Ilustracja: pixabay.com

Scena miłosna z golonką w tle

8 stycznia 2025

16 min

Wyszedłem do pracy nieco wcześniej. Zrezygnowałem z autobusu; szedłem pieszo, by sobie wszystko przemyśleć.

Między mną a Magdą coś zaczęło się psuć. Pewne symptomy pojawiły się już wcześniej, ale dopiero teraz zdałem sobie z nich sprawę. Przyszedłem wtedy z imbusami i śrubokrętem, bo poprzednio napomknęła, że okno się trze przy zamykaniu. Gdy wyjąłem narzędzia i spytałem, które to, zachowywała się, jakby była obrażona.

O co jej chodzi? Gdzie jej uśmiech? – myślałem. Dlaczego go zabrakło? Coś do mnie mówiła, jak to ona, ale ja milczałem. Nie lubię gadania, a szczególnie przy pracy.

Czy ona uważa, że cała miłość opiera się na słowach? Że jak powiem „kocham, kocham…” to kocham, a jak uścisnę, naoliwię piszczące zawiasy, zamontuję kinkiet, który razem kupiliśmy, bo jej się tak podobał, to nie kocham?

„Kocham, kocham” to tylko słowa… Nic oprócz słów.


Michał opuścił mnie jak zwykle wieczorem. Chyba wcześniejszym niż zazwyczaj. „Skowronek śpiewa. Nie, to słowik” – zacytowałam rozmowę kochanków, ale nie zatrzymało go to. Między nami przestało iskrzyć. Kiedy to się zaczęło? Nie wiem. Może wtedy, gdy tak oschle się zachował w rocznicę naszego poznania? Zamiast kwiatów przyniósł jakieś klucze do okna, nie pocałował, nic miłego nie powiedział. Nie wspomniał o jubileuszu. Zabrakło słów, na które czekałam.

Słów miłości.

Czy on myśli, że jak coś naprawi, wyreguluje, naoliwi, podłączy, to jest miłość? To czas stracony dla miłości! Wolałabym, gdyby objął me piersi, gdyby powiedział, jakie są z początku miękkie, by potem skomentować, jak rwą się ku niemu! Gdyby pieścił moje dłonie, a nie żarówkę! Kochać można się w ciemności; miłość lampy nie potrzebuje! O miłości mogę słuchać, nie otwierając oczu!

Słowa, słowa!… Tych kilka prostych, pięknych dźwięków… Jakże są ważne!… Dlaczego on nie mówi o miłości?


Czy ona myśli, że miłość wyraża się w gadaniu? Jej słowa są fajne, ale czy to miłość? Nie umiem tak mówić jak Magda. Jak chce poezji, niech słucha piosenek, niech czyta wiersze, romanse… Tam jest pełno słów, ale tylko słów. Nie ma tam miłości. Czy komuś romans naprawił zacięty ekler? Czy komuś książka zagrzała łóżko? Czy poezja ugotowała obiad? Magda pięknie mówi o miłości… Ale tylko mówi. Komu wystarczą słowa? Miłość potrzebuje konkretów, dotyku… Potrzebuje działania. Słów mogę słuchać w radiu! Czy ktoś kiedyś pokochał radio?!


Czy on nie potrzebuje moich słów? Dlaczego zostawia mnie samą w miłosnym monologu? Chyba lubi słuchać, gdy deklamuję poezje Staffa, Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej… Gdy nucę słowami Przybory, Osieckiej… Milczy wtedy zafascynowany, oczy mu błyszczą… Dlaczego nie idzie dalej?… Dlaczego nie weźmie mnie w ramiona, nie uciszy pocałunkiem… Przecież byłaby to kontynuacja poezji! Przecież na to czekam! Czy on tego nie czuje? Widać nie; zastyga, jakby bał się mnie dotknąć. Myśli, że jestem aż taka krucha? Że rozsypię się na fragmenty skorup? Że pęknę w odłamków stos?

Wyobraziłam to sobie. Ja jako kruche naczynie, farfurka albo waza z cieniutkiej, przeświecającej chińskiej porcelany… Przytula mnie, ściska mocno, mocno! A ja pękam i osypuję się na podłogę dźwięcznym deszczem okruchów…

Dreszcz.

Czyżbym chciała, by mnie aż tak przycisnął? Chciałabym pęknąć, rozsypać się przed nim i pod wpływem niego na milion kawałeczków?

Wyobraziłam sobie, jak mnie składa, skleja… Podpowiadałabym mu: „Ten kawałek tu, ten tam, a ten ostrożnie, wiesz, bo jeszcze drży…”.

