Prowincjonalny folklor (IIb)
26 lutego 2023
Prowincjonalny folklor
15 min
Po pięciu minutach Gosia stęknęła:
– Pić…
Zszedłem do kuchni. Jedynym napojem bezalkoholowym, który tam znalazłem, był sok pomarańczowy. Ale jak mam go jej podać, jest rozkrzyżowana…
Na szczęście w którejś z szuflad znalazłem zakamuflowane opakowanie z resztką plastikowych słomek do napojów. Takich, które można załamać na karbowanej części. Dziś już ich nie sprzedają. Unia, ekologia itd.
Uniosłem Gosine łopatki i podłożyłem pod nie drugą poduszkę. Koniec słomki włożyłem do ust. Uniosła głowę i piła łapczywie, a ja dopracowywałem w głowie pewien pomysł.
Wypiwszy jakieś ćwierć litra, przerwała.
– Pij dalej. Regeneruj siły. Będą ci potrzebne – kusiłem.
Dała się namówić i pociągnęła jeszcze parę dużych łyków.
– W sumie to wolę wodę – oświadczyła.
– OK. Dać ci takiej z kranu?
– Nie pijam kranówy! W kuchni mam mineralną.
– Nie znalazłem.
– W pojemniku z napisem „PAPIER”.
No tak, to dlatego na nią nie trafiłem.
Po chwili przez słomkę ciągnęła cisowiankę.
– Pij dalej. Dobrze ci zrobi. – Realizowałem swój perfidny plan.
Niezbyt chętnie, ale piła.
– A teraz na drugą nóżkę! A może „za tatusia”, albo „za ciocię Basię”? Jak to było, gdy byłaś małą dziewczynką?
Uśmiech zadrgał na wargach.
– Za Pawełka, za Dorotkę – wymamrotała ze słomką w ustach.
– No to pij. Kim byli Pawełek i Dorotka?
– Rodzeństwo.
Wypiła jeszcze pół szklanki.
– Dobrze. To było za Pawełka. A teraz za Dorotkę.
Rozbawiona upiła jeszcze trochę. Z półtoralitrowej butelki ubyło ćwierć. Z sokiem to trzy czwarte litra. Z kolacyjnym winem to niemal półtora. Dobra nasza.
– To teraz zdrzemnij się chwilę.
Najpierw zainteresowałem się Gosinym wibratorem. Wyszukałem w smartfonie stronę producenta i w łazience sprawdziłem możliwości tej zabawki. Niestety, był dość głośny. Oddałem mocz, wziąłem elektryczną szczoteczkę do zębów, wszystkie podpaski i pędzel do pudru. W szufladzie nocnego stolika znalazłem ładowarkę; na wszelki wypadek niech wibrator się ładuje. Potem udałem się na rekonesans. W kuchennej zamrażarce brakło kostek lodu, choć zawierała kilka mrożonek. Hmm… Za to w piwnicy odkryłem żyłę złota: składzik z mnóstwem narzędzi, puszek z resztkami farb, wiaderek, kawałków tapet, folii, jakichś gum, wykładzin. Stary czajnik z dzióbkiem. Kuchenka turystyczna. Karimata. Śpiwór. Do sypialni wróciłem obładowany. Plan wydawał się realny. Usiadłem na parę minut, aby go uściślić.
Zrolowałem kołdrę, co odsłoniło nagość Gosi od piersi w dół. Puchaty wał pościeli powodował, że już na pewno nie mogła zobaczyć, co się dzieje po jego drugiej stronie. Miałem też nadzieję, że trochę stłumi szelesty mojej pracy w dolnej połowie materaca.
A na tej połowie rozpocząłem działalność, można powiedzieć, izolacyjną. Folią, poloplastem i podpaskami sprawiłem, że nie sposób było zasikać poduszki pod krzyżami ani materaca. Pod uniesione uda włożyłem znalezioną w piwnicy gumową matę z podwiniętymi w górę obrzeżami; zapewne kiedyś była wykładziną bagażnika samochodowego. W skodzie mam podobną. Tak uformowałem spływ, by co z niej ścieknie, trafiło do wiadra. Ręcznika kąpielowego, którego koniec doń zwisał, użyłem w roli drenu.
Budowa sceny zakończona.
