Schody do nieba (VI). Klub konesera
28 stycznia 2016
Schody do nieba
22 min
Po powrocie do domu Adam czuje się bezpiecznie. Przynajmniej na tyle, że udaje mu się przespać dziewięć godzin i nie budzi się co chwila zlany potem. Po południu składają mu wizytę sąsiedzi. Nie spodziewał się nikogo, więc w pośpiechu zakłada dżinsy i koszulkę. Jola i Bogdan są małżeństwo mieszkającym kilka domów dalej. Ich znajomość nigdy nie była zbyt intensywna. Mówią sobie cześć na ulicy, dyrektor był u nich raz na kawie i wtedy zapowiedzieli, że również odwiedzą go z rewizytą.
Zaprasza ich do salonu, gdzie w pośpiechu włącza kominek, stawia na stół butelkę koniaku i proponuje kawę. Goście są w jego wieku. On wygląda na sympatycznego faceta, ma miłą aparycję, choć wydaje się nieco metroseksualny. Z kolei jego żona, to zgrabna blondynka o jędrnym miłym dla oka biuście i dużych niebieskich oczach, trochę w stylu amerykańskiej country girl. Ilekroć na nią patrzy, widzi ją w obcisłych dżinsach, kowbojkach, kapeluszu i flanelowej koszuli zawiązanej w supeł na odkrytym płaskim brzuchu. Widzi ją też bez tych wszystkich fatałaszków, przecież ma bogatą wyobraźnię.
– Chcieliśmy cię zaprosić w jedno intrygujące miejsce – Bogdan bawi się szklaneczką wypełnioną częściowo bursztynowym płynem – byłoby nam miło, gdybyś się zgodził.
– O jakim miejscu mowa?
– Prawdę powiedziawszy, to sami nie wiemy – Jola uśmiecha się do niego, wygląda niewinnie jak anioł.
– Chwilę – gospodarz patrzy na nich kolejno – zapraszacie mnie gdzieś, ale sami nie wiecie gdzie?
– Brzmi trochę absurdalnie, wiem, ale posłuchaj chwilę – zachęca go mężczyzna.
– Ostatnio zapisałam się na kurs jogi – kobieta od razu przykuwa uwagę gospodarza – uczęszczam tam od dwóch miesięcy i wyobraź sobie, że jedna z kobiet, które przychodzą na treningi, powiedziała mi, że jeśli mam ochotę poznać jogę z zupełnie innej strony, to mogę wpaść, z kim chcę do klubu, w którym jest zarówno coś dla ciała i ducha – gospodarz wsłuchuje się w jej słowa – troszkę się krępujemy pójść tam sami. Poszedłbyś?
– A gdzie to jest?
– O to właśnie chodzi, mamy tylko numer do taksówkarza, który po podaniu hasła, zawiezie nas na miejsce. Co ty na to? Czy to nie jest podniecające?
– Jakiego hasła?
– Schody do nieba – zdradza aksamitnym głosem Jola.
W jednej chwili świat wiruje Adamowi przed oczami.
– Dobrze się czujesz? Pobladłeś – Bogdan nachyla się w jego stronę nad stołem.
– Nie, nie... wszystko gra. Macie ten telefon?
– Owszem, ale nie możemy go nikomu dawać – kobieta zdaje się z nim droczyć – za to możesz pojechać z nami. Co ty na to?
– W porządku, kiedy się tam wybieracie?
– W sobotę.
*
Kinga siedzi za swoim biurkiem. Ma na sobie swój zwyczajowy strój asystentki, włosy starannie upięte, a jedyne co się zmienia w jej wyglądzie, to makijaż. Jest mocniejszy. Uśmiecha się do szefa, kiedy ten wchodzi do środka. Powitanie odbywa się głównie za pomocą wzroku, w którym zawiera się cała tajemnica ich znajomości. Spojrzenie jest krótkie, ale intymne jakby za pomocą oczu chcieli odczytać wzajemnie swoje myśli.
Adam siada przy swoim biurku i po chwili, jak za dawnych czasów, asystentka przynosi filiżankę kawy i gazetę. Ich spojrzenia znowu się krzyżują.
– Wszystko w porządku? – dziewczyna nie wytrzymuje.
– W jak najlepszym, a u ciebie?
– Dziękuję, nie narzekam.
– Jak tam twój chłopak i poszukiwania Bianki?
– Cóż – dziewczyna przysiada na skraju biurka, odsłaniając nieco udo, ma na nogach białe lśniące pończochy – Po Biance nie ma śladu jak na razie...