Faktycznie drżał. Ścisnęłam nogi, by się uspokoić, ale to nie pomogło.

Wtedy mógłby nawet milczeć…


Ma taki kojący głos. Ma talent; nigdy nie słyszałem, by ktoś tak pięknie recytował. Słowa, wydobywając się z jej ust, trzepoczą jak ptaki, świergocą jak wróble… Nigdy przedtem nie słuchałem poezji, która śpiewa i trzepocze.

Może jestem wobec niej niesprawiedliwy? Przecież lubię ją. Przecież jest mi przy niej dobrze. Ale tylko mówi! Choć lubię jej słuchać, do życia słowa nie wystarczą. Lodówkę ma wiecznie pustą i jeśli jestem u niej, to na jedzenie czy piwo nie ma co liczyć. Wczoraj nie miała nawet herbatników. Może dlatego rozstaliśmy się tak oschle, wręcz ozięble, bo byłem głodny? Nie dba o mnie? No może dba, ale inaczej. Przecież nieraz pod jej wpływem było mi tak dobrze, że penis się budził. A ona nie przysunęła się. Mówiła. Siedziała tak blisko, o cal, a tak daleko…!

Słowa stworzyły barierę, przez którą nie śmiałem się przebić. Odgradzała się nimi.

Pieprzone słowa! Zawsze mnie onieśmielały, przez całą szkołę. Dlatego od polskiego wolałem matematykę, fizykę, warsztaty.

Słowa, słowa… Bez nich nie byłoby jej, nie kochałbym jej, ale przez nie nie mogę jej nawet pocałować! Czy kto widział, by pieprzyć katarynkę?

Nie, to niesprawiedliwe, katarynką nie jest.

Poczułem wyrzuty sumienia; prawie jakbym ją obraził, a przecież nie chciałem.

W sobotę przyniosę jej kwiaty. Kobiety podobno wolą kwiaty od czekoladek. Takie z filmu to wolą brylanty, ale mnie na klejnoty nie stać; kwiaty muszą wystarczyć. Po drodze wstąpię do Milano, wezmę coś na wynos. Spaghetti; podwójną porcję. Może jak nie będę głodny, to będę miał dla niej więcej cierpliwości. A dla niej frutti di mare. Powinno jej przypasować. Kupię wino. Do makaronu pije się chyba czerwone; chianti czy cabernet. Ja tam wolę piwo, ale kobiety lubią wina. Białe. Te w filmach piją zawsze białe. A jakie do tych morskich stworków? W Milano powinni wiedzieć, jakie się nada.


Dlaczego ostatnio był taki niespokojny? Wszedł do kuchni, zaglądał tu i tam, jakby czegoś szukał. Może był głodny? Czyżby tak prymitywna rzecz, jak jedzenie, była dla niego ważniejsza ode mnie? Czy dlatego niemal nie słuchał moich słów? A dawałam mu skarby mojej miłości! Zauważywszy, że nie może się skupić na erotykach, przywołałam z pamięci Redutę Ordona, bo mężczyźni to ponoć wojownicy. A on?

Włączył telewizor!!!

Też coś, telewizor miałby być ciekawszy od Mickiewicza? Ważniejszy ode mnie?

Umilkłam.

Posiedzieliśmy chwilę w milczeniu. Widać też zauważył, że jakiś panel polityków brzmi gorzej niż wieszcz, bo nacisnął na wyłącznik. Milcząc, poszedł do łazienki, ubrał się i pożegnał.

Przyjdzie w sobotę. Po co? Skoro nie podobają mu się moje słowa, to co mu się podoba? Co zrobimy, gdy zamilknę? Nie mam lampy do podłączenia, zawiasy nie piszczą, wszystko działa. Chyba że coś wyszukam lub celowo zepsuję.

Czy tym razem porozmawia ze mną, gdy będzie coś tam grzebał? Fakt, palce ma zręczne, choć takie grube i silne. Podobają mi się, ja mam inne, szczupłe; sprawne, ale słabe.

A potem? Czy można być razem, milcząc? Jak zwierzęta? Nawet kozy meczą i owce beczą!

Gdy między nami zapadnie milczenie, co wypełni pustkę?

