Rzecz w tym, by klęknąć
23 lipca 2019
37 min
Mnąc w palcach przybrudzoną hiszpańską koronkę, która w całości zdobiła suknię wartą więcej niż średnia krajowa, pociągnęła nosem i rozmazała resztki makijażu pod okiem. Subtelny ślubny mejkap, który kilka godzin temu wyszedł spod pędzla najlepszej w regionie makijażystki, przypominał teraz raczej groteskowy twór na drobnej, opuchniętej od płaczu twarzy brunetki. Młoda kobieta uniosła głowę i rozejrzała się wokół zaczerwienionymi oczyma. Głośne chlipnięcie po raz ostatni rozległo się pośród krzewów, gdy wstała ze spróchniałej ławki i porzuciwszy na runie perłowe szpilki, boso ruszyła leśną ścieżką. Po kilku minutach była już tylko białą zjawą w tunelu zielonych liści.
Wcisnęła niewielki, okrągły guzik w ścianie, pod złoconą dziewiątką i rozległo się łagodne, stłumione „ding-dong”. Żaden szmer nie uprzedził, zanim drzwi otworzyły się i dwoje lodowatoniebieskich oczu zmierzyło ją z góry na dół. Pomimo gorąca powodowanego emocjami, poczuła gęsią skórkę na odsłoniętych ramionach.
– Czyścił tobą kościelne rynny?
Dopóki milczał, była pewna, że nie może poczuć dotkliwszego chłodu.
– Nie dotarłam do kościoła, jak widać.
Jego twarz nie wyrażała emocji, gdy bez słowa cofnął się w głąb mieszkania, nie zapraszając jej do środka, ale drzwi nie zamknął. Biorąc drżący wdech, przestąpiła próg i z cichym szelestem sukni weszła do salonu, gdzie siedział w fotelu, z nogami skrzyżowanymi w kostkach. Długie palce dłoni spoczywały na oparciach fotela. Stała przed nim jak przed samym Bogiem na Ostatecznym Sądzie. Tak przynajmniej jej się wydawało. Nie wiedziała, gdzie podziać wzrok, więc wbiła spojrzenie w ciemnobrązowe deski podłogi, tuż przed jego bosymi stopami.
– Po co przyszłaś? – Zapytał.
Nie był opryskliwy. Zabrzmiał raczej na znudzonego niż rozdrażnionego.
– Nie miałam dokąd pójść. – Odparła po chwili.
– Czy na drzwiach wisi tabliczka „schronisko”?
Chciała odpowiedzieć, że w świetle ostatnich wydarzeń raczej „BURDEL”, ale wiedziała, że w tej sytuacji jest jej jedyną deską ratunku, więc zacisnęła zęby. Nie mogła pozwolić sobie na pyskówki, bo noc spędzona w brudnej sukni ślubnej, gdzieś na schodowej klatce, była równie pociągająca, co noc spędzona na podłodze kojca w schronisku dla psów.
Cisza przedłużała się, a ona wciąż stała przed nim, czekając na werdykt. W końcu ścierpły jej nogi i przestąpiła z jednej na drugą.
Ten ruch wyrwał go z otępienia, w jakie zapadł, zagapiwszy się na upstrzony brudem, liśćmi i igliwiem rąbek jej sukni. Znów prześlizgnął się wzrokiem od czubka głowy, na której wciąż świetnie prezentował się zwinięty w muszlę kok, przez odsłonięte w gorsecie wierzchy piersi i odziane w koronkową, syrenią suknię kształtne ciało kobiety. Pokręcił głową z rezygnacją i zwiesił ją między ramionami, wydymając przy tym usta.
– W porządku. Możesz tu zostać.
Miała ochotę rozpłakać się ku ogromnej uldze, ale skinęła i wyszła, kierując się do sypialni. Sięgnęła na półkę ogromnej szafy z lustrzanymi drzwiami, po bawełniany T-shirt i dresowe spodnie. Musi to wystarczyć, zanim uda się jej zdobyć własne ubrania. W tej chwili nie miała przy sobie nic.
Po prysznicu, przebrana już w ciuchy swojego wybawiciela, wróciła do salonu, gdzie czekał na nią, zdawałoby się, w niezmienionej pozycji. Usiadła na sofie i podwinąwszy stopy pod siebie, patrzyła na niego, nerwowo przygryzając od środka policzek.
– Nie znoszę, kiedy to robisz. – Westchnął, rzucając spojrzenie z ukosa.
Wzruszyła ramionami w odpowiedzi.
– Co dalej?
– Nie mam pojęcia. – Zamknęła oczy, próbując odciąć się od otaczającej rzeczywistości. Po chwili jednak trzeźwo nakreśliła swój plan. – Wszyscy albo piją na tej dziwnej imprezie, która miała być moim weselem, albo rozeszli się do domów. Zadzwonię zaraz do rodziców, żeby się nie martwili, ale nie chcę u nich zostać. Będą namawiać mnie, żebym wzięła ten ślub. Chciałabym zabrać najpotrzebniejsze rzeczy z mieszkania, ale żeby nie natknąć się na niego, musiałabym zrobić to jak najszybciej, bo jest szansa, że albo jeszcze mnie szuka, albo już pije. Wolałabym zniknąć na kilka dni z pola widzenia Kuby i rodziców. Mam urlop przez cały ten tydzień, więc jeśli mi pozwolisz, to zaszyję się u ciebie. Później wrócę do pracy i będę kombinować jakieś lokum. Może jednak zamieszkam u rodziców. Nie mam zamiaru być ci kulą u nogi, ani utrudniać spotkań z twoimi kurewkami. Jeżeli będziesz potrzebować prywatności, to przejdę się na spacer, albo zaszyję w kącie ze słuchawkami na uszach. Stanę się niewidzialna.
Uśmiechnął się, słysząc ostatnie uwagi. Uderzył lekko dłońmi w podłokietniki fotela i wstał. Patrzył na nią z góry, z trudną do określenia miną, aż zaczęła wiercić się niespokojnie w miejscu.
– Chodź. Pojedziemy po twoje rzeczy.
Zaparkował auto na placu oddalonym nieco od budynku, w którym mieszkała i z powątpiewaniem zmierzył wzrokiem blok z wielkiej płyty. Okolica nie była kompletną mordownią, ale zdemolowany plac zabaw, który straszył powyginanymi drabinkami i domkiem upstrzonym wątpliwej jakości graffiti, nie napawał poczuciem bezpieczeństwa. Tak samo, jak nieczynny kiosk ruchu, w którego drzwiach ziała wielka dziura. W duchu stwierdził, że Karolina pasuje do tego miejsca, jak pięść do oka.
– Mam iść z tobą? – Zgasił silnik i oparł dłonie na udach.
– Nie, zaraz wrócę. Wezmę tylko to, co najpotrzebniejsze.
Chwilę później nacisnęła guzik domofonu, modląc się w duchu, żeby sąsiadka, u której zostawili klucze do mieszkania, na czas wesela, była w domu. W końcu rozległ się dźwięk otwieranego zamka i udało się jej dostać na klatkę schodową. Nie czekając na windę, wbiegła po dwa stopnie na piąte piętro.
– Dzień dobry, pani Halinko. – Ukłoniła się stojącej w drzwiach kobiecie i zanim ta zdążyła zasypać ją gradem pytań, poprosiła o klucze i zniknęła we wnętrzu swojego mieszkania.