– A chłopak? – mężczyzna nie daje za wygraną.
– Stara się – mówi to z uśmiechem.
– To miło z jego strony, prawda? – sam nie wie co o tym myśleć, ale ostatecznie uznaje, że powrót chłopaka może wyjść mu na dobre.
– Cóż, miło nie miło... z tobą nie ma się czym równać – dziewczyna puszcza mu oko i odchodzi.
Mężczyzna patrzy za nią i odnosi wrażenie, że jej tyłek kołysze się bardziej niż zwykle. Jeszcze zanim zamyka drzwi, pracownica rzuca mu powłóczyste spojrzenie. Robi mu się ciepło, ale szybko odsuwa od siebie kosmate myśli, musi się skupić na pracy.
W drodze do domu walczy sam ze sobą. Z jednej strony chce powiedzieć o wszystkim Aurelii, ale z drugiej czuje, że ona będzie mu odradzała wypad z sąsiadami. Ostatecznie postanawia nic nie mówić. Pójdzie na żywioł i tyle. Wewnętrzny konflikt pochłania go tak bardzo, że niemal nie zauważa, kiedy jest już na swoim osiedlu Wrzosowiska.
*
Sobota przynosi solidną zamieć. Sypie gęsty śnieg, a wiatr nadaje mu pędu i sprawia, że pogoda jest naprawdę uciążliwa. Umówił się ze znajomymi na dwudziestą. Decyduje się pojechać do miasta taksówką. Uznaje, że tak będzie najrozsądniej. Spotykają się w Smirnoffie, okazuje się, że to również ulubiona restauracja Bogdana i Joli.
– Zatem, co... dzwonimy po naszego taksówkarza? – kobieta wygląda na podekscytowaną.
– Niech nas zabierze do krainy OZ – wtóruje jej mąż.
Kiedy przed wejściem zatrzymuje się czerwona mazda, wsiadają kolejno do środka. To Bogdan zajmuje miejsce przy kierowcy. Jola siada blisko Adama, tak blisko, że czuje kobiece ciało przywierające do jego boku. W samochodzie kobieta rozpina płaszcz i odsłania zgrabne uda w czarnych pończochach.
– Taka jestem podekscytowana – łapie swojego sąsiada za ramię i pokazuje białe zęby w uśmiechu – nawet nie wiesz.
Dyrektorowi trudno jest oderwać wzrok od jej pięknych nóg. W dodatku kobieta garnie się do niego, jakby byli parą. To wprowadza mężczyznę w lekką konsternację, ale niezbyt dużą. Jola jest naprawdę ładna.
– Schody do nieba – rzuca nagle Bogdan.
Przez chwilę wszyscy troje zastanawiają się, co nastąpi. Może taksówkarz pokręci głową i zapyta, o co im chodzi. Może wypowie jakiś tajemniczy odzew. Emocje sięgają zenitu, tymczasem starszy mężczyzna z brzuszkiem po prostu wrzuca bieg i samochód rusza.
Śnieg sypie, jakby jutra miało nie być. Opuszczają centrum, samochód kieruje się na południe, gdzie znajduje się przemysłowa część miasta. W zasadzie to przemysłowa była kiedyś. Teraz w większej części to cmentarzysko upadłych fabryk. Relikt przeszłości. Miejsce gdzie wiatr hula po stalowych halach i zrujnowanych budynkach. Jola przywiera do niego udem.
– Dzięki, że zgodziłeś się z nami jechać. Naprawdę – wygląda na mocno podnieconą wspólna wyprawą, mówiąc, trzyma rękę na kolanie sąsiada, co jest równie przyjemne, jak kłopotliwe.
Adam również czuje napływ adrenaliny, jednak jest ona wywołana przede wszystkim lękiem przed tym, co może ich spotkać na miejscu. Może nie tylko strachem. Jest jeszcze ciekawość. W zasadzie to jest przede wszystkim ciekawość. Obawa jest na drugim miejscu.
Samochód wjeżdża na teren upadłej fabryki. Wokół straszą stalowe pordzewiałe konstrukcje. Krajobraz wygląda jak kadr z filmu sensacyjnego. Jednego z tych gdzie członkowie mafii spotykają się, żeby dokonać szemranej transakcji. Po twarzy swojej sąsiadki dyrektor wnioskuje, że ona również zaczyna się czuć nieswojo. Wreszcie taksówka zatacza koło na zaśnieżonym placu i się zatrzymuje. Dokładnie na wprost stalowych drzwi, nad którymi świeci biała lampa. Bodaj jedyne oświetlenie w tym miejscu.