Chyba że spróbuję inaczej. Zamówię jakiś obiad. Duży, by się najadł. Może wtedy będzie miał lepszy humor. Lidka wspomniała, że w U Kachny mają smaczne golonki. Wezmę dwie porcje; dla siebie znajdę jakąś rybę. Podobno do golonki faceci lubią piwo. Muszę zapamiętać, by kupić. Lepiej zapiszę w smartfonie na piątek, bo inaczej na pewno zapomnę. Będę wracać, to kupię. I co jeszcze? Zapytam w U Kachny; powinni wiedzieć, co do golonki najlepsze.

Ale zaraz, ta golonka będzie przecież w sobotę zimna!…


– Cześć, Magda.

Wręczyłem kwiaty, które skwitowała uśmiechem radosnego niedowierzania. Nie pamiętam, jak poprzednio reagowała na kwiaty… W sumie od ostatnich trochę czasu minęło. Nastawiłem się, że zasypie mnie gradem słów.

Torbę z żarciem postawiłem na blacie szafki na buty. Cały czas spodziewałem się tych jej poezji. Czekałem na nie, podświadomie spięty.

Nie doczekałem się, bo ogarniała bukiet, więc zdjąłem kurtkę, a potem mogłem wrócić do delektowania się tym uśmiechem. Trudno się uśmiechać, gdy deklamuje się wiersze, więc długo go nie widywałem. Tak długo, że z zachwytem przybliżyłem się do tych dziś milczących ust i wreszcie mogłem je pocałować.

Objęła mnie i przytuliła, a mi zrobiło się miło. Brzuchem musiała to poczuć, bo zadrżała.

Poczułem się przyłapany, zatem oderwałem się od niej i, by się usprawiedliwić, szepnąłem:

– Kocham cię.

Westchnąwszy rozkosznie, poszerzyła uśmiech.

Ponieważ obiad stygł, chwyciłem za papierowe ucha torby.

– Chodźmy! Kupiłem coś po drodze.

Przeszliśmy do jej nieskazitelnie czystej kuchenki. Pewnie – jak ma być brudna, skoro Magda nic nie gotuje. Czy ona w ogóle coś je? Nie mogłem sobie przypomnieć. Raz jedliśmy lody, a poza tym tylko jakieś herbatniki.

Na bocznym, pustym dotąd blacie stała nowiutka kuchenka mikrofalowa. W sumie to dobrze, przestałem się bać, że przyniesione żarcie ostygnie. Wyraziłem radosne zdziwienie.

Tym razem ona zaczęła się tłumaczyć:

– Kupiłam, bo pomyślałam, że się przyda do odgrzania golonki.

– Golonki!??

Otworzyła lodówkę.

W jej dotąd wypełnianym przeciągami wnętrzu leżały pudła, pudelka i różne kolorowe opakowania. Widziałem czteropak heinekena i co najmniej dwa warsteinery.

Byłem pod wrażeniem. Na dwa wina starczy jeszcze miejsca, ale ledwo, ledwo.

Wyciągnęła największy kartonik, by przełożyć zawartość na talerz. Golonka była olbrzymia, na moje oko ponadkilowa.

– Lidka powiedziała, że mężczyźni lubią golonkę. – Gdy to mówiła, oblała się pąsem.

Nigdy nie widziałem, by się rumieniła. Nawet gdy recytowała erotyki jakiejś tam poetki dwojga tak długich nazwisk, że nie zapamiętałem. Wstrzymałem ją.

– Najpierw zjedzmy moje. Jest ciepłe. – Nie chciałem wyrażać powątpiewania w smak odgrzewanej golonki. Ale chyba nie mam racji; golonka to zawsze golonka!

– Ty też kupiłeś obiad?! – wykrzyknęła, zobaczywszy wyciągane przeze mnie opakowania. – Kto to wszystko zje!

Wykładając wina, stwierdziłem radośnie:

– Nie bój się! Uwielbiam golonkę z piwem. Na pewno jej nie przepuszczę. Wieczór długi.

– To będziesz musiał zostać do jutra. Kupiłam dwie. – Odwróciła się, by otwierać i przekładać na talerze, co przyniosłem.

No, wreszcie powiedziała coś sensownego. Pierwszą propozycję wspólnej nocy zawdzięczam golonce. Dwie przyjemności w jednym.

 – O, a co to?

Spojrzałem, czemu się tak radośnie dziwuje.

– Frutti di mare. Lubisz?

– Bardzo, ale to drogie…

– Na pewno tańsze od dwóch golonek. Wziąłem jeszcze spaghetti di Napoli, gdybyś nie lubiła morskich żyjątek.

Nie dodałem, że w zasadzie planowałem sam je zjeść. No ale teraz… Na pewno wolę golonkę!

