Dziś odwróciła głowę w drugą stronę. Była rozdarta, nie wiedziała co czuje. To co odczuwała najsilniej, to strach. Strach, że jej najgorsze koszmary w końcu się spełnią. Koszmary, w których traci na zawsze mężczyznę, którego kocha nad życie. Nigdy nie kochała nikogo tak mocno i już nigdy nie pokocha. Nie zaufa tak bardzo drugi raz.
Jej wzrok skierował się na komórkę Ricardo - Nie rób tego! – Upomniała siebie w myślach. Coś wewnątrz podpowiadało jej, że telefon ukochanego kryje tajemnice, które zniszczą wszystko, co do tej pory razem zbudowali.
Na litość boską, nie bądź głupia, nie rób tego. Poczekaj, porozmawiaj z nim, jesteście dorosłymi ludźmi, na pewno da się to wszystko jeszcze wyjaśnić. – Tak bardzo starała się przekonać samą siebie, że to nie jest tego warte. To coś, co tak zżera ją od środka i będzie zżerać, dopóki się nie dowie. Spojrzała szybko w stronę łazienki, drzwi były zamknięte. Prawdopodobnie Ricardo jest już pod prysznicem. Ruszyła w stronę porzuconego na ziemi telefonu i podniosła go szybko. Bateria była już prawie rozładowana, a wyświetlacz pokazywał dwadzieścia trzy nieodebrane połączenia i jedną wiadomość. Sylwia cała się trzęsła. Nie chciała już dłużej się zastanawiać. Wcisnęła ikonę wiadomości, żeby odczytać jej zawartość.
,,Maria: Oddzwoń natychmiast, mam test, wynik pozytywny.”
- Test? Jaki test? - Dziewczyna przeczytała jeszcze raz, na głos, treść wiadomości. Myśli wirowały jej w głowie i już miała opuścić telefon na ziemię, gdy poczuła silny uścisk na nadgarstku prawej dłoni. Męska dłoń zaciskała palce na jej ręce, tak mocno, że czuła, jak skóra pulsuje jej z bólu. Odwróciła się i zobaczyła twarz Ricardo, pełną wściekłości i rozgoryczenia.
- Umawialiśmy się, że nie będziemy grzebać w swoich telefonach! – Krzyknął rozgniewany mężczyzna. Dugą ręką wyciągnął telefon z czerwonej już dłoni Sylwii i odepchnął ją, tak, że spadła na łóżko. Strach całkiem ją sparaliżował, nie była w stanie wypowiedzieć słowa. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jedyna co czuła i wiedziała na pewno, to, że właśnie zawalił się cały jej świat.
6.
Całe życie czekała na wieczór, w którym mężczyzna jej marzeń poprosi ją o rękę. Od zawsze wyobrażała sobie siebie, w cudownej, białej, lekko przeźroczystej i zdobionej kryształami sukni, tańczącą pierwszy taniec na swoim weselu, gdzieś na ciepłej plaży nad niebieskim oceanem. Nigdy nie przypuszczała, że dzień jej zaręczyn może być początkiem końca, najpiękniejszych dni w jej życiu.
- Zbieraj się, za dwie godziny mamy samolot. – usłyszała szorstki głos za swoimi plecami. – Śniadanie zjemy już na lotnisku.
Ricardo podniósł się z łóżka i udał do łazienki, tym razem zabierając ze sobą telefon. Wiedziała, że wracają zbyt szybko, ale nie zadawała pytań. Chciała być jak najszybciej w domu, gdzie mogła czuć się bezpiecznie. Wiedziała, że każda próba podjęcia rozmowy, skończy się awanturą, a mężczyzna i tak wszystkiego się wyprze. Musiała przygotować się do tej rozmowy, przemyśleć każdy ruch i każde słowo. Postanowiła trzymać nerwy na wodzy, mimo, iż czuła, jak wielki sprawia jej to ból. Jak bardzo chce mu wykrzyczeć w twarz, że jest zdrajcą, że ją tak podle upokorzył, a ona zrobiłaby dla niego wszystko.
- Jeszcze nie teraz. - powiedziała do siebie w myślach. Podniosła się z łóżka i zaczęła pakować swoje rzeczy.
- Bagietkę z łososiem poproszę i podwójne espresso. A co dla ciebie? – Ricardo zwrócił się do Sylwii. To były jego pierwsze słowa od czasu wyjazdu z hotelu. W taksówce i na lotnisku ani razu nie odezwali się do siebie.