– Jesteśmy – kierowca informuje beznamiętnym głosem, wyciągając rękę do Bogdana.
Jednak Adam uprzedza znajomego. Sięga po portfel i daje kierowcy sto złotych. Taksówkarz chwilę patrzy na banknot, po czym kiwa głową w podzięce. Wychodzą na zewnątrz i mogą chwilowo tylko patrzeć na znikające światła taryfy. Zostają sami, pośrodku dawnych zakładów metalowych. Wiatr nie jest już tak dokuczliwy, choć wyje w okolicy.
Podchodzą do drzwi. Bogdan uderza w nie pięścią i po chwili otwiera im mężczyzna w garniturze, który nie jest zbyt dopasowany, w zasadzie jest przyciasny na swojego umięśnionego właściciela. Po raz kolejny podają hasło i zostają wpuszczeni do środka.
Wnętrze zostało przerobione w sposób tak zaskakujący, że naprawdę czują się jak po drugiej stronie lustra. Przemysłowy charakter budynku został perfekcyjnie zaadoptowany, a wszelkie zmiany nadały wnętrzom jedynie luksusu i poczucia komfortu. Znajdują się w dużej sali wypełnionej ludźmi. Wszędzie widzą mnóstwo stolików, na różnych poziomach, do których prowadzą metalowe kładki i stopnie. Pośrodku wszystkiego stoi okrągły bar, za którym uwijają się dwie barmanki.
Cała trójka udaje się do stolika. Niemal natychmiast zjawia się kobieta i przyjmuje zamówienie. Wszyscy wyraźnie się odprężają. Kiedy już sączą swoje drinki, rozglądają się dookoła. Atmosfera tego miejsca jest dość osobliwa. Trochę jakby wszyscy troje śnili ten sam sen. Godzina mija jak pięć minut. Trochę jakby czas tutaj, był umowny. A może w ogóle nie obowiązuje?
Przy ich stoliku zjawia się starsza kobieta z lśniącymi od błyszczyku ustami. Składa w ich stronę ukłon i zwraca się do nich nieco konfidencjonalnym tonem.
– Za chwilę w sali obok, mamy pokaz Kamasutry. Chcieliby państwo zobaczyć?
Wszyscy troje spoglądają na siebie i zdaje się, nikt nie ma odwagi powiedzieć tego, o czym wszyscy myślą.
– Oczywiście – Jola pokazuje, że to ona ma w tym towarzystwie prawdziwe jaja.
Pomieszczenie, do którego zostają zaprowadzeni, jest dużo bardziej kameralne. Podłogi, ściany i sufit wyłożono szkarłatnym atłasem. Lampiony podkreślają tylko krwistą barwę wnętrza. Pośrodku znajduje się nieduża scena, na podwyższeniu. Ot, jakieś osiemdziesiąt centymetrów wyżej niż podłoga. Wokół niej siedzi kilkanaście osób. Jedni mają skrzyżowane nogi inni wyciągnięte przed siebie albo gniotą własne pięty pośladkami. Wszyscy troje zajmują miejsca.
Na scenie zjawia się kobieta i mężczyzna. Ona zgrabna, filigranowa o długich ciemnych włosach i choć jest naga, na rękach i nogach ma bransoletki, które wydają delikatne dźwięki przy każdym ruchu. Jej towarzysz jest dobrze zbudowany i hojnie wyposażony przez naturę. Dźwięki hinduskiej muzyki sączą się zewsząd.
Na oczach gości para znajdująca się na scenie, zaczyna się kochać w przeróżnych zadziwiających i ekwilibrystycznych pozycjach, czym wzbudzają uznanie widzów. Kopulują z dużą wprawą i finezją, a do tego taką niewymuszoną lekkością. Jakby nie ograniczała ich grawitacja, kondycja i cała reszta. Nigdzie się nie spieszą. Początkowo cała trójka czuje się zawstydzona. Dla każdego z nich oglądanie seksu na żywo jest nowym doświadczeniem. Jest to trochę dziwne, a z całą pewnością niecodzienne widowisko. Siedzieć pośród obcych ludzi i asystować podczas tak intymnego aktu wywołuje wstyd, później wypieki na twarzach, a kiedy się oswajają, przychodzi fascynacja.
