Przygoda życia (II)
3 października 2021
Przygoda życia
35 min
Uciekłam z kancelarii, jakby ktoś mnie gonił, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwi. Nie potrafiłam zachować się inaczej. Ucieczka, choć jawiąca się jako przejaw bezradności, wydawała mi się być jedynym rozwiązaniem. Kłębiło się we mnie tyle myśli, że z perspektywy czasu jestem zdziwiona, jak udało mi się wtedy bezpiecznie wrócić do domu. Powinien był za mną wybiec, objąć mnie i uspokoić. Nie, nie zrobił tego. Być może uznał, że powinien pozwolić mi samej zmierzyć się z tym, co właśnie zaszło. Ilekroć później wspominaliśmy ten dzień, nigdy nie wyrzucił mi mojego zachowania „po wszystkim”.
Na ulicy uderzyła mnie cisza zamierającego miasta. Do uszu dochodził mi jedynie stukot moich obcasów. Utraciwszy trzeźwość umysłu, stojąc na środku chodnika, wciąż trzęsącymi się z nadmiaru emocji rękoma zdjęłam szpilki. Towarzyszył mi, wynikający z poczucia winy strach, że ktoś może mnie usłyszeć. Pokonawszy ostatnią przeszkodę w postaci odnalezienia kluczyka, otworzyłam drzwi i wsiadłam boso do samochodu. W taki też sposób prowadziłam go pod sam dom. Pierwszy raz… Wiedziałam przecież, że tak nie wolno prowadzić, ale widocznie mój limit złamanych zasad na tamten dzień nie został jeszcze wyczerpany.
Wracając do domu, nijak nie mogłam się uspokoić. Dotarło do mnie, że nie uda mi się tego ukryć. Na każdym skrzyżowaniu moje myśli skupiały się na tym, jak wytłumaczę się przed moim mężem. Wprawdzie zdarzało mi się pozostawać w pracy do wieczora, ale nie wracałam wówczas do domu rozmazana, roztrzęsiona, z nogami jak z waty, nie mówiąc już o noszeniu w sobie spermy innego mężczyzny…
Nie dość tego, byłam cholernie zła na Marcina za to, co mi zrobił. Za to, że w gruncie rzeczy mnie pokonał. Za to, że przełamał wszystkie moje bariery. Kiedy do tego pocałował mnie na koniec, miałam ochotę trzasnąć go w pysk.
Dlaczego on niczego nie potrafi uszanować? – zadręczałam się. Przecież wie, że nasza umowa była inna. Ma mnie zapłodnić i to wszystko. Jeżeli uda mu się to, jestem gotowa zabrać tę tajemnicę do grobu. Wszystko po to, abyśmy ja i mój Darek mogli znowu zostać szczęśliwymi rodzicami. Tylko to się dla mnie liczy. Co teraz mam z tym wszystkim zrobić?
Czułam, że zdecydowanie mnie to przerosło. Decydując się na przyjęcie propozycji Marcina, miałam ułożony plan. W swojej naiwności zakładałam, że nawet nie będę się przed nim musiała zanadto rozbierać, że on szybko zrobi to, co do niego należy i, że nie będzie to mieć dla mnie takich konsekwencji. Mój plan runął w gruzy. Od początku spotkania z Marcinem nie potrafiłam ukryć przed nim swojego podniecenia. Próba zamaskowania tego udawaną złością i opryskliwym tonem jedynie go sprowokowała. Przez moje zachowanie potraktował mnie jak wyzwanie. Mój los był przesądzony od chwili, w której Marcin przyłożył pierwszą kostkę lodu do mojej piersi. Skąd wiedział, że nikt nigdy mnie tak nie pieścił? Przecież mój mąż nigdy by się na to nie odważył! – odnotowałam z żalem.
Nie wiem, może wcześniej tego nie dostrzegałam, ale ten facet naprawdę może się podobać. Nie chodzi nawet o fizyczność, choć kiedy zdjął swoje bokserki… to, co zobaczyłam… w porównaniu do Darka… – uciekałam myślami tam, dokąd już nigdy więcej nie powinnam. Wstydziłam się swoich jęków, krzyków, wyuzdania. Przecież ścianę w ścianę obok kancelarii mieszkają starsi ludzie w wieku mojego ojca – wyrzucałam sobie. Co oni sobie pomyślą? Wstydzę się siebie, przecież ja taka nie jestem, to nie jest moje prawdziwe ja… To wszystko przez ten orgazm: niespodziewany, silny i tak obezwładniający – nieudolnie próbowałam się usprawiedliwiać. Siedząc w samochodzie, czułam, że „on” tam jeszcze niedawno był. Jak długo trwa takie uczucie? – złapałam się na tym, że w gruncie rzeczy tego nie wiem. Ja, mężatka z długoletnim stażem, nigdy dotąd czegoś takiego nie odczuwałam. Zamiast uspokoić się w drodze do domu, bombardowałam się kolejnymi pytaniami.
Dlaczego mój mąż nie potrafi taki być? – krzyczałam w duchu, ze złości uderzając dłonią w kierownicę. Czy to różnica wieku między nimi? Nie, to nie to. Nie chciałam przed sobą tego przyznać, ale tak naprawdę szło o różnicę w ich podejściu do mnie. Mój mąż tak bardzo mnie szanuje. Nosi mnie na rękach. Podaje śniadanie do łóżka. Mówi do mnie – moja Barbuś. Dopiero tamtego wieczoru złapałam się na tym, jak bardzo mnie wkurza takie zdrobnienie mojego imienia. Dlaczego zauważam to dopiero teraz? Marcin nigdy by tak do mnie nie powiedział. Poza tym, nie, on w ogóle mnie nie szanuje. Gdyby mnie szanował, nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. On w ogóle nie szanuje kobiet. To po prostu łajdak. Powiedział mi przecież dzisiaj, że miał każdą, którą chciał mieć. Czy tak do kobiety może się odezwać kulturalny, wydawałoby się, mężczyzna? Po takim tekście powinnam wyjść. Na taką bezczelność powinnam zareagować tylko w taki sposób, ale co mi teraz po tym stwierdzeniu, skoro nie byłam w stanie tego zrobić? Był taki stanowczy i dominujący – dalej wyrzucałam sobie. To było jak zabawa z zapałkami. Wiesz, że możesz się sparzyć, ale ogień cię podnieca. Wystarczy, że za późno go zgasisz i… nieszczęście gotowe.
Przestałam się nad tym zastanawiać, dopiero gdy dojeżdżałam do podjazdu. Wreszcie w domu! Pewnie Darek od dawna na mnie czeka – tymi słowami dodałam sobie otuchy. Poprawiłam resztki makijażu w lusterku, wzięłam głęboki oddech i wyszłam z samochodu.