- Tylko gorącą czekoladę poproszę. – odpowiedziała - Miała ochotę zamówić butelkę wina i wypić ją duszkiem, ale z tym musiała poczekać do wieczora. – Wyskoczę jeszcze tylko szybko do kiosku i spotkamy się przed wejściem do samolotu. – Rzuciła, odbierając plastikowy kubek z gorącym napojem.
- Wyjście numer dwadzieścia cztery. – krzyknął za nią Hiszpan - Tylko się nie zgub!
Nie odpowiedziała. Nie jest dzieckiem i nie leci pierwszy raz samolotem, żeby miała się tu zgubić, ale on zawsze traktował ją tak, jakby sama nie była w stanie poradzić sobie w życiu. Mijając kolejne sklepy, widziała swoje odbicie w witrynach. Wyglądała jak śmierć, po tej koszmarnej, nieprzespanej, pełnej stresu nocy. Nie wiedziała, kiedy uda jej się zasnąć. Nie potrafiła spać w samolocie, a po przyjeździe do domu musiała być czujna i obserwować Ricarda. Wciąż miała przed oczami wiadomość od Marii: ,,Mam test. Wynik pozytywny.”
Te cztery słowa nie chciały wyjść z jej głowy; cały czas miała je przed oczami, jakby czas zatrzymał się w momencie odczytania ich na telefonie i już nie chciał ruszyć i płynąć właściwym tempem. To oczywiste, że ona jest z nim w ciąży, chciała, żeby wiedział, że test jest pozytywny i będzie ojcem jej dziecka. Jak to się mogło stać? Jak mogłam nie zauważyć, że mają romans? Jak mogłam być tak głupia i nie widzieć, że łączy ich coś więcej? Tyle wspólnych spotkań, kolacji, wyjść do kina, a ja nie zauważyłam nic. Zupełnie nic podejrzanego. Czy to jest w ogóle możliwe? Byłam aż tak zaślepiona miłością czy to oni aż tak dobrze się ukrywali? – Coraz więcej myśli wirowało jej w głowie, aż zrobiło jej się niedobrze. Przed oczami cały czas miała twarz roześmianej Marii, zalotnie poprawiającej gęste, czarne jak smoła włosy.
- Proszę Pani, czy wszystko w porządku? – Usłyszała delikatny, kobiecy głos. Ekspedientka z kiosku położyła rękę na jej ramieniu i spojrzała na nią zatroskana.
- Tak, przepraszam, nic mi nie jest. – odpowiedziała zmieszana. – Papierosy cienkie, mentolowe poproszę.
- Jakieś konkretne?
- Nie, wszystkie jedno jakie. Chciałabym tylko móc już zapalić.
Kobieta podała paczkę papierosów, wciąż uważnie przyglądając się zmęczonej twarzy dziewczyny, jakby próbując tam odnaleźć źródło jej trosk. Sylwia pośpiesznie schowała zakup do torebki, zapłaciła i ruszyła w stronę wyznaczonej strefy dla palących. Z trzęsącymi rękami starała się odpalić papierosa, ale wyglądało to tak niezdarnie i nieprofesjonalnie, że przyglądający się z boku mężczyzna zaofiarował swoją pomoc.
- Nerwowy dzień? – zagadnął nieznajomy, podtykając zapalniczkę pod papierosa Sylwii.
- Żeby Pan wiedział. – odpowiedziała najbardziej obojętnym tonem, na jaki tylko było ją stać. Odwróciła się plecami do mężczyzny. Ostatnie na co miała teraz ochotę, to rozmowa z jakimś lotniskowym bawidamkiem. Zaczęła przeszukiwać swoją torebkę w poszukiwaniu tabletek antykoncepcyjnych, których już od wczoraj nie mogła znaleźć, a w całym tym zamieszaniu zupełnie o nich zapomniała.
Trudno, będę musiała kupić nowe opakowanie, jak tylko wrócimy do domu. Jeszcze tego nam teraz trzeba. Kolejnej głupiej z pozytywnym testem. – strofowała się w myślach.
Zawsze starała się zachować pozytywne myśli w każdej sytuacji, ale pierwszy raz było to tak trudne. Jeszcze nigdy nie czuła tak wielkiego bólu w sercu. Dopiero teraz zrozumiała powiedzenie ,,mieć złamane serce”. Boli. Tak bardzo boli. Miała wrażenie, że pękło na pół i już nigdy nie będzie takie jak kiedyś. Wytarła skrawkiem rękawa napływające do oczu łzy, zaciągnęła się ostatni raz papierosem i ruszyła w stronę drzwi wyjściowych pomieszczenia.