Partnerka odgrywająca rolę instruktorki jest tak giętka, że zapiera dech w piersiach. Na sali zapada absolutna cisza, a pomiędzy gośćmi przemyka młoda dziewczyna i roznosi każdemu poczęstunek. Napój nieokreślonej zwartości, który zapachem przypomina Amol. Coś w ten deseń. Adam patrzy na scenę. Ta kobieta, aktorka czy jak ją można nazwać, jest lekka i zwinna jak kot. Porusza się z taką gracją, panuje nad swoim ciałem tak perfekcyjnie, że do mężczyzny dociera zaskakująca myśl. Seks może być prawdziwym dziełem sztuki.
Nagle czyjś głos, najprawdopodobniej gdzieś zza kotary prosi zebranych, żeby złapali się za ręce i rozpoczęli mantrę. Głos rozpoczyna pierwszy, żeby wprowadzić mniej wtajemniczonych. Adam podaje rękę obcej kobiecie siedzącej po jego lewej stronie i Joli, która jest z prawej pomiędzy nim a swoim mężem. Wszyscy zaczynają monotonnie mruczeć poszczególne dźwięki, podczas gdy para na scenie zdaje się dopasowywać swoje ruchy do płynącej w eterze mantry. Nie mija dziesięć minut, kiedy dotyk dłoni obydwu kobiet i szczególna atmosfera sprawia, że dyrektor ma wzwód.
Jola puszcza do niego oko, po czym odwraca głowę i wpatruje się łakomie w scenę. Mężczyzna widzi sterczące sutki pod cienką bluzką swojej sąsiadki po lewej stronie. Jego wzrok w ogóle jej nie peszy. Powoli zasycha mu w gardle. Wszyscy tutaj wydają się niesamowicie otwarci.
Wreszcie niecodzienny performance dobiega końca. Rozlegają się brawa i owacje na stojąco. Aktorzy kłaniają się widzom, uśmiechając się przy tym szeroko. Do środka wchodzi kobieta. Ma na sobie przezroczystą szatę, pod którą widać jej walory. Patrzy na zebranych i odzywa się zaskakującym dziewczęcym i delikatnym głosem.
– Szanowni państwo, teraz jesteście dostrojeni. To trochę tak jak się stroi rozregulowany fortepian. Bo wszyscy przed wejściem tutaj przypominaliście rozstrojone instrumenty. Czujecie różnicę?
Goście potakują głowami i choć żadne z nich nie jest w stanie powiedzieć, na czym ta różnica polega, to czuć ją wyraźnie. Absurd jednak tylko pozorny.
– Na tym polega praca z czakramami, witam was kochani w naszym klubie. Teraz możecie iść dalej – wskazuje dłonią na jedną ze ścian.
Przez chwilę ludzie są zdezorientowani. Nigdzie nie widać wyjścia. Kilka osób podchodzi do jednej ze ścian i dotykają jej ostrożnie. Wreszcie orientują się, że kotary w jednym miejscu zachodzą na siebie. Jakaś kobieta odchyla jedno płótno od drugiego i znika w powstałej szczelinie. Reszta idzie w jej ślady.
Po drugiej stronie panuje istny surrealizm. Z wysokiego sufitu gdzieniegdzie zwisają półprzezroczyste płótna, coś jak rękawy, wewnątrz których tańczą kobiety. Wiją się zmysłowo, rozciągając materiał finezyjnymi ruchami. Wygląda to, jak teatr cieni. Piersi tancerek ocierające się o delikatny materiał zdają się dopraszać pieszczoty. Każdy rękaw jest podświetlony w przemyślany sposób.
Jest tutaj więcej gości. Jedni stoją w grupkach czy parach, inni przechadzają się, a pośród nich krążą tancerki brzucha. Tym kobietom również nie brak finezji i wprawy. Są niemal nagie, resztki garderoby tylko podkreślają ich kobiecość. Cała trójka rozgląda się dookoła z wypiekami na twarzach. Idąc dalej, zauważają mężczyznę w garniturze, przed którym klęczy kobieta i robi mu dobrze ustami. Spoglądają na siebie zaskoczeni, że inni zdają się nie reagować. Ci, na których patrzą, z całą pewnością nie są z obsługi.
Od jednej z kelnerek dostają szklanki dziwnego koktajlu i bez zastanowienia piją go, chcąc w ten sposób odzyskać mowę. Adam czuje, jak pożądanie trawi jego ciało. Każdy mięsień zdaje się płonąć. Każdy nerw pulsuje wyczekująco. W innym miejscu również widzą parę, która kocha się na oczach pozostałych.
– Zahamowania zostawiliście za tamtą ścianą, kochani – słyszą głos kobiety z obsługi – jesteście tutaj, żeby oddać się rozkoszy... śmiało.
