Rodzina Moniki
8 lutego 2010
53 min
PROLOG
Niebo zaciągnęło się gwałtownie. Po upalnym, majowym dniu, nadchodziła gwałtowna, wieczorna burza. Ciemne chmury gnane porywistym wiatrem nadciągały od północnego zachodu, od strony puszczy, sąsiadującej z miastem. Przechodnie odruchowo przyspieszali kroku, chcąc znaleźć bezpieczne schronienie przed nadchodzącą nawałnicą. Wiatr wiał coraz silniej. Podmuchy podrywały z ziemi śmieci, kręcąc nimi w powietrzu akrobatyczne figury.
W stojącym na przedmieściu domu młoda, dziewiętnastoletnia dziewczyna zapaliła lampkę przy biurku. Odchyliła się na krześle, odrywając od rozłożonych przed nią podręczników i przeciągnęła dłońmi po długich, kasztanowych włosach.
"Wystarczy tej nauki" - pomyślała - "jutro też jest dzień".
Zza ściany dochodził łomot muzyki. Oczywiście, jej brat jak zwykle zanurzony był w swoim metalowym świecie. Skrzywiła się z niechęcią. Ciekawe, czy dzisiaj znów pójdzie do tej swojej Dagmary? Ciekawe, czy pamięta, że w nocy wracają z Barcelony, ze swej "drugiej podróży poślubnej", rodzice?
Wstała i wyszła z pokoju. Przechodząc obok pokoju brata usłyszała, poza muzyką, dźwięk silnika samochodowego. No tak, znów grał na komputerze.
- Mógłbyś to ściszyć - krzyknęła ze złością.
Żadnej odpowiedzi. Całkowicie ją zignorował.
"Głupek" - pomyślała i poszła do kuchni.
Oczywiście zlew był pełen. Szklanki od piwa, zasyfione talerze i sztućce. Ustaliła z Markiem, że dziś, przed powrotem rodziców, posprzątają dom. Ona wywiązała się ze swojej części, umyła podłogi i łazienkę, odkurzyła dywany. Jej brat ograniczył się do wyniesienia śmieci i zniesienia tygodniowych pokładów brudnych naczyń do zlewu. Jak zwykle. Ciekawe, jak wygląda jego pokój?
Westchnęła i odkręciła wodę. Powinna zostawić tak wszystko do powrotu starych. Markowi oberwałoby się od ojca, ceniącego ład i porządek. I tak był wściekły na niego z powodu studiów.
Tak. Jej brat różnił się od niej bardzo. Starszy o dwa lata, sprawiał na dziewczynie wrażenie, jakby nie mógł wyrosnąć z krótkich spodenek. Może właśnie dlatego, że powodziło mu się dobrze, zbyt dobrze. Ich rodzice zapewnili im pełny dobrobyt. Matka, o kilka lat starsza od ojca, z zawodu ekonomistka, była prezesem dużej, zagranicznej firmy. Ojciec, ceniony adwokat, prowadził własną, dobrze prosperującą kancelarię. Dzieciom nigdy więc na niczym nie zbywało.
O ile jednak córka, poważna i stateczna, licealistka przygotowująca się do matury w jednym z najlepszych prywatnych liceów, wrodziła się w rodziców (ojciec zawsze twierdził żartobliwie, czym denerwował matkę, że urodę odziedziczyła po matce, a inteligencję po nim), o tyle pierworodny syn nie raz sprawiał im kłopoty. Jedynym, w czym naprawdę był dobry, była motoryzacja. Silniki, samochody, motocykle - to było jego życie. Wybitnie uzdolniony technicznie, w pozostałych dziedzinach nie był już tak dobry, jak powinien. "Zdolny leń" - mawiał o nim ojciec i rzeczywiście coś w tym było. Po skończeniu technikum samochodowego (maturę zdał bardzo przeciętnie, za to egzamin zawodowy celująco), dostał się "psim swędem" na Politechnikę. Więcej jednak czasu spędzał na imprezowaniu, niż na nauce, nic więc dziwnego, że zawalił pierwszy rok. Gdyby nie pomoc ojca i jego znajomości, dawno wyleciałby z uczelni. A tak - powtarzał rok, choć na razie niespecjalnie zmienił swoje postępowanie.
Na górze trzasnęły drzwi. Tupot kroków na schodach i w drzwiach kuchni pojawił się Marek.
- Siostra, wychodzę! - rzucił.
- Koło jedenastej będą rodzice. Zadzwonią po wylądowaniu z lotniska. Nie mógłbyś poczekać?
- Odwal się Młoda, dobra? Umówiłem się z Dagmarą. Ty siedzisz w domu, to ich wpuścisz. - Marek zamknął za sobą drzwi łazienki.
Rzuciła ścierkę, którą wycierała naczynia ze złością. Oczywiście, znowu Dagmara. Głupia, prymitywna siksa, z ukończoną zaledwie podstawówką, poznana na imprezie w knajpie. Marek był nią zauroczony. Spotykali się od czterech miesięcy i jak na razie nie zanosiło się na zmiany. Ani rodzice, ani ona nie byli zachwyceni rok młodszą od niej dziewczyną. "Ściąga Cię w dół" - powiedziała kiedyś matka do Marka w czasie kolejnej wymiany zdań i było w tym sporo prawdy. Jej brat nie zamierzał jednak tego słuchać.
Drzwi do łazienki trzasnęły ponownie.
- Młoda, gdzie są klucze od mieszkania?
Przegiął. Zupełnie przegiął. Starego mieszkania w śródmieściu rodzice nie sprzedali, kupując obecny dom. Wynajmowali je czasami studentom, w zamyśle miało być przeznaczone dla któregoś z dzieci, kiedy się usamodzielnią. Od lutego stało puste. I co? Ma zamiar tam iść z dziewczyną? Bez wiedzy starych? Pieprzyć się? O nie!
- Pytałeś ojca o zgodę?
- Mówiłem już, odwal się! Nie muszę pytać. Jestem już dużym chłopcem. Sam sobie znajdę - zaczął grzebać w szafce w przedpokoju.
Dziewczyna była wściekła. W dupie z nim. Nie będzie go kryła, tak jak to nieraz robiła. Niech sobie idzie. Rodzice wrócą, zapytają się, to powie im prawdę. Ojciec go zabije...
Stojący na blacie telefon zadzwonił donośnie.
"Co znowu" - pomyślała i podniosła słuchawkę...
Marek znalazł klucze i założył buty. Już miał wychodzić, kiedy przypomniał sobie o butelce wódki w lodówce, kupionej z myślą o dzisiejszym wieczorze. Wszedł do kuchni...
Oczy jego siostry były okrągłe jak pięciozłotówki, twarz papierowo biała. Patrzyła na niego z przerażeniem.
- Młoda, co jest?
Otworzyła usta, ale nie wydobyła żadnego dźwięku. Zaniepokoił się.
- Monika, co się stało?
- Nieeeeeeeeeee!
Siostra nieprzytomna runęła na podłogę, uderzając głową o terakotę...
ROK PÓ¬NIEJ
PI¡TEK, NOC
Monika przewracała się w łóżku, nie mogąc zasnąć. Wzięła właśnie środki uspokajające, ale to nie pomagało. Już nie płakała. Wypłakała się przez cały dzień i teraz była już kompletnie zobojętniała. Właśnie dziś minął rok...
Rok temu ich beztroskie życie, jej i Marka, legło w gruzach. Samolot, którym wracali rodzice z Barcelony, uległ katastrofie, rozbił się wkrótce po starcie w Pirenejach. Nikt nie ocalał. Eksplozja maszyny była tak potężna, że ciał rodziców nie zidentyfikowano. Media prześcigały się w opisie wypadku, dodając coraz to nowe, pikantne szczegóły. Przez kilka następnych dni Monika i Marek znaleźli się w centrum zainteresowania, zasypywani obietnicami pomocy, słowami współczucia, gestami bez pokrycia....
Szybko nastało zwykłe, codzienne życie. Otrzymane odszkodowanie było wprawdzie wysokie, ale i tak z ledwością wystarczyło na spłacenie kredytów, zaciągniętych przez rodziców. Z kolei renta rodzinna, zupełnie przyzwoita, pochłaniana była przez bieżące opłaty i koszty utrzymania domu. Oboje nie zdawali sobie wcześniej sprawy, ile to kosztuje. Z kolei na pomoc rodziny, poza wyrażonym słownie żalem, nie mogli liczyć. Dziadkowie rodziców już nie żyli, a dalsza rodzina mieszkała dość daleko. Zresztą, rodzice już poprzednio byli z nimi skonfliktowani.
Dziś byli razem z Markiem na cmentarzu, na symbolicznym grobie rodziców...
"Tak, gdyby nie Marek..." - pomyślała dziewczyna.
Tragedia bardzo zmieniła jej brata. Nie spodziewała się, że potrafi tak szybko dojrzeć. W ciągu paru następnych miesięcy stał się zupełnie innym człowiekiem. Względy finansowe zmusiły go do przerwania studiów ("Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie, Młoda" - powiedział), podjął pracę w salonie znanej marki i dał się poznać, jako świetny fachowiec. Tak dobry, że miesiąc temu, zaledwie po pół roku pracy, otrzymał awans na kierownika zmiany w serwisie. Realia życia spowodowały, że nie imprezował już po nocach, także historia z Dagmarą stała się przeszłością. A mieszkanie w śródmieściu... po dłuższej naradzie sprzedali je, aby mieć rezerwę finansową na wypadek jeszcze cięższych czasów.
Monika też się zmieniła. Sparaliżowana przerażeniem, doznanym szokiem dość długo nie mogła dojść do siebie. Przystąpiła do matury, zdała ją nawet nieźle, w sumie dzięki pobłażliwości i współczuciu nauczycieli. Potem jednak kompletnie zawaliła egzaminy na wymarzoną ekonomię. Nie miała siły, ani ochoty się uczyć. To Marek ją zmobilizował. "Któreś z nas musi spełnić oczekiwania rodziców" - powiedział. Podjęła więc wieczorowo naukę w rocznym, ekonomicznym studium pomaturalnym, pracując jednocześnie (dzięki pomocy znajomych z pracy matki), jako kasjerka w banku. A Marek dopingował ją do ponownego startu na uczelnię...
Rozmyślania Moniki przerwało delikatne pukanie do drzwi. Spojrzała na zegarek. Dochodziła druga.
- Monika, śpisz? - usłyszała pytanie brata - Mogę wejść?
- Nie - odpowiedziała szarym, obojętnym głosem - nie śpię. Co się stało?
- Ja też nie mogę zasnąć - powiedział Marek wsuwając głowę do pokoju - Mogę chwilę przy Tobie posiedzieć?
Wszedł do pokoju i usiadł na brzegu łóżka. Jego zaczerwienione spojówki wyraźnie wskazywały, że płakał, choć oczywiście nigdy nie przyznał by się do tego siostrze.