Gosia spała, pochrapując regularnie. Nic jej nie obeszło zdjęcie kołdry. Super, ale teraz pora ją obudzić. Przechodzimy do spektaklu.
Zgodnie z moimi oczekiwaniami wychrypiała coś, co zidentyfikowałem jako „pić!”.
Podniosłem jej głowę i podetkałem słomkę wystającą z butelki cisowianki.
Piła początkowo normalnie, ale potem małymi łykami.
– Pij! Na pewno jesteś spragniona.
Wypiła jeszcze dwa. W butelce zostały jakieś dwie trzecie.
– Ha, ha, panie Mądry! Teraz będziesz musiał mnie rozwiązać – oznajmiła znienacka, wypluwając słomkę.
– Dlaczego?
– Bo mi się zachciało.
Plan działał.
– A jak nie?
– Jak nie, to się zsikam tu! – oznajmiła z zacięciem charakterystycznym dla półtora promila alkoholu we krwi. Tyle teraz powinna mieć po tym winie.
– Jak wypijesz tę butelkę do końca, to pozwolę ci się wysikać.
– Że niby półtora litra?
– Taka butelka.
– Żartujesz… Żartuje pan? Nie dam rady!
– Próbuj. Inaczej nic z tego.
– Ha, ha! Pół!
– Pij.
Piła. Z początku drobnymi łykami.
– Ale mi się chce już! Rany, nie wytrzymam!
– Jak chcesz szybciej sobie ulżyć, po prostu pij szybciej.
Widocznie jej przymulony alkoholem umysł zaakceptował tę sofistyczną poradę, bo faktycznie wody w butelce zaczęło ubywać w zwiększonym tempie. Ale i tak zostało jeszcze ponad pół litra.
– Ile jeszcze?
– Dwie szklanki.
– Cholera, nie dam rady.
– Powoli, mamy czas.
– Ja nie. Mnie się śpieszy. Długo nie wytrzymam.
– OK, to sikaj.
– Tu!?
– Tu.
– Od trzydziestu… Dobra, od trzydziestu siedmiu lat nie sikam w łóżku.
Zacząłem miziać wargi sromowe i łechtaczkę pędzlem do pudru. Lubrykant i jej zabawki erotyczne grzały się w misce z wodą.
– Co… Pan robi?
– A co byś chciała?
– Teraz tylko siusiu.
– Zobaczymy…
Miziałem dalej. Wkrótce zamieniłem pędzel do pudru na malarski. Był większy i miał sztywniejsze włosie. Gosia znosiła to dość obojętnie, popijając powoli. Tak minęły kolejne minuty, po których sięgnąłem po szczoteczkę do zębów z główką unurzaną w ciepłym lubrykancie. Zmiana narzędzia szybko przyniosła efekt – zaczęła ciągnąć dłuższe łyki wody i coś robiła z mięśniami pochwy, bo na zewnątrz można było zaobserwować efekty w postaci ruchu warg sromowych. W butelce ubywało; desperacja robiła swoje. Została może szklanka.
– Ile jeszcze? – zapytała niespodziewanie. Była wygięta podbrzuszem w górę, co ograniczało pojemność pęcherza. Rzeczywiście, parcie musiała odczuwać potężne! Jak ona to w ogóle wytrzymuje? Półtora litra i wciąż spływa więcej!
– Do skutku – odrzekłem zgodnie z prawdą. Lubrykantem umazałem sobie dłoń w gumowej rękawiczce (kochana pandemia, teraz wszyscy mamy pochowane po kieszeniach chirurgiczne rękawiczki!) i przeszedłem na masaż ręczny.
– Jakiego, kurwa, skutku!? Sikać mi się chce!!
– OK – powiedziałem spokojnie. Nie taki opór materii przełamywałem. Robiłem swoje. A ona, o dziwo, piła wodę! Czyżby miała zamiar rzeczywiście wypić całe półtora litra? Po prawie butelce wina i niemal półlitrze soku? Dwa i pół litra? Nie, to niemożliwe! Choćby nie wiem jak się starała, to za najdalej kwadrans wysika co najmniej półtora litra. Będzie fontanna!