Naprędce pakowała do podróżnej torby to, co niezbędne. Wynurzyła się z łazienki i znów wpadła do pokoju, przetrząsając go w poszukiwaniu telefonu.
– Dziwka – usłyszała za plecami.
Wyprostowała się i obróciła przez ramię. Wiedziała, że musiało dojść do tego spotkania.
– Nie spodziewałaś się mnie, co? – Zaśmiał się gorzko. – Myślałaś, że będę umierał z rozpaczy, chlejąc na umór gdzieś w kącie sali weselnej?
Kiwnęła powoli głową, stając na wprost niedoszłego męża. Wzdrygnęła się, patrząc mu w oczy. Spodziewała się złości, smutku, czy żalu, ale nie znalazła nic takiego. Jego wzrok był zimny, oceniający, bez najmniejszej iskry, świadczącej o jakimkolwiek ciepłym uczuciu. Z jednej strony ją to smuciło, z innej przerażało, a jeszcze z innej — zaskakiwało.
– Masz zbyt wysokie mniemanie o sobie, wiesz? – Zakołysał się na piętach, stojąc z rękoma w spodniach ślubnego garnituru. Rękawy śnieżnobiałej koszuli, pozbawione ozdobnych spinek, które wybierali razem u jubilera, podwinięte były do łokci, ukazując mocne przedramiona.
Odwróciła wzrok, gdy przypomniała sobie, jak wbijała w nie paznokcie, podczas gdy on brał ją mocnymi pchnięciami na komodzie. Jak to się stało, że dotarli do tego miejsca, z którego nie ma już odwrotu?
– Może i jesteś ładna, ale w głowie masz niewiele.
Stała niewzruszona, wciąż w tym samym miejscu. Gdyby nie mrugała, byłaby całkiem jak posąg. Tylko adrenalina, która rosła w niej z każdą chwilą, przyprawiała o szybkie bicie serca i gorąco rozchodzące się z klatki piersiowej na resztę ciała.
– Co, księżniczko? – Przechylił głowę na bok. – Zdziwiona, że ktoś mówi ci w końcu prawdę o tobie? Jesteś nic nie warta. Nic. Prawdziwa kobieta nie ucieka sprzed ołtarza. – Mówił powoli. – A może przestraszyłaś się, że musiałabyś rodzić mi dzieci? Naprawdę myślałaś, że jestem tak głupi, że chciałbym je z tobą mieć? Dobrze wyglądasz, dobrze się pieprzysz, ale nic poza tym. Jesteś pusta w środku. Nie ma w tobie nic wartościowego.
Nie spuszczając z niego oczu, przykucnęła i wzięła podróżną torbę. Wyprostowała się i minęła go, zmieniając punkt zaczepienia wzroku, dopiero gdy zrównała się z nim ramieniem. Zanim przeszła przez na wpół otwarte drzwi mieszkania, sięgnęła z komody telefon i wyszła, nie zamykając ich za sobą.
– Już cię pieprzył, wydmuszko, czy czekacie do romantycznego wieczora? – Krzyknął za nią.
Do auta wróciła na sztywnych nogach, jak robot otworzyła tylne drzwi i wrzuciła bagaż do środka. Gdy wsiadła, patrzyła twardo przed siebie, czując, jak przygląda się jej z siedzenia kierowcy.
– Co tam się stało? – Odezwał się po dłuższej chwili.
Nie była w stanie odpowiedzieć. Nie tylko dlatego, że miała ochotę wyć i walić pięścią w deskę rozdzielczą, ale dlatego, że czuła się, jakby zanurzono ją w beczce smoły. Dźwięki i inne bodźce docierały z opóźnieniem i nieco przytłumione, ciemniało przed oczami.
Drzwi od strony kierowcy otworzyły się nagle i obydwoje spojrzeli na Kubę. Chwycił Maksa za bluzę i wyciągnął z samochodu wprost na asfalt. Maks podniósł się szybko, ale nie zdążył obronić przed ciosem, jaki Kuba wyprowadził wprost w jego szczękę. Znów się przewrócił i leżąc, uniósł dłonie, pokazując, że nie ma zamiaru walczyć.
– Powiedzmy, że teraz jesteśmy kwita. Możesz ją sobie wziąć. – Kuba zabrał marynarkę leżącą na masce auta i odszedł.
– Maks! – Krzyknęła, wyskakując zza auta. – Nic ci nie jest? – Przyglądała się jego twarzy.
– Przeżyję. – Odepchnął jej ręce i usiadł. Zbadał językiem, czy wszystkie zęby są na swoim miejscu. Kręciło mu się w głowie. Splunął w bok krwią i wstał.
– Zgłosisz to na policję? – Spytała, gdy wsiedli do auta.
– Nie jestem jakąś pizdą, żeby biec z czymś takim na skargę.
Samochód ruszył i poczuła, jak jej ciało wciska się w fotel.
– Przepraszam za niego. Przepraszam za niego, za siebie, za to, że zawracam ci głowę i jeszcze dostajesz za to w twarz.
– Wiesz? – Westchnął. – Pieprzysz, jak potłuczona.
Pozwolił jej zająć gabinet, wyposażony w ogromny fotel z funkcją spania, na którym siedziała teraz z ugiętymi nogami, wpatrując się tępo przez otwarte, przeszklone drzwi, prowadzące na niewielki balkonik. Ciche kliknięcie otwieranych drzwi nie wyrwało jej z letargu. Patrzył na nią chwilę z ustami zaciśniętymi w prostą linię, aż wycofał się do przedpokoju. Kręcił się pod drzwiami, zastanawiając się, co robić, aż w końcu zrezygnowany poszedł do kuchni przygotować coś do jedzenia. Uczucie triumfu, które do niego przyszło po tym, jak zobaczył ją w zmiętej sukni ślubnej i z desperacją w oczach, nieco minęło. Kiedy wrócił z talerzem kanapek, wciąż siedziała tak, jak zastał ją wcześniej. Wszedł, nie pytając o pozwolenie, w końcu był u siebie.
– Zjesz ze mną? – Zapytał, stając nad nią.
Nie zadowalając się ciszą i bezruchem, ustawił talerz obok niej, a sam przysiadł na podłokietniku fotela, podciągając kolano do piersi. Przez chwilę chciał ją szturchnąć, ale pomyślał, że to byłoby zbyt gruboskórne. Nawet na jego możliwości.
Przymknęła powieki, spod których powoli wytoczyły się ciężkie łzy. Słone krople wydobywały się jedna po drugiej, płynąc po policzkach, aż w końcu spadały, mocząc materiał koszulki. Kiedy po kilku minutach rozległ się głośny szloch, chciał powiedzieć, żeby przestała się mazać, że ze łzami jej nie do twarzy, że będzie brzydka i żaden jej nie zechce. Powiedziałby to kilkanaście miesięcy temu. Szturchnąłby ją, zrobił głupią minę, powiedział coś wytrącającego z równowagi. Ale nie teraz.
– Płacz. – Powiedział bez emocji i wstał z podłokietnika. – Mówią, że to oczyszcza.
Wstrząsana kolejnymi spazmami, mimo wszystko była zaskoczona, gdy usłyszała zamykające się za nim drzwi.