- Zasnąłem na chwilę - jego głos był chrapliwy i zmęczony - Obudził mnie sen.
- Oni?... - zapytała cicho dziewczyna.
Marek pokiwał głową, zamknął oczy i położył dłonie na karku.
- To było.... okropne... Spadali... a ja nie mogłem im pomóc... - spod zamkniętych powiek wypłynęły dwie łzy.
Monika pogładziła brata po nodze.
- Uspokój się. To tylko sen. Na biurku stoją moje proszki. Weź dwa. Trochę się uspokoisz.
Marek spojrzał na siostrę z wdzięcznością. Podszedł do biurka, połknął tabletki, popił wodą. Spojrzał na zdjęcie rodziców stojące na szafce.
- Dziękuję. Dziękuję Ci, że jesteś, Siostrzyczko... Wiesz, mam prośbę. To może śmieszne, ale... nie chcę spać sam... Nie dzisiaj...
Sprawiał wrażenie naprawdę zagubionego. Monika pomyślała, że też jej będzie raźniej. Posunęła się i odsunęła kołdrę.
- Właź, Starszy Bracie. Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie.
Marek spojrzał z wdzięcznością i wskoczył pod kołdrę.
- Kochana jesteś Moniko - odwrócił się do niej plecami.
- Mhm. Ja Ciebie też kocham. Tak trochę... - mruknęła przytulając się do niego.
To był rzeczywiście dobry pomysł. Ciepło ciała Marka dawało jej przynajmniej namiastkę poczucia bezpieczeństwa. Poczuła, wtulona w brata, że zaczyna powoli odpływać. Marek czuł chyba to samo, bo po krótkiej chwili zasnęli oboje.
SOBOTA, RANO
Monika obudziła się po siódmej. Nie była wyspana, czuła jeszcze piasek w oczach, niemniej nie miała już ochoty na sen. Poza tym, czuła się dziwnie. Przez sen coś ją uwierało, czuła ciężar, nie było jej wygodnie. Przez chwilę leżała z zamkniętymi oczyma, wracając do rzeczywistości. Resztki snu odpływały, ciężar pozostał. O Boże, to był Marek! Leżał wtulony w jej plecy, z głową opartą na jej ramieniu i nogą zarzuconą na jej uda. To stąd ten ciężar! Przygniótł ją przez sen! A uwieranie... na wysokości pośladków. O Boże! To... to był jego sterczący...
Wysunęła się z pod brata i odwróciła do niego. Nie obudził się. Jego twarz spoczywająca na poduszce była tak spokojna, cień uśmiechu błąkał się w kącikach ust. Dziewczyna delikatnie odsunęła kołdrę. Piżama Marka w kroczu była mocno naciągnięta, uwypuklając kształt sterczący pod nią. Dziewczynie rumieniec wystąpił na twarzy, zaczęła ciężko oddychać...
Choć może się to wydać nieprawdopodobne, dwudziestoletnia dziewczyna była całkowitą dziewicą. Zwyczajna "szara myszka", jakich wiele, skupiona dotychczas wyłącznie na nauce i pracy, nie miała czasu, ani ochoty na flirty z chłopakami. Jej uroda, dość długie kasztanowe włosy, sięgające za ramiona, zgrabna, szczupła sylwetka i duże, jędrne piersi, odziedziczone po matce, przyciągały uwagę kolegów. W przeciwieństwie do swoich koleżanek, Monika nie reagowała jednak na ich zaloty i uśmiechy, nic więc dziwnego, że w liceum miała pseudonim "lodowej księżniczki".
Nie, nie była oziębła. Po prostu nie interesowały ją przelotne, szczenięce romanse. W głębi duszy była romantyczką. Wierzyła w prawdziwą, głęboką miłość na całe życie. Czekała na swego "księcia z bajki". Tylko jemu, temu upragnionemu, chciała oddać swoje dziewictwo, związać z nim się na zawsze, na dobre i złe, do końca świata. Dotychczas takiego nie spotkała.
Marek nadal spał. Monika szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w wybrzuszenie piżamy. Nigdy jeszcze nie widziała męskiego członka na żywo. To, znaczy, prawie nigdy. Raz, cztery lata temu, weszła przypadkiem wieczorem do łazienki, kiedy ojciec wychodził z wanny. Widok, który wówczas zobaczyła zawstydził ją, szybko uciekła, przepraszając tatę. Jednocześnie jednak była wtedy bardzo podniecona, wstydziła się bardzo tego uczucia. W końcu to był jej ojciec. Tamtego wieczora zaczęła odkrywać jednak swoją seksualność.
Wtedy, nie mogąc usnąć, leżąc w łóżku, dotknęła palcami muszelki. Zaskoczyło ją, jak była wilgotna. Nie do końca uświadamiając sobie, co robi zaczęła ją masować okrężnymi ruchami, na początku tak jak robiła to zawsze, myjąc się wieczorem. To było jednak zbyt gwałtowne. Zwolniła tempo, dotykała się delikatniej. Wsunęła jeden palec trochę do środka, drugim gładząc nabrzmiały guziczek. I wtedy to poczuła. Narastające gdzieś głęboko, w jej łonie. Drżenie rozkoszy, nieprawdopodobne, niesamowite, nieziemskie. Opanowało ją całą, sięgając od stóp po czubek głowy. Było tak cudowne, tak niepowtarzalne. Wiła się po łóżku, pieszcząc się coraz intensywniej, aż wreszcie z cichym okrzykiem zastygła, unosząc biodra do góry...
Od tej pory to była jej tajemnica, skrzętnie skrywana przed całym światem. Zawsze, kiedy czuła podniecenie, zamykała się w swoim pokoju i wieczorem przyjmowała pieszczoty przystojnych, cudownych mężczyzn. Ojca wśród nich nie było, to był ten jeden, jedyny raz, wyparła go ze swej pamięci. W wyobraźni pieścili ją jednak znani aktorzy, piosenkarze, jej nauczyciel od biologii, a nawet niektórzy, najprzystojniejsi koledzy. To rozładowywało ją, odprężało, były to jednak tylko pieszczoty, nie wpływające na jej nieugiętą postawę w kwestii poszukiwania prawdziwego "księcia". Zawsze wracała potem do rzeczywistości.
Teraz, patrząc na wypukłość na piżamie śpiącego Marka, poczuła ponownie narastające gdzieś w głębi niej podniecenie. To było niezależne od niej, bardzo niejednoznaczne. Spojrzała znów na brata. Miarowo oddychał, całkowicie bezbronny, nieświadomy tego, jak bardzo eksponuje swoją erekcję. Czuła, jak robi się coraz bardziej wilgotna. Był tak blisko... Wsunęła dłoń pod koszulę nocną, dotknęła wilgotnych płatków muszelki. Delikatnymi, powolnymi ruchami zaczęła masować nabrzmiewający guziczek. Podniecenie przybrało na sile. Nie panując już nad sobą drugą dłonią dotknęła piżamy Marka. Poczuła obły kształt, tak bardzo twardy... Nie przerywając pieszczot guziczka, powoli, aby nie zbudzić mężczyzny, wsunęła dłoń pod gumkę piżamy...
Poczuła go. Poczuła jego ciepło. Był taki naprężony, taki duży. Objęła go palcami i wtedy... uświadomiła sobie co robi. Przeraziła się.
"Boże! Jestem zboczona! To jest mój BRAT!" - spazm strachu sparaliżował ją całkowicie, przeszywając serce zimnym ukłuciem. Podniecenie natychmiast opadło. Przerwała pieszczoty. Zawstydzona do granic możliwości już miała puścić trzymanego członka i wstać, gdy poczuła dłoń Marka na swojej piersi...
Marek budził się. Cudowny, barwny sen o gorącym piasku i wiecznie zielonych palmach znikał gdzieś, odpływał... Byli razem z siostrą na tropikalnej wyspie, pływali w lazurowej wodzie. Na brzegu stały, śmiejąc się radośnie Polinezyjki. Nie miały nic na sobie poza przepaskami na biodrach. Miały tak cudowne piersi. Ich widok rozpalił mężczyznę. Stał w ciepłej wodzie, czując, jak jego członek wypręża się w spodenkach. I wtedy podpłynęła do niego Monika. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń. Poczuł, jak dotknęła jego członka przez spodenki, a potem wsunęła dłoń pod gumkę i objęła go palcami. W tym momencie wyspa zaczęła znikać za mgłą. Nie czuł już piasku, zielone palmy zrobiły się szare, jeszcze bardziej szare, przezroczyste... Czuł tylko dłoń siostry. Cały czas czuł dłoń siostry!
Otworzył oczy, mrugając gwałtownie. Sen kłębił się w głowie, walcząc jeszcze z jawą. Na wysokości swoich oczu zauważył kobiece piersi w koszulce, piękne piersi. Dlaczego Polinezyjka założyła koszulkę nocną? Nie do końca jeszcze wybudzony wyciągnął dłoń i dotknął cudownej miękkości...
- Ach, Marek!!! - okrzyk siostry momentalnie go otrzeźwił.
Jej oczy były szeroko otwarte, twarz zaczerwieniona ze wstydu. Ze wstydu? Boże! To nie był sen! Dotykała go! Czuł wyraźnie jej palce na swoim penisie!
- Monika!!!
Oczy dziewczyny momentalnie zaszkliły się łzami. Puściła członka i gwałtownie zerwała się z łóżka. Gumka piżamy boleśnie strzeliła w podbrzusze.
- Auć! Monika, co Ty?...
Siostra zniknęła za drzwiami. Marek opadł na pościel i złapał się za głowę. Boże, co oni wyprawiali?
SOBOTA, WIECZÓR
Przez cały dzień oboje nie rozmawiali o porannych wydarzeniach. W zasadzie w ogóle nie rozmawiali. Podświadomie unikali się, jak mogli. Marek po śniadaniu, zjedzonym w milczeniu, zaszył się w ogrodzie, robiąc porządek z krzewami, które po zimie wymagały doglądnięcia. Monika wyszła na zakupy, a potem siedziała w domu. Zrobiła wielkie pranie, wysprzątała cały dom. Odkurzając na piętrze zerkała przez okno na Marka, krzątającego się przy klombach. Zauważyła, że on także zerkał w górę, kiedy jednak zobaczył ją w oknie, natychmiast spuścił wzrok.
Tak naprawdę myśli obojga biegły w tym samym kierunku. Oboje byli zestresowani i przerażeni tym, co się wydarzyło. Monika doszła do wniosku, że jest z nią coś nie tak. Jak mogła zapomnieć się? Jak mogła dotykać brata? Zastanawiała się, czy jest normalna. Zawstydzona postanowiła, że to nigdy więcej nie może się powtórzyć. Postanowiła milczeć. Może uda się puścić sprawę w niepamięć?