Cholera, buty! – żachnęłam się, gdy tylko moje stopy dotknęły zimnego asfaltu. Kiedy wreszcie odnalazłam buty i torebkę, niepewnym krokiem skierowałam się ku drzwiom. Pozostał tylko głęboki oddech i… Miałam nadzieję, że na ten dzień to koniec emocji, ale już nasze powitanie pokazało mi, jak bardzo się myliłam.
– Cześć Barbuś? – z entuzjazmem w głosie powiedział Darek, ściskając mnie serdecznie. Na sam dźwięk tego cholernego zdrobnienia dłoń zacisnęła mi się na pasku torebki. Po chwili poczułam jego usta na swoich.
– Witaj kochanie. Poczekaj Darek, przestań – lekko go odepchnęłam.
– Co się stało Barbuś? – spytał zatroskanym głosem.
– Miałam długi, koszmarny dzień. Nie mam na nic siły Darek – pierwszy raz w życiu go okłamałam.
– No rozumiem, ale dlaczego nie było cię tak długo?
– Nie ma o czym mówić. To po prostu młody, ale cholernie trudny klient – kolejne kłamstwo. Dalej przestałam je już liczyć.
– Klient? O tej porze?
– No o tej, nie każdy ma czas przyjść do kancelarii w ciągu dnia. Wiesz, jak jest.
– Znam go? – zapytał w taki sposób, że nie wiadomo było, czy aby na pewno chodzi mu o tego nieistniejącego klienta. Gotowa byłam pomyśleć, że mam winę wypisaną na twarzy.
– Co? Nie, skąd miałbyś go znać? To facet z ulicy.
– Rozumiem. I to przez niego jesteś taka… rozbita? – szukał właściwego słowa.
– Tak. Nie wytrzymałam i popłakałam się, gdy wyszedł. Bardzo mnie wymęczył – z wszystkiego, co mu powiedziałam, tylko to ostatnie zdanie było prawdziwe.
– Chodź Barbuś. Zaniosę cię do łóżka.
No właśnie – „Zaniosę cię do łóżka”. Tylko tyle? Może byś pokazał charakter i powiedział „dawaj mi numer telefonu do człowieka, przez którego moja żona płakała”. Nie, to nie ten typ. Muszę się z tym pogodzić – pomyślałam.
– Nie, Darek, nie dzisiaj, nie – przy wypowiadaniu tych słów moje oczy błądziły po podłodze przedpokoju. Nie wyobrażałam sobie być z dwoma mężczyznami tego samego dnia.
– Mam na ciebie ochotę Barbuś – oznajmił to ze spojrzeniem zbitego psa, które przepełniło czarę goryczy.
– Ale ja nie mam ochoty na ciebie! Rozumiesz to! Mówię ci, jaki miałam ciężki dzień, głowa mnie boli, a ty od progu proponujesz mi seks! – wykrzyczałam mu w twarz. Próbował mnie objąć i wtedy rozpłakałam się.
– Dobrze już dobrze, przepraszam cię kochanie.
– Ja też ciebie przepraszam. Teraz pozwól mi wziąć kąpiel, bo to jedyna rzecz, której potrzebuję.
– Dobrze, to naleję ci wody.
– Nie, sama potrafię to zrobić – odparłam zgryźliwie.
Nie czekając na jego odpowiedź, weszłam do łazienki, tak jak stałam, w szpilkach i z torebką. Nie chciałam tego. Chciałam wrócić do domu, przywitać się z mężem, a następnie wziąć tę cholerną kąpiel i po prostu pójść spać. Darek bardzo mnie zdenerwował. Czy on musiał wyskoczyć tak nagle z tą propozycją wieczornego seksu? Egoista. Przecież widział, w jakim jestem stanie.
Po moim pocałunku uciekła niczym Kopciuszek z balu. Obserwowałem ją przez okno, jak wybiega z klatki schodowej. Nie czułem jednak żalu. Nie miałem prawa go czuć. Byłem z resztą przekonany o tym, że Basia nie uciekała przede mną, ale przed sobą. Jak miała pokazać przyszłość, miałem rację. Z powodu tego, co się wydarzyło, Basia nie poznawała samej siebie. Z dnia na dzień zburzyłem jej świat, choć może lepiej byłoby powiedzieć, strefę komfortu. Dotychczas przykładna żona, wierna od lat jednemu mężczyźnie, nie miała odwagi przyznać, że nie wszystko w jej małżeństwie układało się idealne. Basia na lata wygasiła swoje pragnienia, które teraz niespodziewanie przyszło jej odkryć ze zdwojoną siłą. Nigdy nie wiesz, kim jesteś, zanim życie nie powie ci „sprawdzam”. Hipokryzją byłoby jednak stwierdzić, że nie rozpierała mnie męska duma z powodu tego, że to ja przyczyniłem się do rozbudzenia jej seksualności.
Nie spieszyło mi się do domu. Krążyłem samochodem po pustych ulicach, analizując, co powinienem teraz zrobić. Jakaś część mnie kazała mi się z tego wycofać. Ona ma rodzinę, a ty masz swoje, kawalerskie życie – podsumowałem te rozważania. Wiele trudu kosztować cię będzie zapomnienie tego, jak ona pachnie i smakuje. Tak, to wspaniała kobieta – pomyślałem. Piękna, w moim typie urody, do tego mająca w sobie tę mityczną kobiecość. Potrafi zachowywać się jak silna, pewna siebie kobieta, ale również i jak nastolatka. Może na tym to właśnie polega? – zadałem sobie retoryczne pytanie.
Wróciłem do domu. Szybki, zimny prysznic skłonił mnie do zdecydowanego postanowienia. Jestem facetem i nie będę ukrywał, że rządzi mną instynkt. Z łatwością mógłbym teraz poderwać Basię i uczynić z niej swoją kobietę, ale tego nie zrobię. Ona należy do męża – w sferze emocjonalnej tak ma pozostać. Nie zrobię żadnego kroku naprzód. Pójdę jutro do pracy i będę się zachowywał tak, jakby nic się nie wydarzyło. Tak będzie łatwiej również dla niej. Nie będzie żadnych tłumaczeń ani przeprosin. Jeżeli jednak, w co wątpię, ona sama wykona pierwszy krok w kierunku kontynuowania tego, co zaczęła się mijającego dnia, wprowadzę ją do świata rozkoszy, o jakim nie podejrzewała, że w ogóle istnieje. Wówczas jej ciąża będzie jedynie skutkiem naszego zatracenia się w seksie, a nie celem samym w sobie.