Poznali się na studiach. Od początku połączyła ich ta dziwna więź, pełna seksualnego napięcia i rezerwy jednocześnie. Byli kumplami i najsurowszymi sędziami dla siebie nawzajem. On nie szczędził jej cierpkich uwag i zawsze powtarzał, że powinna w końcu strawić ten kij od miotły, który połknęła, a ona wbijała mu szpilki, kiedy u jego boku pojawiała się kolejna dziewczyna. Mimo wszystko lubili się, pomagali sobie nie tylko w studiowaniu, ale też prywatnie. Czuła się przy nim swobodnie i wydawało się, że on to odwzajemnia. Czasami zastanawiała się, czy nie mogliby stworzyć pary. Podobał się jej, był inteligentny i lubiła z nim rozmawiać, ale zawsze, kiedy próbowała się zbliżyć, dostawała żartobliwego prztyczka w nos i wycofywała się ze swoich zamiarów. Z kolei, kiedy on próbował przekroczyć granicę, to w swojej złości, ona odsyłała go z kwitkiem, aż w końcu poznała Kubę, niedoszłego męża i wszystko się zmieniło.
Tylko on pozostał stały w zwyczajach – okresy samotności, od czasu do czasu umilał sobie kolejnymi dziewczynami. Żadna nie była wystarczająco dobra. I żadna nie będzie.
Po tygodniu prób przywrócenia życia na właściwy tor, Karolinie udało się osiągnąć tyle, że urządziła się w mieszkaniu Maksa. Upychała, gdzie się dało, wywożone pod nieobecność Kuby rzeczy. Rodzice byli obrażeni, Kuba na szczęście też, więc nikt nie nękał jej swoją obecnością, ani telefonami.
Mieszkanie z Maksem nie było jednak usłane różami. Jego wypowiedzi ociekały sarkazmem. Chwilami miała wrażenie, że jej po prostu nienawidzi, ale bała się zapytać o to wprost z obawy, że mógłby kazać jej się wyprowadzić. Nie miałaby dokąd wynieść się w tej chwili. Zastanawiała się, kiedy ich całkiem dobra relacja przeszła w tę dziwną hybrydę, mieszankę uzależnienia, niechęci i przyjaźni. Wiedziała, że coś zmieniło się tuż po tym, jak zaczęła spotykać się z Kubą, jednakże Maks nigdy nie powiedział jej, ani nawet nie dał do zrozumienia, że mu to nie pasuje, że… chciałby czegoś więcej. Kiedyś byłaby tym zainteresowana, ale teraz? A jednak wciąż coś ją do niego przyciągało. Nawet w czasie, gdy próbowała się od niego odciąć, coś kazało jej napisać chociaż SMS-a, jedną wiadomość na messengerze, wykonać jeden telefon. W drugą stronę było tak samo – kiedy Maks nie odzywał się przez jakiś czas, potem zawsze dawał o sobie znać. Naprawdę nieznośny stał się wtedy, kiedy powiedziała mu o zaręczynach, a później o nadchodzącym ślubie. Myślała, że wszystkie złośliwości, jakimi ją raczył, spowodowane były jego filozofią pozostania singlem najdłużej, jak to możliwe. Myślała tak, do pewnego wieczora, kiedy bawili się razem na imprezie, którą Karolina zorganizowała dla wszystkich znajomych ze studiów, przed nadchodzącym ślubem. Jedno jego niepełne zdanie, jedno spojrzenie, kazały jej poddać pod wątpliwość wszystko, co o nim wiedziała. Jednak Maks miał całe lata na to, by popchnąć lub chociaż próbować popchnąć ich znajomość w nieco innym kierunku niż przyjaźń.
Tamten gorący lipcowy wieczór był wyjątkowo udany. Zaproszeni do wynajętego nad jeziorem domku goście bawili się świetnie. Szampańskie nastroje i wspaniała pogoda – czy mogło być lepiej? Karolina wyszła na przyległy do salonu taras, by odetchnąć świeżym powietrzem, gdy zobaczyła obściskującą się na leżaku w ogrodzie parę. Był to nikt inny, jak Maks z dziewczyną, którą Karolina kojarzyła z uniwersytetu. Odkaszlnęła, dając znać o swojej obecności. Para natychmiast skierowała swoje spojrzenia w jej stronę. Maks wstał i pomógł w tym dziewczynie. Karolinie przypomniało się jej imię, kiedy Monika uśmiechnęła się do niej zmieszana i zniknęła w głośnym wnętrzu domku.
– Gdzie twój oblubieniec? – Zapytał z lekkim uśmiechem, stając obok niej i oparł łokcie na balustradzie.
W odpowiedzi przewróciła oczami i wzruszyła ramionami.
– Kłopoty w raju? – Dociekał, patrząc na zmarszczone ciepłym wiatrem odbicie księżyca na tafli jeziora.
– Nic podobnego. – Odpowiedziała spokojnie, upijając drinka.
– Więc co tu robisz? Stalkujesz mnie? – Spojrzał na nią z ukosa. Jego ton był kpiący, tak bardzo, że miała ochotę kopnąć go w kostkę.
– Oczywiście – odpowiedziała równie kpiącym tonem. – Nie mogłam wytrzymać, kiedy zauważyłam, jak wyszliście na taras, więc przyszłam sprawdzić, czy zrobiłeś już kolejne nacięcie na swoim pasku od spodni.
– Nacięcie?
– No, wiesz, tak jak zaznacza się kolejne dni na ścianie celi, tak ty odhaczasz kolejne zaliczone.
– Ach, tak. Nie robię nacięć na pasku.
– Nie robisz nacięć? A więc co?
– Skąd pomysł, że w ogóle coś robię? – Odepchnął się od barierki i zerknął na nią z wyrazem lekkiego znudzenia.
– Bo ja wiem? Tyle sztuk, szkoda byłoby nie prowadzić zapisów, mógłbyś przekazać to potomnym. – Wzruszyła ramionami, po czym zmieniła ton, udając jego niski głos – synu, spójrz, oto twój ojciec zaliczył tyle panienek, zanim poznał twoją matkę.
Przechylił głowę na bok, nie reagując w żaden sposób na to, co powiedziała. Wpatrywał się w nią, jakby szukał czegoś głęboko w pamięci.
– No, chyba że tak naprawdę wciąż szukasz tej jedynej – rozbawiona własnymi słowami, spojrzała na niego teatralnie chytrym wzrokiem – wymarzonej, idealnej i takie tam. Hm? Jak to z tobą jest, panie Maksymilianie? Przebierasz te ulęgałki z uporem maniaka, wciąż więcej i więcej, w nadziei, że w końcu zjawi się ta, która zaciągnie cię przed oblicze Najwyższego? – Roześmiała się i ponownie upiła drinka.
Cisza przedłużała się, więc oparła się, jak on wcześniej, łokciami o barierki i ślizgała się wzrokiem po tafli jeziora. Wiatr cicho szumiał w koronach otaczających ich drzew, podczas gdy świerszcze dawały swój conocny koncert. Poczuła, że chce tu zostać. Przymknęła powieki, chcąc poczuć jak najwięcej i zapamiętać to jak najdłużej.
Drewniana balustrada skrzypnęła cicho, gdy poczuła jego ramię tuż obok swojego. Na tyle blisko, by poczuć jego ciepło. Za blisko. Zmieszana otworzyła oczy i spojrzała na niego. Wciąż milczał, wpatrując się w nią tym dziwnym spojrzeniem. Już chciała się cofnąć, wrócić do bezpiecznego wnętrza, tylko aby dalej od niego. Od tych zimnych błękitnych oczu.
– A co jeśli już znalazłem?