Marek, podobnie jak jego siostra zawstydzony, nie czuł się tak bardzo winny. Owszem, miał sen, prawie że erotyczny, gdyby się nie obudził, nie wiadomo, w jakim kierunku potoczyłyby się senne marzenia, na wpół jeszcze świadomy dotknął piersi siostry, ale to ona pierwsza dotknęła jego... Wiedział, że nie może tak tego zostawić. Czuł, że musi z nią porozmawiać...
Okazja nadarzyła się dopiero wieczorem. Marek po powrocie z ogrodu wykąpał się i teraz oboje siedzieli przy kolacji przygotowanej przez dziewczynę. Jedli w milczeniu, zerkając ukradkiem na siebie. Po kolacji Monika zabrała talerze i stanęła przy zlewie. Marek, pijąc jeszcze herbatę, obserwował ją. Była śliczna. Jako dziewczyna zawsze mu się podobała, do tego stopnia, że zanim poznał Dagmarę, zanim miał jakąkolwiek dziewczynę, nosił zdjęcie Moniki w portfelu. Pokazując je nieraz chwalił się kolegom w technikum, nie znającym siostry, jaką to ma świetną laskę...
Ale to były dawne, młodzieńcze wygłupy. Była jego siostrą i tyle. Chociaż... ale o tym nie chciał teraz myśleć....
- Monika - odchrząknął, ciekawe dlaczego zaschło mu w gardle - to, co się rano stało...
Dziewczyna drgnęła i zamarła bez ruchu przy zlewie. Woda z kranu płynęła ciurkiem.
- Moniko, proszę, porozmawiaj ze mną... - głos Marka był spokojny i opanowany, a jednocześnie bardzo ciepły.
Dziewczyna poczuła, jak wzbiera w niej fala niesamowitego żalu, a jednocześnie strach ścisnął jej serce. Odruchowo zakręciła wodę. Łzy napłynęły jej do oczu. Nie odwróciła się. Stała tyłem do brata, coraz mocniej łkając.
Marek nie tego się spodziewał. Patrzył w milczeniu na drgające plecy siostry, na jej piękne włosy, spływające swobodnie po ramionach. Serce wzbierało mu żalem. Cholera! Płacz kobiety, obojętnie jakiej, zawsze go rozbrajał. Jako mężczyzna chciał wówczas natychmiast wszystko, naprawiać, pocieszać... Tak już miał i już... Nie potrafił inaczej... To dlatego związek z Dagmarą tak długo się ciągnął. Wiedział, że nie pasują do siebie, że rodzice i siostra mają rację, ale za każdym razem, kiedy próbował się z nią rozstać, wybuchała płaczem i... nie potrafił tego zrobić. Gdyby nie tragedia rok temu, pewnie do dzisiaj...
Czuł, że dłużej nie wytrzyma. Wstał i podszedł do siostry. Objął ją i przytulił. Poczuł, jak drgnęła zaskoczona.
- Monika, proszę, uspokój się - wyszeptał - proszę Cię...
- Marek, zostaw mnie - jej głos był zduszony, cichy - Marek, przepraszam Cię... Jestem nienormalna...
- Przestań, nie mów tak - Marek czuł, że zaraz nie wytrzyma. Musiał coś zrobić, cokolwiek, byle przestała płakać.
Odwrócił ją siłą do siebie. Wtuliła się w niego, ukryła twarz w jego ramionach.
- Przepraszam Cię, naprawdę przepraszam... To już nigdy więcej...
Uniósł dłońmi jej głowę. Jej cudowne, duże piwne oczy były wielkie, pełne strachu. Była tak pełna żalu i... taka piękna. Wbrew sobie, całkowicie wbrew sobie, poczuł, jak w nim, gdzieś w jego lędźwiach rodzi się, narasta coraz mocniejsze podniecenie. Co się z nim działo? To była... jego SIOSTRA!
"Boże! Nie, nie mogę! Boże!" - myśli wirowały mu jak szalone.
Zakręciło mu się w głowie. To był jakiś sen, kontynuacja tego z rana. Była tak blisko, potrzebowała jego opieki... taka biedna... Zaraz, jak to było? "Ktoś przecież musi zadbać o Ciebie, Młoda"! Przytulił ją jeszcze mocniej, z całej siły. Czuł jej piersi na swoim torsie, czuł ich miękkość, ciepło... Już nie panując nad swoimi odruchami pochylił się i... pocałował ją w usta.
Odpowiedziała na jego pocałunek. Zrobiła to nie do końca świadomie, niewprawnie, wszak całowała się po raz pierwszy w życiu. Rozchyliła usta i... poczuła język Marka. To było niesamowite, cudowne uczucie. Z początku nieśmiało, potem coraz sprawniej, mocniej. Ich języki splotły się w gorącym, namiętnym tańcu. To nie był już braterski pocałunek. To był gorący pocałunek mężczyzny i kobiety...
Monika opamiętała się pierwsza. Oderwała się od brata.
- Marek! Marku, przestań! Co my wyprawiamy! Puść mnie! - odpychała go dłońmi.
Słowa siostry przywołały mężczyznę do rzeczywistości. Puścił ją i odsunął się. Uświadomił sobie, co robił. Jego twarz momentalnie zaczerwieniła się ze wstydu.
- Monika! Ja... przepraszam, to nie tak miało być... Ja tylko chciałem porozmawiać... Boże, przepraszam...
Odwrócił się i uciekł z kuchni. Usłyszała trzaśnięcie drzwi jego pokoju.
Dziewczyna stała oparta o zlew. Ciężko oddychała. W głowie kłębiły jej się tysiące myśli. Wiedziała, z jednej strony, doskonale, że to co się dzieje, było złe, niedopuszczalne, że nie miało prawa się zdarzyć. Do cholery, byli rodzeństwem! I jakakolwiek forma bliskiego kontaktu fizycznego była niedopuszczalna! Jak mogli... Była przerażona swoim zachowaniem, zachowaniem Marka...
Z drugiej strony... była podniecona. Czuła, jak pocałunek ponownie ją rozpalił. Czuła jak jej muszelka zaczyna ociekać wilgocią. Tak naprawdę Marek był jej jedyną bliską osobą. Dzięki niemu przetrwała ostatni rok, przy nim czuła się bezpieczna. Wcześniej wiele razy była na niego wściekła, wcześniej nieraz się kłócili - jak zwykle w rodzeństwie. Ale teraz... Od roku żyli oboje, wspierając się nawzajem, a on... był zupełnie inny. Taki kochany starszy brat. Czy tylko Brat? Czy rano myślała tak o nim? Czy teraz, odpowiadając na jego pocałunek traktowała go tylko w ten sposób? Czuła, że gdzieś głęboko, w jej głowie (choć poeci powiedzieliby, że w sercu), zaczyna rodzić się coś, czego nie potrafiła określić. Jej Brat... Taki troskliwy, opiekuńczy, wrażliwy... Jej Marek...
Nie mogła sobie z tym poradzić. Nie chciała teraz o tym myśleć. Zajęła się pracą. Sprzątnęła ze stołu, pozmywała naczynia. Był już wieczór. Umyła się i wróciła do swojego pokoju. Przechodząc obok drzwi pokoju Marka zatrzymała się na chwilę. W pokoju paliła się nocna lampka. Pewnie jeszcze nie spał. Zastanawiała się przez chwilę, czy nie zapukać. W końcu jednak po cichu, jak najciszej, poszła do siebie...
SOBOTA, NOC
Nie mogła zasnąć. Tak, jak poprzedniej nocy, wzięła tabletki. Ale ukojenie nie przyszło. Wstyd, podniecenie, przerażenie i żądza walczyły ze sobą w jej umyśle. Przewracała się na łóżku. Chciała usnąć, ale ilekroć zamykała oczy widziała, wręcz fizycznie czuła Marka. Jego dobre ciepłe spojrzenie, dotyk jego ramion, jego usta i jego... wyprężonego... To było nie do zniesienia.
Odruchowo wsunęła dłoń pomiędzy uda. Była zupełnie wilgotna, soki wyciekały z jej wnętrza. Dotknęła płatków muszelki, zadrżała. Jej ciało przeszedł nagły impuls. Musiała to zrobić, była tak napięta... Zaczęła się pieścić. Delikatnie, coraz szybciej i szybciej.... Środkowy palec odruchowo wsunął się do środka. Wskazującym pieściła różowy, ociekający sokami guziczek. Drugą ręką podwinęła koszulkę nocną i pieściła piersi. Zamknęła oczy i jej wyobraźnia zawładnęła nią całkowicie. Widziała Marka, to on teraz ją pieścił, on... jego członek... był taki duży... Była coraz bardziej rozpalona... Coraz mocniej, szybciej, aż do spełnienia... Zatraciła się całkowicie.
Marek nie mógł usnąć. Zaplanowana rozmowa poszła zupełnie nie tak, jak tego oczekiwał. Właściwie wcale nie było rozmowy. Był na siebie wściekły. Jako dwa lata starszy od siostry, dojrzały mężczyzna - tak przynajmniej myślał o sobie - powinien bardziej się kontrolować. A tymczasem... zupełnie stracił głowę. Prawie ujawnił własną, skrywaną skrzętnie tajemnicę...
Był zakochany w Monice. Jako mężczyzna wstydził się tego uczucia, wiedział, że jest chore, próbował je w sobie zwalczyć. Ale nie mógł zaprzeczyć, że to była prawda. To ona tak naprawdę była przyczyną, dla której zdecydował się zostawić Dagmarę, tym razem nie zwracając uwagi na jej łzy. Od chwili, kiedy zostali bez rodziców, kiedy musiał przejąć domowe obowiązki ojca, kiedy przebywał z nią dzień w dzień, każdego wieczoru i poranka, stała się jedyną, najbliższą mu osobą. Osobą, z którą rozmawiał prawie o wszystkim, która znała prawie wszystkie jego sekrety. I powoli, wbrew niemu samemu, narodziło się uczucie. Zakazane uczucie do siostry. Nie szukał, nie potrzebował innych Cholera, jasna! Kochał ją wcale nie braterską miłością!
Zdjęcie Moniki, to które kiedyś nosił w portfelu, było przy nim nadal, bezpiecznie schowane, śpiące często pod poduszką. Nie potrafił policzyć, ile razy onanizował się patrząc na nie, ile razy wyobrażał sobie, że Monika i on... Ale to były tylko fantazje, podobnie, jak marzenia senne, w których siostra się pojawiała. Ukrywał zatem swoje prawdziwe uczucia, a dziś w kuchni...
Jego członek był całkiem sztywny. Sięgnął pod poduszkę i wydobył zdjęcie siostry. Uśmiechała się do niego. Wsunął dłoń w spodnie od piżamy i dotknął penisa. Objął go palcami i znieruchomiał zmrożony zimną myślą. Dotknął go w ten sam sposób, jak Monika rano! To ona go obudziła! Boże!
Zakręciło mu się w głowie. Nie, po tym, co się stało, nie mógł tak zwyczajnie się masturbować. Nie teraz. Musiał z nią porozmawiać. Tak, pójdzie do niej, pewnie już śpi, ale trudno... Obudzi ją. Musi odbyć z nią rozmowę, nie może tak tego zostawić...