Usiadłam na skrzyni z ubraniami do prania i odkręciłam kurki z wodą. Jednostajny dźwięk uderzania wody o wannę zawsze mnie uspokajał, lecz nie tamtego wieczoru. Nie potrafiłam myślami uciec gdzie indziej, niż do tego, co się stało. Nadal kochałam Darka i nie wyobrażałam sobie życia bez niego. Jednakże, kiedy mój mąż przytulił mnie do siebie na powitanie, poczułam, jak między nami powstaje nagle niewidzialny mur. Poczułam do niego obojętność. To uczucie wzbudziło we mnie strach. Po raz pierwszy przyznałam wobec siebie – Baśka, zdradziłaś go. Nie oszukuj się, nie używaj innych słów na to, co zrobiłaś. Zdradziłaś go. Ach, gdyby nie to pragnienie drugiego dziecka, którego Darek nie może mi już dać. To pragnienie jest silniejsze ode mnie. Przecież tylko dlatego to zrobiłam, inaczej nigdy by do tego nie doszło – tak usiłowałam sobie wmówić.
Czy żałowałam? W tamtej chwili bardzo mocno. Złapałam się jednak na tym, że gdyby nie to wydarzenie, nigdy nie zdałabym sobie sprawy z tego, co do tej pory w życiu traciłam. Dopóki człowiek czegoś nie pozna, dopóty nie wie, że to tracił – jak mawiał klasyk. Przyznałam przed samą sobą, że mam kiepskie życie seksualne. Czy jednak tylko ja byłam temu winna? Czyż Darek nie był również winny tej sytuacji? Starałam sobie przypomnieć choć jeden raz, kiedy Darek kochał się ze mną tak, jak Marcin. Choć jeden raz. Niestety pamięć mnie zawiodła…
Spostrzegłam, że poziom wody w wannie jest już wystarczający, więc zakręciłam wodę. Zanurzyłam się w niej po samą szyję, w oczekiwaniu na odprężenie.
Usłyszałam dźwięk dzwonka w telefonie, który zostawiłam na umywalce. Nie, to niemożliwe. Czyżby to był on? – przestraszyłam się.
Zbierałam się w nieskończoność, żeby odebrać tego SMS-a. Na szczęście to tylko moja wścibska Ala – pomyślałam, odetchnąwszy z ulgą. Zebrało jej się na nocne rozmowy, jak to często miała w zwyczaju. Moja najlepsza przyjaciółka od czasów studiów, choć byłyśmy jak ogień i woda.
– Cześć Baśka. Co słychać? Nie odzywałaś się dwa dni.
– Hej Ala, to nieodpowiedni moment. Pogadamy kiedy indziej, ok?
– Co się stało, pokłóciłaś się z Darkiem?
Znałyśmy się tyle lat, że wiedziałam, że przed nią niczego nie można ukryć.
– Tak, ale nie to jest najgorsze.
– Baśka, wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.
– Pamiętasz, jak zwierzyłam ci się, że Darek zrobił badania i jest bezpłodny?
– No jasne, bardzo współczuję wam, ale… – kontynuowała pisanie, ale ja nie bacząc na to, wypaliłam jej:
– Zrobiłam to z nim dzisiaj.
Już za chwilę miałam dwa nieodebrane połączenia od Ali. Ona doskonale wiedziała, o czym pisałam. Sama mnie przecież namawiała, bym przyjęła ofertę Marcina. Odpisałam jej, że nie mogę teraz rozmawiać.
– Baśka, znasz mnie, muszę wiedzieć wszystko, najważniejsze – jakiego miał?
– Daj spokój, nie będę ci opowiadać takich rzeczy.
– Nie daj się zołzo prosić!
– A niech cię! I tak byś mi nie dała spokoju. Tak, miał dużego.
– Większego niż Darek?
– Ala, spadaj już, dobrze!
– Baśka, nie poznaję cię!
– I to jest właśnie najgorsze, ja sama siebie nie poznaję.
– A to dlaczego?
– Bo przebieg tego wieczoru był zupełnie inny, niż to sobie wyobrażałam.
Opowiedziałam Ali o wszystkich moich rozterkach, a ona, zamiast podtrzymać mnie na duchu, wyciągała ode mnie wszystkie szczegóły, w tym te najbardziej intymne i zawstydzające. Przesłuchiwała mnie w taki sposób, że odtworzyły mi się w pamięci wszystkie obrazy, o których powinnam była, dla własnego dobra, jak najszybciej zapomnieć. Gdyby nie jej szatańskie podszepty, ta historia mogłaby mieć całkiem inne zakończenie…
Zaczęłam czuć narastające mrowienie w miejscu, w którym Marcin już dzisiaj był. Mimowolnie zaczęłam unosić się i opadać w wannie, pozwalając, aby woda delikatnie muskała moje łono. Zaczęłam wić się jak kotka, wykonując w wodzie swoisty taniec brzucha. Odłożyłam telefon, nie zwracając uwagi na niedokończony czat z Alą. Wzięłam do ręki słuchawkę prysznica i strumień ciepłej wody nakierowałam na łechtaczkę. Robiłam tak od lat. To był dla mnie jedyny substytut udanego seksu. Wystarczyła mi dosłownie chwila, by po raz kolejny tego dnia znaleźć się u bram zaspokojenia.
Znowu usłyszałam dźwięk dzwonka. Nie przeczytałam jednak tego, co Ala do mnie napisała. Ważne, co ja napisałam do niej.
– Ala, przez ciebie zaraz będę miała orgazm!
– Hmmm, to wyślij mu zdjęcie… - wypaliła prosto z mostu.
– Co takiego?!
– Wyślij, zobaczysz, będzie wniebowzięty. Pamiętaj, żyje się tylko raz. Tymczasem nie przeszkadzam ci, bo wkrótce będziesz bardzo zajęta.
Serce zaczęło mi bić jak oszalałe. Ala i te jej pomysły. Tak bardzo trzęsły mi się ręce, że nieomal upuściłam ten przeklęty telefon do wody. Coś mi mówiło – dziewczyno, po co ci to wszystko! Co ty chcesz tym osiągnąć? Co innego mówisz, a co innego robisz!
To jednak było silniejsze ode mnie. Darkowi nigdy nie wysyłałam takich zdjęć. Przypomniało mi się słowo „cyberseks” i poczułam, że ja nic o nim nie wiem. To przeważyło ostatecznie. Chęć poznania nieznanego. Rozszerzyłam palcami lewej dłoni swoje wargi sromowe, odsłaniając również swój nabrzmiały guziczek. Usłyszałam dźwięk aparatu, po czym bez zastanowienia kliknęłam „Marcin” i „wyślij” oraz spontanicznie wymyślony przeze mnie opis: „Zobacz, co jej zrobiłeś. Ona nie może o tym zapomnieć”.
Czekałam piętnaście minut, zanim straciłam nadzieję na jego reakcję. Nie było jej. Status „doręczono” – nic więcej. W złości na siebie za swoją głupotę natychmiast usunęłam to zdjęcie wraz z opisem. Z Alą rozliczę się przy najbliższej okazji – obiecałam sobie.
Wytarłam się i ubrana w piżamę, wyszłam z łazienki. W naszym małżeńskim łożu spał już Darek. Położyłam się obok niego, ale długo jeszcze nie mogłam zmrużyć oka.