Znalazłem kieliszki i zaniosłem je z butelką wina do pokoju. Gdy nalewałem Granbeau, przytuliła się do mnie. Trochę mi to przeszkadzało; obawiałem się, że rozleję na serwetę.

– Odpuść na chwilę – powiedziałem. – Ja nie ostygnę tak szybko, jak ta włoszczyzna.


Nie pamiętam, kiedy ostatnio jego usta wypowiedziały poezję!

Usiedliśmy obok siebie. Piłam wino i jedliśmy. Ja owoce morza, a on, w oczekiwaniu aż golonka się zagrzeje, próbował makaronu. Powiedział, że tylko jako przystawkę, dla towarzystwa. Dałam mu kilka skorupiaczków i ośmiorniczkę. Krygował się; powiedział, że przecież grzeje mięso. Ze zwisającą z warg wstążką spaghetti wyglądał tak uroczo, że przypomniał mi się Zakochany kundel Disneya. Nie mogłam się pohamować i przybliżyłam się, by chapnąć kołyszącą się nitkę. Gdy nasze usta się zwarły, pocałował mnie.

Już drugi dziś raz, a ledwo co przyszedł!

Jak wino wpływa na smak pocałunku? Hmmm, ciekawe zagadnienie. Muszę poszukać, co o tym pisali włoscy poeci.

A makaron?…


Kuchenka pipnęła, więc poszedłem sprawdzić, czy golonka już dobra. Dołożyłem dwie minuty, a czekając, przejrzałem zawartość lodówki i zabrałem do pokoju piwo i szklankę.

– Masz tam coś, co przypomina smażoną rybę. Mam ci to odgrzać?

– No co ty! Po tej włoskiej uczcie nie ma we mnie miejsca już na nic. No, może tylko na wino.

– A na mnie?

Zarumieniła się. Już drugi dziś raz, a mi załaskotało w lewej nogawce.


Znów poezja. Wyobraźnia podsunęła mi odczucie wypełniania… nim. Z pewnością spiekłam raka! Musiał to zauważyć, co tylko przyczyniło się do nasilenia czerwieni; czułam, jak policzki mnie palą. Może to przez wino? Dawno nie wypiłam trzech kieliszków. I to jeszcze z chłopakiem! Z jakim chłopakiem, Michał jest mężczyzną i to nie byle jakim! Bary szerokie, dłonie pięściarza, siła mocarza…

Wyobraziłam sobie, jak mnie faszeruje. Faszerowana gołąbka… Nadziana na… Nie, nawet w myślach nie powiem tego słowa. Jest takie wulgarne!

Patrzyłam, jak wraca z kuchni z talerzem.

– W U Kachny kazali mi wziąć purée z grochu i kapustę oraz dokupić chrzan i musztardę. Są w lodówce.

Cofnął się i wrócił z dwoma słoiczkami.

– Były – odpowiedział.

– A purée i kapusta?

– Grzeją się. Na pewno nie chcesz tej ryby?

– Na pewno – uspokoiłam go. Opróżniłam kieliszek. Który to już? Nawet z kumpelami nie piłam tyle. – Resztę miejsca rezerwuję na ciebie.


O! Nigdy nie była taka otwarta, gorąca i chętna. I nigdy nie mówiła z takim sensem. Czy na kobiety też działa jedzenie? Może i ona była oschła, bo głodna? Co najmniej wino dobrze jej robi; wypiła chyba cztery kieliszki. Pij, Magdo, pij! Mamy jeszcze drugą butelkę, a ja i tak wolę piwo…

Dolałem jej, po czym zabrałem się za golonkę.

Dobra! Lodówka i mikrofala nic jej nie zaszkodziły!

Wziąłem łyk warsteinera. To jest to!


Dawno mi wino tak nie wchodziło! Co by mama powiedziała, zobaczywszy, że tyle piję…

Je tę golonkę wręcz zachłannie. Chyba lubi. Żuje i gryzie; skórę też. Na pewno mu smakuje! Dobrze mi Lidka poradziła. Ależ ma mocne zęby! I szczęki; wygląda, że jakby włożył do ust kość tej golonki, to by chrupnęło, zgrzytnęło i też by ją zgryzł i połknął.

Magdo, nie pij więcej! Masz zwidy!

Kiedy mi dolał? Kieliszek znów pełny.

Spojrzałam na butelkę.

Dobra, nie jest źle. Prawie pół zostało.

Ale nie jest też dobrze. Bo dlaczego nie przychodzi mi na myśl żaden wiersz o jedzeniu?