Wstał z łóżka, założył pantofle, podszedł do drzwi pokoju Moniki. Było u niej ciemno, ale przez drzwi usłyszał delikatne pojękiwanie.
"Biedna, pewnie płacze" - pomyślał.
Zapukał cicho. Nic. Zapukał ponownie. Brak odpowiedzi. Nacisnął klamkę i ostrożnie otworzył drzwi...
Rozkosz nie mogła narastać w nieskończoność. Dreszcze przebiegały przez jej ciało. Jęcząc cichutko uniosła biodra.
- Marek... Aaaach, Mareeeek....
Wygięła się w łuk. Fale orgazmu przepływały przez nią, od jej dziewiczej dziurki, poprzez sterczące sutki, aż do mózgu. Tam zakręcały, wirując w obłędnym tańcu i pędziły z powrotem, w dół ciała. I ponownie... I jeszcze raz... Coraz słabsze...
Leżała z zamkniętymi oczyma, ciężko oddychając. Powoli dochodziła do siebie. Czuła męską dłoń, dotykającą jej piersi, masującą delikatnie jej sterczące sutki. Czuła usta, które całują je, ssą namiętnie. Czuła to fizycznie. Nie w wyobraźni. Czuła... fizycznie.... był tu.... pochylony nad nią... MAREK!!!
- Aaaaach!!!! - przestraszona zerwała się, odpychając brata i naciągnęła kołdrę pod szyję, przykrywając się szczelnie.
- Boże! Boże, co Ty tu robisz?! - przerażona wpatrywała się w niego okrągłymi ze strachu oczyma.
Mimo panujących ciemności blask latarni i światło księżyca w pełni dawały dostatecznie dużo światła, aby spostrzec jego roziskrzone, płonące z podniecenia oczy i wypieki na twarzy.
- Chciałem z Tobą porozmawiać, poważnie - głos Marka był drżący - Zapukałem, ale nie odpowiadałaś... Monika... widziałem i słyszałem... - wyciągnął do niej rękę.
- Zostaw mnie! Idź sobie! Zostaw mnie, słyszysz?! - odwróciła się do ściany i naciągnęła kołdrę po same uszy.
Marek z trudem opanowywał oddech. To czego był świadkiem, nieomal odebrało mu zmysły. Wołała jego imię... Usiadł na łóżku i delikatnie pogładził kołdrę okrywającą Monikę. Drgnęła i przysunęła się jeszcze bliżej do ściany. Wydawało mu się, że serce, walące jak oszalałe, wyrwie się za chwilę z piersi.
- Nigdzie nie pójdę. Nie pójdę, dopóki nie powiem Ci tego, co chciałem - słowa same, wbrew niemu, układały się w zdania, inne niż te, które zaplanował, ale zdecydowanie ważniejsze.
- Monika, posłuchaj mnie uważnie. To co powiem, może się wydawać głupie, niedorzeczne, ale muszę Ci to wyznać. Moniko, Kocham Cię! Jesteś najbliższą mi osobą, tak bliską, że nie potrafię tego wyrazić. Tak było zawsze, nawet wtedy, kiedy kłóciliśmy się, choć wówczas sobie tego nie uświadamiałem. Moniko, teraz, kiedy zostaliśmy sami, kiedy mamy tylko siebie... Chcę się Tobą opiekować, chcę być przy Tobie zawsze, chcę widzieć Twoje oczy rano, kiedy będziesz się przy mnie budziła i wieczorem, kiedy będziesz usypiała. Nie potrzebuję innych kobiet, nie chcę ich... Może jestem nienormalny, ale... Kocham tylko Ciebie... nie jako siostrę...
Ostatnie słowa wypowiedział zduszonym szeptem. Monika pod kołdrą drżała i łkała. Każde słowo uderzało ją z mocą kamienia. Usłyszawszy ostatnią frazę odwróciła się do Marka. Spojrzała na niego oczami pełnymi łez.
- Marek... Co Ty... mówisz... To jest... to niemożliwe...
Mężczyźnie w oczach też błyszczały łzy. Podjął już decyzję. Musiał powiedzieć wszystko. Aż do końca, bez względu na konsekwencje...
- Niedopuszczalne, ale nie niemożliwe. Wiem o tym, ale nie ma to dla mnie znaczenia. Kazirodcze pragnienia są tematem tabu, są społecznie nieakceptowane, ścigane przez prawo, ale są prawdziwą, ukrytą częścią ludzkiej natury. Może jestem nienormalny, ale nie potrafię tego w sobie zmienić... Moniko... Kocham Cię. Kocham Cię jako siostrę, ale jeszcze bardziej jak Kobietę. Pragnę Ciebie... Pragnę być z Tobą.... Na zawsze... Nawet nie wiesz, że od pewnego czasu pieszczę się, myśląc tylko o Tobie... Wyobrażam sobie nas razem.... Chcę Ciebie, jako siostrę.... i jako ŻONę....
Mówiąc te słowa Marek pochylił się nad Moniką. Poczuła jego usta na swoich. Był bardzo delikatny, ale to nie był, podobnie jak poprzednio, pocałunek brata. To był pocałunek Mężczyzny. Mówił wszystko o jego uczuciach i pragnieniach. Monika bezwiednie odpowiedziała na to wezwanie. Zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie. Ich języki splotły się w tańcu miłości...
Młoda kobieta poczuła, jak jej ciało ponownie zaczyna budzić się z uśpienia. Snów zaczęła robić się wilgotna. To, co robili było złe, niedopuszczalne, ale chciała tego. Wsunęła dłonie pod bluzę jego piżamy, poczuła szorstki dotyk skóry. Zaczęła ją gładzić. Marek wpół leżał na niej, opierając się na łokciu. Poczuła jak zsuwa z niej kołdrę, jego dłoń dotknęła jej piersi, zaczął ją masować. Jedną, potem drugą. To było niesamowite uczucie, jej sutki wyprężyły się momentalnie. Żądza owładnęła nią całkowicie. Pospiesznymi ruchami rozpięła guziki piżamy i zsunęła ją z Marka. Przylgnął do niej nagim torsem. Poczuła nagie męskie ciało przy swoim. To dodatkowo ją rozpalało.
Marek oderwał się od jej ust i zsunął niżej. Objął ustami jej pierś, jego język zataczał koła na różowych obwódkach, krążył wokół sterczącego sutka. Jego dłoń pieściła jej brzuch, schodziła coraz niżej, dotknęła wilgotnych, różowych płatków.
Po raz pierwszy w życiu dotykał ją tam mężczyzna. I był to Marek. Monika zadrżała ponownie. Chciała tego, ale.... bała się potwornie.
- Marek... nie... Proszę, nie rób tego... - wyszeptała.
Przerwał i spojrzał na nią z czułością.
- Nie chcesz?
- Marek... sama nie wiem... Boję się... Ja jeszcze nigdy...
- Nie zrobię Ci krzywdy - powiedział drżącym głosem - Bardzo Ciebie pragnę, ale... musimy tego chcieć oboje. Pozwól mi... zająć się Tobą. Będę bardzo delikatny...
Mówiąc te słowa zsunął się niżej, pomiędzy jej uda. Jego dłonie ponownie wróciły na piersi. Uciskały je, masowały, potęgując rozkosz. Monika bezwiednie rozsunęła uda.
- Oooch...
Poczuła usta brata na płatkach muszelki. Całował ją tak delikatnie. Poczuła jego język, jak prześlizgnął się pomiędzy płatkami, dotknął nabrzmiewającego guziczka. Przez chwilę zataczał koła, a potem zaczął ssać. Ssał i lizał, coraz szybciej.... Dłonie wciąż pieściły jej sutki...
Dziewczyna nigdy czegoś takiego jeszcze nie przeżyła. Wszystkie jej wyobrażenia, wszystkie doznania, których doświadczała w czasie samotnych pieszczot były niczym w porównaniu z tym, co teraz czuła. To była nieprawdopodobnie krótka chwila. Momentalnie wspięła się ponownie na sam szczyt rozkoszy...
- Aaaaaa...... Maaaareeee....
Głośno krzycząc wyrzuciła biodra do góry. Palce zacisnęły się na pościeli. Spazmatyczne drgała, czując, że za chwilę straci przytomność. W jej wnętrza popłynęły obficie soki, zalewając usta i twarz brata...
Skurcze wciąż wstrząsały jej ciałem, coraz słabsze i słabsze... Opadła bezwolna z zamkniętymi oczami. Marek położył się przy niej, wilgotnymi od jej soków ustami całował jej szyję, policzki, czoło, powieki... To było nieziemskie uczucie. Czuła też wyraźnie jego wyprężonego członka, przylegającego do do jej biodra. Czuła... i nie było już dla niej ważne, czy jest normalna, czy nie. Może oboje byli nienormalni. Może oboje...
- Marek... - wyszeptała cichutko.
- Mhm... - jego usta zsunęły się ponownie na szyję.
- Marek... pokaż mi go...
- Oooch... - mężczyzna drgnął, kiedy poczuł jej rękę na spodniach piżamy.
Tak, jak rano, dotknęła wyprężonego członka, wsunęła dłoń pod gumkę spodni. Był taki duży, gorący. Objęła go całego.
- Mówiłeś... powiedziałeś, że pieścisz się... myśląc o mnie... Naucz mnie tego...
- Monika! Naprawdę tego chcesz? - głos brata był chrapliwy z podniecenia.
- Pokaż mi - skinęła głową - Chcę, żeby Tobie też było dobrze...
Marek odsunął się trochę od niej. Jedną dłonią zsunął spodnie piżamy, a drugą położył na jej ręce trzymającej penisa. Powoli, bardzo delikatnie, jakby bojąc się ją spłoszyć, zaczął poruszać jej dłonią. W górę i w dół, w górę i w dół. Poddała się jego ruchom. Najpierw niewprawnie, z pewną obawą, po chwili złapała rytm. Poruszała się coraz szybciej... Marek opadł na plecy.
- Tak... Monika... Tak! - jęczał.
Coraz szybciej i szybciej. W górę i w dół. Poczuła, jak członek zaczyna drżeć, poczuła, jak coś rozpycha go w środku, jak nadciąga fala...
Marek wygiął się w łuk, jęcząc głośno. Fontanna nasienia trysnęła wysoko, opadając na jej nagi brzuch, na jego tors, na rękę trzymającą członka. Jedna fala, zaraz po niej druga, trzecia i kolejne coraz słabsze... Marek podrzucał spazmatycznie biodra do góry, jego penis drgał, wyrzucając z siebie spermę...
Dłuższą chwilę leżeli dochodząc do siebie. Oboje milczeli, każde z nich zastanawiało się nad tym, co się właśnie stało. Oboje mieli mieszane uczucia. W końcu Marek wstał i przyniósł z łazienki papierowe ręczniki. Wytarł dokładnie siebie i siostrę. Pocałował ją w usta.