Powiedział to tak cicho, że musiała znów przymknąć oczy i potrząsnąć głową, by wyłowić sens jego słów pomiędzy szumem wiatru a cykaniem świerszczy. Gdy rozchyliła powieki, zobaczyła już tylko jego plecy znikające za moskitierą rozwieszoną w drzwiach domku. Po chwili postać Maksa została pochłonięta przez zwartą masę ciał, pogrążonych w zabawie gości.
Rozpamiętywała tę chwilę setki, jeśli nie tysiące razy, ale nigdy nie nabrała odwagi, żeby wrócić do tego w rozmowie z Maksem. Ślub zbliżał się wtedy wielkimi krokami, bała się, co mogłaby usłyszeć. Myśl o tym, że Maks mógłby potwierdzić jej przypuszczenia, sprawiała, że wnętrzności robiły porządne salto, ale jeszcze gorzej czuła się na myśl, że mógłby ją wyśmiać. I ten strach przed poczuciem zawodu, strach przed tym, co mogłoby się stać „jeśli”, powstrzymywały ją do chwili, gdy kierowca otworzył drzwi samochodu i spojrzała w górę, na kościelny zegar. Wskazówki pokazywały, że ceremonia rozpocznie się za trochę ponad pół godziny. Po chwili u jej boku stanął Kuba. Gdy ich oczy spotkały się, on już wiedział. Reszta potoczyła się lawinowo. Próbował ją uspokoić, przywołać w niej resztki rozsądku, próbował ją nawet zastraszyć, ale wiedziała, że tego dnia nie stanie na ślubnym kobiercu. I tak się stało.
Jej rozmyślania przerwał dźwięk obracanego w zamku klucza. Maks wrócił z pracy.
– Pachnie mamusinym obiadkiem. – Jego ton był zwyczajowo wyprany z emocji.
– A żebyś wiedział. – Stanęła w przedpokoju. – Duszony schab, purée ziemniaczane i zasmażane buraczki.
– Aż dziw, że przy takiej kuchni, jesteś w stanie zachować swoją figurę. – Zmierzył ją spojrzeniem.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się lekko w odpowiedzi na komplement, chociaż w pierwszej chwili ją zamurowało. To pierwsza miła rzecz, jaką od niego usłyszała od… Nawet nie pamiętała kiedy.
– Podziękujesz, jak podasz mi do stołu. – Jego ton stał się chłodniejszy, co ją zaskoczyło, ale nie skomentowała tej zmiany.
Po zjedzeniu obiadu odłożył sztućce na bok i rzuciwszy krótkie „dzięki”, odszedł od stołu. Nim zdążyła zorientować się, że zostawił talerz, zamknął się w łazience. Zgrzytnęła zębami z myślą, że nie jest jego służącą i wypalając spojrzeniem dziurę w drzwiach, zza których dobiegał szum wody, poszła pozmywać. Z dłońmi zanurzonymi w pianie, układała w głowie, jak mu wygarnie, kiedy tylko wyjdzie spod prysznica.
Już ja mu powiem do słuchu, palantowi jednemu. Służącą sobie ze mnie zrobił, jeszcze czego. Może jestem w potrzebie, ale nie będę palantowi służbą.
Po kilku minutach szum ustał. Karolina wycierała naczynia do sucha, gdy otworzyły się drzwi łazienki.
– Słuchaj – zaczęła bez ogródek. – Nie mam problemu z tym, żeby ugotować nam obiad, bo chwilowo i tak siedzę w domu – mówiła, polerując talerz – ale nie będę sprzątać po tobie ze stołu, ani szorować garów, bo nie jestem twoją służącą. Owszem, moja sytuacja jest – zawiesiła głos, nie przestając pocierać talerza ścierką – trudna, ale nie bez wyjścia, więc nie traktuj mnie w ten sposób, dupku. – Zakończyła, biorąc drżący oddech.
Nie usłyszawszy żadnej odpowiedzi, pomyślała, że jej przemowa nie dotarła do adresata i podniosła wzrok. Maks stał oparty barkiem o framugę, z rękoma zaplecionymi na piersi i miną bez śladu skruchy. Za to widok półnagiego ciała, zmusił jej spojrzenie do prześlizgnięcia się po nim. Szczupły, ale mimo wszystko męski. Miłe dla oka ciało. Oblizała się, widząc czarne, lekko poskręcane włosy, schodzące ścieżką pod zawinięty wokół bioder ręcznik. Szybko wróciła spojrzeniem do jego oczu, chcąc przywrócić sobie resztkę powagi, ale to chwilowe podglądactwo, nie umknęło jego uwadze.
– Chodź tutaj. – Odezwał się w końcu.
Omal nie wypuściła talerza z rąk, kiedy ten głos odbił się gdzieś w środku niej.
– Słucham?
– To, co słyszałaś. Chodź tutaj. – Jego ton nie był proszący. To rozkaz, podszyty czymś, co obudziło pulsowanie między udami.
Przyciskając talerz do brzucha, nie ruszała się z miejsca. Powinna mu powiedzieć, żeby się pieprzył, że nie jest jego tresowaną małpą, ale…
Sam zbliżył się tak, że poczuła na skroni mokre włosy. Słyszała, jak wziął głęboki oddech, zaciągnął się i musnął nosem jej ucho. Zjeżyły się jej włoski na całym ciele, a sutki boleśnie naciskały na stanik.
– Klęknij.
Krótkie słowo, jedna komenda. Wpadła do jej głowy, odbijając się od ścian świadomości, najpierw przyprawiła ją o gorąco, a kiedy zrozumiała, podziałała, jak kubeł zimnej wody. Zamierzyła się, chcąc dać mu w twarz, ale złapał jej nadgarstek i przyciągnął do siebie. Talerz spadł na drewnianą podłogę, potoczył się i z upadł z brzękiem, uderzając w ścianę. Gdy Maks wcisnął język między jej wargi, oddała to z głośnym jękiem. Pochwyconą w locie rękę, powoli zawinął za jej plecy i delikatnie wykręcił, docisnął do krzyża i przycisnął do siebie. Złapał ją za podbródek i patrząc prosto w oczy z lubieżnym uśmiechem, oblizał jej wargi czubkiem języka. Odchyliła się i wolną ręką wymierzyła mu policzek, aż jego głowa odskoczyła w tył. Syknął, ale nie był zaskoczony i wciąż wpatrywał się w nią z tym dziwnym grymasem, przypominającym uśmiech.
– Nigdy więcej tego nie rób. – Ominęła go i wyszła z kuchni.
Zamknąwszy za sobą drzwi gabinetu, usiadła ciężko na rozkładanym fotelu i schowała twarz w dłoniach. Była wściekła na niego, ale jeszcze bardziej na siebie, że jej się, do ciężkiej cholery, podobało.
Niedługo później usłyszała trzaśnięcie wejściowych drzwi i w domu zaległa cisza. Żeby nieco się uspokoić, sięgnęła po książkę, ale po godzinie wracania kilka razy do tego samego akapitu — skapitulowała. Nie mogła skupić się na tym, co czytała przed chwilą. Bolało ją napięte z podniecenia i stresu ciało. Korzystając z nieobecności Maksa, przeszła do salonu, gdzie obejrzała film, przyjmując niezliczone pozycje, ale żadna nie była wystarczająco wygodna, by pozostać w niej dłużej, niż kilka minut. Pomyślała, że może musi się zmęczyć, żeby przestało boleć i po chwili na ekranie telewizora podłączonego do internetu, pojawiło się logo YouTube. Wybrała program ćwiczeń odpowiedni, by paść i nie podnieść się do rana.