- Serce można złamać tylko raz w życiu. – usłyszała za sobą głos mężczyzny, który chwilę wcześniej pomógł jej odpalić papierosa. - Reszta to już tylko zadrapania.
Sylwia odwróciła się i spojrzała na niego pustym wzrokiem - Wyjście numer dwadzieścia cztery – powiedziała. – Do widzenia.
- Do zobaczenia.
Wycierając spływające po cichutku łzy, ruszała, próbując odnaleźć w tłumie twarz Ricardo.
7.
- Już myślałem, że się zgubiłaś. - powiedział Hiszpan tonem, jakim mówi się do dziecka, które źle odrobiło zadanie domowe.
- Ciebie też miło widzieć.
- Powinniśmy już być w samolocie. I zdejmij te okulary przeciwsłoneczne, nie jesteś gwiazdą filmową.
- Czasem czuję jakbym właśnie nią była.
Sylwia nie chciała dać mu poczucia przewagi. Chciała by widział, że jest twarda, że tak łatwo jej nie złamie. Że nie jest głupiutką blondyneczką, która zatańczy, do każdego flamenco, które jej zagra. Nie chciała, by ktokolwiek wiedział, jak bardzo teraz się boi. Jak jest okropnie nieszczęśliwa, a każda minuta to walka o to, by nie wybuchnąć niekontrolowanym płaczem. Obiecała sobie, że wytrzyma. To tylko kilka godzin lotu, a później zamknie się w pokoju i będzie płakać, dopóki nie obudzi się z tego koszmaru.
- Co to za zapach? – usłyszała głos Ricardo tuż przy swoim uchu. Paliłaś papierosy?!
Nie zdążyła odpowiedzieć, gdy wyrwał jej torebkę z rąk i zaczął przerzucać rzeczy w środku.
- Zwariowałeś? Oddaj mi to natychmiast! – nie chciała wzbudzać sensacji, ale ludzie już zaczęli im się przyglądać.
- No ładnie! - wykrzyknął Ricardo z głosem pełnym triumfu, mieszającego się z rozczarowaniem. - Kobieta w ciąży i pali papierosy! Jak możesz być tak samolubna i nie myśleć o dziecku?! – kręcąc niedowierzająco głową, wyrzucił ledwie napoczętą paczkę papierosów do kosza.
Oczy gapiów zwróciły się na Sylwię, która nie mogła uwierzyć w to co się dzieje. To co mogła teraz zrobić, to krzyczeć w swojej obronie, że nie jest w ciąży, że jest narzeczony postradał zmysły i próbuje ją ośmieszyć. Nie miała na to siły. Poddała się. Wygrał. Dlaczego mieli by uwierzyć dziewczynie, która wygląda dziś jak śmierć paradująca w ciemnych okularach po lotnisku i wyszukująca potencjalnych ofiar. Dlaczego mieli by uwierzyć jej, a nie eleganckiemu mężczyźnie, w idealnie skrojonym garniturze, pełnego energii i wigoru, który troszczy się o zdrowie kobiety, wyrzucając jej papierosy.
- Wygrywasz bitwy, ale nie wygrasz wojny Ricardo. – powiedziała tylko do siebie, mimo, że chciała rzucić mu te słowa w twarz.
Wprowadził ją pod rękę do samolotu, w pełni oddając się granej przez siebie roli.
- Nie złamiesz mnie, nie zrobisz ze mnie wariatki, nie uda ci się. – pomyślała, po czym oparła głowę na jego ramieniu i zasnęła jak zabita.
Ledwie pamięta, jak znalazła się w domu w Sevilli. Była tak zmęczona, że z samolotu do taksówki prowadził ją narzeczony i w niej też przespała całą drogą. Dopiero po wejściu z walizką do sypialni, zaczęła powoli wracać do życia. Chciała wziąć jakieś proszki i zasnąć, zapomnieć o całym tym koszmarze. Nie wiedziała, co ją teraz czeka. Czy będzie musiała się spakować i wrócić do Polski? A na jej miejsce wprowadzi się Maria i będą razem wychowywać ślicznego, czarnowłosego synka? Na te wyobrażenie przeszły ją dreszcze i znów zrobiło jej się niedobrze. Uklękła nad toaletą próbując zwymiotować, ale nie była w stanie. Podniosła się powoli i opłukała twarz zimną wodą. Jej odbicie w lustrze w niczym nie przypominało pięknej, uśmiechniętej Sylwii. Wyglądała na bardzo chorą, duże, ciemne cienie pod oczami i szara skóra dodawały jej dziesięć lat. Nie mogła się teraz załamać. Jest silna, cokolwiek będzie się działo, uda jej się stanąć na nogi i znów być szczęśliwą. Przysięgła to, swojej nieszczęśliwej twarzy odbijającej się w lustrze.