- Jesteś niesamowita, wiesz?
Monika uniosła się i obciągnęła koszulkę nocną, podwiniętą pod samą szyję.
- Yhm... Jeśli chcesz, możesz spać ze mną - powiedziała - Ale ubrany w piżamkę!
Marek założył piżamę i wsunął się obok siostry. Przytulił się do niej. Czuł jej miękkość i ciepło. Było mu dobrze, bardzo dobrze. Monice też nie chciało się myśleć. To wszystko zdarzyło się tak nagle... Jutro. Jutro się nad tym zastanowi. Wtuliła się w brata. Po chwili oboje spali.
<--PAGEBREAK-->
NIEDZIELA, WIECZÓR
Monika krzątała się po kuchni. Kolacja dla Marka była już prawie gotowa, ona zjadła wcześniej. Za szeroko otwartym oknem zapadał ciepły, majowy wieczór. Marka jeszcze nie było. Dziś miał, do osiemnastej, dyżur w serwisie. Kiedy się rano obudziła, już go nie było. Na stole w kuchni zastała przygotowane śniadanie i karteczkę - "Smacznego. Kocham Cię". Obok było namalowane serduszko.
Przez cały dzień, aby odepchnąć uporczywie powracające myśli, starała się czymś zająć. Była w kościele, potem na cmentarzu. Zrobiła obiad na następne dwa dni, a po południu próbowała przygotować się do jutrzejszych popołudniowych zajęć w studium. Myśli jednak nie dały się zepchnąć. Uporczywie powracały, świdrując ją ostrzem strachu.
Czy była nienormalna? Czy oboje byli patologicznie chorzy? To, co się stało poprzedniego dnia, było zboczone, rodzeństwo nie ma prawa tak się zachowywać. A jednak, wbrew temu, co wiedziała - podobało jej się. Nawet więcej, sama chciała... Czuła jak gdzieś głęboko, w jej sercu narasta, wbrew niej samej, uczucie. Uczucie do Marka. Do Marka, nie do brata... Nie mogła sobie z tym poradzić.
A może to była kwestia genów? Może oboje byli skażeni jakimiś patologicznymi genami, wbrew całemu światu nakazującymi im kochać się nawzajem? W końcu ich rodzice też nie byli tacy do końca standardowi, nie tak jak oni, ale zawsze... Byli bardzo dalekimi powinowatymi, nawet nie kuzynami, nie łączyły ich więzy krwi, ale to właśnie ujawnienie światu wiele lat temu ich związku spowodowało rodzinne "trzęsienie ziemi". Purytańska rodzina z prowincji uznała go za niedopuszczalny i zerwała na dobre kontakty. Nawet nie przyjechali na pogrzeb...
Jeśli było tak, jak myślała, jeśli ona i Marek byli "pomyłką genetyczną", to jej wątpliwości nie miały żadnego znaczenia. Jeśli to była jakaś klątwa? Jeśli Marek był jej przeznaczeniem, jej Księciem? To po co się opierać? I tak stanie się to, co ma się wydarzyć. Los jest nieznany i nieunikniony...
Usłyszała samochód podjeżdżający pod bramę. Marek wrócił. Szybko wstawiła wodę na herbatę i rozstawiła półmiski z jedzeniem. Przy kolacji z nim porozmawia. Zwierzy mu się ze swoich wątpliwości.
- Już jestem! - trzaśnięcie drzwiami i głos brata ostatecznie wyrwał ją z zamyślenia.
- Świetnie, pewnie jesteś głodny. Jedzenie na stole.
Marek umył ręce i wszedł do kuchni. Na widok ulubionych ozorów w galarecie twarz mu się rozjaśniła.
- Moniko! Kochana jesteś! - podszedł do niej i ucałował w policzek - Dziękuję!
- Usiądź i jedz! - wywinęła się, kiedy chciał ją objąć. Nie chciała nic więcej. Nie teraz...
- A Ty?
- Już zjadłam, ale potowarzyszę Ci...
Siedziała naprzeciwko niego, popijając herbatę. Sprawiało jej przyjemność patrzenie, jak z zapałem zajada się kolacją.
"Musiał być głodny" - pomyślała - "Nic dziwnego, dwanaście godzin w pracy..."
Oboje milczeli. Oboje chcieli porozmawiać, ale żadne z nich nie mogło się zdobyć pierwsze. Zachowywali się tak, jakby wczorajszego dnia nie było. Marek przez cały dzień wyrzucał sobie wczorajsze, nierozważne nocne wyznanie. Nie powinien był tego robić. Nie powinien był jej pieścić. Nie powinien był pozwolić, aby się zapomniała, aby pieściła jego. Teraz pewnie Monika traktuje go jak niezrównoważonego, patologicznego zboczeńca. To dlatego nie chciała, aby ją objął... Czuł wstyd, bał się jej spojrzeć w oczy...
Monika, obserwując brata, widziała wypieki na jego twarzy. Wiedziała, że jest zawstydzony. Tak samo zresztą jak ona. Patrząc na niego czuła, jak w jej głębi wzbiera, coraz silniejszą falą, uczucie. Jakby motyle tańczyły w jej brzuchu. Zaskoczyło ją to bardzo.
"Czyżbym się zakochała?" - pomyślała.
Marek skończył jedzenie. Wstał, zmył talerze, schował resztę do lodówki. Ani raz nie spojrzał na nią.
- Dziękuję, Siostrzyczko. Pójdę się wykąpać - odwrócił się i podszedł do drzwi.
- Stój! Poczekaj! - wypowiedziane ostro, może nawet zbyt ostro, słowa zaskoczyły go i zatrzymały w pół kroku - Muszę z Tobą porozmawiać!
Miał ochotę uciec. Nie zareagować. Wiedział jednak, że to nic nie da. Musiał stawić temu czoła. Bez względu na wszystko. Jak mężczyzna. Musi usłyszeć, że jest zboczeńcem...
Odwrócił się i spojrzał na siostrę. Stała zaczerwieniona.
"Pewnie jest wściekła" - pomyślał.
- Słucham Cię, Siostrzyczko... - starał się, aby jego głos brzmiał, jak najbardziej normalnie.
- Marek... Powiedz mi... - czuła, że za chwilę zemdleje, ale musiała przez to przejść - Powiedz mi, czy to, co mówiłeś w nocy... Czy to jest prawda... Czy Ty naprawdę mnie...
Jej oczy były takie piękne, takie błyszczące. Była najpiękniejszą Kobietą, jaką znał. Co miał jej powiedzieć?
- Moniko... - głos uwiązł mu w gardle.
- Kochasz mnie?... - to pytanie wypowiedziała cichutko, ledwie je słyszał.
Czuł, jakby w jego głowie rozerwał się granat. Nie potrafił się opanowywać. Trudno, wyrzuci to z siebie...
Skoczył do niej, zanim zdążyła zareagować. Chwycił ją i zamknął w mocnym uścisku ramion.
- Nazwij mnie zboczeńcem! Wyrzuć mnie z domu! Zrób, co chcesz! Znienawidź mnie! Moniko!!! Może jestem zboczony, ale.... Moniko! Jesteś moją Królewną! Wymarzoną, Jedyną. Chcę spędzić przy Tobie resztę życia. Chcę się z Tobą zestarzeć! Nieważne, co powie na to świat. Kocham Cię i chcę być tylko z Tobą!
- Marek! - patrzyła w jego oczy. Były rozpalone. Płonęły szaleństwem i miłością. Gorące słowa wylatywały z jego ust z prędkością kul karabinowych.
- Moja Królewno! Chcę dać Ci dom, rodzinę i być przy Tobie jako Twój Mężczyzna, nie jako brat. Chcę być twoim Mężem. Bez żadnych formalności, czy papierków. Chcę być Twoim Mężczyzną... Do końca naszych dni... Chcę mieć z Tobą dzieci, co najmniej trójkę. Chcę żebyś była szczęśliwa...
"Królewno!" - to słowo-kamień odbijało się w jej głowie. Powiedział do niej "Królewno!". A on... w takim razie... był... jej... Księciem?...
- Marku... Kocham Cię! - wyszeptała.
Ich usta połączyły się w gorącym pocałunku Zakazanych Kochanków. Języki splotły się w tańcu Miłości. Cały wstyd, całe zażenowanie obojga odpływało gdzieś, znikało. Przestawali być bratem i siostrą. Stawali się Mężczyzną i Kobietą...
Monika wiedziała już, co się z nią dzieje. Rozpoznała to uczucie narastające w niej stopniowo, pęczniejące, które teraz, w tej krótkiej chwili, wybuchło z całą siłą. Wiedziała, czego chce. Była gotowa...
- Chodź do łazienki - szepnęła, odrywając się od ust brata.
- Co?... - był zaskoczony.
- Teraz chcę się z Tobą wykąpać. Chcę Cię pieścić. Chcę, żebyś pieścił mnie tak samo, jak w nocy. A potem... Marku... Zrób ze mnie Kobietę... dziś w nocy...
Światło z reflektorów, ukrytych w podwieszanym suficie łazienki, oświetlało nagie ciała kochanków. Stojąc pod prysznicem namydlali się nawzajem, pieścili się delikatnymi ruchami, obmywali swoje ciała strugami wody. Potem wyszli z kabiny, wytarli się i stojąc na podłodze całowali się namiętnie. Marek pieścił cudowne, duże piersi Moniki, tak zachwycające, tak podniecające. Teraz były jego. Tylko jego. Zsunął się niżej, dotknął dłońmi różowych płatków muszelki. Znów, tak jak wczoraj, ociekały wilgocią. Rozchylił je nieco i przesunął językiem. Boże, co za uczucie!
Monika oparła się dłońmi o umywalkę, wysuwając biodra nieco do przodu. Poczuła dotyk jego języka, nogi zaczynały jej drżeć.
- Jak... dobrzeee... - jęknęła.
Język Marka zataczał koła, wślizgiwał się pomiędzy wargi. Wreszcie dotknął nabrzmiewającego guziczka i zaczął go delikatnie ssać, drażnić, lizać i ponownie ssać. Monika czuła, że tego długo nie wytrzyma. Nie mogąc ustać, osunęła się na podłogę, na dywanik, leżący koło umywalki. Marek ukląkł z głową pomiędzy jej rozwartymi nogami i pieścił. Pieścił ją coraz mocniej... mocniej...
- Aaaa... aaaa... aaaa... - rozkosz znów przyszła niespodziewanie, tak samo mocno, jak wczoraj.
Monika chwyciła głowę brata i przycisnęła do swojego łona. Łapczywie spijał soki wypływające obficie z jej wnętrza. Ich smak był tak cudowny, tak niepowtarzalny... Pragnął teraz tylko jednego. Pragnął aby to się stało. Żądza zawładnęła nim całkowicie. Chciał wejść w nią, kochać się z nią. Teraz... Tu, na podłodze...