Już leżałem w łóżku, kiedy odezwał się mój telefon. Kto to może być o tej porze – pomyślałem. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, którym ukazał się piękny kwiat róży. To była ona, Basia. Przez chwilę podziwiałem jej zaczerwienioną bułeczkę, w której głębi musiała być jeszcze moja sperma. Opis tego zdjęcia – „Zobacz, co jej zrobiłeś. Ona nie może o tym zapomnieć” – każdego mężczyznę doprowadziłby do szaleństwa. Nie byłem żadnym wyjątkiem. Natychmiast dostałem potężnego wzwodu, takiego, który wywołuje ból. Zdałem sobie sprawę z tego, że Basia doprowadziła mnie tylko do jednego wystrzału. Są takie kobiety, przy których mężczyzna nigdy nie odczuje zaspokojenia. Takie, które podczas seksu wysysają z ciebie wszystkie siły witalne, po czym nagle okazuje się, że wystarczy ich jedno spojrzenie, słowo lub gest, i masz je z powrotem. Przy takich kobietach żałujesz, że wreszcie kiedyś musisz opuścić ich ciała. Dla mnie ona była jedną z nich.
Byłem gotów natychmiast wejść w nią, gdyby tylko wtedy leżała obok mnie. Kochałbym się z nią do białego rana. Pragnąłem jej o tym napisać, ale się powstrzymałem. Chciałem wysłać jej zdjęcie mojego sztywnego jak skała penisa. Coś mi jednak mówiło, że ona zrobiła to pod wpływem chwili. Nie pasowało mi to do jej wieczornej ucieczki. Znałem ją już dobrze. Byłoby szkoda, gdyby wycofała się po tak namiętnym wieczorze. Prawdę mówiąc, sądziłem wówczas, że tak właśnie zrobi. Dlatego postanowiłem pozostawić tę wiadomość bez odpowiedzi. Wkrótce Basia ją usunęła, ugruntowując mnie w moim przekonaniu.
Rano zbudziły mnie promienie wschodzącego słońca. Spojrzałam na zegarek i była już szósta trzydzieści. Darek smacznie spał. Na moim telefonie wciąż nie było wiadomości od Marcina. Zdenerwował mnie swoim milczeniem. Zdążył mnie przyzwyczaić do tego, że jest bezczelny. Bezczelny, ale i jak się okazało, nieprzewidywalny. Jego milczenie sprowokowało mnie do pewnego posunięcia. Prysznic, szybka kawa, bułka z masłem i marsz do garderoby. Co by tu na siebie włożyć? Szukam, szukam, szukam – jest, znalazłam cię! Moją piękną amarantową sukienkę z podkreśloną talią i głębokim dekoltem. Chwila niepewności czy w nią wejdę po kilku latach nieużywania. Tak, super! – aż podskoczyłam. Dziękuję ci mamo za dobre geny – humor mi dopisywał. Do tego piękne, czarne szpilki na wysokim obcasie odsłaniające całe stopy i voilà.
Zostawiłam Darkowi kartkę z napisem „Kocham Cię”. Nie kłamałam, nadal bardzo go kochałam. Myślami byłam jednak zupełnie przy kimś innym.
O ósmej byłam już w kancelarii. Drzwi są otwarte, Marcin już jest – stwierdziłam. Nie było go w żadnym innym pomieszczeniu, więc musiał być w gabinecie mojego ojca. Podeszłam do drzwi i sięgnęłam po klamkę. Czułam, jakby mnie parzyła. Szarpnęłam za drzwi, zdając sobie sprawę z tego, że zupełnie nie wiem, jak mam się zachować.
Weszłam do środka i zrobiłam kilka kroków, stukając donośnie obcasami. Stanęłam w milczeniu na środku gabinetu. Czekałam, aż Marcin podniesie wzrok znad dokumentów, nad którymi się pochylał.
– Cześć Basiu, wpadłem tak wcześnie do pracy, bo szukam dok… – w tej chwili na mnie spojrzał. Jego wzrok mówił wszystko. Widziałam w jego błyszczących oczach zwierzęce pożądanie. Gdyby wtedy zrobił choć jeden krok w moją stronę, rzuciłabym się mu w objęcia.
– Cześć Marcin – odpowiedziałam. Czekałam, aż on pierwszy zacznie rozmowę, ale o dziwo nie powiedział ani słowa. Przestał na mnie patrzeć i wrócił do szukania dokumentów. Znowu mnie wkurzył, zaczynał się w tym wprawiać. Nie pochwalił mnie za sukienkę, którą przecież dla niego założyłam. Zupełnie jakby wczoraj nic się nie wydarzyło. Nie rozumiałam tego.
Musiałam przerwać tę okropną ciszę, dlatego zapytałam – Jakich dokumentów szukasz?
– Aaa i tak nie znasz sprawy, więc…
– Więc idę do siebie – odpowiedziałam z wyraźnym poirytowaniem.
– Basiu, słuchaj za pół godziny mam rozprawę, potem spotkania z klientami, będę po piętnastej – oznajmił mi to oschle. Był taki zimny i nieobecny.
– Po co mi to mówisz? Przecież nie podlegasz pode mnie, tylko pod mojego ojca, prawda? – wyrzuciłam.
Minął mnie na środku gabinetu i wyszedł bez słowa. I weź tu zrozum tych, którzy rzekomo pochodzą z Marsa – stwierdziłam w myślach z zażenowaniem.
Postanowiłam sobie jedno. Jak tylko wróci po tej piętnastej, będzie musiał mi wyjaśnić, o co mu do cholery chodzi. Czyżby to on uznał, że to koniec? – nurtowało mnie to pytanie. W sumie z jego strony byłoby to zrozumiałe, mieliśmy umowę i on zrobił to, co do niego należało. Co prawda rezultatu na razie nie znamy, ale na co ja w ogóle liczyłam? – dręczyłam się.
Czas niemiłosiernie mi się dłużył. Siedziałam przy biurku i kręciłam pod nim piruety szpilkami. Nie myślałam o pracy. Myślałam o nim. Wiedziałam, że to złe, ale nic sobie z tego nie robiłam. Przypomniałam sobie, że wchodząc rano do pokoju, w którym był Marcin, zwróciłam uwagę na sofę. Już na zawsze miała ona kojarzyć mi się z tym, co mi na niej podarował. Nigdy nie zapomnę tego, jak na niej leżałam i z początkowym przerażeniem, a następnie z obezwładniającą ekstazą obserwowałam, jak jego penis zagłębia się we mnie. Do szaleństwa doprowadzały mnie wspomnienia, jak podnosił mi się brzuch, gdy on we mnie wchodził, jak jego jądra uderzały w moją pupę, gdy dobijał do końca mnie. W tamtej chwili śniłam na jawie, nic sobie nie robiąc z upływającego czasu. Obudził mnie klakson przejeżdżającego przez ulicę samochodu. Ze zdumieniem spostrzegłam, że mam w ustach długopis, który nieomal ssę. A gdyby tak to nie był długopis, tylko coś znacznie grubszego i dłuższego, co należy do Marcina? – świntuszyłam w myślach. Te myśli nie dawały mi spokoju przez najbliższe kilka godzin. Zdałam sobie sprawę z tego, że o ile Marcin, pieszcząc mnie nie ominął żadnej części mojego ciała, o tyle ja, zaledwie raz czy dwa dotknęłam jego męskości. Nie chciałam przyznać się przed sobą, że tego żałowałam i przez wzgląd na zachowanie Marcina tamtego poranka czułam, że nigdy nie będzie mi dane poczuć go w ustach. Jego smak i zapach na zawsze miał pozostać dla mnie enigmą – tak wówczas sądziłam.
