Przeszłość nigdy nie znika (II)
3 sierpnia 2014
9 min
Po raz kolejny proszę o szczere komentarze i zapraszam do lektury :)
Martyna przekroczyła próg mojego mieszkania, rozejrzała się dookoła z uznaniem, siadła na kanapie w salonie, spojrzała na mnie i w końcu się odezwała:
- Nie wierzę w twoje dobre intencje.
- Słucham?
- Nie wierzę, że wróciłaś bezinteresownie, że się stęskniłaś. Znam się na ludziach za dobrze, a do tego z wielu opowieści Wojtka o tobie wiem, że jesteś świetną aktorką. Ale w oczach widać kłamstwo zawsze, jeśli potrafi się patrzeć. Nie wiem czego od niego chcesz, i dlaczego jesteś tak okrutna, ale proszę cię – nie krzywdź go bardziej niż zrobiłaś to do tej pory. Odpuść sobie.
- Nie wiem o co ci chodzi... Stęskniłam się za nim, i szczerze go kocham – cóż innego mogłam odpowiedzieć? No i w sumie nawet nie skłamałam.
- Nie przekonasz mnie. Ale powiem ci tyle – nie wiem do czego dążysz, ale dobrze ci idzie. Zostawił mnie. Dla ciebie. Tylko dlatego, że cię zobaczył. Jeśli się mylę co do ciebie, to życzę wam szczęścia, ale moim zdaniem jesteś zimną, przebiegłą suką, która we wszystkim ma jakiś cel. Tyle chciałam powiedzieć. – Po tych słowach wyszła trzaskając drzwiami. A ja stałam zaskoczona na środku salonu. Tego się nie spodziewałam, a wyglądała na taką miłą dziewczynę! Trudno. Dzięki jej wywodowi dowiedziałam się, że jednak się myliłam i dobrze mi idzie realizacja planu, przy dobrych wiatrach jutro będzie po wszystkim. Uśmiechnęłam się do siebie na tą myśl, chociaż jednocześnie zrobiło mi się trochę smutno. Tak czy inaczej, jeśli zaraz ma tu być Wojtek, muszę się doprowadzić do porządku – pomyślałam. Wypiłam szybko szklankę wody mineralnej, rozczesałam włosy, założyłam na siebie moją ulubioną, czarną, koronkową bieliznę i krótką bawełnianą sukienkę na ramiączkach. Zmyłam też resztki makijażu, ale nowego nie zrobiłam. W ten sposób wyglądałam świeżo i dziewczęco, a jednocześnie jakbym nie spodziewała się gości. Nie mając na razie nic więcej do roboty usiadłam na fotelu i zaczęłam czytać książkę. Nie minęło jednak 5 minut jak usłyszałam dzwonek do drzwi. Przeczesałam jeszcze raz szybko palcami włosy i poszłam otworzyć. Tym razem żadnego zaskoczenia – na progu stał Wojtek.
- Co ty tu robisz? – zawołałam z uśmiechem. Fakt faktem, nieszczere zdziwienie, ale nie chciałam mu mówić o rozmowie z Martyną.
- Zmieniłem zdanie, chcę spędzić z tobą trochę czasu. Zareagowałem dzisiaj na twój widok tak a nie inaczej bo byłem w szoku, w ciężkim szoku. Przepraszam, jeśli cię uraziłem. Ale później sporo o tym myślałem, i zdałem sobie sprawę, że nie mogę cię odrzucać, ciebie – mojej jedynej szansy na prawdziwe szczęście.
- Co twoja narzeczona na to?
- Już nie jest moją narzeczoną. Wytłumaczyłem jej, że moje uczucia do ciebie są o wiele silniejsze niż do niej. Zrozumiała, życzy nam szczęścia.
- Naprawdę? To wspaniale! – zareagowałam szerokim uśmiechem. – Co tam masz w tych pudłach? – tym razem zaciekawienie nie było udawane.
- Masę wspólnych zdjęć, prezenty od ciebie, czekoladę i wino. Pomyślałem, że powspominamy no i wyjaśnisz mi to zniknięcie... a to wszystko przy dobrej butelce. Ale tobie już chyba dzisiaj alkoholu starczy – w jego głosie słychać było rozczulenie. I mnie to wzruszyło, nikt inny by tego nie zauważył, nauczyłam się dobrze maskować stan słabszego i mocniejszego podpicia, a jednak jak widać nie wszystkich da się na to nabrać. Urocze na swój sposób.
