Rodzinne tajemnice
11 czerwca 2018
1 godz 55 min
Grzeczna. To słowo charakteryzowało Marzenkę, kiedy chodziła do szkoły podstawowej i gimnazjum. Cicha i spokojna, opisywali ją znajomi w latach liceum. Na studiach była po prostu szarą myszką i mało kto zwracał na nią uwagę. Pomimo wielu atutów jej osobowości, nikt nie poznał jej na tyle dobrze, by je dostrzec w tej zawsze stojącej z boku dziewczynie.
Marzena nie była może śliczną dziewczyną, ale niejeden przyglądający się jej mężczyzna, znalazłby w jej wyglądzie wiele pozytywów, których ona, świadomie lub nieświadomie, nie odkrywała lub po prostu celowo je skrywała przed światem.
Była szczupła, zgrabna i dosyć wysoka jak na kobietę. Ukrywała swoją sylwetkę pod źle dobraną garderobą, pod którą chowała naprawdę zmysłowe ciało. Długie szczupłe nogi, delikatne ramiona i sporego rozmiaru piersi, wszystko to skrzętnie ukrywała przed otaczającą ją rzeczywistością. Zagadką było, czy robiła to celowo, czy po prostu nie miała gustu do stylizacji.
Marzena nigdy nie podążała głównym nurtem i najczęściej trzymała się na uboczu. Nie czuła potrzeby bycia popularną, za coś podziwianą, czy uwielbianą. Modę omijała szerokim łukiem i to nie na zasadzie jakiegoś buntu, ale zawsze lubiła ubierać się wygodnie dla niej, a nie dla oczu innych. Z czasem przyzwyczaiła się do prostych rozwiązań, co w młodzieńczych latach spotykało się z niezrozumieniem przez rówieśników i jej izolacją od grupy bardziej wpływowych koleżanek i kolegów. Szczerze miała to gdzieś. Nie potrzebowała niczyich względów, sympatii, czy pomocy. Patrząc na rówieśników z boku, dostrzegała ich dwulicowość, lizusostwo i często brak jakichkolwiek skrupułów przed walką o bycie lubianym. W jej mniemaniu, mało kto był sobą i zachowywał się naturalnie.
Oczywiście, że miała znajomych i koleżanki, ale żadnej relacji nie nazwałaby przyjaźnią. Poruszała się głównie w gronie osób odsuniętych trochę na bok, bo tak należało nazwać uczniów tzw. kujonów, osoby otyłe i takie, których status społeczny stawiał je bardzo nisko. Najczęściej jednak spędzała czas z tzw. glonojadami, czyli osobami nie grzeszącymi urodą. W tego typu osobach dostrzegała najwięcej pozytywnych cech i najprostszą w świecie szczerość.
Lata nauki już dawno miała za sobą i teraz prowadziła spokojne zawodowe życie. Pracowała w bibliotece. Nie mogła wymarzyć sobie lepszego zawodu, bliższego jej naturze. Może nie był to zawód przyszłości, ale ona od samego początku swojego świadomego stanowienia o sobie, przysięgła sobie, że nie weźmie udziału w wyścigu szczurów, który od lat obserwowała u większości ludzi. Może było jej o tyle łatwiej, że nie musiała się martwic o rzeczy, które inni musieli zdobywać latami. Mieszkanie w dużym mieście wojewódzkim odziedziczyła po babci, u której od dziecka spędzała prawie całe wakacje. Mimo różnic pokoleniowych, świetnie się rozumiały i to od tej starej kobiety otrzymała największe wsparcie. To babcia namówiła ją, by pisała pamiętnik, co Marzena bardzo polubiła i stało się to dla niej namiastką posiadania najcudowniejszego przyjaciela, któremu mogła powierzyć najskrytsze tajemnice. W okresie nastoletniego buntu, bardzo jej to pomogło.
Babcia pozostawiła jej też całkiem niezłe oszczędności i zbiory staroci, których spieniężenie dostarczyłyby jej sporej sumki, ale Marzena raczej o to nie dbała. Szczerze smuciła się na wspomnienie o chwilach spędzonych z babcią i przez długi czas po jej śmierci odczuwała jej brak. Czas jednak uleczył jej tęsknotę za tą cudowną osobą i teraz w trakcie wspominek głównie miłych chwil, uśmiechała się rzewnie.
Marzena szybko opuściła dom rodzinny. Jako nastolatka nie czuła się w nim dobrze. Rodzice ją kochali, nie mogła temu zaprzeczyć, ale widziała ich rozczarowanie zbuntowaną córką, która nie spełniała ich oczekiwań. Nie była popularna, lubiana i w gronie sąsiadów uchodziła za dziwadło. Nie znalazła u rodziców zrozumienia i wsparcia, na które liczyła. Zapewniali jej wszystko, poza tym, czego ona pragnęła, a więc głównie akceptacji taką jaką jest.
Już na drugim roku studiów zdecydowała się na zamieszkanie w odziedziczonym mieszkaniu. Dziewczynie zdawało się, że jej rodzice poczuli nawet z tego tytułu ulgę, że ich dziwna córka zaczyna życie na własną rękę i to z dala od nich. Szczerze, ona czuła to samo. Rodzice dziewczyny byli zamożni i wspomagali ją doraźną finansową pomocą, co przy jej skromnym życiu było pomocą wystarczającą. Spadek w postaci oszczędności babci został odpowiednio ulokowany, by Marzena miała zapewnioną bezpieczną przyszłość.
Marzena chodziła do pracy z przyjemnością, a jej życie toczyło się bardzo spokojnie. Nie potrzebowała w nim wielu zwrotów i atrakcji. Doceniała spokój i monotonię, które stwarzały pozory bezpiecznego życia na uboczu świata. Lubiła pracę, po niej oddawała się swoim pasjom i nikt nie miał wpływu na jej życie. Była samowystarczalną drobiną, która w pełni decyduje o swoim istnieniu.
Nastał dzień, kiedy została sama na pierwszą noc w mieszkaniu. Była wtedy studentką, która postanowiła zacząć żyć na własny rachunek. Rodzice pomogli jej w przeprowadzce i kilka razy w jej trakcie namawiali córkę na zastanowienie się jeszcze nad zmianą decyzji, ale wyczuła w ich słowach nieszczerość. Nie miała im tego za złe.
Już od rana urządzała mieszkanie na swoje, bliskie jej naturze. Miała spore pole do popisu, bo mieszkanie usytuowane było w starej kamienicy i składało się z trzech pokoi, kuchni, łazienki z toaletą i przedpokoju. Było spore, jak na jej potrzeby, ale nawet przez myśl jej nie przeszło, by je sprzedać i kupić mniejsze, do czego namawiali ją rodzice. Fakt, że czynsz i opłaty, jak na duże miasto, nie były wysokie, więc rodzice nie naciskali.
Jeden pokój stał się pokojem dziennym i jednocześnie gabinetem. Tam spędzała najwięcej czasu. Uczyła się, czytała, oglądała telewizję. Urządziła go tak, jak zawsze tego chciała. Czuła się w nim cudownie. Ważnym meblem stał się dla niej wiekowy fotel, w którym jeszcze za dziecka siadała i czytała książki, których babcia miała chyba tysiące. Chyba stąd jej zamiłowanie do nich. Pozostałe meble również były antykami, ale tak je poprzestawiała i udekorowała, że teraz pomieszczenie wyglądało na stylowe i nowoczesne, posiadające jednocześnie tajemniczą aurę przeszłości. Czuła się tu jak w swojej bajce.
Drugi niewiele mniejszy pokój stał się sypialnią. Nawet nie wymieniała sporego łóżka babci, tylko wymieniła materac na nowy. Pozbyła się kilku mebli, a na ścianie zawiesiła ogromną grafikę, która kojarzyła jej się ze spokojem i relaksem. Przedstawiał pejzaż zielonych wzgórz, ale ktoś, kto zrobił to zdjęcie, uchwycił w nim to coś, co sprawiało, że było dla Marzeny wyjątkowe. Już kilka dni wcześniej pozbyła się bezwartościowych gratów i starych rzeczy babci. Opróżniła stare szafy, ubrania przekazała do odpowiednich punktów pomocy potrzebującym, a pościele i ręczniki wyrzuciła do śmietnika. Zawsze zastanawiało ją, dlaczego ludzie starej daty nie potrafią pozbywać się rzeczy, których świetność już dawno minęła i nie nadają się już do użytku.Wymieniła praktycznie wszystko, poza szafą, komodą i łóżkiem. Stare firany, zasłony, serwety, obrusy poszły do utylizacji, bo były już tak stare i wyblakłe, że nie nadawały się już do niczego. Dodała duże lustro, bo sypialnia stała się jednocześnie garderobą. Kilka dodatków, dekoracji i pomieszczenie stało się bardzo przyjemne i przytulne. O to jej chodziło.
Chodziła zachwycona przeprowadzonymi rewolucjami. Ona, młoda dziewczyna miała zacząć żyć swoim życiem, w swoim mieszkaniu, urządzonym przez siebie. Może nie żyła w szeroko rozumianym luksusie i w zdizajnowanym wnętrzu, ale ona czuła się tu cudownie.
Pozostał jej jeszcze jeden pokój do urządzenia, ale po pierwsze, nie miała potrzeby, a po drugie pomysłu jego wykorzystania. Pozostał zamknięty i tam umieściła też rzeczy, które usunęła z zajmowanych pomieszczeń.
Kilka tygodni minęło jej jak na wczasach. Wracając z uczelni do domu czuła się dorosłą i silną kobietą. Taką też była. Dbała o wszystko sama. Zakupy, sprzątanie, gotowanie sprawiały jej swoistego rodzaju satysfakcję i nawet lubiła się zajmować tymi codziennymi sprawami.
Nauka też szła jej sprawnie. Nigdy nie miała z nią kłopotów i należała do dobrze się uczących. W chwilach relaksu zagłębiała się w lekturze. Siadała wtedy na tajemniczym fotelu, zawsze się tak czuła, kiedy zajmował na nim miejsce i czytała, jakby tylko w tym miejscu znajdował się portal do krainy, w której rozgrywały się akcje książek. Uwielbiała tą ciszę i spokój otaczające ją w mieszkaniu.
Tego dnia siedziała na sofce i oglądała film akcji. Czasem potrzebowała przenieść się w bardziej szaloną rzeczywistość, oferowaną przez media. Film był całkiem fajny i chociaż przesycony był efektami specjalnymi, fabuła filmu bardzo ją wciągnęła. Popijała zieloną herbatę i wpatrywała się w ekran płaskiego ekranu telewizora. Trochę ją irytowały zbyt często pojawiające się sceny miłosne i czułe pocałunki dwojga uciekinierów, ale to kolejna już prawie erotyczna scena, doprowadziła ją do pewnych refleksji.
Zaczęła analizować swoje życie pod tym właśnie kątem. Doszła do wniosku, że ta sfera jej życia była bardzo uboga. Pomijała kradzione całusy w szkole podstawowej przez jej kolegów, którzy traktowali to jako zabawę. W szkole średniej całowała się tylko raz z języczkiem, a była tak śmiała za sprawą wypitego jednego piwa na wycieczce szkolnej. Na tym wspomnieniu zatrzymała się dłużej.
To była już klasa maturalna i wycieczka była świetna. W nocy cała grupa spotkała się w największym pokoju. Byli tam wszyscy, nawet największe lamusy. Ot, taka kilka lat spóźniona integracja. Było tak sympatycznie, że nawet największe kujony dały się namówić na picie alkoholu, ona również. Szybko wpadła w towarzyski wir i dotąd uważała, że były to najsympatyczniejsze wspomnienia w jej licealnym życiu. Po jakimś czasie znalazła się na zaciemnionym półpiętrze. Złapała jakiegoś doła i musiała opuścić gwarny pokój. Niby przypadkiem odnalazł ją Tomek. Zazwyczaj zwariowany i dumny chłopak, popularny wśród dziewczyn. Gadali ze sobą ponad kwadrans i Marzena zdziwiła się, że zachowuje się teraz, przy niej, zupełnie inaczej. Oczarował ją. Siedzieli na schodku i rozmawiali, aż w końcu poczuła jego usta na swoich wargach. Panikowała, bo nie spodziewała się czegoś takiego. Wepchnął jej język do jej ust, a ona bała się nie odwzajemnić tego samego. O dziwo było bardzo miło, może poza tym, że czuła niemiły posmak wódki i papierosów w jego ślinie. Było to jednak przeżycie dla niej wyjątkowe i wręcz ekstremalne. Tomek się z nią lizał! Poczuła się dumna. Kilkanaście sekund takiego całowania ośmieliły chłopaka, który wcisnął swoją dłoń pod jej koszulkę i zacisnął ją na jej piersi. Zrobiła wsteczny ruch, by uciec, ale on wciąż napierał.
- Przestań! Jest super... - protestował, kiedy Marzena walczyła z jego dotykiem.
- Tomek, nie... - mówiła cicho i sama wyciągnęła jego dłoń spod koszulki.
- To ostatnia wycieczka. Zobacz jak jest fajnie... - mówił wciąż ją całując, na to mu pozwalała.
- Nie - stwierdziła stanowczo, chociaż po chwili tego trochę żałowała. Rzeczywiście było bardzo miło. Nigdy się tak nie czuła. Przez jej ciało przebiegały powodowane emocjami drgawki.
Tomek jakby stonował i już tylko całował Marzenę. Po kilkunastu sekundach oderwał usta od jej warg i się sympatycznie uśmiechnął.
- Fajna jesteś! Dobrze się całujesz... - pochwalił ją, chociaż uważał inaczej. On miał już spore doświadczenie i wyczuł, że dziewczyna nie ma o tych sprawach pojęcia.
- Dzięki - odpowiedziała zawstydzona jego uwagami.
- Zaraz wracam. Skoczę tylko do toalety i po coś do picia, ok?
- Spoko. Będę sobie tutaj siedziała - zapewniła i odprowadziła go wzrokiem, kiedy schodził na niższe piętro.
Nie wiedziała, co ją do tego podkusiło, ale uznała to za podszept opatrzności. Też chciała się napić i zeszła do swojego pokoju po sok. Nie miała już ochoty na piwo, nie smakowało jej. Już wystarczająco sprzeniewierzyła się swoim zasadom. Mijała jakiś pokój, w którym usłyszała wesoły głos Tomka, który przechwalał się przed kolegami tym, co przed chwila z nią robił. Śmiechy, wiwaty i żarty dopełniały obrazu, który przerysowywał Tomek.
- Z którą to już się dzisiaj całowałeś? - zapytał jeden z kolegów.
- Marzi jest czwarta. Jeszcze jeden glonojad i wygrywam zakład - rozbawiony Tomek oświadczył kolegom. - Pierwszy zdobędę lamusową piątkę. Daj strzała i wrócę do tej cnotki. Jakoś się wymówię, coś jej pościemniam... - opisał kolegom swój plan działania. - Następna będzie ta w okularach z denek od słoika. Poświecę się! - roześmiał się.
Marzena nie wierzyła, że stała się przedmiotem jakiegoś zakładu. Z drugiej strony powinna to przewidzieć. Ona i Tomek? To z góry było podejrzane. Stała się zabawką, jakąś zdobyczą, a było przecież tak fajnie. Rozmawiało się tak dobrze. Chciała zaszyć się w pokoju i już z niego nie wychodzić, ale zrobiła inaczej. Wróciła na miejsce, gdzie miała czekać. Przysięgła sobie, że od teraz będzie bardzo ostrożna w relacjach z chłopcami.
- To na czym skończyliśmy - próbował ją pocałować.
- Wiesz co, muszę już iść. Fajnie było - skwitowała grzecznie, nie okazując złości i rozczarowania jego zachowaniem.
Wróciła do grupy i chociaż chciała uprzedzić koleżankę okularnicę, nie zrobiła tego, by nie wyszło na jaw, że ona tego doświadczyła. Po jakiejś pół godzinie widziała rozanieloną koleżankę i prześmiewczą minę Tomka, który dawał dziwne znaki kolegom, że przelizał się z piątą szarą myszką z ich klasy.
Pomimo przykrości jaką wtedy czuła, teraz wspominała te przyjemne odczucia towarzyszące całowaniu się i dziwnego rodzaju obawę, podniecenie, kiedy dłoń kolegi dotykała jej cycuszków. Pamiętała, że wtedy się bała, ale zarazem tego chciała. Pamiętała jak jej ciało drżało od emocjonalnego napięcia w trakcie pieszczot. Niestety cała reszta była już przykrym wspomnieniem. Tego wieczora napadał ją bardzo refleksyjny stan. Dużo myślała o swoim życiu uczuciowym, które tak naprawdę nie istniało. Podobali jej się niektórzy chłopcy, ale powodowana obawami nawet nie próbowała się z nimi bliżej poznać. Nie wierzyła w siebie, a nie była na tyle atrakcyjna, by to oni zwracali na nią uwagę. Była o tym przekonana.
Sesja przebiegła Marzenie idealnie. Zdała wszystkie egzaminy, w tym kilka w terminie zerowym, a z jednego była nawet zwolniona. Dla niej drugi rok studiów właśnie się skończył. Wróciła do domu po uzupełnieniu wszystkich wpisów w indeksie i usiadła zadowolona na sofie. Włączyła muzykę i relaksowała się, czując powiew świeżego powietrza wpadającego przez uchylone drzwi balkonowe. Będąc w idyllicznym stanie zasnęła.
Wizja ponad trzymiesięcznej przerwy zmobilizowała ją do szukania jakiegoś zajęcia. Rodzice namawiali ją na wyjazd z nimi na wczasy do Grecji, ale ona grzecznie podziękowała i odmówiła.
Już jakiś czas temu uzgodniła w jednej z bibliotek, że zostanie przyjęta na zastępstwo za panią, która się poważnie rozchorowała. Miała zacząć od lipca. Do tego czasu musiała się czymś zająć. Nie miała zbyt wielu znajomych. Nawet nie miała śmiałości umówić się z nimi na jakieś wspólne wyjście na piwo. Czasem zdawało się jej, że jest żałosną dziewczyną, ale wciąż pocieszała się, że jest sobą i zależy tylko od siebie.
Wstała rano jak zwykła to robić, a później śniadanie, kawa, trochę telewizji i czytanie książki. Lubiła tą rutynę, ale dzisiaj jej czegoś brakowało. Snuła się po domu i szukała czegoś do zrobienia. Doznała olśnienia. Pokój gospodarczy! Tak nazwał ostatnie, nieużywane przez nią pomieszczenie. Jakoś nigdy nie mogła się zebrać w sobie, by sprawdzić, co tam się kryje. Stare meble, szpargały i jakieś dziwne rzeczy, to wiedziała, ale teraz nie widziała przeszkód, by rozejrzeć się tam dokładniej. Pół dnia robiła porządek, który pozwolił jej poruszać się po tym pokoju tak, by dotrzeć do każdej szafki i szafeczki. Od razu zawiesiła w przedpokoju obraz znaleziony za jedną z szaf. Zdawał się być stary, ale ją akurat urzekł namalowany na nim pejzaż.
Postanowiła tu uporządkować chociaż trochę, bo do tej pory wiele rzeczy leżało bez ładu i składu. Była ciekawa, czy jeszcze coś, co ją zachwyci, bo zakamarków było tu mnóstwo i każdy mógł skrywać jakąś tajemnicę.
Przełom nastąpił drugiego dnia porządków. Marzena przejrzała zawartość trzech sporych regałów z książkami, od razu przenosząc co ciekawsze pozycje na regał w pokoju dziennym. Szybko zapełnił się ciekawymi lekturami. Resztę pobieżnie posegregowała i ustawiła w należytym porządku. W jednej z szaf znalazła szkatułkę z kosztownościami. Niektóre były lekko uszkodzone, ale wyglądały na bardzo stare i nie dziwiła się, że są w takim stanie. Pudełeczko postawiła w salonie na komodzie, bo było ładnie zdobione i stanowiło niezłą dekorację. Ucieszona znaleziskiem szukała kolejnych skarbów. Stare listy babci, zeszyty jeszcze z liceum, nawet jakieś amatorskie opowiadania. Marzena wszystko czytała z nieukrywanym podnieceniem i na nowo poznawała babcię, która nigdy nie wspominała jej, że bawiła się w pisarkę. Opowiadania, bo poszukiwaczka znalazła kilka odręcznie zapisanych zeszytów, były dobrze napisane i Marzena zastanawiała się nawet, czy nie spróbować ich gdzieś wydać lub chociaż przepisać i umieścić w sieci. Tego dnia przeczytała ponad połowę z nich. Nie było to takie łatwe, bo babcia może miała przepiękne pismo, ale blaknący atrament, przeszkadzał w płynnym czytaniu tekstu. Podziwiała charakter pisma, styl oraz pojawiające się czasem szkice rysunków. Autorką wszystkiego był jej ukochana nieżyjąca już babcia Anna. Następnego dnia dziewczyna ukończyła czytać wszystkie pozostałe opowiadania. Była przekonana, że po niewielkich korektach, babcia mogłaby je śmiało wydać.
Marzena rozprawiała się już z ostatnią szafą, wciśniętą w róg pokoju. Tam było najciężej się dostać. Znajdowało się tam wiele pamiątek z lat szkolnych babci. Znowu było tam wiele zeszytów, ale tym razem ze szkoły podstawowej. Przejrzała kilka i uznała, że babcia od najmłodszych lat pięknie pisała. Zaintrygowało ją jedno z pudeł, wciśniętych w róg szafy. Trudno było tam dotrzeć, ale jej się udało. Przez kolejne dni nie była w stanie oderwać się od czytania znalezionych tam tekstów. Nie wierzyła, że to pisała jej babcia.
Marzenka wzięła całe pudło i wyniosła je do pokoju dziennego. Postawiła karton na środku dywanu i zaczęła eksplorację. Na samym wierzchu leżała pożółkła koperta z napisem - "Kto znajdzie (mam nadzieję, że Marzenka)". Serce dziewczyny zaczęło szybciej bić, bo sytuacja była iście tajemnicza. Delikatnie otworzyła kopertę, która na szczęście nie była zaklejona. Odczytała datę. List był napisany stosunkowo niedawno, bo jakieś siedem lat temu.