Nalała ciepłej wody do wanny, dolała trochę olejków zapachowych i mnóstwo płynu do kąpieli. Nie było niczego na świecie, co relaksowałoby ją bardziej niż to. Wyszła do kuchni, żeby nalać sobie kieliszek najdroższego, czerwonego wina, które trzymali w domu na specjalną okazję. Bardziej specjalna okazja, mogła się już nie przydarzyć. Tak jak się spodziewała, Ricardo wyszedł gdzieś, nie mówiąc nawet słowa. Przeszła z kuchni przez kilka innych pokoi, upewniając się, że jest sama. Odszukała schowaną na czarną godzinę paczkę papierosów i zapalniczkę. Z całym skrupulatnie przygotowanym ekwipunkiem udała się do łazienki. Zapaliła kilka świec i rozstawiła je przy wannie. Zdjęła ubranie z obolałego po podróży ciała. Delikatnie dotknęła palcami nadgarstka prawej ręki. Bolał ją, a na dodatek zaczynał pojawiać się w tym miejscu ogromny siniak. W tamtym momencie, nie zdawała sobie sprawy, że to aż tak duży ból. Nawet nie krzyknęła, tak bardzo była sparaliżowana strachem. Zgasiła światło i weszła do gorącej, pełnej piany, pachnącej wody. Odpaliła papierosa i wzięła ogromny łyk wina. Zakręciło jej się w głowie. Podniosła się i odszukała w swoim telefonie playliste ze smutnymi piosenkami, którą miała przygotowaną na gorsze dni. To był najgorszy dzień. Gorszego nie mogła sobie wyobrazić.
Popijała wino, paliła i śpiewała ulubioną piosenkę. Teraz mogła to zrobić. Mogła się rozpłakać histerycznym płaczem. Mogła płakać, nie wycierając łez, które wpadały po jej gładkim ciele do piany. Mogła płakać, ledwie łapiąc oddech. Ciekło jej z nosa, cała się trzęsła. Płakała każdym centymetrem swojego ciała, każdym milimetrem duszy i każdym skrawkiem tego, co zostało z jej serca. Odłożyła kieliszek i zgasiła papierosa w wodzie. Nabrała powietrza w płuca i zanurzyła się pod wodę. Leżała przez chwilę na dnie wanny, zastanawiając się, czy mogłaby tak umrzeć. Czy Ricardo płakałby, wyciągając jej bezwładne ciało z wody. Czy wtedy choć przez chwilę, żałowałby tego, co jej zrobił. Tego, na jak wielkie cierpienie ją skazał. Zaczynało brakować jej powietrza i pospiesznie wynurzyła się, nabierając go łapczywie. Powoli zaczęła wyrównywać oddech, pomagając sobie sporym łykiem wina. Z jej telefonu leciała kolejna piosenka, śpiewana smutnym głosem zranionej kobiety.
- Co teraz ze mną będzie? – zapytała samą siebie na głos – Nawet nie mam dokąd pójść. Nie wrócę do mamy, do życia w małym mieście. Będą mnie wytykali palcami jako te gwiazdę, której w życiu nie wyszło, a taka była światowa. Do siostry też się teraz nie przeprowadzę, ma męża, dwójkę dzieci, nie mam prawa zwalać im się na głowę. Za wszystkie oszczędności jakie mam, może uda mi się wynająć pokój w Warszawie, ale będę musiała znaleźć pracę i to szybko. Jest już czerwiec, wszyscy nauczyciele, którzy mają pracować w przyszłym roku szkolnym są już zatrudnieni. Spóźniłam się...
Odpaliła jeszcze jednego papierosa, mimo iż dawno nie paliła i już zaczynało kręcić jej się w głowie. Pociągnęła kolejny, spory łyk wina. Ponownie zanurzyła się w wodzie, opierając głowę o brzeg wanny. Patrząc tępo w sufit, zastanawiała się, czy może nie powinna wybaczyć. Może powinna pozwolić mu się wytłumaczyć i wszystko ułoży się, tak jak w najpiękniejszym filmie. Te myśli opuściły ją, gdy tylko przypomniała sobie nowego Ricardo, który popycha ją, zostawia siniaki na nadgarstku, urządza sceny na lotnisku, ukrywa wiadomości w telefonie, a co gorsza, ukrywa też kochankę. Zamknęła oczy, pozwalając wodzie delikatnie unosić i kołysać jej ciało. Pierwszy raz poczuła spokój. Poczuła jak jej mięśnie twarzy i ciała się rozluźniają. Wydawało się, że ta chwila trwa wieczność. Zmęczenie dopadło ją ostatecznie i wiedziała, że zaraz zaśnie.