No nareszcie! Jemy i nic nie mówimy. W zasadzie ona już zjadła. Ale pije. Ciekawe, bo jak kiedyś sprezentowałem jej sheridana, to odłożyła go gdzieś i tyle go widziałem. Zresztą dobrze; nie lubię likierów.

Ten warsteiner ma idealną temperaturę! I golonka! Pyszna!

Kapusta i groch wreszcie się zagrzały. Golonkę nie tylko trzeba zapić piwem, ale i groch z kapustą jej dobrze robią.

Dlaczego tak na mnie patrzy? Dlaczego milczy? Może te morskie stwory jej zaszkodziły? Eee, chyba nie! Policzki zaróżowione, oczkami strzela… Ale milczy… Chora? Pewnie źle się czuje, bo to milczenie u niej nienormalne. Może to od wina?

Ale przecież pije chętnie! Znów musiałem dolać. Smakuje jej… Najwyżej się upije. Troszkę, nawet kobieta nie ubzdryngoli się półlitrem wina!

Uff! Ależ to dobre! Muszę przerwać tę ucztę, bo nie będę miał sił na tę… która mnie zaprosiła na noc. Nic, że zjadłem mniej niż pół. Ma przecież tę mikrofalę.

Jednak mnie kocha; nawet o tym pomyślała, że golonka i groch to nie herbatniki i muszą być ciepłe.

Odsunąłem się od stołu na ćwierć metra. Taki odruch; gdy kończę jeść, zawsze tak robię. Nie, żeby mi brzuch się wzdymał. Dziś też bym zmieścił więcej, ale…


Nie zjadł! Przestało mu smakować? Dotąd wcinał, aż mu się uszy trzęsły! Co się stało?!

– Dlaczego już nie jesz? Niedobre?

– Bardzo dobre! Ale reszta na potem. Na po deserze.

O ja głupia! Całkiem zapomniałam, że nie mam nic na deser! On też nie przyniósł. Pewnie liczył na mnie. Zawsze miałam jakieś herbatniki, pierniczki, a dziś, jak na złość, nic.

– Niestety, nie mam nic słodkiego.

– Wystarczysz ty. Jesteś słodsza niż weselny tort.

I znowu poezja. A może to przez wino wszystko staje się poezją? Chyba jestem pijana. Szumi mi w głowie, policzki palą.

Muszę je przemyć chłodną wodą.


– Dokąd idziesz?

– Do łazienki.

Czyżby się zachwiała? Poderwałem się, by ją podeprzeć.


Jaki dżentelmen!

Ujął mnie za ramię, a ja przywarłam do niego. Odruch, odwieczna tęsknota za bliskością?

Obrócił mnie przodem i znów pocałował. „Trwaj chwilo! Jesteś taka piękna!” A może to tylko wino? Ale „In vino veritas”! Czyli prawda? Prawda! Kocham tego rycerza okrągłego stołu, który zastawszy w namiocie dziewicę i… golonkę, golonkę odkłada na… deser.

Sir Parcival wprawdzie nie znał golonki, jadał tylko pasztety, ale one antymiłośnie mi się kojarzą. Zdecydowanie wolę golonkę.

Zadrżałam na myśl, że to mnie ma za deser. Co za poezja! „Niewiasta jest wytchnieniem wojownika”, Jako rzecze Zaratustra. Jakby Nietzsche znał Michała, napisałby: „kobieta jest deserem”.

Po golonce? Nietsche na pewno jadał golonki.

Czy golonka znalazła już swoje miejsce w poezji?


Dobrze, że nadal milczy. Nie lubię gadających deserów.

Pozwoli się rozebrać?

Jak nie spróbuję, to się nie dowiem.


– Co robisz?

– Wyjmuję deser z opakowania.

Jak to ładnie powiedział!

– Ale wiesz, że „Zanim wejdą do Namiotu Spotkania, muszą się obmyć w wodzie…”? – Chyba nie zrozumiał. Ach, jak mnie policzki palą. – Gorąco mi. Muszę się ochłodzić. Zaczekaj. Zaraz wrócę.

– Nie będę czekał. Nie pozwolę ci ostygnąć. Dziewczyny i golonki najlepsze gorące.

Ani się spostrzegłam, jak mój biust wysypał się ze stanika. Kiedy go rozpiął?


Nie protestowała, gdy kładłem ją na kanapie. Ani gdy pozbawiałem ją resztek fatałaszków. Na widok nagiego deseru i mnie zrobiło się gorąco, więc czym prędzej przygotowałem sztuciec do jego konsumpcji.