– Dość już tego terroru! Rozwiązuj, bo siknę! – Wypluła słomkę, a ja zacząłem masować zwieracz odbytu i zapuszczać nażelowany palec do środka. Nie wiem, czy to się jej podobało, ale nie zaprotestowała. Po minucie popróbowałem z dwoma palcami. Chyba nie używała tego otworu do zabaw, bo było wąsko. Czy dildo wejdzie?
Weszło! A Gosia rzuciła się na łóżku tak, że gdyby nie sznury, zarobiłbym kolanem w twarz.
– Yyyy!! – ryknęła. – Wyciągaj!
– Dlaczego? – spytałem niewinnym głosem. – I kto? Tu jestem tylko ja, a ja na tykanie nie reaguję. Poza tym jeszcze ci się to spodoba.
– Spodoba, nie spodoba, ale teraz już na pewno nie wytrzymam! Uciska mi pęcherz! Rozwiązuj, kurwa!
– Nie przejmuj się.
Dalej robiłem swoje. Okraczyłem ją 69. Teraz do pracy nad jej łechtaczką zaprzągłem usta. Siłą rzeczy moja broda naciskała na wzgórek łonowy, co przenosiło się wprost na pęcherz.
– Ty skurwysynu! Ty terrorysto zbolały! Ty gnoju zarobaczony! Ty kutasie złamany! Ty płodzie niedonoszony! Ty pedale pierdolony! Ty satyrze rogaty! Ty knurze nieskrobany! Ty skunksie śmierdzący! Ty wszawy platfusie! Ty zgniły robaku! Ty… Ty… – zatkała się.
Muszę przyznać, że mi zaimponowała. Tyle wyzwisk! Nie ma to jak inteligentna kochanka! I przy każdym z nich rytmicznie podsuwała mi się do lizania i wsysania. Chciałem ją pochwalić, ale miałem zajęte wargi i język. Na pochwały przyjdzie czas potem. Na razie zintensyfikowałem pracę ust i dołożyłem kciuk do pochwy. Odpowiedziała szybszymi ruchami dupy. I kolejnymi „niegrzecznymi” wyrazami, teraz w innym rytmie.
– Chuj za… gwoż… dżo… ny, sza… tan trzy… roż… ny, gwał… ci… ciel je… ba… ny, szan… ta… ży… sta na… dę… ty, pur… cha… wa bez… list… na (? – Jest coś takiego?), wy… skro… bek spusz… czo… ny (? – Jaki?)…
Zamiast kciuka wsadziłem w pochwę wibrator. Na czwartym stopniu. Forum użytkowniczek zgodziło się, że piąty i szósty są zbyt intensywne. Pupa Gosi niemal podskakiwała. Musiałem pilnować, by nie wypchnęła dilda z odbytu. Skoro i tak trzymałem je ręką, zacząłem wsuwać i wysuwać w rytm jej podskoków.
– Sty… ro… pian gdań… ski (? – Że co?), so… li… da… ruch fran… cu… ski (? – A to ki diabeł?), eu… nuch tu… rec… ki…
Po tym epitecie powziąłem podejrzenie, że chyba zależy jej na żywym kutasie zamiast akumulatorowego. Ale tak pięknie tańczy dupą! Mam zakłócić rytm? Może w ostateczności, ale jeszcze nie teraz.
– Ścier… wo wo… ło… we, niech ci szczeź… nie, niech ci od… pad… nie, niech ci zgni… je, niech ci… się za… tka, niech ci…
I w tym momencie jej dupa zamarła w pląsie, a ja – spodziewając się tego – narzuciłem na jej krocze ścierkę do naczyń. Hamulce wreszcie puściły i fontanna moczu uderzyła w lniane płótno w jednym długim na kilka sekund bryzgu. Jego siła omalże nie zrzuciła tej osłony; musiałem ją podtrzymać. Potem – wraz z intensywnymi podskokami kupra (dildo siłą rzeczy też przesuwało się w odbycie) – Gosia tryskała mocnymi strugami. Jej okrzyki przestały być wulgarne, a stały się radosne; można by je uznać za śmiech zniekształcony jakimiś głoskami, które nic mi nie mówiły. Dla mnie najważniejsze było to, że jej radość jest tak intensywna i tak długa. A naprawdę była długa, same siki trwały blisko minutę, a skurcze pochwy, sądząc po znanych objawach, następne pół. W połowie akcji zmniejszyłem wibrator na dwa. W wyniku orgazmu końcówki nerwowe stają się wrażliwsze, co może wywołać ból. Odczekałem, aż skończy.