Zmęczona, ale świeża i wykąpana, zawinięta w ręcznik, zgasiła światło i stanęła w progu łazienki, gdy usłyszała zgrzyt zamka. Drzwi wejściowe uchyliły się, wpuszczając do ciemnego pokoju smugę światła z korytarza przy schodach. Pośród stłumionych chichotów, ukazały się dość długie nogi w beżowej mini oraz dłonie Maksa na kształtnym tyłku, poniżej blond loków.
– A może zwiedzisz jeszcze moje łóżko, hm? – Zapytał półgłosem.
Stała jak wryta. Schowana w ciemności mieszkania, nie wiedziała, czy powinna cofnąć się do łazienki, przebiec jak najszybciej do swojego pokoju, czy może po prostu ujawnić swoją obecność. Zamiast zrobić cokolwiek, wciąż czekała w miejscu i obserwowała scenę przed sobą.
Maks wplótł palce w długie włosy kobiety i przechylając jej głowę, wpił się w nią w łapczywym pocałunku. Odgłosy zachłannych ust rozbrzmiały w przedpokoju.
– Gdzie twoja sypialnia? – Jęknęła blondynka.
– A może przelecę cię tutaj, przy ścianie? – Wyszeptał z twarzą tuż przy jej uchu.
Pomimo że pytanie nie było skierowane do Karoliny, znów poczuła ciepło między udami i ból w okolicy mostka. Oblizała wargi, kiedy rozbłysło złote światło kinkietu i jej obecność została zauważona przez Maksa. Z ustami ukrytymi pośród blond włosów, utkwił w niej wzrok, ale nawet nie drgnął. Patrzył na nią, nie przerywając pieszczenia swojej kochanki. Zobaczyła, jak zaciska palce na jej pupie i dociska biodra kobiety do swoich.
– Ale twardy. – Jęknęła i zarzuciła mu ręce na szyję.
– Twardy, bo czeka na ciebie – odpowiedział, patrząc prosto w oczy tymczasowej współlokatorki. – Złap go.
Jego prośba została spełniona i Maks jęknął głośno.
– Chodź. Zobaczysz, co jeszcze potrafi. – Skierował kobietę do sypialni, zręcznie manewrując, by nie zauważyła, że są obserwowani.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi, Karolina wypuściła powietrze i na drżących nogach przeszła do gabinetu. Dopiero w pokoju oparła się plecami o ścianę i osunęła na podłogę, chowając twarz w dłoniach.
Boże, zwariuję przez niego. Odwiozą mnie do wariatkowa, okutaną w kaftan, z kneblem w ustach.
Posądzając współlokatora o bliskie pokrewieństwo z kundlem, wieprzem oraz kilkoma innymi stworzeniami, przebrała się w legginsy i bluzę. Po chwili, ze słuchawkami na uszach wymknęła się na korytarz. Pomimo późnej pory, wieczór był ciepły, ruszyła więc marszem osiedlową alejką.
Następnego dnia rano, siedziała na balkonie, z nogami podkurczonymi na krześle. Słońce wychyliło się zza budynku, zerkając promieniami prosto w jej szklankę z herbatą. Przyglądała się, jak zielone listki wirują w tylko sobie znanym tańcu, unosząc się, to znów opadając, zaczepiając żółte płatki słonecznika, które pod wpływem gorącej wody rozwinęły się i tańczyły w zgodnym rytmie z liśćmi. Zielonozłoty napar roztaczał wokół słodki, owocowy zapach. Sielanka została zakłócona skrzypnięciem balkonowych drzwi. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć, kto w nich stoi.
– Dzisiaj sobota.
Skinęła głową w odpowiedzi.
– Masz ochotę się zabawić?
Odwróciła się i spojrzała na niego, unosząc wysoko brwi.
– To gałązka oliwna?
– Co? – Po tonie zrozumiała, że on nie ma pojęcia, dlaczego miałby ją przeprosić.
Czemu jej to nie dziwi?
– Nieważne – machnęła ręką. – Dziękuję, nie jestem zainteresowana.
– Wychodzimy o dziewiętnastej. Załóż tę czarną sukienkę, w której byłaś na imprezie, kiedy Natalia…
– Wiem, o której sukience mówisz – przerwała mu. – Już powiedziałam, nie mam ochoty nigdzie iść.
– No, chodź. Obydwoje potrzebujemy rozrywki. Będzie fajnie. – Pierwszy raz, od kiedy zjawiła się w progu jego mieszkania, usłyszała prośbę. Nie dosłowną, ale jednak.
– Dokąd? – Zerknęła podejrzliwie.
– Zobaczysz.
Zajechali przed dom, który nie wyróżniał się niczym specjalnym wśród pozostałych przy wąskiej, osiedlowej uliczce. Wysiadła z auta i ujęła Maksa pod podaną rękę.
– Panie przodem. – Mrugnął do niej, otwierając furtkę i wykonując teatralnie, zapraszający gest.
Wysokie szpilki zmuszały ją, by iść ostrożnie po wybrukowanej ścieżce, której kostki wystąpiły gdzieniegdzie ze zwartego szyku. Po lewej widoczny był niewielki ogród pełen iglaków, a przed nią kilka stopni prowadzących do brązowych drzwi. Maks wyprzedził ją, ale po schodach wspiął się powoli. Patrzyła na jego długie nogi w granatowych spodniach i pomyślała, że śmiało mógłby pokonać tę wysokość w dwóch krokach. Nacisnął przycisk dzwonka i niemal w tej samej chwili, drzwi otworzył im mężczyzna w ciemnej marynarce.
– Dobry wieczór, państwu – ukłonił się.
Maks szepnął coś do niego, na co otwierający odsunął się w zapraszającym geście.
– Proszę wejść.
Minęli mężczyznę i weszli do niewielkiego przedpokoju, w którym rozbrzmiewała muzyka dobiegająca z pokoju za ścianą.
– Czyj to dom? – Zapytała.
– Znajomego – odpowiedział krótko.
Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu, do którego zmierzali, ich oczom ukazało się kilka par. Niektórzy siedzieli na sofach ustawionych pod ścianami, inni przy niewielkim barku, za którym uwijał się barman w białej koszuli i muszce. Jedna z par całowała się namiętnie, skryta na narożnej sofie w kącie pokoju.
– Co to za miejsce? Nie przedstawisz mnie znajomym? – Pytała.
Zastanawiała się, czy w ogóle ją słyszy, bo muzyka grała dość głośno, a on pokręcił głową z uśmiechem i kiwnął na barmana. Nie rozumiała, co się dzieje, ani gdzie jest. Niby normalny dom, ale dziwna atmosfera. Maks delikatnie złapał jej palce i pociągnął do baru, gdzie czekały na nich drinki. Spojrzała pytająco na jego napók z myślą, że przecież przyjechał autem.
– To cola – uśmiechnął się i włożył jej w dłoń wysoką szklankę z czerwoną słomką. - Pij, tobie jest potrzebne coś więcej, niż bąbelki.
Pociągnęła pomarańczowy napój, w którym delikatnie był wyczuwalny smak alkoholu. Niezłe. Wyważone.
– Co to za miejsce? – Zapytała znowu, kiedy w drzwiach stanęła kolejna para.
On był potężnym blondynem o ciemnych oczach. Gdy spoczęły na Karolinie, uśmiechnął się i na pokrytym krótkim zarostem policzku, pojawił się dołeczek.
Ojej, do zjedzenia.