- Tylko dwie minutki…- powiedziała w myślach i oddała się w objęcia Morfeusza. Spała tak, aż woda zaczęła robić się chłodna. Zmęczenie było silniejsze niż wszystko inne. Dopiero dźwięk otwieranych drzwi, zaczął powoli ją wybudzać. Chciała otworzyć oczy, ale były spuchnięte od płaczu i zdawało się, że ważą teraz tonę.
Już miała się podnieść, gdy poczuła silną dłoń na swojej klatce piersiowej. Druga dłoń, zamknęła jej szyję w potężnym uścisku i wepchnęła całe jej ciało pod wodę.
8.
Zanurzyła się cała, przywierając do dna wanny. Ręce dociskały ją, tak, że nie była w stanie się poruszyć. Szarpała się i miotała, niczym ryba właśnie wyłowiona przez wędkarza, desperacko walcząca o życie. Czuła, jak kończy jej się powietrze. Ostatkiem sił, wbiła paznokcie w dłoń napastnika. Ręka odsunęła się gwałtownie, po czym jeszcze raz zatopiła się pod wodą, tym razem podtrzymując tył głowy Sylwii i wyciągając ją z wanny.
- Czy Tobie do reszty odebrało rozum?!
Nie mogła oddychać, czuła, jak palą ją płuca, jak bardzo boli ją głową. Powoli otworzyła oczy i zobaczyła mokrego, trzęsącego się z nerwów Ricardo.
- Prawie się utopiłaś we własnym domu! - Hiszpan nie mógł się uspokoić – Wyciągnąłem cię w ostatniej chwili, a ty tak się odwdzięczasz? – wyciągnął przez jej twarz podrapaną dłoń, z której ściekała krew.
- Ja…ja nie wiem, jak to się stało…
- Ale ja wiem doskonale – mężczyzna podniósł pusty kieliszek wina – pijesz i palisz w wannie gorącej wody! Czego się spodziewałaś? Bogu dzięki, że wróciłem szybciej do domu. Kolejny raz, zawiodłem się na tobie. Dobrze ci zrobi, jeśli przez kilka najbliższych dni zostaniesz w domu i nie będziesz ruszać się z łóżka. Jeśli będzie taka potrzeba, wezwiemy lekarza. Ogarnij się teraz, weź zimny prysznic, bo nie mogę patrzeć na Ciebie w takim stanie. Drzwi zostawiam otwarte, na wypadek, gdybyś miała jeszcze jakiś genialny pomysł.
Ricardo podniósł się i wyszedł pośpiesznie, rzucając jej jedynie spojrzenie pełne pogardy. Nie wiedziała co tak naprawdę się stało. Była święcie przekonana, że to jego dłonie wcisnęła ją pod wodę. Nie mogła uwierzyć, że było inaczej.
- Może ja wariuję, odchodzę od zmysłów. Może on ma racje? Jeszcze sama sobie zrobię krzywdę. Muszę odpocząć, poukładać wszystko w głowie. Może to jest tylko zły sen, paskudny koszmar, a ja w końcu się z niego obudzę i wszystko będzie dobrze…
Pozostałą część dnia spędziła w łóżku. Próbując uspokoić się i zasnąć, przewracała się z boku na bok, nękana przez swoje mroczne wizje. Czuła, jak pulsują jej skronie, a serce uderza tak mocno, że zdaje się je słyszeć. Każda myśl o byciu teraz samotną, zdradzoną, zwykłą dziewczyną, bez mieszkania i pracy, przyprawiała ją o płacz, nad którym nie mogła zapanować. Nie była w stanie jeść, nie miała siły by wstać. Jej całym światem była jedynie biała sypialnia, kiedyś tak przez nią uwielbiana, teraz znienawidzona.
- Może nawet spali ze sobą w tym łóżku… - zastanawiała się - Śmiali się i świetnie bawili na tym tarasie…
Wyobraźnia podsuwała jej obrazy szczęśliwej pary zakochanych baraszkujących w jasnej, jedwabnej pościeli. Włosy Ricardo gładzone przez delikatną, kobiecą dłoń, nagie ciała przylegające do siebie, pocałunki oddawane w najmniejsze i najbardziej czułe punkty. To nie była jej dłoń, to nie było jej ciało ani jej usta. To była Maria. Maria kochająca się namiętnie z jej narzeczonym. Seksem pełnym pasji i pożądania, tak wielkiego, które pozwoliło im się zatracić i spłodzić dziecko. Nowe życie. Małego hiszpańskiego chłopca o oczach Ricardo albo śliczną dziewczynę z długimi, ciemnymi włosami po mamie.