30.12.2008
Szanowny Znalazco,
Mogłam zniszczyć zawartość tego pudła, ale po długich rozważaniach postanowiłam zdać się na los, który wielokrotnie sprawiał, że moje życie było pełne niespodzianek. Najłatwiej jest zniszczyć relikty przeszłości, ale odbudowanie ich, nie przychodzi już łatwo. Mam świadomość, że może to zmienić myślenie o mnie co poniektórych osób, ale mi i tak zależy tylko na zdaniu jednej osoby. Ona mnie zrozumie. Jest to moja wyjątkowa wnuczka, wspaniała dziewczyna. Jeśli Ty to czytasz, proszę, zrób to do końca, zanim cokolwiek złego o mnie pomyślisz. Tak naprawdę zawartość przeznaczona jest dla Ciebie, zresztą jak cały mój majątek. Wszystko zapisałam Tobie.
Nikomu nie zwierzałam się z rzeczy, które znajdują się w tym pudle. Doświadczyłam ich w ciągu długiego życia i większości z nich nie żałuję, chociaż wiele uznaję za okropne. Kierowałam się zasadą, by w życiu być sobą i robić to, co podpowiada mi serce, choć rozumem też się kierowałam...
Marzena uśmiechnęła się, bo odczytała ostatnie słowa, jako napisane z humorem i żartem. Ale taka była jej babcia Ania. Od razu poznała, że to ona, a nie ktoś inny, jest autorką listu. Wnuczka czuła się jak odkrywca skarbu, albo nowych faktów, mających zmienić błędne myślenie o jakimś historycznym, doniosłym wydarzeniu. Czytała dalej.
(...) Pisałam. Dużo pisałam. Nie było to niczym złym, tym bardziej, że musiałam zająć wolny czas. Wszyscy wiedzieli, że jestem sama, bo mój mąż wyjechał za granicę, do USA. Wyjechał, to prawda, ale nie za chlebem, ale dlatego, że go pogoniłam z domu. Nie mogłam dłużej tolerować jego zachowań. Wciąż napadają mnie wyrzuty sumienia, że zrobiłam to za późno. Wciąż za to przepraszam i pokutuję.
Wnuczka spoglądała teraz za okno i zastanawiała się, o co chodziło w historii babci i dziadka. Pewnie ją zdradzał - pomyślała i kontynuowała czytanie.
Cała moja historia jest w tym pudle. To są moje najskrytsze myśli, spostrzeżenia i doświadczenia, którymi nie podzieliłam się nigdy i z nikim. Łatwo jest oceniać innych, ale należy pamiętać, że mogłam wrzucić to wszystko w otchłań niepamięci i to wszystko zniszczyć, spalić.
U kresu życia, postanowiłam oczyścić trochę swoje sumienie, a nie ma na to lepszego sposobu jak wyznać szczerze to, co zaburza spokój duszy.
Nie wszystko, co tu się znajduje ma znaczenie. Mam nadzieję, że Ty, moja ukochana wnuczko, mnie zrozumiesz i spojrzysz na zawartość tego schowka w należyty sposób. Od kiedy wzięłam Cię pierwszy raz na ręce, czułam, że będziesz kimś wyjątkowym. I taką cię kocham. Taką jaką jesteś, choć wielu Cię nie rozumie. Jestem dumna, że kroczysz swoją drogą i nie patrzysz na innych, co oni powiedzą. Ja nie miałam aż tyle odwagi i siły, co Ty. Przyszło to dopiero z czasem, ale wciąż zdaje mi się, że zbyt późno.
Jesteś wyjątkowa i taką pozostań,
Anna Popławska
Po takim liście Marzena nie była w stanie myśleć o czymkolwiek innym, jak o zawartości pudła. Czas jakby zwolnił, a ona poczuła przepełniający ją spokój. Miała przecież mnóstwo czasu. Nigdzie nie musiała wychodzić, z nikim się nie umawiała. Wir tajemnicy mógł na dobre ją wessać, aż do momentu, kiedy pozna sekrety babci. Czasu miała aż nad to.
Zajrzała do pudła. Piętrzyły się w nim stare zeszyty, niektóre ładnie ozdobione dziecięcymi rysunkami. Marzena zrozumiała, że babcia chciała, by odkrywała jej świat w takiej kolejności, w jakiej ułożyła swoje zapiski.
Pierwszy zeszyt pisany był przez babcię, kiedy była dzieckiem. Pierwszy obszerny wpis dotyczył rozpoczęcia przygody z pisaniem pamiętnika, miała wtedy może dziesięć lat. Był rok 1954. Wypowiedzi małej Ani były pisane prosto i przystępnie. Studentka poznawała świat widziany oczami dziecka i jego dylematy. Niektóre wpisy doprowadziły ją do śmiechu. Po kilku stronach przekartkowała zeszyt, bo zdawało się, że w wieku dziesięciu lat nie można pisać o czymś ciekawym i ważnym. Marzena szybko zmieniła zdanie, a to za sprawą kartki, która wypadła spośród pozostałych. Musiała być wielokrotnie zginana, bo na jej powierzchni zaznaczały się charakterystyczne krawędzie. Czytała jak zaczarowana.
23.07.1955
Jestem na wakacjach u cioci Gieni. Jest bardzo fajnie, ale to co zobaczyłam było okropne. To przeżycie było dziwne. Mam nadzieję, że nikt mnie nie widział, bo groziła by mi surowa kara. Weszłam do stodoły za Milczkiem, małym kotkiem i usłyszałam dziwne odgłosy. Weszłam dalej i patrząc przez dziurę w desce dostrzegłam dziwny widok. Za ciocią stał jakiś pan i poruszał się szybko, jakby się o nią ocierał. Po chwili odsunął się od niej i obrócił się na bok. Trzymał w dłoni swojego siusiaka i nim ruszał, a po chwili wyleciał z niego płyn, ale chyba nie sikał. Widziałam kiedyś jak wujek sikał za krzakiem. Wujek mnie wtedy nie widział. Ciocia szybko podsunęła majtki i wyszła ze stodoły, a pan się uśmiechał.
25.07.1955
Ciocia Giena znowu robiła to z tym panem. Już wiem jak się nazywa. To pan Antek, pomocnik wujka. Tym razem ona leżała na sianie, a pan ruszał się na niej i dziwnie stękał. Ciocia też tak dziwnie krzyczała. Nie wiem czy wujek na to pozwala, ale zdaje mi się, że ciocia nie powinna tak robić.
27.07.1955
Znowu to dzisiaj robili. Jak tylko wujek Marian pojechał wozem do miasta, ciocia wyszła do stodoły. Ja weszłam tym wejściem, co ostatnio. Pan Antek, znowu leżał na cioci i się poruszał. Dzisiaj ciocia też klęczała i pan Antek też, ale za nią. Widziałam, jak wystrzelił tym dziwnym płynem na pupę cioci, a ta się cieszyła. Może powiedzieć o tym wujkowi? Zauważyłam, że widząc ciocię i tego pana robiących te rzeczy, w mojej pipuni robi się jakoś dziwnie przyjemnie.
Marzenka poczuła dziwne podniecenie. Czytając o tych rzeczach serce zaczęło jej bić dużo szybciej i nawet w jej cipce zaczęło się coś dziać. Nie miała zwyczaju czytać podobnych tekstów i gdyby nie były to wspomnienia babci, pewnie zrezygnowałaby z takiej lektury. Tym razem nie była w stanie się oderwać. To była naoczna relacja dziecka, które jeszcze nie znało praw rządzących dorosłymi. Dziewczyna nie znała zbyt dobrze tej części rodziny, ale próbując odwzorować drzewo genealogiczne, rysując i zapisując je na kartce, szybko doszła, że ciocia Gienia to siostra mamy babci Ani. Dziwnie jej było czytać dalsze sekretne wpisy, mając teraz świadomość tego, kto jest kim.
Marzenka wracając do zapisków w zeszycie dostrzegła, że kilka kartek zostało wyrwanych, tych z okresu pobytu małej Ani na tamtych wakacjach. Jakimś cudem zachowała się ta jedna karta. Reszta notatek była o codziennym dziecięcym życiu, nic szczególnego.
Młoda odkrywczyni tajemnic szybko zjadła jakąś przekąskę i błyskawicznie wróciła do badania historii jej rodziny. Następny zeszyt i od razu znalazło wytłumaczenie znikniecie kilku ostatnich kartek z poprzedniego pamiętnika.
10.08.1955
Wróciłam do domu. Rodzice odebrali mnie od cioci. Bałam się, że dostanę lanie, ale ciocia nic nie powiedziała mojej mamie.Podglądałam jak ciocia robiła te rzeczy z panem Antkiem. Robili to jeszcze wiele razy. Raz nawet słyszałam, że robią to w kuchni, w domu. Myśleli, że mnie nie ma w domu. Następnego dnia ciocia zmieniała pościel w łóżku i znalazła mój pamiętnik. Nie powinna go czytać. Dostałam mocne lanie, a ciocia wyrwała kartki. Znalazłam tylko jedną z nich, pod łóżkiem. Szybko ją schowałam. Obiecałam cioci, że nie pisnę słowa. Bałam się, że powie rodzicom, ale się udało. Musiałam zacząć nowy pamiętnik. Na szczęście mama kupiła mi nowy zeszyt.
Szereg kolejnych wpisów obrazował życie Ani i jej rodziców. Szkolne dylematy, kłótnie z koleżankami i kary rodziców za przewinienia i złe stopnie. Nie były to codzienne wpisy, ale można z nich było dowiedzieć się wielu ciekawych rodzinnych spraw. Szybko przeczytała ten pamiętnik i odszukała następny.
Ten był mniejszy i już na pierwszej stronie dowiedziała się dlaczego. Ania znowu była na wakacjach u cioci i tym razem zamierzała ukrywać notatnik. Żeby było to łatwiejsze, zabrała z domu mniejszy notes. Znalazła dla niego idealne miejsce, pomiędzy belkami. Pisała tylko w ukryciu i nikt nie miał szans tego dostrzec. Czasem zostawiała go w stodole, pod dachem, gdzie trzeba było wejść po drabinie. Dzięki temu, po zapisaniu swoich tajemnic, mogła go od razu ukryć i nie ryzykować.
W tym pamiętniku było już więcej przemyśleń Ani. Była już nastolatką. Miała jedenaście lat i zaczęła dorastać. Styl pisania też zdawał się już dojrzalszy. Oczywiście okazało się, że dziewczynka miała bystre oko i teraz już świadomie śledziła ciocię, która jak się okazywało, nie grzeszyła wiernością.
09.07.1956
Ten świat jest dziwny. Basia umawiała się, że przyjdzie dzisiaj do mnie i pobawimy się w sklep, ale nie przyszła. Co to za koleżanka, która się umawia i nie dotrzymuje słowa. Dzisiaj przyjechał listonosz z listem do wujka. Nie było go i ciocia go odebrała. Listonosz wszedł do domu i po chwili słyszałam dziwne odgłosy. Robili to, co ciocia z panem Antkiem w zeszłym roku.
12.07.1956
Dzisiaj ciocia robiła to z wujkiem. Jest noc, ale udaje mi się pisać. Pewnie myślą, że śpię. Głośno wydają dziwne dźwięki. Wszystko słyszę, bo mój pokój jest obok ich. Ucichli. Znowu to robią. To ciocia namówiła wujka.
Marzenka czytała mocno już podniecona, gdyż zaczęła wyobrażać sobie opisywane sceny. Czuła, że w jej sromie robi się ciepło i mokro. Delikatnie podrapała się po kroczu i docisnęła dłoń, by uporczywe swędzenie minęło. Poszła zrobić sobie herbatę i najszybciej jak się dało wróciła na dywan, stawiając trunek na pobliskim stoliku. Zatopiła wzrok w kolejnych kartach zeszytu. Kilka wpisów było o niczym ciekawym, aż dotarła do takiego, który uznała za wart jej dłuższej uwagi.
16.07.1956
Byłam na strychu w stodole. Ciocia weszła tam z Romkiem. To syn sąsiadów. Pomagał cioci w przenoszeniu ciężkich worków. Mielili ziarno na mąkę. Ciocia mu podziękowała. Widziałam jak Romek wciska dłoń pod spódnicę cioci, a ta nic nie zrobiła. Po chwili ciocia masowała dłonią siusiaka Romka, aż ten wyrzucił ten dziwny płyn. Ciocia chyba nie powinna tak robić, bo wujek chyba na to nie pozwala. Romek zaniósł worek z mąką do domu cioci. Kiedy wnosił mąkę do domu, wujek też dziękował mu za pomoc. Chyba o niczym nie wiedział.
Co to za kobieta? - studentka nie wierzyła, że można tak się zachowywać, jak wspominana Gienia. Zero oporów i przyzwoitości. Zdradzała męża nawet z jakimś wyrostkiem i to tuż pod jego nosem, kiedy ten był w pobliżu. Dziewczyna nie chciała teraz rozmyślać nad moralnością gospodyni. Złapała bakcyla odkrywania kolejnych tajemnic i zdrożnych wpisów nieuświadomionej nastolatki. Rozumiała, że dawne czasy były zupełnie odmienne niż obecne i dla dziewczynki w wieku piszącej Ani, zachowania dorosłych były niezrozumiałe. Ona tylko opisywała swoje spostrzeżenia znanym jej językiem. Marzena szybko przeleciała przez kilka stron rozmyślań młodziutkiej babci, aż dotarła do tego atrakcyjnego, pikantnego fragmentu. Był już styczeń następnego roku.
23.01.1957
W nocy słyszałam rodziców. Robili to samo, co ciocia z wujkiem i innymi panami. Wydawali podobne dźwięki. Już wiem, że robią dzieci. Magda tak powiedziała. To moja koleżanka z podwórka. Mówiła, że dorośli tak robią. Jej rodzice też. Bałam się, że tata robi krzywdę mamie, bo dziwnie krzyczała, ale słyszałam, że później mówiła mu, że było jej dobrze. Wygląda, że to nic złego. Pierwszy raz robili to tak głośno. Wiele razy słyszałam dziwne sapanie, ale zawsze było ono ciche. Często też skrzypiało łóżko, ale tak głośno nigdy tego nie robili. Może myśleli, że śpię, bo jestem chora i miałam dzisiaj gorączkę. Muszę to powiedzieć Monice.
Marzena czuła krążące w jej sromie prądziki. Nigdy wcześniej tak się nie czuła, nawet w trakcie oglądania śmiałych scen w filmach. Była przyzwoitą dziewczyną, ale nie przesadnie. Wiedziała co nieco o życiu i chociaż w sferze erotyki nie doświadczyła zbyt wiele, to przeczytała sporo książek o zachowaniach dorosłych ludzi. Mogła śmiało stwierdzić, że teoretycznie wiedziała niewiele mniej od większości kobiet. Z praktyką był inaczej. To, że nie zachowywała się jak pospolita dziewczyna, nie znaczyło, że jest jakaś dziwna, czy oziębła. Ta sfera życia jej nie pociągała, chociaż zdarzyło się, że czuła dziwnego rodzaju przyjemność, chociażby kiedy czasem przypadkiem ocierała się o zwiniętą kołdrę lub siedziała na jakiejś kanciastej rzeczy. Nigdy nie odbierała tego jako bodziec erotyczny, tylko jakąś swoistą, niewinną reakcję jej ciała, całkowicie naturalną. Oczywiście, że się tego bała i skrywała tego typu doświadczenia przed rodzicami. Nie dążyła też do tego, by prowokować tego typu sytuacje, chociaż zdawały się być przyjemne.
Była już 23:34, kiedy dziewczyna kończyła przekąskę. Odnalazła kubek z nieruszoną herbatą z popołudnia i wypiła ją zimną. Poczuła chłodny płyn przepływający przez jej przełyk, co orzeźwiło ją na tyle, że zmieniła plany. Wzięła tylko prysznic i wróciła na dywan.
Przez kolejną godzinę czytała i wyszukiwała wpisów dotyczących intymnej sfery życia rodziny babci. Było wiele wzmianek o jej rodzicach uprawiających seks i o zwierzeniach jej koleżanki Moniki i jej rodziców. Nawet raz, obie widziały sikającego starszego kolegę i rozmawiały o jego siusiaku, którego uważały za okropną rzecz. Czytelniczka już miała przerwać lekturę, kiedy dotarła do kolejnych wakacji. Tam zawsze się działo coś ciekawego.
Znowu wpisy o seksie cioci i wujka, ale Marzena w końcu została nagrodzona za swoją wytrzymałość.
12.07.1957
To niemożliwe. Dzisiaj Romek, sąsiad wujka robił to z ciocią w stodole. Robili to samo co ciocia z innymi dorosłymi panami. Sąsiad prosił o to ciocię, a ta odmawiała, ale się uśmiechała. Powiedziała, że może mu zrobić ręką, ale Romek wciąż nalegał. Widziałam, że dawał jej pierścionek. Mówił, że go znalazł. Ciocia go schowała i po chwili podniosła sukienkę. Widziałam jak Romek zsuwał jej majtki i wyciągnął swojego siusiaka. Wsadził go w dziurkę cioci Gieni i przez chwilę poruszał się za nią w dziwny sposób. Trwało to tylko chwilkę, a jego sisior już wyrzucał z siebie ten płyn. Ciocia się roześmiała i wyszła. Nie wiem co w tym fajnego?
Jest noc i słyszę jęki cioci. Wujek ją ucisza, ale ona mówi, że ja mam mocny sen. Ja nie mogę teraz zasnąć, a w mojej pipce robi się mokro. Coś jest chyba nie tak, chociaż czuję się przyjemnie. Przez chwilę się tam dotykałam i było to miłe. Ale kiedyś mama mówiła mi, że to grzech. Przestałam to robić.
Kolejne kartki wręcz pochłonęła. Nie wierzyła, że babcia miała śmiałość pisania o tak intymnych rzeczach. Nie bała się, że ktoś to przeczyta? Ciocia, rodzice, ktoś postronny? Czasem przypadek lub zbieg okoliczności mógł o tym zdecydować.
Marzena bałaby się pisać coś podobnego, a co dopiero powinna czuć dziewczynka w tamtych czasach. Młoda kobieta spojrzała na zegarek, była 1:32. Postanowiła zmusić się do spania. Nie było to łatwe, bo wciąż wyobrażała sobie sceny z pamiętnika.
Poczuła się bosko, kiedy przechodziła do kuchni zaraz po porannej toalecie. Ubrała się, zjadła śniadanie i wypiła kawę, słuchając radia. Fajnie jest obudzić się i mieć sprecyzowany cel dnia. Niecierpliwie czekała aż prześledzi kolejne zeszyty wspomnień. Musiała przyznać, że gdyby nie pikantne opisy, nie byłoby to tak fascynujące. Złapała się na tym, że czeka właśnie na te fragmenty i wręcz ich poszukuje, a pozostałe partie tekstu tylko przelotnie odczytuje, szukając właśnie tych ciekawszych. Wreszcie zasiadła na dywanie i oparła się o sofę plecami. Zaczęła czytać.
Nie wierzyła, że to przeczytała. Wróciła do tej linijki tekstu jeszcze raz i jeszcze kolejny. Przeszyła ją dziwna fala emocji.
15.07.1957
Dzisiaj znowu wujek robił dzieci z ciocią. Nie wytrzymałam i ich podejrzałam. Pomiędzy belkami łączącymi ścianę była nieduża szpara, ale to wystarczyło. To było dziwne, ale nie mogłam oderwać oczu. Widziałam wszystko, bo nie zgasili lampki. Wujek leżał na cioci i ruszał pośladkami, a ciocia jak zwykle jęczała. Po chwili robili to jak psy na podwórku. Wujek ściskał też piersi cioci.Dzisiaj dobrze widziałam męskiego siusiaka, bo wujek przerwał na chwilę i podszedł do szafki się napić. Jego sisior był duży i dyndał kiedy chodził po pokoju. Widziałam jak ciocia go dotyka ręką, kiedy zrobił się mniejszy, a on znowu stał się duży. Znowu robili to jak pieski. Moja pipka zrobiła się mokra jak jeszcze nigdy. Swędziała mnie i musiałam się podrapać. Nie mogłam przestać. Po kilku minutach poczułam dziwną radość. Ale to było fajne. Idę spać. Właśnie skończyli i muszę być cicho.
To niemożliwe! Babcia Ania, w wieku najwyżej dwunastu lat pierwszy raz się masturbowała. Wnuczka nie odczytywała tego jej drapania inaczej, a ta "dziwna radość" to nic innego jak orgazm. To niemożliwe! - powiedziała na głos i przez chwilę słuchała ciszy panującej w jej mieszkaniu. Dziwnie się czuła dowiadując się o tak intymnych szczegółach życia jej ukochanej babci. Była wręcz zawstydzona. Mimo to chciała wiedzieć więcej i wciąż zgłębiać wpisy. Kolejny ciekawszy z nich znowu spowodował niecodzienne podniecenie. To było jak zwijanie wełny w kłębek, gdzie co chwilę napotykała na jakiś węzeł do rozsupłania, z tym że zamiast węzłów napotykała kolejne wyuzdane historyjki. Żeby było prościej, wyobrażała sobie nie młodą babcię, a jakąś wyimaginowaną dziewczynkę. Przekonywała się, że czyta pamiętniki nieznanej sobie osoby. Tak było jej łatwiej.
16.07.1957
Nie wytrzymałam. Znowu to zrobiłam. Tym razem na stryszku stodoły. Przypomniałam sobie, co ciocia robiła z wujkami i tymi wszystkimi panami i poczułam, że muszę to zrobić. Zdjęłam majteczki i się tam dotykałam, aż poczułam tą przyjemność, co w nocy. Wiem, że to grzech, ale to jest takie miłe.
Od tego momentu, ta mała dziewczynka z przeszłości, niemal codziennie dotykała się w intymnym miejscu. Wnuczka dziwiła się, że nastoletnia Ania miała odwagę to robić. Robienie tego w zaciszu pokoju jeszcze rozumiała, ale ona robiła to w stodole, w szopie, w lesie, a nawet w sadzie za domem lub w łanach pszenicy. Dziwiła się, że w tamtych czasach dzieci były pozostawione same sobie i nikt się nimi nie opiekował. Dzisiaj raczej byłoby to nie do pomyślenia.
Zostały jeszcze dwie strony wpisów z wakacji na wsi. Marzena postanowiła, że musi trochę odpocząć od tych wspomnień. Skończą się wakacyjne notatki i ona zajmie się czymś innym. Wystarczyło jej wrażeń jak na poranek. Nie liczyła, by wydarzyło się coś jeszcze bardziej zaskakującego, niż przeczytała to dzisiejszego dnia. Leniwie śledziła tekst i nagle nastąpił krach.