Jego partnerka, również blondynka, była zbyt zajęta taksowaniem wzrokiem wszystkich po kolei, by zauważyć, że on, ledwie stanąwszy w drzwiach, już próbuje flirtować z inną.
Co za dupek. Seksowny, ale dupek.
Maks odwrócił się, widząc, że przygląda się czemuś za jego plecami. Znów spojrzał na nią i puścił oko.
– Dziwnie się zachowujesz – zirytowała się.
Nie rozumiała gdzie jest, ani co to za impreza, a na dodatek on nie chciał nic powiedzieć.
– Odwróć się i zobacz – kiwnął głową w tamtą stronę.
Para, która jeszcze przed chwilą, namiętnie całowała się w ciemnym rogu, zdecydowanie przeszła do konkretów. Kobieta o ciemnych, krótkich włosach leżała z rozłożonymi nogami, podczas gdy on ostro pieścił ją dłonią.
– Co do… Widzisz to? Czy oni nie mają wstydu? – Odpowiedziała oburzona.
– Cicho – mruknął, obejmując płatek jej ucha wraz z kolczykiem.
Zamknęła oczy czując tę niespodziewaną pieszczotę, a kiedy nagle ustała, spojrzała już tylko na jego plecy. Zdezorientowana patrzyła za nim, jak podszedł do blondynki, której jeszcze przed chwilą tu nie widziała. Obszedł ją i stanąwszy za plecami kobiety, objął jej biodra, patrząc Karolinie w oczy.
Co tu się od…
Nie dokończyła, bo rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym przybyło ludzi. Kobiety i mężczyźni tańczyli na środku, stali pod ścianami, bądź siedzieli na sofach. Niektórzy rozmawiali, inni całowali się, a jeszcze inni… Omal oczy nie wypadły jej z orbit, kiedy zobaczyła kobietę opartą o ścianę i faceta posuwającego ją od tyłu. Trzymał partnerkę za ramiona i jak gdyby nigdy nic, rżnął szybko z głową odrzuconą w tył. A najbardziej szokujące było to, że nikt nie reagował.
To… Boże! Jestem na imprezie swingersów!
Odsunęła od ust drinka tak szybko, że kilka kropel spadło jej na brodę i dekolt. Chciała jak najszybciej stąd wyjść i zabić Maksa. Tak, dokładnie to zrobi, za to, że ją tu zabrał, a przede wszystkim, że nie uprzedził.
Pieprzony…
– Jesteś tu pierwszy raz? – Usłyszała radiowy głos tuż przy uchu.
Odwróciła się, zderzając się ze szczęką blondyna, którego podziwiała niedawno przy wejściu.
– Tak. I ostatni. – Chwyciła swoją torebkę leżącą na barze i poczuła palce na nadgarstku. Rozejrzała się, rozpaczliwie wypatrując Maksa i zauważyła go opartego o ścianę, jak zaciska dłonie na idealnych, małych piersiach kobiety o urodzie lalki. Zrobiło się jej gorąco.
– Może jednak chwilę zaczekasz? Widzę, że on ma zajęcie.
Znów odwróciła się w tamtą stronę i zauważyła, że na nich patrzy. Na nią. Przyprowadził ją tu, o niczym nie uprzedził, a teraz obmacywał się tą małą kotką. Nie zastanawiając się zbyt długo, odwróciła się do blondyna. Spojrzała jeszcze raz na jego twarz. Zdecydowanie przystojny. Oblizała górną wargę i na jego policzku znów pojawił się dołeczek.
– Mogę teraz ja? – Zapytał i pochylił się do niej.
Skinęła głową, pozwalając mu, by się zbliżył i delikatnie przesunął językiem tam, gdzie jeszcze przed chwilą był jej własny. Odpowiedziała tym samym i zaczęli się namiętnie całować. Czuła, jak głaszcze ją przez sukienkę, zatrzymuje się tuż nad pośladkami i przyciska do siebie mocniej. Był już twardy. Wystraszyła się i spojrzała mu w oczy. Patrzył na nią w ten znajomy sposób, zarezerwowany dla kochanków. Chciała się wycofać, ale coś popchnęło ją w jego stronę. Była zmęczona. Potrzebowała oderwać myśli od wszystkiego, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Straciła szansę na małżeństwo, rodzice chyba się jej wyrzekli, narobiła sobie wstydu przed całą rodziną, a mężczyzna, któremu kiedyś chciała dać szansę na coś więcej, pewnie już rżnie tę kocicę pod ścianą. Pieprzyć to wszystko. Przechyliła drinka i opróżniła szklankę do dna. Oparła się plecami o tors blondyna i przycisnęła jego duże dłonie do swojego brzucha. Gdy lizał i delikatnie kąsał jej szyję, utkwiła wzrok w ciemnowłosym mężczyźnie, który pozwalał właśnie rozpinać sobie rozporek, a mimo to wpatrywał się w nią. Przesunęła dłoń blondyna na pierś, a drugą pokazała mu, że ma podciągnąć jej sukienkę i włożyć pod nią palce. Twardy opuszek dotknął majtek i próbował się pod nie wsunąć. Gdy wypchnęła pupę w tył, usłyszała jęk i dwie dłonie zacisnęły się na niemal nagich pośladkach.
– Masz świetny tyłek – sapnął jej do ucha i wymierzył lekkiego klapsa.
Szlag. Była mokra.
– Wychodzimy. – Poczuła szarpnięcie za ramię.
– Hej, spokojnie – blondyn uniósł ręce w geście poddania i cofnął się o krok.
– Puść mnie.
– Wychodzimy. – Powtórzył, miażdżąc ją spojrzeniem.
– Nie rób scen. Przecież sam chciałeś tu przyjechać.
– Po prostu tamta mała już mi się nie podoba. Chodź. – Ruszył do wyjścia, nie czekając na nią.
Spojrzała przepraszająco na swojego towarzysza zabawy, ale kiwnął porozumiewawczo głową i rozejrzał się po sali w poszukiwaniu kolejnej chętnej.
Karolina wyszła z domu i widząc nierówną ścieżkę, zdjęła buty, nie mając ochoty znów się przez nią przeprawiać w szpilkach. Kiedy doszła do auta, wsiadła i nim zdążyła zamknąć drzwi, Maks ruszył. Nie odzywali się do siebie przez całą drogę. Na parkingu, nim włożyła buty, obszedł auto i pomógł jej wysiąść. Otworzył drzwi klatki schodowej i wsiedli do windy. Stali po przeciwnych końcach, nie patrząc na siebie, pomimo że bez większego trudu mogliby się nawet dotknąć. Kiedy zamknął za nią ostatnie drzwi, złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie tak mocno, że aż zderzyła się z jego torsem. Jęknął z językiem w jej ustach. Karolina próbowała go odepchnąć, ale zacisnął dłonie na pośladkach i docisnął do niej swoje biodra.
– Miałaś ochotę na jego kutasa? – Sapnął ze złością.
– Przestań – chciała się odsunąć.
– Czemu? Wyglądałaś na chętną.
– Maks, przestań.
– Czujesz to? – Wbił się przez ubranie między jej uda.
– Maks, proszę… – To miało zabrzmieć błagalnie i zabrzmiało, ale zupełnie inaczej, niż się spodziewała.
– Z nim też było tak dobrze? – Jęknął ocierając się znów o nią.
– Proszę…
– Proś mnie. Czekałem na to. – Oddychał głośno. Był tak napięty i podniecony, że jeszcze chwila i chyba…
– Puść mnie.