Trudno powiedzieć czy to efekt wypitych trunków, czy mantry, a może wszystkiego naraz. Zanim Adam czy Bogdan reagują, stojąca pomiędzy nimi Jola sięga dłonią do ich rozporków. Jednym wprawnym ruchem rozpina je i uwalnia ich członki. Dyrektor zerka na sąsiada, który sprawia wrażenie, jakby sam nie wiedział jak się zachować. Żadne z nich nie odzywa się choćby słowem. Tymczasem żona Bogdana bawi się ich twardymi penisami. Masturbuje ich leniwie, spoglądając przy tym, to na męża, to na swojego sąsiada. Jej wzrok jest mętny i szklisty, usta wykrzywione w lubieżnym grymasie.
– Wasze kutasy, są takie rozkoszne – rzuca, patrząc to na jednego, to na drugiego – nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy.
Jej dłonie są delikatne, a palce smukłe. Oplata ich prącia w ostrożnym, ale pewnym uchwycie i miarowym ruchem, to zsuwa skórę napletków, to wciąga ją na miejsce. Jakaś para przechodzi tuż obok. Kobieta, o krótkich rudych włosach odwraca wzrok od swojego partnera i spogląda na przyrodzenie Adama. Uśmiechnęła się do niego i zwilżyła wulgarnie usta końcówką języka. W odpowiedzi penis mężczyzny pręży się jeszcze bardziej.
Stoją tak dłuższą chwilę, podczas gdy oddzielająca mężczyzn kobieta porusza rękami, jakby wiosłowała. Wokół nich coraz więcej ludzi zaczyna się łączyć w miłosnych uściskach. W powietrzu unosi się zagadkowy zapach, to zapach seksu i wszechobecnej żądzy. Powietrze zdaje się przez to rozedrgane.
Jola zsuwa się na kolana. Zmusza partnerów, żeby się zbliżyli. Odwraca się do męża i chwilę pieści go ustami. Później robi to samo z Adamem. Najpierw patrzy mu prosto w oczy, a dopiero później pozwala mu patrzeć, jak żołądź znika w jej czerwonych namiętnych ustach. Kiedy powtarza to samo kilka razy, próbuje wsunąć sobie obydwa członki. Żadnemu z mężczyzn zdaje się nie przeszkadzać, że ich penisy dotykają się u nasady. Język kobiety wynagradza wszelkie niedogodności. Jest naprawdę wszędzie. Raz na jednej główce, a zaraz później na drugiej.
Z głośników, zamiast muzyki zaczyna płynąć mantra wypowiadana ustami kilkudziesięciu kobiet. Ich głosy niepostrzeżenie sączą się do umysłów wszystkich gości. Powoli rozpętuje się prawdziwa gorączka. Tymczasem Jola odpycha Adama i klęcząc, pieści ustami swojego męża, a tyłek wypina do sąsiada. Dyrektor nie waha się ani chwili i klęka za nią.
Wchodzi jednym gładkim pchnięciem. W zasadzie nie wchodzi, wślizguje się do mokrej mięsistej jamy. Łapie kochankę za biodra, ugniata je, cieszy się dotykiem jej gładkiej jasnej skóry. Bogdan trzyma żonę za włosy, starając się unieruchomić jej głowę. Teraz to on chce wkładać penisa w jej usta, a nie patrzeć jak robi to żona. Cała trójka przyspiesza. Ich ruchy stają się bardziej skoordynowane, jakby stanowili jeden organizm. Mężczyźni patrzą na siebie. W tej konkretnej chwili czują ze sobą ogromną więź. Trochę jakby się wspólnie modlili. Nagle pojawia się orgazm. Przepływa przez nich niczym prąd przez kabel wysokiego napięcia. Wstrząsa mięśniami, rozsadza mózgi i rozlewa się gorącą falą. Po chwili spazmów cała trójka zastyga na chwilę. Wyglądają jak lubieżna rzeźba.
Po kilkunastu minutach dochodzą do siebie. Niemal natychmiast zjawia się przy nich kobieta z obsługi. Zaprasza ich do łaźni, w której para ma zapach lasu sosnowego, a woda temperaturę ich ciał. Po pobycie w łaźni doprowadzają się do porządku. Nie odstępują się nawet na krok. Czują zadziwiającą potrzebę trzymania się razem. Ciągle utrzymują kontakt wzrokowy, dotykają się i przytulają. Są szczęśliwi jak Adam i Ewa w raju. Tyle że jest ich troje.