Uniósł się i nasunął na siostrę. Jego podniecony, naprężony do granic możliwości członek, dotknął jej wilgotnych płatków. Czując go, Monika zadrżała. Pragnęła tego, a jednocześnie, w tym momencie, gdzieś w jej głowie, błysnęły ostatnie wątpliwości.
"Boże, co ja robię! Tracę dziewictwo z własnym Bratem!"
Zwarła uda i dłońmi odepchnęła Marka.
- Nie! Nie tak! Proszę, nie teraz!
Posłuchał. Zatrzymał się. Nie napierał dalej. Odsunął się, ukląkł i pogładził ją po brzuchu.
- Przepraszam... Moniko, zapędziłem się...
Uniosła się i pocałowała go w usta. Wtuliła się w niego.
- Nie, to nie tak... Marku, ja chcę tego... tak samo jak Ty. Ale boję się. Nie byłam nigdy, z żadnym mężczyzną. Chcę, żebyś był Pierwszy, ale... Jeśli to zrobimy... nie będzie już odwrotu. Co się wtedy stanie? A jeśli zajdę w ciążę? Marek, co my robimy? Jesteśmy oboje nienormalni!
Marek gładził ją po cudownie miękkich, kasztanowych włosach.
- Kocham Cię, Moniko. Kocham Cię i to jest najważniejsze. Jestem gotów pójść do więzienia, dać się zabić, jeśli to będzie konieczne. A świat musi to zrozumieć. Chcę stać się z Tobą Jednością. Mężczyzną i Kobietą. Chcę wychowywać nasze dzieci. Zastanawiałem się nad tym. Cały dzień o tym myślałem, co się stanie jeżeli... Wtedy... wyjedziemy stąd, znikniemy przed światem. Za miesiąc kończysz naukę w szkole, odbierzesz dyplom technika, a na studia możesz zdawać gdzie indziej. Ja też znajdę nową pracę, bez problemu... Mam nawet pomysł, co zrobić... Jeśli się uda...
Słowa brata były spokojne, stanowcze, wręcz zdesperowane. Monika poczuła, jak jej wątpliwości zaczynają znikać. Prawie...
- Marek, co Ty wygadujesz? Nie da się tak zwyczajnie zniknąć. To się nie może udać. A poza tym.. Czy wiesz, czym grozi Taka Ciąża? Istnieje ryzyko...
- Ryzyko istnieje zawsze - przerwał jej - Nawet w normalnym związku. Tu może trochę większe, ale... Czy wiesz, że w starożytnym Egipcie i w paru innych kulturach związki dziś piętnowane były na porządku dziennym? W Egipcie faraon żył ze swoją siostrą i było to naturalne. Nawet bogini Izyda, była siostrą swego męża, Ozyrysa i zdaje się, że nawet mieli syna, Horusa. A patrząc na Biblię... jesteś przecież, w przeciwieństwie do mnie, wierząca. Jak myślisz, z kim mieli dzieci potomkowie Adama i Ewy, chociażby Kain i Set, bo biedny Abel nie doczekał? Nie było na świecie innych kobiet poza... Z tego wynika, że wszyscy jesteśmy trochę z Takiej Ciąży...
Monika zamknęła oczy. Może to właśnie tak miało być. Może do tego momentu zmierzało całe dotychczasowe życie ich obojga. Jej Książę.. był cały czas tak blisko... Może to właśnie było przeznaczenie... Los, któremu musiała się poddać...
"Niech się stanie!" - pomyślała.
Podniosła głowę i spojrzała na Marka. Patrzył na nią poważnie, z czułością, miłością w oczach i... oczekiwaniem.
- Zróbmy to - szepnęła - zróbmy... Ale nie tutaj. Na górze. W sypialni... rodziców...
Chwyciła brata za rękę i pociągnęła za sobą...
NIEDZIELA, NOC
Ogromne, małżeńskie łoże, obleczone w śnieżnobiałą pościel, oświetlały ciepłym światłem kinkiety na ścianach. Pościel była świeżutka, nieużywana. To był wynik swoistej autoterapii Moniki. Średnio raz na dwa miesiące wymieniała pościel u rodziców. Nie potrafiła inaczej. Chciała, aby wszystko było tak, jak dawniej, jakby na chwilę wyszli i mieli wrócić. Do swojego pokoju, do swojego łóżka. W garderobie nadal wisiały garnitury ojca i sukienki matki...
Oboje nadzy, stali na środku sypialni, całując się namiętnie. Monika czuła, jak jej kobiecość znów zaczyna ociekać wilgocią. Czuła jego wyprężoną męskość, dotykającą jej łona, tak dużą, tak gorącą...
Była podniecona i znów pełna obaw, które teraz, w tej ostatniej chwili przed, ponownie powróciły. Za chwilę jej brat uczyni z niej Kobietę. Wejdzie w jej wnętrze jako pierwszy. Przerwie jej dziewiczą błonę. Złoży nasienie w jej ciele. Wiedziała, że nie musi obawiać się ciąży. Trzy dni temu skończyła się jej miesiączka. Jej poprzednie obawy w tej kwestii były trochę na wyrost, na przyszłość. Ale bała się nieodwracalnego, które miało nastąpić. Nieodwracalnego, kazirodczego związku. Jak dalej będą żyli z tą świadomością? Bała się... i pragnęła tego. Tak bardzo pragnęła, że obawy nie miały już takiego znaczenia. Za chwilę się stanie. Tutaj, na tym łóżku...
- To jest najważniejsza chwila w moim życiu - usłyszała szept brata - Początek tego, o czym śniłem, co było tylko nieosiągalnym marzeniem.
- Jesteś wariat, wiesz? - mruknęła w odpowiedzi - Zboczony, popieprzony wariat. Powinni Cię zamknąć. Może to zrobią. Ale na razie masz szczęście. Masz równie zboczoną, popieprzoną siostrę. Zamkną nas oboje...
Wpiła się ponownie w jego usta. Przylgnęła do niego całym ciałem. Czuł jej jędrne, cudowne piersi, rozpłaszczające się na jego torsie. Sięgnął w dół i objął jej wspaniałe, nieco sterczące pośladki. Przycisnął je do siebie i zaczął masować. Palcami wodził po rowku, dotknął jej mniejszej dziurki, zaczął ją masować, wreszcie środkowym palcem dotknął od tyły płatków jej muszelki, wsunął go nieco do środka...
- Ooch... - ta nowa pieszczota nieomal odebrała dziewczynie zmysły.
Osunęła się na łóżko, odsuwając kołdrę. Głowę ułożyła na poduszce. Marek ukląkł pomiędzy jej rozsuniętymi nogami. Chwyciła dłonią jego członka, objęła go palcami, był taki twardy, taki duży... Zbyt duży...
- Marek, och... On się nie zmieści...
Powoli nasunął się na nią. Dłońmi objął jej piersi, ścisnął. Poczuła język, zaczepiający wyprężony sutek. Główka penisa dotknęła wilgotnych płatków. Zadrżała.
- Naprawdę chcesz tego? - jego głos był chrapliwy - Teraz?
Skinęła głową. Do diabła z obawami! Jeśli tak ma być - to niech się stanie. Była gotowa. Gotowa do przyjęcia roli Kobiety w odwiecznym tańcu dwóch płci.
Puściła penisa brata i objęła dłońmi jego plecy przyciągając do siebie. Poczuła jak główka członka wślizguje się w jej wilgotne, dziewicze wnętrze. Tylko trochę, niedużo. Poczuła, jak dotyka, jak napiera na jej wnętrze, na błonkę, która dotychczas ją chroniła...
Marek cały drżał. Spełniał swoje najskrytsze, najbardziej niemożliwe pragnienia. Był tak blisko swojej Miłości, dziewczyny, która była jego Królewną, jego Marzeniem... Za chwilę będzie jeszcze bliżej, najbliżej, jak to możliwe. Połączą się... na zawsze. Czuł jak płatki różyczki szczelnie otulają główkę jego członka, czuł jak dotyka granicy, cienkiej błony, dzielącej dziewczęcość od kobiecości. Wiedział, że to może ją zaboleć. Nie chciał aby cierpiała...
- Kochana - usłyszał własne słowa jak przez mgłę - To może troszkę boleć...
- Zrób to - poczuł, jak jej nogi zaplatają się na jego pośladkach.
Przemógł drżenie ciała, skupił się na jednym i.... pchnął.
Ból nie był tak silny, jak Monika się obawiała. Krótki skurcz, nieprzyjemne, bolesne ukłucie i ciepło, rozlewające się w środku. Ciepło krwi... przeobrażającej ją z poczwarki w motyla.
Marek wszedł w nią dość głęboko, ale nie do końca. Pchnął i... zatrzymał się. Czuł, jak pod jego naporem cienka ścianka pękła, ustąpiła. Czuł jak siostra drgnęła, porażona nagłym skurczem bólu. Czuł nagłe ciepło, zalewające jego zanurzonego w niej do połowy penisa. Stało się.
Pochylił się i pocałował jej zamknięte powieki, spod których wypłynęły dwie łzy.
- Bardzo Cię boli? - zapytał zduszonym głosem.
Nie otwierając oczu uśmiechnęła się i pokręciła głową.
- Troszkę - szepnęła - Ale to przyjemny ból... Rób tak dalej... do końca... Chcę tego...
Trochę się cofnął i naparł ponownie, głębiej. I jeszcze raz. I kolejny. Poruszał się wolno, delikatnie, coraz dalej wnikając w jej ciało. Był rozpalony do granic możliwości, czuł, że długo nie wytrzyma. Monika jęknęła cicho. Ból ustępował miejsca rozkoszy. Czuła ją w sobie, czuła jak narasta z każdym pchnięciem, jak ścianki jej muszelki rozciągają się, dopasowując do jego męskości, jak otulają ją szczelnie. Zaczęła wić się po łóżku, jej głowa na poduszce rzucała się na boki.
Marek poczuł znajome mrowienie, delikatne swędzenie, niechybny znak, że za chwilę jego nasienie uwolni się z jąder. Zaczął poruszać się w niej coraz szybciej, coraz głębiej. Oboje płonęli z rozkoszy. Monika jęczała coraz głośniej. Czuła, że zaraz znajdzie się wysoko, na niebotycznym górskim szczycie... Ścianki pochwy zaczynały miarowo pulsować, stymulując dodatkowo tkwiącą w niej męskość. Czuła, jak penis brata zaczyna drgać, zanurzając się w niej coraz szybciej... Marek opadł na nią całym ciężarem i wpił się w jej usta. Ich języki splotły się w miłosnym tańcu...
- Aaaach...
Drgający penis brata znieruchomiał głęboko w jej pochwie, prawie przy samej szyjce macicy. Jeden skurcz, drugi, kolejny... Życiodajny płyn popłynął w głąb Moniki. Czuła, jak penis pulsuje w niej, jak wypuszcza kolejnymi skurczami wciąż nowe porcje nasienia w głąb jej ciała. Czując to, sama osiągnęła szczyt. Prawie straciła przytomność... Muszelka pulsowała, zaciskając się na tkwiącej w niej męskości, zmuszała ją do kolejnych wytrysków, wchłaniała nasienie wciąż głębiej i głębiej...