Pomyślałam sobie, że skoro Marcin rano tak bezczelnie mnie olał, to moja sukienka powędruje do szafy, a ja przebiorę się w „zestaw roboczy”, który zawsze miałam w pracy. Biała bluzka, niebieskie dżinsy i granatowe sneakersy. Byłam gotowa założyć się, że nie zauważy różnicy…
Przyjęłam w ciągu dnia dwóch klientów, przedsiębiorców w średnim wieku i czas zleciał mi do piętnastej.
Wracając do kancelarii miałem na uwadze, aby nie spóźnić się ani o minutę. Wiedziałem, że Basia na mnie czeka. Wystarczyło obserwować jej zachowanie z rana, żeby być tego pewnym. Ponadto jej sukienka „mówiła” wszystko – ,,zdejmij mnie i weź tę kobietę tu i teraz, o ile masz w sobie odwagę, by to zrobić.”
Otworzyłem drzwi wejściowe i od razu udałem się do jej gabinetu. Wszedłem do niego pewnym krokiem, zauważając, że zdjęła sukienkę. Mogło się wówczas wydawać, że to bardzo zły znak, ja jednak perfekcyjnie potrafiłem odczytać emocje, jakie towarzyszyły jej zachowaniu.
– Witaj Basiu, przebrałaś się?
– Jak widzisz. A co, może mam się z powrotem ubrać w tę sukienkę, bo dopiero teraz zauważyłeś, że ją miałam?
– Nie. Szkoda czasu – uciąłem w pół zdania.
– Słucham? Jak ty ze mną rozmawiasz?! Co ty sobie gnoju w ogóle wyobrażasz?! Najpierw rżniesz mnie w taki sposób, jakbym była twoją kobietą, a potem mnie olewasz, jakby nic się nie wydarzyło?! Co z ciebie za mężczyzna?!
– Szkoda czasu, bo i tak cię zaraz rozbiorę – dokończyłem zdanie, które mi przerwała.
– Czy ty siebie słyszysz?! Nie, nie, to jest jakiś absurd! Wychodzę!
– Zaczekaj – złapałem ją za lewą dłoń i w tej samej chwili dostałem z liścia z prawej. Nie powiem, mocno biła…
– Puść mnie! Straciłam do ciebie resztki szacunku! – krzyknęła.
Chwyciłem ją mocno w talii i przyciągnąłem do siebie. Nie czekając na jej reakcję, przywarłem ustami do jej ust. Obydwoje zamknęliśmy oczy. Czas się dla nas zatrzymał. Całowałem jej czerwone, pełne usta, mocno, łapczywie, aż do utraty tchu. Smakowała niczym dojrzała wanilia. Po chwilowym szoku Basia sama zaczęła szukać moich ust. Wtedy poczułem, że oddaje mi się bez reszty. Przejęła inicjatywę. Poddałem się jej pocałunkom. Pieściła moje usta subtelnie, delikatnie, ledwie je muskając, by nagle zaskoczyć mnie całkowicie, przygryzając mi dolną wargę. Uznałem to za przejaw nieodpartej potrzeby rewanżu na mnie za wcześniejsze wyprowadzenie jej z równowagi. Basia pokazała tu charakter, ale nie odważyła się zrobić tego ponownie. Podczas gdy dalej mnie całowała, sięgnąłem dłońmi do jej uszu. Palcami delikatnie pieściłem ich płatki, przesuwając się w górę małżowiny. Basia nosiła piękne gronowe kolczyki, pasujące do jej twarzy. Skąd wiedziała, że za takimi szaleję? Pieszczoty uszu doprowadziły ją do drżenia. Stało się oczywiste, że byłem jej pierwszym mężczyzną, który nie zaniedbywał tej strefy erogennej.
Przerwałem, by wzrokiem pełnym zwierzęcego pożądania spojrzeć w jej niebieskie oczy. Ich źrenice były dwa razy większe niż zwykle. Przejechałem ustami po jej ustach. Poczuła się tym sprowokowana i uderzyła mnie w twarz po raz drugi. Kłębiła się w niej pełna gama uczuć wobec mnie, od podziwu aż po nienawiść. Zatopiłem się ponownie w jej ustach, napotykając po drodze na jej język. Musnąłem go delikatnie. Moja partnerka odpowiedziała tym samym. Gdy nasze języki rozpoczęły taniec w parze, poczułem dłonie Basi na moim torsie. Z pewnością poczuła, jak szybko biło mi serce. W tamtej chwili biło tylko dla niej.
Powietrze wokół nas iskrzyło się od namiętności, a nasze usta przez dobre kilka minut stanowiły jedność. Całowaliśmy się tak, jakby jutra miało nie być. Basia, o czym miałem się jeszcze przekonać tego dnia, odkryła w sobie nutę perwersji. Masując przez koszulę moją umięśnioną klatkę, skupiła się bowiem na pieszczeniu moich sutków. Tego było już za wiele. Poczułem, że zwariuję, jeżeli zaraz nie posiądę tej kobiety.
Sprawnym ruchem chwyciłem Basię za tyłek i podniosłem do góry. Patrzyła na mnie z góry swoimi szklistymi oczami, szeroko się uśmiechając. Nie mówiła nic, oczekując na moją inicjatywę. Przeszedłem z tym słodkim ciężarem kilka metrów i położyłem go na dębowym biurku, niewidocznym od strony ulicy. Stanąłem przy jego krawędzi, po czym łapiąc Basię za biodra, przysunąłem ją do siebie. Widziałem jej podziw dla mojej stanowczości.
Najpierw zdjąłem jej buty i odrzuciłem je na podłogę. Zaskoczyło to Basię, ponieważ spodziewała się, że z marszu przejdę do sedna. Myliła się. Podarowanie sobie gry wstępnej z taką kobietą, jak ona, byłoby zbrodnią, tym bardziej że los jest kapryśny i każde nasze spotkanie mogło być tym ostatnim. W oczach Basi widziałem ogromną ekscytację tym, co miało dopiero nadejść. Wnikliwie obserwowała każdy mój ruch. Jej ciężki oddech był aż nadto słyszalny. Uklęknąłem przy jej stopach, całując lewą z nich.