W pewnym momencie pojawia się krótkowłosy rudzielec. To ta sama kobieta, która tak entuzjastycznie zareagowała na widok jego wzwodu. Puszcza oko do Adama. Jakby chciała go zachęcić do rozmowy. Towarzyszy jej ten sam mężczyzna, z którym przechodziła wcześniej. Dyrektor na nią patrzy. Kobieta ma szczupłe ciało i drobne piersi o sterczących nabrzmiałych sutkach jak ziarna kukurydzy. Jej rude włosy w okolicy szyi wykręcają się nieznacznie ku górze, odsłaniając jej smukłą szyję.
Obiekt jego obserwacji odwraca się, ukazując niemal nagie plecy, na których widnieje tatuaż. Jest duży i wygląda znajomo. To wizerunek Kali, kobiety o trzech rękach z jednej i trzech z drugiej strony. Adam błyskawicznie przenosi się do miejsca, gdzie widział nocą na polu ten sam wizerunek, tyle że utkany z wiatru i śniegu. Tymczasem rudzielec uśmiecha się, zostawia swojego partnera i rusza przed siebie oglądają się co chwila za oszołomionym dyrektorem.
Mężczyzna waha się. Czuje lęk, podniecenie i ciekawość. Czy to jakiś znak? Czy ta kobieta należy do sekty? Mimo wszystko rusza za nią. Rudowłosa nimfa kręci biodrami i stawia kroki jak rasowa modelka. Wyraźnie z nim pogrywa, co rusz zerkając za siebie z uśmiechem na ustach. Mijają ludzi, na których nie zwracają w ogóle uwagi.
Nagle obiekt jego zainteresowania znika w kolejnej szczelinie w ścianie. Adam podbiega i również wciska się pomiędzy płótna. Z zaskoczeniem stwierdza, że znajduje się w ciemnym pomieszczeniu. Czerń jest tak gęsta, że nie widzi własnej dłoni podsuniętej pod nos. Nie może się wycofać. Musiał się poruszyć, ponieważ płótno za nim jest jednolite. Żadnej szpary. Gdzieś tu powinna być ta kobieta. Wyciąga przed siebie ręce i rusza ostrożnie do przodu.
Nagle słyszy słodki dziewczęcy i eteryczny głos kobiety:
Nad potokiem pośród drzew, niesie się ptaka śpiew
Mężczyzna wykonuje kilka rozpaczliwych ruchów, ale wygląda na to, że wokół nie ma kompletnie niczego. Nawet ścian.
Czasem jesteśmy pełni zwątpienia... To mnie zastanawia
– Gdzie jesteś? – wyrywa się mu.
W odpowiedzi słyszy śmiech. Dźwięczny, radosny śmiech trzpiotki, która chce się bawić w ciuciubabkę. Najdziwniejsze jest, że śmiech rozlega się niemal we wszystkich zakątkach pomieszczenia. Mężczyzna rusza przed siebie, jednak jest tak potwornie ciemno, że nie jest w stanie jej znaleźć.
W myślach mam obraz ten: kręgi dymu pośród drzew
Nagle gdzieś wysoko w powietrzu zapala się ostre trupio blade światło. Lśniący snop pada prosto na rudowłosą. Kobieta ma ręce opuszczone wzdłuż tułowia. Dłonie otwarte w stronę mężczyzny. Wokół nich panuje niemal doskonała czerń. Nieznajomą otaczają kadzidła, które tworzą okrąg. W tym okręgu jest również miejsce dla Adama. W ostrym świetle nieznajoma wygląda jak zjawa, która uśmiecha się do niego enigmatycznie. Kobieta jest naga, ma chłopięcą figurę, a na jej drobnych piersiach lśnią różowe sutki. Dyrektor wchodzi do okręgu. Czuje ostrą woń kadzideł.
Kręgi dymu pośród drzew i głosy tych, co patrzyli w mą stronę
Kobieta recytuje łagodnym głosem. Mężczyzna zatrzymuje się tuż przy niej. Jej oczy mają zaskakującą głębię, choć może to skutek dymu, który ich spowija. Niespodziewanie nieznajoma sięga dłonią do jego rozporka, wyjmuje penis i zaczyna go masturbować. Uśmiecha się, czując, jak rośnie jej w dłoni.
Słychać szepty, że wnet, jeśli złączy nas seks, wtedy Pani przyniesie nam sens.
Skołowany Adam szybko orientuje się, że to nie są oryginalne słowa piosenki Led Zeppelin. Tam nie było słowa o seksie, a zamiast pani był grajek, jednak ta wersja ma w tej chwili dla niego więcej sensu. Poza tym jego ciało ponownie zapłonęło pożądaniem.