Czas stanął w miejscu. Byli tylko oni oboje, złączeni miłosnym uściskiem. Brat i Siostra właśnie umarli, stali się przeszłością. Byli Mężczyzną i Kobietą. Zakazanymi Kochankami...
Leżeli obok siebie, pieszcząc się nawzajem delikatnie. Nasienie, krew i śluz wypływały z muszelki Moniki, plamiąc śnieżnobiałe prześcieradło.
"Stało się" - pomyślała Monika - "Nie ma odwrotu".
Była szczęśliwa. Czuła dotyk Miłości. Koło niej leżał jej Książę. Książę, którego pragnęła znaleźć, a który był cały czas przy niej. Gładziła go po jego ślicznych, ciemnych włosach...
- Kocham Cię, Królewno - usłyszała jego szept.
Wiedziała, co ma odpowiedzieć. Teraz już wiedziała.
- Kocham Cię, Mój Książę. Zawsze będę Cię kochać.
Ich usta ponownie połączyły się w pocałunku. Pocałunku Mężczyzny i Kobiety...
PI¡TEK, MIESI¡C PÓ¬NIEJ
Słońce z wolna zachodziło. Niebo od wschodu zaczynało przybierać ciemny, granatowy kolor. Po upalnym czerwcowym dniu nadciągała ciepła noc. Monika powoli wracała do domu. Była szczęśliwa.
Ostatni miesiąc pozwolił jej w pełni poczuć znaczenie słowa Miłość. Była zakochana. Zakochana do szaleństwa. Odnalazła swoje Przeznaczenie, swojego Księcia. Jej poprzednie obawy, choć czasami jeszcze powracały, wydawały jej się śmieszne, nic nie znaczące. Liczył się tylko Marek. Najcudowniejszy Mężczyzna na świecie.
Ich pierwsza wspólna noc, ponad miesiąc temu, nadała całkowicie nowy wymiar jej życiu. I to pod każdym względem. Wkrótce znikną dla świata. Tak naprawdę, poza pustym, symbolicznym grobem rodziców, nic ich tu nie trzymało. Marek wziął urlop i złożył aplikację na stanowisko kierownika serwisu w niedużej, podgórskiej miejscowości. Został przyjęty i mógł za niespełna miesiąc zaczynać pracę. Będąc tam, na miejscu, zorientował się w możliwościach dla niej. Lokalny bank potrzebował młodego technika-ekonomisty na cały etat. Złożyła papiery i od początku sierpnia mogła podjąć pracę. Marek pomyślał o wszystkim. Posiadane pieniądze ze starego mieszkania w śródmieściu poszły na zakup domku w miasteczku. Ich rodzinny dom też wkrótce zmieni właściciela. Tego tak naprawdę było jej jedynie żal...
Duże łóżko w sypialni rodziców stało się ich stałym, nocnym morzem. Żeglowali po nim oboje, odkrywając każdego dnia swoje ciała, dając z siebie i biorąc coraz więcej. Poznawała ciało Marka jak nieznany ląd, a on odkrywał jej ciało. Szybko pozbyli się wzajemnych zahamowań, odrzucając w miłosnych bojach wszelkie stereotypy. Uwielbiała czuć smak jego członka, kiedy drżał pod pieszczotami jej języka i napełniał usta białą mazią, którą spijała do ostatniej kropli. Uwielbiała, kiedy ta sama maź, kiedy tkwił pomiędzy jej dużymi piersiami, spływała na jej nagie ciało i twarz. Uwielbiała, kiedy wypełniała ją całą, kiedy zalewała jej wnętrze, wciągana głęboko w skurczach kolejnych orgazmów...
Wkrótce, za parę dni, to się zmieni. Będzie inne łóżko, inny dom, inny świat, ich świat, tylko... jej Książę pozostanie ten sam. Już na zawsze... To było najważniejsze.
Dziś zakończyła kolejny etap w życiu. Po zdanych celująco egzaminach zakończyła naukę w studium i odebrała właśnie tytuł technika. Była gotowa na tym poprzestać, ale Marek nie dopuszczał nawet takiej myśli. Namówił ją, aby składała papiery przynajmniej na studia licencjackie do innej, prywatnej uczelni, położonej w dużym mieście nieopodal ich nowego domu. "Nowy dom" - pomyślała i uśmiechnęła się do siebie - "Nowy dom, razem z Markiem...".
Teraz, dzisiejszego wieczora, pragnęła Marka bardziej niż zwykle. Jej ciało przepełnione było pożądaniem, nie mogła opanować wilgoci, sączącej się z muszelki. Czuła delikatne kłucie w dole brzucha i doskonale wiedziała, co to znaczy. Zaczynały się jej najbardziej płodne dni, a ona nie była zabezpieczona. Nie chciała się zabezpieczać. Choć wydać się to może niewiarygodne, jej naturalne kobiece instynkty wybuchły w ciągu miesiąca z całą siłą. Marek uczynił z niej Kobietę, czuła swoją kobiecość każdą komórką ciała i podświadomie przygotowywała się do najważniejszej roli w życiu, roli Matki. Marek chciał mieć trójkę dzieci i jego marzenia stały się też jej marzeniami... Obawiała się wprawdzie trochę ryzyka, związanego z Taką Ciążą, ale godziła się na nie w pełni świadomie. Da mu to, o czym marzy, o czym oboje marzą. Ale jeszcze nie dziś... Dziś mogą się tylko pieścić...
Dotarła do domu, otworzyła drzwi. Zaskoczyła ją panująca ciemność. Tylko z salonu sączyło się delikatne światło.
- Wróciłam! - zawołała.
Stanęła zdumiona na widok Marka. Najlepszy garnitur, lśniące czarne półbuty, bielutka, odprasowana koszula i jej ulubiony krawat.
- Wyglądasz... wyglądasz pięknie! - nie mogła powstrzymać okrzyku - Co się stało?
Podszedł do niej i pocałował. Pachniał cudownie. Oczywiście "Carlo Rossi", którego kupiła mu tydzień temu.
- To dla Ciebie, Królewno - mruknął - Proszę, chodź do salonu.
Weszła i... oniemiała.
Stół przykryty był śnieżnobiałym obrusem. Krzesła stały naprzeciw siebie po jego obu stronach, oświetlone płonącymi świecami. Cały stół zastawiony był smakowicie wyglądającymi półmiskami z jedzeniem, owoce piętrzyły się na platerze. Obok talerzy stały dwa kryształowe kieliszki, prezent ślubny rodziców, czekające na napełnienie hiszpańskim czerwonym winem, którego butelka dumnie prężyła się na środku. Obok jej talerza leżała koperta i małe, czerwone pudełeczko.
Marek stanął za Moniką i objął ją w pół.
- Dziś jest Twój dzień, Pani Technik. Twój wyjątkowy dzień - szepnął jej do ucha - Pomyślałem, że nie może wyglądać tak zwyczajnie. Bardzo się starałem, aby zdążyć i... udało się.
Odwróciła się do niego. Oczy miała pełne łez wzruszenia.
- Marku... Jesteś Kochany... Ale nie trzeba było...
- Trzeba - powiedział stanowczym głosem - odebrałaś dyplom... Ja też coś chcę Ci dać... Leży na stole...
Podeszła do stołu i przyjrzała się kopercie i wyściełanemu aksamitem pudełku.
- Marek, Ty wariacie! Co to jest?!
- To jest... - czy jej się wydawało, czy jego głos stał się nagle drżący - to jest Nasze Nowe Życie. Zupełnie Nowe Życie. Jeśli tylko je przyjmiesz...
- Marek... - nie mogła powiedzieć nic więcej. Otworzyła kopertę...
Jej imię... Jej data urodzenia... Tylko panieńskie nazwisko matki. Jego dane... Pełne... Zakręciło jej się w głowie. Usiadła na krześle. Boże! Co to jest?...
Świadectwo ślubu wyglądało zupełnie jak oryginalne. Papier taki sam... Pieczątki, podpisy... To nie mogła być prawda!
- Marku! Marek, coś Ty zrobił?!
Uklęknął przed nią. Jego oczy błyszczały w świetle świec.
- Trochę mnie to kosztowało, ale... skoro grozi mi i tak więzienie za to, że ośmieliłem się Ciebie kochać, to mogę zaryzykować trochę więcej... Sprawdziłem już jakość... w górach. Nikt nie ma wątpliwości, że jesteśmy małżeństwem.
- Ale... - w głowie czuła mętlik, myśli pędziły jej jak oszalałe - ale to niemożliwe... Jak to zrobiłeś!...
- Nawet nie pytaj. Nie chcę Ci o tym opowiadać. Nie chcę, żebyś wiedziała - objął ją wpół - Moniko... Czy... czy zostaniesz Moją Żoną?...
Pytanie zawisło pomiędzy obojgiem. Wisiało, wręcz fizycznie, w powietrzu. Monice świat wirował przed oczami. Na widok dokumentu, ewidentnie sfałszowanego, poczuła skurcz przerażenia, ale jednocześnie... Czy nie tego właśnie podświadomie chciała? Jej Przeznaczenie... dopełniało się. Chciała, aby się dopełniło. Sylwetka Marka była zamazana przez łzy. Był przy niej, czekał na jej odpowiedź... Jej Mężczyzna... Jej Mąż...
- TAK! - jej szept był cichy, ale pewny.
Poczuła jego usta na twarzy. Cudowne usta, spijające jej łzy... I jego dłonie, podające jej czerwone pudełeczko.
- Proszę, otwórz...
Dwie złote obrączki. Mniejsza i większa. Ich Nowe Życie. Razem. Na zawsze...
Obracała je w dłoniach. Wsunęła swoją na palec. Pasowała idealnie. Przyglądała jej się, jak błyszczy w świetle świec. Chwyciła dłoń Marka i nasunęła jego obrączkę. Patrzyła na obie. A więc to prawda. Będą razem... do końca świata. Teraz nie miała już wątpliwości. Drżała, ale wiedziała, czego pragnie. Jej muszelka była już całkiem mokra, chciała go poczuć, natychmiast...
Pochyliła się i pocałowała go w usta. Mocno, jak najmocniej.
- Kochaj się ze mną... Teraz...
Pociągnęła go za rękę. Na górę, do sypialni.
Oboje ogarnął dziki szał. Zapomnieli się całkowicie, ogarnięci żądzą. Całując się namiętnie zrywali z siebie ubrania. Jej żakiet, jego marynarka, krawat, jej spódnica, jego spodnie... Marek chwycił jej stanik, zbyt mocno, zapięcie trzasnęło i urwało się. Nie zwróciła na to uwagi. Padli oboje na łóżko.