20.07.1957
Nie wiem, co zrobić? To...mnie przeraża. Podglądałam dzisiaj ciocię w stodole z listonoszem. Tylko zerkałam przez szparę w ścianie, ale tak mi się chciało dotykać siebie, że pobiegłam to zrobić do pokoju. Ciocia musiała mnie widzieć lub usłyszeć jak wbiegam do domu, bo po chwili otworzyła drzwi pokoju i nakryła mnie na dotykaniu swojej pipki. Byłam przerażona i bardzo się wstydziłam. Bałam się, bo rodzice by mnie zabili za takie coś. Myślałam, że ciocia mnie zbije za to, ale tak się nie stało. Spytała tylko jak często to robię i powiedziała, że muszę bardzo uważać, by nikt o tym nie wiedział. Powiedziała, że czasem też tak robi. Obiecałam jej, że nikomu nie powiem. Wyszła i nie dostałam żadnej kary. Ciocia jest bardzo fajna. Nikomu nie powiem, co robi, kiedy nie ma wujka.
21.07.1957
Dzisiaj ciocia rozmawiała ze mną o tym, co się wczoraj wydarzyło. Bałam się, że zmieni zdanie i komuś powie, ale ona zachowała tajemnicę. Jest fajna. Przestrzegła mnie bym nikomu o tym nie mówiła, nawet przyjaciółkom, bo mogę mieć problemy. Posłucham jej. Przestrzegła mnie też, bym nie wkładała tam, zbyt głęboko, żadnych przedmiotów bo mogę sobie coś uszkodzić, co jest ważne dla mężczyzn. Uspokoiła mnie, że po ślubie będę mogła już o tym nie myśleć. Długo rozmawiałyśmy i dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy. Sama ciocia zaproponowała, bym pytała o co tylko chcę. Już wiem, że na siusiaka tak naprawdę mówi się penis lub członek, a ten wylatujący z niego płyn to nasienie. Ostrzegła mnie, bym nigdy nie pozwalała chłopakom tryskać tym płynem do środka, bo z tego powstają dzieci, a ja mam na to czas. Pytałam dlaczego robi to z różnymi panami, a ona odpowiedziała, że ma takie potrzeby i musi. Nie pytałam o nic więcej. Ciocia poprosiła mnie, bym nic nie mówiła o tym, co widziałam. Obiecałam jej to. Po tej rozmowie znowu musiałam się dotykać i znowu było przyjemnie. Nie bałam się już, że ciocia przyjdzie. Już do końca pobytu nie weszła niespodziewanie.
Tego było już za wiele. Studentka poczuła gorąc w swojej szparce. Nie przypuszczała, że takie relacje z przeszłości tak ją rozgrzeją. Pierwszy raz pomyślała, żeby się tam dotykać i sprawdzić, czy słowa młodej Ani są prawdziwe. Była sama w swoim domu, mogła wszystko, ale nadal nie mogła przełamać oporu przed zrobieniem zabronionej przyzwoitością rzeczy. Już wiele razy słyszała o masturbujących się kobietach, nie była przecież z innej planety, ale jej nie mieściło się to w głowie, by się tam dotykać. Po przeczytanej lekturze, zaintrygowało ją to na tyle, że w zakamarkach umysłu, czysto hipotetycznie, rozważała taką możliwość. Wciąż jednak były to odległe myśli.
Teraz jej życie nie było już takie jak wcześniej. Nowe fakty, emocje, wątpliwości zmieniły jej światopogląd, a na to nie była przygotowana. A przeczytała dopiero kilka pierwszych brulionów, a w kolejce czekały następne. Aż się bała drążyć dalej i nawet miała plan, by zakończyć to na tym etapie, na którym zrobiła sobie przerwę i nie zaglądać do następnych. I tak dowiedziała się sporo.
Spacerowała ulicami miasta i rozmyślała o wielu różnych sprawach. Dobrze zrobiła, że wyszła z domu. Dzień był upalny i z miłą chęcią weszła do klimatyzowanej kawiarni i wzięła na wynos mrożoną kawę. Była przepyszna. Dokańczał ją siedząc na ławce w Rynku i obserwując przechodzących ludzi. Podśmiewała się ze studentów, którzy spiesznie kroczyli po wybrukowanej uliczce. Pewnie większość zmaga się jeszcze z egzaminami, a ona może sobie beztrosko tu sobie siedzieć i kontemplować. Poczuła błogostan. Powiew gorącej bryzy otarł się o jej ciało, co wywołało przyjemne odczucie. Wstąpiła do pobliskiego McD i z shakiem w dłoni skierowała się w stronę pobliskiego parku. Na chwilę czuła się, jak jedyna osoba na Ziemi.
Wracając do mieszkania postanowiła nie zaglądać już dzisiaj do zapisków babci. Sporą cześć dnia przeznaczyła na czytanie książki, którą zaczęła kilka dni temu. Siedziała sobie na starym klimatycznym fotelu i przeniosła się w świat kryminalnych zmagań bohaterów.
Wieczorem tradycyjnie wzięła prysznic i położyła się w łóżku. Przez chwilę czuła spokój i zdawało się, że odleci na skrzydłach snu, ale zaczęły ją napadać myśli o autorce pamiętników i wyobrażenia rozgrywających się w nich scen. Nawet się nie zorientowała, kiedy jej dłoń znalazła się w majteczkach. Usprawiedliwiała się, że niby poprawia krawędzie bielizny, ale oszukiwała sama siebie. Chciała sprawdzić, co czuła młodziutka Ania i czy to faktycznie można nazwać "dziwną radością".
Przypadkiem trąciła kilka razy okolice łechtaczki i przez te ułamki sekund czuła specyficzny euforyczny stan. Jeszcze się zastanawiała, wzbraniała, przekonywała, aż w końcu jej paluszki zaczęły sobie śmielej poczynać i podrażniać erogenne strefy jej sromu. Zaskoczyła ją ilość wydzieliny, która pojawiła się na jej wargach sromowych. Teraz było jeszcze przyjemniej i łatwiej ślizgać się paluszkami po rozbudzonej szczelince. Płatki stały się już bardziej wrażliwe na dotyk, a łechtaczka trącana była już regularnie. Szybkimi nerwowymi ruchami pozbyła się bielizny i rozłożyła uda najszerzej jak tylko mogła. Już nie obchodziło jej, jak wygląda leżąc w tak śmiałej pozycji. Jej dłoń nie opuszczała już krocza i wręcz natarczywie tarmosiła muszelkę. Robiła to pierwszy raz w życiu z celowym zamiarem uzyskania rozkoszy. Zaczęła już cicho wzdychać, a czasem wyrwał jej się głośniejszy niż westchnięcia jęk. Nie zwracała na to uwagi, bo jej biodra tańczyły w rozkosznym pląsie. Może niewprawnie i nieskoordynowanie, ale czuła rozchodzące się fale ciepła, kiedy jej paluszki trącały mocniej unerwione obszary jej dziewiczej waginy.
- O kuuuurwaaaa! - westchnęła przez zaciśnięte z emocji gardło.
Rzadko zdarzało jej się przeklinać, ale teraz nie widziała innego sposobu, by oddać stan w jaki się wprowadziła. Bez wątpienia babcia miała rację. To był dziwnego rodzaju przyjemny stan. Wciąż głęboko oddychała łapczywie pochłaniając powietrze, by dotlenić zaciśnięte mięśnie. Po chwili leżała rozluźniona i czuła się jakby znajdowała się na niebiańskim obłoczku. Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Rano przebudziła się zawstydzona, bo pod cieniutką kołdrą była całkowicie naga. Jej piżamkę stanowiła tylko koszulka na ramiączkach sięgająca najwyżej do jej talii. Poczuła niespotykaną swobodę i przyjemność z bycia nagą. Szybko jednak odnalazła majteczki i założyła je na swoją zgrabną pupę. Może i miała kaca moralnego, ale mimo to wstała pełna energii. Rozpoczęła kolejny dzień kobiecego życia.
Obwiniała się za ulegnięcie słabości, chociaż tak naprawdę nie widziała w tym nic złego. To przecież nie jest przestępstwo, ani coś zakazanego - tłumaczyła sama sobie. To tylko niektórzy ludzie uznali to za coś złego - przekonywała sama siebie do tego, że tak naprawdę nie robiła nic niestosownego. Bez wątpienia dopadł ją syndrom dnia następnego.
Pomimo krytycznych myśli i ciągłego obwiniania się za nocną śmiałość, nie mogła oderwać się od czynności, która zaprzątała ją od kilku ostatnich dni. Zasiadła na dywanie i kontynuowała czytanie wspomnień.
Nastoletnia Ania opisała w nich szereg przeżyć towarzyszących jej w trakcie zabawy swoją cipką. Wśród wpisów z całego roku, Marzena odnalazła kilkanaście o interesującej jej tematyce. Ania nie robiła tego już tak często lub przynajmniej o tym nie pisała. Przebywając w domu, nie miała już tylu bodźców i takiej swobody jak w gospodarstwie cioci. Było kilka wpisów o dotykaniu się w nocy i czasem, kiedy nie było rodziców, ale te erotyczne eksperymenty nie stanowiły dla dziewczynki sprawy najwyższej wagi. Można było odnieść wrażenie, że wiele sytuacji było wynikiem przypadku lub spontanicznej reakcji. Jedna z notatek jej się spodobała i przeczytała ja nawet trzy razy.
18.11.1957
Słyszałam w nocy rodziców. Robili to i myśleli, że śpię. Tata nawet przyszedł sprawdzić, a ja udawałam. Przysłuchiwałam się wszystkiemu. Robili to długo i zrobili nawet przerwę. Słyszałam jak rozmawiali i mama powiedziała, że chce znowu. Kiedy to robili drugi raz, ja nie wytrzymałam i się tam dotykałam. Trochę się bałam, ale dzisiaj włożyłam tam palca. Znowu poczułam tę przyjemność. Nie zasnęłam szybko, bo rodzice długo jeszcze byli głośno. Chciałam tam zajrzeć, ale się bardzo bałam.
Kiedyś to był inny świat... - Marzena pomyślała po przeczytaniu tego fragmentu. Wszyscy żyli jakby bliżej siebie, a kiedy się dowiadywali ciekawych rzeczy np. o rodzicach, milczeli i trzymali wszystko w sekrecie. Tak się jej wydawało. Dostrzegła w zapiskach Ani, że wspomina często rozmowę z ciocią i wciąż powtarza, że o tych sprawach nie będzie nikomu mówić i powierzy je tylko swojemu pamiętnikowi. Ta pamiętna rozmowa musiała odegrać w jej życiu ważną rolę.
Studentka sama niedawno była świadkiem rozmowy nastolatków jadących tramwajem do szkoły. Naśmiewali się z rodziców i opowiadali o nich znajomym rzeczy, które powinni przemilczeć. Sprawy rodzinne to sprawy rodzinne, a nie kolegów.
Podziwiała młodziutką Anię za trzymanie wszystkiego w tajemnicy. Na pewno nie było to łatwe, bo takie ciekawostki aż się prosiły, by zainteresować nimi koleżanki. Ale tak to jest chyba teraz. Kiedyś pewnie było inaczej - prowadziła rozmowę w swoich myślach.
Czytała dalej i wpisów o masturbacji było już jakby mniej. Teraz dużo ciężej szła jej lektura wspomnień babci. Zdziwiło ją to, bo młoda Ania pisała coraz lepiej i ciekawiej, ale o swoich dylematach i przemyśleniach, a nie o pikantnych zdarzeniach. Te jakby się skończyły. Czytała jeszcze dokładnie momenty, w których wspomina o pojawiających się na jej wzgórku łonowym włoskach i rosnących piersiach, ale o tym babcia wspomniała tylko jakby pobocznie. Marzena przeleciała tylko pobieżnymi spojrzeniami po kilku kolejnych kartkach i jeszcze następnych. Teraz jej oczy wyłapywały już tylko charakterystyczne słowa, których wciąż nie odnajdowały. Nagle przybliżyła twarz do pożółkłych stron zeszytu i uśmiechnęła się w geście tryumfu. Mam!
12.07.1958
Dzisiaj wujek wcześnie wyjechał do pracy w polu. Chciałam z nim pojechać, ale odmówił mi, mówiąc, że nie będzie miał czasu się mną zajmować. Ciocia też nie potrzebowała mojej pomocy w domu i powiedziała bym poszła się gdzieś przejść do lasu i nazbierała jagód. Poszłam, ale szybko wróciłam, bo zobaczyłam jak Romek, ten młody chłopak. syn sąsiadów, szybko wszedł do domu wujka. Domyślałam się, co będą robić. Bardzo uważałam i niepostrzeżenie podeszłam aż pod okno kuchni. Słyszałam, jak ciocia mruczy. Zajrzałam tam i zobaczyłam ich. Ciocia leżała na stole. Romek stał plecami do mnie pomiędzy udami cioci i poruszał się bardzo szybko. Nie spodziewałam się tego! Ciocia uniosła głowę i dostrzegła mnie za oknem. Pokazała mi ruchem głowy bym odeszła. Przestraszyłam się jej miny i szybko pobiegłam do lasu. Musiałam to zrobić. W lesie za krzakami dotykałam swojej cipki, aż poczułam tą falę gorąca i ogromną przyjemność. Już sama nie wiem, czy robię brzydkie rzeczy, czy tak robią też inne dziewczyny. Sprawia mi to wielką radość.
15.07.1958
Dzisiaj ciocia Gienia znowu mnie przyłapała na podglądaniu jej z Romkiem w stodole. Było mi bardzo głupio, bo ciocia, jak wróciła do domu okrzyczała mnie za podglądanie. Mówiła, że tak nie można robić. Bałam się spytać, czy można robić te rzeczy co ona? Kiedy pomagałam cioci przy obiedzie, spytała czy robię jeszcze to, na czym mnie kiedyś przyłapała. Wstydziłam się odpowiedzieć, ale wyznałam prawdę. Uśmiechnęła się tylko.
23.07.1958
Tego się nie spodziewałam. To było najdziwniejsze przeżycie w moim życiu. Wujek pojechał z sąsiadem na ryby, na całą noc, a mnie obudziła ciocia, która cicho jęczała w swoim pokoju. Przez szparę widziałam, że leży na łóżku i się dotyka po swojej pipce. Ma tam dużo więcej włosów niż ja. A więc to prawda, co mi mówiła, że ona też czasem to robi. Nagle przestała. Usłyszała mnie, jak stawałam na podłodze, a ta zaskrzypiała. Przyszła do mnie i mnie skrzyczała za to, że znowu podglądam. Postraszyła mnie, że to na pewno powie rodzicom. Prosiłam, błagałam ją by tego nie robiła. Ona nagle spytała, kiedy się ostatnio dotykałam i czy moja cipka jest mokra od tego co widziałam. Była i tak odpowiedziałam. Powiedziała, że mogę to teraz zrobić, a ona nikomu nic nie powie. Sprawdzi, czy robię to dobrze. Nie wiedziałam, co z tym zrobić, bo już wcześniej miałam na to ochotę, ale się bardzo wstydziłam. Ciocia odwinęła moją koszulkę nocną, co mnie ośmieliło. Ciocia patrzyła jak się dotykam i po chwili sama zaczęła to robić sobie. Starałam się nie patrzyć w jej stronę, tylko na sufit. Obie wzdychałyśmy. Ciocia już bardzo szybko ruszała dłonią w swoim kroku, ja też. Kiedy ja skończyłam, ona robiła to jeszcze chwilę. Było nawet fajnie. Obiecałyśmy sobie, że nikomu, nigdy tego nie powiemy, że będzie to nasza damska tajemnica.
25.07.1958
Wujek pojechał dziś do miasta, a ja pomagałam cioci piec ciasto. Zapytałam cioci, czy to nic złego, co robiłyśmy, a ona uśmiechnęła się i zaprzeczyła. Zaznaczyła jednak, bym nigdy o tym nikomu nie mówiła, bo inni tego nie zrozumieją. Po chwili spytała mnie czy nie chcę tego powtórzyć. Wstydziłam się, ale się zgodziłam, bo było wtedy wyjątkowo fajnie. Bardzo mi się to podobało. Cioci też, bo mi to powiedziała. Poszłyśmy z ciocią na górę do jej pokoju i tam zdjęłyśmy sukienki i majtki. Ciocia została tylko w staniku. Ja jeszcze nie noszę, chociaż ciocia powiedziała mi, że już bym mogła. Dotykałyśmy się, aż obie poczułyśmy szczęście. Pytałam później, dlaczego ona ma więcej włosów. Powiedziała, że jak dorosnę też będę tyle miała. Powiedziała też, że jest ciekawiej i przyjemniej, kiedy robimy to razem. Też tak myślę.
Nie wierzę! Ta Gienka była jakaś chora! - Marzena myślała o niej jak o jakieś zboczonej kobiecie. Nie mieściło jej się w głowie, że można robić takie rzeczy. Przecież Ania była pod jej opieką. To niemoralne zachowanie. Przez chwile poczuła szczerą złość na gospodynię i wyrażała się o niej jak najgorzej. Bała się też przyznać przed sobą, że ta historia nie tylko ja oburzyła, ale też bardzo podnieciła. Jej cipka swędziała ją od wyimaginowanych bodźców, a ilość kobiecych soczków dobitnie świadczył o jej podnieceniu. Kolejny raz pomyślała by rozładować buzujące w niej emocje i masturbować się jak w nocy. Miała całkowitą swobodę, swój dom, była sama i w dodatku mocno pobudzona. Ale to jest złe...niemoralne. Nie powinno mnie to tak podniecać - upominała siebie za stan, w jakim się teraz znajdowała.
Ostatkiem sił udało jej się uniknąć wsunięcia dłoni w majteczki. Nie miałaby z tym najmniejszego problemu, bo siedziała w krótkiej spódniczce, a jej nagie uda wręcz zapraszały do zsunięcia się po nich do zabronionego celu. Miała na to ochotę, ale i tak postanowiła się przejść, a nie badać muszelkę.
Na mieście zabawiła dłużej niż myślała. Upał dawał się jej we znaki, ale mrożona kawa pozwoliła jej przeżyć najtrudniejsze momenty. Na odpoczynek od pikantnych historii miała tylko chwilę, bo niczym rzucony bumerang, wracały do jej głowy wciąż i wciąż.
W spożywczaku zrobiła niezbędne zakupy i chociaż nie miała ochoty wyjść z klimatyzowanego lokalu, po chwili, wychodząc z niego, zderzyła się ze ścianą wszechogarniającego gorąca. W parku rozmyślała nad wątpliwymi moralnie występkami przeczytanymi dzisiejszego przedpołudnia i nie potrafiła usprawiedliwić takiego postępowania dorosłej kobiety. Szczególnie w tamtych czasach, kiedy seks był raczej tematem tabu. Nie mówiło się o tym zbyt wiele, a co dopiero robić takie rzeczy? - wciąż nie mogła tego pojąć.
Przez szereg inwektyw kierowanych w stronę Gieni, przebijał się nieśmiały promyk, który drażnił jej duszę, a który domagał się uwagi. Ten promyk zamieniał się w podszept, który mówił - To nic złego. Dziewczynka wyraziła zgodę. Podobało jej się. Nikt jej nie zmuszał...
To fakt, że kobieta proponowała, pytała i do niczego nikogo nie przymuszała. Ten cichutki podszept zmącił pozorny spokój Marzeny, która uważała, że bezwzględnie należy potępić zachowanie gospodyni i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Teraz zaczęła je mieć.
Studentka wracając spiesznym krokiem do mieszkania, wciąż analizowała informacje zdobyte do tej pory po przeczytaniu wszystkich zeszytów. Oczywiście, że najciekawsze rzeczy działy się w trakcie pobytu Ani na wsi. Wiedziała też, że babcia spędzała tam co roku jeden miesiąc i teraz bardzo intrygował ją rozwój tej historii, której czytanie nagle przerwała.
Usiadła przy kuchennym stole i otworzyła brązowy notatnik. Pozostały dwie strony wpisów z lipca 1958 roku. Każdy był ciekawy.
27.07.1958
Dzisiaj robiłam to sama. Nie powstrzymałam się. Słyszałam ciocię gospodarzącą na podwórku, a ja leżałam na swoim łóżku i to robiłam. Dziwnie się czułam, kiedy zeszłam na dół. Ciocia chyba się domyśliła, co tam robiłam, ale się tylko uśmiechnęła. Ona jest naprawdę fajna. Żałuję, że za kilka dni wracam do domu.
30.07.1958
Dzisiaj wujek popił z sąsiadem. Ja bawiłam się na strychu i z okienka widziałam, jak syn sąsiada, Romek, robi to z ciocią w sadzie, za szopą. Oni mnie nie widzieli. Ciocia klękała na trawie, a on też klęczał i poruszał się za nią. Trzymał ją za pupę. Widziałam, że ciocia się denerwuje, bo z drugiej strony szopy, na ławce siedział wujek z ojcem Romka. Widziałam zadowoloną minę chłopaka i cioci. Po tym dosiedli się do wujka i sąsiada.
31.07.1958
Dzisiaj przyjadą rodzice i zabiorą mnie do domu. Wczoraj w nocy wujek nie był w stanie robić tego z ciocią, bo mocno popił. Słyszałam, jak ciocia złości się na niego, że jest miękki i do niczego. Po chwili wujek zasnął, a ciocia przyszła do mnie. Dotykałyśmy się. Ciocia chwaliła mnie za to, jak to robię i wiele razy mówiła mi, że jej się to podoba. Dzisiaj widziałam cipkę cioci, bo ta usiadła blisko mnie. Nie wiem czemu, ale spytałam, czy mogę ją tam dotknąć, a ona się zgodziła. To było takie wyjątkowe. Ciocia wzdychała głośniej niż zwykle i po chwili sama zaczęła pocierać moją pipkę swoją dłonią. Teraz wiem, że to było złe, ale wtedy było tak miło. Bałam się, że obudzimy wujka, bo ciocia głośno mruczała, a nawet krzyknęła kiedy poczuła szczęście. Ja też nigdy nie czułam się tak fajnie jak wczorajszej nocy. To było wspaniałe. Ciocia jest świetna, chociaż dzisiaj się tego trochę wstydzę. Wujek się nie obudził.