Ale zacząłem jak z lodami w waflu – od lizania tu i ówdzie. Szczególnie tam, gdzie taje i kapie.

Jak pięknie wzdycha! Wolę takie dźwięki od najlepszej poezji!


Ach!!! Jak to możliwe, że się zgodziłam? Całuje mnie tam, gdzie… Nie wstydzi się…? Nie brzydzi?! Nie pozwolił mi się nawet umyć. Czy się zgodziłam? No, nie protestowałam. Czy powinnam? Liże mnie jak lody! A ja taję, moja muszelka rosi się gorącymi kroplami! Jak dobrze, że się zgodziłam!

Ach!

Dawno nie widziałam lodów w waflowych muszelkach! Teraz tak nie podają, w modzie są na patyku…

Och! Usłyszał!?


Nadziałem ją na mój pal. Była ciasna i wchodził z trudem, więc minęło kilka minut, nim roztajała tam do reszty.


Czy Azja Tuhajbejowicz też tak się czuł, gdy go nabijano…? Och! Nie!

– Tak!!!

Myślałam, marzyłam, że mnie ściśnie i skruszy, a on mnie rozsadza!

– Och!

Jak tamten Ordon – ręką-błyskawicą –

Tak on wywija swoją palną świcą.

Do prochów sięga. Wnet reduta padnie!

Jak ma się bronić, kiej siłą nie władnie.

Sama z ochotą obrony się zbawia,

Najgłębsze trzewia na ogień wystawia.

Świco Michała, wnijdź głębiej do lochów

Mojej reduty! Sięgnijże już prochów…

Rozbłysk i wybuch…


Jakże poszło łatwo!


Zgliszcza me Michał swą gasi sikawką.

„Pękłam w odłamków stos”.

Czy mnie poskleja?


Uff… No, klawo było; sprawnie i bez gadania… I niech nie mówi, że było źle, bo nie uwierzę! Dziś się wreszcie rozkleiła i zaraz jest lepiej. Całe szczęście, że nie wpadła na pomysł, by coś deklamować w trakcie! Dziś jej dolne wargi trzepotały inną poezją niż słowa. Praktyczną. I potem – jak spazmowała! Widać, że kocha; bez tego kobieta nie dojdzie…!

– Czy mnie posklejasz? – jęknęła, gdy, delikatnie pocałowawszy w usta, wyszedłem z niej. – Rozsadziłeś mnie i leżę w dymiących kawałkach.

Nie wiedziałem, o co jej chodzi. Znów wraca do gadania? Ale już mam na to sposób: wino. Przed godziną poskutkowało. Wstałem i przyniosłem jej kieliszek Granbeau. Usiadła, chwyciła i spojrzała przezeń pod światło.

– Klej? A wygląda jak wino…!

Niech już lepiej wypije, zamiast wracać do tych swoich poezji.

Przybliżyła kieliszek do warg.

Chyba rzeczywiście wino dobrze na nią wpływa, bo milczała, patrząc na mnie. Wrócił ten piękny wyraz twarzy sprzed półgodziny, gdy obserwowała, jak jem. Delektowałem się nim. Uśmiechnąłem się nawet i chyba powiedziałem bezwiednie: „kocham cię, Magdo”. Bezwiednie, bo pomyślawszy o jedzeniu, przypomniałem sobie o przerwanym obiedzie. I o piwie! Teraz już mogę sobie pofolgować.

– Nie wiem, jak ty, ale ja siadam dokończyć golonkę.


Jacy ci mężczyźni przyziemni! Golonkę!… Ale i ja… nie fruwam… Dziś niczego mu nie recytowałam. Chyba… Od wierszy woli spojrzenia?… Ale to też rodzaj poezji! Ileż można wyrazić wzrokiem, mimiką! Mnie też dziś wystarcza, że przygląda mi się z uwielbieniem, uśmiecha się… Dlaczego nie widziałam tego u niego wcześniej? Nie patrzyłam? Czyżbym tak skupiała się na słowach, że zapomniałam o nim?

Może w miłości można się obyć bez słów?

A bez golonki? Makaronu? Frutti di mare?

Bez wina?

 

Dołączyłam doń przy stole.

Gdy zerknęłam na swoje piersi nad golonką, sama się zaśmiałam. Czysty naturalizm! Jakby Michał wdział surdut, byłoby jak Śniadanie na trawie.

Dobrze, że nie ma surduta. Nie włożył też tego swojego półgolfa.

Całe szczęście!