– O Boże, Marcin! Jeszcze nikt nigdy mi tego nie robił! – powiedziała łamiącym się głosem.
– Jeszcze wielu rzeczy Ci żaden mężczyzna nie robił – odrzekłem z pewnością w głosie.
– Nie, to nie dzieje się naprawdę.
– Zdejmij spodnie! – zabrzmiało jak rozkaz, ale Basia natychmiast rozpięła guzik od spodni. Podniosła się biodrami, wyginając jak struna, po czym kręcąc seksownie tyłkiem, zdjęła pierwszą przeszkodę na drodze do jej łona. Dała mi okazję do podziwiania jej modelowej talii i długich nóg, za którymi wodziłem wzrokiem przy każdej sposobności. Całowałem ją po piszczelach, przechodząc w kierunku ud. Cudownie było poczuć jej dłonie w moich włosach, gdy dotarłem już do wysokości białych, koronkowych majtek. Wówczas Basia szarpnęła mnie za włosy na tyle mocno, że musiałem podnieść głowę. Pierwszy raz pokazała mi wtedy, że potrafi uwodzić.
– Dam Ci to, czego pragniesz. Oddam Ci się, ale tylko pod warunkiem, że zdejmiesz moje majtki i stanik zębami – powiedziała zalotnie.
– Masz rację, rozkoszą będzie delektować się rozpakowywaniem takiego prezentu, tyle że ja też mam warunek. Będziemy się kochać tylko wtedy, jeżeli wpierw obsłużysz mnie w pozycji sześć dziewięć.
– Naturalnie ręką? – zapytała, mrugając okiem w taki sposób, że wiadomo było, że żartuje.
– Naturalnie ustami, Droga Pani.
– Nie wiem, jak mnie do tego przekonasz, ale próbuj, próbuj – kokietowała.
Przysunąłem twarz wprost do jej łona, głęboko wdychając powietrze. Poczułem intensywny zapach, jaki może wydzielać tylko podniecona kobieta. Ostry, przeszywający nozdrza, mobilizujący do dalszego działania.
Wysunąłem język na wprost i przywarłem nim do materiału jej majtek. Nie sądzę, aby kiedykolwiek wcześniej w jej życiu były takie mokre. Mój język dosłownie pływał w jej sokach, zanim na dobre się do niej dobrałem. Potwierdzało to rodzącą się chemię między nami.
Sztywnym językiem wwirowałem się prosto między jej wargi sromowe.
– O, tak! Tak! Nie przestawaj! – krzyczała.
– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.
Lizałem zachłannie jej łechtaczkę przez materiał koronki, nie zapominając o tym, by co jakiś czas usiłować wejść językiem w pochwę Basi tak głęboko, jak to tylko możliwe. Spijałem z niej ten najsłodszy nektar, którym Matka Natura obdarzyła jej kobiecość. Efektem tego były zaciśnięte dłonie Basi na krawędziach blatu.
Podniosłem nosem jej majtki, mając zamiar złamać jej warunek, ale w taki sposób, aby doprowadzić ją do szału. Złapałem majtki zębami i…
– Wariacie! Przegryzłeś mi majtki! – powiedziała to nie ze złością, a z zachwytem.
– Wybacz, nie potrafię ci się oprzeć. A tobie stanik rozpiął się sam? – spostrzegłem jej nagie piersi, na których osadzone były, stojące na baczność, różowe sutki. Basia nie mogąc wytrzymać podniecenia, rozpięła swój stanik, który był zapinany od przodu. Stan jej lśniących od śliny piersi wskazywał na to, że pieściła je intensywnie, odkąd ja zająłem się jej łechtaczką.
– Widocznie obydwoje złamaliśmy mój warunek. Trzeba go anulować – stwierdziła, zanim zaczęliśmy się śmiać.
– Teraz zamienimy się miejscami Basiu – powiedziałem, łapiąc ją za ręce i przyciągając do siebie. Przylgnęła piersiami do mojego torsu, przypadkowo trącając ręką mojego penisa. Chwyciła go za śliską już główkę. Ponownie zacząłem ją całować, a ona pieściła mnie ręką. Masowała przez chwilę jądra, by następnie używając powstałego już naturalnego lubrykantu, regularnie przesuwać dłonią w górę i w dół.
– Jesteś już gotowy – zalotnie wyszeptała mi do ucha. Osunęła się z biurka tak, aby nogami dotknąć podłogi. Trzymając nieustannie w dłoni mojego penisa, nakierowała go na swoją grotę rozkoszy i zaczęła jeździć jego główką po łechtaczce.
– Pragnę cię Marcin. Ugaś we mnie ten płomień, który sam rozpaliłeś.
– Jeszcze nie teraz kochana. Zapomniałaś o moim warunku.
– Zawsze wszystko psujesz.
– Czyżby?
Zdjąłem z biurka obiekt moich urzeczywistnionych marzeń. Teraz to ja wskoczyłem na biurko.
– Wejdź na mnie, tyłem.
– A to biurko wytrzyma?
– Ono wytrzyma, ale ty zaraz nie…
Ustawiłem pupę Basi nad swoją twarzą, a sam popchnąłem jej tułów ku swoim nogom. Oparła się na moim brzuchu tak, że jej usta znalazły się na wysokości mojej maczugi.
– Jest naprawdę piękny, Marcin – powiedziała, przyglądając mu się z bliska.
– Co cię w nim najbardziej podnieca?
– Zawstydzasz mnie! … to, że tak wiele mi jeszcze dzisiaj da – powiedziała, od razu biorąc go w swoje usta.
Byłem wniebowzięty. Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że przyjdzie taki dzień, w którym ta przepiękna kobieta będzie robić mi loda, nie uwierzyłbym. Początkowo myślałem, że nie potrwa to długo. Moje założenie, że Basia nie umie tego robić i szybko się zniechęci, było jednak całkowicie mylące.
Poczułem jej gorący język na główce mojego penisa. Najpierw przez dłuższą chwilę delikatnie uderzała w nią językiem, przez co moje jądra uniosły się ku górze. Widząc to, Basia złapała mnie za nie i odsunęła je w dół. Był to ruch godny znawczyni sztuki miłosnej. Dalej masując go ręką, jednocześnie starała się zawijać język wokół jego główki. Przeszedł mnie dreszcz od stóp do głów. Kiedy wreszcie Basia zacisnęła usta na moim palu i zaczęła go ssać, poczułem, że już tylko sekundy dzielą mnie od wytrysku w jej ustach.
– Basiu zaczekaj – nie słuchała mnie. Baśka! – jęknąłem.
W mgnieniu oka zrozumiałem, o co jej chodziło. Basia chciała mnie w ten sposób okiełznać, doprowadzając do pierwszego strzału, zanim jeszcze w nią wejdę. W odruchu obronnym zacisnąłem mięśnie Kegla tak silnie, że natychmiast doznałem orgazmu, wijąc się na biurku niczym wąż.