Sylwia znów rozpłakała się gorzko. Nie mogła złapać oddechu, ból rozrywał całe jej ciało. Jak on mógł? Oddała mu całą siebie. Zostawiła swój kraj, rodzinę, przyjaciół, pracę w szkole, którą tak kochała, wszystko po to, by mogli być razem. Nikt nigdy tak jej nie oszukał i nie skrzywdził. Nikt tak sprawnie nie rozerwał jej dobrego serca na milion maluteńkich kawałków, praktycznie niemożliwych do pozbierania i sklejenia. Zaczęła myśleć o połknięciu tabletek. O tym, by po prostu zasnąć i nie czuć już tego wstydu, tego obrzydliwego smaku poniżenia. To byłoby najłatwiejsze rozwiązanie…
- A co, jeśli to wszystko zwykłe nieporozumienie? Jeśli pomyliłam się, źle zrozumiałam wiadomość? Jestem impulsywna, to prawda, często zbyt szybko wyciągam pochopne wnioski, może i tym razem tak się stało? - to była jedyna myśl, która dała jej iskrę nadziei, chęć walki. Musiała się jej trzymać, pozostało jej tylko to albo zupełnie się poddać. Ale co mogła zrobić? Jeśli zapyta go wprost, nie ma pewności, że nie skłamie jej w twarz. Nie zapyta też nikogo z grona jego przyjaciół, to byłoby głupie. Jedyne co może zrobić, to jeszcze raz sprawdzić telefon Hiszpana. To nie będzie proste, bo jest z nim nierozłączny od czasu powrotu z Rzymu. Pozostało jej czekać i udawać, że wszystko jest dobrze. W końcu Ricardo straci czujność i ona wykorzysta to, by dowiedzieć się prawdy. Ewentualnie wyrzuci ją z domu, a na jej miejsce dumnie wkroczy nowa pani tego domu - Maria.
Dni mijały, a sytuacja nie zmieniała się na lepsze. Ricardo był zamknięty, nieobecny, każdą próbę rozmowy odrzucał, tłumacząc się pilnym wyjściem do pracy. Zupełnie nie zwracał uwagi na zapłakane oczy Sylwii, jej ciało, które w ciągu tych kilku dni zmarniało o trzy kilogramy, na jej szarą, apatyczną twarz, pełną bólu i smutku. Każde spojrzenie, nawet tak rzadkie, które jej zostawiał, pełne było nieufności i wściekłości. Sylwia zaczynała tracić nadzieję, że to kiedykolwiek się zmieni. Jej czas tutaj się skończył, nie jest na tyle silna psychicznie, by dłużej to wytrzymać. Do tej pory była zbyt dumna, by komukolwiek przyznać się, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazła. Dziś zbierając w sobie całą odwagę, zadzwoniła najpierw do mamy, następnie do siostry, a na końcu do swojego najlepszego przyjaciela Dawida. Każda z tych rozmów, poruszyła jej bliskich. Nikt nie mógł uwierzyć, że bajeczna historia Sylwii ma tak smutne zakończenie. Wspólnie ustalili plan, w którym miała wrócić do Polski i na początku zatrzymać się u siostry, a później u mamy, do czasu, aż któraś ze szkół zaoferuje jej pracę. Było jej naprawdę ciężko prosić o pomoc, jednak nie miała wyjścia. Musi coś zmienić, zanim całkiem popadnie w depresję i straci chęć życia. Powoli zaczynała przygotowywać walizkę. Spakowała ulubione ubrania i ukryła ją pod łóżkiem, tak, by Hiszpan niczego się nie domyślił. Pokojowe pożegnanie nie wchodziło tutaj w grę. Była tak zmęczona, że nie chciała już słuchać tłumaczeń, czy wdawać się w kolejne kłótnie. Przeliczyła wszystkie swoje oszczędności - około dwa tysiące euro. Nie jest tego wiele, ale może na początek wystarczy. Siostra zaproponowała, że kupi jej bilet do Warszawy i prześle w wiadomości e- mail, tak by nikt nie przyłapał jej na przeglądaniu lotów i by nie musiała już teraz wydawać pieniędzy.