– Mam cię puścić? – Zrozumiał, że to nie gra. – Tego dryblasa zachęcałaś, żeby włożył w ciebie palce, a ja mam cię puścić? – Ton, w który uderzył, znów zrobił się nieprzyjemny.
– Przestań – spięła się, bo atmosfera zaczęła odbiegać od namiętnej.
– Dlaczego mam, kurwa, przestać? – Syknął. – Jego chciałaś, Kubę chciałaś, a mnie nie! Co oni wszyscy mieli, czego nie mam ja?
– Miejsce wokół siebie! – Wbiła mu palec w pierś. – Do ciebie, żeby się dostać, musiałabym rozpychać się łokciami, wśród tych wszystkich kurew, aż stopiłabym się z tłumem i została jedną z nich. Mam cię dosyć, potąd – przesunęła palcem po czole.
Wyminęła go i odcięła od siebie trzaśnięciem drzwi.
W niedzielny poranek obudził się z bólem głowy. W domu panowała zupełna cisza, więc nasłuchiwał, czy może nie krząta się w kuchni. Wyglądało na to, że wciąż spała. Przeciągnął się, wstał z łóżka i zerknął na korytarz. Nienaturalny spokój zmusił go, by zapukał do drzwi pokoju Karoliny, ale znów odpowiedziała tylko cisza. Zajrzał do środka i nie zastał jej. Poszedł jeszcze do kuchni i do salonu, ale bez skutku. Był sam w domu. Wzruszył ramionami i zajął się swoimi sprawami.
Po południu zadzwonił do niej, ale nie odebrała. Wieczorem, piętnaście prób dodzwonienia się i siedem SMS-ów później, chodził już w kółko po pokoju. Na zewnątrz zrobiło się ciemno, a po Karolinie nie było śladu. Nie musiała się przed nim tłumaczyć, ale mogła chociaż dać jakiś znak życia.
A może umówiła się z tym dryblasem z klubu?
Porzucił tą myśl, przyznając przed sobą samym, że to absurd. Wyszedł na balkon i rozglądał się wokół, gdy usłyszał otwierane drzwi wejściowe. Jednak Karolina natychmiast zniknęła w swoim pokoju. Wszedł za nią nie pukając i nie prosząc o pozwolenie.
– Mogłabyś przynajmniej odpisać na SMS-a – burknął.
– Mogłabym.
Widząc, że najwyraźniej dialog dobiegł końca, wyszedł nie zamykając za sobą drzwi. Nim przeszedł przez przedpokój, trzaśnięcie, jakie rozległo się za jego plecami, omal nie przepchnęło go przez próg salonu.
Niezły sposób na wyznaczanie granic, zerknął przez ramię i rzucił się na sofę przed telewizorem.
Poniedziałkowy poranek wygonił obydwoje do pracy, ale i tak, zanim Maks wstał, Karoliny nie było już w domu. Mieszkała u niego nieco od ponad tygodnia, a on przeżuwał tosta niezadowolony z wszechogarniającej ciszy. Pomimo, że przez cały ten czas ganił ją, że zachowuje się strasznie głośno, teraz zaczęło mu przeszkadzać, że tego hałasu nie robi.
Kurwa, człowieku. Może masz PMS?
Wrzucił kubek do zmywarki i zatrzasnął drzwiczki z rozmachem. Naczynia brzęknęły wewnątrz, jakby skarżąc się na jego grubiańskie zachowanie. Dało mu to chwilową satysfakcję. Jednak nie znalazł ukojenia przez resztę dnia. Nie miał dużo pracy, co przeszkadzało mu bardziej, niż zwykle, bo nie mógł zająć czymś myśli.
Do domu wrócił w jeszcze gorszym nastroju, niż z niego wychodził. Rzucił torbę obok szafki na buty, zastanawiając się, czy ona również wróciła.
– Jesteś? – Zawołał.
Cisza.
Szlag by to trafił.
Przeciągnął sweter przez głowę i wszedł do sypialni. Widok, jaki w niej zastał, sprawił, że pojęcie „stanął jak wryty” nabrało nowego znaczenia. Karolina, zupełnie naga, klęczała obok łóżka, z dłońmi ułożonymi na udach i zwróconymi wnętrzem do góry. Patrzyła bez słowa w podłogę, kiedy on oblizał się na widok ciemnych, sterczących sutków. W jednej sekundzie zrozumiał, co się dzieje i to podziałało natychmiastowo. Podszedł do niej i pogłaskał po związanych w kitkę włosach.
– Klęknęłaś.
Nie odpowiedziała. Znała zasady.
Grzeczna.
– Rozepnij mi rozporek.
Zrobiła, co kazał.
– Rozbierz mnie.
Wciąż klęcząc, zsunęła z niego spodnie i zdjęła je razem ze skarpetkami. Stał teraz przed nią w bokserkach, w których już prężył się penis. Bardzo chciał pchnąć ją na plecy, rozchylić nogi i wjechać w nią, aż by zawyła. Potrząsnął głową, rozpraszając kuszącą wizję.
– Nie ruszaj się.
Szybki prysznic ostudził rozgrzane podnieceniem ciało, więc do sypialni wrócił pewnym krokiem. Pchnął drzwi, drżąc w środku w oczekiwaniu na to, co za chwilę z nią zrobi. Aż swędziały go wnętrza dłoni. Karolina nadal klęczała, wpatrując się w dywan. Stanął nad nią i przesunął palcami po jej policzku.
– Jesteś piękna. – Szepnął.
Kciukiem zahaczył o dolną wargę, odginając ją tak, by zobaczyć błyszczące wnętrze. Wsunął go do wnętrza ust i położył na języku.
– Obciągniesz mi. – Na samą myśl, że znajdzie się w jej ustach, przeskoczył w nim impuls.
Ku jego zaskoczeniu podniosła na niego wzrok i skinęła głową. Nim zdążył ją ukarać za niesubordynację, za to, że ważyła się podnieść na niego wzrok, bez zapytania o zgodę, wyjęła kciuk z ust i odezwała się.
– Klęknij.
Nie mógł uwierzyć w to, co słyszy, ale jej spojrzenie mówiło wszystko. Pomimo że patrzyła na niego z poziomu podłogi, to czuł się, jakby było zupełnie odwrotnie. Zimny dreszcz przebiegł mu po plecach.
Co ona robi? Nie. Nie, nie, nie…
– Pomyliły ci się bajki, mała. – Zaplótł ręce na piersi i próbował odeprzeć niemy atak na swoją pozycję. – To ja tu jestem od wydawania rozkazów.
– Klęknij. – Powtórzyła.
Kręciło mu się w głowie. Świadomość buntowała się przeciw temu, czego żądała ta mała postać, patrząca twardo z wysokości jego bioder.
– Nie ma mowy. – Odwrócił się na pięcie, chcąc wyjść z pokoju, który nagle zaczął robić się za ciasny dla nich dwojga.
– Wiesz, że jeśli wyjdziesz, to będziesz musiał szukać dalej?
Zatrzymał się z dłonią na klamce.
– Co? – Spojrzał na nią, nie rozumiejąc.
– Jeżeli teraz wyjdziesz, to będziesz musiał szukać dalej.