- Ohhh, daj mi spokój! Tak się stęskniłam, a ty chcesz oglądać zdjęcia i rozmawiać? Zwariowałeś! Chodź tu do mnie! – pociągnęłam go za sobą na podłogę i zaczęłam całować. Dawno nie czułam się tak bardzo na swoim miejscu jak w jego ramionach. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne i natarczywe, coraz bardziej czułam, że muszę jak najszybciej doznać spełnienia. Nagle poczułam dłonie Wojtka pod moją sukienką, powoli sunące w kierunku moich piersi a w końcu się na nich zaciskające. Chwilę później zdjął ze mnie wszystko co stanęło na jego drodze, czyli po prostu wszystko co na sobie miałam, i zacisnął swoje ciepłe i miękkie usta na moich sterczących już sutkach. Wtedy odpłynęłam całkowicie, ale nie pozostałam mu dłużna. Sięgnęłam dłońmi do jego spodni i zaczęłam mocować się z paskiem, ale jak zwykle miałam z tym problem, w końcu jednak mi się udało. On jednak zabrał moje ręce z okolic swojego krocza, i trzymając je w żelaznym uścisku nad moją głową dał mi jasno do zrozumienia, że teraz moja kolej na przyjemność. Powoli wytyczał językiem ścieżkę od moich piersi w dół, aż dotarł do wzgórka łonowego, tam zatrzymał się chwilę dłużej. Zaczął pieścić moje uda, jednocześnie całując, liżąc i ssąc okolice łechtaczki, omijając jednak ją samą. W końcu doczekałam się jednak jego języka i tam i... w tym momencie poczułam wstrząsający mną orgazm. Pierwszy tego wieczoru. Kiedy odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem zbliżyłam się do jego członka (kiedy on zdążył zdjąć spodnie?) i wzięłam go do ręki. Jego jęknięcie zadziałało na mnie tylko jak płachta na byka. Delikatnie wzięłam jego przyrodzenie do ust, i zaczęłam najpierw delikatnie a później coraz szybciej je ssać, masując przy tym ręką jądra. To może dziwne, ale ja naprawdę lubię to robić. Uwielbiam świadomość, że dostarczam partnerowi ogromnej przyjemności, daje mi to satysfakcję. Tym razem było tak samo. Po chwili Wojtek odciągnął mnie jednak od siebie, wziął na ręce, oparł o ścianę i patrząc mi w oczy wszedł we mnie. Dalej już nie jestem w stanie stwierdzić co się po kolei działo, zagubiłam się w plątaninie naszych rąk i nóg, w nieopisanej przyjemności, i wrażeniu, że cała reszta świata nie istnieje. Wiem, że nawet jeśli nie był to najlepszy seks w moim życiu, to na pewno najlepszy od czasu kiedy ostatnio to Wojtek był przyczyną moich orgazmów. A tej nocy przeżyłam ich później jeszcze kilka.
***
Kiedy się obudziłem na początku miałem problem skojarzyć gdzie jestem, dopiero po chwili poznałem sypialnię Julii i przypomniałem sobie wydarzenia dnia poprzedniego. Uśmiechnąłem się do siebie na ich wspomnienie. Sądząc po natężeniu światła wpadającego przez okno było już koło południa, spałem tak długo po raz pierwszy od... sam nie pamiętam kiedy. Całe szczęście, że jest sobota i nie zarywam pracy – pomyślałem. Sięgnąłem po telefon i zobaczyłem smsa od Martyny, po przeczytaniu pomyślałem tylko „hmm... ciekawe” ale nie przywiązałem do tego większej wagi. Chwilę potem zorientowałem się, że Julka nie leży obok mnie. Przez chwilę zelektryzowała mnie myśl, że może znowu zniknęła, że może odzyskałem ją tylko na tę jedną noc. Ale wtedy poczułem zapach jedzenia dochodzący z kuchni więc tam się udałem. Zobaczyłem moją ukochaną stojącą przy kuchence i robiącą jajecznicę. Musiała poczuć, że stoję za nią bo się odwróciła i tak pięknie uśmiechnęła..
- Na stoliku masz kawę. Ta pod oknem jest twoja – powiedziała do mnie wesoło. Znowu przypomniałem sobie smsa od Martyny, zmarszczyłem brwi, ale odrzuciłem od siebie te myśli i sięgnąłem po kubek z kawą, wypiłem prawie całą jednym haustem. Julia po chwili podała jedzenie i siadła naprzeciwko, zaczęła jeść również wypijając swoją kawę dosyć szybko.
- Juls?
- Mmm?
- Powiesz mi gdzie byłaś te 4 lata?
- Nie
- Miałaś kogoś w tym czasie?
- Na stałe nie
- A nie na stałe?
- Tylko partnerów na jedną, ewentualnie dwie noce.
- I nie powiesz mi gdzie byłaś? – zapytałem dopijając resztkę kawy
- Czy to naprawdę tak ważne?
- Tak, dla mnie bardzo.
- W Rosji
- Co tam robiłaś?
- Spełniałam marzenia zawodowe z gimnazjum – roześmiała się perliście
- O ile dobrze pamiętam zawsze chciałaś być lekarzem, i skończyłaś medycynę, do tego zawodu nie trzeba wyjeżdżać tak daleko.
- Owszem, ale w gimnazjum miałam inne marzenie, śmiałeś się wtedy ze mnie. Pamiętasz?