Jakże inny to obraz niż ulotnym słowem malowany. Prosty i pożywny jak kapusta z grochem.

Pod wpływem tej myśli też poczułam głód.

Opuszczone przez Michała wnętrze wołało o wypełnienie.

– Czy mogę zjeść trochę spaghetti?

Będę jak psiczka zakochanego kundla.


– Pewnie! Całe jest dla ciebie.

Ładne ma te piersiątka.

No i mówi normalnie. Wreszcie. I wygląda na zadowoloną. Wręcz uradowaną. Nie ma to jak wino!…

W tej butelce już niewiele zostało. Na jeden kieliszek. Na szczęście przyniosłem jeszcze jedną, zatem mogę liczyć na drugą porcję deseru.

Ale odłożę ją do jutra. W końcu zostałem zaproszony na dwie golonki, obu naraz nie zjem.

Za tydzień, jak dostanę wypłatę, to rozejrzę się za jakimś pierścionkiem.

 

4,171
8.3/10
Dodaj do ulubionych
Podziel się ze znajomymi

Jak Ci się podobało?

Średnia: 8.3/10 (13 głosy oddane)

Pobierz powyższy tekst w formie ebooka

darjim · 8 stycznia 2025

0
0
Opowiadanie napisane bardzo solidnie. Fabuła jednak mnie nie porwała. Oceny nie wystawiam.
Przyznam jednak, że trochę zgłodniałem.
Spaghetti – tak, ale bolognese.
Golonka – po bawarsku.
Wino – Merlot.
Frutti di mare – Nie, dziękuję.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Kawaii Kiwi · 8 stycznia 2025

+2
0
Nie lubię pisać tego zbyt często, bo podobne deklaracje mają tym mniejszą moc, im częściej się po nie sięga, ale wydaje mi się, że z opowiadań, które od ciebie przeczytałem, właśnie to jest moim ulubionym. Nad poprzednim faworytem, Emerytem i bestią, opowiadanie ma w moich oczach tę przewagę, że jest tu trochę więcej kreatywności jeśli chodzi o formę, a, cóż, ja tę kreatywność bardzo lubię.

Wybija się oczywiście prowadzenie narracji z perspektywy dwojga narratorów pierwszoosobowych. Uważam ten zabieg za jeden z trudniejszych, ponieważ bardzo trudno zróżnicować sposób mówienia tak, aby czytelnik faktycznie był skłonny uwierzyć, że ma do czynienia z dwójką różnych osób. Tutaj udało się to bardzo dobrze dzięki temu, jak skrajnie różne są ich charaktery.

Cieszę się, że mimo wszystko udało się im, złotej rączce, która nie rozumie poezji, oraz nieco egzaltowanej fascynatce literatury, odnaleźć dzięki jedzeniu wspólny język. Czy na dłuższą metę uda im się jednak razem wytrzymać? Wydaje mi się, że nie. Przecież nawet podczas fantastycznego seksu, gdy bohater był przekonany, że bohaterka nie ma prawa recytować poezji, ta odmawiała w myślach Redurę Ordona. 😀

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · Autor · 8 stycznia 2025

+1
0
@KawaiKiwi
Ludzie wspomagają się w seksie w różny sposób. Niektórzy przywołują z pamięci sceny z filmów pornograficznych, inni wyobrażają sobie jakiegoś niedosiężnego idola czy aktorkę, a jeszcze inni "najbrzydsze wyrazy powtarzają po kilka razy", to znaczy, że podnieca ich wulgarność. Na tym tle podstawianie przeżyć pod frazę stylizowaną na Redutę Ordona nie wydaje się czymś niezwykłym, gdy się wie, że to kobieta zafascynowana poezją (moim zdaniem jakaś doktorantka lub wyżej), gdy na dodatek ten właśnie utwór kojarzy się jej z mężczyzną-wojownikiem,, o czym mowa wcześniej.
Podoba mi się użycie przez Ciebie słowa "odmawianie", bo to znam tylko w stosunku do modlitwy, ale nie mam pewności, czy Magda istotnie myślała takimi słowami. Może tylko doznawała tego "schodzenia w głąb ze świcą"? 😉
Co do dalszych losów tej pary, byłbym optymistą. Wszak trzecie prawo dialektyki marksistowskiej mówi o "wzajemnym przenikaniu się przeciwieństw". Różnice są zaczynem nie tylko postępu cywilizacyjnego, ale i wielu udanych związków. W końcu co się bardziej różni, niż płcie?