Nie ma pojęcia, skąd to wie, ale kładzie się na podłodze. Czuje, że tak trzeba. Tajemnicza partnerka przykuca tuż nad jego przyrodzeniem. Sprawia wrażenie bardzo gibkiej. Jej nogi są ułożone prostopadle do jego ciała, a zgięte kolana tworzą kąt dziewięćdziesięciu stopni. Bez utraty równowagi wciąż masuje dłonią sztywnego już penisa. Wilgotny srom muska spuchniętą żołądź, a kiedy kochanka obniża miednicę, zanurza się ciut głębiej. Delikatne wargi sromowe opadają na główkę niczym kurtyna.
Kochanka nie pozwala mu wejść głębiej. Wyłącznie na tyle, żeby poczuł pieszczotę nabrzmiałych od krwi warg i rozgościł się w mięciutkim, mokrym przedsionku, który w porównaniu z jego twardym, jakby był odlany w brązie penisem, wydaje się wręcz nierzeczywisty. Trwają tak dłuższą chwilę. Zdaje się, że kobieta czeka, aż umysł jej kochanka wypełni wyłącznie jedno pragnienie. Chęć zanurzenia się w niej. Ta myśl musi nim owładnąć. Musi naprawdę pragnąć, żeby pozwoliła mu wejść w siebie. Wreszcie to się staje.
Rudowłosa opuszcza miednicę niżej. Oboje patrzą sobie w oczy. Ich oddechy są wyrównane, pracują w tym samym rytmie. W pełnej ciszy i absolutnym skupieniu członek wciska się w ciasną dziurkę. Odbywa się to bardzo wolno, tak że czuje każdy kolejny milimetr jej ciała. W środku jest gąbczasta, plastyczna, puszysta. Jej wilgotne ściśnięte wnętrze rozstępuje się pod naporem spuchniętej żołędzi z pewnym oporem. Mężczyźnie kręci się w głowie od tego doznania.
Komórki nerwowe przekazują do mózgu mężczyzny intensywną słodycz, błogostan wręcz upojenie. Jest pijany zmysłowym masażem waginy, która to unosi się, to opada miarowym rytmem. Adam nie ma pojęcia, jak długo się kochają. Przez cały ten czas jego emocje się nasilają, jakby spijał z niej esencję kobiecości. Utrzymuje się w stanie niemal permanentnego orgazmu, a właściwie tej rozkosznej chwili tuż przed.
Kobieta kładzie mu dłoń na piersi. Wsłuchuje się w bicie serca kochanka. Własną ręką kieruje dłoń mężczyzny na swoją pierś i przez chwilę, choć to przecież niemożliwe, słyszy jednocześnie rytm dwóch serc, które zaczynają stopniowo stapiać się w jedno. To magiczna chwila, trochę jak sen w śnie. Mężczyzna czuje się, jakby nagle ich fizyczne ciała rozpadły się na atomy albo jakby zapadli się w swój intymny wewnętrzny świat. Świat, który zdaje się miękki, wilgotny i ciepły, a wokół rozbrzmiewają potężne tam-tamy. Tyle że to ich serca.
Na twarzy rudowłosej pojawia się uśmiech, kiedy osiągają pełną synchronizację. Kobieta zwinnym kocim ruchem obraca się plecami do kochanka, nawet przez chwilę nie pozwalając mu wyjść z siebie. Adam patrzy na jej plecy, gdzie widnieje wizerunek Kali. Z tej perspektywy widzi również pupę rudowłosej kochanki. Kiedy jej tyłek się unosi, mężczyzna zerka na rowek oddzielający drobne pośladki, zerka niżej i widzi ciemną, brązową ściśniętą dziurkę anusa później troszkę ciała i dostrzega błoniasty pierścień jej waginy zaciskający się na twardym żylastym członku.
Kobieta opuszczając pośladki, sprawia, że częściowo traci podniecający widok, ale zyskuje nieludzką pieszczotę i po chwili znów dostrzega zaciśnięty pierścień waginy, który zostawia na prąciu lśniący, gęsty śluz. Rudowłosa w pewnym momencie, jakby świadoma, że jej partner pasie wzrok jej kobiecością wypełnioną prąciem, unosi tyłek nieco wyżej, tak wysoko, że Adam widzi wysuwającą się i mocno nabrzmiałą żołądź. Wagina zamyka się na chwilę z głośnym cmoknięciem. Teraz główka ślizga się po mięciutkim delikatnym sromie. Całe ciało mężczyzny drży z podniecenia.