– Basiu to było wspaniałe – powiedziałem z zachwytem.
– Zaraz… Doszedłeś bez wytrysku?
– Tak.
– Draniu, grabisz sobie u mnie, oj grabisz – powiedziała tak słodkim tonem, że widać było, że nie ma mi tego za złe. Jest coś, czego w seksie nie potrafisz?
– Nie ma takiej rzeczy.
– Dobra kowboju. Przez następne dziesięć minut dwukrotnie się we mnie spuścisz. Zakład? – takich słów się po niej nie spodziewałem.
– Zakład, ale nie ma zakładów o nic. Jak już przegrasz ten zakład, nie będziesz protestować, kiedy zrobię coś, czego nigdy byś się nie spodziewała.
– A będę mogła stąd wyjść o własnych siłach? – już wiedziałem, że się zgodzi.
– Szczerze? Nie od razu – odparłem.
– Ufam Ci. Wiedz, że tylko dlatego się zgadzam.
– À propos twoich dziesięciu minut. Jest piętnasta trzydzieści. Zapamiętaj.
Basia zeszła z biurka i weszła na nie ponownie, siadając już przodem do mnie.
– Zobaczę, jak z ciebie chojrak, ale nie liczę na wiele – uśmiechnęła się szyderczo.
Przede mną stało nie lada wyzwanie. Kiedy to mężczyzna sam bierze kobietę, sprawa wydaje się prosta. Kieruje pchnięciami, dostosowując ich tempo do stopnia swojego podniecenia, pilnując, aby erupcja wulkanu nie nastąpiła za wcześnie. Kiedy jednak to kobieta bierze mężczyznę, zaczyna się wyższa szkoła seksualnej jazdy. To nie ty kontrolujesz głębokość ruchów ani co ważniejsze, kąta ich nachylenia. Od rosnącej rozkoszy nie uciekniesz myślami. Tak, zdecydowanie najtrudniej jest okiełznać galopującą klacz. Zwłaszcza, jak się zaczyna przegrywać od samego początku.
Poczułem w kroczu niesamowite uderzenie gorąca i rozlewającej się po ciele, błogiej przyjemności. Spostrzegłem, że jestem już w Basi po same jądra. Wróciłem tam, dokąd pragnąłem wrócić, odkąd tylko zobaczyłem ją rano w tej sukience. Tyle że wzięła mnie z zaskoczenia. Nie pozwoliła się przygotować. Ta myśl, że jeszcze wczoraj musiałem pracować nad zamkiem jej wrót długie minuty, a teraz wszedłem w nią bez żadnych oporów, doprowadzała mnie do nieprzytomności.
– Jak Ty mnie rozepchałeś?! Czujesz to? Ona już należy do ciebie – uwodzicielskim głosem doprowadzała mnie do wrzenia. Bestia nie zamierzała poddać tego zakładu bez walki.
Najpierw jej język oplatający mojego penisa niczym winorośl. Już wtedy byłem na krawędzi. Potem jej pochwa nabijająca się sama na mój miecz. Była w środku taka ciasna. Miałem wrażenie, jakby była wyściełana wilgotnym aksamitem z wyczuwalnymi grubymi prążkami. Powiedzieć, że dawała mi niebo, to nie powiedzieć nic.
Słyszałem jedynie pusty dźwięk uderzeń jej tyłka o moje lędźwie. Starannie dbała o każde pchnięcie. Nabijała się na pełną długość i podnosiła się tak wysoko, że zostawała w niej tylko główka mojego penisa. Wiedziała jak to robić, żebym nie miał szans wygrać tego zakładu. Po zaledwie kilkunastu jej ruchach wiedziałem, że niechybnie będzie 1:0 dla niej.
– Basiu, Basiu… – wypowiadałem jej imię w taki sposób, że brzmiało to, jak wyrazy uznania.
– Tak, Marcin, tak! Strzel we mnie twoją gorącą spermą!
Nabiła się na mnie ostatni raz i zatrzymała się, mocno ściskając mięśnie pochwy. Tego było już dla mnie za dużo. Kto by liczył, ile razy wystrzeliły salwy. Pamiętam tylko, że widziałem w oczach gwiazdy.
– Widzisz, jednak mi uległeś. W dodatku nie zaspokoiłeś mnie. Ile Ci potrzeba na drugi raz? Trzy minuty? – prowokowała, cały czas mając mnie w sobie. To już nie była ta sama kobieta, co wczoraj.
Tymi słowami przekroczyła Rubikon. Dość tego zołzo. Jeszcze mnie będziesz błagać, żebym przestał – postanowiłem w milczeniu.
Nie odzywając się do niej ani słowem, pociągnąłem ją za ręce w ten sposób, żeby na mnie opadła. Chwyciłem ją za pośladki i zacząłem je ugniatać. Usłyszałem mruczenie. Trzask! Oberwała prawą dłonią w jej lewy pośladek. Potem drugi raz.
– Co jest? – jej głos wskazywał na niezrozumienie i złość, ale nie wyrywała się.
Trzymając ją za pośladki, teraz to ja rozpocząłem gonitwę, tyle że już na swoich warunkach. Po tym, jak obficie zalałem jej szyjkę macicy swoim nasieniem, odczuwałem mniejsze tarcie w jej wnętrzu. Nie wzięła tego pod uwagę, stawiając swój zakład. Ustawiłem Basię tak, abym kochając ją, jednocześnie uderzał swoim kroczem o jej łechtaczkę. Wkrótce miała odczuć tego skutki.
Poruszałem się w jej pochwie z prędkością młoda pneumatycznego. Robiłem to pod takim kątem, że mój penis raz po raz uderzał w jej tylną ścianę pochwy. To już nie było uprawianie miłości, tylko…
– Rżnij mnie, rżnij – dała werbalny znak swojego pożądania.
– Chodź, zrobimy to inaczej – powiedziałem i nie czekając na odpowiedź, podniosłem się z blatu biurka wraz z nią. Chciałem wstać, ale Basia oplotła mnie nogami, trzymając ręce na mojej szyi. Nie chciała mnie nigdzie puścić. Opuściłem nogi na podłogę i wstałem wraz z nabitą na mnie partnerką. Zrobiłem tak kilka kroków, po czym opuściłem ją na ziemię, obracając tyłem do sobie.
– Połóż się brzuchem na blacie – nie zabrzmiało to, jak prośba.
Chwyciłem za swojego penisa i nakierowałem na miejsce między pośladkami Basi. Ślizgałem się pomiędzy nimi, wykorzystując mieszankę naszych soków miłości. Kilkukrotnie celowo zahaczyłem o wejście do drugiej dziurki. Odruchowo uciekała do przodu, ale nie usłyszałem słowa protestu.