W tej chwili odpowiedź wskoczyła na swoje miejsce w jego głowie. „A co jeśli już znalazłem?” rozbrzmiały jego własne słowa. Poczuł, jak wnętrzności kurczą się w panicznym strachu. Karolina zapędziła go w narożnik. Obróciła przeciwko niemu wszystko to, czym rzucał w nią od kilku lat. Oto podawała mu się na tacy, żądając wszystkiego i niczego. Jeżeli uklęknie, odda w jej ręce wszystko, ale dostanie to, czego tak bardzo pragnął od lat.
Ulec? Co to za pierdolenie?! Nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie.
Wbił wzrok w dziurkę od klucza. Stał nieporuszenie, ale w środku, w nim, panował istny chaos. Wszystkie cele i wartości przewracały się jak nieprzywiązane na statku podczas sztormu. Zrobiło mu się niedobrze.
– Nie ta bajka, mała. – Powiedział i wyszedł z pokoju.
Karolina uśmiechnęła się lekko. Pokręciła głową, chcąc rozciągnąć nieco zdrętwiałe mięśnie karku i barków.
Runda pierwsza, zgodnie z przewidywaniami: dwa zero dla niego.
Uśmiechnęła się szerzej, przymknęła powieki i czekała.
Maks chodził po salonie, rzucając przez przedpokój wściekłe spojrzenia na drzwi sypialni. Gdyby wzrokiem mógł zrobić cokolwiek, to wyrwałby już te cholerne drzwi i wypchnął Karolinę na zewnątrz razem z oknem.
Nie minęło więcej niż dwadzieścia minut, kiedy przez zamknięte powieki zobaczyła, jak do zaciemnionego pokoju wpada więcej światła. Serce zabiło jej mocniej, gdy usłyszała i poczuła, że stanął przed nią. Oblizała usta ze zniecierpliwienia. Gorąca główka przesunęła się po jej dolnej wardze, więc oblizała ją znów. Nie była tym zaskoczona, wiedziała, że on zrobi teraz wszystko, byle tylko wyprowadzić ją z równowagi, ale tym razem nie da się zbić z tropu. Tym razem zdobędzie wszystko, albo nic. Tym razem dostanie odpowiedź, której przez lata nie miała odwagi otrzymać. Tym razem tą odpowiedź weźmie sobie sama, uwalniając w końcu siebie i jego.
Położył dłoń na jej głowie, a twardego penisa wsunął między miękkie wargi. Sapnął cicho, czując miękkie ciepło otulające kutasa. Posłusznie głaskała językiem spód główki. Nigdy jej nie miał, ale ufał, że Karolina doskonale wie, co on lubi. I nie zawiódł się. Poruszał się coraz szybciej, oddychał ciężko, aż chwycił w obie dłonie jej policzki, pchnął głęboko i wysunął się całkiem. Zdyszany uniósł jej twarz w górę i lekko potrząsnął, trzymając podbródek. Kobieta otworzyła oczy i szybko spuściła wzrok.
– Patrz na mnie. – Zażądał.
Kiedy zrobiła to, czego chciał, wziął penisa w dłoń i onanizował się, patrząc prosto na nią. Na spełnienie nie musiał długo pracować. Krótka fala szarpnęła jego ciałem, gdy pierwsza smuga nasienia chlapnęła prosto na jej piersi, następna na policzek i szyję. Resztę zebrał palcami i wytarł w leżący na łóżku sweter. Znów stanął nad nią i wciąż zdyszany po przeżytym orgazmie, patrzył jej prosto w oczy. Ten niemy pojedynek trwał dłuższą chwilę, aż Maks powoli ugiął kolana. W ciszy jaka panowała w pokoju, trzask jego stawu kolanowego był jak strzał z bata. Karolina wstrzymała oddech, widząc rozgrywającą się przed nią scenę. Kiedy już zrównali się wzrokiem, Maks wyciągnął dłoń i powoli roztarł na jej skórze nasienie. Z namaszczeniem, jakby była niemal święta, rozcierał chłodne już krople swojej spermy na zaróżowionej i ciepłej skórze kobiety. Skończywszy, podsunął jej do ust palce, które posłusznie oblizała jeden po drugim. Wtedy schylił się i oblizując najpierw jej wargi, a później łapczywie zagarniając wnętrze jej ust językiem, całował mocno. Objął ją i powoli przechylił na bok, na miękką wykładzinę. Ułożył Karolinę na plecach, a sam przygniótł ją swoim smukłym ciałem. Sunąc językiem po jej szyi, między piersiami, wokół pępka, aż dotarł do wzgórka, gdzie zatrzymał się i wciągnął mocno powietrze. Zapach rozgrzanej cipki uderzył mu do głowy. Jęknął i przesunął językiem po zamkniętych płatkach.
– Patrz. – Szepnął.
Uniosła głowę i przyglądała się z przygryzioną wargą, jak rozchyla ją palcami i znów wciąga głośno powietrze.
– Pachniesz.
Przymknęła oczy, czując się nieco zawstydzona, ale podniecała ją jego reakcja.
– Powiedziałem, że masz patrzeć.
Rozchylił ją palcami i przejechał językiem po niej całej.
– Pyszna – jęknął i wpił się w nią całymi ustami. Pożerał cipkę, wijąc językiem, aż podkurczyła palce u stóp. Chwyciła go za włosy i przycisnęła do siebie mocniej. Roześmiał się krótko i wcisnął w nią język.
– O Boże! – krzyknęła.
W ślad za językiem wsunął w nią dwa palce. Zacisnęła się na nim, jęcząc coraz głośniej.
– Będę posuwał cię palcami jeszcze chwilę. Później cię zerżnę. Klasycznie, na misjonarza, będę cię pieprzyć jak grzeczną dziewczynkę, ale tak, że jutro do pracy zjedziesz windą, bo nie dasz rady zejść ze schodów.
Zrobił, jak obiecał – wysunął z niej palce, rozłożył szeroko jej kolana i patrząc bezwstydnie prosto między nogi, wjechał w nią mocnym pchnięciem, aż się zatchnęła. Wtedy zacisnął palce na jej ustach i posuwał ją mocnymi, szybkimi ruchami. Karolina krzyczała przez zatkane dłonią usta, czując, jak mocno podskakują jej piersi w rytm pchnięć.
Ciężko dysząc, podciągnął jej kolano do samej klatki piersiowej i uderzał w nią z całych sił. Teraz była jego. Brał ją tak, jak brał w swoich myślach wiele razy w ciągu ostatnich lat. Kręciło mu się w głowie, skupił się na oddychaniu, ale zamiast tego krzyczał razem z nią. Gdy wbiła paznokcie w jego kark i wygięła się w tył, poczuł, jak jej cipka zaciska się na kutasie spazmatycznymi skurczami.
Pozamiatane.
Przyspieszył, wsuwając palce do jej ust. Dyszał ciężko, czując, jak pot spływa mu między łopatkami.
– Tak! – krzyknął, spuszczając się z taką siłą, aż coś zakłuło go w plecach.
Opadł na jej ramię, odzyskując oddech.
Żadne z nich się nie ruszało. Leżeli tak, on na niej, ona pod nim. Leniwie przesuwała między palcami kosmyki jego ciemnych włosów na czubku głowy.
– To jak? – odezwała się pierwsza. – Znalazłeś w końcu?
– Nie wiem, o czym mówisz, mała. – Odpowiedział cicho, wciąż się nie ruszając.
Roześmiała się i przesunęła paznokciami po jego karku. Wzdrygnął się, czując przyjemne ciarki na skórze. Uśmiechnął się, jednak ona nie mogła tego dojrzeć.
– Jasne, mały.
Jak Ci się podobało?