No to teraz się zabawimy!
Odrzuciłem kołdrę i usunąłem ścierkę z krocza. Kąpielowym ręcznikiem starałem się wchłonąć ciecz z gumowej podkładki; lepiej, żeby nie przelewała się po macie. Po tym wylądował w wiadrze. Kolejnym obtarłem z grubsza jej uda i cipę i, wciąż w pozycji 69, powróciłem do ssania łechtaczki. Jestem w tym dobry, a kobiecy mocz nigdy mi nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie. Dildo zostawiłem w spokoju; sama jego statyczna obecność pod spodnią ścianą pochwy wzmaga efekty drgań.
Byłem cierpliwy i wierzyłem w wibrator. I miałem nadzieję, że akumulator wytrzyma, ale na to nie miałem wpływu. W razie czego wprowadzę w życie plan awaryjny.
Na pożądany efekt moich zabiegów musiałem poczekać. Pierwsza jaskółka pojawiła się po trzech minutach. Było nią ledwo wyczuwalne naprężenie ud. Potem żołądź łechtaczki usztywniła się i już wiedziałem, że jestem na dobrej drodze. Wibrator na trzy.
Minęły kolejne minuty, gdy nabrałem pewności, że znowu jest jej przyjemnie. Upewniły mnie w tym znamiona lekkiego, acz rytmicznego naprężania jakichś mięśni wewnątrz niej. Przez dildo nie widziałem których; miałem nadzieję, że to te właściwe. Wibrator na cztery.
Za wcześnie! Rytmika naprężeń osłabła, w harmonię wdarł się fałsz. Szybko powróciłem do trójki.
– Nie! Więcej! – usłyszałem z tyłu.
Więcej to więcej. Dałem na sześć. Pal sześć (haha!) forum użytkowniczek, Gosia wie lepiej.
Na efekt nie musiałem długo czekać, wystarczyło kilka sekund. Dupa pode mną zaczęła ruchy w pionie. Nie mogła swobodnie podskakiwać, bo poduszka pod krzyżami i rozkraczenie wymuszone sznurem utrzymującym rozchylenie ud w kącie sto stopni bardzo to utrudniały, ale uznałem, że już niedaleko. Ręką sięgnąłem za siebie i zerwałem ręcznik z jej twarzy. Teraz miała przed oczami mój wypięty zad z moszną i kutasem na pierwszym planie. Trącałem nim jej coś tam, brodę albo nos, nie byłem pewien. Moje usta zintensyfikowały ssanie guzka łechtaczki; najważniejszy jest rytm. A ten nadawała ona. Bardzo wyraźnie!
Nie trwało długo, gdy najpierw nieśmiało polizała mój członek, a potem, już śmielej, objęła żołądź wargami. W odpowiedzi na te pieszczoty zgrubiał i wyprężył się. Zareagowała wzmożonymi ruchami miednicy i zabrała się za moje prącie śmielej. To ja też śmielej… i szybciej. Szybciej oboje. Moja śmiałość przejawiła się w tym, że rozpocząłem sztychy w jej gardło. Gosia wysuwała mnie z ust tylko na moment; nie wiedziałem, czy aby splunąć, czy wziąć wdech, ale najwyraźniej sama wsysała kutasa z rosnącym entuzjazmem, a i ruchy jej miednicy zyskały na amplitudzie. W reakcji i ja przyssałem się bardziej. Rypałem ją w usta, a może już w gardło, z coraz większą przyjemnością. Tak, o to chodzi! To jest moja nagroda!