Wpił się gwałtownie w jej piersi, całował i lizał, gwałtownie, zaborczo.
- Boże, jakie cudowne, jakie duże... - jęknął - większe niż zwykle...
Te słowa przywróciły jej na chwilę świadomość. Chwyciła Marka za głowę i przyciągnęła do siebie.
- Marek! Marek, posłuchaj! Chcę tego, ale... jeżeli to dziś zrobimy, jeżeli tryśniesz we mnie... do środka... Dziś jest duża szansa, że...
Oczy mężczyzny momentalnie zrobiły się wielkie. Patrzył na nią głębokim spojrzeniem, pełnym miłości, czułości i... zdecydowania.
- Chcę to zrobić - usłyszała, jak przez mgłę - Chcę napełnić Twoje piersi mlekiem. Chcę mieć z Tobą dziecko. Chcę... i zrobię to.
Zerwał z niej majtki i zsunął swoje. Jego penis sterczał w olbrzymim wzwodzie. Położył ją na plecach i rozwarł nogi. Jej muszelka płonęła, śluz wylewał się ze środka. Traciła świadomość - pozostawała tylko żądza... Jej Przeznaczenie, odwieczne Przeznaczenie każdej Kobiety... Chciała tego... teraz... z nim...
- Zerżnij mnie... - szepnęła - Zapłodnij...
Zarzucił jej nogi na swoje ramiona i wtargnął w nią. Bez żadnej gry wstępnej. Od razu głęboko, jak najgłębiej. Z całym impetem. Poczuła, jak dotknął szyjki macicy. Wypełnił ją całą.
- Ooch.... taaaak... - jęknęła.
To nie był czuły, romantyczny seks, jaki dotychczas znała. To była dzika, zwierzęca kopulacja. Czysta żądza. Bez pocałunków, pieszczot. Był napalonym samcem, spełniającym swoje odwieczne zadanie, a ona... była samicą w rui, pragnącą tego spełnienia. Odwieczny taniec płci...
Czuła go. Czuła go każdą komórką ciała, każdym nerwem. Czuła, jak wchodzi w nią coraz szybciej, coraz intensywniej, coraz głębiej. Zdawało jej się, że za chwilę wbije się aż do jej żołądka, do jej serca. Zaczęła dłońmi pieścić swoje piersi. Czuła już nadciągającą rozkosz. Nadchodziła... coraz szybciej...
Marek podparty na rękach wbijał się w nią aż po same jądra. W tej pozycji była ciaśniejsza, niż zwykle, ale to jeszcze bardziej go stymulowało. Czuł, jak jego członek nabrzmiewa, jak nasienie uwolnione z jąder przemieszcza się kanalikami, coraz szybciej, dążąc do główki, a potem na wolność, w głąb kobiecego, gotowego na jego przyjęcie ciała.
- Monikaaa!.... Kochanaaaa!... - krzyknął i wbił się jak najgłębiej, aż do szyjki macicy.
- Taaaaak....
Potężna fala trysnęła w głąb Moniki. Po niej kolejne. Miliony plemników runęły w prastarym wyścigu w głąb niezabezpieczonego, płodnego wnętrza kobiety, spełniając swoją powinność i poszukując ukrytego w ciepłym, bezpiecznym wnętrzu macicy jajeczka.
- Aaaach....
Monika czując skurcze drgającego w niej, wyrzucającego nasienie penisa, znalazła się wysoko, chyba najwyżej w życiu. Nie wiedziała już czy żyje, czy właśnie umiera. Trzęsła się cała w spazmach orgazmu, przyjmując w siebie kolejne wytryski. Jej pochwa zaciskała się w szalonych skurczach na penisie Marka, zmuszając go do ponownych tryśnięć, wciągając cały życiodajny płyn głęboko, jak najgłębiej...
Zmęczony Marek puścił jej uniesione dotychczas do góry nogi i opadł na Monikę. Drżeli oboje, powoli dochodząc do siebie. Leżąc nieruchomo, ciężko oddychali, jak pływacy, którzy po gwałtownym sprincie dochodzą do siebie. Jak pływacy, zanurzeni w wodzie, a oni w sobie nawzajem.
Marek uniósł głowę i pocałował ją w usta. Jego członek, zdecydowanie teraz mniejszy, wysunął się z niej. Biała maź wypływała z jej muszelki. Leżała bezwolna, bardzo powoli wracając do rzeczywistości.
- Królewno... Jesteś najwspanialsza na świecie. Kocham Cię - usłyszała.
Otworzyła oczy. Wpatrywał się w nią z miłością. Jego rozkoszny ciężar tak cudownie ją przygniatał...
- Kocham Cię, Mój Książę. Kocham Cię, świeżo upieczony Tatusiu.
Marek podniósł się i założył szlafrok. Spojrzała na niego pytająco.
- Leż, Najdroższa. Idę po jedzenie. Jako Mamusia musisz teraz dużo jeść. Tym bardziej, że cały weekend mam zamiar robić z Tobą tylko jedno... Ślicznego małego Dzidziusia...
EPILOG
JEDENAŚCIE MIESIęCY PÓ¬NIEJ
Poranne, majowe słońce oświetlało dachy niewielkiego miasteczka. Zapowiadał się piękny dzień. Dźwięk dzwonów z kościelnej wieży wzywał wiernych na niedzielną mszę, unosił się w powietrzu, odbijając się echem od zalesionych pagórków.
Monikę obudziło kwilenie. Pora na śniadanie. Piotruś kręcił się w swoim łóżeczku. Podniosła się i wzięła synka do łóżka, odsłaniając swoją pełną pierś. Niemowlak wpił się w nią łapczywie, z rozkoszą przyjmując strugi ciepłego matczynego nektaru. Kobieta gładziła dziecko po rzadziutkich, ciemnych włoskach i rozmyślała.
Udało się. Choć chwilami przez ostatnie miesiące było ciężko, choć traciła momentami nadzieję, choć obawa i strach ściskały jej nieraz serce. Ale udało się. Ich nowy dom, położony nad brzegiem niewielkiego górskiego potoku okazał się cudownym azylem. Pozostawili za sobą stare życie, światła wielkiego miasta, wszystkich dawnych znajomych. Zaczęli od nowa życie. Wspólne życie...
Oboje mieli pracę - on w serwisie, ona w banku. Dokument ślubu okazał się tak wiarygodny, że nikt nie miał wątpliwości, iż są małżeństwem. Wprawdzie nowych znajomych dziwiło czasami ich fizyczne podobieństwo, ale nie zwracali na to uwagi, obracając sprawę w żart. No i był jeszcze Piotruś...
Przez całą ciążę bała się, nie mówiąc o tym Markowi, czy wszystko jest w porządku. Na szczęście jej obawy okazały się płonne. Dwa miesiące temu urodziła zdrowego, silnego syna. Ich syna...
Ciąża odsunęła nieco jej studenckie plany. Teraz jednak, naciskana przez Marka, miała zamiar je wreszcie zrealizować. Od października pójdzie na studia. Za trzy lata zrobi licencjat, a potem - uśmiechnęła się do siebie - kwestia tytułu magistra była otwarta. Z jednej strony Marek dopingował ją do tego, z drugiej - chciał mieć córkę, a potem, jak mówił, "to trzecie". Ustalili jednak, że kolejne dziecko będzie jej "licencjackim" prezentem.
Drzwi od pokoju cicho skrzypnęły. Marek wniósł tacę ze śniadaniem i gorącą kawą.
- Pomyślałem - powiedział uśmiechając się do niej - że Młoda Mama pewnie zgłodniała...
Postawił tacę na stoliku i usiadł przy niej.
- Jesteś piękna, Królewno - pogładził ją po włosach - Kocham Cię, Moniko.
Poczuła, jak uścisk ust Piotrusia słabnie. Dziecko, bezpiecznie wtulone w jej pierś, zasnęło, wypuszczając trzymany, naprężony sutek. Fontanna białego mleczka trysnęła na jego główkę, jej dłoń i pościel.
- Mmmhm... Co za widok - mruknął Marek.
Pochylił się i odsłonił jej drugą pierś, nabrzmiałą, pełną pokarmu.
- Kochany Synek, zostawił trochę dla Tatusia...
Zaczął całować i ssać, ugniatając delikatnie pierś dłońmi. Czuł, jak sutek wypręża się, jak robi się coraz większy, a potem... na ustach poczuł smak nektaru. Uwielbiał go. Był niezwykły, nieporównywalny z niczym innym na świecie. Smak kobiecego mleka...
Spijał łapczywie ten napój bogów tryskający z piersi Ukochanej. Jego członek wyprężył się pod szlafrokiem. Zrzucił go z siebie i wsunął się pod kołdrę, za Moniką.
- Chcesz?... - mruknął całując ją w płatek ucha.
- Wariat... - stęknęła Monika - Dziecko śpi...
- To masz nas oboje koło siebie, Mamusiu - przylgnął penisem do jej pięknych, sterczących pośladków.
- Aaaach... - Monika leżąc na boku uniosła nieco nogę, ułatwiając mu dostęp do wilgotnej już muszelki - Bądź delikatny... Tatusiuuu... Oooch...
Penis Marka wsunął się bez trudu do jej pochwy, obszerniejszej nieco po urodzeniu dziecka. Wsunął się w nią, na moment zamarł, delektując się chwilą, po czym zaczął się wolno, delikatnie poruszać. Oboje uwielbiali tą pozycję. Odkryli ją na dobre dopiero w zaawansowanej ciąży, ale stała się jedną z ich ulubionych. Dochodzili w niej na szczyt bardzo szybko.
Dłonie Marka pieściły jej piersi, z których nadal sączyło się mleko. Czuła, jak porusza się w niej, jak rozciąga jej pochwę. Czuła nadciągającą rozkosz. Odsunęła Piotrusia nieco od siebie i poddała się pchnięciom Marka, coraz szybszym...
Jęknęła, zakwiliła głośno, kiedy poczuła drżenie członka. Piotr przez sen poruszył się niespokojnie. Marek wbił się w nią mocno i znieruchomiał.
- Kocham Cię - szepnął jej do ucha w uniesieniu.
Nasienie ukochanego Mężczyzny wypełniło jej wnętrze. Trochę wyciekło na zewnątrz. Mięśnie pochwy zacisnęły się na członku, wysysając z niego resztki życiodajnego płynu. Płynu, który dał życie Piotrusiowi...
Monika leżała z zamkniętymi oczami, dochodząc do siebie. Czuła się szczęśliwa, najszczęśliwsza na świecie. Z jednej jej strony leżał śpiący synek, owoc ich Miłości, z drugiej Marek, wtulony w nią, gładził jej piersi i szyję powolnymi ruchami. Tak, to było jej Przeznaczenie... Kiedyś obawiała się go, a teraz... Teraz miała Rodzinę. Własną, pełną Rodzinę.
"Nie ma na świecie takiej siły, która mogłaby nas rozdzielić" - pomyślała.
Jak Ci się podobało?