Napisała jeszcze list, w którym podziękowała mu, za wszystkie wspólnie spędzone chwile i prosiła o zrozumienie. Chciała rozstać się jak dama, tego nauczyła ją, jej ukochana mama. Kobieta jest w stanie znieść każdą sytuacje, jeśli tylko ma klasę, wdzięczność i szacunek.
Z tą myślą znów położyła się do łózka, w którym przez ostatni tydzień spędziła większość czasu. Zwróciła głowę w stronę okien. Nie było jeszcze ciemno. Drzewa gałązkami stukały o balustrady, a zachodzące słońce wpuszczało czerwono- pomarańczowe światło do pomieszczenia. W powietrzu unosił się zapach lata.
- Będzie mi ciebie brakowało, Sevillo. – powiedziała cichutko i zasnęła, pozwalając ostatnim łzom spłynąć po policzkach.
9.
Lot, który zabukowała siostra Sylwii był już pojutrze. Nie chciała dłużej czekać, potrzebowała tylko czasu, by dyskretnie spakować wszystkie dokumenty, biżuterie i pieniądze. Musiała bardzo się starać, by nie wzbudzać żadnych podejrzeń. Przez cały okres ich związku, udało jej się stworzyć tu naprawdę obszerną garderobę, a teraz nie była w stanie spakować nawet połowy z tych rzeczy. Większość będzie musiała zostać w Hiszpanii. Może jakaś inna kobieta się z nich ucieszy. Upchnęła tyle ile mogła, do granic możliwości dużej walizki. Na pewno przekroczy dozwoloną ilość kilogramów, ale Sylwia nie raz już to przerabiała. Zawsze podchodziła tylko do tych punktów nadania bagażu, w których pracował mężczyzna. Uśmiechała się do niego zalotnie, mówiła jakiś niewymuszony komplement i dodatkowe kilogramy jej bagażu leciały razem z nią, bez najmniejszych problemów i dopłat. Miała nadzieję, że i tym uda jej się powtórzyć ten stary numer, jednak lustro bezwzględnie przypominało jej, że nie wygląda teraz jak oszałamiająca piękność, na widok której, faceci tracą rozum. Położyła dłonie na policzkach i mocno pociągnęła skórę w dół twarzy, tak, że wyglądała jeszcze gorzej. Szara cera, przekrwione oczy, wypryski, których wcześniej nie miała, włosy związane w wielki kołtun na czubku głowy.
- Nie jest dobrze. – podsumowała odbicie swojej nowej aparycji. – Muszę się ogarnąć, inaczej rodzina załamie się na mój widok, a nie chcę im dodawać powodów do zmartwień. No i muszę to zrobić dla siebie. Już dość się wycierpiałam. Szybki prysznic, peeling, wszystkie możliwe maseczki i może znów będę przypominać bardziej człowieka, niż spacerujące zwłoki.
Cały rytuał zajął jej prawie dwie godziny, ale z gładkimi włosami i nawilżoną skórą wyglądała o wiele lepiej. Posmarowała ciało pachnącym balsamem i owinęła satynowym szlafrokiem. Wchodziła właśnie do przedpokoju, by sprawdzić przynoszone codziennie przez pomoc domową paczki i listy. Zawsze zostawiała je, na małym złotym stoliku, naprzeciwko drzwi wejściowych, na którym zwykle zostawiali klucze. Przerzucając pocztę, Sylwia usłyszała przekręcający się zamek w drzwiach. Zrobiła dwa kroki w tył i okryła się szczelniej szlafrokiem. To był Ricardo. Nie wyglądał najlepiej. Blady, widocznie zmęczony, jakby nie przespał ostatnich kilku nocy.
- Cześć, wpadłem tylko po dokumenty.
Mężczyzna wyciągnął kilka przedmiotów z kieszeni marynarki, odłożył je na stoliku i udał się na pierwsze piętro domu. Sylwia bez słowa odprowadziła go wzrokiem. Stała nieruchomo, wciąż trzymając koperty w rękach. Chwilę później Hiszpan znów był na dole, niosąc stos dokumentów.
- Jakieś listy polecone są do Ciebie. – wyciągając nieśmiało rękę, podała mu to, co znalazła chwilę wcześniej na stoliku - To może być coś ważnego.
Ricardo przełożył dokumenty pod pachę i pilnie zaczął przyglądać się kopertom. Twarz jego była pełna niepokoju i złości, jednak nic, poza tym nie dało się z niej odczytać.
- Tak to ważne. Dzięki. Muszę już lecieć.
Nie patrząc nawet na Sylwie, wyszedł, zamykając z impetem drzwi. Z zewnątrz wpadł do domu ciepły podmuch wiatru.