Ale i jej. Znowu siknęła, zawibrowała mięśniami ud. Ja w odpowiedzi wepchnąłem się w jej buzię najgłębiej jak się dało; coś mi się w końcu należy za czwarty orgazm jednego wieczoru i za zasikanie mojej twarzy (bo wciąż ssałem jej łechtaczkę)! Nie przejęła się tym; pulsowała intensywnie. Ja też się nie przejąłem, że mój członek jest przyczyną jej dyskomfortu, bo czułem, że chyba chce go wypluć. Unieruchomiłem jej głowę między goleniami. Bez powodzenia usiłowała nią nadal kręcić i pracowała językiem czy może krtanią, ale to tylko mnie rajcowało. Wysunąłem się na moment do połowy, by umożliwić jej wdech, ale zaraz wbiłem się ponownie, a jej dolna część ciała wciąż miała skurcze. Powtórzyłem manewr w jej ustach. Po trzecim trysnąłem. Prosto w jej gardło. Pomagałem sobie drobnymi ruchami kutasa i ostatkiem logicznej świadomości zastanawiałem się, czy mnie wyrzuci z ust, wypluje. Liczyłem, że nie. Mój orgazm przedłużył jej; już zamierający taniec dupy zintensyfikował się na moment (piąty orgazm?), ale gdy skończyłem, skończyła i ona. Jej pupa bezwładnie opadła i to był koniec. Nasz wspólny koniec na dziś.
Usunąłem dildo i wibrator. Pozwoliłem jej ustom na swobodne oddychanie, ale się nie rozłączyłem. Nie miała nic przeciw temu i dalej żołądź w nich tkwiła. Byłem ciekaw, czy połknęła spermę, czy raczej zdecydowała się zmoczyć prześcieradło. Cóż – jej materac, jej wybór.
Wytrwałem tak minutę, dwie. Potem zlazłem z niej.
– Przez… pana, kurwa, mam zasikany materac.
– Materac jest suchy.
Zabrałem się za sprzątanie.
– Ja naprawdę nie cierpię na nietrzymanie moczu.
Widocznie nie usłyszała mojego zapewnienia, bo kontynuowała. Pijacka gadatliwość? Alkohol wpływa na chęć do zwierzeń.
– To było pierwszy raz, ale już nie mogłam, a pan mnie zmusił! Ale było bosko! Nigdy nie pozwoliłam mężowi na oral. Panu pierwszemu! Mało mnie pan nie udusił tym swoim organem! Wszyscy mają takie duże? Mój chyba nie miał. Nie wiem, bo robiliśmy to zawsze po ciemku. Nigdy go nie wzięłam do buzi… Nawet nie wiem, jak wyglądał we wzwodzie. …Kutas mojego męża, który rypał mnie siedem lat! A pana znam od kilku godzin i wiem, jak wygląda pański, wiem jaki ma kolor, jaki jest duży, że żyłkowany. Wszystkie takie są?… Znam smak pańskiej spermy… Kurwa!… Z panem miałam tyle orgazmów w jeden wieczór, ile z mężem w rok… I to może w pierwszy, bo w ostatnim żadnego.
Ale ją wzięło na gadanie! Z racji porządkowania „pobojowiska” musiałem na chwilę opuścić sypialnię. Gdy wróciłem, usłyszałem:
– Zostań na noc!… Jutro zrobię śniadanie, mam jajka, szynkę… Po prostu zostań…
Rozwiązałem sznury, które ją krępowały. Zareagowała westchnieniem ulgi. Drugim, gdy wziąłem poduszkę spod lędźwi, obróciła się wtedy na bok, a trzecim, gdy zgasiłem światło i wsunąłem się pod kołdrę. Przesunęła drugą poduszkę pod głowę, wtuliła się we mnie tyłem i chyba zasnęła. W zasadzie nie wiem, bo ja zasnąłem.
…
W wolne od pracy dni lubię spać długo. Pierwsze przebudzenie, jeszcze w nocy, spowodował hałas wody spuszczanej w łazience. Drugie przyniosło światło słońca wpadające przez okno. Trzecie Gosia opuszczająca łóżko. Po czwartym wstałem, umyłem się (nie miałem czym się ogolić, trudno) i zszedłem na dół. W uporządkowanym po wczorajszym wypadku salonie powitała mnie gospodyni w szlafroku i… laboutinach. Dostrzegłszy moją nagą postać (jak miałem wystąpić; nie miałem niczego poza nieświeżą bielizną i roboczą odzieżą), zdjęła szlafrok, obnażając ciało.
– Dzień dobry. Nie jest tak źle – powiedziała, z uśmiechem unosząc zranioną stopę. – Już prawie nie krwawi. Wystarczył plaster. Siadaj. Co chcesz na śniadanie? Pijasz kawę, czy herbatę? Chcesz jajecznicę? Może być na szynce. Albo jajka sadzone po angielsku?