Marzena odłożyła zeszyt na bok. Obrazy pieszczących się wzajemnie dziewczyny i kobiety przewijały się w jej wyobraźni i zdawały się być realne. Między jej udami aż ciekło, przynajmniej miała takie wrażenie. Musiała to sprawdzić. Wyciągnęła dłoń, a na palcach odznaczały się nitki przeźroczystego śluzu. Srom stał się jakby wrażliwszy, a jej śmiałość większa. Postanowiła, że tylko się tam podrapie, bo swędzenie bardzo jej doskwierało. Po minucie siedziała półnaga na krześle i rytmicznie pocierała swoją szparkę. Cisza panująca w mieszkaniu zwiększała teraz jej podniecenie, bo każdy jej cichy dźwięk odbity od ścian pokoju, wracał do jej uszu jakby głośniejszy. Nieodległy uliczny gwar przeciskał się przez otwarte okno, a ona go nie słyszała. Patrzyła na swoje krocze, w którym buszowały jej paluszki. Była teraz w innym wymiarze. Straciła poczucie rzeczywistości. Jej spódniczka i majteczki leżały na podłodze, a on w szerokim rozkroku siedziała na krześle i się masturbowała w najlepsze. Włożyła w siebie paluszka i poruszając nim rytmicznie, nagle wyobraziła sobie, że to członek wspominanego w zapiskach Romka, wjeżdża w nią jak w Gienię. Poczuła nagły przypływ podniecenia. To było wspaniałe. Po chwili prężyła się i dyszała z rozkoszy. Jeszcze dłuższą chwile siedziała na siedzisku, a jej paluszki delikatnie rozkładały mokrusieńkie wargi sromowe i czasem błądziły we włosach łonowych. To była kolejna wyjątkowa chwila w jej życiu. Poczuła się lekko i rześko, a świat jakby zwolnił.
Marzena kończyła w tym roku studia. Była jedną z najlepszych studentek i nie miała z tym najmniejszego problemu. Szczerze cieszyła się, że już wkrótce rozpocznie życie zawodowe. Wszystko było już sfinalizowane i miała rozpocząć pracę w bibliotece, w której co roku pracowała w czasie studenckiej przerwy letniej. Sama dyrektorka tej placówki ceniła ją za sumienność i rzetelność, a ocena na dyplomie upewniała tylko, że dziewczyna będzie solidną pracowniczką.
Wiele się jednak w życiu Marzeny zmieniło, a wszystko za sprawą lektury pozostawionej przez babcię, która miała spełniać pewnego rodzaju pośmiertną spowiedź. Dziewczyna wciąż nosiła w sobie brzemię sekretów przekazanych jej w spadku. Z listów wynikało, że poza babcią, nikt inny nie czytał jej przekazu. Czytając, myślała, że historie z dzieciństwa małej Ani są nieprzyzwoite, ale to dopiero dalsza cześć życia babci, obnażyła przed nią czarne karty kolei losu jej rodziny. Wciąż tylko Marzena wiedziała o wszystkich cieniach kładących się na życiu nieświadomych niczego członków rodziny.
Młoda kobieta wróciła zadowolona ze sklepu. Udało jej się kupić stylową marynarkę i elegancką koszulę. Będą jak znalazł do pracy w tak poważanej instytucji jak biblioteka publiczna. Przymierzała je, dopasowując do innych posiadanych już ubrań i jeszcze szerzej uśmiechała się do odbicia w lustrze. Wszystko do siebie pasowało.
Kolejny wieczór i kobieta przeczytała kolejne dwa rozdziały mrocznego thrillera, obejrzała komedie na kanale filmowym i po szybkim prysznicu leżała już wygodnie w łóżku.
Już od dawna nie czuła skrępowania, kiedy dłoń zjeżdżała po brzuchu do bardziej intymnej części ciała. Kilka minut zapomnienia i dziewczyna wiła się w spazmach rozkoszy. Już od ponad roku, stało się to dla niej czymś normalnym i naturalnym. Już nie doskwierał jej nawet cień wyrzutów sumienia. Masturbowała się świadomie i regularnie przynajmniej dwa razy w tygodniu, czasem częściej. W zwiastujących sen rozmyślaniach pochwaliła się przed sobą, jak wspaniałe ma dłonie i palce, po czym obróciła się na bok i po kilku minutach zasnęła.
- Witam panią, pani Marzenko...- witała ją sympatycznym tonem dyrektorka biblioteki. To był pierwszy dzień pracy absolwentki studiów. - Przepraszam - spojrzała miło - Pani Marzeno - poprawiła się za mały nietakt.
Znały się już dobrze i może stąd ta poufałość, ale starsza pani szybko przeszła na odpowiedni poziom relacji służbowych. Udawała poważną. Obie panie o tym wiedziały i odgrywały swoje role, co jakiś czas wymownie się uśmiechając do siebie, kiedy nikt tego nie widział. Stwarzały pozory bardziej dla pozostałych pracowników, by ci nie dostrzegli sympatii kierowniczki oddziału do nowej pracownicy.
- Dzień dobry, pani Mario - machnęła ręką na oficjalne tony przywitania i wesoło się przywitała. - Nawet pani nie wie, jak bardzo się cieszę...
Przez kilka minut prowadziły kurtuazyjną rozmowę, całkiem sympatyczną, na temat prac bibliotecznych i zakresu obowiązków nowicjuszki.
- To praca idealna dla pani. Obserwowałam panią w trakcie letnich zastępstw. Zdaje się pani być spokojna i cicha. My wszystkie takie jesteśmy - rozejrzała się po całym pomieszczeniu, gdzie było widać kilka pracujących kobiet, bibliotekarek. - Niestety nie ma tu żadnego pana - zaśmiała się niewinnie - A że tak spytam... Pani zamężna? - szefowa uciekła zawstydzonym wzrokiem, bo pytanie było bardzo bezpośrednie.
- Nie - Marzena uśmiechnęła się łagodnie rozglądając się po skrzydle wypożyczalni, chociaż w duchu czuła irytację dociekliwością starszej kobiety. - Jestem singielką. Nie mam nikogo. Z wyboru - dodała dumnie, ucinając temat.
Nie wstydziła się tego, że jest sama. Znała wiele słabych, niedowartościowanych dziewczyn, wstydzących się faktu, że nie mają chłopaka.Ukrywają się z tym i unikają rozmowy, jakby to miało zmienić stan rzeczy. Ona miała dwadzieścia trzy lata i już od dawna się tego nie wstydziła. Jest twardo stąpającą po ziemi młodą kobietą, wartościową i pewną siebie. Nie musi być w związku, który by to potwierdzał. Niestety wielu ludzi właśnie w tym widzi uwierzytelnienie swojej wartości wobec innych.
- Panienka! - powiedziała głośno, jakby zadowolona z takiego stanu rzeczy. - Panna - stonowała trochę poprawiając słowo na będące bardziej na miejscu. W końcu mówiła do dorosłej kobiety, a nie nastolatki. - Tamta młoda pani, Gabrysia, też jest panną - wskazała biurko wypożyczalni - I tamta, idąca korytarzem też - kiwnęła głową w stronę dojrzałej już kobiety. - Ja też jestem sama, ale ja jestem wdową - uściśliła starsza pani. -Tak już jest w tym zawodzie. Pracuje w nim chyba najwięcej panien. - Powiedziała to, jakby to miał być jakiś atut.
- A mi się zdaje, że w zakonie. - Marzena dodała po chwili zastanowienia. Powiedziała to tak, by nie zabrzmiało to uszczypliwie.
- Słucham? - spytała, jakby niedosłyszała. Dosłyszała, ale nie zrozumiała przekazu.
- W zakonie jest najwięcej panien - powiedziała obracając głową dookoła.
- Aaaa! Lubi pani żartować... - zaśmiała się rozbawiona dyrektorka.
Pierwszy dzień w pracy minął dość spokojnie i bez emocji. Marzena poznała wcześniej wskazane jej kobiety. Pamiętała je z wcześniejszych stażów, ale jakoś się nie zaznajomiły. Teraz wszystkie panie miały powód to zrobić. Będą razem pracować. Każda z nich była inna, ale z obu emanował niewiarygodny spokój, były wręcz wyciszone, chociaż zdawały się być pogodnymi duszami. Czasem spotykała się z ich delikatnym uśmiechem, kiedy natykały się na siebie w czytelni lub korytarzu.
Po godzinie siedemnastej lekko zmęczona dniem Marzena weszła do domu. Rzuciła klucze na stylowy stolik przeznaczony głównie do tego celu i zamknęła drzwi na wewnętrzny zamek. Bardzo szybko zjadła lekki obiad i teraz popijając kawę w trakcie czytania książki na ukochanym fotelu, drażniła się ze sobą. Lubiła czasem tak się dręczyć, bo było to ciekawe doświadczenie. Już jadąc tramwajem pomyślała o zabawie swoją szczelinką. Przez chwilę zastanawiała się, czy którakolwiek jadąca w tym tramwaju kobieta, zabawia się w podobny sposób. Próbowała nawet zgadywać i stało się to nawet ciekawą zabawą. Takie nieprzyzwoite zachcianki napadały ją czasem znienacka. Nie była wstanie wskazać przyczyny i tak było też tym razem. Siedziała na twardym plastikowym tramwajowym siedzisku, spoglądała na znaną jej panoramę przemieszczającą się za szybą i poczuła podniecenie. Po chwili wyszukiwała pasażerki, które pasowałyby do profilu masturbującej się kobiety.
Siedziała w pokoju w fotelu i czytała. Już ponad kwadrans śledziła drukowane akapity, ale nie była w stanie wczytać się w nie na tyle, by zatopić się w akcji. Świadomość nieuchronnego nie pozwalała jej na to, ale nadal sama celowo stawała sobie na przeszkodzie. Po kilku kolejnych minutach zrezygnowała i pozbyła się całej dolnej części ubioru. Podziwiała swoje zgrabne uda i przystrzyżone włoski łonowe, po których wielokrotnie przejechała delikatnymi opuszkami palców. Długo rozmasowywała gładką skórę ud, a jej dłonie docierały już do okolicy pachwin. Fałdki sromu przesuwały się pod naporem skóry, a cipka zaczęła reagować intensywnym mrowieniem w jej wnętrzu. Szerzej rozchyliła uda i najpierw jeden paluszek, chwilę po nim drugi, a finalnie cała dłoń zaczęły pocierać szczelinkę, a ona zamknęła oczy i wyobrażała sobie, że to jeden z sąsiadów z bloku dobiera się do niej wbrew jej woli. Przyszedł tylko pożyczyć jakiś drobiazg. Nawet nie było ważne jaki. Wepchnął ją do jej mieszkania i zaczął ją naciskać na seks, argumentując, że pomoże jej w samotnym życiu. Kiedy w jej fantazji była poddawana już jego męskim ruchom, spojrzała między swoje uda i podziwiała jak dwa palce imitują penetrującego członka. Wciskała je rytmicznie, co chwilkę pocierając okolicę swojego unerwionego guziczka. Już zaczęła spinać mięśnie całego ciała, już cicho mruczała i regularnie wzdychała, aż wreszcie fala erotycznej rozkoszy obezwładniła ją na chwilę i przeniosła się do świata satysfakcji.
Teraz w końcu mogę poczytać - zaśmiała się do siebie. I tak było. Czytała książkę głodnymi jej dalszego ciągu oczami. Jej umysł uwolnił się od napadających ją wcześniej myśli o pieszczotach. Jakby nic napiła się łyka zimnej już kawy, i kolejnego, aż napotkała drobinki fusów. Było już ciemno, kiedy wstała i leniwie poczłapała do łazienki, a później do sypialni. Dzisiaj miała ochotę na zasypianie przy muzyce. Włączyła lubianą płytę i po wysłuchaniu kilku pierwszych tracków zasnęła. Po ponad półgodzinnym graniu dla śpiącej już dziewczyny, magnetofon przeszedł w stan czuwania.
Praca w bibliotece była przyjemna. Marzena już dobrze poznała jej blaski i cienie. Czuła się spełniona i była przekonana, że jest na odpowiednim miejscu. Minął rok, drugi i trzeci, a ona wciąż czuła energię i zapał do tej pozornie nudnej pracy. Poznała się już dobrze z koleżankami i nawet czasem spotykały się na kawie na mieście. Już dawno doszły do wniosku, że ich dyrektorka jest wścibską plotkarką, pozornie sympatyczną, a miła była tylko wtedy, kiedy chciała coś osiągnąć lub zdobyć jakieś nowiny i informacje. Tak ją obgadały, że często nawiązywały do tamtego spotkania, na którym żadna z nich nie pozostawiła na niej suchej nitki. Scementowało to ich relacje i od tamtej pory, w pracy trzymały się razem. Polubiły się. O dziwo, to najmłodsza z nich, Marzena, przewodziła tej małej grupce.
Marzenie nie przeszkadzała fakt zaszufladkowania jej przez rodzinę i znajomych. Tak, była bibliotekarką, ale nie nudną i zakompleksioną, jak uważali inni, a energiczną i pełną szacunku i pasji do książek. Od dziecka kochała książki i teraz ta praca dawała jej ogromną radość z obcowania z nimi. Już przestała przekonywać kogokolwiek do swoich racji. Na spotkaniach rodzinnych słuchała, że się marnuje i nie spełnia w obecnym zawodzie, ale ona tylko uśmiechała się w duchu i współczuła niektórym z nich, którzy wciąż gdzieś za czymś biegli i nie mieli chwili skupić się na tym, co w życiu jest istotne.
Rodzice, szczególnie jej mama, nie mieli pojęcia o zdobytej wiedzy ze spisanych przez babcię Anię zwierzeń. Marzena, już kolejny rok, nie wiedziała, co z tym zrobić. Tata nic pewnie nie wiedział i był w tym wszystkim na uboczu, ale jej mama była teraz dla niej zupełnie inną osobą. Córka patrzyła na nią oczami znającymi jej tajemnice, chociaż ona nie miała o tym choćby cienia świadomości. Za każdym razem, kiedy się z nią spotykała, czuła się dziwnie. Pewnie wątpiłaby w podobne obmowy i oszczerstwa, gdyby powiedział jej o tym ktoś inny, ale babci wierzyła i ufała całkowicie. Już kolejny rok próbowała to zrozumieć i wciąż zdawało się to niemożliwe. Rozumiała, że każdy może mieć sekrety i nawet powinien, ale to czego się dowiedziała, zaskoczyło ją całkowicie. Za każdym razem w trakcie i po spotkaniach z mamą wpadała w wir rozważań i nawet prowadząc z nią rozmowę, w jej głowie zmagały się różne racje i pytania.
Marzena nie mogła uciec przed trawiącą ją ciekawością i chęcią dowiedzenia się kolejnych sekretów z życia babci. Wciąż zastanawiała się, skąd ta młoda ówcześnie istota miała tyle odwagi do pisania takich rzeczy. Przecież zapisanie swoich myśli wiązało się z ryzykiem odczytania ich przez kogoś i cała tajemnica stawała się wielkim problemem dla piszącej. Tego dnia studentka wstała jeszcze wcześniej, bo po przebudzeniu się, nie mogła już zasnąć, chociaż próbowała. Była dopiero 5:47, a ona przewracała się z boku na bok poszukując snu. Nie udawało jej się to prze kolejne dziesięć minut, więc postanowiła rozpocząć ten dzień wcześniej niż zwykle.
Zapragnęła kawy. Zawsze smak i zapach tego kultowego dla porannych ptaków trunku dodawał jej energii i wprowadzał we wspaniały stan. Kochała smak kawy o poranku. Było w tym coś romantycznego, nostalgicznego i zawsze przyjemnego.
Otworzyła zeszyt i teraz rozpoczęła szukanie tropów ciekawszych wpisów, niż tych o codzienności. One też były czasem odkrywcze, ale nie tak, jak te pikantne. Znów pojawiło się kilka o zabronionych zabawach samej ze sobą, ale pojawiały się już rzadziej i nie stanowiły głównych myśli. Zauważyła też, że nastoletnia Ania nie spędziła kolejnych wakacji na wsi. Początkowo wpisy nie zawierały wytłumaczenia powodów zmiany wakacyjnej tradycji, ale w kolejnej części nowego zeszytu, autorka wspomniała coś o tym. Marzena wyłapała ten fragment.
23.08.1959
(...) Szkoda, że tego lata nie byłam w Małym Kole u cioci. Prosiłam rodziców bym mogła odwiedzić te strony, ale na nich nic nie działało. Wciąż powtarzali mi, że to nie jest możliwe, ale nie podawali powodów. Myślałam, że ciocia lub wujek chorują, ale okazało się zupełnie inaczej. Dzisiaj podsłuchałam rozmowę rodziców. Coś o dużym skandalu i wstydzie dla całej rodziny. Nie mówili żadnych szczegółów, ale ja już się domyśliłam, że pewnie wujek dowiedział się o tym, co ciocia robiła z innymi panami. Tak właśnie było, bo tata mówił coś o zdradzie, ale dobrze tego nie słyszałam. Szkoda, bo ciocia była bardzo fajna. Mam nadzieję, że w przyszłym roku tam pojadę.
Do matury babci raczej nic ciekawego się nie wydarzyło. Dylematy typowej dorastającej dziewczyny, miłostki, zawiedzione zaufanie, stresy związane z nauką. Poznała bliżej Annę i jej duszę. Była wspaniałą nastolatką, a grzeszki których się czasem dopuszczała, nie wpływały już na osąd eksplorującej jej ówczesne życie wnuczki. Dziewczyna została wreszcie nagrodzona i aż się uśmiechnęła, kiedy dotarła do tego wpisu.
24.06.1963
Zenek jest wspaniały. Wczoraj, na ognisku na zakończenie szkoły tak patrzył na mnie, że poznałam, że muszę mu się podobać. Ja już od dawna go bardzo lubię i czekam, aż mnie zaczepi. To było niesamowite, kiedy wyznał mi, że bardzo mu się podobam. Wstydził się mi o tym powiedzieć wcześniej. Na szczęście chłopaki pili trochę wódki i język mu się rozwiązał. Tak się ucieszyłam, że też jej trochę wypiłam. To było cudowne. Pocałował mnie, kiedy odprowadzał mnie do domu. Szliśmy polną ścieżką, a on objął mnie i pocałował. Bałam się tego, ale nie byłam w stanie mu odmówić. To było szaleństwo. Położył mnie na swoim swetrze i całował. Leżeliśmy wśród wysokiej trawy, a on wciąż nie przestawał. Nie wiem, co się ze mną działo, ale kiedy poczułam jego nacisk na moje ciało, było już za późno. Moja cipka była mokra jak wtedy, kiedy robię to czasem sama. Prosił mnie, zapewniał i całował, a ja się mu oddałam. Czułam, że trudno mu tam wejść, ale udało się. Bolało mnie, ale dla Zenka to zniosłam. Mówiłam mu, żeby wyszedł odpowiednio wcześniej. Pamiętałam słowa cioci Gieni, bym nie pozwalała chłopakowi trysnąć do środka, bo z tego będą dzieci. Poczułam na brzuchu nasienie. Dziwnie pachniało i było bardzo lepkie. Przestałam być dziewicą. Pierwszy raz robiłam to z chłopakiem. Też było fajnie. Mam nadzieję, że rodzice nie poznają, że stałam się już kobietą.
03.07.1963
Zenek znowu nalegał na zbliżenie. Tak mnie prosił, że nie mogłam odmówić. Zrobiliśmy to w domu, kiedy nie było rodziców. Bałam się, ale się udało. Tym razem było lepiej i nie było już krwi. Zenek bardzo uważał i dużo wcześniej wystrzelił na mnie. Pierwszy raz powiedział, że mnie kocha. On jest cudowny. Chyba go kocham!!!
Wnuczka rozmarzyła się w wyobrażaniu sobie tej miłosnej historyjki. Babcia miała szczęście, że się zakochała - cieszyła się i nawet lekko jej zazdrościła. Marzenka nigdy tego nie czuła. Podobało jej się kilku chłopców, ale jej nieśmiałość stawała na przeszkodzie jakiemukolwiek bliższemu poznaniu się. Z ciekawością śledziła dalsze losy sekretnego, jak się dalej okazało, związku i dla niej była to miłość iście romantyczna, o której można by było przeczytać w niejednej powieści czy romansie. Nagle wszystko się zburzyło.
01.08.1963
Cham i gbur! Nienawidzę go. Zenek pojechał odwiedzić rodzinę nad morzem. Napisał mi list, w którym zaczął mnie przepraszać za wszystko, bo poznał inną. Nie wierzę, że mi to robi. Przecież było tak cudownie. Ja go kocham! Teraz już go nienawidzę!!! Z nami koniec.
Wnuczka znalazła ten krótki list skrywanego przed rodzicami chłopaka. Był włożony za ostatnią kartą, przy okładce. Nie był dłuższy niż na pół strony. Napisany bez polotu, jakby na kolanie, szybko. Prymityw! - krzyknęła w myślach. Zdawało jej się, że chłopak bawił się uczuciami Ani, by tylko pozbawić ją wianka i trochę poszaleć. Faceci to świnie! - ulżyła sobie. Miała wspaniały pretekst ku temu. Zawarła w tych słowach również swoje frustracje i usprawiedliwiała swoje podejście do mężczyzn. Nie można im ufać. Sama już kiedyś tego doświadczyła, kiedy jej kolega zabawił się jej kosztem, chociaż daleko było temu zdarzeniu do historii babci, ale potwierdziło to jej przekonanie, że nie są dobrymi towarzyszami życia.
Przez kilka kolejnych tygodni młoda Anna skarżyła się na swój los i wyrażała skrajne emocje. Raz tęskniła, raz nienawidziła i musiała to opisać. Niektóre wpisy zdawały się być niekończące, bo zajmowały kilka stron zeszytu, a tak naprawdę dotyczyły wciąż jednego problemu - niespełnionej miłości.
Na kolejnych kartach znowu nastąpił przełom. Okazało się, że babcia zaszła w ciążę i w końcu zwierzyła się z tego mamie, która, o dziwo, zamiast ją wesprzeć, wręcz groziła jej wyrzuceniem z domu. Dopiero trzeźwy osąd jej taty, który chciał zażegnać obyczajowy skandal, uspokoił sytuację. Niestety nie na długo i ze szkodą dla przyszłej młodej mamy.
Dwa miesiące później udającą szczęśliwą Anię, do ołtarza prowadził syn znajomego taty, który już od dawna spoglądał na Annę łakomym okiem, ale nigdy nie miał u niej szans. Aranżowane małżeństwo. W tamtych czasach było to częstą praktyką.