Z impetem ponownie wszedłem w jej pochwę, przypominając sobie jaką rozkosz odczuwam za każdym razem, kiedy pokonuję jej wejście. Powtórzyłem to. Basia jęczała, podczas gdy ja powróciłem na drogę prowadzącą do naszego spełnienia. Nie mogłem oderwać wzroku od jej warg sromowych, podążających w górę i w dół za moim penisem. Po dobrych kilku minutach podziwiania tego widoku, z ekstazy wyrwał mnie głos Basi – Marcin, dochodzę, nie przestawaj!
Kątem oka spojrzałem na zegarek. Dziesięć minut, o które się założyła, dawno już minęły. Oznaczało to, że wygrałem zakład i mogłem odebrać swoją nagrodę.
Zatrzymałem się na chwilę i splunąłem na wejście do jej drugiej dziurki. Poczuła to, wyginając się w łuk. Zanim zdążyła obejrzeć się za siebie, mój penis był w jej pochwie, a mój palec torował sobie drogę w sąsiednim tunelu.
– Aaaaaaaaaa – pamiętam przeciągły jęk mojej kochanki. Basia zacisnęła pięści i zaczęła drżeć całym ciałem. Nie wytrzymałem, eksplodowałem w jej wnętrzu.
Diablica, wciąż obezwładniona tym, co przed chwilą przeżyła, nie ruszała się. Położyłem się na jej plecach, szepcząc jej do ucha – Powiedz mi tylko, że to ci się nie podobało…
– Marcin, to co mi przed chwilą dałeś… wow… to było zajebiste. Nie znajduję innego słowa.
– Wspaniale było móc cię taką widzieć.
– Myślałam, że chcesz wsadzić mi go w tyłek!
– Chciałem…
– Nigdy nie kochałam się z mężem analnie!
– Możesz to jeszcze naprawić – musiałem rozchmurzyć jej posmutniałą twarz. Mówiąc te słowa, faktycznie miałem na myśli jej męża.
– Żeby to było takie… – nie dokończyła zdania. Ja też nie chciałem ciągnąć tego tematu, skoro widać było, że między nimi jest coś nie tak. Nawiasem mówiąc, inaczej by tu jej nie było, o czym obydwoje wiedzieliśmy.
Pomogłem jej wstać i zaprowadziłem ją do łazienki. Następnie ubraliśmy się.
Nastała między nami cisza. Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy. Basia oczekiwała, że to ja zacznę, więc zapytałem, nerwowo oczekując szybkiej odpowiedzi – Co zamierzasz dalej zrobić Basiu?
– Powinnyśmy szczerze porozmawiać Marcin – odparła.
– Zrobię nam kawy, ok?
– Tak będzie najlepiej.
Kawa z ekspresu zaparzyła się błyskawicznie i zaraz siedzieliśmy obok siebie przy tym samym biurku, na którym jeszcze przed chwilą oddawaliśmy się sobie.
– Basiu, słucham Cię teraz uważnie.
– Widzisz Marcin, kiedy złożyłeś mi tę szaloną propozycję, że mnie zapłodnisz, wszystko to wyobrażałam sobie kompletnie inaczej. Dobrze o tym wiesz. Nie zakładałam, że to wszystko może mieć tak dalekie skutki. Nie zakładałam w zasadzie niczego.
– Czyli jakie skutki?
– Takie skutki, że mam poważny problem. Będę z tobą szczera. Dotychczas myślałam, że rządzi mną rozum. Takie mam z resztą przeczucie, kiedy jestem przy Darku. Z nim zawsze wszystko jest takie poukładane, przemyślane, zaplanowane na ostatni guzik, żeby nie powiedzieć nudne. Przykro mi, że tak o tym mówię, ale kiedy mamy sobie mówić prawdę, jak nie w tej chwili. Przy tobie z kolei czuję, że rządzą mną emocje. Nie odczuwałam tego, kiedy nasze relacje były sztywne, zawodowe. Od wczoraj to wszystko się jednak wywróciło do góry nogami. Nie kontroluję się przy tobie, nie myślę racjonalnie. Jest to dla mnie szokiem, ponieważ nie znałam się od tej strony. Przestałam ufać sobie, kiedy jestem z tobą. Niech Ci wystarczy, jak powiem, że jestem gotowa rozebrać się na twoje skinienie palcem – spuściła wzrok i zarumieniła się, mając poczucie, że przekroczyła ustaloną przez siebie granicę szczerości.
– Dobrze Basiu. Ja nie chcę niszczyć twojej rodziny, nie to jest moim celem. Przyznaję, że złożyłem ci tę idiotyczną ofertę, ponieważ marzyłem o tobie, odkąd cię tylko poznałem. Przez myśl mi jednak nie przeszło, aby cię podrywać. Kiedy jednak powiedziałaś mi o waszych problemach… to ja wciągnąłem cię w tę grę. Przepraszam.
– Zatopiłam się w niej po uszy…
– Myślisz, że ja nie? – odrzekłem z irytacją.
– Wysłuchałem cię uważnie i wiem już, jakie masz do tego nastawienie. Powiem ci, co zrobimy. Wrócisz do domu, do swojej rodziny. Jutro przychodzimy do pracy i traktujemy naszą znajomość jako koleżeństwo, tak?
– Bolesne jest to, co mówisz, ale choćbym nie wiem, jaką sobie burze mózgów zrobiła, wiem, że masz rację – powiedziała to tak, że uśmiechnęliśmy się do siebie.
– Cieszę się, że się rozumiemy. Wychodzimy stąd, bo to już są nadgodziny – skwitowałem naszą rozmowę.
– Poczekaj, sprawdzę tylko telefon. Mam jakiegoś SMS-a od Darka.
„Cześć Barbuś. Mam Ci coś ważnego do powiedzenia. Przemyślałem naszą sytuację związaną z moim problemem i mam dla nas pewną propozycję. Do zobaczenia w domu”.
– Co się stało? – zapytałem, widząc, jak nie może oderwać wzroku od ekranu telefonu.
– Nie, nic, tymczasem nic. Cześć Marcin. Jakkolwiek głupio to zabrzmi, dzięki za wszystko – odpowiedziała w tak enigmatyczny sposób, że nasza przyszłość na powrót stała się dla mnie zagadką.
Nie pożegnaliśmy się pocałunkiem. To byłby błąd, zważywszy na słowa, jakie padły.
Basia wyszła pierwsza i udała się w stronę swojego samochodu. Wróciłem do jej pokoju po to, aby spojrzeć na nią przez okno. Stała tuż przy samochodzie z telefonem w ręku. Nawet kiedy otwierała drzwi do samochodu, nie schowała go do torebki. Instynktownie czułem, że chodzi o tego SMS-a. Musiał być ważny.
Obserwowałem ją, zanim nie odjechała. W pamięci odtwarzałem jej słowa „Mam poważny problem”. Cóż, przyznałem przed sobą, że ja chyba też go mam. Dobrze zatem, że ustaliliśmy, iż to koniec.
Jak Ci się podobało?