– Kawę ze śmietanką. – Mleka wczoraj nie widziałem, ale śmietankę miała w lodówce. – I takie jajka, jakie sama jadasz. Zrób dla nas obojga.
Na stole już stał koszyk przykryty serwetką oraz masło. Robiła jajecznicę na szynce, a ja z przyjemnością przypatrywałem się jej ruchom przy patelni. W laboutinach średnio jej szło. To wymaga treningu, talentu i ćwiczeń, ale je wzuła, stara się… W końcu ma kontuzjowaną stopę, więc nie bądź zbyt wymagający – mitygowałem się. Mało kto może spełnić moje wygórowane standardy kobiecego stawiania nóg.
Nalała kawy, zdjęła serwetkę z koszyka z chlebem, rozłożyła jajecznicę na talerze. Jejku! Na moją porcję wyszło chyba z dziesięć jajek! Siadła na krześle z dodatkową poduszką. Widząc, że to zauważyłem, wyjaśniła:
– Trochę mnie pośladki bolą po wczorajszym. (– Czy to dlatego tak nieładnie chodzi?) Nie pamiętam, kiedy ostatni raz dostałam lanie… Mój mnie kilka razy uderzył, ale w twarz. W końcu mi się to znudziło i się rozwiodłam. Ale po dupie…? To jakoś inaczej! Teraz myślę, że jakby mnie lał po dupie, jak ty, to nie wiem, czybym się rozwiodła.
– Masz mi mówić per pan.
– Dlaczego? Takiś dumny?
– Jak będziemy się publicznie kontaktować, na przykład w Domu Samopomocy, i przez zapomnienie zwrócisz się do mnie per ty, to cały R. na drugi dzień będzie wiedział o naszym intymnym stosunku. Schowałaś mój samochód, więc tego nie chcesz. Dlatego masz odruchowo zwracać się do mnie per pan. Zawsze.
Zrozumienie potwierdziła powolnym skłonem głowy i lekkim uśmiechem.
– Chciałam powiedzieć, że z… z panem było jakoś inaczej.
– Wiem. W pośladkach jest dużo mięśni i ich ukrwienie przenosi się na pochwę. To kobiety rajcuje. Niewłaściwe zachowanie było tylko pretekstem, bo w istocie była to gra wstępna.
– Dobry pan jest. A dzisiaj? Będzie druga „gra wstępna”?
– Nie będzie.
– Szkoda… W łóżku obrażałam… pana… jakimiś inwektywami. Czy mam za to przeprosić, czy… Może jednak znowu złoisz… złoi mi pan dupę? Możemy to odłożyć w czasie…
– Nie było inwektyw; to były słowa miłości. Niezbyt typowe, przyznaję, ale tak je odczytałem.
Wybałuszyła oczy.
W połowie śniadania zapytała:
– Jak to zrobiłeś, że łóżka nie zmoczyłam?
– Jak to pan zrobił…
– Więc co pan zrobił z tym zasikanym łóżkiem, że pozostało suche?
– To moja inżynierska tajemnica. W łazience znajdziesz „tajemnicze” przedmioty. Guma i wiadro są do umycia, dildo i wibrator też. Ręczniki do prania. Folia i reszta do wyrzucenia.
– Dolać kawy?
– Tak, poproszę.
Dolała, a potem, zjadłszy kolejny kęs bułki, zapytała, płoniąc się jak licealistka:
– Czy to koniec?… Czy odwiedzisz… odwiedzi mnie pan jeszcze? W mojej sypialni? Przyrzekam już nie tłuc więcej szklanek… Chociaż gdyby to miał być warunek, tłukłabym tuzinami!
– Nigdy nie wiadomo, co przysłuży się miłości. Wczoraj była to rozbita szklanka. Ja w seksie lubię niespodzianki i nowości. Mam numer twojej komórki. Jeśli zatęsknię za kimś, kogo znam, albo za karkówką serwowaną przez nagą panią dyrektor Domu Samopomocy w R., to zadzwonię. Nie sądź jednak, że będę stałym dodatkiem do twojego życia. Każdy ma swoje; ty masz i ja mam.
…
Opuściłem R. wkrótce po śniadaniu. Ale nie był to mój ostatni kontakt z prowincjonalnym folklorem tego miasta.
Jak Ci się podobało?