Babcia w tamtym okresie sporo pisała i wciąż narzekała na swój los. Nie darzyła małżonka nawet cieniem miłości. Z czasem pojawiła się sympatia i tolerancja, ale nigdy nic więcej. Przez kolejne miesiące i lata wierzyła, że może coś dobrego wykiełkuje w ich związku, ale mocno się myliła. Z biegiem czasu było gorzej.
23.09.1969
Mam już dość takiego traktowania. Nie kocham go i nigdy nie będę. Trudno jest żyć z kimś takim. Od lat nie czuję chęci życia, która dawała mi kiedyś energię. Jedyną pociechą jest dla mnie Zuzia, cudowne dziecko. Ją kocham najbardziej na świecie. Jest jedyną pamiątka po mojej miłości do Zenka. Tak powinno rodzić się dziecko, właśnie z takiego uczucia.
Nie dogadujemy się z Grześkiem, a jemu to tak na prawdę nie przeszkadza. Chodzi dumny po mieście, ciesząc się, że ma żonę i dziecko, chociaż wie, że nie należy ono do niego. Dwulicowy drań.
Wczoraj znowu mnie uderzył. Nie miałam ochoty na spełnienie jego łóżkowych zachcianek, ale i tak wziął, co mu się należy. Nienawidzę go za to, ale też wiem, że jako żona mam pewne obowiązki. Nie przeszkadzało mu, że Zuzia jeszcze nie spała. Ja już od dawna nie mam z tego przyjemności i traktuję to jak obowiązek, przykry obowiązek. Jego fantazja w tym względzie nie zna granic. Ostatnio nasłuchał się jakichś nowinek od kolegów o seksie francuskim i chciał bym to zrobiła. To było obrzydliwe. Zmusił mnie do tego i mówił, że inni też tak robią, że to jest modne.
Biedna babcia. - Marzena współczuła jej takiego związku, ale czego można się było spodziewać po aranżowanym małżeństwie, ukartowanym tylko po to, by uniknąć plotek o nieślubnym dziecku. To były inne czasy i musiała przyznać, że i tak udało się to jakoś ukryć. Czytała w powieściach różne historie kobiet, którym nie udawało się uchronić przed wyrzuceniem z domu, czy nawet wydziedziczeniem, właśnie z powodu posiadania nieślubnych dzieci. Wnuczka próbowała się postawić w jej sytuacji i była świecie przekonana, że nie dałaby rady. Szybko rozstałaby się z niekochanym mężczyzną. Zarazem próbowała zrozumieć młodą mamę i wywieraną na niej presję rodziców, o czym wielokrotnie wspominała w zapiskach. Chciała uciec od niechcianego mężczyzny, ale nie była w stanie wystąpić przeciwko rodzicom. To musiało być okropne życie - stwierdziła odkładając zeszyt na sofę.
Tego dnia czytała kolejne fragmenty dopiero do poduszki. Zapiski kilku kolejnych lat nie przyniosły niczego niespodziewanego. Bohaterka żyła swoim tragicznym życiem i jedynymi kolorowymi i pełnymi ciepła wpisami, były te o Zuzi. Wyraźnie wyczuwało się kontrast w opisach uczuć i emocji, które tyczyły się jej męża i córki.
Młoda babcia Ania prowadziła wręcz kronikę życia córeczki, o mężu tylko przelotnie wspominając, a czasem szerzej opisując swoje spostrzeżenia i myśli odnośnie życia w ogóle. Marzenie nie było tak ciężko to czytać, jak jej się to wcześniej zdawało, bo teraz czytała tak naprawdę o życiu swojej mamy, młodziutkiej Zuzi. Wyraźnie było widać, że była oczkiem w głowie swojej stłamszonej mamy, a opisy jej kolejnych sukcesów znajdowały dużo miejsca w eksplorowanych pamiętnikach.
Marzena odstawiła zeszyt na półkę nocną przy łóżku. Znudziły ją kolejne opisy zmagań jej młodziutkiej mamy w szkole średniej. Babcia wciąż zaznaczała, jak wspaniałą jest uczennicą i wróżyła jej świetlaną przyszłość. Grzeczna, usłuchana, pokorna, uczynna, chwalona przez nauczycieli i sąsiadów... Epitetów opisujących jej mamę nie mogła już nawet spamiętać, a co chwilę pojawiały się kolejne. Reszta jutro - stwierdziła i wyłączyła lampkę.
Po chwili jej wzrok przyzwyczaił się do mroku. Pokój wypełniało tylko mdłe światło przebijające się przez okienne szyby. Było lato i nawet w nocy nie było aż tak ciemno, jakby się zdawało, że być powinno. Marzena wspominała poprzednią noc kiedy ni z tego, ni z owego, dłoń rozpoczęła pieszczoty cipki. Wzbraniała się chwilę, ale ciekawość zmotywowała ją do tego, by zrobić to ponownie. Tym razem pełna ekscytacji, szybko zdjęła skąpe majteczki, ale jeszcze nie miała na tyle śmiałości, by leżeć półnaga na łóżku. Nakryła się letnią kołderką, a paluszki trącały wargi sromowe, na zmianę masując wnętrze gładziutkich i wrażliwych ud. Szybko zatopiła palec w swojej dziurce, bo poczuła napływające tam soczki. Rozsmarowywała je teraz po najwrażliwszych polach działania jej paluszków i nie zapominała trącać co chwilę swojej aktywowanej zmysłami łechtaczki. Szybko poznała swoją intymną okolicę na tyle, by intensywnie doświadczać kolejnych nasyconych erotyzmem bodźców. Tym razem włożyła w swój rozgrzany otworek środkowy, najdłuższy palec i wkładała go tam, ślizgając się po ukrwionym mocno zwieńczeniu warg sromowych. Impulsy wysyłane z łechtaczki do mózgu, wprawiły ją w euforyczny stan. Szczytowała nagle, chociaż spodziewała się tego już od pewnej chwili. Gładziła jeszcze chwilę swoje uda, łono i brzuszek, uspokajając przy tym oddech i dostarczając sobie potrzebnych teraz czułości. Może miała jeszcze trochę wyrzutów sumienia, ale po tym razie już wiedziała, że nie będą stanowić już przeszkody przed kolejnymi wyprawami jej dłoni do zakazanych obszarów jej ciała.
Wstała rano jak zwykle. Nie spodziewała się niczego nadzwyczajnego. Śniadanie, kawa, chwila spędzona przed telewizorem z telewizją śniadaniową, w której podejmowano interesujący ją temat - "Ile książek czyta statystyczny Polak?". Szczerze, to nie chciało jej się rozpoczynać pracy z pamiętnikiem. Ostatni ją trochę przynudzał i nie chciała znowu czytać o jej wspaniałej mamuni. Wzięła się za inną lekturę i do obiadu dokończyła fascynujący ją thriller. Żałowała, że go skończyła, bo czytało jej się go cudownie. Uwielbiała takie książki, których fabuła wsysa czytelnika w opisywany przez autora świat, ona właśnie taką skończyła.
Obiad, chwilka z muzyką i szybkie pobieżne sprzątanie pozwoliły jej zająć kolejne dwie godziny. Krótki spacer w pobliskim parku wpłynął na nią bardzo dobrze, bo nastroił ją do wejścia w świat historii jej rodziny. Teraz miała na to ochotę, nawet jeśli znów miała dowiadywać się kolejnych rzeczy o nienagannej mamie.
Szkoła średnia, do której uczęszczała jej mama, wciąż była w najlepszych rankingach ogólnokrajowych. Marzena też miała tam chodzić, ale mocno z tym walczyła, a rodzice ulegli zbuntowanej nastolatce. Też wybrała dobrą szkołę, ale zrobiła to sama i według swoich kryteriów. Ta wybrana przez rodziców uchodziła za szkołę dla snobów, a ona miała zupełnie inne priorytety w życiu niż jej na wskroś poprawni rodzice. Zapisów o ocenach mamy i szczęściu babci, nie było końca, ale nagle nastąpił dramat, a wręcz kataklizm.
02.04.1980
To był koszmar! Nie wierzę, nie wiem co zrobić i z kim porozmawiać. To jest straszne i nawet źle mi się z tym zabrać do pisania, ale muszę to z siebie wyrzucić. Nie znam nikogo, kto by mnie mógł wysłuchać i zrozumieć. Nawet księdzu nie jestem w stanie się z tego zwierzyć.
Wróciłam dzisiaj wcześniej z pracy. Koleżanka odrobiła moje godziny na dyżurze, była mi to winna. Drzwi nie były zamknięte na klucz. Nic dziwnego, bo Grzesiek miał teraz trzy dni wolnego. Zastała mnie jednak cisza, która dziwnie mnie niepokoiła. Boże! Nie wiem, jak to opisać. Zajrzałam do pokoju Zuzi i zbladłam. Pomiędzy jej udami poruszało się ciało Grześka. Uprawiał z nią seks! Myślałam, że śnię koszmar, ale nawet się uszczypnęłam, co potwierdziło mi, że to się dzieje naprawdę. To było okropne. Słyszałam, jak mówił jej, by się obróciła tyłem, mi też tak często nakazywał, a po chwili brał ją w takiej pozycji jak zwykł to robić ze mną. Boże, ona ma dopiero kilkanaście lat!
Byłam odrętwiała i jakby bezsilna. Spanikowałam, nie wiedziałam, co zrobić. Nie powinnam tego zobaczyć. Nie wiem, dlaczego szybko wyszłam z domu, najciszej jak się dało. Wróciłam, jak o normalnej porze po pracy. Grzesiek czytał jakąś książkę, a Zuzia uczyła się w swoim pokoju. Przez chwilę zdawało mi się, że umysł płata mi figle, ale przecież dobrze wszystko widziałam i słyszałam. Ten zwyrodnialec bałamuci moją kochaną córeczkę. Kiedy weszłam do jej pokoju, była taka spokojna i uśmiechnięta. On pewnie ją zastrasza. Nie wiem co zrobić? Niech ktoś mi pomoże...
Czytelniczkę przeszyła fala niespotykanych dotąd emocji. Co to miało być? Szybko wróciła do fragmentu o podglądaniu akcji mającej miejsce w pokoju dziewczyny i upewniła się, że właśnie o tym czytała przed chwilą. Boże! To okropne! - powiedziała na głos i szybko kontynuowała czytanie, by dowiedzieć się więcej. Boże! - przeraziła się - Przecież to... moja mama!
Kolejne strony to obszerne opisy stanu emocji Anny. W sumie pisała w kółko o tym samym. Rozumiała to, bo komu miała powiedzieć o tak tragicznej sytuacji. To był dramat. Dramat córki, matki i całej rodziny. Babcia głęboko się zastanawiała, dlaczego córka jej o niczym nie mówi, miały przecież wspaniałe relacje, ale szybko doszła do wniosku, że dziewczyna musi być jakoś szantażowana. Przez kolejne tygodnie nie znajdowała sposobu na rozwiązanie problemu.
25.04.1980
Jak on może. Wczoraj wieczorem położyłam się wcześniej, bardzo bolała mnie głowa. Zasnęłam, ale się przebudziłam i chciałam iść do kuchni napić się, ale nie byłam w stanie przekroczyć progu pokoju. Była noc. Zegar wskazywał kilka minut po północy, a Grzesiek oglądał telewizję. Zdawało się, że jest sam. Siedział na wersalce wpatrzony w ekran, ale kiedy podeszłam bliżej drzwi, dostrzegłam Zuzię, a raczej jej głowę. Poruszała się w górę i w dół. Prawie zemdlałam. On kazał jej robić to co kiedyś mi, po francusku. Jej głowa poruszała się rytmicznie, a ten bydlak przytrzymywał jej głowę dłonią. Sparaliżowało mnie. Usłyszałam jeszcze, jak mówi by przyspieszyła, a po chwili stęknął zaspokojony. Ja już leżałam w łóżku i udawałam, że śpię. Kiedy usłyszałam jego kroki w kierunku sypialni, usłyszałam też delikatne i szybkie odgłosy bosych stóp Zuzi. Biegła do pokoju. Biedna. Bardzo długo nie mogłam zasnąć. Nie mogłam znieść obecności chrapiącego obok Grześka. Co mam zrobić?
Dziadek Grzesiek to potwór! - Marzena pozwoliła sobie na emocjonalny komentarz. Zrozumiała już fragment listu babci, w którym pisała, ze go pogoniła z domu. Czyli coś w końcu zrobiła - przewidziała przyszłość, która w pamiętniku miała nastąpić. Była teraz ciekawa, kiedy Anna zareagowała i w jaki sposób. Była pewna, że nie mieszała w to wymiar sprawiedliwości, chociaż powinna, w końcu chodziło to o całą rodzinę.
Współczuła mamie i nawet próbowała wyobrazić sobie siebie w takiej sytuacji, ale nie była w stanie. Mama była ofiarą wychowującego ją mężczyzny. Biedna mama - komentowała w kółko.
Po kolejnych miesiącach i obwinianiu się za brak reakcji i ukrywanie posiadanej wiedzy, Anna nie wytrzymała. Każdy przelany na papier żal, troska, obawa oraz wyrzut za brak działania, przygotowywał ją na ten moment, który nastąpił w trakcie wakacji.
14.07.1980
Znowu ich dzisiaj przyłapałam. Nie wierzę, że to tak wygląda. To niemożliwe!!!
Znowu wróciłam wcześniej z pracy i jak kiedyś weszłam po cichu do mieszkania. Czułam, że znowu to się dzieje, bo przywitała mnie podobna cisza. Patrzyłam jak ten drań wciska się w Zuzię i coś do niej mówi, ale nie słyszałam dokładnie co. Poczułam taką złość, że wybuchłam. Wparowałam do środka i zaczęłam okładać Grześka jak szło. Zwyzywałam go od najgorszych, a on zaskoczony moim wejściem nawet się nie bronił. Zuzia też była zdezorientowana, ale ja skupiałam się na tym draniu. Niestety obezwładnił mnie po chwili i trzymał w mocnym uścisku. Krzyczałam, wręcz wrzeszczałam, a on szybko zatkał mi usta, bo bał się o to, co pomyślą sąsiedzi. Wtedy było mi to obojętne. Chciałam pomóc córce. Uspokoiłam się trochę i wytknęłam mu wszystko, że wiem co jej robi od pewnego czasu. Zaskoczył mnie. Wiedziałam, że będzie próbował się bronić, ale tego się nie spodziewałam.
Wciąż go obrzucałam obelgami i kazałam mu się pakować, a on jakby się śmiał. Nagle powiedział coś, czego nie byłam w stanie pojąć. Zapewniał, że to nie tylko jego wina. Mówił, że moja córka sama tego chciała i jej się to tak podoba, że czasem sama do niego przychodzi. Nie wierzyłam, ale mina Zuzi nie wskazywała na to, by Grzesiek kłamał. Wyglądała jakby wszystkiemu przytakiwała, chociaż mógł mnie mylić emanujący z jej twarzy wstyd. Patrzyła na mnie i nie protestowała. Usiadłam bez czucia na łóżku. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem i co tu robię. Wyszłam z domu i wróciłam dopiero wieczorem. Chodziłam po mieście i dużo rozmyślałam nad rzeką. Nie mogłam tego tak zostawić...
15.07.1980
Wydaje mi się, że otaczający mnie świat mnie oszukuje. Wciąż bolą mnie słowa Grześka i nieme ich potwierdzenie Zuzi. To istny koszmar. Musiałam jednak z nią o tym porozmawiać. Była jakby inną dziewczyną. Już nie wesołą, pogodną i dziewczęcą, ale poważną i dojrzalszą. Czułam też pewnego rodzaju wyrzuty i złość, była wyraźnie zbuntowana. Potwierdziła, że ojciec zmusił ją do tego tylko dwa pierwsze razy, a przy kolejnych już nie protestowała. Spodobało jej się to. Najgorsze, że to mnie obwiniała o taki stan rzeczy. Skarżyła się, że zbytnio naciskałam na nią z nauką, a nie pozwalałam na dziewczęce rozrywki z koleżankami. Liczyły się tylko oceny i zachowanie w szkole i całe jej życie podporządkowałam właśnie temu. Nigdy tak na to nie patrzyłam. Wyznała, że to jedyna szalona atrakcja jaką miała. Obwiniała mnie za chłód w małżeńskim łóżku i wręcz wykrzyczała mi w twarz, że jej się to podoba i robi to od dawna z przyjemnością. Nie wierzyłam, że mówi mi to moja córka. Teraz była mi jakby obca. Stało się to z dnia na dzień.
Z Grześkiem rozmawiałam osobno i raczej nic nie osiągnęłam. Też obwiniał mnie za to wszystko. Mówił, że gdybym była bardziej otwarta i chętna w łóżku, nie doszłoby do tego. Zirytował mnie, kiedy porównał mnie do szalonej w tym względzie Zuzi. Przyznał się, że wyjawił jej tajemnicę, że on nie jest jej biologicznym ojcem i dziewczyna się bardzo ucieszyła. Zanim się tego dowiedziała, oporowała przed zbliżeniami, a później to już szło gładko. Otwarcie mi powiedział, że nie ma zamiaru rezygnować z tak zwariowanej i rozrywkowej dziewczyny. Prosto w oczy powiedział, że nigdy nie traktował Zuzki jak córki i nigdy jej tak nie kochał. Nie widział przeszkód do tego, co zrobił i co wciąż zamierza robić.
Byłam bezsilna i otępiała. Nie wiedziałam co zrobić. Byłam nawet w kościele, ale to nie pomogło. Uciekłam sprzed konfesjonału. Nikt nie może się o tym dowiedzieć.
Marzena poczuła wszechogarniające ją oburzenie. Akcja była rodem z powieści sensacyjnych lub kryminalnych, ale ta wydarzyła się na prawdę. Skrywana dziesięcioleciami, wreszcie wypłynęła na powierzchnię. Przy tym problemie, dziewczęce eksperymenty z seksualnością młodej Ani, były niczym pogodne historyjki. Teraz zrobiło się wręcz mrocznie i groźnie. Właśnie tak czuła się spadkobierczyni tej tragicznej historii. Z drugiej strony, jeszcze niedawno współczuła molestowanej Zuzi, która jak się okazało, była z tego faktu zadowolona i traktowała to jako rozrywkę. Nie wierzę, że mama taka była - w jej głowie kolejny już raz pojawiło się niedowierzanie. Fakty były jednak inne.
Przez kolejne dwa tygodnie zwierzenia żyjącej w marazmie Anny, odnosiły się do jej stanów ducha. Czasem pisała bez polotu, a czasem aż wrzało od emocji, które przenosiła na karty pamiętnika. Sama pisała, że teraz zaszywa się w sypialni i nie chce jej się żyć. Musiała te stany rozładowywać pisaniem. Czuła wtedy ulgę.
09.08.1980
Nie wierzę, że znowu to robią. To już trzeci raz o którym wiem. Ile było takich, o których nie mam pojęcia? Tym razem Grzesiek bez ogródek wyszedł z sypialni i poszedł do niej. Po chwili słyszałam za ścianą rytmiczne skrzypienie łóżka, a po kilku minutach wrócił i położył się jakby nic. Wcześniejsze przemilczałam, ale dzisiejszej nocy spojrzałam na niego wymownie, a on tylko stwierdził, że przynajmniej jedna kobieta w tym domu to lubi, obrócił się do mnie plecami i poszedł spać. Jestem bezradna. Nie mam siły. On straszy mnie wciąż, że jak zacznę coś z tym robić, dowiedzą się o tym wszyscy dookoła i będą mnie wytykać palcami, będzie wstyd na całe miasto. Co pomyślą o tym twoi rodzice? - rzucił mi już kilka razy. Miał rację. To byłby największy skandal w mieście. Co by sobie ludzie pomyśleli o naszej rodzinie? Muszę znaleźć jakiś sposób, bo cała ta sytuacja wydaje się nienormalna i chora.
14.08.1980
Znowu uprawiali seks. Nawet nie udawali przyzwoitych i nie zważali, że ja jestem za ścianą. Tym razem trwało to już ponad kwadrans. Głośno rozmawiali, co przyprawiało mnie o nerwicę. Wyglądali na będących w świetnych humorach. Ta gówniara jęczała jak szalona i tylko słyszałam, jak ma się mu ustawić, by on był zadowolony. To okropne i zboczone.
Próbowałam porozmawiać z Grażyną, moją najlepszą koleżanką, ale stchórzyłam. Jakie to jest trudne. W najczarniejszych koszmarach nie czułam się tak źle, jak ze świadomością, że moja nastoletnia córka, regularnie się bździ z swoim ojczymem i robi to z radością. Zawiodła mnie. Nawet na co dzień patrzy na mnie chłodniejszym spojrzeniem, jakbym to ja coś złego jej zrobiła. Oboje nie zważają na to co ja czuję.
Czytelniczkę oburzał fakt zakazanej relacji kochanków, z drugiej strony, nie była ona aż tak naganna, na jaką wyglądała jeszcze niedawno. Nie łączyły ich więzy krwi, i po prawdzie, nie było ku temu większych przeszkód, poza tymi moralnymi. Babcia musiała przeżywać katusze - Marzena wczuwała się w jej rolę i momentami czuła jej ból. Ale za to jej mama rozczarowała ją totalnie. Wciąż zdawało jej się, że historia dotyczy zupełnie innej osoby, zupełnie nieznanej, a nie jej poprawnej i przyzwoitej mamy, Zuzanny. Z biegiem czasu była w stanie już zrozumieć niemoc babci Anny, ale postawa Zuzi wciąż budziła w niej odrazę. Ta relacja była chora, tym bardziej, że była świadoma i działa się pod nosem wtajemniczonej we wszystko Anny. W obecnych czasach podobne zachowania wzbudzały w społeczeństwie poruszenie, a co dopiero w tamtych, kiedy seks był tematem tabu. Zastanowiła się, była bardzo ciekawa, ile takich spraw nie ujrzało światła dziennego. Marzena tylko przez chwilę pomyślała o tym, jakby to było w przypadku zaistnienia podobnych okoliczności z jej tatą. Momentalnie poczuła obrzydzenie i odrazę do takich imaginacji. Prędzej uciekłaby z domu, niż miałaby się na takie coś godzić. Nie pojmowała, dlaczego jej mama, Zuzanna, zgadzała się na coś takiego.