- Pamiętam tylko, że chciałaś być płatnym zabójcą, ale to chyba nie o to chodzi, hahaha. – Po tych słowach zobaczyłem jej minę, i zrozumiałem że chyba trafiłem w sedno. O cholera.
- A jednak – uśmiechnęła się smutno
- I co? Byłaś jak czarne charaktery na filmach? Czy zabijałaś niewiernych mężów na zlecenie bogatych żon? – fakt, szydziłem z niej, ale to była jedyna reakcja, na którą było mnie stać. No i przecież zawsze się z siebie naśmiewaliśmy.
- Nie. Zajmowałam się dyskretną likwidacją wysoko postawionych urzędników mogących zaszkodzić Rosji. Robiłam to na zlecenie państwa rosyjskiego.
- Jaaasne... i opowiadasz mi o tym radośnie przy śniadaniu. Serio się pytam co robiłaś paskudo mała – ale mówiąc to uświadomiłem sobie, czym ja się zajmuję w pracy i... że ona tu chyba nie jest w celach czysto towarzyskich.
- Już mi to bez różnicy. Po twojej minie poznaję, że się domyśliłeś. Zresztą sam wiesz co robisz w pracy i wiesz już co robiłam, a raczej robię ja. Za 20 minut będziesz trupem. W twojej kawie było wysokie stężenie mieszanki różnych trucizn. Dlatego przed rozmową upewniłam się, że wypiłeś chociaż połowę, ale ty od razu wypiłeś całą. Chcę ci wyjaśnić moje postępowanie. Wyjechałam tam pracować, bo kocham pieniądze, wiesz o tym, a płacą naprawdę świetnie. Naprawdę za tobą tęskniłam, naprawdę cię kocham. Jak usłyszałam, że masz być moim kolejnym celem prosiłam o darowanie ci życia – samą prośbą ryzykowałam swoje! Usłyszałam, że nie ma mowy, i że to ja mam cię zlikwidować, bo mam największą skuteczność przy mężczyznach. Gdybym odmówiła zabiliby mnie, a tobą i tak by się zajął ktoś inny, a ja za bardzo kocham życie. Jedyne co mogłam zrobić, to stworzyć taką mieszankę trucizn, żeby śmierć była bezbolesna i możliwie szybka. Tak też zrobiłam, nawet nic nie poczujesz. Tyle łez wylałam... żałuję że tam wyjechałam. Wiem, że bylibyśmy razem szczęśliwi, kocham cię, naprawdę. Ale to już niemożliwe. Przykro mi. – Wiem, że te wszystkie słowa były prawdziwe. Nie miała powodów żeby kłamać. I widziałem łzy w jej oczach, znów, tym razem byłem pewien, że są szczere. Czyli naprawdę mnie kocha, tęskniła. Jestem ważny. W tej sytuacji to może absurdalne, ale poczułem ciepło na sercu.
- Mi też przykro – w końcu odpowiedziałem
- Tobie? Powinieneś być wściekły albo załamany!
- Wściekły nie jestem, załamany tak, bo cię stracę, znowu. Ale przede wszystkim mi przykro, bo ci ufałem. A poza tym... Martyna też ma znajomości, rozgryzła cię, znalazła na jakichś serwerach służb specjalnych twoje zdjęcie i szczątkowe informacje, napisała mi smsa. Nie uwierzyłem ale... na wszelki wypadek zamieniłem nasze kawy. To ty wypiłaś tą spod okna, przeznaczoną dla mnie. To ty umierasz Julia... kochanie. Już nic nie mogę zrobić. Sama sobie „strzeliłaś w kolano”. Dlatego mi przykro. Żegnaj – powiedziałem. Pocałowałem ją ostatni raz w czoło i z bezgranicznym smutkiem w sercu wyszedłem z jej mieszkania, zostawiając ją przerażoną na krześle w kuchni.
***
Stoję w kościele i patrzę na leżące w trumnie ciało. Ciało jedynej kobiety, którą kiedykolwiek kochałem. Jedynej z którą naprawdę wierzyłem w szczęście. Patrzę na ciało kobiety, która chciała mnie z premedytacją zabić. Obok mnie stoi moja narzeczona – Martyna i trzyma mnie za rękę, ona jedna wie, że Julia nie popełniła samobójstwa, nie musiałem jej mówić, domyśliła się jak to było. Jesteśmy znów razem – za 8 miesięcy zostaniemy rodzicami. Czy jestem szczęśliwy? Nie. Straciłem prawdziwą miłość już na zawsze, co więcej ukochana kobieta chciała mnie zabić, jestem w związku z przymusu i żyję w ciągłym strachu, że znajdą mnie jacyś współpracownicy Julki, że moje dziecko zostanie pół-sierotą. Z tego powodu zaraz po pogrzebie wyjeżdżamy, wyprowadzamy się i zmieniamy nazwisko. Stojąc nad trumną stwierdzam jeszcze raz – nie, nie jestem szczęśliwy. Ale akceptuję moje życie. W tym okrutnym świecie trzeba umieć to robić.
Jak Ci się podobało?