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · Autor · 8 stycznia 2025

+1
0
@darjim Smacznego! 😉

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MrHyde · 8 stycznia 2025

+2
0
Jak zobaczyłem te poziome kreski ućkane co dwa akapity, to pomyślałem: Czy ten Tomp zwariował, co to jest? A jest to pierwsze opowiadanie z podwójną narracją, jakie spotkałem, w którym taka narracja ma sens. Wnosi coś istotnego, nie psuje. Brawo!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

unstableimagination · 9 stycznia 2025

+1
0
Brawo! Wyjątkowo przypasowało mi to opowiadanie. Z Twoich tekstów, które poznałem, to będzie moje ulubione (jak na razie) 🙂
Kontrast w odbiorze rzeczywistości jest uroczy i często się uśmiechałem. Polubiłem i Magdę i Michała.
Pięknie, naprawdę pięknie napisane. Wiele rzeczy w tym opowiadaniu do mnie przemówiło. I to, jak zadziałało jedzenie, i w jaki sposób wplotłeś to w całość, i krótka, ale jakże smakowita scena erotyczna.

Podoba mi się, że pod wpływem uczucia do Magdy, nawet surowy mężczyzna zaczyna doceniać poezję (mimo oczywistej niechęci do słów).
“Słowa, wydobywając się z jej ust, trzepoczą jak ptaki, świergocą jak wróble… Nigdy przedtem nie słuchałem poezji, która śpiewa i trzepocze.”

A potem zdarza mu się jeszcze:
“Ale zacząłem jak z lodami w waflu – od lizania tu i ówdzie. Szczególnie tam, gdzie taje i kapie.”
To bardzo ładna myśl, szczególnie jak na majstra.

I nawet całość kończy się dobrze. Tak jak lubię! 🙂
Dzięki!

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

MikeEcho · 9 stycznia 2025

+1
0
@Tomp
Chapeau bas. Nie będę pisał tego samego, co poprzednicy, więc krótko: w tym tekście jest wszystko: pomysł na fabułę, ciekawy motyw jedzenia, genialna forma 2x pierwsza osoba, stylizacja, zabawa słowem, znajomość literatury. Jedyne, z czym się nie zgadzam, to optymizm co do przyszłości tej pary, ale to chyba bardzo dobrze, że pozostawiasz nas bez przysłowiowej kropki nad "i".

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · Autor · 9 stycznia 2025

+1
0
@MrHyde'owi się podoba!!! To trzeba zapisać w kronice złotymi wersalikami 🙂
@@Wszystkim komentującym dziękuję i cieszę się, że trafiłem w ich gust. 🙂

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

darjim · 9 stycznia 2025

0
0
@Tomp
Za życzenie smacznego – dziękuję.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Agnessa Novvak · 9 stycznia 2025

+3
-1
Urocza miniaturka z miejscami autentycznie zabawnymi bohaterami, a zwłaszcza bohaterką. Aż mi się znajome ze szkoły przypomniały, co to oczekiwały w ręku faceta raczej kwiatów i tomiku poezji niż klucza francuskiego. Wtedy, bo dzisiaj wiele by daly za chłopa w mieszkaniu, a nie sierotę 😛

Niemniej mam pytanie - jak to jest z tymi nazwami własnymi? Heineken jest małą literą a Granbeau dużą, ponieważ...

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Tomp · Autor · 9 stycznia 2025

0
-3

Heineken jest małą literą a Granbeau dużą, ponieważ...


Ponieważ takie są zasady. Obowiązują jeszcze 11 miesięcy i 21 dni. Potem wszystko dużą.

Czy napewno chcesz usunąć ten komentarz?

Teksty o podobnej tematyce:

pokątne opowiadania erotyczne
Witamy na Pokatne.pl

Serwis zawiera treści o charakterze erotycznym, przeznaczone wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Decydując się na wejście na strony serwisu Pokatne.pl potwierdzasz, że jesteś osobą pełnoletnią.

Pliki cookies i polityka prywatności

Zgodnie z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016 r (RODO). Potrzebujemy Twojej zgody na przetwarzanie Twoich danych osobowych przechowywanych w plikach cookies.
Zgadzam się na przechowywanie na urządzeniu, z którego korzystam tzw. plików cookies oraz na przetwarzanie moich danych osobowych pozostawianych w czasie korzystania przeze mnie ze stron internetowej lub serwisów oraz innych parametrów zapisywanych w plikach cookies w celach marketingowych i w celach analitycznych.
Więcej informacji na ten temat znajdziesz w regulaminie serwisu.