Mama, chyba nigdy, nie była dla niej wzorem, ponieważ mocno rozmijały się w swoich światopoglądach. Nieraz zaspokajała oczekiwania mamy wbrew sobie, ale odkąd skończyła czternaście lat i przechodziła okres buntu, odważnie broniła swoich racji. Rodzice w końcu odpuścili, a ona z każdym rokiem była bardziej od nich niezależna. Odkąd dowiedziała się o tych zakopanych w przeszłości grzechach, słaby już dotąd autorytet mamy, nagle pikował w dół przepaści, niczym spadający samolot. Mógł zatrzymać się dopiero na dnie, rozbić o ziemię, no chyba że zdarzyłby się cud, ale na to, w tym przypadku, ciężko było liczyć. Od tego momentu w duszy Marzeny drzemała bomba zegarowa, która czekała na właściwy moment do detonacji. Trwało to kilka lat.
Czytelniczka dotarła w końcu do części pamiętnika poświęconej przepędzeniu dziadka Grzegorza. Młoda Anna nie wytrzymała dłużej i zagroziła upublicznieniem tego i teraz Grzegorzowi bardziej zależało na wyciszeniu dziejącej się w jego domu okropności. Obawiał się głównie spojrzeń i komentarzy swojej rodziny, w tym tradycyjnie podchodzących do małżeńskiego życia rodziców. Anna dała mu wybór. Albo wynosi się na dobre z domu, albo rozwód i skandal. Jej już było wszystko jedno. Musiała to zrobić. Niekiedy trzeba postawić wszystko na jedną kartę. Z czasem uświadomiła też córce, czego się dopuszczała i jak złą rzecz popierała swoją postawą, nie przeciwstawiając się ojczymowi. Nie było to łatwe, ale Zuzanna wreszcie pojęła niestosowność tej całej sytuacji, w której uczestniczyła. Anna odetchnęła, bo wszystko, na szczęście, pozostało w ich czterech ścianach.
14.10.1980
Nie było to łatwe zadanie, ale patrzę na Zuzię i widzę zmianę w jej zachowaniu w stosunku do mnie. Wiele razy tłumaczyłam jej całą tą sprawę. Początkowo nie przyjmowała niczego do świadomości i obwiniała mnie za rozpad rodziny. Wiedziała już, że Grzesiek wyjechał do Stanów Zjednoczonych i wiele razy miała mi za złe, utratę taty (wciąż tak o nim mówiła, chociaż już wiedziała, że tak naprawdę nim nie jest). Nie wiem, co się zmieniło, ale tego dnia jej stosunek do mnie się zmienił. Długo rozmawiałyśmy o tym wszystkim, czego doświadczyła nasza rodzina i przyrzekłyśmy sobie, że zatrzymamy to wszystko w najgłębszej tajemnicy. Zuzia długo mnie przepraszała i obie płakałyśmy trzymając się w ramionach. Odzyskałam córkę. Jestem szczęśliwa.
Ja formalnie wciąż byłam w związku małżeńskim z Grześkiem. Rodzinie wcisnęliśmy jakąś bajkę o możliwości przeniesienia się do Stanów całą rodziną, a on pojechał tam wcześniej, by wszystko przygotować. Chyba uwierzyli.
Wszystko zdawało się układać. Zuzanna jakby dojrzała, a Anna odetchnęła i zamieniła się w zaradną kobietę. Nie minęło pół roku, kiedy przyszła wiadomość z USA o wypadku Grzegorza i jego śmierci. Rodzina sprowadziła jego prochy do Polski i po ceremonii pochówku, życie nabrało nowego wyrazu. Ten zbieg okoliczności spowodował, że Anna przestała się już obawiać rozwodu i podziału majątku, który pogorszyłby poziom ich dotychczas spokojnego życia. Wybaczyła córce i obie żyły nowym życiem.
Kilka dni po pogrzebie Anna zapisała w swoim pamiętniku słowa, którym dochowała wierności do samego końca. Marzena dwa razy czytała już sam kluczowy fragment tekstu.
20.05.1981
(...)Nigdy nie zwiążę się już z żadnym facetem. Tak postanowiłam. Nie otrzymałam od tej części ludzkiego gatunku niczego, co powodowałoby we mnie taką potrzebę. Samodzielne życie jest dużo lepsze. Żadnego poważnego związku - już nigdy.
Na szczęście była dziś sobota i był to dzień wolny od pracy. Marzenę przebudziło intensywne światło wpadające przez okno sypialni. Tak jak jej pokój rozświetlił się promieniami, nagle, tak jakby jeden z nich rozbłysnął w umyśle dziewczyny. Uśmiechnęła się łobuzersko, bo wiedziała, że nie przeciwstawi się tej zwariowanej myśli. Z radosnym uśmiechem na twarzy odsłoniła kołderkę, zsunęła majteczki do kolan i rozpoczęła miłą wędrówkę dłonią do lekko zarośniętego wzgórka łonowego. Poczuła pod palcami swoje delikatne włoski łonowe i jej uśmiech zrobił się jeszcze szerszy. Cicho mruknęła, bo natrafiła paluszkiem na nabrzmiewającą już powoli łechtaczkę. Teraz już nic by jej nie powstrzymało, przed dokończeniem pieszczot. Zamknęła oczy i fantazjowała o przypadkowo spotkanym w pracy mężczyźnie. Dłoń odruchowo powędrowała do piersi, wcześniej uwalniając je od białej luźnej koszulki. Pieściła się i spoglądała na ruch wysmarowanych śluzem paluszków. Uwielbiała to robić, kiedy była taka mokra. Już wiele razy robiła to o poranku, nie wstydząc się swojej nagości. Patrzyła na pracującą w ekspresowym tempie dłoń, co chwile pozwalając spojrzeć sobie na pełne śluzu bruzdy muszelki. Była coraz mocniej podniecona i czuła już, że się zbliża ten przyjemny moment. Czasem się ze sobą droczyła i przerywała na chwilę pieszczoty, by dłużej się cieszyć swoim ciałem, ale tym razem chciała szybko doznać rozkoszy. Głośne westchnięcie oznajmiło ścianom pokoju, że to się właśnie stało.
Z promiennym uśmiechem nasuwała bieliznę na swoje biodra i leżąc jeszcze kilka minut w rozburzonej pościeli, szukała dobrego powodu, by już wstać. Na wspomnienie niedawno przeżytego orgazmu, uśmiechnęła się ponownie i energicznie wstała z łóżka. Bardzo miło przywitała nowy dzień.
Sobota zawsze była dla niej dniem, kiedy nadrabiała zaległości całego tygodnia w sprzątaniu i przygotowywaniu się do kolejnych dni pracy. Do południa uporała się z najważniejszymi sprawami porządkowymi, po czym udała się na zakupy. W tygodniu nie miała na to czasu, bo wolała wrócić szybciej do domu, niż chodzić po sklepach i szukać artykułów, które może przecież kupić wcześniej na zapas. Odpowiednie planowanie wystarczyło, by przez tydzień lub nawet dłużej, omijać duże sklepy spożywcze i tylko w malutkim sklepie nieopodal domu, kupować pieczywo, czasem świeże mleko.
Szczerze uwielbiała takie spokojne życie, chociaż czasem pragnęła uczuć i więzi, które połączyłyby ją z jakimś wspaniałym mężczyzną. Nasilało się to, kiedy czytała książki, w których bohaterowie przeżywali romanse, byli nieszczęśliwie zakochani, lub byli tak wspaniali, że nie mogli się odgonić od wielbicieli. Wtedy jej dusza płakała i marzyła o przysłowiowym królewiczu na białym koniu, który niespodziewanie zjawia się i porywa ją na całe dalsze życie w partnerskie więzy. Nie była sobie w stanie tego wyobrazić, by mogła związać się z kimś tak mocno, ale marzenia pozwalały jej chociaż przez chwilę spróbować poczuć namiastkę podobnych emocji. Chodziła później trochę przygaszona i ponura, ale już nawet do tego przywykła. Zdawała sobie sprawę, że prawdziwe życie nie wygląda, jak to kreowane w romantycznych komediach, czy innych popularnych masowych formach przekazu. Mówiła sobie, że jeśli ktoś ma się pojawić w jej życiu, to się pojawi. To ją uspokajało.
Wieczorem coś natchnęło ją do ponownego przejrzenia książek znajdujących się w nieużywanym pokoju. Niedawno oglądała jakiś film dokumentalny o unikatowych książkach i postanowiła sprawdzić regał, który poprzednio przejrzała tylko pobieżnie. Rozpoznawała niektóre tytuły, w końcu studiowała literaturoznawstwo, ale wtedy nie zwracała uwagi na te skarby. Nic im nie groziło, a i jej uwaga była skierowana w inną stronę. Teraz chętnie przeszukiwała wybrane pozycje w celu odnalezienia ważniejszych cech, a szczególnie roku wydania. W obecnych czasach łatwo było wycenić książki i chociaż jej teraz na tym nie zależało, zapragnęła dowiedzieć się, jak cenne literackie skarby posiada.
Cały jeden regał zawierał pozycje, które już na pierwszy rzut oka wyglądały na stare. Wiele z nich, jak się okazało pochodziło z początków XX w., ale dla Marzeny te starsze stanowiły nie lada zagadkę. Wśród najciekawszych z nich, z XIX w., znalazły się: czterotomowa seria "Historii rzymskiej" Mommsena z 1867 r., co przyprawiło kobietę o przyspieszone bicie serca, ale najbardziej spodobała jej się "Stara baśń" Krzaszewskiego z 1899 r., a to za sprawą pięknej tłoczonej okładki oraz przepięknych ilustracji. Tę pozycję wzięła i postanowiła ją przeczytać. Te wspomniane i dziesiątki innych cennych książek poukładała na komodzie w pokoju dziennym i przez kolejne kilka godzin poszukiwała informacji o ich potencjalnej wartości.
Momentami łapała się za głowę, bo ceny były tak wysokie, że sama się tego nie spodziewała. Większość z książek szacowano na kilkaset złotych każdą. Tomy "Historii rzymskiej" przekraczały wartość 1,5 tyś. złotych, a tylko pobieżnie licząc, za wszystkie, które sprawdziła, mogła uzyskać ogromną sumę ponad 15 tyś., a nie sprawdziła wszystkich. Oczywiście nie były to wyceny oficjalne, tylko informacje ofert internetowych. Powinien się tym zająć jakiś rzeczoznawca, antykwariusz, by kalkulacja była miarodajna. Mimo to poczuła przepełniającą ją radość, chociaż nie nosiła się z zamiarem pozbycia się zbyt wielu woluminów. Jednak od ręki wybrała te, niestanowiące dla niej wartości.
Babcia dała jej w tej kwestii wolną rękę. Marzena pamiętała jak w jednym z pośmiertnych listów wyjaśniała, że kolekcja należała do jej męża i ona nie miałaby nic przeciw pozbyciu się większości egzemplarzy, sama nosiła się z podobnym zamiarem. Właściciel zbioru miał po nie kiedyś wrócić, ale zmarło mu się na obczyźnie i jego żona mogła nimi dysponować według własnej woli. Teraz mogła robić to jej wnuczka.
Już kiedy Marzena zaczynała przeglądać zawartość biblioteczki, wpadła na pomysł wykorzystania trzeciego pokoju. Stało się to jakby naturalną koleją rzeczy. Chciała go zamienić w stylowy pokój czytelniczy z ogromną domową biblioteką. Wymagało to nakładów finansowych, ale o to już nie musiała się martwić. Wydatki pokryje dochód ze sprzedaży tomów, które nie były w kręgu jej zainteresowań i do których nigdy by nie zajrzała. Postanowiła już, że zatrzyma tylko nieliczne. Ucieszyła się, bo miała plan na wykorzystanie urlopu, na zajęcie się tym spontanicznie powstałym projektem. Poczuła energię i chęć do życia. Musiała to jednak odłożyć aż do czasu zebrania choćby części środków na ten cel. Powoli zaczęła jednak robić pobieżne porządki i po trochę, znosiła część szpargałów i mniejszych mebli do wydzielonego pomieszczenia na strychu. Zarzekała się, że tymi meblami też się w końcu zajmie. Niejeden zakład zajmujący się ich renowacją i sprzedażą, chętnie się do niej zgłosi, ale to mogło poczekać.
Przez kilka kolejnych dni żyła pomysłami urządzenia domowej biblioteczki, ale z czasem jej zapał zelżał i kobieta trochę przystopowała z angażowaniem się w to przedsięwzięcie. Nie zrezygnowała z tego, po prostu się z tym tak nie spieszyła. Sprzedała nawet kilka książek na internetowych aukcjach, a parę antykwariatów wyraziło zainteresowanie, szczególnie, wielotomowymi wydaniami kilku dzieł. Zanim coś ruszyło z aranżacją wnętrza, minęło ponad pół roku. Marzena sama pomalowała pomieszczenie i odrestaurowała kilka stylowych mebli. Zamówiła też nowe wysokie regały, na te pozostawione i na nowe tytuły. Dwa z czterech zamówionych stały puste, ale kobieta wiedziała, że to z biegiem lat się zmieni. Wszystko dopełniały zawieszone obrazy, ryciny i zdjęcia. Czuła się wspaniale urządzając ten klimatyczny pokój, a pierwszą książką w nim czytaną, była "Stara baśń". To była czysta czytelnicza rozkosz, pomimo że akcja jej nie powalała. Wolała inne gatunki literatury, ale ta wyjątkowa książka pasowała do przeprowadzenia długo oczekiwanej inauguracji jej oazy spokoju.
Praca, drobne zakupy, dom i tak w kółko. Przez kolejne miesiące jej nieskomplikowanego życia cieszyła się jego prostotą i przewidywalnością. Nie miała potrzeby zaskakiwania siebie i szukania rozrywek, powszechnych dla innych ludzi. Często myślała o sobie "nudziara", ale po chwili rozmyślań, zawsze dochodziła do jednego wniosku, że jej się takie życie podoba. Codzienna rutyna zapewniała jej bezpieczne życie. Sama wszystko kontrolowała i w jej mniemaniu, na wszystko miała wpływ. Jeśli coś jej nie wychodziło, mogła winić tylko siebie i nie oddziaływało to na nikogo innego.
Wróciła dzisiaj z pracy, zjadła wczoraj przygotowany obiad i jak codziennie teraz zwykła robić, przeniosła się do swojej czytelni. Miała tam niedużą wygodną sofę, na której mogła wygodnie leżeć i przenosić się w świat malowany przez autorów książek. Czasem przybierała tak dziwne pozy, że czułą się wręcz jak dziecko, które na nic nie zważa, byle tylko wygodnie się usadowić. Czasem leżała na plecach, a jej stopy założone były na oparciu, czasem siedziała po turecku lub uginając nogi i opierając się łokciem o wezgłowie sofki. Przybierała wszystkie dziwne pozy, które w dzieciństwie spotkały się z upomnieniami rodziców i ich tłumaczeniem - "to jest niezdrowe", czy "będziesz miała krzywy kręgosłup". Dla niej kluczem było jednak poczucie komfortu.
Jeszcze się tu nie masturbowałam - przebiegło jej przez głowę, a w tym samym momencie w jej muszelce pojawiła się fala dziwnego ciepła. Leżała na sofie na brzuchu i mając przed twarzą książkę, czytała. Już zmęczyła ją ta ponad dwugodzinna sesja z lekturą. Chyba dlatego pomyślała o czymś ciekawszym. Lubiła robić to czasem w miejscach, wydających się na nieodpowiednie do tego celu. Dodawało to zabawom pikanterii i bardzo ją podniecało. Szybko dłoń odnalazła drogę do intymnego zakątka. Chwilę trwało zanim rozgrzała swoją muszelkę na tyle, by pojawiła się tam ułatwiająca wszystko i niezbędna do komfortowej zabawy wydzielinka.
- Mmmmm! - Jej głos odbił się echem od ścian, kiedy kolejny raz mocniej przycisnęła nabrzmiały już guziczek.
Nawet się nie pilnowała, by być cicho, bo po co? Delikatnie okrężnymi ruchami pocierała paluszkiem swoje bruzdki i z szybującą ku górze euforią zajęła się łechtaczką. Już dawno się tak nie rozpaliła. Poczuła ochotę na szaleństwo. W tym momencie pozwoliłaby przelecieć się każdemu facetowi, który by się tu pojawił. Z każdą chwilą pozbywała się ubrań i chociaż od samego początku była już naga od pasa w dół, teraz z przyjemnością rozpinała czarny koronkowy stanik, który był już ostatnim skromnym skrawkiem okrywającym jej ciało.
Nagle usłyszała jakiś dziwny odgłos zza okna. Zdawało się, że doszło do jakiejś stłuczki. Kierowana czysto ludzką ciekawością, zbliżyła się do okna, ale wciąż utrzymywała się w gotowości. Stała za firankami i szukała miejsca incydentu. Kiedy jej się to udała, przyglądała się chwilę gestykulującym zdenerwowanym mężczyznom, stojącym na środku drogi, a sama na nic nie zważała i dotykała się rytmicznie po erogennych obszarach swojej cipki. Jej smukłe ciało wyglądało teraz jak rzeźba i gdyby nie drgania powodowane pracą ręki, wielu mogłoby uznać ten widok za wart uwiecznienia. Wyobraziła sobie, że ktoś podchodzi do niej od tyłu i w nią wchodzi. W tym samym momencie włożyła w siebie dwa złączone palce i aż jęknęła z rozkoszy. Biodra zaczęły tańczyć w rytm wbijania się w nią palców, a ona celowo cicho dyszała i mruczała. W wyobraźni usłyszała głos mężczyzny, by wypięła mu się, klękając na pobliskim fotelu, a on a z uśmiechem, trochę ganiącym jego śmiałą zachciankę, zmierzała do wspomnianego przez niego miejsca. Przyklękła, uśmiechnęła się figlarnie i pochyliła tułów ku oparciu fotela, najmocniej jak tylko się dało, wypinając pośladki. Czekała teraz aż się w nią wciśnie.
- Ach! - Westchnęła wciskając do swojej ciasnej cipki dwa ściśnięte ze sobą palce, środkowy i wskazujący.
Spoglądała za siebie, jak jej obrotna ręka rytmicznymi ruchami ją posuwa, a całe ciało poddaje się dostarczanym sobie erotycznym bodźcom. Już oparła głowę o górną krawędź oparcia fotela, już często i głośniej werbalizowała swój euforyczny stan, a w ostatecznym momencie wcisnęła obie dłonie miedzy uda i tak nimi szalała, że orgazm wręcz ją rozsadzał od wewnątrz. Zastygła na moment i oparła się o fotel, jak o tors najczulszego kochanka. Dochodziła do siebie dłuższą chwilę.
Kiedy zakładała majteczki, zawstydziła się trochę swoją nagością. Czasem trochę żałowała swojej słabości, śmiałości, ale nie wyobrażała już sobie życia bez tych, uchodzących za nieprzyzwoite, pieszczot. Przejechała delikatnym dotykiem dłoni po swoich piersiach, jakby sprawdzała czy wciąż są na swoim miejscu. Jedną z dłoni docisnęła mocno do ciała rozplaszczając pod nią jędrną kulę. Poczuła twardy sutek i poczuła się szczęśliwa. Ta specyficzna radość wypełniła ją od wewnątrz, po same brzegi. Dopiero teraz zauważyła zaczerwienienia skóry w okolicy kolan, powstałe w czasie jej aktywnego pobytu na fotelu. Uśmiechnęła się na wspomnienie niedawno przyjętej pozycji. Bardzo by chciała widzieć to wszystko, patrząc z boku.
Resztę dnia spędziła przed komputerem przeglądając nowinki na subskrybowanych blogach, a wieczorem obejrzała dwa ciekawe filmy. Jak zwykle nie miała problemów z zaśnięciem.
Marzena wciąż poznawała losy swojej rodziny. W życiu Anny i Zuzanny wszystko ułożyło się w najlepszy możliwy sposób. Co prawda obie nie miały szansy zapomnieć o tym, co się wydarzyło w ich rodzinie, ale wszelakiego rodzaju wyrzuty i pretensje gościły już tylko w ich głowach i nie znajdowały ujścia w słowach. Anna czasem spoglądała krytycznym okiem na córkę, w kontekście tego co jej zrobiła, ale już nigdy nie wróciła do tego koszmaru. Zuzia też zachowywała się, jakby o tym zapomniała, ale wiele wieczorów spędziła na rozmyślaniu o przeszłości i nawet czasem tęskniła za tymi szaleństwami. Dla niej to była rozrywka i fajna zabawa. Nikt z jej znajomych nie pomyślałby, że robiła takie rzeczy. Mimo wszystko dojrzała do postawy, jakiej od niej oczekiwała mama. Ich życie zdawało wracać na właściwe, normalne tory, i tylko czasem piętno przeszłości wracało w jakimś gorzkim wspomnieniu.
Zuzia skończyła liceum i wyjechała na studia. Nie chciała uczyć się w mieście, w którym mieszkała, a Anna rozumiała to bardzo dobrze. Pozwoliła wyfrunąć córce w świat i zacząć samodzielne życie, przy jej finansowym wsparciu.
Życie babci zmieniło się diametralnie, bo skazana była teraz na samotne życie w dużym mieście. Okazało się, że świetnie sobie z tym radziła. Opisów jej aktywności było tak sporo, że Marzena nie byłaby w stanie przypomnieć sobie choćby połowy z nich. Kino, teatr, operetka, wystawy, spotkania, wykłady, konferencje, wyjazdy, wycieczki, kluby, koła zainteresowań, kursy. Mogłaby wymieniać bardzo długo. Wnuczka ucieszyła się, że babcia Ania nie była typową wdową z syndromem pustego gniazda. Zdawało jej się, że tamta Anna, wręcz jakby odżyła i zaczęła się cieszyć życiem. Po raz kolejny zaskoczyła studentkę czytającą pamiętnik.
12.02.1986
To było ciekawe doświadczenie. Wiem, że wiele kobiet to robi i nawet dwie moje koleżanki. Dzisiaj sprawdziłam sztucznego członka. Do tej pory wystarczyły mi palce i inne niespecjalne gadżety, ale to przeżycie było wyjątkowe. Już dawno pragnęłam tego doświadczyć. Robiłam to tak, jak chciałam, jak czułam i sama decydowałam o wszystkim. Grażyna miała rację. Kobiety potrzebują mężczyzn tylko do zapłodnienia, bo o całą resztę potrafią zadbać same, lepiej od nich. To Grażynka zdradziła mi kiedyś, że sama tak robi, szczególnie kiedy pokłóci się z mężem, a dzisiaj dała mi prezent. Kazała go rozpakować dopiero jak wyjdzie. Zwariowana kobieta. Czułam się jak małe dziecko, kiedy rozpakowuje upragniony prezent, a tak naprawdę jeszcze nie wie, co kryje w sobie pudełko. Wstydziłam się, przyznaję się szczerze, ale nie omieszkałam go wypróbować. Pierwszy raz był bardzo badawczy, ale kolejne dwa doprowadziły mnie do szału i największej rozkoszy. Kochaną mam tą przyjaciółkę. Muszę jej podziękować. Teraz mam też przyjaciela...