- Powinnam wyjść na spacer, ruszyć się z tego przeklętego miejsca. Słońce też dobrze mi zrobi. - pomyślała.
Już miała odwrócić się i odejść, gdy jej wzrok przykuły rzeczy zostawione na stoliku. Pęk kluczy i…telefon. To niemożliwe. Ricardo po raz pierwszy od dwóch tygodni zapomniał telefonu. Był już dla niego jak trzecia ręka, a dziś…dziś tak po prostu zapomniał. Sylwia podniosła go pośpiesznie i spróbowała dostać się do informacji. Kod liniowy. Połącz kropki, by uzyskać dostęp.
Od razu skarciła się za to w myślach. Powinna najpierw sprawdzić, czy na pewno mężczyzna opuścił posiadłość. Podbiegła do okna w kuchni i wyjrzała na podjazd domu. Samochodu Ricardo nie było. Odjechał. Miała teraz kilkanaście minut, by sprawdzić zawartość wiadomości, zanim on zorientuje się i wróci po zgubę.
- Cholera jasna! Przeklęty kod. Nagle zaczął używać kodu, cwaniak od siedmiu boleści! – Była zła, zdenerwowana, zupełnie nie wiedziała co ma teraz zrobić. Odłożyła telefon, na miejsce i zaczęła krążyć po domu, nerwowo obgryzając paznokcie. – Myśl, myśl głupia babo. Niech ten mózg chociaż raz się na coś przyda!
Czuła, jak pulsują jej skronie, krew krąży szybciej, a serce łomocze jak szalone. Jeszcze raz podniosła telefon i zaczęła oglądać go z każdej strony, jakby dostęp do niego mógłby być gdzieś na nim wypisany. Obejrzała cały tył, boki i…nic. Zaczynała już tracić nadzieję, a czas uciekał nieubłaganie. Wygasiła ekran
i zobaczyła odbicie swojej twarzy. Smutnej, bez cienia nadziei, gotowej w sekundę rozpłakać się, krzyczeć i tupać, jak rozpieszczone dziecko. Wtedy zobaczyła coś jeszcze. Delikatne, ledwo widoczne ślady na wyświetlaczu. Podniosła komórkę do góry, lekko pod światło.
Linie, które Ricardo codziennie zaznaczał na ekranie, by odblokować telefon, były teraz widoczne. Cienki ślad jego palca dawał się odczytać. Kropki połączone były w literę S. S jak Sylwia. To mógł być znać resztek miłości albo totalnej nienawiści. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i namalowała literę palcem wskazującym na ekranie. Telefon rozbłysnął jasnym światłem. Udało się. Musi tylko odszukać wiadomości i modlić się, by znalazła w nich odpowiedzi na swoje pytania.
Kilka pierwszych smsów związanych było z pracą. Coś o Argentynie, nowym kontrakcie ani słowa o niej.
- Maria, gdzie są Twoje wiadomości? Czyżby usuwał je na bieżąco?
Nie mogła znaleźć ani jednej, co było nie możliwe, przecież znali się od lat i na pewno wymienili ich ze sobą setki. W tym momencie nowa wiadomość e- mail pojawiła się na ekranie.
M.
Tylko tyle.
Sylwia czuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Ręce trzęsły jej się tak, że ledwie było w stanie utrzymać komórkę. Wcisnęła ikonę koperty i system przeniósł ją do poczty internetowej Ricardo.
M: Wiem, że myślisz o aborcji. To będzie cię sporo kosztować. Zastanów się, zanim podejmiesz ostateczną decyzję.
Nie mogła uwierzyć w to, co widzi. Przeczytała treść jeszcze raz i jeszcze raz, ale wciąż nic do niej nie docierało. Ricardo zapłodnił Marie, a teraz karze jej usunąć dziecko? – myśli wirowały jej w głowie, zdawało się, że zaraz upadnie i nigdy już się nie obudzi.
W tym momencie drzwi otworzyły się na oścież i do przedpokoju wpadł wściekły, jak byk na widok czerwonej płachty, Ricardo. Nie pytał, nie analizował sytuacji, nie panował nad sobą. Odchylił rękę mocno do tyłu i nie szczędząc siły, otwartą dłonią uderzył Sylwię w twarz. Głuchy huk rozniósł się po domu. Dziewczyna upadła na podłogę, uderzając głową w filar. Telefon bezwiednie wysunął się z jej dłoni. Leżała twarzą zwróconą do ziemi, a z jej głowy sączyła się strużka krwi.
- Prze… przepraszam - wyjąkał mężczyzna i zostawiając wszystko, wybiegł z domu.
Jak Ci się podobało?