Oboje zaczynają dyszeć i jęczeć. W uszach oszołomionego rozkoszą kochanka, jęki nieznajomej brzmią rozkosznie. Podniecają po stokroć. W akompaniamencie kobiecych pomruków odpływa w niebyt. Jego mózg pęcznieje, rozsadza czaszkę. Synapsy nie nadążają z przekazywaniem wszystkich bodźców. Kiedy kochanka podaje mu ręce, ich palce splatają się w namiętnym uścisku i błyskawicznie pojawia się pomiędzy nimi ciepło. Jest cudowne, rozlewa się na ich ciała, jakby się zanurzyli w gorącej wodzie. Adam czuje jej kobiecą energię w postaci żaru, który rozlewa się na jego lędźwie i kumuluje u podstawy kręgosłupa, a następnie przepływa przez jego prącie i wypełnia na powrót jej wnętrze. W pewnym sensie stanowią obwód zamknięty.
Nagle tatuaż zaczyna lśnić. Wizerunek Kali jarzy się, jakby zaczynał żyć własnym życiem. Dyrektor patrzy z niedowierzaniem. Ten widmowy wizerunek spogląda na niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Jakby miał przed sobą prastarą boginię. Sam już nie wie, z kim tak naprawdę się kocha. Wyciąga dłoń do lśniącej fantasmagorii, do tej ułudy wywołanej, być może, nadmiarem emocji i dokładnie w tej chwili do jego żołędzi napływa z dużą prędkością nasienie, co wywołuje potężne mrowienie. Przed oczami wybuchają mu białe kule światła, a rozkosz poniewiera jego ciałem.
Kochanka pozwala mu dojść do siebie i nie zmienia pozycji ciała nawet na sekundę. Wreszcie Adam mruga zdezorientowany. Czuje się jakby wrócił z dalekiej wyprawy. Trochę jak na księżyc i z powrotem. Kiedy rudowłosa z niego schodzi, ciemność wokół nich zostaje rozproszona. Stopniowo, ale coraz wyraźniej dostrzega, że oboje znajdują się na scenie, a wokół nich stoi mnóstwo ludzi. Wszyscy wyglądają na podnieconych i wstrząśniętych. Biją brawo. Oklaski szybko zlewają się w jedną bezładną kakofonię dźwięków i mężczyzna odpływa. To uczucie jakby zapadał się w sobie.
*
Kiedy odzyskuje świadomość, orientuje się, że jest w samochodzie z głową na kolanach Joli. Podnosi się niezdarnie. Jest potwornie osłabiony. Szyba obok jego głowy jest zaparowana, choć słyszy pracującą klimatyzację. Zbiera myśli na tyle, że wie już, iż nie jest to ta sama taksówka, którą tu dotarli.
– Dałeś czadu, sąsiad – Bogdan z uśmiechem zerka na niego przez ramię.
– Nie pomyślałabym, że staniesz się gwoździem programu – Jola kładzie mu dłoń na udzie – to musiało być niezwykłe przeżycie, prawda?
– Zupełnie, nie z tego świata – potwierdza jeszcze oszołomiony.
– Przynajmniej nie możesz powiedzieć, że się nie bawiłeś – Bogdan odwraca głowę w kierunku drogi.
– To była niesamowita noc – miękki głos mężatki zdradza swoisty sentyment do sąsiada, dłonią ściera nieistniejący paproch z jego twarzy – mamy nadzieję, że też tak ją zapamiętasz... – wpatruje się w niego niebieskimi oczami.
– Dokładnie tak – dyrektor kładzie dłoń na jej udzie – zdecydowanie tak ją zapamiętam – kobieta się uśmiecha.
Kiedy docierają na osiedle Wrzosowiska, dochodzi czwarta nad ranem. Wiatr milczy, śnieg również przestał padać. Żegnają się na chodniku. Delikatny ostrożny pocałunek z nią i uścisk dłoni dla męża. Adam wraca do siebie. Zamyka drzwi i wchodzi na piętro. Pada na łóżko. Czuje potworną niemoc fizyczną, wręcz bezwład mięśni. W głowie ma mętlik. Zerka przez okno. Latarnia uliczna oświetla dla niego fragment dzielnicy. Śnieg zdobi okolicę białym kożuchem zalegającym na ziemi, ogrodzeniu i drzewach. Wszystko wygląda spokojnie i harmonijnie. Mężczyzna zapada w sen, który jednak jest daleki od spokoju i harmonii. Wracają demony.
Jak Ci się podobało?