Marzena nie zauważyła, by Anna opisywała wcześniej swoje erotyczne zabawy. Szybko doszła do wniosku, że takie sprawy pozostawiała już dla siebie. Jako dziecko, czy nastolatka miała podstawy pisać o czymś niecodziennym i nawet zabronionym, bo to było w jej życiu coś wyjątkowego. Jako dorosła kobieta traktowała masturbację jak coś intymnego i w jej sytuacji naturalnego, o czym nie czuła potrzeby pisać. Co innego pierwsza przygoda z "przyjacielem".
Wciągu kilku kolejnych miesięcy zapisków, odnalazła jeszcze opisy rozkoszy dostarczonej jej przez sztucznego członka, ale z biegiem czasu, częstotliwość tego typu wspomnień się zmniejszyła, aż w końcu zanikła. Widocznie stało się to czymś powszednim.
Marzena czytała pikantne opisy szaleństw, dojrzałej już Anny, z wyraźnymi wypiekami na twarzy. Przy jednym z dokładniejszych opisów nie wytrzymała i w trakcie zabawy swoją cipką, nie tylko się tam czule dotykała, ale też spróbowała tam włożyć coś innego niż swoje palce. Użyła niedużej rączki od szczotki do włosów, bo tylko taki obiekt znalazła na szybko w domu. Tak była podniecona swoim pomysłem, że po umyciu obłego uchwytu, siadła na sofie z rozłożonymi udami i podziwiała częściowo zagłębiający się w jej cipce obiekt. Wkładała go bardzo płytko, ale i to wystarczyło do odczuwania erotycznych uniesień. Momentami zdawało jej się, że się wydurnia i robi z siebie błazna, ale kiedy dochodziła, szczotka zdawała się być wręcz wybitnym kochankiem. Szczytowała bardzo intensywnie. Dała wiarę wspomnieniom Anny. To było cudowne przeżycie.
Ponad tydzień żyła z kacem moralnym i obiecywała sobie, że nie dopuści już do podobnej sytuacji. Na samo wspomnienie robiło jej się dziwnie, jakby kogoś zawiodła, albo nawet dokonała zbrodni. Jednak czasem, jak miała dobry humor i poczuła przypływ niekontrolowanego szaleństwa, korzystała z podobnej pomocy. Po roku takich zabaw różnymi substytutami męskiego członka, jeszcze na studiach, ośmieliła się zamówić sztucznego penisa przez internet. Długo wybierała właściwy model, bo wachlarz oferowanych gadżetów był bardzo szeroki, ale kiedy już się zdecydowała, była pewna, że dokonała właściwego wyboru.
Z tym pierwszym sztucznym prąciem straciła dziewictwo. Zrobiła to jak najbardziej świadomie. Długo nad tym myślała i uznała, że społeczeństwo przywiązuje do błony dziewiczej zbyt dużą wagę. Zrobiła to z obawą, ale po pierwszym w życiu pełnym stosunku i głębokiej penetracji tunelu, z uśmiechem na ustach myła zabawkę, na której pozostało sporo krwawych śladów. Poczuła się pełnoprawną kobietą. Poczuła też ulgę. Piętno dziewicy zaczęło jej już przeszkadzać i ulgą było, pozbycie się go, nawet w taki sposób. Był to dla niej ważny moment w życiu, zależny tylko od niej.
Zdobywanie wiedzy o dawnym życiu babci, było czymś wyjątkowym i pobudzającym ją do dalszych badań jej losów. Dzięki opisom Anny, życie erotyczne Marzeny, jakby się nagle narodziło. Przeżywane emocje, wyobrażenia i kolejne pikantne wspomnienia, spowodowały u niej pewność, że to nie jest nic złego. Wręcz przeciwnie. Wiele prowadzących tzw. zdrowe życie rodzinne kobiet, miało gdzieś w swoim zakamarku, ukryty zamiennik męskiego prącia. Babcia wymieniła wiele koleżanek i znajomych, które, może nie otwarcie, ale skrycie dawały do zrozumienia, że czasem korzystają z takiej pomocy. Babcia też tak robiła, a była przecież dla wnusi najcudowniejszą osobą na świecie. To nie może być złe - Marzena wpajała sobie tę myśl.
Niezbyt często, ale z roku na rok, coraz częściej, zaspokajała swój rosnący popęd. Nie było to dla niej najważniejsze w życiu, ale niekiedy przebłysk jakiejś kosmatej myśli podniecał ją na tyle, że decydowała się posłuchać tego niecnego podszeptu. Zawsze, po tym zdarzeniu, dziękowała sobie, że nie odmówiła sobie tej przyjemności. Traktowała to już, jako czystą rozkosz.
Trzydziestoletnia Marzena właśnie ujeżdżała swoje dildo z przyssawką. W prezencie urodzinowym kupiła kolejną imitację męskiego penisa i właśnie teraz dokonywała inauguracji. Była zachwycona jego możliwościami. Taki mały dodatek (przyssawka), a potrafi wnieść powiew nowej erotycznej energii - chwaliła siebie za dobry wybór. Było wyjątkowo. Już w pracy rozmyślała nad klimatem jaki sobie stworzy w sypialni. Zrobi to dopiero wieczorem, tego była pewna, bo ta pora dnia nastrajała ją jakoś bardziej emocjonalnie. Była już obeznana z tego typu gadżetami. Wciąż nie mogła skupić się na pracy, bo myślami była wciąż gdzieś indziej.
Pamiętała pierwszego sztucznego partnera z czasów studiów. Od tej pory kolekcja erotycznych zabawek jej się trochę powiększyła i na sobie tylko znany jubileusz, zafundowała sobie kolejną atrakcję. Bardzo jej się spodobała funkcjonalność tego modelu. Przyssawka zwiększała jego możliwości, a spory rozmiar był równie sporym wyzwaniem dla jej dziewiczej cipki. Wciąż nie zagościł tam żaden mężczyzna, ale jej to jakoś nie przeszkadzało. Żaden facet nie otrzymał tam dostępu, ale w swoich fantazjach, odwiedziło ją już wielu. A wszystko odbywało się przy pomocy trzymanego w dłoni sztucznego penisa. Potrafiła sobie dogadzać.
Zadowolona Marzena szła tego wieczoru pod prysznic. Bliskość wydarzenia, o którym myślała od południa, wciąż rozgrzewało jej muszelkę. Już sama kąpiel i bardzo dokładne mycie pochwy, spowodowały, że poczuła krążące w jej tunelu fale ciepła. Tylko założyła cienki szlafroczek i udała się do sypialni. Wyszperała przygotowanego już wcześniej do użycia penisa i przez chwilę zastanawiała się, co dalej. Poczuła się jak dziecko, które nagle nie wie, co ma zrobić. Nagły błysk sprośnej myśli w jej głowie, ułatwił jej dalszy ciąg. Sięgnęła po książkę z okładką błyszczącą się jak szklany blat i umieściła na niej dildo. Przyssało się z łatwością i prezentowało się w bardzo naturalny sposób. Miała ogromną ochotę od razu go dosiąść, ale to byłoby zbyt proste rozwiązanie.
Pośliniła dłoń i jeździła teraz zaciśniętymi na sztucznej pale palcami wzdłuż niej, w dół i w górę. Wyobraziła sobie, że pieści prawdziwego faceta. Cipka już domagała się by ją wypełnił gotowy do użycia obiekt, a Marzena wciąż zwlekała z pierwszym wejściem. Rozejrzała się po pokoju, jakby upewniała się, że nikt nie patrzy i pochylając się nad stojącym kutasem, włożyła sterczącą pałę w usta. Zdawała sobie sprawę, że wygląda komicznie. Dorosła kobieta robi takie rzeczy? Wkłada do buzi i pieści językiem jak szalona, sztucznego członka? - rozmyślała nie przerywając oralnej zabawy. Pewność bycia samą w pokoju, wyzbyła ją jednak jakichkolwiek oporów. Przez kolejnych kilka minut, obciągała go jak najzwyklejsza lodziara. Zamieniła się w kurwę, która robiła z prąciem cuda, a wszystko przy zaciśniętych powiekach, by wyobrażenie było bardziej prawdziwe. Kończąc oralne pieszczoty, pozostawiła sporą ilość śliny, by łatwo mogła przyjąć tak przygotowanego kochanka. Zajęła wygodne miejsce klękając nad nowym przyjacielem, w myślach wypowiedziała kilka zdań, które miały być krótkim dialogiem z wyimaginowanym mężczyzną. Zaznaczyła, że to ich pierwszy raz i nasunęła się na ten cudowny obły kształt. Aż jęknęła, kiedy wypełnił jej tunel. Nie było z tym najmniejszego problemu, bo nie dość, że sztuczny penis był mokrusieńki od jej śliny, to jeszcze produkcja jej soczków szła pełną parą.
Zaczęła powoli, jakby zapoznawała się z preferencjami kochanka, a po chwili narzuciła rytm, który dogadzał jej zmysłom. Kilka razy wypadł jej z rozgrzanej szczelinki, ale szybko odnalazł drogę powrotną. Jak mi dobrze! W swoich myślach zachwalała kochanka, który wciąż i wciąż się w niej pojawiał i znikał. Ona poruszała swoimi biodrami, wierzgała nimi jak amazonka, a ten napalony facet nadal wjeżdżał w nią z impetem godnym herosa. Kiedy trochę się zmęczyła, przewaliła swoje ciało na plecy i odklejając dildo od książki, wpakowała je pomiędzy szeroko rozchylone i ugięte w kolanach uda. Teraz wsuwała go powoli, naśladując namiętnego kochanka. Udawała, że się żarliwie całuje, a wirujący poza ustami język, zdawał się odwzajemniać wyimaginowane męskie pocałunki. Czuła się wspaniale, ale wciąż jej czegoś brakowało. Chciał się poczuć jeszcze bardziej prawdziwie. Nigdy nie uprawiała seksu, ale teraz czuła, że pieszcząc się swoją ręką, to nie jest to. Jej pomysłowość nie spała, wręcz przeciwnie. Przytwierdziła przyssawkę do drewnianej ramy łóżka i od razu pochwaliła się za tą myśl. Przyjęła pozycję na klęcząco i wprowadziła w rozpaloną dziurkę tego jurnego przyjaciela. Teraz wzdychała i jęczała brana od tyłu. Właśnie tego potrzebowała, kiedy dobijała swoją zgrabną dupcią do przyczepionego kutasa. Czuła się, jakby to facet ją posuwał i nawet sama zaciskała swoje dłonie na lekko falujących pośladkach, rozchylając je tak szeroko, jak tylko mogła. Nie kontrolowała już siły swoich ruchów i głośnych oznak rozkoszy. Szczytowała przy akompaniamencie trzeszczącej i skrzypiącej ramy łóżka. Padła na materac i leżała tak jeszcze kilka minut.
- Jesteś boski! - powiedziała do sprawcy rozkoszy, chociaż twarz miała wciśniętą w pościel.
Dzisiaj wyjątkowo dłużył jej się dzień pracy. Od samego rana nie była w stanie złapać dobrego rytmu i większość czynności i obowiązków wykonywała w zwolnionym tempie. Właśnie siedziała przy kokpicie wypożyczalni i układała oddane książki na stosy, by łatwiej było je odstawić na właściwy regał. Szybko się z tym uporała, bo w bibliotece nie było większego ruchu. Niespodziewanie napadła ją nuda, której nie mogła zwalczyć. Nawet czytanie książki z bardzo wartką akcją nie było w stanie pomóc, więc zajęła się obserwacją czytelni, ale przez kolejne minuty wodzenia wzrokiem tu i tam, niczego ciekawego nie dostrzegła . Trudno było powiedzieć, co pojawiło się pierwsze. Pulsujący bodziec w jej cipce, czy błysk myśli w jej mózgu. Zaczerwieniła się na twarzy, kiedy pomyślała, że nie jest to stosowny moment na takie rozważania. Niestety nie była w stanie odgonić tych kosmatych myśli.
Uznała to za dobra zabawę, bo jej serce przyspieszyło, a ona jakby się pobudziła i ożywiła. Wystarczyła jedna przelotna myśl. Zaczęła snuć rozważania na temat intymnego życia swoich koleżanek z pracy. Przecież one też były samotnymi kobietami. Zastanawiała się, czy one też się masturbują i jeśli tak, to jak to robią? Nie chodziło jej o podniecanie się wyobrażeniem scen z ich udziałem, ale o sposoby i techniki pieszczot, które mogą stosować. To było nawet zabawne, ale do czasu, kiedy jej wyobraźnia się nie zagalopowała. Siedząc na obrotowym krześle, bała się, że ktoś może odczytać jej myśli. Marzena wstydziła się, a nawet bała, tego pragnienia, które już od dawna w niej narastało. Czasem była już zdecydowana na zrobienie tego kroku, a ta nagle pojawiająca się śmiałość, znikała równie nagle, jak pękająca bańka mydlana. Przyzwoitość wciąż blokowała te zwariowane fantazje, a jej głowę wciąż bombardowały natrętne myśli. Dla niej to była podróż w nieznane. Wkrótce doświadczyła swoich pragnień.
W tym dniu skończyła pracę i nic nie zapowiadało, że ten dzień będzie jakiś wyjątkowy. Wszystko zmieniła droga powrotna do domu tramwajem. Zapatrzyła się na parę nastolatków i zaczęła się zastanawiać, czy uprawiają seks. Wyobraźnia zrobiła resztę. W mieszkaniu już nawet nie chciała myśleć o obiedzie, chciała poczuć swoją dłoń lub któryś z gadżetów w sobie, ale finalnie odłożyła przyjemność na później, a po zajęciu myśli czymś innym, chwilowo straciła ochotę na pieszczoty.
Siedziała przed telewizorem, kiedy sprośne myśli wróciły i jej dłoń szybko znalazła drogę do jej rozkosznej doliny. Czemu nie - stwierdziła, nie widziała przeszkód by to zrobić. Początkowo nawet nie zdejmowała spodenek i bielizny. Jej dłoń koncertowo pocierała srom i dopiero na chwilę przed orgazmem, zsunęła dolną część ubioru, by podziwiać swoją nagość i aktywną pracę jej paluszków. Nie ukrywała niczego, kiedy regulując przyspieszony oddech, siedziała z rozłożonymi udami i z dłonią głaszczącą jej muszelkę. Robiła to najczulej jak umiała. Spodenki i zawinięte w nie majteczki leżały na podłodze i czasem natrafiła na nie bosa stopa kobiety.
Przez resztę wieczoru miała świetny humor, ale wciąż czegoś jej brakowało. Czuła się wciąż jakby spięta. Postanowiła wziąć kąpiel. Nie prysznic, a kąpiel. Chciała się zrelaksować. Ogromną przyjemność sprawiła jej nie tylko ciepła woda, ale też aromatyczne olejki których użyła do kąpieli. Po kilkunastu minutach w objęciach ciepłej wody, jej paluszki ponownie zaczęły początkowo niewinne pieszczoty, by po chwili zamieniły się w regularną masturbację.
To był ten moment. Marzena poczuła impuls, który spowodował, że wyszła z wanny i szybkimi krokami pobiegła podniecona do sypialni, znacząc na podłodze mokre ślady stóp. Równie podekscytowana jak przed chwilą, a może nawet bardziej, weszła z powrotem do wciąż ciepłej wody. Chwilę po tym, w jej cipce poruszał się sztuczny członek. Po kolejnej minucie zabawy była rozgrzana do czerwoności i na tyle śmiała, że uklęknęła w lekko spienionej wodzie i zaczęła realizować swoje pragnienie. Potrzebowała zmiany i nowego dreszczyku emocji. Uznała, że łazienka będzie do tego idealnym miejscem.
Najpierw sprawdziła palcem, czy będzie to możliwe. Nie było łatwo, ale się udało. Już nawet myślała, że sobie to odpuści, bo poczuła pewne obawy, ale ciekawość i podniecenie zwyciężyły. Początkowo bardzo się męczyła. Mimo że wybrała z szuflady szczupłe dildo, nie była w stanie przemóc oporu ściśniętego nerwowo zwieracza. Wciąż jednak próbowała. Przyszła jej z pomocą myśl, która umożliwiła jej rozdziewiczenie tyłeczka. Szaleństwo i determinacja popchnęły ją do dalszych prób, tyle że tym razem, sztuczny członek został solidnie nawilżony płynem do higieny intymnej. Jej słoneczko poddawało się stopniowo, aż w końcu czubeczek dildo zawitał w jej ciasnym oczku. Wykonała kilka pulsacyjnych ruchów dłonią i kutas wszedł kilka centymetrów głębiej. Nawet się nie spodziewała, że po kolejnych śmielszych wejściach będzie w stanie zmieścić go prawie całego. Poczuła już nawet dotyk swoich palców dłoni, które wsuwały obły obiekt w jej anus, a które trzymały jego drugi koniec.
- Boże! Wszedł do samego końca! - skomentowała zaskoczona łatwością w jaki wibrator zniknął w jej tunelu.
Tylko początek był trudny. Nie wierzyła, że się tego dopuszcza. Wciąż delikatnie wsuwała i wysuwała penis, a druga dłoń tarmosiła jej srom. Już nawet nie zwracała uwagi na chlupot wody, tylko pocierała swoją cipkę w rozkosznych drgawkach. To było tak wyjątkowe, a wręcz przełomowe przeżycie, że poczuła specyficzne ciepłe fale emocji skaczących po jej ciele. Momentami aż zapierało jej dech. Odczuwała ciało obce w swoim odbycie, a jego ruch połączony z precyzyjną pracą paluszków w jej rozgrzanym sromie doprowadzał ją do rozkoszy, jakiej nigdy wcześniej nie czuła. Euforia narastała, aż znalazła ujście w głośnym krzyku.
Kilka minut później Marzena zmierzała w szlafroku do kuchni. Dziwnie się czuła, jakby coś miało jej zagrażać. Wciąż odnosiła wrażenie, że czuje delikatne pieczenie w rozdziewiczonej chwilę wcześniej dziurce. Sztuczny członek użyty do zabawy należał do najszczuplejszych z jej kolekcji, ale też nie był typowo analną zabawką dla początkujących. Celowo wybrała członek, który jako pierwszy kiedyś zagościł w jej cipce i również ją rozdziewiczył, tak jak dzisiaj rozdziewiczył jej anusa. Czuła do niego sentyment. Pragnęła się przekonać jak to jest i już się dowiedziała. Oczywiście, napadały ją też wyrzuty sumienia i czuła czasem obrzydzenie do siebie za ten pomysł, ale ostatecznie doszła do porozumienia z samą sobą.
- Chciałam - zrobiłam... - uspokajała swoją wzruszoną moralność.
O tej wyjśtkowej zabawie wiedziała tylko ona, nikt więcej. Siebie nie umiała oszukiwać i dlatego zawsze rozkładała problemy do najdrobniejszych obiekcji, aż dochodziła do zgodnych z jej naturą ustaleń. Tak było i tym razem. Leżąc już w łóżku zastanawiała się, jak to jest, że pary będące w związkach robią takie rzeczy. Ona chyba nigdy nie pozwoliłaby swojemu facetowi wsadzić penisa w swój tyłek. Co innego, gdy robi to sama, w zaciszu swojego mieszkania. Nie była w stanie wyobrazić sobie relacji z mężczyzną, które pozwoliłyby jej na udostępnienie mu również tej drugiej dziurki. Z drugiej strony musiała też być szczera ze sobą, bo rozpoczynając kąpiel nie myślała nawet o masturbacji, a co dopiero o seksie analnym za pomocą sztucznego przyjaciela. Sama wiedziała jak się to skończyło. Ludzka żądza wciąż była dla niej zagadką. Pamiętała, że w trakcie prób, wszystko dookoła stało się dla niej obojętne, nieistotne i myślała tylko o tym, by wreszcie osiągnąć zamierzony cel. Była wtedy skrajnie podekscytowana i wyzbyła się wszelkich oporów.
Marzena wróciła wieczorem z kawiarni, gdzie zakończyła się jej impreza urodzinowa. Impreza to może zbyt dumnie brzmiało, bo na trzydzieste piąte urodziny, spotkały się tylko jej trzy koleżanki z pracy i ona, jubilatka. Było sympatycznie i nawet pozwoliły sobie na małe szaleństwo, bo wypiły więcej niż powinny, ale bez przesady. Kobiety miały już w zwyczaju czasem spotkać się na ploteczkach po pracy i dzięki temu, ich relacje również były bardzo dobre. Trzymały się razem i pomagały sobie w różnych, nie tylko zawodowych, sprawach.
Uściskały się na pożegnanie, pośmiały się trochę czując mały szum w głowach i każda podążyła w swoją stronę. Marzena nie była jakąś szaloną imprezowiczką, czy osobą potrzebującą dodatkowych wrażeń, ale tego ważnego dnia, nie chciała kończyć w taki sposób. Chciała zaszaleć i to porządnie. Już postanowiła, że kiedy wróci do mieszkania, przeżyje w nim szereg urodzinowych orgazmów. Problem był tylko z wyborem sposobu w jaki to zrealizuje, bo jej lekko podchmielony umysł, serwował jej ich kilka. Błyskawicznie zamknęła za sobą zamek w drzwiach i rzuciła torebkę na stolik. Lampka wina dodała jej kolejnych powodów do bycia dzisiejszego wieczoru bardziej szaloną i śmiałą. Szybko poszła do sypialni i po chwili wchodziła do łazienki z trzymanym w dłoni sztucznym przyjacielem. Nie wiedziała dlaczego jej serce przyspieszyło, bo był to już raczej powszedni sposób jej działania, kiedy planowała masturbację. Nieunikniona i długo oczekiwana aktywność właśnie miała się rozpocząć. Była już pod prysznicem i gorące strugi wody uderzały o jej skórę. Widziała jak krople gromadziły się na jej włoskach łonowych i tworzyły malutkie wodospady. Czuła już ucisk w brzuchu przed zbliżającą się przyjemnością, którą sobie sama zaserwuje. Przyczepiła członka do szklanej ściany kabiny prysznicowej i zamykając oczy, zaczęła pieścić go oralnie. Po kilku chwilach przeniosła go niżej i teraz sama przyklęknęła, by ponownie bawić się nim językiem i ustami. Głowa pracowała rytmicznie, a kobieta nie zwracała uwagi na wodę cieknącą po jej policzkach i długich włosach. Poczuła, że jest gotowa. Wstała, obróciła się i nasunęła swoją głodną cipkę na ten cudowny sterczący obiekt. Przymknęła oczy i wyobrażała sobie, mężczyznę biorącego ją od tyłu. Robiła to już dziesiątki razy, więc dalej czuła niedosyt, pomimo sporej przyjemności czerpanej z posuwistych ruchów jej ciała. Oparła się obiema rękami o przeciwległą ścianę kabiny i dobijała się tyłeczkiem do rozpychającego jej pochwę sprzętu. Przebłysk myśli przerwał jej aktywność.
Z uśmiechem na twarzy wybiegła z łazienki i pobiegła po następne gadżety. Wybrała kilka, jej zdaniem, najbardziej pomocnych i podekscytowana wróciła pod prysznic. Przed chwilą nabijając się na sporego kutasa, równocześnie zapragnęła czuć go w ustach, jakby robiła to z dwoma kochankami. Pierwszy raz pomyślała o sobie w roli kochanki dwóch facetów równocześnie. Poruszała teraz szybko biodrami i równie aktywnie obciągała doczepionego przed twarzą drugiego sztucznego członka. Pojawiło się to specyficzne podniecenie, które odznaczało się w momentach, gdy robiła jakieś szalone rzeczy pierwszy raz. Jej ciało drżało od emocji, a ona mruczała głośniej i głośniej. Pomyślała, co by sobie o niej pomyślał ktoś, kto by teraz ją nakrył na takich zabawach, ale szybko pojawiające się obawy, przysłoniła dzika rozkosz, której doznawała. Wiedziała, że w swoich czterech ścianach może robić wszystko. To poza nimi jest szarą obywatelką.
Przez kilka minut prowadziła sprośny dialog z wyimaginowanymi kochankami, który polegał na zachwalaniu walorów jej ciała i męskich atutów jej przyjaciół. Finalnie chybotała swoim ciałem, a spazmy rozkoszy przeszywały ją na wskroś. To był cudowny urodzinowy prezent - wręcz nieziemski orgazm.
Marzena nie poprzestała tego dnia na tym jednym razie. Druga odsłona nastąpiła w jej łóżku i trwała dużo dłużej. Celowo drażniła się i przedłużała swoje pieszczoty, by przyjemny stan, w który się wprowadziła, trwał i trwał. Po ponad piętnastominutowej zabawie, nie wytrzymała i gwałtownymi szybkimi wsadami sztucznego członka oraz pocieraniem swojej łechtaczki, doprowadziła się do drugiego przecudownego orgazmu. Długo jeszcze pieściła swoje ciało delikatnym dotykiem palców, które przesuwały się po jeszcze bardziej wrażliwej teraz skórze.
Dotykała się czule i myślała, ilu ludzi skrywa podobne tajemnice, co ona. W zaciszu domu jest niegrzeczną kobietą, robiącą rzeczy uznawana za większość ludzi za okropne, brzydkie czy grzeszne, ale o tym wie tylko ona. Zastanawiała się, ile znanych jej osób robi podobnie - pieści się, robi mniejsze i większe świństwa, których po nich nie widać, kiedy wracają na łono społecznych relacji z innymi ludźmi. Wiele razy spotykano się z sytuacjami, że powszechnie szanowany i kulturalny obywatel okazywał się kimś innym, kiedy tylko zamykały się za nim drzwi jego domu, gdzie prowadził inne niż wszyscy myśleli życie. Ona była jedną z takich osób. Nie krzywdziła nikogo, tak naprawdę nie robiła nic złego, ale pewnie nikt by się nie spodziewał po niej, tego co robi kiedy jest sama ze sobą. Na co dzień była skromną i spokojną szarą myszką, w swoim mieszkaniu często zamieniała się w lwicę. Uśmiechnęła się na tą myśl. Współczuła ludziom, którzy mają tylko jedną twarz.
Marzena była dzisiaj trochę podekscytowana, zdenerwowana i pobudzona. W tą sobotę mieli ją odwiedzić rodzice. Bardzo rzadko to robili, ale jak już przyjeżdżali, swoimi wytykami nadrabiali pozostały czas ich nieobecności w życiu córki. Marzena mimo swoich trzydziestu pięciu lat i całkowitej niezależności, wobec rodziców nadal była bardzo powściągliwa i stosowała się do ogólnych kanonów zasad okazywania im szacunku. W tym względzie zachowywała się już bardzo dojrzale, nie tak jak za nastoletnich lat.
Bibliotekarka zniosła już wiele przytyków odnośnie jej zawodu, kilka uwag co do urządzenia mieszkania oraz wiele uwag dotyczących posiadania zbyt dużego mieszkania jak na jej potrzeby. Tego spodziewała się za każdym razem, kiedy ją odwiedzali. Była przyzwyczajona i nic sobie z tego nie robiła. Jedyne czego nie była w stanie przełknąć, to ich oceny jej wyboru co do bycia singlem. Kilaka wzmianek, skrytych w starannie dobranych słowach, była jeszcze jakoś w stanie znieść, ale kiedy pojawiały się zbyt często, powodowały w niej złość, której skrywanie nie zawsze jej wychodziło. Po którejś kolejnej zaczepce ze strony mamy znalazła ona ujście.
- Kamila - mama rzuciła imię koleżanki Marzeny ze szkoły średniej - wiesz która? - upewniła się, że myślą o tej samej osobie. - Ta Kamila, z której wszyscy w klasie się śmiali -sprecyzowała - w zeszłym tygodniu wyszła za mąż...
Marzena wiedziała, że to przytyk do jej opieszałości w tym względzie, ale próbowała uniknąć wdania się w dyskusję.
- Super! Pozdrów ją ode mnie - kobieta uśmiechnęła się, ukrywając złość.
Już nawet pomyślała, by powiedzieć rodzicom, że jest lesbijką, by się wreszcie od niej odczepili, ale pewnie by w to nie uwierzyli.
- Też mogłabyś o tym pomyśleć...Chyba już czas, nie uważasz?
- Nie uważam! - odpowiedziała z ukrywaną, ale dającą się wyczuć irytacją.
- Nie chcę naciskać, ale... - próbowała coś powiedzieć, ale córka szybko jej przerwała.
- To nie naciskaj!
Marzena zniosła jeszcze kilka uwag na temat swojego samotnego życia i szczerze miała już tego dość. Tata już dawno opuścił mieszkanie i siedział sobie na balkonie pijąc kawę. Szybko zniknął, by nie brać udziału w ofensywie żony. Kobieta wiedział, że musi zmienić temat rozmowy, bo inaczej powie za dużo i wszyscy mogą tego żałować. Po kolejnej nieudanej próbie postanowiła zagrać va banque.
- Nie mówiłam ci - mówiła teraz ciszej - ale znalazłam kilka pamiętników babci - czekała na reakcję mamy. Dostrzegła u niej nagły niepokój.
- Czytałaś je? - mama wypowiedziała pytanie za szybko i zbyt głośno, czym zdradziła swoje zdenerwowanie.
- Czytałam, ale...tylko kilka, nie wszystkie - rzuciła jakby to nie było nic ważnego.
- Mogę zobaczyć? Powinnam je chyba przeczytać...jako pierwsza. Była moją mamą - uzasadniła.
- Wiesz, chyba je gdzieś wyniosłam. Jak znajdę, dam ci znać... - Marzena na poczekaniu zmyśliła wymówkę i w duchu cieszyła się, że jej mama nie jest w stanie skrywać nerwów. Wiedziała, że przestanie ją męczyć w sprawie założenia rodziny.
- Kochanie, jak chcesz to...poszukamy razem. Chętnie przeczytam zapiski mamy - próbowała namówić Marzenę, ale ta jakby sobie z tego nic nie robiła.
Gospodyni już o wszystkim wiedziała, nie miała tylko pomysłu na to, co z tą wiedzą zrobić. Tata pewnie nic nie wiedział i trochę było go szkoda, gdyby ta cała delikatna sprawa wyszła na jaw. Musiała wszystko jeszcze przemyśleć, chociaż w głębi serca chciała pozbyć się tego ciężaru i porozmawiać o tym z mamą. Tylko to mogło jej pomóc wyjaśnić całą sprawę.
Niespełna tydzień po odwiedzinach rodziców, Zuzanna dzwoniła do córki pod pozorem kurtuazyjnej rozmowy i na sam koniec, niby pobocznie, spytała o pamiętniki. Marzena zbyła ją brakiem czasu, ale umówiła się na sobotę, by mama przyjechała do niej, to ich poszukają. Przyjechała z samego rana, uśmiechnięta i bardzo miła. Wyjeżdżała z zupełnie inną miną.
- Mamo! Nie oceniam cię, ale jak mogłaś? - Marzena dopytywała bardzo emocjonalnym tonem.
Córka, w skrócie, wyznała wszystko, czego się dowiedziała z pamiętników babci Ani. Powiedziała tylko o sprawie związanej z Zuzią i ojczymem, o innych wyznaniach babci nie musiała.
- To...nie jest łatwe. Daj mi chwilę! - Krzyknęła. - Postaram ci się to jakoś wyjaśnić - powiedziała ciszej, chcąc uspokoić córkę i jakoś odeprzeć jej wyrzuty.
- To chyba nie będzie takie łatwe - zaznaczyła powierniczka sekretów.
Mama tłumaczyła się ze swojej przeszłości ponad kwadrans. Opisała swoją ówczesną sytuację i próbowała wpłynąć na sposób oceny córki. Prowadziła długi monolog:
- Przecież ja miałam wtedy chyba z siedemnaście lat. Mamy, babci Ani, często nie było w domu, a twój dziadek Grzesiek, nie był tak naprawdę moim tatą.
- Ale przecież tego nie wiedziałaś...na samym początku - Marzena słusznie zauważyła.
- Tak! I tego żałuję najbardziej, ale... Ja byłam wtedy młodziutka, a on dorosły i mówił mi, że tak powinnam, że możemy... Protestowałam, ale w końcu uległam, zresztą pierwszy raz...to...jakby zrobił to...bez mojej zgody...na siłę. Wstydziłam się powiedzieć mamie, a później wyznał mi, że możemy robić to bez obawy, bo nie jest moim biologicznym ojcem, a mama to przede mną ukrywa. Wtedy zaczęłam się na wszystko zgadzać, na złość mamie. Przecież wtedy zawalił się mój cały świat...
- Tylko, że... - zastanowiła się, czy dokładać mamie trudów, ale jeśli to miała być szczera rozmowa, nie mogła być delikatna - on był mężem twojej mamy.
- Nie zrozumiesz... - uciekła wzrokiem i wlepiła go w podłogę.
- Spróbuj, może się uda - córka zachęcała do zwierzeń.
- Byłam młoda, stłamszona wiecznymi oczekiwaniami mamy bycia perfekcyjną uczennicą i córką. Myślisz, że to fajne życie, kiedy musisz się tylko uczyć i być grzeczną. Każdy moja porażka, niepowodzenie, były komentowane i karane. Wszystko tylko po to, by obraz naszej rodziny był wzorcowy.
Marzena pomyślała sobie, że jej mama postępowała podobnie wobec niej, tyle że ona się nie dała i pozostała sobą. Buntowała się i rodzice dla świętego spokoju, odpuścili. Dużo pomógł jej tata, który często ją bronił. Tym bardziej się dziwiła postępowaniu mamy, która doświadczyła podobnego traktowania. Chciała to skomentować, ale dała sobie z tym spokój.
- Tamtego dnia przyszedł i siłą odebrał mi dziewictwo. Wiedziałam, że to złe, ale...później tylko to było jedyną moją rozrywką. Nie miałam koleżanek, znajomych, wiecznie siedziałam w domu nad książkami. Kiedy Grzesiek ujawnił skrywaną tajemnicę, było mi już wszystko jedno. Pozwalałam mu na... - tu się zatrzymała, by znaleźć odpowiednie w tej sytuacji słowa - Pozwalałam mu na dużo. Na dużo za dużo... - zamyśliła się. - Wiem, że źle robiłam, ale on mnie tak skołował, że wtedy czułam się ważna, dorosła i... wyróżniona.
Mama i córka przez kolejną godzinę rozmawiały o przeszłości. Zdawało się, że Zuzanna została zmanipulowana na tyle, że nie myślała o moralnych konsekwencjach takiego postępowania. Szczerze wyznała wszystkie swoje przewiny i chyba równie szczerze żałowała takiego zachowania. Opowiedziała o momencie pojednania się z babcią Anią, co nie było takie łatwe, jak opisywała to autorka pamiętników.
- Wychodząc za mąż, zrozumiałam swoje błędy i wyrządzone mamie krzywdy. Wtedy mi wybaczyła wszystkie zaszłości i grzechy. Do dzisiaj o tym czasem myślę. - Przez chwile słuchały zupełnej ciszy. - Twój tata jest wspaniałym mężczyzną i nie potrzebne mu tego typu sensacje z przeszłości. On o niczym nie wie i...
- I tak zostanie, mamo - Marzena przerwała jej, zapewniając ją o utrzymaniu wszystkiego w sekrecie.
- Zawsze byłaś...wyjątkowa. Gdybym miała tyle siły i odwagi co ty, nigdy nie zgodziłabym się na to, co się wydarzyło. Chciałbym być taka jak ty...
Marzena nie wierzyła w to, co usłyszała. Mama pierwszy raz w życiu, jej postawę traktowała jako coś dobrego, wyjątkowego, w pozytywnym znaczeniu, a nie coś dziwnego, odmiennego. Cieszyła się, ze zdecydowała się na tą rozmowę.
Jeszcze tego wieczoru, Marzena wcieliła w życie podjętą decyzję. Babcia by ją zrozumiała. Stała na balkonie i wrzucała do metalowego pojemnika, w którym tlił się płomień, kartki wyrywane z pamiętników, w których babcia wspominała o wynaturzeniach jej męża i córki. Robiła to dla mamy, by już nikt nie poznał cieni z jej przeszłości.
W czasie kolejnego rodzinnego spotkania, Marzena powiedziała o wszystkim mamie, a ta przytuliła ją czule i podziękowała. Od tego momentu ich relacje stały się ciepłe i wręcz wzorcowe. Stały się przyjaciółkami. Impreza stała się przez to bardziej przyjemna, przynajmniej dla Zuzanny.
- A ty Marzenko, kiedy myślisz wyjść za mąż? - Jedna ze starszych cioć, spytała bardzo bezpośrednio.
Marzena już miała coś wymyślić, ale szukała odpowiednich słów, by nie urazić cioci.
- Daj spokój! Młoda jest, sama zdecyduje. Będzie chciała, to będzie sama. Przecież nie musi mieć tak źle jak my - Zuzanna zakończyła żartem, uśmiechając się do całego zgromadzonego w pobliżu towarzystwa. Wszyscy się zaśmiali, przytakując.
Tata odwiózł córkę pod sam blok. Nie wchodził, bo musiał szybko wracać, by odwieźć jeszcze dwie ciotki. Marzena weszła do mieszkania i poczuła wszechogarniający spokój, a wręcz błogość. Męczyły ją takie zloty rodzinne.
Pół godziny później masturbowała się jak szalona, a w trakcie pieszczot, jej ciało przygniatało leżące w nieładzie erotyczne gadżety, z których korzystała wymiennie z wprawą godną podziwu. Znowu była w swojej krainie szczęście, gdzie mogła świntuszyć i być całkowicie sobą.
W jej otworkach znajdowały się sztuczne członki, a leżąc na plecach i poruszając biodrami, by przedmioty ocierały się w jej tunelach. Trzeciej zabawce robiła loda wykorzystując do tego największe posiadane dildo. Teraz czuła się najgorszą kurwą, ladacznicą, wszetecznicą. Mówiła sprośne rzeczy, a wypełniające ją członki podniecały ją coraz bardziej. Krzyk w trakcie przeżywania orgazmu został stłumiony, wciśniętą w jej gardło sporą imitacją kutasa. Była wolna od wszelkich ograniczeń, a jedynym jej celem była, wszechogarniająca ją już ekstaza. Każde pokolenie miało swoje tajemnice. Ona też.
Marzena wiele razy czuła się źle z powodu braku swojej drugiej połówki. Była jak tysiące innych samotnych kobiet, które czasem snują wizje szczęśliwego, wymarzonego związku. Życie to jednak nie romantyczny film i o takiego partnera nie było łatwo.
Tego dnia poczuła radość z życia. Udały jej się zakupy, a że zaszalała, bo kupiła sporą ilość rzeczy w promocji, szybkim krokiem wracała do domu, by przymierzać je i zestawiać w komplety, które później będzie ubierać. Od pewnego czasu zaczęła dbać o tą kobiecą sferę życia. Starała się dobierać garderobę, by czuć się dobrze, ale również wyglądać modnie. Dojrzała do tego.
Zdejmowała jedne, ubierała drugie, podwijała, odwijała i komponowała z innymi starszymi ubraniami, a każda kreacja była dokładnie obejrzana pod każdym kątem w dużym lustrze w jej sypialni. Czuła się prawdziwą kobietą, bo we wszystkim zdawała się wyglądać szałowo. Tak już jest z nowymi ubraniami, że zmieniają w nas samoocenę i widzimy się atrakcyjniejszymi. Od jakiegoś czasu robiła nawet delikatny makijaż, co nie uszło uwadze jej koleżanek. Podejrzewały ją o poznanie jakiegoś mężczyzny, ale szybko im to wyperswadowała, choć czuła się cudownie, kiedy sama wyobrażała sobie, że kogoś ma.
Dzisiaj tak się sobie podobała, że po zdjęciu któryś raz z kolei jednej z sukienek, spojrzała w lustro, będąc w samej bieliźnie. Jej spojrzenie obcięło jej ciało z góry na dół, a cwaniacki uśmieszek zdradzał jej odbiciu, co dzieje się jej po głowie.
Usiadła na rogu łóżka i bezwstydnie rozłożyła uda. Materiał okrywający jej krocze naprężył się dopasowując się kształtem do pofałdowanego pod nim terenu. Patrząc sobie w oczy rozpięła stanik i uwolniła piersi, które zakołysały się czując radość z takiego stanu rzeczy. Jej paluszki szybko dopadły twardniejące sutki i delikatnie zaczęły najpierw krążyć wokół nich, a po chwili delikatnie je ściskać.
- Boże! Jakie to jest fajne...Mmmm! - podniecała się wypowiadanymi zdaniami.
Jej dłoń zniknęła w majteczkach i w lustrze widziała rozpychającą się pod nimi palce. Odchyliła pasek materiału i przez dłuższą chwilę przyglądała się swojej cipce. Bardzo jej się ona podobała, tym bardziej, że o nią dbała. Regularnie depilowała swój skarb , przystrzygała paseczek włosków i robiła to dla chwil własnie takich jak ta. Trąciła końcówkami palców nabrzmiałe wargi sromowe, jakby trącała struny gitary i fala przyjemności rozeszła się po całym ciele, niczym muzyka z głośników rozchodząca się po pomieszczeniu. Kilka chwil pieściła się czule, by napływające soczki rozsmarować po wrażliwszych częściach cipki. Patrzyła na odbicie w lustrze, jakby przyglądała się obcej kobiecie, którą przyłapała na takich zabawach i podglądała bez jej wiedzy. Poczuła erotyczny impuls i wszystko jakby się nagle zmieniło. Musiała zagrać ostrzej.
- Wal mnie! Ruchaj mnie! - mówiła dramatycznie do lustra, bawiąc się w aktorkę porno. Odgrywała to świetnie. Zmieniała ton głosu, mimikę twarzy i decydowała, który sposób takiego wyznania, ją by przekonał, gdyby była facetem. Rozchyliła uda i teraz robiła regularną palcówkę, a jej ręka pracowała szybko i dynamicznie.
- Ale ty jesteś w tym dobra - pochwaliła sama siebie, bo obecny widok w połączeniu z odczuwaną przyjemnością, powodował chęć do uznania swoich umiejętności za bardzo wysokie. Kolejny raz wsadziła mokre od soczków palce w usta i posmakowała swojej wydzielinki. Zawsze ją to rozpalało jeszcze bardziej.
Zbliżała się. Czuła to już bardzo dobrze, kiedy pojawia się ten magiczny moment, kiedy nic i nikt jej już by nie zatrzymał. Targana szaleństwem i erotycznym uniesieniem, obróciła się do lustra tyłem, klęknęła na łóżku i wypięła swoją dupcię w jego stronę. Spomiędzy ud wyłoniła się jej dłoń i zaczęła ostro tarmosić srom. Wciąż patrzyła w odbicie lustra i podziwiała ten potęgujący rozkosz widok nagości. Wsadziła w siebie palce i chociaż przebiegło jej przez myśl, by wyciągnąć któreś z jej dildo, szybko zrezygnowała. Uznała, że na to było już za późno i teraz robiąc palcówkę, dołączyła dotyk drugiej dłoni w okolicy łechtaczki. Wciąż patrzyła w lustro, to na swoją twarz, to na przestrzeń między jej pośladkami i udami. Obserwowała lśnienie śluzu rozsmarowanego po jej kroczu i wciąż nie mogła się nim nasycić. Rozkosz odmalowana na jej twarzy i rytmiczne ruchy jej dłoni, doprowadzały ją do skrajnej euforii. Emocjonalny wybuch rozsadzał jej ciało i jakby nagle ulotnił całą gromadzoną w tracie zabawy erotyczną energię. Padła na materac, a dłoń w spowolnionym tempie gładziła wzgórek łonowy i tą skąpą ilość przystrzyżonych włosków. Lubiła się tam tak dotykać po orgazmie.
Po chwili dla uspokojenia emocji, w końcu się podniosła i teraz czuła mały wstyd patrząc w lustro. Przed chwilą była śmiałą, wyuzdaną i bezpruderyjną wariatką, a teraz znowu zmieniała się w ułożoną kobietę. Ubrała bieliznę i usiadła w taki sam sposób jak na początku zabawy. Tym razem patrzyła na siebie i rozmyślała. Była ciekawa, ile kobiet nie wie, jak wielką rozkosz mogą sobie sprawić same? Ile z nich boi się zrobić coś takiego, co ona właśnie przed chwilą zrobiła? Ile z nich realizuje swoje fantazje i utrzymuje to w najskrytszej tajemnicy?
Jak Ci się podobało?